Referendum konstytucyjnego nie będzie. Prezydent Duda wrócił z chmur na ziemię / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Polityka polega na osiąganiu celów możliwych. Jedyny możliwy obecnie cel do osiągnięcia to zbudowanie uczciwego, choć socjalistycznego i zbiurokratyzowanego państwa pod wodzą obozu Dobrej Zmiany.

Tak zdecydował Senat stosunkiem głosów 90:10. I bardzo dobrze, bo chociaż zapowiedziane przez Prezydenta pytania w liczbie 10 nie były już tak niedorzeczne jak wcześniej 15, to i tak ocierały się o farsę. Możliwe również, że do pomysłu referendum, a ściślej do idei zmiany konstytucji, powróci nie tyle Prezydent, co sam obóz Dobrej Zmiany. W innym jednak momencie politycznym. Proponowany przeze mnie czas to start kampanii parlamentarnej w przyszłym roku.

Pod hasłem zmiany konstytucji i ze wskazaniem podstawowych punktów naprawy państwa, obóz Dobrej Zmiany może osiągnąć jeszcze lepszy wynik niż ten z roku 2015. Wynik pozwalający nie tylko na samodzielne rządy, ale i na większość 2/3 w Sejmie. Większość pozwalającą na zmiany fundamentalne w państwie –  również ustanowienie nowej konstytucji – zmiany te zabezpieczającą na kilkadziesiąt lat.

Czekam na ten moment z utęsknieniem. I życzę takiego zwycięstwa Prawu i Sprawiedliwości. Nie dlatego jednak, żebym nagle zmienił swoje wolnościowe poglądy na centralizm demokratyczny proponowany przez PiS. Po prostu wolę w życiu prawdę niż fałsz, a taką polityczną prawdę proponuje właśnie ta partia, w odróżnieniu do krańcowego zakłamania Platformy. Oczyszczenie atmosfery życia politycznego i społecznego w Polsce może tylko pomóc Polakom w dokonywaniu świadomego politycznego wyboru. Pisałem o tym już wielokrotnie, dlatego powtarzam. Bardzo łatwo, zbyt łatwo zapominamy o koszmarnej przeszłości. Często doszukujemy się w niej, a już zwłaszcza pamiętając, że byliśmy jakby nie patrzeć młodsi, rzekomych pozytywów. Choć wiadomo, że był to jeden wielki syf.

Nie możemy zatem bezmyślnie powtarzać absurdalnego hasła: PiS PO – jedno zło!, bo jest ono najzwyczajniej nieprawdziwe. I niby upraszczając nasze myślenie, jedynie wprowadza chaos do naszych mózgów. I zaciemnia ogląd rzeczywistości. Dlatego z niemałą podejrzliwością słucham głosów taką uproszczoną prawdę objawiających. I sugerujących swoją jedyną nieomylność w myśleniu o Polsce i dla Polski.

Bo wszyscy już to widzą, że w obozie Dobrej Zmiany jest całe mnóstwo karierowiczów. Ale każdy też powinien dostrzec, że Prawo i Sprawiedliwość nie waha się w wyrzucaniu ze swoich szeregów ludzi ocierających się nawet o korupcję. Tych, którym zostanie udowodnione przestępstwo, nie wspominając. Są oni dodatkowo publicznie napiętnowani przez własną do niedawna formację.

Polityka polega na osiąganiu celów możliwych, a ściganie miraży na manowcach należy do kategorii fantastyki. Jedyny możliwy obecnie cel do osiągnięcia przez Polaków, to zbudowanie uczciwego, choć socjalistycznego i zbiurokratyzowanego państwa pod wodzą obozu Dobrej Zmiany. Naszego polskiego państwa.

Pomysł referendum konstytucyjnego, ogłoszony przez prezydenta Dudę ponad rok temu, wyglądał obiecująco. Ale pomysł ten miałby jakiekolwiek szanse realizacji jedynie we współdziałaniu z całym obozem Dobrej Zmiany. Wprowadzony do publicznego obiegu dla politycznego zaistnienia i swoistego usamodzielnienia się Prezydenta, doprowadził do wizerunkowej porażki ponad rok później. Okazało się, że Andrzej Duda, pomimo osobistych zasług dla tego obozu, nie ma pomysłu ani predyspozycji do kreowania polityki. A już zupełnie nie ma swojego zaplecza. Nie napiszę tu, że najwyższy czas, aby sam to zrozumiał, bo to już się stało. Wynikiem takiego zrozumienia był nie tylko wydźwięk pytań referendalnych. Natychmiastowe podpisanie kolejnych ustaw sądowniczych, zaraz po odrzuceniu przez Senat prezydenckiego wniosku, świadczy o tym niezbicie.

To stanowisko Prezydenta świadczy, mam nadzieję, o jego powrocie z wysokiej orbity na ziemię. O pożegnaniu miraży i nieuzasadnionych ambicji, które jedynie przyczyniały się do osłabienia obozu reform. Jeżeli się nie mylę, to bardzo dobrze się stało i dobrze wróży na najbliższą przyszłość. Na najbliższą przyszłość obozu Dobrej Zmiany i najbliższą przyszłość naszej Ojczyzny.

Jan A. Kowalski

PS Gdy reforma naszego państwa, a szczególnie trędowatego wymiaru sprawiedliwości się powiedzie, będę, nie żałując klawiszy, zwalczał tego pisowskiego potworka. Niech żyje V RP! 🙂

Świat szaleje dookoła, a my bawimy się w układanie konstytucji… / Głos w dyskusji o projekcie nowej konstytucji

Chyba najbardziej atrakcyjny postulat to powszechny dostęp do broni. Czy warto próbować napaści na kogoś, kto w obronie swojego mienia, samochodu, czy wreszcie własnej rodziny może sięgnąć po broń?

Piotr Krupa-Lubański

To państwo jest miękkie, słabe i powyżej pewnego podstawowego poziomu powszechnie skorumpowane. Nikt nie dba o jego interesy i z łatwością je grabi.

Może zamiast pięknych i górnolotnych konstytucji potrzebna jest mu jakaś potężna organizacja, będąca miksem wywiadu, kontrwywiadu oraz służby specjalnej z licencją na wszystko i wskrzeszającej bardzo skuteczne niegdyś Sądy Podziemne Armii Krajowej? Może całe to towarzystwo od karuzel vatowskich albo importerów-podpalaczy śmieci powinno się obsługiwać po prostu jak zdrajców i szmalcowników za niemieckiej okupacji? Szybko i sprawnie.

Kraj skorzystałby na tym błyskawicznie pod każdym względem. Inaczej liczba sędziów i policjantów będzie musiała być wkrótce większa niż reszty obywateli. (…)

Proponuję wyjść na ulicę i spytać przeciętnych Kowalskich, czy mieliby coś przeciwko odrobinie kontrolowanego, precyzyjnego terroru w imię obrony Polski przed ciągłym rozkradaniem. Serio, zamiast nowej konstytucji wolałbym jakąś tajną organizację terrorystyczną pilnującą interesów tego kraju. Jeden wyrok tygodniowo? 50 rocznie? To i tak byłby promil ofiar wypadków drogowych czy ofiar smogu i zatrutego powietrza. (…)

Wracając do tematu – dział III projektu poświęcony sądom powinien być znacznie poszerzony, inaczej będą to tylko znowu górnolotne idee pozbawione związku z rzeczywistością dnia codziennego zwykłego obywatela. Ten projekt konstytucji naprawdę jest chyba zbyt radosny i optymistyczny i za bardzo przypomina atmosferę roku.

Bardzo dobrze wygląda założenie o referendum. Żyjemy w dobie internetu, który umożliwia demokrację bezpośrednią. W zasadzie wszelkie decyzje władz centralnych i lokalnych mogłyby być uzgadniane w powszechnych, internetowych referendach. Technologia istnieje od dawna. Jeden z takich systemów internetowych (DEMOK.pl) od lat jest gotowy i czeka na zagospodarowanie do konsultacji społecznych. System ten umożliwia nawet odwzorowanie tradycyjnej idei posła na sejm.

Gdy użytkownik nie czuje się kompetentny w jakiejś sprawie, może wskazać – uprawnić – innego użytkownika do zagłosowania w tej kwestii za niego. System umożliwia okresowe przekazania prawa do głosowania w całej kategorii spraw (np. medycyna) komuś, kogo uznajemy za eksperta w tej dziedzinie. Podobnie z ekonomią czy podatkami.

Dzięki temu osoba uznana za eksperta może głosować w danej dziedzinie w imieniu wszystkich użytkowników, którzy uznali jej autorytet. Może więc mieć siłę głosu setek czy tysięcy osób. Jest więc dla nich, ale tylko w konkretnej dziedzinie, kimś w rodzaju wirtualnego posła – przedstawiciela innych użytkowników. (…)

Chyba najbardziej atrakcyjny i rzucający się w oczy postulat projektu to powszechny dostęp do broni. Masowe posiadanie broni przez obywateli to straszak na wszelkie militarne zakusy w stylu zielonych ludzików. Dla sąsiadów rozważania o wchodzeniu i okupowaniu kraju, gdzie każdy dorosły obywatel jest potencjalnym partyzantem, mogą się skończyć bólem głowy. (…) Inny dobry powód to zwykłe, codzienne bezpieczeństwo na ulicach, szczególnie dla obywateli klasy średniej, przedsiębiorców, właścicieli sklepów czy stacji benzynowych. Czy warto próbować napaści na kogoś, kto w obronie swojego mienia, samochodu czy wreszcie własnej rodziny może sięgnąć po broń?

Cały artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „O projekcie nowej konstytucji” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Krupy-Lubańskiego pt. „O projekcie nowej konstytucji” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

 

W stronę Europy Właściwej. Powstanie Trójmorza jest pochodną jego awansu do roli kluczowego miejsca na globalnej mapie

Dla państw Europy Właściwej – sygnatariuszy Trójmorza nadchodzi trwała koniunktura na praktykowanie własnych suwerenności, a dla Polski – również szansa na odgrywanie w tym gronie znaczącej roli.

Szymon Giżyński

Jakie są konstytutywne cechy Trójmorza? Co najmniej trzy.

Po pierwsze, kwestia już wyżej wzmiankowana: definiowanie zagrożenia wspólnie, choć – co zresztą nie utrudnia statusu jedności grupy – niekoniecznie identycznie. Własne predylekcje i specyfikacje polityk, dla przykładu: Węgier, Czech czy republik bałtyckich nie muszą oznaczać problemu dla jedności Trójmorza; mogą natomiast stanowić – na rzecz Trójmorza – wartość dodaną.

Po drugie, nie tylko geograficznie, nadaje się Trójmorze do naturalnego i jednoznacznego wyodrębnienia. Przecież łączą trójmorskie państwa silne i rozmaite więzi: cywilizacyjne, gospodarcze i kulturowe; wynikające, w różnych konfiguracjach, ze wspólnoty historycznego losu.

Wszystkie państwa Trójmorza bronią swych terytoriów przed islamską, imigracyjną inwazją. Ta postawa nie oznacza, że narody Trójmorza są antyislamskie. Przeciwnie: akceptują i organizują pomoc dla państw islamskich, z których imigranci się wywodzą, po to, by ich zatrzymać na miejscu, bo są swym islamskim ojczyznom potrzebni. Narody Trójmorza – choć współcześnie w różnym stopniu interioryzacji – są historycznie chrześcijańskie, wyznań: katolickiego, protestanckiego, prawosławnego. I, in gremio, narody Trójmorza nie są, przynajmniej w takim stopniu jak Europa Zachodnia, dotknięte obecnością i penetracją elit pozostających w dyspozycji pokolenia ʼ68.

I po trzecie, rzecz najważniejsza: pojawiła się w ostatnich latach – dla krzepnięcia Trójmorza – rzeczywista, międzynarodowa koniunktura. Polityczna wola samych państw trójmorskich: Polski i pozostałych partnerów z Grupy Wyszehradzkiej, republik bałtyckich, Chorwacji czy Rumunii – by nie wystarczyła.

O spodziewanej pierwszorzędnej roli Trójmorza – w światowej geopolityce – rozstrzyga fakt, iż to na jego obszarze przez najbliższe dekady będzie przebiegał balans sił wielkich mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Chin, w mniejszym stopniu – Rosji, w znacznie mniejszym – Niemiec.

Dzieje się tak, ponieważ konsekwentnie realizowany atlantycko-pacyficzny sojusz Niemiec i Rosji jest równoczesnym zagrożeniem, choć z odmiennych powodów, dla obu największych mocarstw-rywali: USA i Chin. (…)

Paradygmat pierwszy: Europy Zachodniej zislamizowanej, zdominowanej przez Niemcy, odwracającej się od swych ideowych korzeni i dezawuującej chrześcijańskie wartości; pozostającej w dyspozycji lewackich, biurokratycznych elit spod znaku pokolenia ʼ68; współpracującej z Europą Wschodnią – zdominowaną przez Rosję – w dziele budowy wspólnego wału atlantycko-pacyficznego. Ze względu na nieodwracalność procesu islamizacji można już dzisiaj nazywać Europę Zachodnią – Europą Kalifacką, gdyż taką postać religijno-administracyjno-polityczną nieuchronnie przybierze.

Paradygmat drugi: Europy Środkowej – państw zagrożonych w swej suwerenności i niepodległości kleszczami euroazjatyckiej współpracy: Niemiec – dominujących w Europie Zachodniej i Rosji – panującej w Europie Wschodniej; jednocześnie państw, formujących przymierze Trójmorza, łączące suwerenność państwową swych sygnatariuszy z wartością dodaną ich geopolitycznego sojuszu; państw przeciwnych islamizacji, sprokurowanej polityką imigracyjną Niemiec i innych krajów Europy Zachodniej; państw jeszcze nie sparaliżowanych dominacją lewackich, rodowodowych elit pokolenia ʼ68.

To państwa Trójmorza mogą i powinny już dzisiaj występować w świadomej, programowej roli głównego depozytariusza śródziemnomorskich i chrześcijańskich wartości europejskiej kultury. Z tego też względu już dzisiaj Europa Środkowa – Trójmorze – zasługuje w pełni na określenie: Europy Właściwej.

Paradygmat trzeci: Europy Wschodniej, składającej się z europejskiej części Rosji i podporządkowanych jej europejskich składników byłego Związku Sowieckiego; Europy Wschodniej, stanowiącej nieusuwalny zwornik rosyjsko-niemieckiego, euroazjatyckiego bloku. Ze względu na tę właściwość możemy określić Europę Wschodnią bardziej adekwatnym geopolitycznie mianem Europy Przed-Uralskiej.

Cały artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „W stronę Europy Właściwej” można przeczytać na s. 18 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „W stronę Europy Właściwej” na s. 18 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

RODO – anonimowość przeciwko wspólnocie. Do takiego społeczeństwa dążą ci, którzy nie chcą być napominani i nawracani

Czy to będzie komunistyczna „urawniłowka”, czy hasła „wolność, równość, braterstwo”, zawsze będzie to sprzeciw wobec nawiązywania więzi osobowych, tych, które my, chrześcijanie, nazywamy miłością.

Marcin Niewalda

Wszelkie cywilizacje, od zarania dziejów, pod względem stosunków międzyludzkich można podzielić na dwa typy: masę i wspólnotę. W tej pierwszej zwykli ludzie stanowią grupę oddzielnych, nic nieznaczących atomów. Każdy człowiek w takiej grupie ma prawo wyznawać swojego bożka, ale jednocześnie jest niewolnikiem władcy lub systemu. Niewola ta oznacza, że jego życie nie ma szczególnej wartości, a zamiana jednego atomu na drugi nie ma najmniejszego znaczenia. (…)

Pierwszych ludzi nie stworzono w pustce. Gdy Pierwsi Rodzice wyszli z Edenu, poza jego murami istnieli inni „synowie i córki ludzkie”. Adam i Ewa jednak byli pierwszymi ludźmi w pełni. Bóg uczynił ludzi – a dokładnie cytując wers o człowieku – „mężczyzną i kobietą stworzył go”. Nie „ich, lecz „go” – jeden człowiek w dwóch osobach.

W tych słowach tkwi wyjątkowe zjawisko wspólnoty między ludźmi – tak bliskiej, że tworzą nową osobę – wspólną. To informacja, że człowiek staje się w pełni człowiekiem dopiero wówczas, gdy wychodzi ze swojej odrębności, przekracza mur drugiej osoby i nawiązuje z nią wspólnotę. (…)

Ducha miłości zabili też i sami potomkowie Mojżesza zaraz po niewoli babilońskiej, kiedy reforma zasad doprowadziła do nieludzkiego potraktowania wyznawców, za to do radykalnego uszanowania zasad. (…) Zasady wprowadzane przez RODO idą w tym duchu. Pod pozorem ochrony danych osobowych zabija się możliwość przekraczania oddzielenia od drugiej osoby.

W dawnej Polsce jednym z najlepszych „lepiszczy” społecznych były plotkujące kumoszki. Nie tylko dlatego, że opowiadały o wszystkich, ale dlatego, że nie było wobec nich anonimowości. Gdy ktoś postępował źle, zaraz mogło się roznieść, co zrobił. Był napominany przez społeczeństwo, nawracany na dobrą drogę.

Anonimizacja powoduje, że tracimy możliwość tej kontroli. Dopuszczone zostają mechanizmy całkowitego zwyrodnienia. W swoich ścianach można być Fritzlem, który przez dziesiątki lat gwałci swoją córkę, i nikt się o tym nie dowie.

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „RODO – anonimowość przeciwko wspólnocie” można przeczytać na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „RODO – anonimowość przeciwko wspólnocie” na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Wkrótce chaos pochłonie państwo na skutek „rozproszonej kontroli konstytucyjności ustaw”. Jazda już się zaczęła

Fałszerzy pieniędzy kieruje się na długie lata do więzienia i co najmniej tak samo należy traktować tych, którzy niszczą porządek prawny. Psim obowiązkiem prokuratorów jest ściganie takich szkodników.

Zbigniew Kopczyński

Rozstrzygając sporne kwestie, papież nie polegał jedynie na swoim rozumieniu Biblii, lecz posiłkował się dorobkiem pokoleń teologów i komentatorów Pisma Świętego, od Ojców Kościoła poczynając. (…) Aż zjawił się ktoś, kto uznał, że te pokolenia teologów po prostu grubo się myliły, a on pierwszy, po szesnastu wiekach niewiedzy, naprawdę zrozumiał Pismo Święte i jął nawracać zagubionych katolików na prawdziwszą prawdę.

Skoro mógł Luter, wkrótce pojawili się następni i mądrzejsi, którzy uznali, że Luter również się myli, a oni – każdy z osobna – swym rozumem doszli najprawdziwszej prawdziwej prawdy. W efekcie dziś wyznania wywodzące się z protestantyzmu możemy liczyć na setki albo i więcej. (…)

Interpretacji tych samych zapisów ustaw może być wiele, dlatego musi być jeden organ orzekający w tych sprawach. Tak jak papież porządkuje doktrynę.

Jeśli więc krytycy zmian uważają, że nie istnieje Trybunał Konstytucyjny i nie ma komu oceniać zgodności prawa z Konstytucją, powinni stosować domniemanie legalności każdej ustawy uchwalonej przez Sejm, Senat i podpisanej przez prezydenta. Koniec, kropka. Innej możliwości nie ma i nie można logicznie uzasadnić „rozproszonej kontroli” stanowionego prawa. (…) Taka „rozproszona kontrola” doprowadzi, tak jak w protestantyzmie, do powstania mnóstwa różnych systemów prawnych, często sprzecznych z sobą, a każdy urząd czy instytucja będą miały swój autorski. Każdy sędzia, a z czasem i każdy prawnik, będzie czuł się upoważniony do oceny, które przepisy obowiązują, a które nie.

Wyobraźmy to sobie na przykładzie prawa o ruchu drogowym: policja będzie uznawała jedne przepisy za obowiązujące, a sądy inne. A niech jakiś prawnik z Urzędu Gminy w Koziej Wólce albo i sędzia miejscowego sądu uzna za niekonstytucyjny Kodeks drogowy i wprowadzi w Koziej Wólce ruch lewostronny. A w Ślimakowie Dużym wprowadzą pierwszeństwo nadjeżdżającego z lewej (skądinąd logiczniejsze dla ruchu prawostronnego) – i tak dalej.

(…) Mamy więc już dwa alternatywne systemy prawne: jeden Hermelińskiego – bez nowego Kodeksu wyborczego i drugi Gersdorf – bez nowej ustawy o Sądzie Najwyższym. Wkrótce pojawią się kolejni jaśnie oświeceni odkrywcy jedynie słusznych interpretacji, a w kraju zapanuje chaos.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Manowce pluralizmu” można przeczytać na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Manowce pluralizmu” na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Za 30 lat Polska będzie liderem w regionie: Niemcy stracą pozycję potęgi gospodarczej, a Rosja pójdzie w rozsypkę

Wiele zależy od nas samych. Powinniśmy jasno odpowiedzieć sobie na pytanie, czy za dostęp do rynków mniejszych państw Trójmorza gotowi jesteśmy budować w nich drogi, mosty, infrastrukturę.

Zbigniew Berent

Polska przyszłym liderem w regionie

Polska ma potencjał, by stać się liderem w naszym regionie Europy. Słowa te od dziesięcioleci powtarzają środowiska patriotyczne. Przekonywał nas o tym Jan Paweł II, potem prezydent Lech Kaczyński, a obecnie rząd Dobrej Zmiany. Potwierdzają to nasze wartości narodowe, doświadczenia historyczne, pionierskie rozwiązania ustrojowe Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Konstytucji 3 maja. Okazuje się, że hymny naszych wschodnich i południowych sąsiadów bazują na Mazurku Dąbrowskiego. A liderzy polityczni powstającej demokracji amerykańskiej całymi garściami czerpali z dorobku ustrojowego i myśli politycznej I Rzeczpospolitej.

Zatem nie jest tak, jak chcieliby zagraniczni krytycy i krajowi zdrajcy, że powinniśmy się wstydzić polskości. Przyświecały nam od wieków oryginalne, uniwersalne wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna; Pro Patria; „Za naszą Wolność i Waszą”.

Europa dziś

Od kilku lat amerykański futurolog George Friedman powtarza, że Polska ma potencjał, by stać się silnym liderem w regionie. W 2012 roku powiedział w czasie Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie: – Unia Europejska skończyła się już w roku 2008, gdy nadszedł kryzys gospodarczy, a NATO nie zrobiło nic w kwestii konfliktu w Gruzji.

Unia Europejska dzisiaj to państwa narodowe, które chronią swoje interesy. Realną rzeczywistość cechuje totalna obłuda, a głoszona wolność gospodarcza pozostaje w sferze deklaracji. Profesor Friedman bez ogródek powiedział to, na co u nas wtedy nie pozwalała polityczna poprawność: że w realnych działaniach rządów Niemiec, Francji, Włoch, Holandii przejawia się skrajny protekcjonizm. Było to widoczne w sytuacji kryzysowej lat 2008–2012, gdy wycofywano kapitał i inne aktywa z terenu Europy Środkowej. Cały mechanizm funkcjonowania tzw. rajów podatkowych w Luksemburgu, na Malcie, krajach Beneluksu ma na celu drenaż rynków finansowych, w pierwszej kolejności krajów Europy Środkowej. Do tego mają służyć gospodarki państw peryferyjnych: malwersacjom finansowym i praniu brudnych pieniędzy. To oczywiste, że najwięksi beneficjenci tego układu będą do samego końca zaprzeczać prawdzie.

G. Friedman przypomniał, że Europejczycy, dokonując odkryć geograficznych w XV w., odmienili los świata i w pewien sposób go kształtowali. Jednak podbijając świat, zapomnieli o własnym kontynencie. Nie zadbali o jego jedność wewnętrzną.

Dużo później, w latach 1914–45 Europę ogarnęło szaleństwo dwóch wojen, w wyniku których straciła swoją dominującą pozycję. Upadły kolonialne europejskie imperia.

Unia Europejska powstała m.in. po to, by ta część świata odzyskała głos. Zdaniem Friedmana, po zakończeniu zimnej wojny wytworzyła się tożsamość europejska i w latach 1991–2008 Europa prosperowała świetnie. Niestety nie mówiła jednym głosem. Nastąpił kryzys roku 2008, dobrobyt się skończył. Okazało się, że trzeba zarządzać Unią w ciężkich czasach.

– W czasie dobrobytu nie zadawano sobie trudnych pytań. Padają one dopiero teraz. Część Europy nie chce jednak szukać na nie odpowiedzi, inna część jest przerażona sytuacją. W kryzysie pojawiają się egoizmy, jeden naród staje się nieczuły na los drugiego. Wiadomo przecież, że podstawą społeczności jest dzielenie wspólnego losu i empatia. Pytanie, przed którym staje społeczność Europy, brzmi następująco: jak zachować tożsamość narodową poszczególnych państw i jednocześnie tworzyć Unię? Jednak tego nie rozumieją zbiurokratyzowane elity zachodnioeuropejskie! Wszyscy członkowie Unii zgadzają się tylko w jednej sprawie – chcą dobrobytu – mówi George Friedman i trafnie stwierdza: złamana została nierozsądna obietnica leżąca u podstaw Unii Europejskiej – wieczna prosperity. – Unia powinna obiecać krew, pot i łzy; ludzie nie byliby rozczarowani – dodaje.

– Kryzys jest druzgocący zwłaszcza dla młodych ludzi, młodzi ludzie nie mają dziś marzeń. Jakie marzenia może mieć 25-letni Grek, gdy wie, że przez 10–15 lat nie będzie mógł znaleźć pracy i będzie żył w ubóstwie? – pyta Friedman. Europa jest w okresie przejściowym, nadchodzi czas sojuszy i koalicji. – Nie będzie wojen, ale będą państwa narodowe. Orban i Kaczyński nie tylko przewidują, ale podejmują konkretne działania, by to urzeczywistnić w pełni. Polscy i węgierscy prawicowi przywódcy widzą, że na świecie rośnie przekonanie, że Europa nie ma rozwiązania na kryzys. Jeśli odpowiedź w tej kwestii szybko się nie pojawi, Europa straci partnerów i wypracowaną pozycję.

Już na początku bieżącej dekady amerykański analityk zapowiadał, że Polska będzie się rozwijać. Musi jednak zmienić swoją strategię. Dotychczas poszukiwała kogoś, kto się nią zaopiekuje, a UE jako opiekun to nie najlepszy wybór. Polska powinna zostać liderem w regionie i „zaopiekować się” krajami między Bałtykiem a Morzem Czarnym. Friedman uważa, że Polska ma potencjał: – Możecie zawiązać sojusz z krajami Europy Środkowo-Wschodniej i stać się samowystarczalnym, silnym partnerem gospodarczym. Doradził też zacieśnianie współpracy z USA.

Najwidoczniej prognozy i rady G. Friedmana wzięli sobie do serca polscy i węgierscy prawicowi liderzy. Ich ucieleśnieniem jest koncepcja Trójmorza.

Friedmana wizja świata za 30 lat

Na początku października 2017 roku George Friedman powtórzył swą geopolityczną diagnozę:

– Za 30 lat Polska zostanie najpotężniejszym państwem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, mocno oddziałującym na politykę europejską – powiedział w czasie wieczornej gali zamknięcia Europejskiego Forum Nowych Idei.

Przypomniał, że jeszcze w 1910 roku Europa była globalną potęgą, nadawała ton, przewodziła pod każdym względem. Czy ktoś wówczas przypuszczał, że w 1950 r., czyli po 40 latach, legnie w gruzach po dwóch strasznych wojnach, podzielona między USA i Związek Radziecki? Czy ktoś mógł przewidzieć, że po kolejnych 40 latach, czyli w 1990 roku, upadnie Związek Radziecki, a Niemcy się zjednoczą?

Jego zdaniem za 30 lat w obszarze technologii świat będzie się bardzo szybko zmieniał. Jeśli zaś chodzi o sytuację geopolityczną – nic bardziej mylnego, jak przypuszczenie, że wszystko pozostanie tak jak teraz i obecne mocarstwa zachowają swoje pozycje – ostrzega amerykański naukowiec.

Zdaniem Friedmana globalnym mocarstwem pozostaną Stany Zjednoczone, chociaż ich pozycja ulegnie osłabieniu. Ameryka może się jednak nie obronić, jeśli będzie atakowała kolejne państwa, np. Irak, bez pomysłu, co z nimi począć. Chiny teraz są potęgą, ale mają wiele wewnętrznych problemów (dyktatorski rząd, narastające różnice społeczne); dlatego za 30 lat nie utrzymają obecnej pozycji

Friedman twierdzi, że prawdziwym mocarstwem stanie się Japonia. Jest to o tyle zastanawiające, że amerykańskie instytucje finansowe plasują na pierwszym miejscu rankingu rozwoju gospodarczego za 30 lat Indie, z wysoką pozycją Brazylii. Zdaniem Friedmana będzie rosła w siłę Turcja, która ma szansę wrócić do świetności.

Co się stanie w Europie? Friedman przewiduje, że Unia Europejska może mieć kłopoty z dalszą integracją państw. Co zaskakuje, wieszczy upadek Niemiec i Rosji. Jego zdaniem gospodarka niemiecka jest w ponad 50% uzależniona od eksportu. To ogromne zagrożenie, bo takich proporcji nie uda się utrzymać w przyszłości. Z kolei Rosja nie stworzyła nowoczesnej gospodarki. Upadek Związku Radzieckiego był tylko pierwszym etapem zsuwania się w przepaść tego kraju. A co z Polską? Zdaniem amerykańskiego naukowca, Polska zawsze bała się Niemiec i Rosji. W sytuacji, kiedy za 30 lat Niemcy nie będą już potęgą gospodarczą, a Rosja znajdzie się w rozsypce, Polska, ze świetnie wykształconym społeczeństwem, urośnie do roli regionalnej potęgi, z ambicjami odgrywania ogromnej roli na arenie międzynarodowej. Bardzo wzrośnie znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej.

W wywiadzie z 15 stycznia 2018 roku profesor George Friedman swoje prognozy. To, że Polska znalazła się pod pręgierzem Brukseli, amerykański politolog uznaje za dowód siły naszego państwa.

– Atakowaliby was, gdybyście byli słabi? Jednym ze znaków rozpoznawczych wschodzącej potęgi jest to, że schodzące potęgi wytaczają przeciwko niej najcięższe działa.

Znaleźliście się na celowniku Unii Europejskiej, która chce zachować kontrolę nad polityką wewnętrzną państw członkowskich. Wybrali was zamiast Węgier, bo jesteście ważni. Dlatego Wielka Brytania, która opuszcza Unię właśnie z powodu ingerencji Brukseli, symbolicznie zawarła z wami traktat obronny. Jesteście ważnym graczem w Europie. Polska jest obecnie liderem bloku państw, które sprzeciwiają się potocznemu rozumieniu UE, czyli temu, czym – zdaniem liberalnych europejskich elit–  powinna być europejska wspólnota – uważa były dyrektor agencji Stratfor („Sieci” 3/2018).

W Europie obecny jest lęk przed pojawieniem się nacjonalizmów. Ale one już istnieją, co widzi i profesor Friedman, i każdy bystry obserwator stosunków międzynarodowych. Zdaniem Friedmana, nacjonalizm będzie rósł w siłę i w Europie, i na świecie. Coraz częściej będziemy słyszeli: chcę się troszczyć o własny naród, a nie o Europę. Powstanie coraz więcej partii nacjonalistycznych. Nawet w Niemczech taka partia jest obecnie trzecią siłą polityczną. Na dodatek chadecja kanclerz Angeli Merkel straciła wyraźnie na poparciu w wyborach parlamentarnych.

Jego zdaniem w Europie widać obecnie dwa równoległe procesy. Pierwszy to fragmentacja, także wewnętrzna, niektórych krajów członkowskich. Drugim procesem jest wyzwanie rzucone centrystycznym europejskim partiom.

– Reakcja Brukseli na te procesy, na Brexit, na Polskę, w postaci panów Timmermansa i Junckera, jest wysoce emocjonalna i wynika z poczucia osaczenia. (…) eurokraci marzą o jednej europejskiej tożsamości. Oni zupełnie nie rozumieją Polaków. Im bardziej na nich naciskają, tym bardziej Polacy przypominają sobie swoją historię i utratę suwerenności.

Tym bardziej stają się uparci, więc to niezbyt mądra strategia – ocenia Friedman (źródło: PAP, „Sieci”).

Trójmorze

Kilka miesięcy wcześniej od prognoz Friedmana, w lipcu 2017 roku ukazały się wszystkich mediach informacje o koncepcji Trójmorza. W lipcu 2017 roku podczas sesji gospodarczej Szczytu Trójmorza pod hasłem „Infrastruktura, transport, energetyka” prezydent Andrzej Duda podkreślił konieczność wsparcia gospodarczych efektów spotkania. Zaznaczył, że między Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym rozciąga się przestrzeń wielkiego ekonomicznego potencjału. Dodał, że inicjatywa Trójmorza jest prezydenckim parasolem, który ma zapewnić polityczne wsparcie biznesowym przedsięwzięciom w regionie.

Pierwszym efektem warszawskiego Szczytu Trójmorza było podpisanie umowy między czterema polskimi i chorwackimi firmami z sektora infrastruktury. Kolejny Szczyt Trójmorza ma się odbyć w 2018 roku w Bukareszcie. Taką deklarację złożył obecny na warszawskim szczycie państw Europy Środkowej prezydent Rumunii Klaus Johannis. Prezydent Duda podkreślił, że liczy na kolejne ważne spotkanie polityków, ale również forum biznesowe i spotkanie prezydenckich doradców międzynarodowych.

Podsumowanie

Koncepcja Trójmorza nie zastąpi Unii Europejskiej. Należy zatem traktować ją jako uzupełnienie UE. Dotychczas nie było odpowiedniego klimatu na podobne projekty. Po kryzysie 2008 roku, gdy dokonał się upadek wartości, na jakich budowano Unię, gdy ujawniony został protekcjonizm państw „starej Unii”, zwrócony przeciwko towarom i rynkom nowo przyjętych do Unii państw, niegodziwe traktowanie ich konsumentów, gdy nastąpił kryzys migracyjny – powstała sytuacja nad wyraz sprzyjająca tworzeniu sojuszy regionalnych. Sojuszy państw połączonych wspólną historią i doświadczeniem czasów okupacji sowieckiej do 1989 roku, podobnym poziomem rozwoju ekonomicznego, bliskością położenia, podobną wielowarstwową kulturą.

Jak zawsze przy powstawaniu takich projektów, są i spore bariery współpracy. Może je jednak pokonać wspólnota interesów. Ważne jest to, że rok 2017 zamykaliśmy przeświadczeniem, że koncepcja Trójmorza to nie projekt abstrakcyjny. A sytuacja jest na tyle dynamiczna, że obraz tego przedsięwzięcia staje się coraz bardziej czytelny. Zmienia się bowiem sytuacja polityczna Europy. Wielka Brytania wyszła z Unii. Rumunia osiąga coroczny wzrost gospodarczy na poziomie Chin. Relacje Polski z państwami byłej Jugosławii stale się poprawiają. Wydaje się, że dużo zależy od postawy Austrii, której rząd jest obecnie prawicowy. Niektórzy analitycy przewidują, że w przypadku znaczącej przebudowy Unii Europejskiej jej centrum mogłoby się znaleźć w Wiedniu.

Wiele zależy od nas samych. Powinniśmy jasno odpowiedzieć sobie na pytanie, czy za dostęp do rynków mniejszych państw Trójmorza gotowi jesteśmy budować w nich drogi, mosty, infrastrukturę. Do naszej polityczno-ekonomicznej świadomości musi trafić, że aby osiągnąć korzyści, najpierw trzeba zainwestować!

Polska potrzebuje myślenia strategicznego na miarę Piłsudskiego, Eugeniusza Kwiatkowskiego. Jest nadzieja, że takim strategicznym wizjonerem okaże się Mateusz Morawiecki. Premier powinien rychło zabrać się do kreatywnego złożenia poniższych puzzli w jedną, ambitną strategię:

  • Konsekwentne dynamizowanie rozwoju gospodarczego,
  • Promocja polskiej gospodarki: wykorzystanie sojuszy międzynarodowych do ekspansji ekonomicznej Polski,
  • Innowacyjność, badania i rozwój celem podejmowanych decyzji Rady Ministrów,
  • Reaktywowanie Centrum Studiów Strategicznych Rządu,
  • Likwidacja niepotrzebnych, kosztogennych struktur: większości agencji i funduszy celowych,
  • Unormowanie relacji w Unii Europejskiej,
  • Wykorzystanie polskiego niestałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ,
  • Przejście od roli „wojownika” do roli liczącego się podmiotu gospodarczego.

Musimy pamiętać o metodach, jakie stosują od lat dwaj najwięksi sąsiedzi: Rosja i Niemcy. W ramach polityki rusyfikacyjnej w końcu XIX wieku administracja rosyjska wspierała świadomość mniejszościowych grup etnicznych nie tylko na ziemiach zabranych I Rzeczpospolitej, ale także na Kaukazie, w Azji Środkowej i na Syberii, w celu utrzymania rozbicia i niedopuszczenia do powstania większych grup. Metody te udoskonalone były w Związku Sowieckim.

Tworzono nowe narodowości, łączono i dzielono już istniejące i przypisywano im nowe jednostki administracyjne, stosownie do aktualnych warunków politycznych. Rozbicie na małe grupy ułatwiało także późniejszą rusyfikację. Podstawową zasadą polityki sowieckiej było popieranie partykularyzmów i zwalczanie tendencji integracyjnych.

Rezultaty tych działań widać dziś na całym obszarze byłego imperium. Są skutecznie wykorzystywane we współczesnej polityce rosyjskiej od czasu upadku Związku Sowieckiego (Kaukaz Północny, Naddniestrze, Osetia Południowa, Abchazja, Krym, Republika Litewska itd.).

Te metody zostaną najprawdopodobniej zastosowane również w celu uniemożliwienia integracji sojuszu Międzymorza. Trzeba mieć tego świadomość i przekonać o tym niebezpieczeństwie innych uczestników dopiero co zawiązanego porozumienia. Kluczowymi państwami sojuszu są Polska i Rumunia, z uwagi na ich potencjał gospodarczy, ludnościowy i zbrojny. To na tych dwóch państwach spoczywa zadanie zapewnienia bezpieczeństwa (przy wsparciu NATO i USA) pozostałym krajom.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska przyszłym liderem w regionie” można przeczytać na s. 17 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska przyszłym liderem w regionie” na s. 17 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Moje pytania referendalne: Czy jesteś za wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji?/Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 49/2018

Pytanie 4: Czy uważasz, że nowa konstytucja, napisana przez Jana Kowalskiego, najbardziej zabezpiecza wolności obywatelskie Polaków i gwarantuje siłę polskiego państwa?

Jan A. Kowalski

Moje tendencyjne pytania referendalne

  1. Czy jesteś za wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji, która powoduje paraliż organów państwowych i utrwala społeczną patologię?
  2. Czy jesteś za odrzuceniem obecnego partyjnego systemu władzy nad Polską, który pozbawia Polaków wolności decydowania o swoim życiu, a władzę taką przekazuje biurokracji?
  3. Czy jesteś za tym, aby Polacy bezpośrednio decydowali o najważniejszych sprawach w gminie i w państwie?
  4. Czy uważasz, że nowa konstytucja, napisana przez Jana Kowalskiego, najbardziej zabezpiecza wolności obywatelskie Polaków i gwarantuje siłę polskiego państwa?

I po co 15 albo nawet 10 pytań, skoro 4 wystarczą? Oczywiście sugeruję 4 x TAK 🙂

Należy jednak oddać Prezydentowi, chociaż tylko jedno pytanie z jego 15 może się obronić – to o przewadze polskiego prawa nad zewnętrznym: bez jego inicjatywy nie mielibyśmy teraz w Polsce publicznej debaty nad konstytucją.

A ja sam pewnie nie odbyłbym podróży do źródeł niegdysiejszej polskiej wolności i wielkości. I nikogo bym tym nie zainteresował. Skoro jednak tę podróż razem odbyliśmy, mam nadzieję, to spróbujmy teraz wyciągnąć z niej logiczne wnioski.

Po pierwsze, mamy obecną śmieciową konstytucję, tak napisaną przez konstruktorów Okrągłego Stołu, aby Polską nie dało się sprawnie zarządzać.

Aby nominalne władze państwowe były jedynie atrapami, za którymi komunistyczne i tajne grupy prowadzą bez przeszkód swoje interesy. A ochraniają je służby państwowe i wymiar (nie)sprawiedliwości Przy jej projektowaniu i układaniu zgodnie z nią polskiego państwa, państwo to jest jedynie potiomkinowską fasadą, istnieje jedynie teoretycznie. A ile jest warte, to podsumował zgrabnie były minister Bartek Sienkiewicz.

Po drugie, po zdobyciu przez Obóz Dobrej Zmiany władzy politycznej w państwie (prezydentura i rząd), pojawiła się w jej szeregach tęsknota za całą władzą dla siebie i na zawsze – pokusa pełni władzy.

A zatem przejęcia struktur państwa przez jedną opcję polityczną, rozpisaną na kilka, rzekomo konkurencyjnych, partii politycznych. Pokusa zajęcia całej sceny politycznej. Lekka kosmetyka aktualnego systemu i usprawnienie zarządzania państwem poprzez wyeliminowanie kryminalnej patologii. Próba ta wymaga w zasadzie jedynie roszady personalnej. Wyeliminowania starych kadr, które dobrze wiedzą, komu zawdzięczają swój awans i komu do śmierci mają służyć, na nowe – uzależnione od nowej władzy partyjnej. Po ogłoszonych przez Prezydenta wstępnych pytaniach referendalnych już widać, że nie ma zamiaru tej optyki przekroczyć.

Zatem mając świadomość tej rozgrywki na szczytach władzy, służącej panowaniu nad Polską i Polakami jednej lub drugiej partii, poszedłem po rozum do głowy. Długa to była droga, bo trwała ponad rok, a jeśliby uwzględnić chronologię, to przynajmniej lat 600. To w jej trakcie odkryłem, że zwykłemu Janowi Kowalskiemu może chodzić o coś więcej niż tylko o to, kto nim będzie rządził i pędził go raz na cztery lata do urny. A jak mu się nie podoba, to niech sp…ada, na Dzikie Pola albo do Anglii, albo gdzie chce, ma przecież wolność wyjazdu.

No dobrze, a jeśli wolność wyjazdu nie spełnia wszelkich oczekiwań Jana Kowalskiego co do wolności jako takiej? I chciałby tu, w Polsce, wzorem swoich przodków być wolnym i zamożnym obywatelem? Z próby odpowiedzi na takie pytania wynikł mój projekt nowej konstytucji.

Konstytucji zupełnie inaczej zorganizowanej Polski. Konstytucji zabezpieczającej wolności obywatelskie i zapewniającej sprawność i siłę państwa. Po to, żeby nam tych wolności żaden najeźdźca zewnętrzny lub wewnętrzny łatwo nie odebrał.

Musimy pamiętać również o tym, że Polska nie jest wyspą. Mamy sąsiadów, geopolitykę i globalizację. Dlatego musimy mieć silną, obywatelską armię, patriotycznych przywódców związanych więzami krwi i tradycji z polskim narodem i konkurencyjną gospodarkę w sprawnie zarządzanym państwie. Żebyśmy przed fiskalizmem i długami nie musieli uciekać do Anglii, jak kiedyś na Dzikie Pola. Bo jak dawniejsze, tak i obecne ucieczki są rzeczywistą miarą aktualnego stanu polskiego państwa. A udawanie, tak kiedyś, jak i obecnie, może się skończyć jedynie kompletnym upadkiem.

Pamiętajmy o tym. Również o tym, że dobrze płatny propagandowy pijar, nawet w dobie całkowitego upadku państwa (jak było na przykład za Sasów), zawsze znajdzie swoich twórców i wyznawców. Zostawmy ich w spokoju, niech zachwycają się wydumanym rozwojem. My zaś pomyślmy nad tym, co istotne, nad tym, jak dokonać prawdziwej reformy polskiego państwa. Naszej Ojczyzny, z której nigdzie nie zamierzamy wyjeżdżać.

Między Ameryką a Rosją. Co przesądza o Polsce, jej gospodarce i sile? Kto nam zagraża? Kto jest naszym sojusznikiem?

Jeśli zakłada się, że bez pomocy sojusznika nie ma szans na zwycięstwo, już się przegrało. Nie ma odwiecznych wrogów ani odwiecznych przyjaciół. Polityka to sztuka ich pozyskiwania. To mało czy wiele?

Jan Bogatko

Tego samego zdania był przecież Adolf Bocheński, autor książki „Między Niemcami a Rosją”, lektury obowiązującej dla polskich polityków wszelkich opcji. Odnoszę wrażenie, że politycy Dobrej Zmiany Bocheńskiego nie czytali. (…)

Bocheński wskazywał, pisząc swą książkę w 1937 roku, na dwa lata przed II wojną światową – na wady naszych sojuszników, podkreślając – co dla Polaków bywa trudne do zrozumienia – że polityka obronna, sojusznicza kieruje się jedynym interesem – to znaczy własnym. Sloganem „za wolność naszą i waszą” kierowała się głównie Polska, obrywając za to, ile wlezie. Interes naszych sojuszników był ostro zdefiniowany, czego wyrazem było choćby stwierdzenie francuskiego socjalisty, polityka i dziennikarza, Marcela Déata, wyrażone na łamach gazety „L’Oeuvre” 4 maja 1939 roku: „nie będziemy umierać za Gdańsk”. Socjalista został sojusznikiem Hitlera. Chociaż podobno Francuzi, zwłaszcza młodzi, chcieli „umierać za Gdańsk”. Przynajmniej teoretycznie. Ale elity – praktycznie – nie chciały. Tak, jak nie obchodziło ich zajęcia Zaolzia przez Czechów, kiedy Rosjanie stali u bram Warszawy.

Podobno Maria Teresa płakała, biorąc udział w likwidacji Polski. Francuzi starali się namówić Sobieskiego, by nie słuchał ani papieża, ani cesarza. Może wówczas zabrakłoby jednego zaborcy, a Polska miałaby swój wiek XIX, wiek pary i elektryczności? Byłaby to jedyna dobra rada ze strony Francji. (…)

Można snuć domysły, dlaczego udzieliła w 1939 roku Polsce gwarancji, wiedząc, że nie jest w stanie jej dotrzymać. Ale Polacy powinni się zastanowić nad tym, dlaczego Polska je przyjęła, wystawiając Hitlera na pośmiewisko. Najpóźniej w chwili wypowiedzenia deklaracji o niestosowaniu przemocy Warszawa wiedziała, co Polskę czeka.

Czy słaba militarnie Polska mogła liczyć na sojuszników? Oczywiście nie, zwłaszcza, że nie łączyły jej z sojusznikami wspólne cele. Wracając do Bocheńskiego, opisującego na tle historycznym sytuację w latach 30. XX wieku (po dojściu Hitlera do władzy), trudno nie wskazać na cytat: „Dziś stroną pragnącą porozumienia dwu mocarstw kosztem Polski nie są Niemcy. Stroną nie pragnącą dalszego zaognienia antagonizmu z Niemcami jest właśnie Rosja Sowiecka. Jeśli więc w interesie Polski jest trwanie antagonizmu niemiecko-rosyjskiego, w myśl doświadczeń dziejowych Potockich, Czartoryskich i Piłsudskich powinna stanąć Rzeczpospolita raczej po stronie Niemiec, jak (niż) po stronie Rosji”.

I dalej: „Ci więc, którzy twierdzą, że Hitler jest w sporze niemiecko-rosyjskim napastnikiem, powinni ze względu na interes Polski występować po jego stronie. To jest jasne jak słońce”. Logika wywodów Bocheńskiego przeraża. A podkreślił on jedynie to, że sojusz wymaga wspólnoty interesów. I to wszystko!

Pora na postawienie pytania, czy NATO (a dokładniej Niemcy, Francję, Wielką Brytanię czy USA) łączy z Polską wspólnota interesów. Wydaje mi się, że raczej nie. (…)

Wydaje mi się, że nadszedł moment rozpoczęcia sondaży w Moskwie. Czasy mamy bowiem inne niż w epoce Bocheńskiego, ale mechanizmy pozostały te same. Z Rosją Polska (poza pewną krótką i bolesną listą) nie ma punktów spornych. Rosja, inaczej niż Ukraina, nie formułuje nawet w trzecim szeregu polityków roszczeń terytorialnych wobec Polski. Nie będzie to łatwe, ale polityka to niełatwe rzemiosło i zajęcie nie dla każdego.

Cały felieton Jana Bogatki, pt. „Między Ameryką a Rosją” – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr lipcowy 49/2018, s. 3, wnet.webbook.pl.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na WNET.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki pt. „Między Ameryką a Rosją” na s. 3 „Wolna Europa” lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Pięknie i mądrze mówił nasz Prezydent, ale coraz bardziej jestem skołowany… / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Co do konstytucji mam duże wątpliwości. Bo gdy Andrzej Duda mówi kolejny raz o potrzebie nawet położenia nowego fundamentu, to coraz bardziej zastanawiam się nad znaczeniem jego słów.

Pięknie i mądrze mówił nasz prezydent Andrzej Duda na uroczystości 550-lecia polskiego parlamentaryzmu. Szkoda, że nie na temat. Może inaczej: prawdziwie mówił o naszej przeszłości. Jednak odwołanie się do chlubnej tradycji, do której przecież sam przez cały czas nawiązuję, w żaden sposób nie może dotyczyć ani obecnego Sejmu, ani obecnego ustroju państwa polskiego. Dzisiejszy Sejm (i Senat) tak ma się do Sejmu I Rzeczypospolitej, jak Republika Okrągłego Stołu do Republiki. Jak III RP do Rzeczypospolitej.

Jaki to powód do dumy w obecnych czasach być posłem lub senatorem i jaka to godność? Przecież obecni posłowie i senatorowie wcale nie reprezentują obywateli swoich ziem (jak było w I Rzeczypospolitej), ale zajmują miejsce w Sejmie z woli głównego karuzelowego z każdej partii politycznej.

Żeby nimi zostać muszą najpierw oddać pokłon, wylizać kurz przed biurkiem Prezesa (każdego) i podkulić ogon na znak wiecznego poddaństwa. Tylko w taki sposób zostaje się posłem lub senatorem w obecnej Polsce. Gdzie w tych stanowiskach duma i godność, o których wspomniał Prezydent? Odwoływanie się do Rzeczypospolitej Wolnych Obywateli to raczej nieuzasadnione nadużycie intelektualne.

Przed tygodniem udowodniłem w sposób nie podlegający dyskusji, że to właśnie obecny parlament jest sercem bestii, której na imię jest Biurokracja. (Żałujcie, jeśli nie czytaliście). Tym razem miałem zająć się dwustopniowym podziałem administracyjnym państwa na województwo i gminę. I związanym z tym nierozerwalnie sposobem wyboru posłów na Sejm. Jak na zawołanie zjawiła nam się ta chwalebna rocznica. Wszyscy ogłaszają się spadkobiercami, a mają do tego takie same prawa, jak Dymitr Samozwaniec do tronu po Dymitrze. Zauważyliście, że Prezydent ani na chwilę nie zająknął się na temat sposobu wybierania posłów te 550 lat temu? Skoro jednak ja, Kowalski dwojga imion, nie jestem prezydentem, a ucieranie się poglądów służy przecież dobru wspólnemu, co dobitnie podkreślił prezydent Duda, to jednak się zająknę.

Sejm w Piotrkowie Trybunalskim, Roku Pańskiego 1468, był pierwszym sejmem z posłami delegowanymi przez sejmiki ziemskie. W ten właśnie sposób powstała Izba Poselska, czyli to, co dziś najczęściej określamy Sejmem (bez Senatu). I taki sam sposób wyboru posłów postuluję w moim projekcie nowej konstytucji. Bo taki sposób, kiedyś i obecnie, znaczył jedno – ważność każdej z Ziem. Obywatele (szlachetni) rządzili się u siebie i swoje potrzeby, i pomysły za pośrednictwem swoich delegatów przedkładali na forum ogólnokrajowym, na Sejmie Walnym. Nie było wtedy mowy o biurokracji ani o centralizacji, o Centrali nawet nie wspominając. Każda ziemia swoje lokalne sprawy załatwiała przez siebie i u siebie. Nie był do tego potrzebny król ani jakakolwiek władza zwierzchnia. Ówcześni obywatele (=szlachcice) mieli wolność decydowania o sobie i swoim najbliższym otoczeniu, a na sprawy całego państwa chcieli mieć wpływ.

Polska była wtedy najbardziej obywatelskim państwem świata. Decydowało o nim 10% jego mieszkańców. Od innych państw, gdzie decydował 1% albo mniej, albo sam car lub król, dzieliła ją przepaść. Przepaść, którą udało się przeskoczyć dopiero Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej.

Z tego też wynikał naturalny podział administracyjny państwa na województwa i powiaty, a nie gminy. Przy dużo mniejszym zaludnieniu szlachcic – właściciel folwarku nie miałby się z kim spotykać w gminie. W powiecie już miał. Do województwa konno był szmat drogi. Do siedziby powiatu (ziemi) było znacznie bliżej. Pamiętajmy o takich prostych sprawach. Odwołując się do tradycji, starajmy się rozpoznać ducha czasu i codzienne powody. Mitologizowanie i mechaniczne powtarzanie starych technicznych rozwiązań w zmienionym kontekście do niczego nie prowadzi.

Prezydent wspomniał jeszcze o dwóch sprawach: o niechlubnej tradycji warcholstwa politycznego i o konstytucji. Z potępieniem warcholstwa, chociaż dyplomatycznie nie padło takie słowo, całkowicie się zgadzam. Żadna mniejszość odsunięta od władzy w wyniku wolnych wyborów nie może w imię obrony swoich interesów wzywać obcych mocarstw do ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy. Nie robiło tego Prawo i Sprawiedliwość przez długie lata swojej opozycyjnej egzystencji i tego samego oczekuję od obecnej opozycji. Myślę tu o Kukiz’15 i trochę o PSL-u. O patologii polityczno-korupcyjnej miałem nie pisać, dlatego nie będę tu rozpisywał się ani o PO, ani o .N.

Jednak co do konstytucji mam duże wątpliwości. Bo gdy Andrzej Duda mówi kolejny raz o potrzebie nawet położenia nowego fundamentu, to coraz bardziej zastanawiam się nad znaczeniem jego słów. Czy chodzi rzeczywiście o nowy fundament państwa (swój plan techniczny w końcu przedstawiłem), czy o dopisanie kilku nowych artykułów. O 500+, moment przejścia na emeryturę i o wyprawkę dla uczniów, i o to, żeby wygrać kolejne wybory. Taki jestem skołowany…

Jan A. Kowalski

Czy aktualny Główny Geolog Kraju dąży do ukrytego celu – zniszczenia nauki w Państwowym Instytucie Geologicznym?

Gdy pisałam pierwszy artykuł o „lepszej zmianie” w Państwowym Instytucie Geologicznym, myślałam, że będzie to jeden tekst. Ale puzzle geologiczne zaczęły składać się w coraz bardziej szokującą całość.

Danuta Franczak

Za zdobyte na drodze konkursowej kilkanaście milionów złotych z „Fundacji na rzecz nauki polskiej” zakupiono unikatowe urządzenia do datowania skał i określania izotopów stabilnych – australijską mikrosondę jonową SHRIMP.

Wykorzystanie potencjału mikrosondy SHRIMP napotkało natychmiast po przyjściu nowej władzy na nieoczekiwane trudności. I tak, nie wyrażono zgody na powołanie rady programowej, która, składając się z wybitnych naukowców wykorzystujących tego typu urządzenia, mogłaby poszerzać krąg użytkowników.

W połowie realizacji zamknięto finansowanie pierwszego pakietu analiz, w ramach którego pracownicy PIG spoza laboratorium mieli nabyć umiejętności optymalnego wykorzystania tego urządzenia. (…)

W 2017 roku przy okazji zmian organizacyjnych mikrosondę SHRIMP i inne laboratoria oddzielono od pionu badawczo-rozwojowego i umieszczono w pionie ogólnym, którym przez jakiś czas zarządzał „fachowiec” od laboratoriów, prawnik dr Tomasz Nowacki. Przy okazji zlikwidowano też pracującym na mikrosondzie stanowiska naukowe. Wspomnę, że w wiodących służbach geologicznych, takich jak brytyjska BGS, w laboratoriach są głównie stanowiska naukowe. „Fachowość” tej osoby, obecnie dyrektora PIG-PIB na obszarze zarządzania nauką, uwidacznia się w liście do pracowników Instytutu z maja br., w którym dyrektor Nowacki pisze: „PIG-PIB będzie miał stabilne finansowanie zapewnione przez MNiSZW, NCN oraz kontrakty PAG”. Czy Narodowe Centrum Nauki, które przyznaje środki wyłącznie w drodze konkursów, zdaje sobie sprawę, że ma zapewnić PIG stabilne finansowanie? (…)

Niedawno zlikwidowano prowadzoną od wielu lat w wydawanym przez PIG „Przeglądzie Geologicznym” zakładkę dotyczącą informacji z konferencjach naukowych, w których brali udział geolodzy z PIG i z innych instytucji zajmujących się naukami o Ziemi.

Nie można odwołać się do Rady Naukowej, w której 2/3 osób pochodzi z nadania ministra Jędryska. I nie są to, jak w normalnie funkcjonujących tego typu ciałach, osoby delegowane przez swoje instytucje, lecz znajomi wskazani przez GGK. Nie ma zatem mowy o ścieraniu się opinii i wypracowywaniu optymalnych rozwiązań.

Jeszcze nigdy w historii PIG odsetek odrzucanych wniosków o rozpoczęcie procedur związanych z awansami naukowymi pracowników PIG, w tym profesorskich, nie był tak wysoki.

Całościowego obrazu sytuacji dopełnia odmowa wszczęcia przewodu doktorskiego, co jak potwierdzają moi znajomi z innych uczelni, praktycznie się nigdy nie zdarza. Pan Borkowski nie reaguje, a poziom naukowy obniża się drastycznie. Cel może być tutaj tylko jeden – zniszczenie kadry naukowej Instytutu. Pojawiły się już działania ukierunkowane na zwolnienia pracowników mianowanych, czyli profesorów. Instytut bez profesorów i nowoczesnego zaplecza laboratoryjnego nie będzie przecież istniał. (…)

W końcu 2012 roku PIG przy poparciu Brytyjskiej Służby Geologicznej został przyjęty na warunkach preferencyjnych do elitarnego konsorcjum ECORD (European Consortium for Ocean Research Drilling), które zajmuje się badaniem geologii den mórz i oceanów. Już w następnym roku naukowiec z PIG został włączony w ekspedycję bałtycką tej organizacji, podczas której wykonano kilkanaście wierceń. Młodzi pracownicy PIG odbyli szkolenia dotyczące metod badawczych stosowanych dla rdzeni osadów morskich w ich magazynie w Bremie.

Dla PIG i polskiej geologii ECORD skończył się wraz z nastaniem nowego Głównego Geologa Kraju i nowych władz PIG. Po prostu zrezygnowano z płacenia składek, nie starając się nawet o dotacje na ten cel z MNiSZW. Mamy zatem kupić statek, a nawet statki do badań geologii mórz w ramach PROGEO, nie mając kontaktu z tymi badaniami.

A może każdy kontakt, każda inicjatywa i każda diagnoza geologiczna jest właściwa tylko wtedy, gdy pochodzi z jedynego możliwego dzisiaj źródła? Musi być tylko w jednych rękach, tak jak projektowana PAG w rękach nieomylnego i nieusuwalnego prezesa.

Mierzymy w odległe cele w przyszłości, a chyba zapomina się o teraźniejszości. Pozytywne rezultaty tych działań (eksploatacja złóż oceanicznych) podobno będą widoczne za około 50 lat. Tylko, czy już teraz nie jest aż zanadto widoczne, że planista jest niewiarygodny? Wokół niego – tylko propaganda i destrukcja naukowego zaplecza polskiej geologii.

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Ukryty cel – zniszczyć naukę w Państwowym Instytucie Geologicznym?” znajduje się na s. 8 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Franczak pt. „Ukryty cel – zniszczyć naukę w Państwowym Instytucie Geologicznym?” na s. 8 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl