Dokąd zmierza państwowa służba geologiczna w Polsce? Kolejny głos w dyskusji toczonej na łamach „Kuriera WNET”

Twierdzenie, jakoby w zachodnich służbach geologicznych dominował model agencji wykonawczej przewidziany dla PAG, to wprowadzanie w błąd zarówno gremiów decyzyjnych, jak i opinii publicznej.

Tadeusz Peryt

W dyskusji toczącej się obecnie w przestrzeni publicznej w związku z planem utworzenia Polskiej Agencji Geologicznej przywołuje się pogląd, jakoby głównym modelem nowoczesnej służby geologicznej na świecie był ten zbliżony to agencji wykonawczej, choć pogląd ten ma niewiele wspólnego z realiami oraz samą naturą służby geologicznej.

Państwowa służba geologiczna w Polsce została powołana dekretem prezydenta Rzeczypospolitej w 1938 r. Dekret ten był pokłosiem prac powołanego rok wcześniej — przez ministra przemysłu i handlu — Komitetu Reorganizacyjnego Państwowego Instytutu Geologicznego, następnie przekształconego w Tymczasową Radę Geologiczną. Dekret stanowił, iż państwowa służba geologiczna polega na prowadzeniu planowych i systematycznych badań geologicznych na ziemiach Rzeczypospolitej w celu poznania złóż surowców mineralnych kraju i umożliwienia praktycznego ich spożytkowania dla gospodarki narodowej.

Do organizowania instytutu przystąpiono pod koniec 1918 r. Rozporządzeniem prezydenta Rzeczypospolitej z 1927 r. Państwowy Instytut Geologiczny został zakładem naukowo-badawczym, mającym na celu wykonywanie badań geologicznych na obszarze RP, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb gospodarczych państwa, a szczegółowy zakres działania instytutu określił statut z 1927 r., który różnił się od wcześniejszego tym, że jako pierwsze zadanie pojawiło się wykonywanie prac geologicznych na żądanie władz państwowych.

Pozycja Państwowego Instytutu Geologicznego jako instytucji wypełniającej wszystkie podstawowe zadania typowe dla państwowych służb geologicznych w Europie była i jest w pełni uznawana.

(…) Na posiedzeniu FOREGS w 1993 r. przyjęto dokument definiujący służbę geologiczną – tzw. deklarację hanowerską; jednym z sygnatariuszy był ówczesny dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego K. Jaworowski. Deklaracja ta stwierdza wyraźnie, jaka jest misja służby geologicznej – nie zajmuje się ona zarządzaniem, natomiast jako organizacja rządowa ma służyć władzom państwowym i społeczeństwom doradztwem oraz informacją w zakresie zasobów naturalnych i środowiska.

Tymczasem projektowana Państwowa Agencja Geologiczna zarządzać geologią i hydrogeologią, czy też – kompleksowo – surowcami mineralnymi. Ten właśnie atrybut Państwowej Agencji Geologicznej budzi szczególny niepokój, gdyż styk informacyjnych zadań państwowej służby geologicznej z działalnością kapitałowo-biznesową jest niebezpieczny. Co więcej, jako taki nie istnieje on w naszej przestrzeni cywilizacyjnej, toteż na fakt olbrzymich zagrożeń płynących z łączenia zadań służby państwowej i wchodzenia w spółki kapitałowe zwraca uwagę NSZZ Solidarność. Warto też zaznaczyć, że zastrzeżenia do tworzenia przez Państwową Agencję Geologiczną spółek kapitałowych oraz nabywania i obejmowania w nich udziałów wyraża także Ministerstwo Finansów. (…)

Wyrażane są powszechne, niestety uzasadnione obawy, że powstanie Polskiej Agencji Geologicznej będzie oznaczać likwidację Państwowego Instytutu Geologicznego–Państwowego Instytutu Badawczego. Wnioskodawca twierdzi, że projekt ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej nie zmierza do likwidacji PIG-PIB. Istotnie – literalnie nie, ale…

W dniu 23.11.2017 r. ówczesny dyrektor PIG-PIB, S. Mazurek, w uwagach dotyczących projektu ustawy o Polskiej Agencji Geologicznej adresowanych do M.O. Jędryska, Sekretarza Stanu w Ministerstwie Środowiska, Głównego Geologa Kraju, napisał: Jeżeli więc intencją projektu ustawy o PAG jest oddzielenie zadań naukowo-badawczych Instytutu od stricte technicznych zadań służby, i wydzielenie tych ostatnich do nowo tworzonej Polskiej Agencji Geologicznej, to przeniesiony winien zostać pion Służby Geologicznej razem z działami obsługi. W istocie rzeczy jednak zakres zadań Państwowej Agencji Geologicznej, opisany w projektach ustawy, wskazuje, że Agencja ma de facto wykonywać wszelkie zadania Instytutu, w tym także zadania związane z prowadzeniem prac naukowych, rozwojowych i metodycznych, i reprezentowaniem polskiej nauki. Tym samym Agencja stanowiłaby duplikat Państwowego Instytutu Geologicznego — Państwowego Instytutu Badawczego w jego obecnym kształcie, a więc instytucji łączącej ze sobą działalność badawczo-rozwojową i działalność techniczną [nb. na to samo zwróciła uwagę Rada Legislacyjna w swojej opinii]. Czym miałby się więc zajmować Instytut pozostały po przekształceniach?

Otóż – niczym.

Cały artykuł prof. Tadeusza Peryta pt. „Państwowa służba geologiczna – quo vadis?” znajduje się na s. 13 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Peryta pt. „Państwowa służba geologiczna – quo vadis?” na stronie 13 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Wielka afera w związku z KWK „Krupiński”. Utajnione umowy na niekorzyść JSW / OKOPZN, „Śląski Kurier WNET” 50/2018

Co ujawnił minister Tchórzewski, a co z premedytacją przemilczał? Skala ujawnionych przekrętów, poziom zastraszania ludzi wymaga użycia wszystkich służb zabezpieczających interesy naszego państwa.

Ogólnopolski Komitet Ochrony Polskich Zasobów Naturalnych

Złodziejska nagroda Nobla

Wielka afera w KWK „Krupiński” – minister Krzysztof Tchórzewski otworzył puszkę Pandory! Czy tym razem uda się powstrzymać okradanie polskiego społeczeństwa z zasobów naturalnych?

Na posiedzeniu Komisji Energii i Skarbu Państwa w dniu 03.07.2018 roku. Minister Energii Krzysztof Tchórzewski podał informacje w sprawie oferty zakupu KWK „Krupiński” z siedzibą w Suszcu przez podmioty, które złożyły ofertę zakupu tej kopalni, oraz poniesionych do tej pory kosztów likwidacji KWK „Krupiński”.

Z informacji tej wynika, że grupa audytowa powołana przez Radę Nadzorczą JSW ustaliła, że członek zarządu i prokurent spółki JSW podpisali utajnioną przed innymi członkami zarządu, radą nadzorczą i organami właścicielskimi umowę. W sumie w latach 2013–2016 ukryto przed akcjonariuszami i radą nadzorczą Spółki trzy umowy o istotnym znaczeniu gospodarczym dla JSW, zawarte początkowo ze spółką z Grupy Kulczyk, a później ze spółką Silesian Coal, należącą do niemieckiej firmy HMS Berbau AG. Firmą Silesian Coal kierował wówczas były konstytucyjny minister odpowiedzialny za górnictwo za czasów rządów SLD-PSL – dr Jerzy Markowski.

Chodziło o spowodowanie, aby JSW sfinansowała rozpoczęcie konkurencyjnej dla niej działalności przez podmiot zewnętrzny – firmę Silesian Coal, aby ten w sposób finezyjny ograbił „Krupińskiego”, a następnie zmusił JSW do podpisania dokumentów przejęcia praw własności do mienia trwałego, by w końcu w białych rękawiczkach zniszczyć tę perspektywiczną kopalnię. Przekrętu tego dokonali najgorsi z punktu widzenia interesów państwa przestępcy, tzw. białe kołnierzyki. To oni, wykorzystując swoją pozycję zawodową i społeczną, deprawowali zarządy JSW, dyrekcję kopalni, związki zawodowe (tzw. stronę społeczną, a właściwie biznesowo-społeczną, jako że prowadzi w kopalniach działalność gospodarczą) i w końcu zwykłych pracowników, poprzez tworzenie programów bezpiecznego przejścia do pracy na innych, jeszcze czynnych kopalniach.

W II RP za tego typu działalność groziła urzędnikom kara śmierci!

W kopalni „Krupiński”, należącej do JSW, inwestowano na rzecz prywatnych inwestorów ze szkodą dla akcjonariuszy, w tym dla Skarbu Państwa, który jest właścicielem 54% akcji spółki. Jak to możliwe, że JSW, która, żeby przetrwać, wyprzedawała swój majątek (m.in. dochodowe koksownie i zakład energetyczno-ciepłowniczy), wyłożyła w tym czasie 87,727 mln zł na inwestycję dla prywatnego przedsięwzięcia na konkurencyjną dla niej działalność? Jakie naciski stosowano wobec decydentów JSW i dyrekcji KWK „Krupiński”? Człowiek o zdrowych zmysłach ma świadomość konsekwencji prawnych – chyba, że jest pewny ochrony ze strony tzw. baronów węglowych, a przy okazji dostał zielone światło na mały interesik na boku.

W „Krupińskim” dla potrzeb Silesian Coal wykonano m.in. na poziomie 820 m – łącznie około 1200 metrów wyrobisk, a na poziomie 1020 m – łącznie około 1600 metrów wyrobisk na dzień 31.03.2017 roku. Do wykonania pozostało około 300 metrów na poz.1020 m oraz około 1600 metrów na poz. 820 m, aby osiągnąć dostęp do granicy ze złożem Orzesze. Dodatkowo na powierzchni zmodernizowano zakład przeróbczy i stację wentylatorów za około 16 mln zł. Z informacji przedstawionych w czasie prac Komisji Sejmowej wynika, że większość wykonanych prac nie była ujęta w planach PTE (tzw. planach techniczno-ekonomicznych).

Gdyby te roboty górnicze (2800 metrów) wykonano na korzyść kopalni „Krupiński” w kierunku najbogatszego pokładu węgla koksującego 405/1, znajdującego się w odległości 1650 metrów od szybu (po drodze uzyskano by jeszcze dostęp do mniejszego pokładu zalegającego w odległości 650 m od szybów), to zamknięcie jej przez przekręciarzy –przepraszam: przez powszechnie szanowanych biznesmenów – nie byłoby możliwe! Pokłady węgla koksowego wartości 40 miliardów złotych zostałyby udostępnione dla JSW, co znacząco wpłynęłoby na wartość tej giełdowej spółki. Zyski z eksploatacji przekroczyłyby, wg ostrożnych szacunków, kwotę kilkunastu miliardów złotych!

W Umowie ramowej o współpracy zapisano ponadto, że inwestycje Silesian Coal (realizowane przez pracowników kopalni za pieniądze JSW) powinny być zabezpieczone co najmniej poprzez ustanowienie hipotek i zastawów rejestrowych na majątku JSW, w miarę możliwości z prawem przejęcia na własność oraz prawem pierwokupu i opcją pierwszeństwa wykupu infrastruktury KWK „Krupiński” na wypadek sprzedaży lub zamknięcia KWK. JSW miała dołożyć należytej staranności, aby zapewnić Silesian Coal prawidłowe przejęcie kontroli oraz kontynuację procesów na tych aktywach. Umowa w żaden sposób nie zabezpieczała interesów JSW.

Po prostu szczęka opada! Tak finezyjny plan przejęcia zasługuje na „złodziejską Nagrodę Nobla” – gdyby taka istniała.

Minister Krzysztof Tchórzewski mówił m.in. w czasie obrad Komisji następujące słowa:

Działaniami, które zostały pokazane w tych dokumentach, byłem zszokowany, mnie się wierzyć nie chciało, że przedstawiciele spółki, członkowie zarządu i prokurenci są gotowi bez uchwały zarządu podejmować tego typu działania, jakby mając pewność, że nikt tego nie będzie później wyciągał, ponosić nakłady na cele nieuzasadnione z punktu widzenia interesów spółki, podpisywać umowy, które mają być tajne. Członek zarządu z prokurentem podpisują umowę, która ma być tajna przed pozostałymi członkami zarządu, przed radą nadzorczą, przed organami właścicielskimi, i realizuje działania, na które poświęca 80 milionów złotych – to są sprawy całkowicie kuriozalne! (…) pracownicy spółki „Krupiński”, zamiast pracować na swoją korzyść, swojej spółki, drążyli szyby pod potrzeby połączenia „Krupińskiego” ze złożem Orzesze.

Ilu ludzi to widziało, ilu ludzi przy tym było, także mówiąc o stronie społecznej, o związkowcach spółki „Krupiński” – czy oni nie widzieli, że się drąży niepotrzebne dwa szyby (prawidłowa nazwa – przekopy, pochylnie – przyp. red.) (…) przecież to się w tajemnicy nie działo. Dlaczego na takie rzeczy średni nadzór techniczny, znaczna część załogi przymykała oko? Jest straszne wyobrażenie, w jakim stopniu ci ludzie mogli być zastraszeni (…) Jak to jest możliwe, żeby coś takiego zostało zrobione? Wywiezione mnóstwo materiału… szyb zajęty poprzez drążenie tych korytarzy… Wynika z tego, że do pozostałych członków zarządu ta informacja nie docierała albo wiedzieli o tym i nie chcieli wiedzieć – bo że tak funkcjonowali członkowie zarządu w swojej spółce… działy się z takim rozmachem prowadzone działania gospodarcze, które wymagały wydania 100 milionów złotych i nikt tego nie zauważył, i to tylko po to, żeby umożliwić czerpanie zysków przez podmiot znajdujący się w sąsiedztwie…

To jest dla mnie największy szok, w jakim zakresie mogą w naszych działaniach gospodarczych istnieć także elementy działań przestępczych, które nie wychodzą na wierzch na zasadzie, że tak powiem, jakby publicznej tajemnicy. Bo i mieszkańcy musieli o tym wiedzieć; trudno sobie wyobrazić, że ci górnicy nie rozmawiali o tym ze swoimi rodzinami, że takie rzeczy się dzieją. Gdzie były lokalne służby itd.? To jest szokująca sprawa…

Słowa ministra Krzysztofa Tchórzewskiego są porażające. Można powiedzieć, że na KWK „Krupiński” i w JSW działała (a może dalej działa), mówiąc słowami Jerzego Ziętka, szefa Sierpnia ’80 – związku zawodowego, który nie prowadzi działalności gospodarczej – mafia węglowa. O czym powiedział minister, a co z premedytacją przemilczał? Skala ujawnionych przekrętów, poziom zastraszania ludzi wymaga użycia wszystkich służb zabezpieczających interesy naszego państwa, a przede wszystkim przeniesienia śledztwa do prokuratury leżącej poza Śląskiem, np. do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Wzywamy zawodowych dziennikarzy śledczych do zajęcia się tą sprawą. Społeczeństwo polskie musi trzymać rękę na pulsie i włączyć się w proces nadzoru nad tym śledztwem.

Wiarygodność ministrów poznamy po faktach, po podaniu do wiadomości publicznej, od kiedy są im znane te patologiczne umowy – wszak audyty spółek węglowych wykonano w pierwszym półroczu 2016 roku. Dlaczego potrzeba było aż dwóch lat, by przekazać ich wyniki prokuraturze?

Przypominamy jednocześnie, że Ogólnopolski Komitet Obrony Polskich Zasobów Naturalnych od początku 2015 roku wielokrotnie usiłował spotkać się z ministrami Krzysztofem Tchórzewskim i Grzegorzem Tobiszowskim, m.in. w tej sprawie – niestety bez powodzenia.

Ministrowie wierzyli zainteresowanym menedżerom, naukowcom oraz związkowcom i byli odporni na docierające do nich sygnały o patologiach występujących w górnictwie. Nie przejawiali również zainteresowania propozycjami nowych rozwiązań biznesowo-technicznych przedstawianych przez nas w podkomisjach sejmowych w 2016 roku.

Na zakończenie pierwszej części artykułu pozwolę sobie zacytować wpis pochodzący z komentarzy zamieszczonych pod artykułem zamieszczonym przez portal WNP, pt. Silesian Coal bliżej wydobycia w Orzeszu. Znajdziemy go pod linkiem: http://forum.wnp.pl/topic/208690-silesian-coal-blizej-wydobycia-w-orzeszu/page.

„Gość_trzeźwy”, 03 sierpnia 2015

Kolejny raz pytam: jaki jest interes JSW SA, żeby „udostępnić” (sprzedać, wydzierżawić) majątek KWK „Krupiński” niemieckiej konkurencji? Z kim i za ile p. Markowski ten biznes ma klepnięty? Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, że to jest od dawna ustawione i że to jest prawdziwy powód, że Krupiński „się nie opłaca” i że „nie pasuje do profilu wydobywczego”. Kolejny raz w Polsce wyjdzie na to, że to Niemcy będą bogacić się na polskich surowcach, kolejny raz rządzący i zarządzający w Polsce mówią narodowi: jesteśmy do kitu, my nie umiemy zrobić z tego pieniędzy, ale jak Niemcy z p. Markowskim to zrobią, to im się uda…. dzięki temu kilkuset ludzi zarobi na czynsze i kredyty, i niech się cieszą. Propaganda z tego zrobi sukces, a to jest żałosna tragedia.

Wstyd dla rządzących i dla kolejnych zarządów JSW SA. Obawiam się jednak, że oni nie mają wstydu.

(Patrz wystąpienie ministra: http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/transmisje_arch.xsp?page=2#5EB7FABA5603B8B6C12582B7002AF8C0 od 18:30:55 do 18:35:08).

Takich komentarzy było w tym czasie dziesiątki, jeśli nie setki. Gdzie były nasze służby – tropiły Aferę Amber Gold? Mamy nadzieję, że teraz sprawy ruszą z kopyta…

Artykuł OKOPZN pt. „Złodziejska nagroda Nobla” znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł OKOPZN pt. „Złodziejska nagroda Nobla” na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

List otwarty emerytowanych pracowników Państwowego Instytutu Geologicznego do Głównego Geologa Kraju Mariusza Jędryska

Oczywiście Pan jako polityk za przyszłą, a nieuchronną naszym zdaniem katastrofę projektu nie poniesie żadnej odpowiedzialności – bo czym jest w naszej rzeczywistości tzw. odpowiedzialność polityczna?

List otwarty
do wiceministra Ochrony Środowiska, Głównego Geologa Kraju, Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Surowcowej Państwa
Pana Mariusza Oriona Jędryska
emerytowanych pracowników PIG-PIB

Nie reprezentujemy żadnego lobby, korporacji, grupy politycznej czy innej organizacji. Jesteśmy po prostu bardzo poruszeni zmianami, które w takim tempie i z własnej woli chce Pan wprowadzić do systemu funkcjonowania państwowej służby geologicznej. (…)

Dlaczego w tylu wypowiedziach publicznych gołosłownie atakuje Pan dorobek, kadrę naukową PIG i jej kompetencje? (…)

Prosimy nie traktować słuchających tych wyjaśnień jako osób naiwnych. Od czasu objęcia przez Pana stanowiska Głównego Geologa Kraju, jeszcze w latach 2005–2007, forsuje Pan radykalną zmianę sposobu administrowania geologią i sprawowania służby geologicznej poprzez projekty kolejnych hybryd, z których ostatnia nazywać się ma Polską Agencją Geologiczną. Służba państwowa to szczególna forma działalności dla wspólnego dobra, którym jest przede wszystkim Polska, a nie agencje, fundusze inwestycyjne czy spółki, które nieuchronnie zajmą się własnymi interesami w biznesie i na giełdzie.

Przy okazji wydrąży Pan Instytut z zasobów kadrowych i finansowych, pozostawiając za to podmiot administracyjno-biznesowy zajęty głównie sobą, bez należytych kompetencji badawczych koniecznych dla sprawowania rzeczywistej służby państwu.

Owszem, mogą i powinny istnieć różne państwowe agencje powołane dla realizacji konkretnych zadań w zakresie gospodarczym i finansowym, ale służba geologiczna musi pozostać obiektywnym źródłem informacji bazującej na wiedzy naukowej, a nie graczem na giełdzie, na której tą informacją można handlować. Taka hybryda kompetencji i zadań to nie furtka, a brama szeroko otwarta korupcji.

Taką oto agencję buduje Pan na gruzach działającej organizacji służby geologicznej, którą dobrze dotąd sprawował stuletni Instytut. Nie można też inaczej zinterpretować Pana poczynań niż konsekwentnego dążenia do zniszczenia Instytutu i jego kadry, gdyż wtedy będzie miał Pan wolną rękę w realizacji swojego życiowego biznesplanu. Niech Pan wybaczy, ale powtarzane przez Pana zapewnienia, że Państwowy Instytut Geologiczny pozostanie, że będzie „naukowym ramieniem” agencji, są niewiarygodne. Świadczą o tym nie słowa, a czyny – czyli obecna polityka realizowana przez Pana i Pana nominatów (nie mających wiele wspólnego z geologią), która już doprowadziła do zapaści organizacyjnej i finansowej Instytutu, nad którym przecież Pan ma iście dyktatorską władzę.

„Reformy” zaczął Pan w Instytucie od podporządkowania sobie Rady Naukowej, obsadzając jej większość swoimi ludźmi. Do kierowania Instytutem zamiast generałów, na których Instytut zasługuje, powołuje Pan kaprali, którzy z niewiedzy kompromitują siebie i instytucję. (…)

Zapewne likwidacja Instytutu poprzez finansowe bankructwo ma przyspieszyć powołanie tak ukochanej przez Pana agencji, agencji, która już spotyka się z krytyką i dystansem nie tylko w środowisku geologicznym, ale nawet wśród członków rządu, który i Pan reprezentuje. Wiele wskazuje na to, że w obliczu pewnych trudności z przekonaniem do swojej koncepcji wdraża Pan metodę tworzenia faktów dokonanych.

Funkcjonariuszami Polskiej Agencji Geologicznej staliby się nowi ludzie przez Pana namaszczeni, niekoniecznie kompetentni w sprawach geologii, skoro i teraz podobni zarządzają Instytutem. Natomiast stanowisko wszechwładnego prezesa przyszłej Polskiej Agencji Geologicznej rezerwuje Pan zapewne dla siebie, o czym świadczą zapisy projektu ustawy. Notabene, jak Pan sobie wyobraża jednoczesne odpowiedzialne sprawowanie funkcji posła lub senatora, wykładowcy akademickiego i prezesa agencji o tak rozbudowanych zadaniach i kompetencjach? (…)

Domagamy się zaprzestania prowadzonej przez Pana destrukcji państwowej służby geologicznej, degradacji Państwowego Instytutu Geologicznego, a instytucje kontrolne Państwa prosimy o pełne zbadanie zasadności Pana działań prowadzonych z determinacją i bezwzględnością bez rzetelnych konsultacji, a także wyjaśnienie ich celu i motywów.

Grażyna Burchart, Teresa Grabowska, Olech Juskowiak, Marta Juskowiak, Krystyna Kenig, Honorata Leszczyszyn, Anna Maliszewska, Bartłomiej Miecznik, Lech Miłaczewski, Ewa Miłaczewska, Jędrzej Pokorski, Krzysztof Radlicz, Jadwiga Radlicz, Wanda Rygiel, Marian Stępniewski, Tadeusz Sztyrak, Ilona Śmietańska, Ryszard Wagner, Maria Wichrowska, Joanna Zachowicz, Stanisława Zbroja

Warszawa, 18.07.2018 r.

Cały list otwarty emerytowanych pracowników PIG-PIB do GGK Mariusza Jędryska znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty emerytowanych pracowników PIG-PIB do GGK Mariusza Jędryska na stronie 15 „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Emerytalne plany Małgorzaty Gersdorf: prezes Sądu Najwyższego na emigracji / Jan Bogatko, „Kurier WNET” nr 50/2018

Nie mogę się opędzić od słów piosenki sprzed lat: „Mam gorsecik, kolczyk z kółkiem, będę tańczyć, będę tańczyć z całym pułkiem. Małgorzatka tańcowała, póki się nie, póki się nie postarzała”.

Jan Bogatko

Tańcowała Małgorzatka…

Kiedy była prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf dotrzyma swej obietnicy pełnienia funkcji prezes SN na emigracji?

Oświadczenie, złożone w lipcu na łamach lewicowej (innych w zasadzie w Niemczech już nie ma) gazety „Süddeutsche Zeitung” z Monachium jest tak przerażająco jednoznaczne, że nawet najwybitniejszy prawnik z grona sędziów Sądu Najwyższego nie byłby w stanie inaczej zinterpretować tej wypowiedzi, jak tylko tak, że Małgorzata Gersdorf chce utworzyć jakiś konkurencyjny wobec Sądu Najwyższego w Warszawie trybunał, na którego czele zamierza osobiście stanąć.

Bawić się można na wiele sposobów, a Monachium (także to czerwone) ma swój karnawał, zwany nad Izerą Fasching, na którym każdy się bawi jak chce. Czemu nie w prezes Sądu Najwyższego na emigracji? I chyba tylko to Małgorzata Gersdorf miała na myśli, opowiadając w Karlsruhe o swych planach na spędzenie emerytury.

A może się jednak mylę, skoro występ Małgorzaty Gersdorf w siedzibie i na zaproszenie BGH (Bundesgerichtshof) – niemieckiego odpowiednika polskiego Sądu Najwyższego – przygotowywano z wielką precyzją, by nie dopuścić do politycznej gafy. Nadburmistrz miasta Karlsruhe, w którym to zapadają ostateczne wyroki, Frank Mentrup, po otrzymaniu od ambasadora Najjaśniejszej Rzeczpospolitej w Berlinie pisma, informującego go o tym, że Małgorzata Gersdorf jest jedynie emerytowaną prezeską Sądu Najwyższego, zwrócił się z zapytaniem w tej sprawie do wyższej instancji, czyli do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ministerstwo Spraw Zagranicznych uspokoiło nadburmistrza Karlsruhe słowami: „nie ma sygnałów, jakoby nie była już ona prezeską”.

Nie można mieć pretensji do nadburmistrza Karlsruhe, że w tak delikatnej sprawie zwrócił się do resortu stojącego wyżej od ambasadora. Sęk w tym, że pomylił stolice – bo nie wydaje mi się, by sądził, że polski ambasador podlega szefowi AA (Auswärtiges Amt) w Berlinie, aczkolwiek nie da się wykluczyć takiego rozumowania.

Protesty zawiedzionych ludzi, wynikające z kompleksów lub z politycznej determinacji, przyjmują różnorakie formy. W redakcji niemieckiej rozgłośni radiowej, w której pracowałem do chwili przejścia na emeryturę, na którą zresztą jakże niecierpliwie czekałem; a zatem w tej redakcji lat temu wiele pracował pewien redaktor, dla którego przegrana CDU w wyborach do Bundestagu (w roku 1969) była tak wielkim szokiem, że wyszedł przez okno willi w najelegantszej wówczas dzielnicy Kolonii, Marienburg, w której mieściła się redakcja, i wszedł na znak protestu wobec zwycięstwa czerwonych (SPD) na drzewo, z którego zdjęli go strażacy i panowie w białych kitlach. A on uwierzył tylko w przesłanie o końcu świata, jaki niechybnie musiał po wyborach nadejść. Być może miał on przed oczyma plakat wyborczy CDU, na którym groźnie wyglądający gość przestrzega: Alle Wege des Marxismus führen nach Moskau!. Co czyta Małgorzata Gersdorf?

O dalszych losach oświadczenia berlińskiego MSZ, rozstrzygającego ostatecznie o tym, czy Małgorzata Gersdorf nie jest, czy jest prezesem Sądu Najwyższego Rzeczpospolitej Polskiej w Warszawie, już nie czytałem ani nie słyszałem, ani też nie widziałem czegokolwiek w niemieckich mediach. Deklaracja berlińskiego AA, która ma wszelkie atuty, by znaleźć się nie tylko w skryptach instytutów dziennikarstwa, ale i prawa międzynarodowego, przeszła bez śladu! Cicho, sza!

Tak więc nie dowiedziałem się, czy szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych (w Warszawie) wezwał w nocy (a tak nakazuje protokół) ambasadora zaprzyjaźnionego mocarstwa, by mu wytłumaczyć, że nie tylko dobry obyczaj nie zezwala na tego typu niesmaczną ingerencję w sprawy sąsiedniego państwa. Jestem przekonany, że do tego wydarzenia doszło, nie wyobrażam bowiem sobie, by MSZ w Warszawie sam siebie zlekceważył.

Wprawdzie wielu polityków dzisiejszej opozycji po przegranych wyborach do Sejmu wyrażało gotowość dalszego prowadzenia działalności politycznej w gabinecie cieni (złośliwie i nieładnie nazywanego przez nielewicowych internautów „gabinetem cieniasów”), względnie deklarowało opuszczenie kraju, ale wypowiedzi te były raczej wyrazem rozpaczy, niż odpowiadały wymogom Realpolitik. Opuścić kraj, ale dokąd? Przenieść się do Brukseli bez apanaży chociażby członka Parlamentu Europejskiego? To raczej mało wykonalne, zbyt kosztowne i nieefektywne. Taki projekt nie daje, jak to się dzisiaj mówi, możliwości „finansowej samorealizacji”. Projekt Sądu Najwyższego na emigracji nie mógłby udać się w pojedynkę: a gdzie premier, gdzie rząd, gdzie ministrowie, no i gdzie pan prezydent? Wydaje mi się, że nawet najbogatsze Karnevalvereine w Niemczech nie weszłyby w ten biznes, bo niewielki, jeśli w ogóle, przyniósłby on profit. A publika, na przykład w Nadrenii, woli jednak młode, fikające nóżkami Maryśki od najlepszych zasłużonych artystek rewolucji.

W Karlsruhe, stolicy niemieckiego prawa, świętuje się także piątą porę roku, czyli Fasching. Małgorzata Gersdorf powinna się pośpieszyć z realizacją swego projektu emigracyjnego, jeśli chce zdążyć na czas. Karnawał to zbyt poważna sprawa, by oddać go w nieprofesjonalne ręce. Zarabia gastronomia. Hotelarstwo. Reklama. Także i policja ma ręce pełne roboty, a nie jest ona w Niemczech tak pokojowa, jak w Polsce. To wszystko wymaga przygotowań. Pisanie tekstów skeczy pożera czas i intelekt tęgich piór, szkoły tańca mają pełne programy, sale na festyny rezerwuje się na lata z góry. I jak tu zmieścić w programie Fastnacht „Malgorzata Gersdorf Show”? Nie, na ten karnawał jest już zdecydowanie za późno. I mało prawdopodobne, by w tym projekcie gościowi z dalekiej Warszawy pomogła finansowo Bettina Limperg, gospodyni spotkania, na którym Gersdorf wyraziła ochotę na funkcję „pierwszej prezes na emigracji”.

Czytelnik prasy niemieckiej sporo może dowiedzieć się o – chciałoby się powiedzieć – braterskiej pomocy dla Gersdorf i towarzyszy w walce ze „strategicznym demontażem państwa prawa w Polsce przez populistyczną partię rządzącą” – jak „informuje” „Süddeutsche Zeitung”. Także niemiecki Trybunał Konstytucyjny włącza się w krucjatę wspierającą „zaangażowanych polskich kolegów”. Tymczasem – opowiada Johannes Masing, sędzia niemieckiego BFG, który „od dawna utrzymuje ścisłe kontakty z zaangażowanymi polskimi kolegami” – Trybunał Konstytucyjny w Polsce, pierwszy cel demontażu, został w zasadzie unicestwiony przez „pozbawienie go serca i tożsamości”. A teraz to samo stało się z Sądem Najwyższym Małgorzaty Gersdorf!

Tak dla informacji: w niemieckim Trybunale Konstytucyjnym nie ma ani jednego sędziego z ex-NRD. Na to nie zezwolił duch państwa prawa. Oczywiście niemieckiego państwa prawa.

Ach, jakie wzruszające sceny z wieczornej gali Małgorzaty Gersdorf w przedkarnawałowym Karlsruhe opisuje monachijska „Süddeutsche Zeitung”! Oto na zakończenie wykładu w BGH dopuszczono pytania ze strony zaproszonej publiczności. Zgłosiła się pewna Polka mieszkająca w Niemczech. W jej oczach – zauważa dziennik – sytuacja wygląda jeszcze groźniej, niż faktycznie jest. Emigrantka pyta, czy Polska nie stoi aby w obliczu wojny domowej. – Nie była Pani tam od dawna – odpowiedziała pytaniem Małgorzata Gersdorf – prawda? I dodała: – Nie, wykluczam wojnę domową. Tym bardziej, że nasze wojsko jest niezbyt dobrze zorganizowane.

Nasi sojusznicy na pewno się cieszą z tej opinii. Na takie dictum nie zdobyłby się żaden niemiecki polityk za granicą. To skończyłoby jego karierę. Raz na zawsze. Przed, po i w trakcie karnawału. Ale w Polsce takie lekceważenie nie uchodzi za naganne. I to nie tylko w maglu.

Wszystkie niemieckie gazety – bez wyjątku – uważają się za znawców polskiej konstytucji, której ich dziennikarze zapewne nigdy nie mieli i nie będą mieć w ręku.

Fakt uchwalenia ustawy obniżającej wiek emerytalny sędziów do lat 65 uważają one za „ewidentne naruszenie polskiej konstytucji”, jak chce monachijska gazeta. Czytelnik tych dzienników przecież po konstytucję nie sięgnie i nie przeczyta tam chociażby, że to „Ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku” – art. 180 ust. 4. Dlatego pani Gersdorf może w Karlsruhe z przejęciem opowiadać manipulowanej publiczności o „czystkach” w Polsce pod pretekstem obniżenia wieku emerytalnego. Nie ponosi w związku z tym żadnego ryzyka. Nic jej za to w Polsce nie grozi. Nikt jej nie oskarży, nie postawi przecież przed sądem emerytki. Zabraknie dreszczyku na paradę karnawałową w Karlsruhe?

Nie, Małgorzata Gersdorf nie utworzy Sądu Najwyższego na emigracji. W każdym razie nie w Niemieckiej Republice Federalnej. Ani w żadnym z państw członkowskich Unii Europejskiej. Zabraniają tego przepisy prawa i umowy międzynarodowe. Oczywiście dla Małgorzaty Gersdorf jest to na razie obojętne. Ale emerytowana pierwsza prezes Sądu Najwyższego musi się jeszcze wiele nauczyć, zanim wejdzie na śliski, unijny parkiet. Na przykład podstawowej zasady, że nawet najbardziej efektowne kłamstwo ma krótkie nogi. A raczej – im efektowniejsze, tym krótsze.

I nie mogę się opędzić od słów piosenki sprzed lat: „Mam gorsecik, kolczyk z kółkiem, będę tańczyć, będę tańczyć z całym pułkiem. Małgorzatka tańcowała, póki się nie, póki się nie postarzała”.

Felieton Jana Bogatki, pt. „Tańcowała Małgorzatka…” – jak co miesiąc, na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl.

 


Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na WNET.fm.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki, pt. „Tańcowała Małgorzatka…” na stronie „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr sierpniowy 50/2018, s. 3, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Sto dni abstynencji na stulecie odzyskania niepodległości! Od soboty 4 sierpnia do niedzieli 11 listopada to 100 dni

Pozytywnym dla nas przykładem może być Litwa, gdzie z sukcesem podjęto odważne działania, między innymi likwidując alkohol ze stacji paliw i podnosząc do 20 lat wiek, w którym można kupić alkohol.

Komisja Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych

Odrodzenie niepodległej Polski wymagało ofiarnej walki i wytrwałej pracy na różnych polach. Wielu bohaterów tamtych czasów zdawało sobie sprawę, że troska o trzeźwość Polaków jest fundamentem walki o niepodległość. Stanowi także podstawę jej utrzymania. I chociaż sto lat temu spożywaliśmy zaledwie 1 litr czystego alkoholu rocznie na osobę, to troska o trzeźwość Narodu była priorytetem w działaniach wielu polskich patriotów, chociażby generała Józefa Hallera, abstynenta, aktywnego działacza na rzecz trzeźwości. (…)

Chcemy, by rodziło się jak najwięcej dzieci w silnych i stabilnych rodzinach. Tymczasem alkohol to jedno z największych zagrożeń dla rodziny, to źródło rozwodów, przemocy i dramatów. Chcemy rozwijać się gospodarczo, a jednocześnie co roku marnotrawimy miliardy złotych na pokrycie kosztów nadmiernego spożycia alkoholu. Mamy ambicję być społeczeństwem zdrowym, a alkohol powoduje liczne choroby, w tym nowotwory. Alkohol odbiera rocznie życie tysiącom Polaków. Chcemy być społeczeństwem praworządnym, a tymczasem nadużywanie alkoholu jest jednym z głównych czynników popełniania przestępstw, zwłaszcza tych najcięższych.

Ta diagnoza musi nas skłonić do refleksji i odważnego działania. Abstynencja to pójście drogą proroków dobra. To wielkie błogosławieństwo dla każdego z nas, dla naszych bliskich, a także dla naszej ojczyzny. To podstawa szczęścia w małżeństwie i rodzinie. To warunek panowania nad sobą.

Człowiek nietrzeźwy schodzi z drogi błogosławieństwa i życia. Zaczyna dręczyć samego siebie i swoich bliskich. Zwykle wikła się też w coraz większe zło moralne. Bez trzeźwości nie potrafimy naśladować Jezusa i iść drogą świętości. Jeżeli chcemy być dojrzałymi chrześcijanami, musimy zachować trzeźwość w myśleniu i postępowaniu. (…)

Około milion osób jest uzależnionych, a 3 miliony pije ryzykownie i szkodliwie. Statystyki wskazują, że 18 procent Polaków, których można nazwać głównymi „dostawcami problemów”, wypija aż 70 procent spożywanego w kraju alkoholu, czyli ponad 33 l czystego alkoholu w ciągu roku. Niestety narzucają oni pozostałym swój niszczący styl życia. Z tym musimy skończyć. Chcemy jednak podkreślić, że nie proponujemy prohibicji, lecz radosne życie w prawdziwej wolności, której nie ma bez trzeźwości.

Musimy bezwzględnie przestrzegać wymogu pełnej abstynencji od alkoholu wśród dzieci i młodzieży do pełnoletności oraz formować takich ludzi dorosłych, którzy żyją w trzeźwości, czyli są bądź abstynentami, bądź sięgają po alkohol bardzo rzadko, jedynie w symbolicznych ilościach i wyłącznie wtedy, gdy z jakichś względów nie są zobowiązani do abstynencji. (…)

Ogromna odpowiedzialność stoi także przed władzami państwowymi i samorządowymi. Z nadzieją przyjmujemy ostatnie zmiany regulacji prawnych, które są początkiem do odważniejszej ochrony trzeźwości. To jednak wciąż zbyt mało. Regulacje prawne w różnych krajach całego świata mówią nam wprost: nadużywanie alkoholu można ograniczyć poprzez: całkowity zakaz reklamy i innych form promocji alkoholu, ograniczenie punktów i czasu jego sprzedaży, a także ograniczenie ekonomicznej dostępności alkoholu. Pozytywnym dla nas przykładem może być Litwa, gdzie z sukcesem podjęto odważne działania, między innymi likwidując alkohol ze stacji paliw i podnosząc do 20 lat wiek, w którym można kupić alkohol. (…)

Nie akceptujmy liderów społecznych, którzy nadużywają alkoholu. To jeden z warunków budowania spokojnych, bezpiecznych i rozwijających się lokalnych wspólnot, a także dostatniej Ojczyzny.

Co roku prosimy o przeżycie sierpnia bez alkoholu. Jednak w tym jubileuszowym roku chcemy zaprosić Polaków do ambitniejszego działania, do ambitniejszej drogi. Czas od soboty 4 sierpnia do niedzieli 11 listopada 2018 roku to 100 dni. W tym roku odważnie prosimy: niech będzie to 100 dni abstynencji. Sto dni abstynencji na stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę.

Wolność kosztowała życie tak wielu Polaków. My dzisiaj nie musimy za Polskę umierać. Ale by chronić wolność i wspierać rozwój Polski i Polaków, musimy sobie wyznaczać ambitne cele. Jednym z nich jest właśnie ochrona trzeźwości. Św. Jan Paweł II mówił nam, że „prawdziwy egzamin z wolności jest dopiero przed nami”. To prawda. Nie możemy zawieść w tej tak ważnej sprawie. Dlatego podejmijmy to wezwanie: 100 dni abstynencji na stulecie niepodległości. To jest naprawdę egzamin z wolności i miłości do Ojczyzny!

Cały list Komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych pt. „Troska o trzeźwość Polaków”, znajduje się na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych pt. „Troska o trzeźwość Polaków” na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Czy można wygrać potyczkę słowną ze sformatowanym „nowym człowiekiem”? / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 50/2018

Potyczki nie wygrałem. Młody człowiek został z myślą o mnie jako o facecie na tyle nierozgarniętym, że je mięso i nie rozumie podstawowego pojęcia ‘wolność’, które oznacza prawo do wyboru.

Krzysztof Skowroński

Czy je pan mięso? – Tak, odpowiedziałem. – A czy nie uważa pan, że zabijanie ssaków jest gorsze niż przerywanie ciąży? Skonsternowany zapytałem: – To znaczy, że nie widzi pan różnicy między człowiekiem a świnią? – Nie widzę. – Więc niech pan zbiera podpisy w chlewie! – I zirytowany poszedłem do własnych spraw.

Taki był mniej więcej przebieg rozmowy z emisariuszem wirtualnego świata – przedstawicielem Amnesty International. A zaczęło się niewinnie. Młody, sympatycznie wyglądający chłopak z plakietką organizacji zaczepił mnie na ulicy Świętokrzyskiej i zapytał, czy podpiszę apel w obronie praw kobiet. Ponieważ chwilę wcześniej agentka innych interesów, spod szyldu Greenpeace, też chciała mojego podpisu – w sprawie ochrony pszczół – wdałem się w potyczkę słowną.

Potyczki nie wygrałem. Młody człowiek został z myślą o mnie jako o facecie na tyle nierozgarniętym, że je mięso i nie rozumie podstawowego pojęcia ‘wolność’, które oznacza prawo do wyboru.

A ja pozostałem z myślą, że nie mam żadnego klucza do rozmowy i że spotkałem sformatowanego „nowego człowieka”, którego pranie mózgu doprowadziło do totalnego pomieszania pojęć. I że z tych wszystkich na jedną miarę skrojonych świadomości – dla potrzeb światopoglądu, w którym wykorzystuje się takie cechy młodości, jak szlachetność, współczucie czy poświęcenie – tworzy się armię, która nie uświadamia sobie, że efektem ich działania w przyszłości ma być niewola.

Może bym tego nie napisał, gdyby nie to, że rozmowa odbyła się tuż po 74 rocznicy powstania warszawskiego, kiedy jesteśmy zanurzeni w polskość, ogarniającą nas całkowicie swoim smutkiem, radością, honorem, heroizmem, miłością… O tym myślałem wieczorem 1 sierpnia wśród mogił powstańców, po raz kolejny patrząc na ich młode, inteligentne, roześmiane twarze. Gdyby ich nie było, gdyby nie ich poświęcenie, odwaga, ich poczucie honoru – kim bylibyśmy my?

Dziś, kiedy człowiek przestaje mieć znaczenie, pytanie, czy jesteś gotów do obrony wolności, godności i honoru, jest tak samo aktualne, jak wtedy, 1 sierpnia 1944 roku. Odpowiedzi na nie udzielili nam powstańcy.

Jesteśmy gotowi, choć należy zrobić wszystko, żeby nie trzeba było z tej gotowości skorzystać. A Warszawa dzięki powstaniu warszawskiemu ma swój majestat i myślę, że gdy powstańcy z góry patrzą na zatrzymane w Godzinie W miasto, wiedzą, że „Chwała zwyciężonym” zmienia się w chwałę zwycięzcom. Tylko jak do tych wartości przekonać tego młodego człowieka ze Świętokrzyskiej?

Byli prezydenci i premierzy Polski w swoim zakłamaniu wystosowali apel do Policji o nieposłuszeństwo wobec legalnie wybranej władzy. Wygląda na to, że ci dojrzali, doświadczeni ludzie chcą doprowadzić Polskę do katastrofy. Czemu więc dziwić się postawie młodego człowieka?

A poza tym są wakacje, przygotowujemy wniosek koncesyjny, a Radio WNET jest ciągle w podróży. Oczywiście zachęcam do przeczytania „Kuriera WNET”.

Artykuł wstępny Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Zapomniani bohaterowie Solidarności: Marian Pękacz (1934–2016). Chwała bohaterom! Celebrujmy „Requiem dla Niepokonanych”

Pękacza internowano, gdyż pozostawienie go na wolności „zagrażałoby bezpieczeństwu Państwa i porządku publicznego przez to, że był negatywnie ustosunkowany do ustroju socjalistycznego i PZPR”.

Zdzisław Janeczek

Marian Pękacz urodził się 1 I 1934 r. w rodzinie chłopskiej, w miejscowości Wincentynów (potocznie przez miejscowych nazywanej Maziarnią) w powiecie opoczyńskim, jako dziesiąte dziecko cieśli Wawrzyńca i Marianny Śmigiel. (…) Jego dzieciństwo zostało naznaczone piętnem wojny. Dorastał w trudnych latach niemieckiej okupacji i terroru. Starsi związali swe sympatie ze Związkiem Walki Zbrojnej, przemianowanym później na Armię Krajową. W tym czasie Ziemia Opoczyńska zdobyła miano „Królestwa Partyzantów”. Główną siłą oporu był sformowany z miejscowych chłopów 25. Pułk Piechoty AK, którym dowodził doświadczony oficer mjr Rudolf Majewski (1901–1949) pseudonim ,,Leśniak’’. (…)

Mandat delegata na zjazd Solidarności w Gdańsku | Fot. archiwum rodziny Pękaczów

Akowcy zakończyli walkę z okupantem niemieckim 17 I 1945 r., z chwilą wkroczenia na te tereny Armii Czerwonej. Z jej obecnością M. Pękaczowi kojarzyły się nieustające gwałty, rabunki i budzące strach formacje NKWD, których funkcjonariusze z bronią w ręku szli na tyłach oddziałów frontowych i w razie załamywania się pod niemieckim ogniem natarcia strzelali w plecy swoich żołnierzy. Sowieci zabierali chłopom wszystko to, czego nie skonfiskowali wycofujący się Niemcy. (…)

Dla mieszkańców Ziemi Opoczyńskiej, także Mariana Pękacza, symboliczny wymiar miała śmierć ich dowódcy mjr. Rudolfa Majewskiego. Twórca 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej do więzienia we Wronkach trafił w 1947 r. po pokazowym procesie politycznym przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Poznaniu. (…) Na niespełna rok przed upływem terminu kary i wyjściem na wolność mjr Rudolf Majewski zginął w swojej celi.

Według zeznań współwięźniów, legendarny oficer został brutalnie zamordowany. Relacje wskazywały, iż ofiara rozpaczliwie broniła się do końca. Hałasy, przejmujące krzyki, wołanie o ratunek dobiegały z miejsca odosobnienia na kilkanaście minut przed tym, zanim martwe już ciało zostało wyniesione przez funkcjonariuszy UB. (…)

M. Pękacz, jak większość społeczeństwa musiał w dalszym ciągu żyć w silnym i długotrwałym strachu, którego nie można było w pełni odreagować wcześniej na Niemcach ani tym bardziej na Sowietach. Ładunek gniewu był ukierunkowany na kolejne okupacyjne władze stosujące przemoc i terror wobec Polaków. (…) . Za zdobycze wojenne Rosjanie uznawali zakłady przemysłowe, majątki ziemskie, dwory, magazyny, spichlerze, sklepy z wszelkim asortymentem, maszyny rolnicze, artykuły spożywcze, paliwo, pasze, bydło, porzucony sprzęt gospodarstwa domowego i inne przedmioty. Dochodziło do morderstw, gwałtów, demontażu i wywózki urządzeń przemysłowych (np. cukrowni w Prabutach), komunalnych, torów kolejowych, do masowych dewastacji i rabunków. Świadectwa te gruntowały jego ostateczną ocenę nowej rzeczywistości politycznej. (…)

Ostatecznie na stałe osiadł w Siemianowicach Śląskich. W dokonaniu życiowego wyboru pomógł mu starszy brat Jan, który pracował na KWK „Siemianowice”. Marian Pękacz podjął pracę na tejże kopalni i zapisał się na Wydział dla Pracujących do Górniczego Ministerstwa Górnictwa i Energetyki im. Powstańców Śląskich nr 4 w Katowicach przy ulicy Mikołowskiej 131. Uczęszczał do klasy o specjalności górnik mechanik. (…)

Ukończenie technikum umożliwiło mu objęcie stanowiska kierowniczego w górnictwie. Jako sztygar (niem. Steiger, daw. hutman) zajmował się dozorem technicznym, a także częściowo administracyjnym pracy górników. Mimo nalegań, nie wstąpił do PZPR. Bardzo szybko przyswoił sobie zwyczaje i tradycję górniczą, a 4 grudnia tzw. Barbórka stała się świętem rodzinnym.

W 1961 r. wziął ślub ze Stefanią Majewską (1936–2015), córką Stanisława i Walentyny Szczepaniak. Przyszłą żonę poznał jako córkę Stanisława Majewskiego, przyjaciela starszego brata, zatrudnionego na tej samej siemianowickiej kopalni. (…)

Zwolnienie z internowania w Kokotku | Fot. archiwum rodziny Pękaczów

Od dnia narodzin ruchu „Solidarności” Marian Pękacz stał się nie tylko gorliwym admiratorem związku, ale jednym z najaktywniejszych jego działaczy w rejonie siemianowickim. Razem z Ewaldem Hojką stanęli na czele organizowanego NSZZ „Solidarność” KWK „Siemianowice” i nawiązali kontakt z tworzącymi się strukturami na terenie Huty „Jedność” (przewodniczący Komisji Zakładowej Wiesław Mrozek) i KBW „FABUD” (przewodniczący Komisji Zakładowej Zbigniew Johanowicz). Szczególnie ważne były kontakty z FABUD-em, który miał własny fax i bezpośrednią łączność ze Stocznią w Gdańsku. Tutaj też redagowano najwcześniejsze siemianowickie druki niezależne, które były kolportowane m.in. na KWK „Siemianowice”. Pierwszy numer Biuletynu Informacyjnego NSZZ „Solidarność” KBW „FABUD” Siemianowice Śl. został oddany do rąk czytelników 14 X 1980 r. (…)

Na podstawie artykułu 42 dekretu z dnia 12 XII 1980 r. o ochronie Państwa i bezpieczeństwa publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego postanowiono Mariana Pękacza zatrzymać. Bezpieka od dawna śledziła każdy jego krok.

O godz. 12.01 został internowany. Dzień wcześniej rozmawiał z córkami, mówił o ich wyborze kierunku studiów, potem była uroczysta kolacja, podczas której panował bardzo familiarny, niemal świąteczny klimat. Mimo wszystko córki wyczuwały, iż działo się coś niedobrego. Gdy udawały się na spoczynek, zauważyły, że ojciec siedział ubrany, skupiony, jakby na coś czekał. Tak doczekał o północy dzwonka do drzwi. W otwartych drzwiach tłoczyli się umundurowani milicjanci. Jeden z nich oświadczył, iż obywatel Marian Pękacz musi z nimi natychmiast udać się na komendę MO, by zidentyfikować młodego człowieka, który podaje się za jego bratanka Bogdana. „Dobra, dobra”, odpowiedział nagabywany, niezbyt przekonany o prawdziwości tych słów. Gdy wyszedł na klatkę schodową, został skuty kajdankami. Na jego prośbę skuto go z rękami do przodu, a nie do tyłu, gdyż miał kontuzjowany bark. Konwój z zatrzymanym natychmiast ruszył na komendę. W mgnieniu oka wraz z innymi działaczami „Solidarności” z przygotowanej listy proskrypcyjnej znalazł się na KW MO w Katowicach.

Droga do miejsca odosobnienia była okazją do wywarcia presji psychicznej. Prowadziła przez lasy pogrążone w ciemnościach grudniowej nocy. Uprowadzeni, porwani z łóżek, nie wykluczali, że jadą na pewną śmierć i o to chodziło oprawcom. Marianowi Pękaczowi wówczas na myśl przyszedł tragiczny koniec bohaterskiego mjr. Rudolfa Majewskiego. (…)

Marian Pękacz trafił do Ośrodka Odosobnienia dla Internowanych w Jastrzębiu-Szerokiej, który funkcjonował od 13 XII 1981 r. do III 1982 r. w trzech pawilonach Zakładu Karnego przy ul. C.K. Norwida 23. (…) Pierwsze informacje o losach Mariana dotarły do rodziny za pośrednictwem A.S. Kowalskiego w czasie świąt Bożego Narodzenia. Żona i córki dowiedziały się, że ojciec żyje i jest zdrów („jedynie dokuczał mu katar i odezwało się serce”), że nie dał się złamać, a nawet podtrzymuje pozostałych skazańców na duchu. Cały czas był w kontakcie z grupami oporu i działaczami związkowymi z innych miast.

M. Pękacz – emeryt po zakupach | Fot. archiwum rodziny Pękaczów

Przełomem była zgoda władz na odwiedziny członków rodziny. Pierwsze widzenie było wielkim przeżyciem dla obu stron. Najbliżsi zabrali ze sobą mydło, ciepłą bieliznę i jedzenie. Do Jastrzębia dojechali autobusem, a potem długo maszerowali w milczeniu, polami zasypanymi śniegiem, w kierunku obozu. Przed żelazną bramą były rozstawione wojskowe namioty, ogrzewane kozami, a w nich stały rzędami polowe łóżka dla żołnierzy pełniących służbę wartowniczą. W jednym z namiotów była stołówka polowa, w drugim biuro podawcze. Grozę budziły cielska potężnych czołgów. Każdy musiał napisać podanie zawierające prośbę o zgodę na widzenie. W tym celu udostępniano papier i ołówek. Córki Anna i Elżbieta dostosowały się do stawianych warunków, natomiast starszy brat ojca Jan oświadczył, że nie będzie nic pisał. Podszedł do bramy i pięścią, niczym sienkiewiczowski Jurand pod krzyżackim Szczytnem, z całych sił załomotał. Otwarło się małe okienko i ukazała się twarz strażnika. Usłyszeli opryskliwe pytanie „czego?’ Stryj Jan odpowiedział: „Chciałem widzieć się z bratem!” „Podanie napisać!” „Jak żeście go brali, to podania nie chcieliście!” Gdy wszyscy spełnili żądanie służb wartowniczych i oddali „bumagi”, pojawił się jeden z listą i wyczytał, kto może przekroczyć bramę więzienia. Celowo pominięty został krnąbrny stryj Jan. (…)

M. Pękacz przez resztę życia nosił w sercu obraz 13 grudnia 1981 r. Jako weteran tej „wojny” był stale na celowniku swoich przełożonych. Wprawdzie po zwolnieniu z internowania pozwolono mu wrócić do pracy na KWK „Siemianowice”, ale przez 10 lat pracował tylko na nocną zmianę.

Był pilnowany i ciągle mu przypominano, iż wprawdzie stan wojenny został zniesiony, ale mimo to w każdej chwili może być skreślony z listy pracowników. Śledzono go bacznie i ograniczano kontakty z załogą, ciągle podejrzewając o buntownicze zamiary. Mimo szykan dotrwał do emerytury, na którą zapracował, rezygnując m.in. z urlopów. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Zapomniani bohaterowie Solidarności. Marian Pękacz (1934-2016)”, znajduje się na s. 6–7 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Zapomniani bohaterowie Solidarności. Marian Pękacz (1934-2016)” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

 

Prof. Jacek Kowalski, Tomasz Łęcki, Justyna Jagiełło. Zapraszamy na Poranek WNET z Murowanej Gośliny 7 sierpnia 2018 r.

To już 27 dzień naszej podróży WRACAMY DO ŹRÓDEŁ.

Goście:

Tomasz Łęcki – prezes Stowarzyszenia „Dzieje”;

Maciej Gramacki – kierownik Parku Dzieje;

Stefan Ogorzałek – wolontariusz Stowarzyszenia „Dzieje”, zbudował zespół składający się z prawie 300 aktorów-wolontariuszy grających w widowisku;

Prof. Jacek Kowalski – historyk, poeta, bard;

Andrzej Kosakowski – Stadnina Raduszyn;

Justyna Jagiełło – projektuje i wykonuje stroje dla aktorów widowiska nocnego;

Piotr Szelągowski -Wielkopolskie Stowarzyszenie Kresowian

Zbigniew Stefanik– korespondent z Francji;

Janusz „Raptus” Waściński– muzyk;

Adriana Wojtkowiak – koordynator Parku Dzieje;


Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Jan Brewczyński

Realizator: Paweł Chodyna



Część pierwsza:

Tomasz Łęcki opowiedział o tym, w jaki sposób odbierane jest w rejonie Murowanej Gośliny Powstanie Wielkopolskie, oraz o działalności Stowarzyszenia Dzieje. O Stowarzyszeniu można przeczytać na ich domowej stronie: www.parkdzieje.pl Celem działania Stowarzyszenia jest inicjowanie szeroko pojętych działań kulturalnych, przede wszystkim organizacja widowisk, tworzenie parku historycznego i promowanie regionu, a także działania na rzecz ochrony środowiska, ekologii, ochrony dziedzictwa przyrodniczego oraz zrównoważonego rozwoju.

Maciej Gramacki opowiedział o działalności Parku Dzieje, który dzięki współpracy z działającym we Francji parkiem historycznym „Puy du Fou” organizuje co roku wspaniałe widowiska historyczne. Park posiada obecnie w użyczeniu 27 ha terenu,które na własność przynależą do Kościoła. Na terenie parku odbywają się pokazy, wzorowane na „Cinéscénie”, czyli nocnym widowisku o historii Francji. Tomasz Łęcki zauważył, że widzom odwiedzającym park towarzyszy zawsze wiele entuzjazmu, ale również refleksja dotycząca naszej historii, a właśnie o to, założycielom parku chodziło.


Część druga:

Justyna Jagiełło opowiedziała o swojej pasji a zarazem pracy, czyli projektowaniu i szyciu kostiumów dla aktorów widowiska nocnego.

Tomasz Łęcki oraz Maciej Gramacki opowiedzieli o Jarmarku Św. Jakuba, czyli największym wydarzeniu kulturalnym Gostynina.

Goście Tomasza Wybranowskiego opowiedzieli o szeregu wolontariuszy, którzy poświęcają swój czas na pomoc w przygotowaniu widowisk historycznych w Murowanej Goślinie;


Część trzecia:

Prof. Jacek Kowalski opowiedział o widowiskach historycznych organizowanych w Murowanej Goślinie, o postaci Stańczyka w polskiej historii, oraz o historii Powstania Wielkopolskiego.

Maciej Gramacki opowiedział o akcji charytatywnej.

Część czwarta:

Stefan Ogorzałek opowiedział o wolontariuszach wspomagających widowiska historyczne w Murowanej Goślinie. Ludzie z okolic Murowanej Gośliny są bardzo zorganizowani, sami proponują swoją pomoc i są gotowi aby zaangażować się w te przedsięwzięcia.

Andrzej Kossakowski opowiedział o działalności Stadniny Raduszyn, która znajduje się w pobliżu Murowanej Gośliny, 20 km na północ od Poznania, obok Parku Krajobrazowego Puszcza Zielonka. Nasz gość zaprosił również na Festyn Żelaznej Podkowy i zawody hippiczne, które odbędzie się już 18 sierpnia na terenie Stadniny Raduszyn. Aby dowiedzieć się więcej o stadninie zapraszamy do odwiedzenia strony http://www.kosakowscy.pl/

Część piąta:

Piotr Szelągowski opowiedział o scenie politycznej w Wielkopolsce, o gospodarce tego regionu oraz o zbliżających się wyborach samorządowych.

Zbigniew Stefanik opowiedział o bieżących wydarzeniach politycznych we Francji, w tym o aferze politycznej, związanej z jednym z bliskich współpracowników Emmanuela Macrona.

Część szósta:

Janusz „Raptus” Waściński opowiedział o tworzeniu swojej muzyki i zaśpiewał na żywo jeden ze swoich utworów.

Gospodynie dzisiejszego Poranka Radia Wnet Pani Adriana Wojtkowiak i Pani Gabriela zaprosiły do odwiedzin Parku Dzieje.

 

 

 

Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji część 1. / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” 49/2018

Antykatolickie, agresywne akcenty bluźniercze towarzyszą pochodom lesbijek i gejów na całym świecie. Przypominają, że tolerancji dla katolików nikt w homośrodowisku nie uważa za oczywistość.

Herbert Kopiec

Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji

Lobby gejowskie w Polsce dopiero się tworzy. Nie ma ono jeszcze takiej siły przebicia, jak na Zachodzie. Jednak to tylko sprawa czasu. Przekonuje o tym m.in. obszerny artykuł Kirka i Pilla The Overhauling of Straight America (Wyprzedzanie heteroseksualnej Ameryki), który ukazał się w 1987 r. w niszowym wówczas magazynie dla homoseksualistów „Gay Travel, Entertainment, Politics and Sex”. Autorzy zarysowali w nim program działania organizacji homoseksualistów. Jest on obecnie realizowany z wielkim powodzeniem w USA i w wielu innych krajach. Przedstawia program kampanii medialnej, która miała/ma na celu zasadniczą zmianę postrzegania homoseksualistów, a także zrównanie ich standardów moralnych z heteroseksualną większością w oczach społeczeństwa (W. Roszkowski, „Gość Niedzielny” 2017).

Promowaniem homoseksualizmu w Polsce zajmuje się głównie „Gazeta Wyborcza”.

Z badań przeprowadzonych na zlecenie Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi wynika, że przez trzy lata wzrosła w niej lawinowo liczba publikacji pozytywnie przedstawiających homoseksualizm oraz tzw. kulturę gejowską. W zestawieniu z innymi dziennikami GW jest prawdziwym promotorem homoseksualizmu i na tym polu może konkurować jedynie z portalami homoseksualnymi („Nasza Polska” 2006, „Opcja na prawo” 2009). Łatwo rozpoznać i odnaleźć w tekstach pomieszczonych w Wyborczej kluczową tezę amerykańskich gejów:

Zamącić to, co moralne

Jak się to robi? Ano: „należy mówić o gejach i lesbijkach na tyle głośno i często, na ile to tylko możliwe”. Zwykła obecność w debacie publicznej miała stworzyć wrażenie, że sprawa homoseksualistów jest ważna, bo interesuje duży odsetek społeczeństwa. Autorzy wzywali do wykorzystania dialogu w tej sprawie „w celu zamącenia obrazu tego, co moralne” oraz podważenia „autorytetu moralnego homofobicznych Kościołów przez przedstawienie ich jako zacofanego ciemnogrodu”. Działacze, którzy realizowali później przesłanie Kirka i Pilla, odnieśli w tej dziedzinie ogromne sukcesy. Notoryczne odgrzewanie debaty na temat homoseksualizmu przy okazji rozmaitych imprez, w których po stronie gejów i lesbijek stają heteroseksualni obrońcy praw człowieka, stało się faktem, całkowicie oderwanym od rzeczywistych rozmiarów zjawiska i problemów środowiska homoseksualnego. Dość powiedzieć, że Krakowskie Dni Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej popierali nobliści: Szymborska i Miłosz.

Donald Tusk, Małgorzata Kidawa-Błońska, Michał Boni mówili o słabnącej w Polsce moralnej dezaprobacie dla homoseksualizmu jako o czymś bardzo pozytywnym („Gość Niedzielny” 2011). Równocześnie można się było dowiedzieć o udanych akcjach lobby gejowskiego w Polsce w postaci nacisków na władze uczelni, aby nie doszło do wykładów przedstawiających naukowe poglądy na kwestie homoseksualizmu („Gość Niedzielny” 2011). Dzisiejsi „postępowcy” co krok bombardują nas sloganami o tolerancji, wolności i prawach dla homoseksualistów. Wmawia się ludziom, iż małżeństwa homoseksualne w gruncie rzeczy są moralnie dobre, uzasadnione przez wolność, równość i braterstwo ludzi… Aktywista i działacz gejowski Robert Biedroń dobrze wie, że język zmienia świadomość, dlatego w jego wypowiedziach pojawia się sformułowanie „legalizacja związków homoseksualnych”. Chodzi bowiem o wywołanie wrażenia, że związki osób tej samej płci są w Polsce nielegalne, czyli ścigane z mocy prawa, jak pędzenie bimbru, jazda samochodem pod wpływem alkoholu czy rozpowszechnianie pornografii pedofilskiej.

Czy ktoś słyszał, żeby w Polsce do mieszkania dwóch pań czy panów żyjących w związku wpadła ekipa w kominiarkach i postawiła ich przed sądem? A przecież wciskanie kitu o potrzebie legalizacji powtarza za Biedroniem niemało ludzi, łącznie z niektórymi duchownymi i politykami partii konserwatywnych.

Mity rzekomej homofobii

Stowarzyszenia polskich gejów i lesbijek twierdzą, że nie chcą niczego więcej, tylko równych praw z parami heteroseksualnymi (z wyjątkiem praw do adopcji dzieci), a więc prawa do odwiedzin partnera seksualnego w szpitalu i informacji o stanie jego zdrowia, do odbioru korespondencji i wynagrodzenia za pracę, wspólnego kupna mieszkania itp. Poglądy negujące konieczność regulacji prawnych nazywają homofobią. Jednak w świetle obowiązującego w Polsce prawa nie ma dyskryminacji. Jedyna regulacja, która obecnie nie jest korzystna dla par homoseksualnych w porównaniu z małżeństwem, to unormowania podatkowe (podatek od dochodów osobistych, podatek od spadków i darowizn). Nie jest jednak wcale pewne, czy tu musi zachodzić równość. Małżeństwo ma inne cele i wydatki, zwłaszcza związane z dziećmi.

Wracając do wątku dbania „o dobry wizerunek gejów”, Kirk i Pill wzywali do przedstawiania ich w roli ofiar, nigdy zaś w roli agresywnych rywali, a także do przemilczania chwiejności ich związków. „W każdej kampanii pozyskiwania dla nas opinii publicznej homoseksualiści muszą być ukazywani jako ofiary, które potrzebują ochrony, tak aby w heteroseksualistach wywołać spontaniczny odruch wzięcia na siebie roli ich obrońców”.

Dziś społeczeństwa, zwłaszcza zachodnie, wiedzą już, że homoseksualiści podlegali i podlegają prześladowaniom, choć na ogół nie są w stanie przypomnieć sobie konkretnego przypadku takich współczesnych prześladowań.

Nieco historii z domieszką dydaktycznego sosu

Musi niepokoić dramatyczny spadek wartości macierzyństwa we współczesnych społeczeństwach. Upadek rodziny, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, Skandynawii i krajach Beneluksu, to dramatyczny efekt owych ruchów liberalnych ostatnich 40 lat. Od lat kilkunastu atak ten przybiera także formy prawne: legalizacji aborcji, eutanazji, związków homoseksualnych. Te same kraje, które dały naszej cywilizacji tyle mądrości, chcą na mocy prawa stanowionego nazwać związki homoseksualne małżeństwem. Proponują, by ich rytuał i skutki prawne były analogiczne jak w przypadku sakramentu małżeństwa. Małżeństwo wywodzi się od słowa matrimonium, a ono ma swe źródło w słowie ‘matka’. Matka jest osobą dającą życie. To leży u podstaw pojęcia matki, a następnie małżeństwa. Tymczasem proponuje się, aby pojęcia te znaczyły całkowicie coś innego.

Istnieje sporo obserwacji, że ruch homoseksualny jest odnogą ruchu komunistycznego, a źródłem jego metod funkcjonowania są taktyki marksistowskie. Założyciele ruchu homoseksualnego (gejowskiego) byli zagorzałymi komunistami. I tak już raczej zostało. Dziś ich następcy brylują w dominujących mediach, na uniwersytetach i gdzie się tylko da, odziani w szaty lewackich liberałów. Aktywność gejów wpisuje się w cywilizacyjne samobójstwo – sporo o nim w moich felietonach – niewinnie zwane zmianą społeczną. W ruchu gejowskim nie powinna też zaskakiwać obecność dezinformacji i różnych forteli stosowanych wobec oponentów/wroga przez sowieckie państwo i jego agenturę, które opisał Vladimir Volkoff (Dezinformacja. Oręż wojny, 1991).

Prawa gejów (czyli „wesołych chłopaczków”) najpierw pojawiły się w Stanach Zjednoczonych, a później zostały przeniesione na grunt europejski za pomocą tych samych zasad walki klas. W niektórych środowiskach miejsce walki klas zajęła walka płci, mężczyzna jawi się jako nieprzyjaciel kobiety, co w konsekwencji powoduje chorą rywalizację.

Jak to określił kardynał Alfonso Lopez Tujillo, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny – prowadzi do „rozjątrzenia sprawy relacji między płciami”. Bagatelizuje się też biologiczną różnicę między kobietą i mężczyzną i tworzy wzorce kulturowe, które całkowicie ignorują ład biologiczny. Trudno się dziwić, że takie tendencje są pożywką dla ideologii, które kwestionują klasyczne rozumienie rodziny. Myślę, że w obliczu umacniania się poglądów o rzekomej równości heteroseksualizmu i homoseksualizmu, dobrze się stało, iż Kongregacja Nauki Wiary, opierając się na wykładni biblijnej o stworzeniu (Rdz 1-3), przypomniała kilka podstawowych prawd:

1. Ludzie są osobami, mężczyznami i kobietami, równymi sobie co do godności, bo jako mężczyźni i kobiety zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. 2. Różnica płciowa jest istotna, a nie przypadkowa – ma ona charakter i biologiczny, i psychologiczny, i duchowy, i ontologiczny, pociągając za sobą różne – i komplementarne – role kobiet i mężczyzn w społeczeństwie i w Kościele. 3. Różnica płciowa nie jest skierowana ku walce płci, ale ku harmonijnemu współistnieniu i współdziałaniu, które respektują różnicę między mężczyzną i kobietą. („Tygodnik Powszechny” 2004).

Mocna pozycja Kościoła katolickiego (stąd ciągłe próby podkopywania jego autorytetu), resztki rozsądku Polaków i stosunkowo ograniczony zasięg epidemii dyktatury tolerancji pozwolą, być może, powstrzymać harcowników jeszcze na przedpolu. Ale trzeba większej świadomości, że walec „postępu” się toczy.

Homoseksualiści jako uciemiężona mniejszość

Homoseksualiści przeniknęli w latach 50. do partii politycznych w Europie i USA. Wytworzyli i rozwinęli teorię, według której stanowią mniejszość kulturową, oczywiście prześladowaną przez dominującą heteroseksualną większość. Pozwoliło to np. korespondentowi włoskiego dziennika „La Repubblica” napisać („Rzeczpospolita” 2007), że w Polsce jest zatruta atmosfera, homoseksualiści są prześladowani: „Jeśli Polska chce należeć do UE, w której geje są burmistrzami Berlina, Paryża i Hamburga, musi zaakceptować zasadę tolerancji dla mniejszości. Z europejskich zasad nie można wybrać tylko niektórych wartości, jak z menu w restauracji. Fundamentalistyczna mobilizacja w Polsce przypomina rządy islamskie w Iranie, a ci , którzy ostatnio mówili, że geje są nieprzydatni biologicznie, rządzili Niemcami w latach 1933–1945”.

Przedstawienie zjawiska homoseksualizmu w kontekście rzekomej dyskryminacji było przebiegłym ruchem ze strony homoseksualistów. Wraz ze słowem ‘dyskryminacja’ pojawiło się natychmiast słowo ‘homofobia’. Dowodem jest rezolucja Parlamentu Europejskiego potępiająca obok Belgii, Francji i Niemiec m.in. Polskę jako kraj, w którym nastąpił wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, antysemityzmem i homofobią. Nietolerancję, zdaniem parlamentarzystów z UE, wywołuje w Polsce Radio Maryja, którego nikt z nich nigdy nie słyszał. Grunt pod taką opinię przygotowały polskie media i przedruki z tych mediów w krajach Unii Europejskiej („Nasza Polska” 2006).

Niewątpliwym sukcesem taktyki marksistowskiej zastosowanej przez homoseksualistów jest fakt, iż w 1973 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne orzekło, że homoseksualizm przestaje być dewiacją. Od tamtej pory przeszliśmy długą drogę, w wyniku której fundamenty kształtujące filary naszej kultury poważnie uszkodzono. Do tego stopnia, że środowisko homoseksualne, wspierane przez „postępowców”, nawołuje dziś do uwzględniania w programach szkolnych zajęć propagujących homoseksualizm oraz piętnujących „homofobię”, zarazem otwarcie protestując przeciwko popieraniu powszechnie akceptowanej normy, czyli heteroseksualnego modelu egzystencji („Opcja na prawo” 2009).

Homofobia jako choroba?

Czym jest owa homofobia, którą postępowcy wymachują jak cepem?

Ma to być groźna choroba, jeśli nie zboczenie, które trzeba zwalczać. Kto biernie, bo moralnie, wyraża swoją dezaprobatę wobec homoseksualizmu; kto negatywnie ocenia nachalne, publiczne demonstrowanie seksualnych upodobań; kto nie uznaje traktowania homoseksualistów jako odrębnej, szczególnej grupy społecznej, ten jest po prostu chory.

Zatem żart z czyichś odmiennych skłonności seksualnych zostaje uznany nie za chamstwo, lecz groźny symptom zamachu na demokrację. Jednocześnie drwiny z papieża (czy to w wykonaniu ministra Siwca, czy posłanki Senyszyn) traktowane są jako sztubackie wybryki, choć przecież urażają uczucia większości społeczeństwa deklarującego się jako katolicy.

W ogóle katolicyzm okazuje się złem samym w sobie i zagrożeniem dla nowoczesnego porządku. Jak wyraził się lewicowy eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit w wywiadzie dla „Dziennika” (10 lipca 2006), „bez sekularyzacji demokracja nie funkcjonuje prawidłowo. We współczesnym społeczeństwie nie ma miejsca na monolityczną instytucję, która chce kontrolować moralność społeczeństwa”. Prawdziwym zagrożeniem dla Polski okazuje się więc nie bezprawie, korupcja czy oligarchizacja gospodarki, lecz katolicyzm i nietolerancja. Celem staje się zbudowanie nie państwa demokratycznego, lecz tolerancji. Trzeba wyjątkowej ślepoty, aby nie zauważyć, iż lobby homoseksualne manipulują podstawowymi pojęciami stanowiącymi fundament porządku społecznego, usiłując doprowadzić do zrównania w świadomości społeczeństwa istoty związku heteroseksualnego i homoseksualnego. Różnica między nimi byłaby nieistotna, dotyczyłaby tylko innego źródła „atrakcji” seksualnej.

Po Lizbonie nowy artykuł 10 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej mówi, że „Unia dąży do zwalczania wszelkiej dyskryminacji ze względu na orientację seksualną”. Na tej podstawie homoseksualiści domagają się zrównania wobec prawa ich związków z małżeństwami, traktując „prawo do małżeństwa” jako zwykłe prawo nadawane przez państwo, na przykład – jak prawo do głosowania, które nie od razu było wszystkim przyznane. Jednak w istocie homoseksualiści nie są w stanie stworzyć rodziny, jak dowiodła już tego historia Norwegii, Szwecji i Danii. Dlatego rodzina i związek małżeński jako jej fundament cieszyć się powinny opieką ze strony państwa i szczególnymi uprawnieniami, czyli przywilejami. Małżonkowie biorą na siebie zobowiązanie wychowania nowych obywateli i żadna instytucja nie jest w stanie ich w tym zastąpić.

Lansowana w mediach homofobia stała się już na tyle poważnym zarzutem, że tego rodzaju infamia przypomina gromkie oskarżenia o antysemityzm czy rasizm.

Antykatolickie, agresywne akcenty bluźniercze towarzyszą pochodom lesbijek i gejów na całym świecie. Przypominają, że tolerancji dla katolików nikt w homośrodowisku nie uważa za oczywistość. „Postęp”, wspomagany przez poprawne politycznie media, toczy się przez Unię Europejską niczym walec i zmierza do Polski. W imię tegoż postępu homoseksualiści domagają się, by na ich żądanie zmieniano prawa i porządek społeczny, definicję małżeństwa i rodziny. Uważają, że formuła prawna ustanawia rzeczywistość. Chcą, aby taką formułę uchwaliło państwo na ich życzenie. Udało im się przecież zmusić amerykańskich psychiatrów, aby orzekli (przez głosowanie!), że homoseksualizm to coś normalnego. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że rzeczywistość/natura/byt jest zawsze sobą i nie można jej zmienić.

Osobliwa definicja homofobii, przyjęta przez Parlament Europejski, kwalifikuje tak każdy objaw zwykłej niechęci wobec homoseksualizmu. Sprawia, iż wszyscy krytycy tego zjawiska stają się potencjalnym źródłem przemocy i jako tacy są rzekomo niebezpieczni dla równości. Można powiedzieć, że teoretycznym zapleczem tego pojęcia są praktyki magiczne przypominające te uprawiane przez ludy prymitywne i polegające np. na „złym spojrzeniu”. Zmusza to ludzi, zwłaszcza polityków, do mówienia tego, czego się od nich w imię poprawności politycznej oczekuje, nie zaś tego, co myślą. Przytoczmy spostrzeżenie w tej kwestii prof. W. Roszkowskiego, historyka i byłego eurodeputowanego:

„W Parlamencie Europejskim, gdy ktoś powie, że małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny, to połowa sali zawyje, jedna czwarta uzna, że ma rację, ale nie należy tak ostro stawiać sprawy, a jedna czwarta skomentuje: powiedział, ale pewnie bezskutecznie” („Rzeczpospolita” 2009). Walec postępu robi swoje.

Jeszcze niedawno było we mnie więcej optymizmu. Napisałem, że Polska, mimo zachodzących w świecie obyczajowych zmian, jest krajem, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze. Zapomniałem, że wybory parlamentarne w październiku 2011 r. pewność tę powinny podważyć. Przecież wówczas aktywista gejowski R. Biedroń otrzymał poselski mandat, a następnie został prezydentem Słupska.

Kończąc, skonstatujmy, póki jeszcze można: homoseksualizm nie jest i nie może być normą społeczną. Nie da się twierdzić – bez popadnięcia w niedorzeczną ideologię powszechnego egalitaryzmu – że relacje heteroseksualne i homoseksualne są równe. Te ostatnie, co oczywiste, uniemożliwiają przetrwanie gatunku, nie mają oparcia w naturze; były zawsze w historii traktowane jako, w najlepszym razie, ekstrawagancja. Nigdy nie spełniały, bo spełniać nie mogły, podstawowych funkcji socjalizacyjnych. Kto mówi więc o tak rozumianej równości, obraża zdrowy rozsądek, a przy okazji podstawowe intuicje moralne („Nowe Państwo” nr 1/2006).

Nie inaczej rzeczy się mają w przypadku rzekomej dyskryminacji. Kościół w oficjalnym stanowisku Watykanu przekonująco wyjaśnia i przypomina, że nie może być mowy o dyskryminacji tam, gdzie nie ma prawa. Domagając się dla siebie odrębnych praw, w imię tolerancji i wolności, homoseksualiści żądają w istocie protekcji państwa dla mechanizmów samobójczych. Dyskryminacja jest odmawianiem słusznych praw, niezgodnie z duchem sprawiedliwości. W przypadku homoseksualistów nie mają oni prawa ustanawiać swojego występku jako instytucji publicznej. Niestety, przywołana argumentacja zdaje się nie mieć wpływu na opinię publiczną Europejczyków.

Dominuje przekonanie, jakoby w Polsce mniejszości seksualne były prześladowane i formuje się paneuropejski ruch obrony polskich gejów i lesbijek. Szczególnie chętnie w ten ruch „wyzwalania” rzekomo uciemiężonych nad Wisłą gejów angażuje się niemiecka lewica. Niewykluczone, że już niedługo jakiś wrażliwy, lewicowy pisarz niemiecki napisze „Chatę wuja Biedronia”.

PS

Wiadomość z ostatniej chwili: Krajowa Rada Sądownictwa negatywnie zaopiniowała projekt ustawy o związkach partnerskich. Członkowie Rady jednogłośnie stwierdzili, że proponowane rozwiązania mogą naruszać konstytucję i są niezgodne z wartościami kultury chrześcijańskiej zakorzenionej w Polsce. Istotnie, Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że Pismo Święte przedstawia czyny homoseksualne jako poważną deprawację. Jednocześnie KKK zaleca unikanie „każdego przejawu niesprawiedliwej dyskryminacji”. Nic dodać, nic ująć. I tak trzymać!

Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji” znajduje się na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Wyższość V Rzeczypospolitej nad obecną III i ½ na przykładzie sporu o wymiar sprawiedliwości / Felieton J.A. Kowalskiego

Jak to jest możliwe, żeby nie mając poparcia społecznego, bezkarnie występować, poprzez odwołanie się do siły zewnętrznej, przeciwko legalnie wybranej (i mającej jeszcze większe poparcie) władzy?

Tylko dzięki parasolowi Stanów Zjednoczonych nie mamy obecnie w Polsce rozkładu struktur państwowych i kompletnej anarchii. I przejęcia władzy nad naszym państwem przez Niemcy z jednej strony, a Rosję z drugiej. Dlatego kolejny raz, nie bojąc się oskarżenia o zdradę ideałów, opowiadam się jednoznacznie za rządem i prezydentem, za PiS-em. Bo polityka to nie opowiadanie bajek przez bajarzy, ale kreowanie faktów przez polityków. Zatem tylko ludzie zdolni do dokonywania rzeczywistych zmian mogą być nazywani politykami. Reszta to co najwyżej pretendenci lub uzurpatorzy. Z pretendentami jest mniejszy kłopot. Jeśli nie zdobędą poparcia wyborców, nie są groźni. Jeżeli zdobędą, stają się politykami, a zatem ludźmi przewidywalnymi (uwaga: nie dotyczy Niemiec).

Największy problem jest z uzurpatorami. Ich celem jest zdobycie władzy bez poparcia wyborców, bez poparcia Polaków. A ich cechą osobową jest brak hamulców moralnych, pogarda dla większości i nieliczenie się z obowiązującymi zasadami. Po trupach, nawet własnych współobywateli, byle do celu. Grupa ta już dawno opuściła miejsce publicznej debaty, jaką jest agora, i przeniosła się na inny rynek, przez miejscowych zwany targowicą.

To wszystko widzimy i wiemy. Pytanie, jakie należy tu postawić, brzmi: jak to jest możliwe? Jak można, nie mając poparcia społecznego, bezkarnie występować, poprzez odwołanie się do siły zewnętrznej, przeciwko legalnie wybranej (i mającej jeszcze większe poparcie) władzy? Odpowiedź jest całkiem prosta. Bezkarność wpisana jest w obecny kształt polskiego państwa, a ukonstytuowana jest poprzez najwyższą ustawę, matkę wszystkich ustaw, czyli obowiązującą aktualnie konstytucję.

Bezkarność i chaos to filary polskiego państwa postkomunistycznego, które, jak widzimy, broni się do końca w kluczowej dla jego przetrwania dziedzinie. Po to przecież odbyło się dwuletnie przygotowanie w postaci sejmu kontraktowego 1989-91, żeby rzeczywistej władzy neokomuszej nie stracić. Oczywiście bezkarność, chaos i bezprawie stoją zawsze po stronie dzieci Kiszczaka. Im się należą jak psu kość. A dla ludzi spoza tej kasty prawo jest/było bezwzględne, a sprawiedliwość bardzo nierychliwa.

Dość narzekania. Zaproponujmy rozwiązanie. Nie wiem, czy ktokolwiek z PiS-u czyta moje wypociny? Ale jeżeli tak, to niech czym prędzej doniesie do Prezesa, oczywiście nie pomijając żadnego służbowego szczebla. Zatem… jedynym sposobem rozwiązania obecnego problemu jest jego zlikwidowanie. To jest moja podpowiedź. I wcale nie jest to masło maślane. Po prostu, konstytucja z roku 1997 musi zostać zasadniczo zmieniona poprzez wrzucenie do kosza lub przemiał. Bo to w niej tkwi źródło obecnego chaosu i bezprawia. To ona zaprowadza niekompatybilność najwyższych władz państwowych i nieuchronne spory kompetencyjne oraz brak sprawności w zarządzaniu państwem.

Ponieważ dla totalnej opozycji z lokalnego rynku, zwanego przez miejscowych targowicą, dzieje się wojna, przyznajmy jej raz rację. I rozprawmy się z nią na sposób wojskowy – nie bawiąc się w rozważania i niuanse. Będzie na to czas później, po wojnie.

Jakie to niesie ryzyko? Otóż Obóz Dobrej Zmiany będzie miał ogromną pokusę, żeby to wojenne zwycięstwo przekuć w normę prawną. A to oznaczałoby podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości parlamentowi. Już nie niejawne grupy interesów i mafia decydowałyby o prawie w Polsce, ale posłowie i senatorowie, którzy temu prawu powinni podlegać.

Bo w tym jednym obie strony sporu jednakowo nie mają racji. Żadna z nich, odwołując się do monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, nie przestrzega ducha tego podziału, czyli autonomiczności każdej z władz. Władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza muszą być od siebie niezależne. Nie mogą się przenikać, ale wzajemnie kontrolować. I żadna nie może innej sobie podporządkować w należnej jej kompetencji.

To wszystko jednak ma sens dopiero wtedy, gdy o każdej z tych władz decyduje najważniejszy suweren, jakim jest Naród. To my, Kowalscy (i Nowakowie), powinniśmy wybierać sędziów, posłów i rząd, czyli prezydenta. A wcześniej powinniśmy zadecydować o sposobie, w jaki chcemy być jako naród i państwo zarządzani. Powtarzam: zarządzani. Za nasze pieniądze dla naszego dobra. I to wszystko zapisałem w moim projekcie nowej konstytucji.

Czy Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe na takie rozwiązanie, które zmiecie z powierzchni polskiej ziemi te wszystkie aberracje i patologie? Jeśli tak, to przestanę walić z wściekłością w klawisze komputera, a zacznę donośnie klaskać. Bo stanie się V Rzeczpospolita.

Jan A. Kowalski