W głąb historii Polski i twarzą w twarz z jej dniem dzisiejszym / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 111/2023

Wiodący temat tego wydania „Kuriera” zawiera dodatek „A może Trójmorze”, o konsekwentnie rozwijanej, ambitnej, samodzielnej inicjatywie rozwoju przyłączonych do starej Unii państw środkowej Europy.

Krzysztof Skowroński

Ostatni wakacyjny świt. Mgła zasłania drugi brzeg jeziora. Z lasu dobiegają niemrawe, późnoletnie, a może już jesienne głosy ptaków. Niewiele mają sobie do powiedzenia. Pakowanie, sprzątanie i po dwustu kilometrach napis: Warszawa.

Udało mi się wyjechać. Wrzucić na dno szuflady telefon, a wraz z nim odciąć łączność z globalnym światem. Nie zaglądałem do portali informacyjnych, nie oglądałem telewizji, a nawet nie słuchałem Radia Wnet. Zamieniłem zgiełk świata na nadzwyczajne lektury, na które nigdy nie miałem czasu.

Podróż w głąb historii rozpocząłem od Pawła Jasienicy. Krótka książka o polskiej anarchii, a w niej data 7 lipca 1572 roku – dzień śmierci ostatniego z Jagiellonów, uznana przez autora za jeden z najgorszych dni w historii Rzeczpospolitej. Umiera ostatni przedstawiciel dynastii, nie pozostawiając żadnego prawa ani rozporządzenia co do przyszłych elekcji. Zaczyna się czas zmierzchu najwspanialszego (wtedy) kraju świata.

Po Jasienicy przyszedł Ferdynand Ossendowski i fascynująca podróż przez Syberię i Mongolię w czasach bolszewickiej zawieruchy, a także myśl o tym, jak mało wiemy o różnorodności syberyjskich ludów i mongolskich (w tamtych, przedkomunistycznych czasach) obyczajach. Z Mongolii skoczyłem do Lublina początku lat trzydziestych. A tam, dzięki Józefowi Łobodowskiemu, spędziłem czas z młodym polskim lewicowcem wśród robotników i żydowskiej inteligencji.

I znów wędrówka w czasie, tym razem bieg wsteczny i powrót do wojny polsko-bolszewickiej za sprawą mistrza Józefa Mackiewicza.

„Lewa wolna” – wielkie i dziś już bez znaczenia pytanie do Józefa Piłsudskiego: dlaczego, Marszałku, dwa razy darowałeś życie Leninowi i zgodziłeś się na traktat ryski?

I na koniec tej lektrówki (wędrówki dzięki lekturom) na parapecie okna w domu, w którym przez minutę byłem, zobaczyłem książkę Jana Polkowskiego „Ślady krwi”. A to już książka-lustro, w której widzimy nas samych i nasze czasy. Spotyka się w niej groteska, zbrodnia i najnowsza historia, opisane wspaniałym językiem. A ponieważ autor był rzecznikiem rządu premiera Jana Olszewskiego, to przy okazji lektury pojawiło się słynne pytanie z 4 czerwca 1992 roku, zadane przez Jana Olszewskiego w czasie jego ostatniego wystąpienia: Czyja będzie Polska?

I z tym pytaniem, i z tymi lekturami ruszymy w Polskę.

Od początku września aż do 15 października, od beatyfikacji Rodziny Ulmów do ogłoszenia wyników wyborów; od Przemyśla przez Kraków, Wrocław i Szczecin, aż do Białegostoku i Lublina. Mam nadzieję, że w Radiu Wnet i w następnym numerze „Kuriera WNET” uda nam się opowiedzieć o tym, w jakim momencie dziejowym jest dzisiaj Polska.

Będzie to nasza opowieść, w której nie zapomnimy, że jest wojna na Ukrainie, Bruksela i Waszyngton, i Pekin.

A w tym, wrześniowym numerze, nie zapominamy ani o przeszłości, ani o dniu dzisiejszym. Od Września 1939 przez Powstanie Warszawskie, którego dramat był przecież we wrześniu w pełnym toku, po kalendarium kolejnego miesiąca obecnego dramatu wojennego – na Ukrainie. Od niepokojącej sytuacji gospodarczej w Chinach po sytuację polityczną i medialną w Polsce przygotowującej się do wyborów.

Jednak wiodącym tematem tego wydania jest dodatek „A może Trójmorze”, o konsekwentnie rozwijanej, ambitnej, samodzielnej inicjatywie rozwoju zapóźnionych gospodarczo w stosunku do tzw. starej Unii państw, przyłączonych do niej po upadku bloku wschodniego.

Czas na ostatnią w tym roku kąpiel w jeziorze i rozmowę z rodziną Kaczek. Z za chmur wyjrzało słońce… dobrej lektury wrześniowego „Kuriera Wnet”!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023.

 


  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023

Mimo wakacji nie możemy nie słyszeć trzasku gałęzi, na której siedzimy / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 110/2023

Chłopcy Prigożyna być może lada chwila usłyszą wołanie z Brukseli, żeby ich wpuścić do Polski, bo tyle już wycierpieli, a oni natychmiast porzucą broń i zmienią się w obrońców wartości europejskich.

Krzysztof Skowroński

Wagnerowscy bandyci odpowiedzialni za zbrodnie wojenne, mordercy, złodzieje, jak spuszczone z łańcucha wściekłe psy, w nagrodę za nieudany pucz, może nawet po raz pierwszy w życiu opuścili Rosję. Wprawdzie o dzisiejszej łukaszenkowskiej Białorusi nie można powiedzieć, że nie jest częścią rosyjskiego imperium, ale dla sybirskich zeków to już Zachód, a Brześć, w którym wybrańcy Prigożyna mają się rozgościć, to brama. Wystarczy przekroczyć jedną granicę i nikt na świecie nie będzie ich rozliczał z gwałtów, zabójstw i rabunków.

Nie wiemy, do jakiego scenariusza są przygotowywani, ale znając diabelską przebiegłość KGB-owskiej gwardii, ich obecności na polskiej granicy nie można lekceważyć. Być może nawet nie zdążą przygotować się do działań, gdy usłyszą wołanie z Brukseli, żeby ich wpuścić do Polski, bo przecież chłopcy Prigożyna już tyle w życiu wycierpieli, a gdy na własne oczy zobaczą europejski raj, natychmiast porzucą broń i zmienią się w obrońców wartości europejskich.

Był przecież taki wspaniały projekt budowania wspólnoty od Władywostoku do Lizbony, świata bez wojny i granic, i przecież nie można odcinać z jabłonki niemieckiej myśli najpiękniej kwitnącej gałęzi. A oni na pewno pomogą.

Prigożynem będzie grał nie tylko jeden z licznych sobowtórów Putina, który nie jest jego sobowtórem, i jego wąsaty cień z Białorusi, ale i nasz rycerz wolności, pędzący po władzę na niewidzialnej brukselskiej szkapie. To groteskowe, ale i groźne. Obawiam się, że nawet jeśli najważniejszy dziennikarz w Polsce pokaże rachunek za zakup trotylu, to i tak nie jest w stanie zatrzymać wirowiska kłamstw niewolących umysły wschodzącej politycznej gwiazdy.

Wprawdzie jest sierpień, czas beztroskich urlopów spędzanych przez niektórych na płonących greckich wyspach, a przez młodzież warszawską na dziedzińcu byłego budynku Komitetu Centralnego, ale nie możemy nie słyszeć trzasku gałęzi, na której siedzimy. Niestety nie jest tak, że naszej względnej stabilizacji zagraża tylko wystrzeliwujący codziennie dziesiątki śmiercionośnych rakiet władca Kremla. On też stał się tylko wasalem potężniejszej od niego siły, przed którą kłania się, udając wielkiego wodza.

Nasze wakacje od zbiorowych nieszczęść chcą też zakłócić twórcy absurdalnych praw, próbujący zbudować idealnego obywatela przez osaczenie człowieka tysiącami przepisów i pozornych wyborów, przed którymi nawet w globalnej restauracji człowiek pada, odurzony przywilejem wolności, jaki daje mu sprzedawca, pytając: duże, średnie czy małe, i czy w zestawie, a może z herbatą, a może pan, a może pani?

A do tego doszlusowała jeszcze sztuczna inteligencja, która z całą pewnością będzie pisała lepsze artykuły wstępne niż ten, wymęczony przez człowieka, który, gdy Państwo będą czytać te słowa, spróbuje zapomnieć o świecie, wędrując po Bieszczadach. Ale o wszystkim zapomnieć się nie da.

W tym numerze „Kuriera WNET”, jak mogli się Państwo zorientować, patrząc na okładkę, nie zapominamy o Wołyniu, ale za to nie ma żadnego tekstu dotyczącego Powstania Warszawskiego. Może przynajmniej w części zrekompensujemy ten brak, polecając książkę, którą mam zaszczyt czytać z Panią Haliną Cieszkowską, uczestniczką Powstania.

Książka Zagłada Miasta, wydana przez Kartę, jest przejmującym zbiorem świadectw ludzi Powstania. Szczególnie istotna jest dyskusja między najważniejszymi politykami i dowódcami zarówno w kraju, jak i w Londynie, która poprzedziła ten zryw.

Ale nie tylko przeszłością zajmujemy się w tym „Kurierze”. Zachęcam do przeczytania wywiadu z prof. Zybertowiczem i naszego działu kulturalnego, który kwitnie jak jego redaktor Konrad Mędrzecki, od kiedy postanowił rzucić palenie.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Mija 80 lat od dnia, w którym ukraińscy sąsiedzi zaczęli mordować Polaków / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 109/2023

Po polskiej stronie może być cisza, ale w tej ciszy możemy czekać na znaczący gest z ukraińskiej strony. Nie może to być „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” ani uchwała parlamentu.

Krzysztof Skowroński

Jak zachować ciszę, gdy biją dzwony i wyją syreny? Jak pogodzić ból przeszłości z dramatem codzienności? To są pytania, które stoją przed Polakami i Ukraińcami. Minął już 500 dzień rosyjskiej agresji na naszego sąsiada i mija już 80 lat od dnia, w którym ukraińscy sąsiedzi w bestialski sposób zaczęli mordować Polaków.

To trudna rocznica, ale mimo wojny Ukrainy z Rosją powinniśmy oczekiwać jakiegoś znaczącego gestu ze strony Ukraińców. W ciszy czekam na znaczący głos.

Wiemy, że dla Ukraińców, nawet tych, którzy mieszkają na Wołyniu, to, co tam się wydarzyło w czasie drugiej wojny światowej, to czarna dziura. Dotyczy to zarówno starych, jak i młodych. Nie uczyli się na lekcjach historii o ludobójstwie, jakiego na sąsiadach dokonali ich przodkowie, a tym bardziej nie słyszeli o nim w prywatnych rozmowach. Sowieckie czasy okryły historię stalową kopułą kłamstwa. Ale to, co usprawiedliwia młodych, nie usprawiedliwia elit. Rozbicie tej stalowej kopuły i wydobycie na światło dzienne ludobójstwa wołyńskiego jest zadaniem ukraińskich intelektualistów i polityków

O 11 lipca 1943 roku powinny się uczyć w szkołach ukraińskie dzieci. Bez uznania faktów, bez prawdy nie będzie pojednania.

My wiemy, że dziś Ukraińcy bronią także naszej wolności i nie możemy stawiać warunków uzależniających naszą pomoc wojenną i solidarność od tego, co zdarzyło się na Wołyniu. Po polskiej stronie może być cisza, ale w tej ciszy możemy czekać na znaczący gest z ukraińskiej strony. Nie może to być „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” ani uchwała parlamentu.

Oczekujemy od prezydenta Ukrainy odpowiedzi na pytanie, czy Ukraińcy chcą budować swoją przyszłość razem z Polską, czy też traktują Polskę jak pomost łączący Kijów z Berlinem i Brukselą. Ale jeśli chcą budować z nami, to muszą wiedzieć, że możemy to robić wspólnie tylko wtedy, gdy faktycznie uświadomią sobie wagę i ludobójczy charakter wołyńskiej tragedii i wezmą za nią odpowiedzialność.

Czy tak się stanie, wnet się okaże i będziemy mogli ocenić, czy politycy zarówno polscy, jak i ukraińscy zdali „wołyński egzamin”. Ale tych egzaminów w drugiej połowie roku jest więcej. Na pewno nie będzie można mówić o sezonie ogórkowym. Z niepokojem będziemy przyglądać się nie tylko wojnie na Ukrainie, ale też temu, co dzieje się za murem oddzielającym Polskę od Białorusi, na której nie tylko pojawiła się broń nuklearna, ale i Prigożyn wraz z tysiącami swoich bandytów. Ta beczka z prochem, stworzona przez byłego dyrektora kołchozu, jest naprawdę groźna, zwłaszcza że sytuacja polityczna i nastroje w Polsce, im bliżej październikowych wyborów, tym bardziej będą rozchwiane.

Perspektywa dziennikarska jest oczywiście inna niż Państwa, którzy pakują się teraz, by wyjechać na wakacje. Cieszmy się z możliwości ucieczki od codzienności, ale nie zapomnijmy zabrać ze sobą Niecodziennej Gazety. W „Kurierze WNET” tym razem polecam wywiad z byłym białoruskim więźniem kolonii karnej, Aleksandrem Kabanowem, i oczywiście dwa archiwalne wywiady ze śp. Bohdanem Urbankowskim, którego rodzina i przyjaciele pożegnali pod koniec czerwca na Cmentarzu Północnym.

My, także w drugiej połowie czerwca, żegnaliśmy naszego redakcyjnego kolegę, Dariusza Kąkola – muzyka, fotografa, pielgrzyma i przyjaciela, który w sposób nagły i niespodziewany w wieku 58 lat opuścił ten świat.

Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 109/2023

„To, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć”/ Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 108/2023

Mam wrażenie, że znów jesteśmy „w czwartym czerwca”, że ten czerwiec to finał tamtego. Znów aktualne są słowa Jana Olszewskiego: w grze „jest pewien obraz Polski, jaka ona ma być. Czyja ona ma być?”

Jest druga połowa maja 1992 roku. Gabinet mecenasa Jana Olszewskiego zbiera się w celu omówienia polsko-rosyjskiej umowy państwowej, którą w następnych dniach w Moskwie mają podpisać prezydenci Wałęsa i Jelcyn.

Umowę referuje minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski. Premierowi nie podoba się preambuła, ale w którymś momencie ministrowie dowiadują się, że do umowy są dołączone dwa tajne załączniki. Minister Skubiszewski nie chce ich pokazać, mówiąc, że i tak wszystko jest już ustalone. Jednak ministrowie stawiają na swoim.

Tego samego dnia Rada Ministrów zbiera się po raz drugi. Tym razem jest to posiedzenie ściśle tajne. Ministrowie z przerażeniem czytają załączniki, z których wynika, że państwo polskie ma zapewnić mieszkania tym żołnierzom sowieckim, którzy chcą zostać w Polsce, a co gorsza, w bazach rosyjskich mają powstać rosyjskie przedsiębiorstwa. Ministrowie protestują. Antoni Macierewicz mówi, że jeśli w bazach pozostaną Rosjanie, to Polska nigdy nie zostanie przyjęta do NATO. Rząd załączniki odrzuca. Ale w dniu odlotu prezydenta Wałęsy do Moskwy rzecznik prezydenta oświadcza, że prezydent nic nie wie o decyzji rządu i ma zamiar podpisać całą umowę wraz z załącznikami. Gdy dowiaduje się o tym premier, staje na głowie, by dostarczyć stenogramy z posiedzenia Rady Ministrów prezydentowi Wałęsie i zakazuje mu podpisania załączników.

W mediach trwa nagonka na rząd. Po powrocie wściekły Wałęsa cofa rekomendację rządowi Jana Olszewskiego. 29 maja Janusz Korwin-Mikke zgłasza projekt uchwały lustracyjnej. Na listach tajnych współpracowników pojawia się ponad 60 nazwisk posłów, które wyciekają do mediów. Są dwie koperty. W kopercie nr 2 znajduje się nazwisko prezydenta Rzeczypospolitej. W mediach wrze. Politycy i dziennikarze krzyczą o prawach człowieka, o końcu demokracji, o złamaniu zasad państwa prawa. W nocy 4 czerwca rząd Jana Olszewskiego zostaje odwołany.

Przypominam te zdarzenia, bo mam wrażenie, że znów jesteśmy „w czwartym czerwca”.

Ci sami bohaterowie po dwóch stronach barykady. Z jednej strony Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz, a z drugiej Donald Tusk, Waldemar Pawlak czy Aleksander Kwaśniewski. O Ustawie o Państwowej Komisji ds. badania rosyjskich wpływów na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 mówi się tak samo i to samo, co wtedy o lustracji. I mówią nie tylko ci sami politycy, ale komentują ci sami dziennikarze.

Mam wrażenie, że ten czerwiec to finał tamtego. Znów aktualne są słowa Jana Olszewskiego: w grze „jest pewien obraz Polski, jaka ona ma być. Może inaczej – czyja ona ma być? Jest Polska, była Polska przez czterdzieści parę lat (…) własnością pewnej grupy. Własnością z dzierżawy, może nawet raczej przez kogoś nadanej. Po tym myśmy, w imię racji, własnych racji politycznych, zgodzili się na pewien stan przejściowy. Na kompromis, na to, że ta Polska jeszcze przez jakiś czas będzie i nasza, i nie całkiem nasza. I zdawało się, że ten czas się skończył. (…) A dzisiaj widzę, że nie wszystko się skończyło, że jednak wiele jeszcze trwa i że to, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć”. I się rozstrzygnie. Jesienią 2023 roku.

Na zakończenie swego przemówienia z czerwca 1992 roku Jan Olszewski powiedział, że jest dumny z tego, że po złożeniu swojego urzędu będzie mógł swobodnie spacerować po ulicach Warszawy i patrzeć ludziom prosto w oczy. I tak też robił. A ja jestem przekonany, że dziś żaden z czołowych polityków nie mógłby powtórzyć tego spokojnego spaceru po ulicach polskich miast.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023

Bartosz Dankiewicz: Przestrzegam każdego, kto chciałby robić interesy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju – niech uważa

Fot. CC0, Pixabay

Jeżeli ktokolwiek stworzy jakąś przełomową technologię, to oni będą go kontrolować tak długo, jak będą chcieli, wyjmą tyle informacji, ile będą chcieli i zrobią z tymi informacjami, co będą chcieli.

Krzysztof Skowroński, Bartosz Dankiewicz

Krzysztof Skowroński rozmawia z Bartoszem Dankiewiczem, architektem krajobrazu, autorem nowatorskiej technologii zielonych ścian.

Spotkał Pan na swojej drodze instytucję, która nazywa się NCBR…

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju zmieniło moje życie diametralnie. W 2012 roku wygrałem konkurs na innowacyjną technologię żywych zielonych elewacji, dostosowanych do klimatu Polski. Twórca zielonych ścian, Patric Blanc, powiedział mi, że jego technologia nadaje się do Polski. Ale mimo że jest geniuszem, akurat tu się mylił. Więc wymyśliłem technologię odpowiednią dla naszego klimatu. Nie miałem doświadczenia w występowaniu o granty, ale, namówiony, zrobiłem to i, co mnie zadziwiło, wygrałem. Potem przez kilka lat prowadziliśmy badania. Wszystko było w porządku.

Stworzyliśmy zielone ściany, wszystko działało, układało się harmonijnie. Ale nastąpił zgrzyt. Otóż na swoje nieszczęście wygrałem kolejny konkurs, którego już nie powinienem wygrywać, jak się okazało. Są konkursy, które można wygrywać, ale przedsiębiorcy nie wiedzą, że są i takie, których nie można wygrywać. Ja wygrałem konkurs przeznaczony dla kogoś innego.

Ale też mówimy o NCBR?

Tak, o NCBR. Postanowiłem rozwinąć technologię zielonych ścian, żywych elewacji, bardzo ekologiczną. Chodziło, o zmianę topoklimatu w miastach, o to, żeby wodę opadową zaprząc do pracy i żeby ona przez te rośliny korygowała klimat. Żeby nie było takich upałów, żeby było przyjemnie osobom, które latem muszą być w mieście. Zebraliśmy olbrzymią grupę specjalistów z pięciu ośrodków naukowych. No i się zaczęło. Naprawdę jakaś kafkowska sytuacja. Nagle atmosfera wokół mnie i mojej firmy zgęstniała. Zaczęły się pojawiać kontrole.

Kontrola to kontrola. Ale kontrolerzy nie wychodzili z mojej firmy przez kilka lat, zmieniali się tylko. Jak w ubeckich przesłuchaniach: jeden człowiek, a zmieniają się przesłuchujący.

Non stop były kontrole finansowe albo merytoryczne. Ale wciąż obiecywali, że uruchomią ten drugi grant.

Czyli dostał Pan grant, ale nie dostał pieniędzy.

Z drugiego grantu nie dostałem ani złotówki.

Oczywiście wygrał Pan w sposób oficjalny.

Dostałem oficjalne pismo, że gratulują i w ciągu miesiąca zostaną uruchomione środki. I wtedy zaczęły się dziać niesamowite rzeczy. Trzeba to wyraźnie powiedzieć: to była ekipa, która mnie niszczyła, wykańczała.

To byli ludzie Platformy Obywatelskiej. Działali w sposób skoordynowany i planowy. Widać było, że mają wprawę. Parę osób było przede mną w Radiu WNET i mówili o swoich przejściach, i widzę, że wobec nich stosowali podobne metody. Bo jeżeli z firmy przez kilka lat nie wychodzą kontrole, a jak na chwilę wychodzą, to zostawiają ryzę papieru, na którą trzeba odpowiedzieć pięcioma ryzami, to niezależnie od tego, co te kontrole przyniosą, taka firma upada. Taka jest metoda pato-urzędników.

Cały czas mnie straszono, że nie mogę się publicznie wypowiadać o tej sprawie. Ale trzeba to wreszcie powiedzieć: na czele tego korowodu zła stał Maciej Grzegorzewski. Jest dyrektorem działu kontroli i pracuje do dzisiaj w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju.

Metodę działania tych ludzi nazwałem metodą „na eksperta”. Urzędnicy mówili nam: my nic nie możemy, nie znamy się na tych zielonych ścianach, powołamy eksperta, który to zbada. Ja stwierdziłem: oczywiście, nie ma sprawy. Tymczasem ci eksperci nie mają żadnego dorobku naukowego związanego z tematyką badań.

Przynajmniej tych sześciu, którzy byli odtajnieni, bo personalia reszty były utajnione. I do tego żaden z nich nie zapoznał się nawet z dostępną literaturą światową na temat stanu badań. Myliło im się wszystko: nazwy, pojęcia, procedury. Najczęściej zarzuty były takie, że nie spełniam jakichś warunków, że np. że nasze badania nie są zgodne z doświadczalnictwem szkółkarskim. A my ze szkółkarstwem nie mamy nic wspólnego. Mamy inne cele, inne założenia. I każdy z tych ludzi zadawał taką małą rankę. Nakazywali zwrot środków.

Środków z pierwszego grantu?

Tak, z pierwszego grantu. I niby na podstawie żądań zwrotu z pierwszego grantu nie mogli wypłacić drugiego. To było absolutne bezprawne. Takim rusycyzmem, takim rytem wschodnim w tym wszystkim, co robią ci ludzie związani z Platformą w NCBR, jest to, że prawo dla nich właściwie nie istnieje. Robią, co chcą. Wiązanie wyników jednego konkursu z drugim jest bezprawiem

Ci ludzie NCBR czasami się odsłaniali i mówili, że żaden agent służb trzyliterowych, jak oni to nazywali, czyli CBA, CBŚ ABW, nie podskoczy profesorom, bo tak nazywają swoich ekspertów, mimo że żaden z nich, przynajmniej z tych odtajnionych, nie był profesorem.

To byli starsi naukowcy, najczęściej ze stopniem doktora.

Doprowadzili do upadku moją firmę. Co oznacza upadek firmy? Jeżeli to jest działalność gospodarcza, to jest upadek rodziny. To jest po prostu przemielenie ludzi, osób fizycznych. Dzieci nie mają dzieciństwa, żona jest straumatyzowana. To jest utrata całego majątku, utrata domu. To jest po prostu nieludzkie.

I to wszystko Pana spotkało?

Tak, to wszystko mnie spotkało. Chciałbym przestrzec każdego, kto chciałby robić interesy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju – niech uważa. Może wdepnąć na minę. Nie będzie nawet wiedział, bo ja nie wiedziałem, że niszczę czyjeś interesy, wygrywając grant. (…)

Przez te lata napisałem z metr sześcienny wyjaśnień na temat ich głupawych uwag, z których pod każdą jest napisane, że jeżeli nie odpowiem w terminie, to oni zrealizują moje papiery dłużne i wykończą mnie finansowo. Nie można wtedy pracować, nie można podpisywać kontraktów, nie można normalnie prowadzić działalności gospodarczej, bo obsługuje się grupę przestępców z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

To jest jeden aspekt i ten jest ewidentny. A drugi aspekt jest już trudniej udowodnić, bo jest związany z drenażem wiedzy. I to jest naprawdę groźne, nie tylko jeżeli chodzi o mnie. Powtarzam: to jest podejrzenie, a nie pewność.

Chodzi o to, że NCBR wydaje gigantyczne pieniądze państwowe, nie mając nad sobą żadnego systemu kontroli wypływu informacji niejawnych. To znaczy: jeżeli ktokolwiek stworzy jakąś przełomową technologię, to oni będą go kontrolować tak długo, jak będą chcieli, wyjmą tyle informacji, ile będą chcieli i zrobią z tymi informacjami, co będą chcieli. Nie ma nad tym żadnej kontroli.

Ja starałem się spotkać z każdym dyrektorem i pytałem wprost: jak to jest z tym systemem ochrony informacji, bo parę razy różne rzeczy z tego, co ja robiłem, wypłynęły na rynek międzynarodowy. Odpowiedzieli, że to kalumnie i że nie ma, co prawda, takiego systemu, ale nie sądzą, żeby takie rzeczy się działy.

Podam przykład. Wymyśliliśmy technologię produkcji mat pokrytych mchem. Ekspert NCBR o nieposzlakowanej opinii, bo tylko takich mają, stwierdził, że się nie spotkał z czymś takim i ja to sobie zmyśliłem. Odpisałem, że na tym polega innowacyjność, że wymyśla się rzeczy, których jeszcze nie było.

Nie: proszę oddać pieniądze. To co mam zrobić, żeby udowodnić? Proszę dokładnie opisać, jak pan to robił. No więc opisałem dokładnie. NCBR odpowiada: jeszcze dokładniej. Zrobiłem to jeszcze dokładniej. Ma być dzień po dniu, godzina po godzinie, miligram po miligramie. Opisałem. Oni odpowiadają: po analizie opisu i próbki – bo dostali jeszcze próbkę do ręki – dochodzimy do wniosku, że to jest nieprawda i pan wszystko zmyślił.

Co się dzieje za jakiś miesiąc? Pośpieszyli się po prostu z jednoczesną sprzedażą i niszczeniem mnie.

Nagle wchodzi na polski rynek niemiecka firma, która w Krakowie sprzedaje ścianę zrobioną z mchów jako czyszczącą powietrze ze smogu. Napisałem do nich: I co, Panie Dyrektorze Macieju Grzegorzewski, z Pana ekspertami? Bo Niemcy już wchodzą z tą technologią, już nie jest tajna, jak się okazuje, już się to robi. I co z drenażem technologii? NCBR w krótkich słowach odpowiedział, że nie będzie się zajmował tym tematem, ale nie będą żądali zwrotu akurat za to.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z przedsiębiorcą Bartoszem Dankiewiczem, pt. „Pomoc dla polskich firm czy drenaż technologii?”, znajduje się na s. 2 i 7 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z przedsiębiorcą Bartoszem Dankiewiczem, pt. „Pomoc dla polskich firm czy drenaż technologii?”, na s. 7 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Pobiliśmy rekord świata, jeśli chodzi o transmisję sygnału telekomunikacyjnego w jednym włóknie światłowodowym

Fot. Christopher Burns/Unsplash

Nasze patenty i technologie dają olbrzymie szanse, żeby wspólnie z naszymi partnerami, a są to największe firmy, które budują tego typu instalacje – wprowadzić rozwiązania do masowego stosowania.

Krzysztof Skowroński, Tomasz Nasiłowski, Piotr Maziewski

Firma Chime Networks stała się sławna po wizycie dwóch posłów w NCBR i stwierdzeniu przez nich, że dostała 123 miliony dotacji z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

Piotr Maziewski: Pojawiło się w związku z tym mnóstwo nieprawdy. Trudno znaleźć choćby jedno prawdziwe zdanie, wypowiedziane przez panów posłów na temat projektu, firmy czy mojej osoby. Także ten szum medialny na pewno nie służy temu, żeby zrobić w Polsce coś wyjątkowego, ale dobrze, że będziemy mogli o tym porozmawiać.

Zamieszanie jest bardzo duże. Pan poseł Jacek Żalek, który przez jakiś czas był odpowiedzialny za merytoryczną stronę działań NCBR, podał się do dymisji. To jest ciekawy wątek, bo jak to się dzieje, że przeciekają informacje z prokuratury, że przeciekają informacje z NCBR? Ale o taśmach porozmawiamy za chwilę. Teraz będzie miała głos nauka, czyli profesor Tomasz Nasiłowski. Najpierw poproszę o parę słów na temat polskiej szkoły światłowodowej, związanej z lubelskim Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej.

Tomasz Nasiłowski: Historia światłowodów w Lublinie na UMCS zaczęła się w latach 70 ubiegłego wieku. Wtedy mój mentor naukowy, Jan Wójcik, opracował polską technologię światłowodów. Dzięki niej jeszcze przed transformacją były w Lublinie produkowane światłowody dla całego Układu Warszawskiego. I powstała tam fabryka światłowodów. Po transformacji fabryka została zamknięta, ale naukowcy, którzy już mieli ogromne doświadczenie, dalej pracowali, pod przewodnictwem doktora Jana Wójcika, nad światłowodami. Ich doświadczenie pozwoliło nam dzisiaj stworzyć najlepszy światłowód na świecie.

Pobiliśmy rekord świata, jeśli chodzi o transmisję sygnału telekomunikacyjnego przy obecnym standardzie telekomunikacyjnym w jednym włóknie światłowodowym. Zrobiliśmy to w laboratorium Orange z wykorzystaniem aparatury nadawczo-odbiorczej produkowanej przez amerykańską firmę Infinera, lidera w technologii telekomunikacji. Dzięki temu sprzętowi i naszemu światłowodowi przesłaliśmy ponad 11 terabitów na sekundę.

Czyli polska szkoła istnieje i liczy się na świecie?

Tak, śmiało można powiedzieć, że znajduje się wśród liderów światowej technologii światłowodów. Na bazie tej technologii już powstało ponad 100 różnych patentów opublikowanych na całym świecie. W tej chwili ta szkoła, pracownia technologii światłowodów nadal działa, chociaż Jan Wójcik już niestety nie żyje. Zakładał firmę InPhoTech razem ze mną. Naszym zamiarem było doprowadzić do tego, żeby Polska produkowała światłowody. W tej chwili jego następca, prof. Paweł Mergo, kieruje tą szkołą i wraz z nim rozwijamy tę technologię i wdrażamy do przemysłu. (…)

Na czym ten rekord świata polega?

Polega na tym, że w światłowodzie chcemy przesłać jak najwięcej informacji.

Kable światłowodowe, szczególnie te kładzione pod wodą, pomiędzy kontynentami, mają ograniczoną ilość miejsca i możliwości wzmacniania sygnału. A my stworzyliśmy światłowód, którym można przesłać więcej informacji, np. światłowód wielordzeniowy.

Jest ogromne zapotrzebowanie na przesyłanie coraz większej ilości informacji. Naukowcy spotykają się i omawiają nowe rozwiązania, które pozwolą przesyłać coraz więcej informacji. Okazuje się, że w ciągu najbliższych 10 lat zapotrzebowanie na przesył informacji wzrośnie ponad dziesięciokrotnie. To oznacza, że trzeba stworzyć światłowody, które będą w stanie tyle informacji przesłać.

I nie ma drugiej firmy, drugiej grupy naukowców, która by potrafiła stworzyć taki światłowód?

Oczywiście mamy konkurencję, szczególnie japońskie koncerny, jednak ich rozwiązania ustępują w istotnych elementach naszym. Przede wszystkim nasze rozwiązanie jest w pełni kompatybilne z obecnymi standardami telekomunikacyjnymi. Światłowody produkowane czy proponowane przez Japończyków takiej kompatybilności nie mają i dlatego już od roku mamy rekord świata przesyłu ilości informacji. Nikomu nie udało się dotąd tego rekordu pobić. (…)

Z jak dużą grupą naukowców Pan pracuje?

To jest zespół kilkuosobowy.

W porównaniu z dużymi amerykańskimi firmami to jest taki partyzancki oddział.

Pamiętam, że jak 10 lat temu zaczęliśmy się interesować światłowodami wielordzeniowymi, japońska firma NTT ogłosiła, że rząd japoński przeznaczył ponad 200 mln dolarów na wytworzenie światłowodu, którym będzie można przesyłać więcej informacji. Wtedy jeden z moich kolegów naukowców powiedział: nie ma co się tym zajmować. Są dużo więksi, którzy potrafią to zrobić.

Na szczęście Janek Wójcik opracowywał technologię światłowodów specjalnych już od lat dziewięćdziesiątych. W związku z tym mieliśmy ogromną przewagę – jego spuściznę.

Przewagę wiedzy.

Przewagę wiedzy. I ta przewaga wiedzy powoduje, że dzisiaj my mamy rekord światowy i mamy światłowód. (…)

Toczy się wojna na Ukrainie, ale jest też wojna podwodna. Struktury NATO oficjalnie się tym zajmują, bo wystarczy przeciąć symboliczny kabel, żeby zakłócić gospodarkę światową.

Piotr Maziewski: Tych kabli jest bardzo dużo. Akurat 14 lutego, kiedy miała miejsce konferencja obu panów posłów, NATO powołało specjalną jednostkę, która ma się zajmować szukaniem sposobów przeciwdziałania tego typu akcjom.

W tej chwili Rosjanie posiadają technologię, która pozwala nie tylko przecinać kable na dużych głębokościach, ale ingerować w system zasilania i podsłuchiwać. Raporty opublikowane w Wielkiej Brytanii i w Holandii mówią o tym, że dla gospodarki skutki takich skomasowanych akcji mogą być znacznie większe niż skutki wojny czy covidu.

Więc to są poważne sprawy, o których debatują poważni politycy, a poważne instytuty badawcze poszukują rozwiązań. Patenty i technologie, które posiada Pan Profesor, dają olbrzymie szanse, żeby wspólnie z naszymi partnerami, z którymi działamy – a są to największe firmy, które zajmują się budowaniem tego typu instalacji – wprowadzić rozwiązania do masowego stosowania.

Na czym polega Pana projekt złożony w NCBR?

Projekt dotyczy implementacji światłowodów wielordzeniowych do technologii morskiej. Dzięki współpracy z Panem Profesorem wraz z gronem inżynierów i naukowców, a także z inżynierami z USA, udało się stworzyć koncepcję zaimplementowania tych światłowodów do technologii podmorskiej.

Chodzi głównie o to, że w tzw. repeaterach, które wzmacniają sygnał co 100 km – bo podobnie jak na lądzie, sygnał pod morzem trzeba wzmacniać – chcemy zmodyfikować system wzmacniaczy, żeby wykorzystać światłowody opatentowane przez Pana Profesora.

Krótko mówiąc, to miał być eksperyment, czy ten polski światłowód można położyć na dnie morza.

To nie jest eksperyment. Bardzo wiele dokumentacji udostępniliśmy naszym partnerom w USA, a współpracujemy z podmiotami, które budowały największe systemy światłowodowe.

Czyli nie jest tak, jak powiedział jeden z posłów opozycji, że to jest firma, która ma zdolność kredytową na poziomie 470 zł?

We wszystkich tego typu projektach finansowanie odbywa się za pomocą inwestorów zewnętrznych. Tego ci panowie nie wiedzą. Oni nie zgłosili się do nas, żebyśmy im wytłumaczyli, na czym polega projekt. I bazując tylko na wiedzy w zakresie tematu projektu, wygłosili szereg bardzo niefortunnych, delikatnie mówiąc, wypowiedzi na temat naszej innowacyjności, naszych zasobów, kompetencji – bardzo krzywdzących i nieprawdziwych. (…)

NCBR wysłało do Pana pismo w sprawie tego, czy udzieliło dostępu do dokumentacji: „NCBR nie przekazywało panom posłom Szczerbie i Jońskiemu dokumentacji projektu, nie udostępniało też taśm z nagrań ekspertów”; bo dwie taśmy ujrzały światło dzienne.

To jest czyn, który zdecydowanie wyczerpuje znamiona przestępstwa. Opublikowano taśmy dotyczące projektu, na których są informację będące tajemnicą przedsiębiorstwa.

Nasza firma zawarła szereg umów z innymi podmiotami, również zagranicznymi. Publikacja tych danych jest złamaniem szeregu naszych praw i będziemy ich na pewno dochodzić. (…)

Czy ta burza pozbawi Pana dotacji NCBR?

Mam nadzieję, że nie, gdyż bardzo ważny projekt, nie tylko z punktu widzenia nauki, mógłby zostać pogrzebany. I kolejny raz wielkie osiągnięcie polskich naukowców byłoby realizowane gdzieś indziej.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Tomaszem Nasiłowskim, założycielem firmy InPhoTech, i Piotrem Maziewskim, prezesem Chime Networks, pt. „Światłowodowy rekord świata”, znajduje się na s. 8 i 9 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Tomaszem Nasiłowskim, założycielem firmy InPhoTech, i Piotrem Maziewskim, prezesem Chime Networks, pt. „Światłowodowy rekord świata”, na s. 8 i 9 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Ksiądz Blachnicki nie wierzył w ostrzeżenia, bo był bardzo ufny, otwarty. Uważał, że należy działać jawnie

Ks. Franciszek Blachnicki i kard. Karol Wojtyła. Źródło: IPN/Instytut im. ks. Franciszka Blachnickiego | Za: Dzieje.pl

Jeśli to prawda, że ktoś wsypał mu truciznę – zrobił to na polecenie sowieckich służb. Sowieci uważali, że ksiądz Blachnicki z papieżem chcą zorganizować krucjatę przeciwko państwom socjalistycznym.

Krzysztof Skowroński, Piotr Jegliński

Czy zaskoczyła Pana informacja o tym, że ksiądz Franciszek Blachnicki został otruty?

Jestem zdziwiony, że ktoś może być zdziwiony, bo od 1987 roku, od śmierci księdza Franciszka Blachnickiego, wszyscy, którzy byli z nim blisko, nie mieli żadnej wątpliwości, że został otruty. Ale trzeba było 30 lat, żeby ktoś wpadł na pomysł i odkrył na nowo coś, co było wiadome. (…)

Sprawa księdza Franciszka Blachnickiego została na nowo otwarta. Prokurator, który dokładnie sprawę zbadał, stwierdził: ksiądz Franciszek Blachnicki został zamordowany. Za tym pójdzie dalsze śledztwo.

Czy pójdzie, to zobaczymy.

Gdyby ktokolwiek z nas popełnił morderstwo, byłby natychmiast zatrzymany, prawda? A co się dzieje z tymi osobami podejrzanymi? Nic się nie dzieje.

Czy Pan znał księdza Franciszka?

Jakżeż bym nie znał? Poznałem go jeszcze w czasie studiów na KUL-u. On już wtedy prowadził różne wspólnoty, oazy. A bliżej go poznałem, kiedy byłem na emigracji i kiedy on w 1980 roku przyjechał do Paryża i przywiózł mi wspaniały prezent, a mianowicie kopię filmu Robotnicy ʾ80. Wielokrotnie przyjeżdżał i nie nocował w żadnym klasztorze, tylko u mnie w domu, gdzie była redakcja. Był to człowiek niezwykłej skromności. I biła z niego energia; mało powiedziane: to był niewątpliwie Boży człowiek. Wiele nocy przegadaliśmy, opowiadał mi o swoim życiu, bo byłem bardzo ciekaw.

Pytałem go, jak doszedł do Boga? Powiedział mi, że w czasie II wojny światowej, jako młody człowiek, był członkiem organizacji wojskowej na Śląsku. Został złapany, skazany na karę śmierci i czekało na wykonanie wyroku w więzieniu w Katowicach. Na Śląsku wykonywano te wyroki przez ścięcie toporem.

Powiedział mi, że jeśli chodzi o wiarę, był człowiekiem dosyć letnim. Ale po paru miesiącach oczekiwania w celi śmierci zawarł takie porozumienie z Najwyższym: jeżeli Najwyższy uzna, że on miałby z tego wyjść, to on Mu całe życie poświęci. I tak też zrobił.

Po czterech czy pięciu miesiącach, kiedy nie wykonano tego wyroku, stała się rzecz niebywała. Bo z jednej strony Niemcy rozwalali ludzi bez żadnych wyroków, a z drugiej – stosowali przepisy prawa niemieckiego, które mówiło, że jeżeli w oznaczonym terminie nie został wykonany wyrok śmierci, to skazany był stawiany przed trybunałem. I ten trybunał uznał, że nie będzie ścięty. Wylądował w Oświęcimiu. Przeżył i zaraz po wojnie wstąpił do seminarium. Dalsze jego losy są znane.

Współpracował z księdzem Karolem Wojtyłą, potem jako kardynałem i papieżem. Trafił też do komunistycznego więzienia. Był pod stałą obserwacją.

W Krościenku były organizowane oazy. Kardynał opiekował się tym ruchem na terenie diecezji. W latach 60. i 70. władze szykanowały księdza Blachnickiego, nasyłały kontrole. Albo na przykład odmówiono mu sprzedaży węgla – a on organizował oazy przez cały rok. Więc ogłosił apel, żeby ludzie wysyłali mu węgiel pocztą, w paczkach. Po paru miesiącach poczta była sparaliżowana, poproszono go, żeby zaprzestał akcji i dostarczono mu ileś ton węgla. To był tego typu człowiek. To był człowiek, który realizował wszystkie swoje projekty.

Jest rok 80. Stan wojenny. Ksiądz Franciszek zostaje na Zachodzie.

Spotkałem go w Rzymie, przyjechał tam latem 1981 roku, no i został, kiedy doszły go informacje, że miał być aresztowany. Myślę, że odbył rozmowę z Ojcem Świętym Janem Pawłem II i poradzono mu, żeby został, bo dużo więcej zrobi na wolności i będzie mógł działać też dla Polski. Na początku miał obiecany taki teren na wzgórzu, gdzie miał zbudować ośrodek ruchu oazowego. To się nie udało i wtedy zaproponowano mu wolny ośrodek w Carlsbergu. I od 1982 roku osiadł w Carlsbergu. (…)

On był bardzo ufny, otwarty, niczego nie ukrywał, mimo że go ostrzegaliśmy. Kiedyś przyjechałem i widzę: kilkanaście osób pakuje ciężarówkę, między innymi książki, które ja tam wysyłałem. Mówię: to się przecież skończy jakąś wpadką! Ale on taki był.

Na pamiątkę marszów wolności, które odbywały się w połowie XIX wieku do zamku Limbach, organizował takie symboliczne pielgrzymki z udziałem przedstawicieli narodów z okupowanej części Europy; szli, potem były modlitwy, przemówienia itd. I tam też poznałem małżeństwo Gontarczyków.

Myślę, że to wszystko zdecydowało, że postanowiono go zamordować. Nie mam na to dowodów, ale sądzę, że to wyszło z sowieckich służb. Że jeśli to prawda, że ktoś wsypał mu truciznę – Gontarczykowie czy ktokolwiek inny; to musi stwierdzić prokuratura – zrobił to na polecenie sowieckich służb. Sowieci uważali, że ksiądz Blachnicki razem z papieżem chcą zorganizować krucjatę przeciwko państwom socjalistycznym.

Widział Pan księdza Franciszka Blachnickiego na dwa tygodnie przed jego śmiercią.

Może nawet mniej niż dwa tygodnie. Akurat wtedy miałem ze sobą aparat. Nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej tego nie robiłem i potem żałowałem. Zrobiliśmy sobie zdjęcie na pamiątkę i jemu też zrobiłem parę zdjęć.

Aparat mi się zaciął, skończył się film, a ja byłem przekonany, że film jest prześwietlony. Oddałem go do wywołania już po śmierci księdza. Okazało się, że na tym ostatnim zdjęciu przez głowę księdza Franciszka przechodzi taka czerwona smuga. Ja uznałem, że to jest coś symbolicznego.

Wiadomo, że w ciągu tych dwóch tygodni państwo Gontarczykowie mieli codzienny kontakt z księdzem.

To był mały ośrodek, była tam drukarnia, mieszkali ludzie związani z tym ruchem i Gontarczykowie bez problemu mogli się z nim spotykać. Uczestniczyli również w mszach, które przecież ksiądz Franciszek codziennie odprawiał. Oczywiście chodzili, żeby pozyskać jego zaufanie.

Były sygnały z Solidarności Walczącej, ja również dużo wcześniej, jak poznałem tych Gontarczyków, ostrzegałem go, że to towarzystwo nie bardzo mi się podoba. Tam się kręcił jeszcze jakiś emerytowany generał peerelowski, nie pamiętam w tej chwili nazwiska. Też bardzo dziwna postać. Mówiłem wielokrotnie księdzu Franciszkowi, ale on to ignorował. Uważał, że żeby coś robić, trzeba być otwartym.

Potem zdecydował się odbyć rozmowę z Gontarczykami. Przy tej rozmowie nikogo nie było. Nie wiem, co się tam działo. W każdym razie zaraz po wyjściu Gontarczyków ksiądz zasłabł, poszedł do siebie i wezwano lekarza. No i zmarł.

Lekarz, który wystawił akt zgonu, napisał, że to był zator płuc, bo tak się wydawało. Ale to dziwne, bo tuż przed śmiercią wydobywała się z jego ust jakaś piana.

Kiedy okazało się, że małżeństwo było agentami Służby Bezpieczeństwa?

Były różne przecieki. Ona była niemieckiego pochodzenia. Zresztą wiedziałem, że dlatego przyjechali z dzieckiem do Niemiec i dostali od razu obywatelstwo niemieckie. Przenieśli się do Carlsbergu i tam zabiegali o przychylność ojca Blachnickiego. Jedno z nich bodajże pracowało w drukarni, bo ksiądz założył bardzo prężnie działającą drukarnię. Tam drukowano Pismo Święte i różnego typu materiały religijne, które były przesyłane na wschód, do republik bałtyckich. Ja zresztą pomagałem księdzu w przesyłaniu różnych materiałów via Polska na teren Sowietów.

W pewnym momencie zaczęły się tam różne awarie maszyn, jakieś dziwne rzeczy. Wszyscy mówili księdzu, że to jest robota Gontarczyków, że oni są sprawcami. Jakiś czas po śmierci księdza zniknęli. Wywiad peerelowski ich ewakuował.

Czy w ogóle ktoś widział papiery Gontarczyków?

Otrzymałem pół roku przed jego śmiercią informacje, że tam są agenci. Jeszcze byłem bardzo ostrożny, bo przychodziły do nas również fałszywe donosy na różnych ludzi. Natomiast wiem, że potem Solidarność Walcząca dowiedziała się z pewnego źródła, że małżeństwo Gontarczyków współpracuje ze Służbą Bezpieczeństwa albo wręcz są pracownikami wywiadu.

Znany jest fakt, że pani Jolanta Lange, dawniej Gontarczyk, ma swoją fundację. W Wikipedii napisane jest, że jest doktorem socjologii, działaczką na rzecz praw człowieka. I na końcu wzmianka: współpracowała ze Służbą Bezpieczeństwa. A jej fundacja dostaje bardzo dużo pieniędzy – bo milion dwieście tysięcy to nie jest mało – z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z wydawcą i działaczem opozycji z czasów PRL Piotrem Jeglińskim pt. „Niewyjaśnione zbrodnie założycielskie” znajduje się na s. 16 i 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z wydawcą i działaczem opozycji z czasów PRL Piotrem Jeglińskim pt. „Niewyjaśnione zbrodnie założycielskie” na s. 16 i 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Pierwszy prorok, który od dwóch tysięcy lat chodził po Ziemi Świętej / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 106/2023

„Na szczęście” powstał film Gutowskiego i mam wrażenie, że pozwolił Janowi Pawłowi II zejść z pomników i wrócić nie tylko na ulice miast, ale do serc wielu, którzy już o nim prawie zapomnieli.

Krzysztof Skowroński

Po śmierci Jana Pawła II uczestniczyłem, na zaproszenie Bronisława Wildsteina, w dyskusji dotyczącej pokolenia JP II. Gospodarz programu zadał pytanie, czy ono istnieje. Wtedy, wbrew jego sceptycyzmowi, starałem się udowodnić, że tak. Po 18 latach od 2 kwietnia 2005 roku możemy stwierdzić, że nawet jeśli istnieje, to pod ziemią.

Wprawdzie były dwa momenty – beatyfikacji i kanonizacji – które pokazały siłę świętego Jana Pawła II, a raz do roku obchodzimy Dzień Papieski, ale generalnie Jan Paweł II został zamknięty w obrazach i pomnikach, od czasu do czasu występując w debatach publicznych jako tarcza lub miecz wymierzony w politycznego przeciwnika.

W tym samym czasie powstało pokolenie anty-JP II. Dużo zorganizowanego wysiłku włożono w to, by najpierw uczynić świętego papieża obiektem kpin nastolatków, a w końcu spróbować go posadzić na ławie oskarżonych. 16 października 2016 roku poprosiłem Jana Brewczyńskiego, by przeprowadził radiową sondę wśród młodzieży spacerującej po ulicy Grodzkiej w Krakowie. Okazało się, że na pytanie, kim był Jan Paweł II, część odpowiedziała: obrońcą pedofilii. To było na kilka lat przed filmem wyświetlonym w TVN i stanowiło emanację niszczycielskiej siły internetu.

„Na szczęście” powstał film Gutowskiego i mam wrażenie, że pozwolił Janowi Pawłowi II zejść z pomników i wrócić nie tylko na ulice miast, ale do serc wielu, którzy już o nim prawie zapomnieli. Ja też sięgnąłem do archiwum i przypomniałem sobie pewną impresję, którą napisałem bezpośrednio po pogrzebie świętego Jana Pawła II. Postanowiłem ją tutaj przytoczyć:

Dostałem nowy magnetofon Grundig. Z radością i ekscytacją postawiłem go na biurku. Z nabożeństwem włączyłem do kontaktu, nacisnąłem na klawisz z napisem „radio” i zacząłem powolnym ruchem poszukiwać jakiejś słyszalnej stacji. Szedłem przez szum fal i zbiór niezrozumiałych dźwięków, aż w końcu trafiłem. Głos po polsku, choć jakby z oddali, odczytywał: „Papieżem został Polak, kardynał z Krakowa, Karol Wojtyła”. Natychmiast pobiegłem do drugiego pokoju, by podzielić się tą informacją z mamą. Nie pamiętam, czy od razu uwierzyła, pamiętam za to, że mnie ta wiadomość napełniła dumą, ale też wydawała się czymś oczywistym.

Wtedy, w październiku 1978 roku, było dla mnie zupełnie naturalne, że papieżem zostaje Polak, ale euforia pozostała euforią. Po szkole maszerowaliśmy z kolegami do cukierni radośnie i lekko, jakbyśmy unosili się nad ziemią.

Dwadzieścia dwa lata później patrzyłem na starych Żydów wychodzących ze spotkania z Janem Pawłem II w muzeum Yad Vashem. Oni też podskakiwali. Mieli czerwone ze wzruszenia twarze i oczy, z których płynęły łzy. Gdy zapytałem o wrażenia ze spotkania, profesor Gutman odpowiedział mi jednym zdaniem: „To święty człowiek”.

Nie pamiętam, czy tego samego wieczoru, czy może dzień lub dwa później stałem ze swoim synkiem i żoną w bramie Jaffy, czekając na wjazd Papieża do starej Jerozolimy. Znajdowałem się wśród wiwatujących Palestyńczyków i śpiewających Hiszpanów, a ponieważ mój syn miał niewiele ponad dwa lata, odsunąłem się trochę od tłumu, stanąłem z boku i czekałem, patrząc.

Gdy wjeżdżała kawalkada samochodów, wąskie uliczki Jerozolimy zmusiły ją do zatrzymania się – akurat w takim miejscu, że stałem metr od Jana Pawła II i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Przeszył mnie dreszcz od stóp do głowy i od głowy do stóp. W tej jednej chwili zrozumiałem wszystko, co się działo i dzieje. Chaos myśli uporządkował się, zastąpiły go spokój i jasność.

Poszedłem do hotelu położonego na wzgórzu, z widokiem z okna na starą Jerozolimę, otworzyłem Ewangelię i przeczytałem fragment dotyczący wjazdu Jezusa. I tam wtedy czekał na Niego tłum, a w tłumie dawało się słyszeć pytanie „Kim jest ten człowiek?”.

Z tym samym pytaniem zwróciłem się do rabina Rosengartena (ze Starego Sącza, ukończył wydział arabistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, w Armii Andersa był do końca), jednego z czterech gości mojej radiowej audycji. Zapytałem: „Kim jest ten człowiek?”. Rabin chwilę się zastanowił i odpowiedział: „Święty!3”.

A potem rabin zapytał mnie: „Czy pan wie, co znaczy nazwa miasta, w którym urodził się Karol Wojtyła?”. Oczywiście nie wiedziałem. A on uśmiechnął się i powiedział, że dla studiujących Pismo jest to oczywiste. Wadowice to VA DEO VICIT. Idź, Bóg zwycięży!

I Bóg zwyciężył.

To było widać 8 kwietnia na placu Świętego Piotra, gdy wiatr wertował Ewangelię i gdy zamknął ją na brzegu trumny Jana Pawła II. To był ten sam wiatr, bez którego nie byłoby ani Starego, ani Nowego Testamentu. Wiatr, który powiedział nawet więcej niż kardynał Ratzinger w swojej pięknej homilii. Wiatr, który wiał w obecności przedstawicieli wszystkich największych religii świata. I ten wiatr powiedział: On tu jest.

I ON TU JEST!!!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 106/2023

Carla Audo z Aleppo: nadal mamy do czynienia ze wstrząsami wtórymi

shamsnn/wikipedia.en

„Jest ogólna panika, ponieważ ludzie cały czas słyszą ostrzeżenia o kolejnych wstrząsach, krążą plotki w mediach społecznościowych” – mówi koordynatorka projektów edukacyjnych Hope Center, Carla Audo

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

„Kronika Paryska” Piotra Witta: Kto teraz będzie rządził w Afryce?

Maciej Kożuszek: skandal w telewizji Fox pokazuje polaryzację polityczną w Stanach Zjednoczonych

Featured Video Play Icon

Maciej Kożuszek / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Maciej Kożuszek, publicysta Gazety Polskiej, komentuje w Poranku Wnet aferę związaną z wyciekiem wiadomości tekstowych dziennikarzy Fox News.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Dr Michał Marek: Redakcje nie mogą pozwalać niektórym osobom na rezonowanie przekazu zbieżnego z rosyjskim