Wyższość V Rzeczypospolitej nad obecną III i ½ na przykładzie sporu o wymiar sprawiedliwości / Felieton J.A. Kowalskiego

Jak to jest możliwe, żeby nie mając poparcia społecznego, bezkarnie występować, poprzez odwołanie się do siły zewnętrznej, przeciwko legalnie wybranej (i mającej jeszcze większe poparcie) władzy?

Tylko dzięki parasolowi Stanów Zjednoczonych nie mamy obecnie w Polsce rozkładu struktur państwowych i kompletnej anarchii. I przejęcia władzy nad naszym państwem przez Niemcy z jednej strony, a Rosję z drugiej. Dlatego kolejny raz, nie bojąc się oskarżenia o zdradę ideałów, opowiadam się jednoznacznie za rządem i prezydentem, za PiS-em. Bo polityka to nie opowiadanie bajek przez bajarzy, ale kreowanie faktów przez polityków. Zatem tylko ludzie zdolni do dokonywania rzeczywistych zmian mogą być nazywani politykami. Reszta to co najwyżej pretendenci lub uzurpatorzy. Z pretendentami jest mniejszy kłopot. Jeśli nie zdobędą poparcia wyborców, nie są groźni. Jeżeli zdobędą, stają się politykami, a zatem ludźmi przewidywalnymi (uwaga: nie dotyczy Niemiec).

Największy problem jest z uzurpatorami. Ich celem jest zdobycie władzy bez poparcia wyborców, bez poparcia Polaków. A ich cechą osobową jest brak hamulców moralnych, pogarda dla większości i nieliczenie się z obowiązującymi zasadami. Po trupach, nawet własnych współobywateli, byle do celu. Grupa ta już dawno opuściła miejsce publicznej debaty, jaką jest agora, i przeniosła się na inny rynek, przez miejscowych zwany targowicą.

To wszystko widzimy i wiemy. Pytanie, jakie należy tu postawić, brzmi: jak to jest możliwe? Jak można, nie mając poparcia społecznego, bezkarnie występować, poprzez odwołanie się do siły zewnętrznej, przeciwko legalnie wybranej (i mającej jeszcze większe poparcie) władzy? Odpowiedź jest całkiem prosta. Bezkarność wpisana jest w obecny kształt polskiego państwa, a ukonstytuowana jest poprzez najwyższą ustawę, matkę wszystkich ustaw, czyli obowiązującą aktualnie konstytucję.

Bezkarność i chaos to filary polskiego państwa postkomunistycznego, które, jak widzimy, broni się do końca w kluczowej dla jego przetrwania dziedzinie. Po to przecież odbyło się dwuletnie przygotowanie w postaci sejmu kontraktowego 1989-91, żeby rzeczywistej władzy neokomuszej nie stracić. Oczywiście bezkarność, chaos i bezprawie stoją zawsze po stronie dzieci Kiszczaka. Im się należą jak psu kość. A dla ludzi spoza tej kasty prawo jest/było bezwzględne, a sprawiedliwość bardzo nierychliwa.

Dość narzekania. Zaproponujmy rozwiązanie. Nie wiem, czy ktokolwiek z PiS-u czyta moje wypociny? Ale jeżeli tak, to niech czym prędzej doniesie do Prezesa, oczywiście nie pomijając żadnego służbowego szczebla. Zatem… jedynym sposobem rozwiązania obecnego problemu jest jego zlikwidowanie. To jest moja podpowiedź. I wcale nie jest to masło maślane. Po prostu, konstytucja z roku 1997 musi zostać zasadniczo zmieniona poprzez wrzucenie do kosza lub przemiał. Bo to w niej tkwi źródło obecnego chaosu i bezprawia. To ona zaprowadza niekompatybilność najwyższych władz państwowych i nieuchronne spory kompetencyjne oraz brak sprawności w zarządzaniu państwem.

Ponieważ dla totalnej opozycji z lokalnego rynku, zwanego przez miejscowych targowicą, dzieje się wojna, przyznajmy jej raz rację. I rozprawmy się z nią na sposób wojskowy – nie bawiąc się w rozważania i niuanse. Będzie na to czas później, po wojnie.

Jakie to niesie ryzyko? Otóż Obóz Dobrej Zmiany będzie miał ogromną pokusę, żeby to wojenne zwycięstwo przekuć w normę prawną. A to oznaczałoby podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości parlamentowi. Już nie niejawne grupy interesów i mafia decydowałyby o prawie w Polsce, ale posłowie i senatorowie, którzy temu prawu powinni podlegać.

Bo w tym jednym obie strony sporu jednakowo nie mają racji. Żadna z nich, odwołując się do monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, nie przestrzega ducha tego podziału, czyli autonomiczności każdej z władz. Władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza muszą być od siebie niezależne. Nie mogą się przenikać, ale wzajemnie kontrolować. I żadna nie może innej sobie podporządkować w należnej jej kompetencji.

To wszystko jednak ma sens dopiero wtedy, gdy o każdej z tych władz decyduje najważniejszy suweren, jakim jest Naród. To my, Kowalscy (i Nowakowie), powinniśmy wybierać sędziów, posłów i rząd, czyli prezydenta. A wcześniej powinniśmy zadecydować o sposobie, w jaki chcemy być jako naród i państwo zarządzani. Powtarzam: zarządzani. Za nasze pieniądze dla naszego dobra. I to wszystko zapisałem w moim projekcie nowej konstytucji.

Czy Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe na takie rozwiązanie, które zmiecie z powierzchni polskiej ziemi te wszystkie aberracje i patologie? Jeśli tak, to przestanę walić z wściekłością w klawisze komputera, a zacznę donośnie klaskać. Bo stanie się V Rzeczpospolita.

Jan A. Kowalski

Komentarze