– 25 kwietnia mija 22 lata, od czasu gdy jestem czysty, i jestem panem samego siebie – wyznaje Krzysztof Jaryczewski

Krzysztof Jaryczewski już ponad czterdzieści lat porywa Polki i Polaków (w kraju i zagranicą) do dobrej zabawy, prywatek (przecież wyśpiewał „Party” z debiutu grupy Oddział Zamknięty) i … refleksji.

Rozmowa z Krzysztofem Jaryczewskim do wysłuchania tutaj:

 

Jak sam przyznaje Krzysztof Jaryczewski bardziej niż bardzo się pogubił. Za sex, drug i rock’n’roll „polskiemu Stonesowi” życie wystawiło Jaremu bardzo wysoki rachunek.

To cud, że żyję – często przyznaje.

Krzysztof Jaryczewski, głos Oddziału Zamkniętego, idol milionów w latach 80. popadł w alkoholizm i narkomanię. Niewiele brakowało, aby historia Krzysztofa Jaryczewskiego zakończyła się na osi czasu rezultatem 27 lat? Kiedyś zapytałem go, czy miał świadomość, że śmierć puka do jego drzwi? Odpowiedział:

Miałem takie stany parokrotnie, ale rzeczywiście gdzieś tak około tej magicznej liczby było chyba najbliżej. Drugi raz otarłem się o to, kiedy miałem 39 lat.Ale i tym razem wywinąłem się kostusze… Reanimacja, detoks i leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Wylądowałem w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie przy ul. Sobieskiego. Byłem tam wtedy, mam nadzieję, po raz ostatni.

Krzysztof Jary Jaryczewski z czasów sesji nagraniowej albumu „Trudno powiedzieć”. Fot. arch. artysty.

25 kwietnia mija 22 lata, od czasu gdy jestem czysty, i jestem panem samego siebie – wyznał w rozmowie na antenie Radia WNET.

Pierwsza płyta Oddziału Zamkniętego wydana w 1983 roku była punktem zwrotnym w naszym muzycznym polskim światku lat 80. XX. wieku. Mówiliśmy o nich „nasi The Rolling Stones”. Z perspektywy prawie trzydziestu siedmiu  lat Krzysztof Jaryczewski ocenia ten album jako ważny:

To były ważne utwory. Wiem, że nie tylko dla mnie, chociaż zbyt dosłownie brane słowa mogły być przyczyną wielu kłopotów. To też wiedziałem, ale każdy jest kowalem własnego losu i ma prawo wyboru. Ma wolną wolę chyba, że … przesadzi z używkami. Ale to już inna historia. I dlatego też chciałem wrócić do tych nagrań raz jeszcze na płycie „Jary OZ” z 2016 roku.

Tutaj wysłuchasz rozmowy z Jarym z roku 2012:

Niektórzy złośliwie Oddziałowi Zamkniętemu przylepiali łatkę „pupilków władzy”. Sam spotkałem się ze stwierdzeniami osób z ówczesnych władz, że „takie zespoły jak Oddział Zamknięty odsuwają młodzież od politykowania i kontestacji”. Nieżyjący już dawny sekretarz KC PZPR Waldemar Świrgoń w blasku Kroniki Filmowej pojawiał się na ich koncertach/

Każdy wierzy w to co chce. Oni mieli różne wizje i pomysły. Jak wiadomo nie wyszło im to na dobre. Ja często ze sceny mówiłem co myślę o komunie, systemie i całym tym syfie. Aż przydzielono nam cenzora na trasę. Wypełniał swoje funkcje do czasu, kiedy się upił i wyrzucił przez okno w hotelu swój kajet z uwagami. Zrobił to ze łzami w oczach i z wielkim, bezkresnym poczuciem winy… Było wesoło. – puentuje z humorem te rewelacje Krzysztof Jaryczewski.

Krzysztof „Jary” Jaryczewski to legendarny lider i współzałożyciel zespołu Oddział Zamknięty, którego był również pierwszym wokalistą. Z Oddziałem Zamkniętym nagrał dwie ważne płyty: „Oddział Zamknięty” (album) i „Reda Nocą”. Oba wydawnictwa wyniosły zespół na szczyt polskich list przebojów w latach 80. ubiegłego wieku. Debiut płytowy OZ krytycy muzyczni określają po latach jako:

Najlepszą płytę rockową wydaną podczas pierwszej fali polskiego rocka.

Urszula i Krzysztof Jaryczewski podczas koncertu. Fot. Elzbieta Masek Połoczańska

Po zwyciężeniu nałogów i słabości był siłą napędową i sercem dwóch muzycznych projektów: bluesowego Exscesu (płyta „Ex” z 2009 r.) i rockowego Jary Band.

W 2012 roku wydał album „Trudno powiedzieć”. Płytę poprzedzał singel „Jesteś tu”, na którym gościnnie zaśpiewała Urszula (na zdjęciu obok z Jarym).

„Trudno powiedzieć” to solidna dawka rocka, z elementami bluesa. Dwa najmocniejsze utwory to „Jesteś tu” i „Zerostan”, przejmująca spowiedź muzyka zmagającego się ze słabościami i uzależnieniem. Dwanaście utworów, które powstały w latach 2000 – 2012, tworzą rockowy kobierzec utkany z wyznań człowieka, który doświadczył piekła na ziemi (na własne życzenie), odradził się i buduje swój życiowy trakt od nowa. Płyta brzmiała (i brzmi!) znajomo. Jest dobrym i wyczekiwanym powrotem do domu. Jednocześnie wzbogacono ją o nowe pierwiastki, bowiem znalazły się tu także rytmy funky i delikatne fussion. To bez wątpienia wpływ Macieja Gładysza i Wojciecha Łuczaja Pogorzelskiego (Oddział Zamknięty).

Rok później, w 2013 roku zawiązał Jary OZ zawiązał, jako kontynuacja grupy Jary Band. Obok Krzysztofa „Jareo” Jaryczewskiego występują w nim m.in. gitarzysta Krzysztof Zawadka (znany z drugiego składu Oddziału) i Zbyszek Bieniak, trzeci oddziałowy wokalista. W 2016 roku ukazało się dwupłytowe wydawnictwo „Jary OZ„, gdzie na jednym z krążków znalazły się nowe akustyczne aranżacje starych piosenek „oddziałowych”. W szlagierze balladowym „Obudź się” pojawiła się także Maja, córka artysty, która zagrała na fortepianie.

Teraz nadchodzi czas na wydanie nowej płyty. O czym w rozmowie ze mną powiedział Krzysztof „Jary” Jaryczewski.

Tomasz Wybranowski 

 

 

Emocje zapisane w ciele. Ono jest naszą mapą! Magda Ruta gościem Tomasza Wybranowskiego w Muzycznej Polskiej Tygodniówce

27 marca 2020 roku wreszcie pojawił się debiutancki krążek Magdy Ruty o nieco przewrotnym i pozostawiającym spore pole do interpretacji tytule „Nie wiem, czy będę”. To album bardziej niż szczery.

 Owe metafory i dźwięki mega szczerości są rozstrzelone między rozstajami z jednej strony wątpliwości, lęków, złych snów i tęsknot, a z drugiej zaś apetytytu na życie, miłość i spełnianie pragnień. Nie brakuje także pozbawionej kunktatorstwa próby oceniania innych. Po singlu „Wybujałe” miałem wielki apetyt na cały album! I nie pomyliłem się!!!

Tutaj znajdą Państwo zapis mojej rozmowy z Magdą Rutą, spod nieba cudnej Włodawy i Orchówka, o których także rozmawialiśmy:

 

Obok Magdy Ruty współautorem albumu jest z Tomasz „Serek” Krawczyk. Na płycie „Nie wiem, czy będę” znajdą Państwo dwanaście piosenek, które łączy świeżość, szczerość. oraz świetlistość prawdy bytu i emocji.

Album na sto procent został wymyślony, napisany, nagrany z emocjami podbitymi wrażliwością na słowo i upływ czasu. Między jedną godziną a drugą, pomiędzy dniem a nocą jest jedna niezmienność: czekanie na drugą osobę, która zwiastować może miłość…

 

A ta miłość nie zawsze nadchodzi z odgłosem kroków w korytarzu i pukaniem do naszych drzwi (piosenka „22”). A co się dzeiej, kiedy ów ktoś nie nadchodzi zbyt długo? Wtedy w głowie kobiety rodzi się strach i wielka niepewność odziana w szal wątpliwości, czy aby otwarcie serca na drugiego człowieka jest właściwe i celowe. Tak dzieje się w songu tytułowym „Nie wiem, czy będę”:

„Nie wiem, czy będę” to obawa kobiety przed otwarciem się na drugiego człowieka. Mieszanka ekscytacji i strachu, że nowo poznana osoba patrząc na mapę wyrysowaną na jej ciele zechce doszukiwać się legendy, która ukryta jest w środku – opowiada o utworze Magda.

Mocną stroną Magdy Ruty artystki jest nie tylko jej młodość i pełna czucia bezkompromisowość, ale także wyrazistość, piosenkowy zmysł i nie narzucająca się, ale wszechobecna charyzma. Mało tego! Lubi wiersze Haliny Poświatowskiej, czego przykłądem piosenka „Sanatoria”, o których mówi:

Sanatoria powstały z inspiracji twórczością i życiorysem poetki Haliny Poświatowskiej, która większość swego życia spędziła w szpitalach i sanatoriach z powodu nabytej wady serca. Właśnie w sanatorium poznała miłość swojego życia, o której pisała później w swoich wierszach.

Ktoś w jakiejś recenzji zarzucił tej piosence „zbliżenie się do trywializmu”. Ja twierdzę stanowczo, że „Sanatoria” to bezpretensjonalna i pozbawiona ukrytych podtekstów pieśń o szczęśliwym zakochaniu.

A wszystko co szczere i piękne ma w sobie tę przestrzeń prostoty i naiwnej wiary, że oto można i góry przenosić! 

Pop brzmienia, gitarowe zgrabne akordy i nieco kameralnego art popu pachnącego brzmieniem klawiszy z lat 80. czynią słuchanie tej płyty powrotem do źródeł radości, tak dobrze mi znanej z czasów młodości. Ale cóż, z Magdą łączy mnie także nieco topos miejsca. Zamojszczyzna przecież i Chełmszczyzna to ziemie bliźniacze na wschodnich krańcach Rzeczpospolitej. A tam i poezję inaczej się czyta, i nawet Leśmianowski jaśmin inaczej pachnie. Naprawdę…

I jeszcze jednoz bliżając się do końca mojej opowieści o debiucie Magdy Ruty. Każda z tych dwunastu piosenek ma ciekawą melodię. To tak w ogóle bardziej niż melodyczna płyta. Cieszy mnie także znakomita i selektywna produkcja i to, że mogę usłyszeć każdy instrument i szepty Magdy. A jej głos intryguje. Raz wodzi na pokuszenie pełne marzeń i wspomnień, by zaraz wybuchnąć stacatto żalu i niespełnienia.  I tak oto nostalgia („Zamarznę”) wadzi się na „Nie wiem, czy będę” z apoteozą życia i wiarą w spełnione jutro (singlowe „Wybujałe”).

Cały album „Nie wiem, czy będę” zasługuje zdecydowanie na naszą uwagę i wyciszenie podczas słuchania. Te dwanaście nagrań gości na antenie Radia WNET o różnych porach, co cieszy naszych słuchaczy. Skąd wiem? Bo oni o tym piszą. A ja słuchaczom odpisuję, że ten debiutancki longplay to ledwie bardziej niż udany początek artystycznej wędrówki Magdy Ruty. I wiem, że tak będzie, bo o pewnej ważnej idei można w nieskończoność, bo…

Miłość ma wiele kolorów i odcieni – mówi Magda Ruta.

Tomasz Wybranowski

Album “Nie wiem czy będę” ukazał się nakładem wytwórni FONOBO Label.  Składam podziękowania dla Magdy Ruty za niezwykłą rozmowę, oraz dla Michała Baniowskiego za profesjonalizm (jak zwykle) i utrzymywaną więź sympatii z naszym radiem. 

Magdalena Ruta podczas kręcenia teledysku do piosenki „Wubujałe”. Fot. arch. artystki.

Marek Dyjak dla Muzycznej Polskiej Tygodniówki: To, co robię, jest szczerym wyrazem tego, co łączy mnie i słuchacza.

„Piękny instalator” jedenasty solowy album w dorobku artysty to piosenki autorskie z pogranicza avant – popu i jazzującego bluesa. To najlepszy album roku 2019 w oczach redakcji muzycznej Radia WNET.

Ta płyta ukoronowała bardzo dobry muzycznie rok 2019. O Marku Dyjaku ciężko mi pisać i opowiadać, bo znamy się bardzo dobrze, jeszcze z czasów lubelskich. Jego życie i dotykanie śmierci, twórczość i poetyckość, wreszcie bohemizm artystyczny i ciepło to tematy nie tylko na film fabularny o nim, ale cały serial. Ale uznałem ten krążek albumem roku 2019 nie z powodu naszej znajomości. O nie!

Tutaj wysłuchają Państwo rozmowę z Markiem Dyjakiem:

Styczniową porą 2019 roku Marek Dyjak podarował nam krążek „Gintrowski”, już w listopadzie sprezentować najlepszy album roku „Piękny instalator”, z ponadczasowym tekstem lubelskiego barda i poety Jana Kondraka.

Marek Dyjak podczas recitalu. For. arch. artysty,

Od pierwszego, tytułowego nagrania „Piękny instalator”, (gdzie Vienio zamiast rapować to śpiewa), po niezwykły duet z Renatą Przemyk („Wielka”) obcujemy z wielką sztuką. A przecież jeszcze „Miriam”, ten najpiękniejszy moment płyty znany w filmu „Jasminum”, z nowym tekstem Roberta Kasprzyckiego, a „Bez”, gdzie odnajduję echo poezji Broniewskiego i Leśmiana, a przejmująca „Warszawo”, a duet „spełnionych kochanków w wieku dojrzałym” – jak powiedział podczas rozmowy ze mną – z Renatą Przemyk o tytule „Wielka”, a …  Dość redaktorze!!! Zamiast to czytać drogie słuchaczki i słuchaczy po prostu posłuchajcie tej płyty i rozmowy z Markiem Dyjakiem, z czasów zarazy…

                                                                                                                             Tomasz Wybranowski

 

Marek Dyjak urodził się 18 kwietnia 1975 roku. Skończył zawodówkę i zdobył papiery hydraulika. Wystarczyło kilka rzeczy, by życie było pełne i szczęśliwe – robotnicze życie, żona robotnicza, robotnicza klitka w bloku. Zwykłe, proste życie, bez dłubania w niuansach duszy i serca. Chciał więcej. Sam siebie nazywa barowym grajkiem. „Najbardziej prawdziwy głos na polskim rynku muzycznym” – tak ocenia go krytyczka muzyczna, nauczycielka śpiewu Elżbieta Zapendowska. Głos na granicy desperacji, krzyku i rozpaczy, nic sobie nie robi z takiej czy owakiej konwencji. Dyjak to Dyjak – mówią przyjaciele; facet, który żył po bandzie, pił po bandzie, aż dotarł do końca drogi. On też tak czuł. W 2008 roku na Wielkanoc przymocował do drzewa linkę holowniczą. Pogotowie stwierdziło zgon. Obudził się po kilku dniach w śpiączce, nic nie pamiętał.

Jestem kobietą z „Woman in black”, ale jestem też istotą z „Autoportretów”. Sasha Strunin i opowieść nie tylko muzyczna.

Jej swing zniewala. Albumy „Woman in Black” i „Autoportrety” to wykwintne wyprawy z Kobietą z Noir ku pragnieniom i marzeniom. Sama rozmowa z Sashą Strunin to wielka przyjemność i intelektualna uczta.

Aleksandra Strunin, znana jako piosenkarka pod pseudonimem Sasha Strunin, przyszła na świat w Leningradzie, aby po trzech latach z rodzicami osiąść w Poznaniu. Na muzykę była skazana z wyroków opatrzności. Jest dzieckiem miłości śpiewaków operowych. Mama – Vita Nikołajenko była ulubioną śpiewaczką Krzysztofa Pendereckiego, zaś ojciec Igor Strunin to znakomity baryton.

Ale miłość do muzyki, szczególnie do jazzu to także zasługa polskiej babci Sashy o dźwięcznym imieniu Nela, która rozkochana była w songach Billie Holiday i Sary Vaughan. 

                                                                                                                           Tomasz Wybranowski

 

Sasha Strunin podczas recutalu w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, Fot. archwium własne.

W  domu rodzinnym to śpiew był głównym elementem życia codziennego. Nigdy nie wyobrażałam sobie innego środka wyrazu. – mówi Sasha Strunin

Pełny zapis rozmowy z Sashą Strunin można odsłuchać tutaj:

 

Dla mnie osobiście to była w wyższym natężeniu rozmowa niezwykła. Rozmawialiśmy nie tylko o jej dzieciństwie i przeprowadzce do Polski. Gdy miała bowiem trzy latka jej rodzice dostali szansę odbycia stażu w poznańskim Teatrze Wielkim. I skorzystali z niej chcąc odnaleźć nie tylko nowe drogi artystycznych doświadczeń, ale także poczucie spokoju i bezpieczeństwa.

Moja rozmowa była przede wszystkim o wrażliwości i wyrażeniu siebie bezgranicznie, totalnie i do końca. A nie ma chyba lepszego kanału ku temu niż połączenie wytrawnej muzyki i poezja, choć młodziutką Sashę Strunin najpierw porwał muzyczny światek popu, modeling a później i film.

W 2007 roku z zespołem The Jet Set i piosenką „Time to party” reprezentowała Polskę w półfinale Eurowizji. Ale już w 2009 roku rozpoczęła studia na wydziale fotografii poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych… i zaczęła odkrywać i siebie, i swoje talenty.

O czasach popowych, Eurowizji i modelingu nie rozmawiałem z Sashą nawet przez chwilę. Skupiłem się na jej umiłowaniu lektur i jazzu, oraz na spotkaniu z wybitnym trębaczem Garym Guthmanem. To był punkt zwrotny w jej życiu. Gary Guthman został jej mentorem, z którym wydała dwa albumy „Woman in Black” i „Autoportrety”. Na tym drugim albumie wyśpiewała teksty Mirona Białoszewskiego.

Pomysł „Autoportretów” zrodził się w sercu i głowie Sashy Strunin, która bezgranicznie umiłowała poezje Białoszewskiego. Twierdzi nawet, że to najważniejszy poeta świata. Razem z Garym Guthmanem wybrała dziewięć wierszy autora „O obrotach rzeczy”, do których on napisał muzykę.

Oprócz Sashy Strunin i Garego Guthmana trzeba obowiązkowo wspomnieć o towarzyszącym zespole w składzie z Filipem Wojciechowskim, Pawłem Pańtą i Cezarym Konradem.

Już dzisiaj w imieniu Sashy Strunin zapraszam na wydarzenie „Cały ten jazz! LIVE!”,  Sasha Strunin i Gary Guthman Quartet wystąpią we wtorek 17 marca, o godzinie 19:00 – 20:30 w PROMie Kultury na warszawskiej Saskiej Kępie (ul. Brukselska 23). Biletów ubywa, więc warto się pośpieszyć!

https://promkultury.pl/events/event/caly-ten-jazz-live-guthman-quartet-autoportrety/?fbclid=IwAR1Klck-mo1TkeMMJrtMEk9iYGUD88CAwB_E84-kCmE_VBQae_iEX26NpKw

Wojciech Konikiewicz: Czas znowu sprawić, aby muzyka budziła dobre emocje i edukowała nowe pokolenia. Muzyczny WNET

Oto XXX lat po nagraniu zbioru „Muzyki Nowej Przestrzeni” wreszcie na dwóch płytach CD możemy rozkoszować się muzyką ojca polskiego ambientu – Wojciecha Konikiewicza, który regularnie powraca eterowo.

Z wybitnym muzykiem, kompozytorem i bezkompromisowym recenzentem polskiej rzeczywistości Wojciechem Konikiewiczem, w Muzycznej Polskiej Tygodniówce rozmawia Tomasz Wybranowski. 

Wojciech Konikiewicz podczas koncertu w Tarnowie (2006). Fot. Paweł Topolski z serwisu Tarnow.pl

Wojciech Konikiewicz jest absolwentem Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia i studiów indywidualnych (kompozycja i fortepian) we Wrocławiu, Warszawie, Niemczech i Francji. W latach 1977-1983 studiował elektroakustykę i psychoakustykę w Instytucie Telekomunikacji i Akustyki Politechniki Wrocławskiej a także filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.

W latach 80. był luminarzem i współtwórcą nowego ruchu polskiego jazzu. Pojawił się w takich składach jak Tie Break, Session Acoustic Action, Green Revolution, z Jorgosem Skoliasem, Marcinem Pośpieszalskich i Michałem Zduniakiem (znakomity album „Na całość” z 1986), i w kultowym Free Cooperation.

Wojciech Konikiewicz gość Tomasza Wybranowskiego w programie „Muzyczna Polska Tygodniówka”. Fot. FB arch. Wojciecha Konikiewicza.

 

Jego grę możemy usłyszeć na albumach największych gwiazd polskiej sceny. Współpracował i koncertował z Grzegorzem Ciechowskim, Tomaszem Lipińskim, Robertem Brylewskim, Lechem Janerką (legendarna debiutancka płyta „Klaus Mitffoch” i solowy debiut Lecha Janerki „Historia Podwodna”), a także z Wojciechem Waglewskim czy Tomaszem Budzyńskim.

Nagrywał ścieżki dźwiękowe do filmów, komponował do sztuk teatralnych i baletu. Współpracował z takimi reżyserami jak Jerzy Domaradzki, Waldemar Szarek i Krzysztof Krauze.

Nagrał ponad setkę płyt, a niektóre z nich zostały wydane przez renomowane wydawnictwa płytowe. Dość powiedzieć, że album „Tribute To Miles Orchestra – Live” był pierwszym w historii polskiego jazzu, który został wydany przez Warner Bros.

Natomiast „Strefa K”, płyta wydana w roku 2003, nagrana przez Konikiewicza z dwama utytułowanymi muzykami Stevem Harrisem i Janem Kopińskim została wysoko oceniona przez brytyjską prasę. Pochwalne recenzje i artykuły ukazały się w The Guardian , The Wire, Jazzwise, czy Jazz Views i Jazzword.

Z Wojciechem Konikiewiczem tym razem rozmawiałem o muzyce, która mimo upływu czasu wciąż jest ważna. Wspominaliśmy wrocławskie klimaty z lat 80. XX wieku, z Klausem Mitffochem, Lechem Janerką, Mieczysławem Jureckim i moim gościem w rolach głównych.

Powróciliśmy też do grzechów zaniechania kolejnych ekip rządzących na ugorze działań na polu kultury i kreacji ducha narodu. Wojciech Konikiewicz nie oszczędza także obozu „Dobrej Zmiany”, który –  jego zdaniem – na niwie kultury i mediów publicznych jest „wielkim rozczarowaniem”.

 

Muzyka Nowej Przestrzeni

 

„Muzyka nowej przestrzeni” powstała w roku 1990. Muzyka elektroniczna w wielu odcieniach w Polsce zaczęła mieć coraz więcej słuchaczy. Wojciech Konikiewicz stał się ojcem polskiego ambientu za sprawą dwóch … kaset magnetofonowych.

Nikt nie chciał wydać tej muzyki zarejestrowanej „w pewną parną i piękną, letnią noc”. –  jak wspomina Wojciech Konikiewicz.

Trzeba było prawie trzech lat od stworzenia muzyki, aby znalazła się maleńka oficyna wydawnicza chętna do publikacji. Natomiast aż trzydzieści lat czekaliśmy na dwa lśniące dyski CD wydane przez wytwórnię GAD Records. A muzyka Wojciech Konikiewicza brzmi ożywczo świeżo!

GAD zajmuje się głównie polską muzyką szczególnie jazzem i rockiem sprzed lat:

Od 2008 roku szukamy, tropimy i odkurzamy. Chcemy przypominać trudno dostępne tytuły, wydane niegdyś tylko na płytach winylowych lub kasetach, ale prezentować też materiały nigdy wcześniej niepublikowane.

Dbamy o szczegóły

Muzyka na tym jednak nie ucierpiała – szlachetne brzmienia klasycznych syntezatorów i dzisiaj brzmią świeżo i przekonująco. To wciąż muzyka naprawdę nowej przestrzeni.

                Oto zapis mojej rozmowy z Wojciechem Konikiewiczem. Zapraszam – Tomasz Wybranowski:

 

Leszek Cichoński mistrz sześciu strun, twórca Gitarowego Rekordu Guinnessa gościem Tomasza Wybranowskiego w Radiu WNET.

Czy jest w Polsce szanujący się fan muzyki , który nie zna Leszka Cichońskiego? Czy ktoś jakimś dziwnym trafem nie słyszał o jego gitarowych warsztatach, albo nie widział i nie słyszał ich w mediach?

 

Wydaje mi się, że takich osób po prostu nie ma! Ale Leszek Cichoński to nie tylko wirtuoz gitary, który nad życie uwielbia Jimi Hendrixa i grywał z Johnem Tuckerem, Stanem Skibby’m, czy Carlosem Johnsonem!

Leszek Cichoński to nie tylko muzyczny pedagog i nauczyciel miłości do gitary pokoleń już Polek i Polaków. To także twórca i duch sprawczy jednego największego muzycznego święta jakim jest wrocławski Gitarowy Rekord Guinnessa. 

Tomasz Wybranowski

 

W Muzycznej Polskiej Tygodniówce oprócz opowieści o renesansie albumu „Sobą gram”, którą Leszek Cichoński nagrał z wokalistą Łukaszem Łyczkowskim i wziętym basistą Tomaszem Grabowym, oraz Łukaszem Sobolakiem i Robertem Jarmuzkiem, padło także słów kilka o projekcie Viva Santana! Zwiastunem tego jest nagranie „Podaruj mi trochę słońca” z repertuaru Bemibek, które pojawia się na antenie Radia WNET.

Przede wszystkim jednak rozmawialiśmy o 18. edycji Gitarowego Rekordu Guinnessa. 1 maja 2020 roku wszystkie gitarowe ścieżki w Polsce i Europie powinny prowadzić do Wrocławia.

        Rekord po raz 18? Potrzebujemy minimum 7 423 gitar (plus jednej) i Ciebie!

Pierwsza oficjalna edycja największego w Europie święta gitary odbyła się w 2003 roku. Przed siedemnastu laty Leszek Cichoński wymyślił Wielką Gitarową Orkiestrę, która na płycie wrocławskiego Rynku wykonała słynny szlagier Jimiego Hendrixa „Hey Joe”.

W 2003 roku zagrało 588 gitarzystów, co pozwoliło ustanowić nowy rekord Guinnessa. W 202o roku do pobicia rekordu potrzebne są aż 7 424 gitary. Ale , jak mawia Leszek Cichoński, nie ma rzeczy niezmożliwych!

Aby dołączyć do grona „Rekordzistów” trzeba spełnić trzy kryteria. Po pierwsze, wystarczy nauczyć się pięciu podstawowych akordów (C G D A E) by zagrać „Hey Joe” Jimiego. Po drugie, trzeba zgłosić się do dnia 1 maja na wrocławskim Rynku z dowolną gitarą, albo innym instrumentem strunowym (banjo, ukulele, czy mandolina). A po trzecie, wspólnie z resztą największej gitarowej orkiestry odegrać „Hey Joe” i w aurze przyjaźni i szacunku dla innych cieszyć się z tego spotkania! – mówi Leszke Cichoński.

Ten muzyczny i niepowtarzalny klimat co roku przyciąga coraz więcej osób i to bez względu na wiek. Wszelkie informacje znajdziecie państwo na stronie: www.heyjoe.pl

 

Ten znak – gest, który pokazuje i przekazuje wszystkim Leszek Cichoński i Wojciech Cugowski, to dwie litery U i V, czyli Uni VIBE! To symbol, który jednoczy dobrą wibrację muzyki. Fot. archiwum własne Leszka Cichońskiego.

 

                                                                      Gwiazdy podczas 18. edycji

Koneserów muzyki czeka trzydniowy maraton koncertów. W gronie gwiazd Finowie z wiolonczelami – Apocalyptica, legendarny Peter Hook, basista legendarnej formacji Joy Division i New Order, wreszcie mroczny i niezależny Andrew Aldrich z The Sisters of Mercy.

Peter Hook z formacją The Light zaprezentuje materiał z obydwu albumów Joy Division: “Unknown Pleasures” oraz “Closer”. 18 maja 2020 roku mija 40 lat od tragicznej śmierci Iana Kevina Curtisa, wokalisty i autora mrocznych, egzystencjalnych tekstów post punkowej i mroczno nowo falowej grupy Joy Division.

Koncert w Hali Stulecia będzie bez wątpienia jednym z wydarzeń muzycznych roku. Miałem okazję być dwukrotnie na koncertach Petera Hooka i zaręczam, że będzie to wielkie przeżycie dla fanów Joy Division. 

 

Ale to nie koniec muzycznych niespodzianek!  We Wrocławiu pojawi się sam Gerry Leonard, Irlandczyk rozkochany w folku i muzyce rockowej, który towarzyszył w studiu (albumy „Heathen”, „Reality” i wysmakowany „The Next Day”) i na trasach koncertowych Davidowi Bowie.

Irlandczyk z Clontarf przedstawi projekt muzyczny pt. “Bowie Starman” z największymi przebojami zmarłego cztery lata temu Davida Bowiego. 

Grono gwiazd zamyka formacja Epica, gwiazda gotyckiego metalu oraz mozaika najlepszych z najlepszych polskiej sceny muzycznej. Zobaczymy KULT, Nosowską, KULT, Happysad i Illusion i Mrozu.

Bilety i karnety już dostępne w sprzedaży online: https://www.ebilet.pl/muzyka/festiwale/3-majowka/

Tutaj do odsłuchania rozmowa z Leszkiem Cuchońskim:

 

Wspomnienie Romualda Lipki w Radiu WNET. Muzyczna Polska Tygodniówka i wywiady z panem Romkiem Tomasza Wybranowskiego

Dzisiaj z rozrzewnieniem przypominam sobie rozmowę z Romualdem Lipko, kiedy mój program „Polska Tygodniówka” w irlandzkim Radiu NEAR FM obchodził dziesięciolecie. Te słowa zapamiętam do końca życia…

W czerwcu 2016 roku, podczas mojego jubileuszu radiowego w irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, padły piękne słowa z ust pana Pana Romka o przemijalności, o tym czym jest życie i jak je przeżyć, wreszcie o magii prawdziwego radia.

Tomasz Wybranowski

 

Z Romualdem Lipko znałem się od czasu pracy w lubelskim Radiu Puls (lata 1992 – 1994). Przegadaliśmy wiele godzin i to nie tylko w zaciszu radiowych studiów. Pan Romek, bo tak nazywaliśmy Go, był zawsze otwarty, pogodny, skromny i uśmiechnięty. W planach mieliśmy kolejne rozmowy na antenie Radia WNET. Mieliśmy… a teraz pozostała tylko cisza, jak tytuł pewnej płyty Budki Suflera.

W sobotę, 8 lutego 2020 roku, w programie Muzyczna Polska Tygodniówka przypomniałem fragmenty czterech różnych rozmów z Romualdem Lipko z lat 2011 – 2017.

Z ponad trzydziestu godzin zarejestrowanych wywiadów z panem Romkiem wybrałem moim zdaniem te najciekawsze. Także o współpracy z Czesławem Niemen, przyjściu do zespołu Romualda Czystawa, czy o szorstkiej przyjaźni z Krzysztofem Cugowskim. 

Odszedł kolejny Mistrz Dźwięków.

 

Alex Sławiński o brexicie: Przez wiele miesięcy, a nawet lat, niewiele w UK się zmieni

Tomasz Wybranowski rozmawia z Alexem Sławińskim o tym, czy, i jak, zmieniło się życie Brytyjczyków tuż po opuszczeniu przez ich kraj Unii Europejskiej

 

 

Alex Sławiński w Muzycznej Polskiej Tygodniówce opowiada o tym, jak wygląda sytuacja w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej tuż po opuszczeniu Unii Europejskiej:

Zmian nie widać. […] Samoloty z Polski nadal latają. Przez wiele najbliższych miesięcy, a nawet lat, bardzo niewiele się zmieni. […] W Polsce, 30 lat po upadku komunizmu, również zmieniło się mało.

Nasz londyński korespondent mówi o wzniosłej atmosferze uroczystości pożegnania z UE i komentuje brexitowe orędzie Borisa Johnsona. Miało ono na celu wlanie w serca Brytyjczyków nadzieję, że czeka ich bardzo dobra przyszłość poza Wspólnotą. Johnson uwydatnił również aspekt negatywny obecności w Unii, związany z zależnością od Niemiec i Francji. Przeciwnicy brexitu straszą zaś katastrofą gospodarczą.

Alex Sławiński odnosi się również do otwarcia w szkockim Aberdeen ośrodka współpracy polsko-litewskiej:

To fantastyczny znak naszej obecności w Szkocji i współpracy z sąsiadami, którzy przez wieki byli częścią naszego państwa. Dla lokalnej społeczności będzie ważnym elementem ich życia kulturalnego.

Poruszony zostaje również odejścia księcia Harry’ego i Meghan Markle z rodziny królewskiej:

Oni bardziej lubią Kanadę. Będą tutaj przyjeżdżać tylko po to, żeby spotkać się ze znajomymi i, być może, członkami rodziny królewskiej.

Jak mówi rozmówca Tomasza Wybranowskiego, książę William, przeciwnie do brata, z którym jest skonfliktowany, wzorowo wypełnia swoje królewskie obowiązki:

Wkrótce te tematy osiądą, i będziemy mówić o rodzinie królewskiej więcej pozytywnych rzeczy.

Na koniec korespondencji, Alex Sławiński komentuje doniesienia o bardzo złym stanie zdrowia Ozzy’ego Osbourne’a:

Żyjemy w epoce umierania. W najbliższych kilku tygodniach prawdopodobnie będziemy mieli sporo informacji o odejściach ze sceny muzycznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Najlepsze i najważniejsze polskie albumy muzyczne roku 2019. Złota Piętnastka Radia WNET. Zaprasza Tomasz Wybranowski

W naszym subiektywnym, radiowym zestawieniu dziś najlepsza „15” polskich płyty roku 2019. Nasza lista powstała bez podziału na style i gatunki muzyczne. Obok siebie electronic, jazz, rock, metal i pop

Kolejny rok wylądował w lamusie pamięci. W muzyce, szczególnie polskiej, 2019 był jednym z najlepszych od prawie dekady. W naszym WNETowym subiektywnym zestawieniu „51” albumów bez podziału na style i gatunki a teraz już cała lista, z najlepszą platynową piętnastką.

Nagrania z każdej płyty gościły na antenie Radia WNET. Pamiętajcie proszę, że „Radio WNET to muzyka warta słuchania.”

                                                                                                     Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do odsłuchania program z nagraniami finałowej, najlepszej „15” ubiegłego roku. Poniżej przedstawiam całą listę najważniejszych dla nas polskich muzycznych wydawnictw 2019 roku i recenzje albumów od miejsca 15. do diamentowej pozycji „No 1”.

 

 

51. Fisz, Emade, Tworzywo: „Radar” (Wydawnoctwo Agora)

50. Michał Kowalonek: „O miłości w czasach powstania” (Polskie Radio) – rock

49. Ryszard Makowski: „Ryszard Makowski (album)” – (Polskie Radio) – piosenka / pop 

48. No More Jokes: „A ludzie się patrzą…” (Sonic Records) – rock / alternative metal

47. Kwiat Jabłoni: „Niemożliwe” (Wydawnictwo Agora) – folk

46. Blauka: „Miniatura” (Duża Wytwórnia) – rock / vintage / indie

45. Król: „Nieumiarkowania” (ART2) – electronic / rock

44. Amarok: „Storm” (On-Art) – ambient / rock progresywny / electronic

43. Konrad Kucz i Ola Bilińska: „Kucz/Bilińska” (MTJ) – avant – pop / dream pop

42. Michał Bajor: „Kolor Cafe” (Sony Music) – pop

41. Ladaco: „Pierwsze primo” (Ladaco Record) – post – rock / electronic

 

 

40. Pola Chobot & Adam Baran: „Jak wyjść z domu, gdy na świecie mży?” (FONOBO)

39. MJUT: „Kurz i krew” (MTJ)

38. 8 lat w Tybecie: „Betonu nie spalą” (Musicom) – rock

37. Trzynasta W Samo Południe: „II” (Góra Muzyki) – hard rock / rock

36. Bandonegro: „¡Hola Astor!” (SJ Records) – tango / jazz / fussion

35. Organic Noises: „Organic Noises (album)” (Lynx Music) – etno / world / art rock

34. Marek Napiórkowski: „Hipokamp” (Wydawnictwo Agora) – jazz / blues jazz

33. Endorphine:  „Return To The Roots” (własne wydanie) – electronic / el – music

32. Mery Spolsky: „Dekalog Spolsky” (Kayax Production) – pop / electropop

31. Misia Furtak: „Co przyjdzie” (Wydawnictwo Agora) – alternatywa / dream pop

30. Kobranocka: „My i Oni” (Soliton) – rock

 

 

29. O.S.T.R.: „Instrukcja obsługi świrów” (Asfalt Records) – hip hop / hiplife

28. De Łindows: „Nie wszystko złoto” (Lou & Rocked Boys) – rock / punk rock

27. Madrugada: „Sombra” (wydawnictwo własne) – muzyka świata / flamenco / folk

26. Happysad: „Rekordowo Letnie Lato” (Mystic Production) – rock / pop rock

25. Dom Zły: „Rytuał” (Evil House) – post – metal / black metal

24. Mikromusic: „Z dolnej półki” (Wydawnictwo Agora) – alternatywa / avant – pop / jazz

23. Patti Yang Group: „War On Love” (Requiem Records) – trip hop / electronic

22. Terrific Sunday: „Młodość” (Wydawnictwo Agora) – alternatywa / rock

21. Lipali: „Mosty, Rzeki, Ludzie” (PRESSCOM) – hard rock

20. Jamal: „Czarny motyl” (Wydawnictwo Agora) – rock

19. Sabina: „Lepidoptera” (e – Muzyka) – electro – pop / dream pop

18. Sorry Boys: „Miłość” (Mystic Production) – pop

17.  Lion Spheperd: „III” (Universal Music Polska) – rock progresywny / art rock

16. VooVoo: „Za niebawem” (Wydawnictwo Agora) – rock alternatywny

 

 

                                      ZŁOTA PIĘTNASTKA NAJLEPSZYCH PŁYT 2019 

 

15. Batushka: „Hospodi” (Metal Blade Records) – black metal

Muzycznie „Hospodi” to znakomita kontynuacja albumu „Litourgiya”. W tym miejscu ani słowa o prawnych przepychankach między Krzysztofem Drabikowskim a Bartłomiejem Krysiukiem. „Hospodi” to dzieło tego ostatniego. Album to black metal na światowym poziomie, który z prawosławną liturgią pogrzebową i wschodnią obrzędowością tworzy niepowtarzalny klimat.

Dziesięć nagrań, z urzekającym wstępem „Wozglas” przenosi nas w świat obrzędów dziadów i wschodniej mistyki prawosławnej na przecięciu życia i śmierci. Bartek Krysiuk wskrzesza i chroni tę wschodnią, funeralną tradycję przed zapomnieniem (przejmująca „Polunosznica”). Arcydzieło metalowe roku!


14. PRO8L3M: „Widmo” (RHW Records) – hip hop

Kolejny popis Steeza i Oscara, który bardziej rozśpiewany niż na poprzednich wydawnictwach. Apokaliptyczna wizja czasu ostatecznego wpleciona w rytmy dancehallowe a czasem dub – ambientu. Ale to wciąż hip hop, który szczerze opowiada o świecie i o człowieku „z wyrokiem naszego czasu”. Wyróżniam nagrania „Interpol” i „To nie był film” z gościnnym udziałem Artura Rojka.


13. Maja Kleszcz: „Osiecka De Luxe” (Mystic Production) – piosenka aktorka / jazz

Zdawać się mogło, że metafory Agnieszki Osieckiej doczekały się już dawno ostatecznej muzycznej i mistrzowskiej oprawy. Ale oto Maja Kleszcze i Wojtek Krzak wyczarowali bardziej niż niezwykły klimat z tekstami królowej polskiej piosenki. Jest tu kawiarniany blues, przedwojenny swing i korzenny jazz.

Niby wszystko znane, ale jakże świeże i porywające. W akustycznych aranżacjach zyskują dla mnie osobiście „Nim wstanie dzień” (niegdyś Edmund Fetting), „Uciekaj moje serce” (ach ta trąbka) i „Wielka woda”.


12. Piotr Baron: „Wodecki Jazz” (Agencja Muzyczna Polskiego Radia) – jazz

Jeśli jest ktoś ze słuchaczek i słuchaczy Radia WNET, kto obawia się jazzu, to album „Wodecki Jazz” Piotra Barona będzie znakomitą inicjacją. Piotr Baron, znakomity saksofonista połączył lekkość i przebojowość melodii Zbigniewa Wodeckiego z jazzowym klimatem.

Niektóre aranżacje są przewrotne, jak dla przykładu w „Izoldzie”, z rapowym fragmentem. „Panny mego dziadka” z przepiękną gitarą Gabriela Niedzieli i „Lubię wracać tam, gdzie byłem” to wyciskacze łez i bilet do lat dzieciństwa. Cudny album.


11. Kwiaty: „Kwiaty (album)” (wydawnictwo własne) – shoegaze / post – rock

Nie ukrywam, że trójmiejski kwartet Kwiaty to objawienie (jedno z pięciu) w mijającym roku. Muzycznie sporo shoegazowych brzmień, odcieni rocka przypominających lata 90. i dużo dobrych melodii przełamanych czasami punkującą rebelią pachnącą manchesterskim brzmieniem („Honda”).

Trzy najlepsze nagrania, to pachnące macierzanką i fiołkami rozmarzone „Na wydmach”, „Czarne porzeczki” i „Mleczne dziewczęta, chłopaki kwiaty”. To płyta do rozmarzenia, która powinna wybuchać w głowach (i sercach) słuchaczy w przełamaniu wiosny i każdego lata. Nagranie „Koniec wakacji” to mój faworyt, który mógłby być ozdobą każdej składanki wytwórni 4AD. Głos Mai Andrzejewskiej koi i zachwyca. Czekam na drugą ich płytę, aby zapoznać się z resztą zielnikowych barw i zapachów.

 

Patron zestawienia albumów roku 2019

 


 

10. Kali & Magiera: „Chudy Chłopak” (Ganja Mafia Label) – hip hop

/…/ Ciągle budzą mnie koszmary /Nocne mary, szatan się dobijał / Ale czuwał anioł stróż, dał mi poczuć, że przełamię lód / Przyjdzie dzień, gdy przełamie lód / Stanie za mną lud / Póki co, stoję tutaj sam, chudy chłopak /…/

„Chudy chłopak” powrót do platynowego jak mawiam, old scholowego czasu w polskim hip hopie… O jakieś dwadzieścia lat). To osobiste teksty Kalego ze znakomitą szatą muzyczną Magiera (White House). Same komplementy cisną się na usta, gdy piszę o tym krążku.

Czternaście nagrań tworzy spoistą i dopracowaną do najmniejszego detalu płytę. Ten bardziej niż osobisty pamiętnik Kalego, w formie szczerej spowiedzi, może posłużyć w dzisiejszych czasach za przewodnik dla rodziców, którzy w tym pośpiesznym i gnającym nie wiadomo dokąd świecie, szukają kluczy by zrozumieć własne dzieci.


 

9. Enchanted Hunters: „Dwunasty Dom” (Latarnia) – synthpop

Magdalena Gajdzica i Małgorzata Penkalla wymyśliły, nagrały i wysłały w świat arcydzieło z pogranicza pachnącego latami 80. synth – popu z odrobiną dream popu. Siłą albumu jest bajkowy, lekko odrealniony klimat, który od otwierającego utworu „Fraktale”, przez singlowy „Plan działania” po finał w postaci nagrań „Burza” (ten bit 4/4) i „Neptun” nie wypuszcza tak jak proza Marquzea czytelnika, zadziwionego szczerze i uśmiechniętego (także szczerze) słuchacza spoza muzycznej orbity „Dwóch księżyców”.

Pomysły i nagrania na album twórczynie zbierały kilka lat. Warto było, bo to jeden z najważniejszych albumów electro i synthpopu przynajmniej ostatnich dziesięciu lat. To zestaw świeżych, melodyjnych i pozytywnie energetycznych piosenek. Lekarz od stanów duszy i nastrojów powinien ją przepisywać na wszelkie depresje i stany malkontenctwa. Jeszcze jedno. Ta płyta porywa do tańca. Okazuje się, że ze znanych dźwiękowych składników i kilku wiekowych można wyczarować absolutnie niezwykłą historię o „Dwunastu domach” w dziesięciu piosenkowych podrozdziałach. Przepiękna płyta!


 

8. Leszek Możdżer: „Ikar. Legenda Mietka Kosza” (Wydawnictwo Agora) – jazz / muzyka filmowa

Z filmem Macieja Pieprzycy, podobnie jak i ze ścieżką dźwiękową wyczarowaną przez geniusza fortepianu Leszka Możdżera mam więź bardziej niż osobistą. To topos miejsca, który łączy mnie i Mieczysława Kosza.

Obaj jesteśmy synami Zamojszczyzny, obaj wpleceni w ten roztoczański krajobraz gdzieś na peryferiach Tomaszowa Lubelskiego. Zresztą w filmie jest taka sekwencja, kiedy o kolorach tego niezwykłego miejsca mówi tytułowy bohater Mietek Kosz, w którego wcielił się Dawid Ogrodnik. Dał on od siebie aktorsko za dużo i nie zostawił widzowi zbyt wielkiego marginesu do stworzenia swojego wizerunku Mietka Kosza, niewidomego geniuszu jazzowych improwizacji, który nie chciał zoperować oczu by nie stracić słuchu. Niezwykłe…

Ale największą bohaterką filmu jest muzyka. Sukcesem Leszka Możdżera jest to, że muzyka Kosza zabrzmiała w pełni. A zadanie nie było łatwe, bowiem jak oddzielić muzykę – bohaterkę od muzyki – ilustrującej? Leszek Możdżer to udźwignął. Jak zwykle. To jego film tak naprawdę. Na ścieżce dźwiękowej dwadzieścia osiem nagrań. A każde cudowne. A każde obrazkowe i kolorowe nawet, gdy… zamkniecie oczy.


7. Sokół: „Wojtek Sokół” (Prosto) – hip hop

Informacja, że legenda polskiego hip hopu, która od prawie dwudziestu trzech lat jest jego fundamentem, wydaje wreszcie pełnowymiarowy debiut fonograficzny była jedną z tych najważniejszych z kategorii muzyka w roku 2019!

Sokół to już szacowny czterdziestolatek. Na jego debiucie nie ma szaleństwa i kaskad flow. Króluje mądre słowo oprawione w bity na światowym poziomie. Ale o słowie.

Niemało lirycznych przenośni znajdziemy na płycie, które recenzujące nasze „tu i teraz” eksponują osobę twórcy i opowiadacza. Lat 40 to dużo i mało rapuje w „Pluszowym”:

„Jestem za stary na wyjścia z nimi, kminisz? / Za młody duchem na wyjścia z dorosłymi. /…/ Nowy hip hop to pluszowy człowiek z blizną./…/

Otwierająca „Hybryda”, „Pomyłka” i „Skażony” i „Nie Da Na Da” to produkcje najwyższych lotów. Pobrzmiewa w nich nuta rozliczeń ze sobą i światem. Jest też ton Sokoła – moralizatora.

Ktoś powie, że to wszystko już było. Zgadza się. Było już od czasu Bena Akiby, ale te czternaście nagrań na płycie tekstowo wypadają lśniąco i świeżo na tle hip hopowego światka w Rzeczpospolitej. Ale jest Kali, jest Bisz, i jest – na szczęście – Sokół, który mimo mnogości zajęć i profesji (autor testów, raper, producent, dziennikarz, właściciel wytwórni płytowej, głos z audiobooków) wciąż ma serce do poetyckich zaklęć. A te rymy składa zdecydowanie do treści.  Na płycie znajdujemy jeszcze nieco romantycznego, choć mrocznego mistycyzmu.


6. Administratorr: „Czy” (Marmolada Records) – rock alternatywny

Bartosz Marmol powrócił na rockowo – alternatywne pole bitwy. Odstawił (pewnie na chwilę) człon electro i wydał trzeci album jako Administratorr. Przede wszystkim słuchanie krążka „Czy” daje dużo radości i poczucia lekkości.

Czasami, z powodu tekstów właśnie, jest to Kunderowska nieznośna lekkość bytu. Ironia, czasami podszyta groteską wbija w nas („Autozdrada A4”, czy „Folia”) szpileczki znaków czasu. Wtedy z letargu codzienności i tanecznych pląsów (bo wciąż słuchamy kolejnych piosenek z „Czy”) budzi się nasza refleksja i dystans. Okazuje się, że przez rzeczy z pozoru małe możemy dostrzec, to co wielkie i ważne („Ostatnia cząstka” i „Na Ukrainie szybkiej jak dźwięk”).

Bartosz Marmol po raz kolejny pokazuje talent kompozytorski. Każda z piosenek na płycie to pozbawiona rutyny i schematu inna opowieść dźwiękami. Jest nowa fala, sporo alternatywy i ducha post punka czy elementów electro rocka, ale wszystko gitarowo. To także zasługa producentów albumu i magii miejsca studia Serakos.

„Czy” to jazda obowiązkowa absolutnie dla każdego. Osobiście czekam na kolejny krążek z piosenkami o Warszawie, w duecie z Lesławem.


5. Stonerror: „Widow in Black” (My Shit in Your Coffee / Liverecords) – stoner rock

„Widow in Black” to jedna z najlepszych rockowych płyt dekady. I nie piszę tego na wyrost. Poszukiwanie w teraźniejszym tyglu rocka uroku i czaru kilku odpowiednio zestawionych ze sobą dźwięków jest bardzo trudne i często trąci banałem. Ale niczego banalnego nie znajdziemy na drugim krążku ekipy z Krakowa.

To stonerowe granie Stonerror przepuszcza przez swój pryzmat. Nie będę tutaj cytował skojarzeń, które nasunęły mi się po pierwszym przesłuchaniu albumu. To niepotrzebne. Stoner skojarzony z punkiem, mroczną psychodelią i melodycznością piosenkową? Trzy razy tak!

Jarosław Daniel, Jacek Malczewski, Łukasz Mazur i Maciej Ołownia wiedząc o tym, że mając w repertuarze ograniczone środki rockowego wyrazu, należy je łączyć w sposób zaskakujący, wbrew utartym recepturom i schematom. „Widow in Black” to ciężkie granie, wręcz duszne, ale zaskakująco świeże i oczyszczające. Okazuje się, że nawiązanie w tytule do pewnej płyty i nagrania „numer cztery” ojców stonerowego grania Kyuss to tylko zasłona dymna. Bo dostajemy znacznie więcej niż tylko interpretacje i nawiązania. A nagranie tytułowe, gdyby powstało na początku lat 90. Byłoby hymnem niepokornej młodzieży ze Seattle.

Do mocnych momentów zaliczę „Domesday Call”, punkująca galopada z niezwykłym tekstem Jacka Malczewskiego, gdzie mesjasz Jezus podczas nadejścia Apokalipsy … już nie odbiera telefonu. Stone®ockowe petardy to otwierający „Ships on Fire” z odniesieniami do legendarnego filmu Ridleya Scotta i instrumentalny, nieco zmierzchowy, przypominający schyłek twórczości The Doors „Asteroid Fields”. Stonerror stworzyli płytę doskonałą.


4. Noże: “Gniew” (FONOBO) – rock alternatywny

Na takie płyty czeka się latami. O tym, że warto czekać i wierzyć przekonuje debiut fonograficzny grupy Noże. Ze skrawków pogłosów zimnej fali, przebrzmiałej burzy psychodelii i materii klautrocka post zespół wykuwa absolutnie nową muzyczną jakość, która (wierzę w to mocno) objawi się na ich drugim albumie.

Ta oryginalność, mimo wielu nawiązania do wielu gatunków, każe na Noże zwrócić baczniejszą uwagę. „Gniew” utrzymuje w napięciu od pierwszego dźwięku i słowa na płycie. Znajdziemy na niej mrok i tajemnice, gniew i tkliwość, wreszcie moc afirmacji życia skojarzoną z bojaźnią i lękiem nocy.

Karol Kruczek, śpiewający basista, jest autorem wszystkich tekstów. Jego język jest przepełniony (to nie zarzut) metaforami i charakterystycznymi strukturami językowymi, które – mimo odmienności od tego, co spotykamy w tekstach „hitów” głównego nurtu – zapadają w rytm serca i głowy.  Wiersze te intrygująco korelują z muzyką tworząc konsekwentną muzyczną powieść, która liczy dziesięć rozdziałów (od tytułowego „Gniewu” kończąc na nagraniu „Nowe Dynasy”).

Balladowy, wydelikacony song „Zbrodnie” to dla mnie osobiście kandydat do miana najlepszej piosenki roku. W przypadku „Gniewu” muzyka, teksty, projekt graficzny i dobra praca wytwórni FONOBO tworzy znakomitą całość. Kruczek, Biedziak, Jasieński i Hendzel. Radzę zapamiętać te nazwiska.


 

3.  Limboski: “Ucieczka Saula” (PolskieRadio) – avant – pop / rock alternatywny

Michał Augustyniak i jego zespół Limboski obdarowali nas albumem przesyconym klimatem berlińskiego avant – popu z lat 70. i 80. Tam Michał szukał natchnienia i uspokojenia. Atmosferze Berlina ulegali David Bowie, Iggy Pop, Lou Reed, U2 czy Nick Cave.

Często mawiam na antenie Radia WNET, że Michał Augustyniak to jeden z nielicznych w Polsce śpiewających poetów – filozofów. Dużo emocji, jeszcze więcej refleksji nasuwa się po przesłuchaniu „Ucieczki Saula”, którą przyrównuję do znakomitej powieści Alejo Carpentiera „Powrót do źródeł czasu”.

Samotność i oddech wieczny czasu tworzą z tej płyty moralitet o człowieku, któremu zdaje się, iż „zawsze jest jeszcze trochę czasu”. Ta naiwność skarcona jest w najlepszym nagraniu na albumie „Kino nocne”:

/…/ kupiłaś to mieszkanie a w nim jest klatka z ptakiem /co śpiewa jak kochanek
kochana zapłać raty / że były inne plany / lecz było tyle pracy / wcale nie na starość, młodość trzeba spłacić / minęła wam we dwoje / wspomnienia nienajlepsze / do krwi się dotarliście na kwadratowym metrze /…/

Ten fragment to czysta poezja i diagnoza współczesnego życia Polek i Polaków, których opuszczają ostatnie marzenia. Album nasączony jest elektroniką, która wzmacnia przekaz przenośni. Muzycznych eksperymentów jest więcej i zamiast razić przydają twórcy nowego charakteru. I mimo, że może mniej gitarowo, to wciąż Limboski daje do myślenia, bo „Na statku”:

/…/ gdzie ten chłopak bawi się nożem / i patrzą jak kaleczy palce / odkrywa świat/ marzy o bajce, wadzi się z Bogiem.”


2. EABS: „Slavic Spirits” (Astigmatic Records) – jazz / jazz nowoczesny

W dublińskim „Tower Records” lubię patrzeć, kiedy młodzież i studenci kupują winyle z jazzem. Odrodzenie jazzu ma się dobrze. Przykładem tego, z rodzimego podwórka, jest kolejna płyta EABS. Od pierwszego przesłuchania miałem powtórkę z lekcji odczuć i wrażeń, gdy po raz pierwszy przesłuchałem debiut Lao Che „Gusła”. Ową płytę Spiętego i nowy konceptualny zestaw liderów nowej szkoły polskiego jazzu EABS łączy temat słowiańszczyzny i jej mitologii.

Dwa lata temu ogłosiłem płytą roku „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”. Minęły dwa lata i EABS znowu daje nam podarunek niezwykły. Tyle, że tym razem to w całośći autorski materiał Marka Pędziwiatra i przyjaciół, którym towarzyszy niezwykły saksofonowy renegat jazzu – jak mawiają o nim na Wyspach – Tenderlonious.

Niespełna czterdzieści pięć minut muzyki co chwila zadaje nam pytania, za czym my Polacy tak naprawdę tęsknimy? Skąd ta melancholia, której pełno na płycie? Czy nie doskwiera nam owa biała plama sprzed lat 60. wieku X? …

„Slavic Spirits” to także jazzowo – mistyczna opowieść o rytmie, który współcześnie zaburzamy. I tutaj dochodzimy do czasów słowiańszczyzny, kiedy rytm życia odmierzały pory roku, czas dnia i części nocy. Od „Ciemności” podążamy ku „Ślęży” („Ślęża (Mgła)” i „Ślęża”), boskiej góry w czasach przedchrześcijańskich, aby w finale przeżyć „Przywitanie Słońca”. Polecam i gwarantuję dreszcze, z wiedzą o dawnych czasach dwuwiary i słowiańskich duchów opowiedzianych tylko dźwiękami.


 

Nr 1. Marek Dyjak: „Piękny instalator” (Agora) – piosenka autorska / avant – pop / jazz

Ta płyta ukoronowała bardzo dobry muzycznie rok 2019. O Marku Dyjaku ciężko mi pisać i opowiadać, bo znamy się bardzo dobrze, jeszcze z czasów lubelskich. Jego życie i dotykanie śmierci, twórczość i poetyckość, wreszcie bohemizm artystyczny i ciepło to tematy nie tylko na film fabularny o nim, ale cały serial. Ale uznałem ten krążek albumem roku nie z powodu naszej znajomości. O nie!

 

Styczniową porą Marek Dyjak podarował nam krążek „Gintrowski” a w listopadzie sprezentował najlepszy album roku „Piękny instalator”, z ponadczasowym tekstem lubelskiego barda i poety Jana Kondraka. Od pierwszego, tytułowego nagrania (gdzie Vienio zamiast rapować to śpiewa), po niezwykły duet z Renatą Przemyk („Wielka”) obcujemy z wielką sztuką. A przecież jeszcze „Miriam”, ten najpiękniejszy moment płyty znany w filmu „Jasminum”, z nowym tekstem Roberta Kasprzyckiego, a „Bez” gdzie odnajduję echo poezji Broniewskiego, a przejmująca „Warszawo”, a…                               Dość!!! Zamiast to czytać, to po prostu posłuchajcie tej płyty.

                          Tomasz Wybranowski

współpraca: Katarzyna Sudak i Sławomir Orwat

wsparcie medialne: Bogdan Feręc

 

Patron zestawienia albumów roku 2019

 

                                   Produkcja Studio 37 – Radio WNET Dublin © 2020

 

Najważniejsze polskie albumy muzyczne roku 2019. Część druga, od 40 do 30 miejsca – prezentuje Tomasz Wybranowski

W naszym subiektywnym i radiowym zestawieniu dziś kolejne najlepsze polskie płyty roku 2019. Co ważne (i ciekawe) bez podziału na style i gatunki. El music, obok jazzu, rocka progresywnego czy metalu.

Nagrania z każdego z omawianych i prezentowanych w zestawieniu albumów gościły na antenie Radia WNET. Bo radio WNET to „muzyka warta słuchania”. Kontynuujemy odliczanie.

                                                                               Tomasz Wybranowski

 

Program z omówieniem albumów z miejsc 51. – 41.

 

                                   Audycja z opowieściami o albumach z miejsc 40. – 30.

 

50. Michał Kowalonek: „O miłości w czasach powstania” (Agencja Muzyczna Polskiego Radia) – rock

49. Ryszard Makowski: „Ryszard Makowski (album)” – (Agencja Muzyczna Polskiego Radia) – piosenka / pop.

48. No More Jokes: „A ludzie się patrzą…” (Sonic Records) – rock / grunge / alternative metal

47. Kwiat Jabłoni: „Niemożliwe” (Wydawnictwo Agora) – folk

46. Blauka: „Miniatura” (Duża Wytwórnia) – rock / vintage / indie

45. Król: „Nieumiarkowania” (ART2) – electronic / rock

44. Amarok: „Storm” (On-Art) – ambient / rock progresywny / electronic

43. Konrad Kucz i Ola Bilińska: „Kucz/Bilińska” (MTJ) – avant – pop / dream pop

42. Michał Bajor: „Kolor Cafe” (Sony Music) – pop

41. Ladaco: „Pierwsze primo” (Ladaco Record) – post – rock / electronic

 

40. Pola Chobot & Adam Baran: „Jak wyjść z domu, gdy na świecie mży?” (FONOBO) – blues / rock

„Jak wyjść z domu, gdy na świecie mży?”  to spacer ulicami Saint Louis  niemal pod ramię z duchem Williama Christophera Handy’ego. Podczas słuchania tych nagrań poczułem te emocje, które ostatnio towarzyszyły mi podczas słuchania dzieła „Carry Fire” Roberta Planta.

Obok gitary rezofonicznej klarnet basowy, dobro i głos Poli Chobot, która wyśpiewując niezwykle emocjonalnie piosenkowe nowelki o strachu, odmianach miłości, wreszcie mrokach dusz ludzkich, udowadnia iż jest jedną z najciekawszych współczesnych polskich wokalistek.

 


39. MJUT: „Kurz i krew” (MTJ)

Rzutem na taśmę MJUT wydali krążek „Kurz i krew” pod koniec roku 2019, choć singlowych zapowiedzi albumu było bez liku: „Nie chcę prawdy”, „Nie zapomnij” czy „Piotruś Pan„.

Patryk Kienast, Marcin Świątek, Krzysztof Lewandowski i Jacek Rezner obdarowali nas płytą o rozstaniach. Ten koncepcyjny album rozdziera rany rozstajnych dróg, pochyla się nad ich konsekwencjami a to wszystko w smutno – rześkim klimacie gitarowego brzmienia oplecionego synth popowym klawiszem.

Album zdecydowanie na teraz, na przełom grudnia i stycznia. Gdy coś się kończy, wtedy na horyzoncie musi zabłyszczeć coś (albo Ktoś). Znakomita praca producenta Pawła Cieślaka.


38. 8 lat w Tybecie: „Betonu nie spalą” (Musicom) – rock

 


37. Trzynasta W Samo Południe: „II” (Góra Muzyki) – hard rock / rock

 



36. Bandonegro: „¡Hola Astor!” (SJ Records) – tango / jazz / fussion

 


 

35. Organic Noises: „Organic Noises (album)” (Lynx Music) – muzyka etno / world / rock progresywny

 


34. Marek Napiórkowski: „Hipokamp” (Wydawnictwo Agora) – jazz / blues jazz

 


33. Endorphine:  „Return To The Roots” (własne wydanie) – electronic / el – music

Oto podwójny (ponad dziewięćdziesiąt minut muzyki), zaskakujący, z licznymi odniesieniami do etno folku, korzennych brzmień, najlepszy album muzyki elektronicznej wydany w Polsce w 2019 roku.

„Return to the Roots” Adama Smoka Bórkowskiego, Krzysztofa Kurkowskiego i Piotra Skrzypczyka porywa falami endorfin. Bardzo polecam. 

 


 

32. Mery Spolsky: „Dekalog Spolsky” (Kayax Production) – pop / electropop

Płyta „Dekalog Spolsky” Mery Spolsky (właściwie Marii Ewy Żak), to niezwykłość. Konpcetualne dziełko sztuki, które zachwyca pomysłowością, uśmiecha się tanecznością i nowym oswojeniem (i uszeregowaniem) elekrtonicznym bitów, czasem trącących myszką. Wreszcie napisane przewrotnie i nieco poetycko, z zabawą z polszczyzną na wysokim poziomie („Bigotka”).

I pamiętajcie, że „nie mówi się o drugiej osobie źle”. Ta płyta i sama Mery zawsze wprawia mnie w lepzy nastrój a „Technosmutek” to jedna z najprzyjemniejszych muzycznych bryz na mej twarzy i uszach.  „Dekalog Spolsky” to bardzo oryginalna propozycja muzyczna dla tych, co to nieobrażalscy i nadto mają sporo dystansu.

 


 

31. Misia Furtak: „Co przyjdzie” (Wydawnictwo Agora) – alternatywa / dream pop

Ze swojej ażurowej delikatności czyni broń, która poraża i uzależnia. Z mocy swoich dźwięków i przenośni układa zwiewny kobierzec impresji o świecie, który za nami nie przepada. Któż to? To Misia Furtak, która dla mnie zawstydza muzycznie i atmosferycznie Julię Holter.

Co przyjdzie” to długo oczekiwany pełnowymiarowy debiut Michaliny Misi Furtak. Tym razem bez Très.b czy Wojciecha Mazolewskiego. I bardzo dobrze. Misa Furtak pokazała swoją kompozytorską wielkość. Jedenaście nagrań, od „Nie zaczynaj” (z tym niezwykłym dwuwierszem:

Nie zaczynaj ze mną / twojego czasu niech ci będzie żal

po „Co przyjdzie” to dzieło otwarte i moralizatorskie. Kołowrót bytu człowieczego losu obraca się w nieskończoność trwania kopuły nieba i bryły ziemi. Tyle, że różnią je, człowiecze losy, kolory emocji i temperatura stanu uczuć (i odczuć).

Muzycznie jest bardziej niż oszczędnie, ba, nawet minimalistycznie w anturażu smyczkowych zagrywek i lekko wyżej nastrojonych gitar. W jednym z programów powiedziałem, że

/…/ ten album to najbardziej kojący zestaw nagrań ostatnich lat, w zawieszeniu między kolczystą łagodnością i cieniu emocjonalnych spowiedzi z intymności nabieramy sił. /…/

 


 

30. Kobranocka: „My i Oni” (Soliton) – rock

Trzydziesta pozycja dla Kobranocki. która bez względu na upływ czasu wciąż kontestuje rzeczywiśtość i piętnuje głupotę, ubóstwo mózgowe i moralne rodaków, wreszcie bezrefleksyjność. Andrzej Kobra Kraiński, lider i frontman Kobranocki, w wywiadzie dla Dziennika Toruńskiego powiedzia o najnowszej płycie „My i Oni”:

Bo to w przeważającej części jest manifest buntu – takie czasy. Wydaje mi się, że o prawie każdej naszej płycie można powiedzieć, że dotykała takiej właśnie tematyki. W mniej lub bardziej zakamuflowany sposób. Pierwsza była o walce z komuną, druga o upadku tej komuny, trzecia o rządach, które uległy wpływom Kościoła… Zawsze jednak, mimo że każdy w zespole ma oczywiście swoje poglądy, deklarowaliśmy się jako zespół apolityczny.

Warto było czekać ponad dziewięć lat na tak dobry album Kobranocki. Kobranocka „tu i teraz” ostro przeciw nienawiści, nietolerancji i politycznym nakręceniom A.D. 2019, które szczują na siebie Polaków. Ich muzyka i przenośnie Kobry to uniwersalność przekazu, która przetrwa… tak długo jak nie zmienią się Polacy.

Album otwiera tytułowy „My i Oni”, który opowiada o dwóch stronach konfliktu, gdzie każda z nich widzi tylko swoją rację z chęcią pacyfikacji pozostałych. „Hejter” powinien być naszym drugim, po „Mazurku Dabrowskiego”, hymnem codziennym anonimowych Polaków. Ja wyróżniam „Jeżdżę na rezerwie”, „Za późno robi się” i mocne „Proszę księdza”.

Brzmieniowo jest nieco łagodniej, ale w przekazie album „My i Oni” jest bardziej niż dosadny, a czasem nawet wulgarny i siarczysty. Kobra nigdy nie napisał tak ostrych i pełnych goryczy słów, no może poza kilkoma piosenkami z debiutu „Sztuka jest skarpetką kulawego”.

Zdecydowanie polecam posłuchać tego krążka i to nie tylko fanom ekipy z Torunia. Premiera albumu miała miejsce 12 kwietnia 2019 roku i była to nasza „Polska Płyta Tygodnia”. Kobranocka to Andrzej „Kobra” Kraiński, Jacek „Szybki Kazik” Bryndal (aka Atrakcyjny Kazimierz), Piotr Wysocki i Jacek Moczadło.

Tomasz Wybranowski

Studio 37 na antenie Radia WNET: wtorki i czwartki od 14:00 do 16:00.
Studio 37 na antenie Radia WNET: wtorki i czwartki od 14:00 do 16:00.