Polak-katolik. To określenie funkcjonuje od pokoleń. Dzięki głębokiej wierze Polacy ustrzegli się wielu niebezpieczeństw

Lata zaborów i komunizmu nie dosyć, że osłabiły naród fizycznie, pozbawiając wielu wspaniałych postaci, to deprawowały. Ile to osób, którym wierzyliśmy, współpracowało, dowiadujemy się dopiero teraz.

Ryszard Piasek

(…) Istnieją siły zarówno zewnętrzne, jak i, niestety, wewnętrzne, działające jak kiedyś targowica. Wspierają je wszystkie nasze słabości, wewnętrzne swary, przekupstwo, korupcja. Lata zaborów, a ostatnio komunizmu, zrobiły swoje. Nie dosyć, że osłabiły naród fizycznie, pozbawiając wielu wspaniałych postaci, patriotów, często kwiatu inteligencji, to jeszcze deprawowały. Ile to osób, którym zawierzyliśmy, poszło na współpracę, dowiadujemy się dopiero teraz. Metody sił targowicy są wysublimowane; nastawione przede wszystkim na rozerwanie wspólnoty, zwłaszcza narodowej; na doprowadzenie do czegoś, co nazywają „wojną polsko-polską”. I choć takowej nie ma, to o niej ciągle słyszymy (tak jak np. o wyjściu z Unii Europejskiej).

Czy siły zła są w stanie wiele zniszczyć? Chyba nie, wszakże pod jednym warunkiem: Kościół – mam na uwadze zwłaszcza ten hierarchiczny – nie może dać się podzielić. A z tym, niestety, bywa różnie.

Kościół „łagiewnicki” i „toruński” są często przeciwstawiane sobie; tygodniki katolickie jakże różnie rozumieją swoją misję (jeden z nich o jakże pięknych tradycjach, a jakże dziwne zajmujący stanowiska). Są ośrodki katolickie medialnie dobrze wyposażone, które do wartości narodowych trudniej nawiązują niż do lewackich.

Pytani np., dlaczego przegląd prasy zaczynają od „Gazety Wyborczej”, odpowiadają, że „ czasopisma tak akurat leżały na stole”. Takie radio katolickie nawet nie wspomni o wielu wydarzeniach ważnych dla miasta i regionu, o działających klubach katolickich, o audycjach Radia Maryja, którego cenny głos słyszany i słuchany jest bardzo szeroko. A wiemy, jak trudno obecnie zaistnieć w świecie medialnym. Czy kiedy na przykład toczyła się walka – prawdziwa walka o multipleks dla TV TRWAM – i do Warszawy zjechały z całej Polski tysiące rodaków, ks. Kardynał Metropolita nie mógł do nich wyjść i przemówić lub choćby pobłogosławić, z szacunku dla ich trudu?! Wielka szkoda, że tak się nie stało. A św. Jan Paweł II wielokrotnie wspominał, że codziennie modli się i dziękuje Bogu, że mamy Radio Maryja.

Jeszcze w roku 1989, gdy trwały obrady Okrągłego Stołu, zostali zabici trzej zasłużeni księża: Niedzielak, Suchowolec, Zych. Sprawców nie znaleziono. Ks. Stanisław Małkowski – wybitna postać Kościoła i zasłużony działacz opozycyjny – również był niejednokrotnie napadany przez nieznanych sprawców. Przez długi czas, zwłaszcza w okresie Solidarności, Kościół wspomagał prześladowanych, a nawet organizował przestrzeń spotkań i dyskusji. W salkach przykościelnych spotykali się różni ludzie, czasem dalecy od Kościoła. (Byłoby dobrze gdyby o tym pamiętali). Dziś księża niejednokrotnie wydają się zbyt zachowawczy, może zagubieni. A przecież są również obywatelami polskimi i flagę narodową w dniu świątecznym lub w dniu żałoby narodowej mogą wywiesić. Za to obecnie nie idzie się do więzienia. Chyba, że mamy do czynienia z takim oto wpływem przełożonych? Byłaby to smutna konstatacja.

‘Solidarność’ to słowo odbierane w świecie jako synonim polskiej drogi do wolności. Przyjmowane jest na równi z innym, charakterystycznym dla nas określeniem – „Polak-katolik”. Obydwa te określenia stawiają przed nami wymagania, o ile nie mają funkcjonować jedynie jako określenia historyczne.

Kościół w Polsce jest nie tylko depozytariuszem wiary; jest także gwarantem naszej tożsamości narodowej i strażnikiem wartości, które ukształtowały nas takimi, jakimi jesteśmy i jakimi chcielibyśmy pozostać. Dlatego tak ważne jest, byśmy nie dali się podzielić. Hasło „divide et impera”, chętnie wobec nas stosowane, zbyt często przynosiło złe skutki dla narodu. Dotyczy to całego społeczeństwa, zwłaszcza jednak tych, na których zwrócone są oczy narodu jako na swoich przewodników. Mamy tyle wspaniałych postaci – wielkich ludzi Kościoła i narodu. Na nich należy się wzorować. Oni nas do tego zobowiązują.

Cały artykuł Ryszarda Piaska pt. „Kościół a sprawa polska” znajduje się na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Piaska pt. „Kościół a sprawa polska” na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Puszka Pandory szeroko otwarta – nauczyciele wyskoczyli z niej pierwsi / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Wskaźniki gospodarcze zawróciły w głowie obozowi rządowemu, zanim jeszcze państwo polskie wyszło na plus. Postanowił nowymi, jeszcze nie zarobionymi pieniędzmi wygrać kolejne wybory.

Tak to musiało być, choć przestrzegałem nie raz. To kolejna piątka, piątka Kaczyńskiego – kaczorkowe, jarkowe; jak zwał tak zwał – podważyła wieczko puszki. Wskaźniki gospodarcze zawróciły w głowie obozowi rządowemu, zanim jeszcze państwo polskie wyszło na plus. Na prawdziwy plus, a nie pijarowy. I obóz rządowy postanowił nowymi, jeszcze nie zarobionymi pieniędzmi wygrać kolejne wybory, a najlepiej zapanować na wieczność.

Skoro jest tak świetnie, to dlaczego nam nie jest? – pomyśleli nauczyciele. I niezależnie od tego, czy ogłoszą strajk, czy go odwołają, dostaną po 10 000 zł rocznej podwyżki. Dla budżetu państwa wydatek dodatkowy równy 6 miliardom złotych. Ale to dopiero początek. Za chwilę zaczną myśleć kolejni pracownicy sfery budżetowej, wszyscy zatrudnieni przez państwo i niby-samorządy (też państwo). Zatem przygotowując się do kolejnych żądań, policzmy.

60 miliardów to koszt roczny programów socjalnych już funkcjonujących i tych, które zostaną wprowadzone do końca roku 2019. Dodatkowe 6 miliardów, pomyślicie, „dadzą radę”. Ale nauczycieli państwowych jest tylko 600 tysięcy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę całą sferę budżetową, wszystkich opłacanych przez państwo, to jest to już 3,5-milionowa armia. A zatem dodatkowe 35 miliardów z budżetu państwa. Zatem zsumujmy: 60 + 35 = 95 miliardów złotych. No i oczywiście jeszcze z 5 miliardów na obsługę tego wszystkiego, zgodnie z dotychczasowym wzorcem. Otrzymujemy okrągłą sumę 100 miliardów złotych do wydania ze skarbu państwa najpóźniej w roku 2020.

20 miliardów z pierwszego 500+ budżet wytrzymał; przy stałym deficycie. 60 miliardów, za zasługą kolejnej piątki, może też by wytrzymał, choć ja w to wątpię. 100 miliardów na pewno nie wytrzyma.

I pęknie w szwach w ciągu kolejnego roku. A wraz z tym pęknie wiara we wszechmoc kreacji rzeczywistości w wykonaniu obozu Dobrej Zmiany.

Nie cieszy mnie to, niestety. I żadnego normalnie myślącego Polaka cieszyć nie może. Bo patriotyczny obóz, który odsunął od władzy polityczną patologię przeflancowaną z PRL, przegra na własne życzenie. Przegra w sytuacji, gdy ta patologia jeszcze się mocno trzyma. Przegrana obozu Dobrej Zmiany wcale nie zaowocuje zwycięstwem obozu Lepszej Zmiany, którego jeszcze nie ma. I, niestety, może się zakończyć powrotem starej patologii. I utratą szansy na reformę państwa przez kolejne lata.

Jan A. Kowalski

Stanowisko Zespołu Parlamentarnego ds. oceny projektu Polityki Surowcowej Państwa i jej skutków dla gospodarki

Polityka Surowcowa Państwa przy swoich szczytnych hasłach, czyli bardzo dobrze opracowanym pijarze – nie proponuje żadnych wartości dodanych dla społeczeństwa polskiego i rozwoju polskiej gospodarki.

Teresa Adamska, Tomasz Nałęcz, Zbigniew Tyneński

Dokument „Polityka Surowcowa Państwa. Projekt” (PSP), przygotowany przez pełnomocnika rządu ds. polityki surowcowej państwa (2017) nie spełnia podstawowych wymogów opracowania strategicznego. Powstał bez wcześniejszych analiz stanu początkowego w zakresie surowców mineralnych. Nie prezentuje wizji, jaka powinna przyświecać Polsce w rozwoju i realizacji zadań związanych z gospodarką surowcami mineralnymi. Jest zbiorem ogólnych i dość banalnych propozycji, niepoprzedzonych głęboką analizą tematyczną i nierozwiązujących kluczowych kwestii istotnych dla polskiej gospodarki i społeczeństwa. (…)

Brakuje wstępnej analizy dostępnych materiałów i przeprowadzenia wielopoziomowego zapotrzebowania gospodarki na surowce, co powinno poprzedzać i uzasadniać jakiekolwiek rekomendacje. (…)

Projekt PSP w sposób pomijalny odnosi się do ogromnego potencjału geotermalnego i geotermicznego Polski. Mimo haseł innowacyjności nie podnosi w ogóle priorytetu korzystania z technologii np. wewnątrzzłożowego bezemisyjnego procesowania węgla kamiennego i brunatnego, produkcji energii elektrycznej z ciepła ziemi, bez konieczności stosowania tzw. „dubletu”, czyli dwóch odwiertów geotermalnych. (…)

Projekt nie zakłada wprowadzenia jasnych i transparentnych procedur koncesyjnych, które równo traktowałyby wszystkich inwestorów i jednocześnie wymuszałyby respektowanie prawa przez urzędników wydłużających procedowanie wniosków. (…)

Projekt PSP nie obejmuje zupełnie ochrony polskich zasobów przed agresywną działalnością zagranicznych korporacji w Polsce. Twarde zapisy w tym zakresie są bezwzględnie konieczne. (…)

Wspominane w PSP rozwiązanie dotyczące obniżania ryzyka inwestycyjnego, określanego jako „udzielanie przez państwo pomocy poprzedzającej przedsięwzięcie”, jest co najmniej nieprecyzyjne i może rodzić wiele zachowań korupcyjnych poprzez preferowanie grup interesu. (…)

Żaden kraj w UE i poza nią nie definiuje służby geologicznej jako jedynego lub głównego narzędzia wdrażania polityki surowcowej. Przy szerokim spektrum zagadnień, które musi obejmować polityka surowcowa, służba geologiczna jest tylko jednym z podmiotów (słowo ‘narzędzie’ jest tutaj nie na miejscu i wskazuje na brak szacunku dla ludzi) wdrażających politykę surowcową (patrz: polityki surowcowe innych krajów UE).

Należy również wziąć pod uwagę dotychczasową działalność GGK prof. M.O. Jędryska w zakresie obowiązującego i wciąż nowelizowanego prawa g i g, uchwalonego przez Sejm w 2012 r. (prof. M.O. Jędrysek był autorem większości zapisów tego prawa, które tworzył w latach 2006–2007) i projektu ustawy o powołaniu Polskiej Służby Geologicznej z umundurowaną Strażą Geologiczną.

Niestety wiele do życzenia pozostawia też forma przeprowadzenia konsultacji publicznych, które według wielu opinii miały charakter tylko fasadowy i propagandowy, bez możliwości wypowiedzi środowisk krytycznie nastawionych do prezentowanych w dokumencie założeń.

Pominięto też wymaganą prawnie ścieżkę konsultacji publicznych. Towarzyszące projektowi PSP konferencje tzw. konsultacyjne, jak wynika z ich przebiegu, miały raczej charakter happeningów propagandowych, a nie konsultacji społecznych.

Projekt Polityka Surowcowa Państwa przy swoich szczytnych hasłach, filarach itd. – czyli bardzo dobrze opracowanym pijarze – nie proponuje żadnych wartości dodanych dla społeczeństwa polskiego i rozwoju polskiej gospodarki. Najważniejszym elementem PSP powinna być ochrona polskich zasobów. Od 2006 do 2015 r. władze polityczne i ośrodki decyzyjne w zakresie polityki udzielania koncesji na węglowodory, w tym na gaz łupkowy i kopaliny towarzyszące, usilnie starały się oddać kopaliny zagranicznym koncernom. Przekazywanie koncesji poszukiwawczo-wydobywczych podmiotom zagranicznym na dotychczasowych zasadach (bo w tym zakresie PSP nie zmienia nic), czyli symbolicznych opłatach koncesyjnych za jednostkę kopaliny, jest niedopuszczalne i powinno być natychmiast zatrzymane.

Opracowanie dokumentu tej rangi powinno być poprzedzone wielokryterialną analizą kosztów i korzyści społecznych, gospodarczych i środowiskowych, wykonaną przez niezależnych ekspertów, społecznie konsultowaną, z której wynikałby wariant optymalny – realizacyjny. Prawo geologiczne i górnicze, które wielokrotnie już zostało znowelizowane po 2012 r., jest obecnie nieczytelne, sprzeczne w wielu zapisach, zbyt obszerne. Nie nawiązuje w żadnym zapisie do faktu przynależności polskich zasobów do narodu, zgodnie z Konstytucją. Powinno być zdelegalizowane. W okresie przejściowym należy powrócić do prawa z 1994 r., które w całości implementowało zapisy dyrektyw UE. Nowe prawo powinno być tworzone poprzez rzeczywiste konsultacje społeczne, w których uczestniczyliby przedstawiciele wyłonieni oddolnie przez obywateli i samorządy.

Tymczasem główny inicjator i współtwórca regulacji w obecnym prawie geologicznym i górniczym (g i g), który zapoczątkował „rozdawnictwo” polskich kopalin w 2007 r., jest obecnie (ponownie) Głównym Geologiem Kraju i pomysłodawcą przyjęcia PSP wraz z jej prawnymi konsekwencjami.

Współpracujący z nim zespół autorski składa się głównie z urzędników ministerialnych oraz z przedstawicieli podmiotów żywo zainteresowanych intensyfikacją wydobywania lub pozyskiwania zasobów, podczas gdy, zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, już na etapie wstępnym konieczny jest udział końcowych beneficjentów tej polityki, tj. obywateli.

W rzeczonym dokumencie brak jest oryginalnej myśli uwzględniającej specyfikę surowcową i geopolityczną naszego kraju. Sami jego autorzy przyznają, że zawiera ono tylko „koncepcję działań zmierzających do przygotowania polityki surowcowej Rzeczypospolitej oraz wytyczne odnośnie do metod rozpoznania obszarów wymagających w tej dziedzinie diagnozy i weryfikacji”. Projekt Polityki Surowcowej Polski nie spełnia wymogów dokumentu rangi strategicznej.

Artykuł został przygotowany na podstawie szerszego opracowania autorstwa Zespołu Parlamentarnego, stanowiącego ocenę Projektu Polityki Surowcowej Państwa.

Autorzy reprezentują Zespół Parlamentarny ds. Kopalni „Krupiński” i technologii podziemnego zgazowania węgla, Zespół nr 5 ds. oceny projektu Polityki Surowcowej Państwa i jej skutków dla gospodarki oraz nieuzasadnionego wstrzymania prac geologicznych dokumentujących złoża kopalin użytecznych.

Cały artykuł Teresy Adamskiej, Tomasza Nałęcza i Zbigniewa Tyneńskiego pt. „Ocena rządowego projektu Polityki Surowcowej Państwa” znajduje się na s. 17 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Teresy Adamskiej, Tomasza Nałęcza i Zbigniewa Tyneńskiego pt. „Ocena rządowego projektu Polityki Surowcowej Państwa” na s. 17 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Abp Baraniak patronem Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Pile. Przypomnieliśmy rolę Kościoła w zmaganiach o niepodległość

Mamy ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”.

Tekst i zdjęcia Jarosław Wąsowicz SDB

 

W dniach 1 lutego – 3 marca 2019 r. odbyły się VII Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ta inicjatywa od początku była realizowana oddolnie przez różne środowiska patriotyczne (Pilscy Patrioci, Kibice Lecha Poznań, Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Ziemi Wileńskiej, NSZZ Solidarność, Młodzież Wszechpolska) i kościelne (Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży, pilskie parafie z salezjańską parafią pw. Świętej Rodziny na czele), także Prawo i Sprawiedliwość z powiatów pilskiego, złotowskiego i trzcianecko-czarnkowskiego. Od początku w organizację przedsięwzięcia angażował się Marcin Porzucek, dzisiaj poseł na Sejm RP. Dopiero od niedawna wspierają je władze powiatowe.

Dzięki temu, że udało nam się pozyskać szerokie spektrum ludzi zainteresowanych upamiętnianiem polskich bohaterów i postaw patriotycznych, zwłaszcza wśród młodzieży, corocznie w całym rejonie udaje nam się zorganizować kilka wykładów, pokazów filmów, koncertów, wystaw, konkursów dla dzieci i młodzieży. Mamy już ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”. Co roku wydajemy „Zeszyty Historyczne Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych”, w których przybliżamy postaci lokalnych bohaterów. W ramach naszej działalności ukazały się także drukiem trzy części książki Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–1946). Pamięć i tożsamość. To nasze małe sukcesy, które niezmiernie cieszą.

W tym roku całość Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych dedykowaliśmy niezłomnemu pasterzowi Kościoła arcybiskupowi Antoniemu Baraniakowi. Chcieliśmy w ten sposób przypomnieć i uhonorować postać wybitnego duchownego, który za wolność i niepodległość ojczyzny zapłacił niewyobrażalnym cierpieniem. (…)

Poprzez tegoroczne Dni Pamięci Żołnierzy Niezłomnych chcieliśmy także, przywołując historię życia bohaterskiego arcybiskupa, przypomnieć rolę Kościoła katolickiego w najnowszej historii Polski i w naszych zmaganiach o niepodległość. Kościoła, który jest dzisiaj ze wszystkich stron opluwany, pasterze i kapłani zaś oskarżani o moralne nadużycia, chciwość, materializm etc. Wydawało się nam, że potrzeba mocnego głosu wiernych, którzy myślą inaczej i chcą swoich kapłanów bronić. Pokazywać, jak wiele w lokalnej historii i rzeczywistości im zawdzięczają. Także – ile im zawdzięcza nasza ojczyzna. (…)

Fot. J. Wąsowicz

Dzień pamięci dedykowany niezłomnemu biskupowi zakończyły: pokaz filmu pt. Powrót i spotkanie z jego reżyserką Jolantą Hajdasz. Stały się one okazją do przybliżenia wielu wątków związanych z przygotowaniem trzeciego już filmu pani Hajdasz o metropolicie poznańskim, także do wspomnień związanych z arcybiskupem, opowiadanych przez uczestników naszego wieczoru filmowego. Padły również pytania o dalszą zbiórkę podpisów pod petycją skierowaną do obecnego metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Antoniego Baraniaka. Zbieraliśmy je już wcześniej w naszym regionie. Proces wprawdzie został już przez Ekscelencję zapowiedziany, jednak nadal kanonicznie się nie rozpoczął.

Dodajmy, że zbierane były wówczas także podpisy do prezydenta RP Andrzeja Dudy o uhonorowanie arcybiskupa najwyższym odznaczeniem państwowym. Ta prośba została wysłuchana i z okazji 100. rocznicy odzyskania Niepodległości przez Polskę arcybiskup Antoni Baraniak został pośmiertnie uhonorowany Orderem Orła Białego. Wyróżnienie przedstawicielowi rodziny arcybiskupa pan prezydent wręczył na Zamku Królewskim w Warszawie w 11 listopada 2018 roku.

 

Kulminacyjnym punktem obchodów tegorocznych Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych była Msza św. odprawiona w intencji Ojczyzny i bohaterów walki o jej wolność w dniu 2 marca 2019 r. o godz. 18.00 w kościele Świętej Rodziny. Na początku Eucharystii została odsłonięta i poświęcona przez proboszcza ks. Zbigniewa Hula SDB pamiątkowa tablica dedykowana bohaterowi naszych uroczystości. Znalazła się na niej następująca inskrypcja: „Niezłomnemu Pasterzowi Kościoła Antoniemu Baraniakowi 1904–1977/ Metropolicie Poznańskiemu Salezjaninowi Więźniowi Okresu Stalinowskiego/ W dowód wdzięczności za świadectwo wiary i miłości do Boga i Ojczyzny/ W naszej Świątyni Parafialnej 10–11 maja 1958 r. udzielił sakramentu bierzmowania 1555 osobom/ Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych A.D. 2019”.

Po Mszy św. na ulicach naszego miasta odbył się Pilski Marsz Pamięci. Na jego czele szły klasy mundurowe Centrum Kształcenia „Nauka” w Pile oraz sztandary wystawione przez: Szkolne Koło Przyjaciół Armii Krajowej przy Liceum Salezjańskim w Pile, Stowarzyszenie Internowanych i Represjonowanych w stanie wojennym oddział Piła, NSZZ Solidarność Okręg Piła oraz Centrum Kształcenia „Nauka”. Na czele marszu znalazł się zaś baner z podobizną bohaterskiego biskupa z następującym hasłem: „Abp Antoni Baraniak/ Niezłomny Pasterz Kościoła/ Maltretowany przez komunistów w latach 1953–1956”. Całość zakończyła wspólna modlitwa przy muralu Żołnierzy Wyklętych oraz odśpiewanie hymnu państwowego.

Cały artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Profesorowie UJ wolą milczeć o stanie wojennym, bezprawiu lat 80. czy weryfikacji kadr pod kątem konformizmu

Jak to się stało, że mimo obalenia komunizmu, i to przy udziale prawników, to komuniści zostali beneficjentami, a opozycja antykomunistyczna pozostała na marginesie, i to głębokim?

Józef Wieczorek

Jakoś mnie mogę przejść do porządku dziennego nad sesją Centrum Obywatelskich Inicjatyw Ustawodawczych Solidarności w Collegium Maius UJ i książką Wkład krakowskiego i ogólnopolskiego środowiska prawniczego w budowę podstaw ustrojowych III Rzeczypospolitej (1980–1994). Projekty i inicjatywy ustawodawcze, ludzie, dokonania i oceny, poświęconą ponoć działaniom środowiska prawniczego na rzecz obalania systemu komunistycznego, co miało być dziełem na miarę Konstytucji 3 maja, („Kurier WNET”, styczeń 2019, Na miarę Konstytucji 3 maja?).[related id=69090]

Mam na ten temat więcej osobistych wspomnień i refleksji, umieszczanych od lat głównie w internecie, na kilku stronach internetowych (głównie na moim blogu akademickiego nonkonformisty, a także w Lustrze Nauki), bo to nie podlega cenzurze, a co najwyżej próbom penalizacji. Mimo powtarzania, że mogę na te tematy napisać więcej i wydać w np. w postaci książki, nikt nie wyraził taką deklaracją zainteresowania, co stawia mnie (a przede wszystkim inne od pożądanych wspomnienia) – w gorszej sytuacji od gremium prawników, którzy mogli się wypowiadać, no i zapisać na łamach sporej książki (na kredzie i w twardej okładce), a niektórzy z nich zostali także uwiecznieni głosowo i wizualnie w Archiwum UJ w ramach realizacji projektu UJ „Pamięć Uniwersytetu”. Ja też byłem kilka lat temu w tym projekcie nagrywany, i to przez wiele godzin, ale widocznie moja pamięć nie była zgodna z tą, którą finansowano w ramach projektu, więc ani jedna sekunda z tej mojej pamięci nie została przekazana do skarbnicy akademickiej wiedzy historycznej.

Nie mam wątpliwości, że moja historia – mimo, że zostałem uznany za Świadka historii (2018) – ani moja prawda – mimo, że zostałem uznany za obrońcę prawdy w mediach (główna nagroda Kongresu Mediów Niezależnych, 2013 r.) – jakoś nie są pożądane, nie tylko dla skarbnicy jagiellońskiej wszechnicy. Zresztą tak samo, jak i moja osoba – persona non grata – od ponad 30 już lat, na tej wiekowej uczelni. (…)

(…) Jednym z bohaterów sesji był prof. Stanisław Waltoś, znany prawnik i pasjonat historii, z którym osobistego kontaktu nie miałem, ale poświęciłem mu kiedyś tekst Historia UJ w ujęciu profesora Stanisława Waltosia i refleksje w tej kwestii, zdumiony najnowszą historią UJ przez niego napisaną i umieszczoną na stronie internetowej wszechnicy (rok 2010). (…) Rzecz jasna, o działaniach środowiska prawników na rzecz obalania komunizmu ani w okresie stanu wojennego, ani przed w tej historii nie było ani słowa. (…)

Profesorowie UJ chyba wolą milczeć, tak jak milczą o bezprawiu lat 80., weryfikacji kadr pod kątem ich konformizmu, zgody na kłamstwa i skłonności do formowania im podobnych, wypędzania z uczelni negatywnie nastawionych do systemu kłamstwa. Dla beneficjentów systemu, zarządzających także pamięcią w III RP, jest to szczególnie niewygodne.

Jak to się stało, że mimo obalenia komunizmu, i to przy udziale prawników, to komuniści zostali beneficjentami, a opozycja antykomunistyczna pozostała na marginesie, i to głębokim? Dlaczego to nie interesuje tak licznych u nas historyków, prawników, socjologów, psychologów i wszelkich etatowych nauczycieli akademickich, pozytywnie, jak można wnioskować z ich etatów i stanowisk – i to nawet wielu– wpływających na młodzież akademicką i całe polskie społeczeństwo, także pozaakademickie?

Prof. Waltoś pracował nad reformą prawa prasowego, które do tej pory jest skamieliną czasów „jaruzelskich” i nawet znowelizowane prawo jakby nie rozróżniało Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, o czym świadczą paragrafy prawne:

USTAWA z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe. Rozdział 1 Przepisy ogólne.

Art. 1. (1) Prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej.

Art. 2. Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań, w tym również umożliwiające działalność redakcjom dzienników i czasopism zróżnicowanych pod względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw.

(…) Ze wspomnień prof. A. Zolla wynika, że prawnicy Centrum kontaktowali się ze stalinowskim prof. Igorem Andrejewem (był jednym z sędziów, którzy w 1952 zatwierdzili wyrok śmierci na generale Fieldorfie „Nilu”), stojącym na czele powołanej przez min. Jerzego Bafię Komisji do spraw Reformy Prawa Karnego. Projekt tej komisji nie różnił się bardzo od tego opracowanego w Centrum. Trudno się temu dziwić, skoro profesor Kazimierz Buchała z Wydziału Prawa i Administracji UJ, pod koniec lat 70. I sekretarz POP PZPR na UJ, mający kontakty z SB (zwerbowany w charakterze właściciela lokalu kontaktowego; LK „Magister”), pracował zarówno w zespole rządowym, jak i później w zespole Centrum.

(…) Natomiast Kazimierz Barczyk mówi (s. 584): elastycznie reagowaliśmy na konieczne i pilne potrzeby budowy zrębów nowej III RP. I wspomina, że na przykład zwrócił się do prof. Jana Widackiego o kierowanie zespołem do spraw ustawy o policji, dla przekształcenia milicji w policję. Równolegle na wieczornych spotkaniach w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych prowadziliśmy jeszcze bardziej skrywane prace nad ustawą likwidującą znienawidzoną tajną policję – Służbę Bezpieczeństwa. Trzeba mieć jednak na uwadze, że prof. Jan Widacki przez opozycję antykomunistyczną nie jest uważany za pogromcę, lecz za obrońcę esbeków.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „O rzekomo demontujących system komunistyczny” znajduje się na s. 10 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „O rzekomo demontujących system komunistyczny” na s. 10 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szczepić czy nie szczepić? Głos w dyskusji zabiera ojciec dziecka dotkniętego tzw. niepożądanym odczynem poszczepiennym

Jeśli po zażyciu tabletki ulegnę trwałemu paraliżowi, niech producent płaci mi do końca życia rentę. A na pewno niech – bez finansowej odpowiedzialności – nie zmusza mnie, abym tę tabletkę połknął.

Adam Mazur

Rozmawiając z lekarzami, oczywiście słyszałem, że szczepienia są zbawienne dla ludzkości – obok większej higieny to właśnie szczepienia przyczyniły się do likwidacji wielu chorób i oni sami szczepią swoje dzieci – bez dyskusji. A nawet jeśli pojawiają się jakieś powikłania – to jest to cena za likwidację wielu chorób.

Ale co mam sobie dziś myśleć, po rozmowach z innymi lekarzami (przyznam szczerze, że w znaczącej mniejszości), którzy potwierdzili, że niepożądane odczyny poszczepienne (NOP to termin medyczny) istnieją i według ich obserwacji to nie tylko wysypka czy gorączka, ale także mogą to być właśnie takie ciężkie przypadki, jak naszego syna? Oni jednak także głowy nie podniosą, wiedząc, że nad nimi jest Izba Lekarska.

Co mam sobie również myśleć, wiedząc, że to właśnie lekarze i pielęgniarki są grupą społeczną, która szczepi się najrzadziej?

Warto samemu sprawdzić statystyki przy okazji akcji szczepień przeciwko grypie (mimo tego, że lekarze najczęściej przebywają z chorymi i byłoby logiczne, gdyby to właśnie medycy byli najlepiej zabezpieczeni przed chorobami).

Co mam sobie myśleć, gdy spotkałem lekarza, który prowadząc przychodnię i aktywnie zarabiając – w szczególności na szczepieniach dzieci – sam swoich pociech nie szczepi w takim wymiarze, jak zachęca rodziców szczepiących u niego swoje dzieci… (…)

Co mam sobie myśleć, gdy jestem świadkiem, jaki pielęgniarka informuje matkę, która chce przesunąć termin szczepień dziecku z powodu choroby, w trakcie przyjmowania antybiotyków – że szczepić można, ponieważ jeśli dziecko bierze antybiotyki, to jest zabezpieczone! Zastanawiałem się czy przytoczyć tu ten patologiczny przypadek, świadczący o skrajnej głupocie tej pielęgniarki – ale jak widać, takie przypadki też bywają i pokazują, że środowisko medyczne też wymaga lepszych szkoleń. Oczywiste jest, że choroba czy osłabienie organizmu stanowi przeciwwskazanie do szczepień i jest to zapisane wprost w ulotce każdej szczepionki.

Co mam sobie jednak myśleć, gdy wiem, że właśnie osoby o obniżonej odporności, czyli wcześniaki, są w Polsce szczepione w szczególności (i to na żółtaczkę czy gruźlicę – czyli choroby, na które prawdopodobieństwo zachorowania w pierwszych miesiącach życia jest nikłe). Czy nie można poczekać?

Co mam sobie myśleć, gdy wiem, że w krajach zachodnich nie szczepi się w pierwszych dobach życia, a więc czeka się, aż organizm się wzmocni (…).

Co mam sobie myśleć, gdy oczywiste jest, że noworodkowi nie podaje się nawet czystego smoczka, który nie byłby dodatkowo wyparzony/wysterylizowany, a pozwalamy wstrzykiwać bezpośrednio do krwi szczepionkę z konserwantami, z pominięciem układu pokarmowego (którego jedną z funkcji jest zatrzymanie substancji szkodliwych).

Czyli wstrzykujemy szczepionkę, zakonserwowaną substancją powszechnie traktowaną jako szkodliwą dla zdrowia, np. rtęcią, aluminium czy formaldehydem. I to na wczesnym etapie rozwoju człowieka, kiedy nie wytworzyła się jeszcze bariera krew–mózg. Czy nie lepiej poczekać, aż ta bariera się wytworzy? A jeśli to właśnie te toksyny są przyczyną kalectwa mojego syna? (…)

Jestem zwolennikiem szczepień – bardzo bym chciał wziąć niebieską/czerwoną tabletkę i nie chorować. Ale jeśli ktoś wyprodukuje tabletkę, a ja po jej zażyciu ulegnę trwałemu paraliżowi, to niech mi płaci do końca życia rentę na pokrycie kosztów rehabilitacji. A na pewno niech – bez finansowej odpowiedzialności – nie zmusza mnie, abym tę tabletkę połknął.

(…) Podkreślam kolejny raz – nie jestem przeciwnikiem szczepień – ale uważam:

  1. nie szczepmy 1-dniowych, słabych noworodków (popatrzmy na procedury w Europie Zachodniej, poczekajmy, aż wytworzy się bariera krew–mózg);
  2. zmuśmy naszych polityków, aby zobligowali koncerny farmaceutyczne do stworzenia funduszu rehabilitacyjno-rentowego dla osób, które doświadczyły NOP (w krajach zachodnich takie fundusze istnieją);
  3. nie zmuszajmy ustawami ludzi do szczepień. Ludzie sami będą chcieli szczepić siebie i swoje dzieci – nikt nie chce chorować – a przymus może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego (w Europie Zachodniej nie ma obowiązku szczepień);
  4. szczepmy rozsądnie, szacując ryzyko chorób: po co się szczepić przeciwko jelitówce/rotawirusom? Czy żyjemy w Afryce, że istnieje ryzyko odwodnienia się na śmierć? Każdemu będę polecać szczepionki przeciwko żółtaczce (ale te lepsze), która jest chorobą wyjątkowo paskudną i warto być zabezpieczonym;
  5. prześwietlmy dochody lobbystów proszczepionkowych, którzy zajmują eksponowane stanowiska państwowe – czy aby nie są na liście płac koncernów farmaceutycznych.

Cały artykuł Adama Mazura pt. „Co mam sobie myśleć? Pytań kilka o szczepionki” znajduje się na s. 18 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Mazura pt. „Co mam sobie myśleć? Pytań kilka o szczepionki” na s. 18 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zgadnij, kto to? Nie mogło go zabraknąć w ZChN. Potem był głównym taranem i żelazną pięścią polityki miłości PO

Przez 30 lat męczył Polaków swoją obecnością w polityce. Jako Marszałek Sejmu stał się trzecią osobą w państwie. Po skandalu seksualno-korupcyjnym jest szansa, że znajdzie się tam, gdzie jego miejsce.

Jan Martini

Mało kto dzisiaj pamięta, że był czas, kiedy w sondażu przeprowadzonym przez Grupę Trzymającą Sondaże Niesiołowski wygrał w kategorii osób, które Polacy najchętniej gościliby przy wigilijnym stole.

W powstałej w 1968 r. organizacji niepodległościowej Ruch, której jednym z liderów był Stefan Niesiołowski, po około 2-letniej działalności, w której uczestniczyło ok. 70 osób, nastąpiły aresztowania i podczas pierwszego przesłuchania, nie czekając na tortury, późniejszy marszałek „wsypał” swych kolegów (i narzeczoną!). (…)

Jest pewne, że w szafie pancernej jakiegoś płk. Lesiaka musiało być kilka teczek perspektywicznych przywódców. „Bolek” z pewnością miał dublerów. Sowieci nie mogli zaryzykować sytuacji, że hodowany przez nich latami kandydat np. zadławi się wymiocinami po libacji. Tak więc Rakoczy miał alternatywnego Kadara, Gottwald – Husaka itp. Czy Niesiołowski mógł być rozpatrywany jako „człowiek, który obali komunę”, czy miał szansę na pokojowego Nobla i orędzie w Kongresie USA? W każdym razie uważano Niesiołowskiego za „perspektywicznego”, bo został internowany w stanie wojennym w luksusowym ośrodku wypoczynkowym w Jaworzu na terenie poligonu drawskiego, nad jeziorem Trzebuń. Obok Niesiołowskiego zdobywali tu status pokrzywdzonego i inni późniejsi prominentni politycy III RP (Bartoszewski, Mazowiecki, Geremek, Komorowski, Celiński, Drawicz, Czuma). Skład osobowy internowanych w Jaworzu dowodzi, że ekipy kierownicze III RP były dobierane już w 1981 roku, co potwierdza opinię Anatolija Golicyna o wieloletnich przygotowaniach do „pierestrojki”.

Z sowieckiego punktu widzenia wiele cech kwalifikowało go na lidera – status ofiary komunistycznych represji, tytuł profesora, inteligencja, miła powierzchowność, słaby charakter, wysoki stopień tchórzliwości, no i „kompromaty” w postaci podania o złagodzenie kary.

W systemie radzieckim posiadanie w życiorysie jakiegoś „haka” jest niezbędnym składnikiem awansu – człowiek „czysty” nie gwarantuje pełnej sterowalności. Nic dziwnego, że już po polskiej „pierestrojce”, gdy na bazie środowiska politycznego Ruchu Młodej Polski (organizacji założonej i głęboko infiltrowanej przez SB) powstawała ZChN – partia, która „zabezpieczała odcinek wartości” i była „targetowana” na tradycyjny katolicki elektorat, nie mogło w niej zabraknąć Niesiołowskiego. Po wyczerpaniu się formuły ZChN ten „katolicki konserwatysta” odnalazł się w partii „europejskiej”, postępowej, gejowsko-liberalnej, a obecnie służy jako… ludowiec.

Cały felieton Jana Martiniego pt. „Dziwne losy Niesiołowskiego” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Martiniego pt. „Dziwne losy Niesiołowskiego” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przełomowe chwile najnowszej historii Polski oczami jej protagonisty. Wywiad Jana Olszewskiego dla „Kuriera WNET”

Zdawałem sobie sprawę, że stoimy wobec zadania, które będzie bardzo trudno wypełnić, bo ono się, krótko mówiąc, sprowadzało do zanegowania układu Okrągłego Stołu, który bardzo się umocnił.

Katarzyna Adamiak-Sroczyńska
Jan Olszewski

Rozmowa odbyła się 5 czerwca 2013 roku.

Jaka jest Polska dwa tysiące trzynastego roku? Czy to jest post-PRL, czy wolna, demokratyczna Polska?

Myślę, że mamy do czynienia z ustabilizowanym układem, który po dwudziestu latach przejawia już pewne objawy skostnienia. Prawie ćwierć wieku minęło i ten układ powinien być już pogrzebany. Używam tego określenia w odniesieniu do stanu rzeczy, jaki się wytworzył wśród polskich elit władzy po roku ʼ89 i który jest konsekwencją umowy Okrągłego Stołu. Sens tego porozumienia polegał na tym, że elity PRL-u dopuściły do udziału w przekształconym systemie część elit Solidarności. Społeczeństwo polskie, czyli ta jego część, która 4 czerwca 1989 roku poszła do urn wyborczych, zgodnie wystawiła negatywne świadectwo tej umowie. Zostało wyraźnie powiedziane: mamy dość PRL-u i nie zgadzamy się na reformy. Chcemy zasadniczej zmiany. Ta zmiana niestety nie nastąpiła. Układ odegrał zasadniczą rolę i przeżywa apogeum.

Nie powiem, żebym od początku był zdecydowanym przeciwnikiem Okrągłego Stołu, jak część ludzi Solidarności, którzy zachowali całkowicie przytomną, pozbawioną jakichkolwiek złudzeń ocenę.

Sądziłem, że mimo wszystko trzeba spróbować, zobaczymy, jak się rzeczy potoczą, ale byłem na tyle zdystansowany, że nie przyjąłem propozycji wejścia do zespołu reprezentującego Solidarność w trakcie rozmów. To byli ludzie, których znałem od lat, bardzo wielu z nich broniłem jako adwokat w okresie PRL-u, tak że oświadczyłem, że mogę być ekspertem przy podstoliku dotyczącym wymiaru sprawiedliwości. Ale po dwóch dniach obecności na obradach, przynajmniej tej sekcji, widząc, jak przebiegają rozmowy, jak wygląda oprawa medialna i przekaz społeczeństwu, doszedłem do wniosku, że nie mam prawa występować wobec kamer – bo to wszystko przecież było nagrywane – ze znaczkiem Solidarności w klapie. Że ja mogę tam reprezentować tylko siebie.

A dlaczego?

Bo było oczywiste, że mamy do czynienia z wielką medialną manipulacją, na którą my nie mamy wpływu, którą kieruje całkowicie druga strona.

I że gospodarzem formalnym, ale także osobą kierującą przebiegiem rozmów jest generał Kiszczak. Występowałem w poprzednich latach jako obrońca i jako doradca Sekretariatu Episkopatu Polski. Z tego tytułu bardzo często musiałem uczestniczyć w rozmowach z generałem. I miałem świadomość, że będziemy mieli do czynienia z całkowitym przeprowadzeniem założeń drugiej strony i że w tych warunkach moja obecność ze znaczkiem Solidarności w klapie byłaby po prostu nadużyciem. Dlatego zdjąłem ten znaczek jako jedyny członek naszej delegacji.

A jaka atmosfera panowała w kuluarach? Czy po odejściu od stolików były jakieś rozmowy z drugą stroną? Bo pojawiły się informacje o niepotrzebnym brataniu się Solidarności, o wódce pitej razem itd. Czy to była prawda?

Demonstracyjnej wrogości nie było, ale nie było też szczególnych aktów braterstwa. Równolegle odbywały się pewne spotkania zespołu kierowniczego, właśnie tego, w którym odmówiłem udziału, w Magdalence, gdzie atmosfera była, powiedzmy, bardziej familijna. Zresztą są z tego nagrane relacje, dokumentacja. Odbicie, że tak powiem, tego, co tam się działo, znajdowało swój wyraz w spotkaniach tak zwanych podstolików, a zwłaszcza w tym, w którym ja występowałem jako ekspert.

Byłem pesymistą co do końcowego wyniku, ale uważałem – co wydawało się oczywiste – że zawieramy to porozumienie na bardzo określony czas, bo zmiana warunków w Polsce i wokół Polski bardzo szybko zdezawuuje to porozumienie. Jednak stało się inaczej.

Ale jednak został Pan premierem Polski, stanął Pan na czele rządu kilka lat później…

To było po dwóch latach. Cały czas uważałem, że porozumienia są tylko aktem przejściowym. Zwłaszcza że 4 czerwca 89 roku był dla mnie bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Ja byłem zasadniczym przeciwnikiem układu o reglamentowanych wyborach. I nie byłem w tym odosobniony, bo wtedy podobne stanowisko zajmował także Strzembosz, Mazowiecki: że to są wybory na prawach drugiej strony i tak dalece przez nią kontrolowane, że jest to wprowadzanie w błąd wyborców. I w związku z tym ja w tych wyborach nie brałem udziału. Ale nie doceniłem Polaków. Była prawie 70% frekwencja i Polacy zachowali się niesłychanie przytomnie.

Ta ustawiona, taka trochę afrykańska ordynacja wyborcza zawierała dwie, z punktu widzenia jej twórców, luki, z których wyborcy natychmiast skorzystali. Po pierwsze – wybory do senatu, który był instytucją zaplanowaną jako pewnego rodzaju dekoracja, ale wybieraną w wyborach w zasadzie wolnych. I Solidarność ze stu mandatów uzyskała dziewięćdziesiąt dziewięć, i to z ogromną przewagą. I był drugi punkt, którego twórcy tej bardzo szczególnej ordynacji wyborczej nie przewidzieli, mianowicie tak zwana lista krajowa, na której znalazły się najbardziej prominentne nazwiska strony rządowej i która w całości została przez wyborców odrzucona. I od tego momentu już było wiadomo, że decydująca większość polskiego społeczeństwa nie przyjmuje tego rozwiązania, które jest PRL-em, w którym władze dopuszczają łaskawie pewną opozycję. I rozpoczęła się po naszej stronie, po stronie opozycji walka, czy respektować porozumienie Okrągłego Stołu, czy przyjąć stanowisko wyborców, jednoznaczne przecież, które upoważnia nas do tego, żebyśmy powiedzieli stronie rządowej, że my panom już dziękujemy. To było związane z pewnym ryzykiem, ale moim zdaniem niedużym. Z dzisiejszej perspektywy widać, że wyrażane wtedy obawy, że np. bezpieka dokona przewrotu – to były rzeczy odległe od rzeczywistości. (…)

Czy mieliśmy szanse? Myślę, że gdyby się udało przetrwać jeszcze pół roku, być może dałoby się uzyskać przełom w ówczesnym procesie zmian. Niestety tego czasu zabrakło.

Czy żałował Pan, że się podjął misji tworzenia rządu w tak trudnych warunkach?

Nie, nie żałowałem. To rzeczywiście się nie udało, w zasadniczym punkcie, mianowicie w kwestii zagospodarowania majątku narodowego. To był zasadniczy punkt różniący nasze stanowisko od rozwiązań milcząco przyjętych przy Okrągłym Stole: my uzyskujemy dostęp do władzy politycznej, a sprawy gospodarcze pozostawiamy do załatwienia ludziom z układu postkomunistycznego. Te dwa lata pozwalały mniej więcej ocenić, jak proces transformacji ustrojowej będzie wyglądał, chociaż jeszcze nie było żadnych konstytutywnych aktów dotyczących rozstrzygnięcia problemu zagospodarowania majątku narodowego.

Wysuwano różne hasła powszechnego uwłaszczenia. Było to wtedy bardzo nośne. Koncepcje były różne. Nie wszystkie były realne, ale faktem jest, że w Polsce nie wprowadzono żadnej.

Mimo że brak było podstaw ustawowych do dysponowania majątkiem, jeszcze rząd Mazowieckiego właściwie rozpoczął prywatyzację Wedla, pierwszą, można powiedzieć – pokazową. I już było wiadomo, w jakim kierunku i z jakim założeniem idzie proces przejmowania majątku narodowego. Dlatego pierwszą decyzją naszego rządu było zatrzymanie procesu prywatyzacji do momentu przyjęcia przez Sejm ustawy reprywatyzacyjnej, a później ustawy rozstrzygającej formułę powszechnego uwłaszczenia. I to był punkt, w którym musiało dojść do konfrontacji. Chodziło tylko o czas, żeby umocnić rządową bazę i zaplecze polityczne, które by pozwoliło później przeprowadzić przebudowę gospodarki według naszej koncepcji.

Od początku groziły nam różne ataki. Ale przez trzy, cztery miesiące mieliśmy pewien okres spokoju; przede wszystkim sytuacja finansów publicznych była tak fatalna, że strona przeciwna uważała, że rząd się na tym po prostu wyłoży.

Kiedy 23 grudnia został powołany rząd, którego byłem premierem, zaprezentowano mi przygotowany jeszcze przez Balcerowicza projekt prowizorium budżetowego. Nie mieliśmy czasu, żeby cokolwiek zmienić, bo za parę dni już musieliśmy według jakichś zasad gospodarować budżetem. W związku z tym to prowizorium trzeba było przyjąć. A było ono tak skonstruowane, że uniemożliwiało racjonalne działania. Mimo wszystko jakoś sobie poradziliśmy. W ciągu trzech miesięcy został przygotowany i złożony w sejmie projekt budżetu. Nastąpiła pewna stabilizacja gospodarki. Udało się przeprowadzić zasadniczy wtedy punkt, będący skandalem w dotychczasowym planie reformy gospodarczej – sztywny kurs złotego w stosunku do dolara, co pozbawiało polską gospodarkę szans. Pierwszym zadaniem z naszej strony było zdewaluowanie złotego. Cały czas była obawa, że dewaluacja zakończy się uruchomieniem galopującej inflacji.

Na początku drugiego kwartału ʼ92 roku po raz pierwszy od roku ʼ89 zatrzymał się spadek dochodu narodowego brutto, a zaczął się bardzo powolny co prawda, ale wzrost. Od tego momentu było wiadomo, że druga strona ma już ściśle obliczony czas na rozprawienie się z rządem.

Cały wywiad Katarzyny Adamiak-Sroczyńskiej z Janem Olszewskim pt. „Zabrakło nam czasu, aby unieważnić układ Okrągłego Stołu” znajduje się na s. 11 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Katarzyny Adamiak-Sroczyńskiej z Janem Olszewskim pt. „Zabrakło nam czasu, aby unieważnić układ Okrągłego Stołu” na s. 11 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Artykuł prof. Włodzimierza Klonowskiego„PANtonomia” opiera się na fałszywych przesłankach i nieznajomości przepisów

Artykuł obraża nie tylko dyrektorów, ale też rady naukowe, porównywane do KC PZPR. Obraża też i instrumentalizuje „szarych” pracowników, sugerując, że powinni zostać objęci zwolnieniami grupowymi.

Anna Zielińska

W lutym 2019 w dziale Opinie ukazał się artykuł Włodzimierza Klonowskiego zatytułowany PANtonomia, odnoszący się do sytuacji w instytutach Polskiej Akademii Nauk. Tekst opiera się na fałszywych przesłankach i nieznajomości przepisów, zasad i zwyczajów panujących w PAN. Stąd pojawiła się potrzeba sprostowania nieprawdziwych stwierdzeń tam zawartych.

Autor buduje opozycję między dyrektorami i radami naukowymi instytutów PAN a „szarymi” pracownikami naukowymi. W jego opinii pracownicy są celowo pozbawiani wiedzy o sytuacji w instytutach, dostępu do finansowania badań i innych należnych im dóbr. Dyrektorzy i rady naukowe tworzą w czarnej wizji autora korupcjogenny „układ”, który pozwala na czerpanie korzyści kosztem pracowników. Jest to obraz nieprawdziwy z kilku powodów. (…)

Funkcja dyrektora jest kadencyjna, więc to „szary” pracownik zostaje dyrektorem, a dyrektor po zakończeniu sprawowania funkcji staje się „szarym” pracownikiem.

Prezes PAN powierza funkcję dyrektora osobie, która wygra konkurs. Konkursy są organizowane co 4 lata. Zatem każdy, kto spełnia warunki formalne i merytoryczne, może zostać dyrektorem. Przeciwstawienie dyrektorzy/pracownicy, które kreuje autor tego artykułu, jest sztuczne i absurdalne.

Równie niedorzeczny jest pomysł, że rady naukowe znajdują się pod silnym wpływem dyrektorów i służą do „przyklepywania” ich decyzji. W przypadku kierowanego przeze mnie Instytutu Slawistyki PAN w skład rady wchodzą wszyscy samodzielni pracownicy nauki (a więc „szarzy” pracownicy), uczeni spoza Instytutu, którzy stają się członkami rady w drodze tajnego głosowania, akademicy wskazani przez wydział IPAN, przedstawiciele niesamodzielnych pracowników – wybrani przez adiunktów i asystentów w zorganizowanych przez nich wyborach – oraz przedstawiciel doktorantów. W sumie 50 osób. Skład rady naukowej określa Ustawa o PAN i statuty instytutów.

Czy autor naprawdę wierzy, że dyrektor manipuluje takim zbiorowym organem, że pracownicy będący członkami rady naukowej sami działają na swoją niekorzyść? (…)

Włodzimierz Klonowski zadaje retoryczne pytanie, czy muszą wymrzeć dwa pokolenia naukowców, żeby sytuacja w PAN się zmieniła. Ponieważ nie chce czekać tak długo, proponuje, aby… wszystkich pracowników zwolnić i ewentualnie jakaś międzynarodowa komisja zatrudni wybrańców na nowo. Trudno nazwać to propracowniczym rozwiązaniem, co więcej, kryje się za tym pogarda dla polskich naukowców.

Autor widzi duże związki PAN z elementami dawnego systemu (z Pałacem Stalina włącznie), ale to, co proponuje i jakim językiem się posługuje, jest w istocie wyjęte z myśli dawnego systemu i stoi w opozycji do nowoczesnego modelu uprawiania nauki. Chciałby, aby instytuty zostały pozbawione autonomii (co już – warto dodać – miało miejsce w czasach PRL), ale nie tłumaczy, jakie z tego mają wyniknąć korzyści dla podnoszenia jakości nauki w Polsce. (…)

Prof. dr hab. Anna Zielińska jest Dyrektorem Instytutu Slawistyki PAN.

Cały artykuł Anny Zielińskiej pt. „Polemika z artykułem prof. Włodzimierza Klonowskiego” znajduje się na s. 19 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Zielińskiej pt. „Polemika z artykułem prof. Włodzimierza Klonowskiego” na s. 19 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Polska semidemokracja. Dylematy oddolnej demokracji w III Rzeczpospolitej”. O możliwościach poprawy ustroju Polski

Krytyki sposobu rządzenia III Rzeczpospolitą nie brakuje! Mało kto podaje jednak receptę na sprawniejsze, lepsze i skuteczne funkcjonowanie polskiego systemu polityczno-decyzyjnego.

Mirosław Matyja

Profesor Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie (PUNO) w Londynie, Mirosław Matyja, w swojej najnowszej publikacji nazywa rzeczy po imieniu, podając konkretne przykłady nieudolnosci funkcjonowania państwa polskiego. Przedstawia jednocześnie pragmatyczne sposoby uzdrowienia chorego systemu politycznego w Polsce, a to dzięki wprowadzeniu wybranych instrumentów demokracji oddolnej na wzór szwajcarski: referendum, inicjatywy obywatelskiej i weta obywatelskiego.

W Polsce obywateli przekonuje się, że możliwość wrzucenia raz na kilka lat do urny kartki do głosowania jest podstawą demokracji. Ale czy polscy obywatele, dzięki udziałowi w wyborach i głosowaniu na określone partie i ugrupowania polityczne, mają rzeczywisty wpływ na stanowione w polskim państwie prawo?

Podstawą obowiązującego prawa w naszym kraju jest przestarzała i niedostosowana do dzisiejszych potrzeb konstytucja. Poza tym można stwierdzić, że w Polsce istnieje obstrukcja poważnego traktowania obywateli przez wybranych przez nich do parlamentu przedstawicieli.

Książka prof. Matyi analizuje namiastki demokracji bezpośredniej w III Rzeczypospolitej, a więc tego typu demokracji, w której rzeczywistym suwerenem powinien być obywatel. Celem publikacji jest pokazanie Czytelnikowi, że aktualna „demokracja oddolna” w Polsce jest niestety fikcją i w praktyce jest sterowana odgórnie. Monografia powinna pomóc Czytelnikowi w zrozumieniu złożonej problematyki ciągle jeszcze młodej polskiej (semi)demokracji i odpowiedzieć na coraz częściej zadawane w społeczeństwie pytanie – co i jak należałoby zmienić w polskim państwie, aby obywatele stali się jego rzeczywistym suwerenem?

Czytając książkę, nie zapominajmy o jednym: współrządzenie państwem przez obywateli dla obywateli to nie jałmużna od rządzących dla rządzonych, lecz demokratyczne prawo suwerena, czyli obywateli.

Publikacja Polska semidemokracja jest w pewnym sensie kontynuacją poprzedniej książki Mirosława Matyi pt. Szwajcarska demokracja szansą dla Polski? (Warszawa 2018). Jednak w przeciwieństwie do tamtej publikacji, autor nie tylko analizuje szwajcarski system polityczny, ale wskazuje przede wszystkim na istotne wady ustrojowe polskiej demokracji połowicznej, którą nazywa semidemokracją i podaje konkretną receptę na uzdrowienie systemu polityczno-decyzyjnego w naszym państwie.

Książkę warto przeczytać! Choćby dlatego, aby uzmysłowić sobie, że może być w Polsce lepiej… i tak niewiele do tego potrzeba.

Link do książki: matyja.edu.pl

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Polska semidemokracja. Dylematy oddolnej demokracji w III Rzeczpospolitej” znajduje się na s. 17 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Polska semidemokracja. Dylematy oddolnej demokracji w III Rzeczpospolitej” na s. 17 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego