Amerykańskie okręty wojenne płyną w kierunku Korei Północnej, rząd w Pjongiangu zapowiada reakcję. Tymczasem Chiny zwiększyły obecność militarną przy granicy z Koreą, a specjalny wysłannik Pekinu prowadził rozmowy w Seulu.
Czy napięcie na Półwyspie Koreańskim skończy się jedynie wymianą pogróżek, czy też – zgodnie z zapowiedziami Donalda Trumpa – zostanie podjęta próba „zrobienia porządku” z reżimem Kimów? – zapytaliśmy Oskara Pietrewicza, eksperta Centrum Studiów Polska-Azja i autora książki Krewetka między wielorybami. Półwysep Koreański w polityce mocarstw (Warszawa 2016).
Nasz rozmówca wskazał, że napięcie polityczne związane z rakietowymi próbami Korei Północnej nie jest niczym nowym w polityce międzynarodowej.
– W 2013 roku po próbie nuklearnej doszło do tak dużego zaognienia sytuacji na Półwyspie Koreańskim, że Amerykanie wysyłali tam swoje okręty; były też deklaracje, że sytuacja jest na krawędzi wojny.
– To jest próba sił – każda ze stron chce zasygnalizować swoją obecność i okazać, że nie ustąpi. Oczywiście zawsze istnieje niepewność, czy ktoś nie przesadzi.
Z perspektywy zeszłotygodniowego szczytu widać, że istnieje pewna koordynacja między mocarstwami. – Amerykanie grożą argumentem siły, a Chińczycy używają wpływów dyplomatycznych oraz ekonomicznych – ostatnio zwrócili zasoby węgla przechowywane w północnokoreańskich portach.
Oskar Pietrewicz zwrócił uwagę, że reżim Kimów świadomie i nie pierwszy raz doprowadza do eskalacji napięcia. Rozwiązania problemu koreańskiego arsenału nie da się, jego zdaniem, rozwiązać bez negocjacji Koreą Północną.