W dniach 15-17 października w Warszawie, odbędzie się 15. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej „Ad Libitum” 2020

Podczas trzech dni festiwalu w Sali im. Wojciecha Krukowskiego, Laboratorium przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, usłyszymy 8 koncertów i będziemy świętować aż dwa jubileusze.

W dniach 15-17 października w Warszawie, odbędzie się 15. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej „Ad Libitum” 2020. Trzy dni festiwalu w Sali im. Wojciecha Krukowskiego, Laboratorium przy Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski to 8 koncertów i aż dwa jubileusze.

Na Festiwalu Ad Libitum 2020 gościć będą polscy improwizujący muzycy i zespoły specjalizujące się w improwizacji. Jazz i swobodną improwizację reprezentować będzie trio RGG (jubileusz 20-lecia istnienia formacji), muzykę nową i improwizowaną – renomowany Hashtag Ensemble i Spontaneous Chamber Music. Wystąpią także muzycy z innych krajów, mieszkający i tworzący w Polsce – francuski kontrabasista Sébastien Beliah wraz z argentyńskim improwizatorem i kompozytorem Maxem Boberem. Polskie improwizatorki i kompozytorki, związane swoimi zawodowymi planami z Nowym Jorkiem (Nina Fukuoka), Berlinem (Martyna Poznańska), Aarhus (Olga Szymula), połączą swoje artystyczne działania we wspólnym koncercie/performansie. Usłyszymy polskich kompozytorów różnych generacji (Sławomir Kupczak, Anna Sowa, Andrzej Kwieciński), którzy we współpracy z Hashtag Ensemble stworzą utwory z otwartymi na improwizację partiami dla muzyków zespołu. Gośćmi Festiwalu będą także takie artystyczne osobowości, jak Rafał Mazur (20 lat na scenie muzyki improwizowanej), Dominik Strycharski, Artur Majewski, Marta Grzywacz, Paweł Szpura i Łukasz Kacperczyk.

Kontynuacją misji edukacyjnej będą warsztaty z wykorzystaniem metod improwizacji dyrygowanej z młodzieżą Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych przy ul. Bednarskiej – Orkiestra komunikatowa, poprowadzi znakomity altowiolista, improwizator i kompozytor Patryk Zakrocki (14 -16 października, Sala Edukacyjna)

Wszystkie wydarzenia będą transmitowane na żywo, na stronie
ad-libitum.pl

 

Program festiwalu:

14, 16 października, Sala Edukacyjna

Warsztaty z wykorzystaniem metod improwizacji dyrygowanej z młodzieżą Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych przy ul. Bednarskiej – Orkiestra komunikatowa. Prowadzenie – Patryk Zakrocki

Na przekór tradycji kształcenia młodych instrumentalistów, według której uczniowie rozwijają się wyłącznie poprzez odtwarzanie tego co zapisane w nutach, Patryk Zakrocki zaprasza młodzież do twórczych poszukiwań w obszarze improwizacji. Użyje w tym celu swojego autorskiego zastosowania metody conduction, czyli dyrygowania znakami – komunikatami. Warsztaty mają za zadanie uformować zespół młodych muzyków i otworzyć ich na rozmaite nietradycyjne techniki wykonawcze, wykorzystując metody improwizacji dyrygowanej. Tak stworzona Orkiestra komunikatowa wystąpi wraz z Patrykiem Zakrockim w finale Ad Libitum.

Czwartek, 15 października, godz. 19:00
on-line i w projekcji w Sali im. Wojciecha Krukowskiego, Laboratorium

Duet Sébastien Beliah, kontrabas / Max Bober, skrzypce

Pochodzą z Francji i Argentyny, lecz spotkali się w Warszawie i współtworzą tu miejscową scenę improwizacji. Grają razem przeróżne rzeczy – od intuicyjnych, akustycznych duetów, poprzez kompozycje muzyki eksperymentalnej i konceptualnej (zarówno utwory cudze, np. Phillipa Cornera, jak i własne), po improwizacje w szerszych składach, lub z towarzyszeniem elektroniki. Tym razem spotykają się w specjalnie zarejestrowanej dla Ad Libitum sesji, która ma na festiwalu swą premierę w formie wideo.

Nina Fukuoka, Martyna Poznańska, Olga Szymula – improwizacje wzajemne

Trzy artystki mieszkające w tej chwili poza Polską, lecz przecież współtworzące współczesną polską muzykę eksperymentalną. Kiedy pandemia zatrzymała w bezruchu świat, pomyśleliśmy, by przeciwstawić się temu siłą współpracy przekraczającej granice. Stąd pomysł sztafety, w której artystki związane dzisiaj z Nowym Jorkiem, Berlinem i Aarhus wzajemnie improwizują na bazie swoich istniejących utworów. Każda z artystek oddała jedną ze swych wcześniejszych kompozycji w ręce innej, aby ta przygotowała swą improwizację. I tak Nina Fukuoka wzięła na warsztat Aaaa-uuuh–a sonic trajectory through different expressions of how the environment thinks Martyny Poznańskiej, ta z kolei pochyliła się nad The subject a human is Olgi Szymuli, która zaś improwizuje do The Last Of Us, jednego z segmentów 6-częściowej partytury wideo SINGLE PLAYER Niny Fukuoki. Pomiędzy remiksem a improwizacją do istniejącej kompozycji jest całe pole możliwości. Całość przedsięwzięcia zostanie zaprezentowana jako trzyczęściowe wideo w premierowym pokazie na festiwalu.

Piątek, 16 października, godz.19.00 
Sala im. Wojciecha Krukowskiego, Laboratorium

Duet Artur Majewski, trąbka / Rafał Mazur, akustyczna gitara basowa

20 lat na scenie muzyki improwizowanej. Niemal od początku związany z festiwalem Ad Libitum. W tym czasie Rafał Mazur stał się jednym z najważniejszych mistrzów tej dziedziny muzycznej nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Grał i gra z największymi, m.in. z Joëlle Léandre, Guillermo Gregorio, Satoko Fujii czy w końcu Lawrencem D. „Butch” Morrisem. Tym razem z goszczącym po raz kolejny na festiwalu Ad Libitum Arturem Majewskim.

Spontaneous Chamber Music – Anna Gadt, głos / Anemie Osborne, wiolonczela / Marcin Olak, gitara / Patryk Zakrocki, altówka

Spontaneous Chamber Music powstał podczas dziewiątej edycji Ad Libitum, tuż po tym jak na jednej scenie spotkali się Marcin Olak i Patryk Zakrocki. Przez pięć lat nieprzerwanego istnienia duet z sukcesami zapraszał do współpracy tak różnych muzyków, jak Mikołaj Wielecki i Agustí Fernandez, a w swoim najnowszym, trzecim wcieleniu, holenderską wiolonczelistkę Annemie Osborne oraz wybitną improwizującą wokalistkę Annę Gadt.

Dominik Strycharski, flety / Paweł Szpura, perkusja / Łukasz Kacperczyk, syntezator modularny

Intrygująca muzyka będąca ratunkiem dla przeładowanego mózgu to być może najlepiej oddający stan rzeczy opis muzyki, jaką gra trio Strycharski/Kacperczyk/Szpura. Eksperyment z elektroniką, akustycznymi brzmieniami fletów prostych i perkusyjnymi splotami rytmu. Ponad stylami, ponad tym co zwykliśmy myśleć o twórczej kreacji, muzyka dzisiejszych czasów in statu nascendi.

Sobota, 17 października, godz. 19:00
Sala im. Wojciecha Krukowskiego, Laboratorium

Orkiestra komunikatowa pod kierunkiem Patryka Zakrockiego

Finał festiwalu otwiera Orkiestra komunikatowa stworzona w czasie dwudniowych warsztatów przez realizującego takie przedsięwzięcia znakomitego altowiolistę, improwizatora i kompozytora Patryka Zakrockiego.

Hashtag Ensemble z udziałem kompozytorów: Sławomira Kupczaka, Anny Sowy, Andrzeja Kwiecińskiego

Kolektywna improwizacja Hashtag Ensemble z kompozytorami Sławomirem Kupczakiem i Anną Sową oraz improwizacja na kanwie a 6 [+1] Andrzeja Kwiecińskiego
Po międzynarodowym sukcesie utworu Halny Sławomir Kupczak ponownie wziął na warsztat improwizację i oplótł ją swoją wysublimowaną partią elektroniczną. Wspólnie z zespołem improwizować będzie również Anna Sowa, która rzemiosło kompozytorskie szlifowała m.in. w Szanghaju i Bazylei. Wisienką na torcie występu Hashtag Ensemble będzie działanie innowacyjne w swym formacie. Improwizacja stanie się tu kolejną warstwą już istniejącego utworu – ciaccony a 6 [+1] Andrzeja Kwiecińskiego, która sama powstała jako przetworzenie XVII-wiecznej ciaccony Tarquinia Meruli. Efektem więc będzie podwójny muzyczny palimpsest.

Trio RGG – Łukasz Ojdana, fortepian / Maciej Garbowski, kontrabas / Krzysztof Gradziuk, perkusja, z udziałem improwizatorów: Marty Grzywacz, Artura Majewskiego, Dominika Strycharskiego

RGG to więcej niż fortepianowe trio, to band złożony z wybornych improwizatorów, których zaproszenia przyjmują m.in. takie sławy jak Evan Parker, Trevor Watts czy Samuel Blaser. To z nimi pod koniec życia chciał grać i grał Tomasz Stańko. Wywodzą się z jazzu, ale w swojej muzyce idiom ten poszerzyli bardziej niż którykolwiek inny jazzowy zespół w Polsce. Ich występ festiwalowy rozpoczyna świętowanie jubileuszu 20-lecia istnienia formacji.


Organizator: Fundacja Polskiej Rady Muzycznej
Partnerzy: Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Portal Jazzarium, Ruch Muzyczny
Patroni medialni: Dwójka Program 2 PR, Glissando i TVP Kultura
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca
Festiwal współfinansuje Miasto stołeczne Warszawa

Lawon Wolski: W czasie komunizmu było więcej wolności na Białorusi niż teraz. Teraz wszystko jest zakazane

Lawon Wolski o wolności na Białorusi i w ZSRR oraz o białoruskiej niezależnej scenie muzycznej.

Lawon Wolski wspomina swój niedawny występ w Polsce na koncercie Solidarni z Białorusią. Można było na nim poczuć wolność, której w jego kraju dawno nie czuć- wskazuje. Muzyk wspomina czasy Związku Sowieckiego. W latach 80. zaczynał swoją działalność muzyczną. Stwierdza, że

Było wtedy więcej wolności. Nie było tylu OMONowców, siłowików. Teraz mamy taką sytuację, że nic nie wolno.

Artysta zdradza, że boi się wracać do swej ojczyzny, jednak po występach w Polsce wróci na Białoruś. Mówi o niezależnej scenie muzycznej na Białorusi. Obecna jest ona w Internecie, gdyż ciężko jest z koncertami publicznymi.

W Mińsku mamy tylko dwa małe klubiki i jeden duży.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Uroczysty Koncert Muzyki Polskiej – Polonia in musica w Świątyni Opatrzności Bożej

26 września 2020 roku o godz. 18:00 w Świątyni Opatrzności Bożej na warszawskim Wilanowie będzie miał miejsce uroczysty koncert Muzyki Polskiej – Polonia in musica.

 

Wydarzenie odbędzie się pod Patronatem Honorowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. 

Celem tego wyjątkowego przedsięwzięcia jest przypomnienie o wyjątkowości dziedzictwa kultury polskiej.

W programie koncertu znajdą się utwory wybitnych twórców XIX i XX stulecia zarówno Polaków, jak i uznanego na świecie kompozytora Jacques-Alphonse De Zeegant’a (Belga), którego symfonia Resurrectio Poloniae poświęcona jest pamięci polskich bohaterów.

W koncercie udział wezmą: Płocka Orkiestra Symfoniczna im. W. Lutosławskiego, Chór Akademicki Uniwersytetu Warszawskiego, Jan Miłosz Zarzycki (dyrygent), a także soliści: Alicja Gala (sopran), Aleksander Kunach (tenor), Joanna Marcinkowska (fortepian).

Na program koncertu złożą się utwory: Warszawianka – Karola Kurpińskiego, Mazur z opery Straszny Dwór, Uwertura Bajka – Stanisława Moniuszki, Fantazja na tematy polskie – Fryderyka Chopina oraz prawykonanie symfonii Resurrectio Poloniae – specjalnie skomponowanej na to wydarzenie przez Jacques-Alphonse De Zeegant-a.

Na koncert zaproszeni zostaną przedstawiciele środowisk politycznych i artystycznych naszego kraju. Oficjalne zaproszenie wystosujemy także do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Poza oficjalnymi gośćmi, uczestnikami koncertu będą mieszkańcy Warszawy z różnych grup wiekowych, dlatego w programie koncertu znajdą się symboliczne, historyczne utwory związane z polską tradycją wolnościową takich kompozytorów jak: K. Kurpiński, S. Moniuszko, F. Chopin, ale i wspaniała symfonia odwołująca się do pamięci o polskich bohaterach autorstwa J. A. De Zeegant-a.

Wierzymy, że koncert będzie nie tylko wydarzeniem familijnym, ale zapadnie w pamięci jako wydarzenie historyczne o głębokich walorach edukacyjnych.

Okolicznościowy plakat i logotyp zaprojektował, znany malarz, grafik i rysownik – Piotr Młodożeniec.

Głównym organizatorem wydarzenia jest Fundacja Editions Spotkania założona w 2015 roku przez Piotra Jeglińskiego, działacza opozycji demokratycznej czasów PRL, który po wyjeździe do Paryża w 1978 roku stworzył wydawnictwo „Editions Spotkania” wydające książki zakazane w PRL. Fundacja poprzez organizację wydarzeń kulturalnych i promocję polskiej kultury krzewi postawy patriotyczne, szczególnie w młodym pokoleniu Polaków.

Fundacja w 2018 roku zorganizowała w Pałacu Inwalidów w Paryżu podobne wydarzenie europejskiego wymiaru, we współpracy z Musée de l’Armée (Muzeum Wojska) uroczysty koncert upamiętniający 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, który odbił się szerokim echem w mediach krajowych i zagranicznych.

Mecenasem tegorocznego Koncertu jest PKN ORLEN firma, która aktywnie wspiera ważne dla polskiej kultury inicjatywy. 

Partnerami Koncertu są Fundacja PZU, Centrum Opatrzności Bożej oraz BOŚ Bank, a Polskie Radio, TVP 3 Warszawa oraz magazyn Zwierciadło objęły to wydarzenie patronatem medialnym.

Zapraszamy do śledzenia informacji na FB

https://www.facebook.com/Polonia-in-musica-koncert-628489501111879

oraz www http://fundacjaes.pl

 

Paulina Wróblewska: Jeśli już nie możesz mówić, zaczynasz śpiewać, jeśli śpiew nie wystarcza – zaczynasz tańczyć

Myślę, że odnalazłabym się w latach pięćdziesiątych. Utwory te mają wartościową treść, są dowcipne, bogate w metafory i instrumentarium, melodyjne – są piękne. Darzę tę muzykę ogromnym szacunkiem.

Sławek Orwat, Paulina Wróblewska

Zdjęcia z archiwum Pauliny Wróblewskiej

Kutno kojarzy mi się najbardziej z corocznym Świętem Róży, a muzycznie z hałaśliwym Rock and Rose na kutnowskim Józefowie. Od kiedy śpiewasz i w jakim stopniu wzrastanie właśnie w tym mieście pomogło Ci w starcie do kariery artystycznej?

Zawsze głośno powtarzam, że Kutno jest miastem róż! Jak na niewielkie miasto (poniżej 50 tysięcy mieszkańców), jest bogate kulturalnie. Kutno to także Ogólnopolski Konkurs Piosenek Jeremiego Przybory „Stacja Kutno”, Konkurs Literacki im. Szaloma Asza, Letni Festiwal Muzyczny, Centrum Teatru Muzyki i Tańca z rozmaitym repertuarem koncertowym. I chyba właśnie to, że zawsze znajdzie się pretekst do kulturalnego wydarzenia, zachęca młodych ludzi do udzielania się w nich. Trafiłam do Młodzieżowego Domu Kultury, w którym od szkoły podstawowej śpiewałam. Równolegle uczyłam się w Szkole Muzycznej im. K. Kurpińskiego gry na skrzypcach, następnie w klasie wokalu klasycznego. Razem z moimi zdolnymi koleżankami, kolegami z MDK występowaliśmy podczas lokalnych wydarzeń, braliśmy udział w festiwalach wokalnych ogólnopolskich i międzynarodowych, uczestniczyliśmy w warsztatach wokalnych. To był czas częstych podróży, poznawania nowych ludzi, nawiązywania przyjaźni, które trwają do dziś. Oczywiście jestem wdzięczna rodzicom za wsparcie, zaangażowanie i możliwość rozwoju muzycznego. Rodzina najwierniejszym i najszczerszy fanem!

Ukończyłaś Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia im. K. Kurpińskiego w klasie skrzypiec i śpiewu klasycznego. Wybrałaś jednak wydział aktorski w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie – specjalność: aktorstwo teatru muzycznego. Musical łączy w sobie trzy dziedziny – taniec, śpiew i aktorstwo. Czy wszystkie te elementy są dla Ciebie tak samo ważne, czy masz swego faworyta?

Akademia chyba mi się przytrafiła. Już tłumaczę. Mój pierwszy rok studiów to dziennikarstwo i komunikacja społeczna na UKSW. Na początku celowo nie zgłosiłam się na egzaminy do żadnej artystycznej uczelni. Myślałam, że muzyczne działania, które tak bardzo lubię, będę mogła wykonywać po zajęciach, w międzyczasie… szybko okazało się, że zaczęłam tęsknić. I po roku dziennikarstwa postanowiłam zdawać na wokalistykę jazzową w Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach. Nie dostałam się (dzisiaj twierdzę, że tak miało być). Przyjaciel powiedział mi o nowym kierunku studiów na wydziale aktorskim w Akademii Teatralnej w Warszawie, że ogłosili nabór i powinnam spróbować. Pomyślałam: „OK, skoro już tu jestem, to trzeba iść za ciosem!”. Chciałam, ale jedyne moje doświadczenie aktorskie to były przedstawienia szkolne, a praca przed kamerą – udział w dwóch programach muzycznych. Peszyło mnie też, że „być aktorką i piosenkarką” to marzenie małej dziewczynki… Na szczęście podeszłam do egzaminów, na szczęście się dostałam.

Egzaminy do szkoły teatralnej to jeden z najbardziej ekscytujących momentów studiów. Patrzy na ciebie grupa aktorów; część kojarzysz z seriali, część z teatru, części nie kojarzysz, ale wszyscy wyglądają bardzo surowo i uważnie cię obserwują. Następnie dowiadujesz się, że przechodzisz do kolejnego etapu i do kolejnego, i wciąż nie wiesz, czego się spodziewać i co o tobie myślą. Podczas studiów wiele tych tajemnic udaje się rozwiązać, ale nie wszystkie. I to jest w dziedzinach artystycznych najpiękniejsze – wiele zaskoczeń, niewiadomych, spontaniczności…

Zdecydowanie uważam, że śpiew jest moją najmocniejszą stroną. Na szczęście można te wszystkie umiejętności łączyć. (…)

Śpiewasz w projekcie Moja Alabama z utworami z repertuaru Ludmiły Jakubczak, natomiast w Studiu Piosenki Teatru Polskiego Radia wystąpiłaś z piosenkami Piotra Szczepanika. To bardzo cenne, kiedy młodzi artyści czują artystyczną więź z przebojami pokolenia ich dziadków. Skąd u Ciebie wziął się sentyment do tamtych lat i czy masz w planie przypomnieć nam kolejnego ówczesnego artystę?

Gdy mi Ciebie zabraknie było ulubioną piosenką mojego dziadka, którego niestety nie poznałam. A babcia miała gramofon i płytę winylową z utworami Ludmiły Jakubczak. Ponadto od dziecka brałam udział w konkursach wokalnych, gdzie bardzo często śpiewało się polskie piosenki powojenne. Utwory te mają wartościową treść, są dowcipne, bogate w metafory i instrumentarium, melodyjne – są piękne. Darzę tę muzykę ogromnym szacunkiem, słucham w samochodzie, w domu. Przy utworach Ludmiły Jakubczak, Marii Koterbskiej, Nataszy Zylskiej można przenieść się lata wstecz. Muzyka powinna nas poruszać, bawić, zmieniać – i tak właśnie jest w tym przypadku. Odnoszę wrażenie, że odnalazłabym się w latach 50., że za późno się urodziłam, ale wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Oczywiście mam pomysł na kolejny repertuar, tak jak mam pomysły na swoje utwory, ale tym razem będę szukać pomocy organizacyjnej, finansowej, zaufanej osoby, która pomoże w reżyserii. Do udziału w koncercie Studiu Piosenki Teatru Polskiego Radia zostałam zaproszona przez pana Janusza Gasta z Polskiego Radia po premierze Mojej Alabamy. Repertuar był narzucony, ale przemyślany. W końcu aktywność muzyczna Ludmiły Jakubczak i początek kariery Piotra Szczepanika to lata 60. XX wieku, więc mamy muzyczne pokrewieństwo.

Nieobcy jest Ci także klasyczny musical. Przed dwoma laty wystąpiłaś na deskach Teatru Rampa w Oto Oliver Twist w reżyserii Teresy Kurpias-Grabowskiej. Musicale w ostatnich dekadach powoli, acz skutecznie wypierają z repertuarów teatrów muzycznych operetkę. Jaka forma łącząca ze sobą śpiew i choreografię będzie dominować w najbliższych latach i w jakich przedstawieniach czujesz się najlepiej?

Mamy na mapie Polski kilka ważnych musicalowych miejsc, jak Teatr Muzyczny Roma, Teatr Rampa, Syrena – w Warszawie, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Teatr Muzyczny w Łodzi, w Gdyni, w Poznaniu i wiele innych. Teatry dramatyczne mają w swoim repertuarze spektakle muzyczne. Moim zdaniem muzyka, śpiew, taniec są pięknymi nośnikami emocji. Jeśli już nie jesteś w stanie mówić, to zaczynasz śpiewać, jeśli śpiew nie wystarcza w wyrażeniu emocji – zaczynasz tańczyć. To zjawiskowe połączenie.

Osiągniecie perfekcji (jeśli w ogóle jest możliwe) to ciężka praca. Trzeba się napracować, napocić, ćwiczyć godzinami, żeby twoja gra, czynność, którą wykonujesz na scenie, wyglądała naturalnie, aby widz nie męczył się razem z tobą. Aktorstwo, wokalistyka, taniec to rzemiosło i ciągła praca, ale jakże satysfakcjonująca! (…)

Grand Prix na Encore Kaczmarski Festival, finalistka 22 Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, wyróżnienie na 55. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie i III miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenek Jeremiego Przybory „Stacja Kutno” świadczą o tym, że jesteś artystką nie tylko w Polsce rozpoznawalną, lecz także szanowaną. Jak te dowody uznania wpływają na ilość koncertów oraz udział w projektach artystycznych?

To za dużo powiedziane, ale bardzo miłe. Artystyczne życie nie jest regularne. U mnie regularnością jest różnorodność projektów, a ich ilość zapewnia mi stabilizację. Część koncertów odbywa się co weekend, trafiają się pojedyncze w tygodniu, kilka dni w spektaklowych w miesiącu, czasem dzień zdjęciowy, warsztaty, festiwale i okazuje się, że nie ma tygodnia bez pracy, która jest moją pasją. Nawet jeśli nie są to (jeszcze) moje autorskie projekty, wszystko obraca się wokół sfery artystycznej. I to lubię!

Cały wywiad Sławka Orwata z Pauliną Wróblewską pt. „Muzyka, śpiew, taniec są pięknymi nośnikami emocji” znajduje się na s. 17 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Sławka Orwata z Pauliną Wróblewską pt. „Muzyka, śpiew, taniec są pięknymi nośnikami emocji” na s. 17 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śp. Romuald Lipko zostawił nam coś wspaniałego, koszyczek z pięknymi piosenkami”. Tomasz Zeliszewski w Radiu WNET

Było nam wszystkim źle. Nie rozumiem takich sytuacji. Być może trzeba to zostawić i robić dalej swoje – mówi perkusista o braku zaproszenia Budki Suflera na koncert wspomnieniowy śp. Romualda Lipki.

 

Tomasz Zeliszewski w 1975 roku został perkusistą Budki Suflera. Jest autorem tekstów do wielu utworów zespołu, m.in. „Cały mój zgiełk”, „Czas czekania, czas olśnienia”, „W niewielu słowach”, „Jeden raz”, „Bez aplauzu” oraz wszystkich tekstów na wydanym w 1995 roku albumie Noc.

Poza grą na perkusji w zespole Budka Suflera pełnił też funkcję menedżera. W marcu 2011 roku został również managerem zespołu Bracia. W 2015 roku założył zespół Wieko, w skład którego weszli również Mieczysław Jurecki, Ryszard Sygitowicz, Jacek Królik, Robert Chojnacki oraz Grzegorz Kupczyk.

Fot. fryta73, Flickr

Tomasz Zeliszewski mówi o tym, że niezaproszenie zespołu Budka Suflera na koncert upamiętniający śp. Romualda Lipkę to absurd:

Było nam wszystkim źle. Nie rozumiem takich sytuacji. Być może trzeba to zostawić i robić dalej swoje.

Muzyk zapewnia, że dziedzictwo śp. Romualda Lipki nie zostanie zaprzepaszczone:

Romcio zostawił nam coś wspaniałego, koszyczek z pięknymi piosenkami

Perkusista zapowiada płytę Budki Suflera, utwory powstaną do tekstów wybitnych autorów.

Gość Tomasza Wybranowskiego wspomina występ na pogrzebie Romualda Lipka:

Przemknęła przeze mnie wtedy myśl: dobrze, że nie śpiewam, bo nie dałbym rady. To były niesamowite emocje.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Tomaszem Zeliszewskim:

 

OREADA to nimfa górska uwięziona przez pięciu zbirów we wsi pod Łodzią. Wspólnie tworzą muzykę, która niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Ich koncerty to podróże w świat tajemnicy i przygody. Podczas muzycznych wypraw OREADA wyciąga z człowieka to, co głęboko w nim ukryte.
Grupa prezentuje FolkOFF. Autorskie kompozycje i teksty inspirowane są przyrodą, kulturą ludową i naturą człowieka. Zespół powstał w 2016 roku i zagrał ponad 90 koncertów – wystąpił m.in. na Festivalu v ulicích w Czechach, Slot Art Festival 2018, w Studiu Koncertowym Radia Gdańsk, Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. A. Osieckiej czy w Studiu Koncertowym im. H. Debicha w Łodzi. OREADA to laureat wielu ogólnopolskich konkursów, zwycięzca SOUNDEDIT SPOTLIGHT 2019, Konkursu „PIOSENKARNIA” 2017 czy Festiwalu „YAPA” 2017, a także zdobywca wyróżnienia Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie.

W skrócie – OREADA przyjeżdża ze wsi i po prostu robi muzykę.

Skład formacji:

Kamil Kaźmierczak – perkusja
Maciej Kłys – gitara basowa
Kacper Bienia – akordeon, instrumenty klawiszowe
Kasia Biesaga – śpiew, flety
Mateusz Jędraszczyk – gitara
Adam Marańda – skrzypce, śpiew

Fot. Fanpage na Facebooku zespołu Oreada

 

Katarzyna Biesaga opowiada, że wraz z zespołem Oreada latem zagrała kilka koncertów i sporo czasu spędziła w studiu nagraniowym:

Mimo że przy mniejszej liczbie widzów, da się grać koncerty.

Wokalistka zapowiada, że formacja nie będzie się spieszyć z wydaniem nowej płyty. Tak Kasia Biesaga mówi o początkach zespołu:

Wszystko zaczęło się od konkursów festiwalowych, piosenka autorska i turystyczna gdzieś tam się łączyła, i tak powstała „Legenda o wiecznej miłości”.

Jak zapewnia artystka:

Głowy nam wciąż parują od pomysłów, mamy ich tak wiele, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrealizować.

Fot. profil na Facebooku Katarzyny Biesagi

Katarzyna Biesaga zaprasza na koncerty formacji Oreada, które w najbliższym czasie odbędą się m.in. w Przemyślu, Krośnie, Wrocławiu, Katowicach czy Słupsku.

Piosenkarka mówi o tym, że nigdy nie musiała się uczyć białego śpiewu, mimo że nie czuje się specjalistką w tej dziedzinie.

W genach mam zakodowany zaśpiew góralski. To jakoś samo przychodzi.

Artystka opowiada o powstawaniu teledysków zespołu. Formacja Oreada współpracuje z Motion Picture:

Grając koncerty poznaje się mnóstwo wspaniałych ludzi.

Katarzyna Biesaga podsumowuje 4,5 roku istnienia zespołu Oreada:

Skłamalibyśmy, gdybyśmy powiedzieli, że nie widzimy postępu, jaki zrobiliśmy przez ten czas.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Kasią Biesagą:

 

„Postawiłem sobie za punkt honoru, że teksty naszych piosenek nie mogą być błahe”. Jędrzej Nawara w Radiu WNET

U nas nie ma czegoś takiego, że ktoś się obrazi i zmieni zespół – zapewnia wokalista i klawiszowiec formacji Resoraki.

Resoraki to zespół z Wrocławia, który powstał ze wspólnego muzykowania pięciu kumpli, zachwyca coraz to nowe fanki i fanów. Muzyka, która staje się podróżą dla słuchacza i teksty, które opisują świat takim jakim jest, co niestety dziś nie jest nagminne. Błyskotki i fajerwerki przesłaniają życie. Resoraki wiedzą jak omo smakuje prawdziwie. I miodem, i dziegciem.

Tutaj do wysłuchania cały program z Jędrzejem Nawarą:

Zespół nagrał  płytę pt. “FRAGMENTY” wydaną w 2019 r. ; druga płyta “WIDOKI” miała premierę w czerwcu 2020 r. Formacja zwyciężyła w konkursie Muzyka Młodego Wrocławia w 2019 r., ma za sobą udane występy w lokalnych rozgłośniach  oraz festiwalach (np. Wroffław Festiwal).

Resoraki to:

Ireneusz Mierzejewski – gitara elektryczna

Jędrzej Nawara – wokal i klawisze

Piotr Romanowski – bębny

Iwar Romanek – mandolina i gitara akustyczna

Tomasz Sikorski – gitara basowa

 

Resoraki podczas koncertu. Fot. SCE: studio catch emotion.

Jędrzej Nawara opowiedział Tomaszowi Wybranowskiemu o pracy nad głosem, który – jak mówi – jest jego największym atutem jako muzyka:

To nie jest instrument, który można zostawić samego sobie i tylko czasem używać. Tak jak inni zaczęli biegać, ja zacząłem chodzić na lekcje śpiewu.

Muzyk mówi o relacjach, jakie istnieją w zespole Resoraki:

Nie ma czegoś takiego, że obrażę się na kogoś w zespole, i poszukam innego. Każdy z nas docenia to, co razem robimy.

Wokalista stwierdza, że każdy słuchacz ma prawo odbierać muzykę w sobie właściwy sposób:

Każdy ocenia muzykę ze swojego poziomu. Czasem jednak mamy spory ze znajomymi, jeżeli chodzi o naturę naszych tekstów.

Jak dodaje Jędrzej Nawara:

Postawiłem sobie za punkt honoru, że teksty naszych piosenek nie mogą być błahe, nie mogą być o niczym.

Artysta opowiada o jednej z najnowszych utworów grupy Resoraki „Iwar bez kości”:

Piosenka niesamowicie scaliła zespół na próbach. Nagraliśmy cztery wersje, które czekają na swój czas.

Jędrzej Nawara wspomina o umiarkowanym zainteresowaniu mediów grupą Resoraki:

Płytę Tygodnia mieliśmy tylko w Radiu WNET.

Muzyk zwraca uwagę, że każdy członek zespołu Resoraki ma nieco inny gust muzyczny i fascynacje, co udało się przekuć w siłę grupy. Gość Tomasza Wybranowskiego zaprasza słuchaczy do zapoznania się z repertuarem zespołu i sledzenia ich fan – page’a:

Do końca roku planujemy dwie akcje online, gdzie będzie można nas posłuchać i zobaczyć.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Jędrzejem Nawarą:

Opracowanie: Andrzej Karaś i Tomasz Wybranowski (współpraca).

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET i Muzyczna Polska Tygodniówka to przede wszystkim „muzyka warta słuchania”.

„Gdy przyjeżdżam do Polski, czuje się, jakbym tu mieszkała od dziecka”. Natalia Kawalec w Muzycznej Polskiej Tygodniówce

Jak jestem w Chicago to tęsknię za Polską, a jak jestem w Polsce to tęsknię za Chicago. Myślę, że to już tak zostanie na zawsze. Chociaż tak naprawdę jestem bardzo wdzięczna, że mam w życiu dwa kraje.

Natalia Kawalec ma niespełna 16 lat. Urodziła się i mieszka w Stanach Zjednoczonych. Finalistka „The Voice Kids”. Podczas Przesłuchań w Ciemno Natalia Kawalec wykonała utwór Adele „All I Ask”. W programie trafiła pod skrzydła Cleo.

Tutak do wysłuchania cały program z udziałem Natalii Kawalec i jej taty Rafała:

Jestem bardzo wdzięczna, że mam w życiu dwa kraje, w których czuję się jak w domu i w których się świetnie odnajduję. Tam gdzie jest Bóg, dobrzy ludzie, rodzina, przyjaciele – powiedziała Natalia Kawalec w jednym z wywiadów.

Przebojowa nastolatka z Chicago (choć z Rzeszowem w sercu) sama komponuje i pisze teksty swoich piosenek. Akompaniuje sobie też często na fortepianie. Nie wyobraża sobie życia bez śpiewania.

Natalia Kawalec i Cleo, jej sceniczna mama – jak powiedział Tomasz Wybranowski. Fot. oficjalny fan-page Natalii.

Natalia Kawalec mówi o sobie, że jest stuprocentową Polką i stuprocentową Amerykanką. Wspomina występ w polskim programie „The Voice Kids”.

Próbujemy swoich sił, coraz bardziej wchodzimy w świat show-biznesu. Poznajemy polskie środowisko muzyczne, czas pokaże, co dalej – opowiada ojciec Natalii, Rafał Kawalec.

Zapytana o różnice między Polską a Stanami Zjednoczonymi, młoda piosenkarka ocenia, że nieco lepiej odnajduje się tutaj, w kraju pochodzenia, mimo że w USA mieszka od urodzenia.

W USA dużo trudniej jest się przebić ze swoim talentem – dodaje Rafał Kawalec.

 

Natalia Kawalec i mój realizator Franciszek Żyła w studiu emisyjnym Radia WNET, przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Fot. Rafał Kawalec.

Młoda piosenkarka wskazuje, że jedną z jej największych inspiracji jest twórczość brytyjskiej artystki Adele. Opowiada o współpracy z Cleo, zapoczątkowanej podczas „The Voice Kids”;

Miałam zaszczyt grać podczas jej trasy, i poznać wielu niezwykłych ludzi.

Goście Tomasza Wybranowskiego zapewniają, że w ich domu obowiązuje zasada mówienia jedynie po polsku.

Do niedawna dużo łatwiej było mi przelać swoje emocje na papier po angielsku. Od kiedy zaistniałam bardziej na scenie muzycznej w Polsce, moja polszczyzna istotnie się poprawiła.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Natalią Kawalec i Rafałem Kawalcem:

 

Partner Radia WNET

Opracowanie: Andrzej Karaś i Tomasz Wybranowski (współpraca)

Studio Dublin – 11 września 2020 – Agnieszka Białek, Mateusz Romowicz, Jan Lis, Bogdan Feręc – Polska-IE, Jakub Grabiasz

W piątkowy poranek przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, komentarze, analizy i korespondencje. Odwiedzimy Belfast, Galway oraz Gdynię. Zapraszamy na Szmaradgową Wyspę!

W gronie gości:

  • Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu,
  • Mateusz Romowicz – członek zarządu Legal Marine, radca prawny,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Jan Lis – Polak mieszkający z rodziną w Republice Irlandii,
  • Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin.

 

Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Oprawa graficzna i foto: Tomasz Szustek

 

Zawsze, gdy wybija godzina 8:10 pod niebem Irlandii w głównym wydaniu Studia Dublin musi pojawić się Bogdann Feręc, szef najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

A rozpoczęliśmy naszą rozmowę od ostrzeżenia dla mieszkańców stołecznej dublińskiej aglomeracji:

Dublin stoi w obliczu zaostrzenia ograniczeń koronawirusowych, jakie już za chwilę mogą zostać wprowadzone. Nie można nawet wykluczyć wprowadzenia blokady na poziomie całego hrabstwa Dublin.

Dlaczego tak może się stać? Rzecz w ilości zakażeń w Dublinie, których jest na tyle dużo, że Krajowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego wezwał rząd do wprowadzenia wyższego poziomu zagrożenia. Obecnie może oznaczać to ograniczenie spotkań rodzinnych, spotkań w pomieszczeniach zamkniętych. Mało tego wzywany jest rząd, do zastanowienia się nad zasadnością opóźnienia uruchomienia dublińskich pubów.

To środki, które mają powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa w całej aglomeracji, która liczy sobie 1,4 mln mieszkańców, a jeżeli ten środek nie przyniesie efektu, Dublińczycy mogą doczekać się kolejnych obostrzeń. – mówi Bogdan Feręc, szef portalu Polska-IE.com.

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, wersja zdecydowanie letnia. Fot. arch. własne.

 

Niedawne słowa krytyki oraz wezwania do stosowania nieco łagodniejszych środków zapobiegających rozwojowi koronawirusa na wyspie, wpłynęły chyba „pozytywnie” na irlandzki rząd, który nie jest już tak stanowczy, jeżeli chodzi o wprowadzanie kolejnych obostrzeń.

O ile Krajowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego, zaleca podniesienie poziomu ograniczeń dla Dublina i Limerick, tak gabinet Micheála Martina, analizuje sytuację i zapowiada, że nie ma planów podniesienia poziomu ograniczeń, przynajmniej w najbliższym czasie.

Gabinet premiera Martina waha się również w kwestii, czy pozostawić na obecnym poziomie ograniczenia w podróżowaniu, czy może nieco je zluzować i wprowadzić takie, jakie obowiązują w większości państw unijnych.

Premier Martin wykluczył obecnie, wprowadzenie istotnych zmian w obowiązujących przepisach, które dotyczą zachowań w kwestii koronawirusa, ale zaznaczył, że sytuacja jest stale monitorowana.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.

 

W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu. Nasza korespondentka Agnieszka Białek przytacza najnowsze dane i statystyki związane z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

Premier rządu JKM – Boris Johnson ogłosił na konferencji prasowej, że grupy większe niż sześć osób uznawane będą za nielegalne. Szef brytyjskiego rządu chce wprowadzić nowe i specjalne dokumenty na podstawie badań na koronawirusa.

Osoby uznane za zdrowe otrzymywałyby potwierdzenie badań, które zwalniałoby z takiego reżimu sanitarnego jaki obowiązuje inne osoby.

Agnieszka Białek przedstawiła także informacje dotyczące negocjacji wokół Brexitu. Brytyjski rząd przedstawił w środę w Izbie Gmin projekt ustawy o rynku wewnętrznym Zjednoczonego Królestwa, która

ma zapewnić jego integralność po zakończeniu okresu przejściowego po Brexicie.

Projekt budzi jednak duże kontrowersje, szczególnie w Dublinie i całej Republice Irlandii, ponieważ wspomniana ustawa w praktyce unieważni postanowienia protokołu dotyczącego Irlandii Północnej, który jest częścią zawartego już (i podpisanego!) w październiku 2019 roku porozumienia o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

 

Boris Johnson / Fot. Andrew Parsons / CC 2.0

W treści znajduje się bowiem zapis mówiący, że przepisy tej ustawy

Mają być skuteczne niezależnie od ich niespójności lub niezgodności z prawem międzynarodowym lub innym prawem krajowym.

Boris Johnson według mediów brytyjskich miał chcieć bezprawnie złamać postanowienia umowy z Unią Europejska dotyczącą kontroli na granicy Irlandii Płn. Innym tematem poruszanym w UK jest kwestia prac nad szczepionką na SARS-CoV-2.

Tutaj do wysłuchania korespondencja Agnieszki Białek z Belfastu:

 

Do udziału w programie Studio Dublin zaprosiłem pana Jana Lisa, który jest rodzicem córeczki, która już od sześciu miesięcy nie uczęszcza do polskiej szkoły.

Teraz będzie miała w sobotę lekcje online w Szkole „Sen”, ponieważ dyrektor irlandzkiej szkoły wypowiedział polskiej placówce umowę podnajmu. Dzwoniłem do różnych szkół i wiele polskich placówek oświatowych w Irlandii ma podobny problem. Czekają na umowę albo irlandzcy dyrektorzy nie chcą o tym rozmawiać. – mówi Jan Lis.

Jak twierdzi zaniepokojony Jan Lis, polscy urzędnicy z ambasady w Dublinie wiedzą o problemie,  ale skutki ich działań są słabe.

Problem ten istniał już przedtem,  ale w związku z koronawirusem stał się przeszkodą nie do przejścia.

Jan Lis i rzesza polskich rodziców z Republiki Irlandii liczy na to, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych pochyli się nad Polakami w Republice Irlandii i będzie interweniować. Ma też nadzieję, że o sprawie swoich zwierzchników informuje polski konsulat z Dublina.

Dublin, gmach Custom House (z języka irlandzkiego: Teach an Chustaim) nocą.

W sobotę, w stołecznym Dublinie tuż obok zabytkowego budynku The Custom House o godzinie 14:00 rozpocznie się protest polskich rodziców, którzy nie chcą dyskryminacji swoich dzieci i pragną by pociechy kontynuowały naukę języka polskiego i historii.

Protest polskich rodziców a rezydentów w Republice Irlandii wpisuje się w kolejny protest, zorganizowany został przez aktywistów z Health Freedom Ireland przy wsparciu Yellow Vest Ireland (irlandzkie żółte kamizelki).

Health Freedom Ireland, wbrew przyklejanym jej łatkom „skrajnie prawicowym”, cierpliwie tłumaczu, że jest „organizacją apolityczną” i skupia wszystkie osoby protestujące wobec ograniczeń Covid-19. W poprzednim wydarzeniu, według opinii naszej korespondentki Agnieszki Białek, wzięło udział około 3 – 3,5  tysiąca osób, w tym także Polaków.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Janem Lisem:

 

W piątkowym głównym wydaniu Studia Dublin nie może zabraknąć serwisu informacyjnego  „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”

Udostępniono wstępny, niepełny jeszcze plan, który zawiera pięć poziomów ograniczeń.

Owe dokuczliwości dla obywateli Republiki Irlandii i rezydentów będą wprowadzane po opublikowaniu planu walki z koronawirusem, który oficjalnie zacznie obowiązywać w Republice Irlandii, w chwili jego opublikowania przez rząd.

Piąty, najwyższy poziom, jaki będzie obowiązywał, nie oznacza nic innego, jak praktycznie pełną blokadę, a może być wprowadzony, jeżeli ilość zachorowań na Covid-19, będzie bardzo wysoka. Ten stopień może zostać wprowadzany zarówno na poziomie lokalnym, więc miast oraz miasteczek, ale może obejmować również powiaty lub całe hrabstwa.

Możliwe jest również wprowadzenie pełnej blokady kraju, bo i taki scenariusz brany jest pod uwagę.

Micheal Martin, szef opozycyjnej partii Fianna Fail. Fot. materiały prasowe Fianna Fail

 

Na wczorajszym spotkaniu partii parlamentarnej Fianna Fáil, padło wiele gorzkich słów, które przemieniły się w lawinę krytyki.

Wszystkie one skierowane były pod adresem jednej osoby – lidera ugrupowania i jednocześnie premiera rządu Micheála Martina.

Najbardziej aktywny na spotkaniu był poseł Marc MacSharry, który wytknął premierowi Martinowi (na zdjęciu obok) wiele zaniedbań, a i stwierdził, że traktuje swoich najbliższych współpracowników, czyli „jak nauczyciel uczniów”.

MacSharry wezwał także lidera Fianna Fáil, by spowodował zakończenie codziennych konferencji na temat wyników zachorowalności na koronawirusa, a jednocześnie zwrócił uwagę, że od chwili objęcia przez Martina fotela premiera

Partia Fianna Fáil straciła przywódcę!

Met Éireann zapowiada, że wrócą do nas jeszcze ciepłe dni, ale nie będzie ich zbyt dużo, co jest normalne o tej porze roku.

Piątek będzie mokry i wietrzny na zachodzie kraju, natomiast pozostała część wyspy może liczyć na nieco lepsze warunki atmosferyczne, bo opady będą, ale tylko przelotne. Temperatura do 18 stopni Celsjusza. Podobnie będzie w sobotę, chociaż deszczu będzie znacznie mniej, ale wyłącznie do popołudnia, bo wtedy, możliwe są ulewy. Na termometrach może pojawić się 19 stopni.

Niedziela i poniedziałek to taki trochę irlandzki upał, bo w niektórych częściach wyspy temperatura wzrośnie do 22 stopni Celsjusza, ale będziemy mieli do czynienia z mżawkami i przelotnymi opadami słabego deszczu. W północnej części wyspy opady mogą być okresowo intensywne, a wieczorem i rano, prawdopodobne są zamglenia.

Reszta przyszłego tygodnia w Republice Irlandii z temperaturami do 20 stopni na plusie, z okresowymi opadami deszczu. Pogorszenie pogody przewiduje się na kolejny weekend i wtedy, może zrobić się nawet zimno, więc spadki temperatur do 14 stopni Celsjusza w dzień.

Tutaj wysłuchasz serwisu Studia 37 „Irlandia – Wyspy – Świat”:

 

W sportowym zaułku Studia Dublin Jakub Grabiasz podsumował pierwsze dwie kolejki piłkarskiej Ligi Narodów. Reprezentacja Irlandii zremisowała z Bułgarią i przegrała z Finlandią:

Cały irlandzki zespół, naszych Boys in Green przypomina wielki plac budowy.

 

Sportowy korespondent Radia WNET zapowiada spotkania baraże o awans do Mistrzostw Europy. Po ewentualnym wyeliminowaniu Słowacji może dojść do irlandzkich derbów:

Republika Irlandii wtedy może spotkać się z Irlandią Północną, o ile ta upora się z Bośnią i Hercegowiną. – spieszy z informacją Jakub Grabiasz.

Przypomnijmy, że zwycięzca tego barażu 14 czerwca 2021 r. będzie rywalem reprezentacji Polski na stadionie Aviva w Dublinie.

Jakub Grabiasz relacjonował również wielki wyścig kolarski Tour de France. Irlandczyk Sam Bennet prowadzi w klasyfikacji sprinterów, ma na koncie również jedno zwycięstwo etapowe. Liderem całego wyścigu jest Słoweniec Primoz Roglic, jednak Hiszpan Egan Bernal wciąż ma dużą szansę na końcowy sukces.

Omówione zostały także najważniejsze wydarzenia podczas wielkoszlemowego turnieju tenisowym US Open, z udziału w którym zrezygonowała plejada najwyżej rozstawionych tenisistów świata.

Najwięcej komentarzy wywołała dyskwalifikacja Serba Novaka Djokovicia. W piątek odbędą się półfinały turnieju mężczyzn, ale już dziś Jakub Grabiasz zapowiedział finał kobiet, w którym spotkają się Naomi Osaka i Wiktoria Azarenka.

Ostatnim zagadnieniem jest jesienne dokończenie Pucharu Sześciu Narodów w rugby.

Tutaj do wysłuchania korespondencja Jakuba Grabiasza:

 

W ostatniej rozmowie głównego wydania Studia Dublin (11 września 2020) Mateusz Romowicz, radca prawny i zarazem prezes firmy „Legal Marine Mateusz Romowicz”  analizuje sprawę zapowiedzi zniesienia tzw. ulgi abolicyjnej osób pracujących poza granicami Polski. Część z nich będzie zmuszona do rozliczenia się z polskim fiskusem.

Od kliku lat mieliśmy sygnały, że mogą być jakieś ruchy przy uldze abolicyjnej. Nigdy jednak nie mieliśmy prób przeprowadzenia tego w sposób tak enigmatyczny i ogólny. Skutki podatkowe dla pracowników i ich rodzin będą bardzo daleko idące.

Jak mówi radca prawny Mateusz Romowicz:

Polacy, którzy przywożą pieniądze z innych państw, powinni mieć jak najbardziej ułatwiane życie.

Mateusz Romowicz z „Legal Marine Mateusz Romowicz” wyraża nadzieję, że być może mamy obecnie jedynie do czynienia z sondowaniem reakcji polskich obywateli na zmiany w kwestii abolicji podatkowej.

Mateusz Romowicz jest radcą prawnym specjalizującym się w podatkach marynarskich, dochodzeniu odszkodowań marynarskich, morskim prawie pracy i prawie międzynarodowym.

Doświadczenie prawne w tym zakresie zdobywał obsługując polskich marynarzy będących w sporach z zagranicznymi armatorami, reprezentując marynarzy w kontaktach z organami podatkowymi i rentowymi w Polsce i zagranicą. Mój gość specjalizuje się również między innymi w prawie handlowym, prawie gospodarczym, europejskim prawie spółek, prawie podatkowym (ze szczególnym uwzględnieniem umów o unikaniu podwójnego opodatkowania), prawie morskim.

Obsługa ta obejmowała przedsiębiorców z branży morskiej, stoczniowej i budowlanej oraz spółki prawa handlowego działające w transporcie lub handlu międzynarodowym.

Gość Tomasza Wybranowskiego postuluje wprowadzenie dla Polaków pracujących poza krajem  podatku liniowego w wysokości 10%.

Myślę, że większość moich klientów byłaby skłonna zaakceptować takie rozwiązanie.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Mateuszem Romowiczem:

 

Dublin i rzeka Liffey przy ujściu do Morza Irlandzkiego i w tle dubliński port. Fot, Studio 37 Dublin.

Opracowanie: Tomasz Wybranowski, Aleksander Popielarz (także oprawa dźwiękowa)

Współpraca: Katarzyna Sudak & Bogdan Feręc – Polska-IE.com

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek


 

Partner Radia WNET

 

Partner Studia 37 Dublin

 

Produkcja – (C) Studio 37 Dublin Radio WNET – wrzesień 2020

 

„Muzyka to największe ludzkie osiągnięcie”. Z Marcinem Szczurskim rozmawia Sławek Orwat

Przede wszystkim interesowała mnie droga twórcza i to, że odbiorcy mojej muzyki czuli coś przez to, że śpiewam.

Kiedy muzyka stała się sednem twego życia?

W 2004 roku mając 12 lat byłem zagubionym i wyizolowanym dzieckiem, bo pochodziłem z dysfunkcyjnej rodziny. Często wyjeżdżałem do babci na wakacje i oglądałem dużo niemieckich programów. Pewnego dnia trafiłem na niemieckie MTV i Vive i codziennie po szkole godzinami słuchałem piosenek i oglądałem teledyski. Wtedy zakochałem się w muzyce. Zacząłem obsesyjnie czytać wszystko o muzyce, co wpadło mi w ręce, kupować płyty za ostatnie pieniądze, słuchać radia. Moja nauczycielka muzyki uważała, że mam talent wokalny od pierwszej klasy podstawówki. Gdy pochłonął mnie świat muzyczny, mama wysłała mnie do szkoły muzycznej. W szkole na jednej z przerw zacząłem śpiewać piosenkę „Siłacz” Marcina Rozynka. Wtedy przez kolejne lata szkoły moi rówieśnicy bardzo często chcieli, żebym im coś zaśpiewał. Na lekcjach, w akademiku, na przerwach. Wygrywałem też konkursy wokalne. Najbardziej podobała się moja interpretacja piosenki „Hello”. Śpiewać ze wszystkich moich umiejętności umiałem najlepiej, choć później bardziej poświęciłem się nauce, czytaniu książek.

Swój pierwszy utwór napisałeś w wieku 12 lat. Pamiętasz co to było?

Pamiętam bardzo dobrze – jak dziś. Pierwszą piosenką autorską było „Przeczucie” o głosie intuicji i nadziei na lepszy czas. Pamiętam, jak mi ta melodia weszła do głowy, gdy byłem u babci, potem przerabiałem ją na wiele wersji. Na początku modulowałem ją na swoim keyboardzie. Uważam, że to najbardziej chwytliwa piosenka, jaką do tej pory skomponowałem. Mimo upływu lat moi znajomi często powtarzają, że refren tego utworu to jedna z najbardziej zapamiętywalnych melodii, jakie w życiu słyszeli. Okres mojej nastoletniości to najbardziej płodny okres w mojej twórczości. Często chciałbym wrócić do tych czasów.

Zaśpiewana przez ciebie 5 lat temu w jednym z pubów Nowej Zelandii autorska piosenka „My Melody” została – co można zobaczyć w serwisie YouTube – ciepło przyjęta przez lokalną społeczność, co pokazuje, że masz ogromny potencjał twórczy i łatwo zdobywasz sympatię widowni. Ten piękny utwór traktuje o pogoni za marzeniami i o tym jak bycie innym może być trudne, a czasem nawet samotne, a także o tym, że nigdy nie wolno przestać walczyć o swoje marzenia i zawsze należy wierzyć w siebie wbrew opiniom całego świata malkontentów. Dlaczego nie poszedłeś stylistycznie w tę stronę. Mnie osobiście takie twoje oblicze muzyczne przekonuje znacznie bardziej od tego, w czym obecnie się znajdujesz.

„My Melody” to anglojęzyczna wersja piosenki „Nad rzeką” inspirowaną moim przyjacielem i twórczością Boba Dylana. W takim klimacie à la lata 90 tworzyłem przez większość mojego życia. Niestety, gdy zainwestowałem duże pieniądze wygrane w programie Jaka to melodia – wszystkie jakie wtedy miałem jako 20 latek – w pierwsze lepsze nagrania moich utworów (jak np. Przeczucie), okazało się, że zostałem oszukany i że za 10-krotnie mniejszą kwotę mogłem mieć podobną jakość nagrań. Później nagrywałem różne wersje tych utworów, ale i tak były odrzucane przez decydentów ze świata muzycznego głównie dlatego, że taka muzyka już była i nie wróci, albo że po co mam śpiewać muzykę starych dziadków jak Perfect? Na żywo – gdy koncertowałem z tymi utworami – ludzie byli nimi zainteresowani, jednak z ich nagraniami nie mogłem zrobić nic, bo… to już było w muzyce! W 2019 przekonałem do współpracy nad piosenką producentów z Universalu. Zdecydowaliśmy, że zrobimy coś od nowa, coś co może mi pomóc. I tak znowu zacząłem inwestować, tylko że tym razem w muzykę bardziej współczesną. Dziś producenci z Universalu mają hit za hitem. Ja jednak dostawałem kolejne odrzuty, choć wreszcie zaczęło się coś dziać bardziej niż z moimi pierwszymi utworami, bo wtedy nie działo się nic. No oczywiście poza koncertami…

Ile posiadasz jeszcze w swoim dorobku nigdzie niepublikowanych utworów autorskich?

Myślę, że w sumie skomponowałem ponad 100 utworów, z czego większość jest właśnie w klimacie wspomnianego „Przeczucia”, czy „Nad rzeką”/ „My Melody”..

Jako dziecko brałeś udział w przeróżnych konkursach wokalnych. Jakie sukcesy z tego okresu pamiętasz i jak wspominasz pierwsze próby porównania swych możliwości z utalentowanymi rówieśnikami?

Widziałem, że ludzie reagują na mój głos i na moje wykonania bardzo entuzjastycznie i chcą więcej. Jak na chłopaka z biednego domu, o niskim poczuciu wartości było to coś dającego nadzieję. Nie interesowały mnie wtedy aż tak bardzo pierwsze miejsca w konkursach, choć poniekąd uzależniłem się wtedy od rywalizacji. Przede wszystkim interesowała mnie droga twórcza i to, że odbiorcy mojej muzyki czuli coś przez to, że śpiewam. Do tej pory pamiętam, jak wiele dziewczyn płakało, gdy śpiewałem np. Sen o Victorii Dżemu. Mam też w głowie wspomnienia z akademika z Krakowa, gdy odwiedzałem mojego kolegę, który kazał mi śpiewać. Otwierał drzwi i zlatywała się wtedy duża społeczność akademika.

Masz 27 lat, z czego na scenie spędziłeś 15, a więc ponad połowę życia. Czego ten czas cię nauczył i czy we wszystkim podejmujesz decyzje jednoosobowo, czy też posiadasz takie grono przyjaciół / doradców, których opinia jest dla ciebie ważna?

Od niedawna mam już 28 lat, a więc nie trafię do klubu 27 (śmiech) Tak, muzyką zajmuję się ponad połowę życia i będę zajmował się nią do końca życia, nawet jeśli nie osiągnę żadnego większego sukcesu… Gdy mam ważne decyzje do pojęcia, szczególnie co do muzyki, pytam często znajomych, przyjaciół o zdanie. Zawsze badam, co kilka osób ma do powiedzenia. Jestem po studiach związanych z badaniami statystycznymi, więc wiem, że trzeba spytać odpowiednią liczbę ludzi o opinie… Staram się pytać zawsze większej liczby znajomych, by wiedzieć, jak faktycznie wygląda sytuacja, bo zawsze mogę się mylić i dlatego chcę weryfikować, czy to co robię z muzyką, ma sens. Czasem poddaję się też konsultacji wizerunkowej doświadczonych ludzi z branży.

Pomimo, że – jak każdy szanujący się artysta – wolisz sam tworzyć piosenki, niż śpiewać covery, muszę przyznać, że z przyjemnością słucha się w twoim wykonaniu takich evergreenów jak: „Ta ostatnia niedziela”, „Hello”,  „Rolling in the deep”, „Diana”, „Anna Maria”,  „Losing my religion”, „Lubię wracać tam, gdzie byłem”, „Nie płacz kiedy odjadę” czy „Sen o Victorii”.  To właśnie dzięki nim wyrobiłem sobie opinię, że – owszem – posiadasz głos, który stworzony jest do szeroko pojętego nurtu pop, ale koniecznie z… odcieniem sentymentalnej nostalgii, w czym w mojej subiektywnej opinii jesteś znacznie bardziej prawdziwy, niż w dynamicznych i roztańczonych piosenkach mogących stanowić fragment soundtracka pierwszej lepszej komedii romantycznej. Jakby na potwierdzenie tej opinii przytoczę twoje własne słowa: „Przez długi czas pisałem bardziej sentymentalne, akustyczne i emocjonalne piosenki rodem z lat 90”. Co cię skłoniło, aby zmienić styl, który ewidentnie jest twoim środowiskiem naturalnym?

Dziękuję bardzo! Też uważam, że mam głos bardziej pasujący do muzyki nostalgicznej i sam się lepiej w takiej muzyce czuję, ale jak pokazują wyświetlenia, jak i opisane przeze mnie wcześniej doświadczenia, nie mogłem z taką stylistyką czy twórczością wiele zrobić przynajmniej w kontekście promocyjnym. W programach talent show też przez wszystkie lata byłem odrzucany, gdy śpiewałem tego typu utwory. Agnieszka Chylińska mówiła, że mam świetny głos, ale powinienem iść w muzykę pop. Często kłócę się ze znajomymi, którzy są zdania, że powinienem wrócić do czasów, gdy byłem bardziej „artystą” i tworzyłem muzykę, jak „Przeczucie”. ale żeby móc do tego etapu dojść, muszę mieć z czego żyć i za co nagrywać kolejne utwory. Takie produkcje to strasznie droga sprawa. Od dawna mam w głowie plan, że jeśli udałoby mi się osiągnąć sukces z utworami bardziej współczesnymi, to wtedy, mając większą wolność twórczą, wydam kolejną płytę z nostalgicznymi utworami takimi, jakie mi grają w sercu najbardziej.

Zwiedziłeś kawał świata. Możesz pochwalić się gdzie byłeś, co tam porabiałeś i jak to wpłynęło na twoją tożsamość artystyczną?

Od dziecka byłem sfokusowany na edukacji, muzyce, a później na karierze. Jako 24-latek zacząłem zarabiać większe pieniądze. Znajomi pukali się w głowę, gdy zacząłem wydawać większość oszczędności na podróże. Uważam, że ryzyko trzeba podejmować i uczyć się być przedsiębiorczym, nie stać w miejscu. Jako 26 latek byłem w 79 krajach, stąpałem po każdym kontynencie oprócz Antarktydy, widziałem każdy „cud świata”, byłem w każdym kraju Europy…. Jednak były to tylko podróżnicze cele, na które ciężko pracowałem zarabiając. Rodzina, znajomi dziwili się, skąd mam na to finanse, bo wiedzieli, że pochodzę z niemajętnej rodziny… choć sami mieli często ogromne majątki. Po prostu ciężko na to pracowałem sam, ryzykowałem, chciałem realizować moje cele i starałem się tanio podróżować. To, co często ogranicza ludzi do np. podróżowania samemu przez świat to strach, brak wyobraźni, czy niepewność w realizacji marzeń. Podczas podróży miałem wiele przygód, które ciężko zliczyć. Moje 3 ulubione kraje to Nowa Zelandia, Islandia i Boliwia. W większości tych miejsc szukałem siebie, chciałem nauczyć się życia, poznać piękno świata, czy zrealizować moje podróżnicze marzenia. Od 2 lat podróżuję zdecydowanie za mało, strasznie mi tego brakuje, ale takie podróżowanie nauczyło mnie więcej, niż zrobiłby to np. doktorat na Harvardzie. Najpiękniejsze miejsce na świecie do moim zdaniem pustynia solna w Uyuni w Boliwii. Bedąc tam, miałem wrażenie, że jestem w niebie. Podczas podróżowania byłem naprawdę szczęśliwy, dużo wtedy komponowałem. Wtedy też zebrałem najwięcej inspiracji do tworzenia piosenek. W każdym z państw, w których byłem, robiłem dużo zdjęć, a także nagrywałem video, jak śpiewam „Mam takie, przeczucie, że kiedyś tu wrócę”, czyli kawałek refrenu do „Przeczucia”. Nigdy nie zapomnę jak np. w małej wiosce afrykańskiej, gdy małpa chodziła mi po głowie usłyszałem piosenkę Taco Hemingwaya, czy na wycieczce w Chorwacji poznałem producenta Rihanny, któremu wysłałem anglojęzyczną wersję „Przeczucia” pt. „Wonderful Feeling”. Był pod wrażeniem, niestety jego wytwórnia odrzuciła tę piosenkę, a bardzo napaliłem się na kooperacje z kimś, kto był nominowany do Oskara.

Współpracowałeś z różnymi zespołami rockowymi i bluesowymi. Co to były za formacje i jak wpłynęły na twój rozwój muzyczny? Kiedy i dlaczego postanowiłeś postawić na karierę solową?

Pierwszy zespół, z jakim koncertowałem to Gwardia. Graliśmy covery i własne utwory – klimat bluesowy. Zakończyliśmy współpracę, ponieważ chłopaki stwierdzili, że nie pasuję do ich wizerunku, ale faktycznie byłem wtedy bardzo nieśmiałym i wyizolowanym chłopakiem i wiele z tego „wycofania” zostało we mnie do dziś, co wpływa negatywnie na moje życie, w tym na karierę muzyczną. Chłopaki koncertują do dziś. Dałem wtedy pierwsze większe koncerty m.in. na zlocie harleyowców w Koszalinie, gdzie graliśmy na ciężarówce a za nami jechał korowód motocyklistów. To było coś! Potem po pierwszym roku studiów na SGH w Warszawie podjąłem współpracę z zespołem InCorso. Chłopaki grali mocnego rocka. Wspólnie koncertowaliśmy, komponowaliśmy. Jednak mieliśmy inną wizję – ja chciałem bardziej działać muzycznie, ale też dostałem propozycję pracy w Google we Wrocławiu, więc się rozstaliśmy. Poza tym mi ciągle w duszy grała lżejsza popowa muzyka. W międzyczasie współpracowałem z gitarzystą Michałem Szczerbcem, Zespołem Pieśni i Tańca SGH, Chórem Uniwersyteckim w Moguncji, śpiewałem okazjonalnie na weselach, czy programie Jaka to melodia.

Zawodowo zajmujesz się marketingiem, sztuczną inteligencją i analityką danych, czyli jakby nie patrzeć dziedzinami zapewniającymi finansową stabilizację. Czy o karierze muzycznej myślisz jako o zajęciu dodatkowym traktowanym pasjonacko lub przynoszącym nieduże zyski, czy też byłbyś w stanie wyrzec się tych intratnych profesji dla muzycznej kariery typu Podsiadło? Co nieco można wyczytać w zdaniu, które kiedyś sam napisałeś: „Przez cały czas byłem w „Poszukiwaniu siebie” (tak chce nazwać EPkę, nad którą pracuję). Jednak to muzyka jest dla mnie najważniejsza.”

Zdecydowanie muzyka jest dla mnie najważniejsza. Chciałbym móc żyć z muzyki, najlepiej na nie gorszym poziomie niż z tego, czym zajmuję się zawodowo. To moja życiowa pasja, a ja jestem chłopakiem, który stara się realizować marzenia. Niestety póki co konsumują to głównie moje środki. Nie ukrywam, chcę robić muzykę komercyjną, dla ludzi, którzy w pracy, czy po pracy chcą tupnąć nogą, wzruszyć się, potańczyć, czy rozweselić. Uważam, że muzyka to największe ludzkie osiągnięcie, stąd warto pracować nad nią, choć jest to ciężki kawałek chleba. Myślę, że kariera typu Podsiadło mi nie grozi, ponieważ nie mam aż takiego talentu wokalnego ani kompozytorskiego, czy nie umiem aż tak zjednać sobie ludzi… a to chyba najważniejsze, aby mieć oddanych słuchaczy, dla nich się tworzy. Ja o takich słuchaczach marzę, choć już trochę ich jest (śmiech).

Twój debiutancki utwór „Popiół i kurz” powstał przy współpracy z Patrykiem Kumórem i Dominickiem Buczkowskim-Wojtaszkiem – producentami Universal Music, nominowanych w roku 2019 i 2020 do Fryderyków, autorów znanych hitów (m.in.„Superheroes”, „Anyone I wanna be”, „Ramię w ramię”). Z jednej strony to dla ciebie ogromna nobilitacja, z drugiej… nie obawiasz się, że twoje brzmienie może być kalką topowych wokalistów komercyjnych sięgających po muzykę mniej ambitną?

Współpraca z dobrymi producentami to dla mnie nobilitacja, bo to rozwija, zmusza do stawania się lepszym. Choć produkcje są dobre, bez dobrego marketingu nie jestem w stanie sam trafić do większej, ponadlokalnej publiczności. Kojarzenie mnie z muzyką komercyjną nie musi być mniej ambitne, weźmy właśnie pod uwagę Podsiadło, czy Queen. Choć ich muzyka jest komercyjna, nie jest nieambitna. Ja jako artysta chciałbym być różnorodny i robić projekty w różnych estetykach, o ile się to uda. Myślę, że muzyka jest jedna, tylko są różne formy jej wyrażania, które dzielą ją na gatunki.

Jak oceniasz promocję twojego pierwszego singla przez wytwórnię, która go wydała?

„Popiół i kurz” wydała wytwórnia MyMusic.  Póki co nie włożyli w moim mniemaniu nic w promocję. Sam musiałem się nią zająć. „Popiół i kurz” z mojej inicjatywy trafił do puli piosenek walczących o Fryderyki w 4 kategoriach, był też 3 razy na szczycie listy Polskich Przebojów.Potencjał piosenki nie został zrealizowany, bo od wielu ludzi, którzy słuchali utworu słyszałem, że jest to lepszy utwór niż te w radiu typu RMF. Mimo wszystko, żaden radiowiec nie chciał go puścić. Znowu musiałem walczyć z wiatrakami, dlatego postanowiłem dalej spróbować ze „Zmrokiem” i sam podjąłem się promocji. Póki co, efekty promocji „Zmroku” przynoszą efekty – utwór zaczął się pojawiać w regionalnych radiach, na listach przebojów, czy też piszą o nim strony muzyczne, choć na pewno nie jest to szczyt moich marzeń (jeszcze).

Twój wokal znają topowe osobowości polskiego show biznesu. Czego się od nich nauczyłeś?

Margaret, Musiał, czy Prokop oceniali mnie podczas konkursu talentów we Wrocławiu, gdzie znalazłem się w finale. Ela Zapendowska uczyła mnie śpiewu. Chylińska powiedziała, że mam świetny popowy wokal podczas mojego występu w Mam talent. Patryk Kumór robił ze mną „Popiół i kurz”. Bartosz Dziedzic zaprosił mnie na spotkanie po tym, jak wysłałem mu „Popiół i kurz”. Powiedział, że bardzo podoba mu się mój wokal i wskazał, jak mogę lepiej komponować. Robert Janowski słuchał paru moich utworów, jak śpiewałem je podczas udziału w Jaka to melodia. Od każdej z tych osób staram się uczyć. Ela Zapendowska sugerowała, jak mogę pracować nad wokalem. Patryk Kumór, jak pisać lepsze teksty. Bartosz Dziedzic, na czym polega muzyka. Niestety nasze relacje nie były na tyle bliskie, ani moje osiągnięcia na tyle duże, żebym mógł pracować z nimi cały czas.

Tematem twojej najnowszej piosenki jest toksyczna relacja dwojga młodych ludzi i jej zbliżający się koniec. Bohater tkwi w rozterce, czy zakończyć ten związek, czy też nie. Tkwi w izolacji, jest wypalony, traci kontrolę nad swoim życiem, nad którym zapadł tytułowy „Zmrok”. Czy nie uważasz, że modzi ludzie obecnie zbyt wcześnie angażują się uczuciowo i próbują tworzyć bardzo dojrzałe relacje nie będąc jeszcze osobami w pełni dojrzałymi – czytaj nieświadomymi następstw decyzji podejmowanych bez posiadanych kwalifikacji wiekowych, czyli bez minimalnego doświadczenia niezbędnego do pełnego zrozumienia podziału ról, wzajemnej tolerancji i dzielenia się wspólną czasoprzestrzenią?

Na twoje pytanie idealnie odpowiada tekst „Zmroku”. Zagubienie to trochę stan, z którym boryka się wielu ludzi, przede wszystkim młodych. Sam też często się z takimi emocjami mierzę. Myślę, że czasy, w których żyjemy wymagają szybkiej nauki, asymilacji z ogromną ilością informacji. Z jednej strony nadmiar możliwości jest też przekleństwem, szczególnie dla ludzi o wielu talentach, czy o nie do końca zdefiniowanej tożsamości. Pracoholizm, jak inne uzależnienia szczególnie głośno uderzają dziś. Problemy emocjonalne to nieodłączny element rzeczywistości wpisany w relacje, pogoń za karierą, szczęściem… Młodzi ludzie przyzwyczajeni do życia szybko, podobnie traktują relacje. Nie chcę mówić tu za wszystkich, ale mocno interesuję się psychologią, jak i psychoterapią.Sam jestem w trakcie terapii i polecam ją każdemu, kto chce poznać siebie, jak i wydorośleć. Od paru miesięcy kształcę się w Instytucie Gestalt, by nabyć wiedzę terapeutyczną. To, co na pewno odróżnia moje pokolenia od moich rodziców, to to, że jest ono nastawione na hedonizm, możliwości i na większe podejmowanie ryzyka. Z kolei młodsi ludzie ode mnie stają się bardziej aspołeczni i cyfrowi, przez co bardziej lękowi. To też przenosi się na relacje, ich szybki przebieg i często rozstania. Sam widzę po sobie, że należy najpierw poznać lepiej siebie, by wybrać sobie odpowiedniego życiowego partnera.

Nie sądzisz, że głównym powodem rozstań jest dziś najczęściej nieustanne kreowanie partnera, zamiast przyjęcia go takim, jakim jest? Moim zdaniem to wszechobecna dziś roszczeniowość, albo inaczej to nazywając – egocentryzm, niczym nowotwór wyniszcza szczęście i wpędza współczesnego człowieka w samotność. Świat jest dziś pełen chwilowych związków trwających do momentu wyczerpania się limitu straconych złudzeń. Podzielasz moje spostrzeżenia, czy jest to problem bardziej złożony?

Nie mówię, że się z tym nie zgadzam. Jestem zdania, że szybkie wchodzenie w związki ma też swoje dobre strony – można szybko poznać partnera, jak i swoje oczekiwania i odpowiednio tym związkiem kierować w przypadku różnic, albo się rozstać, albo starać się akceptować i walczyć o to. Ekspertem od związków nie jestem, ale patrząc na to wszystko z pozycji artysty obserwatora myślę, że egocentryzm dziś to kolejny znak czasów. Kultura zachodnia, która jest dla tej polskiej stawiana za wzór, jest nastawiona na narcystyczne potrzeby. W Indiach np. o wiele ważniejsza jest wspólnota, społeczeństwo, wartości kolektywistyczne. Szybkie rozpady związków, szybkie podejmowanie decyzji są tylko odzwierciedleniem takich rzeczywistości. I masz wiele racji – powodem rozstań są zbyt duże oczekiwania i złudzenia, jak i brak kompromisów. Ale chyba przede wszystkim brak wiedzy na temat samego siebie- z kim chce, z kim powinienem być i czy w ogóle z kimkolwiek?A jeśli już jestem, to do jakiego stopnia mogę dać się zmienić.

Napisałeś, że stylistyka piosenki „Zmrok” mocno czerpie z lat 80. Próbowałem sobie układać w myślach jakieś nawiązania do „Fame”, „Footloose” czy innych filmów zbliżonych do fabuły klipu, próbowałem też poskładać to muzycznie i w końcu dopasowałem do… wszechogarniającej nas współczesności. Jeśli już gdzieś we współczesnej popkulturze znajduję elementy szalonych lat 80 to jest to na przykład Francis Tuan lub formacja Rycerzyki, ale nie „Zmrok”. Co o tym sądzisz?

Hmm, wszystkie dekady mają swoje różne odcienie, a każdy takie wyobrażenie, do którego mu najbliżej. Jednak myślę, że najlepiej na zjawiska społeczne i kulturalne patrzeć szerzej jako na ekosystem. Dekady lat to trochę jak młode generacje czasów, w których się żyje. Ponieważ to pokolenia 20-30 latków najlepiej definiują dekadę, w której się żyje. 20, 30-latkowie mają siłę i odwagę, by prezentować swoje poglądy i estetykę. Dla mnie lata 80. to czasy pulsujących rytmów, muzyki do tańca, jak i walki o wolność. Zależy też, kto patrzy na daną muzykę. W czasach lat 80 tryumfy odnosili tacy artyści jak Papa Dance, Michael Jackson, Madonna, Depeche Mode, Alyson Moyet, ale też musicale jak Fame, Footloose. Zmrok tyczy się przede wszystkim artystów, których wymieniłem. Elektro, new romantic to też szyld lat 80., do których ewidentnie, też zdaniem wielu słuchaczy nawiązuje Zmrok. Dziś robi to też Dua Lipa, czy the Weeknd.

Utwór jest paradoksalnie skrojony we współczesne, syntezatorowe brzemienia. Tak jakby depresja tańczyła z walką o lepsze jutro.” – piszesz dalej. Jest to chwyt ciekawy i wielokrotnie już w polskiej kulturze muzycznej stosowany. Chociażby „Ballada o czarnym wtorku” Marka Andrzejewskiego, czy „Najpiękniejszy Koniec Świata” artysty ukrywającego się pod pseudonimem szymonmówi to przykłady roztańczonych piosenek ze śmiercią i armagedonem w rolach głównych. Czy ta wypowiedź jest dla  ciebie czymś  w rodzaju alibi usprawiedliwiającego twoje niekoniecznie pochwalane przeze mnie mocne wejście do tego współczesnego brzmienia muzyki popularnej? Piszesz bowiem również i takie zdanie: „Obecnie pracuję nad debiutanckimi utworami. Chcę w nich opowiadać o emocjach, trudach życia codziennego i poszukiwaniach swojego miejsca w świecie w różnych około-popowych dźwiękach.” Dlaczego nie w innych?

Muzyka popularna już wielokrotnie sięgała po motyw śpiewania na wesoło o smutnych kwestiach. Motyw danse macabre istnieje od średniowiecza. Cała twórczość Anny Jantar wygląda podobnie- wesołe melodie, często smutne teksty. Nie jest to coś, co okryłem. W muzyce wszystko już było, są tylko nowe formy jej wyrażania. Ja przez tą piosenkę chciałem opowiedzieć trochę pewną historię na mój własny sposób, jakąś część mnie wyrazić. Jest to taka forma autoterapii. Mój projekt solowy to różna muzyka, ale około-popowe dźwięki, czyli chwytliwe melodie i przede wszystkim teksty z nutą psychologicznych obserwacji. Około-popowy nie znaczy, że nie może to być rock! Odwołam się do zespołu Queen – choć ich styl to rock, to na pewno była to muzyka popularna, czyli popowa. Sam Quebonafide rapuje, że „jest już pop”- tworzy hip-hop, ale jego twórczość stała się bardzo popularna.

„Muzyka – jak każda inna forma sztuki – to przede wszystkim emocje. Jeśli twórczość na pewnym etapie wiąże się z szeroko pojmowanym „sukcesem”, to powinien to być niezamierzony efekt uboczny (oczywiście bardzo miły), ale nigdy cel sam w sobie. Tworzenie z nastawieniem, że odniesie się „efekt komercyjny”, popularność, sławę itd jest co do zasady z góry skazane na porażkę.” To cytat z mojego niedawnego wywiadu z Bartoszem Szczęsnym – wokalistą, który powrócił do śpiewania po wielu latach przerwy już jako dyrektor korporacji oraz człowiek świadomy swoich błędów młodości w pojmowaniu tak zwanej kariery i związanej z nią popularności. Zgodzisz się z jego przemyśleniami stojąc dziś sam na progu do (być może) wielkiej kariery, czy też masz na ten temat inne zdanie?

Nie chce wróżyć, jaka to będzie kariera. Mam za duże oczekiwania, ale z doświadczenia wiem, że szczególnie w sztuce nie można być niczego pewnym. Można po latach doświadczeń wiedzieć, co można robić, żeby ten sukces móc bardziej osiągnąć, ale nawet najlepsze kompozycje, czy promocja nie gwarantują sukcesu w muzyce. Muzyka to przede wszystkim emocje. Muzyka to przede wszystkim sztuka. I żeby tworzyć sztukę, trzeba być artystą. Sukces bywa efektem ubocznym, ale może też dla niektórych być częścią podążania i aspiracji. Pytanie, jak definiujemy sukces, jak definiujemy sztukę. Możemy tworzyć muzykę do szuflady, a więc nie będzie ona trafiać do nikogo i tak będziemy artystami, może nawet całkiem dobrymi, niemniej wtedy zaciera się funkcja muzyki jak i sztuki, która ma przekazywać emocje komuś. Pisanie dla siebie – może to być wyrażenie emocji twórcy, ale będę się upierał, że muzyka jest tworzona po to, by była też dla kogoś. By był nadawca i odbiorca. Ja kocham muzykę i nie mogę bez niej żyć. Jestem człowiekiem ambitnym i inaczej patrzę na sukces dla siebie lub jako sukces w muzyce. Dążę do tego, by robić muzykę i chcę, by trafiała do ludzi. Chcę móc z tego żyć na dobrym poziomie. To będzie jakiś „sukces” dla niektórych i dążę do tego. Ale moja poprzeczka sukcesu jest wyżej i uważam, że prawdziwym sukcesem jest np. to co robi Podsiadło lub Cleo. Ale do takiej formy sukcesu nie dążę jako cel sam w sobie.

Pomimo kilku różnic w naszych poglądach na temat twojej debiutanckiej twórczości, bardzo ciepło przyjąłem twoją koncepcję rozpoczęcia i zakończenia teledysku. „Ale kiedy rzeczywistość była beznadziejna, fantazja stawała się niemal niezbędna” – otwierający cytat z książki „Gone zniknęli – Faza trzecia: Kłamstwa” Michaela Granta oraz „- Przypominasz mi coś, kiedy patrzę na ciebie, […] Coś, o czym nie chcę pamiętać. – Co? – Życie” z dzieła Marka Hłaski „Następny do raju” zamykający klip. Czy mógłbyś skomentować ten zabieg i dlaczego akurat te słowa?

Teledysk dla wielu moich znajomych był nieczytelny, więc postanowiłem dodać cytaty, które będą mówić, o czym on traktuje, jak i o czym jest piosenka. Tak, by widzowi było łatwiej zrozumieć historię w teledysku. Codziennie w życiu posługuję się cytatami, są esencją życia, np. mam tatuaże, a pod nimi cytaty. Cytat z książki Granta mówi o tym, o czym jest teledysk – ludzie na zajęciach fitness ćwiczą i zaczynają uciekać w fantazje dotyczące ludzi, którzy ich spotykają. Wyobrażenia te pozwalają im znieść ich problemy codzienne, konflikty wewnętrzne i zewnętrzne, są niejako ucieczką. Cytat Hłaski dotyczy ostatniej sceny i sceny blond dziewczyny z teledysku – Moniki i jej relacji z ojcem, którego przypomina bohater grany przeze mnie.

„Chciałbym, aby moja muzyka towarzyszyła ludziom w różnych sytuacjach i emocjach, by żyło im się łatwiej, nieco znośniej w turbulencjach życia – taka jest moja prywatna artystyczna misja” – to twoje słowa o tym, co chcesz zrobić dla swoich sympatyków. Co chciałbyś zrobić dla samego siebie, by w pełni poczuć satysfakcję jako artysta i stać się powszechnie rozpoznawalny, czego z serca ci życzę?

Jako artysta chciałbym móc dużo koncertować i tworzyć muzykę, która powoduje coś dobrego. Kocham kontakt z ludźmi, uwielbiam śpiewać, dzielić się tymi emocjami. Moja znajoma mówiła, że moje piosenki umilały jej czas, gdy walczyła z nowotworem w szpitalu. I chciałbym, aby tak właśnie moja muzyka działała na ludzi. Aby byli w stanie przyjść na koncert i by dawało im to przyjemność. Chciałbym oczywiście też słuchać moich piosenek np. w radiu, ale po to, by właśnie spełniała swoją nadrzędną funkcję – docierała do ludzi, których wesprze, pomoże i pozwali lepiej przeżywać emocje, życie.