Maria Przełomiec: żadna władza od 1989 roku nie mogła zagwarantować mediom autentycznej niezależności

Maria Przełomiec / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Dziennikarka zwraca uwagę na niebezpieczeństwo wewnętrznych podziałów w związku z trwającą wojną za wschodnią granicą.

Zachęcamy do wysłuchania całej audycji!

Maria Przełomiec wspomina również o zainteresowaniu zagranicznych mediów tym tematem i zauważa, że według rosyjskojęzycznych stron internetowych Putin jest zadowolony z tej sytuacji.

Posłuchaj także:

Andrzej Śliwka: środowisko Donalda Tuska już raz robiło zamach na media publiczne

Rafał Dzięciołowski: naszym sposobem na rozwiązanie problemu Wołynia powinno być wygenerowanie dialogu wewnątrz Ukrainy

Featured Video Play Icon

Kapliczka, Wołyń lipiec 2023, fot.: Piotr Mateusz Bobołowicz

Prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej mówi o konieczności znalezienia i zastosowania odpowiednich mechanizmów wspólnego działania Polski i Ukrainy odnośnie ludobójstwa na Wołyniu.

Zachęcamy do wysłuchania audycji!

Zobacz także:

Oczekiwania przed szczytem NATO w Wilnie: silny sygnał dla Rosji i nowa inicjatywa dotycząca Ukrainy

Tym, co zbawia, jest niesienie przebaczenia, nie nienawiści. Nie ma granicy dla przebaczenia, ale wszystko ma swój czas

Użhorod. Obozowisko uchodźców | Fot. F. Andolfatto

Punktem odniesienia jest zawsze Objawienie, w którym zawarta jest historia ludzkości od Kaina i Abla, czyli od pierwszego morderstwa wśród rodzeństwa. I widzę, że to właśnie ma teraz miejsce.

ks. Francesco Andolfatto

Od września 2015 roku jestem rektorem w niewielkim seminarium diecezjalnym, misyjnym i międzynarodowym w Użhorodzie. Nigdy bym nie pomyślał, że będę kiedyś tutaj, na Ukrainie i na wojnie.

Jestem Włochem, ale księdzem diecezji warszawskiej, gdzie w 2010 roku ukończyłem międzynarodowe seminarium misyjne Redemptoris Mater. Zostałem wyświęcony przez księdza kardynała Kazimierza Nycza. Od momentu święceń kapłańskich co roku wyrażałem gotowość, aby wyruszyć jako misjonarz, gdziekolwiek mnie poślą. Po pięciu latach dotarła do Warszawy prośba od biskupa tej diecezji, którym był wówczas bp Milan. Zwrócił się on do kard. Nycza z prośbą o rektora dla seminarium Redemptoris Mater w Użhorodzie. Kardynał Nycz posłał mnie. (…)

A więc: co robić? Natychmiast wyraziliśmy gotowość do pomocy. Seminarzyści to młode chłopaki, silni, zdolni do pracy. Oddali się całkowicie do dyspozycji. Pierwsze dni były bardzo chaotyczne, nie wiadomo było, co robić, gdzie, jak. Tak więc postanowiliśmy, że pojedziemy na granicę, bo co mieliśmy robić tu, zamknięci? A więc, dawaj, pojechaliśmy i na granicy pomagaliśmy przy rozdawaniu ludziom ciepłych posiłków, rozmawialiśmy. To było przepiękne, móc zamienić parę słów z uchodźcami, wesprzeć ich dobrym słowem, słowem mocnym, słowem nadziei.

Użhorod. Magazyn darów z pomocą humanitarną | Fot. F. Andolfatto

Potem do Użhorodu zaczęły docierać ciężarówki z pomocą humanitarną, a więc trzeba było rozładować, załadować, segregować, pakować, ładować – w szybkim tempie, bo wydawało się, że będą to ostatnie pociągi, które wyjadą np. do Kijowa albo do Charkowa. Okazało się jednak, że nadal można korzystać z usług kolejowych i tak jest dotąd. My też jesteśmy zawsze do usług.

W pierwszym momencie młodym mężczyznom jeszcze pozwalano opuszczać kraj. Po drugim czy trzecim dniu wojny natomiast mężczyźni od 18 do 60 roku życia nie mogli wyjechać, chyba że mieli specjalne zezwolenie. Byliśmy zatem świadkami, jak przyjeżdżała cała rodzina, ojciec musiał zostać, matka z dziećmi wyjeżdżała. Wiele z nich przekraczało granicę w wielkiej rozpaczy.  Wyjechały w zdecydowanej większości kobiety, dzieci, osoby starsze.

Były różne fazy. Z moich obserwacji wynika, że pierwsza faza zaczęła się na kilka dni przed wojną, kiedy to w Kijowie już zaczęto mówić o tym, że wybuchnie wojna. Ci pierwsi, którzy tu docierali, to byli ci lepiej sytuowani, można powiedzieć bogaci, którzy przenieśli tutaj albo też za granicę swój biznes, swoje firmy itd.

Potem, jak zaczęła się wojna, zaczął się prawdziwy exodus – wyjście. Mówię o tłumach i wielokilometrowych kolejkach samochodów i innych pojazdów… W pięcioosobowych samochodach jechało po 8 osób i więcej, aby dotrzeć jak najdalej. Dokąd? Nie wiadomo. Ale jak najdalej stąd. Powstała więc ogromna kolejka do granicy. My tu mamy raptem 4 kilometry do niej, ale były to kilometrowe kolejki samochodów, które czekały, aby przekroczyć granicę.

Po tej fazie powstała następna, kiedy to otworzono korytarze humanitarne w Kijowie, Charkowie i innych miastach, co pozwoliło uciekać wielu innym ludziom. Ale teraz nie ma już tych skupisk na granicy.

Kto postanowił uciec, już uciekł, inni przebywają tutaj, a tam, w swoich miastach, zostawili wszystko. Są to przeważnie całe rodziny. Panuje atmosfera tymczasowości, bo wszyscy mają nadzieję, że wojna się wkrótce skończy. Ludzie mają świadomość tego, że trzeba będzie kiedyś to wszystko odbudować. Wielu z tych, którzy tu zostali, nie przekroczyli granicy, mówi: „wojna zaraz się skończy, my musimy wrócić”.

A wszystko jest możliwe i wszystko zależy też od tego, jak rozwinie się wojna na wschodzie i w centralnej części Ukrainy, która jest częścią najbardziej nią dotkniętą. Jeśli spojrzymy na mapę, widać, że cały wschód aż do Kijowa ogarnięty jest konfliktem wojennym. Natomiast bombardowanie było też we Lwowie oraz w Iwano-Frankiwsku, stąd po drugiej stronie gór. Ale tu, w naszym regionie, cały czas jest spokój. Być może jesteśmy za blisko krajów UE i NATO. Niemniej alarmy są często. (…)

Czy ja, cudzoziemiec, spodziewałem się wojny, tego, że znajdę się w takiej sytuacji? Ja zawsze sobie wmawiałem, że nic się nie stanie. Chciałem wierzyć, że nie dojdzie do wojny. Chciałem w to uwierzyć. Ale gdzieś głęboko wiedziałem, że ona jest możliwa. Uważam, że wojna to coś absurdalnego. Nie stoję po żadnej ze stron politycznych, żaden Zachód, żaden Wschód, ale widzę w tym wszystkim brak racji, rozumu i dialogu. Narody rosyjski i ukraiński, które mają wspólną historię, które zawsze były mocno połączone, są jak dwaj bracia, którzy od zawsze byli razem. I patrząc na tę sytuację można zrozumieć, że kiedy z bratem przestaje się rozmawiać i dba się tylko o własne interesy, wtedy wybucha wojna.

Wydaje mi się, że to samo, co obecnie dzieje się na poziomie państw, na płaszczyźnie makropolitycznej, dzieje się w naszych rodzinach. Ile rodzin ze sobą już nie rozmawia, toczą ze sobą wojnę o własne interesy… tak, że nie gorszmy się tym, co się dzieje.

Sama tożsamość ukraińska nie może być oderwana od tego, czym jest tożsamość chrztu Kijowa, chrztu księcia Wołodymyra, który był też chrztem Rosji. Także te transparenty, które są tu, na naszych ulicach, w których woła się o cud – takie same można znaleźć też po stronie Rosji. Chodzi o to, co się wyraża na tych transparentach… w sensie, żebyśmy uważali na to, aby nie traktować Boga jako towaru w załatwianiu swoich własnych interesów. Może to właśnie pomoże nam zrozumieć, jakie jest z tego wyjście: prawdziwe nawrócenie, powrót do korzeni.

Jesteśmy blisko ludzi, jesteśmy w kontakcie ze wszystkimi. Oczywiście dajemy zawsze słowo nadziei, że wszystko w życiu, nawet zło, które czynimy, które widzimy, niesie za sobą dobro. Z tego, co niszczymy, potem buduje się ponownie. Co zgubiliśmy, odnajdujemy. Jestem zatem przekonany, też na podstawie doświadczeń mojego własnego życia, że nawet wielkie tragedie prowadzą do wielkich rekonstrukcji, do pojednania.

Ja skończyłem najpierw inżynierię informatyczną. Szybko schowałem dyplom i poszedłem do seminarium. Tej decyzji nie żałowałem nigdy. Nawet wobec dzisiejszej sytuacji, czasu i przestrzeni, w których żyję. Nie chcę udawać eksperta, bo się nie znam, ale moim zdaniem wojna jest stale obecna jako pewien czynnik ludzki. Dla mnie jako kapłana punktem odniesienia jest zawsze Objawienie, w którym zawarta jest historia ludzkości od Kaina i Abla, czyli od pierwszego morderstwa wśród rodzeństwa. I widzę, że to właśnie ma teraz miejsce. Wobec konfliktu jesteś gotów zabić brata. Ale nawet w tej sytuacji Bóg błogosławi Kaina, prowadzi dalej historię ludzkości z jej ranami. I tego właśnie doświadczam.

Ja to wszystko widzę naprawdę jako Słowo Boga i zadaję sobie pytanie: dlaczego chcę powrócić do życia, jakie miałem przedtem? Żeby mieć spokój? Bo teraz ciągle jestem zajęty, nie mam nawet 5 minut wolnego dla siebie… Dlaczego? Aby prowadzić moje dawne życie, moje dawne sprawy? Czy też Bóg wzywa mnie do zmiany?

To, co tutaj widzę, to nienawiść, która rośnie. Jest podział, który po ludzku rzecz biorąc, będzie bardzo trudno pokonać. Podział między narodem ukraińskim i rosyjskim. Często zadawałem sobie pytanie, zwłaszcza na początku wojny, po co to wszystko, całe to zło? Potem widziałem, jak szybko rodzi się nienawiść wśród ludzi, podczas gdy to, co nas zbawia, to niesienie przebaczenia, nie nienawiści. To nas uwalnia. I myślę, że nie ma granicy dla przebaczenia, ale każda rzecz ma swój czas. Przebaczenie potrzebuje czasu, ale może też być natychmiastowe, naprawdę, jeśli Bóg udzieli łaski. Przebaczenie między tymi narodami będzie zależało w ogromnej mierze od tego, jak potoczy się dalej ta wojna.

Ja nie zajmuję się wojną. Kiedy władza prosi o broń, nie chcę nawet o tym mówić. Ja robię swoje. A to oznacza: nieść pomoc tu i w innych miejscach. Dostarczać ludziom jedzenie, ubranie, wszystko to, czego potrzebują. I być nadal księdzem, bo nie mogę zapomnieć o tym, kim jestem.

Dlaczego zostałem księdzem? Aby teraz zostać partyzantem i brać udział w konflikcie, czy też po to, aby być człowiekiem Bożym, który jest tu dla wszystkich? A jeśli jutro przyjdzie Rosjanin się wyspowiadać, co mu powiem? A jeśli przyjdzie jakiś przestępca, aby żałować za grzechy, co mu powiem? Tym właśnie jest Kościół katolicki: dla wszystkich. W nim jest miejsce dla wszystkich. (…)

Zachód poświęca tej wojnie wiele uwagi. Być może, gdyby toczyła się w Afryce czy w innym miejscu, nie wzbudziłaby takiego echa. Dlaczego? Dlatego, że jest to wojna u bram Europy. Wojna dotykająca cywilizacji europejskiej – Ukraina i Rosja. Już na początku uświadomiłem sobie, że jako obywatel Zachodu nie jestem w stanie myśleć o wojnie. Przyzwyczailiśmy się do sankcji, do rozmów, to tego, że są spory, ale prędzej czy później zostaną rozwiązane i zapobiegniemy konfliktowi zbrojnemu. I przestaliśmy myśleć o wojnie. Ukraińcy, którzy są przecież narodem zachodnim, doświadczają teraz tego, że prawdopodobnie nikt tak naprawdę nie chce im pomóc, że innym jest wygodnie, że oni tutaj walczą w obronie cudzych interesów. Skąd zatem taki strach? Ano stąd, że ta wojna może dojść też do nas, a my już nie wiemy, czym ona jest.

Gdy wybucha wojna, wszystko się zmienia. Gdzie zatankujesz samochód? Nie zarabiasz, nie możesz nic kupować, bo już nic nie ma, nie możesz przekroczyć granicy, bo jest wszędzie zamknięte, nie wsiądziesz do samolotu… a nie wymieniam wszystkiego! Ograniczenia w tym, w tamtym… Wszystko jest ograniczone.

Nie wiesz, czy bomba spadnie tej nocy, czy jutro, żyjesz w totalnej niepewności, a ta niepewność cię niszczy. I takiego stanu my na Zachodzie nie potrafimy już sobie wyobrazić, utraciliśmy zmysł niepewności w świecie, w którym, wydawałoby się, mamy wszystko pod kontrolą, w smartfonie, w którym odpalasz film, jaki chcesz, kiedy chcesz. Masz wrażenie, że ty jesteś panem i nagle zapominasz, że życie to przejście, że przechodzi…

ks. Francesco z seminarzystami | Fot. srmuzhorod.org

Artykuł powstał na podstawie wywiadu, którego 16 kwietnia br. udzielił włoskiej telewizji TVA Vicenza ks. dr Francesco Andolfatto. Ks. Francesco jest absolwentem misyjnego diecezjalnego seminarium Redemptoris Mater w Warszawie. Otrzymał święcenia kapłańskie w 2010 r. z rąk abp. kard. Kazimierza Nycza. W latach 2010–2015 był wikariuszem w parafii Zwiastowania Pańskiego w Warszawie. Od września 2015 r. pełni funkcję rektora Eparchialnego Seminarium Misyjnego Redemptoris Mater w Użhorodzie w Ukrainie-Zakarpaciu, przygotowującego do kapłaństwa w rycie rzymskokatolickim i greckokatolickim. Jest birytualistą, znawcą tradycji i liturgii bizantyńskiej oraz wykładowcą przy Akademii Teologicznej im. bł. Teodora Romży w Użhorodzie. Jego praca doktorska była poświęcona metodzie katechetycznej Jana Pawła I.

Cały artykuł ks. Francesca Andolfatta pt. „Wesprzeć słowem nadziei” znajduje się na s. 1 i 2 majowego „Kuriera WNET” nr 95/2022.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Francesca Andolfatta pt. „Wesprzeć słowem nadziei” na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 95/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pojednanie i dialog; zawsze ważne, a dziś szczególnie pilne / Teresa Grabińska, „Kurier WNET” nr 92/2022

Dialog międzyreligijny nie jest łatwy do zainicjowania i nie musi przynieść od razu oczekiwanych owoców. Zawsze jednak trzeba do niego dążyć i wierzyć, że przyniesie on dobro, czasem odroczone.

Teresa Grabińska

Pojednanie a dialog

„Duch Asyżu” to nazwa nie tylko atmosfery pojednania na spotkaniu sprzed 35 laty (27.10.1986 r.) w Asyżu. Na zaproszenie św. Jana Pawła II przybyło wówczas do miasta św. Franciszka prawie 50 delegacji złożonych z przedstawicieli różnych wyznań chrześcijańskich i religii niechrześcijańskich. Następnie „Duch Asyżu” stał się określeniem dążenia w ogóle do pojednania nie tylko wyznawców różnych odłamów chrześcijaństwa (ekumenizmu), lecz do zbliżenia wyznawców innych religii, a generalnie dialogu międzykulturowego prowadzonego przez Kościół.

O pojednaniu można mówić w odniesieniu do zwaśnionych osób. Wtedy pojednanie częściej nazywa się pogodzeniem ze sobą tych osób i ma ono w dużym stopniu wymiar psychologiczny.

O pojednaniu w „Duchu Asyżu” mówi się również w odniesieniu do grup społecznych, które pozostają w stanie konfliktu i które często okazują sobie wrogość. Wtedy pojednanie staje się procesem złożonym, gdyż dotyczy uzgodnienia wielu kwestii teologicznych, światopoglądowych, historycznych, kulturowych, a także politycznych.

W Adhortacji apostolskiej Reconcilatio et paenitentia z 1984 r., a więc jeszcze przed spotkaniem w Asyżu, Jan Paweł II pisał, że – z jednej strony – w obliczu ciągłych konfliktów świat „tęskni” za pojednaniem, z drugiej zaś wielu uważających się za realistów w kwestiach społecznych i politycznych ma pojednanie ludzkości za utopię.

Dalej Jan Paweł II podkreślał, że pojednanie musi mieć podstawę w rozpoznaniu zła, które wywołało wrogość. A intensywność procesu pojednania powinna być proporcjonalna do głębi zwaśnienia stron konfliktu.

Zło ma swe źródło w grzechu, który zasadniczo obciąża poszczególne sumienie, ale grzech może też naznaczać piętnem zła całą społeczność, nawet gdy poszczególni jej członkowie nie uczestniczą bezpośrednio w czynieniu zła.

Pojednanie rozpoczyna się od uznania grzechu; potem następuje pokuta i zadośćuczynienie. Dla wiernych – jak pisał Jan Paweł II we wspomnianej adhortacji – „[w] krzewieniu pokuty i pojednania Kościół ma przede wszystkim (…) Katechezę i Sakramenty”.

Jednak w przypadku chrześcijan spoza Kościoła Rzymskiego oraz jednostkowych i grupowych przedstawicieli odmiennych religii i kultur potrzebny jest inny środek służący pojednaniu. Jest nim dialog, na który wskazał Sobór Watykański II w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes.

Stał się on przedmiotem głębszych rozważań Pawła VI w encyklice Ecclesiam suam – jako jedna z trzech ważnych dróg, „którymi Kościół Katolicki powinien kroczyć w dobie obecnej przy pełnieniu swej misji”. Ważnym zadaniem Kościoła jest dialog ekumeniczny i dialog z niechrześcijanami – zarówno wyznawcami innych religii, jak i z niewierzącymi.

Dialog międzyreligijny przybiera różne postaci: po pierwsze – jest to wymiana wiedzy między znawcami różnych tradycji religijnych (religioznawcami) w celu poznania specyfiki danej tradycji zarówno w przesłaniu wiary, w elementach kultu, jak i w osadzeniu ich w danej kulturze; po drugie – jest to instytucjonalne porozumiewanie się między oficjalnymi przedstawicielami wyznawców danej religii w celu nawiązania – jak o tym pisał Jan Paweł II w Encyklice Redemptoris missio – „współpracy na rzecz integralnego rozwoju i ochrony wartości religijnych”; po trzecie – jest to przekazywanie sobie w powszednich kontaktach przez wyznawców różnych religijnych uzasadnień norm i indywidualnych doświadczeń duchowych, które mogą wykraczać poza kontekst konkretnej religii; w tej postaci dialog objawia się również po prostu wspieraniem słowem i czynem w przeświadczeniu o jedności rodu ludzkiego i słuszności działania na rzecz harmonijnej wspólnoty, zjednoczonej więzami braterstwa i poczuciem sprawiedliwości.

Dialog nie zawsze i nie we wszystkich okolicznościach może zostać podjęty, gdyż przed przystąpieniem do dialogu trzeba, aby strony zaprzestały wzajemnego zwalczania się, okazywania wrogości, zajęły pozycje ponad podziałami i aby – jak pisał Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint – „każda ze stron zakładała u swego rozmówcy wolę pojednania, czyli jedności w prawdzie”.

Dialog międzyreligijny ma służyć zbliżeniu tych, którzy w inny sposób wierzą w rzeczywistość nadprzyrodzoną, przedstawianą przez pewien rodzaj Absolutu lub Transcendencji. Zbliżenie w dialogu ma następować w wyniku wzajemnego poznania się, ale nade wszystko we wspólnym poszukiwaniu prawdy, przy uszanowaniu tradycji wyznawców różnych religii.

Dialog międzyreligijny nie jest łatwy do zainicjowania, a nawet jeśli się toczy, to nie musi przynieść od razu oczekiwanych owoców. Zawsze jednak, zwłaszcza w sytuacji głębokich uprzedzeń, trzeba do niego dążyć i wierzyć w to, że jego podjęcie przyniesie dobro, czasem odroczone.

Jan Paweł II, niezależnie od sposobów prowadzenia dialogu, zwłaszcza ekumenicznego, prowadzonego – jak zacytował z soborowego dekretu o ekumenizmie Unitas redintegratio – „między odpowiednio wykształconymi rzeczoznawcami na zebraniach”, wskazał na to, że poszukiwaniu prawdy, rozpoznawaniu przyczyn zła podziału chrześcijan towarzyszy rachunek sumienia. A ten usposabia do modlitwy o jedność.

Skoro zatem klasyczna metoda dialogu polega na wymianie słownych wypowiedzi między dwoma lub kilkoma uczestnikami spotkania, to włączenie do dialogu modlitwy byłoby niedialogiczne. Z drugiej jednak strony w filozofii dialogu stroną, podmiotem dialogu nie musi być konkretny człowiek. Może nim być Bóg lub świat, np. świat doczesności lub wieczności. I wtedy modlitwa może być swoiście dialogiczną ekspozycją wiary. Jeśli bowiem dialog rozumieć jak wymianę wypowiedzi, to modlitwa – po pierwsze – nie musi przybierać postaci słownej, po drugie – „odpowiedź” na zapytania lub prośby przestaje być werbalnym przekazem.

W dialogu z wyznawcami religii pozachrześcijańskich nieklasyczny dialog, ten w formie modlitewnej, polega na wspólnym przeżywaniu kontaktu z Absolutem, z Transcendencją różnie upostaciowaną w poszczególnych religiach. Natomiast w dialogu z niewierzącymi trudno mówić o jednoczeniu się w modlitwie, o dialogu z bytem nadprzyrodzonym. Wtedy z pomocą przychodzi wykładnia dialogu z soborowej Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium, wedle której „[d]ialog nie jest tylko wymianą myśli, ale zawsze w jakiś sposób ‘wymianą darów’”.

Co zatem jest owym darem, który byłby przedmiotem wymiany w dialogu pojednania z niewierzącymi? Niewątpliwie czynnikiem zbliżającym przedstawicieli różnych religii niechrześcijańskich, ale również niewierzących, jest troska o kondycję współczesnego człowieka i o pomyślny rozwój ludzkości w teraźniejszości i w przyszłości.

Wtedy – jak pisał Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint (tam w odniesieniu do dialogu ekumenicznego) – dialog „należy podjąć w duchu szczerej braterskiej miłości, poszanowania nakazów własnego sumienia i sumienia bliźniego, z głęboką pokorą i umiłowaniem prawdy”. W ten sposób obok dialogicznej dyskusji przekazu doktryn lub stanowisk filozoficznych dialog „angażuje całego człowieka: jest także dialogiem miłości”.

W encyklice Fides et ratio Jan Paweł II przypominał o wartości filozofii dla teologii, a zwłaszcza wtedy, gdy w klasycznie rozumianym dialogu uczestniczą przedstawiciele różnych religii i niewierzący. Wtedy „[m]yśl filozoficzna jest często jedynym terenem porozumienia i dialogu z tymi, którzy nie wyznają naszej wiary”. Tworzy płaszczyznę pojednania dzięki klasycznemu dialogowi w jej kategoriach i w odwołaniu się do różnych jej nurtów i systemów pojęciowych, ale też i w zrozumieniu innych wyznań i kultur. Tu „[c]hrześcijaństwo (…) jest największą skarbnicą prób przekładu wiary na dostępne ‘światłu naturalnemu’ konstrukcje metafizyczne”.

Filozofia jednak nie zastąpi wiary. Na rzecz tego Leszek Kołakowski w książce Jeśli Boga nie ma… argumentował, że: „[w]iara nie jest aktem intelektualnego uznawania pewnych zdań, lecz aktem moralnego zaangażowania, wiążącego w jedną niepodzielną całość akceptację intelektualną oraz nieskończoną ufność, której żadne fakty nie są w stanie naruszyć”.

A zatem ani zwerbalizowane argumenty racjonalne, ani odwoływanie się do faktów empirycznych nie wystarczą w szerzej rozumianym dialogu. Potrzebna jest wola pojednania, zrozumienia drugiej strony, a jedno i drugie się spełnia dzięki owemu darowi miłości, emocjonalnie przekazywanemu w dialogu i nie tylko w konkretnej religijnej odsłonie wiary, która „pojęta jako ufność poprzedzać musi wszelkie rozumowanie”. Ufność poprzedzona nadzieją, nie tylko religijną, zawsze jest przekroczeniem wiedzy naturalnej, przynajmniej na jej aktualnym poziomie.

Dlatego ukazana na początku trzecia droga dialogu, polegająca na przekazywaniu sobie w powszednich spotkaniach doświadczeń duchowych, a przede wszystkim na wspieraniu się słowem i czynem w akcie okazywania miłości bliźniemu, pozwala na wzrost ufności i przybliża pojednanie, które nie od razu musi być porozumieniem.

Ale bez tej fazy powstania zaufania między stronami dialogu, bez woli pojednania nigdy nie dojdzie do dialogu prowadzącego do pojednania.

Można wskazać na wiele przykładów, gdy dochodzi do pojednania bez klasycznie rozumianego dialogu, bez porozumiewania, bez zwerbalizowanej perswazji. Takie porozumienie w dialogu nie jest warunkiem koniecznym pojednania. Więcej, samo porozumienie powstałe w wyniku dialogu nie jest warunkiem wystarczającym do pojednania, gdy dialog jest tylko doraźnym środkiem zażegnania konfliktu.

W encyklice Centesimus annus Jan Paweł II, wskazując na dialog jako na właściwy sposób rozwiązywania konfliktów, za przykład do naśladowania podał podjęcie rozmów między przedstawicielami pracowników najemnych (głównie robotników) z komunistyczną władzą w PRL, który doprowadził do porozumień w sierpniu i wrześniu 1980 r. – w Gdańsku, Szczecinie, Jastrzębiu-Zdroju i Dąbrowie Górniczej (w Hucie „Katowice”).

Według Jana Pawła II „[w]ydarzenia roku 1989 są przykładem zwycięstwa woli dialogu i ducha ewangelicznego w zmaganiach z przeciwnikiem, który nie czuje się związany zasadami moralnymi”. Otóż brak tych „zasad moralnych”, brak poszanowania drugiej strony dialogu nie pozwolił, mimo cennego porozumienia, na pojednanie.

Na koniec niech mi będzie wolno przytoczyć fragment przypuszczalnie przedostatniego, przynajmniej spośród opublikowanych, listu św. Teresy Benedykty od Krzyża – Edyty Stein, adresowanego do wybitnego filozofa, acz agnostyka, Romana Ingardena, z 1937 r. Ingarden w poprzedniej, niezachowanej korespondencji do „Panny (Fraeulein) Stein”, prawdopodobnie wyraził był jakiś rodzaj dezaprobaty, a co najmniej zdziwienia w stosunku do jej życiowego wyboru wstąpienia do tzw. ścisłego zakonu karmelitanek. Siostra Benedykta, jak chciała, aby ją nazywał, tak mu odpisała, jednak z pewną nadzieją, że zrozumie jej wybór nie tylko ze względu na przyjaźń z nią, lecz w perspektywie duchowości nie poddającej się przekładowi na nawet najbardziej misterny język filozofii, której oboje byli wybitnymi znawcami i twórcami.

„To, co Pan wyraża w Pańskich przypuszczeniach na temat naszego stosunku do życia, tak zupełnie rozmija się z prawdą, że gdybym chciała się zająć jego obalaniem, pewnie nigdy nie doszlibyśmy z tą sprawą do końca. Będzie więc lepiej, jeśli całkiem po prostu opowiem Panu o naszym życiu. Wierzymy, że wolą Boga było wybrać sobie gromadkę ludzi, którzy mieliby bezpośredni udział w Jego własnym życiu, i sądzimy, że tymi szczęśliwcami my właśnie jesteśmy. Nie wiemy, wedle jakich kryteriów dokonuje się wybór, na pewno jednak nie według godności i zasług. Dlatego łaska powołania nie wbija nas w dumę, lecz czyni skromnymi i pełnymi wdzięczności.”

Św. Teresa Benedykta od Krzyża, mimo Jej predylekcji do wyrażania językiem najbardziej wyrafinowanych filozoficznych kwestii, wyraźnie napisała o niemożności dyskursywnego przekazu tajemnicy powołania, o Boskim działaniu przekraczającym ludzki rozum i ludzką wolę. Doświadczenie podobnej transcendencji jest dane ludziom różnych religii i dlatego jest w istocie fundamentem pojednania.

Brak przeczucia doświadczenia transcendencji u niewierzących można rozumieć jak steresis w metafizyce Arystotelesa lub privatio w metafizyce św. Tomasza z Akwinu, tj. brak (nieobecność) w danym bycie czegoś, co powinien z natury posiadać, ale czego niedostatek nie niweczy owego bytu. Wtedy uświadomienie lub odczucie tego niedostatku, odpowiednio w dialogu albo w emocjonalnym lub estetycznym przeżyciu, może prowadzić do jego uzupełnienia.

Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Pojednanie a dialog” znajduje się na s. 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Pojednanie a dialog” na s. 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego