Paweł Lewandowski: Polacy nie chcą płacić abonamentu, bo uważają go za kolejny podatek

Paweł Lewandowski o decentralizacji i repolonizacji mediów, lustracji w świecie kultury, abonamencie i tym czym go zastąpić, kwestii filmu Zalewskiego i o Polskiej Fundacji Narodowej.

Z Pawłem Lewandowskim powracamy do tematu filmu „Zdarzyło się w Polsce”, o którym mówiliśmy dwa tygodnie temu.

Żeby zrobić film trzeba znaleźć ekipę, podpisać z nią umowę, zbierać faktury i rachunki by rozliczyć się z dotacji.

180 tys. nierozliczonych pieniędzy zostało zwróconych przez Jerzego Zalewskiego. Lewandowski mówi, że ze względu „niejasności w rozliczeniu” film został skierowany do zaufanej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. W przeszłości realizowała ona „Legiony” i kończyła „Smoleńsk”. podkreśla, że:

To jest największa wytwórnia w Polsce.

Jerzy Zalewski musi w jego ocenie współpracować z Włodzimierzem Niderhausem, jeśli chce dokończyć swój film. Lewandowski nie ma żadnych informacji nt. agenturalnej przeszłości szefa WFDiF, i jak mówi, nie ma możliwości i prawy by sprawdzić, czy ktoś współpracował z SB czy nie. Dodaje, że jest zwolennikiem wprowadzenia przepisów, które by na to pozwalały.

Podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego mówi o tym nad czym pracuje ministerstwo i o dekoncentracji mediów. Stwierdza, że przepisy dotyczące mediów są w gestii ministra kultury.

Tak naprawdę chodzi o jedno- zapewnienie rzetelności i pluralizmu medialnego.

Jest to istotne żebyśmy mogli wypracować sobie zdanie. Większy pluralizm to także, jak mówi, lepsza walka z fake newsami. Tłumaczy różnicę między dekoncentracją a repolonizacją. Stwierdza, że jeśli chodzi o repolonizację to wywłaszczania kogoś, zwłaszcza mediów jest utrudnione przez ustawę i  konstytucję.

Polacy nie chcą płacić abonamentu, bo uważają go za kolejny podatek.

Lewandowski dodaje, że nie ma planów by znieść abonament. Jednocześnie jak mówi państwo dopłaca do telewizji z budżetu. Są to pieniądze, jak mówi, płacone za tych, którzy są zwolnieni z opłat. Uważa, że powinien być jeden system, w miarę niezależny od polityków. Powinien być on automatyczny. Winien to być albo jakiś rodzaj opłaty albo. Na Zachodzie Europy jest opłata audiowizualna. Podkreśla, że sposób poboru abonamentu w Polsce jest nieskuteczny. Nasz gość dodaje, iż wystarczyłoby żeby każda pracująca osoba płaciłaby 8 zł miesięcznie i mielibyśmy 2,5 mld rocznie, co wystarczyłoby na utrzymanie wszystkich mediów publicznych.

Polska Fundacja Narodowa bardzo dużo dobrych rzeczy zrobiła.

Polemizuje z krytyką lewicy, która zarzuca PFN, że marnuje pieniądze podatników. To, że Polacy w Polsce nie dostrzegają jej działań wynika z tego, że działa ona za granicą, by tam promować nasz kraj.  Dofinansowała ona film o Witoldzie Pileckim, ze swoich 200 mln zł jakie dostaje.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Zalewski: Zostałem oszukany. Pan Gliński ma lepsze przełożenie na urzędników KPRM niż pan premier

Jerzy Zalewski o tym, jak odebrano mu produkcję nad filmem, bo chciał go zrobić zbyt tanio i jak urzędnicy KPRM wmanewrowali go, by zainwestował własne pieniądze w film na który nie dostał dotacji.

Jerzy Zalewski o filmie „Zdarzyło się w Polsce”. Miał on opowiedzieć historię braci Kowalczyków i zamach na aulę w Opolu. W tej auli miało się odbyć wręczenie medali dla zomowców, rok wcześniej pacyfikujących Wybrzeże. Jednym z podejrzanych w śledztwie jest żołnierz wyklęty z oddziału „Bartka”, „co nas przenosi w tamten czas”. Różne czasy się ze sobą zlewają i w finale się łączą. Projektem zainteresował się premier Mateusz Morawiecki. Film otrzymał dotację w wysokości 6,5 mln zł.

Miałem zapewnienia dyrektora PISF-u, że z puli dyrektorskiej dostanę. Ta pula była na rok poprzedni, 2018 r.

Żeby jednak ją wykorzystać musiał jak najszybciej zacząć zdjęcia. Przez ten pośpiech do ekipy filmowej wziął tych ludzi, którzy byli wolni, co się zemściło. Ekipa okazała się „nieodporna na defraudację”. W związku z tym jak mówi, „po czterech dniach zdjęciowych przerwałem i zwróciłem pieniądze, których nie wydałem”. Zauważa, że nikt go nie pytał wtedy, czemu tak szybko przerwał zdjęcia. Paweł Lewandowski, wiceminister kultury , obiecał mu, że w lutym otrzyma pieniądze z kolejnej dotacji, do KPRM może wystąpić o pieniądze przez Ministerstwo Kultury i jednocześnie rozliczyć wydane już pieniądze.

Kierownicy produkcji […] widzą jak próbuję ciąć koszty. Widzą np. jak kaskader, którego wynajmuje jest tańszy o 70% niż inni, który oferowali swoje usługi.

Do czerwca udało mu się rozliczyć. Stwierdza, że w jego projekcie koszta były potanione o 30-40%. Było to jak mówi, nie do przyjęcia dla branży, która dba by koszta, nie były zbyt niskie.  Z tego powodu produkcja filmu została przekazana Włodzimierzowi Niderhausowi, „postać z bajki o komunistach starych”. Niderhaus pracuje od lat 70. w  Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Okazało się, że to on ma przejąć zarządzanie pieniędzmi z dotacji. Na dodatek okazało się, że pieniędzy nie będzie dopóki Zalewski nie podpisze umowy z PISFEM. Tymczasem żeby to zrobić musiałby mieć już budżet filmu zapięty.

Napisałem list, że nie zgadzam się na taką formułę. […] Zgłosiłem się do KPRM o inną drogę przepływu tych pieniędzy.

Najpierw otrzymał od urzędników Kancelarii informację, że jest inna droga jaką mógłby otrzymać pieniądze. Odbyłoby się to za pośrednictwem stowarzyszenia lub fundacji. Po zapewnieniu tym i przy świadomości, że projekt cieszy się poparciem premiera przystąpił do prac nad filmem. Musiał przed końcem roku zrealizować 31-35 dni, żeby rozliczyć dotację, z której pieniędzy jeszcze nie otrzymał. Z tego powodu z własnych oszczędności sfinansował przygotowania do zdjęć.

Ja mam wszystko, wykupione kostiumy, aktorów. Jesteśmy po próbach, po treningach jazdy konnej, próbach kaskaderskich,  jesteśmy gotowi do zdjęć. […] Tych pieniędzy nie otrzymuję.

9 października otrzymał informację, potwierdzoną dzień później przez oficjalne pismo, iż pieniędzy nie otrzyma oraz że nic nie było mu obiecywane. Reżyser uważa, że został wpuszczony przez urzędników Kancelarii Premiera w pułapkę, co traktuje jako zemstę za krytykę ministra  Piotra Glińskiego, którego posądził o złą wolę. Stwierdził bowiem, że „utrzymywanie w polskiej kinematografii Niderhausa jest złą wolą”.

Pan Gliński ma lepsze przełożenie na urzędników KPRM niż pan premier.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej mówi, że tym czego żąda jest „zwrot kosztów i moich zobowiązań przez usunięcie pana Niderhausa i ministra Glińskiego”.