Moje wspomnienie Prezydenta Rzeczypospolitej profesora Lecha Kaczyńskiego

Prezydent Lech Kaczyński, red. nacz. Tomasz Wybranowski i dziennikarze w rezydencji Ambasady RP. 2008 r.

Prezydent Lech Kaczyński, red. nacz. Tomasz Wybranowski i dziennikarze w rezydencji Ambasady RP. 2008 r.

W mojej dziennikarskiej drodze zawodowej miałem okazję wiele razy spotkać się z profesorem Lechem Kaczyńskim. Przedostatni raz dane mi było rozmawiać z Prezydentem RP w lutym 2008 roku.

Tutaj, w Dublinie podczas oficjalnej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Irlandii. Pamiętam, że podarowałem Panu Prezydentowi kilka egzemplarzy miesięcznika Wyspa, któremu wtedy szefowałem (świadczy o tym zdjęcie tytułowego niniejszego tekstu., gdzie stremowany nieco stoję obok prezydenta Lecha Kaczyńskiego). Wśród nich było także wydanie z tekstem „Bronimy prezydenta”. Byłem zaskoczony, kiedy Pan Prezydent powiedział, że zna ten tekst z jakiejś publikacji internetowej.

– Na pana miejscu redaktorze Tomku nie chwaliłbym się zbytnio tym artykułem w Polsce – zażartował Lech Kaczyński. – Bronienie prezydenta nie jest zbyt popularne – uśmiechnął się zawadiacko Lech Kaczyński.

– Możemy się wadzić i nie zgadzać panie prezydencie – powiedziałem. – Będąc Polakiem trzeba jednak w każdym miejscu kuli ziemskiej dbać o polską rację stanu…

Prezydent uśmiechnął się na te słowa. Uścisnęliśmy sobie dłonie i przez chwile rozmawialiśmy. O sprawach najnowszej emigracji Polaków na Wyspy Brytyjskie prezydent Lech Kaczyński powiedział, że 

nigdy nie użył podczas konferencji w Londynie określenia „nieudacznicy” na rzesze polskich emigrantów.

Wtedy rozmawialiśmy o Aleksandrze Kwaśniewskim, prawie pracy i przez chwilę o Unii, która – jak się wyraził Lech Kaczyński – czasami może pożreć nawet własne dzieci.

Mile wspominam tamtą krótką chwilę, zwłaszcza, że Lech Kaczyński pokazał się nam wszystkim jako człowiek o dużym poczuciu humoru, otwarty i szarmancki dla pań [wszystkie z atencją całował po rękach].

W wielu punktach polityki prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie zgadzałem się. Pod wieloma jednak i dziś podpisuję się obiema rękami. Nachodzi mnie smutek, wiedząc iż po czasie żałoby przyjdzie zmierzyć się z politycznym dniem codziennym w ówczesnej Polsce. Bez silnej opozycji PiS i osoby prezydenta Lecha Kaczyńskiego bałem się, że liderów Platformy Obywatelskiej porwie do końca duch neoliberalizmu i zrzekania się odpowiedzialności rządu za kolejne punkty programu społecznego. Wierzyłem jednak, że Polaków dni żałoby natchną do tego by myśleć o Polsce bardziej odpowiedzialnie. O jakże się pomyliłem!

Dzisiaj w 14. rocznicę Smoleńskiej Tragedii przypominam mój tekst sprzed prawie 18 lat. Przyznam się, że mimo patyny czasu w wielu sformułowaniach jest nadal aktualny. Może razić moja naiwność i brak wiedzy o pewnych zdarzeniach, ale inaczej patrzy na świat 30-latek a inaczej 50 – latek.

Mimo, że wyznawałem inną „religię polityczną” wciąż jednak w granicach konserwatyzmu , to wciąż w wielu punktach blisko mi było do idei Lecha Kaczyńskiego.

Tomasz Wybranowski


 

Podwójne kłopoty, czyli … riposta

Jak polityczna czystka przerabia Polskę…” – polski prezydent i premier bohaterami artykułu w FINANCIAL TIMES – polemika WYSPY z tezami dziennikarzy FT

Bracia Kaczyńscy kreują podziały w Unii Europejskiej, pomiędzy największymi państwami wschodnioeuropejskimi.” – piszą Jan Cienski oraz Stefan Wagstyl. Przyznam szczerze, że te kilka linijek tekstu po angielsku, w „globalistycznej biblii Europy” wzburzyły mną. Panowie Kaczyńscy nie są idealni. Nie głosowałem na pana Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, ani na PiS w parlamentarnych. Mierzi mnie ich romans polityczny z LPR zwłaszcza z Giertychem, Samoobroną, zwłaszcza, że znakomicie pamiętam druzgoczące opinie obecnych włodarzy naszego kraju [rok 2006 – przypomina autor] na temat A. Leppera. Ale, ale… Muszę przyznać, że w wielu wypadkach negatywne oceny tak działań prezydenta RP, jak i rządu są często niesprawiedliwe, nie poparte argumentami, populistyczne i obraźliwe.

Opowieść o tych, co ukradli księżyc a teraz dzielą Europę…

Autorzy rozpoczynają artykuł od stwierdzenia, że polski premier Jarosław Kaczyński, rzadko opuszczał kraj podczas swojego 57 letniego życia. Jego krótka wizyta w Brukseli, 30 sierpnia, była tak naprawdę pierwszą zagraniczną podróżą, od czasu objęcia urzędu.

Podobno – to kolejny cytat z Financial Times – jego [Kaczyńskiego] kurtuazyjne zachowanie w stosunku do prezesa Komisji Europejskiej, Jose Manuela Barroso, zrobiło wystarczająco dobre wrażenie. Jednakże pan Kaczyński unikał przemówień i nie zrobił nic w sprawie rosnących zmartwień w ojczyźnie.”

Faktem jest, że prezydent, jak i nowy premier mają sporo wpadek, gdy mowa o polityce zagranicznej. Powiedzieć należy wprost – polityka zagraniczna w wydaniu rządu Jarosława Kaczyńskiego po prostu nie istnieje. Nie doszło do skutku spotkanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z prezydentem Francji i kanclerz Niemiec w Weimarze. Strona Polska odwołała je w ostatniej chwili. Jako powód podano chorobę prezydenta Polski.

Prawdą jest i to, że polski rząd nie podjął dyskusji z rządem niemieckim w sprawie „gazociągu bałtyckiego” pomiędzy Rosją a Niemcami i resztą Unii. Kanclerz Merkel liczy w dalszym ciągu na wejście polskiej strony do rozmów, ale na razie są to tylko jej pobożne życzenia.

Tu jednak stanowczo musimy bronić strony polskiej. Bezpieczeństwo energetyczne dla Europy Zachodniej staje się parytetem. Polskę niepokoi zachowanie Niemiec. Doskonale wiemy, że decyzje w sprawie budowy Gazociągu Północnego zapadają ponad głowami Polaków i, co gorsze, wbrew naszym interesom! Gdzie jest ta przysłowiowa „europejska, rodzinna solidarność”? Niemcy za kanclerstwa Schrödera podpisały umowę z Rosją. Do Niemiec dołączyła wkrótce Wielka Brytania i Holandia. Angela Merkel, nowa kanclerz Niemiec, kontynuuje politykę swojego poprzednika, którą najkrócej można określić w słowach: „Najpierw nasze interesy, potem reszta Europy!”.

Moim zdaniem sprawa Gazociągu Północnego sprawi, że Ukraina przestanie się liczyć na europejskiej mapie i ponownie stanie się zależna od Kremla i prezydenta Putina. To samo dotyczy Polski. Żąda się od naszych polityków i rządu elastyczności i dialogu, a z drugiej strony nie zwraca się na Polskę uwagi. Trudno się dziwić prezydentowi i premierowi rządu 40 milionowego prawie państwa, że na lekceważenie odpowiadają tym samym.

 

Prezydent Rzeczypospolite Polskiej prof. Lech Kaczyński (Dublin, rezydencja Prezydenta Irlandii, luty 2008 roku). Fot. Tomasz Szustek

Redaktorzy Financial Times, w dalszej części artykułu stwierdzają niezbyt odkrywczo, że Polska wkroczyła na teren nowego obszaru politycznego. Stało się to jesienią 2005. Zwycięstwo w wyborach parlamentarnych Jarosława Kaczyńskiego i partii Prawo i Sprawiedliwość, oraz wybór na prezydenta Polski jego brata – Lecha, dały początek nowym przeobrażeniom jakościowym w polskiej polityce.

Od 1989 roku, kolejne, polskie rządy, zarówno z lewej jak i z prawej strony sceny politycznej wylansowały wolny rynek polityczny. Powstawały liczne instytucje demokratyczne, skupiające się na poprawie relacji z sąsiadami, szczególnie z Niemcami. Polscy politycy zadbali o to, by kraj znalazł się w gronie rodziny NATO i Unii Europejskiej. „Ale – dodają Cienski i Wagstyl – bracia Kaczyńscy nigdy nie zaakceptowali fundamentalnego porozumienia, który buduje wolne polskie państwo na kompromisie pomiędzy ekskomunistami i antykomunistami, bez kompletnej czystki, ale i bez powracania do starego porządku. Wychowani w duchu antynazistowskim przez swoich rodziców, którzy doświadczyli II wojny światowej, nigdy nie zaakceptowali zasad systemu komunistycznego. Stawiając na kościół rzymskokatolicki, oraz tradycje narodowe, są zdeterminowani, aby pozbyć się z kraju śladów komunizmu.

Znowu więc powracamy do kwestii niemieckiej. Nie zgadzam się w wieloma założeniami polityki braci Kaczyńskich, ale bardzo często popieram ich kurs wobec tego, co dzieje się za naszą zachodnią granicą. Dlaczego w świetle jupiterów i gwaru konferencji prasowych niemieccy politycy nie potępią bzdurnych roszczeń Eriki Steinbach. Wypędzeni Niemcy domagają się odszkodowań od państwa polskiego za to, co stało się po roku 1945. Żałosne, śmieszne, że aż straszne!

Wypędzeni szantażują rząd polski umowami międzynarodowymi, domagają się zwrotu majątków i dóbr. Ale czy można zmienić bieg historii? Skoro tak, to czy my, potomkowie Polski okresu międzywojnia, mamy domagać się rozwiązania państw takich jak Ukraina, Białoruś i Litwa, i włączenia do Polski ich obecnych ziem? A może każda rodzina, która straciła dziadków, bo zginęli od kul niemieckich nazistów, zostali zagazowani w obozach koncentracyjnych, lub straceni na szubienicach, ma domagać się teraz od współczesnych Niemiec wielomilionowych odszkodowań za straty moralne, za śmierć najbliższych?! A może powinniśmy? Pozostawiam to bez dalszego komentarza.

Z całą pewnością strona polska powinna aktywnie kreować wizerunek naszej historii ostatnich stu lat na zewnątrz, również w Niemczech. Dialog merytoryczny, poparty argumentami jest większym darem, niż głośne przekrzykiwanie się.

Wojna to zła rzecz, ale rządzą nią określone prawa. Prawa, dodam, nie zawsze sprawiedliwe i dobre. Zwycięscy biorą wszystko. To nie my – Polacy zadecydowaliśmy o kształcie swojego kraju po roku 1945, tylko Stalin, Churchill i Roosevelt (potem po jego śmierci także Truman). Przypomnę, że to nie Polacy oddali się dobrowolnie w objęcia Rosji Sowieckiej, tylko bez walki, nawet na słowa i argumenty (sic!) podarowali jej nas alianci – Anglicy i Amerykanie. Churchillowi udało się jedynie uchronić Grecję od radzieckiej ekspansji.

Martwi mnie natomiast brak inicjatywy ze strony polskich historyków i Ministerstwa Spraw Zagranicznych! Każdy bzdurny artykuł, reportaż, czy wypowiedź powinna być skomentowana przy pomocy oświadczeń, not i konferencji prasowych.

Dlaczego w Europie Zachodniej tak mało prezentowanych jest polskich wystaw z historią, jako główną bohaterką? Dlaczego niedouczonym zachodnim dziennikarzom (brylują w tym redaktorzy angielscy) nie wpoić (ba, wbić wielkim młotem parowym) do głowy, że Auschwitz nie był polskim obozem śmierci! Założyli go niemieccy naziści na polskiej ziemi po roku 1939! Czy to takie trudne do zrozumienia?

Z takim podejściem mediów Zachodu do spraw przeszłości i historii nie zdziwię się, gdy za kilka lat dowiem się, że w bitwie o Anglię w 1940 roku nie walczyli Polacy. Na przykład… Ale, aby tak nie było, oto powinna zadbać kancelaria prezydenta RP i agendy rządowe.

 

Śmierć „grubej kreski” Tadeusza Mazowieckiego po 17 latach…

To było niemożliwe, aby użyć zdekomponowanych elementów nieczystego systemu komunistycznego, do budowy dobrze funkcjonującego, demokratycznego państwa. Polska potrzebuje dalekosiężnych reform.”-powiedział premier w wywiadzie dla Financial Times. „Kaczyńscy nawołują do stworzenia IV Rzeczypospolitej, która byłaby krajem wolnym od kryminalnych biznesmenów, korupcji wśród polityków, byłych komunistycznych agentów i wszelkiego rodzaju nieczystych wpływów zagranicznych. Ich plany były nie do końca zrozumiałe w zgiełku politycznym, który utrzymywał się po wyborach. Teraz zaczyna kąsać „nowe”. Rozpoczęła się masowa wymiana przedstawicieli starego rządu, oraz sektora publicznego na lojalistów Prawa i Sprawiedliwości. Srogie prawo wkrótce dosięgnie ludzi podejrzanych o współpracę z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa.”

W Polsce i w każdym innym kraju to normalna praktyka. Nowy rząd, to nowi ludzie. Jedna tylko uwaga. Rząd Jarosława Kaczyńskiego, w aurze przemian politycznych i gabinetowych zmian, nie może zapominać o jednej rzeczy – fachowości „nowych” i ich profesjonalizmie. Niestety nowy rząd dalej krzewi starą zasadę „niedouczony i bierny, ale nasz i wierny!” […] 

Co z tą korupcją Europo? Walczyć z nią, czy nie?…

 

Kampania Kaczyńskich nie ma przytłaczającego poparcia społecznego. Wygrali wybory bardzo niewielką przewagą głosów. Co może oznaczać ta bliźniacza siła dla Polski? – zastanawiają się autorzy „Double Trouble”, i kontynuują: „Zaczęto wdrażać w życie projekt powołania prawnej agencji egzekucyjnej zwanej Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, organizacji, która ma spełniać rolę policji politycznej. Także parlament stworzył prawo, które walczy i dyskwalifikuje ludzi, którym zostaną udowodnione jakiekolwiek powiązania z erą komunizmu. Pracownicy, szerokiego rangą, sektora publicznego będą zmuszeni do ujawnienia certyfikatów od Instytutu Pamięci Narodowej, który przechowuje dane z tamtego okresu.”

Autorzy artykułu zapominają – niestety (chyba, że jest to celowe), iż podobne urzędy funkcjonują i cieszą się społecznym zaufaniem w innych krajach Europy Zachodniej – na przykład w Holandii. Należy się cieszyć, że pojawiła się szansa skutecznego wyeliminowania patologii i kryminalnych, nieczystych układów na styku biznesu i polityki. Czas najwyższy! – chce się rzec, wiedząc o tym, że Polska jest wysoko, w niechlubnym rankingu państw podatnych na korupcyjne przyzwolenie społeczne, które niestety w wielu dziedzinach życia społecznego w Polsce stało się normą. Oby tylko pracownicy CBA nie zajmowali się tylko szukaniem „kwitów” na opozycję i jej liderów. Duch idei wydaje się ochoczy, wypada więc trzymać kciuki za to, aby ciało nie było mdłe!

Co do kwestii TW, czyli „tajnych współpracowników” Służby Bezpieczeństwa, to przypomina mi się powieść Mario Puzo „Ojciec Chrzestny”. Osoba, która zdradziła wrogów rodziny Corleone zostaje zabita. Powód? – „jeśli zdradził raz, zdradzi i po raz drugi.” – powiedział Don Corleone.

Nie zapominajmy, że donosiciele i agenci są odpowiedzialni za krzywdy, poniżenia i dramaty osobiste wielu wartościowych osób. Za sprzedawanie przyjaciół, członków rodzin, przełożonych oficerowie SB słono płacili wywiadowcom.

W ich gronie byli także księża katoliccy. Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy, aby te osoby – mówię o rzeczywistych agentach – były wreszcie napiętnowane, czy nie?

„Nie ma winy bez kary” pisał w jednej z ballad Adam Mickiewicz. Uważam, że donosiciele, kapusie i agenci (powtarzam z uporem maniaka) ci rzeczywiści sprzedajni i usłużni SB, muszą zostać napiętnowani! […] 

Pan Kaczyński mówi – to kolejny cytat z Financial Times: ”Bez rozwiązania problemów przeszłości, nie ma możliwości rozwiązania problemów w przyszłości. Polska mogłaby być o wiele lat do przodu z większym postępem gospodarczym i z mniejszymi napięciami społecznymi, jeśli te problemy byłyby rozwiązane dużo wcześniej. Weteran polityczny [mowa o Jacku Kuroniu], który pomagał budować antykomunistyczny ruch solidarnościowy, jest oskarżony o to, iż był informatorem komunistów./…/ Jarosław Kaczyński zakłada, że w roku 2007 deficyt budżetowy będzie nie większy niż 30 miliardów złotych.

Jest zauważalny wzrost na polskim rynku, ale trudno znaleźć tu połączenie tego z jakimikolwiek akcjami zainicjowanymi przez rząd. Nie robi on niczego pożytecznego, ale tez i niczego złego.” mówi Katarzyna Zajdel-Kurowska, naczelny ekonomista Citibanku Handlowego.

Jeśli Kaczyńscy, zainteresują się chociaż trochę sprawami gospodarki, docenią znaczenie i wagę spraw zagranicznych. W tej chwili zdają się być wpatrzeni tylko w historię i krajowych polityków. Relacje z resztą świata stawiane są na drugim planie, i obserwowane z daleka, przez bardzo wąską szparkę.

Bracia Kaczyńscy, bardzo źle znoszą krytykę. Zarówno opinie zagraniczne jak i krajowe są odbierane przez premiera i prezydenta jako atak na ich plan reformy państwa. Wszczęto nawet dochodzenie w sprawie satyrycznego niemieckiego artykułu, w którym to niemiecki satyryk przyrównał Lecha Kaczyńskiego do ziemniaka. Bliźniacy odwołują się silnie do tradycyjnych wartości: Ich silnego katolicyzmu, negatywnego spojrzenia na homoseksualizm, oraz odrzucaniu kary śmierci – taki główny wizerunek polskiego rządu rysuje się w oczach zachodnioeuropejskich partnerów. Kaczyńscy powiedzieli, że nie mają zamiaru się tłumaczyć.” – smutno kończą autorzy artykuł.

Zastanawiam się, dlaczego panowie Kaczyńscy mają się wstydzić wiary katolickiej i przywiązania do Kościoła? Wiara to coś naturalnego dla Polaka, wiara dała siłę podczas nocy zaborów i była krzewicielem myśli niepodległościowej. To zarzut typu: Irlandczycy lubią piwo Guinness, więc na pewno są narodem pijaków (co jest nieprawdą i uogólnieniem stającym się jaskrawym nadużyciem).

Zapominamy o jednym – wiara w Boga nie jest tożsama z wiarą w księży i biskupów. Kościół w Polsce od roku 1989 popełnił szereg błędów, odszedł w wielu wypadkach od prawd wiary na rzecz politykowania i przemilczania obyczajowych wypaczeń i przestępstw. Ale z drugiej strony, skoro teraz w wolnej Polsce jest wolność wyznania, sumienia i słowa, to dlaczego kneblować i sekować funkcjonowanie Radia Maryja dla przykładu.

Osobiście nie zgadzam się zawsze z kreowaniem rzeczywistości i komentarzami ojca Rydzyka, ale nie odmawiam jemu i jego rozgłośni prawa do głosu w demokratycznym społeczeństwie. Chcecie spierać się z ideą Radia Maryja i ojcem Rydzykiem, to czyńcie to na argumenty. Skoro potrafią to robić muzycy Big Cyc na albumie „Moherowe berety” (nie tylko z piosenką „Atakują klony”, ale i „Tajni agenci”), to dlaczego inni nie podejmują takich działań?

Moja polemika z niektórymi tezami artykułu „Double Trouble” Financial Times ma na celu jeszcze jedno. Bądźmy krytyczni nie tylko dla naszego prezydenta i rządu, bo staje się to ostatnio modne, ale również wobec autorów tych uwag i często krzywdzących wypowiedzi. Nie wstydźmy się mieć własnego zdania. I nie bójmy się prezentować tego co dobre w Polsce i w Polakach.

Tomasz Wybranowski (2006 rok – artykuł dla miesięcznika Wyspa (02/2006)

Komentarze