Studio Dublin – 7 stycznia 2022 – Bogdan Feręc

Piątkowy poranek w sieci Radia WNET należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W gronie gości:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio 37

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek

Wydawca techniczny: Aleksander Popielarz

Realizatorzy: Miłosz Duda (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin).

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego portalu irlandzkiej Polonii – Polska-IE.com.

W Republice Irlandii trwa spór na linii rząd- Krajowy Zespół ds. Zdrowia Publicznego. Ten ostatni domaga się ostrzejszych restrykcji pandemicznych.

Rządzący zdają sobie jednak sprawę z jakim przyjęciem społecznym by się one spotkały.

Tymczasem dr Tony Holohan został przyłapany na imprezie, gdzie niezbyt przejmowano się obostrzeniami sanitarnymi.

Bogdan Feręc, szef portalu Polska-IE.com, opowiadał także o skomplikowanej narracji, z odniesieniami do współczesności, związanej z podziałem Irlandii w roku 1922.

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Studio Dublin”:

Ulster jest częścią Zjednoczonego Królestwa, podczas gdy reszta wyspy jest niepodległym państwem. Większość Irlandczyków chce zjednoczenia. Ten proces ma jednak także przeciwników. Zjednoczonej Irlandii pragnie partia Sinn Fein.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego mówił także o ograniczeniu wymiany handlowej między Wielką Brytanią a Republiką Irlandii. Komentuje również  irlandzką transformację energetyczną, która nie ma solidnych fundamentów.

Pojawiają się głosy, że słupy energetyczne powinny być używane jako punkty ładowania pojazdów elektrycznych. Taki postulat wysuwa m.in. senator z Louth John McGahon. To miałoby wpłynąć pozytywnie na środowisko i ograniczyć emisję spalin.

Bogdan Feręc zaznacza jednak, że pojazdy elektryczne wcale nie są ekologiczne ze względu na sposób ich produkcji i koszty utylizacji baterii.

Tutaj do wysłuchania rozmowy z Bogdanem Feręcem!

A.P.

Najlepsze „33” polskie albumy 2021 roku. „1” ex equo Marek Dyjak „Ma wzgórzu rozpaczy”. Subiektywny wybór Radia Wnet

Marek Dyjak „Ma wzgórzu rozpaczy” – jazz/blues/piosenka autorska – wytwórnia Agora SA

Na miejscu pierwszym najważniejszych albumów roku sieci Radia Wnet ex equo dwa bardzo wybitne albumy.

1. Marek Dyjak „Ma wzgórzu rozpaczy” – jazz/blues/piosenka autorska – wytwórnia Agora SA

W tytułowym nagraniu „Na wzgórzach rozpaczy” Marek Dyjak śpiewa: „jedyny akt odwagi, to by się nie zabić jeszcze”. Życiorys Marka to gotowy scenariusz na wieloodcieniowy serial. I o życiu Marka Dyjaka opowiadałem nie raz, ani nie dwa na antenie Radia Wnet
Zresztą podobnie jak i on sam goszcząc w moich programach. Znamy się przecież z dawnych czasów lubelskich, chłonąc poezję, zapach budzącego się życia i wierząc naiwnie, że wszystko co wymarzymy sobie będzie na dane.

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia Wnet:

Album numer „13” Marek Dyjak nazywa „płytą ostatnią”. Wierzę, znowu naiwnie, że tak nie będzie. Artystą jest bowiem nadczułym i przeszywającym swoim głosem ludzkie sny o potędze i wstyd skrywany pod powiekami, gdy w środku nocy coś każe nam się obudzić. Marek Dyjak to nasz rodzimy, w połowie Tom Waits a w połowie Nick Cave. Wiecznie na zewnątrz i w sobie, pozaczasowy samotnik i autsajder z wyboru.

 

Marek Dyjak „Ma wzgórzu rozpaczy” – jazz/blues/piosenka autorska – wytwórnia Agora SA

Zawsze, kiedy śpiewa, to szarpie ludzkie sumienia i serca. I taki jest ten album, którego tytuł „Na wzgórzu rozpaczy” zwiastuje spowiedź życia. A życie jest wielką sinusoidą. Wzloty, radość, śmiech przeplatane upadkami, zwątpieniem, strachem i męczącym znużeniem. Ale przecież każda rozpacz może zmienić się w radość, tak jak płacz w śmiech, a waśń i ferment w zgodę.
I w tym widzę przesłanie tej płyty. Kluczem do zrozumienia płyty, przynajmniej dla mnie i kamieniem węgielnym jest song „Czarodziejska góra”. To efekt długich rozmów Marka z poetą i pieśniarzem Jankiem Kondrakiem, który prawie 30 lat temu odkrył Marka dla sceny i śpiewania.

To tekst o nas, czterdziestolatkach, którzy nawet nie znając znakomitej powieści Tomasza Manna dokonują rozliczeń samych ze sobą i robią wielką listę z życia. Są tam grzechy, wstydliwe występki i błędne decyzje, wykoślawienia serca i uczuć, kosz dobrych uczynków, złych, których jest więcej. Ta piosenka jest zwięzłą autobiografią Marka Dyjaka, który jako ten ostatni sprawiedliwy nie boi się śpiewać prawdy.

Tu na czarodziejskiej górze piąty krzyżyk na wpół mam
Dawnych lat przerzucam żużel. Dobry moment, jestem sam.
Widzę drogę, która za mną. Z dala lepiej widać ją.
Stare smoki już zabiłem, młodym radzę: idźcie stąd!

Tutaj do wysłuchania jedna z rozmów Tomasza Wybranowskiego z Markiem Dyjakiem:

Marek Dyjak mawia często, że:

Szczęśliwość nie jest jednoznaczna. Bo jeśli Bóg kogoś kocha, to to wcale nie musi oznaczać, że ów ktoś będzie szczęśliwy.
I ta płyta ma znamię tego przeświadczenia, z przejmującą emocjonalną kondensacją. Marek śpiewa po prostu o sobie, ale robi to w taki sposób, że przejmujemy i wespół pielęgnujemy jego życiowe przypadki odmieniane przez los. Prawda boli, ale tylko ona nas wyzwala.

Marek Dyjak gościem Radia Wnet programu Muzyczna Polska Tygodniówka.

Na albumie, praktycznie w każdym wersie jest Bóg. Marek Dyjak jest osobą, która bardzo wierzy w Boga. Tyle, że ten Bóg nie jest przyporządkowany do żadnego miejsca modlitw, barw czy szat.
W jednej z rozmów powiedział mi, że za wyznawców Boga uważa tylko tych, którzy po prostu czynią dobro. I to jest zawarte w poetyckiej dumce „Nocnoautobusowa” do której tekst napisał wyjątkowo nie Jan Kondrak ani Robert Kaprzycki tylko mitrz i legenda Jacek Kleyff.

Muzykę jak zwykle skomponował Marek Tarnowski. Na wyróżnienie zasługują także trzy nagrania instrumentalne, z których „Mistrz i Małgorzata” jest nadprzyrodzonym wstępem do trzeciego najważniejszego nagrania z płyty „List do nieznajomego poety”, który śmiało mogę zadedykować i sobie. Szczególnie z tym oknem, z widokiem na rzekę Liffey, co dzieli Dublin na dwie części.
„Drodzy Państwo, to moja trzynasta i ostatnia płyta w twórczości muzycznej. Nadal będę śpiewał o miłości, bo zawsze o miłość mi chodziło” – napisał Marek Dyjak przed premierą albumu.

Oby nie Marku przyjacielu.

Tomasz Wybranowski

Feręc: polityka antyepidemiczna rządu irlandzkiego jest dziwna. Ludzie przestają już słuchać kogokolwiek

Bogdan Feręc, portal Polska-IE - Radio WNET Irlandia

Redaktor naczelny portalu Polska.IE.com o absurdach związanych ze zwalczaniem COVID-19 w Republice Irlandii oraz o zbyt częstym występowaniu tego tematu w tamtejszych mediach.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Bogdanem Feręcem:

Bogdan Feręc analizuje politykę antyepidemiczną irlandzkiego rządu. Ocenia, że sytuacja związana z COVID-19 jest „bardzo dziwna”. Redaktor naczelny portalu Polska.IE-com uwypukla rozdźwięk między doradcami medycznymi, a rządem, który zaplanował złagodzenie restrykcji.

Jeżeli takie rzeczy zaczynają się dziać, to trudno się dziwić, że mieszkańcy Republiki Irlandii przestają słuchać kogokolwiek.

Bogdan Feręc zauważa, że stosowane do tej pory restrykcje nie ochroniły kraju przed falą wariantu omikron, dlatego dobrze, że zostały w znacznym stopniu zniesione.

Omówiony zostaje również temat stanu irlandzkich mediów w dobie pandemii COVID-19. Temat ten całkowicie zdominował ich przekaz.

Koronawirus jest idealną pożywką napędzającą klikalność. Tych informacji powinno być trochę mniej.

Redaktor Feręc podkreśla, że w Irlandii nie ma potrzeby „podkręcania koniunktury szczepionkowej”, gdyż społeczeństwo jest do szczepień nastawione pozytywnie. Niemniej, widać coraz większą niechęć do restrykcji.

Być może rzeczywiście powinniśmy się skupić na indywidualnym budowaniu odporności.

Szef portalu Polska.IE.com komentuje wyniki badań na temat spożycia owoców i warzyw w Republice Irlandii.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

The Boy Is (Still) In Dublin – 36. rocznica śmierci Phila Lynotta & Thin Lizzy – Muzyczne Studio Dublin -4 stycznia 2022

Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, Phil Lynott był niekwestionowaną gwiazdą. Sławę zdobył, jako wokalista, basista, tekściarz i założyciel hard – rockowej grupy Thin Lizzy, ale także jako poeta.

Twórca Thin Lizzy urodził się 20 sierpnia 1949 roku w Birmingham, jako syn brazylijskiego marynarza i pięknej Irlandki Filomeny.

Dopiero wiele lat później dowiedział się, że miał przyrodnie rodzeństwo: brata i siostrę, których matka Filomena oddała do adopcji. Sama Filomena Lynott opisała to w przejmujący sposób, w biograficznej książce poświęconej synowi. Jej tytuł to „My Boy”.

Phil Lynott, jedna z fotografii z wystawy pisma „Hot Press” – „Boy is Back in Town”. Fot. T. Wybranowski.

 

W połowie lat 50. XX wieku jego matka zdecydowała o powrocie do rodzinnego Dublina. Mały Phil dorastał w domu dziadków w stołecznej dzielnicy Crumlin. Philo, jak o nim pieszczotliwie mówiła mama i dziadkowie, od najmłodszych lat przejawiał talent muzyczny. Uwielbiał śpiewać.

Gorzej było z grą na instrumentach. Na gitarze nauczył się grać dopiero… mając prawie 20 lat, zaś na basie, jego koronnym instrumencie, jeszcze później.

Mimo to, w wieku 16 lat powołał do życia swój pierwszy band o nazwie Black Eagles.

 

Jego wielkim idolem, do końca żywota, był Jimi Hendrix. Przyjaciele z zespołu często mawiali, że Philo starał się wizualnie i w sposobie śpiewania naśladować swojego mistrza.

Phil Lynott uhonorował w sposób specjalny X rocznicę śmierci swojego idola.

 

Dokładnie dziesięć lat od śmierci Hendrixa, 18 września 1980 r., ukazało się nagranie „Song For Jimi”, które Phil zarejestrował z Erikiem Bell i Brianem Downey.

Najbliższym przyjacielem, powiernikiem i muzycznym partnerem Phila Lynotta był w tym czasie Philip Donnelly. Ich przyjaźń trwała prawie 25 lat. Poznali się podczas wspólnego ulicznego muzykowania, gdzieś na jednym z zaułków ulicy Grafton Street, gdzie artyści muzykują dla kilku groszy. I tak dzieje się do dziś.

Nawet, kiedy Philo był już wielką gwiazdą i mógł pozwolić sobie na największą ekstrawagancję, to nigdy, ale to nigdy nie był zarozumiały. Chodził jak dawniej po uliczkach Dublina, czasem coś zagrał, pogadał z ludźmi i ciągle się uśmiechał – wspomina Donnelly.

Niewiele osób wie o tym, że Philip Parris Lynott był uzdolnionym poetą. W latach 70. ukazały się jego dwa zbiorki: „Songs for While I’m Away” i „Phillip”. Prawie w całości wypełniały je poetyckie wiersze i poematy, które stanowiły metaforyczne paliwo dla Thin Lizzy. Oba zbiorki wydano w jednej książce w 1997 r. Słowo wstępne napisał m.in. radiowa legenda John Peel.

 

                              Ku chwale i sławie, z Garym Moore u boku

Na przełomie lutego i marca 1968 roku, Phil Lynott poznał niespełna szesnastoletniego, młodego gitarzystę z Belfastu Garego Moore’a. To spotkanie zaważyło na życiu obu muzyków. Wspólnie grali w zespole Skid Row. Na początku, co prawda, nie przypadli sobie do gustu. Ich przyjaźń wybuchła dopiero wiele lat później.

Phil Lynott to przede wszystkim Thin Lizzy. Zespół powstał w Dublinie tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1969 roku. W pewnym z pubów Brian Downey (perkusja) i Eric Wrixon (organy), mający za sobą współpracę z legendarną Them i Vanem Morrisonem, postanowili założyć zespół. Po kilku głębszych wybrali się na koncert grupy Orphanage. Zafascynowani głosem Lynotta i gitarowymi umiejętnościami Erica Bell, zaproponowali obu gentlemanom grę w zespole.

Tutaj wysłuchasz archiwalnego programu o życiu Phila Lunotta z 2019 r. :

 

Pierwszy singel grupy ukazał się w lipcu 1970 r. „The Farmer” sprzedał się w niespełna trzystu egzemplarzach. Grupę opuszcza Wrixon i wtedy krystalizuje się fundament grupy.

Skład Thin Lizzy uzupełnili później panowie Scott Gorham i Brian Robertson.

Choć Thin Lizzy nie podbili serc kolekcjonerów singli, to na Lynotta i zespół zwrócili szefowie firmy Decca. Thin Lizzy cieszyło się lokalną sławą, tak w Dublinie jak i Belfaście. Pierwszy krążek „Thin Lizzy” ukazał się w styczniu 1971 r.

 

 

Krążek przeszedł właściwie niezauważony, tak przez krytyków jak i fanów, ale… Piosenki Thin Lizzy promował w swoich programach legendarny radiowiec John Peel. Druga płyta „Shades of a Blue Orphanage” podzieliła losy pierwszej. Słaba sprzedaż i nikłe zainteresowanie wydawnictwem mediów, frustrowały zespół jeszcze bardziej. Ale bossowie firmy Decca wierzyli w zespół „uprawiający Celtic rock, z domieszką hard”. Mieli rację…

            Opowieść o whiskey zamkniętej w słoju i … co z tego wynikło 

Pod koniec 1972 roku, szefowie wytwórni Decca zadecydowali o tym, aby Phil i koledzy zarejestrowali w studiu swoją wersję irlandzkiej piosenki folkowej „Whiskey In the Jar”. Phil Lynott był załamany. Twierdził, że to krok w tył zespołu i „wyraz desperacji w poszukiwaniu nowych form wyrazu”. I choć jak wiemy mylił w ostatecznym rozrachunku, to jednak postawił na swoim w jednym aspekcie. Wymógł na szefach firmy by „Whiskey in the Jar” znalazła się na drugiej stronie singla „Black Boys on the Corner”.

 

Po wydaniu małej płyty w listopadzie 1972 roku, okazało się, że to nie strona A wzbudza zainteresowanie, ale właśnie „Whiskey in the Jar”. Piosenka zawojowała szczyt listy przebojów w Irlandii i dotarła do szóstej pozycji w zestawieniu Billboardu.

Grupa po raz pierwszy została zaproszona do udziału w programie „Top of the Pops”. Thin Lizzy złapali wiatr w żagle.

W tym samym roku ukazał się trzeci krążek (jeden z najlepszych w historii zespołu) „Vagabonds of the Western World”, z jednym z najlepszych riffów w historii muzyki, singlowym „The Rocker” oraz niezwykłym „Slow blues”.

 

 

Zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny. Kolejna trasa ze Slade i coraz częstsze zaproszenia na przeglądy i festiwale, ugruntowują ich pozycję. Pod koniec roku 1973 Eric Bell nagle odchodzi z zespołu. Phill Lynott nie ma wątpliwości, kto go zastąpi. To mógł być tylko Gary Moore. Już z nim w składzie grupa kończy trasę i z marszu nagrywa album „Nightlife”. Płyta ukazała się w listopadzie. Otwiera ją mocny akord „She knows”.

Co prawda, Gary Moore pozostał w zespole tylko do kwietnia 1974, ale na „Nightlife” znajdują się cztery nagrania z jego udziałem, w tym – jedna z najpiękniejszych ballad w historii muzyki światowej – „Still In Love With You”.

Piękny tekst o miłości i grzechach zaniechania, z przepięknym solo Gary’ego Moore. Klasyk! Pierwszym singlem było zaś nagranie „Philomena”, poświęcone matce Phila Lynotta. Mimo to, płyta sprzedała się średnio. Kolejna „Fighting” jeszcze gorzej. Szefowie wytwórni Decca dali ostatnią szansę grupie. Albo nagrają hit, albo drogi raz na zawsze się rozejdą.

                        Czas spełnienia – niezwykła trylogia płytowa 

Druga połowa lat 70. miała okazać się dla Philla Lynotta i całej Thin Lizzy niezwykła. Nic tego nie zapowiadało. Sprzedaż płyt spadła i morale w zespole podupadło. Decca ostrzegała: Chcemy hitu, tak singlowego, jak i albumowego… I stało się. Oto, w odstępie trzech lat, Thin Lizzy nagrywa sześć albumów, z czego trzy to prawdziwe muzyczne arcydzieła.

Rok 1976 przynosi „Jailbreak”. Jako ciekawostke podam fakt, że do dziś sprzedał się w największej ilości egzemplarzy.

To właśnie na „Jailbreak” znalazł się niepisany hymn Lynotta i Thin Lizzy – „The Boys Are Back in Town”. Notabene, to największy singlowy przebój Irlandczyków w historii.

A swój renesans przeżył ze sprawą umieszczenia go na ścieżce dźwiękowej do filmu „A Knight’s Tales” (2001 r.) Briana Helgelanda, z nieodżałowanym Heathem Ledgerem. Porywający tekst, znakomite dialogi gitarowe Gorhama i Roberstona oraz ta energia i światło…

Od „The Boys Are Back in Town” nie odstają Az tak bardzo kolejne single z krążka: tytułowy „Jailbreak” oraz „Cowboy Song”. Ale maestria tego albumu objawia się pod postacią ostatniego utworu na płycie.

Dostojne „Emerald” to ciężkie riffy i oplatające ostre i przejmujące solówki. Jednym z moich ulubionych jest nagranie „Fight or Fall”. Znakomita płyta! W zestawieniach sprzedaży w Wielkiej Brytanii na miejscu 10, zaś za Wielką Wodą na  pozycję 8.

 

                                Coraz lepsza reputacja! 

Po krążku „Johnny The Fox” (m.in. z „Don’t Believe a Word”), w którym wziął udział m.in. Phill Collins, Lynott i spółka wydali w 1977 roku „Bad Reputation”. Płyta niemal doskonała, która na parnasie hard – rocka i raczkującego heavy – metalu wyznaczać zaczęła nowe horyzonty, w nieco przyciasnej stylistyce gatunku pod koniec lat 70. Zadziornie, mocno, chwilami heavy – metalowo, ale i bluesowo, bo i akustyczne klimaty z nostalgiczną harmonijką pojawiły się na płycie.

 

Ściana Sław Muzycznych Dublina, jedna z trzech w obrębie Temple Bar. Na każdym tego typu muralu zawsze pojawia się postać Phila Lynotta. Fot. Tomasz Wybranowski.

Brian Robertson został nieco odsunięty od pracy przy komponowaniu i rejestracji płyty. Zagrał zaledwie pięć solówek w trzech nagraniach. Za resztę partii gitar odpowiadał Scott Gorham. Od otwierającego „Soldier of Fortune”, przez tytułowy „Bad Reputation”, zatrzymując się na niezwykłym „Dancing in the Moonlight (It’s Caught Me in Its Spotlight)” (o tym utworze jeszcze za chwilę), okraszonym dźwiękami saksofonu, słuchacz nie nudzi się ani chwili.

Phill Lynot i ekipa pokazują, że nie chcieli dać się zaklasyfikować do jednej tylko muzycznej szuflady. A gdzie jeszcze „Killer Without a Cause”, typowy metalowy sztych w uszy słuchacza, „That Woman’s Gonna Break Your Heart”? Znakomita płyta. Po prostu.

Thin Lizzy, oprócz dynamicznych hard – rockowych utworów, ma w swoim repertuarze także wiele ciepłych, pastelowych ballad. Perłą w tym gronie jest bez wątpienia „Dancing In The Moonlight”, o której pisałem przed chwilą.

Warto dodać, że na początku muzycznej kariery, to nagranie było w żelaznym kanonie koncertowym grupy U2. Nagranie „Bad Reputation” przypomniał Tomasz Pukacki i Acid Drinkers na krążku „Fishdick Zwei – The Dick Is Rising Again” (2010).

                        Apogeum i … droga ku przepaści 

Od czasu do czasu, Gary Moore pojawia się w Thin Lizzy. Tak stało się także po wydaniu koncertowego albumu „Live and Dangerous”. Tak stało się w przypadku nagrania albumu „Black Rose”. Oto ze składu Thin Lizzy znika Brian Robertson, obrażony na Philla za potraktowanie go, „jako gościa tylko” podczas nagrywania „Bad Reputation”, odchodzi z zespołu niemal bez słowa. Jego miejsce zajmuje, jak zwykle On: Gary Moore.

 

Zapiski Live and Dangerous

Irlandczyk o bluesowo i metalowym sercu, w studiu znakomicie rozumiał się ze Scottem Gorhamem, czego przykładem są niezwykłe gitarowe dialogi i kawalkady na nowej płycie.

Lynott i spółka nagrali najbardziej przebojowy krążek w historii grupy. „Black Rose: A Rock Legend” to album, gdzie usłyszymy takie koncertowe petardy jak „Waiting for an Alibi” i bliźniacza „Get Out of Here” , ale przede wszystkim znakomita „With Love”, metalowy zapalnik muzyczny, z chwilą wytchnienia w refrenie i niezwykłymi dialogami gitar. Ech , ten Gary Moore…

Całość zamyka majestatyczna, skomplikowana w fakturze i odnosząca się do muzycznej spuścizny Irlandii (m.in. ludowych pieśni ze Szmaragdowej Wyspy, jak „Danny Boy” czy „Shenandoah”), najdłuższa w dokonaniach zespołu kompozycja „Róisín Dubh (Black Rose): A Rock Legend”.

Album dobrze sprzedawał się, co zaowocowało wielomiesięcznym tournee. Nad zespołem wzbierały już jednak czarne chmury. Jeszcze podczas paryskiej sesji nagraniowej, Phill Lynott i Scott Gorham coraz bardziej odjeżdżali narkotykowo i alkoholowo, co nie podobało się Gary’emu Moore.

 

 

Podczas trasy w USA opuścił zespół. Płomień przyjaźni do Philla Lynotta nigdy nie wygasł. Solo, w obliczu ludzi… W obliczu Boga… Ukoronowaniem jego muzycznej kariery był solowy album „Solo In Soho” z 1980 roku.

W projekcie wsparły go takie znakomitości, jak chociażby Gary Moore (solo w „Jamaican Rum”), Mark Knopfler z Dire Straits (niezwykłe nagranie „King’s Call”), Midge Ure z Ultravox, z którym wspólnie napisał „Yellow Pearl”.

Nie każdy wie, że autorzy kultowego programu „Top of the Pops”, zażyczyli sobie, aby fragment tej piosenki był motywem przewodnim czołówki programu, w latach 1981 – 1986.

Ostatnie trzy duże płyty to „Chinatown” z 1980 r. z niezłym, nieco Queenowskim „Killers of the Loose”, „Renegate” (rok 1981) (gdzie na uwagę zasługują jedynie singlowe „Angel of Death” i „Hollywood (Down on Your Luck)”) i wreszcie ostatni studyjny krążek „Thunder and Lightning” (1983).

To krążek z bardzo dobrą balladą „The Sun Goes Down” , „Holy War” oraz tytułowym, choć trzeba przyznać, że raziły niedoróbki w produkcji, niedbalstwo aranżacyjne i na trochę na siłę muzyczny pościg za obowiązującą wówczas modą w rockowym i metalowym graniu.

Niewiele pomógł fakt zaproszenia do nagrania tej ostatniej, znakomitego Johna Sykesa (ogniste „Cold Sweat”).

Ale przyczyną regresu Thin Lizzy był stan Phila Lynnota. Od 1978 roku narkotyki zaczęły przejmowały pełną kontrolę nad jego życiem.

Od 1980 roku jego kariera załamuje się, podobnie jak życie rodzinne. Od stycznia 1984 roku jest bez rodziny.

Jego żona Caroline (ślub wzięli w lutym 1980 roku) zabrała córki i wyprowadziła się.

Powodem było silne już uzależnienie Phila od heroiny i LSD. Caroline tłumaczyła, że chciała w ten sposób „ochronić dzieci przed stylem życia ich ojca”. Odchodzą kolejni przyjaciele, bliscy, znajomi.

Na placu boju pozostaje jedynie Gary Moore, który wierzy, że dzięki muzyce można go jeszcze uratować. Po wspólnych nagraniach w studiu, pomiędzy 23 a 26 września 1985 roku, u boku Gary’ego Moore, Phil Lynott zagra cztery koncerty w Londynie i Manchesterze… Jak się później okaże, ostatnie w jego życiu…. 

                                        To już jest koniec… 

25 grudnia 1985 roku przedawkował … Przez dziesięc dni i nocy lekarze z klinik Salisbury Infirmary, potem Wiltshire Clinic walczyli o jego życie. Bezskutecznie.

O świcie 4 stycznia 1986 roku, z powodu niewydolności wątroby, nerek, serca i przewlekłego zapalenia płuc, Philip Parris Lynott zmarł. Nie wytrzymało też jego serce… Miał niespełna 36 lat.

Na wieść o jego śmierci fani z całej Irlandii czcili jego pamięć. Przed pogrzebem tysiące fanów wyległo na główną arterię Dublina, O’Connell Street, by palić świeczki i znicze. Grafton Street, ulica na której często pojawiał się z gitarą, utonęła w kwiatach. Podobne sceny działy się w Cork, Galway, Limerick, czy Belfaście.

Był największą gwiazdą irlandzkiej muzyki. To on był pierwszym irlandzkim artystą, który dotarł na szczyt i rozsławił imię Irlandii na całym świecie. Ciało Phillipa Parrisa Lynotta spoczęło na St. Fintan’s Cemetery, w dublińskiej dzielnicy Sutton.

Tomasz Wybranowski

Najlepsze „33” polskie albumy 2021 roku. „3” Tomasz LIPA Lipnicki “Dźwięki słowa” . Subiektywny wybór Radia Wnet

Tomasz Lipa Lipnicki dzieli się słowem w sposób przemyślany i godny. I nie traktuje tego, jako formy oczyszczenia czy terapii. Chodzi po prostu o poznanie przez prawdę dźwięków i szczerości słów.

W świecie pełnym ułudy, poprawności i bojaźni, przede wszystkim przed tym, co indywidualne a nie tym masowe i akceptowane bez poczucia odpowiedzialności (nieważne w którą stronę zwrócony jest wektor polityczności), Tomasz LIPA Lipnicki odważnie pragnie, aby słuchacze i czytelnicy lepiej jego poznali.

                                                      Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia Wnet:

 

Tomasz LIPA Lipnicki chłopak z gitarą z gdańskiego Nowego Portu na albumie „Dźwięki słowa” pokazał swoją poetycką twarz. Ktoś może się wzdrygnąć, ktoś popukać w czoło i zadać pytanie: po co? Odpowiedź zdaje się być jedna i ja ją tak przynajmniej odbieram:

Czas przywrócić słowu i ideom szacunek, moc i odpowiedzialność.

W dzisiejszych czasach słowo jak i honor wiele nie znaczą. Praktycznie nic. Podobnie niczego nie konotuje na publicznych forach zapewnienie i dawanie przez polityków, artystów i tak zwanych celebrytów „słowa honoru”.

Albumem „Dźwięki słowa” Tomasz LIPA Lipnicki to ceremonii zmienił. Choć woła na puszczy, to bardzo donośny i ważny głos. – Tomasz Wybranowski.

Tomasz LIPA Lipnicki odszedł od stylistyki Illusion i Lipali, aby z sieci interpretacji i nawiązań, mnogości impulsów i bodźców przetworzyć a potem przedstawić swoje widzenie „nowego wspaniałego świata”. Ale ów wspaniały świat tworzymy my – ludzie, o czym często zapominamy.

 

Tomasz Lipa Lipnicki

„Dźwięki słowa” to delikatna, aby nie powiedzieć czuła i tkliwa wyprawa do krainy muzyki, gdzie nie ma jakichkolwiek barier czy granic, które strzegą stylów w ich encyklopedycznych ramach.

Ale to przede wszystkim wędrówka na terytorium świadomego i oszczędnego słowa. Tomasz Lipnicki uniknął banałów i konwenansów. Przez ostatnie lata cyzelował słowa, które z myślą o tym albumie powstały najpierw.

To bardziej muzyczny wieczór autorski poety – Lipnickiego niż rockowa płyta. Na jedenaście utworów, dziesięć jest autorstwa Lipy a jedno Trenta Reznora, lidera Nine Inch Nails („Hurt” znany też z repertuaru Johnny’ego Casha), właściwie tylko trzy możemy uznać za klasyczne piosenki.

Rutaj do wysłuchania rozmowa z Tomaszem LIPĄ Lipnickiem:

 

W tym gronie prawdziwy majstersztyk – „Ballada na umieranie”. Niewiele na tym albumie jest piosenkowości. Znacznie więcej teatru rapsodycznego i deklamacji. Ale to nie jest zarzut. Lipa może zawstydzić niejednego dyplomowanego aktora.

Album zaczyna się delikatnie, bardziej niż nastrojowo, baśniowo wręcz. Oto letnia burza, gdzieś nad pięknym rozlewiskiem. Z mgły dobiegają dźwięki. Łagodne pociągnięcia strun gitary koją.

Jutro coś się musi wydarzyć, widzę to z tego w jaki sposób stoją auta w korku. Czytam z ruchu warg przechodniów… – opowiada Tomasz Lipa Lipnicki.

A potem wsiadamy na rydwan basu i gitary i odpływamy ku marzeniom wraz z wznoszącym się lotem porannym ptakiem. Z tego tekstu zapamiętam do końca życia cytat:

Przychodzi czas i wskakujemy do rzek nienawiści zachłystujemy się i toniemy…

Potem wysłuchamy „Pieśni na wyjście” Edwarda „Steda” Stachury, która rozbrzmiewa trochę jak bluegrassowa ballada, a trochę jak szlagier z pogranicza country i amerykańskiego rocka.

Gitarowo, energetycznie i bardzo melodyjnie dzieje się w nagraniu „Kondycja narodu”.

Kompozycja nie jest śmiałą oceną chorej rzeczywistości poety – Lipy, a jedynie szczerym opisem stanów wahań, snów o potędze i grzechów pogubionych ludzi XXI wieku i to nie tylko w czasie około kowidowych dat.

Historia uczy tylko jednego, że nie nauczyła nigdy niczego.

Te same błędy popełniamy wciąż a stare jeszcze pamiętane są.

Ten rockowy pulsar zmienia się w drugiej części w pastelowy krajobraz. Muzyczny kontrast dwóch części jeszcze bardziej uwypukla przesłanie tekstu.

Prawie w finale mój kawałek muzycznego raju, czyli „Ballada na umieranie”. To istny muzyczny majstersztyk.

Tomasz LIPA Lipnicki opowiada o strachu i nadziejach, także tych płonnych, bo ledwie zarysowanych w ciemności i nieprzystających do ducha współczesności.

A ta goni za błyskotkami, szelestem spadających na konta papierków i ma twarz nierządnicy – znieczulicy.

Tomasz Lipa Lipnicki (z prawej) z Litzą na planie teledysku do piosenki „Śladem krwi” (2018).

Piosenkowa balladowość i tkliwość brzmią klimatem francuskich klasyków. W finale spotykamy nadzieję, bo Lipa śpiewa o potrzebie ciepła i zwykłego przytulenia. Dotyk okazuje się niezbędnym jest by przeżyć, by przetrwać… I jeszcze głos czarodziejki Anny Leśniewskiej.

Walczymy o siebie do utraty siebie

Nagranie „Kto na tak” przypomina mi w warstwie lirycznej „Synonimy” Grzegorza Ciechowskiego z czasów albumu „Republika marzeń” Republiki.

Zakłamanie, ufajdanie, przetrącanie kręgosłupów, zakazanie wad.

Wyliczanie, rozkradanie, obiecanie, rozpasanie i chowanie strat.

A kto jest na nie? A kto jest na tak? Kto?

Płyta jest to znakomita i wbrew temu, co niektórzy napisali już i orzekli autorytarnie, nie jest to album w najmniejszym choćby stopniu politycznie zaangażowany. To bardziej opowieść artysty – obywatela, który metaforami i aluzyjnością z odcieniem ironii opisuje współczesnych mu ludzi i otaczający świat. I politykę i jej niewolników.

Dziwny to świat, który od czasów Czesława Niemena zmienił się bardzo technologicznie, ale w usposobieniu ludzi uczynił regres cechujący się kunktatorstwem i „zeligowatością”. – Tomasz Wybranowski.

 

 

Najlepsze „33” polskie albumy 2021 roku. „1” ex equo „Dla wszystkich dziewczyn nie dla wszystkich chłopców”

Album znakomity po trzykroć, bo: znakomite, współczesne (czytaj: post – pandemiczne) teksty, bo: wyczuwalny przekaz godny najlepszych moralitetów (co zbliża longplay do miana koncept albumu), bo: dobra muzyka, która przewietrza szafę z naklejką „muzyka alternatywna Made In Poland”. - Tomasz Wybranowski.

Na miejscu pierwszym najważniejszych albumów roku sieci Radia Wnet ex equo dwa bardzo wybitne albumy.

1.Dildo Baggins „Dla wszystkich dziewczyn nie dla wszystkich chłopców” – rock/pop/ballada – dystrybucja Sonic Records

W finale naszej rocznej ewidencji muzycznej AD 2021 dwa albumy, które mimo, że w warstwie estetyki muzycznej są od siebie odległe, to jednak rezonują ze sobą i perfekcyjnie się uzupełniają.

Oba dzieła, tak Marka Dyjaka, jak i Dildo Bagginsa a.k.a. Bartosza Marmola, opowiadają o miłości, różnych jej stanach oraz rozliczeniach życiowych czterdziestolatków w dobie przymusowych, bo pandemicznych internowań.

Córką tych miłosno – życiowych dywagacji jest… samotność. Nawet obok kogoś…

 

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia Wnet:

 I Dildo Baggins a.k.a. Bartosz Marmol opowiada o samotności z perspektywy uciekiniera. Wraz z nim chcemy uchwycić owo prawdziwe i tożsame nam „ja”, bez żadnych zniekształceń, wstydliwych przemilczeń czy maski udawania. Tak dzieje się w piosence „Bezglutenowy”.

To nie było planowane jako singiel. Zawsze są jakieś potrzeby singlowe, który utwór powinien spełniać. Ta piosenka nie klasyfikowała się w kategorii, że to się może komuś spodobać – a spodobała się. Ta piosenka jest też bardzo długa jak na dzisiejsze realia medialne – komentuje Bartosz Marmol.

Radio Wnet jest rzeczywiście ojcem i matką chrzestną całego projektu. – Dildo Baggins.

18 czerwca 2021 roku ukazał się ten nadprzyrodzony debiutancki krążek Dildo Bagginsa, czyli nowego projektu muzycznego Bartosza Marmola.

Płyta nosi tytuł „Dla wszystkich dziewczyn nie dla wszystkich chłopców”. Na albumie 13 utworów, z których każdy niesie ze sobą zupełnie inną, muzyczną opowieść, która tworzy spójną i nostalgiczną całość.

Jak zaznacza Bartosz Marmol, znany z kreacji Administratorra, Administratorra Electro i albumów z liderem Komet Lesławem, album Dildo Bagginsa powstał w życzliwym płomieniu i przyjacielskim wsparciu redakcji muzycznej Radia WNET:

Radio Wnet jest rzeczywiście ojcem i matką chrzestną całego projektu. (…) Dildo Baggins zaczął publikować swoją muzykę już w grudniu. Wtedy wyszedł „Bezglutenowy”. Od tamtego momentu można rzec, że za każdym małym krokiem Dilda Bagginsa podążało Radio Wnet. – komentuje Bartosz Marmol.

Album poraża, tak jak w przypadku płyty Marka Dyjaka, szczerością. Przez z górą 50 minut mamy szczęście być widzem różnych historii i perypetii, które łączy żywot człowieka w objęciach pandemii i nostalgię, która rozgrzesza nas, ale i nie zostawia złudzeń, że coś powtórzy się dwa razy.

Tutaj rozmowa z Bartoszem Marmolem o sensie istnienia twórcy w post – pandemicznej aurze:

Ale ten zestaw 13 nagrań ma też w sobie funkcję magiczną i leczniczą. Tak dobrze czuć ją w nagraniu założycielskim – „Bezglutenowy”:

Ale ty dobrze wiesz

Palisz życie nie zaciągasz nim się

Zanikasz z każdym dniem

Chyba że taki masz target po staropolsku cel

Tutaj do wysłuchania jedna z rozmów Tomasza Wybranowskiego z Bartoszem Marmolem, czyli Dildo Bagginsem:

 

Dildo Baggins, autor jednego z najważniejszych albumów roku 2021.

 

Jestem absolutnie przekonany, że z myślą o tej płycie i jej układzie, kiedyś jakiś gramatyk dopisze do naszych polskich przypadków jeszcze sześć.

Od „Bezglutenowego” po końcowy „Wstyd, wstyd, wstyd” przeżywany post – pandemiczny spacer odartego z reszty złudzeń przedpandemicznego świata po kręgach piekła i bolączce człowieka, który budzi się około trzeciej nad ranem i przyznaje się do wstydliwych występków, których nigdy nie zetrze z linii życia, tak jak w „Polarnej nocy”:

Dookoła jak węże przymiotniki, opisują jadowicie moje czyny

Dziś postawiłem znów na jedną kartę

To bez znaczenia mam szczęściem barter

Chcesz poczuć, jak to smakuje

Chcesz poczuć, jak ja to czuję

Na albumie jest też romansowo – melodramatyczna ballada „Będziemy się razem bać”, w której napotykamy najczystsze wyznanie miłosne:

I prawie czuję twą woń

I prawie widzę twoją skroń

Połóż się ze mną będziemy się razem bać

Dzięki tej płycie jasnym staje się fakt, dlaczego zakrycie twarzy wzmaga wyrażanie emocji, i to nie tylko w muzyce.

Album znakomity po trzykroć, bo: znakomite, współczesne (czytaj: post – pandemiczne) teksty, bo: wyczuwalny przekaz godny najlepszych moralitetów (co zbliża longplay do miana koncept albumu), bo: dobra muzyka, która przewietrza szafę z naklejką „muzyka alternatywna Made In Poland”. – Tomasz Wybranowski

Najlepsze „33” polskie albumy 2021 roku. „6” Marta Bijan i „Sztuka płakania”. Subiektywny wybór Radia Wnet

To był zadziwiająco znakomity rok dla polskich artystów. Cień pandemii, odium samotności, głód grania przyniósł kaskadę wspaniałych albumów i to w każdym stylu. Objawieniem tego roku jest Marta Bijan

Marta Bijan – piękno, gracja i wrażliwość.

Marta Bijan to młoda kobieta o renesansowej duszy. Komponuje i tworzy teledyski oraz autorskie filmy.

Reżyseruje i wydaje swoje zbiorki wierszy i powieść. I jeszcze jedno, Marta Bijan jest bardzo wrażliwa i melancholii pełna, co możemy odczuć w sposób nadczuły i piękny na jej albumie numer dwa „Sztuka Płakania”, który jest dla mnie jednym z muzycznych wydarzeń minionych dwunastu miesięcy.

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia WNET:

 

 

 

Od premiery debiutanckiej „Melancholii” minęły trzy lata. W tym czasie nakręciła film „Luna”, wydała zbiorek poezji „Kwiat wielu nocy” i powieść „Melodia mgieł dziennych”, oraz zbiór opowiadań grozy „Domy i inne duchy”.

Zanim poznaliśmy całą płytę rozkochałem się w singlowym „Lato smakuje”. Pracowity okres, prawda?

Płyta, choć wpisuje się w gatunek pop, nie jest jednak stylową oczywistością. Marta Bijan unika zaszufladkowania. Pop przesłania elektroniczna i dość mroczna chmura.

Pojawia się też soczyste, gitarowe akordy, ale i delikatne echo indie rocka. Jest też sporo balladowości, która przenosi nas w klimat muzyczności i atmosfery (z falą rozkoszy wspomnień) lat 80. XX wieku.

Dziewięć nagrań na płycie pochłania nas i absorbuje uwagę. „Disneyend” wywołuje ciarki na szwach duszy. Tekst Marty zachwyca:

Kły łagodnie wbija w nas czas

Płytki sen, za płytki

By się w nim skryć

Co by tu dzisiaj spełnić

Dokąd uciec Gdzie umierać dziś

Pół roku później będzie tu kurz i pył

Rok później będzie tu lepki wstyd

Przerażająca wizja w seraficznej „Kołysance o końcu”, to bezwzględna muzycznie i tekstowo kreacja. Sporo magiczności i ducha francuskich dekadentów znajdziemy w nagraniu „Szczelina”.

Alt pop z zawiesistą elektroniką jest tłem do wspaniałych wokaliz i śpiewu Marty, która jawi się jak niezwykły ptak z pewnej baśni Bolesława Leśmiana z jego tajemniczą opowieścią.

Tutaj do wysłuchania wywiad Tomasza Wybranowskiego z Martą Bijan:

Wyróżnię jeszcze „Piosenkę o końcu”, która każe nam zweryfikować swoje podejście do życia i naszych wyborów. Ta przepiękna melodia zostaje w nas na zawsze.

„Sztuka płakania” to mozaika smutku, niepokojów, gorącego tchnienia lata, klimatów mrocznych i psychodelicznych. To piękny album, którym Marta Bijan weszła na szczyt najważniejszych wykonawców. – z recenzji Tomasza Wybranowskiego.

Marta przybliżyła słuchaczom Radia Wnet początki pracy nad „Sztuką Płakania”, szczególnie próby wzajemnego „docierania do siebie” z producentem

Błądziliśmy po omacku. Jesteśmy z zupełnie dwóch różnych muzycznych światów. On ma swoje mroczne metalowe brzmienia, ja wcześniej taki romantyczny, bardzo kobiecy pop. Było to ciężkie do zgrania. – opowiadała Marta Bijan.

Tomasz Wybranowski

 

Najlepsze „33” polskie albumy 2021 roku. „5” Miuosh x Zespół Śląsk: „Pieśni współczesne”. Subiektywny wybór Radia Wnet

Jeżeli ktoś usłyszał, że Miuosh szykuje z naszą folklorystyczną perłą Zespołem „Śląsk” nowy album i spodziewał się odtwórczej „cepeliady” (jakiej w polskich mediach z czubem od ponad 30 lat), to…

 

To znowu pomylił się!

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych i charyzmatycznych raperów Miuosh wielokrotnie udowodnił, że mieszanie z pozoru niepasujących do siebie muzycznych estetyk i gatunków tworzy nową jakość. Przykłady?

Tylko trzy z bardziej niż wielu: przejmujący song „O mój Śląsku” nagrany z bratem Józef Skrzeka – Janem „Kyksem”, płyta na żywo „2015” zrealizowana z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach i Radzimirem Dębskim, czy trzy rozdzierające nagrania z albumu „Wujek.81. Czarna Ballada” (w szczególności finałowy w zestawie „Pamięć_08”).

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia WNET:

 

„Pieśni Współczesne” to autorska płyta Miuosha – Miłosza Boryckiego, który jest niewidocznym mistrzem tej muzycznej ceremonii, choć jej demiurgiem i twórcą absolutnie doskonałej całości. To zdolny muzyk, który wybiega w przyszłość. Często mawiam w swoich programach, że stworzył już własny prąd i muzyczne tendencje, które określam mianem „miuoshyzmu”.

A Miuosh kocha swoje Katowice, kocha swój Śląsk i artystyczną tradycję tej niezwykłej ziemi. I tę tkliwość, i tę miłość czuć na „Pieśniach współczesnych”. Miuosh odpowiada za prawie wszystkie teksty i partyturę.

Jego kompozycje zasługują na tym większe uznanie, że przecież pracował z orkiestrą Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.

W gronie gości same znakomitości, bo Julia Pietrucha (przepiękna „Celina”, hołd dla żon himalaistów), Natalia Grosiak („Chmury”), Igor Herbut („Pieśń VI” i ten finał zaśpiewany w języku łemkowskim), Ralph Kamiński (przejmujące i oczyszczające między lodem a ogniem „Imperium”) czy Kwiat Paproci w nagraniu „Zmierzch”, w którym Kasia Sienkiewicz wreszcie przekonała mnie do siebie.

I ten finał, czyli „Pieśń ostatnia”, gdzie po chóralnym wstępie z głośników słyszymy niezapomnianą Korę…

Dość płynny koncept muzyczny skupiony na chórze i orkiestrze Zespołu „Śląsk” nie sprawia wrażenia wtórności czy znużenia. Wręcz przeciwnie! Co prawda, jak napisałem, pierwszeństwo mają partie chóru i orkiestrowe, ale są też i soczyste gitary i ażurowa elektronika Smolika. Wielkie słowa uznania należą się mistrzowi Janowi Stokłosie, który zajął się dyrygowaniem orkiestrą i opracował partie chóru.

Podmiotem głównym albumu jest jednak Zespół Pieśni i Tańca Śląsk, który stworzył niesamowity i niepodobny do niczego, co znam ze współczesnej muzyki klimat. To album bardzo wyjątkowy, bo nie tylko muzyczny. Ta płyta to zew Śląska, to krew powstańców i wyjątkowe piękno.

Zazdroszczę tym, którzy 14, 15 i 16 stycznia 2022 roku będą mogli na żywo w katowickim NOSPRZE zobaczyć i usłyszeć Miuosha i Zespół Śląsk. Udowodnili, że „różne” muzyczne konstelacje wpadając na siebie tworzą zaskakujące i ponadczasowe „nowe”!

 

Najlepsze „33” polskie albumy 2021 roku. „4” Dance Like Dynamite: “Litania kłamstw”. Subiektywny wybór Radia Wnet

„Litania kłamstw” to nadzwyczajny, moralitetowy concept album. Jeżeli ktoś mnie zapyta o muzyczne poruszenie duszy i sumienia w roku 2021, to wskażę przede wszystkim drugi krążek Dance Like Dynamite.

Dance Like Dynamite to rockowy zespół, który jest znakomitą reprezentacją środowisk trójmiejskich. Grupa powstała wiosną 2015 roku w Sopocie. Założyli ją Krzysztof „Sado” Sadowski oraz Mariusz Noskowiak, dawny członek Blenders.

Później grupę wzbogacili także legendarny basista Piotr Pawłowski (renomowany Made In Poland i The Shipyard) i Tomasz „Snake” Kamiński, gitarzysta znany z Red Rooster czy Golden Life. W miejsce współzałożyciela Mariusza Noskowiaka przybył Karol Skrzyński. W takim już składzie powstała ich najnowsza płyta „Litania Kłamstw”.

Tutaj do wysłuchania program z prezentacją platynowej „10” najważniejszych albumów roku 2021 sieci Radia WNET:

Krzysztof „Sado” Sadowski, wokalista i autor tekstów, opowiadał na antenie Radia WNET o swoim pojmowaniu sztuki. Zdaniem artysty „sztuka ma sens, jeżeli wzbudza w odbiorcy jakiekolwiek emocje”:

Ja przynajmniej tak odbieram sztukę, że jeżeli ona powoduje we mnie jakąś refleksję albo budzi emocje to znaczy, że działa. – stwierdza muzyk.

Album Dance Like Dynamite „Litania Kłamstw” to opowieść o skomplikowanym losie artysty, w którym pomimo traum i nałogów wciąż pali się iskra:

„Litania Kłamstw” to opowieść o rozniecaniu ognia życia tlącego się zaledwie jak niedopałek. Podtopione alkoholem, przysypane prochami, przygniecione traumami, zdewastowane życie, które dogorywa, już prawie zgasło, ale wciąż żarzy się gdzieś na dnie rynsztoka.” – mówi Krzysztof Sadowski.

Jaka jest więc druga płyta Dance Like Dynamite „Litania kłamstw”? Album otwiera nagranie tytułowe w którym Krzysztof Sadowski „in medias res”, jak na tacy podaje przesłanie „Litanii kłamstw”.

To antyfona o zapasach człowieka z uzależnieniem, przez pryzmat którego artysta stara się trafić na ścieżki duchowości, jaźni i tożsamości. Muzycznie mamy gitarowo – rockowy rozmach, który wyzwala w nas krańcowo różne uczucia.

Numerem dwa na płycie jest nagranie „Szukam”. Chwytliwa melodia jest tylko batutem dla tekstu, który poraża nagą bezpośredniością i obnażeniem duszy. To może zaboleć, zwłaszcza że każdy z nas wstydliwie ukrywa mroki duszy i występki ciała.

W rozmowie ze mną Krzysztof Sadowski wskazał, że „Szukam” to klucz do zrozumienia całej płyty:

Napisałem go w trakcie mojego pobytu w klinice odwykowej. To piosenkowe streszczenie tego czasu.

W zestawie nagrań jest prawdziwa perła. To „Diamenty żyją wiecznie”. Mawia się, że piosenkowe klasyki słabo wypadają w nowych interpretacjach. Tutaj mamy pełne zaskoczenie.

Cover „Diamonds Are Forever” Shirley Bassey znany z czołówki jednego z filmów o Jamesie Bondzie w wykonaniu gościa zespołu – Agnieszki Rassalskiej powala na kolana. Aranż mistrzowski! Twardy bas, molowy fortepian i głos wokalistki.

To jeden z tych coverów, który dorównuje oryginałowi i jest kunsztownie przepiękny. To jeden z najczęściej odtwarzanych w sieci Radia WNET utwór roku 2021.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Krzysztofem „Sado” Sadowskim:

Jeszcze mógłbym się rozpisać o nagraniach „Ból i łzy”, „I popłyną łzy” czy wyjętym ze średniowiecznych tańców śmierci „Sto tysięcy słońc”. Tam odnajdziemy bolesną, ale prawdziwą diagnozą o nas współczesnych:

Sto wszechświatów nieskończonych
Sto galaktyk niestworzonych
Jeden świat poroniony /…/
Mali ludzie chcą dolecieć
Chcą rozrzucić swoje śmieci
Śmieszni ludzie posrebrzani
Ze swoimi zachciankami

Gdy gaśnie światło budzi się strach
W otwartych oczach mieszka wstyd
To co jedyne pochłania masa
Z pyłu powstałem w pył się obracam

„Litania kłamstw” to nadzwyczajny, moralitetowy concept album. Jeżeli ktoś mnie zapyta o muzyczne poruszenie duszy i sumienia w roku 2021, to wskażę przede wszystkim drugi krążek Dance Like Dynamite.

Dodam jeszcze, że to kolejny longplay z roku 2021, gdzie termin „wstyd” ma wielkie znaczenie. I jak tu nie wierzyć słowom Jacka Dukaja, który w powieści „Lód” napisał: „Nie ma ucieczki od wstydu, jak tylko w inny wstyd”.

Wstydziłbym się bardzo, gdybym nie wysłuchał kilku razy „Litanii kłamstw”.

                                                                     Tomasz Wybranowski

 

 

Studio Dublin – 31 grudnia 2021 r. – Bogdan Feręc, ks. Krzysztof Sikora, Jakub Grabiasz

Sylwestrowe wydanie Studia Dublin. Zaprasza Tomasz Wybranowski. Czas podsumowań, podziękowań i snucia planów na przyszły rok.

W gronie gości:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska.IE.com
  • ks. Krzysztof Sikora SVD – proboszcz parafii rzymskokatolickiej w Roundstone w Hrabstwie Galway w Archidiecezji Tuam
  • Jakub Grabiasz – sportowy korespondent Studia Dublin

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek

Wydawca techniczny: Andrzej Karaś


Bogdan Feręc

Studio Dublin zaczynamy jak zwykle od połączenia z Bogdanem Feręcem. Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com skomentował przedstawioną przez minister do spraw zatrudnienia i ochrony socjalnej Heather Humphreys zapowiedź zróżnicowania zasiłków dla bezrobotnych w Republice Irlandii. Jeżeli opozycja poprze nowe regulacje, zasiłki będą zależne od dotychczasowych zarobków.

Chodzi o zniwelowanie szoku, jaki odczuwała część osób pobierających zasiłek.

Ponadto, od 1 stycznia ponownie zasiłki będzie się odbierać w urzędach pocztowych. Chodzi o ukrócenie praktyki załatwiania sobie zasiłków na konto bankowe i korzystania z nich poza granicami Republiki Irlandii.

Bogdan Feręc omawia też kwestię budowy obwodnicy Galway. Irlandzki minister transportu nie wyraził zgody na rozpoczęcie prac. Poruszona zostaje ponadto kwestia drastycznych podwyżek w sklepach sieci IKEA.

Od przyszłego roku w Galway rozpocznie działalność Studio Riverside, gdzie będą zapraszani goście z Galway. Ponadto, będzie można usłyszeć korespondencje z Kanady oraz z Łodzi.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

Kolejnym gościem jest ks. Krzysztof Sikora SVD. Ocenia, że rok 2021 był wielkim wyzwaniem dla Kościoła w Irlandii. Ludzie bardzo ostrożnie powracają do praktyk religijnych po lockdownie. Niemniej, gdzieniegdzie widoczny jest wielki głód obecności w kościele. W Boże Narodzenie frekwencja była bardzo wysoka.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z ks. Krzysztofem Sikorą:

W okienku sportowym Jakub Grabiasz podsumowuje rok 2021 w irlandzkim sporcie. Było to udane 12 miesięcy dla rugbystów z Zielonej Wyspy. Niestety, nie można tego powiedzieć o reprezentacji Irlandii w piłce nożnej.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Grabiaszem:

 

Produkcja Studio 37 Dublin Radio WNET – grudzień 2021

Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątek, zawsze po Poranku WNET ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.