„Demony” starej Unii: progermańska propaganda na temat plemion żyjących w starożytności na terenie dzisiejszej Polski

Przełom polityczny lat 90. XX w. doprowadził w Europie do wykreowania w społeczeństwach wyzwalających się z dominacji rosyjskiej poczucia niższości, co wykorzystały elity państw tzw. starej Unii.

Stanisław Orzeł

Wraz z rozszerzaniem się Unii Europejskiej na Europę Środkową i Południowo-Wschodnią należało się spodziewać wzajemnego bliższego poznawania kultur, tradycji, a w rezultacie – pogłębiania szacunku dla historii poszczególnych Ojczyzn tworzących nową, zjednoczoną Europę. Niestety, wśród części elit kreujących świadomość opinii publicznej w państwach tworzących trzon tzw. starej Unii – jak na obrazach Francisca Goyi – rozum zasnął, a zbudziły się demony.

Prymitywne hołdowanie stereotypom na temat społeczeństw „nowej Unii”, moralizatorski paternalizm i zwykłe, poniżające lekceważenie ich odrębności zaczęło przenikać nie tylko do opinii potocznej. Sięgnęło głębiej, ogarniając kręgi opiniotwórcze, pseudonaukowe autorytety i tzw. ekspertów, aż wreszcie na dobre zagnieździło się wśród eurokratów Komisji Europejskiej i polityków „starej Unii”, „lepiej wiedzących”, jak się powinny kształtować samooceny opinii publicznej np. w Polsce: czego powinniśmy się wstydzić, o czym z naszej historii zapomnieć, czego nie przypominać, a w czym naśladować „starszych braci”.

Głosicielami tych opinii w państwach dawnego tzw. bloku wschodniego stali się – często – niektórzy naukowcy nawróceni „na wiarę” zaniku państw w Unii, których do kreowania właściwych poglądów przekonały odpowiednie granty na „badania naukowe” pozyskiwane z Unii Europejskiej lub państw „starej Unii”.

Rzecz w tym, że my w Polsce już takie kolonialne i neokolonialne kulturkampfy parę razy przerabialiśmy i – wprawdzie podzielona politycznie i zdziesiątkowana latami biurokratycznej demoralizacji oraz indoktrynacji – część polskich środowisk naukowych oraz opiniotwórczych na te plewy już się nie chce nabrać. Nic przeto dziwnego, że podobnie jak po odzyskaniu niepodległości sto lat temu, w 1918 r. – wśród polskich badaczy zaczęły się odnawiać również różnice poglądów m.in. na temat interpretacji etnicznej kultur archeologicznych okresu późnorzymskiego i wczesnośredniowiecznego na ziemiach polskich, w tym datacji osadnictwa słowiańskiego na naszym terenie.

Dziś już wyraźnie można mówić o sporze neoautochtonistów z neoallochtonistami. Przy czym neoautochtoniści, czyli zwolennicy zasiedlania naszych ziem przez przodków Słowian i ostatecznie plemiona słowiańskie od starożytności – swoje poglądy artykułują z konieczności ponownego przeciwstawiania się progermańskiej, polskojęzycznej propagandzie pseudonaukowej, powielanej w licznych artykułach Wikipedii czy na forach internetowych przez przeszkolonych po gebbelsowsku tzw. trolli.

Na wzór hitlerowskich, czyli niemiecko-szowinistycznych i faszystowsko-totalitarnych „badaczy” historii – głosiciele tych prawd objawionych starają się udowadniać, m. in. przy okazji odkryć archeologicznych przy budowie rurociągu jamalskiego czy autostrad, że nie były to kultury archeologiczne stworzone przez Słowian.

O ile jednak w czasach Drang nach Osten pod sztandarami III Rzeszy miał taki „argument” służyć „naukowo” uzasadnianej ekspansji terytorialnej – o tyle dziś służy do podkreślania wyższości gospodarczej i dyktowania kierunków rozwoju prawnego, politycznego, a w ostateczności – kulturowego naszemu społeczeństwu. Chodzi o nowy „zniewolony umysł” narodów Europy Środkowej i Bałkanów, które doświadczyły już takiej demonicznej dominacji: tak za czasów niemieckiego totalitaryzmu spod znaków Hitlera, jak i po zdradzie jałtańskiej – totalitaryzmu stalinowskiego spod znaku nacjonalizmu wielkoruskiego. (…)

Większość autochtonistów i neoautochtonistów podnosi argument, że w badanym czasie i przestrzeni nie było fizycznej możliwości, żeby Słowianie dopiero po upadku Imperium Romanum przybyli na obecne ziemie polskie, a następnie w szybkim tempie rozplenili się na pustki osadnicze Europy Środkowej powstałe po wędrówkach Germanów, a zwłaszcza zgromadzili wystarczający potencjał demograficzny, aby równocześnie wtargnąć na Półwysep Bałkański i w kolejnych falach najazdów (w tym wędrówki Serbów i Chorwatów z dzisiejszych ziem polskich) zdobyć i zasiedlić posiadłości bizantyjskie, a nawet zagrozić samemu Bizancjum.

Tym bardziej wydaje się mało prawdopodobne, aby – jak chcą propagandyści progermańscy – te „prymitywne” plemiona wywarły potężny i trwały wpływ tak językowy, jak i kulturowy na inne ludy, które znalazły się pod ich oddziaływaniem.

Okres od połowy V w. n.e. (klęska Hunów Attyli na Polach Katalaunijskich) do 1 poł. VII w., gdy Słowianie oblegali wraz z Awarami Konstantynopol, a następnie utworzyli swoje państwo pod wodzą Samona – byłby zbyt krótki, aby w warunkach ciągłych niepokojów i trwającego dopiero zasiedlania ziem nad Wisłą, rozwinąć taki potencjał ludnościowy i ekonomiczno-zbrojny, żeby na całe wieki przejąć tereny od Odry aż za Łabę i od Karpat po Adriatyk…

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 3)” można przeczytać na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich (cz. 3)” na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze