Klarenz i Mario Kontrargument (Ghettopop) w Na Rapie – program Bartosza Boruciaka

Gośćmi Bartosza Boruciaka w audycji „Na Rapie” byli Klarenz i Mario Kontrargument (Ghettopop) . Głównym tematem rozmowy była najnowsza płyta duetu „Ghettopop”.

Audycji można posłuchać w każdy czwartek o godz. 21.

Programy dostępne są na naszym portalu na profilu Bartosza Boruciaka

Nieświadomość, niedbalstwo? Najdłuższy most Europy i inne zabytki niszczeją bądź są niszczone w różnych miejscach Polski

Most powoli znika za zgodą Starostwa Powiatowego w Tczewie, które rozstrzygnęło przetarg i na rozbiórkę przęseł, i na sprzedaż złomu. Za każdy kilogram zezłomowanego zabytku powiat uzyska 81 gr.

Tekst i zdjęcia Maria Giedz

Pomimo wojen i najróżniejszych niesprzyjających warunków, również tych z czasów PRL-u, tysiące obiektów zabytkowych, zarówno wzniesionych kilkaset lat temu, jak i w XIX w. czy na początku XX w., udało się ochronić przed zniszczeniami i zachować dla potomnych. Wydarzenia przełomu lat 80./90. ubiegłego stulecia i ich pochodne doprowadziły do sytuacji, której nikt by się nie spodziewał. Wiele obiektów zabytkowych, świadczących o bogactwie kultury polskiej ziemi, na której je rozlokowano, zaczęło znikać. Nie tylko przestano o nie dbać, ale ich miejsce zaczęły zajmować byle jakie, bez charakteru bloki mieszkalne, apartamentowce, wielkopowierzchniowe sklepy, boiska…

Okoliczni mieszkańcy czasem próbowali protestować przeciw takiej degradacji dóbr kultury. Tłumaczono im wówczas, że utrzymanie zabytków kosztuje.

Poza tym są niepraktyczne, nienowoczesne, o ile nie należą do grupy obiektów uznanych za wyjątkowe. Wpisanie ich do rejestru zabytków często tylko pogarszało sytuację, bo nie można ich rozebrać, przebudować albo remontować według prywatnych wizji właścicieli. Wszystko musi dziać się pod okiem konserwatora, więc lepiej je z tego rejestru wypisać, poczekać, aż się rozpadną, a potem teren wykorzystać pod nową zabudowę.

Kiedy zamieszkałam na gdańskiej Morenie, czyli pod koniec 1988 r., z mojego oka widać było piękny, XVIII-wieczny, czyli późnobarokowy park, dość zaniedbany. (…) Rok później, już po rozmowach przy Okrągłym Stole, ale i czerwcowych wyborach, ten zespół dworsko parkowy kupił za symboliczną złotówkę biznesmen produkujący części samochodowe pod Warszawą. Zamierzał przeprowadzić się nad morze i urządzić sobie rezydencję. (…)

Mijały lata, a zabytek się rozpadał i to zarówno dwór, jak i park. Kiedy dwór przestał istnieć, skreślono go z rejestru zabytków, a karta ewidencyjna (informacja o jego istnieniu) gdzieś zaginęła.

Do rejestru wpisany jest jeszcze park, ale pewnie też zostanie skreślony, gdyż staw dawno został zasypany, warzywnika czy sadu już nikt nie pamięta, a większość drzew, nawet o 200-letnim rodowodzie, zwłaszcza tych pięknych, rozłożystych, rosnących w środku parku – nagle, w tajemniczy sposób zaczęło usychać. Wówczas postanowiono je ściąć. W ten sposób powstał spory, wolny plac, na którym właściciel, jak się okazało deweloper – ponoć kupił dwór i park o powierzchni 2,2 ha za ok. pół mln zł – chce wybudować sześć bloków mieszkalnych dla kilkuset rodzin.

Po co nam konserwator

Żeliwna kratownica tczewskiego mostu

Jednym z niezwykłych obiektów, zaliczanych do najciekawszych zabytków techniki w Europie, jest, a raczej są (chociaż powinno się już mówić w czasie przeszłym, czyli były) mosty w Tczewie. Wznoszono je w latach 1851–1857 oraz 1888–1891. Po czym w latach 1910–1912 przedłużono, tak że most ten był długi na 1052 metry. Kiedy zbudowano tę sześcioprzęsłową budowlę posadowioną na siedmiu filarach zwieńczonych neoromańskimi basztami z żółtej cegły, była najdłuższym mostem w Europie i jednym z największych na świecie, a także pierwszym żelaznym mostem na Wiśle.

Najbardziej interesujące w niej są kratowane ściany, tworzące długi tunel. To one fascynują, przyciągają uwagę.

Warto też dodać, ważną dla polskiej historii informację, że II wojna światowa wcale nie zaczęła się na Westerplatte, tylko w Tczewie, a raczej przy tczewskich mostach, które były własnością Polski, chociaż granica między Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem znajdowała się na rzece. Niemcy próbowali zdobyć mosty 11 minut wcześniej, przed godziną 4.45, kiedy to niemiecki pancernik Schleswig-Holstein otworzył ogień na polską placówkę wojskową na Westerplatte, a więc o 4.34. Dla Niemców ważne było ich przejęcie. Polacy do tego nie dopuścili. Najpierw sami wysadzili most, który Niemcy w czasie wojny odbudowali. Potem to Niemcy wysadzili tczewskie mosty, a Polacy je odbudowali, wykorzystując do tego dwa przęsła ESTB, czyli przęsła angielskiego mostu wojennego wykonane w 1945 r. Przęsła te stanowią unikatowe i prawdopodobnie jedyne zachowane w Europie przęsła mostowe typu ESTB.

Tczewskie mosty

Po prawie 70 latach od odbudowy mostów przystąpiono do ich renowacji. Jesienią 2016 r. zakończył się pierwszy etap remontu, podczas którego odrestaurowano zabytkowe, dziewiętnastowieczne przęsła. W 2018 r. rozpoczął się drugi etap remontu, polegający na demontażu powojennych stalowych konstrukcji – przęseł ESTB. Są rozbierane kawałek po kawałku. Wycina się te żelazne przęsła i wywozi na złom. Ponadto w trakcie rozbiórki odkryto stary, o ceglanej konstrukcji przyczółek z 1857 r. Został już rozbity i wykopany. Most powoli znika. A to wszystko za zgodą Starostwa Powiatowego w Tczewie, które rozstrzygnęło przetarg zarówno na rozbiórkę przęseł, jak i na sprzedaż złomu. Za każdy kilogram zezłomowanego zabytku powiat uzyska 81 gr, czyli razem około 1 milion 700 tysięcy złotych.

Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków wstrzymał prace nad odbudową zabytkowego mostu w Tczewie, ale starosta tczewski wie lepiej, co jest zabytkiem, a co nie i nie godzi się na wstrzymanie prac, argumentując dodatkowymi kosztami.

Dla starosty wygodniej jest wybudować nowy most. Rekonstrukcja zabytku, np. Zamku Królewskiego, w Warszawie miała uzasadnienie, ale w Tczewie? Turyści i tak nie poznają, że to nie oryginał.

Cały artykuł Marii Giedz pt. „Zabytki umierają po cichu” można przeczytać na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Marii Giedz pt. „Zabytki umierają po cichu” na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Michał Węgrzyn i Aleks Mackiewicz („Proceder”) w Na Rapie – audycja Bartosza Boruciaka

Gośćmi Bartosza Boruciaka w audycji „Na Rapie” byli Michał Węgrzyn i Aleks Mackiewicz, twórcy filmu „Proceder”.

Audycji można posłuchać w każdy czwartek o godz. 21.

Programy dostępne są na naszym portalu na profilu Bartosza Boruciaka

GrubSon w Na Rapie – audycja Bartosza Boruciaka

Gościem Bartosza Boruciaka w audycji „Na Rapie” był GrubSon. Raper opowiedział słuchaczom o swojej aktywności zawodowej. Rola w filmie „1800 gramów”, autobiografia „Na Szczycie” oraz płyta „Gatunek L”

Audycji można posłuchać w każdy czwartek o godz. 21.

Programy dostępne są na naszym portalu na profilu Bartosza Boruciaka

Tymczasowe rozwiązanie międzywojennego ministra Poniatowskiego staje się wzorem dla Polski

Drewniane domy budowane dla polskich osadników w okresie międzywojennym przetrwały niemal wiek. Niektóre wciąż są zamieszkanie. Czy budownictwo drewniane w Polsce będzie przeżywać renesans?

Podróżując przez Pomorze lub Wielkopolskę, nie sposób nie zauważyć drewnianych powtarzalnych zabudowań, które intrygują swoją charakterystyczną architekturą – potocznie zwane Poniatówkami od nazwiska ówczesnego ministra rolnictwa Juliusza Poniatowskiego. To dzięki jego determinacji, konsekwencji oraz zdrowemu rozsądkowi w latach 1936-1939 wybudowano kilka tysięcy drewnianych osad dla rolników przesiedlanych z Polski centralnej i wschodniej na Pomorze i do Wielkopolski.

Gośćmi audycji Radia „Solidarność” prowadzonej przez red. Pawła PietkunaAndrzej Jurak, badacz i odkrywca dziedzictwa Fundacji Poniatówka Polska oraz Andrzej Schleser, dyrektor techniczny spółki Polskie Domy Drewniane S.A.

– Okres 20 lecia międzywojennego był trudny bo z trzech różnych zlepków udało się stworzyć państwo – opowiada Andrzej Schleser. – Poniatówki to udany przykład zastosowania prefabrykowanego budownictwa drewnianego w przedwojennej Polsce w ramach reformy rolnej.

– Nazwa może być myląca – mówi Andrzej Jurak z Fundacji Poniatówka Polska. – Dużą część życia mieszkałem właśnie w Poniatówce. Będąc młodym człowiekiem myślałem, że mieszkam w tak starym domu, że pamięta czasy księcia Poniatowskiego. Dopiero później okazało się, że domy takie jak mój powstały masowo w II Rzeczpospolitej. Nazwa wzięła się od nazwiska ministra Juliusza Poniatowskiego…

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Ukraiński Zwiad WNET – podróż przez Polesie mało znanymi szlakami I i II Rzeczypospolitej i współczesnej Ukrainy

Bezkresne łąki, przecinane pasami rzek, rozświetlane słońcem odbijającym się w stawach, jeziorach, bagienkach, cienie rozległych lasów. Tutaj łódka wciąż jest środkiem transportu i narzędziem pracy.

Paweł Bobołowicz

Fot. Paweł Bobołowicz

Kowel przez lata był punktem, z którego rozpoczynały się poszukiwania rodzinnych historii i miejsc dla wielu Polaków. Przez lata w niezwykły sposób pomagał w tym Anatol Franciszek Sulik. Chociaż był historykiem amatorem, był niezrównanym znawcą Wołynia, a przede wszystkim pozostanie osobą, która wskrzeszała pamięć o Polakach pomordowanych na Wołyniu, o miejscach ich pochówków, budziła z zapomnienia imiona ofiar, przywracała pamięć o miejscach i historiach. Gdy pierwszy raz spotkaliśmy się wiele lat temu w Kowlu, od razu powiedział: „Bobołowicz? Rodzina z Kamienia Koszyrskiego? Mam zdjęcia w swoim albumie, których pewnie nigdy nie widziałeś”. Jeszcze w 2013 roku współorganizowaliśmy pielgrzymkę lubelskiego NSZZ Solidarność na Wołyń. Anatol Sulik próbował też przywrócić pamięć o mordach dokonanych przez NKWD w Kowlu po 1939 roku. Pokazywał miejsca masowych grobów, ale ten temat wciąż pozostaje niewyjaśniony.

Fot. Paweł Bobołowicz

Anatol Sulik zmarł w 2014 roku w wieku 62 lat. Nie zdążył opowiedzieć wszystkich historii, ale Instytut Pamięci Narodowej policzył, że przeprowadził pełną inwentaryzację 12 cmentarzy, odnalazł blisko 1200 polskich grobów, na których udało mu się odczytać ponad 660 nazwisk. Docierał na cmentarze rowerem, zrobił setki zdjęć i map, dokumentując polską obecność na Wołyniu. Pisał też opowiadania o Polesiu, sam się czuł Poleszukiem. W 2013 roku w jednym z listów do mnie przyznał: „chociaż jestem Poleszukiem, to cenię do niemożliwości niemiecką punktualność! Ale czy tak niemiecką? Przed wojną w Rzeczypospolitej było tak samo!”. Przez jego smutne opowieści zawsze przebijała też nuta optymizmu, a pomimo jego bolesnej misji, pozostawał człowiekiem pełnym radości i humoru.

Fot. Paweł Bobołowicz

W tym samym liście w sprawie organizacji wyjazdu na Wołyń pisał do mnie „Proszę zabrać kogoś z gitarą czy akordeonem, bo wypada nie jechać milczkiem, a pośpiewać pieśni patriotycznych i nawet kościelnych!”. Tłumaczył mi, że Poleszucy to wcale nie „posępny lud”, jak wynikałoby z piosenki Polesia czar. To lud żyjący w zgodzie z naturą, pełen filozoficznego spojrzenia na świat. Tak też przedstawiał go w swoich opowiadaniach. Pomimo tego zastrzeżenia do wymowy Polesia czaru, Anatol Sulik śpiewał tę piosenkę, a jej słowa towarzyszyły mi stale w poleskiej części radiowej podroży po Polesiu. (…)

W Kamieniu Koszyrskim (…) sowieckie budynki niewiele mają wspólnego z przedwojenną zabudową Kamienia; jej świadkiem pozostaje jedynie niepozorna budowla, w której kiedyś była pompa i ujęcie wody. Dziś to skład urządzeń służących do sprzątania Majdanu Nezależnosti.

Miasto otrzymało prawa miejskie w 1430 roku. Początkowo należało do Sanguszków, potem do Krasickich. Przed wojną było zamieszkane w większości przez ludność żydowską. We wrześniu 1939 roku Kamień dostał się pod okupację sowiecką. W styczniu 1944 roku, w obliczu możliwości przejęcia miasta przez UPA, miasto opuściła większość Polaków, w tym moja rodzina. Do dzisiaj w Kamieniu przy ulicy Kościelnej stoi dom, którego budowę mój dziadek ukończył w sierpniu 1939 roku. Po wojnie umieszczono w nim Komsomoł, ponoć mieszkał tu też sowiecki prokurator. Dzisiaj budynek zajmuje kilka rodzin, a kolejne przebudowy, dobudówki utrudniają rozpoznanie, jak dom wyglądał pierwotnie. W miejscu ogrodu i sadu stają kolejne rzędy zabudowań. Ale tak jak i kiedyś, kilkanaście metrów przed domem płynie rzeczka Cyr, w której chlapią się kaczki.

Fot. Paweł Bobołowicz

W rynku nie zachował się budynek hotelu i restauracji należący do mojej rodziny – spłonął w latach pięćdziesiątych. Jeden z mieszkańców opowiadał mi, że nawet po wojnie, gdy mojej rodziny w Kamieniu już nie było, funkcjonującą tam restaurację nazywano „Bobołowicza”. Dziś wprawne oko może dostrzec fundamenty tamtego budynku. (…)

Fot. Paweł Bobołowicz

Trwałym śladem historii tych ziem pozostaje budowla kościoła. W 1628 roku ostatni z rodu książąt Sanguszków Koszyrskich – wojewoda wołyński Adam Sanguszko ufundował klasztor dominikański, który przetrwał do 1832 roku. Później klasztorny kościół stał się parafialnym i funkcjonował do 1944 roku. Sowieci przekształcili go w budynek tartaczny, a potem zlokalizowano w nim fabrykę cukierków. Lepszy los spotkał kaplicę, która została potraktowana jako obiekt zabytkowy i już w czasach współczesnej Ukrainy było można przywrócić jej pierwotną rolę. Obok kaplicy powstał też nowy kościół. Stary budynek klasztornego kościoła niedawno został przejęty przez miejscowe Muzeum Regionalne. Dzięki staraniom dyrektor muzeum, Natalii Pas, jest szansa, że dawny kościół klasztorny odzyska, przynajmniej w jakimś stopniu, swój charakter.

Dziś wspólnota rzymskokatolicka Kamienia Koszyrskiego nie jest liczna. Do nowego kościoła przychodzi na msze po kilka osób. Nowym budynkiem kościelnym, starą kaplicą, domem parafialnym i terenem wokół nich (skrywającym między innymi cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej) zajmuje się pani Lucyna Kawałko z mężem: „Pamiętam, jak klęczałam na kolanach w naszym kościele. Tata, mama, ja, Danka, Gienek… a potem było tak ciężko”. Pani Lucyna opowiada, że udało im się przeżyć czas mordów, bo chowali się w lesie. Jej rodzina należała do tych biedniejszych, nie mogli uciec. „Było bardzo ciężko. Wszędzie była zdrada, zdrada, zdrada. Znałam tych ludzi, którzy nas prześladowali. Banderowcy, lewi, prawi… Przychodzili w nocy, stukali, zabierali… w czas wojny i później”. Nawet po wojnie rodzina próbowała dotrzeć do Polski, ale różne okoliczności na to nie pozwoliły. Przetrwali w nieprzyjaznym, wrogim środowisku. Dzisiaj dzieci pani Lucyny mają Karty Polaka, ale mieszkają na Ukrainie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie pani Lucyna i jej mąż, dziś w Kamieniu zapewne nie byłoby nowego kościoła, nie byłoby tych nielicznych śladów polskości. Ale co będzie za kilka, kilkanaście lat?

Cały reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Ukraiński Zwiad WNET. Podróż przez Polesie” znajduje się na s. 13 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Reportaż Pawła Bobołowicza pt. „Ukraiński Zwiad WNET. Podróż przez Polesie” na s. 13 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ks. Kotowski: Katedra św. Marcina i Mikołaja to najwartościowszy zabytek staropolskiej architektury w Bydgoszczy

Ks. Stanisław Kotowski o bydgoskiej parafii katedralnej, bydgoskiej, patriotycznej młodzieży i koronacji obrazu Matki Bożej Pięknej Miłości.

Ks. Stanisław Kotowski mówi o grupie zaangażowanej, patriotycznej i znającej historię młodzieży. Jak mówi, „jest wielki potencjał w młodych ludziach”, a w Bydgoszczy dużo się dzieje. W Bydgoszczy upamiętniane są ważne rocznice związane z dziejami miasta. Dodaje, że „diecezja rozpoczęła pracę nad budową muzeum diecezjalnego”.

Proboszcz parafii katedralnej pw. Św. Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy opowiada o wspaniałym katolickim kościele zbudowany w XV w. w stylu gotyckim. Jest to najwartościowszy zabytek staropolskiej architektury Bydgoszczy oraz doskonale wpisuje się w nadrzeczny klimat miasta. Gość „Poranka WNET” mówi o zawiłej historii tego kościoła, opowiadając choćby historie z czasów II wojny światowej, o tym, jak po wojnie rosła ranga tego miejsca aż do czasu, kiedy w 1956 roku prymas Stefan Wyszyński ukoronował wizerunek Madonny z Różą, nadając jej tytuł Matki Bożej Pięknej Miłości. Jak mówi ks. Kotowski, „parafia liczy tylko 600 osób”, ale do katedry przychodzi na mszę wiele osób spoza wyludnionej starówki — z innych części miasta, a także z jego okolic. Na koniec rozmowy apeluje: „brońmy ojczyznę miłością”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Ks. dr Zbigniew Jaroszewski: Wiara jest tym, co od wieków modeluje całokształt życia społecznego Kurpiów

Jak mieszkańcy Myszyńca sami sfinansowali budowę swojego kościoła? Co z Myszyńcem ma wspólnego były prefekt Kongregacji Nauki Wiary? Odpowiadają ks. kanonik Zbigniew Jaroszewski i Małgorzata Brodzik. 

Ks. kanonik Zbigniew Jaroszewski opowiada o bazylice mniejszej parafii pw. Trójcy Przenajświętszej w Myszyńcu. Jest ona zbudowana w stylu neogotyckim, ma pięć naw i do budowli jej zużyto ok. dwóch milionów cegieł. Został zbudowany w latach 1909-1922 staraniem proboszczów ks. Franciszka Karwackiego i ks. Franciszka Kuligowskiego. Został on, jak podkreśla proboszcz, wybudowany wielkim wysiłkiem całej parafii i regionu. Konsekracji kościoła dokonał 19 maja 1926 r. biskup łomżyński Romuald Jałbrzykowski. W latach 1995-2000 kościół został odnowiony i pokryty blachą miedzianą.

Wiara ludzi XVIII, XIX, XX w., tak jak pisał wcześniej ks. Skierkowski, modelowała życie społeczne i kulturowe i całokształt życia społecznego Kurpiów.

Ponadto opowiada o swojej dysertacji. Podkreśla, że także dzisiaj Biblia jest w centrum życia Kurpiów.

Radna Małgorzata Brodzik opowiada o tym, jak powstała bazylika mniejsza.

To, co zrobili nasi przodkowie, to jest niesamowite, to jest obiekt, który jest naszym dziedzictwem kulturalnym.

Jak się okazuje ten monumentalny budynek, został postawiony za pieniądze mieszkańców gminy! Brodzik stwierdza, że chcieli oni postawić dom kultu, który będzie służył przyszłym pokoleniom. Mówi także, w jaki sposób ich kościół stał się bazyliką mniejszą. Uroczystości podniesienia przewodniczył ks. kard. Gerhard Ludwig Müller, który od lat chętnie odwiedza myszyńską parafię. Radna podkreśla, że kardynał mimo swej wysokiej rangi jest człowiekiem bardzo ludzkim i przystępnym.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.