Wątpię, czy po „koronie” uda się uratować klasyczne dziennikarstwo / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 73/202

Bez niego skazani jesteśmy na chaos informacyjny, jaki trudno sobie jeszcze wyobrazić. Nie wiedząc, kto jest nadawcą, kto odbiorcą i kto za co odpowiada, stracimy zaufanie do wszystkich mediów.

Jolanta Hajdasz

Poznań, czerwiec 2020. Kupuję truskawki w warzywniaku. Kartą czy gotówką? – pada pytanie i natychmiastowa odpowiedź sprzedawcy: – Ja bym wolał gotówkę, bo zanim ci z banku mi to przeleją na konto, mija nawet 5 dni, jeśli ich regulaminowe 3 dni zahaczają o weekend. A poza tym, jak nie będziemy płacić gotówką, to zobaczy Pani, jak szybko zabiorą nam naszą walutę i wtedy dopiero będzie kryzys gospodarczy… Miałam akurat gotówkę, mogłam więc uradować znajomego od lat sprzedawcę. I choć się z Panem z Warzywniaka zgadzam, to wiem, że po „koronie” ten typ transakcji odejdzie w niebyt. Tego trendu nie powstrzymamy, bo i wygoda, i rzekome względy wyższe, czyli bezpieczeństwo.

Czy zauważymy moment, gdy dobrowolnie zgodzimy się na to, by ten, kto zarządza naszym elektronicznym kontem, decydował o tym, co płacimy w pierwszej kolejności, a co w drugiej? Obyśmy zdążyli się zbuntować.

A co jeszcze zostanie nam po tej pandemii, która zatrzymała nas wszystkich na bite 3 miesiące? Mam nadzieję, że nie będzie to szkoła online. Poziom wiedzy przyswajanej zdalnie przez ciągle jeszcze analogowe, niezachipowane umysły jest naprawdę o wiele niższy niż przy metodach nauki w kontakcie bezpośrednim, gdzie udział w zajęciach i prawdziwe emocje przyspieszają zapamiętywanie. Widzę to po egzaminach moich studentów, którzy po wykładach tradycyjnych na podstawowe pytania odpowiadali bez kłopotu, a teraz częściej się gubią.

Na pewno skutkiem pandemii jest totalny chaos w przekazach medialnych. Setki tysięcy fake newsów nie wiadomo czyjego autorstwa.

Tylko w czerwcu Twitter zawiesił 170 tys. kont używanych w kampanii dezinformacji, wspieranej przez rząd Chin i polegającej na przekazywaniu korzystnych dla niego treści, w tym oczywiście dotyczących pandemii koronawirusa.

Takie info podał nasz rodzimy PAP za agencją Reutera. Według Twittera chińskie sieci były związane z ujawnionymi w ubiegłym roku operacjami wpływu na tej platformie oraz na Facebooku i w należącym do Google serwisie YouTube. Aktywność w sieci dotycząca covid-19 osiągnęła szczyt w marcu. Głównym motywem tych wpisów było wychwalanie Chin za reakcję na pojawienie się koronawirusa. A to tylko Twitter i chińskie wpływy. A gdzie Rosja i USA, Niemcy i inni; a gdzie nasze rodzime polityczne fake newsy i zalew treści, których nikt nie jest w stanie ogarniać i weryfikować na bieżąco?

Wątpię, czy po „koronie” uda nam się uratować proces komunikowania masowego, czyli przekazywania sprawdzonych i wiarygodnych treści wielkim, anonimowym i zróżnicowanym odbiorcom, a mówiąc zwyczajnie – uratować klasyczne dziennikarstwo, w którym wiemy, kto jest nadawcą, kto odbiorcą i kto za co odpowiada. Bez tego skazani jesteśmy na chaos informacyjny w stopniu, jaki trudno sobie chyba jeszcze wyobrazić. A reakcją na niego będzie utrata zaufania nie do jednego medium, tylko do wszystkich. Jako masa zwyczajnych odbiorców mediów stajemy się wyjątkowo podatni na manipulację, bo przecież informacje o tym, co się dzieje dookoła, i tak nas dopadną, pytanie tylko, jakim kanałem.

Póki co, nosimy nadal maseczki, choć jeszcze na początku pandemii sama WHO twierdziła, iż „nie chronią”, i trzymamy „bezpieczny” dystans, choć coraz więcej z tego dowcipów niż realnej ochrony.

I tylko szkoda starszych, schorowanych ludzi, którym wciąż nie jest do śmiechu i którzy nadal są przekonani, iż lepiej nie wychodzić z domu, by się nie zarazić, i lepiej z nikim się nie spotkać, by się nie zarazić, i lepiej dezynfekować ręce, by się nie zarazić… Czy kiedykolwiek poznamy prawdę o pandemii, czy damy radę wyeliminować jej negatywny wpływ na nasze życie prywatne i społeczne? Mam nadzieję, że tak, ale oby i ona nie stała się fake newsem, zanim odkryjemy jej prawdziwą wersję.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Rok wyborów w europejskich krajach NATO. Kremlowskie trolle aktywizują się / Rafał Brzeski, „Kurier WNET” nr 60/2019

Generał Oleg Kaługin, były szef kontrwywiadu w I Zarządzie Głównym KGB, powtarzał, że sianie zamętu i niezgody w obozie przeciwnika to „serce i dusza” rosyjskich służb wywiadowczych.

Rafał Brzeski

Wybory, trolle, Kreml

Mamy europejski rok wyborczy. Ledwie zakończyły się eurowybory w 28 krajach, a już szykują się wybory powszechne w Austrii i w Grecji. Na jesieni wybory w Polsce. Były wybory prezydenckie na Ukrainie, na Litwie, na Łotwie i na Słowacji. Będą wybory prezydenckie w Rumunii. Były wybory parlamentarne w Estonii i w Mołdawii. Być może będą w Wielkiej Brytanii.

Większość z nich – w krajach należących do NATO, a więc dla rosyjskich dezinformatorów okazja niebywała i nie dziwota, że ze smyczy spuszczono szeregowych trolli, producentów fejków, kreatorów narracji, scenarzystów operacji dezinformacyjnych i całe stada agentów wpływu. Według komisarz Unii Europejskiej do spraw sprawiedliwości, Viery Jourovej, trwa „cyber-wyścig zbrojeń:, a celem kampanii dezinformacyjnych Moskwy jest pogłębianie istniejących podziałów społecznych.

W wojnie informacyjnej każdy chwyt jest dozwolony, jeśli powoduje mętlik w głowach i polityczny chaos.

Dla Kremla sianie zamętu, podsycanie podziałów i destabilizacja chwiejnych demokracji stały się kluczowym elementem polityki zagranicznej. Zakłócanie procesów wyborczych stanowi istotny fragment tego programu.

Dywersja taka jest tania i bezpieczna. Nie wymaga przełamywania firewalli i ryzykownego hakowania infrastruktury sieciowej, co może grozić cyber-odwetem. Wystarczy umiejętne zmanipulowanie faktów oraz penetracja i wypaczanie postrzegania rzeczywistości przez odbiorców. Nie grozi to niczym, bowiem żadna międzynarodowa konwencja nie zabrania szerzenia kłamstw, a zachodnie i polskie agendy osłaniające świadomość wyborców przed manipulacją są dopiero w powijakach.

W wojnie informacyjnej Rosja ma olbrzymie doświadczenie zbierane w czasach Ochrany, CzeKa, NKWD i KGB. Generał Oleg Kaługin, były szef kontrwywiadu w Pierwszym Zarządzie Głównym KGB, powtarzał, że sianie zamętu i niezgody w obozie przeciwnika to „serce i dusza” rosyjskich służb wywiadowczych. Rozwój internetu i mediów społecznościowych, które zbiegły się z amerykańską polityką „resetu” oraz zachodnią konsumpcją „dywidendy pokojowej” po zakończeniu „zimnej wojny”, dały rosyjskim strategom i teoretykom czas na rozwój prac studyjnych nad militaryzacją informacji. W rosyjskiej doktrynie przyjęto, że konfrontację informacyjną należy prowadzić permanentnie „w okresie pokoju i w czasie wojny”, ma ona mieć charakter totalny, a jej celem są całe społeczeństwa, cywile na równi z wojskowymi. Rosyjscy teoretycy oceniają, że współczesne środki komunikowania się umożliwiają tak potężne oddziaływanie na odbiorców, że dzięki konfrontacji informacyjnej możliwe staje się osiągnięcie celów strategicznych, a konwencjonalne działania militarne można ograniczyć do minimum nie powodującego gwałtownych reakcji społeczności międzynarodowej.

Czas „drzemki” teoretyków zachodnich służby rosyjskie wykorzystały efektywnie w sferach:

  • koncepcyjnego tworzenia dezinformacyjnych narracji,
  • nowoczesnych technik komunikowania się,
  • eksploatacji możliwości, które dają swobody demokracji i gospodarki rynkowej.

W walkę informacyjną wpisano na równi działania hakerskie, pozyskiwanie danych, zwłaszcza danych osobowych, a także: historię, kulturę, język, patriotyzm i dumę narodową, niechęci i niezadowolenie oraz inne przejawy ludzkiej aktywności i stany emocjonalne.

Dla osiągnięcia przewagi strategicznej szeroko rozbudowano narzędzia sterowania społecznego. Werbalne insynuacje, plotki i podróbki dokumentów zastąpiono przez rozwinięte narracje o jednolitym rdzeniu, ale adresowane do odbiorców podzielonych na precyzyjnie wyprofilowane grupy docelowe. Slogany walki klasowej z sowieckich czasów zastąpiono mniej lub bardziej finezyjnymi i prawdopodobnymi przeinaczeniami i kłamstwami, co brytyjska premier Theresa May podsumowała stwierdzeniem, że Rosja „przekształciła dezinformację w oręż”. W procesie tym służby rosyjskie wykorzystywały i wykorzystują przede wszystkim media elektroniczne. Obok tradycyjnych platform czyli telewizji RT (do niedawna Russia Today), radiowej sieci Sputnik oraz agencji prasowych TASS i Novosti, wykorzystuje się internet i jego media społecznościowe, które dają możliwość natychmiastowego i bezpośredniego dotarcia z przekazem do milionów odbiorców. Przekaz ten może obejmować tekst, dźwięk oraz obraz i być opracowany pod kątem ustalonych wcześniej zainteresowań i potencjału intelektualnego konkretnych grup odbiorców.

Tymczasowej i pozornej demokratyzacji Rosji i otwarciu się rosyjskiej gospodarki towarzyszyło otwarcie się Zachodu na postsowieckie służby, które cynicznie eksploatują możliwości, jakie daje demokracja oraz liberalne zasady gospodarki rynkowej. Swoboda wyrażania poglądów i brak cenzury w państwach demokratycznych ułatwiają rozpowszechnianie kłamstw zwanych popularnie fejkami, kreowanie scenariuszy narracji oraz ich szerokie rozpowszechnianie poprzez media własne, media teoretycznie obce, ale kontrolowane przez Moskwę kapitałowo lub przez agenturę wpływu, a także media obce, którym podsuwa się spreparowane treści po konkurencyjnych cenach.

Przykładowo, do listopada 2018 roku program Sputnika retransmitowało Radio Hobby zamknięte przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Nadajnik tej stacji znajdował się w Legionowie i jego sygnał obejmował również Rembertów, Wesołą oraz inne podwarszawskie miejscowości zamieszkałe przez ludzi związanych z Ludowym Wojskiem Polskim.

W innych krajach utworzono regionalne centra multimedialne z potężnym wsparciem technicznym i finansowym. Twórca tego imperium propagandowego Michaił Lesin, zanim w dziwnych okolicznościach pożegnał się z życiem, nie krył, że nie robi mu różnicy, czy kanał medialny, z którym współpracuje, jest publiczny czy prywatny. „Ma tylko przekazywać określony punkt widzenia”, a machina propagandowa Kremla już dostarczy ten „punkt widzenia” w stosownym opakowaniu i po atrakcyjnej cenie.

Jedno się wszakże od czasów KGB nie zmieniło. Stany Zjednoczone są nadal „głównym przeciwnikiem”, a tuż za nimi jest NATO. W kremlowskim postrzeganiu świata wszystkie państwa znajdujące się poza strefą wpływów Moskwy są potencjalnymi członkami Sojuszu Atlantyckiego, a ponieważ większość państw europejskich to kraje członkowskie NATO, zatem finalnym celem wszelkich działań dezinformacyjnych w Europie są: osłabienie solidarności państw Unii Europejskiej oraz rozbicie ich transatlantyckich powiązań ze Stanami Zjednoczonymi. Nie gra przy tym roli, czy niejako „po drodze” będą promowane lub atakowane ugrupowania i politycy z prawa lub lewa. Rosyjska kampania „nie jest ukierunkowana ani na lewo, ani na prawo, ale jej celem jest podważenie zaufania i wiary w siebie oraz sianie chaosu i niepewności” – oceniał w połowie lutego były sekretarz generalny NATO Anders Rasmussen.

Skala rosyjskich działań, zwłaszcza w sieci i mediach społecznościowych, jest olbrzymia. Do mieszania w głowach Amerykanom przed prezydenckimi wyborami w 2016 roku oddelegowano dwa lata wcześniej ponad 80 osób oraz oddano do dyspozycji ponad milion dolarów. Dla zatarcia śladów wykorzystano infrastrukturę komputerową nie tylko na terenie Rosji, ale również w innych krajach, także w Stanach Zjednoczonych. Jak ustaliło FBI, na rekonesans do USA wysłano dwóch pracowników petersburskiej Agencji Studiów Internetowych, czyli osławionej „fabryki trolli”. Ich zadaniem było poznać realia w 9 stanach, zorientować się w nastrojach, poznać aktualny slang i preferencje wyborcze mieszkańców amerykańskiej prowincji oraz zwerbować agenturę. Równocześnie z terytorium Rosji hakerzy wykradali autentyczne dane Amerykanów. Zakres tych kradzieży nie jest dokładnie znany, bo FBI nie chwali się porażkami, ale przed kilkoma tygodniami wyszło na jaw, że w dwóch powiatach na Florydzie wykradziono ze spisów wyborców kompletne dane uprawnionych do głosowania.

Równolegle stworzono potężny leksykon sformułowań, terminów, eufemizmów, żartów, porównań, skrótów, itp. używanych przez Amerykanów w mediach społecznościowych w trakcie dyskusji, sporów i kłótni na tematy polityczne. Godziny pracy „ekipy wyborczej” w Petersburgu podporządkowano strefom czasowym w USA, żeby nie było konfliktu między rytmem amerykańskiego życia a aktywnością trolli w sieci.

Za pośrednictwem funkcjonariuszy służb wywiadu zbierano oryginalne formularze in blanco, które posłużyły później do sporządzenia fałszywych dokumentów stanowiących fundament dezinformacji, plotek, insynuacji i rozbudowanych narracji podważających wiarygodność poszczegółnych polityków i generalnie uczciwość amerykańskiego systemu wyborczego. Wykorzystując zhakowane dane personalne, podszywano się pod aktywistów lokalnych struktur partii politycznych oraz różnych stowarzyszeń i werbowano w sieci wolontariuszy. Jeden z takich nieświadomych współpracowników z Teksasu podpowiedział, gdzie kandydaci idą łeb w łeb, co skwapliwie wykorzystano. Trolle z Petersburga pozakładały liczne konta na Twitterze, promujące i krytykujące na równi Donalda Trumpa, jak Hillary Clinton. Były to konta o chwytliwych hasztagach, takich jak #TrumpTrain lub #Hillary4Prison. Jak ustaliło FBI, niektóre fałszywe profile sterowane z Rosji były tak popularne, że firmy amerykańskie płaciły od 25 do 50 dolarów od postu, byle tylko podwiązano pod niego ich reklamę.

Posługując się wykradzionymi tożsamościami, założono też konta PayPal, które wykorzystano w 2016 roku do zakupu ogłoszeń na Twitterze i Facebooku. Zgodnie z zasadą: każdy chwyt jest dozwolony, jeśli powoduje mętlik w głowach i polityczny chaos – ogłoszenia te adresowano zarówno do odbiorców zorientowanych na prawo, jak i na lewo, a grupy etniczne wzywano do bojkotu wyborów, ponieważ ani Demokratów, ani Republikanów nie interesują problemy mniejszości. Ogłoszenie z maja 2016 roku głosiło: „Hillary Clinton nie zasługuje na czarne głosy”. Inne hasło brzmiało: „Nie można wybierać mniejszego zła. Lepiej już nie głosować WCALE”. Alternatywnie zalecano oddanie głosu na kandydatów niezależnych.

Mistrzowskim pociągnięciem było zebranie poprzez sieć grupy ponad 100 autentycznych, kipiących aktywnością i naiwnych Amerykanów, a potem wykorzystanie ich do przełożenia kreowanej w Rosji wirtualnej rzeczywistości na realne demonstracje i protesty w Stanach Zjednoczonych.

Ich animatorem był szalejący w sieci niejaki „Matt Skiber”, któremu udało się zdalnie z Petersburga zorganizować grupę autentycznych aktywistów, a ci przygotowali happening, podczas którego w klatce na platformie ciężarówki wieziono manifestanta ucharakteryzowanego na Hillary Clinton ubraną w więzienny kombinezon. Mało tego, już po wyborach petersburska szczujnia zorganizowała za pośrednictwem mediów społecznościowych dwie demonstracje w Nowym Jorku. Jedną popierającą Donalda Trumpa, a drugą pod hasłem „Trump NIE jest moim prezydentem”.

Na podobnie szeroką skalę przygotowano „obsługę” referendum w sprawie Brexitu w Wielkiej Brytanii, kiedy to w ostatnich 48 godzinach kampanii z rosyjskich kont na Facebooku rozesłano ponad 45 tysięcy „brexitowych” fejków. Niezależna brytyjska grupa studyjna 89up.org wyliczyła, że podczas tej kampanii Russia Today i Sputnik docierały ze swym antyunijnym przekazem do większej liczby brytyjskich odbiorców niż biura oficjalnych kampanii Vote Leave lub Leave.EU.

Podobnie było przed eurowyborami. Dokładne dane nie są jeszcze znane, gdyż analizy prowadzone w poszczególnych krajach nie zostały jeszcze opublikowane, ale zajmująca się bezpieczeństwem w sieci firma SafeGuard Cyber ustaliła, że tylko od 1 do 10 marca bieżącego roku 6 700 powiązanych z Rosją „czarnych owiec” rozesłało w mediach społecznościowych materiały, które dotarły do 241 milionów europejskich użytkowników. Ich efekt jest trudny do określenia. Nie sposób bowiem ustalić, czy nawet jeśli zostały przez odbiorców odebrane, to czy je przeczytali, a tym bardziej, czy zapadły w ich świadomość.

Rosyjskie mistyfikacje przedwyborcze to nie żadna propagandowa papka, tylko dezinformacje a la carte wykorzystujące aktualną sytuację i nastroje w danym kraju.

Do odbiorców w Polsce adresowane są fejki i narracje związane z ustawą JUST Act 477. Odbiorcom w Wielkiej Brytanii serwowany jest Brexit w różnych smakach, we Francji protest „żółtych kamizelek” i unijne koncepcje prezydenta Emmanuela Macrona, w Niemczech zaś – polityka imigracyjna, kryzys spowodowany najazdem uchodźców oraz rosnąca popularność partii Alternatywa dla Niemiec.

Utworzona z inicjatywy europosłanki Anny Fotygi europejska grupa do zwalczania rosyjskich dezinformacji wykryła i zdemaskowała od 2015 roku ponad 5 tysięcy fałszywek. Najwięcej – ponad 2000 – było związanych z Ukrainą i Krymem. Prawie 1200 dezinformacji dotyczyło Stanów Zjednoczonych, ponad 400 przypadków – NATO, a około 700 Unii Europejskiej, z czego ponad 120 było na temat Polski. Oskarżano nas m.in. o agresywne zachowanie wobec Moskwy, żądania terytorialne i marzenia o wchłonięciu przez Polskę – oczywiście z pomocą NATO – Białorusi i co najmniej części Ukrainy. Przykładowo, 20 lutego bieżącego roku w programie radia Sputnik w języku białoruskim podano, że gdyby Rosjanie nie zajęli Krymu, to Amerykanie umieściliby na półwyspie swoje wyrzutnie rakietowe i pod ich osłoną Polacy zagarnęliby zbrojnie Białoruś. Gdyby jednak w Warszawie uznano, że polskie siły są zbyt słabe, to polskie służby wywiadowcze zorganizowałyby w Mińsku skuteczny zamach stanu i osadziły propolski reżym.

W Wielkiej Brytanii, po chemicznym ataku „nowiczokiem” w Salisbury, producenci jedynie słusznej kremlowskiej prawdy rozpowszechnili ponad 40 różnych narracji wyjaśniających próbę otrucia dezertera z GRU Siergieja Skripala i jego córki. Każda z tych narracji była oczywiście „niepodważalna”.

Tematy, stosunek prawdy do kłamstwa w przekazie, wykorzystane platformy oraz inne elementy konstrukcji dezinformacji zależne są od wyobraźni scenarzystów, a zatem liczba możliwych rozwiązań jest w zasadzie nieskończona. Dwa lata temu były to prymitywne fałszywki w rodzaju powtórzonej przez telewizję RT wiadomości portalu dan-news.info, że na froncie w rejonie Doniecka walczą dwa tuziny snajperek z Polski.

Obecnie najnowszą metodą jest tak zwany „głęboki fejk” (deep fake), czyli generowany komputerowo materiał video lub dźwiękowy ukazujący dowolną osobę mówiącą dowolne rzeczy. Osoba może „mówić” własnym głosem, tyle, że tekst będzie spreparowany, gdyż jest to przemontowany zlepek fragmentów różnych wypowiedzi.

Podobnym zlepkiem obrazów może być bohater filmiku lub jego twarz może być „wpreparowana” w postać kogoś innego i w sytuację, w której nigdy nie uczestniczył.

Poza własnymi lub kontrolowanymi kanałami medialnymi, Rosja wykorzystuje różnych aktorów do rozpowszechniania dezinformacji. Najgroźniejsza jest świadoma agentura wpływu. Wsparciem dla niej są „pudła rezonansowe”, które bez refleksji powtarzają zasłyszane treści. No i dezinformacyjny plebs, zwany w Moskwie gawnojedy, czyli ludzie, którzy z własnej woli promują moskiewską narrację. Należą do nich na równi progresiści, pacyfiści, internacjonaliści, apologeci rozwiązłości seksualnej, sodomici, a także panslawiści, zwolennicy białej supremacji, kanapowi neofaszyści itp. Gawnojedy to nie agenci, gdyż nikt ich nie werbował, ale ich przydatność jest nie do przecenienia. Trudno bowiem znaleźć bardziej podatny materiał do manipulacji i medium bardziej żarliwie rozpowszechniające wszelką dezinformację. Wystarczy tylko sprytnie ich poszczuć. Gawnojedy są też często autorami politycznych happeningów lub krzykliwym mięsem armatnim demonstracji, które można później nagłośnić, pokazując je w telewizji RT.

Dla Kremla „główny przeciwnik” to nadal USA, więc podczas kampanii przedwyborczych byli, są i będą dyskretnie promowani politycy niechętni Stanom Zjednoczonym. Zwłaszcza w Niemczech, gdzie elity aż piszczą, żeby się pozbyć „okupacyjnego jarzma” Amerykanów. We Francji i w Niemczech promowani są również politycy opowiadający się za stworzeniem tak zwanej euroarmii, która jest ewidentną konkurencją dla Sojuszu Atlantyckiego. Na obszarze całej Unii Europejskiej informacyjna opieka Kremla obejmuje niezmiennie polityków oraz środowiska sprzyjające Moskwie, niechętne Ukrainie, opowiadające się za jednością i współpracą Słowian itp. Do wykorzystania nadaje się każdy polityk i celebryta, który przejawia niechęć do USA, do NATO, do każdego działania i każdej koncepcji ograniczającej osiągnięcie przez Rosję dominującej pozycji na kontynencie euroazjatyckim. I o tym warto pamiętać.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Wybory, trolle, Kreml” znajduje się na s. 15 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Wybory, trolle, Kreml” na s. 15 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Sztuka wojenna opiera się na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń”. Tę zasadę Sun Tzu przejął Dżyngis Chan, potem Rosja

Kupcy mogli podrzucać nowe tematy, mylić tropy, odwracać uwagę. Jeśli wielu kupców pojawiało się jednocześnie w wielu miastach z tymi samymi informacjami, mogli wręcz narzucić nową wizję świata.

Zbigniew Berent

W dawnych czasach rolę środków masowego przekazu pełniły bazary. Odpowiednikami współczesnych liderów opinii publicznej byli kupcy. Targ był nie tylko miejscem handlu, ale i wymiany poglądów, centrum informacyjnym. Kupcy mogli podrzucać nowe tematy, rozpalać wyobraźnię, mylić tropy, odwracać uwagę. Jeśli zatem dostatecznie wielu kupców pojawiało się jednocześnie w wielu miastach z tymi samymi informacjami, mogli wręcz narzucić nową wizję świata. I to postanowił wykorzystać Dżyngis Chan.

Mongolski wódz, zanim przystępował do podboju nowych krajów, wysyłał do nich wywiadowców. Najczęściej pojawiali się oni jako kupcy na czele wielkich karawan, zaopatrzonych w tanie i dobre towary.

Wcześniej uczono ich pracy wywiadowczej. Sporządzali np. szkice, na które nanosili każdy zagajnik, bród czy łąkę na popas. Kiedy później hordy przystępowały do ataku, wykorzystywały znajomość terenu. Działalność „kupców” polegała także na rozpoznaniu stosunków społecznych, ekonomicznych, politycznych i religijnych. Wykorzystując tę wiedzę, manipulowali informacjami, aby wzbudzać waśnie wyznaniowe i plemienne. W ten sposób doprowadzano przyszłego przeciwnika do osłabienia wewnętrznego. Zarazem członkowie karawan niby dyskretnie rozpowiadali o wielkich dobrodziejstwach, jakie przynoszą wojska Złotej Ordy. Stanisław Swianiewicz, jeden z najwybitniejszych sowietologów II Rzeczpospolitej, napisał: „Dżyngis Chan miał doskonale zorganizowany aparat szeptanej propagandy, który osłabiał wolę oporu zaplanowanej ofiary”. (…)

Dżyngisydzi starali się prowadzić swe podboje tak, aby odwaga i bohaterstwo nie były potrzebne. Ich wojska były niezwyciężone, gdyż wkraczały do akcji – jak pisał rosyjski generał Iwanin w 1875 roku – „dopiero w końcowym etapie, dopiero wówczas, gdy na rzecz armii spadał względnie łatwy obowiązek ostatecznego spacyfikowania kraju przeznaczonego na opanowanie”. O prawdziwym sukcesie decydowała podjęta znacznie wcześniej długotrwała akcja rozpoznawcza, dywersyjna i niszcząca morale społeczności danego terytorium. Rosyjski historyk Paweł Milukow pisał, że gdy skończyła się mongolska niewola, wielcy książęta moskiewscy nie byli w stanie „rozwinąć innego programu, oprócz tego dawnego, tradycyjnego, który stał się instynktem: jeszcze więcej zabiegać i zbierać, oszukiwać i gwałty czynić – z jednym celem – zdobycia jak największej władzy i jak największej ilości pieniędzy”. Znacznie później, w XX wieku, Dzieło Sun Tzu stało się „biblią” sowieckich służb specjalnych. (…)

Lenin, a za nim bolszewicy, uważali intelektualistów za „użytecznych idiotów”. Jak zauważył emigracyjny znawca problemów ZSRS Michał Heller, „specyfika sowieckiej dezinformacji polega na tym, że czerpie ona swe soki żywotne z postawy Zachodu, który po otrzymaniu impulsu z Moskwy, dezinformuje się już sam”.

(…) Zawrotną karierę w terminologii postmodernistycznej robi dziś słowo ‘simulacrum’. Najkrócej mówiąc, oznacza ona kopię bez oryginału. Takimi kopiami były wielkie medialne spektakle związane z tzw. Jesienią Ludów w 1989 roku, np. Okrągły Stół w Polsce, Rewolucja Grudniowa w Rumunii czy obrona Białego Domu w Moskwie w sierpniu 1991 roku. Wszystkie one były pomyślane wyłącznie jako wielkie widowiska telewizyjne. Okrągły Stół odwoływał się do polskiej tradycji polityki symboli, a jego celem – by znów użyć sformułowania Jadwigi Staniszkis – było to, by „przełom służył zakamuflowaniu ciągłości”. Zdjęcia z bohaterskim Borysem Jelcynem na wieżyczce czołgu w obronie moskiewskiego Białego Domu były jedynie faktem wirtualnym, gdyż nie było żadnego szturmu na Biały Dom. Wydarzenie to zaistniało jedynie na dziesiątkach milionów ekranów telewizyjnych na całym świecie.

Dzięki badaniom Radu Portocala wiemy dziś dużo więcej o kulisach obalenia rządów Nicolae Caeucescu w Rumunii. Quasi-rewolucję zorganizowano po to, by nowa ekipa uzyskała legitymację społeczną. Jej centrum znajdowało się w głównym gmachu państwowej telewizji w Bukareszcie, była to bowiem „rewolucja telewizyjna”. A rozegrano ją z iście hollywoodzkim rozmachem. 21 grudnia 1989 roku chrzęst pancernych gąsienic był emitowany z wielkich głośników na dachach domów, toteż wystarczyło kilkunastu wmieszanych w tłum agentów, którzy krzyknęli „czołgi jadą!”, by ludzie wpadli w panikę. Telewidzowie mieli wrażenie autentyczności wydarzenia, ponieważ demonstranci byli naprawdę przerażeni. Z głośników również puszczano odgłosy serii karabinów maszynowych. Żołnierze wierni Frontowi Ocalenia Narodowego odpowiadali ogniem, w wyniku czego zginęło więcej ludzi niż za panowania Ceaucescu. Zachód przymknął oczy na mord sądowy na byłym dyktatorze po tym, jak francuska telewizja nadała reportaż o tysiącach ofiar Ceaucescu, których zbiorową mogiłę odkryto w Timisoarze. Znów mieliśmy do czynienia z simulacrum, gdyż trupy (ze śladami sekcji zwłok) zwieziono z różnych kostnic i prosektoriów. Spektakl się jednak udał, gdyż telewidzowie weń uwierzyli. (…)

„Aksamitna rewolucja” w Czechach rozpoczęła się 17 listopada 1989 roku od brutalnie rozpędzonej przez milicję studenckiej demonstracji w Pradze. O jej terminie funkcjonariusze StB wiedzieli wcześniej niż jej oficjalni organizatorzy.

Władimir Bukowski dowiódł, że proces upadku komunizmu był zaplanowany w Moskwie i przebiegał według scenariuszy zależnych od specyfiki danego kraju. Te plany całkowicie zawiodły jedynie w NRD i Czechosłowacji, gdzie przeprowadzono dekomunizację.

Na przykład w byłej NRD musiało pożegnać się z „pracą” ponad 70% sędziów. Wyniki swojej kwerendy w kremlowskich archiwach zawarł Bukowski m.in. w książce Moskiewski proces. Jej polskie wydanie zostało w 1999 roku ostro skrytykowane na łamach „Gazety Wyborczej”. Recenzent radził Bukowskiemu, aby zajął się raczej „pisaniem thrillerów politycznych w stylu Roberta Ludluma”. Owym recenzentem był Lesław Maleszka, zdemaskowany dwa lata później jako wieloletni płatny agent SB. W swoim tekście obśmiewał m.in. przedstawioną przez Bukowskiego wersję „aksamitnej rewolucji” w Czechach. Tymczasem wystarczy wejść na oficjalne strony internetowe czeskiej policji, by w katalogu Urzędu Dokumentacji i Badania Zbrodni Komunizmu odnaleźć szczegóły operacji KLIN.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Mechanizmy łowienia ludzkich dusz” znajduje się na s. 12 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Mechanizmy łowienia ludzkich dusz” na s. 12 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nowy termin będzie zakładał nam kaganiec na usta: mowa nienawiści/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” nr 56/2019

Starsze osoby pamiętają z PRL-u oskarżenia o godzenie w sojusze i o szerzenie kontrrewolucji. Ostatnio najwięcej krzyczeli o mowie nienawiści ci, którzy opanowali ją do perfekcji i od lat stosują.

Jadwiga Chmielowska

Marzec rozpoczyna Dzień Pamięci Żołnierzy Niezłomnych, przez kilkadziesiąt lat w PRL, a później nawet w III RP – wyklętych. Ośmielili się walczyć o wolną, niepodległą Polskę – mieli być zniszczeni i na wieki zapomniani. Komuniści, zbrodniarze z bezpieki lat 1945–56 i ich dzieci śmią nawet teraz pouczać naród, mówić nam, co jest dobre, a co złe, interpretować historię i wychowywać młode pokolenia.

Coraz bardziej czytelne jest, że na Zachodzie zwyciężył komunizm, ale niebolszewicki. W maju 2018 roku w Unii Europejskiej uczczono 200-lecie urodzin Karola Marksa. To powinno wystarczyć, aby właściwie ocenić towarzysza Jeana-Claude’a Junckera i jego otoczenie w kierownictwie UE. Poszczególne narody coraz bardziej rozumieją istotę ideologii wdrażanej w wolnym świecie.

Znowu chodzi o stworzenie/wychowanie nowego człowieka – niewolnika, który nie myśli, tylko bawi się beztrosko i całe życie spłaca kredyty.

Aby plan się powiódł, trzeba ludziom zabrać Boga, stąd ta nieprzejednana walka z religiami. Na szczęście narody Unii Europejskiej coraz częściej mają już dość polityki swoich przywódców. Oby tylko nie szukały ratunku w Putinie!

Bogaty Zachód jest Rosji potrzebny, aby miała lepszą pozycję we współpracy z Chinami. Polecam teksty w ogólnopolskim „Kurierze WNET” dra Pateya i mój o geopolityce. Są tam również polemiki z tezami zawartymi w tekstach nowych autorów ze styczniowego numeru. Zgodnie z polityką Redakcji, puszczamy niekiedy w wydaniu ogólnopolskim teksty, z którymi się nie zgadzamy, aby inspirować dyskusje na łamach gazety. Rozdając na spotkaniach egzemplarze „Kuriera WNET” różnym osobistościom, uprzedzałam, jak traktować niektóre teksty – nie chciałam się kompromitować. Dostawałam też masę telefonów od czytelników zdziwionych tezami zawartymi w artykułach. Nie chodzi oczywiście o poglądy autorów, ale o podawanie nieprawdziwych informacji i stosowanie niemal szkolnych chwytów z dziedziny manipulacji. W „Kurierze WNET” bardzo rzadko zdarzają się takie teksty i przeważnie nowych autorów. Stali autorzy to osoby nie tylko umiejące pisać, ale i specjaliści w swoich dziedzinach.

O konieczności prowadzenia szkoleń dla dziennikarzy i młodzieży z zakresu rozpoznawania fake newsów i dezinformacji mówi się już od lat. Brak czasu powoduje, że społeczeństwo jest niedoinformowane, a coraz częściej – niestety po prostu dezinformowane. Teraz pojawi się nowe zagrożenie dla wolności słowa – „mowa nienawiści”. Ten termin będzie zakładał kaganiec na usta niewygodnym.

Przecież każda prawda może być uznana za mowę nienawiści. Jest to bowiem broń mająca uderzyć w ideologicznego przeciwnika.

Starsze osoby pamiętają z czasów PRL-u oskarżenia o godzenie w sojusze i o szerzenie kontrrewolucji. Ostatnio najwięcej krzyczeli o mowie nienawiści ci, którzy opanowali ją do perfekcji i od lat stosują.

Moralność Kalego obowiązuje coraz częściej: „Kali ukraść krowę – dobrze, a Kalemu ukraść krowę – źle!

Najgorsze jest uleganie histerii. Chory psychicznie człowiek zabija na scenie w obecności widowni i prawie wszyscy tracą głowy. Niestety nawet hierarchia kościelna dała się wciągnąć w tę niezdrową grę. Trudno mi zrozumieć posadzenie Prezydenta i Premiera RP w 5 czy 7 rzędzie w kościele w Gdańsku. To przecież była próba poniżenia godności urzędu RP. Obawiam się, że proniemieckiej części opozycji chodziło przy okazji o próbę destabilizacji Polski. Co na szczęście się nie udało. Polacy są mądrym narodem.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Żyjemy w cywilizacji kłamstwa. Dezinformacja i fejki to codzienna strawa telewizyjnych programów publicystycznych

Politycy otrzymują wytyczne i jak pociągane za sznurki kukiełki powtarzają zawarte w nich tezy. Na ekranach telewizorów przekrzykują się ludzie, na własną prośbę zredukowani do roli bocianiego dzioba.

Rafał Brzeski

Ponieważ o kłamliwe elementy wojny informacyjnej spotykamy codziennie, warto przypomnieć, że dezinformacja może mieć wymiar strategiczny bądź taktyczny. Dezinformacja taktyczna trwa stosunkowo krótko i ma na celu wprowadzenie w błąd w jednej lub kilku zazębiających się kwestiach. Prowadzona jest raczej w skali miesięcy aniżeli lat. Dezinformacja strategiczna prowadzona jest przez kilka, a nawet przez dziesiątki lat. Przykładem może być sączone konsekwentnie od dziesięcioleci kłamstwo o „polskich obozach koncentracyjnych”. (…)

Podstawowa zasada brzmi: przeciwnika można skutecznie wprowadzić w błąd jedynie wówczas, kiedy podsuwana dezinformacja jest oparta na wiedzy, jaką on już posiada. Stąd tak istotne dla powodzenia dezinformacji jest rozpoznanie przeciwnika i jego sposobu myślenia. (…)

Nie wolno kłamać, nie znając prawdy, bowiem skuteczność dezinformacji zależy nie od tego, co przeciwnik pomyśli, ale od tego, co zrobi. Chodzi o to żeby zrobił coś konkretnego, zgodnego z planami dezinformującego.

Skuteczną dezinformację umożliwiają:

  • ignorancja z wyboru, czyli niechęć do ustalenia prawdy,
  • łatwowierność płynąca z odruchowej niechęci do samokrytyki,
  • tendencja do oceniania innych wedle własnej miary,
  • skłonność do niedawania wiary złym wiadomościom, do powątpiewania w „czarne scenariusze” oraz do upatrywania „teorii spiskowych”.

Lenin radził Dzierżyńskiemu: „mów im to, czego chcą słuchać”. (…)

Najskuteczniejszy jest jednak strach przed konsekwencjami ujawnienia szerszemu ogółowi informacji prawdziwej. Strach przed odpowiedzialnością prawną, administracyjną, profesjonalną (ostracyzm) lub towarzyską (obciach).

Strach prowadzi do spontanicznej zmowy milczenia i ugruntowania dezinformacji jako prawdy w świadomości zbiorowej całych środowisk i społeczeństw.

Widać to w informacyjnej chmurze otaczającej francuski ruch protestacyjny żółtych kamizelek, w której obok dramatycznych obrazów prawdziwych pojawiły się obrazy autentyczne, ale „przesunięte w czasie” oraz „przesunięte w przestrzeni”. Można też mówić o obrazach prawdziwych, ale „przesuniętych w okolicznościach”.

Dziennikarze Agence France Presse zadali sobie trud przeanalizowania obrazów, które pojawiły się w sieci po listopadowych demonstracjach Żółtych Kamizelek.

W sobotę 24 listopada pojawiło się zdjęcie żandarma trzymającego kartkę z napisem „nie odpuszczajcie”. Zdjęcie było autentyczne, tyle że „przesunięte w czasie”, bowiem zostało wykonane przed paryską katedrą Notre Dame 21 października 2016 roku.

Zestaw 7 dramatycznych zdjęć pobitych i poranionych demonstrantów opublikowany na Facebooku 20 listopada rano opatrzono stwierdzeniem, że media głównego nurtu zamiotły te fotki pod dywan. Do południa 30 listopada zestaw ten został podany dalej 140 000 razy i komentowany był ponad 800 razy. Po weryfikacji przez AFP okazało się, że dwa zdjęcia pobitych to obrazy autentyczne, ale „przesunięte w przestrzeni”, bowiem pochodzą z manifestacji w Hiszpanii.

Cały artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Dezinformacja i fejki” znajduje się na s. 20 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Dezinformacja i fejki” na s. 20 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szef sejmowej Komisji Służb Specjalnych: Możemy powiedzieć, że trzecia strona wpływa na stosunki polsko-ukraińskie

Poseł Marek Opioła relacjonował działania służb specjalnych w celu zwalczania wychodzącej od służb rosyjskich propagandy i dezinformacji nakierowanej na polską politykę zagraniczną.

W czwartek odbyło się posiedzenie sejmowej komisji służb specjalnych poświęconej działaniom obcych służb na destabilizację stosunków polsko-ukraińskich: Wczorajsze posiedzenie komisji ds. służb specjalnych, na której odbywała się rozmowa na temat sytuacji międzynarodowej i tego, co się dzieje na Ukrainie, ale też tego, co się w ogóle dzieje w Europie, czyli wyniki wyborów na prezydenta Federacji Rosyjskiej oraz sprawy pana Skripala. Chcieliśmy też widzieć, jak wygląda sytuacja w Polsce czy ten ekstremizm i niepokojące sygnały, które do nas dochodzą, wpływają na nasze bezpieczeństwo.

Marek Opioła mówił o zorganizowanej grupie, dokonującej aktów wandalizmu na polskich cmentarzach: Możemy powiedzieć, że strona trzecia wpływa na stosunki polsko-ukraińskie. Wczorajsza informacja Służby Bezpieczeństwa Ukrainy mówi, że strona ukraińska rozbiła grupę, która była inspirowana a przez stronę rosyjską. Były przeszukania różnego rodzaju miejsc, w którym znaleziono granaty, broni i materiały niebezpieczne. Ta grupa była podejrzewana o to, że w grudniu dokonała zniszczenia na cmentarzach Korpusu Ochrony Pogranicza polskich cmentarzach grobów.

Gość Poranka Wnet mówił również o kulisach ataku na węgierską placówkę kulturalną na Ukrainie: To jest też ciekawe wydarzenia ostatnim czasie, że Ośrodek Kultury Węgierskiej na Ukrainie został zaatakowany przez obywateli polskich i chcemy tutaj porozmawiać, jak wygląda ta kwestia, dlatego że według mnie to jest coś nowego. Mamy do czynienia z trzema państwami, których dotyka sprawa i z czwartym, które może najprawdopodobniej inspirować. Nam chodzi, o to, żeby to rozwikłać jak to funkcjonuje.

Z informacji służby wynika, że pan Skripal był w Polsce już jako obywatel brytyjski po wymianie. Spędzał u nas urlop – powiedział w poranku Wnet Marek Opioła, przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

Zdaniem gościa Poranka Wnet ciężko jest zidentyfikować, które przekazy medialne są inspirowane przez obce służby specjalne: Teraz prędkość informacji i siła mediów jest ogromna. W związku z tym różnego rodzaju rzeczy, które się pojawiają wielokrotnie w mediach, to wtedy zwracam uwagę, że to może być jakaś operacja służb specjalnych, że to może być inspirowane.

Gość Poranka Wnet wskazał, że zatruty w Wielkiej Brytanii były agent GRU, musiał być bardzo ważny dla służb państw NATO: Wszyscy wracają do roku 2010 do wymiany Siergieja Skripala zrobionej przez Stany Zjednoczone z Federacją Rosyjską, który został ułaskawiony przez prezydenta Miedwiediewa. Wówczas doszło do wymiany 10 nielegałów rosyjskich za 4 agentów USA. To pokazuje jaka była waga pana Skriepala i to, co się stało ostatnio, czyli walka o jego życie. Widać, że Kreml nie zapomina.

Przewodniczący komisji służb specjalnych wskazywał, że zakres bezpieczeństwa cyber przestrzeni dotyka już codziennego życia przeciętnego obywatela: Na dzień dzisiejszy służby zapewniały nas, że w pełni kontrolują sytuację w cyberbezpieczeństwie, ale jest szereg rzeczy do zrobienia w tym zakresie szczególnie w sferze cywilnej, bo wojskowa jest dobrze zabezpieczona. Tutaj głównie sfera życia codziennego, która nas dotyczy. Wskazywaliśmy na szereg kwestii, od telefonów, które są mini komputerami, po pralki mające podłączenie do Internetu, czy telewizory. Tu chodzi o kwestie zabezpieczenia.

Mieliśmy przykład w 2008 roku a ich sytuacji, wtedy kiedy Federacja Rosyjska zaatakowała Gruzję, też był silny atak na stronę internetową Kancelarii Prezydenta, to były też bardzo mocne ataki na system bankowy – przypominał w Poranku Wnet polityk PiS.

Zdaniem Przewodniczący komisji służb specjalnych obecnie w zakresie informacji już jesteśmy w stanie wojny: To jest wojna, wojna informacyjna, która ma miejsce, jest wojną propagandy. Dlatego że trzecia strona używa głównie propagandy i siłą tych zainfekowania nieprawdziwych informacji jest po prostu ogromna. O sile i skali rosyjskiej propagandy będzie raport po wyborach w USA – powiedział w Poranku Wnet poseł Marek Opioła.

ŁAJ

Połowa ruchu internetowego na temat referendum w Katalonii była generowana w Rosji / płk Grzegorz Małecki w Radiu WNET

O stabilizującej się sytuacji w Katalonii oraz ujawnionej przez hiszpańskie służby skali cyfrowej akcji dezinformacyjnej na temat referendum niepodległościowego mówił gość Poranka, były szef AW.

 

Pułkownik Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu, obecnie ekspert między innymi od spraw hiszpańskich, gościł u Witolda Gadowskiego w Poranku WNET. Co się dzieje w Katalonii?

Emocje ustabilizowały się na wysokim poziomie. Trwa oczekiwanie na wybory w Katalonii, zarządzone przez władze centralne po rozwiązaniu regionalnego parlamentu. Nie wiadomo wcale, czy ugrupowania będące za secesją Katalonii osiągną większość. Decydujący będzie głos większości, która na razie milczy.

Nie bez znaczenia dla wyniku tych wyborów będzie to, że na skutek zawirowania politycznego, w jakim znalazła się Katalonia, jej gospodarka hamuje. Już ponad trzy tysiące firm wycofało się z tego regionu, spadły przychody z turystyki, mają miejsce bojkoty produktów katalońskich. Dodatkowo Unia Europejska, wbrew wcześniejszym planom, zrezygnowała z wyznaczenia Barcelony jako siedziby Europejskiej Agencji Leków. [related id=43112]

Trwa śledztwo w sprawie korupcji w rodzinie Pujol i partii politycznej kierowanej przez byłego premiera Katalonii. Grzegorz Małecki nie przewiduje jednak spektakularnych wyników, gdyż korupcja dotyczy całej elity politycznej Hiszpanii, nie tylko Katalonii.

Jednym z największych odkryć Hiszpanów w ostatnim czasie było to, że stali się obiektem cyfrowej agresji ze strony Rosji. Hiszpanie dzięki współpracy z amerykańskimi służbami zdobyli dowody na to, że w okresie poprzedzającym referendum i krótko po nim ruch w Internecie dotyczący informacji na temat sytuacji w Katalonii był generowany w dużej mierze przez media i podmioty pochodzące z terenu Rosji. Do tego był to ruch przedstawiający działania władz madryckich w sposób zdeformowany, a pozytywnie – postępowanie separatystów. Była to klasyczna akcja dezinformacyjna, mająca na celu komplikowanie sytuacji i generowanie problemów w całej Unii Europejskiej.

– Możemy sobie tylko wyobrazić, co mogą Rosjanie robić w Polsce – powiedział pułkownik Grzegorz Małecki. Nasze służby, jeśli mają wiedzę na ten temat, nie ujawniają jej, gdyż przyjęły inną politykę niż służby hiszpańskie, które zdecydowały się ujawnić, co ustaliły na ten temat.

JS

Cała rozmowa  części czwartej Poranka WNET.