Zalewski: Zostałem oszukany. Pan Gliński ma lepsze przełożenie na urzędników KPRM niż pan premier

Jerzy Zalewski o tym, jak odebrano mu produkcję nad filmem, bo chciał go zrobić zbyt tanio i jak urzędnicy KPRM wmanewrowali go, by zainwestował własne pieniądze w film na który nie dostał dotacji.

Jerzy Zalewski o filmie „Zdarzyło się w Polsce”. Miał on opowiedzieć historię braci Kowalczyków i zamach na aulę w Opolu. W tej auli miało się odbyć wręczenie medali dla zomowców, rok wcześniej pacyfikujących Wybrzeże. Jednym z podejrzanych w śledztwie jest żołnierz wyklęty z oddziału „Bartka”, „co nas przenosi w tamten czas”. Różne czasy się ze sobą zlewają i w finale się łączą. Projektem zainteresował się premier Mateusz Morawiecki. Film otrzymał dotację w wysokości 6,5 mln zł.

Miałem zapewnienia dyrektora PISF-u, że z puli dyrektorskiej dostanę. Ta pula była na rok poprzedni, 2018 r.

Żeby jednak ją wykorzystać musiał jak najszybciej zacząć zdjęcia. Przez ten pośpiech do ekipy filmowej wziął tych ludzi, którzy byli wolni, co się zemściło. Ekipa okazała się „nieodporna na defraudację”. W związku z tym jak mówi, „po czterech dniach zdjęciowych przerwałem i zwróciłem pieniądze, których nie wydałem”. Zauważa, że nikt go nie pytał wtedy, czemu tak szybko przerwał zdjęcia. Paweł Lewandowski, wiceminister kultury , obiecał mu, że w lutym otrzyma pieniądze z kolejnej dotacji, do KPRM może wystąpić o pieniądze przez Ministerstwo Kultury i jednocześnie rozliczyć wydane już pieniądze.

Kierownicy produkcji […] widzą jak próbuję ciąć koszty. Widzą np. jak kaskader, którego wynajmuje jest tańszy o 70% niż inni, który oferowali swoje usługi.

Do czerwca udało mu się rozliczyć. Stwierdza, że w jego projekcie koszta były potanione o 30-40%. Było to jak mówi, nie do przyjęcia dla branży, która dba by koszta, nie były zbyt niskie.  Z tego powodu produkcja filmu została przekazana Włodzimierzowi Niderhausowi, „postać z bajki o komunistach starych”. Niderhaus pracuje od lat 70. w  Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Okazało się, że to on ma przejąć zarządzanie pieniędzmi z dotacji. Na dodatek okazało się, że pieniędzy nie będzie dopóki Zalewski nie podpisze umowy z PISFEM. Tymczasem żeby to zrobić musiałby mieć już budżet filmu zapięty.

Napisałem list, że nie zgadzam się na taką formułę. […] Zgłosiłem się do KPRM o inną drogę przepływu tych pieniędzy.

Najpierw otrzymał od urzędników Kancelarii informację, że jest inna droga jaką mógłby otrzymać pieniądze. Odbyłoby się to za pośrednictwem stowarzyszenia lub fundacji. Po zapewnieniu tym i przy świadomości, że projekt cieszy się poparciem premiera przystąpił do prac nad filmem. Musiał przed końcem roku zrealizować 31-35 dni, żeby rozliczyć dotację, z której pieniędzy jeszcze nie otrzymał. Z tego powodu z własnych oszczędności sfinansował przygotowania do zdjęć.

Ja mam wszystko, wykupione kostiumy, aktorów. Jesteśmy po próbach, po treningach jazdy konnej, próbach kaskaderskich,  jesteśmy gotowi do zdjęć. […] Tych pieniędzy nie otrzymuję.

9 października otrzymał informację, potwierdzoną dzień później przez oficjalne pismo, iż pieniędzy nie otrzyma oraz że nic nie było mu obiecywane. Reżyser uważa, że został wpuszczony przez urzędników Kancelarii Premiera w pułapkę, co traktuje jako zemstę za krytykę ministra  Piotra Glińskiego, którego posądził o złą wolę. Stwierdził bowiem, że „utrzymywanie w polskiej kinematografii Niderhausa jest złą wolą”.

Pan Gliński ma lepsze przełożenie na urzędników KPRM niż pan premier.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej mówi, że tym czego żąda jest „zwrot kosztów i moich zobowiązań przez usunięcie pana Niderhausa i ministra Glińskiego”.

Komentarze