Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji część 1. / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” 49/2018

Antykatolickie, agresywne akcenty bluźniercze towarzyszą pochodom lesbijek i gejów na całym świecie. Przypominają, że tolerancji dla katolików nikt w homośrodowisku nie uważa za oczywistość.

Herbert Kopiec

Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji

Lobby gejowskie w Polsce dopiero się tworzy. Nie ma ono jeszcze takiej siły przebicia, jak na Zachodzie. Jednak to tylko sprawa czasu. Przekonuje o tym m.in. obszerny artykuł Kirka i Pilla The Overhauling of Straight America (Wyprzedzanie heteroseksualnej Ameryki), który ukazał się w 1987 r. w niszowym wówczas magazynie dla homoseksualistów „Gay Travel, Entertainment, Politics and Sex”. Autorzy zarysowali w nim program działania organizacji homoseksualistów. Jest on obecnie realizowany z wielkim powodzeniem w USA i w wielu innych krajach. Przedstawia program kampanii medialnej, która miała/ma na celu zasadniczą zmianę postrzegania homoseksualistów, a także zrównanie ich standardów moralnych z heteroseksualną większością w oczach społeczeństwa (W. Roszkowski, „Gość Niedzielny” 2017).

Promowaniem homoseksualizmu w Polsce zajmuje się głównie „Gazeta Wyborcza”.

Z badań przeprowadzonych na zlecenie Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi wynika, że przez trzy lata wzrosła w niej lawinowo liczba publikacji pozytywnie przedstawiających homoseksualizm oraz tzw. kulturę gejowską. W zestawieniu z innymi dziennikami GW jest prawdziwym promotorem homoseksualizmu i na tym polu może konkurować jedynie z portalami homoseksualnymi („Nasza Polska” 2006, „Opcja na prawo” 2009). Łatwo rozpoznać i odnaleźć w tekstach pomieszczonych w Wyborczej kluczową tezę amerykańskich gejów:

Zamącić to, co moralne

Jak się to robi? Ano: „należy mówić o gejach i lesbijkach na tyle głośno i często, na ile to tylko możliwe”. Zwykła obecność w debacie publicznej miała stworzyć wrażenie, że sprawa homoseksualistów jest ważna, bo interesuje duży odsetek społeczeństwa. Autorzy wzywali do wykorzystania dialogu w tej sprawie „w celu zamącenia obrazu tego, co moralne” oraz podważenia „autorytetu moralnego homofobicznych Kościołów przez przedstawienie ich jako zacofanego ciemnogrodu”. Działacze, którzy realizowali później przesłanie Kirka i Pilla, odnieśli w tej dziedzinie ogromne sukcesy. Notoryczne odgrzewanie debaty na temat homoseksualizmu przy okazji rozmaitych imprez, w których po stronie gejów i lesbijek stają heteroseksualni obrońcy praw człowieka, stało się faktem, całkowicie oderwanym od rzeczywistych rozmiarów zjawiska i problemów środowiska homoseksualnego. Dość powiedzieć, że Krakowskie Dni Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej popierali nobliści: Szymborska i Miłosz.

Donald Tusk, Małgorzata Kidawa-Błońska, Michał Boni mówili o słabnącej w Polsce moralnej dezaprobacie dla homoseksualizmu jako o czymś bardzo pozytywnym („Gość Niedzielny” 2011). Równocześnie można się było dowiedzieć o udanych akcjach lobby gejowskiego w Polsce w postaci nacisków na władze uczelni, aby nie doszło do wykładów przedstawiających naukowe poglądy na kwestie homoseksualizmu („Gość Niedzielny” 2011). Dzisiejsi „postępowcy” co krok bombardują nas sloganami o tolerancji, wolności i prawach dla homoseksualistów. Wmawia się ludziom, iż małżeństwa homoseksualne w gruncie rzeczy są moralnie dobre, uzasadnione przez wolność, równość i braterstwo ludzi… Aktywista i działacz gejowski Robert Biedroń dobrze wie, że język zmienia świadomość, dlatego w jego wypowiedziach pojawia się sformułowanie „legalizacja związków homoseksualnych”. Chodzi bowiem o wywołanie wrażenia, że związki osób tej samej płci są w Polsce nielegalne, czyli ścigane z mocy prawa, jak pędzenie bimbru, jazda samochodem pod wpływem alkoholu czy rozpowszechnianie pornografii pedofilskiej.

Czy ktoś słyszał, żeby w Polsce do mieszkania dwóch pań czy panów żyjących w związku wpadła ekipa w kominiarkach i postawiła ich przed sądem? A przecież wciskanie kitu o potrzebie legalizacji powtarza za Biedroniem niemało ludzi, łącznie z niektórymi duchownymi i politykami partii konserwatywnych.

Mity rzekomej homofobii

Stowarzyszenia polskich gejów i lesbijek twierdzą, że nie chcą niczego więcej, tylko równych praw z parami heteroseksualnymi (z wyjątkiem praw do adopcji dzieci), a więc prawa do odwiedzin partnera seksualnego w szpitalu i informacji o stanie jego zdrowia, do odbioru korespondencji i wynagrodzenia za pracę, wspólnego kupna mieszkania itp. Poglądy negujące konieczność regulacji prawnych nazywają homofobią. Jednak w świetle obowiązującego w Polsce prawa nie ma dyskryminacji. Jedyna regulacja, która obecnie nie jest korzystna dla par homoseksualnych w porównaniu z małżeństwem, to unormowania podatkowe (podatek od dochodów osobistych, podatek od spadków i darowizn). Nie jest jednak wcale pewne, czy tu musi zachodzić równość. Małżeństwo ma inne cele i wydatki, zwłaszcza związane z dziećmi.

Wracając do wątku dbania „o dobry wizerunek gejów”, Kirk i Pill wzywali do przedstawiania ich w roli ofiar, nigdy zaś w roli agresywnych rywali, a także do przemilczania chwiejności ich związków. „W każdej kampanii pozyskiwania dla nas opinii publicznej homoseksualiści muszą być ukazywani jako ofiary, które potrzebują ochrony, tak aby w heteroseksualistach wywołać spontaniczny odruch wzięcia na siebie roli ich obrońców”.

Dziś społeczeństwa, zwłaszcza zachodnie, wiedzą już, że homoseksualiści podlegali i podlegają prześladowaniom, choć na ogół nie są w stanie przypomnieć sobie konkretnego przypadku takich współczesnych prześladowań.

Nieco historii z domieszką dydaktycznego sosu

Musi niepokoić dramatyczny spadek wartości macierzyństwa we współczesnych społeczeństwach. Upadek rodziny, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, Skandynawii i krajach Beneluksu, to dramatyczny efekt owych ruchów liberalnych ostatnich 40 lat. Od lat kilkunastu atak ten przybiera także formy prawne: legalizacji aborcji, eutanazji, związków homoseksualnych. Te same kraje, które dały naszej cywilizacji tyle mądrości, chcą na mocy prawa stanowionego nazwać związki homoseksualne małżeństwem. Proponują, by ich rytuał i skutki prawne były analogiczne jak w przypadku sakramentu małżeństwa. Małżeństwo wywodzi się od słowa matrimonium, a ono ma swe źródło w słowie ‘matka’. Matka jest osobą dającą życie. To leży u podstaw pojęcia matki, a następnie małżeństwa. Tymczasem proponuje się, aby pojęcia te znaczyły całkowicie coś innego.

Istnieje sporo obserwacji, że ruch homoseksualny jest odnogą ruchu komunistycznego, a źródłem jego metod funkcjonowania są taktyki marksistowskie. Założyciele ruchu homoseksualnego (gejowskiego) byli zagorzałymi komunistami. I tak już raczej zostało. Dziś ich następcy brylują w dominujących mediach, na uniwersytetach i gdzie się tylko da, odziani w szaty lewackich liberałów. Aktywność gejów wpisuje się w cywilizacyjne samobójstwo – sporo o nim w moich felietonach – niewinnie zwane zmianą społeczną. W ruchu gejowskim nie powinna też zaskakiwać obecność dezinformacji i różnych forteli stosowanych wobec oponentów/wroga przez sowieckie państwo i jego agenturę, które opisał Vladimir Volkoff (Dezinformacja. Oręż wojny, 1991).

Prawa gejów (czyli „wesołych chłopaczków”) najpierw pojawiły się w Stanach Zjednoczonych, a później zostały przeniesione na grunt europejski za pomocą tych samych zasad walki klas. W niektórych środowiskach miejsce walki klas zajęła walka płci, mężczyzna jawi się jako nieprzyjaciel kobiety, co w konsekwencji powoduje chorą rywalizację.

Jak to określił kardynał Alfonso Lopez Tujillo, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny – prowadzi do „rozjątrzenia sprawy relacji między płciami”. Bagatelizuje się też biologiczną różnicę między kobietą i mężczyzną i tworzy wzorce kulturowe, które całkowicie ignorują ład biologiczny. Trudno się dziwić, że takie tendencje są pożywką dla ideologii, które kwestionują klasyczne rozumienie rodziny. Myślę, że w obliczu umacniania się poglądów o rzekomej równości heteroseksualizmu i homoseksualizmu, dobrze się stało, iż Kongregacja Nauki Wiary, opierając się na wykładni biblijnej o stworzeniu (Rdz 1-3), przypomniała kilka podstawowych prawd:

1. Ludzie są osobami, mężczyznami i kobietami, równymi sobie co do godności, bo jako mężczyźni i kobiety zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. 2. Różnica płciowa jest istotna, a nie przypadkowa – ma ona charakter i biologiczny, i psychologiczny, i duchowy, i ontologiczny, pociągając za sobą różne – i komplementarne – role kobiet i mężczyzn w społeczeństwie i w Kościele. 3. Różnica płciowa nie jest skierowana ku walce płci, ale ku harmonijnemu współistnieniu i współdziałaniu, które respektują różnicę między mężczyzną i kobietą. („Tygodnik Powszechny” 2004).

Mocna pozycja Kościoła katolickiego (stąd ciągłe próby podkopywania jego autorytetu), resztki rozsądku Polaków i stosunkowo ograniczony zasięg epidemii dyktatury tolerancji pozwolą, być może, powstrzymać harcowników jeszcze na przedpolu. Ale trzeba większej świadomości, że walec „postępu” się toczy.

Homoseksualiści jako uciemiężona mniejszość

Homoseksualiści przeniknęli w latach 50. do partii politycznych w Europie i USA. Wytworzyli i rozwinęli teorię, według której stanowią mniejszość kulturową, oczywiście prześladowaną przez dominującą heteroseksualną większość. Pozwoliło to np. korespondentowi włoskiego dziennika „La Repubblica” napisać („Rzeczpospolita” 2007), że w Polsce jest zatruta atmosfera, homoseksualiści są prześladowani: „Jeśli Polska chce należeć do UE, w której geje są burmistrzami Berlina, Paryża i Hamburga, musi zaakceptować zasadę tolerancji dla mniejszości. Z europejskich zasad nie można wybrać tylko niektórych wartości, jak z menu w restauracji. Fundamentalistyczna mobilizacja w Polsce przypomina rządy islamskie w Iranie, a ci , którzy ostatnio mówili, że geje są nieprzydatni biologicznie, rządzili Niemcami w latach 1933–1945”.

Przedstawienie zjawiska homoseksualizmu w kontekście rzekomej dyskryminacji było przebiegłym ruchem ze strony homoseksualistów. Wraz ze słowem ‘dyskryminacja’ pojawiło się natychmiast słowo ‘homofobia’. Dowodem jest rezolucja Parlamentu Europejskiego potępiająca obok Belgii, Francji i Niemiec m.in. Polskę jako kraj, w którym nastąpił wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, antysemityzmem i homofobią. Nietolerancję, zdaniem parlamentarzystów z UE, wywołuje w Polsce Radio Maryja, którego nikt z nich nigdy nie słyszał. Grunt pod taką opinię przygotowały polskie media i przedruki z tych mediów w krajach Unii Europejskiej („Nasza Polska” 2006).

Niewątpliwym sukcesem taktyki marksistowskiej zastosowanej przez homoseksualistów jest fakt, iż w 1973 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne orzekło, że homoseksualizm przestaje być dewiacją. Od tamtej pory przeszliśmy długą drogę, w wyniku której fundamenty kształtujące filary naszej kultury poważnie uszkodzono. Do tego stopnia, że środowisko homoseksualne, wspierane przez „postępowców”, nawołuje dziś do uwzględniania w programach szkolnych zajęć propagujących homoseksualizm oraz piętnujących „homofobię”, zarazem otwarcie protestując przeciwko popieraniu powszechnie akceptowanej normy, czyli heteroseksualnego modelu egzystencji („Opcja na prawo” 2009).

Homofobia jako choroba?

Czym jest owa homofobia, którą postępowcy wymachują jak cepem?

Ma to być groźna choroba, jeśli nie zboczenie, które trzeba zwalczać. Kto biernie, bo moralnie, wyraża swoją dezaprobatę wobec homoseksualizmu; kto negatywnie ocenia nachalne, publiczne demonstrowanie seksualnych upodobań; kto nie uznaje traktowania homoseksualistów jako odrębnej, szczególnej grupy społecznej, ten jest po prostu chory.

Zatem żart z czyichś odmiennych skłonności seksualnych zostaje uznany nie za chamstwo, lecz groźny symptom zamachu na demokrację. Jednocześnie drwiny z papieża (czy to w wykonaniu ministra Siwca, czy posłanki Senyszyn) traktowane są jako sztubackie wybryki, choć przecież urażają uczucia większości społeczeństwa deklarującego się jako katolicy.

W ogóle katolicyzm okazuje się złem samym w sobie i zagrożeniem dla nowoczesnego porządku. Jak wyraził się lewicowy eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit w wywiadzie dla „Dziennika” (10 lipca 2006), „bez sekularyzacji demokracja nie funkcjonuje prawidłowo. We współczesnym społeczeństwie nie ma miejsca na monolityczną instytucję, która chce kontrolować moralność społeczeństwa”. Prawdziwym zagrożeniem dla Polski okazuje się więc nie bezprawie, korupcja czy oligarchizacja gospodarki, lecz katolicyzm i nietolerancja. Celem staje się zbudowanie nie państwa demokratycznego, lecz tolerancji. Trzeba wyjątkowej ślepoty, aby nie zauważyć, iż lobby homoseksualne manipulują podstawowymi pojęciami stanowiącymi fundament porządku społecznego, usiłując doprowadzić do zrównania w świadomości społeczeństwa istoty związku heteroseksualnego i homoseksualnego. Różnica między nimi byłaby nieistotna, dotyczyłaby tylko innego źródła „atrakcji” seksualnej.

Po Lizbonie nowy artykuł 10 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej mówi, że „Unia dąży do zwalczania wszelkiej dyskryminacji ze względu na orientację seksualną”. Na tej podstawie homoseksualiści domagają się zrównania wobec prawa ich związków z małżeństwami, traktując „prawo do małżeństwa” jako zwykłe prawo nadawane przez państwo, na przykład – jak prawo do głosowania, które nie od razu było wszystkim przyznane. Jednak w istocie homoseksualiści nie są w stanie stworzyć rodziny, jak dowiodła już tego historia Norwegii, Szwecji i Danii. Dlatego rodzina i związek małżeński jako jej fundament cieszyć się powinny opieką ze strony państwa i szczególnymi uprawnieniami, czyli przywilejami. Małżonkowie biorą na siebie zobowiązanie wychowania nowych obywateli i żadna instytucja nie jest w stanie ich w tym zastąpić.

Lansowana w mediach homofobia stała się już na tyle poważnym zarzutem, że tego rodzaju infamia przypomina gromkie oskarżenia o antysemityzm czy rasizm.

Antykatolickie, agresywne akcenty bluźniercze towarzyszą pochodom lesbijek i gejów na całym świecie. Przypominają, że tolerancji dla katolików nikt w homośrodowisku nie uważa za oczywistość. „Postęp”, wspomagany przez poprawne politycznie media, toczy się przez Unię Europejską niczym walec i zmierza do Polski. W imię tegoż postępu homoseksualiści domagają się, by na ich żądanie zmieniano prawa i porządek społeczny, definicję małżeństwa i rodziny. Uważają, że formuła prawna ustanawia rzeczywistość. Chcą, aby taką formułę uchwaliło państwo na ich życzenie. Udało im się przecież zmusić amerykańskich psychiatrów, aby orzekli (przez głosowanie!), że homoseksualizm to coś normalnego. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że rzeczywistość/natura/byt jest zawsze sobą i nie można jej zmienić.

Osobliwa definicja homofobii, przyjęta przez Parlament Europejski, kwalifikuje tak każdy objaw zwykłej niechęci wobec homoseksualizmu. Sprawia, iż wszyscy krytycy tego zjawiska stają się potencjalnym źródłem przemocy i jako tacy są rzekomo niebezpieczni dla równości. Można powiedzieć, że teoretycznym zapleczem tego pojęcia są praktyki magiczne przypominające te uprawiane przez ludy prymitywne i polegające np. na „złym spojrzeniu”. Zmusza to ludzi, zwłaszcza polityków, do mówienia tego, czego się od nich w imię poprawności politycznej oczekuje, nie zaś tego, co myślą. Przytoczmy spostrzeżenie w tej kwestii prof. W. Roszkowskiego, historyka i byłego eurodeputowanego:

„W Parlamencie Europejskim, gdy ktoś powie, że małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny, to połowa sali zawyje, jedna czwarta uzna, że ma rację, ale nie należy tak ostro stawiać sprawy, a jedna czwarta skomentuje: powiedział, ale pewnie bezskutecznie” („Rzeczpospolita” 2009). Walec postępu robi swoje.

Jeszcze niedawno było we mnie więcej optymizmu. Napisałem, że Polska, mimo zachodzących w świecie obyczajowych zmian, jest krajem, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze. Zapomniałem, że wybory parlamentarne w październiku 2011 r. pewność tę powinny podważyć. Przecież wówczas aktywista gejowski R. Biedroń otrzymał poselski mandat, a następnie został prezydentem Słupska.

Kończąc, skonstatujmy, póki jeszcze można: homoseksualizm nie jest i nie może być normą społeczną. Nie da się twierdzić – bez popadnięcia w niedorzeczną ideologię powszechnego egalitaryzmu – że relacje heteroseksualne i homoseksualne są równe. Te ostatnie, co oczywiste, uniemożliwiają przetrwanie gatunku, nie mają oparcia w naturze; były zawsze w historii traktowane jako, w najlepszym razie, ekstrawagancja. Nigdy nie spełniały, bo spełniać nie mogły, podstawowych funkcji socjalizacyjnych. Kto mówi więc o tak rozumianej równości, obraża zdrowy rozsądek, a przy okazji podstawowe intuicje moralne („Nowe Państwo” nr 1/2006).

Nie inaczej rzeczy się mają w przypadku rzekomej dyskryminacji. Kościół w oficjalnym stanowisku Watykanu przekonująco wyjaśnia i przypomina, że nie może być mowy o dyskryminacji tam, gdzie nie ma prawa. Domagając się dla siebie odrębnych praw, w imię tolerancji i wolności, homoseksualiści żądają w istocie protekcji państwa dla mechanizmów samobójczych. Dyskryminacja jest odmawianiem słusznych praw, niezgodnie z duchem sprawiedliwości. W przypadku homoseksualistów nie mają oni prawa ustanawiać swojego występku jako instytucji publicznej. Niestety, przywołana argumentacja zdaje się nie mieć wpływu na opinię publiczną Europejczyków.

Dominuje przekonanie, jakoby w Polsce mniejszości seksualne były prześladowane i formuje się paneuropejski ruch obrony polskich gejów i lesbijek. Szczególnie chętnie w ten ruch „wyzwalania” rzekomo uciemiężonych nad Wisłą gejów angażuje się niemiecka lewica. Niewykluczone, że już niedługo jakiś wrażliwy, lewicowy pisarz niemiecki napisze „Chatę wuja Biedronia”.

PS

Wiadomość z ostatniej chwili: Krajowa Rada Sądownictwa negatywnie zaopiniowała projekt ustawy o związkach partnerskich. Członkowie Rady jednogłośnie stwierdzili, że proponowane rozwiązania mogą naruszać konstytucję i są niezgodne z wartościami kultury chrześcijańskiej zakorzenionej w Polsce. Istotnie, Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że Pismo Święte przedstawia czyny homoseksualne jako poważną deprawację. Jednocześnie KKK zaleca unikanie „każdego przejawu niesprawiedliwej dyskryminacji”. Nic dodać, nic ująć. I tak trzymać!

Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji” znajduje się na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze