Warto podczas wyjazdów do Iwonicza-Zdroju ze Śląska pamiętać o wielowiekowych powiązaniach między tymi polskimi ziemiami

„Do tych wód z całego prawie Królestwa Polskiego i z zagranicy, a najwięcej z Węgier, niezmierna corocznie napływa ludność, doświadczeniami swoimi rozsławiając właściwości tej wody”.

Stanisław Orzeł

Iwonicz Zdrój jest znanym od wieków uzdrowiskiem na Podkarpaciu. (…) Już za rządów Zygmunta I Starego (1505–1548) po całej Polsce rozeszła się wieść o leczniczych walorach wód iwonickich. Gdy Iwonicz należał do rodu Bobolów, w 1578 r. ówczesny lekarz nadworny króla Stefana Batorego, Wojciech Oczko (Ocellus, ur. 1537 – zm. 1599) opublikował pierwsze polskie dzieło o balneologii, zatytułowane „Cieplice”, w którym sklasyfikował wody mineralne i lecznicze na obszarze Rzeczypospolitej Obojga Narodów, opisał ich działanie i metody leczenia nimi, wymieniając wśród polskich uzdrowisk m. in. Iwonicz obok Szkła i Jaworowa pod Lwowem. Dlatego rok 1578 przyjmuje się jako symboliczny początek uzdrowiska Iwonicz Zdrój. (…)

W 1639 r. dziekan przemyski, ks. Fryderyk Alembek, podczas wizytacji swojego dziekanatu zapoznał się ze zdrojami iwonickimi, co tak opisał w aktach powizytacyjnych: „Dodać trzeba znakomitą Boskiej Opatrzności dla tej parafii łaskę i dobroć; w granicach onej albowiem znajdują się źródła wody ciągle bijące, lekarskimi właściwościami słynne, które na oko mają barwę deszczowej wody, w kolor cytrynowy wpadające, czyli naftą przejęte, dlatego gdy w nie proch lub papier zapalony się wpuści, zajmują się płomieniem i nie gasną łatwo, aż mocno i długo gałęziami jodłowymi tłumione i bite”.

„Za wyrokiem medyków posiadają własność najskuteczniejszą trawienia, szczególnie słabościom artretycznym są pomocne, żołądek wzmacniają i chęć jedzenia pobudzają. Do tych wód z całego prawie Królestwa Polskiego i z zagranicy, a najwięcej z Węgier, jakoby do wód Siloe lub cudownej Sadzawki Owczej niezmierna corocznie napływa ludność, a doświadczeniami swoimi rozsławiając właściwości tej wody, Ojcowskiej Pana Najwyższego chwały ogłaszać nigdy nie przestaje”.

Nawet zniszczenie Iwonicza podczas potopu szwedzkiego (1655–1656) i najazdu wojsk siedmiogrodzkich Jerzego Rakoczego (1657) nie powstrzymały zainteresowania źródłami iwonickimi. Najpierw opisał je i zbadał lekarz nadworny króla Jana III Sobieskiego, dr Wawrzyniec Braun, gdy przygotowywał – nie zrealizowany – przyjazd Marysieńki Sobieskiej do Iwonicza. W jego opisie, opublikowanym w Lipsku, w zbiorze dzieł lekarskich Acta Eruditorum, pojawiło się określenie góry, z której wypływała większość owych zdrojów, jako Mons Admirabilis (dziś – Góra Przedziwna):

„W województwie krakowskim w Małopolsce znajduje się góra zwana cudowną, pokryta trawami i kwiatami zarówno aromatycznymi (leczniczymi, korzennymi), jak i pachnącymi, a także wiekowymi dębami, jodłami i świerkami, tryskająca źródłami tak słodkimi, jak i słonymi, bogata w różnego rodzaju metale i minerały. W połowie południowego stoku tej góry tryska pewne źródło bardzo czystej wody, z szumem i wyraźnym kipieniem. Kipienie to albo burzenie się wzmaga się, w miarę jak księżyc dobiega pełni, a przy ubywaniu księżyca powoli cofa się, opada. Osadzający się szlam pomaga przeciw świerzbowi, zastarzałemu artretyzmowi, paraliżowi i podobnym bardziej uporczywym schorzeniom.

Woda ta może być daleko przewożona i dość długo przechowywana bez zepsucia. Po jej odparowaniu pozostaje rodzaj czarniawej smoły, która doskonale leczy świeże i zastarzałe wrzody. Oprócz właściwości leczniczej ci, którzy ją (wodę) piją, odzyskują rześkość i zwykły wigor i stąd tutejsi mieszkańcy długowieczni są, do 100 i 150 lat życia…”

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Śląskie tropy w historii Iwonicza Zdroju i okolic” znajduje się na s. 10 i 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Śląskie tropy w historii Iwonicza Zdroju i okolic” na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Demony” starej Unii: progermańska propaganda na temat plemion żyjących w starożytności na terenie dzisiejszej Polski

Przełom polityczny lat 90. XX w. doprowadził w Europie do wykreowania w społeczeństwach wyzwalających się z dominacji rosyjskiej poczucia niższości, co wykorzystały elity państw tzw. starej Unii.

Stanisław Orzeł

Wraz z rozszerzaniem się Unii Europejskiej na Europę Środkową i Południowo-Wschodnią należało się spodziewać wzajemnego bliższego poznawania kultur, tradycji, a w rezultacie – pogłębiania szacunku dla historii poszczególnych Ojczyzn tworzących nową, zjednoczoną Europę. Niestety, wśród części elit kreujących świadomość opinii publicznej w państwach tworzących trzon tzw. starej Unii – jak na obrazach Francisca Goyi – rozum zasnął, a zbudziły się demony.

Prymitywne hołdowanie stereotypom na temat społeczeństw „nowej Unii”, moralizatorski paternalizm i zwykłe, poniżające lekceważenie ich odrębności zaczęło przenikać nie tylko do opinii potocznej. Sięgnęło głębiej, ogarniając kręgi opiniotwórcze, pseudonaukowe autorytety i tzw. ekspertów, aż wreszcie na dobre zagnieździło się wśród eurokratów Komisji Europejskiej i polityków „starej Unii”, „lepiej wiedzących”, jak się powinny kształtować samooceny opinii publicznej np. w Polsce: czego powinniśmy się wstydzić, o czym z naszej historii zapomnieć, czego nie przypominać, a w czym naśladować „starszych braci”.

Głosicielami tych opinii w państwach dawnego tzw. bloku wschodniego stali się – często – niektórzy naukowcy nawróceni „na wiarę” zaniku państw w Unii, których do kreowania właściwych poglądów przekonały odpowiednie granty na „badania naukowe” pozyskiwane z Unii Europejskiej lub państw „starej Unii”.

Rzecz w tym, że my w Polsce już takie kolonialne i neokolonialne kulturkampfy parę razy przerabialiśmy i – wprawdzie podzielona politycznie i zdziesiątkowana latami biurokratycznej demoralizacji oraz indoktrynacji – część polskich środowisk naukowych oraz opiniotwórczych na te plewy już się nie chce nabrać. Nic przeto dziwnego, że podobnie jak po odzyskaniu niepodległości sto lat temu, w 1918 r. – wśród polskich badaczy zaczęły się odnawiać również różnice poglądów m.in. na temat interpretacji etnicznej kultur archeologicznych okresu późnorzymskiego i wczesnośredniowiecznego na ziemiach polskich, w tym datacji osadnictwa słowiańskiego na naszym terenie.

Dziś już wyraźnie można mówić o sporze neoautochtonistów z neoallochtonistami. Przy czym neoautochtoniści, czyli zwolennicy zasiedlania naszych ziem przez przodków Słowian i ostatecznie plemiona słowiańskie od starożytności – swoje poglądy artykułują z konieczności ponownego przeciwstawiania się progermańskiej, polskojęzycznej propagandzie pseudonaukowej, powielanej w licznych artykułach Wikipedii czy na forach internetowych przez przeszkolonych po gebbelsowsku tzw. trolli.

Na wzór hitlerowskich, czyli niemiecko-szowinistycznych i faszystowsko-totalitarnych „badaczy” historii – głosiciele tych prawd objawionych starają się udowadniać, m. in. przy okazji odkryć archeologicznych przy budowie rurociągu jamalskiego czy autostrad, że nie były to kultury archeologiczne stworzone przez Słowian.

O ile jednak w czasach Drang nach Osten pod sztandarami III Rzeszy miał taki „argument” służyć „naukowo” uzasadnianej ekspansji terytorialnej – o tyle dziś służy do podkreślania wyższości gospodarczej i dyktowania kierunków rozwoju prawnego, politycznego, a w ostateczności – kulturowego naszemu społeczeństwu. Chodzi o nowy „zniewolony umysł” narodów Europy Środkowej i Bałkanów, które doświadczyły już takiej demonicznej dominacji: tak za czasów niemieckiego totalitaryzmu spod znaków Hitlera, jak i po zdradzie jałtańskiej – totalitaryzmu stalinowskiego spod znaku nacjonalizmu wielkoruskiego. (…)

Większość autochtonistów i neoautochtonistów podnosi argument, że w badanym czasie i przestrzeni nie było fizycznej możliwości, żeby Słowianie dopiero po upadku Imperium Romanum przybyli na obecne ziemie polskie, a następnie w szybkim tempie rozplenili się na pustki osadnicze Europy Środkowej powstałe po wędrówkach Germanów, a zwłaszcza zgromadzili wystarczający potencjał demograficzny, aby równocześnie wtargnąć na Półwysep Bałkański i w kolejnych falach najazdów (w tym wędrówki Serbów i Chorwatów z dzisiejszych ziem polskich) zdobyć i zasiedlić posiadłości bizantyjskie, a nawet zagrozić samemu Bizancjum.

Tym bardziej wydaje się mało prawdopodobne, aby – jak chcą propagandyści progermańscy – te „prymitywne” plemiona wywarły potężny i trwały wpływ tak językowy, jak i kulturowy na inne ludy, które znalazły się pod ich oddziaływaniem.

Okres od połowy V w. n.e. (klęska Hunów Attyli na Polach Katalaunijskich) do 1 poł. VII w., gdy Słowianie oblegali wraz z Awarami Konstantynopol, a następnie utworzyli swoje państwo pod wodzą Samona – byłby zbyt krótki, aby w warunkach ciągłych niepokojów i trwającego dopiero zasiedlania ziem nad Wisłą, rozwinąć taki potencjał ludnościowy i ekonomiczno-zbrojny, żeby na całe wieki przejąć tereny od Odry aż za Łabę i od Karpat po Adriatyk…

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 3)” można przeczytać na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 3)” na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Wyniki badań archeologicznych w Europie Środkowo-Wschodniej na służbie nacjonalistycznej narracji germańskiej

W zachodnioeuropejskiej polityce historycznej promuje się koncepcje uznające obywateli UE z państw środkowo-wschodniej Europy za niższą kategorię Europejczyków, w przeciwieństwie do ludów germańskich.

Stanisław Orzeł

„Nauka” zachodnioeuropejskich państw wchodzących w skład Unii Europejskiej jest wykorzystywana – służebnie wobec interesów ekonomicznych i politycznych swoich mocodawców – do takiego kształtowania świadomości obywateli tych państw, aby jednoznacznie utożsamiali obywateli UE z państw środkowo-wschodniej Europy z niższą kategorią Europejczyków.

Dzieje się to poprzez realizację w zachodnioeuropejskiej polityce historycznej nacjonalistycznej koncepcji neokossinnizmu, promującej badania identyfikujące jakoby konkretne ludy, zwykle germańskie, z tzw. kulturami archeologicznymi. Warto podjąć próbę zareagowania na tę zakamuflowaną formę indoktrynacji neokolonialnej.

Nie jest to nic nowego w dziejach Europy, a zwłaszcza Niemiec. Już w XVIII w., podczas budowy późniejszej kopalni galmanu „Scharley” w Szarleju (wówczas od Piekarami Śląskimi), doszło do odkrycia pozostałości osadnictwa z okresu rzymskiego (I–IV w. n.e.). Odsłonięta osada była spora, ale pruscy urzędnicy nie byli pewni, czy zamieszkiwała ją ludność słowiańska, czy może jednak germańska. Odkryciem zainteresował się sam król Prus, Fryderyk Wilhelm III. Wezwano pruskich archeologów pod kierownictwem Lauberta, a ci, w porozumieniu z baronem Hardenbergiem, który właśnie w 1795 r. doprowadził do zawarcia pokoju z Francją, co umożliwiło trzeci rozbiór Polski – przeprowadzili wnikliwe badania. W ich wyniku uznali, że ową osadę z początków nowej ery zamieszkiwała ludność prasłowiańska. Co więcej – w III w n.e. ludność ta wytapiała z rudy darniowej w dymarkach żelazo…

Taki wynik badań nie odpowiadał Fryderykowi Wilhelmowi III (podobnie jak i dzisiejszym, niemieckim i zachodnioeuropejskim elitom wspierającym nacjonalistyczne „badania” archeologiczne) i rozkazał, aby znalezione na stanowisku przedmioty zniszczyć. W ten sposób władze Prus zaczęły „tworzyć” nową historię Śląska.

Jednak były żołnierz napoleoński, a wówczas już młynarz z pobliskich Brzozowic (dziś w Piekarach Śląskich), Karol Piekoszewski, zebrał wszystko, co się dało znaleźć w Szarleju i zabezpieczył w swojej stodole. Następnie wydał w 1852 r. w drukarni Teodora Haneczka broszurę, w której to opisał. Niestety – jej oryginał nie dochował się do naszych czasów. Władze pruskie działały sprawnie na polu polityki historycznej.

Potwierdza to przykład odkrycia w 1913 r., podczas rozbudowy przez spadkobierców Giszego zakładu produkcji galmanu „Wilhelmine”, śladów osady słowiańskiej z III i IV w. n.e., czyli z okresu, w którym według ówcześnie i obecnie obowiązującej narracji w polityce historycznej – Słowian w ogóle jeszcze nad Wisłą, a co dopiero na Śląsku, nie było. W tej sytuacji niemiecki historyk Ulrich Haacke przeprowadził badania opisane w „Eine alterhermanische Siedlung in Deutsch Piekar”, w wyniku których uznał, że te słowiańskie stanowiska archeologiczne nie są słowiańskie, ale germańskie. Jak to zgrabnie określił Dariusz Pietrucha, bytomski nauczyciel, który starał się zgłębić historię przemysłu wydobywczego w Piekarach Śląskich: opis taki był „poprawny ideologicznie, ale nie historycznie”…

Taka „poprawna” ideologicznie, ale nie historycznie narracja o ludności ziem znanych dziś jako Polska oraz o jej osiągnięciach w dziedzinie protoprzemysłowego wydobycia minerałów, a następnie ich hutniczej obróbki – trwa do dziś. (…)

Pomponiusz Mela w Chorografii, czyli o położeniu krajów świata ksiąg trzy, napisanej w 43 lub 44 r. n.e., opierając się na zaginionym dziele historycznym Corneliusa Neposa (100 do ok. 25 p.n.e.) podał, że rzeką graniczną między Germanią a Sarmatią była Vistula/Wisła, a za nią, w Sarmatii – według niektórych – zamieszkują Sarmaci, Wenetowie, Skirrowie, Hirrowie i inne ludy.

W Naturalis Historia, napisanej przed 79 r. n.e., Pliniusz Starszy (23–79 n.e.) przekazał, że około roku 330 p.n.e. grecki żeglarz Pyteasz z Marsylii (opisał to we fragmentarycznie zachowanym dziele O oceanie), wracając z wyprawy do Ultima Thule, podczas której poszukiwał cyny i Wyspy Bursztynowej/Balcii/Abalus, „w pobliżu Guiones, plemienia germańskiego” wpłynął na obszar „estuarium oceani Metuonis długości 6000 stadiów” – czyli około 1150 km. Owo estuarium może oznaczać zatokę oceanu, jaką jest Bałtyk. „Stąd o jeden dzień żeglugi oddalona leży wyspa Abalus – tam w okresie wiosny jest on [bursztyn] wyrzucany na brzeg, a jest wymiotem stałego morza. Mieszkańcy używają go zamiast drew do ognia i sprzedają swoim sąsiadom Teutonom”.

Kim byli ci „mieszkańcy”, którzy już za czasów Pyteasza sprzedawali bursztyn Teutonom? Otóż tenże Pliniusz Starszy powtórzył informację Cornelisza Neposa, przypomnianą przez Pomponiusza Melę o Wiśle, Sarmatach i Wenetach.

Nieco później, około roku 98 n.e., w De origine et situ Germaniae Tacyt pisał: „Wenetowie przejęli wiele z obyczajów Sarmatów. Przebiegają bowiem w celach łupieskich wszystkie lasy i góry znajdujące się między Peucynami a Fennami. Jednak powinni być raczej zaliczani do Germanów, ponieważ budują domy, noszą tarcze i lubią szybkie, piesze marsze. Odróżnia ich to od Sarmatów żyjących na wozie i na koniu”.

Klaudiusz Ptolemeusz, który ok. 150 r. n.e. w dziele Nauka Geograficzna zaznaczył na mapie m.in. lokalizację miejscowości Calisia (Kalisz), uważał, że na prawym brzegu Bałtyku u ujścia Wisły zamieszkują Wenedowie. Byli tam tak długo, że wiązał z nimi nazwy: Zatoka Wenedzka (Zatoka Gdańska) i Góry Wenedzkie (wzgórza na Mazurach lub Pomorzu). (…)

Wenetowie w wyniku ekspansji Gotów na wschód zetknęli się ze znanymi od czasów Herodota wschodnimi Słowianami. Widać to u Klaudiusza Ptolemeusza, który ok. 150 r. n.e. nad rzeką Rha/Wołga umiejscowił plemię Souobenoi, którego nazwa jest prawdopodobnie pierwszym, greckobrzmiącym zapisem słowa „Słowieni”. Zaś między Bałtami a irańskimi Sarmatami umieścił plemię Stauanoi, Stałan, którzy pod naporem idących znad Wisły Gotów wywędrowali w II w. na północ i osiedli wokół jeziora Ilmień. Przed 150 r. trwał więc napór na wschód od Wisły dwóch ludów: Gotów (wraz z podporządkowanymi im Wandalami) i Wenedów. Ich wyprawy były wspólne do przeł. II/III w., kiedy Goci ruszyli nad Morze Czarne.

Ta ludność „przeworska”, która pozostała na wschód od Wisły, została przez Kasjodora i Jordanesa utrwalona w historii Gotów jako Wenedowie, od których wzięła się u Germanów nazwa wszystkich Słowian.

Dlaczego od nich? Bo z nimi Goci porozumiewali się pierwsi, wędrując na południe wśród ludności „przeworskiej”, a następnie z podobnie mówiącą ludnością słowiańską zetknęli się nad Morzem Czarnym. W ten sposób skojarzyli Wenedów ze Słowianami nadczarnomorskimi, czyli Antami i Sklawinami, znanymi wschodnim Rzymianom. Natomiast wśród historiografów bizantyjskich Wenetowie zostali uznani za trzeci, zachodni odłam Słowian. Tak można rozwiązać zagadkę Słowian. (…)

Co najmniej od V w. p.n.e. puszcze na styku stepów nadczarnomorskich i równiny między Bałtykiem a Karpatami zamieszkiwały ludy mówiące podobnym językiem, znane pod nazwami nadawanymi im przez sąsiadujące od zachodu lub południa plemiona celtyckie lub germańskie. Owi Staroindoeuropejczycy, co zostało potwierdzone w ostatnich latach przez genetykę historyczną przy pomocy tzw. haplotypu R1a1, w sposób nie budzący już wątpliwości byli przodkami trzech odłamów Słowian: Wenetów/Wenedów – czyli zachodnich, Antów – czyli wschodnich i Sklawinów – czyli południowych. Kontakty o różnym charakterze z plemionami kimeryjskimi, scytyjskimi i sarmackimi oraz wschodnimi Celtami, a następnie germańskimi Gotami na przestrzeni od VII w. p.n.e. do II w. n.e. doprowadziły najpierw do wyodrębnienia się ze staroindoeuropejskiej – wspólnoty prasłowiańskiej, a następnie do jej podziału na trzy odłamy.

Dla wydzielenia się odłamu zachodniego przełomowy wydaje się okres archeologiczny tzw. kultury przeworskiej. Wraz z nią ukształtował się tzw. wieloplemienny związek Lugiów o wpływach celtyckich w południowej części obszaru między Bałtykiem a Karpatami oraz zespół plemion Wenetyjskich o wpływach sarmackich na północ od niego.

Wpływy sarmackie, m.in. Jazygów, oddziaływały również na Lugiów w późnym okresie istnienia ich związku plemiennego. W ten sposób oba te odłamy plemion zachodniosłowiańskich ostatecznie wyodrębniły się od plemion indoeuropejskich Europy Zachodniej. Stąd i późniejsze przekonanie wielu polskich rodów rycerskich o sarmackim pochodzeniu.

Cały artykuł Stanisława Orła „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 2)” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 2)” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

„Naród Słowian jest zagadką, którey dotąd nikt jeszcze należycie nie rozwiązał”. Narracja germańska a narracja naukowa

Odkrycia archeologii na wschodnim Podlasiu i północnym Mazowszu podważają poglądy epigonów pruskich pseudohistoryków o późnym pojawieniu się Słowian na ziemiach polskich, w VI i VII wieku naszej ery.

Stanisław Orzeł

W początkach XIX w. twórca polskiego słowianoznawstwa, Wawrzyniec Surowiecki napisał: „naród Słowian jest zagadką, którey dotąd nikt jeszcze należycie nie rozwiązał”. Rzeczywiście: odkrycia archeologii podczas budowy gazociągu jamalskiego na wschodnim Podlasiu (w Haćkach) i północnym Mazowszu (w Szeligach) podważają poglądy epigonów pruskich pseudohistoryków głoszących za rasistowską teorią Kossinny późne pojawienie się Słowian na ziemiach polskich w VI i VII wieku naszej ery. Datowane na V w. n.e., ukazują ludność słowiańską mieszkającą razem z ludnością kultury archeologicznej wielbarskiej (Goci? Gepidzi?), uważanej za germańską, oraz wieloetnicznej kultury przeworskiej (według nich z udziałem jednego z plemion Wandalów: Silingów), według owych nacjonal-historyków – podporządkowanej owym plemionom germańskim. (…)

Brak dostatecznych informacji źródłowych pozwalających wiązać zmiany w kulturach archeologicznych z faktami znanymi z historiografii starożytnej powoduje, że nadal przemian tych nie udało się naukowo odtworzyć z całkowitą pewnością. Jednak w ostatnich latach narasta w mediach (np. artykuły na polskich stronach „Wikipedii”) a ostatnio również w publikacjach niektórych polskich naukowców tendencja do jednostronnego wiązania kultur archeologicznych z dominacją plemion germańskich na ziemiach polskich od przełomu er do VI w. n.e. (…)

Odpowiedzią były publikacje m. in. profesorów Witolda Mańczaka w 2004, nieżyjącego już, a piszącego przez wiele lat w USA Zbigniewa Gołąba (2004), a zwłaszcza Tadeusza Makiewicza w 2005 r.

Szczególnie należy zwrócić uwagę na wynik prac archeologicznych zespołu T. Makiewicza, który o relacji twórców kultur przeworskiej i wielbarskiej na Pomorzu stwierdził: „Kultury te oddziela strefa wyraźnej pustki, a kontakty między nimi na tym obszarze były niewielkie, gdyż słabo zaznaczają się w materiale archeologicznym. Można stąd więc wnioskować, że reprezentują one wyraźnie odrębne grupy plemienne”.

Warto przy tym brać pod uwagę, że na wczesnym etapie swojej wędrówki, w I w. n.e. – jak podaje Jordanes – Goci „już wtedy ujarzmiając, wprzęgli do rydwanu swoich zwycięstw” plemiona Wandalów. Oznacza to, że jako lud podporządkowany należy ich wiązać wraz z Gotami z archeologiczną kulturą wielbarską i jej rozprzestrzenianiem się na południe i wschód. Nie ma natomiast śladów przemieszczenia nosicieli tej kultury na zachód, czyli śladów wędrówki np. Wandali w kierunku Śląska. Nic zatem dziwnego, że publikacje te spotkały się z ostrą reakcją zwolenników etniczno-germańskiej koncepcji kultur archeologicznych w Polsce i spór o początki Słowian, zwłaszcza zachodnich, rozgorzał na nieznaną dotąd w środowisku polskich naukowców skalę. (…)

Około połowy VIII w. p.n.e. przewaliła się przez Europę od stepów nad Morzem Czarnym po Półwysep Iberyjski fala ludności koczowniczej, w archeologii określana jako tzw. horyzont kimeryjski. Kimerowie byli Indoeuropejczykami spokrewnionymi z późniejszymi Scytami/Skołotami.

Ich znaczenie dla rozwoju ludów proeuropejskich było dwojakie: po pierwsze – to oni jako pierwsi na obszarach dzisiejszej Ukrainy zaczęli wytapiać żelazo z rudy darniowej, a w X w. p.n.e. wynaleźli pierwsze piece hutnicze i rozpoczęli na szerszą skalę produkcję stali. To oni byli na terenie Europy pionierami i pierwszymi mistrzami kowalstwa.

Po drugie – na obszarach naddunajskich ich ekspansja w poł. VIII w. p.n.e. przerwała więzi, do tego momentu w miarę jednolitej, ludności indoeuropejskiej: na południu rozkwita i kolonizuje wybrzeża Morza Czarnego oraz Śródziemnego cywilizacja Hellenów, kultura Etrusków, nad Adriatykiem pojawiają się plemiona Wenetyjskie. (…) Wpływ kimeryjski powodował jednak, że np. na Śląsku upowszechniły się z południa żelazne ozdoby i części strojów. Z tego okresu (ok. 700–400 lat p.n.e.) pochodzą najpewniej najstarsze kamienne kręgi kultowe na górze Ślęży. (…)

Najazd Scytów i zmiany spowodowane ochłodzeniem klimatu w VI w. p.n.e. połączone z etrusko/wenetyjską infiltracja kulturową doprowadziły do zrywania więzi między grupami przedkimeryjskiej ludności kultury łużyckiej na przyszłych ziemiach polskich.

Poddawana wielokierunkowym naciskom ludność, podtrzymująca przedkimeryjskie tradycje indoeuropejskiej kultury łużyckiej, różnicowała się etnicznie. (…) Trudno sobie jednak wyobrazić, by liczna – choć przetrzebiona – ludność kultury łużyckiej wyginęła albo w całości wywędrowała, a jej miejsce zajęła całkiem inna.

Dlatego uzasadnione jest założenie, że kultura pomorska rozprzestrzeniła się wśród potomków przedkimeryjskiej ludności wcześniejszej kultury łużyckiej. Podobna nieciągłość kultur archeologicznych dla tego samego okresu miała miejsce w Skandynawii, ale nikt nie wątpi, że mimo tej zmiany zamieszkiwały ją ludy, z których wykształcili się Germanowie.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich” znajduje się na s. 11 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich” na s. 11 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Wznowienie pracy Walcowni Blach BATORY ma nastąpić pod koniec roku. Przejęcie majątku w upadłości wiąże się z problemami

Jeżeli my, „prości” ludzie, widzimy, że coś śmierdzi i wielką niechęć syndyka do załatwienia tego, i obojętność sędzi komisarz, to gdzie są służby odpowiedzialne za pilnowanie takich cwaniaków?

Stanisław Orzeł

Krzysztof Mikuła, wiceprezes WĘGLOKOS-u ds. Grupy Kapitałowej powiedział 3 lipca 2017 r., że Grupa w pierwszej kolejności musi się skoncentrować na restrukturyzacji Huty „Pokój”.

Natomiast wznowienie pracy Walcowni Blach „Batory” ma nastąpić dopiero pod koniec roku. (…) Aktualnie najważniejsza jest „kwestia wznowienia produkcji po prawie dwuletniej przerwie. – Najpierw musimy osiągnąć zdolności produkcyjne bazując na podstawowym asortymencie. (…)

Na rynku blach grubych produkcja światowa osiąga ok. 250 mln ton/rok, produkcja europejska to ok. 11 mln ton/rok, natomiast w Polsce – zaledwie ok. 0,34 mln ton/rok. Przy jawnym zużyciu blach grubych na naszym rynku na poziomie ok. 0,9–1,0 mln ton/rok, oznacza to, że import stanowi ok. 80 proc. (…)

Zaistnienie na rynku, na którym nie funkcjonowało się przez wiele lat, wymaga czasu, pokory i wytężonej pracy.

Na forum internetowym pracowników Walcowni Blach Grubych „Batory” można znaleźć ciekawy przegląd opinii z ostatniego okresu przed jej przejęciem przez WĘGLOKOKS (za: http://www.gowork.pl/opinie_czytaj,1012378,0,0,115 dostęp 2017. 07. 13).

„Najpierw chcemy nasze zaległości placowe, urlopowe i opłacony ZUS”. „Postojowe się należy i nikogo nie powinno interesować, czy ktoś robi, czy nie!!”. „Nikt się nie da pocieszyć kasą, nawet jak dostaniemy zaległe. Wszystko pójdzie w opłaty zaległe. Kredyty-chwilówki, Prowident, Kruk, Ultimo itp. Ach… szkoda słów…” „Z sądami ja mam już dosyć… ale jak trzeba będzie, to – no, ok… zobaczę… Jednak z jakiej racji podarować syndykowi złotówkę? Ja wiem, że nie zobaczymy całych zaległych. Niestety”.

„I na ch… piszecie kwoty nie wiadomo jakie, ile – na tym forum??? Kur…. Ludzie pogodejcie sie przi kawie abo na piwie takie rzeczy. Jeszcze się nienauczyliście gymby na kłótka trzymać…. Jasne, myślcie dalej tak: jubilaty dostaniecie, wczasy pod gruszą itp. Niech ta sprawa się zakończy, a potym idzie dalyj myśleć… A wy znów… A wy robicie to samo, co kierownik: jeszcze nic nie ma, a już budować plany z niczego. Japier…!”

„Olmet na pewno nie wjedzie na Walcownię. Mam nadzieję, że nie będą mieli możliwości przekonać się, do czego zdolni są zdesperowani pracownicy Walcowni!! Nawet śrubki nie dacie rady wykręcić bez szumu w mediach i fali protestów z okupacją Walcowni włącznie!!!”

„Zawsze jak zbliża się termin rozstrzygnięcia, syndyk funduje sobie (albo ktoś) wyjazd – początek maja. Później wyskakuje firma kogucik, która przez „chęć” kupna wszystko blokuje. Pytanie jest takie: jeżeli my, „prości” ludzie, widzimy, że coś śmierdzi i wielką niechęć syndyka do załatwienia tego w jak najkrótszym czasie, a obojętność sędzi komisarz jest porażająca, to gdzie są służby odpowiedzialne za pilnowanie takich cwaniaków”?

„Witam z Huty Pokój. Czytom wasze wypowiedzi od dłuższego czasu i ciesze się, że się wom udało. Muszą jednak zwrócić uwaga na jedna kwestia: jak wiecie nasza huta jest pod Węglokoksem od zeszłego roku. Dużo im zawdzięczamy, ale niestety robimy za 15–17 PLN na godzina bez – jak to ktoś od wos pisoł – premi uznaniowy i nadgodzin. Możecie sobie w prosty sposób policzyć, jak wyglądają nasze zarobki. Pozdrawiom”…

Sposób potraktowania dzielnej załogi walcowni przez syndyka i wchodzące w rolę jej nowego pracodawcy władze spółki ZEM2 świadczy nie tylko o niskiej kulturze prawnej. Wystawia im po półtora roku grillowania tych pracowników na wolnym ogniu prawniczo-biznesowych rozgrywek – najniższą ocenę moralną. Stanowi to zły prognostyk na przyszłość, a w kontekście ostrzeżenia ze strony „Hutnika” z Huty Pokój – musi u tych ludzi budzić zrozumiałe obawy. W interesie nowego pracodawcy i rządu Rzeczypospolitej, który przez swoich ministrów zaangażował się w unormowanie sytuacji WB „Batory” leży zadbanie o to, aby te obawy nie znalazły uzasadnienia. Tego wymaga polska racja stanu: nie tylko tu, na Śląsku, ale i na polskim morzu, i nad wschodnimi granicami.

I te nauki z koszmaru półtorarocznej gehenny pracowników Walcowni „Batory” należy przyswoić tak na szczeblu ministerialno-rządowym, jak i większości parlamentarnej.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Niebezpieczne sygnały WĘGLOKOKS-u w sprawie Walcowni Blach „Batory” znajduje się na s. 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Niebezpieczne sygnały WĘGLOKOKS-u w sprawie Walcowni Blach „Batory” na s. 3 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wygaszona Walcownia „Batory” jest łatwym łupem dla nastawionych na eksport hut z rosyjskiej Ukrainy, Rosji czy Chin

Może chodzić o wrogą likwidację ważnej ze względów strategicznych walcowni i jej doświadczonej załogi. Nawet najwierniejsi pracownicy po ponad półtora roku bez płacy przechodzą do nowych pracodawców.

Stanisław Orzeł

Nowym właścicielem walcowni został Węglokoks, a właściwie spółka ZEM2 z jego Grupy Kapitałowej. Pojawiła się realna nadzieja, że pracownicy porzuceni przez Sławomira Pietrzaka – jak to jeszcze w 2015 r. określił FORBES: twórcę HW Pietrzak Holding, „dużego gracza na rynku stali” – otrzymają należne od lutego 2016 r. wypłaty i odsetki.

Przypomnijmy, o czym „Śląski Kurier WNET” pisał w ciągu ubiegłego roku, że S. Pietrzak na wieść o wygranej PiS w wyborach w listopadzie 2015 r. ogłosił upadłość i zaczął wyprzedawać swoje aktywa. Można było odnieść wrażenie, że najpierw za pośrednictwem sądu jego prawnicy utrudniali szybkie przeprowadzenie upadłości, później opóźniali przetarg, następnie zwycięzca przetargu za 26 mln zł, firma MORIS z Chorzowa, przez prawników powiązana z Pietrzakiem, nie weszła w obowiązki właściciela i zrezygnowała z wygranej. W ostatnim artykule na łamach „Śląskiego Kuriera WNET” zwracałem uwagę, że może w tym wszystkim chodzić o wrogą likwidację ważnej ze względów strategicznych walcowni i jej doświadczonej załogi.

Do ponownie ogłoszonego przetargu nie przystąpili żadni inwestorzy, mimo obniżenia ceny najpierw do 23,7 mln zł, a później do 15 mln. Jedynie Grupa Kapitałowa Węglokoks podtrzymywała zainteresowanie kupnem walcowni. Warto pamiętać, że Węglokoks już wiosną 2016 roku oferował syndykowi Pietrzaka zakup Walcowni „Batory” z wolnej ręki, ten jednak podjął próbę sprzedaży zakładu w przetargu. Ta decyzja przeciągnęła problemy walcowni od maja 2016 r. do maja 2017 r.[related id=2391]

(…) Tymczasem warto pamiętać, że każdy tydzień opóźnienia to narastające zagrożenie na rynku, który przez takie przewlekłe procedury jest łatwym łupem dla nastawionych na eksport hut z rosyjskiej Ukrainy, Rosji czy Chin. Jednocześnie opóźnia to m.in. rządową koncepcję nie tylko modernizacji marynarki wojennej, ale całej armii w sytuacji narastającego zagrożenia agresją ze wschodu.

Według radnej Chorzowa Bernadety Biskup zakup walcowni przez Węglokoks został sfinalizowany w wyniku starań ministrów Krzysztofa Tchórzewskiego i Grzegorza Tobiszowskiego. „Działaniem umożliwiającym rozwój walcowni było osobiste zaangażowanie się ministrów Krzysztofa Tchórzewskiego i Grzegorza Tobiszowskiego w negocjacje zakupu wsadów do blach z ArcelorMittal. Walcownia Blach Grubych w ten sposób została uratowana przed prze-jęciem przez spółki złomowe, na co ministrowie nie wyrazili zgody, dając jednocześnie szansę na kontynuację działalności przedsiębiorstwa w nowym kształcie.

W decyzjach zapadających na szczeblu ministerialnym zaważył również czynnik ludzki, bowiem gdyby nie doszło do zakupu, pracownicy nie otrzymaliby zaległych pensji i nie byłoby nowych miejsc pracy”. „Docelowo walcownia ma zatrudniać 300 pracowników, a co za tym idzie, działanie to przyczyni się także do powstania nowych miejsc pracy i zminimalizowania lokalnego bezrobocia. (…) Odbudowanie walcowni jako przedsiębiorstwa rentownego i sprawnie działającego to priorytet dla Ministerstwa Energii, który realizowany ma być między innymi poprzez wdrożenie walcowni w Śląskie Huty Stali” – można przeczytać na stronie internetowej radnej B. Biskup.

Jeden z pracowników walcowni skomentował ten wpis radnej następująco: „W poniedziałek przyjadą oficjele, wielu cwaniaków, podobno jakiś wicepremier, telewizje itp. Ci ludzie nic nie zrobili w naszej sprawie. Teraz się pojawią w blasku kamer, będą mówić, jak bardzo zależy im na losie walcowni, pracowników. Najmądrzejszym rozwiązaniem ze strony załogi będzie, jak się tam nikt z nas nie pojawi. Mnie tam na pewno nie będzie”.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „»Walcownia Blach Batory wznowi produkcję«” znajduje się na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „»Walcownia Blach Batory wznowi produkcję«” na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pomysły PO na dalszą parcelację Parku trafiają na społeczny opór, co może przełożyć się na wynik wyborów samorządowych

Kolejny prezes zmierza do wydzielenia znacznej części tego wielkiego zieleńca na potrzeby bioróżnorodności i koncentracji działań ekologicznych, co może oznaczać wypchnięcie ludzi z tej części Parku.

Stanisław Orzeł

Od 4 lutego 2011 r. prezesem WPKiW był Arkadiusz Godlewski: ekspert z zakresu polityki spójności Unii Europejskiej i zarządzania funduszami strukturalnymi. (…)

W 2012 r. Godlewski doprowadził do marketingowej zmiany nazwy WPKiW na Park Śląski. Zaczął jednak od zakupu drogiego służbowego subaru i wypowiedzenia umów dzierżawcom punktów gastronomicznych, bo miał zastrzeżenia do jakości ich jedzenia i estetyki „budek”. Bardziej opornym Park odcinał prąd i wodę, ale część „budek” nadal stoi, wyrosły nowe – równie „piękne”, a część dzierżawców oddała sprawy do sądu, gdzie ciągną się do dziś.

Za jego prezesury udało się odbudować jedną nitkę odnowionej kolejki „Elka”, w parku zaczęła działać Parkowa Akademia Wolontariatu, odbywa się Kongres „Obywatel Senior”, poświęcony problemom osób starszych. Park chętnie angażował się w organizację wigilii i wielkanocnych śniadań dla samotnych. Jednak Godlewski nie reagował, gdy seniorzy z Parku, a nawet śląscy naukowcy apelowali w sprawie wstrzymania wycinki drzew. (…)

Za prezesury Godlewskiego rozpoczęła się ostateczna dewastacja ternu kąpieliska „Fala”: w 2103 r. zmniejszono jego teren o połowę, likwidując pierwotne wejście z budynkami gospodarczymi, szatnię, dwa brodziki i „Elipsę”. (…) [related id=”16957″]

Po przegranej PO w wyborach parlamentarnych, 22 grudnia 2015 r. Rada Nadzorcza WPKiW SA powołała na stanowisko Prezesa Zarządu Andrzeja Wyrobca, absolwenta historii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, który ukończył studia podyplomowe z zakresu finansów i rachunkowości. (…) Podczas jego prezesury w Parku powróciły chwyty chorzowskiego magistratu z zaległościami podatkowymi i pokrywaniem zaległości kosztem terenów parku. Dnia 28 lutego 2017 r. A. Wyrobiec nagle zrezygnował z prezesowania w Parku Śląskim.

Natychmiast, 1 marca 2017 r., na to stanowisko została powołana przez Radę Nadzorczą Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku SA Aneta Mroczkowska, która od stycznia 2015 r. pełniła przy Marszałku Sałudze funkcję Sekretarza Województwa Śląskiego. Poinformowała, że w ciągu dwóch miesięcy rozstrzygnie się, czy uda się pozyskać fundusze na realizację planu dla Parku. – Gdy dowiemy się, jakie fundusze pozyskamy i kiedy, dopasujemy do tego nasze środki i stworzymy plan działań. (…)

Pomysły są, teraz musimy stworzyć spójną koncepcję. Plan rozwoju Parku Śląskiego opiera się na czterech strefach: parku rodzinnym, ekoparku, smartparku i parku aktywnym. Pani prezes wyjaśniła, że park rodzinny to przestrzeń najbardziej komercyjna, obejmująca zmieniające się Śląskie Wesołe Miasteczko oraz wymagający szczególnej opieki Śląski Ogród Zoologiczny. Ekopark to serce parku, miejsce spotkań, silna koncentracja działań ekologicznych w centrum bioróżnorodności. Park aktywny ma koncentrować się wokół Stadionu Śląskiego, a smartpark to projekty innowacyjne związane m.in. z rozbudową Planetarium Śląskiego.

Już tylko pomysł silnej koncentracji działań ekologicznych w centrum bioróżnorodności, czyli części Parku określonej jako „ekopark”, budzi w planie „rozwoju” forsowanym przez kolejnego prezesa WPKiW z nadania PO zrozumiały niepokój.

Jak pisał w 1963 r. patron Parku, Jerzy Ziętek: „W miejscu krajobrazu dawnego, smutnego, o księżycowym wyrazie, zapełnionego hałdami, zapadliskami i zatęchłymi stawami, wzniesiono znojna pracą na własny pożytek wielki zieleniec, służący wypoczynkowi rzesz ludzi pracy i poszerzaniu wiedzy o świecie”. Tymczasem kolejny platformerski prezes zmierza do wydzielenia z tego wielkiego zieleńca jego znacznej części na potrzeby bioróżnorodności i silnej koncentracji działań ekologicznych, co może oznaczać pomysł wypchnięcia ludzi z tej części Parku.

Można z przekąsem powiedzieć, że ich kosztem planuje się w centrum nowo utworzonej metropolii rozwój zdegradowanej bioróżnorodności z hodowlą kleszczy, chorych na wściekliznę lisów, siedliskiem dzików i szałasów-melin osób bezdomnych, które coraz liczniej zasiedlają chaszcze Parku.

Warto pamiętać, że od chwili założenia WPKiW w owej „strefie ciszy” znajdują się m.in. Wielki i Małe Kręgi Taneczne, lokal „Leśniczówka”, słynący z undergoundowych koncertów czy kultowa restauracja „Łania”. Także wykorzystanie ochronnego dla Parku terenu ogródków działkowych przy ul. Agnieszki na 1600 miejsc parkingowych, plan 1000 miejsc parkingowych przed Stadionem Śląskim i kolejne miejsca parkingowe w centrum Parku na miejscu zasypanych brodzików kąpieliska „Fala” są wstępem do totalnej degradacji tego skarbu nowej metropolii.

Podobnym absurdem jest projekt podkopów pod Planetarium, aby za 80 mln złotych wybudować tam śląskie Centrum Nauki „Kopernik”. Realizacja tego planu uniemożliwi Planetarium prowadzenie badań sejsmologicznych, unieruchomi unikatowe urządzenia pozwalające rejestrować wstrząsy nie tylko lokalne, ale i z najdalszych stron świata…

Do prezydenta Katowic Marcina Krupy trafił list Samorządowej Inicjatywy Mieszkańców, w którym SIM-Chorzów zwróciła się o pomoc w rekonstrukcji (…) kąpieliska FALA, którego stan techniczny po ocenach naszych ekspertów jest dobry, wymagany jest gruntowny remont basenów, wykonanie nowych podłączeń zasilania i obiegu wody, odbudowy zbiornika – agregatów uzdatniania czy chlorowania wody, odświeżania niecek i pielęgnacji zieleni i małej architektury, remontu pozostałego jeszcze budynku szatni oraz odkopania brodzika dla wykonania wzorem Tychów wodnego placu zabaw i tzw. deszczowni. Koszty remontu w/w obiektów wg naszej kalkulacji to ok. 5 milionów zł i otrzymamy w zamian kompletne kąpielisko nawet w 3 miesiące. W piśmie SIM nadmieniono, że Inicjatywa przygotowuje dokumentację dla szybkiego wpisania obiektów „Fali” do rejestru zabytków, gdyż forsowane jest biznesowe, antyspołeczne stanowisko zlikwidowania kąpieliska i wykonania w zamian erzacu przy ul. Siemianowickiej na szkodę ogółu mieszkańców i szczególnie – mieszkańców osiedla-miasta 1000-lecia.

Na tym tle perełką Parku jest tzw. Skansen, czyli Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny, który pozyskał część terenu Ośrodka Harcerskiego i rozszerza swoje ekspozycje. Jednocześnie, przekształcając skansen etnograficzny w muzeum – unika szachowania przez władze Chorzowa podatkiem od nieruchomości, a z funduszy Unii Europejskiej wybudował nowoczesną salę konferencyjną, z której można korzystać bezpłatnie.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Park dla ludzi czy parking dla Platformy? Cz. II” można przeczytać na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Park dla ludzi czy parking dla Platformy? Cz. II” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

Park dla ludzi – czy parking dla Platformy? Czy słynny Park Śląski w Chorzowie obecnie na nowo stanie się ugorem?

Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, który 67 lat temu przypominał krajobraz księżycowy, to miejsce największej na świecie udanej rewitalizacji i ekokonwersji terenów poprzemysłowych i rolniczych.

Stanisław Orzeł

Jeszcze 67 lat temu 500 hektarów zdegradowanego przez rabunkową gospodarkę przemysłową i biedaszyby ugoru między Chorzowem, Katowicami a Siemianowicami Śląskimi przypominało krajobraz księżycowy, rozciągający się wśród kopalń i hut, pośrodku Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Drzew prawie nie było, widok był ponury… Dziś na 535 hektarach Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku im. gen. Jerzego Ziętka, dla celów biznesowych nazywanego Parkiem Śląskim, rośnie około miliona drzew. To miejsce największej lub jednej z największych na świecie udanych rewitalizacji i ekokonwersji terenów poprzemysłowych i rolniczych. (…)

Ostatni SLD-owski marszałek województwa, Michał Czarski, starał się wpłynąć na rząd, żeby chorzowski park przekazano samorządom. Mogło w tym pomóc porozumienie gmin Katowic i Chorzowa z Urzędem Marszałkowskim. Niestety, rządzony przez ludzi „Wspólnego Chorzowa” i wiecznego prezydenta Marka Kopla Chorzów wycofał się z tego układu.

Jednym z powodów była chęć przechwycenia przez oligarchów miejskich z prezydentem na czele zlokalizowanego przy ul. Siemianowickiej w Chorzowie terenu parkowego ogrodnictwa. Tam od 1962 r. działała Zasadnicza Szkoła Zawodowa, która kształciła ogrodników, zatrudnianych następnie jako wykwalifikowana kadra do pracy w Parku. Obok szkoły powstały parkowe szklarnie, dzięki którym Park stał się częściowo samowystarczalny.

W latach 80. XX w. w 30 szklarniach pracowało około 50 osób, które oprócz tego uprawiały 4 hektary pobliskiego pola, aby zapewnić paszę dla zwierząt w śląskim ZOO. Wraz z gospodarką rynkową zaczął się upadek: szklarnie zaczęły pustoszeć, pojawiły się problemy z ogrzewaniem. W 2005 r. rozpoczęła się stopniowa likwidacja parkowego ogrodnictwa.

„Te tereny są nieprzydatne dla strategicznych celów parku, tam nigdy nie było miejsc spacerowych” – stwierdził wówczas prezes Włoszek. Jak podała PAP, najprościej więc te tereny sprzedać, a pieniądze… przejeść. Niestety, jedyną metodą ratowania trudnej sytuacji finansowej parku, jaką dotąd zaproponował obecny zarząd WPKiW, jest właśnie pozbywanie się problemu i wyprzedawanie majątku.

Oczywiście w tym szaleństwie była metoda: w ten sposób został sprawdzony mechanizm parcelacji Parku pod pretekstem regulowania zaległości podatku od nieruchomości na rzecz Chorzowa. Część paku od strony ul. Siemianowickiej decyzją władz miasta wkrótce rozparcelowano, a działki – oczywiście drogą „przetargu” – sprzedano.

Na tak sprywatyzowanym – a właściwie: zawłaszczonym – terenie Parku powstała ekskluzywna dzielnica willowa, której najbardziej znanym mieszkańcem jest były prezydent Chorzowa Kopel. Obecnie trwa twórcza kontynuacja tego procederu: na pobliskim terenie powstała ul. Wschodnia i kto tam mieszka? Czy nie przypadkiem były prezes WPKiW z nadania Platformy Obywatelskiej, a obecny prezydent Chorzowa, Kotala?

(…) Jedna z najdłuższych nizinnych kolejek linowych Europy była symbolem WPKiW. (…) W pierwszym roku ELKą przejechało około 135 tysięcy ludzi. Podczas tzw. Święta „Trybuny Robotniczej” czy lipcowego „święta im. E. Wedla”, jak mawiali dowcipnisie, czyli 22 lipca, trasę oświetlały tysiące lampek, ELKa była czynna do 3:00 w nocy, a pasażerowie, często zachwyceni niepowtarzalną atmosferą, nie zamierzali zsiadać z krzesełek i obsługa musiała prosić o pomoc milicję…

Jednak i zwykłe przejażdżki dostarczały niezwykłych wrażeń: przejazd nad wybiegami niedźwiedzi i antylop w ZOO, widok Rosarium czy ukwieconego terenu Ogólnopolskiej Wystawy Ogrodniczej na zawsze pozostawał w pamięci. W wydanej na 60-lecie WPKiW książce Krajobraz tworzą ludzie, zacytowano pasażera, który zapamiętał, że tylko z kolejki można było zauważyć, że ogrodnicy układali z roślin twarze misiów, geometryczne figury i słoneczka…

W 2006 r. kolejka pierwszy raz od 1967 r. nie ruszyła w kwietniu ze względu na zły stan techniczny kilku podpór. Rok później remonty i problemy eksploatacyjne spowodowały, że została wyłączona z użytkowania. Negatywne opinie Urzędu Dozoru Technicznego stały się pretekstem do jej rozebrania: z lin najpierw zdjęto krzesełka, a następnie z podpór – same liny. Dopiero po sześciu latach rozpoczęto budowę nowej „ELKi”, której wykonawcą została austriacka firma Doppelmayr… (…)

W ciągu pierwszego lata eksploatacji „Falę” odwiedziło 239 tysięcy ludzi. Rok później podzielone na trzy poziomy kąpielisko, z basenem „Sztuczna Fala” o powierzchni lustra wody 1300 m2 i głębokości do 3 m, usytuowanym na najwyższym z poziomów, zaprezentowano delegacji Międzynarodowej Unii Architektów, dzięki czemu do dziś jest uznawane „za wybitne osiągnięcie architektury sportowej”.

Na poziomie poniżej „Fali” znajduje się basen „Szkoleniowy”, od którego można było przejść do niewielkiego basenu „Elipsa” i brodzika ze zjeżdżalniami oraz wielkiego placu zabaw i piaskownic dla dzieci. Na tym poziomie zaprojektowano 800-metrową widownię do plażowania przy basenie sportowym oraz kawiarnię, bar i restaurację „Sambar” na 111 miejsc, z tarasem i muszlą koncertową, co pozwalało na organizację potańcówek i występów artystycznych. Na poziomie najniższym znajduje się wyposażony w słupki startowe basen „Olimpijski” (50 na 21 m, od 180 do 200 cm głębokości), z możliwością podgrzewania wody do temperatury otoczenia, wykorzystywany do zawodów sportowych. Obok niego – basen „Skoki” (21 na 16,5 m, głęboki na 4,5 m), nad którym góruje charakterystyczna trampolina w kształcie tęczy, ze skoczniami na poziomach 3, 5, 7 i 10 m, wykonanymi z desek sprowadzonych z Finlandii. Na najniższym poziomie znajdował się jeszcze brodzik dla najmłodszych i usytuowany na tyłach kąpieliska plac zabaw wodnych, złożony z systemu „metalowych przeplatańców, którymi tryskała woda”.

Do 2000 r. „Fala” działała nie tylko latem, ale i zimą, gdy tworzono na niej cieszące się wielkim powodzeniem lodowisko. Nawet w latach 90. XX w. kompleks cieszył się niezmiennym zainteresowaniem: w 1996 r. Śląski Urząd Wojewódzki, Sanepid i Radio Katowice uznały go za najlepszą przestrzeń rekreacyjną województwa śląskiego.

Jak podano w opracowaniu Park wielu pokoleń, dzięki wykwalifikowanej kadrze ratowników i ratowniczek w ciągu kilkudziesięciu lat korzystania z „Fali” na jej „terenie nie doszło do żadnego tragicznego w skutkach wypadku”.

W 2000 r. brak środków w budżecie województwa spowodował, że zimą nie uruchomiono lodowiska. Kolejne remonty basenów i urządzeń kąpieliska przedłużały jego agonię, ale remontu generalnego żadne władze samorządu województwa nie przeprowadziły… (…)

Za prezesury Dominiaka w ramach rewitalizacji „Wesołego Miasteczka” za 3 mln zł została ze środków Parku kupiona wyprodukowana przez ukraińską firmę Analog z Winnicy Wieża Swobodnego Spadania, czyli „Silesia Tower”. Inauguracyjna jazda – a raczej spadanie, co powinno być uznane za niesławny symbol panowania w Parku prezesów z klucza PO – odbyła się 30 sierpnia 2008 r. (…)

Wieża wysokości 50 m ważyła 80 ton i potrzebowała do pracy zasilania 150 kW. Maksymalna przepustowość zakładała 300 klientów na godzinę (cena przejażdżki 7 zł, choć planowano 9 zł). 12 krzesełek kolejki łańcuchowej wyposażono w podwójne zabezpieczenia. Odbioru technicznego dokonał krakowski UDT. Jednak „Silesia Tower” zepsuła się już w 2009 r. Przez 2 lata ukraiński dostawca nie chciał jej naprawić. W końcu UDT wydał zakaz „swobodnego spadania”. W 2011 r. Jan Blaut ze Stowarzyszenia Nasz Park napisał: Ta wieża to bubel i inwestycja, której poprzednie zarządy nie dopilnowały. To dowód na brak gospodarności. Niemal w tym samym czasie zamknięto ELKę. Jestem przekonany, że gdyby pieniądze z wieży wydać na kolejkę, dziś mieszkańcy mogliby z niej spokojnie korzystać. (…)

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Park dla ludzi czy parking dla Platformy?” cz. 1 można przeczytać na ss. 8–9 majowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

______

„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Park dla ludzi czy parking dla Platformy?” na ss. 8–9 majowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl

Dokąd zmierza Solidarność Kolorza? Przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Kolorz postanowił rządzącym dowalić

Brak przewidywania, skupienie się na kreowaniu własnego wizerunku przeciw wizerunkowi przewodniczącego Solidarności – doprowadziły do zaszachowania w walce o konkretne interesy pracownicze.

Stanisław Orzeł

W stanowisku Zarządu Regionu podkreślono, że choć „część ważnych postulatów NSZZ Solidarność stała się wyznacznikami kierunków działań ekipy Pani Premier”, to jednak, aby problemy województwa śląskiego nie „były wykorzystywane do politycznych gier i medialnych igrzysk”, śląsko-dąbrowska Solidarność nie może „bezkrytycznie podchodzić do nieracjonalnych decyzji kierownictw części podległych Pani Premier resortów”. (…)

Wypada się zgodzić ze stanowiskiem śląsko-dąbrowskiej Solidarności, że ocena postępowania rządu w sprawie rozwiązań systemowych i działań strategicznych dla górnictwa węgla kamiennego „jest bardzo krytyczna, a decyzje zmierzające do likwidacji kopalń (…) irracjonalne, szkodliwe i całkowicie nie do zaakceptowania”.

Jednak w przypadku przeniesienia do Spółki Restrukturyzacji Kopalń kopalni „Krupiński” – jak ujawniła Anita Gargas w „Magazynie Śledczym” z 8 marca, a wcześniej Krzysztof Tytko na łamach „Śląskiego Kuriera WNET” (ostatnio w artykule „Idzie Grześ przez wieś” z lutego 2017 r.) – aktywność struktur śląsko-dąbrowskiej Solidarności okazała się mało skuteczna. Głośniej interweniowała choćby posłanka PiS Izabela Kloc czy Mirosław Szcześniak z ZZ Kadra-Solidarność 80.

Podobnie w przypadku systemowych rozwiązań dla przemysłu energochłonnego, w tym dla branży hutniczej – Zarząd Regionu wypomina rządowi, że do dziś jedynie znikoma część propozycji WRDS w tej sprawie, przyjętych w formie uchwały przez Radę Dialogu Społecznego w kwietniu 2016 r., została wykonana. Jednak od listopada 2015 r. Solidarność pod kierownictwem D. Kolorza nie potrafiła skutecznie stanąć ani w obronie pracowników, ani w obronie likwidowanej wrogimi działaniami Walcowni Blach „Batory” w Chorzowie.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Dokąd zmierza Solidarność Solorza?” można przeczytać na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Dokąd zmierza Solidarność Solorza?” na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl

„Rzeplinizacja” Konstytucji RP – odrąbanie jednej części konstytucyjnej normy, aby orzekać jedynie na podstawie drugiej

Odrąbując część art. 2 w wyroku z 24 listopada Trybunał Rzeplińskiego udowodnił, że nie kontynuuje swej działalności orzeczniczej. Przerżnął w ten sposób Konstytucję, czyli gałąź, na której siedział.

Stanisław Orzeł

Od 24 listopada znany jest wyrok Trybunału, który, powołując się jedynie na pierwszą część art. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, uznał art. 21a ustawy o czasie pracy kierowców w zakresie, w jakim przyznaje on kierowcom prawo do zwrotu kosztów noclegu w wysokości określonej w rachunku lub w formie ryczałtu za noclegi – za niezgodny z art. 2 Konstytucji stanowiącym, iż RP jest demokratycznym państwem prawnym. Jak brzmi cały tekst art. 2 Konstytucji? „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. (…)

Może to doprowadzić do sytuacji, że pracodawcy zaczną wyrokami sądowymi egzekwować od pracowników zasądzone wcześniej dziesiątki tysięcy należności. Należności, których ci pracownicy mają prawo już nie posiadać albo posiadać w formie trudnej do spieniężenia w celu wykonania nowego wyroku. (…)

W ocenie Sądu Najwyższego „trudno sobie wyobrazić, aby w XXI wieku pracodawca mógł korzystne skutki prawne wywodzić z faktu zapewnienia pracownikowi centrum życiowego w kabinie samochodu”.(…) Pracodawca jest zwolniony z obowiązku wypłacenia ryczałtu za nocleg wyłącznie w razie zapewnienia pracownikowi bezpłatnego noclegu, (…) co nie ogranicza się tylko do „jakości miejsca do spania znajdującego się w samochodzie”, ale do zapewnienia odpowiedniego standardu nocnego wypoczynku dorosłemu pracownikowi.

(…) Oprócz cofnięcia cywilizacyjnego w pracy polskich kierowców na trasach międzynarodowych oraz potencjalnych krzywd i utraty zaufania wśród tej grupy obywateli do państwa prawa, dokonana wyrokiem Trybunału Rzeplińskiego kastracja art. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej skutkuje czymś jeszcze. Otóż zapis jego drugiej części, że Rzeczpospolita jest państwem „urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej” został tym wyrokiem potraktowany co najmniej jako drugorzędny, jeśli nie wprost – pozbawiony znaczenia.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Rżnięcie Konstytucji Trybunałem Rzeplińskiego” można przeczytać na ss. 1 i 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Rżnięcie Konstytucji Trybunałem Rzeplińskiego” na ss. 1 i 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl