Poloniści UJ nie akceptują poglądów ministra, choć uzasadniają to słabo. Z kolei ja nie akceptuję poglądów polonistów

Czy minister Czarnek, stojąc po stronie cywilizacji łacińskiej, zdoła obronić uczelnie i naukę przed barbarią, przed niszczącą ideologią, aby umożliwić przetrwanie naszej cywilizacji?

Józef Wieczorek

Pracownicy Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego na wieść o tym, że ministrem został Przemysław Czarnek, napisali list otwarty do Premiera i Prezydenta RP, gdyż trudno im przechodzić obojętnie wobec wypowiedzi ministra o LGBT, deprawacji, aborcji, edukacji.

Protestują „przeciwko wypowiedziom dr. hab. Przemysława Czarnka, które są kłamliwe, łamią zasadę równości obywatelskiej i naruszają godność nas wszystkich” i apelują „by stanowisko Ministra Edukacji i Nauki objęła osoba, która nie będzie naruszała podstawowych wartości, przyświecających edukacji obywatelskiej”.

Pouczają przy tym, że „edukacja nie polega tylko na przekazywaniu wiedzy, ale także na budowaniu kultury dialogu oraz wpajaniu zasady szacunku dla każdego człowieka”.

A „poglądy dyskwalifikują dr. hab. Przemysława Czarnka jako kierującego ministerstwem zajmującym się wychowaniem kolejnych pokoleń Polaków”. Piszą w liście, że „poszanowanie ludzkiej godności i różnorodności, przekonanie o równości wszystkich w prawach i obowiązkach oraz wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka to wartości fundamentalne, których nie może podważać osoba kierująca w Polsce Ministerstwem Edukacji i Nauki”.

Oświadczenie zbuntowanych jagiellońskich polonistów, z datą 28 października 2020 r., podpisało ok. 150 sygnatariuszy. (…)

Może biorą przykład z opinii swego kolegi po polonistycznym fachu, choć chowu warszawskiego, Michała Boniego, mającego spore doświadczenie w prowadzeniu dialogu ze służbami minionego systemu (TW Znak), a także doświadczenie polityczne na odcinku kultury, środków przekazu i polityki społecznej.

Ten polonista oświadczał w mediach: „Wypier… stało się normalnym elementem języka, komunikacji publicznej i społecznej; ja się tego słowa nie boję; młodzi używają go na co dzień, bo to jest ich rewolucja”. Jego i jagiellońskich polonistów koleżanka po fachu, profesorka uniwersytetu Szczecińskiego i Rady Doskonałości Naukowej, Inga Iwasiów (od kultury i języka polskiego), słowa „je…ć PiS”, „wyp….lać” wręcz traktuje jako swoje credo życiowe.

Ten poziom kultury języka, zdaje się odpowiadać polonistom jagiellońskim. Jeden z sygnatariuszy ich listu – Michał Rusinek, doktor jagiellońskiej wszechnicy, rzecz jasna habilitowany, wręcz zachwyca się tym językiem – „Wyraz »wypierdalać« jest niezwykły pod względem fonetycznym”. (…)

Obecny rektor UJ, prof. dr hab. Jacek Popiel, to były dyrektor Instytutu Polonistyki i były dziekan Wydziału Polonistyki UJ, który do tej pory nie zabrał głosu w sprawie języka młodzieży jagiellońskiej, a prof. dr hab. Magdalena Popiel stoi po stronie zdziczałej barbarii. Korzenie obecni poloniści zatem mają i przekaźniki antywartości także.

Z młodzieży polonistycznej w czasach komunistycznych wyróżniał się w domenie publicznej Lesław Maleszka, nadzwyczaj wydajny współpracownik służb bezpieczeństwa, umieszczony na jagiellońskiej liście pokrzywdzonych w PRL („Lista Wyrozumskiego” – represjonowanych pracowników i studentów UJ w PRL-u, Lustro Nauki), bo chyba samo istnienie tych, na których donosił, stanowiło dla niego krzywdę.

Podobnie zresztą rzecz się miała z mniej znanym pokrzywdzonym z tej listy, studentem polonistyki Arturem Bieszczadem, którego twórczość stanu wojennego, zapisana w materiałach SB, ułatwiła mi uzyskanie legitymacji członka opozycji antykomunistycznej. Można rzec – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ale nie zawsze tak jest.

Z absolwentów polonistyki UJ warto też wymienić znanego hippisa Tadeusza Sławka, później w randze rektora Uniwersytetu Śląskiego, walczącego o nieprzeprowadzenie lustracji na uniwersytetach i negatywnie nastawionego do nonkonformistów, co zresztą było typowe także dla władz UJ, ze skutkami widocznymi obecnie w przestrzeni publicznej.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Bunt jagiellońskich polonistów” znajduje się na s. 17 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Bunt jagiellońskich polonistów” na s. 17 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Miniony rok 2020 – „annus horribilis” z wielu powodów/ Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 78/2020–79/2021

Ideologia lewicy kawiorowej to internacjonalizm proletariacki, antyklerykalizm i niechęć do idei suwerennych państw narodowych. Najpełniej wyraża go zwięzłe hasło strajku kobiet: ***** ***.

Jan Martini

Rok 2020 – annus horribilis

Ze względu na pandemię i jej efekty, których jeszcze nie jesteśmy w stanie w pełni przewidzieć, kończący się właśnie rok może być uznany za „annus horribilis” – rok straszny. W takich okolicznościach zawsze następuje wielki transfer kapitału i zawsze w jednym kierunku – od drobnych ciułaczy do rekinów finansjery.

Nie wiemy (i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy), czy wirus został wytworzony przez zmyślnych konstruktorów w tajnych laboratoriach, czy powstał w wyniku naturalnego procesu organizującej się materii organicznej w najsprawniejszą formę istnienia. Ale niezależnie od sposobu powstania, wirus SARS-CoV-2 już zadziałał jako broń biologiczna, powodując ogromne zmiany polityczne na świecie. Bez pandemii prezydent Trump, mający ogromne osiągnięcia (zwłaszcza ekonomiczne), nie miałby najmniejszych trudności z uzyskaniem reelekcji. W Polsce prezydent Duda zdołał wprawdzie wygrać niewielką ilością głosów, ale ze względu na dezorganizację życia gospodarczego i politycznego, nastąpiło znaczne wzmocnienie opozycji. Zagrożony jest także rząd konserwatywny w Wielkiej Brytanii, ale rządy lewicowe – np. we Włoszech i Hiszpanii, mimo fatalnej reakcji na kryzys epidemiczny – mają się dobrze. Widocznie chaos sprzyja „postępowi”…

Ameryka z prezydentem Trumpem wraz z tandemem polsko-węgierskim stanowiła pewne utrudnienie w procesie „lewaczenia” zachodnich demokracji, ale nie była w stanie odwrócić trendów. Od wielu lat można zaobserwować erozję chrześcijaństwa i tryumfalny pochód lewicowo-liberalnego neomarksizmu w świecie zachodnim. Proces ten uległ wielkiemu przyśpieszeniu po tzw. upadku komuny, z powodu m.in. zaniku antykomunizmu.

Ludzie odetchnęli z ulgą, że nie ma już sowieckiego zagrożenia, więc antykomunizm uznano za zbyteczny.

Ostatnim europejskim antykomunistą był wydawca magazynu „The Soviet Analyst” – brytyjski sowietolog Christopher Story. Jako doradca premier Margaret Thatcher przestrzegał ją przed entuzjastycznym przyjęciem reform Gorbaczowa, które uważał za chytry wybieg mający na celu rozmiękczenie Zachodu. Story wskazywał dezinformację jako podstawowe narzędzie osiągania celów politycznych przez ZSRR, a świadczył o tym choćby fakt, że tylko w tym państwie istniało zarządzane przez KGB ministerstwo dezinformacji, któremu podporządkowana była agencja prasowa Nowosti i dziesiątki tysięcy dziennikarzy. Story uważał, że rozszerzenie Unii Europejskiej i NATO na wschód znacznie ułatwiło formalnie upadłym Sowietom sterowanie procesem destrukcji zachodnich demokracji przez infiltrację rządów i mediów, a także ostrzegał, że sama Unia Europejska będzie użyta do stopniowego ograniczania suwerenności państw narodowych. Był zdania, że konflikt sowiecko-chiński został upozorowany (w rzeczywistości oba kraje pracują nad upadkiem Zachodu), a zwycięzcą zimnej wojny bynajmniej nie jest świat zachodni. Christopher Story prawdopodobnie miał rację, gdyż został „zneutralizowany” – zmarł w wyniku tajemniczej choroby wątroby w lipcu 2010 r., przeżywając Lecha Kaczyńskiego zaledwie o 2 miesiące.

U nas komunizm traktowany jest jako równie zbrodniczy jak faszyzm niemiecki, ale na zachodzie Europy, mimo wiedzy o milionach ofiar, komunistów traktuje się ze zrozumieniem, bo „mordowali w słusznej sprawie” i „uwolnili świat od Hitlera”.

Dlatego nasze argumenty tłumaczące reformę sądownictwa koniecznością usunięcia komunistycznych sędziów nie znajdują zrozumienia, a eurodeputowany Kostas Papadakis z Komunistycznej Partii Grecji występował nawet przeciw „antykomunistycznym represjom w Polsce”. Antykomunizm w USA, choć osłabiony narracją o „budowie wzajemnego zaufania” i „korzystnej współpracy gospodarczej”, ma się znacznie lepiej. Może dlatego, że Amerykanie mają komunistów po sąsiedzku – na Kubie i w Wenezueli, rakiety północnokoreańskie są wymierzone w Kalifornię, a wyzwanie chińskie staje się coraz groźniejsze.

Demokracja amerykańska na rozdrożu?

Po wygranej Donalda Trumpa w poprzednich wyborach doszło do potężnych i długotrwałych protestów. Po raz pierwszy zakwestionowano tak wyraźnie demokratyczny werdykt wyborczy.

Nie stawiano zarzutów fałszerstw wyborczych, kwestionowano jednak Trumpa jako człowieka, który nigdy nie powinien zostać prezydentem, bo jest „rasistą, populistą, i człowiekiem Moskwy”. Rzeczywiście w jego sztabie wyborczym ujawniono rosyjskiego „kreta”, ale inny „kret” znajdował się także w sztabie Hilary Clinton. Rosjanie zawsze obstawiają obie strony…

Sowieckie ingerencje w amerykańskie wybory są faktem, który dziś już nie budzi wątpliwości. Ja jednak pamiętam artykuł z „Miami Herald” z lat 90., w którym pisano o aferze z zamówieniami na maszyny zliczające głosy w stanie Floryda. Przetarg wygrała pewna firma kooperująca z inną firmą, która z kolei miała swoich podwykonawców w firmie mającej filię w Nikaragui. W tej właśnie filii zatrudniano kubańskich fachowców-informatyków…

Z uwagi na specyfikę amerykańskiego systemu wyborczego, nie trzeba oszukiwać wszędzie – można się skoncentrować tylko na stanach, gdzie siły obu partii są prawie wyrównane. Wystarczy wtedy niewielka przewaga, a zwycięzca bierze wszystko. To w stanie Floryda bywa szczególnie wyrównana konkurencja między partiami (w 2000 r. G.W. Bush wygrał z A. Gorem różnicą nieco ponad 500 głosów, co mu dało prezydenturę).

W słynnej moskiewskiej uczelni dyplomatyczno-szpiegowskiej MGiMO istnieje instytut, który zajmuje się badaniem tajników demokracji, np. systemów wyborczych w krajach demokratycznych (niewątpliwie z czystej naukowej ciekawości).

Po ostatnich wyborach w USA Maksim Grigoriew, dyrektor fundacji Badań Problemów Demokracji, powiedział, że zostały one sfałszowane i krytykował amerykański archaiczny system wyborczy jako niedoskonały i podatny na fałszerstwa (o czym on jako specjalista wie najlepiej).

Ze słów Grigoriewa wynikało, że rosyjski system wyborczy jest doskonalszy. To dlatego za rządów Tuska urzędnicy Państwowej Komisji Wyborczej jeździli na szkolenia do Moskwy – stolicy światowej demokracji…

Często publicyści przy okazji wysokiej frekwencji wyborczej wspominają o „tryumfie demokracji”. Jednak bardzo wysoka, 70-procentowa frekwencja, jaką odnotowano przy ostatnich wyborach w Polsce i w USA, świadczy raczej o „stanie zapalnym” demokracji – o silnych emocjach, napięciach, radykalizacji i polaryzacji społeczeństwa.

Rywalizujący w Ameryce kandydaci nie mieli równych szans – prezydent Trump miał przeciw sobie praktycznie wszystkie media, finansjerę, elity artystyczno-intelektualne, sądownictwo (niechętnie podejmujące sprawy oszustw wyborczych) i służby specjalne, a z pewnością nie był ulubieńcem małej, lecz najbogatszej i niezmiernie wpływowej mniejszości żydowskiej. Ponadto kandydata Demokratów Bidena popierała „ulica i zagranica”. Przy powtórnych liczeniach głosów przewaga Bidena zmalała i wykryto liczne „nieprawidłowości” – zawsze na korzyść kandydata demokratów… Dziś, po żenujących skandalach wyborczych, skargach sądowych i oskarżeniach o fałszerstwa widać, że coś złego się dzieje z amerykańską demokracją. Wydaje się, że osiągnęła ona stadium podobne jak w XVIII-wiecznej Polsce.

Demokracja nie psuje się sama – proces ten muszą wspomagać fachowcy.

Na początku XVIII wieku Rzeczpospolita była ogromnym krajem ze szczątkową armią, gdyż pokój miłujący Polacy niechętnie płacili podatki na wojsko. Mimo to Rosja nie ryzykowała agresji militarnej, zwłaszcza że panujący w Polsce ustrój demokracji szlacheckiej był wdzięcznym środowiskiem do działań hybrydowych – rozkładu struktur administracyjnych za pomocą korupcji ludzi władzy. Od 1717 r. „zaprzyjaźnione” wojska rosyjskie stacjonowały w Polsce, „stojąc na straży” praworządności i „wspomagając” polską demokrację. Faktycznie rządzący Polską ambasadorowie rosyjscy bacznie obserwowali obrady sejmu, onieśmielając posłów, bo ci, którzy głosowali w sposób niesatysfakcjonujący, byli proszeni o ugoszczenie oddziału kozaków w swoim majątku…

Metodę dokładnej obserwacji przebiegu głosowań skopiowali przedstawiciele lobby żydowskiego w Ameryce do sterowania przebiegiem procesów legislacyjnych. Deputowani, którzy głosują „źle”, nie mają szans w następnych wyborach (nie dostaną funduszy lub konkurent otrzyma wielkie wsparcie finansowe). Niewątpliwie patologią amerykańskiej demokracji jest niewspółmiernie duży wpływ drobnej grupy etnicznej (ok. 2% populacji) na legislację i politykę zagraniczną, wskutek czego nie zawsze jest ona zgodna z amerykańskim interesem narodowym.

Amerykanie oczywiście nie znają polskiej historii (a mogliby się z niej sporo nauczyć), ale powinni przynajmniej wyciągnąć wnioski z wojny w Wietnamie, która została przegrana nie militarnie, lecz politycznie – na miejscu, w Waszyngtonie. Bowiem hybrydowa agresja przeciw Stanom Zjednoczonym trwa już wiele dziesięcioleci, a jej najnowszą odsłonę mogliśmy oglądać podczas ostatnich wyborów. Przeciwnicy Ameryki wiedzą, że nie da się jej pokonać militarnie, natomiast jest ona bardzo wrażliwa na działania destabilizacyjne ze względu na problemy rasowe, nielegalną imigrację, napięcia społeczne i ideologiczne, a także wyprowadzenie ogromnej części przemysłu do Chin.

W XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej rosyjskim manipulatorom udało się wytworzyć dwa równie silne stronnictwa magnackie, które walcząc ze sobą, stopniowo pogrążały kraj.

Oficer carskiego wywiadu o dzieleniu Polaków: „Nie ma nic łatwiejszego niż doprowadzenie do starcia dwóch głównych partii, gotowych, przy sprytnym sposobie, wyniszczać się wzajemnie”. Dziś analogiczną sytuację możemy zaobserwować zarówno w USA, jak i w Polsce.

Mój amerykański kolega twierdzi, że niezależnie od tego, kto wygra wybory, „będą zadymy”, a ludzie kupują broń i szyby antywłamaniowe.

W 1984 r. uciekinier z KGB Jurij Bezmienow (Tomas Schuman) ujawnił, w jaki sposób prowadzona jest wojna psychologiczna przeciw społeczeństwu amerykańskiemu, której trwałym skutkiem jest już zmiana postrzegania rzeczywistości przez Amerykanów. Wojna ta jest podzielona na etapy, z których pierwszy – trwająca ok 15 lat demoralizacja – zakończył się ogromnym i nadspodziewanym sukcesem. Późniejsze etapy to destabilizacja i kryzys, który wydaje się właśnie nadchodzić. Bezmienow przyznał, że pracując dla KGB, korumpował polityków, ludzi nauki, kultury, dziennikarzy, biznesmenów, urzędników państwowych – czyli osoby, które miały wpływ na kształtowanie opinii publicznej. O wojnie psychologicznej pisze także płk. Władimitr Lisiczkin – autor podręcznika Problemy psychologii wojskowej.

„Jednym z elementów tej subtelnie prowadzonej wojny jest dekonstrukcja tradycji historycznej przeciwnika (…) należy zlikwidować jego dumę narodową, odciąć go od historii i poczucia tożsamości, należy sprawić, by ludzie byli bierni, z niskim poczuciem wartości [pedagogika wstydu! J.M.] Wojna historyczna polega na nadszarpnięciu jedności narodu poprzez takie działania informacyjne, które mają na celu moralną likwidację wszystkich bohaterów, osobistości bądź wydarzeń, będących do tej pory źródłem dumy narodowej”.

Dokładnie według tych zaleceń działały bojówki antify i ruchu BLM, obalając pomniki. Ogromne zadymy w amerykańskich miastach, palenie samochodów, rozbijanie sklepów (także murzyńskich właścicieli) ustały w jednym momencie, gdy dyspozytor „spontanicznych rozruchów” zorientował się, że anarchia napędza wyborców prezydentowi Trumpowi. Ten sam scenariusz jest realizowany w Polsce – tu również jednocześnie, jak na komendę, ustały ataki na kościoły.

Dlaczego oburzone kobiety walczące o swe „prawa reprodukcyjne” niszczyły pomniki katyńskie i tablice poświęcone Żołnierzom Wyklętym? Ale mało kto zwraca uwagę na takie subtelności.

Niewidzialna ręka rewolucji

Wiadomo, że spontaniczne, oddolne protesty społeczne udają się najlepiej, gdy są starannie przygotowane. We wrześniu ogłoszono, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej zostanie ogłoszony pod koniec października. Niestety politycy PiS nie nauczyli się od bolszewików, że trudny temat powinien być naprzód przygotowany medialnie (filmy, reportaże). Czasu nie stracili natomiast animatorzy „spontanicznych” protestów, którzy mieli miesiąc na ich organizację. Warto zwrócić uwagę, że po raz pierwszy uczestnicy masowo byli zaopatrzeni w kartoniki z hasłami. Na poprzednich antyrządowych protestach nie było takich rekwizytów. Teksty (identyczne w całej Polsce, celne i często dowcipne) prawdopodobnie były autorstwa jakiejś firmy pijarowej.

Podstawowym sposobem skrzykiwania się aktywu są krótkie, żołnierskie komunikaty w mediach społecznościowych: „Policja zamierza zatrzymać Margot, grozi jej 2-miesięczny areszt za »znieważanie pomników«”. Na miejsce już jedzie posłanka Zielonych Urszula Sara Zielińska. Wszyscy możemy pomóc – przyjdźcie jak najszybciej do siedziby Kampanii Przeciw Homofobii – ul. Solec 30a, Warszawa. Na miejscu gromadzą się oburzeni ludzie, jest tam też posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk”.

Słychać zarzuty, że „piekło kobiet” to pomysł „starego człowieka z Żoliborza”, który „nienawidzi Polaków”, więc „kazał pseudotrybunałowi” wydać wyrok i „wyprowadził ludzi na ulicę w środku pandemii” itp. Warto przypomnieć, że Kaczyński wygrał konkurs na „Heroda Roku 2016”, ogłoszony przez Fundację Pro – Prawo do Życia”, bo „ma krew na rękach”, blokując zakaz aborcji. Problem był taki, że „ruszenie” kompromisu aborcyjnego w imię racji moralnych natychmiast pogrążyłoby szansę na rządzenie. Prezes Przyłębska zdołała przetrzymać temat do zakończenia maratonu wyborczego. Wiadomo, że jest on dla PiS polem minowym, uruchamianym przez agenturę przed każdymi wyborami.

Problemu agentury nie wypada poruszać w dobrym towarzystwie, bo można się narazić na opinię oszołoma, który ma coś z głową, ale Polska jest niewątpliwie obszarem ogromnie nasyconym przez agentury, gdyż tu splatają się interesy wielu możnych tego świata. I choć są sprzeczności w dążeniach poszczególnych służb (i polityków, którymi dysponują), jednak absolutna zgoda panuje co do tego, że „powinno być tak, jak było”.

Czyli – musi być przywrócony konsensus okrągłostołowy. Dlatego dojście do władzy środowiska konserwatywno-niepodległościowego w 2015 r. natychmiast spowodowało przeciwdziałanie. Równocześnie z powstawaniem rządu powołano Komitet Obrony Demokracji (skąd wiedzieli, że rząd ma zamiar „łamać” demokrację?), później uruchomili się sędziowie, o czym donosił branżowy kwartalnik: „Odwaga, niezawisłość i niezależność, państwo prawa, trójpodział władzy, Konstytucja – to słowa najczęściej wypowiadane w czasie Nadzwyczajnego Zjazdu Sędziów Polskich, który odbył się 3.09.2016 r. w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Ponad tysiąc sędziów z całej Polski apelowało do reszty kolegów: nie bójcie się, wyjdźcie z cienia!”.

Aby wyjść z cienia i oświecić ciemny lud, kupiono im w Lidlu palety świeczek. Niewielu już pamięta, że operetkowy pucz z grudnia 2016 r. i późniejszą okupację Sejmu zainscenizowano pod hasłem „Wolne media!”. Ale pamiętamy smutną scenę, jak kaleki senator samotnie „broni” demokracji w ciemnej i zimnej sali Sejmu, podczas gdy jego współtowarzysze walki oddają się uciechom cielesnym na Maderze czy szusują na nartach w Dolomitach (żenadę tej sceny mógł przebić tylko łkający nad konstytucją Hołownia).

Nie na wiele zdały się śpiewy „Strach, strach rany Boskie, dokąd prowadzisz ten kraj”, ubieranie pomników w koszulki z napisem „Konstytucja”, okupacja budynku sejmowego przez energicznych opiekunów niepełnosprawnych czy strajk nauczycieli w czasie matur. Podobnie jak „obrona” Puszczy Białowieskiej, mordowanych dzików czy gnębionych homoseksualistów. „Zażarło” dopiero przy zakazie aborcji eugenicznej. Perspektywa tego zakazu, choć może dotyczyć marginalnej ilości przypadków, wywołała wielkie emocje społeczne i posłużyła jako pretekst do żądań pozaparlamentarnej zmiany rządu, któremu zalecono wyp…dalać.

Ponadto liderki, czy raczej liderzyce Strajku Kobiet – umiarkowanie subtelne niewiasty Lempartówna i Suchanowówna – uznały Kościół za instytucje zbędną i niewartą istnienia. Te osoby wiedzą, że katolicyzm jest ważnym elementem polskiej tożsamości narodowej. Ludzie tzw. lewicy laickiej (elegancka nazwa byłych komunistów) mają przeważnie niewiele wspólnego z polskością poza dowodem osobistym, ew. niektórzy z nich mogli mieć dziadusia, który strzelał w potylice Polakom.

Skąd się wzięła lewica w III RP?

Po transformacji ustrojowej nie dopuszczono do odtworzenia przedwojennej PPS (prawdziwej lewicy), bo monopol na lewicowość był zarezerwowany dla byłej PZPR. W listopadzie 1989 r. przybył do Polski polityk izraelski Szimon Peres z misją ratowania rozpadającej się partii komunistycznej. Peres podał jej pomocną dłoń, zlecając natychmiastową zmianę nazwy i protegując wstąpienie do Międzynarodówki Socjaldemokratycznej, w której był wiceprzewodniczącym. W ten sposób powstała Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej, później przemianowana na Sojusz Lewicy Demokratycznej. Były jeszcze inne odmiany (np. Ruch Palikota, Razem, Wiosna), a obecnie mutacje te noszą wspólną nazwę Nowej Lewicy. Karuzela nazw miała na celu zatarcie faktu, że wszystkie są sukcesorami PZPR i mają wspólne korzenie – PPR, czy nawet KPP. Pomijając już sprawę etniczności licznych ludzi lewicy, mają oni zobowiązania względem państwa Izrael. Niestety lewica ma jeszcze inne zobowiązania międzynarodowe – m.in. względem swego „organu założycielskiego”, bo świeżej daty socjaldemokrata Leszek Miller otrzymał w mieszkaniu kontaktowym SB walizkę dolarów od rezydenta KGB Ałganowa na cele „budowy polskiej demokracji”. I choć tzw. pożyczka moskiewska wyczerpywała znamiona przestępstwa walutowego, w 1993 r. prokurator umorzył sprawę ze względu na „znikomą szkodliwość społeczną”.

Ideologia współczesnej lewicy kawiorowej cechuje się tzw. internacjonalizmem proletariackim, antyklerykalizmem i niechęcią do idei suwerennych państw narodowych. Dziś program lewicy najpełniej wyraża Ogólnopolski Strajk Kobiet zwięzłym hasłem ***** ***.

Ja zaś ze swej strony zaproponowałbym nowemu ruchowi społecznemu kolejne postulaty powstałe w wyniku szerokich konsultacji społecznych:

„My, Dziadersi Polscy, pokolenia 68 i starsi, w pełni popieramy Dziewuchy Komuchom i Strajk Kobiet Lesbijskich. Jednak nie podoba nam się, że jedna z przywódczyń strajku zmisgenderowała ręcznie Margota, który chociaż jest osobą bezwaginalną i wyposażoną w pełni funkcjonalnego penisa, pozostaje kobietą. Taki czyn wyczerpuje znamiona przemocy squotowej i jest niewątpliwie naganny. Równocześnie żądamy, aby środki wspomagające erekcję były dostępne dla nas za darmo. Rząd PiS-u nie ma pojęcia, jaki procent naszych skromnych emerytur musimy wydawać na te specyfiki. A przecież mamy jeszcze inne wydatki – na chleb, mleko, opłaty stałe. Równocześnie żądamy, by wprowadzono całkowity zakaz seksu rekreacyjnego bez zabezpieczeń. Takie regulacje są niezbędne, gdyż po zrealizowaniu słusznych postulatów aborcji na skinienie, grozi nam lawina zabiegów usuwania płodów (zdeformowanych i niezdeformowanych). To może sparaliżować całkowicie naszą służbę zdrowia, której my – Dziadersi Polscy – jesteśmy głównymi klientami. W wypadku niespełnienia naszych postulatów do godziny 18 w poniedziałek, uprzejmie prosimy wyp..rdalać prędziutko na Madagaskar lub w pobliże”.

Ale najsmutniejsze jest to, że cała ta menażeria wraz ze swoim „ekspresyjnym” językiem, (który wyniosła z domu) pojawi się w Sejmie następnej kadencji i będzie stanowić prawo…

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rok 2020 – annus horribilis” znajduje się na s. 1 i 7 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Rok 2020 – annus horribilis” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Monety bite podczas powstania listopadowego są jedynym pieniądzem suwerennej państwowości polskiej w XIX wieku

29 listopada 1830 r. wybuchło powstanie. 10 lutego 1831 r. dyrektor mennicy otrzymał polecenie wykonania stempli menniczych, a od marca mennica warszawska biła nowe monety z godłem rządu polskiego.

Tadeusz Loster

Rok 1830 zapowiadał się fatalnie dla Królestwa Polskiego. Zły stan zbiorów, drożyzna, zmniejszenie eksportu sukna i produktów górniczo-hutniczych – wróżyły ciężkie czasy. Spowodowany tym wzrost cen i bezrobocie zapowiadały ferment wśród biedoty. W lipcu w Paryżu wybuchła rewolucja, a miesiąc później rozpoczęło się powstanie Belgów przeciw Holendrom. Pogłoski, że armia polska będzie wykorzystana do tłumienia rewolucji na Zachodzie, siały niepokój wśród społeczeństwa. W tych warunkach dojrzewał spisek Wysockiego.

Wieczorem 29 listopada 1830 r. wybuchło powstanie, w grudniu objął dyktaturę gen. Józef Chłopicki. Wzrost patriotycznych nastrojów społeczeństwa zmusił Sejm do uznania powstania za narodowe, a 25 stycznia 1831 roku parlament podjął jednomyślną uchwałę o detronizacji noszącego tytuł króla polskiego Mikołaja I.

Decyzja ta spowodowała zmiany ikonograficzne dostosowanych do ustroju politycznego monet, które w okresie autonomii, czyli przed wybuchem powstania, opatrzone były popiersiem „króla polskiego” – cesarza Rosji oraz dwugłowym orłem cesarstwa z orłem polskim na jego piersiach.

Już 10 lutego 1831 r. dyrektor mennicy otrzymał polecenie wykonania nowych stempli menniczych, a od marca mennica warszawska biła nowe monety z godłem rządu powstańczego: dwupolową tarczą z Orłem i Pogonią na awersie i znakiem wartości na rewersie. Monety miały następujące wartości: 3 grosze z miedzi, 10 groszy bite w słabym srebrze oraz srebrne 2 i 5 zł. Na obrzeżu monet pięciozłotowych umieszczono napis „Boże zbaw Polskę” – (najkrótszą modlitwę za Polskę).

Nazwa państwa ‘Królestwo Polskie’ nie została zmieniona. Mennica warszawska biła również złotego dukata wzorowanego na dukacie holenderskim, uznawanego w tamtych czasach powszechnie na międzynarodowym rynku pieniężnym.

Monety te, emitowane przez czterokrotnie zmieniające się rządy powstańcze, są jedynym pieniądzem suwerennej państwowości polskiej w XIX wieku – pierwszym po 1795 r. i ostatnim przed 1918 r.

Niewiele polskich monet doczekało się opisu poetyckiego. Jedną z takich monet jest srebrna powstańcza dwuzłotówka. Opis tej monety znalazł się w wierszu Dziad z Korony, umieszczonym w zbiorze wierszy Wincentego Pola pt. Pieśni Janusza, wydanym w 1833 roku.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Taki pieniądz był za Sasa” znajduje się na s. 12 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Taki pieniądz był za Sasa” na s. 12 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie da się życia podzielić na przed i po nabyciu człowieczeństwa / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

„Jeśli zabicie dziecka nazywamy przerwaniem ciąży, to zabicie emeryta nazwijmy przerwaniem emerytury”. Aborcja – zauważmy – nie może być czymś dobrym, bo czy można dobrze… zabić człowieka?

Herbert Kopiec

W kręgu zawołania bojowego liberałów – czemu nie?!

Część II

Błąd antropologiczny

Prawdziwie mądrzy ludzie dawno już zauważyli, że mały błąd na początku okazuje się wielkim i brzemiennym w konsekwencje na końcu, co szczególnie uwidacznia się w rozumieniu człowieka. To, jak człowiek angażuje się w budowę swojej przyszłości, zależy od jego pojmowania siebie, swojego przeznaczenia i człowieczeństwa w ogóle.

Można odnieść wrażenie, że w rewolucyjnym ruchu proaborcyjnym (także ruchu ulicznym) strajkujących kobiet, zafascynowanych i upajających się wulgarnym hasłem w……..ć, mała jest świadomość (bądź jej nie ma wcale!), że z naukowego, medycznego punktu widzenia sprawa początku człowieka została definitywnie rozstrzygnięta. Człowiekiem jest się od poczęcia. Stwierdzają to naukowcy niezależnie od wyznawanego światopoglądu i religii. Połączenie komórki jajowej i plemnika, czyli gamety matczynej i ojcowskiej daje początek odrębnemu życiu. W wyniku zapłodnienia powstaje w pełni genetycznie uformowany nowy człowiek, którego rozwój dokonuje się w czasie życia ludzkiego. Tak więc embrion, płód, noworodek, niemowlę, dziecko, dorosły, starzec to określenia poszczególnych etapów rozwoju tego samego człowieka. Słowem: cykl życia trwa od poczęcia do śmierci i jest jednością. Nie da się go podzielić na okresy przed i po nabyciu CZŁOWIECZEŃSTWA.

Tymczasem po II wojnie światowej w wielu krajach uchwalono prawo do zabijania najsłabszych i bezbronnych – czyli dzieci nienarodzonych.

Warto w tym kontekście przypomnieć, że siłę łańcucha zawsze mierzy się siłą jego najsłabszego ogniwa. Niewątpliwie najsłabszym ogniwem ludzkości jest właśnie embrion. Stąd zasadne jest stwierdzenie, że ci, którzy dokonują zamachu na embrion – może zabrzmi to nieco patetycznie – dokonują zamachu na całą ludzkość.

Dlatego – choć pomny, że w szeregach strajkujących rozwścieczonych kobiet chwały mi to nie przyniesie – przypomnę, że „przerwanie ciąży” jest zwrotem zakłamanym. Bez ryzyka popełnienia błędu da się powiedzieć, że służy temu, żeby ukryć pod nim krew, przerażenie i ból nienarodzonych.

A przecież istotę sprawy dobrze oddaje ongiś wymyślone hasło: „Jeśli zabicie dziecka nazywamy przerwaniem ciąży, to zabicie emeryta nazwijmy przerwaniem emerytury”. Aborcja – zauważmy – nie może być czymś dobrym, bo nie można przecież dobrze… zabić człowieka. Papież Franciszek porównał ostatnio aborcję do wynajęcia płatnego zabójcy. Nawet jeśli prawo w jakichś sytuacjach dopuszcza ten czyn, nie zmienia to jego istoty: aborcja pozostaje zabiciem człowieka. Koniec. Kropka. Żądanie prawa do zabijania dziecka nienarodzonego jest więc niegodne człowieka. Podkreślają to polscy biskupi w listach pasterskich na tegoroczny Adwent.

Słowem: robi się bardzo niebezpiecznie, bo jeśli dziś my uznamy aborcję za „wartość europejską”, to mocą takiego samego mechanizmu przyszłe pokolenie będzie mogło jako taką samą wartość uchwalić – przykładowo – eutanazję albo segregację, eliminację na przykład chorych na cukrzycę czy alkoholików. Bo dlaczego/czemu nie?

Dramaturgii sprawie dodatkowo nadaje fakt, że nawet zwolennicy aborcji też nie są wolni od licznych wątpliwości: „Jestem zwolennikiem złagodzenia obecnego prawa antyaborcyjnego – napisał lewoskrętny Marek Beylin z „Gazety Wyborczej” – ale zgadzam się, że problem, kiedy z komórek powstaje człowiek, jest jednym z poważniejszych i zapewne pozostanie nierozstrzygalny”. Tego typu wyznania – słusznie zauważa prawoskrętny Tomasz P. Terlikowski – są bowiem zwyczajnym ściemnianiem. Gdyby bowiem zwolennicy aborcji rzeczywiście mieli wątpliwości, rzeczywiście zastanawiali się nad człowieczeństwem płodu i zarodka, to nigdy nie zgodziliby się na jego zabicie. Przecież jeśli mam wątpliwości, czy gdzieś w krzakach rusza się dziennikarz „Gazety Wyborczej”, czy dzik, to nie strzelam z obawy, że mogę się pomylić. I podobnie jest z dzieckiem. Jeśli mam wątpliwości, to nie zabijam go. Jeśli zaś zabijam, to albo jestem mordercą, albo uznaję, że istota, którą likwiduję, nie jest człowiekiem („Gazeta Polska” 2. 10. 2013).

Preparowanie człowieczeństwa

Wzmiankowałem już kiedyś, iż przykładem błędnego odczytania prawdy o człowieczeństwie może być definicja człowieczeństwa, sformułowana przez autora podręczników socjologii okresu PRL prof. Jana Szczepańskiego, który pisał: „Ogół cech społecznych – zarówno w ujęciu socjologicznym i polityki społecznej – nazywa się człowieczeństwem” (J. Szczepański, Wstęp do antropologicznej teorii konsumpcji, PWE, Warszawa 1980). Wisława Szymborska uznała swego czasu Lenina za „nowego człowieczeństwa Adama”. Zauważmy, że jest to pojmowanie człowieka, który własne człowieczeństwo preparuje, używając do tego zabiegów socjotechnicznych, ideologicznych, psychotechniki i odpowiedniej polityki społecznej. Mamy tu do czynienia z lewicowym/postępowym przeświadczeniem, że ludzie dość dowolnie mogą ukształtować siebie samych i świat. Posiadamy rzekomo jakoby samostwarzające się kompetencje, a rzeczywistość wokoło (łącznie z człowiekiem!) to bierna materia czekająca na formy, które jej nadamy. Ale nie tylko.

Przyjmuje się, że istotną rolę w „preparowaniu człowieczeństwa” odegrać może także polityka edukacyjna. Tak oto testy (rzekomo bardziej obiektywne) – w ramach postępowej edukacji – zastąpiły większość egzaminów w szkołach i uczelniach.

Język polski jest traktowany coraz mniej poważnie, bo stał się poniekąd dodatkiem do bardziej przydatnych w karierze języków obcych. Młodzież w większości polskich szkół pisze jedno wypracowanie na semestr. Oznacza to, że już nigdy nie posiądzie umiejętności sprawnego posługiwania się piórem, że napisanie tekstu będzie przez całe życie traktować jako udrękę.

Umiejętność werbalizowania myśli w sposób uporządkowany jest trudna i musi być podejmowana codziennie. Prawdziwą zmorą współczesnego kształcenia są więc testy. Polonista, zamiast uczyć mówić, uczy wypełniać testy; zadanie ucznia polega na postawieniu krzyżyka w kratce, jakby był analfabetą. Na „nowoczesnym” egzaminie nikt już nie sprawdza, czy zdający potrafią napisać choćby kilka sensownych zdań. Nieważne, że sprzyja to obniżaniu poziomu wymagań szkolnych. Jeśli natura ludzka stanowi ograniczenie wzrostu produkcji, modyfikujmy ją; jeśli naturalne potrzeby uległy zaspokojeniu, kreujmy nowe; jeśli tradycyjne kultury hamują plastyczność ludzkiej natury, zniszczmy je.

Widać więc, że kryzys współczesnej kultury ujawnia cenę liberalnej tolerancji i lansowania różnego rodzaju „postępu, wolności” – wolności od obowiązków rodzinnych, od szacunku dla natury ludzkiej, od odpowiedzialności za sensowną edukację („Nasza Polska”, 6. 12. 2005). W przywołanej „definicji” człowieczeństwa odrzucono Boga jako Stwórcę, a przez to odrzucono źródło stanowienia o tym, co dobre, a co złe. Odrzucono to, co najgłębiej stanowi o człowieczeństwie, czyli pojęcie natury ludzkiej jako rzeczywistości, zastępując ją „wytworem myślenia” dowolnie kształtowanym i dowolnie zmienianym według okoliczności. Pod płaszczykiem troski o – dumnie brzmiący – tak zwany „wszechstronny wymiar człowieczeństwa” toczy się powszechna walka dobra ze złem. A wszystko w imię niczym nieograniczonego „prawa do samorealizacji” oraz „indywidualnego kreowania wartości”.

Posłuchajmy charakterystycznej, konkretnej wypowiedzi, wpisującej się w ducha „prawa do samorealizacji” i „indywidualnego kreowania wartości”. Zbigniew Szawarski, profesor etyki z Uniwersytetu Warszawskiego, napisał: „Każdy z nas ma takie lub inne przekonania moralne. Każdy z nas należy do takiej lub innej tradycji moralnej. Ale właśnie dlatego, że tradycji tych jest tak wiele, żadna z nich nie ma monopolu na prawdę” (Wyd. Uniwersytetu Warszawskiego, 2009). Nie trzeba być wyrafinowanym intelektualistą i ekspertem, aby rozpoznać w tych stwierdzeniach barbarzyństwo lewackiego postmodernizmu. Idźmy dalej: „Społeczeństwu próbuje się narzucić pozornie potrzebny, jednolity dyskurs – pisze Gabriela Kuby – który ma na celu egzekwowanie zapisanego w prawie równego traktowania oraz walkę z dyskryminacją. Ale za tym kryje się w rzeczywistości radykalny przełom: zmiana pojęcia człowieczeństwa i rozumienie go w dowolny sposób” („Nasz Dziennik” 21. 01. 2013).

Odnotujmy dla jasności wywodu, że podejmowane działania (w ramach polityki społecznej państwa) zmierzające do zmiany pojęcia człowieczeństwa nie mają charakteru dowolnego. Jest w nich bowiem obecny czynnik, który mniej lub bardziej bezpośrednio prowadzi do odhumanizowania życia ludzi.

Wpływając – przykładowo – na destrukcyjną modyfikację relacji międzyludzkich w rodzinie, przyczyniają się do osobliwego odczłowieczania tych relacji w tradycyjnym sensie. Przyjrzyjmy się sprawie bliżej, analizując sygnalizowane zagrożenia na przykładzie ustawy o świadczeniach rodzinnych. O wpływie sytuacji materialnej rodziny na jej wychowawcze funkcjonowanie nie zamierzam nikogo przekonywać. Na użytek niniejszych uwag ograniczę się do przywołania wyników badań przeprowadzonych w ramach programu chroniącego młodzież przed zagrożeniami.

Mama jako skarb człowieczeństwa

Młodzież miała wskazać osoby, które są dla niej autorytetem najlepiej ją chroniącym. I co się okazało? Otóż osobą, która chroni przed wszystkimi typami zagrożeń, jest mama. Ojciec był wskazany jako osoba chroniąca tylko w niektórych przypadkach. Okazuje się, że ojciec nie chroni przed seksualizacją, hazardem, papierosami!

Interpretując wyniki tych badań w perspektywie współczesnych wydarzeń, można wnioskować, że lewackim animatorom i aktywistom rewolucji udaje się w sposób znaczący zneutralizować wpływ ojców na wychowanie. Oznacza to, że mamy do czynienia z narastającą marginalizacją udziału ojców w kształtowaniu i ochronie pojęcia człowieczeństwa przed jego deformacją.

Wygląda na to, że obecnie lewackie siły postępu zmierzają wprost do unicestwienia ostatniej bariery chroniącej dziecięce serca, jaką są mamy. Skompromitować, zabić macierzyństwo – to wydaje się aktualnie być celem zdemoralizowanych, agresywnych, lewackich i proaborcyjnych aktywistek. Dobrze wiedzą, że jak uda im się odczłowieczyć mamy/matki poprzez zabicie i skompromitowanie ich macierzyństwa, to dopną swego. A z punktu widzenia naszych analiz oznaczać to będzie unicestwienie sensownie pojętego człowieczeństwa. Wszak sporo obserwacji wskazuje, że (zwłaszcza po zmarginalizowaniu w życiu rodziny obecności ojca) serce człowieczeństwa znajduje się u MAMY. Co robić? Dla zachowania autentycznych cech ludzkich w pojmowaniu człowieczeństwa chronić i wzmacniać autorytet MAMY. To jest bowiem prawdziwy skarb człowieczeństwa („Nasz Dziennik”, listopad 2020).

Polityka społeczna jako narzędzie kształtowania człowieczeństwa

Odnotujmy na początek, że polska Ustawa o świadczeniach rodzinnych, będąca elementem polityki społecznej, która obowiązywała od maja 2004 r., wyraźnie dyskryminowała ubogie dzieci z rodzin pełnych, pozbawiając je prawa do zasiłku, jaki mogą otrzymać dzieci z rodzin niepełnych, będące w takiej samej sytuacji materialnej.

Jeśli ustawa nie zostanie zmieniona – słusznie podkreślano w kręgach „moherowych” – wiele rodzin biednych, zwłaszcza wielodzietnych, może się rozpaść, byle zyskać prawo do zasiłku. To niewątpliwie wpłynie na modyfikację pojęcia ‘człowieczeństwo’, nierozerwalnie związanego przecież z rodziną. Wszak zdrowa (pełna) rodzina jest naturalnym środowiskiem, w którym wzrasta i rozwija się człowiek.

Wobec tak ukierunkowanej polityki rodzinnej, Forum Kobiet Polskich, zrzeszające 57 organizacji kobiecych, słusznie postawiło publicznie szereg pytań. Oto niektóre: „Kiedy Rząd i Parlament podejmą działania w celu zmiany ww. ustawy, aby świadczenia rodzinne uzależnione były wyłącznie od obiektywnej sytuacji materialnej? 2. Czy i kiedy media publiczne przedstawią tragedie małżonków rozwodzących się w celu uzyskania świadczeń? 3. Kto ostrzeże kobiety, godzące się na rozwód, aby uzyskać zasiłek dla swoich dzieci, że tracą prawną ochronę należną małżonce? 4. Kto poniesie odpowiedzialność za dzieci, z tego powodu wychowywane w rodzinach rozbitych?”.

Forum zasadnie przestrzegało, iż ustawa może w niedalekiej przyszłości spowodować degradację rodziny na nieznaną dotąd skalę (Polskie matki pytają, „Głos”, 22. 05. 2004). W zarysowanym kontekście godzi się odnotować, że realizowany w Polsce od 1 kwietnia 2016 roku państwowy program z zakresu polityki społecznej (o nazwie Rodzina 500 plus), mający pomóc rodzinom w wychowaniu dzieci poprzez comiesięczne świadczenia wychowawcze na każde dziecko w rodzinie w wysokości 500 złotych, jawi się jako krok we właściwym kierunku. Także z punktu widzenia tworzenia sprzyjających warunków dla kształtowania i zachowania człowieczeństwa w tradycyjnym znaczeniu.

Pułapki lewicowej polityki społecznej

Da się więc powiedzieć, iż przyczyna kryzysu współczesnej kultury, odnoszącego się do pojmowania człowieczeństwa, tkwi w tym, że jest to kultura w dużej mierze zideologizowana i zawierająca różne pomysły, jak człowiekiem się posłużyć.

Oto ONZ narzuca krajom członkowskim lewicową politykę społeczną, która budzi liczne kontrowersje. O co chodzi? Otóż ONZ ma mandat od krajów członkowskich na promowanie pokoju, praw człowieka i rozwoju na świecie, ale każde z tych pojęć może zostać perwersyjnie zmienione od środka, jeśli zostaną zinterpretowane według parametrów źle skonstruowanej antropologii. Walka z głodem bowiem może zostać przekształcona w eliminację biedaków poprzez kontrolę urodzin. Natomiast promowana opieka zdrowotna daje w rzeczywistości pierwszeństwo tzw. zdrowiu reprodukcyjnemu, czyli zespołowi działań, który łączy cele rewolucji seksualnej, takie jak np. „powszechny dostęp do różnych metod antykoncepcji” i tzw. bezpiecznej aborcji. Więc w rzeczywistości „zdrowie reprodukcyjne” i związane z tym projektem metody działań stały się obsesyjnym priorytetem globalnego zarządzania od konferencji ludnościowej w Kairze w 1994 roku. Od tego czasu na wszystkie kraje wywierana jest presja, by wcielały w życie jej postanowienia, i to w sytuacji, gdy ludzie nadal głodują, nie mają domów i odzieży. Dziś widzimy, że te pomysły są realizowane, tymczasem prawdziwy rozwój biednych krajów postępuje – niestety – bardzo słabo (Diabeł popiera globalizację, „Nasz Dziennik”, 20. 11. 2010).

I to są – podkreślmy to z naciskiem – te ideologie. Należą do nich jeszcze rozmaite teorie człowieka prowadzące zazwyczaj do psychologizacji życia społecznego.

Ten pseudointelektualny bełkot podbija świat i ledwie garstce odważnych wyrywa się okrzyk, że król jest nagi.

Tak zwane pozytywne myślenie czy manipulowanie swym umysłem często prowadzi do negowania nawet najbardziej oczywistych faktów. Zauważmy, że różnego rodzaju negatywne emocje, które człowiek przeżywa, są ostrzeżeniem, że coś trzeba zmienić w życiu i wypieranie ich jest głupotą. Właśnie takimi zabiegami, a nie argumentami, wyrabia się w znacznej części społeczeństwa przekonanie, że orientacja homoseksualna jest równie dobra jak heteroseksualna. Akceptację takiego poglądu promuje się jako kryterium już nie tylko demokratyczności i nowoczesności, lecz nawet respektu i szacunku do ludzi. Z mającymi inne zdanie się nie dyskutuje, bo „oni są nie na poziomie”.

– Czytałem w gazetach – mówi w rozmowie z „postępową” Barbarą Hollender czeski reżyser Bohdan Slama – że polską opinię publiczną zaprzątała niedawno dyskusja, czy gej może być nauczycielem. My takiego problemu nie mamy – stwierdził i wyjaśnił, dlaczego. Opowiedział, jak kręcił z naturszczykami Mojego nauczyciela, opowieść o nauczycielu geju. W filmie dochodzi do gwałtu – nauczyciel (Petr) wykorzystuje seksualnie niepełnoletniego, 17-letniego ucznia. „To była jedna z najtrudniejszych scen, jakie w życiu reżyserowałem” – przyznaje. „Starałem się zainscenizować ją tak, by obiektywnie pokazać moment, w którym Petr przekracza granice, jakich mu przekroczyć nie wolno. Ale jednocześnie chciałem, by widz poczuł klimat tej chwili, ukrytą w niej namiętność i tęsknotę. Myślę, że bardzo wiele zawdzięczam Pavlowi Lisce, który wzniósł się na szczyty aktorskiego kunsztu. Ma niezwykłą charyzmę. Zagrał tak, że publiczność go nie odrzuca, lecz stara się zrozumieć jego odmienność i to, jak trudno żyć człowiekowi, który jest inny. Widzowie mu wybaczają, podobnie jak matka chłopca. – Myśli pan – powątpiewa Barbara Hollender – że matka jest w stanie wybaczyć człowiekowi, który podstępnie skrzywdził jej dziecko? – Tak. Każdy ma swoje ciemne strony, pewnie dlatego możemy zrozumieć tych, którzy dają się ponieść namiętnościom, a nawet przekraczają granice wyznaczone przez moralność. (Każdy człowiek ma ciemne strony, Barbara Hollender rozmawia z Bohdanem Slamą, „Rzeczpospolita” 18. 6. 2009).

Wyobrażenie o wszechmocy psychologii, która potrafi nie tylko wyjaśnić każdy ludzki problem, ale także zaradzić mu, jest efektem naiwnego pozytywizmu, ufnego w omnipotencję nauki. Nic z tej naiwności dobrego nie może wyniknąć. A jeśliby ktoś potrzebował na to argumentów – to obiecuję, że znajdzie je w kolejnych numerach „Kuriera WNET”.

cdn.

Artykuł Herberta Kopca pt. „W kręgu zawołania bojowego liberałów: Czemu nie?” znajduje się na s. 5 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Herberta Kopca pt. „W kręgu zawołania bojowego liberałów: Czemu nie?” na s. 5 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Życie polityczne i społeczne na Wyspach przejęli nadgorliwi higieniści/ Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Większość krytycznych wobec rządu tekstów prasowych to pokorne petycje. Rząd odpowiada, że wie, co robi, radzi, by w Święta nie ściskać się z babcią i z obywatelską troską donosić na sąsiadów.

Andrzej Świdlicki

Konformiści, higieniści i gangsterzy

Korespondencja z Londynu

Jak oswoić koronowirusową nienormalność? Można udawać, że wirus nie taki straszny, póki sieć Waitrose sprzedaje łososia zarówno w hodowlanej odmianie szkockiej, jak i dzikiej, norweskiej. Do tego melon z Kenii lub Hiszpanii, kalifornijskie bądź australijskie wino.

Maseczki pojawiły się w sprzedaży jako akcesoria mody – kobiety mogą je dopasowywać do torebki, mężczyźni do krawata.

Ograniczenia liczbowe klientów pod gastronomicznym dachem wygenerowały popyt na przenośne butle z propanem – można wystawić je na zewnątrz dla zagospodarowania ogródka lub chodnika, w zgodzie z wymogami zachowania dystansu. Klasa średnia musiała wprawdzie zrezygnować w tym roku ze śródziemnomorskich wakacji, ale dostała w zamian możliwość pracy zdalnej. Zareagowali na to projektanci wnętrz, umieszczając w nich jednoosobowe biura, a także sprzedawcy nieruchomości na prowincji, bo po co mieszkać w zakorkowanych miastach, gdy zoom daje możliwość pracy z ogródka na wsi?

Wolne zawody przeliczyły kwarantannę na ulgi podatkowe, a zajęte samorealizacją w samoizolacji mogły nie zauważyć, że są tacy, co stracili źródła utrzymania, i że ich przybywa. Bez pracy są nie tylko kelnerzy i pokojówki, ale piloci linii lotniczych, spece od marketingu, artyści, muzycy. Tym ostatnim mój lokalny kościół organizuje występy raz w tygodniu. Niektórzy zgłaszają się do rozwożenia pizzy, konkurując z kolorowymi imigrantami.

Zaprzyjaźniony Włoch, zmuszony do zamknięcia lokalu wiosną, zdecydował się na ucieczkę do przodu, zagospodarowując piwnicę z myślą o organizowaniu występów muzyków, a gdy jesienią wydawało mu się, że wychodzi na prostą, rząd przyblokował go ponownie, zezwalając tylko na sprzedaż kanapek na wynos.

Nie tracę nadziei, że się odbije, bo lubię jego miejsce. Większe obawy mam o przyszłość Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, sfinansowanego ze zbiórek emigracji politycznej. POSK stracił przychód z restauracji i imprez. Nie ma z czego utrzymać biblioteki zamkniętej od marca.

Londyńskie metro straszy pustkami nawet w godzinach szczytu, zamykają się sklepy w dzielnicach handlowych, o ile zawczasu nie przestawiły się na sprzedaż przez internet, co jest tak, jakby wymuszać powrót od filmu mówionego do niemego. Rynek nieruchomości komercyjnych pikuje w dół jak zestrzelony spitfire, przybywa klientów psychoterapeutom, a w londyńskim City atmosfera jak w raporcie z oblężonego miasta Zbigniewa Herberta:

wieczorem lubię wędrować po rubieżach Miasta
wzdłuż granic naszej niepewnej wolności
patrzę z góry na mrowie wojsk ich światła
słucham hałasu bębnów barbarzyńskich wrzasków
doprawdy niepojęte, że Miasto jeszcze się broni.

Życie polityczne i społeczne przejęli nadgorliwi higieniści przeszkoleni na wieczorowych kursach oceny ryzyka, instruujący ludzi, jak mijać się na ulicach, gdzie, jak i kiedy myć ręce, jak oddychać. Nie znając się ani na wirusach, ani epidemiach, chcą uchodzić za ekspertów od zdrowia publicznego, bezdusznie forsując lekarstwo gorsze od choroby.

Umieralność na złowróżbnego covida, liczona w proporcji do zakażeń, z wyłączeniem chorób współtowarzyszących, wynosi 0,26 procent, a milionom młodych i zdrowych uniemożliwia się życie po swojemu. Czy jest ucieczka przed sanitarnym terrorem niszczącym gospodarkę i stosunki międzyludzkie?

Jak w pościgu z filmu Butch Cassidy and Sundance Kid, za każdym razem, gdy Robert Redford i Paul Newman łudzą się, że zmylili pościg, zdeterminowani stróże prawa wyłaniają się nie wiadomo skąd. Co to za ludzie? – pytają sami siebie uciekinierzy. Gdy nie mają dokąd uciekać, w ostatniej chwili ratują się skokiem do rwącej rzeki z urwistej skały. Na taki wyczyn zdobyli się gangsterzy uciekający przed stryczkiem, z czego jeden nieumiejący pływać, ale czy stać na niego zwykłych ludzi? Bo jeśli chcą ocalić wolność, pamięć, wiarę i tożsamość, a na taki skok się nie zdobędą, to przegrają. Nad banditos gringos mają tę przewagę, że wiedzą, kto ich ściga, a to już coś, bo obrona tylko wtedy jest skuteczna, jeśli wroga rozpracowało się na samym początku.

A zatem „kim są ścigający”? To ludzie twierdzący, że mają po swej stronie naukę i interes zdrowia publicznego, uzasadniając nimi drobiazgową kontrolę ludzkiego zachowania. Po części medycy, częściej z tytułami profesorskimi niż bez, menedżerowie publicznej służby zdrowia, eksperci od prognoz i statystycznych modeli, spece od bhp i zarządzania ryzykiem, miliarderzy-filantropi z globalistyczną agendą. Na ogół pośrednio lub bezpośrednio żyją z pieniędzy farmaceutycznych koncernów lub rządowych grantów. Są wśród nich oportuniści, karierowicze, szaleni bądź niedouczeni naukowcy, dla których życie tylko wówczas jest realne, kiedy potwierdza ich teorie. Niektórzy to hipokryci, często sami nie stosujący się do nakazów narzucanych innym.

Samozwańczy higieniści chcą przebudować innym nie tylko zachowanie, ale świadomość i język.

Ostatnio rzadziej słyszy się w Anglii o maseczkach. Przypuszczalnie w reakcji na wątpliwości, czy za ich noszeniem stoi jakakolwiek nauka, mówi się teraz: „nakrycia twarzy”. Maseczka nie przestała być maseczką, ale stała się nakryciem twarzy, tak jak czapka lub kapelusz są nakryciem głowy.

Nie jest to jedyną innowacją językową wprowadzoną pod płaszczykiem rzekomej pandemii. Zamiast „skutki uboczne” w odniesieniu do szczepionek mówi się „odpowiedź organizmu”, co sugeruje, że mamy do czynienia z czymś niewymiernym i subiektywnym, niemożliwym do wkalkulowania w ryzyko, a zatem zwalniającym koncerny farmaceutyczne od odpowiedzialności za niepożądane skutki.

Podmiana języka prowadzi do podmiany rzeczywistości. W nowej normalności ludzie będą pracować albo dla państwa, albo dla międzynarodowych korporacji. Czy za miskę ryżu od premiera Morawieckiego, którego wyniesienie potwierdza, że między sektorem finansowym a rządem są drzwi obrotowe. Będzie to rzeczywistość, w której o wiele trudniej będzie o spontaniczne stosunki międzyludzkie, ochrona indywidualnego zdrowia zostanie wyjęta nie tylko ze sfery prywatności, ale zdrowego rozsądku, a nauka będzie sprzyjać lewicowej agendzie politycznej, co zresztą dzieje się od pewnego czasu.

W mojej dzielnicy Putney widzę ludzi ze strachu, bezmyślności lub wrodzonej skłonności do konformizmu przecierających zdezynfekowaną szmatką rączki od metalowego koszyka w supermarketach, mimo że mają na ręku gumowe rękawiczki; przywdziewających maskę w samochodzie, mimo że jadą sami; niepodających ręki starym znajomym; w czynie społecznym strofujących innych.

To wyznawcy kultu świętego spokoju, wierzący, że powrót do normalności prowadzi przez posłuszeństwo nakazom, usprawiedliwiający stadny instynkt zbiorową ochroną zdrowia, niezastanawiający się, dlaczego policjanci klękają przed demonstrantami Black Lives Matter, a pałują przeciwników lockdownu. Lecz przecież widzą, że na ulicy przybywa sklepowych pustostanów i bezdomnych. Czy przychodzi im na myśl, że przełoży się to na trudniejszy start dla ich dzieci?

Bo jeśli to, co widać gołym okiem, nie daje im do myślenia, jeśli sądzą, że da się wrócić do normalności, która normalna nie była, jeśli nie zauważyli, że świat nigdy nie wyszedł z finansowego krachu z roku 2008, to gdzie im się wydaje, że żyją? W pancernej bańce wyimaginowanego komfortu, inercji zasilanej codzienną strawą nagłówków czytanych na smartfonie, świecie rzekomo słusznie i obiektywnie interpretowanym przez BBC? Wielu zajętych trudem zarabiania na życie takich pytań sobie nie zadaje, bo nie zna odpowiedzi, nie wie nawet, gdzie ich szukać i nie chce rozterek. O wielu z nich można powiedzieć, że przyswoili sobie hasło „głosuj na szaleństwo, bo ma sens”, rozpowszechniane przez Monster Raving Looney Party, czyli Wyjątkowo Zwariowaną Partię Pomyleńców.

Partia ta – protest przeciwko skostniałemu, dwupartyjnemu systemowi wyborczemu – nigdy nie miała reprezentacji parlamentarnej, ale jej pomysły, zwariowane w chwili wysunięcia, jak paszporty dla krów, zostały wprowadzone w życie, a nawet przebite w przypadku obniżenia wieku wyborczego z 21 lat do 18, bo w Szkocji rozważa się dalszy upust do 16 roku życia.

Nie ma zresztą powodów, by prawa wyborczego nie rozszerzyć jeszcze bardziej, przyznając je umarłym, tym bardziej, że w ostatnich wyborach prezydenckich w USA licznie zagłosowali oni na demokratów. Na realizację czekają niektóre inne pomysły MRLP, np. zbudowania bieżni, po której biegaliby entuzjaści fitnessu, napędzając przy okazji generatory energii, albo umieszczenia parlamentu na kółkach, by objeżdżał kraj jak wędrowny cyrk i był przez to bliżej wyborców. Nie jest to śmieszne, jeśli wziąć pod uwagę, że są ludzie już teraz mówiący o polityce torysów Borysa Johnsona, że jest looney.

Looney – przymiotnik od lunacy – oznacza wariacki lub szaleńczy w szerszym znaczeniu niż medyczne. To drugie jest coraz wyraźniejsze, jeśli sądzić po rządowych pomysłach spędzania Świąt. Nadzieją są ludzie myślący niezależnie, a Anglia ma długą tradycję intelektualnych ekscentryków. Ostatnio sędzia sądu najwyższego Lord Sumption skrytykował „jakobinów z rządowej grupy doradczej ds. stanów wyjątkowych (SAGE) i maniakalnych zwolenników kontroli wszystkich i wszystkiego z resortu zdrowia”. Uznał, że takiego podejścia „nie da się obronić na gruncie moralności i konstytucji w kraju, który nie jest totalitarny”. Wcześniej zauważył, że „społeczeństwa tracą wolność nie dlatego, że tyrani mu ją odbierają, lecz zwykle dlatego, że ludzie dobrowolnie rezygnują z niej dla ochrony przed rzeczywistym, ale wyolbrzymionym zagrożeniem z zewnątrz”. Wypowiedzi Lorda Sumptiona to nie to samo, co narzekania mało komu znanego blogera, cenzurowanego przez Wikipedię i YouTube za demaskowanie spiskowych praktyk. To sygnał, że prawniczy establishment daje rządowi do zrozumienia, że przeszarżował.

Oznaką nadziei są niezależnie myślący lekarze oddziałujący swym autorytetem na środowisko, a także to, że rząd zaczyna mieć gorszą prasę.

Choć krytyczne głosy Petera Hitchensa, Allison Pearson i Fredericka Forsytha są spychane na margines, a ich wpływ na opinię publiczną nie wydaje się duży, może się okazać, że to oznaka wzbierającej fali, która osiągnie masę krytyczną. „Obostrzenia narzucane w wielu częściach kraju byłyby trudne do zniesienia, gdyby można było oczekiwać po nich pożytku. Kłopot w tym, że nie ma nawet źdźbła dowodu, że pomogą w czymkolwiek” – napisał „Mail on Sunday”.

Jednak większość krytycznych pod adresem rządu tekstów prasowych utrzymana jest w duchu pokornych petycji kierowanych do cara Wszechrusi: rząd powinien wzruszyć się losem ludzi ponoszących koszty jego decyzji, przemyśleć celowość swoich działań, niekoniecznie słuchać doradców lub poszerzyć ich krąg, dopomóc, mieć na uwadze, działać proporcjonalnie do skali zagrożenia, konsultować się itd. itd. Rząd odpowiada, że wie, co robi, nad wszystkim panuje, radzi, by w Święta nie ściskać się z babcią i w poczuciu obywatelskiej troski donosić na sąsiadów.

Nieuchronnie zbliża się moment, gdy trzeba będzie wybierać między skokiem do rwącej rzeki z urwistej skały, co daje jakąś szansę przeżycia, a czekaniem, aż rząd nas z niej zepchnie bez nadziei na odratowanie.

Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Konformiści, higieniści i gangsterzy” znajduje się na s. 2 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Konformiści, higieniści i gangsterzy” na s. 2 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Montaż nowego krzyża na mogile żołnierzy majora Wiktora Matczyńskiego przez młodzież polską i ukraińską

Kolejne spotkanie młodzieży polskiej i ukraińskiej w ramach polsko-ukraińskiego pojednania, na mocy podpisanego we wrześniu porozumienia między przedstawicielami rówieńskiego Płasta i harcerzy.

Fot. S. Porowczuk

W słoneczny jesienny dzień 26 listopada na terenie fortu w Tarakanowie na Wołyniu, w Dubnie koło Równego, przedstawiciele harcerskiego hufca „Wołyń” ze Zdołbunowa z jego szefem Aleksandrem Radicą oraz Płastuńskiego Ośrodka nr 33 im. Samczuka w Równem, z ich duchowym opiekunem o. Witalijem Porowczukiem, wzięli udział w montażu nowego krzyża na mogile żołnierzy mjra Wiktora Matczyńskiego, którzy polegli w walce z konnicą Budionnego w czasie obrony przed bolszewikami fortu Zahorce w dniach 7–21 lipca 1920 roku.

Na krzyżu zainstalowano tabliczkę w językach polskim i ukraińskim: „Żołnierzom WP poległym w lipcu 1920 r., Солдатам ВП загиблим у липні 1920 р”. Historyk o. Witalij Porowczuk poprowadził modlitwę w intencji bohaterów Polski oraz Ukrainy, którzy oddali życie z miłości do ojczyzny. Na krzyżu zawiązano również czerwono-białą wstążkę.

To już kolejne spotkanie młodzieży polskiej i ukraińskiej, będące elementem polsko-ukraińskiego pojednania i zjednoczenia naszych braterskich narodów. Akcja miała miejsce w ramach podpisanego we wrześniu porozumienia między przedstawicielami rówieńskiego Płasta i harcerzy.

Informacja Siergieja Porowczuka pt. „Montaż nowego krzyża na mogile mjra Witolda Matczyńskiego” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Informacja Siergieja Porowczuka pt. „Montaż nowego krzyża na mogile mjra Witolda Matczyńskiego” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich/ Sławomir Matusz, „Śląski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Jeden sobie zażyczy kurczaka, drugi kaczkę, trzeci królika, czwarty kawałek wieprzowiny, a lewica zażyczy sobie… No właśnie. Czego sobie niedługo zażyczy? Skoro to nie człowiek, więc też można.

Sławomir Matusz

Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich

Jeżeli, jak twierdzi lewica, płód ludzki to nie człowiek, to stąd niedaleko do kanibalizmu.

Skoro to nie człowiek, to można uznać, że rodzaj produktu mięsnego, jak wątróbka i inne podroby zwierzęce i może stać się w niektórych kręgach przysmakiem. Bo to przecież nie ludzie – a kury, kaczki, świnie i baraninę jemy.

Sama już myśl napawa obrzydzeniem, ale radykalne działaczki chcą aborcji na życzenie, bez względu na okres ciąży. Jeden sobie zażyczy kurczaka, drugi kaczkę, trzeci królika, czwarty kawałek wieprzowiny, a lewica zażyczy sobie… No właśnie. Czego sobie niedługo zażyczy? Skoro to nie człowiek, więc też można. Czym w takim razie jest ludzki płód, skoro nie człowiekiem? Rzeczą czy towarem?

Jako że część lewicy wzywa do obrony praw zwierząt i całkowitego wyrzeczenia się mięsa, przytoczę słowa Ambrozjusza Teodozjusza Makrobiusza, piszącego po łacinie na przełomie IV i V wieku filozofa i pisarza, który takim cytatem skomentował rzeź niewiniątek na okrutny rozkaz Heroda, prekursora Marksa, Lenina, Stalina i Hitlera:

„Dowiedziawszy się, że pośród małych dzieci, które kazał w Syrii zamordować Herod, znalazł się też synek Heroda, robiąc aluzję do żydowskiego zwyczaju powstrzymywania się od wieprzowiny, powiedział August: Lepiej być wieprzem Heroda niż jego synem”.

Parafrazując: lepiej być wieprzem niż ludzkim płodem. Jeżeli się na takie postulaty zgodzimy, niedługo trzeba będzie z Polski z dziećmi uciekać.

Antykoncepcja ma być ogólnie dostępna, tak jak aborcja. Czyli aborcja ma być formą antykoncepcji. Dla najbardziej radykalnych działaczek nieważne, czy to ósmy, dwunasty tydzień ciąży, czy miesiąc przed porodem. One chcą prawa do aborcji w każdym czasie. Lewicy wolność pomyliła się z wolnością seksualną i z prawem do zabijania słabszych i bezbronnych. Znaczenia słów się zmieniają, możemy je rozszerzać, nadać nowe. W ten sposób można uznać, że poród to też aborcja, tyle że naturalna, a więc zabić można miesiąc przed terminem porodu albo tuż po porodzie – bo to przecież jeszcze nie człowiek. Nie chodzi, nie mówi i nie myśli tak, jak my.

A skoro o antykoncepcji mowa, to znam kobietę, która się od niej uzależniła i uzależniła się od seksu. Kiedy była nastolatką, matka zaczęła jej podawać profilaktycznie tabletki antykoncepcyjne. Dziewczyna przeczytała ulotkę i dowiedziała się, po co są te tabletki, że nie musi martwić się ciążą. Może iść z kim chce i kiedy chce. Wolność pomyliła z wolnością seksualną. Skutek był taki, że już jako dorosła kobieta nie potrafiła się związać z nikim na dłużej. Po dwóch, trzech miesiącach partner jej się nudził i szukała zmiany. Ale w końcu zakochała się, wyszła za mąż, a nawet zaszła w ciążę. Jednak małżeństwo po pół roku się rozpadło. Mąż pojechał za granicę na dwa tygodnie do pracy. A po powrocie znalazł w aparacie jej zdjęcia z nieletnim kochankiem. Natychmiast się spakował i wyjechał. Nigdy się więcej nie widzieli. Przysłał jej tylko pozew rozwodowy. Kobieta korzystała w pełni z wolności seksualnej, jaką daje tabletka antykoncepcyjna, a miłość pomyliła z miłością własną, a właściwie okropnym egoizmem, sprowadzonym do ulegania zachciankom, przez co została na resztę życia sama. Nie wiem, czy jeszcze żyje.

Bo miłość to czułość, troska, tęsknota. Miłość oswaja nas z ciałem drugiego człowieka, uczy szacunku.

Miłość po owocach poznacie, a nie po tym, jaki jest seks. A zatem owocujcie, drogie panie.

‘Miłość’ to słowo obce, nieznane w zdeprawowanych polskich sądach, w których na wielką skalę niszczy się rodziny i małżeństwa. ‘Prawda’ to również słowo nieznane, a wyroki ustala się nie w sądzie, a przy grillu. O wyrokach decydują sympatie polityczne podsądnych, a nie dowody, które i tak można pod czujnym okiem sądu sfałszować. Jak ktoś ma niesłuszne poglądy, to walczy z kastą. Jeżeli mowa jest o aborcji, to nikt nie pyta o to mężczyzn, ojców poczętych dzieci. Ojciec jest przegrany w sądzie z reguły. Mężczyźni przegrywają 97% spraw w sądach o opiekę nad dziećmi. Mimo konstytucyjnej ochrony rodziny i małżeństwa są one (rodziny i małżeństwa) dręczone i męczone w taki sposób, by je ostatecznie zniszczyć. W sądach nie ma prawdy, bo przeciw prawdzie tworzy się fałszywe dowody przy pomocy specjalistów sądowych od tworzenia fałszywych dowodów, na zlecenie sądów. Na przykład Okręgowy Zespół Specjalistów Sądowych (inaczej Okręgowy Zespół SS) w Sosnowcu w wydanej opinii stwierdził w jednej ze spraw przemoc domową, mimo że wszyscy świadkowie w sprawie stwierdzili, że nie widzieli nigdy śladów przemocy ani nie słyszeli o kłótniach w rodzinie. Podsądny części testów nie zrobił, bo spóźnił się na badania i nie był w stanie ich wykonać, a wszystkie wykonane testy sfotografował (czego robić nie wolno!), a biegłe napisały, że podsądnego uważnie obserwowały w czasie badań. Oznacza to, że biegłe nie wiedziały, co robi badany i skłamały w wydanej opinii. Sprawą tą zajmuje się już minister sprawiedliwości i Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego.

Jeżeli w tak ważnych dla obywateli sprawach, a tak drobnych dla Państwa, państwowe instytucje oszukują, to jak wierzyć im w sprawach tak ważnych, jak katastrofa w Smoleńsku?

Dla sądu wykonywanie obowiązków małżeńskich, opisanych w Kodeksie rodzinnym, jest nękaniem.

Dowody normalnego życia rodziny, jak zdjęcia i rodzinne filmy, nie są żadnymi dowodami. Na siłę szuka się patologii tam, gdzie jej nie ma, i fałszuje dokumenty i dowody. Bo małżeństwo i rodzina w sądach w Polsce (dalej niepolskich sądach) są z założenia źródłem wszelkiego zła, są penalizowane przez takich sędziów jak: SSA Roman Sugier, SSA Joanna Naczyńska, SSO Jacek Włodarczyk, SSO Jolanta Sasiak z Sądu Okręgowego i Apelacyjnego w Katowicach, czy SSR Beata Chmielnicka z SR w Sosnowcu. To też rodzaj prekanibalizmu, bo w sądach brutalnie niszczy rodziny, małżeństwa i godność ludzką. Podsądny dla sędziów jest tylko mięsem, a Konstytucja, obowiązujące prawo, wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej – tylko opakowaniem dla tego mięsa.

Dlaczego Polska dla Jasia? Jasiu w listopadzie skończył 22 lata. Urodził się z porażeniem mózgowym czterokończynowym i wymaga całodobowej opieki. Matka urodziła i nie oddała dziecka, podejmując się nad nim opieki. Jasiu chciał przyjść na świat i matka go przyjęła z miłością i troską. Jasiu jest nie tylko wspaniałym dzieckiem, pełnym radości i uśmiechu, ale też wspaniałym kompanem w wędrówkach. Jest tym Jasiem z wiersza. Bo Jasiu jest przyjazny dla każdego i Polska powinna być przyjazna dla niego i podobnych jemu dzieci. Wolna od eutanazji i kanibali wszelkiej maści. Wolna od Heroda! Pełna miłości i jej owoców. A zatem pchajmy dalej wózek razem. Jasiu, prowadź, Królu Mój! Matko, Królowo…

Opłatek

łamiemy się opłatkiem
tu jest serce Pana Jezusa
Iwonki
Jasia i moje mówi mi
jakiś wewnętrzny głos

zdejmuję okruszek
z kącików ust Iwonki
by nie upadł na ziemię

Jasiu w moim sercu

żegluje
prawdziwy Jonasz
z niego

a Jonasz
to po hebrajsku
gołąb

kiedy sztorm ucichnie
delikatnie położę go na łonie
Iwonie

Wiersz dla Jasia
(i dla Iwony)

liczymy z Jasiem
jeden spacer to około
pięciu kilometrów
przez sześć lat byliśmy
na tysiącu spacerach
tysiąc cudownych dni
w słońcu deszczu śniegu
mrozie pchałem wózek
z Jasiem tam gdzie on
pokazywał (porażenie
mózgowe astma śliczny
uśmiech uwielbia czytać atlasy)
liczymy w sumie to pięć
tysięcy kilometrów kawał
drogi przebyliśmy Jasiu|
zastanawia się gdzie doszliśmy
pokazuje palcem na mapie
Karaczi w Pakistanie a potem
Amritsar w Zachodnich Indiach
u bram miasta witają nas przyjaźni
Sikhowie kierujemy się
do Złotej Świątyni pokłonić się
Bogu idziemy obmyć stopy
w Jeziorze Nieśmiertelności

Matko
dla Natalii Przybysz

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
przecież miejsca w domu
wystarczyłoby dla pięciorga

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
mogłaś nas zabić mnie zabić by
zrobić miejsce dla nienarodzonego

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
przecież Chrystus umarł już za niego
a teraz wcielił się i umarł z woli Piłata

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
przecież wszyscy poszlibyśmy
na śmierć dla niej dlaczego
rzuciłaś ciało naszej siostry brata

do chlewa do korytka na pożarcie
świniom idź teraz prosić na klęczkach
świnie by je oddały gdybym była trzecia
moje ciało też byś im rzuciła

matko dlaczego rzuciłaś kości naszej
siostry brata psom na pożarcie idź
teraz na klęczkach prosić psy by oddały
kości jeszcze nieogryzione nienarodzone

matko dlaczego nie płaczą teraz
z nami nasz brat nasza siostra a płaczą
i wyją psy i świnie którym rzuciłaś
ich ciało i kości matko dlaczego

ty nie płaczesz – rzuciłaś
ciałem naszej siostry brata o ścianę
a potem nastąpiła cisza taki spokój
dlaczego ściany płaczą a ty nie płaczesz

śpiewasz matko
masz usta we krwi
spuchnięty czarny od krwi
mikrofon zamiast języka

Cały Artykuł Sławomira Matusza pt. „Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich” znajduje się na s. 1 i 2 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy zwycięstwo neomarksizmu i jego absurdów naprawdę jest nieuniknione? / Jacek Wanzek, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny. Zakłada stworzenie człowieka, który bez wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa.

Jacek Wanzek

Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej

Będąc nawet mało wnikliwym obserwatorem życia publicznego i wydarzeń zachodzących na globie, nie sposób nie zauważyć, iż jesteśmy świadkami przewalającej się z hukiem przez świat wojny cywilizacyjnej. Znany nam stary porządek świata, oparty na myśli greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej raz po raz musi dawać odpór coraz to prężniejszym i śmielszym atakom ze strony ideologii, którą dziś eksperci określają mianem marksizmu kulturowego.

W zasadzie cywilizacja chrześcijańska od zawsze musiała zmagać się z siłami dążącymi do jej unicestwienia. Niezależnie od tego, czy były to działania odśrodkowe, czy zewnętrzne. Jednak nawała ta w tak zintensyfikowanej formie rozpoczęła się na dobre podczas tak zwanej rewolucji francuskiej lub – jak kto woli – antyfrancuskiej. Niszcząca Kościół i dotychczasowy ład społeczny, przedstawiana jako dojrzałe dzieło rozumu, na które czekały wieki, rozsławiała ideę człowieka abstrakcyjnego, podczas gdy człowieka konkretnego poddawała niewyobrażalnym cierpieniom, dopuszczając się gilotynowania niepokornych czy zbrodni ludobójstwa w Wandei. Francja, najstarsza córa Kościoła, spłynęła krwią.

Francuskie wzorce a sprawy w Rosji

Mimo sadystycznego wręcz okrucieństwa, rewolucja francuska przez ponad sto lat stanowiła pierwowzór dla wszystkich, którzy występowali przeciw monarszym „rządom absolutnym” oraz różnym dyktaturom.

Tak było w carskiej Rosji. Tam doświadczenia z Francji posłużyły za pewnego rodzaju schemat. Walka o konstytucję, zniesienie przywilejów, uznanie praw człowieka i obywatela – a później już z górki. Najpierw terror kolektywny, a następnie dyktatura jednostki. Rzecz jasna, wszystko to pod płaszczykiem walki o „równość, wolność i braterstwo”. Nietrudno bowiem doszukać się w rewolucji bolszewickiej licznych analogii do przewrotu z Francji. Polaryzacja stanowisk, wskazywanie wroga ludu, wdrożenie pojęcia kontrrewolucji łudząco przypominały rządy Robespierre’a.

Sami bolszewicy określali się przecież mianem proletariackich jakobinów, nawiązując tym samym wprost do Wielkiej Rewolucji. Stosunkowo łatwo było przewidzieć skutki takich inspiracji. Dławienie wszelkich przejawów opozycji, zwalczanie Kościoła i wszechobecna, obezwładniająca tyrania wypełniały codzienność rewolucyjnej Rosji. Wszak „terror bez cnoty jest zgubny, cnota bez terroru jest bezsilna” – tłumaczył autor jakobińskiego terroru Maximilian de Robespierre.

Jednak władza oparta na terrorze nie może utrzymywać się w nieskończoność. Obnażyły to dobitnie doświadczenia obu rewolucji. Okazało się też, że pomimo olbrzymiej propagandy, klasa robotnicza nie wsparła masowo przewrotu dokonanego przez bolszewików. Dramat II wojny światowej i nędza gospodarcza komunizmu wpłynęły na ogromny spadek społecznego zaufania, a co za tym idzie – znacznie ograniczyły popularność marksizmu wśród zachodnich społeczeństw, które były bardziej zafascynowane amerykańskim stylem życia.

Reforma marksizmu i „nowa kontrrewolucja” przez słowa i kulturę

Stało się jasne, że ekspansja marksizmu w jego dotychczasowej formie jest niemożliwa. Potrzebna była zatem głęboka reforma.

Swoistym geniuszem w tej kwestii popisał się włoski komunista Antonio Gramsci, który głosił urbi et orbi, że trwałe przejęcie władzy za pomocą przewrotu i siły militarnej jest nie tylko nieskuteczne, ale i nieekonomiczne.

Uważał on, że głównym powodem, dla którego masy pracujące nie uległy czarowi marksizmu i nie dały wyzwolić się z kapitalistycznego uścisku, było zbyt silne przywiązanie tych mas do idei chrześcijaństwa i panującej kultury. Z tego powodu Gramsci głosił potrzebę zmian nie przez rewolucyjny przewrót, a przez hegemonię w kulturze. Co zatem należało zrobić z dotychczasowym ładem i tradycyjnymi wartościami? Rozmontować je. Zdewaluować. Ośmieszyć. Następnie zastąpić nowymi wartościami i ustanowić własną hegemonię.

Oczywiście marksiści nie zakładali przejęcia władzy od razu, dlatego opracowali długofalowy plan, zorientowany na tak zwany marsz przez instytucje. Na czym on polegał? Ogólnie rzecz ujmując, strategia ta ma doprowadzić do zmian kulturowych poprzez przejęcie instytucji społecznych odpowiedzialnych za kształtowanie ludzkiej świadomości. W praktyce oznacza to obsadzenie przez marksistów szkół, uczelni, ministerstw, banków i szeroko rozumianych instytucji kultury. Jednak to nie wszystko. Celem jest również zmiana postrzegania instytucji rodziny, religii, deprecjacja tradycyjnych wartości czy odrzucenie idei państw narodowych.

Niszczenie ich i tworzenie od podstaw nowych instytucji byłoby czasochłonne i mogłoby się okazać nieefektywne, dlatego postanowiono dokonać przewartościowania starych, wykorzystując przy tym istniejące już społeczne zaufanie do nich.

Dlaczego jednak w okresie tak wysoce rozwiniętego kapitalizmu, rosnącego dobrobytu i rozwoju cywilizacyjnego człowiek miałby tak drastycznie zmieniać obraz społeczeństwa? Według Herberta Marcuse’a, profesora Uniwersytetu Brandeisa oraz głównego ideologa rewolucji studenckiej z 1968 roku, żyjemy jedynie w iluzji wolności, a dotychczasowy dobrobyt jest okupiony zniewoleniem jednostki. Ten przedstawiciel słynnej szkoły frankfurckiej uważał, że człowiek, który „ułożył się” z systemem, nie jest zdolny do jakichkolwiek zmian społecznych. Marcuse marzył, aby to grupy dotychczas marginalizowane przez system dokonały przewrotu społecznego i budowy nowej aksjologii. Uważał bowiem, że jedynie ludzie wykluczeni nie zostali skażeni systemem i wyłącznie oni mogą dokonać zmian. Kim według Marcuse’a miały być te osoby? Namaszczeni do tego zostali różnego rodzaju autsajderzy: homoseksualiści, feministki, hipisi, tułacze, prowokatorzy, bezrobotni, studenci etc. W skrócie – tak zwana Nowa Lewica.

To oni mają za zadanie wywrócić do góry nogami obecną, represywną według nich cywilizację.

Dotychczasowa kultura oparta na sublimacji ma zostać zastąpiona antykulturą. Ma zerwać z dotychczasowym sposobem pojmowania moralności ograniczającej człowieka i tłamszącej jego popędy, których zaspokojenie według marksistów jest podstawą szczęśliwości obywatela.

Aby ową szczęśliwość osiągnąć, należy odrzucić tradycyjne związki i wartości, a patriarchalny model rodziny powinien zostać zniesiony.

Kościół – największy wróg neomarksistów

Największego wroga lewica upatruje zatem w Kościele i moralności chrześcijańskiej. To właśnie rewolucja seksualna ma dokonać rewolucji społecznej, a nie odwrotnie – głosił Erich Fromm. Marksiści doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że młody człowiek, który w łatwy sposób oddaje się zaspokajaniu swych potrzeb seksualnych, jest odciągany od tego, co ważne w społeczeństwie kapitalistycznym. Nie kanalizuje swojej energii w sposób wartościowy, lecz poprzez permanentne oddawanie się seksualnym przyjemnościom. Postawa taka z kolei stawia go w konflikcie z wymagającymi autorytetami w postaci rodziców czy nauczycieli. Są oni postrzegani przez niego jako przedstawiciele opresyjnego systemu, a to już prosta droga do napięć i buntów przeciwko nim, a w konsekwencji przeciw systemowi. Po co bowiem ulegać opresyjnym i przaśnym nakazom społecznym, skoro można w pełni i bez zobowiązań oddawać się pokusom hedonizmu?

W dobie Netflixa, powszechnej aborcji czy tanich lotów młodzi ludzie coraz mniej zainteresowani są przykrym obowiązkiem rodzicielstwa, tworzeniem rodziny i wynikającą z dorosłości odpowiedzialnością.

Człowiekowi „wyzwolonemu” ciężko jest podporządkować się ascetycznym normom, więc dąży do ich unicestwienia. O to właśnie chodzi marksistom, którzy rewolucje seksualną postrzegają jako sprytne narzędzie do osiągnięcia swoich dawno zamierzonych celów. Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny w celu osiągnięcia względnego dobrobytu. Wręcz przeciwnie, zakłada stworzenie nowego człowieka, który pozbawiony elementarnej wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa, które w łatwy sposób sobie go podporządkuje.

Mimo niewytrzymujących krytyki antyutopijnych założeń, teorie neomarksistowskie znajdują duży poklask w społeczeństwach zachodnich. Podobnie dzieje się także w Polsce. Propaganda środowisk lewicowych okazała się niezwykle skuteczna. Stało się bowiem normą, że poglądy jeszcze niedawno określane mianem konserwatywnych, są przedstawiane w lewicowej narracji jako rasistowskie, zabobonne i homofobiczne.

Dziś osoby o przekonaniach nieodpowiadającym nowym normom spychane są na margines dyskursu publicznego i politycznego, i postrzegane jako faszystowscy troglodyci o zacofanym światopoglądzie. Dlaczego tak się dzieje? To kolejny element marksistowskiej ideologii. Wspomniany wcześniej Herbert Marcuse swoim dziele pt. Tolerancja represywna pisał: „Wyzwalająca tolerancja (tolerancja represywna) oznaczałaby zatem nietolerancję wobec prawicy i tolerancję dla ruchów lewicowych. Jeśli chodzi o zakres tej tolerancji i nietolerancji, musiałaby się ona rozciągnąć zarówno na płaszczyznę działania, jak i też dyskusji i propagandy, na słowa i czyny (…)

Brak tolerancji dla ruchów reakcyjnych, zanim jeszcze staną się one aktywne, nietolerancja skierowana również przeciw myśleniu, poglądom i słowom (przede wszystkim nietolerancja wobec konserwatystów i politycznej prawicy)”.

W skrócie: brak tolerancji dla nietolerancji.

Po raz kolejny zatem całe społeczeństwa poddaje się terrorowi typowemu dla ruchów wywrotowych. Dziedzictwo terroru objawia się dziś przede wszystkim w nieopisanej agresji słownej i w szantażu poprawności politycznej, która coraz skuteczniej zamyka usta „niepokornym”. Słaba kondycja Kościoła, brak autorytetów i finansowanie lewicowych organizacji przez różnego rodzaju „filantropów” tylko przyśpieszają rozkład europejskich wartości. „Postęp” zdaje się być nieunikniony. To, co jeszcze niedawno można było jedynie wyczytać w antyutopiach Orwella czy Huxleya, dziś staje się nieodzownym elementem naszej rzeczywistości. Czyżby nadchodził nowy wspaniały świat?

Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dla chrześcijan nadszedł czas budowania arki / s. Katarzyna Purska USJK, „Wielkopolski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Nie chodzi o politykę ani o sprzeciw wobec orzeczenia TK, ale o zniszczenie struktur i zasad społecznych od korzeni, w imię tolerancji jako wartości nadrzędnej, połączonej z fetyszem równości.

s. Katarzyna Purska USJK

„Budujmy Arkę przed potopem”

Na stoliku obok mojego łóżka postawiłam metalową figurkę św. Michała Archanioła. Kilka dni temu, gdy stojąc przy oknie prowadziłam rozmowę telefoniczną, usłyszałam jakby brzęk stłuczonej żarówki. Skonstatowałam jednak, że zarówno żyrandol, jak i lampka są nienaruszone, więc powróciłam do przerwanej na chwilę rozmowy. Jakież było moje zdumienie, gdy po jakimś czasie zobaczyłam leżącą na podłodze, roztrzaskaną na pół figurkę. Opowiedziałam o tym kilku osobom i byłam zdumiona, jak różnie wyjaśniali ten incydent. Dla kogoś przyczyną uszkodzenia był wadliwy stop metalu, z którego była odlana figurka. Ktoś inny tłumaczył, że spowodowały je mikrodrgania budynku, a jeszcze ktoś inny widział w tym znak duchowy.

Podobnie też skala i przebieg protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności tzw. przesłanki eugenicznej z Konstytucją RP zadziwiły wielu. Różnie też próbowano je wyjaśniać. Przytaczam tu kilka możliwych interpretacji po to, aby zrozumieć te wydarzenia i odnaleźć ich duchowy sens.

W kwestii ich oceny jesteśmy mocno podzieleni, dlatego zacytuję słowa kogoś, kto będąc Polakiem, śledzi całą tę sytuację z perspektywy mieszkańca dawnych Kresów Wschodnich: „Z przerażeniem odbieramy informację o tym, co się dzieje w Polsce. Dla nas na Kresach Polska była i jest świętością. A tu takie rzeczy się dzieją. Rozumiem, że mass media rozdmuchują to, co się dzieje w rzeczywistości, i prawda jest gdzieś pośrodku. Jak to wygląda naprawdę? Odbieram to jako próbę rozwalenia i zniszczenia ostatniego w Europie kraju katolickiego. Smutne to. Nic innego nie pozostaje, tylko się modlić o spokój w Macierzy”. Czy to trafna ocena sytuacji? Pozostawiam odpowiedź Czytelnikom. Zacytowałam ów fragment z listu, aby unaocznić, jak to wszystko, czego w ostatnim czasie byliśmy świadkami, rani głęboko i boli osoby mające poczucie przynależności i tym samym przemożnego obowiązku służenia swojej wspólnocie narodowej.

Radek Pyffel – kierownik studiów Biznes chiński na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, na swoim wideoblogu ma zgoła inny niż autorka cytowanego listu ogląd tych pełnych dramatyzmu wydarzeń. Patrzy na nie z pewnym dystansem i ocenia je racjonalnie. Przede wszystkim zwraca uwagę, że w protestach wzięli udział w większości ludzie młodzi. Stwierdza, że należy je odczytywać jako kolejną manifestacją buntu młodzieży, który ogarnął już wcześniej Amerykę i Europę. Ocenia, że ma on znamiona rewolucji kulturowej. Biorą w nim udział młodzi z tzw. pokolenia milenialsów. Podobnie jak niegdyś czynili to ich rówieśnicy z pokolenia 1968 r., młodzież kwestionuje dziś autorytety, zasady społeczne i wartości. Dlatego przekracza kolejne bariery moralne. Przejawem tego są: wulgarny język, brutalne zachowania kobiet oraz ataki na kościoły i pomniki pamięci narodowej.

Zdaniem komentatora, młodzież, która uczestniczy w tzw. Strajku Kobiet, generalnie nie jest agresywna. Jest tylko złakniona wzajemnych kontaktów i publicznej dyskusji, a swój sprzeciw demonstruje we właściwym sobie języku. Faktycznie, jeśli uświadomimy sobie, że w ostatnim czasie podobna fala protestów miała miejsce we Francji, USA, Chile i Hiszpanii, wtedy przyznamy słuszność tak postawionej tezie.

Według Rafała Ziemkiewicza powodem zamieszek wcale nie jest polityka, lecz psychologia i socjologia (Stracone pokolenie?, „Do Rzeczy” 45/398 2020). Zaznacza on, że pokolenie milenialsów to ci, którzy częstokroć są wychowani w rodzinach niepełnych i dysfunkcyjnych. Stąd tyle wśród nich niespełnionych roszczeń wobec świata i dojmującego poczucia samotności. Jego zdaniem współczesną młodzież cechuje hedonizm, konsumpcjonizm i skrajny indywidualizm. W tej charakterystyce młodzieży jest zgodny z prof. Aleksandrem Nalaskowskim, który dodaje do niej powszechnie występujące skłonności do egoizmu i postawę roszczeniową. Prezentowany przez profesora pogląd zdaje się przeczyć natomiast interpretacji ostatnich wydarzeń, której dokonał Radek Pyffel. Ważnym – jak mi się wydaje – kontrargumentem przeciwko zaprezentowanej przez niego na wideoblogu tezie są przytoczone przez profesora Nalaskowskiego wyniki badań naukowych. Jak z nich wynika, obecne pokolenie milenialsów jest bierne. Nie lubi przebywać w grupach i nie identyfikuje się z jakąkolwiek zbiorowością (A. Nalaskowski, Wielkie zatrzymanie, Biały Kruk, Kraków 2020, s. 39–40). Należałoby więc oczekiwać – tak jak to dotąd bywało – znikomego sprzeciwu lewicującej młodzieży wobec próby prawnej ochrony życia poczętego. Co w takim razie sprawiło, że wyszli na ulice miast?

Według red. Ziemkiewicza, bezpośrednim impulsem do zaangażowania się milenialsów w agresywne manifestacje była reakcja zniecierpliwienia i gniewu wobec przedłużającego się stanu obostrzeń sanitarno-epidemiologicznych z powodu pandemii oraz związane z tym kryzysy różnej natury. Z drugiej jednak strony pokolenie to żyje raczej w rzeczywistości wirtualnej niż realnej, więc izolacja kwarantannowa nie jest dla niego szczególnie dolegliwa (A. Nalaskowski, jw.). Nic więc dziwnego, że skala ich zaangażowania w tzw. Strajk Kobiet budzi zdumienie polityków i pedagogów.

Zaprezentowane tu opinie prowokują do stawiania pytań: Czy naprawdę masowe protesty przeciwko orzeczeniu TK są wyrazem spontanicznej rewolucji młodych? Czy rewolucja jest ich przyczyną, czy też skutkiem?

Paweł Lisicki we wstępnym artykule zamieszczonym w czasopiśmie „Do Rzeczy” (nr45/398 2020) cytuje wypowiedzi ludzi, których przyjęliśmy nazywać elitą kulturalną. Wśród tych wypowiedzi szczególnie mocne wrażenie zrobiły na mnie słowa naszej noblistki Olgi Tokarczuk: „Nie oszukujmy się – ten system cynicznie będzie wykorzystywał każdy moment kryzysu, wojny, epidemii, żeby cofnąć kobiety do kuchni, kościoła i kołyski (…) Od dziś jesteśmy wojowniczkami”. „Ten cyniczny system” to katolicyzm – wyjaśnia redaktor Lisicki.

Ewa Wanat, była redaktor naczelna TOK FM, z kolei tak pisze: „Padło tabu. Pomazane sprayem kościoły. „J…ać” kler! (…) Padło tabu, okazuje się, że można to wszystko zrobić i żaden grom z jasnego nieba nie spada”. Nie chodzi zatem o politykę ani o sprzeciw wobec orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale o zniszczenie struktur i zasad społecznych od ich fundamentów, od korzeni. Dokonuje się tego w imię tolerancji jako wartości nadrzędnej, połączonej z fetyszem równości.

Gdy przed laty Fryderyk Nietzsche ogłaszał: „Bóg nie żyje. To my Go zabiliśmy”, wskazywał na rodzący się na Zachodzie ateizm. Przyznam się, że z pewnym niedowierzaniem patrzyłam na wzrastający wśród licealistów podziw dla jego filozofii. Dziś dopiero rozumiem, jakie to miało znaczenie. Nietzsche przeciwstawił „słabości chrześcijan podporządkowanych Bogu” siłę i wolę jednostki, której obcy był ideał osoby cierpiącej, ofiarnej i troszczącej się o dobro wspólne. Brutalne i agresywne zachowania uczestników Strajku Kobiet można poniekąd postrzegać jako efekt uwiedzenia młodego pokolenia przez tę filozofię. Owocem tego uwiedzenia są obecne we współczesnej kulturze próby zastąpienia chrześcijańskiego humanizmu przez antyhumanizm. Temida Stankiewicz-Podhorecka w artykule pt. Odczłowieczenie teatru trwa („Wpis” nr 7–8 /117-118, s. 39–41 dokonuje analizy współczesnego repertuaru teatralnego: „Tak więc jesteśmy świadkami kulturowej wojny cywilizacyjnej. (…) Seks ma być współczesnym bożkiem nowego świata. Aby w pełni to zrealizować, trzeba najpierw wrogo nastawić ludzi (w teatrze publiczność, w szkole dzieci i młodzież) do Boga, naszej wiary i Kościoła katolickiego, a następnie całkowicie wyrugować Boga z przestrzeni publicznej i uzależnić człowieka od seksu tak, jak uzależnia się go od narkotyków. (…) już na samym wstępie zabija się w tych młodych ludziach wrażliwość na piękno, prawdę i dobro. (…) Człowiek jako postać w sztuce teatralnej jest nierzadko mniej ważny niż rekwizyt”.

Kultura istnieje w określonej rzeczywistości i ma za zadanie budować wspólnotę. Jednakże obecnie jest to kultura dekonstrukcji i emancypacji, bo domaga się wyzwolenia od wszelkich tożsamości, w tym – wyzwolenia od tożsamości chrześcijańskiej i narodowej. Dlatego uprawnione jest nazywanie jej mianem antykultury.

Współczesne młode pokolenie jest kształtowane w świecie, w którym panuje antykultura i dokonuje się dekonstrukcja. Karmione jest ono fałszywym obrazem świata za pomocą filmu, kolorowych czasopism, a nade wszystko poprzez internet, który coraz mocniej wdziera się w naszą prywatność.

Niewątpliwie na poglądy i postawy współczesnej młodzieży w dużym stopniu wpłynęło także szkolnictwo. W ostatnim okresie zrezygnowało ono z wychowania, stawiając na pierwszym miejscu edukację. Edukacja zaś – jak twierdzi prof. Nalaskowski – nie ma celu, lecz w dużej mierze jest podporządkowana ideologii i celom utylitarnym (zamiast celów wychowawczych i dydaktycznych nauczyciele mają wyznaczać sobie tzw. cele operacyjne). „Nie pytaj o znaczenie, pytaj o użycie” – ta zasada, wyjęta z Traktatu logiczno-filozoficznego Ludwika Wittgensteina, znalazła odzwierciedlenie m.in. w szkolnictwie.

Myślenie młodych jest według prof. Nalaskowskiego irracjonalne, bo nastąpiło wygenerowane przez system edukacyjno-wychowawczy, dobrowolne zrzeczenie się rozumienia.

Sądzę, że ilustracją dla tego zjawiska może być pytanie często zadawane nauczycielom przez uczniów: „Po co mam się tego uczyć?” „Do czego to mi się przyda?”. Wygląda to tak, jakby nie interesował ich sam problem ani jego rozumienie, lecz umiejętność zastosowania w praktyce zdobytych informacji. „Prawdziwe jest, bo działa!”.

W obecnym systemie edukacji dużą rolę odgrywa też postmodernizm, który postuluje radykalny pluralizm oraz odrzucenie wszelkich struktur i schematów życia społecznego. Właśnie z filozofii postmodernistycznej wywodzi się powszechnie panująca dziś na Zachodzie ideologia gender. Oparciem dla niej jest środowisko LGBT. Wywodzący się z tego środowiska autorzy eseju/manifestu, który ukazał się w USA w 1987 r. pod tytułem The Overhauling of Straight America piszą: „Bez dostępu do radia, telewizji, mainstreamowej prasy, nie będzie kampanii. (…) Podczas gdy opinia publiczna jest jedynym podstawowym źródłem mainstreamowych wartości, drugim jest autorytet religijny. (…) Potężnemu wpływowi religijnemu musimy przeciwstawić alians nauki i opinii publicznej”. Jak widać, program, wyrażony w owym manifeście, jest aktualnie realizowany. Krzykliwie obecny w życiu publicznym ruch LGBT podważa prawo naturalne, a nawet ludzką naturę. Mimo to zdaje się być coraz bardziej atrakcyjny dla młodego pokolenia Polaków. Naczelnym postulatem ideologii gender jest absolutna wolność człowieka, wobec Boga i Kościoła katolickiego nauczającego o naturze męskości i kobiecości dopełniających się w relacji pomiędzy mężem a żoną. Wolność ta jest rozumiana jako uświadomiona konieczność. Stąd postulat oderwania się od norm społecznych i wypływających z prawa naturalnego zasad.

Można zatem opisać trwające w Polsce manifestacje jako bunt autonomicznej jednostki przeciw Kościołowi, jego nauce o niepodważalnej godności osoby ludzkiej, o małżeństwie i rodzicielstwie. Można również widzieć w nich bunt człowieka wobec Stwórcy i Jego stwórczego planu, a także wobec fundamentalnych wartości, takich jak prawda, dobro i piękno, na których jest zbudowana cywilizacja chrześcijańskiego Zachodu.

Akty agresji wobec kapłanów i profanacje kościołów zdają się jawić jako metodycznie przygotowane. Poprzedziły je szeroko omawiane i nagłaśniane w mediach skandale pedofilskie dotyczące ludzi Kościoła, w tym medialne ataki na kolejnych biskupów. Niemałą rolę w promowaniu antykościelnych i antykatolickich postawa odegrały również filmy braci Siekielskich. Punktem kulminacyjnym zaś stał się atak na Jana Pawła II jako na – być może już ostatni – powszechnie uznawany w świecie autorytet moralny. Pojawił się nawet postulat jego „dekanonizacji” jako kolejny etap dekonstrukcji Kościoła.

Niewątpliwie opisywane protesty i strajki mają swój wymiar polityczny. Ruch Kobiet, który wyznaczył prezydentowi RP tydzień na wypełnienie skrajnie lewicowych roszczeń, łącznie z postulatem odsunięcia PiS od władzy, wyznaczył sobie cele polityczne. Jednakże, jak komentuje na swoim wideoblogu Radek Pyffel, klęska PiS wcale nie będzie oznaczała zwycięstwa opozycji, gdyż rozgrywająca się właśnie rewolucja zmiecie także i opozycję. Tak więc aplauz ze strony opozycji dla tych postulatów jest całkiem nieuzasadniony. Przegrywają bowiem ci wszyscy, którzy są wierni wartościom i zasadom i którzy chcą zachowania instytucji i struktur. A zatem nie o projekt polityczny tu chodzi, lecz o wojnę cywilizacyjną. Homoseksualiści walczą o prawa do zawierania małżeństw i do adopcji dzieci. Transwestyci – o prawa do zmiany płci na życzenie.

Ale to, o co walczą, nie może być prawem, gdyż prawo ma prowadzić do dobra, a nie do zła. Coś, co stoi w sprzeczności z naturą, nie może być nazwane dobrem. Aby coś nazwać dobrem lub złem, musi być odniesione do prawdy. Ta zaś musi być zgodna z rzeczywistością.

Tymczasem w płynnej, postmodernistycznej rzeczywistości prawda obiektywna nie istnieje, a słowa zmieniają swoje znaczenie. Czy tak samo jak kiedyś rozumiemy dziś słowa: ‘miłość‘, ‘tolerancja’? Tolerancja jako wartość absolutna? Równość jako wartość priorytetowa? Zmienione znaczeniowo słowa zmieniły ludzkie myślenie i czynią niemożliwym wzajemne porozumienie. Jeśli się tym pogodzimy, to jak możemy ocalić demokrację? Alexis de Tocqueville w dziele pt. O demokracji w Ameryce wyraził pogląd, że choć demokracja jest przyszłością Europy, to jednak dążenie do równości może jej zagrozić, ponieważ normy w niej są dostosowane do woli większości. Był on przekonany, że demokracja nie przetrwa utraty wiary chrześcijańskiej, gdyż samostanowienie wymaga jednakowego, wspólnego spojrzenia na prawdy moralne. Podobnie też myślał papież Jan Paweł II, który w encyklice społecznej Centesimus annus napisał: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Spróbujmy w tym świetle spojrzeć na to, co z obserwowanych ostatnio postaw wynika dla Polski i dla całej Zachodniej cywilizacji zbudowanej przecież na wartościach chrześcijańskich. Wolność absolutna, zdegradowany i uprzedmiotowiony człowiek. Czym będzie ów nowy porządek świata? Karta praw zwierząt obok Karty Praw Człowieka? Czyżby to wszystko dokonywało się samoistnie i spontanicznie? Niezależnie od odpowiedzi, trzeba nazwać to, co się teraz dzieje, wojną cywilizacyjną. Wbrew narzucającym się obrazom, nie można jej sprowadzać do brutalnych starć ulicznych i protestów. To wszystko jest tylko unaocznionymi jej skutkami, które wskazują na istotę problemu. Obsceniczne słownictwo, akty przemocy i barbaryzacja demonstrantów świadczą albo o ich skrajnej demoralizacji albo o całkowitej niezdolności do panowania nad swymi emocjami. Obie diagnozy mogą budzić poważne zaniepokojenie. Uznanie, że mamy do czynienia z wojną cywilizacji, stawia każdego wobec konieczności opowiedzenia się po stronie cywilizacji życia lub cywilizacji śmierci. Nikt nie może pozostać biernym obserwatorem tej wojny. Wszyscy zmuszeni jesteśmy wziąć w niej udział. Tylko jak?

Wygląda na to, że przegraliśmy bitwę o język. A Kościół katolicki, zwłaszcza w swoich strukturach hierarchicznych, zdaje się być coraz mniej widoczny. Czy wobec tego wierzący katolicy i konserwatyści są na pozycji przegranej?

Prawdziwą przyczyną tych „rzeczy nowych” – twierdzi Rod Dreher w książce pt. Opcja Benedykta – jest pustka duchowa wytworzona przez ateizm, który pozostawił młode pokolenia bez drogowskazów.

We wstępie do swojej książki przytoczył fragment wypowiedzi Josepha Ratzingera: „Kościół czeka poważny kryzys, który drastycznie ograniczy liczbę wiernych i jego wpływy (…) Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. (…) To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych… W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Uświadomią sobie, że ich egzystencja oznacza „nieopisaną samotność”, a zdając sobie sprawę z utraty z pola widzenia Boga, odczują grozę własnej nędzy. Wtedy i dopiero wtedy – w małej owczarni wierzących odkryją coś zupełnie nowego: nadzieję dla siebie, odpowiedź, której zawsze szukali”. Wypowiedź ta pochodzi z roku 1969 i dziś nazywana jest proroctwem Benedykta XVI. Może być odczytywana w kluczu obecnego czasu. Pokazuje, że uczciwi konserwatyści i katolicy muszą zaangażować się w swoją wiarę i obronę fundamentalnych wartości w świecie, który staje się dla nich coraz bardziej wrogi.

Przy tym poziomie agresji jest już za późno na dialog społeczny, ale zawsze jest czas na jasne przedstawienie nauki Kościoła i osobistych przekonań bez względu na konsekwencje. Oczywiście wymaga to dużej odwagi cywilnej i wiary nie tylko deklarowanej.

Rod Dreher proponuje „wypracowanie nowatorskich, wspólnotowych rozwiązań”, które pomogą wytrwać w wierze i wartościach. Domaga się też dokonania osobistego wyboru, czy „jesteśmy gotowi zrobić decydujący zwrot ku prawdziwie kontrkulturowemu przeżywaniu chrześcijaństwa, czy też skażemy nasze dzieci i wnuki na asymilację”. Obrona własnej wiary i rzeczy świętych jest również po to, aby za jej sprawą rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, przemieniała się w taki sposób, jak przed wiekami dokonało się to za sprawa reguły św. Benedykta i mnichów, którzy według niej żyli.

„Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej. Wymaga ona spełnienia koniecznych warunków, jakich wymaga promocja zarówno poszczególnych osób, przez wychowanie i formację w duchu prawdziwych ideałów, jak i „podmiotowości” społeczeństwa, przez tworzenie struktur uczestnictwa oraz współodpowiedzialności.  – napisał Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus (CA 46).

Budujcie Arkę przed potopem
Niech was nie mami głupców chór!
Budujcie Arkę przed potopem
Słychać już grzmot burzowych chmur!
Zostawcie kłótnie swe na potem
Wiarę przeczuciom dajcie raz!
Budujcie Arkę przed potopem
Zanim w końcu pochłonie was!

– brzmią słowa ballady Jacka Kaczmarskiego.

Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „»Budujmy Arkę przed potopem«” znajduje się na s. 6 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „»Budujmy Arkę przed potopem«” na s. 6 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Cudowne ozdrowienie Klemensa Murańki i inne argumenty przeciwko szczepieniom na Covid-19/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Procesy naturalne i zdrowy rozsądek nie przynoszą korzyści korporacjom. Biznes pojawi się wtedy, gdy człowiek będzie działał jedynie pod wpływem medialnych impulsów i rozporządzeń administracji.

Trzeba nie byle jakiej siły woli, żeby w dwa dni uporać się z plagą ludzkości w postaci Covid-19. I taką właśnie wykazał się nasz skoczek narciarski Klimek Murańka. Bo przecież testy crp mylić się nie mogą. Natężył się i pokonał Covid-19. Skoczył trochę gorzej, ale jakie to ma teraz znaczenie? Światowej sławy już nikt mu nie odbierze. Zatem, zamiast się szczepić, może wzorem naszego skoczka – natężymy się? 😊

To było poważnie. A teraz jeszcze bardziej.

Weszliśmy właśnie w nowy rok i w okres szczepień nieprzebadaną szczepionką na Covid-19. I zamiast merytorycznej dyskusji za i przeciw, mamy tylko klasyczne bicie piany.

Klasyczne bicie piany ideologicznych zwolenników wszelkich szczepień. Posuwających się do chwytów poniżej pasa i szantażu moralnego. Jednak szantaż na mnie nie działa, bo moim rodzicom udało się umrzeć przed tym szaleństwem. Patriotyzm zaś wyssałem z mlekiem matki i nie musi mnie teraz pouczać żaden z braci Karnowskich. Tym bardziej jakiś krytyk filmowy.

Pewnie wielu z Was uważa, że to wszystko nie trzyma się kupy. Oczywiście, nie trzyma się, dlatego poszukajmy dziury w całym. W końcu od tego jest wolna prasa, nieprawdaż?

Ideologia i doktryna – niech one tu przez chwilę porządzą bez wchodzenia w argumenty. Zaczynam!

1.   Z chrześcijańskiego punktu widzenia przyjęcie szczepionki jest sprzeczne z wyznawanym światopoglądem. Ratowanie życia doczesnego nie może odbywać się za wszelką cenę. O czym przypomnieli w ostatnim czasie: kardynał Pujats, abp Lenga, abp Peta, biskup Schneider i biskup Strickland. I co w jasny sposób zakomunikował nam II tysiące lat temu Pan Jezus – założyciel Kościoła. A później potwierdzili to wszyscy święci, od świętego Szczepana począwszy. Dlatego nie dajmy się zwieść kolejnej herezji, jaka rozpleniła się w murach Kościoła, że to życie ludzkie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, za co każdy chrześcijanin powinien być gotowy swoje życie poświęcić (dokładniej opiszę to w moim chrześcijańskim cyklu).

2.   No dobrze, a jeżeli ktoś jest niewierzący? – zapytało mnie ostatnio moje dorosłe dziecko. Odpowiadam. Jeżeli ktoś jest niewierzący, a kieruje się dobrem gatunku ludzkiego, to tym bardziej nie powinien się szczepić. Popatrzmy na robaki. One tym szybciej zwalczają zagrożenie, im szybciej się zarażą. Słabsze giną, a mocniejsze się uodparniają i płodzą jeszcze bardziej odporne pokolenie. Tak samo ludzie – trochę większe robaki. Tak, Moi Drodzy Darwiniści, selekcja naturalna sama rozwiąże problem Covid-19. Szczepionka tylko zaburza i zniekształca proces dziejowy, logikę i prawdę ewolucji. Nie dziękujcie za to napomnienie, zaszczepiony towarzyszu Miller!

Jak widzicie, ideologia i doktryna, boże czy ludzkie, tylko zniechęcają do szczepień.

Zatem o co chodzi w tej wszechświatowej presji na powszechność, a zanim się obejrzymy – przymus szczepień – bo bez nich nikt nie będzie mógł sprzedać ani kupić, ani pracować, ani polecieć?

Najbardziej mylą się, jak prawie zawsze, tak zwani rozsądni. Odrzucają oni wszelkie teorie spiskowe. I wykazują, że przecież depopulacja (zarzut płaskoziemców w stosunku do Billa Gatesa) obniżyłaby drastycznie zyski korporacji. Zatem nie mogą one za tym stać. Możemy się pośmiać.

Chodzi jednak o coś zupełnie innego. Chodzi o podstawowy zamach na naturę człowieka, tak jak rozumiemy ją my, chrześcijanie. Zamach na wpisaną w konstytucję dziecka bożego wolną wolę, na wolność życia w sposób niezależny od władzy świeckiej. To dlatego zamyka się kościoły i niszczy rodzinę – instytucje, które bronią wolności człowieka przed władzą totalitarną. I tu trzeba jasno powiedzieć, że tylko kościoły chrześcijańskie bronią wolności człowieka. I dlatego szaleni totaliści walczą jedynie z naszą łacińską cywilizacją, zostawiając inne w całkowitym spokoju.

Gdy po obaleniu instytucji ochronnych uda się człowieka zniewolić, wtedy pojawi się też interes globalnych korporacji.

Procesy naturalne i zdrowy rozsądek nie przynoszą korzyści korporacjom. Biznes pojawi się wtedy, gdy zaniknie całkowicie chrześcijański rozum, a człowiek będzie działał jedynie pod wpływem medialnych impulsów i rozporządzeń administracji. Wówczas będzie można podliczyć, ile dany osobnik może zjeść korporacyjnych syfów, żeby mógł się potem przez długie lata korporacyjnymi lekarstwami leczyć. I nawet niech nie próbuje samodzielnie umierać.

I o to toczy się obecna pandemiczna rozgrywka. Jak najwięcej ludzi rodzić (in-vitro), jak najwięcej szczepić, jak najwięcej zatruwać, jak najwięcej leczyć, jak najwięcej doprowadzać do śmierci! Czy może istnieć pewniejszy biznes, nawet po potrąceniu prowizji dla administracji, które z przyzwyczajenia jeszcze nazywamy rządami?

Jan Azja Kowalski

PS Czy prawnicy z mojego ulubionego Ordo Iuris mogliby się zająć bezprawnymi pogróżkami, jakie pod moim adresem (nie zaszczepię się) wygłasza minister zdrowia Adam Niedzielski?