Lepiej niech nic nie stanie na placu Na Rozdrożu, niż miałby to być gniot! / Stefan Truszczyński, „Kurier WNET” 70/2020

Nie wolno zaniedbać protestu! Nie dopuśćmy, by bezczelność zatriumfowała! Zastanówmy się, jeśli nie chcemy potem pluć sobie w brodę i spuszczać ze wstydu oczu. Za nasze pieniądze. Na złość patriotom.

Tekst: Stefan Truszczyński
Projekt pomnika i grafiki: Bogdan Rutkowski

Na pohybel!

Od szubienicy wywodzi się tytułowe wyrażenie. A kogóż to wieszano podczas insurekcji kościuszkowskiej? Otóż – złych, złych spośród bezkarnie człapiących po polskiej ziemi. Źli są ci, którzy nie mają szacunku dla tych, którzy za nią polegli. Którzy nie okazują czci tym, którzy walczyli i ginęli za niepodległość i godność narodu.

Czy można hucpą, bezczelnością i tupetem niszczyć pamięć o ludziach świętych dla naszej historii? Można. Jeśli ma się pomoc ze strony głupków, cyników i jawnych wrogów (czytaj: „europejczyków”) Ojczyzny. Pełno ich i mnożą się jak wszy w gnijącym barłogu.

1920

Sto lat temu hordy nieprzeliczone, tyle że bose i z karabinami na sznurkach, zostały zatrzymane nad Wisłą. Przeszły rzeki – Świnkę koło Cycowa, Wieprz pod Dęblinem, ale nie pokonały królowej naszych rzek – Wisły. Cud to był na pewno ludzkiej odwagi i determinacji, a może nawet cud boski. Mówią: Piłsudski – i już się kłócą pseudohistorycy i über-mądrale. Mówią: Matka Boska – i rżą ordynarnie; sami nie wierząc, kpią z innych. Mówią: postawmy pomnik – i wybierają złe miejsce i jeszcze gorszy projekt. To są te same osobniki, które godzą się na stawianie blaszanego kurnika na dachu pięknego historycznego zabytku – Hotelu Bristol. Ci sami, którzy wprawdzie kpią z architekta Biura Odbudowy Stolicy Józefa Sigalina, że podlizując się czerwonej władzy, zasłonił najpiękniejszy kościół Warszawy przy placu Zbawiciela, ale oni sami ozdobili ulice stolicy śmietnikami, by ułatwić pracę wywożącym odpadki, a zeszpecić miasto. Ci sami, którzy nierozumnie projektując, rozpasali deweloperów, a wspólne mają za swoje.

Władzo Warszawy! Na pohybel ci! Wkręć sobie „wiertło”, które ma stanąć na placu Na Rozdrożu, gdzie ci pasuje.

Jakimś cudem wepchnęłaś się, WŁADZO, do pięknego pałacu przy placu Bankowym. Wprawdzie Słowacki odwrócił się od ciebie (czteroliterową częścią ciała), ale tam, niestety, siedzisz. Władzo – czuwaj nad śmierdzącą rurą, żeby znów nie pękła. Masz jeszcze tyle do zrobienia i po lewej, i po prawej stronie naszej pięknie dzikiej rzeki. Remontuj, odbudowuj – czyje by to nie było – tylko nie niszcz na przykład Saskiej Kępy, podstępnie, korupcyjnie likwidując domki historycznej, stylowej zabudowy, robiąc miejsce pod bloki ponad 20-metrowe, na wynajem (wiem, okropne słowo, ale tu pasuje!). Żal i pohybel!

Chwilowy, przypadkowy władca miasta nie może mieć prawa do dewastacji, zgadzając się, by implementować na najważniejsze ulice durne zamysły. Tytułów, stanowisk pięknie brzmiących mamy niekontrolowany wysyp.

Prawdziwy prezydent miasta, Stefan Starzyński, gdyby mógł, wyciągnąłby rękę z pomnika stojącego naprzeciw ratusza i pacnąłby w łeb rajców i pajaców.

Podpisują się utytułowani niby-architekci i profesorowie pod czymś, na widok czego nawet absolwent podstawówki zżyma się i klnie. Toż to hańba! Obraza dla żołnierzy 1920 roku. Zniewaga, by plagiatem, czyjegoś pomysłu kopią bezideowej idei, po linii najmniejszego oporu zeszpecić Aleje Ujazdowskie, gdzie stoją godne rzeźby Piłsudskiego, Szopena, Sienkiewicza, Korfantego, Dmowskiego, Paderewskiego, Witosa i generała Grota-Roweckiego.

Projekt Pomnika Chwały 1920 autorstwa Bogdana Rutkowskiego na placu Na Rozdrożu w Warszawie

Ta zbrodnia się oczywiście nie uda! Prawda? Panie Prezydencie Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeju Dudo!

Stanie się tak, jak z pomnikiem nieszczęsnego prałata z Gdańska – lina, maszyna i buch! Huk i pył. Ale to – mam nadzieję – nie będzie potrzebne.

Wystarczy Warszawie już jedna pomnikowa kompromitacja – „pomnik” smoleński na placu Piłsudskiego. Długo deliberowano. Akademicy. Zwykle tacy właśnie „akademicy”, którzy nie imają się dłuta, teoretycy, dopuszczani są niestety do gremiów elekcyjnych – i knocą. Kłócą się nawet, ale knocą.

Schody prowadzące donikąd, nieczytelne napisy, czarny granit w ciemności niewidoczny, bo nawet nie doprowadzono do instalacji oświetlenia – to ma być uczczenie 96 wspaniałych Polaków, którzy zginęli w straszny sposób, pohańbieni jeszcze po śmierci, których szczątki znajdują się pod obcą ziemią, zalane betonem, zasypane śmieciami, na niedostępnym dziś, porośniętym krzakami terenie!

Czy nadal w Warszawie, w wyniku partyjnie podsycanej niezgody, prawda ma milczeć, a niezrozumiała nienawiść zwyciężać?

Mauzoleum

Mijają już lata, gdy chodzę z projektem Bogdana Rutkowskiego wydrążenia mauzoleum pod placem Piłsudskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza (obok są rysunki). Pod powierzchnią placu, który nie doznałby najmniejszego uszczerbku, pod przezroczystą płytą znalazłyby miejsce – godne i przestronne – symbole tragedii smoleńskiej, Katynia, a może i – przeciwnie – miejsce chwały polskiego oręża. Nazwy bitew są wypisane na płytach Grobu. Niech sobie stoi dalej pomnik – schody. Można go nawet (oczywiście za zgodą twórcy) połączyć – z zejściem pod ziemię.

Popatrzcie na ten projekt. To jest generalne założenie. Chodzi o to, by spacerując po placu, przez przezroczystą płytę widzieć wnętrze, a potem wejść do środka. To w gruncie rzeczy bardzo proste rozwiązanie. I nie da się go zniszczyć na przykład jednym spychaczem, gdyby jeszcze bardziej durna i bezczelna, nienawistna władza zechciała nagle to uczynić. Łaziłem z tym projektem, który tu przedstawiam, przez kilka lat, od Annasza do Kajfasza. Próbowałem dotrzeć do wszystkich ważnych. A głównie po to, by ci ważni dotarli do prezesa PiS, żeby zobaczył projekt.

Niestety nie udało się. Ważni ministrowie, posłowie i nawet dostojnicy z najbliższych Prezesowi kręgów nie dopuścili do tego. Bali się? Najwyraźniej, choć nie wiadomo czego. Najpierw czekano na wynik prac rzeźbiarzy i projektantów, potem na decyzję „profesorów”. A potem, gdy główny decydent ciągle był niezadowolony (i słusznie), bano się w ogóle tematu. „Po co się mieszać?”. A wiadomo, że klakierzy, schlebiacze to tchórze. Koncepcja podziemnego mauzoleum na placu Piłsudskiego w Warszawie jest więc ciągle aktualna.

Pracowity i zdolny człowiek, artysta, designer Bogdan Rutkowski ciągle wierzy i doskonali swoją propozycję. Teraz rozpoczął nowy zamysł, projekt Pomnika Chwały 1920. Nie będzie to na pewno zimny kloc. Czy się tym razem uda? Nie wiadomo. Ale walczyć warto. A nawet trzeba. Z prostactwem, cwaniactwem, nieuctwem, brakiem wyobraźni i szacunku.

Każdy głos na wagę złota

Są w ojczyźnie rachunki krzywd. Dureń ich nie przekreśli. Głos w wyborach, obywatelski, to ważna rzecz. Pójdźmy. Koniecznie wszyscy. Ale najpierw dobrze się zastanówmy, czyje nazwisko wybierzemy. Zastanówmy się, jeśli nie chcemy potem pluć sobie w brodę i spuszczać ze wstydu oczu, gdy wybór padnie na ludzi popierających rzęch „pomnikowy”. Za nasze pieniądze. Na złość patriotom.

Odwróćmy role. Nie dopuśćmy, by bezczelność zatriumfowała. Poseł gada głupio, wrzeszczy – ale tylko przez chwilę. Radni i miastowi prezydenci wkładają na szyję ozdobne łańcuchy, ale tylko na krótki czas. Przyjdą następni. Niech nie muszą burzyć i zmieniać tabliczek, jak dzieje się to dziś z nazwiskami ludzi, którzy z Polską nic dobrego, wspólnego nie mieli. W miejscu, gdzie dziś dumnie stoi wielki wieszcz Juliusz Słowacki – stał, i to dość długo, Dzierżyński. Ale nie z polskiej on pamięci. Pomnik ku czci wielkiego zwycięstwa, wielkiej bitwy znaczącej nie tylko dla Polski, ale i dla Europy – to sprawa rocznicy 100-lecia.

Nie śpieszmy się. Sierpień wprawdzie niedaleko. Ale lepiej niech nic nie stanie, niż miałby to być gniot.

Uspokójmy – nawet fizycznie – wrzeszczących popaprańców. Wara! Do budy! Grajcie sobie na innym boisku. Bo będzie na pohybel. Tak jak przypomina pisarz Jarosław Marek Rymkiewicz w Wieszaniu: lud wierny Polsce nieraz skutecznie wychodził na ulice. Z garstką niemądrych ludzi łatwo sobie poradzić. Nie wolno tylko protestu zaniedbać.

„Jesteśmy wreszcie we własnym domu. Nie stój, nie czekaj. Co robić? Pomóż!”. Mówiliśmy tak w 1989 roku. Ale możemy powtórzyć jeszcze raz. Ładnie to brzmi. Ale żeby również się udało! Trzeba wierzyć. Po to, by nie krzyczeć potem: na pohybel!

Artykuł Stefana Truszczyńskiego z grafikami Bogdana Rutkowskiego pt. „Na pohybel!” znajduje się na ss. 10–11 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stefana Truszczyńskiego z grafikami Bogdana Rutkowskiego pt. „Na pohybel!” na ss. 10–11 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skąd zaczerpnąć wzorce do wizerunku św. Wojciecha, który żył tysiąc lat temu? Relacja plastyka Andrzeja Karpińskiego

Zauważyłem gwałtowną zmianę w wizerunkach plastycznych św. Wojciecha po XVI w. Przed XVI wiekiem św. Wojciech wyglądał na mniej niż 42 lata, które przeżył do momentu męczeńskiej śmierci.

Andrzej Karpiński

Jak w poprzednich realizacjach graficznych, pracę rozpocząłem od poszukiwania najlepszego wzorca postaci. W przypadku św. Wojciecha obszar zainteresowań musiał, jak wiadomo, dotyczyć Polski, Czech, Węgier i Niemiec.

Zwiedziłem zatem wirtualnie wszystkie katedry, kościoły i miejsca upamiętniające świętego. Wykonałem uporządkowaną w czasie listę obrazów i rzeźb.

Muszę przyznać, że lubię przeglądać blogi japońskich turystów. Oni uwielbiają podczas wycieczek dużo fotografować, no i używają dobrego sprzętu. Mogłem korzystać ze zdjęć dobrej jakości oraz z materiałów z prawem do dowolnej modyfikacji i dalszej publikacji.

Święty Wojciech. Opracowanie graficzne Andrzeja Karpińskiego do projektu Polska pod Krzyżem dla Fundacji Solo Dios Basta

Po długiej selekcji jakościowej pozostało niewiele wzorców. Pamiętałem o wszechobecnej tendencji artystów do postarzania wizerunków świętych. Szczególnie do dodawania im brody, wąsów i siwych włosów. W przypadku św. Wojciecha zauważyłem gwałtowną zmianę w wizerunkach plastycznych po XVI w. Mianowicie przed XVI wiekiem św. Wojciech przedstawiany był z krótszymi włosami i bez dużego zarostu. Wyglądał nawet na mniej niż 42 lata, które przeżył do momentu męczeńskiej śmierci. Natomiast późniejsze wizerunki przedstawiają biskupa co najmniej o 10 lat starszego niż w rzeczywistości. Jako mężczyznę z obfitym, siwym zarostem i dłuższymi włosami. Otóż na przełomie XV i XVI w., gdy protestantyzm przybierał na sile, Kościół katolicki potrzebował wzmocnienia. Zauważa się w tym okresie większą ilość kanonizacji. A może wierni potrzebowali więcej autorytetów, wzorców do naśladowania? Albo, mówiąc wprost, gwarancji i dowodów, że droga do zbawienia i świętości jest również w ich zasięgu? Być może to było przyczyną dodawania od tego czasu świętym w sztukach plastycznych nobliwości i powagi? Tego się nie dowiemy…

Jeden ze sztandarowych i najstarszych wizerunków św. Wojciecha znajduje się na Drzwiach Gnieźnieńskich anonimowego autora (ok. 1175 r.), gdzie we wszystkich scenach biskup przedstawiany jest jako bardzo młody, bez obfitego zarostu i z krótkimi włosami. Nawet w chwili śmierci, w scenie ścięcia toporem. (…)

Ostatnim przykładem wizerunku św. Wojciecha z XVI wieku jest ilustracja z bogato zdobionej księgi z 1535 roku. Widnieje w niej także wizerunek św. Stanisława i wiele innych przepięknych ilustracji. Tutaj również św. Wojciech wygląda młodo. Wiadomo, że w tamtych czasach większość mężczyzn nosiła brody. Prawdopodobnie nie każdy miał czas, narzędzia i potrzebę estetyczną systematycznego golenia. Jednak dostojników otoczonych służbą nie powinno to dotyczyć. (…)

Proces postarzania świętego trwał w najlepsze, szczególnie w nowych technikach drukarskich. Na pięknych litografiach i stalorytach z XIX wieku św. Wojciech wygląda już na ponad 60 lat.

(…) Czesi nie chcieli już widzieć u siebie niewygodnego biskupa i w 996 roku 40-letni Wojciech udał się z misją ewangelizacyjną przez Polskę do Prus, gdzie chciał nawracać pogan. Otton III, niespełna 16-letni cesarz, nie tylko wyraził na to zgodę, ale nawet zawarł przyjaźń z Wojciechem. Z przyjazdu misjonarza ucieszył się także Bolesław Chrobry. Na ziemiach polskich szybko powstały klasztory benedyktyńskie.

Wojciech wraz z trzyosobową ekipą wyruszył z misją nad Zalew Wiślany. Nie życzył sobie przysługującej mu ochrony wojskowej. Podróżując łodzią od wioski do wioski, przekonał się, że Prusowie nie chcą się nawracać. Zalew Wiślany sięgał wtedy daleko w głąb lądu. Obejmował całe dzisiejsze jezioro Dróżno, a wąska rzeczka Dzierzgoń była wtedy szerokim szlakiem wodnym. Wojciech wraz z bratem Radzimem i subdiakonem Boguszem został potraktowany jak intruz i przegnany z Prus. Misjonarze wycofali się na teren Polski do grodu o nazwie Cholinum (dzisiejsze Pachoły). Jednak Wojciech z towarzyszami podjął kolejną próbę dostania się rzeką Dzierżonką do najbliższej pruskiej osady.

Wysiedli z łodzi przy mostku w dzisiejszej wiosce Bągart. Odnalezione nieopodal w błocie resztki bali drewnianych są prawdopodobnie pozostałością dawnego mostku (źródło: prace prof. Przemysława Urbańczyka 1990 r.). Szli na północny-wschód. Nie wiedzieli, że są śledzeni przez Prusów. O świcie 23 kwietnia 997 roku w okolicy dzisiejszej wioski Święty Gaj, podczas odprawiania Mszy Świętej zostali napadnięci, a Wojciech zamordowany. Wbito mu w ciało sześć włóczni, a głowę ścięto i nabito na kolejną włócznię. Jego towarzyszy zwolniono. Bolesław Chrobry wykupił ciało męczennika i uroczyście sprowadził je do Gniezna, gdzie utworzono niezależną metropolię. Natomiast w roku 999 papież Sylwester II osobiście kanonizował św. Wojciecha.

Cały artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Święty Wojciech” znajduje się na s. 8 i 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Święty Wojciech” na s. 8 i 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czeski konflikt. Która z tradycji: husycka czy katolicka – ma większe prawo do obecności w przestrzeni publicznej?

Rada miejska w stolicy Czech Pradze uchwaliła, że XVII-wieczna Kolumna Maryjna powróci na Rynek Staromiejski po 102 latach od barbarzyńskiego jej zniszczenia w listopadzie 1918 roku.

Grzegorz Kita

Jest to kolejna już próba przywrócenia tego ważnego symbolu, nie tylko religijnego, do praskiej przestrzeni publicznej. Czy czeskim katolikom uda się tym razem zaznaczyć swoją stałą w niej obecność?

Gdy w listopadzie 1918 roku rozpadały się Austro-Węgry i powstawała Czechosłowacja, otwarte było pytanie: na jakich wartościach będzie zbudowane nowe państwo? Czy uda się w nim pogodzić dwie tradycje, do których odwoływali się Czesi? Trzeciego listopada tegoż roku wszystko okazało się jasne.

Oto pochodzący z dzielnicy Zizkov anarchista i alkoholik Franta Sauer zorganizował happening na Starym Mieście pod Maryjną Kolumną. W jego trakcie przy całkowitej bierności służb państwowych i miejskich kolumnę strącono i pogruchotano na drobne kawałki.

Krzyczano przy tym: „Precz z Austrią!”,  „Precz z Rzymem!”. Demonstranci i ich obrońcy twierdzili, że budowla ta powstała po 1620 roku jako znak tryumfu katolików nad protestantami w Bitwie na Białej Górze. Data ta była i jest dla Czechów symbolem przymusowej rekatolizacji i represji Habsburgów wobec czeskiej protestanckiej szlachty, która chciała utrzymać niezależność państwową i odrębność Korony św. Wacława.

Zburzenie Kolumny Maryjnej, 1918 | Fot. domena publiczna, cs.wikipedia.org

Dzisiejsze spojrzenie czeskich historyków na tę sprawę pokazuje też i inny punkt widzenia. Kolumna Maryjna została postawiona dopiero w roku 1649, jako wotum za uratowanie miasta przed wojskami szwedzkimi. Trudno jest także podważyć tezę, że gdy drugiej połowie XVII wieku oficjalnie i literacko język czeski zaczął zanikać, to, że nie zanikł całkiem, jest zasługą katolickich księży, głównie jezuitów, którzy uczyli swoich wychowanków tego języka i nawet drukowali w nim modlitwy i pieśni w modlitewnikach kościelnych. Było to cenne w czasie narodowego odrodzenia w drugiej połowie XIX wieku. Jednym z głównych tzw. budzicieli narodu na przełomie XVIII i XIX wieku był Josef Dombrovsky – jezuita, teolog, współzałożyciel Królewskiego Czeskiego Towarzystwa Nauk w Pradze i Czeskiego Muzeum Narodowego.

Osobną sprawą jest problem czeskich patriotów i ich stosunek do katolicyzmu. Jak zauważa czeski historyk Jaroslav Sebek, do czasów Wiosny Ludów, czyli do 1848 roku, nie było żadnego podziału patriotów na katolickich czy protestanckich. Gdy w marcu tegoż roku z Pragi do Wiednia wyruszyła oficjalna delegacja czeskich stanów z postulatami autonomii ziem Korony Czeskiej, uroczystą Mszę świętą na Końskim Targu odprawił ówczesny arcybiskup Pragi. Jednak z biegiem rewolucji uwidocznił się podział, który przebiegał na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, liberalne postulaty nie mogły zostać poparte przez katolicką hierarchię kościelną. Drugą płaszczyzną rozejścia się tych ruchów było coraz częstsze powoływanie się Czechów na tradycję Jana Husa. (…)

W 1915 roku, w pięćsetną rocznicę spalenia Jana Husa, postawiono w Pradze na Rynku Staromiejskim ogromny pomnik tego wybitnego czeskiego reformatora religijnego.

Pomnik Husa i stojąca niedaleko niego Kolumna Maryjna to z jednej strony znak, że husycka tradycja została uznana za trwałą cześć czeskiej identyfikacji narodowej. Ale to także znak, że obie te tradycje będą się stale ścierać o własne wizje historii i przyszłości tych ziem, choć w 1915 roku jeszcze nie państwa.

Dla czeskich katolików strącenie Kolumny w 1918 roku było jasnym znakiem, że dla nich nie będzie miejsca w nowym państwie. Zaczęło się demolowanie kościołów, kaplic i innych miejsc kultu. Rozbijano posągi świętych, niszczono witraże. Ze szkolnych ścian zdejmowano i niszczono krzyże. Niekiedy dochodziło do regularnych walk między wiernymi a tymi, co chcieli zniszczyć i sprofanować budynki kościelne. Z Kościoła katolickiego wystąpiło kilkuset księży i kilkaset tysięcy wiernych, którzy utworzyli własny Kościół, odwołujący się do husytyzmu. Wszystko to działo się za aprobatą władz młodego państwa czechosłowackiego. Podziały uwydatniły się szczególnie w latach 20. XX wieku, gdy tworzono kalendarz świąt. I tak, pomimo ogromnych protestów katolików, wykreślono z niego dzień 16 maja jako święto czeskiego świętego z XIV wieku, Jana Nepomucena, męczennika i patrona Czech. Jednak w tym samym roku doszło do unormowania stosunków i nadeszła chwilowa odwilż. W wyżej wspominanym kalendarzu pozostawiono święto św. Wacława (28 września), króla i męczennika czeskiego, patrona czeskiej państwowości. Na Morawach pozostawiono uroczystość Cyryla i Metodego – głównych patronów Słowian. Dzień ten obchodzono 5 lipca. Dla zachowania równowagi w następny dzień, 6 lipca, ustanowiono święto na pamiątkę spalenia mistrza Jana Husa.

Cały artykuł Grzegorza Kity pt. „Czeski konflikt. Jan Nepomucen kontra Jan Hus” znajduje się na s. 4 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Grzegorza Kity pt. „Czeski konflikt. Jan Nepomucen kontra Jan Hus” na s. 4 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Błogosławiona Karolina Kózkówna – jak powstawał jej wizerunek do projektu modlitewnego Polska pod Krzyżem

Jedynym dostępnym wzorcem graficznym było zdjęcie14-letniej Karoliny, które dawało ogólną orientację w rysach jej twarzy i ubiorze. Nowy wizerunek powinien zaś przedstawiać dziewczynę 16-letnią.

Andrzej Karpiński

Zanim przystąpiłem do budowania od początku sylwetki męczennicy, dokładnie zapoznałem się z jej biografią i czasami, w których żyła. Zastanawiał mnie fartuszek wykończony pięknymi koronkami. Odpowiedź znalazłem w małopolskiej miejscowości Bobowa koło Tarnowa, słynącej ze światowej klasy Szkoły Koronkarskiej. Uczennice szkoły zdobyły w 1902 roku brązowy medal na wystawie w Saint Luiz, a w roku 1905 złoty medal w San Francisco. Karolina Kózka mieszkała niedaleko Bobowej, miała wtedy ok. 7 lat. Prawdopodobnie dziewczęta z tego regionu często nosiły ubrania ozdabiane „swoimi” koronkami. Dodatkowo w pobliskiej miejscowości Stróże znajdował się olbrzymi, pasażersko-towarowy węzeł Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, łączącej cały region z Węgrami i Wiedniem. Sprzyjało to wymianie handlowej i napływowi nowinek. W Galicji rozwijał się przemysł, ale ludność żyła pod coraz większym uciskiem zaborcy. Zbliżała się I wojna światowa.

Karolina urodziła się 2 sierpnia 1898 r. w zaborze austriackim, w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda, jako czwarte z jedenaściorga dzieci Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej. Została ochrzczona w kościele parafialnym w Radłowie. Jej religijni rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli. Ich skromna chata była nazywana przez sąsiadów „kościółkiem”. Mieszkańcy gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma świętego. Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem. Opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w roku 1912. Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie, a bierzmowana została w 1914 r. przez biskupa tarnowskiego Leona Wałęgę w kościele parafialnym w Zabawie. (…)

Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny wykonany przez Andrzeja Karpińskiego dla projektu Polska pod Krzyżem

Karolina pomagała wujowi w prowadzeniu miejscowej świetlicy i biblioteki, która służyła jako miejsce spotkań mieszkańców okolicznych wiosek. Katechizowała swoje rodzeństwo i dzieci sąsiadów. Uczyła ich pieśni religijnych, zachęcała do wspólnego odmawiała różańca i do życia według Dekalogu. Zajmowała się także chorymi i starszymi. W swojej parafii była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Apostolstwa Modlitwy i Arcybractwa Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu.

W celu wykonania grafiki przedstawiającej tę 16-letnią dziewczynę, zebrałem poszczególne elementy portretu. Dla zachowania podobieństwa wykonałem cyfrowo części twarzy. Oczy, usta, nos, uszy i podbródek musiały być maksymalnie zbliżone do oryginalnego zdjęcia, lecz swoją budową o dwa lata dojrzalsze. Koncepcja graficzna wizerunków wszystkich męczenników zakładała styl starych fotografii, więc niektóre elementy wymagały celowego obniżenia rozdzielczości. Podobnie postąpiłem z koronką bobowską, palmą męczeństwa i różańcem. W końcu udało się uzyskać wysokiej rozdzielczości grafikę na podstawie jedynego, historycznego zdjęcia. Portret można było teraz powiększać do dużych rozmiarów i zaprezentować podczas wydarzenia Polska pod Krzyżem.

Cały artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny” znajduje się na s. 8 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny” na s. 8 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Zlitujcie się nade mną, zlitujcie, przynajmniej wy, przyjaciele moi…”. Opis ikony odnalezionej w starej kamienicy

Możliwe, że obraz pochodzi z roku 1782, na który prawdopodobnie wskazują cyfry przy sygnaturze. O jej osiemnastowiecznym rodowodzie świadczą także typowe dla tej epoki fryzury namalowanych postaci.

Barbara Maria Czernecka

Fot. z archiwum Autorki

Tytułowy cytat pochodzi z biblijnej Księgi Hioba. Jej tematyką jest cierpienie człowieka, którego zupełnie niezasłużenie dotknęła cała seria nieszczęść: w jednym dniu zginęły wszystkie jego dzieci, utracił cały majątek i jeszcze okazało się, że choruje na nieuleczalny wtedy i zaraźliwy trąd. Jego przyjaciele wprawdzie żałowali go, ale doszukiwali się przyczyn cierpienia w grzesznym postępku, za który rzekomo został tak okrutnie ukarany. On zaś czuł się całkowicie niewinny. Bogobojny Hiob jednak nie zwątpił i żył nadzieją na sprawiedliwość samego Pana Boga. Jego poetyczny dialog z przyjaciółmi dotyczy zwłaszcza postępowania moralnego.

Ostatecznie niewzruszona wiara Hioba pozwoliła mu w cierpieniu poznać Boga twarzą w twarz, a do tego nie tylko odzyskał zdrowie, ale wcześniej utracony majątek został mu zwrócony w dwójnasób. Urodziło mu się także nowych siedmiu synów i trzy córki. Umarł spełniony, w wieku stu czterdziestu lat, doczekawszy się potomków w czwartym pokoleniu.

Aby w pełni zrozumieć tę księgę, trzeba ją całą przeczytać, bowiem tak krótkie streszczenie nie oddaje nawet małej części głoszonej w niej prawdy o Opatrzności Bożej. Do jej rozważania zaś skłonić może obraz, przedstawiający oczekujące zbawienia dusze czyśćcowe.

Jest to ponad dwuwiekowa ikona. Możliwe, że pochodzi z roku 1782, na który prawdopodobnie wskazują cyfry przy sygnaturze. O jej osiemnastowiecznym rodowodzie świadczą także typowe dla tej epoki fryzury postaci. Obraz namalowano farbami olejnymi na desce z ramą o wymiarach 57/40 centymetrów. Odnaleziono ją w jednej z przeznaczonych do wyburzenia gliwickich kamienic, na której miejscu powstała później słynna deteeśka (Drogowa Trasa Średnicowa), wiodąca do Katowic. Ikona już została poddana renowacji.

Przedstawia cierpienia dusz pokutujących, dręczonych czyśćcowymi mękami wśród płomieni, których czerwień kontrastuje z łagodnym błękitem nieba i bielą obłoków. Dusze wyciągają w błaganiu ręce ku Chrystusowi, który wznosi się ponad nimi przybity do krzyża, a Jego krew, obficie cieknąca z ran, jest jedynym ratunkiem dla udręczonych.

Na obrazie umieszczono napisany po niemiecku, przytoczony w tytule fragment Księgi Hioba (Job 19).

Podczas listopadowych nabożeństw za zmarłych często cytuje się obficie właśnie ją. Dla dusz pokutujących czyściec jest stanem próby przed wejściem do wiecznego szczęścia. A my – jeszcze bytujący na ziemskim świecie – skutecznie możemy im dopomóc. W tym obrazie dusze czyśćcowe błagają nas o modlitwę bez doszukiwania się w nich grzechów.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Zlitujcie się nade mną, zlitujcie, przynajmniej wy, przyjaciele moi…” znajduje się na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Zlitujcie się nade mną, zlitujcie, przynajmniej wy, przyjaciele moi…” na s. 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Podróże przez życie do korzeni / Los viajes por la vida a los raíces

W malarstwie. Zapraszamy na rozmowę z Davidem Jaramą, hiszpańsko-peruwiańskim artystą-malarzem o kontaktach obydwu krajów oraz o mistycznym podróżowaniu poprzez sztukę w poszukiwaniu jej korzeni.

Kiedy Francisco Pizarro podbijał tereny obecnego Perú, zapewne nie brał pod uwagę więzi, jaka scali współczesne Perú i Hiszpanię. Hiszpański podbój współczesnego Perú, choć niezwykle krwawy, brutalny i niesprawiedliwy, na trwale włączył ten kraj w obręb kultury zachodnioeuropejskiej. Ale nie tylko. Bowiem i wpływy kultury prekolumbijskiej pojawiły się w kulturze i społeczeństwie Hiszpanii.

Wzajemne kontakty Hiszpanów i Peruwiańczyków to także podróże. We wcześniejszych latach podróżowali Hiszpanie na zachód: w poszukiwaniu nowego, lepszego życia, czy po prostu w poszukiwaniu przygód. Obecnie to raczej Peruwiańczycy ciągną na wschód, ku Europie, w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. Podróże w stronę Perú mają raczej charakter turystyczny, bądź sentymentalny.

Tematyka podróży jest jednym z motywów prac naszego dzisiejszego gościa. Pochodzący z Hiszpanii David Jarama jest młodym i utalentowanym artystą-malarzem. Poprzez osobę swojego ojca nasz gość może się pochwalić również peruwiańskimi korzeniami. Korzeniami, z których jest niezwykle dumny i które także są natchnieniem jego prac. W rozmowie ze Zbyszkiem Dąbrowskim nasz gość opowie o swoich pracach związanych z tematyką podróży. I to podróży nie tylko w sensie dosłownym. Porozmawiamy także o podróżach w wymiarze symbolicznym, czy wręcz mistycznym. Podróżach duszy, podróżach w poszukiwaniu korzeni, czy też podróży jako pomyśle na życie.

Rozmowa z naszym gościem będzie również okazją do zaproszenia naszych słuchaczy na wystawę prac autorstwa Davida Jaramy, która będzie miała miejsce już za kilka dni. Więcej szczegółów znaleźć można pod tym adresem.

Na polsko – hiszpańsko – peruwiańskie rozmowy o sztuce i podróżowaniu zapraszamy w najbliższy poniedziałek, 9 grudnia, jak zwykle o 21H00. Będziemy rozmawiać po polsku i hiszpańsku!

¡República Latina – podróż przez sztukę!

Resumen en castellano: Perú i España están conectados desde la conquista de Perú por Francisco Pizarro. Unos de los contactos entre los Españoles y los Peruanos son los viajes. Viajes en busca de una vida mejor, viajes del turismo, o viajes sentimentales y otros.

El tema de los viajes es el tema que domina en las obras del arte de nuestro invitado: David jarama, un pintor artista español. Por sus raices también muy reacionado con Perú. Junto con nuetsro invitado vamos a tocar el tema de los viaes y los recorridos, reacionados con sus obras. Los viajes en sentido físico y metafórico, viajes del alma y viajes en busca de los raíces. La conversación con nuestro invitado será tambien una invitación a la exhibición de sus obras. Más informaciones pueden encontrar bajo el enlace.

Les invitamos para escucharnos el lunes, 9 de diciembre, como siempre a las 21H00UTC+1! Vamos a hablar polaco y castellano.

Taras Szewczenko – poeta i malarz, który jedynie dziewięć lat ze swojego 47-letniego życia spędził jako człowiek wolny

Za niewdzięczność wobec kręgów dworskich, które wykupiły go z pańszczyzny, poeta został skazany na zsyłkę do twierdzy w Orenburgu, a car Mikołaj dopisał na wyroku „zakaz pisania i malowania”.

Stanisław Orzeł

Taras Szewczenko w 1843 r., już jako znany malarz i poeta, wyjechał po czternastu latach, jako towarzysz Jewhena Hrebinki, na swoją umiłowaną i wyśnioną Ukrainę. Zamiast wymarzonej ojczyzny pełnej słońca i ciepła, jako człowiek wolny i już oświecony, zobaczył samowolę rosyjskiej i kozackiej szlachty panoszącej się dzięki nieludzkiemu wyzyskowi ukraińskich chłopów pańszczyźnianych. Zobaczył łzy swojej rodziny, w Kiryłówce zapędzanej batem na pańszczyznę… W trakcie ośmiomiesięcznego pobytu odwiedził dwory i dworki starszyzny kozackiej, prowincjonalnej szlachty ukraińskiej, gdzie pod powierzchowną maską gościnności i dobroduszności dostrzegł pamiętaną z dzieciństwa pychę i próżność tych ludzi. W Kijowie zetknął się z tamtejszym pisarzem Pantalejmonem Kuliszem, w Jagotynie, gdzie w dworze Repnina malował jego portret, napisał po rosyjsku poemat Stypa. Był na Hortycy i w Czehrynie, a pod wrażeniem tych historycznych miejsc kozackiej „sławy” w drodze powrotnej, już w Moskwie, napisał poruszający wiersz patriotyczny Czehrynie, Czehrynie…. Po powrocie do Petersburga nie mógł się otrząsnąć z rozczarowania i żalu. Podejmując zakończone niepowodzeniem próby wykupienia rodziny z poddaństwa, namalował i wydał (1844 r.) w albumie cykl obrazów Malownicza Ukraina, zawierający akwaforty ze scenami życia codziennego. (…)

Po 1843 r. Taras Szewczenko, zniechęcony nieprzychylnymi recenzjami części krytyków oraz problemami z cenzurą carską, zaprzestał publikacji drukiem swoich utworów. Postanowił ograniczyć się do zbierania ich we wspólnym albumie i odczytywania w gronie zaufanych osób. Albumowi temu nadał tytuł Trzy lata. Wiersze te zostały wydane po raz pierwszy w niemieckim Lipsku, dopiero po piętnastu latach, w 1859 r.

Szczególne miejsce zajmuje wśród nich poemat „Do umarłych i żywych i nienarodzonych rodaków moich na Ukrainie i nie na Ukrainie list mój przyjacielski”, w którym wypomniał, że jego rodacy podający się za wierzących nie kierują się w życiu miłością bliźniego, nie czują też miłości do swojej ojczyzny, którą oceniają w kategoriach „dostojnej ruiny”.

T. Szewczenko, Dom rodzinny w Kiryłówce | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Przypominał, że żyjąc na Ukrainie, szlachta nie dba o nią i nie chce walczyć o jej wolność. Zamiast tego bezlitośnie wyzyskuje swoich poddanych, również Ukraińców, ale chłopów. Wzywał ich, by „byli ludźmi” i „otrzeźwieli”, grożąc, że w przeciwnym razie wybuchnie nowy bunt społeczny, od którego „krew spłynie rzekami”. Według Szewczenki głównym punktem odniesienia ukraińskiej szlachty byli wówczas rosyjski car i jego otoczenie pochodzenia niemieckiego, których określa krótko: „Niemcy”. Atakował szlachtę-słowianofilów, twierdząc, że ludzie ci nic nie wiedzą o własnym narodzie, mają usta pełne frazesów o ideach, ale nawet części z nich nie realizują w swoim otoczeniu.

Jakby przekreślając wymowę napisanych pod wpływem petersburskich kół dworskich Hajdamaków, protestował przeciw ślepemu i powierzchownemu traktowaniu historii, chwaleniu bez głębszej refleksji Kozaczyzny i jej udziału w upadku Polski. Wyraźnie zerwał z wyidealizowanym obrazem Kozaków i wskazywał, że obok dni chwały były w historii Ukrainy również ciemne karty, z których najciemniejszą była postawa dawnych elit kozackich, a w jego czasach – ukraińskich, które bezrefleksyjnie popierały Rosję, nie przewidując konsekwencji, jakie to przyniosło. Szewczenko nie potępiał jednak całych dziejów Ukrainy, wierzył w zdobycie niepodległości i budowę jej potęgi, jeśli będzie oparta na powszechnym szacunku. Kończył wezwaniem wykształconych Ukraińców, by zmienili nastawienie do patriotyzmu i do niewykształconych warstw ukraińskiego chłopstwa, prosił, by niepiśmienny lud uznali za taką samą jak oni część narodu i zaczęli działać na rzecz jego jedności i siły. (…)

T. Szewczenko, Ławra Poczajewska o zachodzie | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Najostrzejszą krytyką caratu był napisany w 1844 r. poemat Sen (ukr. Сон), w którym Ukrainę nazywa Szewczenko „nieszczęśliwą wdową”. Śniący ów sen początkowo jest zachwycony krajobrazem: widzi drzewa, stepy i pola. Następnie zwraca uwagę na los jej mieszkańców – ciężko pracujących chłopów pańszczyźnianych, mężczyzn przymusowo wcielanych do wojska, dziewczyny uwiedzione i porzucone z dzieckiem przez szlachciców lub rosyjskich żołnierzy. Skłania go to do dramatycznych pytań do Boga o to, czy widzi niedolę Ukrainy i czy długo jeszcze będzie ona trwała. Milczenie Boga składnia go do bluźnierstwa, zakwestionowania ponadczasowej sprawiedliwości bożej i wezwania do podjęcia walki o wolność. (…)

W tymże 1845 r. powstał poemat Szewczenki Kaukaz (kopię przesłał Adamowi Mickiewiczowi), w którym bezpardonowo krytykował imperialną politykę carskiej Rosji.

Przechodząc od słów do czynów, w kwietniu 1846 r. poeta wstąpił do tajnego Bractwa Cyryla i Metodego, założonego przez kijowskich studentów z inspiracji Mykoły Kostomarowa. (…)

W czasie dyskusji Bractwa dochodziło do sporów Szewczenki z działającymi w Kijowie jego znajomymi Polakami. Poważnie i bez uprzedzeń omawiano możliwości przyszłego związku obu narodów jako wolnych i równych sobie.

Podczas spotkań Bractwa czytano też „nielegalne” – według doniesienia szpicla-prowokatora – wiersze Szewczenki. W następnym roku Bractwo, stawiające sobie za cel zjednoczenie Słowian w jednym państwie demokratycznym, zostało zdekonspirowane, a jego członkowie aresztowani. Gdy aresztowano Szewczenkę, znaleziono u niego rękopisy antycarskich utworów. Za tę swoją działalność, a zwłaszcza za niewdzięczność wobec kręgów dworskich, które wykupiły go z pańszczyzny – poeta został skazany na zsyłkę do twierdzy w Orenburgu, a car Mikołaj własnoręcznie dopisał na wyroku „zakaz pisania i malowania”. Innych członków Bractwa skazano na znacznie łagodniejsze kary, które zresztą po pewnym czasie im darowano…

Podczas zsyłki Szewczenki do twierdzy w Orsku nad Morzem Aralskim między rokiem 1847 a 1850 powstał jego wiersz Do Polaków (ukr. Полякам), który najpełniej wyraża poglądy ukraińskiego poety narodowego na wpływ, jaki miała Polska na dzieje ludu i ziem Ukrainy. (…)

Trudne warunki zesłania Szewczenki z czasem łagodniały, m.in. za sprawą przyjacielskich kontaktów z polskimi zesłańcami, ale na skutek donosów Rosjan i kolejnych rewizji wracały do stanu wyjściowego. Od 1857 r. poeta formalnie był wolny, jednak nie mógł wrócić ani do Petersburga, ani na Ukrainę. W drodze do stolicy carów dotarł Wołgą do Moskwy. W 1859 r., dwa lata po formalnym zakończeniu kary, otrzymawszy oficjalną zgodę, mógł wreszcie wyjechać w ojczyste strony i odwiedzić rodzinę w Kiryłówce. Na Ukrainie Prawobrzeżnej spotykał się z chłopami, co nie umknęło uwagi władz carskich, alarmowanych kolejnymi donosami, że szerzy bluźniercze teorie i podburza lud. Aresztowany i osadzony w twierdzy w Czerkasach, został następnie przewieziony do Kijowa, gdzie ostatecznie zwolniono go z poleceniem udania się do Petersburga. (…)

Pocztówka. Grób Tarasa Szewczenki pod Kaniowem. Krzyż został zdemontowany przez władzę sowiecką w 1920 r. | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Szewczenko zmarł 10 marca 1861 r. w Petersburgu i tam został pierwotnie pochowany. W maju 1861 r. przewieziono jego zwłoki, zgodnie z życzeniem wyrażonym w utworze Testament, pod Kaniów na wysokie wzgórze, skąd roztacza się szeroki widok na Dniepr i pola Ukrainy. Eksportacja jego ciała do Kaniowa stała się manifestacją polityczną. Pośrodku cerkwi ustawiono katafalk przybrany kwiatami i wieńcami. Msza żałobna zgromadziła przede wszystkim młodzież. Najwięcej było Polaków i Rusinów…

Taras Szewczenko w trakcie swojego 47-letniego życia spędził jedynie dziewięć lat jako człowiek wolny. Poddaństwo, zsyłki i nadzór policyjny wypełniły niemal całe jego życie. Represje władz carskich ograniczyły szerszy wpływ politycznej refleksji poety na kierunek rozwoju świadomości narodowej ludów Ukrainy.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Dojrzała twórczość Tarasa Szewczenki a rozwój świadomości narodowej Ukraińców” można przeczytać na ss. 10–11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Dojrzała twórczość Tarasa Szewczenki a rozwój świadomości narodowej Ukraińców” na ss. 10–11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Świadectwo twórcy wizerunków polskich męczenników/ Andrzej Karpiński, „Wielkopolski Kurier WNET” 64/2019

Bardzo się cieszę, że mogłem mieć udział w tak doniosłym wydarzeniu. Chciałbym, aby chociaż jedna osoba wpatrzona w którychś z wizerunków doznała głębokiej refleksji i zmieniła swoje życie.

Polska pod Krzyżem. Polscy męczennicy

Tekst i zdjęcia Andrzej Karpiński

Jestem poznańskim plastykiem, malarzem i muzykiem. Od wielu lat zajmuję się także projektowaniem i realizacją reklam. Chcę opowiedzieć o niezwykłym zdarzeniu, które ostatnio przeżyłem. To było doświadczenie ewidentnego działania Boga w życiu prywatnym i zawodowym jednocześnie. Dotyczy mojego wkładu plastycznego w tegoroczną, głośną akcję modlitewną Polska pod Krzyżem. Ale od początku…

3 czerwca 2016 r. (wspomnienie męczennika św. Karola Lwangi i towarzyszy) otrzymałem od przyjaciół zamówienie na namalowanie obrazu Najświętszego Serca Jezusa. Nie miała to być kopia, lecz moja wizja. Najpierw przyjąłem zlecenie bez wahania, ale gdy zacząłem czytać historię tego obrazu i zapoznawać się z jego podłożem teologicznym, nabrałem respektu. Właściwie chciałem zrezygnować, bo zabrakło mi odwagi, aby namalować wizerunek Syna Bożego. Zacząłem dogłębnie interesować się I i II przykazaniem. Zadawałem sobie i znajomym pytania: czy namalowanie takiego obrazu nie będzie bałwochwalstwem? Jak Kościół katolicki odnosi się do malowania wizerunków świętych i jakie są zasady i granice ich tworzenia? Wreszcie po długim studiowaniu tematu i konsultowaniu się z osobami duchownymi, osiągnąłem względny spokój wewnętrzny. Po trzech latach, 6 maja 2019 r. (wspomnienie św. Apostołów Filipa i Jakuba), obraz został ukończony.

Podczas jego malowania działy się niewytłumaczalne zdarzenia, dotyczące samego procesu powstawania obrazu, jak i mojego życia osobistego i zawodowego. Ponieważ to temat na osobną historię, powiem tylko, że obraz w pewnej mierze namalował się… sam, aczkolwiek moimi rękoma. Miało też miejsce kilka wydarzeń nie pochodzących od Boga. Wiedziałem, że zły będzie robił wszystko, aby mnie zniechęcić do twórczości religijnej. Ale z drugiej strony właśnie na tym polega wiara, aby pójść dalej i zaufać Jezusowi, którego wizerunek właśnie malowałem.

Andrzej Bobola

Równolegle, po 35 latach zajmowania się abstrakcyjną, często destrukcyjną muzyką awangardową i eksperymentalną, poczułem naturalne zmęczenie i niechęć do tego rodzaju twórczości. Zobaczyłem wyraźnie, że przez te wszystkie lata nie tworzyłem dla innych, lecz dla siebie, po to, aby dopieszczać moje artystyczne ego pod współczesnymi hasłami „samorealizacji i pokonywania własnych ograniczeń”. W dziedzinie muzycznej również rozpocząłem poszukiwanie innej drogi. Zatem zachęcony obrazem, który „się namalował”, spojrzałem poważnie w stronę sztuki, która zaniesie coś pożytecznego drugiemu człowiekowi. Także w stronę sztuki sakralnej, zarówno muzycznej, jak i plastycznej. Poczułem wyraźnie, jak Bóg przestawia zwrotnicę i kieruje mnie wraz ze wszystkimi moimi umiejętnościami na inny tor.

Pięciu Braci Polskich

Na początek chciałem namalować poczet wybranych świętych i zorganizować wystawę pt. Świętych Obcowanie. Postanowiłem, że do tak szlachetnej tematyki kupię dobre gatunkowo blejtramy oraz płótno, które zagruntuję tradycyjną metodą. Zgromadziłem materiały. Rozpocząłem poznawanie biografii wybranych świętych. Nagle, 1 lipca 2019 r. (wspomnienie Najdroższej Krwi Jezusa Chrystusa), gdy zaczęły powstawać pierwsze szkice, odebrałem dwa telefony. Pierwszy był od drukarza Macieja, z którym dosłownie raz spotkałem się podczas montażu wielkiego baneru dot. Adoracji Najświętszego Sakramentu w kościele Trójcy Świętej na poznańskim Dębcu. Maciej zapytał mnie, czy mógłbym zaprojektować kilka wizerunków polskich męczenników, które są potrzebne do projektu modlitewnego organizowanego przez Lecha Dokowicza. W tym momencie przeszył mnie dreszcz, bo miałem wrażenie, jakby ktoś odczytał lub podsłuchał moje myśli dotyczące planowanej wystawy Świętych Obcowanie. Tym bardziej, że kilku z nich, jak się potem okazało, było na mojej liście przeznaczonej na wystawę.

Drugi telefon otrzymałem dwa dni później. 3 lipca 2019 r. (wspomnienie św. Tomasza Apostoła) zatelefonował do mnie Lech Dokowicz z fundacji Solo Dios Basta. Zapoznał się z moimi pracami i z moją osobą, więc rozmowa była bardzo rzeczowa. Ustaliliśmy warunki współpracy, terminy oraz podał mi listę jedenastu męczenników, których wizerunki miałem opracować. Już w pierwszej rozmowie musiałem podzielić się z Lechem spostrzeżeniem o ewidentnym działaniu Boga w moim życiu. Otóż sześć lat wcześniej, w dniach 25–27 listopada 2013 r. Lech Dokowicz prowadził trzydniowe rekolekcje „Któż jak Bóg” w poznańskim kościele św. Wawrzyńca i św. Wincentego Pallottiego. Rekolekcje dotyczyły przedstawienia zagrożeń duchowych we współczesnym świecie, szczególnie w mediach i sztuce. Pojechałem na nie wraz z żoną i przyjaciółmi. Profesja artystyczna Lecha Dokowicza, jego świadectwa oraz tematyka i forma, w jakiej rekolekcje przebiegały, były nam bardzo bliskie, gdyż wszyscy pracowaliśmy w mediach i reklamie. To był przełom w naszym życiu i od tego czasu wiele się zmieniło, również w życiu zawodowym. Dlatego w rozmowie telefonicznej nie mogłem wyjść z podziwu nad drogą, którą nas Bóg prowadzi. Po sześciu latach od wspomnianych rekolekcji sam prowadzący zamawia u mnie pracę artystyczną, jakby chciał sprawdzić, czy coś z tego ziarna, które kiedyś zasiał, wyrosło. Otóż dzięki Bogu wyrosło! I jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem otrzymane talenty wreszcie zwrócić Temu, który mi je podarował. Mogłem wykonać pracę na rzecz Kościoła, od razu dla tak wielu ludzi i na tak wielką skalę. Wewnątrz głowy wielokrotnie słyszałem podniesiony, ojcowski głos: „To jest praca dla ciebie, takimi rzeczami masz się teraz zajmować!”.

Karolina Kózkówna

Początkowo akcja Polska pod Krzyżem miała się odbyć wokół klasztoru Oblatów na Świętym Krzyżu. Fundacja Solo Dios Basta zamówiła u mnie, oprócz grafiki, wielkie konstrukcje z banerami i ich montaż na miejscu. W tej części pracy pomagał mi mój niezastąpiony i wieloletni podwykonawca. Niestety dzień po otrzymaniu ode mnie zlecenia, tuż przed Poznaniem miał wypadek – odpadło przednie koło jego samochodu. Z tego powodu pod znakiem zapytania stanął montaż konstrukcji na Świętym Krzyżu.

24 lipca 2019 r. (wspomnienie św. Kingi) rozpoczęły się poważne problemy organizacyjne. Ojcowie Oblaci na Świętym Krzyżu wycofali się z projektu. Dwa komplety wizerunków męczenników miały tworzyć drogę dojścia na Św. Krzyż. Zostały wykonane rysunki techniczne i koncepcja montażu wraz z oświetleniem. Zorganizowany był już nawet transport z Poznania. Akcję odwołano, a Lech Dokowicz z przyjaciółmi z fundacji i rodzinami wpadli w rozpacz. Przecież projekt już nabrał rozmachu! Sponsorzy, media i podwykonawcy – wszyscy mieli swoje prace w fazie zaawansowanej. Również moje konstrukcje do ekspozycji banerów były na ukończeniu. Tyle wysiłku i tyle wydanych pieniędzy, a projekt wstrzymano! Rozpoczął się ogólnopolski szturm modlitewny w intencji uratowania Polski pod Krzyżem i znalezienia innego miejsca. To był moment, gdy ukończyłem grafikę piątego męczennika. Wierzyłem, że przedsięwzięcie dojdzie do skutku, więc projektowałem kolejne postacie.

Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski

Dokładnie po dwóch tygodniach, 7 sierpnia 2019 r. (wspomnienie bł. Edmunda Bojanowskiego) nadeszła dobra wiadomość. Polskę pod Krzyżem przyjęła archidiecezja włocławska pod przewodnictwem ks. bpa Wiesława Alojzego Meringa. Cały projekt przeniesiono więc na lotnisko Kruszyn pod Włocławkiem. Z uwagi na zupełnie inny teren i warunki montażu część elementów konstrukcji musiała zostać przeprojektowana i zmieniona. Na tym etapie miałem ukończony wizerunek ósmego męczennika. Grafiki, wydrukowane na wielkich planszach, miały początkowo tworzyć aleję dojścia do ołtarza głównego. Dlatego wszystkie portrety należało wykonać w dużej rozdzielczości. Ujednolicenie formy graficznej postaci żyjących w latach 1003–1993 było skomplikowane. Aby powstał tak szeroki w czasie cykl, musiałem stare ryciny „polepszać”, a współczesne zdjęcia „pogarszać”. Niegdyś 30–35 letnich ludzi przedstawiano często jako starców z brodami. Zatem studiowałem dokładnie biografie, opisy twarzy i ciała oraz ubiory wraz z akcesoriami z epoki. Wygląd wszystkich męczenników musiałem „zbudować” od początku. Trzeba było także uszanować, zachować już istniejące w obiegu wizerunki, aby nadmiernymi zmianami nie rozpraszać wiernych podczas modlitwy. To była delikatna praca, z zaciągniętym hamulcem indywidualizmu plastycznego, no i zlecenie prosto z Nieba! Chciałem każdą postać przedstawić dokładnie. Opisać materiały wyjściowe oraz uzasadnić użyte atrybuty i szczegóły wyglądu męczenników. Główną koncepcją artystyczną było przedstawienie męczenników w skali szarości, na tle biało-czerwonej flagi nieregularnie zabarwionej krwią oraz z umieszczonym w górnym prawym narożniku motywem Polski pod Krzyżem. Natomiast w lewym dolnym narożniku postanowiłem umieścić atrybuty świętych. Nie zawsze ta zasada pasowała graficznie, ale starałem się ją zachować. Wszystkie grafiki zostały ukończone i zaakceptowane przez Fundację Solo Dios Basta 23 sierpnia 2019 r. (wspomnienie św. Róży z Limy) i przekazane do druku na banerach.

Następnego dnia rano 24 sierpnia 2019 r. (wspomnienie św. Bartlomieja Apostoła) miałem okropny wypadek drogowy. Rozpędzony motocyklista crossowy, jadąc z uniesioną kierownicą, na jednym kole, uderzył czołowo w mój samochód. Motocyklista uszedł z życiem, łamiąc sobie „tylko” rękę. Samochód został doszczętnie zniszczony. Mnie nic się nie stało. Poduszki powietrzne nie dotknęły nawet mojej twarzy. Wszystko trwało dosłownie sekundę. Pamiętam, że gdy Maciej inicjował mój kontakt z Lechem Dokowiczem, uprzedzał: „Ale pamiętaj, że teraz będą się działy różne rzeczy”…

W drukarni wielkoformatowej rozpoczął się druk banerów z wizerunkami męczenników. Nadzorowałem poprawność kolorystyczną. Grafiki zostały wydrukowane także tradycyjną metodą w ogromnej ilości egzemplarzy. Oprawiono je w estetyczne, drewniane ramki 15×21 cm jako pamiątkę dla pielgrzymów na lotnisku Kruszyn. Są jeszcze do nabycia u organizatorów Polski pod Krzyżem pod linkiem: http://sklep.mikael.pl/9-polska-pod-krzyzem.

Do wydarzenia zostały trzy tygodnie. Zdecydowano, że jedenaście wizerunków męczenników będzie wyeksponowanych przy wejściu na lotnisko Kruszyn. Drugi komplet, po pięć obrazów, zostanie umieszczony po bokach sceny-ołtarza głównego. Natomiast wizerunek bł. Jerzego Popiełuszki zostanie podwieszony pod dachem sceny, nad ołtarzem głównym. 29 sierpnia 2019 r. (wspomnienie męczeństwa św. Jana Chrzciciela) zarezerwowałem termin i zawarłem umowę z firmą transportową. Ponieważ obrazy na miejscu miały być mocno oświetlone oraz fotografowane i filmowane na dużym zoomie, nie mogły podczas transportu ulec uszkodzeniu. Zadania podjął się właściciel firmy transportowej, który następnego dnia uległ wypadkowi w pracy. Przeciął sobie szlifierką rękę aż do kości i zatrzymano go w szpitalu. Mimo to po kilku dniach transport do Włocławka wyruszył i szczęśliwie dotarł na miejsce, trzy dni przed wydarzeniem.

Niestety osobiście nie mogłem brać udziału ani w montażu obrazów, ani w samym wydarzeniu. W porozumieniu z ks. Sławomirem Deręgowskim odpowiedzialnym za sferę techniczną przedsięwzięcia koordynowałem telefonicznie działania z moją ekipą. W tym samym czasie, 13–15 września 2019 r. na Jasnej Górze odbywały się jubileuszowe Dni Modlitw Stowarzyszenia Ruchu Kultury Chrześcijańskiej Odrodzenie. Uroczystości były zaplanowane już rok wcześniej. W stowarzyszeniu pełnię kilka funkcji, więc nie mogłem być we Włocławku. Akurat w sobotę 14 września 2019 r. (święto Podwyższenia Krzyża Świętego) dla RKCH Odrodzenie była zarezerwowana Kaplica Jasnogórska, a Apel Jasnogórski miał być transmitowany również do Włocławka. Cieszyliśmy się, gdyż oprócz wspólnej Koronki do Bożego Milosierdzia to był kolejny moment łączności Jasnej Góry z wydarzeniem Polska pod Krzyżem. Tym bardziej, że Apel Jasnogórski prowadził akurat nasz opiekun RKCH Odrodzenie, o. Leon Knabit. Niestety, jak się później okazało, z uwagi na warunki atmosferyczne program we Włocławku uległ lekkim zmianom i Apel Jasnogórski nie był transmitowany na telebimach.

Obrazy męczenników były pięknie wyeksponowane wokół sceny. Lech Dokowicz jest także profesjonalnym artystą z bogatą wyobraźnią, więc stronę wizualną wydarzenia przemyślał i zrealizował doskonale. Bardzo się cieszę, że mi zaufał i że mogłem mieć udział w tak doniosłym wydarzeniu. Chciałbym, aby chociaż jedna osoba wpatrzona w którychś z wizerunków doznała głębokiej refleksji i zmieniła swoje życie, tak jak przed laty stało się to naszym udziałem po rekolekcjach Lecha Dokowicza.

Konstrukcje z obrazami musiały być zdemontowane z płyty lotniska następnego dnia po wydarzeniu. Zostały one podarowane archidiecezji włocławskiej i rozwiezione do różnych parafii. Dwa dni później kierowca ciężarówki ponownie znalazł się w szpitalu, tym razem z podejrzeniem zawału serca. Wiem, że to nie jest koniec skutków pracy na chwałę Bożą – zarówno tych radosnych, jak i tych niepochodzących od Boga. Dotyczy to wszystkich ludzi mających jakikolwiek wkład w to dzieło oraz we wszelką inną pracę na rzecz Kościoła, bez oczekiwania nagrody. Bowiem walka o nas trwa. „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24, 13).

Skórzewo, wrzesień 2019

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Polska pod Krzyżem. Polscy męczennicy” można przeczytać na ss. 4–5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Polska pod Krzyżem. Polscy męczennicy” na s. 4–5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Día de los Muertos w sztuce Meksyku / El Día de los Muertos en arte de México

Meksykańskie Święto Zmarłych, czyli Día de los Muertos jest ważnym tematem również w sztuce Meksyku. Ważnym zarówno z punktu widzenia współczesnej meksykańskiej sztuki, jak i tworzących ją artystów.

Czym jest Día de los Muertos w Meksyku, mieliśmy się okazję dowiedzieć tydzień temu podczas rozmowy z naszymi meksykańskimi gośćmi. A co z Día de los Muertos w sztuce Meksyku?

Przede wszystkim meksykańskie Święto Zmarłych ma nie tylko wymiar duchowy: połączenia świata żywych i zmarłych. To również bardzo ważny element w sztuce Meksyku. Co więcej, jest to bardzo ważny element również z punktu widzenia samej sztuki i artystów. Bo choć tradycyjne symbole śmierci, takie jak chociażby czaszki wywodzą się z tradycji i wierzeń kultur ludów prekolumbijskich Meksyku, to już ich interpretacje niekoniecznie. Kartonowe czaszki, figury alebrijes, czy wizerunki las Catrinas to elementy Día de los Muertos, które powstały dzięki inwencji artystów meksykańskich wielu dziesięcioleci.

Co oznacza Día de los Muertos dla artysty związanego z tematyką obchodów tego święta? Przede wszystkim dużo pracy, ale i satysfakcji i to nie tylko materialnej. Trzeba tu dodać, że wiele z tych prac bierze udział w konkursach: lokalnych i krajowych. Jedno dobre alebrije potrafi „unieśmiertelnić” artystę. Ponadto tematyka śmierci nie jest niczym rzadkim we współczesnej  meksykańskiej sztuce. Jej przykładów szukać możemy wręcz w zajęciach plastycznych organizowanych w meksykańskich szkołach dla najmłodszych.

W najbliższym wydaniu República Latina razem z zaproszonymi gośćmi pochylimy się nad tematyką Día de los Muertos w meksykańskiej sztuce. I to zarówno współczesnej, jak i tej nieco starszej. Opowiemy sobie o artystach meksykańskich: tych bardziej i tych mniej znanych, którzy spopularyzowali motyw tego święta i samej śmierci w sztuce swojego kraju. Pretekstem do tej rozmowy jest sam profil zaproszonych gości. José Luís Massey niejedne zęby zjadł na tworzeniu alebrijes, zaś jego artystyczne dokonania zaowocowały zaproszeniem artysty do Polski przez Ambasadę Meksyku w Warszawie na serię warsztatów propagujących tworzenie tych kartonowych figur. Alejandra Pérez Peña gościła w República Latina dwa miesiące temu. Tym razem opowie nam nie tylko o swoim doświadczeniu z tematyką Día de los Muertos w swojej sztuce, ale również i o tym, jak temat ten pojawia się w nauczaniu dzieci sztuk plastycznych. Spróbujemy się również dowiedzieć co nieco na temat tegorocznych obchodów Día de los Muertos w stolicy Meksyku.

Na polsko – meksykańską rozmowę o wpływie Día de los Muertos na sztukę zapraszamy w najbliższy poniedziałek, 28 października 2019, jak zwykle o 21H00! Będziemy rozmawiać po polsku i hiszpańsku!

¡República Latina – sztuka żywych!

Resumen en castellano: el tema del Día de los Muertos en el arte de México es un tema muy amplio eimportante. Aunque los motivos tradicionales relacionados con esta fiesta vienen de la época prehispánica, sus interepretaciones son el fruto del arte mexicano. Las calaveras del cartón, las Catrinas, figuras de alebrijes etc son los elementos relacionados con el Día de los Muertos gracias a la invención de los artistas mexicanos desde las décadas.

El Día de los Muertos para un artista relacionado con este tema significa mucha chamba, pero también mucha satisfacción. Muchas de las obras participan en varios concursos. Las obras mejores se encuentran en museos y galerías de todo el mundo. Pero el motivo del Día de los Muertos y la muerte misma aparece ta,bién en la educación artística de los niños en las escuelas.

Junto con nuestros invitados vamos a hablar sobre ambos motivos en el arte mexicano: tal contemporáneo, como histórico. José Luís Massey – nuestro primer invitado – un artista jóven mexicano ya es famoso por su arte con el tema de los alebrijes. Gracias a la invitación de la Embajada de México en Varsovia ahora también nuestros invitados pueden escucharlo. Con nuestra segunda invitada – Alejandra Pérez Peña, ubicada en CDMX vamos a hablar sobre la educación del arte para los niños y el motivo del Día de los Muertos. También vamos a probar charlar un poquito sobre las celebraciones del Día de los Muertos en la capital de México este año.

Les invitamos para escucharnos este lunes, como siempre a las 21H00 UTC+1! Vamos a hablar polaco y castellano!