Warszawa 1794 r. na szlaku ku Niepodległej. Przypomnienie dzieł historiograficznych płk. profesora Wacława Tokarza

Mimo bardzo krótkiego okresu funkcjonowania Konstytucji uwidoczniły się jej dobrodziejstwa: przyspieszenie rozwoju gospodarczego kraju, „braterskie zbliżenie mieszczan i szlachty” oraz dobre funkcjono

Zdzisław Janeczek

Z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości Wacław Tokarz, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności, odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1922 r.) i Krzyżem Walecznych, Oficer Francuskiej Legii Honorowej i Kawaler Legii Honorowej, pułkownik WP, historyk polskich walk niepodległościowych, wraz ze swoim dorobkiem naukowym w pełni zasługuje na przypomnienie.

Wacław Tokarz | Fot. Wikipedia

Wacław Tokarz (1873–1937), uczeń Stanisława Smolki, Wincentego Zakrzewskiego i Stanisława Tarnowskiego, wybitny historyk wojskowości, gdy zetknął się z zainicjowanym przez Józefa Piłsudskiego ruchem strzeleckim, objął prezesurę koła Drugiej Krakowskiej Drużyny Strzeleckiej. Współtworzył także Komisję Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych i upowszechniał idee J. Piłsudskiego wśród młodzieży Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1914 r. wstąpił ochotniczo do wojska. Od 1915 r., jako aspirant, został żołnierzem Legionów Polskich. Był zastępcą Komisarza Głównego i członkiem Rady Polskiej Organizacji Narodowej w 1914 r. Nauczał w szkołach podchorążych w Kozienicach i Kamieńsku. Pod jego redakcją ukazywały się tomiki „Biblioteczki Legionisty”, odbijane czcionkami Drukarni Ludowej w Krakowie. Dzięki niemu do rąk żołnierzy J. Piłsudskiego trafiały myśli i dzieła wybitnych wojskowych i działaczy niepodległościowych, m.in.: Dezyderego Chłapowskiego Wojna w 1807 roku, Ignacego Prądzyńskiego Czterej ostatni wodzowie polscy przed sądem historii, Konstantego Górskiego Bitwa pod Racławicami, Karola Różyckiego Wspomnienia o pułku jazdy wołyńskiej, Władysława Bentkowskiego Notatki osobiste z roku 1863, czy Stanisława ks. Jabłonowskiego Wspomnienia o baterii pozycyjnej artylerii konnej gwardii królewsko-polskiej. Jako historyk był już wówczas autorem kilku znakomitych prac, m.in. ukończonej w 1911 r. książki pt. Warszawa przed wybuchem powstania 17 kwietnia 1794 roku. (…)

W końcu XVIII w., w środku Europy, została popełniona zbrodnia zaboru ziem Rzeczypospolitej, aż do jej unicestwienia, na co od początku, tj. od konfederacji barskiej, nie było zgody Polaków, czemu wyraz dali na sejmie zwołanym 19 IV 1773 r. posłowie Tadeusz Rejtan i Samuel Korsak.

Mocarstwa sąsiednie narzuciły ze względów propagandowych w polityce termin „rozbiory” aby ukryć swoje zbrodnicze pomysły i uniknąć określenia rzeczywistego stanu rzeczy, jakim była okupacja i kolonizacja ziem polskich.

Tak więc w aktach dyplomatycznych epoki znajdujemy obcojęzyczne słowa: „partage”, „Theilung” itp., które w dosłownym znaczeniu należy tłumaczyć jako „podział”, jednak z punktu widzenia politycznej racji stanu Rzeczypospolitej oznaczały: „najazd”, „okupację”, „grabież”, ale nie „rozbiór”, gdyż pojęcie to było nieobecne w polskiej terminologii i nie uwzględnił go współczesny leksykograf i językoznawca Samuel Bogumił Linde (1771–1847) w monumentalnym Słowniku języka polskiego (1807–1815) (…). Podobnie jak zwrot ‘Finis Poloniae’, kłamliwie przypisywany po klęsce maciejowickiej Tadeuszowi Kościuszce, był to termin ukuty przez wrogą propagandę. (…)

Ignacy Potocki | Fot. Wikipedia

Poddanie się zupełnej kurateli rosyjskiej i wyrzeczenie dążeń Sejmu Czteroletniego nie zapewniło Rzeczypospolitej i jej stolicy nawet paru tygodni westchnienia po katastrofie rozbiorowej”. Równie wnikliwie, jak stan umysłów i sytuacje polityczną W. Tokarz charakteryzuje rosyjskich satrapów: Jakoba Sieversa, który kazał wymierzyć działa w salę obrad sejmu grodzieńskiego, oraz jego godnego następcy, gen. Osipa Igelströma, od 28 XII 1793 r. posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego w Rzeczypospolitej, którego decyzja o redukcji polskiego wojska o połowę (z 15 tysięcy do 7,5 tys.) była bezpośrednią przyczyną wybuchu insurekcji kościuszkowskiej.

W ocenie H. Kocója niezmiernie wartościowe w pracy W. Tokarza są te części, w których autor omawia działalność i rolę Rady Nieustającej, najwyższego organu władzy rządowo-administracyjnej powołanej pod wpływem Katarzyny II przez Sejm Rozbiorowy w 1775 r., zniesionej przez Sejm Wielki i przywróconej w Grodnie w 1793 r. W tej zmodyfikowanej Radzie Nieustającej W. Tokarz wyróżnił trzy odrębne frakcje:

– Ludzi oddanych Stanisławowi Augustowi, liczących na to, że możliwe byłoby porozumienie z przywódcami powstania;

– Partię czysto ambasadorską, której członkowie opowiadali się bez zastrzeżeń za rozkazami gen. Osipa Igelströma, zdając sobie sprawę z tego, że spalili za sobą wszystkie mosty w stosunku do narodu;

– Ludzi z partii Kossakowskiego, którzy zamyślali wznowienie konfederacji targowickiej. Jest znamienne, że W. Tokarz stwierdza, że byli wśród nich szlachetniejsi, jak prymas Michał Poniatowski i marszałek Fryderyk Moszyński. „Odczuwali oni, że Rosja niczego nie gwarantuje prócz hańby i nie chcieli jej dzielić z Ankwiczem, Zabiełłą i Ożarowskim”. (…)

W. Tokarz omawia szczegółowo sytuację gospodarczą ówczesnej Warszawy, nieudane starania o pożyczkę holenderską, pomysł pieniędzy papierowych, położenie materialne wojska i sfer urzędniczych, drożyznę i biedę klas niższych, a nawet prasę i teatr warszawski. Trudną sytuację ludności i jej cierpienia pogłębione okupacją wojsk rosyjskich i działaniami tajnej policji. Ponadto autor podkreśla służalczą postawę Stanisława Augusta wobec Katarzyny II i opisuje represyjne działania wobec Francuzów przebywających w Warszawie, podejrzewanych o sianie rewolucyjnego fermentu wśród Polaków. Prezentuje także pogłoski o kolejnym „rozbiorze” Polski, o którym zaczęto mówić już w styczniu 1794 r. (…)

Jesienią 1793 r. wydano nielegalnie książkę O ustanowieniu i upadku Konstytucji polskiej 3 maja 1791 roku współautorstwa marszałka wielkiego litewskiego. Dzieło to piętnowało słabość i tchórzostwo Stanisława Augusta, który przystępując do targowicy zdezorganizował obronę kraju i zaprzepaścił w 1792 r. szansę na zwycięstwo militarne. Ignacy i Stanisław Potoccy, Hugo Kołłątaj i Franciszek Ksawery Dmochowski krytykowali króla, aby przekonać naród, że powstanie przeciw zaborcom rokuje nadzieję na sukces. Liderzy Stronnictwa Patriotycznego, kreśląc program na najbliższą przyszłość, dowodzili, że mimo bardzo krótkiego okresu funkcjonowania Konstytucji uwidoczniły się jej dobrodziejstwa: przyspieszenie rozwoju gospodarczego kraju, „braterskie zbliżenie mieszczan i szlachty” oraz dobre funkcjonowanie władz. Książkę tę rozkolportowano po kraju w momencie wybuchu powstania. Była ona najsilniejszym i najbardziej propagandowo bolesnym ciosem, jaki zadali Stanisławowi Augustowi przyszli przywódcy powstania. (…)

Wacław Tokarz trafił na czasy, w których z proroctw naszych romantyków: Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego wykreował się ten nieoczekiwany, lecz upragniony: Józef Piłsudski, jak kto w dwugłosie sformułowali Jarosław Marek Rymkiewicz i Andrzej Nowak na łamach pisma „Arcana” (nr 2012/108, s. 9). Nic więc dziwnego, że przeciwstawiał się on negatywnej i lekceważącej organizacyjny wysiłek ocenie powstań, uznając tę tezę za błędną. Bronił demokratycznej zasady wolności narodów zalegalizowanej w traktacie wersalskim 28 VI 1919 r. (…)

Wnikliwa lektura dzieła tego historyka pozwala nam lepiej zrozumieć i określić rzeczywiste pole działanie nie tylko Naczelnika T. Kościuszki i marszałka I. Potockiego, ale także pomniejszych aktorów tej sceny, jak stołecznego szewca Jana Kilińskiego, mianowanego pułkownikiem milicji mazowieckiej, i Andrzeja Kapostasa, warszawskiego bankiera, członka Rady Najwyższej Narodowej i autora ustawy o pieniądzach papierowych z 8 VI 1794 r. Obok nazwisk przywódców ludu pojawiają się też nazwiska generał-majora wojsk koronnych Jana Augusta Cichockiego (1750–1795) oraz członka sprzysiężenia przygotowującego wybuch powstania i generał-lejtnanta wojsk koronnych Stanisława Mokronowskiego (1761–1821), w insurekcji 1794 r. komendanta miasta Warszawy i Siły Zbrojnej Księstwa Mazowieckiego. W tym ostatnim W. Tokarz widział głównie narzędzie króla Stanisława Augusta zmierzającego do opanowania ruchu.

Walki na Krakowskim Przedmieściu szkic J Kossaka | Fot. Wikipedia

Stefan Kieniewicz we wspomnieniu pośmiertnym o Wacławie Tokarzu tak ocenił książkę Warszawa przed wybuchem powstania: „Ta monografia spisku przedinsurekcyjnego opierała się z konieczności tylko na archiwaliach krakowskich. A jednak dała niezmiernie żywy obraz miasta pełnego kontrastów oraz krzyżujących się działań stronników Rosji, szpiegów, patriotów, ludzi wszelkiego stanu od magnatów aż do pospólstwa. W tej książce, będącej tylko fragmentem, zabłysnął Tokarz po raz pierwszy świetnym talentem pisarskim”. Umiejętnie piętnuje arcyłotrów, kłamców (w temacie wolności i niepodległości) i pospolitych zdrajców. (…)

Sukces będącej przedmiotem zainteresowań badawczych W. Tokarza insurekcji warszawskiej przyćmiła gorycz klęski maciejowickiej i szturm Pragi. Generałowi A. Suworowowi caryca podarowała brylantową szlifę do kapelusza i trzy zdobyczne armaty. Na wieść o zdobyciu Warszawy po odczytaniu krótkiego raportu A. Suworowa: „Hurra!” Katarzyna II odpisała: „Hurra, feldmarszałku!”. Wraz z nominacją feldmarszałek otrzymał buławę wysadzaną diamentami i 7 000 dusz. Franciszek II przesłał mu swój portret, a Fryderyk Wilhelm II gwiazdę Orderu Orła Czarnego. Oficerów nagrodzono złotymi krzyżami na wstędze św. Jerzego z napisem „Praga wzięta 24 X 1794 roku”; każdy podoficer i żołnierz dostał medal i jednego rubla.

Po rzezi Pragi dokonanej w 1794 r. przez gen. A. Suworowa przyszły wydarzenia nocy listopadowej 1830 r. i zmagania lat 1863–1864. Warszawa, zdegradowana w XIX wieku do roli stolicy rosyjskiej prowincji o potocznej nazwie Priwislanskij Kraj (Привислинский край), na szlaku do niepodległości dzieliła losy narodu i Rzeczypospolitej. Niegdyś miasto bogate i ważne na mapie Europy, podczas pierwszej wojny światowej zostało ogołocone z kapitału przez niemieckie kontrybucje nałożone na polecenie władz okupacyjnych gen. Hansa Beselera.

W okresie drugiej wojny światowej Warszawę ograbiła z wszelkiego majątku trwałego i obróciła w gruzy III Rzesza. Od 8 V 1940 r. stolica była terenem ulicznych łapanek i obław, większość zatrzymanych kierowano do obozów koncentracyjnych. Symbolem zagłady polskiej ludności miasta stało się KL „Warschau”. Między październikiem 1944 r. a styczniem 1945 r. niemieckie oddziały specjalne, tzw. Technische Nothilfe, zniszczyły około 30% przedwojennej zabudowy lewobrzeżnej Warszawy. Zagładzie uległy wówczas setki bezcennych zabytków oraz obiektów o dużej wartości kulturalnej, sakralnej i gospodarczej. Wyburzaniu i paleniu Warszawy towarzyszyła zakrojona na szeroką skalę grabież pozostającego w mieście mienia publicznego i prywatnego.

Komisarz Rzeszy do spraw Umacniania Niemieckości, Reichsführer SS Heinrich Luitpold Himmler, nakazał wówczas kompletne zniszczenie miasta, po uprzednim opróżnieniu go z wszystkich wartościowych dla Rzeszy materiałów. W wydanym 9 X 1944 r. rozkazie wskazał jednoznacznie: „to miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Kamień na kamieniu nie powinien pozostać. Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznych”.

Aleksander Wojtecki w 1934 r. proroczo napisał: „Polska, która w chwili upadku w końcu XVIII wieku była tak ludna, jak Wielkorosja lub Anglia, a niewiele mniej ludna od Niemiec, zeszła przez okres 150 lat walki o niepodległość do liczby narodów drugorzędnych z powodu ciągłych strat w ludziach i z powodu powstrzymywania się rozwoju przez państwa zaborcze tak w dziedzinie społecznej, jak i kulturalnej. Te olbrzymie straty i morze wylanej krwi bohaterów domagają się należnego uszanowania, tym bardziej, że nadal znajdujemy się w obliczu trudnego zadania utrzymania niepodległości”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Warszawa 1794 r. na szlaku ku Niepodległej” znajduje się na s. 6 i 7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Warszawa 1794 r. na szlaku ku Niepodległej” na s. 6 i 7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Ci, co bronili dobra wspólnego: znali kulturę swojego regionu, jej wyjątkowość, i bronili jej przed zniemczeniem

„Dlaczego miejsce urodzenia jest ważne?” Kilka tysięcy lat temu dał odpowiedź na to pytanie Syrach: „Któż będzie ufał człowiekowi, który nie ma gniazda i zatrzymuje się tam, gdzie go zmrok zastanie?”.

Zdzisław Janeczek

Powstanie Towarzystwa Przyjaciół Siemianowic Śląskich wpisuje się w głęboką tradycję tego typu stowarzyszeń. Ruch towarzystw regionalnych na ziemiach polskich ma bowiem ponad 200-letnią historię.

Już w XIX w. powstawały Towarzystwa Miłośników lub Przyjaciół zabytków i historii miast, np. Krakowa. Najczęściej rodziły się one z serdecznej troski o miejsce zamieszkania i dziedzictwo historyczne. Powoływali je do życia kolekcjonerzy, antykwariusze, artyści malarze, konserwatorzy, numizmatycy, historycy sztuki, prawnicy, znani lekarze, architekci, profesorowie w porozumieniu z burmistrzami i rajcami. Jednym z propagatorów tego ruchu był potomek magnackiego rodu, Artur Potocki (1787–1832). Apelował on do rodaków: „Otoczeni pomnikami czasów świetnych jesteśmy odpowiedzialni za ich utrzymanie, a nawet ozdobę. Na tej klasycznej ziemi naszych pamiątek kamienie mają głos, aby przeszłość opowiadać przyszłości. Obawiajmy się, by kiedy nie powstały na nas i nie rzekły: wiele uczynili ku wygodzie i użytku, nic dla obowiązku”. (…)

Każdemu ze stowarzyszeń działających w przeszłości i obecnie, także TPS-owi, mógłby patronować mistrz Jan Matejko. Utrwalił się on w pamięci potomnych m.in. jako bezkompromisowy obrońca cennych pamiątek przeszłości, m.in. zabytkowych budowli przy pl. Św. Ducha w Krakowie. Zaoferował władzom miasta odrestaurowanie na własny koszt kościoła św. Ducha i przeznaczenie go na pracownię malarską. Rada Miasta nie ustąpiła. Ostatecznie zburzono zabytkowe zabudowania szpitala i kościoła św. Ducha, co m.in. sprowokowało twórcę Hołdu pruskiego do zwrócenia władzom miasta honorowego obywatelstwa oraz wydanie zakazu wystawiania swoich dzieł w grodzie Kraka. (…)

Również i w rejonie siemianowickim w XIX i początkach XX w. znalazły się osoby, które bardzo silnie identyfikowały się z kulturą regionalną, której nosicielami byli przedstawiciele tutejszej społeczności, a także potrafili zaadoptować do swoich potrzeb elementy napływające z zewnątrz. Kultura ta podlegała obowiązującym w niej normom i wzorcom, a takie postaci jak ks. Antoni Stabik (1807–1887), Piotr Kołodziej (1853–1931), ks. Aleksander Skowroński (1863–1934), Franciszka z Janotów Morgałowa (1852–1937). Jan Nepomucen (1866–1922) i Helena (1865–1933) Stęśliccy tworzyli jej nowe wartości oraz odtwarzali i przetwarzali istniejące. Jednostki te na tyle identyfikowały się z kulturą swojego regionu, na ile miały wiedzę o tej kulturze i na ile same starały się w niej uczestniczyć oraz ją rozwijać. Z tytułu zaś wiedzy miały poczucie jej atrakcyjności, wyjątkowości, a przez to utożsamiały się z nią, a nie z obcą kulturą niemiecką. Jako nosiciele i uczestnicy polskiej kultury na Śląsku mieli świadomość, że jest ona żywa i podlega nieustannym zmianom. Brakowało tylko instytucji – stowarzyszeń powołanych oddolnie do tego, aby prezentować jej osiągnięcia.

Zanim pojawiły się amatorskie chóry i teatrzyki, TG „Sokół” i TCL, michałkowicki proboszcz ks. Antoni Stabik wydawał poczytne kalendarze, udostępniał mieszkańcom swój księgozbiór i był sławiony przez Norberta Bończyka w V Księdze Góry Chełmskiej jako „filar Ojczyzny”. Większość sztuk siemianowiczanina Piotra Kołodzieja powstała z najlepszych intencji i chęci przysłużenia się Śląskowi przez zapoznanie widzów z problemami, bogactwem, urokiem i pięknem tej ziemi. Zwracała uwagę humanistyczna postawa pisarza, doszukującego się zawsze i uparcie człowieka w kompleksie, jaki tworzy zagłębie przemysłowe. Górnik był dla P. Kołodzieja nie tylko niewolnikiem kopalni, zdanym na łaskę i niełaskę jej samej oraz ludzi, którzy nią rządzą, ale też wrażliwą osobą. Pisał więc dla ludu śląskiego, aby wyszlachetniał i „ukochał cnotę”. Wszystkie sztuki miały służyć budzeniu i umacnianiu narodowej świadomości. W 1890 r. w Lipinach Błażej Jaroń, przedstawiając publiczności P. Kołodzieja, zaprezentował pisarza jako wzór Górnoślązaka, który „własnymi siłami zdobył sobie wielką oświatę”. (…)

Izabela Mendel-Korytowska. Fot. archiwum autora

Izabela Mendel-Korytowska, dziecko architekta Wilhelma Korytowskiego i Stefanii Wolskiej, córki powstańca 1863 r., siostry aptekarzy Michała i Tomasza oraz notariusza Edwarda Wolskich, pochodziła z rodziny ziemiańskiej, silnie akcentującej swą przynależność narodową. Ojciec nigdy nie pogodził się z polityką kulturkampfu narzuconą przez kanclerza Ottona von Bismarcka i odmówił podpisania aktu lojalności, oświadczając pruskiemu urzędnikowi: „gdybym nawet podpisał, i tak byście pogardzali mą osobą”. Izabela wyjechała do krewnej do Hamburga, by uczęszczać na wykłady z etnografii i studiować w klasie fortepianu. Naukę w konserwatorium ukończyła z wyróżnieniem jako najlepsza na roku szopenistka. Ponadto biegle władała językami: francuskim, angielskim i niemieckim. Po powrocie zamieszkała w Bytomiu u wuja Michała Wolskiego, któremu pomagała w prowadzeniu apteki i działalności społecznej. W 1910 r. był on inicjatorem powstania pierwszego polskiego domu narodowego na Górnym Śląsku, tzw. „Ula”, założycielem Towarzystwa Śląskich Kół Śpiewaczych, a od 1911 r. prezesem Wydziału Dzielnicy Śląskiej TG „Sokół”, wreszcie założycielem Towarzystwa Górnośląskich Przemysłowców. Dzięki jego pomocy powstało na Zadolu boisko, na którym odbywały się zloty gniazd „Sokoła”, zjazdy polskich towarzystw śpiewaczych, i gdzie młodzi Ślązacy uczyli się posługiwania bronią. Izabela, jako działaczka TCL, w wiele tych przedsięwzięć była osobiście zaangażowana.

Pod koniec wojny poznała Stanisława Mendla, którego poślubiła 28 I 1918 r. Odtąd prowadziła działalność patriotyczną wspólnie z mężem w Zabrzu. W 1922 r. Mendlowie przeprowadzili się do Siemianowic. Tutaj Izabela Mendlowa pomagała mężowi w kierowaniu pracą drogerii oraz zajęła się szeroko pojętą działalnością społeczno-kulturalną. Współpracowała z Piotrem Pronobisem, redaktorem „Gazety Siemianowickiej”, spisywała zwyczaje śląskie, zbierała stare pieśni (słowa i nuty), opracowała słownik miejscowej gwary (zebrała i poddała analizie ponad 900 słów) i wzory haftów, organizowała wieczory gwiazdkowe dla biednych dzieci, prowadziła akcje charytatywne. Ponadto komponowała pieśni patriotyczne i kościelne (na zamówienie Ojców Paulinów na Jasnej Górze napisała muzykę do słów syna Witosława; pieśń zatytułowano Chwalcie Maryję). Współpracując z towarzystwami śpiewaczymi, odkryła talent muzyczny tenora Franka Bevala (1904–1962), któremu odtąd udzielała lekcji muzycznych, a następnie rekomendowała go wybitnemu etnografowi, dyrygentowi i kompozytorowi Stefanowi Stoińskiemu (1891–1945). Uchwałą z 17 XI 1937 r., na wniosek prezesa J. Bubały, skarbnika W. Adamka, sekretarza J. Szyguły i dyrygenta P. Pietrka, wyróżniono ją odznaką honorową chóru „Chopin”. Popierała także ideę budowy Muzeum Śląskiego w Katowicach. Część swych zbiorów, zeszyt z wzorami haftów, drewniane formy do drukowania płótna (7 sztuk), 3 talerze z Siemianowic ofiarowała do zbiorów tej placówki (nr inw. od 6118–6131, potwierdzone przez dr. Tadeusza Dobrowolskiego). Była też aktywnym członkiem zarządu Towarzystwa Popierania Przemysłu Ludowego.

W Siemianowicach Izabela Mendel-Korytowska organizowała miejscową społeczność do podejmowania wysiłków zmierzających do ugruntowania miejscowych wartości i kultury. Skupiała wokół siebie ludzi, tworząc swoiste towarzystwo miłośników przeszłości Siemianowic i okolic. Wyrastała – podobnie jak Faustyna Morzycka (pierwowzór dla Stefana Żeromskiego literackiej bohaterki Stanisławy Bozowskiej) – na miejscową „Siłaczkę” i patronkę ruchu, który, gdyby nie wojna, zaowocowałby formą organizacyjną, jak to miało miejsce w innych miastach Polski. Z racji jej zasług dla Siemianowic rodzi się pytanie, czy nie należałby się jej tytuł patronki TPSŚl. lub nazwanie imieniem Izabeli Mendel-Korytowskiej którejś z ulic.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O tych, co bronili dobra wspólnego” znajduje się na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O tych, co bronili dobra wspólnego” na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

W Barze na Podolu 250 lat temu zawiązano konfederację w obronie wiary katolickiej i niepodległości Rzeczypospolitej

Konfederaci stoczyli ponad 500 bitew i potyczek, a przez szeregi związku przewinęło się nie mniej jak 100 000 szlacheckich synów. Nie było dworu i rodu, którego przedstawiciele nie chwyciliby za oręż.

Zdzisław Janeczek

Od Sejmu Niemego 1717 r. coraz widoczniejsze było podporządkowanie Polski rosyjskiemu imperium. Reformom, wprowadzanym przez Stanisława Augusta Poniatowskiego osadzonego przez Katarzynę II na tronie w 1764 r., towarzyszyło już ostentacyjne narzucanie obcej woli przez ambasadora carycy, Mikołaja Wasiljewicza Repnina (1734–1801).

Repnin otrzymał od Katarzyny II specjalne zadanie: miał skłonić posłów, przy pomocy groźby lub obietnicy urzędów bądź jurgieltu (stałej pensji od dworu rosyjskiego), by uchwalili traktat gwarancyjny z Rosją. Pod pozorem obrony dysydentów (innowierców) wprowadził do Polski 40 000 wojsk rosyjskich.

Manewr ten miał posłużyć do zawiązania konfederacji rzekomo prześladowanych protestantów i prawosławnych oraz ugruntować w Europie obraz tolerancyjnej imperatorowej, występującej w obronie praw człowieka. Riepnin zainicjował najpierw dwie konfederacje innowiercze: słucką i toruńską, a później katolicką konfederację radomską (wszystkie w 1767 r.).

Krzyż konfederatów barskich | Fot. Mathiasrex (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Ten traktat oznaczałby praktycznie koniec suwerenności Rzeczypospolitej. W obliczu oporu części szlachty Repnin ułożył nowy plan. Traktat gwarancyjny przegłosuje nie cały Sejm, lecz jego delegaci. Wybrał zdrajców, którzy za rosyjskie pieniądze i za urzędy zatwierdzili traktat. Posłów i senatorów, którzy najgoręcej protestowali, dotkliwie nękano. Wojska rosyjskie plądrowały ich majątki lub je bezprawnie rekwirowały. 24 II 1786 r. Rzeczpospolita podpisała z Rosją Traktat wieczystej przyjaźni, na mocy którego Korona i Wielkie Księstwo Litewskie stawały się rosyjskim protektoratem.

Realizując swoje plany, N.W. Repnin dopuścił się pogwałcenia przywileju nietykalności osobistej, porywając spod boku króla 14 października senatorów: biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Andrzeja Załuskiego, hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego i jego syna Seweryna. Cudem udało się uratować przed rosyjską opresją Józefowi Wybickiemu (1747–1822), przyszłemu autorowi Pieśni Legionów Polskich we Włoszech, późniejszego polskiego hymnu narodowego, Mazurka Dąbrowskiego.

J. Wybicki na posiedzeniu 27 II 1768 r., w obecności króla i N.W. Repnina zdecydował się na zerwanie sejmu, odwołując się do zasady liberum veto. Zaprotestował przeciwko uwięzieniu senatorów i polityce rosyjskiej słowami: „Ponieważ, Książę Marszałku, nie dajesz mi głosu przeciw prawu, którego nic zmazać nie potrafi, a które posłowi wolnemu mówić pozwala na każdym sejmie, przymawiam się więc najmniej, iż gdy zwróconych na łono senatu uwięzionych senatorów i do stanu rycerskiego przywróconego nie widzę posła, nie widzę wolnego sejmu, ale widzę tylko gwałt i przemoc moskiewską, przeciwko tej więc się protestuje”.

Była to jedna z ostatnich prób pozytywnego zastosowania zasady jednomyślności. Niestety Wybicki nie zdołał pociągnąć za sobą innych posłów, gdyż izba była zbyt zastraszona obecnością rosyjskich oficerów w cywilu, którzy natychmiast rzucili się w stronę desperata, a król zaraz po jego wystąpieniu odroczył sesję.

Protest młodego posła wywołał ogólne wzburzenie na sali sejmowej i tumult (wielu uciekało z miejsca, by omyłkowo nie być porwanym) oraz odbił się szerokim echem w kraju. Poszukiwany przez Moskali Józef Wybicki kilka dni ukrywał się w Warszawie, aby nie trafić na zesłanie. Czyhano na niego wszędzie tam, gdzie mógł dopełnić wpisu, aby jego veto nabrało mocy. 5 III 1768 r. wyjechał do Piotrkowa, gdzie wprawdzie udało mu się wpisać swój manifest do akt urzędowych, jednak po jego wyjeździe wpis został wykreślony przez marszałka trybunału Konstantego Bnińskiego. Wreszcie zarejestrował go na Spiszu, w aktach kapituły spiskiej. Dopiero teraz mogły być podjęte przez patriotów kolejne kroki.

29 II 1768 r. w Barze, po uroczystym nabożeństwie w kościele karmelitańskim, Józef Pułaski wezwał wszystkich zgromadzonych do zawiązania konfederacji. Marszałkiem obwołano Michała Hieronima Krasińskiego (1712–1784), cześnika stężyckiego, podkomorzego różańskiego, posła na sejmy, rotmistrza pancernego wojska koronnego i brata biskupa kamienieckiego. Marszałkiem związku wojskowego został główny organizator – Józef Pułaski (ojciec Kazimierza), sekretarzem – Jacek Rola-Kochański.

Naczelne hasło konfederatów brzmiało „Wiara i wolność”, a w kwestiach ustrojowych połączyli się w ich szeregach konserwatyści z reformatorami. 4 III 1768 r. w Barze, w dniu św. Kazimierza, zawiązano i zaprzysiężono związek zbrojny konfederacji. Wkrótce pod komendą Generalności Konfederacji znalazło się 66 lokalnych związków na całym obszarze Rzeczypospolitej Obojga Narodów Polskiego i Litewskiego.

Do Konfederacji przystąpił także Józef Wybicki, m.in. pod wpływem wieści z domu o ekscesach wojsk rosyjskich w jego dobrach. Dowiedział się, że „ukochana matka […] ledwo z życiem w dobrach swoich uszła przed wściekłością kozaka, że wszystko było spustoszone; ja westchnąłem na to, zamiary przecie moje całe na to zwrócone były, jak się do Baru przebrać, dokąd już wojska moskiewskie i pułki królewskie ściągały”. Został więc konsyliarzem generalnym przy Jacku Rola-Kochańskim, kierującym sprawami zagranicznymi barzan. Jego głównym zadaniem były starania o pomoc dla konfederacji na dworach europejskich.

Dalsze losy konfederacji barskiej, ze szczególnym uwzględnieniem jej przebiegu na Śląsku, zostały przedstawione w artykule Zdzisława Janeczka pt. „Konfederaci barscy na Śląsku”, który w całości można przeczytać na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Konfederaci barscy na Śląsku” na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Sytuacja Żydów na Śląsku w II RP i w czasie II wojny światowej / Zdzisław Janeczek, „Śląski Kurier WNET” 45/2018

Antysemityzm był na Górnym Śląsku zjawiskiem marginalnym, a Siemianowice – przykładem religijnej tolerancji. Natomiast po stronie niemieckiej zdefiniowano pojęcie Żyda i ustawowo pozbawiono go mienia.

Zdzisław Janeczek

Tryptyk śląsko-żydowski

Wstęp

Relacje polsko-żydowskie uległy z początkiem XX w. daleko idącym komplikacjom. Wiązało się to z dążeniem Polaków do wybicia na niepodległość oraz z ruchem politycznym, który ogarnął część Żydów przekonanych o konieczności posiadania, jak inne europejskie narody, własnego państwa.

Początek ruchu syjonistycznego wiązał się z osobą Theodora Herzla (1860–1904) i jego książką Der Judenstaat (Państwo żydowskie), która na rynku księgarskim pojawiła się w 1896 r. Niemcy, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Żydów, podczas I wojny światowej wysunęli, sformułowany przez Maxa Isidora Bodenheimera, (1865–1940), prawnika pochodzenia żydowskiego, projekt określany przez Polaków terminem Judeo-Polonia, a w Berlinie nazywany Osteuropäischer Staatenbund (Federacją Wschodnioeuropejską). Nie był to przypadek. M.I. Bodenheimer cieszył się opinią niemieckiego patrioty. Toteż Wilhelm II zwrócił się do niego w 1902 r. z propozycją opracowania koncepcji Federacji Wschodnioeuropejskiej.

W owym czasie niemieccy politycy rozważali możliwość oderwania części ziem dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów spod panowania Rosji, dzięki czemu zmniejszyłoby się rosyjskie zagrożenie dla wschodnich granic Rzeszy. M.I. Bodenheimer stał się gorącym zwolennikiem tego projektu i starał się nawet przekonać rząd, że Izraelici w sposób naturalny są spowinowaceni z Niemcami. W sierpniu 1914 r. Max Bodenheimer zgłosił władzom w Berlinie koncepcję utworzenia państwa, obejmującego swym zasięgiem przeważające obszary Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku. Rozciągająca się od Rygi do Odessy Federacja miała stanowić państwo buforowe między Niemcami a Rosją.

Teoretycznie wszystkie grupy etniczne Federacji miały mieć zapewnioną autonomię, jednak w rzeczywistości, według M.I. Bodenheimera, Polacy (8 milionów) mieli być „zrównoważeni” przez inne nacje, tj. Ukraińców (4 miliony), Białorusinów (4 miliony) oraz Litwinów, Łotyszów i Estończyków (3,5 miliona). Natomiast Żydzi (6 milionów) oraz Niemcy (1,8 miliona) mieli mieć głos rozstrzygający, a więc „przechylać szale wagi”.

Bodenheim zyskał poparcie grupy działaczy syjonistycznych w Berlinie i założył z nimi 17 VIII 1914 r. Komitee zur Befreiung der russischen Juden (Komitet Wyzwolenia Żydów Rosyjskich). Od Ministerstwa Spraw Zagranicznych kontakty z Bodenheimerem przejął Sztab Generalny i referent polityczny do spraw wschodnich, Bogdan Hutten-Czapski (1851–1937), który miał za zadanie wspomaganie ewentualnego powstania antyrosyjskiego. Bez porozumienia z Bodenheimerem Hutten-Czapski przygotował ulotki wzywające Żydów zaboru rosyjskiego do powstania przeciw Rosjanom. Koncepcja ostatecznie okazała się niewypałem i Niemcy zaczęli kokietować Polskie Legiony, a potem zabiegać o rozbudowę Polnische Wehrmacht – zbyt wielką pokusą był milion bitnych polskich rekrutów. Jednak w marcu 1918 r. na mocy traktatu brzeskiego zapewnili sobie anulowanie rozbiorów Polski i rezygnację z terenów Rzeczypospolitej zagarniętych przez Rosję po 1772 roku.

Przegrana armii cesarskiej na Zachodzie zaprzepaściła jednak niemieckie zdobycze na Wschodzie. Za to pojawiła się możliwość restytucji państwa polskiego wbrew interesom niemieckim i oczekiwaniom części społeczności judaistycznej. Znalazło to odbicie w paryskiej rozmowie polskiego arystokraty ze znanym bankierem. Hipolit Milewski (1848–1932) herbu Korwin w swoich Siedemdziesięciu latach wspomnień odnotował: „Będąc już na wyjeździe, koło 1 lipca zaprosiłem na pożegnalne śniadanie panów Krzyżanowskiego, księcia Wł. [adysława – Z.J.] Lubomirskiego i Ksawerego Orłowskiego. Mowa była prawie wyłącznie o dopiero co podpisanym traktacie wersalskim, o jego ciężkich dla Polski warunkach i o niepojętej dla wszystkich, szczególnie w porównaniu ze stanowczością rumuńskiego premiera p. Bratianu, ustępliwości naszych pełnomocników.

Wówczas Orłowski wystąpił z opowieścią, której prawie każdy wyraz dosłownie się wraził w moją pamięć, bo rzeczywiście była arcyciekawą. Kilka dni po zawieszeniu broni 11 XI 1918 r. odwiedził Orłowskiego baron Maurycy de Rothschild, ambitny członek parlamentu światowo mu znany, i nie bez pewnej uroczystości mu oświadczył, że udaje się do niego jako do wybitnego członka Kolonii polskiej z ostrzeżeniem, które może mieć dla jego, Orłowskiego, ojczyzny duże znaczenie. Osobiście p. Rothschild, pamiętając, że aż do końca XVIII wieku Polska była najbardziej w Europie tolerancyjnym dla Żydów państwem, życzyłby sobie, żeby kwestia żydowska zupełnie nie była na Kongresie poruszana, lecz pozostawiona układom w samej Warszawie między obywatelami obu wyznań, mojżeszowego i chrześcijańskiego, które potrafią dojść do zgody”. I choć „[…] istnieje cały szereg zagadnień, co do których panuje między samymi Żydami wielka rozbieżność; np. w kwestiach socjalnych i ekonomicznych, on, Rothschild, Żyd, i p. Lejba Trocki, także Żyd, idą w zupełnie przeciwnych kierunkach.

Lecz jest jeden punkt, na którym rzeczywiście cały naród Izraela jest do ostatniego człowieka absolutnie solidarny, mianowicie kiedy idzie o honor Izraela.

[…] Otóż teraz występuje casus zupełnie analogiczny. Jeśli na Kongresie oficjalnym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej będzie (nie wymieniając nazwiska) ten »były od miasta Warszawy członek Dumy Państwowej Rosyjskiej« [Roman Dmowski – Z.J.], który zyskał wszechświatowy rozgłos jako zajadły antysemita, to cały Izrael i p. Rothschild sam będą uważali taką nominację za policzek wymierzony w twarz całego ich narodu i stosownie do tego postąpią. Hrabia Orłowski powinien wiedzieć, że wpływy żydowskie na postanowienia Kongresu pokojowego są bardzo wielkie.

Niechaj wie z góry i uprzedzi, kogo należy, że kiedy Polska będzie oficjalnie reprezentowana przez tego pana, to Izrael zastąpi jej drogę ku wszystkim jej celom, a one są nam znane. »Wy nas znajdziecie na drodze do Gdańska, na drodze do Śląska pruskiego i do Cieszyńskiego, na drodze do Lwowa, na drodze do Wilna i na drodze wszelkich waszych projektów finansowych. Niech pan hrabia to wie i stosownie do tego postąpi«.

Nazajutrz po podpisaniu wersalskiego traktatu zdarzyło się, że Orłowski spotkał się z tymże baronem Maurycym de Rothschildem w towarzystwie p. Filipa Berthelota, wówczas dyrektora, a dziś sekretarza generalnego przy Ministerstwie Spraw Zewnętrznych francuskich, u jakichś wspólnych przyjaciół i p. Rothschild prosto z mostu: »Hrabio Orłowski, czy pamięta pan naszą rozmowę w przeszłym listopadzie?« – »Pamiętam«. – »Otóż pan byłeś uprzedzony i nie możesz się skarżyć, że się stało to, co panu przepowiadałem: ça y est«”.

Obok R. Dmowskiego na listę nieprzychylnych trafili także Władysław Grabski, twórca „twardej złotówki”, i Wojciech Korfanty, który jeszcze jako śląski poseł w pruskim parlamencie wygłosił mowę na temat światowego handlu kobietami w punkcie granicznym w Mysłowicach, opublikowaną na łamach „Gazety Toruńskiej” z 14 II 1913 r. Ostatecznie pogrążyło go wystąpienie sejmowe z 25 II 1919 r., w którym odpierał ataki posłów żydowskich, którym przywodził lider polskich syjonistów Izaak Grünbaum. Domagali się oni w suwerennym państwie odrębnego rządu żydowskiej mniejszości narodowej, tzw. Sekretariatu Stanu, działającego w oparciu o separatystyczną konstytucję żydowską. Takich instytucji nigdy i nigdzie żydowska diaspora nie posiadała. W. Korfanty odpowiedział:

„Żyd jest człowiekiem, naszym bliźnim, do którego powinniśmy się zwracać jak do naszego bliźniego (Słusznie). Innego stanowiska my nie zajmiemy nigdy i zawsze kierować się będziemy zasadami chrześcijańskimi. Stoimy na tym stanowisku i zdaje się nam, że cały naród stoi na nim, że te same prawa, które Żydzi mają w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Anglii, we Francji: te same prawa mieć powinni i mają mieć u nas (Słusznie) (Okrzyk: Mają nawet więcej u nas!). A za te prawa, które im nadaje Rzeczpospolita Polska, ludność żydowska musi także spełniać wszystkie obowiązki względem państwa tego kraju. (Słusznie). A takie wypadki jak te, o których mówił kolega Witos, że obywatele tego kraju, korzystający z pełni praw, uchylają się, gdy chodzi o służbę wojskową i najcięższe obowiązki względem Ojczyzny, są niedopuszczalne i niezgodne z obowiązkami obywatelskimi Rzeczypospolitej Polskiej. Ten, który, gdy ma iść do wojska, ogłasza, że nie jest obywatelem państwa, wyjmuje siebie spod praw (Słusznie). Panowie ci nie zadowalają się u nas tymi prawami obywatelskimi, które Żydzi mają w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, w Anglii i we Francji, a zatem panowie ci żądają jeszcze jakichś nadzwyczajnych praw, jakichś przywilejów. Otóż w naszym narodzie chcą oni stworzyć do pewnego stopnia niby państwo w państwie, chcą mieć większe prawa niż reszta obywateli. Powołują się pod tym względem na zasady mniejszości narodowej, ale ja panom zwrócę uwagę, że w Westfalji i Nadrenji jest pół miliona Polaków, którzy tam mieszkają. A czy kiedykolwiek naród polski przez swoich przedstawicieli w parlamencie niemieckim oświadczył i żądał uznania w Westfalji i Nadrenji, jako kraju o dwu narodowościach, czy zażądał kiedy wyjątkowych praw dla Polaków?  Panowie! W Nowym Jorku żyje coś milion Żydów. Czy to Nowy Jork jest miastem amerykańsko-żydowskim? Czy wasi współwyznawcy nowojorscy stawiali kiedy sprawę tak, że tam mają mieć jakieś przywileje, jakieś prawa mniejszości narodowych, jakąś autonomię? Nigdy o tym nie słyszałem i przypuszczam, że gdyby tego rodzaju hasła podniesiono w Północnych Stanach Ameryki, żaden Amerykanin nie miałby dla nich wyrozumienia”.

W 1921 r. nowo wybrany Sejm Ustawodawczy uchwalił konstytucję marcową, która przyznała Żydom wolność religijną i równość wobec prawa tak jak wszystkim innym obywatelom. Odtąd nasiliła się antypolska nagonka nacjonalistów żydowskich w USA, a w Niemczech mnożyły się pamflety i pomówienia. W oszczerczej kampanii wyróżniał się koncern Hearsta, znany za oceanem z proniemieckiej orientacji w czasie I wojny światowej. Czasopisma żydowskie: „Sentinel” czy „Daily Jewish Curier” niemal w każdym artykule przedstawiały Żydów w Polsce jako ofiary codziennych gwałtów, rabunków i morderstw, przy czym cynicznie wykorzystywano łatwowierność społeczeństwa amerykańskiego. Perfidnie korzystano z braku znajomości geografii i historii Polski. Prasa żydowska podawała więc jako polskie m.in. rosyjskie czarnosecińskie pogromy Żydów z czasów rządów Romanowów.

I. Razem w walce o wolność i w drodze na powstańczą Golgotę

Wspomnienie o Dominie Brandysie i Augustynie Kadłubku

Na Górny Śląsk w latach 1919–1921 dochodziły nie tylko odgłosy owych debat, sporów, do jakich dochodziło w Sejmie II RP w Warszawie. Wojciech Korfanty został wyznaczony na Polskiego Komisarza Plebiscytowego, a potem objął funkcję dyktatora III powstania śląskiego. Tymczasem miejscowi Żydzi przeważnie identyfikowali się z niemiecką kulturą i państwowością. Jako lojalni obywatele w przeważającej większości opowiadali się za opcją niemiecką.

Do walki z Polakami na Górnym Śląsku została w 1921 r. wysłana Schwarze Reichswehr (Czarna Reichswera). Były to niemieckie oddziały paramilitarne, które inicjowały brutalne mordy kapturowe dokonywane na działaczach plebiscytowych i powstańcach śląskich. Zastąpiły one na Górnym Śląsku Grenzschutz. Wielu członków tej organizacji działało później w hitlerowskich bojówkach Sturmabteilung (SA). W okresie plebiscytu i powstań żydowscy bankierzy w Berlinie kontrolujący rynek handlu śląskim węglem popierali walkę Niemców o utrzymanie całego Śląska w granicach Rzeszy, łożyli więc duże środki finansowe na Czarną Reichswehrę, do której ochotniczo wstępowali także ich rodacy, jako niemieccy patrioci.

Domin Brandys. Fot. Wikipedia

Zachodzące w tej części Europy zmiany znalazły odzwierciedlenie w historii lokalnej i zapisały się na trwałe w dziejach śląskich rodzin. Domin Brandys, powstaniec śląski, bojowiec Rudolfa Kornkego, działacz Związku Powstańców Śląskich i Związku Obrony Kresów Zachodnich Polski, z zawodu restaurator, urodził się 4 sierpnia 1897 r. w Bytomiu. Był synem Jana, robotnika kopalni „Rozbark”, i Luizy z domu Haase. Ojciec Domina, Giovanni Prandi, przybył na Górny Śląsk w poszukiwaniu pracy z dalekich Włoch i uległ polonizacji. Z czasem rodzina zaczęła używać pisowni nazwiska Brandy, a później Brandys.

Od 6 marca 1916 do listopada 1918 roku Brandys odbywał służbę w armii niemieckiej cesarza Wilhelma II, przydzielony do jednostki marynarki wojennej w Hamburgu. Następnie wrócił do Bobrka, gdzie mieszkał, i nawiązał kontakt z polskim ruchem niepodległościowym. Po przeszkoleniu został zaprzysiężonym członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska – 7 VII 1919 r.

W powstaniach śląskich walczył m.in. w stopniu plutonowego pod komendą Karola Szrajbera w Rudzie Śląskiej. W trzecim powstaniu bił się jako żołnierz II batalionu 4 k.k.m. 16 Pułku Piechoty. Kompanią dowodził Waliczek, a batalionem Bartłomiej Nowak. Istotnym szczegółem była przynależność Brandysa do grupy bojowej Rudolfa Kornkego, który za brawurę i odwagę darzył go dużym zaufaniem, a nawet przyjaźnią. Na jego polecenie Brandys zajmował się m.in. ochroną polskich wieców i lokali plebiscytowych. Brał ponadto udział w bitwie o Górę św. Anny.

W okresie kampanii plebiscytowej i powstań przez pewien czas ukrywał się, gdyż Niemcy za jego głowę wyznaczyli wysoką nagrodę. W 1922 r. po podziale Śląska musiał uchodzić z Bytomia, który znalazł się w granicach państwa niemieckiego, i osiadł na stałe w Siemianowicach Śl., gdzie 12 maja 1924 r. poślubił Łucję Buroń. Rodzinę utrzymywał, prowadząc najpierw skup żelaza i metali, a później restaurację.

Do bliskich przyjaciół Domina Brandysa, oprócz Rudolfa Kornkego i Karola Szrajbera, należy również zaliczyć jego szwagra, znanego działacza narodowego Augustyna Kadłubka (męża Marii Julii Brandysówny), dowódcę kompanii „Bobrek”. Łączyły go także bliskie więzi z Hugonem Hankem, Janem Wilimem, Józefem Dreyzą, Henrykiem Kopcem i Józefem Morkisem. Wszyscy oni spotykali się w mieszkaniu D. Brandysa przy ulicy Juliusza Ligonia 4, a później Michałkowickiej 45. Szczególnym sentymentem darzył uchodźców, do których sam się zaliczał. Z tego względu bardzo często uczestniczył w manifestacjach na rzecz zjednoczenia z Polską całego Górnego Śląska. Było to w sprzeczności z działaniami i postawą rodaków Maxa Isidora Bodenheimera i Izaaka Grünbauma zamieszkującymi Śląsk.

Domin Brandys wyróżniał się szczególnie jako aktywny działacz siemianowickiego oddziału Związku Powstańców Śląskich, którego przez pewien czas był wiceprezesem, oraz jako członek Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny. W 1926 r. po przewrocie majowym i podziale powstańców na tzw. „korfanciarzy” i „sanacyjnych”, D. Brandys przystąpił do drugiej z wymienionych grup, popierając tym samym orientację swojego byłego dowódcy Rudolfa Kornkego. Za działalność niepodległościową otrzymał od nowego wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego statuę powstańca śląskiego i dyplom z medalem pamiątkowym. W 1935 r. odbył specjalne przeszkolenie w dowodzonym przez płk. Józefa Tunguza-Zawiślaka 84. Pułku Strzelców Poleskich w Pińsku, uzyskując w następnych latach stopień oficerski.

Domin Brandys rzadko rozstawał się z mundurem powstańczym. W mieście był znany ze swej bezkompromisowej postawy antyniemieckiej; często uczestniczył w starciach byłych powstańców z działającymi w mieście bojówkami organizacji niemieckich. W pochodach trzeciomajowych najczęściej brał udział, jadąc konno na czele grupy powstańców.

W sierpniu 1939 r. wstąpił do powstańczego oddziału samoobrony. Już na początku wojny członkowie miejscowego Freikorpsu podjęli nieudaną próbę pojmania Brandysa, który wraz z innymi powstańcami zdążył jednak opuścić Siemianowice w ślad za wycofującym się Wojskiem Polskim. Kampanię wrześniową zakończył w Sanoku, gdzie dostał się do niewoli. Zwolniony w październiku 1939 r., przybył na Śląsk i aby uniknąć aresztowania, ukrył się u rodziny w Mikulczycach pod Zabrzem, a następnie uszedł do Generalnej Guberni i schronił się w Czeladzi. Rozpoznany i pobity przez hitlerowców do nieprzytomności (naliczono 37 ran na samej tylko głowie), został przewieziony do więzienia przy ulicy Mikołowskiej w Katowicach, gdzie był przetrzymywany przez około 10 miesięcy. Tutaj ponownie zetknął się ze swoim znajomym Józefem Dreyzą. Niemcy zatrudnili ich, wraz z innymi powstańcami, do „porządkowania” mebli po wysiedlonych Polakach, składowanych chwilowo w Muzeum Śląskim w Katowicach.

Domin Brandys po namyśle zrezygnował z przygotowywanej wówczas ucieczki, wychodząc z założenia, że hitlerowcy nie mogą wymordować tysięcy powstańców, których prędzej czy później będą musieli wypuścić na wolność. Skoro Niemcy znaleźli swoje miejsce na terytorium Polski w latach 1922–1939, to teraz, w najgorszym wypadku, na pewien czas role się odwrócą. Tymczasem 9 sierpnia 1940 r. wraz z grupą innych powstańców przewieziono go do z Katowic do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz, gdzie został oznaczony jako więzień Polak polityczny (P. Pole) numerem 1463. Zginął 3 grudnia 1941 r. Rodzinę poinformowano, iż zmarł na atak serca.

Był odznaczony: Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi (nr legitymacji 8554), Gwiazdą Górnośląską, Odznaką Pamiątkową II Stopnia Federacji Związków Obrońców Ojczyzny (nr legitymacji 81606). Ponadto otrzymał liczne dyplomy i wyróżnienia za udział w powstaniach i akcji plebiscytowej.

Wykonany w więzieniu portret A. Kadłubka. Fot. Wikipedia

Towarzyszem frontowym Domina Brandysa był jego szwagier Augustyn Kadłubek (1895–1942), syn Benedykta i Józefy Barańskiej, urodzony 8 sierpnia w Kopaninie, gmina Lipiny, członek POW G.Śl., uczestnik powstań śląskich, agitator plebiscytowy, w okresie międzywojennym lider NPR w Siemianowicach Śl., działacz narodowy, członek Związku Obrońców Śląska, członek Prezydium Rady Załogowej Huty „Laura”. W lutym 1929 r. z inicjatywy A. Kadłubka powołano do życia Związek Aktywnych Powstańców i Pracowników Plebiscytowych. W 1939 r. był współorganizatorem oddziału samoobrony huty „Laura”. Aresztowany przez Niemców, skierowany do KL Auschwitz, był zarejestrowany jako więzień polityczny nr obozowy 28870. Pod datą 27 czerwca 1942 r. został zanotowany w książkach szpitala obozowego, blok 28. Zginął 26 sierpnia 1942 r. w KL Auschwitz,

Dnia 16 III 1942 r. jeden ze współwięźniów w Mysłowicach, podobno plastyk krakowski, na kartonie po butach narysował portret A. Kadłubka. Na tej podstawie można domniemywać, iż Domin Brandys (Prandi) i Augustyn Kadłubek w KL Auschwitz nigdy się żywi nie spotkali.

Pułkownik Jan Emil Stanek, w trzecim powstaniu śląskim dowódca 1 Dywizji Powstańczej, w swoich zapiskach wspomina Domina Brandysa (Prandiego) i Augustyna Kadłubka jako jednych z najdzielniejszych uczestników walki o polski Górny Śląsk. Nie przeszkadzało to po wojnie w określonych kręgach politycznych na Górnym Śląsku, liczących na afazję polską, środowisko Brandysa i Kadłubka, tj. powstańców śląskich, podobnie jak Żołnierzy Wyklętych, piętnować i zniesławiać epitetem określającym ich jako polskich faszystów, chociaż byli pierwszymi ofiarami w KL Auschwitz, który w latach 1939-1941 odgrywał rolę niemieckiego Katynia.

II. Ocalić od zagłady

Społeczność żydowska w okresie II RP i niemieckiej okupacji

Po pierwszej wojnie światowej zaszły istotne zmiany w strukturze społecznej Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Część jej członków, optując na rzecz Niemiec, emigrowała na terytoria przyznane Republice Weimarskiej. Ich miejsce zajęli najpierw przybysze z Polski, a później, po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, z III Rzeszy. Ostatecznie w okresie międzywojennym w Siemianowicach mieszkało około 500 wyznawców judaizmu.

Głównym ośrodkiem życia religijnego i społecznego była synagoga przy ulicy Bytomskiej. Tutaj odbywały się m.in. wybory do reprezentacji gminnej. Zarzuty i protesty przeciw wykładanej u Heilborna liście wyborczej można było wnosić na piśmie, na ręce siemianowickiego Izraelity Mechnera (ulica Powstańców 14) lub komisarza Eljasza Abrahamera w Katowicach (ulica Andrzeja 14). Na liście Gminy Izraelickiej Siemianowice nr 1 znalazły się nazwiska najbardziej szacownych jej członków, kupców: Hermana Oksenhaendlera (ulica Powstańców 50), Brachji Majtlisa (ulica Jana III Sobieskiego 40), Abrahama Zelwera (ulica Bytomska 10), Maurycego Silbersteina (ulica Jana III Sobieskiego 1), Joachima Weinreicha (ulica 3 Maja 3), Samuela Opatowskiego (ulica Jana III Sobieskiego 1), Icka Lajbusia Russa (ulica Pszczelnicza 13) i Józefa Zonabenda (ulica Piastowska 5). Jako znaczącego członka społeczności spoza listy należy wymienić Izaaka Gesundheita.

Surowe zasady judaistycznej religii, których strzegł rabin, oraz tzw. europeizacja nie pozostawały bez wpływu na członków siemianowickiej wspólnoty wyznaniowej. W 1937 r. Zarząd Gminy Izraelickiej w Siemianowicach podał do wiadomości, że „z żydostwa wystąpili”: Leon Gottesmann, aplikant adwokacki, urodzony 8 VII 1907 r. w Borszczowie woj. Tarnopolskie, zamieszkały w Siemianowicach, ulica Bytomska 2, i Genia Gottesmann z domu Żmigród, aplikantka adwokacka, urodzona 12 I 1917 r. w Będzinie, woj. kieleckie, zamieszkała w Siemianowicach, ulica Bytomska 2.

Podobnym przypadkom asymilacji starali się jednak zapobiegać fundamentaliści związani z synagogą i działacze syjonistyczni, strzegący tradycji i zwartości etnicznej, skupieni wokół Centralnej Organizacji Żydów Ortodoksów w Polsce „Augudas Israel”. Szczególnym typem organizacji społecznej było Stowarzyszenie Religijne Przestrzegania Soboty i Głównych Świąt Religijnych „Szomraj Szabes Whadas”. Staraniem syjonistów organizowano w Siemianowicach zabawy purimowe, z których dochód przeznaczano na kolonie letnie dla niezamożnej młodzieży. W ramach imprezy odbywały się przedstawienia urządzane przez gniazdo Akiby pod kierownictwem Gerdy Beldegruen. W 1937 r. wystąpił z recytacjami były artysta trupy wileńskiej Blum.

Żydów siemianowickich łączyły liczne kontakty religijne, kulturalne i gospodarcze ze wspólnotami Bytomia (działały tu ośrodki szkoleniowe dla młodzieży żydowskiej Beth Hechluz i Judischer Pfadinderbund Makkabi Hazair, Beth Makkabi oraz Stowarzyszenie Żydów Prowincji Górnośląskiej – Synagogen verband der Prowinz Oberschlesien), Katowic, Chorzowa, Czeladzi, Sosnowca i Będzina. Ten ostatni był ważnym ośrodkiem wpływów Paole Sjonu i miał własne organy prasowe, które były wydawane w języku jidisz: „Undzer Folksblat” (Nasza Gazeta Ludowa) oraz „Najer Arberter Weg”. Gazety te czytywali również siemianowiccy Żydzi.

Nic więc dziwnego, że włamanie dokonane nocą z 2 na 3 III 1935 r. do bóżnicy czeladzkiej wywołało niesłychane wzburzenie. Nieznani sprawcy dokonali dzieła zniszczenia: Torę porżnęli nożami, zerwali wszystkie ozdoby, a rodały rozrzucili po podłodze i podeptali. Oderwano również zamki do szafy z aktami i dokumentami bezprocentowej kasy żydowskiej, które uległy zniszczeniu. Włamywacze skradli jedynie zegar ścienny. Niepokój był o tyle uzasadniony, że wiosną tego roku, również w Siemianowicach, nocą na oknach wystaw ponaklejano ulotki wzywające do bojkotu Żydów.

W grudniu 1935 r. w późnych godzinach nocnych wybito szyby w sklepie Moszka Garbasza przy ulicy Powstańców 21, Estery Moszkowicz przy ulicy Konstantego Damrota 2, Majera Preissa przy ulicy Bytomskiej 56 i Józefa Doleżały przy Bytomskiej 44. W związku z tym incydentem policja aresztowała kilku młodych ludzi z Bytkowa. Zdarzały się również wypadki aktów grabieży na żydowskich domokrążcach. Handlującemu tkaninami Benjaminowi Zielmannowi w składzie przy ulicy Jana III Sobieskiego, gdy zachwalał swój towar, skradziono 3 m sukna.

Miały miejsce także przypadki nieuczciwości kupieckiej z drugiej strony, gdy klientka nabywała pierze z dodatkiem gipsu lub zamiast kupionej nowej sukienki odpakowywała po powrocie do domu starą, dziurawą szmatę. Dużym sukcesem policji było ujęcie szefa miejscowej żydowskiej szajki Lejzora Bejlocha z Będzina, którego gang w latach 1933–1934 zajmował się masowym przemytem artykułów konfekcyjnych. Z ubrań firm niemieckich wypruwano metki, następnie garnitury gnieciono, aby sprawiały wrażenie starej odzieży, i po przemyceniu sprzedawano po polskiej stronie. W stukilogramowych paczkach towar przemycał furmankami do Siemianowic starozakonny Mejloch. Stamtąd ubrania dostarczano do Łańcuta, Rzeszowa i Tarnowa. Innego członka Gminy Izraelickiej ścigał za handel „żywym towarem” naczelnik gminy michałkowickiej Walenty Fojkis.

Żydów dzielono na żyjących w „kiepele” i tzw. łapaczy, którzy siłą wciągali przechodniów do swoich sklepów. W większości z nich można było kupić prawie wszystko – od przysłowiowych gwoździ do śledzi. Na targu siemianowickim wędrowne „handełesy” z Czeladzi lub Będzina, reklamując swoje towary, wołali: „Stare Mutter kupcie te anzug!”. Uwagę przechodniów przyciągał ich charakterystyczny ubiór i wygląd: czarny zarost i chałaty. Po mieście wałęsali się żydowscy domokrążcy, którzy zbierali dobrze utrzymane ubrania, jak: płaszcze, bieliznę, swetry itp., oferując w zamian różne tandetne wyroby szklane.

Niektóre zwyczaje i obyczaje ortodoksyjnej ludności żydowskiej budziły sprzeciw miejscowych chrześcijan, chociaż nierzadko powodem zgorszenia byli katolicy. Do takich rytuałów należał koszerny ubój zwierząt. „Głos Siemianowicki” pisał: „Niektórzy rzeźnicy w mieście nie dość, że w tygodniu uprawiają ubój koszerny, nawet w niedzielę człowiek jako katolik musi patrzeć jak dla jakichś zabobonnych celów męczy się zwierzę na sposób żydowski […] Tu się bije masowo i wywozi do innych dzielnic Polski mięso koszerne, bo tam ubój koszerny jest zakazany. Na to używają katoliccy rzeźnicy niedzieli, bowiem ubój prowadzi się u rzeźników katolików”.

Drażniło również naruszanie dogmatów wiary katolickiej, a w wyjątkowych wypadkach fanatyzm religijny był nieobcy obu stronom. Żydzi podejrzani o niechęć do Kościoła katolickiego stawali się obiektem ataków lokalnej prasy o zabarwieniu endeckim.

Mimo to antysemityzm był na Górnym Śląsku zjawiskiem niewiele znaczącym, a Siemianowice były przykładem religijnej tolerancji. Natomiast usuwano Żydów z życia publicznego po stronie niemieckiej. W pierwszym etapie zdefiniowano pojęcie Żyda oraz pozbawiono go mienia na podstawie ustawodawstwa. Lawina ustaw, rozporządzeń, okólników i wytycznych podważyła elementarne prawa człowieka, które co najmniej od francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r. stanowiły istotną część składową praw osobowych i publicznych w mieszczańskich społeczeństwach Europy.

Wygaśnięcie konwencji genewskiej przesądziło o niezwłocznym wejściu w życie całego ustawodawstwa rasistowskiego na Śląsku Opolskim. Od 16 VII 1937 r. obowiązywało również ustawodawstwo norymberskie oraz normy ustaw zawierające ograniczenia zawodowe i gospodarcze. Żydowscy studenci pochodzący z górnośląskiego obszaru plebiscytowego odtąd byli poddani postanowieniom „numerus clausus” na równi z Żydami z innych dzielnic ówczesnych Niemiec.

Zagłada

Powoli zbliżał się okres zagłady Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Ustawodawstwo niemieckie z 1938 r., wprowadzające tzw. aryzację mienia, dotknęło również Żydów na Górnym Śląsku. Nie ominęły środowisk żydowskich wypadki z „nocy kryształowej” 19–20 XI 1938 roku. W ostatnich dniach października 1938 r. członkowie gminy żydowskiej w Bytomiu byli świadkami bezprzykładnej akcji antyżydowskiej – Judenaktion, w toku której kilka tysięcy Żydów, obywateli polskich, wysiedlono przez „zieloną granicę” na terytorium Polski, z rozkazu szefa hitlerowskiej Służby Bezpieczeństwa Reinhardta Heydricha. W nocy z 29 na 30 października siły policyjne i członkowie 53-Standarte SS przepędzili przez granicę pod Bytomiem około 6000 Żydów. Wypadki te stanowiły zaledwie preludium do wydarzeń, w jakich przyszło uczestniczyć siemianowickim Żydom.

Rozporządzenia i akty wykonawcze, wydane w związku z naradą z 12 XI 1938 r., wyeliminowały Żydów z niemieckiej gospodarki, zabraniały im produkowania jakichkolwiek dóbr materialnych, wykonywania rzemiosła, udziału w służbach publicznych i handlu detalicznym. Zakazano im zajmowania stanowisk kierowniczych w zakładach pracy, przedsiębiorstwach oraz udziału w targach. Rozporządzenia z 3 grudnia pozbawiły Żydów wszelkiego posiadania, np. udziałów w przedsiębiorstwach przemysłowych, w gospodarce leśnej i rolnej. Rozporządzenia te dotknęły Żydów, którzy, optując na rzecz Niemiec przed 1922 r., wyjechali z Siemianowic do Republiki Weimarskiej.

Wybuch drugiej wojny światowej i niemiecka polityka eksterminacyjna doprowadziły do całkowitej zagłady członków Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Jedni próbowali się ratować ucieczką, inni, oznakowani „gwiazdą Dawida”, zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych w Buchenwaldzie i KL Auschwitz-Birkenau.

Na liście ofiar znaleźli się m.in. urodzeni w Siemianowicach: Siegfred Urbańczyk (ur. 1 XI 1926 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Johanna Urbańczyk (ur. 2 IX 1920 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Rosalie Urbańczyk (ur. 7 X 1930 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Hermann Anspach (ur. 1 VII 1893 r. – data deportacji 8 VI 1942 r.); urodzeni w gminie Huta Laura: Margarete (ur. 8 VI 1875 r. – data deportacji 16 V 1942 r.), Julius Kaufmann (ur. 23 XII 1875 r. – data deportacji 20 V 1942 r.), Hildegard Reichmann (ur. 24 V 1916 r. – data deportacji 28 V 1942 r.); urodzona w Maciejkowicach Rosa Jacoby, ur. 8 II 1883 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), urodzony w Michałkowicach Wilhelm Leipziger (ur. 20 IX 1873 t. – data deportacji 20 V 1942 r.).

Niektórzy drogą okrężną trafili do Auschwitz-Birkenau, wcześniej deportowani do „królestwa” pod jurysdykcją Mojżesza Meryna (1905 – ok. 1943), Starszego Gminy Żydowskiej na Śląsku. Mianowany przez Niemców przewodniczącym Judenratów w Zagłębiu Dąbrowskim i na Śląsku z siedzibą w Sosnowcu, uważał się on nie tylko za „króla” tamtejszych Izraelitów, ale w 1940 r. starał się u Adolfa Eichmanna i Reinherda Heydricha – szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy – o podporządkowanie mu wszystkich gett na terenie okupowanej II RP. Złą opinię miał o nim nawet Chaim Rumkowski (1877–1944), starszy Gminy w Łodzi, a Emanuel Ringeblum (1900–1944), twórca podziemnego archiwum getta warszawskiego, zanotował: „Kto przeżył cztery dni w obozie w Sosnowcu, ten czuł się jak robak, który skurczył się pod butem”.

Kiedy w wigilię Rosh Chodesh Elul 1942 r. rozpoczęto deportację Żydów z Górnego Śląska, M. Meryn uspokoił swoich rodaków, zapewniając, iż nic złego im się nie stanie, i po czasowym przesiedleniu na roboty wrócą do swoich domów. Ponadto na jego polecenie fabrykowano fałszywą korespondencję od osób deportowanych do KL Auschwitz-Birkenau, w której zapewniali oni swoich krewnych i znajomych, iż są bardzo zadowoleni z pobytu w obozie.

Eksterminowanym Żydom starali się pomóc na różne sposoby mieszkańcy Siemianowic Śląskich. W gronie tym znalazł się m.in. Edward Kurda, urodzony 23 XII 1915 r. w Siemianowicach Śl., w rodzinie robotniczej, syn Juliusza Kurdy i Zofii Zemeły, który w 1938 r. rozpoczął służbę w 6 Pułku Strzelców Podhalańskich stacjonującym w Samborze. W 1939 r., przed zakończeniem jego służby, Pułk został postawiony w stan alarmowy i przerzucony na granicę zachodnią. Odwrót prowadzono na linię Szczakowa-Olkusz. Po zakończeniu kampanii wrześniowej, wróciwszy do domu do Siemianowic Śl., E. Kurda został wysłany na roboty przymusowe do Niemiec i okupowanej Belgii. W 1941 roku, aby uniknąć wcielenia do Wehrmachtu, zbiegł z głębi Rzeszy i schronił się w GG we Lwowie. Ukrywał się najpierw w rodzinie ukraińskiej w kamienicy Rynek 43, a później w domu przy ulicy Jana Zamoyskiego. W latach 1941–1944, sam zagrożony aresztowaniem, udzielił schronienia Marii Bajgierowicz z domu Hitner (Miriam Gruber) i jej dwóm siostrzenicom (ich najbliżsi, członkowie społeczności żydowskiej, zostali rozstrzelani). W 1944 r. rozpoznany przypadkiem przez innego siemianowiczanina i zadenuncjowany na gestapo, został aresztowany. Uwolniony w czasie bombardowania Lwowa, skorzystał z pomocy struktur AK i został przerzucony do Białegostoku, skąd udał się do zajętego przez Rosjan Lublina. Tam spotkał Jerzego Ziętka, który skierował go na kurs wojskowy, a następnie w stopniu ppor. WP wysłał na Kresy Zachodnie.

Fot. Miriam z siostrzenicami. Fot. z archiwum autora

Wojnę przeżyła także Maria Bajgierowicz, która we Wrocławiu poznała i poślubiła Grubera. 20 II 1986 r. w Haifie w Izraelu złożyła przed notariuszem A. Bronowskim oświadczenie następującej treści; „Ja niżej podpisana Miriam Gruber, zamieszkała w Kirjat Bialik 27000-Izrael, przy ulicy Keren Hajesod 80, posiadaczka dowodu tożsamości Nr 528485 […] zeznaję: Pan Edward Kurda, zamieszkały w Siemianowicach Śląskich koło Katowic przy ul. Sobieskiego nr 28, został odznaczony jako Sprawiedliwy wśród Narodów Świata za uratowanie mnie i moich dwóch siostrzenic w Polsce od pewnej śmierci w czasie drugiej wojny światowej z rąk nazistów. Z tej okazji ma być zasadzone drzewko dla upamiętnienia jego nazwiska w Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie”.

Z równym poświęceniem pomoc nieśli najbliżsi zgładzonych przez Niemców w KL Auschwitz powstańców śląskich: Domina Brandysa i Augustyna Kadłubka, chociaż w okresie plebiscytu i powstań śląskich stykali się z Żydami optującymi na rzecz Republiki Weimarskiej, obnoszącymi się na co dzień ze swoją niemieckością, a nawet zaangażowanymi w ochotniczych formacjach, jak Schwarze Reichswehra. W działania grożące utratą życia zaangażowała się Łucja Brandysowa (z domu Buroń), korzystając ze wsparcia siostry Jadwigi Kajdy i szwagierki Łucji Buroń (z domu Długajczyk). Ł. Brandysowa utrzymywała w czasie wojny kontakt listowy z rodziną męża w Berlinie. Korespondencja dotyczyła mężczyzn, kobiet i dzieci pochodzenia żydowskiego, ludzi, którzy z III Rzeszy chcieli przedostać się do Generalnej Guberni. Po ustaleniu szczegółów osoby takie przyjeżdżały do Siemianowic Śl. i były nielegalnie przeprowadzane przez granicę do Czeladzi. Kobiety radziły sobie w ten sposób, iż pełna sexapilu J. Kajdzina flirtowała ze strażnikami, odwracając ich uwagę, Ł. Buroń pełniła rolę obserwatorki, a Ł. Brandysowa przeprowadzała w tym czasie uciekinierów. Wszystkie narażały swoje życie i bezpieczeństwo rodziny.

Łucja Brandysowa była wdową po Dominie, powstańcu śląskim zamordowanym przez Niemców w KL Auschwitz, mąż Jadwigi (młodszej siostry Łucji Brandysowej), Hugo Kajda razem z Karolem Brandysem (synem Domina), zdezerterował z Wehrmachtu i był w polskim korpusie gen. Władysława Andersa, a Łucja Buroń (szwagierka Łucji Brandysowej), jako wdowa, była jedyną żywicielką trójki małych dzieci. W zmowie z nimi była Maria Kadłubkowa, siostra Domina Brandysa i wdowa po Augustynie Kadłubku. Obaj jej bliscy mężczyźni zostali zamordowani jako powstańcy w KL Auschwitz. W grudniu 1944 r. w mieszkaniu Ł. Brandysowej przy ulicy Michałkowickiej 45 Niemcy przeprowadzili rewizję i wstępne przesłuchanie podejrzanej. Dowodem w sprawie miało być zeznanie grupy Żydów, którą zatrzymano w Lublinie. Aresztowani wskazali adres i dane personalne Ł. Brandysowej, która służyła im pomocą w ucieczce do GG. Ponadto napomknęli o korespondencji, która miała być dowodem rzeczowym. Wielogodzinna rewizja nie dała jednak oczekiwanego rezultatu, gdyż Ł. Brandysowa przezornie wszystkie listy na bieżąco paliła i zeznała, że oskarżenie jej jest pomówieniem. Niemcy znaleźli jedynie korespondencję miłosną gospodyni, której lektura wprawiła ich w wesołość i zachęciła do pytań dotyczących życia osobistego. Na odchodnym oświadczyli, że to nie koniec i wrócą tu ze świadkami koronnymi, których ujęli w Lublinie. Do 27 I 1945 r., tj. do dnia zajęcia Siemianowic Śl. przez Armię Czerwoną, kobiety żyły w strachu i oczekiwały katastrofalnej w skutkach konfrontacji z aresztowanymi Żydami.

Mimo ofiarności wielu ludzi z pogromu ocaleli nieliczni, a i ci ulegli rozproszeniu lub częściowej asymilacji. Hołd pomordowanym w licznych egzekucjach w komorach gazowych złożył pochodzący z Przełajki Czesław Slezak. Grozę tamtych dni utrwalił w wierszu Ptaki z tomiku Gwiazda Dawida. Poeta pisał:

Doktor Saal
Miłośnik muzyki
I zwierząt
Hitlerowiec
W poszukiwaniu sensu życia –
Zabijał
Żydowskie dzieci
Umierały najłatwiej –
Nie bały się jeszcze.
Najładniej
Zabijało się matki
Rozwścieczone tygrysice.

O prawo do życia i ludzką godność walczył Henryk Sławik (1894–1944), uczestnik powstań śląskich, wielki Ślązak, polski patriota, który ratując około 5000 Żydów oddał w zamian swoje życie, ponosząc męczeńską śmierć w niemieckim Konzentrationslager Mauthausen-Gusen, obozie zagłady, gdzie zginęło tysiące jego rodaków. Było to znaczące miejsce eksterminacji inteligencji polskiej.

III. Żydzi – Niemcy bez wzajemności

W średniowiecznych Niemczech Żydzi nie mieli dobrej prasy. Zdarzały się pogromy i wypędzenia. Oskarżano ich o porywanie dzieci, zatruwanie studni oraz o używanie krwi chrześcijańskiej do celów rytualnych. Pozbawieni wszelkich praw, byli własnością władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, do którego należeli majątkiem i ciałem. Monarcha mógł tym majątkiem rozporządzać według własnego uznania: sprzedać, rozdać w prezencie, wynająć lub pozabijać. Jednym z elementów zniesławiania i upokarzania była tzw. Judensau, maciora żydowska, przez sześć stuleci stały element niemieckiej ikonografii propagandowej i czarnego pijaru. Masowo rozpowszechniano jej wizerunek w postaci rycin, ręcznych iluminacji ksiąg, rzeźb i płaskorzeźb. Kanon ten wyobrażał brodatych rabinów, którzy zwierzę ssali lub wylizywali jego ekskrementy, z szatanem w tle. Zachowały się one m.in. w katedrach w Magdeburgu, Fryzyndze, Ratyzbonie i Wittenberdze, gdzie Marcin Luther przybił swoje 95 tez.

Pierwszy antyżydowski traktat M. Lutra powstał w 1538 roku. Było to „Pismo przeciwko Sabatyjczykom do dobrego przyjaciela”. Luter upatrywał w synach Izraela przyczyn wszystkich nieszczęść, jakie od stuleci nękały chrześcijan. Określał Żydów jako leniwych i nieuczciwych, pisząc: „zdobyli nas i nasze dobra przez ich przeklętą lichwę”, po czym dodawał, że taki stan rzeczy czynił z chrześcijan żydowskich niewolników. Z kolei rozprawa „O Żydach i ich kłamstwach” zawierała także konkretne postulaty rozprawy z Żydami, zawarte w siedmiu przykazaniach:

1.     „Podpalać ich synagogi i szkoły, a co nie da się spalić, na to narzucić ziemi i przysypać, żeby żaden człowiek nie oglądał po wieki ani kamienia, ani szlaki” (daß man ihre Synagoga oder Schule mit Feur anstecke, und was nicht verbrennen will, mit Erden uberhäufe und beschütte, daß kein Mensch ein Stein oder Schlacke davon sehe ewiglich).
2.     „Niszczyć też i burzyć ich domy” (daß man auch ihre Häuser desgleichen zebreche und zerstöre).
3.     „Zabierać im wszystkie ich modlitewniki i Talmudy” (daß man ihnen nehme alle ihre Betbüchlin und Talmudisten).
4.     „Na przyszłość ich rabinom pod karą śmierci zabronić nauczania” (daß man ihren Rabbinnen bei Leib und Leben verbiete, hinfurt zu lehren).
5.     „Całkowicie odebrać Żydom prawo do glejtów ochronnych” (daß man den Jüden das Geleit und Straße ganz und gar aufhebe)
6.     „Zakazać im lichwy […] oraz skonfiskować wszelką gotówkę, klejnoty, złoto i srebro” (daß man ihnen den Wucher verbiete […] und nehme ihnen alle Baarschaft und Kleinod an Silber und Gold, und lege es beseit zu verwahren).
7.     „Zmusić do zarabiania na chleb w pocie czoła” (daß man […] lasse sie ihr Brot verdienen im Schweiß der Nasen).

W połowie XVIII w. katolicki Śląsk dostał się pod panowanie królów protestanckich Prus. Warto przypomnieć, iż do 1669 r. obowiązywał zakaz osiedlania się Żydów w Berlinie i na ternie Brandenburgii. Fryderyk Wilhelm I, zwany Soldaten Koenig, zabraniał im osiedlać się w swoich miastach i prowincjach, mając nadzieję, iż ci, którzy znaleźli się w jego krajach, szybko wymrą.

Przyrównywał Żydów do szarańczy niszczącej chrześcijan. Dla bezpieczeństwa poddanych pruskich musieli w celach rozpoznawczych na ubraniach nosić żółte łaty. W 1710 r. JKM wydal edykt, na mocy którego można było za 8000 talarów wykupić się z obowiązku noszenia tego znaku hańby. Również jego syn Fryderyk II Wielki, „król filozof”, żywił pogardę względem Żydów. Wydany przez niego w 1750 r. „Edykt generalny”, dotyczący Żydów, zdaniem markiza Honore Gabriela de Mirabeau był „dobry dla ludożerców”.

Równie surowe prawa obowiązywały w Wolnym Mieście Frankfurt, gdzie na okrzyk „Jud, mach Mores!” Żydzi musieli zdejmować kapelusze, schodzić z drogi i kłaniać się. Ponadto obowiązywał zakaz przebywania w parkach. Złożona w 1770 r. do rady miasta petycja o odstąpienie od tego ograniczenia została odrzucona i potraktowana jako wyraz arogancji. Z reguły w każdym mieście była tylko jedna brama, przez którą puszczano Żydów i bydło.

W XIX w. przedstawiciele upokarzanego narodu byli już lojalnymi obywatelami Prus. Na Śląsku i w Wielkopolsce popadali jednak często w konflikt interesów z walczącymi o niepodległość Polakami, tak było m.in. w 1848 r. w miejscowości Buk pod Poznaniem. Zajście to w kilkudziesięciostronicowej broszurze pod tytułem Rok 1848 w dawnym powiecie bukowskim opisał, wykorzystując źródła archiwalne, historyk i regionalista Władysław Stachowski. Początkowo miejscowi Niemcy i Żydzi, w większości nieprzychylni sprawie polskiej, nosili biało-czerwone kokardy, aby w razie zwycięstwa Polaków nie być posądzonymi o zdradę. W Buku zatrzymał się oddział powstańców, a niedługo potem pod miasto podeszli Prusacy. Wobec miażdżącej przewagi wroga dowódcy insurekcji podjęli decyzję o kapitulacji. Prusacy zajęli miasto i wtedy zaczął się pogrom. Jak twierdzi autor broszury, miejscowi Żydzi wskazywali Niemcom domy tych, którzy poparli insurekcję. Kilkanaście osób poniosło śmierć, kilkadziesiąt zostało pobitych i ograbionych. W niektórych przypadkach donosiciele sami zamieniali się w katów. Wśród ofiar trafiali się także Żydzi podejrzani o propolskie sympatie. Epilog tej historii nastąpił po wycofaniu się Prusaków, gdy miejscowość ponownie została zdobyta przez polskich kosynierów. Wówczas mieszkańcy wzięli pomstę za swoich ziomków. Splądrowane zostały żydowskie sklepy i synagoga.

W tym samym czasie zupełnie inaczej zachował się Christian Johann Heinrich Heine, właśc. Harry Chaim Heine (1797–1856 ), niemiecki poeta żydowskiego pochodzenia, przedstawiciel romantyzmu, jeden z najwybitniejszych liryków, prozaik i publicysta. W 1844 r., po krwawym stłumieniu przez Prusaków powstania śląskich tkaczy domagających się podniesienia płac oraz poprawy warunków bytowych, napisał dla nich wiersz pt. Tkacze.

Siedzą przy krosnach i szczerzą kły:
Niemcy! My tkamy wam całun grobowy,
Trzykrotne przekleństwo wprzędliśmy w osnowy
I tkamy, i tkamy!

Jego bohaterowie przeklęli Boga, którego nie wzruszyły ich modły, a wraz z nim „króla bogaczy” obojętnego na ich nędzę. Dwunastogodzinny dzień pracy wprowadzany przez właścicieli fabryk, m.in. Zwanzigera z Pieszyc, zmuszał tkaczy do pracy za głodową pensję. Ubolewał więc poeta nad ich śląską ojczyzną.

Gdzie tylko sromota i hańba są żywe,
Gdzie każdy kwiat, wcześnie złamany, schnie marnie,
Gdzie robak zgnilizną i próchnem się karmi.
Wciąż tkamy, wciąż tkamy!

Heine, odrzucony przez Niemców, był ulubionym poetą polskich bardów. Jego wiersze tłumaczyli Adam Asnyk, Felicjan Faleński, Marian Gawalewicz, Czesław Jankowski, Maria Konopnicka, Adam Konopnicki, Aleksander Kraushar, Miron (Aleksander Michaux). Współczesne przekłady Heinego tworzyli m.in. Stanisław Jerzy Lec i Robert Stiller.

Od 1862 r. w Królestwie Polskim Żydzi zyskali dzięki staraniom Aleksandra Wielopolskiego częściowe równouprawnienie. Toteż gdy w 1863 r. O. Bismarck i Michaił Dymitrowicz Gorczakow zwalczali polskie powstanie, a ich poplecznicy werbowali wśród Żydów agentów i denuncjatorów, rabin warszawski Dow (Dov, Dob) Ber (Beer, Berisz, Berush) Meisels (1798–1878) opowiedział się za udzielaniem poparcia przez Żydów Polakom walczącym z Rosjanami.

Sympatyzował on z polskim powstaniem, podobnie jak wcześniej czynił to Berek Joselewicz. Ten ostatni zaś zasłynął podczas insurekcji kościuszkowskiej jako organizator oddziału żydowskiego. Ponadto B. Joselewicz wraz z innym Żydem, Józefem Aronowiczem, zredagował patriotyczną odezwę w języku jidysz, wzywającą do walki. Na apel odpowiedziało 500 mężczyzn, z których uformowano regiment kawalerii. Na prośbę B. Joselewicza zapewniono im możliwość przestrzegania religijnych obyczajów, dostęp do koszernego jedzenia oraz prawo powstrzymywania się od pracy w szabat, a także prawo do noszenia tradycyjnych żydowskich bród. Oddział B. Joselewicza u boku gen. Jakuba Jasińskiego brał udział w obronie warszawskiej Pragi, podczas której został zdziesiątkowany.

Dob Beer Meiseles (Beyer). Fot. Wikipedia

Po klęsce insurekcji kościuszkowskiej B. Joselewicz zaciągnął się do legionów gen. J. H. Dąbrowskiego. Walczył nad Trebbią, pod Novi, Hohenlinden, Austerlitz i Frydlandem. W 1808 r. został kawalerem Krzyża Virtuti Militari. Odznaczony był także Legią Honorową. W armii Księstwa Warszawskiego dowodził szwadronem. Zginął w kampanii 1809 roku jako żołnierz ks. Józefa Poniatowskiego, podczas potyczki z Austriakami pod Kockiem. Pochowano go na rozstajnych drogach, gdyż ortodoksi odmówili mu prawa spoczynku na kirkucie.

W Białobrzegach przy drodze relacji Kock–Białobrzegi, gdzie spoczęły jego doczesne szczątki, wystawiono w 100-lecie śmierci pomnik. Inskrypcja na kamieniu nagrobnym głosi:

„Berek Joselewicz – Józef Berko vel Berk, ur. w Kretyndze na Litwie 1760. Pułkownik wojsk polskich, szef szwadronu 5-go pułku strzelców konnych Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Kawaler krzyżów Legii Honorowej i Wiktorii. Zginął w bitwie pod Kockiem 1809 roku. Tu pochowany. Nie szacherką, nie kwaterką, lecz się krwią dorobił sławy. W stuletnią rocznicę zgonu 1909 r.”.

Z czasem sława pośmiertna pułkownika rosła. Jego imieniem nazwano ulice w Będzinie, Ozorkowie, Częstochowie, Warszawie, na krakowskim Kazimierzu, Lubartowie, Lesku, Myślenicach, Dąbrowie Tarnowskiej, Oświęcimiu, Przasnyszu, Rzeszowie, Siedlcach, Węgrowie, Sanoku, Nowym Sączu, Radomsku, Szczecinie, Tomaszowie Mazowieckim, Hrubieszowie, Chrzanowie, Kocku, Kutnie, Mielcu, Łodzi, Brzezinach, Ostrołęce, Żaganiu, Biłgoraju, Kaliszu, Łosicach i Turobinie.

W 200. rocznicę śmierci B. Joselewicza odbyła się z inicjatywy Ambasady Francji w Polsce konferencja”Berek Joselewicz: bojownik o wolność”, której współorganizatorem było Muzeum Historii Żydów Polskich. Z kolei Poczta Polska wraz z Pocztą Izraelską wprowadziły do obiegu znaczek pocztowy w bloku dla upamiętnienia Roku Polskiego w Izraelu (2009), z postacią Berka Joselewicza z obrazu Juliusza Kossaka.

Niestety po powstaniu styczniowym relacje polsko-żydowskie uległy znacznemu pogorszeniu, m.in. za sprawą Aleksandra III (1845–1894). Na Ukrainie i Białorusi często dochodziło do pogromów Żydów, których oskarżano o udział w spisku i zamordowaniu Aleksandra II. W 1882 r. car przywrócił zakaz osiedlania się i zamieszkiwania Żydów na wsi. Krwawe wystąpienia antysemickie w Rosji spowodowały masową emigrację ludności do Królestwa Polskiego, co pogorszyło warunki ekonomiczne m.in. tam mieszkających Żydów, przyczyniając się do różnych napięć.

Wydalenie z Rosji Żydów zwanych Litwakami miało zapewnić spokój w głębi imperium i rozpalić konflikt polsko-żydowski, co częściowo się udało. Ich pierwsza fala liczyła około 70 tys. rodzin. Druga, jeszcze większa, przybyła w latach 1905–1907. W sumie było ich ponad 600 tysięcy. Osiedlali się najchętniej w wielkich ośrodkach miejskich i przemysłowych, jak Łódź i Warszawa. Identyfikowali się z kulturą rosyjską i byli wrogo nastawieni do polskiego ruchu niepodległościowego, podobnie jak ich ziomkowie w Niemczech, nierzadko hakatyści. Ponadto Litwacy ostro zwalczali ruch asymilacyjny polskich Żydów, propagując równocześnie prorosyjski separatyzm. Byli antytezą takich postaw, jakie m.in. reprezentowali prof. Szymon Askenazy (1865–1935), wybitny polski historyk żydowskiego pochodzenia związany z obozem piłsudczykowsko-legionowym, czy Henryk Wereszycki, urodzony jako Henryk Vorzimmer (1898–1990), żołnierz 1. Pułku Artylerii Legionów Polskich. Jako kanonier przeszedł chrzest bojowy na froncie nad Stochodem. W przerwie między walkami, w czasie krótkiego urlopu, w kwietniu 1917 r. zdał maturę i wrócił na front. W 1918 r. wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, a w październiku tegoż roku zapisał się na Politechnikę Lwowską. Ostatecznie został wybitnym polskim historykiem. Doświadczył zarówno niemieckiego totalitaryzmu, jak bezwzględności komunizmu. Był inwigilowany do schyłku życia, a jego dorobek naukowy cenzurowany i przemilczany. Wojna pochłonęła jego najbliższych, którzy stali się ofiarami niemieckiego rasizmu. Mimo politycznych barier uchodził za autorytet dla studentów i opozycji.

Przykłady rodzin Askenazych czy Wereszyckich pokazują zasadniczą różnicę między niemieckim rasizmem a prawem Rzeczypospolitej. W ujęciu tego pierwszego rodziny te były żydowskie, zaś z punktu widzenia Warszawy, Krakowa, Wilna czy Lwowa byli to Polacy i patrioci. Ta różnica tłumaczy, dlaczego tylko w getcie warszawskim znalazły się tysiące takich osób, które często nawet nie uważały się za Żydów. Ich listę dla Niemców sporządził stołeczny Judenrat. Na jej podstawie gestapo przeprowadziło aresztowania wskazanych i ich deportację do getta. Wiele z tych ofiar, tzw. mechesów, będąc od pokoleń chrześcijanami, dopiero wówczas dowiedziało się o swoich żydowskich korzeniach.

Po latach udręki tych, którzy przeżyli wojnę dzięki pomocy Polaków, nie chciano w założonym w 1953 r. w Jerozolimie Yad Vashem (Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu), uznać jako wiarygodnych świadków w procedurze przyznania medalu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Tak było m.in. w przypadku ks. Marcelego Godlewskiego, który zyskał sobie tytuł „proboszcza getta warszawskiego” i uratował m.in. rodzinę Wandy i Krzysztofa Zamenhofów oraz prof. Ludwika Hirschfelda, światowej sławy lekarza bakteriologa i immunologa.

Jak gmatwały się w XX w. relacje Żydów w stosunku do Rosjan, Polaków i Niemców, może zaświadczyć biografia Siemiona Moisiejewicza Kriwoszeina (1899–1978), syna biednego Żyda, kombriga Armii Czerwonej i Bohatera Związku Radzieckiego. W trakcie sowieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. dowodził 29 Brygadą Czołgów. 22 września odbierał w Brześciu razem z gen. Heinzem Guderianem wspólną defiladę, w związku z przekazaniem miasta i twierdzy przez Wehrmacht Armii Czerwonej. Wojskom niemieckim życzył podczas tego wydarzenia szybkiego zwycięstwa nad „kapitalistyczną Anglią” i zaprosił po tym zwycięstwie Heinza Guderiana do Moskwy.

Z kolei w armii Hitlera w randze feldmarszałka lotnictwa walczył Erhard Milch (1892–1972), syn żydowskiego aptekarza. Osądzono go podczas jednego z procesów norymberskich, tzw. procesie Milcha, 17 IV 1949 r. i skazano na karę dożywotniego więzienia za deportację cudzoziemskich robotników i zbrodnie przeciwko ludzkości.. Z więzienia został zwolniony 28 VI 1954 r. Następnie pracował jako doradca w przemyśle samochodowym RFN w Wuppertalu, gdzie zmarł 25 I 1972 r.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Tryptyk śląsko-żydowski” znajduje się na s. 6–9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Tryptyk śląsko-żydowski” na s. 6-9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Związki Śląska z powstaniem styczniowym na płaszczyźnie życia społecznego, politycznego, kulturalnego i religijnego

Mówiono, iż Polacy mieli drewniane działa, obite żelaznymi obręczami, które produkowali ze studziennych rur. „Breslauer Zeitung”, pisząc o drewnianych armatach, przypisywała ten wynalazek gen. Bemowi.

Zdzisław Janeczek

A. Grottger, „Bitwa” z cyklu „Polonia 1863″| Fot. domena publiczna, Wikipedia

Związki Śląska z ruchem powstańczym na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej w latach 1863–1864 obejmują różne płaszczyzny życia społecznego, politycznego i kulturalnego, a nawet religijnego. Można więc śledzić echa powstania styczniowego w polskiej literaturze na Śląsku i w lokalnej prasie, rozważać kwestię udziału Górnoślązaków i Ślązaków z Ziemi Cieszyńskiej w walce zbrojnej. Odrębne zagadnienie stanowi rola śląskich szlaków transportowych i komunikacyjnych, którymi przemykali się kurierzy Rządu Narodowego oraz emigranci, i którymi dostarczano broń oraz tajne druki.

Istotnym problemem wydaje się również późniejszy stosunek społeczności śląskiej i polityków do sprawy powstania. W przededniu plebiscytu i trzeciego powstania śląskiego „Kurier Śląski” w artykule Bohaterom 1863 roku pisał: „Niewielu może Górnoślązakom wryła się w pamięć ta data wybuchu narodowego powstania. System pruski kordonu bagnetów oddzielał nas przez długie lata od reszty Polski, gdzie życie biło silnym tętnem, gdzie wrzała gorączkowa praca nad zrzuceniem jarzma niewoli. Nauczyciel pruski batem wydzierał z nas polskość i pamięć o Polsce, a napełniał nasze mózgi wiadomościami o krwawych Fryderykach i Wilhelmach i o żelaznym kanclerzu Bismarcku, siał ziarno nienawiści i niewiary we wszystko, co polskie”. Również ksiądz dziekan z Biskupic, Karol Preussfreund, upowszechniał opinię, że „lud śląski ma język polski, lecz serce pruskie”.

O zmianach zachodzących w świadomości Ślązaków w dobie powstaniowej i popowstaniowej wiele mówi wypowiedź poety i powstańca śląskiego Augustyna Świdra: „Rodzice nasi, zresztą jak na ów czas dobrzy Polacy, wprost zabraniali nam chodzenia na wieczorne ćwiczenia sokole. Czytywali oni »Katolika« od samego początku jego istnienia, czcili królową Jadwigę i króla Sobieskiego, zwiedzali Kraków, bo »tam jest tak dużo kościołów«, lecz zarazem była w nich jakaś tajemnicza miłość do króla pruskiego, bo »on trzymał z papieżem«”.

Równocześnie można było zaobserwować, nawet na łamach prasy niemieckojęzycznej, wzrastające zainteresowanie dla spraw polskich. Prasa wrocławska, wyrażająca interesy skłaniającego się w stronę liberalizmu mieszczaństwa, nie zawsze spotykała się z aprobatą władz rosyjskich. Świadczyła o tym notatka z „Gazety Policyjnej” przedrukowana w „Kurierze Warszawskim”, następującej treści: „Gazety Szląskie […] nie przestają rozgłaszać najniedorzeczniejszych i najkłamliwszych wiadomości o tym, co się dzieje w Warszawie”. O wpływ na treść ich doniesień zabiegał Aleksander Wielopolski, urzędnicy carscy, a w czasie powstania – biali i czerwoni. (…)

Marian Langiewicz 1863, autor nieznany | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Wraz z wybuchem powstania pojawiło się więcej doniesień urzędowych, komunikatów, ogłoszeń i korespondencji na tematy polskie, jak np. Manifest wielkiego księcia Konstantego Mikołajewicza. We Wrocławiu początkowo przekazywano sobie – jak donosił 28 I 1863 r. korespondent „Czasu” – najsprzeczniejsze wiadomości z Królestwa Polskiego: „Trudno było pomiędzy nimi rozróżnić, które prawdziwe, które fałszywe. Wielka część wyraźnie przesadzona, inna całkiem niedorzeczna. Dzienniki tutejsze zapisują je, tak jak przywożą osoby przybywające od granicy. Ponieważ komunikacja z Królestwem dotychczas jest przerwana i ani telegraf, ani pociąg kolei żelaznej do granicy nie dochodzą, wszystkie te wiadomości układają się wedle mniej więcej prywatnego posłuchu, albo są tworem pospolitego w takich razach zmyślenia. […] We Wrocławiu nie odebrano dotąd żadnych szczegółowych doniesień z samej Warszawy. Kupcy wstrzymali wszelkie przesyłki do Królestwa. Rząd posyła oddziały wojska, piechoty i jazdy na granicę. […] Dziwne, że we Wrocławiu spokojniej na ten ruch w Królestwie patrzą niż w Berlinie”.

Drukowano nie tylko artykuły inspirowane przez władze, ale także nadsyłane przez korespondentów prywatnych. W „Breslauer Zeitung” zamieszczono m.in. list z Warszawy z 28 II 1863 r., w którym opisano uroczyste obchody rocznicy „[…] początku ruchu, w którym to dniu przed dwoma laty na rozkaz księcia [gen. Michaiła Dmitrijewicza – Z.J.] Gorczakowa strzelano do bezbronnego ludu i zabito pięć osób. Dzień ten obchodzono żałobnymi nabożeństwami po wszystkich kościołach tak napełnionych, że nigdzie byś szpilki nie mógł rzucić. Młodzież szkolna była pierwsza w kościołach i dnia tego nie poszła do szkoły. Za oknami sklepowymi wystawiono tylko czarne materie”. (…)

Informacje dostarczane przez „Schlesische Zeitung” umożliwiały czytelnikowi śląskiemu wyrobienie sobie dość wszechstronnego poglądu na przebieg powstania. Wrocław uchodził w Europie za jeden z głównych ośrodków informacji o wydarzeniach 1863 r. w Polsce. (…)

Wykorzystywano korespondencję nadchodzącą z Krakowa i Warszawy, a nawet z Wilna i Lwowa. „Schlesische Zeitung” miała swoich korespondentów także w miejscowościach przygranicznych, skąd przychodziły wiadomości, których władze carskie nie pozwalały przesłać z Warszawy. Osobiste kontakty z mieszkańcami Królestwa ułatwiały ich przemycanie. Nierzadko przekazywali je dojeżdżający do Katowic kolejarze z zaboru rosyjskiego. (…)

Przeciętny mieszkaniec Śląska do chwili wybuchu powstania 1863 r. nie orientował się w jego potencjale wojskowym. Powstania 1794 r. i 1830 r. były przedsięwzięciami o charakterze wojskowym, dysponowały znacznymi środkami i miały szeroko zakrojone cele. Żołnierze M. Langiewicza czy J. Haukego-Bosaka zaś nie posiadali wystarczającego uzbrojenia, brakowało im wyszkolenia i zawodowych oficerów.

Gen. gub. Murawiew – Wieszatiel | Fot. domena publiczna, Wikipedia

„Breslauer Zeitung” informowała, iż uzbrojenie powstańców „w większości przypadków składało się z kos, pik, gdzieniegdzie dubeltówek i rewolwerów”. Partyzanci potrafili przejściowo obsadzić nawet małe miasta, nigdy jednak nie zdołali opanować większej aglomeracji, gdyż nie dysponowali odpowiednimi siłami. Próżne więc były obawy urzędników pruskich i miejscowych Niemców, którzy na wieść o wybuchu powstania oczekiwali niecierpliwie w powiatach nadgranicznych przybycia piechoty z Koźla lub Nysy i z trwogą obserwowali nieliczne patrole konne strzegące kordonu. Nurtowało ich wówczas pytanie: „[…] co mogłaby zdziałać taka garstka żołnierzy, gdyby Polacy naprawdę przekroczyli granicę?”. (…)

Korzystając ze wzrostu zainteresowania wydarzeniami w zaborze rosyjskim, reklamowano czytelnikom śląskim pięć rodzajów map Polski, które można było nabyć we wrocławskiej książnicy Kornów w cenie od 6 do 20 srebrnych groszy. W doniesieniu z 27 II z Paryża w „Schlesische Zeitung” zamieszczono także informację o broszurze L`insurrektion polonais autorstwa francuskiego publicysty i męża stanu, obrońcy uciemiężonych narodów, hrabiego Charlesa Montalemberta. Na listę policyjną trafiła litografia Zöllera przedstawiająca Błogosławieństwo powstańców, wydana w Wiedniu, nakładem redakcji „Postępu”.

Wszystkie mapy i litografie związane z powstaniem otrzymywały podpisy w językach polskim i niemieckim. Adresowano je więc do obu narodowości zamieszkujących dawne ziemie Rzeczypospolitej. Zgodnie z zainteresowaniem niemieckiej liberalnej opinii publicznej, były one rozprowadzane także na terenie Rzeszy.

Temat powstańczy, ciesząc się popularnością, docierał nie tylko do salonów mieszczańskich, ale wzbudzał również zainteresowanie wśród najuboższej ludności, która musiała się zadowolić oglądaniem obrazów i map przez szybę wystawową witryny Kornów. W ten sposób po upadku powstania kształtowała się nowa wersja panteonu sławnych Polaków. (…)

„Breslauer Zeitung” pisała także o metodach propagowania prawosławia, czego przykładem był założony schizmatycki żeński klasztor w Wilnie. W tej kwestii polemizowała z „Moskiewskimi Wiadomościami” („Moskowskije Wiedomosti”), które aprobowały tę decyzję, nazywając ją „[…] dobrym przedsiębiorstwem Murawiewa, które niezawodnie wyda błogie owoce, gdyż spodziewać się można, że po tym pierwszym rosyjskim żeńskim klasztorze w odebranych Polakom prowincjach więcej takich nastąpi”. W odpowiedzi „Breslauer Zeitung” pisała: „O takiej fabryce rosyjskich klasztorów żeńskich – w kraju, gdzie dotychczasowy zupełny ich brak najlepiej dowodzi braku wszelkiego poczucia potrzeby podobnych zakładów – można we względzie narodowym myśleć sobie, co się komu podoba; ale jak mogą ludzie, opierający się na takich środkach, mówić o liberalizmie i wydawać się przed światem za jego obrońców?”.

Ze zrozumieniem akceptowano trwanie Polaków przy wierze katolickiej, przeciw której skierowane było ostrze ekspansji rosyjskiego prawosławia. Już ten fakt uznawano zazwyczaj za wystarczający powód walki Polaków.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka „Śląsk a powstanie styczniowe” znajduje się na s. 6 i 7 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Śląsk a powstanie styczniowe” na s. 6-7 „Śląskiego Kuriera WNET” 44/2017, www.webbook.pl

Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego. Jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa

Porażki polityczne (głównie porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej.

Zdzisław Janeczek

Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Józefa Piłsudskiego

Józef Klemens Piłsudski (1867–1935), urodzony w Zułowie na Żmudzi, dziecko Kresów i potomek rycerza Gineta, który w 1413 r. reprezentował w Horodle bojarów litewsko-ruskich, był wychowany w duchu tolerancji i tradycji republikańskich I Rzeczpospolitej, ojczyzny wielu narodów.

Józef Piłsudski | Fot. Narcyz Witczak-Witaczyński, źródło: NAC

Miarą polskości i praw obywatelskich były według niego zasługi dla kraju i lojalność wobec państwa, a nie urodzenie, nie krew i uprzywilejowana pozycja przodków. Tak rozumował również ulubiony poeta Naczelnika Państwa, Juliusz Słowacki, autor Króla Ducha. Dla obu ideałem była republika obywateli zasłużonych dla Rzeczpospolitej. Nieprzypadkowo więc w 1931 r. niedemokratycznie wybrany parlament, zdominowany przez piłsudczyków, zniósł wszelkie ograniczenia praw obywatelskich związane z językiem, narodowością czy religią, a rabini nawoływali wiernych do głosowania na Pana Piłsudskiego! Wyjątek stanowiły obce kulturowo żywioły najpierw rosyjskie, a potem sowieckie, reprezentowane przez partie komunistyczne i ich agentury.

Początek działalności konspiracyjnej przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego wiązał się z niepodległościowymi organizacjami studenckimi i rosyjskim ruchem rewolucyjnym Narodna Wola, z którym w 1885 r. zetknął się podczas studiów medycznych na Uniwersytecie Charkowskim na Ukrainie. 2 i 3 III 1886 r. brał udział w studenckiej demonstracji z okazji 25. rocznicy uwłaszczenia, znajdując się potem wśród ponad 150 zatrzymanych przez carską policję. J. Piłsudski, już jako przywódca rodzimego ruchu socjalistycznego, zmierzał do wyrugowania wpływów rosyjskiego ruchu rewolucyjnego z terenów byłej I RP, zastrzegając sobie na tym obszarze dominację PPS. Dlatego ekspozytury tej organizacji funkcjonowały m.in. na Ukrainie. W kręgu J. Piłsudskiego dla Organizacji Bojowej PPS–Frakcji Rewolucyjnej, w ramach tzw. eksów, tj. akcji wywłaszczeniowych, w czerwcu 1907 r. opracowano plan opanowania skarbca filii banku państwowego w Kijowie, w którym wartość depozytów oceniano na miliony rubli. Zdobycz miała być wykorzystana do finansowania partii i działań niepodległościowych. W tym celu jakiś czas w Kijowie przebywali J. Piłsudski i Aleksandra Szczerbińska. Rozpatrywane były dwie możliwości: wariant z objęciem przez „beka” (bojowca) stanowiska palacza, z którego miejsca pracy można było przebić się do sejfu. Niestety było ono zajęte. W tej sytuacji alternatywę stanowił projekt podkopu z sąsiedniej posesji. Jednak w tym przypadku na przeszkodzie stanął brak pieniędzy na jej zakup. Ostatecznie na miejsce akcji wybrano małą stacyjkę Bezdany, oddaloną 25 km od Wilna, a celem stał się konwojowany wagon pocztowy. Broń z Kijowa przywiozła A. Szczerbińska.

Aleksandra Szczerbińska. Fot. Wikipedia

Bojowcy zdobyli ponad 200 tys. rubli, papiery wartościowe i worek srebra. Pieniądze posłużyły do spłaty długów organizacji, wsparcia uwięzionych i ich rodzin oraz sfinansowania organizacji niepodległościowych w Galicji. J. Piłsudski ponownie udał się za rosyjski kordon w związku z przygotowaniami do niezrealizowanej akcji ekspropriacyjnej w Mozyrzu. Prowadził wówczas rekonesans łodziami po Dnieprze. Opublikowany wcześniej w numerze 226 „Robotnika” z 4 II 1908 r. artykuł pt. Jak gotować się do walki zbrojnej zapowiadał likwidację Organizacji Bojowej i konieczność stworzenia nowej, dobrze przygotowanej do walki o niepodległość formacji o charakterze militarnym. Odtąd J. Piłsudski zaczął propagować przede wszystkim „taktykę czynu”. We Lwowie razem z Kazimierzem Sosnkowskim (1885–1969) omówił sprawę nie tylko likwidacji OB PPS, ale i narodzin Związku Walki Czynnej. Powstały struktury Związku Strzeleckiego we Lwowie i Towarzystwa „Strzelec” w Krakowie, formalnie kierował nimi Wydział Związku Strzeleckiego, praktycznie ZWC i J. Piłsudski.

POW na Ukrainie

Na Ukrainie pierwsze struktury organizacyjne POW powstały już w sierpniu 1914 r. W Kijowie jej początki związane były z ZWC. Dużą rolę odegrali polscy studenci, którzy weszli w skład Komendy Naczelnej III (Wschodniej) POW i rozpoczęli działania zwiadowcze, kolportaż materiałów propagandowych, szkolenia wojskowe oraz gromadzenie broni. Podjęto także akcje sabotażowo-dywersyjne. Wszyscy członkowie POW szykowali się do długiej wojny o Polskę. W 1917 r. organizacja była już mocno zakorzeniona w Kijowie. Jej oficerowie otrzymali jednak rozkaz niepodejmowania bezpośrednich działań przeciwko imperium rosyjskiemu, które i tak wojnę przegrywało. Do tego czasu POW rozszerzyła swoje struktury na obszar dzisiejszej Białorusi, Rosji (Petersburg i Moskwa), Krymu, Kaukazu, Donu i Kubania. Na mocy traktatu brzeskiego 1918 r. Niemcy zajęli Ukrainę i rozwiązali Ukraińską Radę Centralną. W 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, a J. Piłsudski rozkazem z 11 listopada 1918 r. rozformował POW, jednak zakonspirowana Komenda Naczelna III POW nie została rozwiązana i, podporządkowana Wojsku Polskiemu, kontynuowała działalność wywiadowczą m.in. na Ukrainie.

J. Piłsudski stawiał na Ukrainę z powodów geopolitycznych, licząc na to, że niepodległe Kijów i Warszawa będą zdolne wspólnie obronić się przed zaborczością Imperium. Problemem był jednak brak dominującej ukraińskiej orientacji politycznej na Ukrainie. Jej tereny były wielonarodowym pograniczem ważnym dla kultury polskiej, rosyjskiej i żydowskiej. Problem sprawiała także chwiejność poczucia własnej tożsamości, wynikająca m.in. z wpajanego przez Rosjan przekonania, iż język ukraiński to tylko mowa ludu „do użytku domowego”. Odzwierciedleniem istniejących podziałów była dawna stolica Rusi Kijowskiej.

Hetman Pawło Skoropadski. Fot. Wikipedia

Obok atelier polskiej malarki Marii Salinger-Gierzyńskiej mieścił się przy Zjeździe Andriejewskim dom autora Białej gwardii Michaiła Bułhakowa, któremu Pawło Skoropadski – germanofil, anachroniczny arystokrata, potomek Iwana Skoropadskiego, który zagarnął buławę hetmańską (1709–1722) po upadku Iwana Mazepy (1639–1709), jawił się jako samozwańczy hetman, przewodzący egzotycznej koalicji ukrainofilów, białych monarchistów i niemieckich władz okupacyjnych. Kijów pisarz utożsamiał z cywilizacją, której wyrazem była kultura rosyjska. Natomiast otaczające stolicę i mówiące po ukraińsku chłopskie wojska S. Petlury postrzegał jako ciemne moce, jako wysłanników piekła szerzących anarchię, dopuszczających się odrażających gwałtów i okrucieństw. Dla Bułhakowa Petlura był tylko „czarnym mitem, mgłą”, tak naprawdę „nie istniejącym” wobec przemożnych sił w Rosji, tj. ugrupowań białych i czerwonych.

Dopełnieniem tej politycznej i narodowościowej mozaiki był austriacki arcyksiążę Wilhelm Franciszek Habsburg-Lotaryński (1895–1948), niedoszły król Ukrainy, nazywany „Wyszywanym Wasylem”. Na początku 1919 r. podjął on służbę w Sztabie Generalnym URL. 16 XI 1919 r. wraz z Jewhenem Omelanowiczem Petruszewyczem (1863–1940) oraz grupą działaczy URL i ZURL opuścił Kamieniec Podolski zagrożony przez Armię Ochotniczą i udał się przez Rumunię na emigrację do Wiednia. Później prowadził w Lipsku negocjacje z hetmanem P. Skoropadskim. Latem 1921 r. udało mu się zdobyć znaczne fundusze na działalność polityczną od bawarskich kół monarchistycznych i przemysłowych oraz od szwagra, króla hiszpańskiego Alfonsa XIII.

Wilhelm Franciszek Habsburg Lotaryński, tzw. Wasyl Wyszywany. Fot. Wikipedia

Na przeciwnym biegunie politycznym znajdował się ukraiński nacjonalista Dmytro Iwanowycz Doncow (1883–1973), który miał brata bolszewika, a równocześnie głosił całkowite zerwanie więzi z Rosją i propagował orientację na Zachód oraz wieszczył „zmierzch bogów, którym cześć oddawał wiek XIX”, równocześnie proponując nietzscheańskie „przewartościowanie wartości”.

Trudno było w tym kalejdoskopie sprzeczności zdefiniować narodowość, a ponadto w całym kraju panował chaos społeczny! Nieufni, niepiśmienni ukraińscy chłopi, wrogo nastawieni do Żydów oraz ziemian polskich i rosyjskich, kierowali się głównie własnym interesem ekonomicznym, którego miały strzec liczne oddziały zbrojne. Z tysięcy samozwańczych atamanów największą siłą dysponował anarchista Nestor Machno (1884–1934), który emitował nawet własne banknoty, zaopatrzone w klauzulę przyznającą wszystkim prawo ich fałszowania. Stałym zagrożeniem były Siły Zbrojne Południa Rosji gen. Antona Denikina i Piotra Wrangla.

Przyszłość Ukrainy była niepewna. Na wschodzie odradzającej się Rzeczpospolitej panowała polityczna próżnia. Biała i Czerwona Rosja traktowała Ukrainę jako integralną część Imperium. Z kolei J. Piłsudski jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa. W tym czasie działanie POW III Komendy miało dać podstawy trwałemu polsko-ukraińskiemu braterstwu. Zasiedziały w Kijowie artysta malarz, uczeń Jacka Malczewskiego, kubista Henryk Jan Józewski (1892–1981) ps. Niemirycz vel Olgierd, został przez J. Piłsudskiego namaszczony na męża zaufania obu narodów. Wybór był nieprzypadkowy. Józewski, urodzony w Kijowie, od 1915 r. pełnił tam funkcję zastępcy komendanta POW.

Przez cały ten czas Komenda Naczelna III zbierała informacje zwiadowcze dla Warszawy. W lipcu 1919 H.J. Józewski objął jej kierownictwo. Prowadził zwiad za liniami wroga, dowodził dywersyjnym oddziałem partyzanckim, wydawał publikacje propagujące federację polsko-ukraińską i rekrutował agentów na potrzeby odrodzonego państwa polskiego. Gdy pod koniec 1919 roku do Kijowa zbliżali się bolszewicy, pojechał do Warszawy po instrukcje w sprawie dalszych działań. Podczas spotkań z Naczelnikiem Państwa opowiadał się za programem prometejskim i zbliżeniem polsko-ukraińskim.

Jan Józewski. Fot. Wikipedia

Petlura do Ukraińskiego Narodu

Rok 1920 przyniósł przewartościowanie w relacjach polsko-ukraińskich, co wyrażało się w uznaniu Rosji za wspólnego wroga. J. Piłsudski i S.W. Petlura zawarli porozumienie, które zaowocowało odejściem Ukrainy „od litery ugody perejesławskiej” zawartej w 1653 r. z Moskwą i wspólną ofensywą na Kijów. W przeszłość odeszły także żale poety ubolewającego, że nikt nie udusił w kołysce Bohdana Chmielnickiego, autora ugody. Na Ukrainie przypomniano sobie, jak to dawniej bywało i co Taras Szewczenko (1814–1861) w poemacie Do Polaków (ok. 1850) pisał:

Kiedyśmy byli Kozakami,
Zanim nasz cichy, zgodny świat
Wzburzyła unia, każdy rad
Bratersko jednał się z Lachami.

Także historyk Wiaczesław Łypynski (1882–1931) podtrzymywał tezę o bliskości obu nacji. Gdyż Ukraińcy mieli naturalną skłonność do demokracji ludowej, Polacy do ustroju arystokratycznego, a Rosjanie gustowali w turańskim despotyzmie. Treści te zawarł S.W. Petlura w odezwie skierowanej Do Ukraińskiego Narodu:

Ujawnione w tej bohaterskiej walce bezprzykładne czyny poświęcenia, ofiary, przywiązania do kraju rodzinnego, kultury i wolności przekonały inne narody świata o słuszności twoich żądań i o świętości twych ideałów, które znalazły oddźwięk przede wszystkim w sercach wolnego już narodu polskiego.

Naród polski w osobie swego Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego, Józefa Piłsudskiego, i w osobie swego Rządu uszanował twe prawo do stworzenia niepodległej republiki i uznał twoją niezawisłość państwową. Inne państwa nie mogą nie uznać twojej niepodległości, gdyż cel twoich wysiłków jest czysty i sprawiedliwy, a sprawiedliwość zawsze zwycięża.

Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukraińskiej Republice ludowej w jej walce z moskiewskimi bolszewikami-okupantami, dając możność u siebie formować się oddziałom jej armii, i ta armia idzie teraz walczyć z wrogami Ukrainy.

Ale dziś armia ukraińska walczyć będzie już nie sama, jeno razem z przyjazną nam armją Rzeczypospolitej Polskiej przeciw czerwonym imperialistom-bolszewikom moskiewskim, którzy zagrażają również wolności narodu polskiego.

Pomiędzy rządami Republiki Ukraińskiej i Polskiej nastąpiło zgodne porozumienie, na którego podstawie wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy jako sojusznicy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wojska polskie wrócą do swojej ojczyzny.

Wspólną walką zaprzyjaźnionych armii — ukraińskiej i polskiej — naprawimy błędy przeszłości, a krew, wspólnie przelana w bojach przeciw odwiecznemu historycznemu wrogowi, Moskwie, który ongiś zgubił Polskę i zaprzepaścił Ukrainę, uświęci nowy okres wzajemnej przyjaźni ukraińskiego i polskiego narodu.

Symon Petlura. Fot. Wikipedia

Uwieńczeniem wyprawy była defilada polsko-ukraińska w zdobytym Kijowie. Polska kawaleria i piechota maszerowała bez końca. Był to fortel, gdyż te same oddziały paradowały wielokrotnie. Na gmachach miasta wywieszono ukraińskie sztandary. H.J. Józewski został w kwietniu 1920 r. członkiem rządu URL. Swój status u boku S. Petlury określał słowami: „Byłem Polakiem – mężem zaufania Polski i byłem Polakiem – wiceministrem ukraińskim, mężem zaufania Ukrainy. Nie byłem narzędziem Polski w ukraińskim rządzie, nie byłem agentem albo wtyczką. Polska mogła mieć do mnie zaufanie. W mierze nie mniejszej mogła mieć do mnie zaufanie Ukraina”.

Ukraińska Republika Ludowa miała być związana z Rzeczpospolitą Polską nie tylko ścisłym sojuszem wojskowym, ale oba kraje miały łączyć wspólne interesy gospodarcze. Nawiązywano do najlepszych tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ukraina i Polska miały zawrzeć coś na kształt unii celnej, która zezwalałaby na wolny przepływ towarów. Ponadto Polska na terenie Ukrainy uzyskiwała wiele istotnych koncesji, m.in. na wydobycie rud żelaza w Karnawatce i Kołaczewskoje, dwóch ważnych kopalniach w metalurgicznym Zagłębiu Krzyworoskim; mogła też mieć udziały w eksploatacji złóż fosforytów w Wańkowcach na Podolu.

Przypomniano sobie, iż już w epoce stanisławowskiej dążono do wykorzystania dostępu Rzeczpospolitej do Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego. W tym celu zbudowano dwa wodne kanały: Królewski i Ogińskiego. Ten ostatni powstał w latach 1765–1783 jako prywatna inwestycja Michała Kazimierza Ogińskiego (1728 lub 1730 –1800), hetmana wielkiego litewskiego. Miał długość 46 km, łącząc dorzecze Dniepru i Niemna (przez co pośrednio Morze Bałtyckie z Morzem Czarnym). Połączył Jasiołdę wpadającą do Prypeci ze Szczarą uchodzącą do Niemna.

 

Antoni Protazy Potocki. Fot. Wikipedia

Z kolei Antoni Protazy Potocki (1761–1801), pionier polskiej bankowości, współzałożyciel, a od 1785 r. kierownik Kompanii Handlowej Czarnomorskiej, zakupił część Jampola, gdzie urządził port i magazyny. Namawiał też osobiście wielu przedstawicieli magnaterii i znaczniejszych kupców do podjęcia prób przeniesienia handlu wiślanego w rejon Morza Czarnego. Na mocy nowych porozumień na linii Warszawa–Kijów otworem dla polskich statków miały stanąć trzy czarnomorskie porty: Odessa, Mikołajów oraz Chersoń. Planowano także współpracę w dziedzinie transportu lądowego, w szczególności budowę trzech nowych linii kolejowych i udostępnienie ukraińskiej infrastruktury dla polskich pociągów. Zamierzano nadto połączyć kanałami Wisłę z Dnieprem. W ten sposób Polska uzyskiwała dostęp do Morza Czarnego, a Ukraina do Morza Bałtyckiego. Warto także wspomnieć, iż na terenach, które na mocy umowy z 21 IV 1920 r. zostały przyznane Ukrainie, mieszkały setki tysięcy Polaków, przy czym to właśnie polskie ziemiaństwo oraz polscy kupcy i przedsiębiorcy stanowili jej elitę gospodarczą, zwłaszcza na obszarze wschodniego Wołynia, Podola oraz Ziemi Kijowskiej. Wybitnym reprezentantem tych kręgów był Józef Mikołaj Potocki (1861–1922), który cieszył się dużym uznaniem cara Mikołaja II. Jego najważniejszym przedsięwzięciem gospodarczym była w latach 1895–1910 budowa, za sprzedane udziały w afrykańskich kopalniach złota, podolskiej linii kolei normalnotorowej prowadzącej z północy na południe od Korostenia przez Owrucz do Kamieńca Podolskiego. Linia ta połączyła część Polesia i Wołynia z zachodnim Podolem. Tak więc były tradycje i podstawy do owocnej współpracy obu narodów. Na nich opierał się projekt polityczny, za którym stał ataman Symon Wasylowycz Petlura i któremu patronował Józef Piłsudski.

Józef Mikołaj Potocki. Fot. Wikipedia

Symon Wasylowycz Petlura usiłował nakłonić Józefa Piłsudskiego, by Wojsko Polskie po zdobyciu Kijowa kontynuowało ofensywę, kierując jej ostrze na Połtawszyczyznę. Byłby to jednak krok iście samobójczy. Piłsudski doskonale wiedział, że na północnym odcinku frontu ma miejsce koncentracja wojsk bolszewickich, które szykują się do podjęcia generalnej ofensywy, mającej na celu zniszczenie Polski. Armie polskie biorące udział w wyprawie kijowskiej otrzymały więc zadanie dotarcia do granic I Rzeczypospolitej (sprzed pierwszego rozbioru), zdobycie Kijowa i uchwycenie w rejonie tegoż przyczółka na lewym brzegu Dniepru. Zadanie to zostało w pełni wykonane, oddziały polskie wyzwoliły Wołyń i Podole, a także Ziemię Kijowską, zdobyły Kijów oraz uchwyciły przyczółek na lewym brzegu Dniepru, którego głębokość wynosiła od 15 do 20 km.

Z kolei zadaniem strony ukraińskiej było odbudowanie na wyzwolonym obszarze armii ukraińskiej, docelowo liczącej 300 000 żołnierzy, zdolnej do podjęcia dalszych działań ofensywnych – na lewym brzegu Dniepru i w kierunku Morza Czarnego. Zluzowane przez oddziały ukraińskie formacje Wojska Polskiego miały tymczasem zostać możliwie jak najprędzej przerzucone na północny odcinek frontu (Front Białoruski), gdzie uprzedziłyby spodziewaną generalną ofensywę Armii Czerwonej i przejęły inicjatywę operacyjną. Zdaniem J. Piłsudskiego był to plan optymalny, a jego powodzenie zależało od postawy Ukraińców, których, jak oświadczył w wywiadzie dla angielskiego wysokonakładowego dziennika „The Times”, „rzucił na głęboką wodę, by nauczyli się pływać”.

Niestety S. Petlurze nie udało się na czas zebrać na tyle dużej armii, aby mogła ona zluzować Wojsko Polskie, a na Froncie Białoruskim pierwsza ruszyła kontrofensywa Armii Czerwonej, która latem 1920 r. dotarła pod Warszawę. Ostatecznie rozstrzygnięcie przyniosły zwycięskie dla Polaków bitwy: Warszawska i Nadniemeńska. Wojnę zakończył traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Pałacu Czarnogłowców w Rydze 18 III 1921 r. Położył on kres marzeniom o niepodległym państwie ukraińskim, kończąc wojnę polsko-bolszewicką z lat 1919–1920, ustalał przebieg granic między tymi państwami oraz regulował inne sporne dotąd kwestie. Poprzedzony był Umową o preliminaryjnym pokoju i rozejmie między Rzeczpospolitą Polską a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Rad i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad, podpisaną w Rydze 12 X 1920 r.

Czeka już w 1920 r., po wyparciu wojsk polskich i ukraińskich, dokonała egzekucji agentów III Komendy POW w Kijowie. Wielu aresztowanych wywieziono do Charkowa. Tam uwięzionych przed wykonaniem wyroków śmierci brutalnie torturowano, stosując m.in. tzw. „krwawe rękawiczki”. Na szczęście J.H. Józewski ocalał z pogromu, wykonując swoje obowiązki przy rządzie S.W. Petlury, u którego boku schronienie znalazł w Tarnowie, a wraz z ministrami na terytorium II RP przeszło około 40 tys. uchodźców, głównie wojskowi. Wszyscy oni cieszyli się nadal moralnym i materialnym wsparciem Polaków.

W Tarnowie działały ukraińskie władze: prezes Dyrektoriatu, Rada Ministrów i parlament na uchodźctwie, a w obozach były dyslokowane oddziały wojska URL. Nadal dobrze układała się współpraca petlurowców ze zdominowanym przez J. Piłsudskiego Oddziałem II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, dla którego poufne zadania wykonywali ukraińscy zwiadowcy. „Dwójka” wsparła ukraińskie przygotowania do tzw. drugiego pochodu zimowego, dowodzonego przez gen. Jurko Tiutiunnyka (1891–1930), rajdu wojsk URL, mającego stać się sygnałem do wybuchu nad Dnieprem antybolszewickiego powstania. Niestety wyprawa nie powiodła się, a gen. J. Tiutiunnyk, w 1923 r. aresztowany w ramach operacji specjalnej przez sowieckie OGPU, podpisał deklarację lojalności wobec ZSRR. Odtąd stał się wykładowcą taktyki walk partyzanckich w Akademii Czerwonych Dowódców i aktorem w filmach propagandowych. Zagrał m.in. samego siebie w „ruchomym obrazie” pt. PKP Piłsudski kupił Petlurę (1926), który był paszkwilem na atamana. Ponadto opublikował w 1924 r. utwór Z Polakami przeciw Ukrainie (З поляками проти Вкраїни). Aresztowany ponownie przez OGPU w 1929 r., został osądzony i rozstrzelany 20 X 1930 r. w Moskwie.

Gen. Jurko Tiutiunnyk, 1929. Fot. Wikipedia

Porażki polityczne (najważniejszą z nich był porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej. Zamachowcem był 20-letni Stepan Fedak, który oddał do niedoszłej ofiary trzy strzały, raniąc jedynie wojewodę Kazimierza Grabowskiego. Organizatorem zamachu były grupy młodzieżowe związane z emigracyjną Ukraińską Organizacją Wojskową byłego pułkownika Ukraińskiej Armii Ludowej Jewhena Konowalca (1891–1938) – Komitet Ukraińskiej Młodzieży oraz Wola; w większości przypadków byli członkowie Strzelców Siczowych.

Wykonawca zamachu Stepan Fedak (1901–1945; zaginął bez śladu w Berlinie) ps. Smok był zaopatrzony w fałszywy paszport z wizą niemiecką; zaraz po zamachu miał wyjechać do Berlina. W akcji pomagali mu: student prawa Dmytro Palijiw, który stał tuż obok S. Fedaka i zaraz po strzałach miał go obezwładnić oraz wezwać policję. Z pomocą miał przyjść trzeci spiskowiec, przebrany w mundur majora Wojska Polskiego. Mieli oni wyprowadzić S. Fedaka z tłumu, wsiąść z nim do wynajętego samochodu osobowego i rzekomo odstawić do więzienia, w rzeczywistości wywieźć za miasto. Plan nie powiódł się, a S. Fedaka tłum lwowian omal nie zlinczował. Według wspomnień Aleksandry Szczerbińskiej, żony marszałka, J. Piłsudski skutecznie zabiegał o łagodny wymiar kary dla zamachowców. W następstwie S. Fedak nie odbył całej kary. Zwolniony na skutek amnestii w 1923 r., wyjechał do Niemiec i osiadł w Berlinie. Natomiast Dmytro Palijiw (1896–1944) i Mychajło Matczak (1896–1958) po odbyciu części kary byli posłami na Sejm, pierwszy z ramienia centro-prawicowego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo Demokratycznego (UNDO), drugi – Ukraińskiej Radykalnej Partii Socjalistycznej.

Porządek ryski

Józef Piłsudski od początku go negował, uważając, iż bolszewicy traktat pogwałcą. Zapowiedzią takiego rozstrzygnięcia był zawarty przez Moskwę z Niemcami w 1922 r. układ we włoskim mieście Rapallo, podpisany przez Georgija Wasiljewicza Cziczerina (1872–1936), komisarza spraw zagranicznych RF SRR, i Walthera Rathenau`a (1867–1922), ministra spraw zagranicznych Niemiec. „Traktat w Rapallo powinien był zerwać resztę łusek z oczu – porozumienie rosyjsko-niemieckie zaszło tak daleko, że jest nie tylko faktem dokonanym, wspartym na doskonałej znajomości interesów stron obu, ale co więcej, faktem nie do odrobienia. Istnieje sprzysiężenie rosyjsko-niemiecko-litewskie […] skierowane przeciwko Polsce” oświadczył Józef Piłsudski na posiedzeniu Rady Gabinetowej 5 VI 1922 r. Marszałek, mimo iż po wyborze prezydenta usunął się z polityki i zamierzał poświęcić się tylko wojsku, zachowując przewodniczenie Ścisłej Radzie Wojennej, nie próżnował, skupił wokół siebie takich ludzi jak Henryk Jan Józewski i Tadeusz Hołówko, a Symonowi Petlurze i jego oficerom starał się zapewnić bezpieczny pobyt w Polsce. Odmówił stronie sowieckiej wydania ukraińskich przywódców.

W 1921 r. w Warszawie powołano Ukraiński Komitet Centralny, którego członkiem został Stanisław Stempowski. Z kolei J.H. Józewski reprezentował marszałka w kontaktach z przywódcami ukraińskimi oraz dysponował środkami pieniężnymi na ten cel. Osiadł na Wołyniu w kolonii im. Gabriela Narutowicza, gdzie dostał kawałek ziemi. Przewrót 12 V 1926 r. i powrót J. Piłsudskiego do władzy był wydarzeniem znaczącym zarówno dla Ukraińców, jak i emigrantów rosyjskich reprezentujących tzw. „trzecią Rosję”.

7 wątków dotyczących śmierci ukraińskiego „Bonaparte”

Symon Wasylowycz Petlura po odejściu od władzy J. Piłsudskiego, zmuszony przez rządzącą koalicję Chjeno-Piasta, która m.in. zaprzestała subsydiowania petlurowców i zlikwidowała obozy dla internowanej armii URL, 31 XII 1923 r. wyjechał z Polski i przebywał kolejno w Budapeszcie, Wiedniu, Genewie, by ostatecznie osiąść w Paryżu. Jako uznana międzynarodowo głowa rządu ukraińskiego na uchodźctwie mógł od 12 V 1926 r. żywić nadzieję na powrót do Warszawy i dalszą współpracę z J. Piłsudskim. Niestety 25 V 1926 r. na „paryskim bruku” został zamordowany przez Szolema Szwarcbacha, agenta rosyjskiej OGPU. Dla dezinformacji wśród opinii publicznej rozpowszechniano co najmniej siedem wątków mających wyjaśnić przyczyny tej tragicznej śmierci:

  1.  bolszewicy,
  2. anarchiści Nestora Machno,
  3.  „swoi” atamani – konkurenci do władzy, którą nie chciał się dzielić,
  4. Żydzi paryscy – czarny piar antysemityzmu,
  5. Ententa – zdradził, współpracując z P. Skoropadskim, tj. Niemcami,
  6. masoneria,
  7. zamach majowy J. Piłsudskiego i powrót do władzy byłego Naczelnika Państwa Polskiego według „Kuriera Warszawskiego” był wyrokiem śmierci dla ukraińskiego „Napoleona”. Wydał go Józef Stalin.

Podczas głośnego w Europie procesu paryskiego dobrego imienia atamana bronił tylko Józef Piłsudski. Wyrok sądu był stronniczy. Żona S.W. Petlury Olga musiała pokryć koszty sądowe, a przyznane jej odszkodowanie za śmierć męża wyniosło jednego franka. Zabójca Szolem Schwarcbard skazany został tylko na zapłacenie mandatu za zabrudzenie chodnika krwią swojej ofiary.

Mord polityczny popełniony w Paryżu nie zapobiegł współpracy polsko-ukraińskiej. Następcą S.W. Petlury, przewodniczącym Dyrektoriatu i prezydentem URL został Andrij Mykołajowicz Liwyckij (1879–1954). Już 4 VIII 1926 r. nowy naczelny ataman wraz z ministrem spraw zagranicznych URL gen. Wołodymyrem Salskim (1883–1940) złożyli na ręce J. Piłsudskiego poufny memoriał, będący propozycją odnowienia sojuszu z kwietnia 1920 r., którego celem długofalowym miało być „wspólne przeciwstawianie się potędze przyszłej Rosji”. Natomiast w bliższej perspektywie chodziło o zapobieżenie z polską pomocą rozkładowi sił URL na emigracji i podjęcie akcji organizacyjno-agitacyjnej na sowieckiej Ukrainie. J. Piłsudski po tajnych rozmowach zaaprobował warunki współdziałania, a polski minister August Zaleski odnowił kontakty z Ukraińską Republiką Ludową w całej Europie, wzywając polskich dyplomatów do śledzenia wydarzeń w środowisku ukraińskich emigrantów.

Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przystąpił do kontynuacji programu prometejskiego. Współpraca ta trwała do wybuchu II wojny światowej. Jej część tajna obejmowała sporządzenie planów organizacji i mobilizacji armii ukraińskiej jako sojusznika Polski, w przypadku wojny polsko-sowieckiej. Ponadto został sporządzony, w porozumieniu z polskim Sztabem Głównym, plan mobilizacyjny wojska ukraińskiego w oparciu o emigrantów i Ukraińców zamieszkałych w Polsce. Oficerowie i podoficerowie armii URL zostali przyjęci do Wojska Polskiego jako tzw. oficerowie i podoficerowie kontraktowi. Ze strony polskiej na polecenie J. Piłsudskiego współpracę nadzorowali generałowie: Julian i Wacław Stachiewiczowie oraz Tadeusz Kutrzeba; ze strony ukraińskiej gen. Pawło Feofanowycz Szandruk (1889–1979), który w ramach tej współpracy, po wstąpieniu do Wojska Polskiego (w stopniu majora WP) ukończył w 1938 r. Wyższą Szkołę Wojenną i został (na wniosek gen. W. Andersa) kawalerem Krzyża Virtuti Militari za dowodzenie w wojnie obronnej 1939 r. W bitwie pod Tomaszowem Lubelskim ocalił przed zagładą swoją 29 Brygadę Piechoty, ciężko ranny dostał się do niemieckiej niewoli i był więźniem gestapo. Podczas okupacji pomagał Polakom. Prezydent A.M. Liwycki do 1939 r. mieszkał w Warszawie pod ochroną polskiej policji. Piłsudczycy chcieli w ten sposób ustrzec go przed losem Petlury. Po niemieckiej agresji Liwycki pozostał w okupowanej Polsce do 1944 r.

Prometeizm i Prometejska Ukraina

Ruch prometejski był międzynarodówką antykomunistyczną, której celem było zniszczenie ZSRR i przekształcenie jego republik w niepodległe państwa. Cieszył się sympatią Tatarów Krymskich, Gruzinów i dużej grupy Ukraińców. H.J. Józewski oraz były współzałożyciel i prezes Polskiej Centralizacji Demokratycznej na Ukrainie, a także były minister Ukraińskiej Republiki Ludowej Stanisław Stempowski (1872–1952) utrzymywali kontakty z emigracją w Polsce. Z kolei Jerzy Stempowski (1893–1969) utrzymywał stosunki z emigrantami ukraińskimi we Francji.

Tadeusz Hołówko. Fot. Wikipedia

W 1925 r. J. Piłsudski był już gotów wdrożyć program prometejski. Na jego determinację miały wpływ dwa wrogie imperia (ZSRR i Niemcy), których agentury działały w Polsce i infiltrowały środowisko ukraińskie. Zadanie to powierzył T. Hołówce (1889–1931), naczelnikowi Wydziału Wschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który wydał francuskojęzyczną publikację „Promethee” i miał kontakty z Ankarą i Teheranem.

Placówka „Hetman”

W ścisłej tajemnicy 28 II 1927 r. odtworzono na terytorium Polski armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, jej sztab podzielono na trzy sekcje. Na Ukrainie powołano tajną placówkę wywiadowczą „Hetman”, którą kierował były partyzant wyprawy zimowej, szef wywiadu URL, płk Mykoła Czebotariw (1884–1972); jednym z jego atutów była kontrola nad archiwum S. Petlury. Współpracował on z Oddziałem II, który dość krytycznie oceniał wartość dostarczonych z sowieckiej Ukrainy materiałów wywiadowczych.

Natomiast doceniano działalność propagandowo-wydawniczą 2 Sekcji. W październiku 1927 r. płk M. Czebotariw wydał pierwszy numer organu prasowego zakonspirowanego Związku Walki o Niezależną Ukrainę, zatytułowanego „Do boju!”, którego winieta była ozdobiona rysunkiem przedstawiającym oblężenie Kremla, szturmowanego przez ukraińskich powstańców. W rocznicę śmierci S.W. Petlury wydrukowano odezwę Męczennik za Ukrainę, którą kolportowano na obszarze całej USRR. W ulotkach wzywano do strajków i bojkotu zarządzeń związanych z kampanią zbożową i „dobrowolnymi” pożyczkami wymuszanymi na ludności. Ponadto deklarowano, iż celem ostatecznym działalności konspiratorów jest przygotowanie powstania zbrojnego przeciw bolszewikom. Poirytowany J. Stalin miał poinformować szefa GPU Wsiewołoda Balickiego (1892–1937), że nawet Sowiecka Ukraińska Akademia Nauk jest narzędziem kontrrewolucji Józefa Piłsudskiego na Ukrainie.

Wołyń ukraińskim „Piemontem”

H.J. Józewski uwielbiał język ukraiński, Ukrainę uważał „za drugą Ojczyznę Polaków” i był piewcą kultury ukraińskiej oraz wspólnej przeszłości. Za ważne narzędzie uważał reformę rolną. Nawet sportretował ukraińskiego chłopa jako ukrzyżowaną ofiarę polskiego obszarnika. W budynkach publicznych obok portretu Piłsudskiego wisiał portret Petlury. H.J. Józewski obchodził święta i śpiewał pieśni narodowe ukraińskie, działał na rzecz ukrainizacji Kościoła prawosławnego, finansował teatr ukraiński, otaczał się petlurowcami. W 1929 r. Wołyń odwiedził Ignacy Mościcki, by poprzeć H.J. Józewskiego; prezydent II RP w Łucku przyjmował osobiście petycje mieszkańców. Rok później, w 1930 r., popi na Wołyniu po raz pierwszy jednoznacznie zademonstrowali lojalność wobec Polski. Podczas wyborów parlamentarnych kapłani poprowadzili wiernych do urn pod sztandarami kościelnymi i portretami J. Piłsudskiego. Blok Piłsudskiego zdobył 79% głosów. Tymczasem Wołyń w sejmie reprezentował wybitny statysta, ordynat ołycki Janusz Radziwiłł (1880–1967).

J. Piłsudski w 1928 r. wysłał H.J. Józewskiego na Wołyń, by pokonał komunizm, w jej twierdzy, tj. KPZU agitującą naród ukraiński za opcją przyłączenia do ZSRR. KPZU określała Polskę jako kraj faszystowski i optowała za jego rozbiorem! J. Piłsudski chciał zmniejszyć atrakcyjność komunizmu, a jego liderów często wtrącano w Polsce do więzień. Tylko dla mniejszości narodowych zarezerwowana była tolerancja. Tysiące zbiegów Ukraińców przynosiło informacji o terrorze, kolektywizacji i wielkim głodzie. Komuniści tracili wpływy. Działa jednak partyzantka wspierana przez ZSRR, która dokonywała aktów terrorystycznych. Przedstawiciele społeczności izraelickiej w Lubomlu na Wołyniu, spekulując na temat wpływów wojewody, rozpuścili plotkę, jakoby Henryk Jan Józewski był nieślubnym synem marszałka Józefa Piłsudskiego. Zagrożone było również życie wojewody.

Gen. Bronisław Pieracki. Fot. Wikipedia

Mimo tak wielu przeciwności, H.J. Józewskiemu udało się załagodzić m.in. konflikt między Żydami i Ukraińcami. Otaczał się petlurowcami, których ściągał nawet z Kijowa, ale nie był antysemitą. Stąd Sowieci mówili o „okupacji petlurowskiej”. Tolerancyjny porządek lokalny doceniało wielu Ukraińców i Żydów. Wypracowany przez Józewskiego standard miał zaprowadzić na całych Kresach Tadeusz Hołówko. Do tego dochodziła obietnica wyzwolenia reszty Ukrainy spod okupacji Moskwy.

Niestety w Galicji Wschodniej nacjonaliści ukraińscy z OUN na tolerancję odpowiedzieli brutalnym terroryzmem. Śmierć tak przyjaznych Ukraińcom polityków, jak Tadeusz Hołówko i minister spraw wewnętrznych gen. Bronisław Pieracki (1895–1934), ofiar ekstremistów z OUN, poskutkowała zakłóceniem dialogu. Skrajni szowiniści sparaliżowali politykę J. Piłsudskiego i ukraińskich kół centrowych chcących współpracy z Polakami. Podczas zjazdu OUN w Berlinie zapadła decyzja o zorganizowaniu zamachu na polskiego ministra ds. wyznań religijnych Janusza Jędrzejewicza lub właśnie gen. B. Pierackiego. Zabójstwo miało być odpowiedzią na aresztowania, których dokonały władze po nieudanym napadzie ekstremistów na pocztę w Gródku Jagiellońskim. Decyzja o zamachu na gen. B. Pierackiego zapadła, gdy podjął on próbę porozumienia z umiarkowanymi grupami Ukraińców. Zdaniem radykałów zagrażało to ich dalszej konfrontacyjnej polityce. Druga wojna światowa z udziałem Niemców i Sowietów dokonała ostatecznej destrukcji wzajemnych relacji polsko-ukraińskich.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego” znajduje się na s. 6 i 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego” na s. 6 i 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

Duma ze swego miejsca urodzenia, ze swojego kraju zawsze dobrze świadczyła o człowieku i budziła szacunek innych

Każda społeczność wyznaje wartości, które są naszym najcenniejszym dziedzictwem i które winniśmy przekazać następnemu pokoleniu. W idei miłości małej ojczyzny tkwią także przesłanki religijne.

Zdzisław Janeczek

W naszej Ojczyźnie powinno nam wszystko sprzyjać: rodzina, przyjaciele, znajomi. Klimat, powietrze, woda, ziemia, potrawy – wszystko jest tutaj najlepsze. „Mała Ojczyzna” „jest to najbliższy nam świat, w którym żyjemy na co dzień, to najbliższy krajobraz, wszystko to, co jest wokół nas obecne: przyroda, ludzie i stworzona przez nich kultura”. (…)

Chrystus, nie przestając być Bogiem, kochał swoją ojczyznę ziemską. Płakał nad stolicą swego kraju ojczystego Jerozolimą, która miała być zniszczona, gdyż jej mieszkańcy nie rozpoznali „czasu nawiedzenia” Bożego. Duma z miejsca pochodzenia nieobca była także Apostołom, m.in. św. Pawłowi. (…)

Św. Tomasz z Akwinu | Fot. Wikipedia

Św. Tomasz z Akwinu mówił wprost o obowiązku patriotyzmu jako zespole cnót. Po Bogu i rodzicach według tego filozofa chrześcijańskiego przedmiotem miłości powinna być Ojczyzna, gdyż jej właśnie zawdzięczamy najwięcej wartości: język i wiarę ojców, tradycję, kulturę, osobowość etniczną i etos.

Oczywiście trudno porównywać małą miejscowość, taką jak Bytków, do Krakowa, Aten czy Jerozolimy, ale w każdym miejscu urodzenia i czasach dzieciństwa jest jakaś urzekająca nas magia i siła. Ponadto każda społeczność wyznaje wartości, które są naszym najcenniejszym dziedzictwem i które winniśmy przekazać następnemu pokoleniu. W idei miłości małej ojczyzny tkwią także przesłanki religijne. (…)

Na łamach Bytkowskich szkiców historycznych (Z. Janeczek, UM Siemianowice Śląskie 2008) autor starał się pokazać, jak miejscowa społeczność i jej przedstawiciele byli kształtowani fizycznie i duchowo, intelektualnie i moralnie od zarania dziejów po czasy nam współczesne. Często stawiali dobro wspólne małej i dużej Ojczyzny nad dobro indywidualne czy rodowe. (…)

Rozważając znaczenie małych ojczyzn i naszej wiedzy na ich temat, warto także przytoczyć opinię przedstawiciela neokantowskiej szkoły marburgskiej, Ernsta Cassirera (1874–1945), autora Eseju o człowieku, iż „Wiedza historyczna jest odpowiedzią na konkretne pytania, odpowiedzią, którą musi dać przeszłość, ale same pytania stawia i dyktuje teraźniejszość – stawiają ją i dyktują myśli aktualne, zainteresowania intelektualne, nasze aktualne potrzeby moralne i społeczne”. (…)

Zagrożenie dla tradycji zrodziła rewolucja przemysłowa i społeczeństwo kapitalistyczne, które przyniosło model społeczeństwa mobilnego. Zasiedziali chłopi zaczęli masowo opuszczać swoje osady, w których od wieków żyli ich przodkowie. (…)

J.G. Herder | Fot. Wikipedia

W przypadku Europy Środkowej procesy te później wzmocnił komunizm. Również globalizacja, przy wielu swoich zaletach, może stwarzać sytuacje, w których pogłębieniu mogą ulec procesy zapoczątkowane w XIX i kontynuowane w XX wieku. (…) Aby chociaż częściowo złagodzić negatywne skutki tego procesu, należy przyjąć postawę aktywną, którą zalecał Johann Gottfried von Herder (1744–1803): „Musimy chcieć, musimy do czegoś dążyć, chociaż nigdy nie ujrzymy dojrzałego owocu naszych trudów”. J.G. von Herder rozumiał historię jako ciągłość realizującą boski plan. Według jego nauk, człowiek współuczestniczy w dziejach, poprzez swe działania tworzy tradycję i „łańcuch kultury”. (…)

Kontakt z przeszłością wynika z potrzeb wewnętrznych człowieka, który zaczyna dociekać, skąd przyszedł i dokąd zmierza. Jest to umiejętność poznawania samego siebie w innych. Fryderyk Nietzsche widział korzyści i pożytki, jakie płyną ze znajomości własnych dziejów. Człowiek czerpie siły z przeszłości, nabiera przekonania: „że wielkość, która istniała niegdyś, w każdym razie możliwa niegdyś była i dlatego znów kiedyś możliwa będzie; kroczy odważniej swą drogą, gdyż teraz wątpliwość, która opadała go w słabszych godzinach, czy nie żąda niemożliwości, musiała ustąpić z pola”.

Sumując dotychczasowe rozważania, należałoby podkreślić, iż poczucie tożsamości z małą ojczyzną łączyć się powinno z zaangażowaniem w funkcjonowanie własnego środowiska, przy równoczesnym otwarciu na sprawy krajowe i inne społeczności i kultury. Wciąż aktualna jest myśl jednego z największych pisarzy starożytnej Grecji, historyka, filozofa-moralisty oraz oratora, Plutarcha z Cheronei (ok. 50 n.e.–125 n.e.): „Trzeba żyć, a nie tylko istnieć”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O dumie ze swojej Ojczyzny w dziejach” znajduje się na s. 6 i 7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O dumie ze swojej Ojczyzny w dziejach” na s. 6 i 7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Najdłużej w dziejach Europy funkcjonująca Unia. Zdzisław Janeczek o I Rzeczpospolitej / „Śląski Kurier WNET” 41/2017

Ta unia, mimo ułomności, funkcjonowała najdłużej w dziejach Europy, przybierając postać republikańską z obieralnym królem, a w czasach świetności nosiła miano Najjaśniejszej, jak Republika Wenecka.

Zdzisław Janeczek

Drogi do niepodległości
Od świetności do upadku

I Rzeczpospolitą stworzyli przedstawiciele elit trzech nacji, m.in. litewscy Kiszkowie, Gasztołdowie i Radziwiłłowie, Rusini: Sanguszkowie, Sapiehowie, Tyszkiewicze, Czartoryscy, Ostrogscy, Wiśniowieccy, Daniłłowiczowie; nację polską reprezentowali Potoccy, Zamoyscy, Lubomirscy, Tarnowscy i Lanckorońscy. Za nimi szła masa szlachecka trzech prowincji: Wielkiego Księstwa Litewskiego, Wielkopolski i Małopolski złożonej z ziem polskich i ziem ruskich aż po Kijów i Zadnieprze. Wszyscy oni korzystali z tych samych praw i paktowali na sejmach i sejmikach jak równi z równymi.

Książę Konstanty Iwanowicz Ostrogski, anonimowy portret z XVII wieku, Wikipedia

Oprócz Warszawy i Krakowa stołeczny charakter zachowały: Wilno jako stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego (obejmującego także dzisiejszą Białoruś), Grodno, w którym obradował co trzeci sejm, Mińsk, gdzie na przemian z Nowogródkiem odbywała się wiosenna sesja Trybunału Głównego Wielkiego Księstwa Litewskiego (jesienna zawsze w Wilnie) oraz Kijów, podobnie jak Kraków, miasto królewskie Rzeczypospolitej, ważny ośrodek życia religijnego (prawosławia), kulturalnego (Akademia Mohylańska) i politycznego. Później doszedł jeszcze Poczajów, który zasłynął jako ośrodek pielgrzymkowy prawosławnych i grekokatolików. W mieście tym starosta kaniowski Mikołaj Potocki, katolik, ufundował jeden z najważniejszych klasztorów i ośrodków kultowych na Ukrainie, nazywany Ruską Częstochową.

Hetman Stanisław Żółkiewski, XVII-wieczny portret nieznanego artysty; Wikipedia

Mieszkańcy tych ziem solidarnie i z poświęceniem odpierali najazdy Moskwy, Tatarów i Turków. Hetman Stanisław Żołkiewski był pierwszym Europejczykiem, który zdobył Moskwę, i jedynym, który okupywał stolicę carów. W 1620 r. poległ pod Cecorą, a jego głowę osadzoną na pice posłano sułtanowi. Wraz z wodzem zginęło wielu jego żołnierzy. Równie dotkliwa była porażka księcia Konstantego Iwanowicza Ostrogskiego pod Sokalem (1519 r.). Pamięć pobitych rycerzy polskich i litewskich oraz wołyńskiej służby ziemskiej została utrwalona w literackim świadectwie, jakim był wiersz Jana Kochanowskiego Na sokalskie mogiły, który opiewał ofiarę tych, którzy osłaniali ukrainne miasta i wsie: Tuśmy się mężnie prze ojczyznę bili / I na ostatek gardła położyli. / Nie masz przecz gościu / złez nad nami tracić. / Taką śmierć mógłbyś sam drogo zapłacić.

Symbolem zbratania obu nacji stał się na Ukrainie starosta chmielnicki Przecław Lanckoroński (ok. 1489–1531) herbu Zadora, zwany przez Rusinów Lachem Serdecznym, oraz hetman kozaków zaporoskich Eustachy Daszkiewicz (ok. 1455–1535), starosta czerkieski, i Dymitr Iwanowicz Wiśniowiecki-Bajda (ok. 1535–1563), starosta winnicki, ataman kozacki i kniaź w jednej osobie. Podobnie rzecz miała się z hetmanem kozackim Petro Konaszewiczem-Sahajdacznym (1570–1622), obrońcą prawosławia i wiernym towarzyszem broni hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza (1560–1621), zaprzyjaźnionym także z królewiczem Władysławem IV Wazą. O nich to śpiewano w Koronie dumy rycerskie, a na Ukrainie dumki kozackie. Wypadałoby również wspomnieć, nazywanego ruskim i litewskim Scipionem, księcia Konstantego Iwanowicza Ostrogskiego (ok. 1460–1530), hetmana wielkiego litewskiego,

Hetman Piotr Konaszewicz Sahajdaczny, portret anonimowego artysty z XIX wieku

protektora prawosławia w Rzeczypospolitej, wydawcę Biblii Ostrogskiej, który w 1514 r. po bitwie z wojskami moskiewskimi pod Orszą, nazywanej drugim Grunwaldem, zaintonował łaciński hymn Te Deum laudamus. W kampanii tej uczestniczył m.in. Jan Amor Tarnowski (1488–1561), przyszły hetman wielki koronny. Przedstawiciele tych trzech nacji: polskiej, litewskiej i ruskiej zlali się w jeden naród szlachecki.

Współczesny im Jan Kochanowski (1530–1584)), książę poetów Słowiańszczyzny, marzył, aby narody Rzeczpospolitej po unii państw i społeczeństw połączyła unia serc: A niechaj już Unii w skrzyniach nie chowamy, / Ale ją w pewny zamek do serca podamy.

Jednak naród szlachecki, strzegąc zazdrośnie swoich przywilejów i złotej wolności, nie dzielił jej z pozostałymi stanami, które nie uczestniczyły w bogatym życiu publicznym Rzeczypospolitej. Miało to znaczący wpływ m.in. na tożsamość chłopów, których mentalność zarówno w Koronie, na Litwie, jak i na Rusi kształtowały dominujące w Europie stosunki feudalne. W XVIII w. chłopi, pozbawieni praw obywatelskich, pozostali obojętni na dramat rozbiorów Rzeczypospolitej i utratę niepodległości. Upadek Rzeczypospolitej zapowiadał ponad wiekową niewolę jej narodów, najbardziej odczuwalną przez elity, które zaborcy skazali na zagładę.

Zarówno władcy prawosławnej Rosji, jak i protestanckich Prus za warunek powodzenia procesów rusyfikacyjnych i germanizacyjnych uważali zagładę narodu szlacheckiego i wytępienie katolicyzmu. Jednym z narzędzi unicestwienia Rzeczypospolitej było skłócenie ze sobą narodów zamieszkujących jej rozległe terytoria od Bałtyku do Morza Czarnego. Wszelkimi sposobami starano się zatrzeć pamięć unii, która, mimo swych ułomności, funkcjonowała najdłużej w dziejach Europy, przybierając postać republikańską z obieralnym królem, a w czasach świetności noszącej miano Najjaśniejszej, podobnie jak Republika Wenecka.

Kwestia chłopska i problem tożsamości

Syn ziemi kijowskiej, ukraiński poeta narodowy Taras Hryhorowicz Szewczenko (1814–1861) przestrzegał przed uleganiem fałszywym sugestiom prowadzącym do przedwczesnej radości z upadku Rzeczypospolitej, gdyż jej „trup” przygniecie także Ukraińców. Z kolei do Polaków, przypominając, jak to razem gromiliśmy Moskwę i Turków, apelował: „Podaj rękę Kozakowi i daj swe serce i odtwórzmy wspólnie ten Raj”.

Odszukanie jednak dróg do niepodległości przez Litwinów, Rusinów i Polaków wymagało czasu i nie było zadaniem łatwym. Jedną z najważniejszych kwestii do rozwiązania była sprawa chłopska. Chłopi byli najliczniejszą grupą społeczną, indyferentną jednak politycznie i obojętną na sprawy publiczne. Przez wieki w ramach systemu feudalnego zajmowali się tylko sianiem i oraniem, a ich świadomość ograniczał horyzont kościoła-cerkwi, dworu i karczmy. Nie mieli żadnego kontaktu z państwem. Nie służyli w wojsku ani nie płacili podatków. Dzierżawiąc ziemię na mocy ustroju feudalnego, nabywali praw do dóbr feudalnych swego pana, który nie mógł ich usunąć z zagrody.

Tadeusz Kościuszko, mal. K. Wojniakowski | domena publiczna, Wikipedia

Przelewanie krwi za ojczyznę było przywilejem szlacheckim i tylko szlachcic płacił podatki, których wysokość uchwalał sejm. Polityka rodzinna rozładowywała nadwyżki demograficzne wśród szlachetnie urodzonych, co zapobiegało dekoncentracji ziemi. Najstarszy syn dziedziczył dobra alodialne, młodsi podejmowali karierę wojskową lub duchowną albo wstępowali do klasztorów, gdzie często lokowano też córki. Szlachcic miał ziemię, jeździł nawet z odległego Zaporoża na sejmiki i sejmy ordynaryjne i extraordynaryjne, wybierał królów i deputatów do Trybunałów Koronnych i Litewskich, korzystał z przywileju nietykalności osobistej i majątkowej oraz prawa do rokoszu, służył tylko w jeździe (autoramentu narodowego), na wyprawy wojenne wyruszał z własnym pocztem i ekwipunkiem. Najzamożniejsi i najlepiej wyszkoleni zaciągali się do husarii. Piechota był to autorament cudzoziemski i służyli w nim nie chłopi, a najemnicy niemieccy i szkoccy. Tak więc tylko szlachcic miał tożsamość i stanowił tzw. naród polityczny, a chłopi polscy, litewscy i ruscy stanowili żywioł, który zaborcy postrzegali jako łatwy łup. W ich mniemaniu można go było przekształcić w lojalnego poddanego, według wzoru, jakim był chłop z guberni tambowskiej lub piasków Brandenburgii. Różnice społeczne i religijne (sprawa dysydentów) posłużyły zaborcom do pogłębienia podziałów wśród mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, a utrzymanie tzw. serwitutów, czyli użytków wspólnych, miało skłócić wieś z dworem. Chłopi w omawianym okresie byli zainteresowani wyłącznie zniesieniem poddaństwa i uwłaszczeniem, a piętnem przeszłości była cechująca ich mentalność niewolnika.

W tej sytuacji kolejne zrywy powstańcze 1794, 1830/1831 i 1863 r. musiały się skończyć klęską i zdziesiątkowaniem dawnych elit Rzeczypospolitej. Od tego momentu Polacy, Ukraińcy i Litwini będą się sposobić do wybicia się na niepodległość, każda nacja na własną rękę. Jednak do realizacji tego celu koniecznością było w latach 1863–1918 zbudowanie tożsamości narodowej i patriotycznej mas chłopskich.

Dawny stan szlachecki w niektórych rejonach Rzeczypospolitej uległ niemal całkowitej biologicznej zagładzie. Było to m.in. zasługą generała Dimitrija Bibikowa (1788–1870), w latach 1837–1852 gubernatora podolskiego i wołyńskiego oraz gubernatora wojennego kijowskiego, zdecydowanego rusyfikatora, współinicjatora i wykonawcy wielkiej akcji weryfikacji szlachectwa, w wyniku której masy szlachty zagrodowej na Ukrainie zostały pozbawione praw stanu i wcielone na 25 lat służby w szeregi armii rosyjskiej na Kaukazie. W ten sposób zniknęła z przestrzeni Ukrainy szlachta zaściankowa, równie liczna jak ta na Litwie, opisana przez Adama Mickiewicza w Panu Tadeuszu.

Osoba gubernatora D. Bibikowa i związane z nim wydarzenia zainspirowały T.H. Szewczenkę do napisania utworu pt. Opętany. Poeta ubolewał, iż uciskany w imieniu cara naród nie tylko nie buntował się przeciw swojemu losowi, ale wręcz starał się prześladowcy przypodobać. Wielu mieszkańców Ukrainy dążyło tylko do tego, by wkupić się w łaski administracji gubernatora D. Bibikowa. Poeta określił swoich rodaków jako ród przeklęty. Chłopi w zaborze rosyjskim po zniesieniu poddaństwa i uwłaszczeniu musieli płacić podatki państwu i obowiązywała ich 25-letnia służba wojskowa. Aby się nie buntowali, urzędnicy carscy indoktrynowali niepiśmiennych poddanych, rozgłaszając, iż gdyby Rzeczypospolita nie upadła, nadal obowiązywałaby pańszczyzna, i radzili mużykom jak najdalej trzymać się od Polski. W okresie powstań zachęcali do napadów na dwory i zaboru mienia szlachty, w szczególności tej katolickiej. W okresie powstania 1863 r. chłopi po raz kolejny okazali swą wrogość wobec Polski i niechęć do idei niepodległości. W drastyczny sposób opisał to Stefan Żeromski (1864–1925) w noweli Rozdziobią nas kruki, wrony.

Rosjanie w walce z powstańcami próbowali wykorzystać doświadczenia rabacji galicyjskiej 1846 r. i przeciwstawić polskich, litewskich oraz ruskich chłopów miejscowej szlachcie. Włożono wiele wysiłku, aby wzmocnić wśród włościan przekonanie, iż powstanie to „pańska wojna”. Mordom i okrucieństwom nadano ideologiczny charakter.

Z narzędzia władzy stał się terroryzm systemem, planowym wprowadzeniem przemocy we wszystkie dziedziny życia warstwy ziemiańskiej, apoteozą mordu jej przedstawicieli. Odwoływano się do najgorszych instynktów i pożądliwości „na wpół dzikich ludzi”. Witebski naczelnik wojenny zachęcał chłopów i wojsko do masowej eksterminacji, mówiąc „Car i Rosja będzie wam dziękować, kiedy mniej będziecie brali w niewolę, a więcej będziecie zabijali”. Kolportowano różnego rodzaju druki, jak np. pismo pt. Tajemna wola cara, które nawoływało do wymordowania wszystkich katolików chłopów i całej szlachty. „Ziemia ich będzie należeć do tych, co wyostrzą noże, kosy i topory”.

Schizmatyccy popi podżegali z ambon do mordów i palenia. Sprawcom rzezi obiecywano wdzięczność cara, bogactwo i awans do rosyjskiego stanu szlacheckiego. Władze rosyjskie wyznaczyły dla chłopów nagrodę w wysokości 10 rubli za żywego schwytanego powstańca oraz 5 rubli za głowę każdego polskiego buntownika.

Jeszcze w ostatnich dekadach XIX w. powstańcy 1863 r. byli w chłopskim przekazie uosobieniem szaleństwa i zbrodni, o Kazimierzu Wielkim (1310–1370) dawni pańszczyźniani wiedzieli tylko tyle, że ożenił się z niechrzczoną Żydówką, w Janie III Sobieskim (1629–1696) widzieli króla szlachty, a o ostatnim władcy Stanisławie Auguście (1732–1798) mówili, że sprzedał Polskę carycy. Kolejne powstania oceniali jako potworną zbrodnię i plagę tego świata. Nawet Tadeusz Kościuszko (1747–1817), zgodnie z propagandą zaborców, został zapamiętany jako zbrodniarz i szalony szlachcic, który przyjechał bryczką do Krakowa i wydał wojnę największym potęgom tego świata.

Mocarzem nad mocarzami jawił się rosyjski car – olbrzym w złotej zbroi, który rozkazywał światu, gdyż jego władza pochodziła od Boga. Do chłopskiej historii przeszedł imperator Mikołaj I (1796–1855), ponieważ w 1848 r. pomógł ich cesarzowi Franciszkowi Józefowi I (1830–1916) pokonać węgierskich buntowników L. Kossutha (1802–1894). Jednych powywieszał, a drugich uwiózł w głąb Rosji, za co dostał należne mu złoto.

Tożsamość chłopa zarówno w Galicji Zachodniej, jak i Wschodniej miała wiele wspólnego. Jedni i drudzy nie uważali się za Polaków, bez względu na to, czy mieszkali pod Krakowem, Tarnowem, czy pod Stanisławowem i Tarnopolem. Ci spod Krakowa jeszcze w drugiej połowie XIX w. na pytanie, czy są Polakami, odpowiadali – nie, i wskazywali na mieszkańców dworu. Krwawym pogromom ludności ziemiańskiej na Ukrainie odpowiadała Rzeź Galicyjska zwana rabacją chłopską, do której doszło w 1846 r. pod przewodnictwem Jakuba Szeli (1787–1860). Ci, co wówczas dawali chłopom wolność z urzędu, kierowali się intencją zahamowania procesu przebudzenia narodowego. Ich dążeniem było, by chłopi stali się Rosjanami, Austriakami i Prusakami. Rzeczpospolita była wciąż groźna, chciano wymazać jej pamięć i przysłonić darem wolności od cara lub cesarza.

Taras Szewczenko, autoportret z 1840 r., domena publiczna, Wikipedia

Wbrew oczekiwaniom zaborcy podjęli kontrdziałania przedstawiciele rodzimych elit, m.in. Oleksandr Barwiński (1847–1927) herbu Jastrzębiec i Wacław Lipiński, po ukraińsku Wiaczesław Łypynskyj (1882–1931), herbu Brodzic. Barwiński jako pedagog, historyk i polityk ukraiński działał w Towarzystwie „Proswita”, którego celem było zwalczanie analfabetyzmu, działanie na rzecz wzrostu świadomości narodowej, działalność wydawnicza, prowadzenie chórów, orkiestr, bibliotek, czytelni i świetlic oraz organizowanie i wspieranie ukraińskiego ruchu spółdzielczego. Z kolei historyk i publicysta W. Lipiński budował zręby ukraińskiego ruchu konserwatywnego i współtworzył Ukraińską Partię Demokratyczną Włościańską. Opowiadał się, podobnie jak Barwiński, za zgodą Ukraińców i Polaków jako współgospodarzy tej samej ziemi, po to, by zlikwidować nędzę galicyjską i dzielić się prawami, jak równi z równymi. Obaj jako konserwatyści kierowali się zasadami chrześcijańskimi.

Podobnie, jak T. Szewczenko, osadzeni byli w tradycji kultury greckiej oraz tkwili w etyce prawosławia i nauce Chrystusa, na której wyrosła Ruś Kijowska. Znaleźli się w opozycji do nowych modnych prądów, takich jak socjalizm-marksizm propagujący walkę klas i darwinizm społeczny, na którym wyrosły: rasizm i nauki o czystości krwi oraz teoria walki ras. Nurty te w XX w. zebrały krwawe żniwo wśród narodów zamieszkujących tereny dawnej Rzeczypospolitej. Świadectwem, jak różne były to światy, mogą być m.in. żeńskie imiona nadawane przed rewolucją 1917 r.: Wiera, Nadieżda i Lubow (trzy cnoty kanoniczne) oraz Irina od greckiego słowa pokój. W czasach stalinowskich zastąpiono je nowymi imionami, jak: Kolektywizacja, Industrializacja i Elektryfikacja.

Problem unarodowienia chłopów a niepodległość

Tak więc najważniejszą na ziemiach byłej Rzeczypospolitej drogą do niepodległości była droga do unarodowienia chłopa. Na ziemiach polskich podjęto w tym kierunku różne działania, w które zaangażował się Kościół, ziemiaństwo-inteligencja i ruchy polityczne. Duchowieństwo podjęło m.in. w walkę z alkoholizmem (nałogiem niewolników), powołując liczne bractwa trzeźwości. Na Śląsku z akcji duszpasterskiej zwalczania plagi pijaństwa zasłynął w 1844 r. ks. Alojzy Ficek (1790–1862), twórca Sanktuarium Maryjnego w Piekarach Śląskich, do którego pielgrzymowały setki tysięcy chłopów i robotników. Podjęto równolegle wysiłek alfabetyzacji, tj. nauki czytania i pisania. Pojawiły się zarówno w Kongresówce, jak i w Galicji liczne czasopisma dla ludu. Ponadto we wszystkich zaborach upowszechniano rodzimą literaturę. Działały liczne koła Towarzystwa Czytelni Ludowych i Macierz Polska, pojawiły się Latające Uniwersytety. Jak ważną rolę odegrała literatura piękna, potwierdza lektura pamiętników działaczy ludowych: Wincentego Witosa (1874–1945) i Jakuba Bojki (1853–1943). Powszechnie czytano Biblię w przekładzie ks. Jakuba Wujka (1541–1597), Kazania Sejmowe i Żywoty świętych ks. Piotra Skargi (1536–1612) oraz Trylogię Henryka Sienkiewicza (1846–1916), która biła rekordy poczytności.

 

H. Sienkiewicz, mal. Kazimierz Pochwalski | domena publiczna, Wikipedia

Jednak talent pisarski H. Sienkiewicza nie wydałby takich owoców, gdyby nie Konrad Prószyński (1851–1908), pseudonim „Kazimierz Promyk”, urodzony w zubożałej rodzinie szlacheckiej w Mińsku działacz oświatowy, pisarz i wydawca. Ojciec jego prowadził w Mińsku zakład fotograficzny, jeden z pierwszych na ziemiach Rzeczypospolitej. Jako dziecko został on zesłany wraz z rodzicami i rodzeństwem do Tomska na podstawie oskarżenia ojca o działalność patriotyczną, polegającą m.in. na sygnowaniu prac znakiem Orła i Pogoni. W wieku 17 lat wrócił do kraju i w 1875 r. założył tajne Towarzystwo Oświaty Narodowej, mające na celu edukowanie ludu.

„Promyk” był autorem podręczników do nauki czytania, m.in. pierwszego nowoczesnego elementarza (wyd. 1875) oraz wydanej w 1879 r. Obrazkowej nauki czytania i pisania (nagrodzonej na międzynarodowej wystawie Londyńskiego Towarzystwa Pedagogicznego 1893). Propagował ponadto nauczanie indywidualne metodą samouctwa i położył zasługi w upowszechnianiu czytelnictwa na wsi. Od 1881 r. wydawał tygodnik dla chłopów pt. Gazeta Świąteczna, a w 1878 r. założył w Warszawie Księgarnię Krajową, zajmującą się rozpowszechnianiem literatury popularnej. Za swą ofiarną pracę otrzymał tytuł członka honorowego Towarzystwa Szkoły Ludowej.

Można śmiało powiedzieć, iż wszystkie partie polityczne razem wzięte nie były w stanie dokonać tego, co udało się H. Sienkiewiczowi i „Promykowi”. Jak opisywał J. Bojko, dla chłopów, którzy posiedli sztukę czytania, kontakt z dziełem H. Sienkiewicza był prawdziwą ucztą duchową. Podczas lektury, gdy doszli do zbaraskiej historii Litwina Longinusa Podbipięty i opisu jego męczeńskiej śmierci, najpierw ojciec i wuj lektora uklękli w izbie i odmówili modlitwę za konającego, a potem pacierz za spokój duszy wielkiego rycerza. Scena ta obrazuje fenomen siły słowa i otwarcie chłopskiej wyobraźni na sprawy publiczne.

Również mieszkańcy dworów włączyli się w akcję oświatową. Przykład dała jeszcze w pierwszej połowie XIX w. księżna Izabela Czartoryska (1746–1835), nazywana Matką Spartanką, prekursorka polskiego muzealnictwa i autorka Pielgrzyma w Dobromilu (1817), podręcznika historii Polski dla ludu, zawierającego powiastki i zalecenia z dziedziny moralno-obyczajowej. Była to pierwsza publikacja mająca na celu budzenie w warstwie chłopskiej tożsamości narodowej. Księżna I. Czartoryska uwypuklała ciężkie warunki bytowe chłopów i ich przynależność do narodu polskiego.

Z kolei Adam Asnyk (1838–1897) został jednym z współzałożycieli Towarzystwa Szkoły Ludowej (1882), a później jego honorowym członkiem. Jak to wyglądało, w sposób obrazowy opisał później w swoich wspomnieniach rysownik Szymon Kobyliński (1927–2002) na przykładzie własnej rodziny. Tak więc najważniejszymi czynnikami nacjonalizacji chłopów były: książki, nauczyciel, ksiądz, masowa emigracja zarobkowa, znajomość biegu wydarzeń dziejowych, gazety dla ludu, rodzina i aktualne wydarzenia. Za Oceanem dowiedzieli się nie tylko, że Ameryka to łóżko i fabryka, ale także, iż są Polakami, gdyż każdy jest skądś.

Do tego należałoby dodać rodzący się w Galicji ruch chłopski, którego jednym z głównych animatorów był ks. Stanisław Stojałowski (1845–1911). Otrzymane prawo głosu wyborczego było tylko potwierdzeniem słów, iż „chłop potęgą jest i basta”. W ruch nauczania chłopów włączyła się endecja, pojawiły się nowe tytuły prasowe, jak: „Polak” i „Przegląd Wszechpolski”. W 1894 r. ugruntowała się legenda Naczelnika w sukmanie. We Lwowie udostępniono Panoramę Racławicką, a Kościuszko został zaakceptowany przez masy jako bohater, który poprowadził chłopów do walki o wolność i niepodległość. Mit Kościuszki dopełniła popularyzacja takich bohaterów, jak osoby słynącego z męstwa i odwagi kosyniera Bartosza Głowackiego (ok. 1758–1794) z Rzędowic i szewca Jana Kilińskiego (1760–1819).

Józef Piłsudski w 1930 r. | Fot. autor nieznany, Wikipedia

Unarodowieniu i kształtowaniu tożsamości jednostkowej sprzyjała również emigracja do miast. W Łodzi i Warszawie rodził się nowoczesny przemysł, tworzyła się klasa robotnicza, a wśród działaczy ruchu socjalistycznego pojawili się: młody J. Piłsudski (1867–1935) i Bolesław Limanowski (1835–1935), osobnicy „opętani wizją niepodległej Polski”. Ukierunkowali oni ruch robotniczy w stronę działań wolnościowych, kwestionując antyniepodległościowy program I Proletariatu i podporządkowanie polskiego ruchu zwierzchnictwu rosyjskiemu.

Na dawnym terenie I Rzeczypospolitej to PPS miała być hegemonem. Piłsudski i jego otoczenie połączyli wyzwolenie społeczne z kwestią odbudowy suwerennej Polski. Był to początek drogi do niepodległości, wytyczony przez nowego przywódcę, który nie zamierzał być pokornym sługą cara Wszechrosji.

W opozycji do tej formacji ukształtował się nurt Feliksa Dzierżyńskiego (1877–1926) i Róży Luksemburg (1871–1919), a stworzona przez nich SDKPiL była przeciwna tendencjom niepodległościowym i tradycji narodowej jako bagażowi nie przystającemu obywatelom świata, rewolucjonistom burzącym stary ład, sięgającym po rząd dusz. Grupa ta jednak nie uzyskała powszechnej akceptacji społecznej.

Natomiast budowy kultury niepodległości podjął się Stanisław Wyspiański (1869–1907), dramaturg, poeta i artysta malarz. Autor Wesela i Wyzwolenia wezwał rodaków do przebudzenia narodowego i wyjścia z chocholego tańca. W Krakowie spotkał się on z Józefem Piłsudskim, orędownikiem drogi romantycznej, wyrażającej się w filozofii czynu zbrojnego.

Naród z letargu budziły także dzieła Wacława Gąsiorowskiego (1869–1939) nawiązujące do epopei napoleońskiej i powstania listopadowego. Ich autor, ścigany przez carską ochranę za publikację pt. Ugodowcy (opisującej wizytę cara Mikołaja II w Warszawie), musiał szukać schronienia we Lwowie. Jego książki Huragan i Rok 1809 umacniały orientację Polaków na Zachód.

Podobną rolę odgrywały prace Szymona Askenazego (1865–1935), twórcy lwowskiej szkoły historycznej, w poglądach zbliżonego do obozu legionowo-piłsudczykowskiego. Autor Przymierza polsko-pruskiego (1918) i najlepszej biografii Księcia Józefa Poniatowskiego (1905) tworzył w duchu romantycznym i polemizował ze szkołą krakowską, która winą za rozbiory obarczała głównie samych Polaków. Jego dzieła cieszyły się równą poczytnością co powieści S. Żeromskiego i dramaty S. Wyspiańskiego. W czasie pierwszej wojny światowej przebywał w Szwajcarii i współpracował z H. Sienkiewiczem przy redakcji czasopisma komentującego sytuację międzynarodową. W sprawy narodowe mocno zaangażowała się Maria Konopnicka (1842–1910), czemu wyraz dała w Rocie, wierszu wymierzonym w kampanię germanizacyjną w zaborze pruskim.

Dwie najważniejsze drogi do niepodległości Polski

Obok romantycznej drogi powstańczej J. Piłsudskiego, szlachetnego rewolucjonisty i socjalisty, na którą wkroczyła Organizacja Bojowa PPS, ponadpartyjny Związek Walki Czynnej (1908), Związek Strzelecki (1910), Pierwsza Kadrowa i Legiony Polskie (1914), biegła równolegle droga pragmatyzmu Romana Dmowskiego, stawiającego na katolicyzm i polskiego chłopa. Jej celem również była niepodległość. Autor Myśli nowoczesnego Polaka (1902) i traktatu Niemcy, Rosja i kwestia Polska (1907) negował sens drogi powstańczej. Licząc na konflikt z Niemcami, chciał zyskać zaufanie Rosji i powiększyć granice autonomii wraz ze zjednoczeniem wszystkich ziem polskich. O kształcie terytorialnym odrodzonego państwa zgodnie z dążeniami endeckimi miał decydować program inkorporacji.

Roman Dmowski | Fot. Wikipedia

Nie tylko dla jej przywódców wielką wagę miała dokonana w Rosji rewolucja lutowa 1917 r. Rząd Tymczasowy księcia Gieorgija Lwowa, wyłoniony w wyniku porozumienia Komitetu Tymczasowego Dumy i Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich przelicytował niemiecko-austriacki Akt 5 XI 1916 r. i zadeklarował chęć utworzenia Polski niepodległej związanej z Rosją. Odtąd R. Dmowski w Paryżu mógł oficjalnie domagać się wolnej Polski. Z kolei J. Piłsudski po odmowie przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec w lipcu 1917 r. został osadzony w twierdzy w Magdeburgu, a jego legioniści internowani w obozach w Szczypiornie i Beniaminowie.

Obie drogi w 1918 r. doprowadziły do jednego celu, jakim było odzyskanie niepodległości. Na sukces Polaków złożyła się praca związana z epopeją Legionów, POW, Korpusu Polskiego Józefa Dowbora-Muśnickiego (1867–1937) i Błękitnej Armii gen. J. Hallera (1873–1960). Podczas gdy od listopada 1918 r. J. Piłsudski tworzył w kraju wojsko, Roman Dmowski w Paryżu i Ignacy Paderewski (1860–1941) w USA zabiegali o uznanie wolnej Polski. Proklamowaną wreszcie 11 XI 1918 II Rzeczpospolitą należało jednak obronić przed agresorem ze wschodu, który mógł liczyć na wspólnotę interesów drugiego wielkiego sąsiada Polski. Niemcy i Rosja Sowiecka zgodnie myślały o likwidacji państwowości polskiej. Z kolei mocarstwa zachodnie nie widziały potrzeby popierania polskich aspiracji. Punktem kulminacyjnym zmagań o niepodległość był rok 1920, a ich bohaterem stał się Józef Piłsudski.

Przyszły Pierwszy Marszałek Polski zamierzał osiągnąć swój cel przez federację Polski z państwami powstałymi po rozpadzie Imperium Rosyjskiego (Litwą, Łotwą, Estonią, Białorusią, oraz sojuszniczą Ukrainą), w której Polska miałaby głos najważniejszy (Międzymorze Bałtycko-Czarnomorskie). Piłsudski był przekonany, że istnienie Polski między Niemcami a Rosją jest uzależnione od stworzenia systemu silnych sojuszy lokalnych uniemożliwiających ponowny rozbiór terytorium odrodzonej Rzeczypospolitej pomiędzy dwóch silnych sąsiadów – Niemcy i Rosję.

Jego zdaniem sama Polska byłaby zbyt słaba, by oprzeć się równoczesnej ekspansji niemiecko-rosyjskiej. W tym nurcie mieściła się też tzw. koncepcja prometeizmu. Na tym gruncie zrodziła się później idea Międzymorza jako przeciwwagi państw Europy Środkowo-Wschodniej, Skandynawii i Bałkanów dla agresywnych przygotowań wojennych państw totalitarnych, tj. Niemiec, ZSRR i Włoch.

Narzędziem realizacji tej idei miało być wojsko, które J. Piłsudski stworzył z byłych strzelców, legionistów, członków zakonspirowanej POW, Dowborczyków i Armii Błękitnej gen. J. Hallera. Plan wyzwolenia byłych narodów dawnej Rzeczypospolitej przewidywał podział terytorialny na kantony zamieszkałe przez Polaków, Białorusinów bądź Litwinów. Ci ostatni wyrazili jednak ostry sprzeciw. Natomiast wyrazem podjętej współpracy z Białorusinami było powołanie Armii Ochotniczej pod dowództwem gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza (1883–1940), która walczyła u boku polskich wojsk ze skutecznością równą Armii Konnej S. Budionnego, którą chlubiła się Armia Czerwona.

Stanisław Bułak-Bałachowicz | Fot. ze zbiorów autora

Już w grudniu 1919 r. J. Piłsudski spotkał się w Belwederze z atamanem Symonem Wasylowiczem Petlurą (1879–1926) i porozumiał się co do warunków współpracy polsko-ukraińskiej. Ukraińska Republika Ludowa znajdowała się wówczas w bardzo trudnej sytuacji militarnej. Po upadku Hetmanatu Pawło Skoropadskiego Rosja Sowiecka ogłosiła, że w związku z anulowaniem traktatu brzeskiego przestała uznawać niepodległość Ukrainy. W grudniu 1918 r. na terytorium URL wkroczyły z kierunku Kurska oddziały Armii Czerwonej, posuwając się w głąb kraju. 3 I 1919 r. zajęły Charków, instalując tam marionetkowy Tymczasowy Robotniczo-Chłopski Rząd Ukrainy, który proklamował 29 I 1919 r. powstanie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. 5 II br. rząd URL pod naporem nacierającej Armii Czerwonej opuścił Kijów, udając się kolejno do Winnicy, Równego i Kamieńca Podolskiego. Dla Ukraińców nastał ciężki czas próby.

Na ich terenie operowały także oddziały „Białych” gen. Antona Denikina. Resztki państwowości ukraińskiej stanowiły cienki bufor oddzielający wojsko polskie od Armii Czerwonej i formacji gen. A. Denikina. 21 IV 1920 r. S. Petlura zawarł układ sojuszniczy z Polską i od polsko-ukraińskiej ofensywy na Kijów do zawieszenia broni w wojnie polsko-bolszewickiej (12 X 1920 r.) był jedyną uznawaną międzynarodowo głową państwa Ukrainy.

Sojusz z S. Petlurą i ofensywa polsko-ukraińska na Kijów miała na celu przywrócenie wolnej Ukrainy. Polacy zapewnili broń, natomiast Ukraińcy zaopatrzenie w żywność. Tylko 6 Armia polska przekazała na potrzeby wojska ukraińskiego: 30 tysięcy karabinów, 298 karabinów maszynowych, 38 dział polowych i 6 ciężkich, 1 tysiąc pistoletów, 40 tysięcy mundurów, 29 tysięcy kompletów bielizny, 2 tysiące namiotów i 17 samochodów ciężarowych. Poza tym 6 Armia polska przekazała jednostkom ukraińskim około 600 tysięcy naboi karabinowych i 6 tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej. Już od 10 II 1920 r. oficerowie S. Petlury otrzymywali takie same pobory jak polscy. J. Piłsudski udzielił także wsparcia wysłannikowi dyplomatycznemu URL w Paryżu hrabiemu Michajło Tyszkiewiczowi.

Po zdobyciu Kijowa przez podkomendnych gen. Edwarda Rydza-Śmigłego S. Petlura i J. Piłsudski spotkali się w Winnicy, gdzie Naczelny Wódz Polski wypowiedział ważne słowa: „Niech żyje wolna Ukraina!”. W Kijowie na gmachach użyteczności publicznej zawisły ukraińskie sztandary i odbyła się polsko-ukraińska defilada. Nadszedł też czas sprawdzianu, czy Ukraińcy, podobnie jak Polacy, odrobili lekcję historii i powtórzą fenomen znad Wisły, czy w latach 1863–1920 przebyli drogę prowadzącą do budowy tożsamości narodowej mas chłopskich? Od odpowiedzi na to pytanie zależały losy kampanii.

Na froncie białoruskim Sowieci przygotowywali kontrofensywę. Piłsudski w przypadku szybkiej rozbudowy armii URL mógł przerzucić swoje wojska z frontu ukraińskiego na Białoruś i pobić przeciwnika, zanim ten podjąłby kroki wojenne. Niestety do Petlury zgłosiło się zamiast oczekiwanych 100 000, tylko 2000 ochotników. Ukraińscy chłopi, podobnie jak w 1863 r., wobec sprawy niepodległości ojczyzny zachowali się biernie. Garnęli się pod sztandary atamana anarchizmu Nestora Machny (1888–1834) i walczyli z Białą Gwardią, kozakami P. Skoropadskiego, bolszewikami i oddziałami S. Petlury lub zaciągali się do Armii Czerwonej. Jej agitatorzy cieszyli się powszechnym mirem, ponieważ głosili hasła typu: „pokój chatom, wojna pałacom”, „cała ziemia w ręce ludu” itp. lub straszyli, iż z Petlurą wrócą polscy panowie. Bierną postawę społeczeństwa usprawiedliwiała w części wieloletnia wojna, połączona z rekwizycjami, gwałtami i rabunkami. Inaczej zachowali się polscy chłopi, którzy w 1920 r. poszli w bój z najeźdźcą nawet z kosami kutymi na sztorc.

W tej sytuacji bolszewicy zdążyli pierwsi zaatakować i przełamać flankę białoruską, przez co zmusili siły polsko-ukraińskie do pośpiesznego odwrotu spod Kijowa. Petlura i jego żołnierze dzielnie towarzyszyli Polakom do końca tej wojny. Po 18 X 1920 r. i wejściu w życie polsko-radzieckiego rozejmu ustały działania militarne na całym froncie, w tym także na odcinku ukraińskim. Na mocy układu preliminarzowego z 12 X strona polska zobowiązała się do niepopierania działań skierowanych przeciwko Rosji i Ukrainie Sowieckiej.

Szymon Petlura | Fot. Wikipedia

Ratyfikacja tego układu przez Sejm Ustawodawczy (2 XI 1920 r.) oznaczała unieważnienie kwietniowych traktatów polsko-ukraińskich. Rzeczpospolita zrywała je jednostronnie, a strona ukraińska odtąd skazana była na własne siły. Unikając internowania, wojska URL opuściły terytoria przyznane Polsce układem rozejmowym. Do wymaszerowujących z Polski, byłych już sojuszników Naczelny Wódz Józef Piłsudski skierował list pożegnalny, a dowództwo 6. Armii wysłało do Głównej Komendy Wojska Ukraińskiego delegację, która podziękowała za braterstwo broni na polach bitewnych.

Wojska URL, które zdecydowały się na dalszy bój z Armią Czerwoną, rozlokowały się na Podolu. Polacy nadal dozbrajali byłego sojusznika i zaopatrywali Ukraińców w środki finansowe. Ci w osamotnieniu podjęli walkę, z góry skazani na porażkę. 21 XI 1921 r. siły zbrojne URL wycofały się na terytorium II Rzeczpospolitej. Internowanych Ukraińców rozlokowano w obozach w Wadowicach, Kaliszu, Aleksandrowie Kujawskim, Pikulicach koło Przemyśla, Łańcucie, Częstochowie i Sosnowcu. Ostatnich petlurowców wypuszczono z Kalisza i Szczypiorna w połowie 1924 r., a Kaliską Grupę Obozów Internowanych zlikwidowano w sierpniu. Czas odosobnienia wykorzystali oni na edukację, drukowanie periodyków, broszur politycznych i książek. Zapewniono im także dużą swobodę poruszania się. Byli internowani wypuszczeni na wolność uzyskiwali status emigrantów politycznych, których mimo nacisków dyplomacji Stalina nie wydawano Sowietom. S. Petlurę przez długi czas ukrywali najbliżsi współpracownicy i przyjaciele Naczelnika, m.in. artysta malarz i działacz niepodległościowy Henryk Józewski (1892–1981).

Epilog

W 1924 r. S. Petlura przybył do Paryża, gdzie 25 V 1926 r. na rogu Boulevard Saint-Michel i rue Racine został zamordowany siedmioma strzałami przez agenta Stalina Szlomo Szwarzbarda (1886–1938), który podczas procesu utrzymywał, iż zabójstwa dokonał w akcie zemsty za pogromy na Ukrainie. We francuskiej prasie pojawiły się artykuły zniesławiające ukraińskiego bohatera narodowego, a sąd uniewinnił zabójcę.

Józef Piłsudski próbował bronić honoru swojego byłego sojusznika. Do Paryża wysłał wolnomularza Jerzego Stempowskiego (1893–1969), by ten wywarł wpływ na bieg sprawy Petlury poprzez masonerię i rabina Paryża.

Śmierć atamana przerwała ważną nić porozumienia między obu narodami i zaciążyła na dalszym biegu wspólnej historii. Sam S. Petlura nigdy zgłaszał żadnych pretensji do Polaków, choć pewnie zadawał sobie pytanie, czy Polska Piłsudskiego mogła obalić władzę bolszewików?

Zdzisław Janeczek, historyk i publicysta, specjalizuje się w dziejach nowożytnych (XVIII i XIX wieku), zwłaszcza w zagadnieniach aktywności politycznej, kulturalnej i gospodarczej ówczesnej Polski oraz jej miejsca w Europie.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Drogi do niepodległości. Od świetności do upadku” znajduje się na s. 6 i 7 listopadowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Drogi do niepodległości. Od świetności do upadku” na s. 6 i 7 listopadowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Między saską racją stanu a zmową obcych dworów. Problemy zwolenników naprawy Rzeczpospolitej w epoce stanisławowskiej

Sprawdziła się ponura przepowiednia posła rosyjskiego J. Bułhakowa: „Tylko Polacy mogą być tak łatwowierni i wątpić, że nie ma wspólnoty interesów między dworami cesarskimi w sprawie Polski”.

Zdzisław Janeczek

Tematyka Sejmu Wielkiego doczekała się imponującej liczby tytułów obrazujących wydarzenia lat 1788–1792. A jednak prof. Henryk Kocój wciąż wyszukuje jakieś luki, które stara się zapełnić, publikując kolejne swoje prace źródłowe. Ostatnio na rynku księgarskim ukazała się obszerna praca pt. Dyplomaci sascy wobec Sejmu Wielkiego, nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego (2016). (…)

Okładka książki H. Kocója „Dyplomaci sascy wobec Sejmu Wielkiego 1788–1792”

Główną wartością dzieła jest opracowanie i udostępnienie nieznanych zasobów archiwalnych. H. Kocój rozważa również polskie szanse na przeprowadzenie reform i pomoc mocarstw europejskich oraz ocalenie niepodległości i integralności terytorialnej. W przedstawionych notach, memoriałach i relacjach poselskich zwraca uwagę na toczącą się dyskusję o międzynarodowym położeniu Rzeczpospolitej i zagadnienie sukcesji tronu. (…)

Wyjątkowe miejsce wśród grona saskich dyplomatów należy się A.F. Essenowi, o którym ks. Walerian Kalinka, historyk i założyciel Polskiej Prowincji Zmartwychwstańców napisał: „Gorąco do swego Pana przywiązany, nie mógł nigdy przebaczyć Polakom, że jego potomstwo po śmierci ojca opuścili; powziął odtąd nienawiść do Stanisława Augusta i do wszystkich ludzi nowego rządu; w tem uczuciu się zestarzał, jemu w każdym swym raporcie dawał pole […] Przez lat blisko trzydzieści, dzień po dniu, depesza po depeszy, zaprawiał on swym kwasem gryzącym wszystkie doniesienia i przyczynił się niemało do wytworzenia w Dreźnie tej nieprzyjaznej atmosfery, którą Elektor w sprawach polskich czuł się otoczony. Rzadki to przykład cudzoziemca, który przez lat tak wiele zamieszkując w kraju, był mu do końca nieprzyjazny”. (…)

H. Kocój zwrócił specjalną uwagę na memoriał A.F. Essena wysłany do ministra Stetterheima 30 IV 1788 r., w którym charakteryzował on stosunki polsko-rosyjskie oraz niechlubną rolę sejmów po pierwszym rozbiorze. W jego mniemaniu od czasów sejmu 1786 r. liczyły się w Polsce dwie władze, tj. władza cesarzowej Rosji i jej ambasadora oraz władza księcia G. Potemkina, wykonywana przez hetmana wielkiego koronnego F.K. Branickiego. Zwracał także uwagę, iż od roku 1786 następował stały spadek wpływów rosyjskich.

Ponadto saski dyplomata stwierdzał, iż zarówno król, jak i Rzeczpospolita są całkowicie podporządkowani i uzależnieni od woli trzech dworów, a ich rola ogranicza się do tego tylko, by wykonywać polecenia tych mocarstw. Petersburg szerzy korupcję, wypłacając hojnie pensje królowi i senatorom. Bardzo krytycznie oceniał wyjazd Stanisława Augusta do Kaniowa na spotkanie z Katarzyną II, gdzie król zaznał jedynie upokorzenia ze strony rosyjskich despotów, ponosząc równocześnie olbrzymie koszta i zaciągając długi. Natomiast nie powiodły się królewskie plany odnowienia przyjaźni z imperatorową, która nie podjęła ważnego dla monarchy tematu sukcesji polskiego tronu. W tych okolicznościach A.F. Essen nie wykluczał możliwości nowego rozbioru Polski. (…)

 

Pierwsza polska ustawa zasadnicza, jaką była Konstytucja 3 maja, od dnia uchwalenia budziła namiętne spory współczesnych, przyciągała uwagę obcych dworów i dyplomatów. Różnice zdań wywoływał m.in. VII artykuł pt. Król, władza wykonawcza, który postanawiał, iż „Dynastia przyszłych królów polskich zacznie się na osobie Fryderyka Augusta, […] elektora saskiego, którego sukcesorom de lumbis z płci męskiej tron polski przeznaczony. […] Gdyby zaś dzisiejszy elektor saski nie miał potomstwa płci męskiej, tedy mąż przez elektora za zgodą stanów zgromadzonych córce jego dobrany zaczynać ma linię następstwa płci męskiej do tronu polskiego”. Ostatecznie więc wobec braku męskiego sukcesora prawa do tronu nabywała elektorówna Maria Augusta Nepomucena nosząca tytuł infantki polskiej.

Maria Augusta Nepomucena Antonia Franciszka Ksaweria Alojzia Wettin (1782–1863), księżniczka saska, infantka polska (mal. J.H. Schmidt; źr. Wikipedia)

Wprowadzenie zasady tronu dziedzicznego i desygnowanie Fryderyka Augusta III na następcę Stanisława Augusta w świetle badań H. Kocója jawi się jako poważny błąd polityczny Stronnictwa Patriotycznego. Jak wiadomo, elektor saski zwlekał z udzieleniem odpowiedzi na polską propozycję do chwili ogłoszenia deklaracji J. Bułhakowa i wybuchu wojny polsko-rosyjskiej 1792 r. Do tego czasu zajmował wygodne dla siebie stanowisko polegające na postawie neutralności. Elektor, nie akceptując oferty, przezornie jej nie odrzucał, łudząc polityków polskich nadzieją na zmianę sytuacji. Prowadząc negocjacje z Warszawą celem uściślenia pewnych postanowień Konstytucji, równocześnie zapewniał Katarzynę II, że bez jej zgody korony polskiej nie przyjmie. (…)

Przyczyny długo skrywanej niechęci Fryderyka Wilhelma II do Konstytucji 3 maja i desygnacji Fryderyka Augusta III na tron polski wyjaśniają m.in. nieskomentowane przez autora wypowiedzi dyplomatów pruskich dotyczące Śląska. Tymczasem, jak wiemy, już w dobie saskiej pojawiły się projekty odebrania tej prowincji, która połączyłaby Polskę z Saksonią. Nieprzypadkowo Fryderyk Wilhelm I na wiadomość o elekcji Augusta III powiedział: „To jest najgorsza sprawa, jaka się nam przytrafiła od 30 lat”. Nie mylił się; w dobie wzrostu zagrożenia pruskiego August III zwrócił się do Marii Teresy z propozycją oddania części Śląska z Żaganiem i Głogowem w celu połączenia Saksonii z Polską.

Poseł saski w Wiedniu, hrabia Heinrich Bunau, podkreślał, iż w razie przyjęcia warunków król polski łatwo może skłonić Rzeczpospolitą do wspólnego wystąpienia przeciw Prusom. Niestety, Maria Teresa odrzuciła propozycję Augusta III. W grudniu 1740 r. wojska Fryderyka II przez Wielkopolskę uderzyły na Śląsk. Ostatecznie był on stracony zarówno dla dworu wiedeńskiego, jak i warszawsko-drezdeńskiego, by w przyszłości stać się kuźnią pruskich zbrojeń. Sytuację próbował ratować wszechwładny minister Henryk Brühl, który z pomocą Rosji i Austrii zamierzał upokorzyć Fryderyka II i zmusić go do oddania Śląska. Na przeszkodzie stanęły zmiany personalne na dworze w Petersburgu. Wpływy polsko-saskie w Rosji ustąpiły miejsca pruskim. Dla zabezpieczenia się Fryderyk Wielki ofiarował rosyjskiemu feldmarszałkowi Burkhardowi Christophowi von Münnichowi piękne hrabstwo Wartenberg (Syców) na Śląsku. Poza tym zastraszył on Rosjan wizją monarchii dziedzicznej i wzrostem potęgi Rzeczpospolitej, która zrzuciłaby haniebne wpływy Petersburga i odebrała wówczas Kijów z całą Rusią Zadnieprzańską.

Fryderyk August III (1750–1827), elektor saski (malował M. Bacciarelli; źr. Wikipedia)

Mimo wielu sukcesów strony pruskiej, można postawić pytanie: Jak wyglądałaby mapa Europy Środkowo-Wschodniej, gdyby plany polsko-saskie zostały urzeczywistnione, tzn., gdyby powiększono armię, zawarto przymierze z Austrią i Rosją, a Śląsk odebrano i podzielono? W takim przypadku należałoby wątpić, czy doszłoby do pierwszego rozbioru w 1772 r. O tym wszystkim zdaje się, że nie zapomniano ani w Petersburgu, a tym bardziej w Berlinie. Od 3 maja 1791 r. politycy pruscy żyli pod wrażeniem unii polsko-saskiej i tronu dziedzicznego w Polsce. (…)

Z licznych cytowanych przez autora wypowiedzi wynika, iż Fryderyk August III wprawdzie nie był obojętny na uroki korony polskiej, to jednak ze względu na dobro swych poddanych przyjął postawę pasywną, bacznie obserwując poczynania dworów: rosyjskiego, berlińskiego i wiedeńskiego. Aktywność polityczną rządu drezdeńskiego ograniczała ponadto sytuacja wewnętrzna. Wzrost cen żywności, odgłosy rewolucji francuskiej i tlące się na wsi zarzewie buntu chłopskiego nakazywały dużą ostrożność w podejmowaniu decyzji. Nawet saska szlachta nie ukrywała swej niechęci do ponownego mieszania się Wettynów w sprawy polskie. (…)

Reasumując wyniki badań, autor doszedł do wniosku, iż Fryderyk August III „udzielił Polsce smutnej lekcji, że wszelkie rachuby na pomoc państwa tak silnie swych decyzjach uzależnionego od wytycznych Austrii, Rosji i Prus musiały skończyć się niepowodzeniem, tym bardziej, że niewielka Saksonia, uważając sprawę Polski za przegraną, nie chciała i nie mogła, bez narażenia własnych swych interesów, skutecznie przeciwdziałać upadkowi. Wszelkie pretensje i oskarżenia pod adresem Drezna za stan, w jakim znalazła się Polska, nie mogły już niczego zmienić w zaborczej polityce Rosji, Austrii i Prus. Polacy jednak nie chcieli się z tą smutną prawdą pogodzić i długo jeszcze spojrzenia ich kierowały się w stronę Drezna i Lipska, skąd mimo tylu zawodów na próżno wyczekiwali pomocy”. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Między saską racją stanu a zmową obcych dworów” znajduje się na s. 6-7 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Między saską racją stanu a zmową obcych dworów” na s. 6-7 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier Wnet” 39/2017, Zdzisław Janeczek: Potoccy – ród od sześciu wieków współtworzący historię Rzeczpospolitej

W tym łańcuchu pokoleń ,byli ludzie wielcy i mali, dobrzy i źli, lecz na tym, kto nosi nazwisko Potocki, spoczywa obowiązek szanowania tego historycznego nazwiska i służenia Ludziom, Bogu i Ojczyźnie.

Zdzisław Janeczek

Społeczno-patriotyczna i wojskowa działalność rodu Potockich herbu Pilawa

Bohaterem tej opowieści jest dynastia – następstwo i wzajemne międzypokoleniowe relacje członków rodu oraz dziedzictwo kulturowe, które te relacje uosabia i wyraża. Historia tego rodu to dzieje Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Dzieje rodu Potockich to historia o polityce, militariach, kulturze i gospodarce dawnej Rzeczpospolitej, o sukcesie i rozczarowaniu, waśniach i umiejętności współdziałania.

Nazwisko Potockich nosili w przeszłości często ludzie oryginalni pod każdym względem, genialni i ekscentryczni, wielcy wojownicy, a ich życie może nam służyć nie tylko za kopalnię anegdot. Ich żywoty to historie, w których stykają się ze sobą władza, pieniądze i pokrewieństwo, pełne są też pasji i wielkich dramatów.

Bez znajomości tego fragmentu naszej przeszłości, jakim są losy Potockich i spokrewnionych z nimi Lubomirskich, Zamoyskich, Sapiehów czy Radziwiłłów nie jesteśmy w stanie zrozumieć mechanizmów rządzących Rzeczpospolitą Obojga Narodów. To tak jakby studiować dzieje Florencji z wykluczeniem rodu Medyceuszy, doskonale obrazujących rolę dynastii w polityce i gospodarce oraz koneksje między bogactwem, pozycją i potęgą polityczną tego miasta-państwa.

Potoccy to nowożytna dynastia, która wydostała się poza lokalny polski kontekst i odegrała kluczową rolę w tworzeniu I Rzeczpospolitej – wielonarodowej i wielokulturowej wspólnoty. Zarówno Ławry Poczajowskiej, potocznie nazywanej Ruską Częstochową, jak i wielu dumek kozackich trudno nie łączyć i nie kojarzyć z nazwiskiem Potockich.

W XVI i XVII wieku zasłynęli oni z dokonań w rzemiośle rycerskim. W XVIII stuleciu marszałek litewski Ignacy Potocki, współtwórca dzieła Komisji Edukacji Narodowej i Konstytucji 3 maja nosił miano polskiego Solona. Dzieło jego kontynuował brat Stanisław Kostka Potocki, wybitny minister oświaty, mecenas sztuki i archeolog, twórca panteonu chwały Jana III Sobieskiego w Wilanowie.

W XIX i XX wieku Potoccy byli liderami rozwoju gospodarczego i innowacji, architektami nowoczesności. Tak było od czasów bankiera Prota Potockiego, patrona Kompanii Czarnomorskiej i prekursora kapitalizmu na ziemiach Rzeczpospolitej po epokę Józefa Mikołaja Potockiego z Antonin, właściciela kopalń złota w Afryce, którego z honorami przyjmowano we wszystkich najważniejszych stolicach Europy.

Potoccy dzisiaj są przykładem międzypokoleniowych osiągnięć na przestrzeni sześciu stuleci. Informacje o nich można znaleźć w każdym XIX-wiecznym leksykonie Meyera lub Brockhausa. Otwarci na świat i tolerancyjni, inspirowali przedstawicieli innych narodów. Postawa Klaudyny, żony Bernarda Potockiego, która w 1831 r., nie lękając się ani Rosjan, ani cholery, pielęgnowała rannych i chorych w szpitalach wojskowych walczącej Warszawy, zrodziła ideę Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Z kolei wielu historyków żydowskich docieka istnienia magnata Walentego Potockiego, który jakoby w XVIII w. miał zostać spalony w Wilnie za przejście na judaizm.

O nich to Bartosz Paprocki napisał: „Dom Potockich, z krakowskiego województwa wyszli, starodawny, mężowie sławni z tego domu bywali”. Protoplastą rodu był Jakub z Potoka, wsi małopolskiej położonej nieopodal Jędrzejowa. Od niej wzięła nazwę ta jedna z najznakomitszych rodzin Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jakub spłodził dwóch synów: Andrzeja i Bernarda, dziedzica rodowej wsi Potok. Z kolei ten ostatni miał czterech synów: Bernarda, Macieja, Mikołaja i Stanisława. Maciej zapoczątkował szczep małopolski, a Stanisław – wielkopolski. Małopolski podzielił się heraldycznie na dwie linie: hetmańską, pieczętującą się herbem Srebrna Pilawa (zapoczątkowaną przez Andrzeja zm. w 1609 r.) i prymasowską, zwaną też Złotą Pilawą (wywodzącą się od Stefana zm. w 1631 r.). Z czasem linia hetmańska podzieliła się na gałęzie: wilanowską, tulczyńską, łańcucką i krzeszowicką.

Herb Pilawa | Fot. Poznaniak (CC A-S 2.5, Wikipedia)

Przełomowy w historii rodu okazał się XVI wiek. Wówczas ze średnio zamożnej szlachty awansowali do grona możnowładców. Pierwszym z rodu, który osiągnął godność senatorską, był Jakub (1554–1613), wojewoda bracławski. Swoją karierę zawdzięczał kanclerzowi i hetmanowi wielkiemu Janowi Zamoyskiemu, pod którego rozkazami walczył z Moskwą w Inflantach i przeciw arcyksięciu Maksymilianowi Habsburgowi pod Byczyną. Po śmierci hetmana Zamoyskiego nadal służył wiernie Zygmuntowi III Wazie, opowiadając się po stronie monarchy przeciw Mikołajowi Zebrzydowskiemu. Jakub wspomagany przez brata Jana Potockiego (ok. 1551–1611) walnie przyczynił się do klęski rokoszan pod Guzowem. Król w dowód wdzięczności mianował go wojewodą bracławskim. Zachęcony tym awansem, u boku hetmana Stanisława Żółkiewskiego wziął udział w oblężeniu Smoleńska, gdzie zmarł z trudów wojennych.

W tym samym okresie Potoccy zbudowali swoją potęgę materialną na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej, kolonizując Kijowszczyznę, ziemię halicką oraz województwa: bełskie, ruskie, podolskie i bracławskie. Syn podkomorzego halickiego Jakuba, Mikołaj Potocki (1517/1520–1572), starosta kamieniecki i zarządca twierdzy w Kamieńcu Podolskim, na gruntach wsi Zahajpole założył miasto Złoty Potok, które stało się kresowym gniazdem rodu. Z niego wywodziło się wielu senatorów, znakomitych dowódców (czterech hetmanów wielkich i jeden polny), polityków i dyplomatów, mecenasów i twórców kultury oraz uczonych. Śladem ich działalności są założone przez nich miasta (Złoty Potok, Stanisławów, Krystynopol, Józefów) i osady oraz wspaniałe rezydencje, jak Radzyń Podlaski, Łańcut, Krzeszowice, Jabłonna, Wilanów, Niemirów, Peczera nad Bohem, Pomorzany nad Złotą Lipą, Monasterzyska nad Koropcem, pałac we Lwowie, Antoninach nad Ikopatią, Tulczynie i słynna Zofiówka na Ukrainie. A także fundacje religijne, m.in. Leżajsk, Teplik (klasztor sióstr miłosierdzia), Horodenka (kościół i klasztor misjonarzy) i Poczajów na Wzgórzach Krzemienieckich, nazywany „ruską Częstochową”.

Na uwagę zasługuje mecenat prymasa Teodora Potockiego, przy którego pomocy powiększono kościół i klasztor Bernardynów w Stoczku Warmińskim. Wzniósł on również kościół i prawdopodobnie klasztor Bernardynów w Kiwitach. Fundował częściowo kościół w Chruścielu. Restaurował zamki w Lubawie, Lidzbarku i w Reszlu. Jednak jego największym dziełem była kaplica grobowa w katedrze gnieźnieńskiej.

Z kolei działalność fundacyjna Aleksandry (1818–1892) i Augusta (1806–1867) Potockich z Wilanowa doczekała się nawet osobnego opracowania monograficznego. Niestety większość założeń architektonicznych (i ich wyposażenie) nie przetrwała do naszych czasów, chociaż nie było miasta Rzeczpospolitej, w którym nie znajdowałaby się ich siedziba lub nawet kilka, m.in. w Krakowie (Pod Baranami), w Warszawie, Wilnie, Lwowie i Lublinie. Z racji swoich rozległych interesów mieli rezydencje także za granicą: we Francji, Austrii, Rosji (w Petersburgu) i Anglii.

Jednak bieg wydarzeń, które doprowadziły do upadku Rzeczpospolitej, nie pozwolił im przekazać tego dziedzictwa następcom. Cały majątek Potockich – pałace, wille, obrazy, posągi, klejnoty, meble, książki i rękopisy, ogromne kolekcje dzieł sztuki, zbierane przez wszystkie pokolenia ich przodków, zamiast być dostępne ku pożytkowi i radości obywateli Rzeczpospolitej (jak to było w przypadku Wilanowa) – uległ rozproszeniu i dostał się w ręce obcych, najczęściej zaborców.

Grabieżcy nie uszanowali nawet szczątków doczesnych właścicieli. Gdy w październiku 1945 r. zamknięto buczacki kościół parafialny i zamieniono go na kotłownię miejską, przystąpiono do dewastacji tego ośrodka dóbr starosty kaniowskiego Mikołaja Bazylego Potockiego, pod którego patronatem działał warsztat Bernarda Meretyna (zm. 1759) i J. Pensla. Artyści ci wykonali m.in. monumentalne figury św. Jana Nepomucena (1750) i Matki Bożej Niepokalanej (1751), poważnie uszkodzone po zajęciu miasta przez Rosjan. Z Kaplicy Męki Pańskiej usunięto urny z sercami synów kasztelana lwowskiego Józefa (ok. 1695–1764), Kajetana (kanonika krakowskiego i gnieźnieńskiego) i Pawła (kanonika łuckiego) Potockich, które po profanacji trafiły do muzeum w Tarnopolu. Los serc podzieliły pozostałe szczątki Pilawitów, które wrzucono do masowego grobu na cmentarzu parafialnym.

Stanisław Rewera Potocki | Fot. Wikipedia

Potoccy wraz z wzrostem zasług i zamożności sięgali po coraz wyższe urzędy dygnitarskie. Pierwszym w rodzie hetmanem wielkim koronnym został syn Jakuba Mikołaj (zm. 1651 r.), który okrył się chwałą pod Cecorą, gdzie do końca towarzyszył Stanisławowi Żółkiewskiemu i dostał się do niewoli tureckiej. Pod Korsuniem doznał dotkliwej porażki i został tatarskim jeńcem. Pod Beresteczkiem zrehabilitował się, przyczyniając się do klęski Bohdana Chmielnickiego.

Jednak największą legendą i chlubą rodu stał się Stanisław Rewera Potocki, który niemal osiemdziesiąt lat przepędził w obozach wojskowych i na wyprawach wojennych.

Syn kasztelana kamienieckiego Andrzeja i Zofii Piaseckiej, po kądzieli wnuk sławnego wojownika, którego Tatarzy powiesili na haku. Sztuki wojennej i dowodzenia uczył się od najlepszych, pod których rozkazami służył: od Stanisława Żółkiewskiego, Karola Chodkiewicza i Stanisława Koniecpolskiego. Bił się z Turkami i Tatarami pod Chocimiem i Cecorą, brał udział w wyprawie przeciw Kantymirowi-paszy i przeciw Szwedom. Na jego szlaku bitewnym znalazły się: Niedźwiedzie Łozy, Borowica, Chmielnik, Studziennica, Zborów, Zbaraż (gdzie uratował króla Jana Kazimierza) i Beresteczko. Owocem tych zmagań z Turkami, Tatarami i Kozakami było 137 zdobycznych chorągwi, które na sejmie w 1661 r. złożył u stóp królewskiego tronu.

To Rewerze, według przekazów, ubogi chłop wręczył żelazną buławę pod Lwowem w chwili, gdy Potocki zamierzał zrezygnować z dalszej kariery wojskowej i zająć się zarządzaniem własnym majątkiem. Ten ważny symbol władzy wojskowej miał on wyorać na swoim polu. Pod wpływem tego wydarzenia Rewera zmienił zdanie i resztę życia spędził wojując z wszystkimi wrogami Rzeczpospolitej, za co nagrodzono go buławą wielką.

Legendę rodu wielkiego hetmana utrwalali współcześni poeci i pisarze panegiryści, jak ksiądz Franciszek Niewęgłowski w Festum Crucis Potocianae, a później artyści, m.in. Józef Brandt w obrazie Stanisław Rewera Potocki pod Beresteczkiem oraz Juliusz Kossak w portrecie Hetman Rewera na białym arabie i w scenie Stanisław Rewera Potocki przyjmuje wyoraną buławę.

W ślady ojca poszli jego synowie. Starszy Andrzej walczył pod Zborowem, Beresteczkiem, Glinianami, Cudnowem, a w okresie potopu służył pod Stefanem Czarnieckim. Brał udział w wyprawie chocimskiej Jana Sobieskiego, który już jako król nadał mu urząd hetmański – „mniejszą buławę”. Również jego młodszy brat Feliks Kazimierz wiernie służył Janowi III, uczestnicząc w wyprawie wiedeńskiej i chwalebnie dowodząc w bitwie pod Parkanami. Już jako hetman w 1698 r. rozgromił Tatarów pod Podhajcami.

Legendą rodu był także starosta halicki i kołomyjski, rotmistrz i pułkownik jazdy Stanisław Potocki, którego krótkie życie obfitowało w niezwykłe wydarzenia. Jedno z nich uwiecznił w akwaforcie Romain de Hooghe. Stanisław Potocki w 1680 r. pod Brukselą ocalał z rozbitego okrętu, wioząc z Rzymu podarowane przez papieża relikwie św. Wincentego. Niestety trzy lata później zginął w bitwie pod Wiedniem, gdy na czele 86 pancernych razem ze stryjem Feliksem Kazimierzem wykonał rozpoznawczą szarżę na obóz turecki. Według tradycji rodzinnej poniósł śmierć, gdy ratował życie bliskiego krewnego. Ciało bohatera sprowadzono do rodzinnego Stanisławowa, a urna z sercem została w Wiedniu.

Teodor Potocki 1664-1738 | Fot. Wikipedia

Wydarzenie to upamiętniła tablica epitafijna poświęcona Stanisławowi Potockiemu wmurowana w ścianę kościoła Franciszkanów przy Franziskanerplatz. Fakty te były powszechnie znane m.in. dzięki panegirykowi Wojciecha Kazimierza Lesiowskiego Monumenta Triumphale Coronatis, wydanemu w 1684 r. w Krakowie, który sławił cudowne ocalenie Potockiego pod Brukselą i świetność całego rodu Pilawitów.

Obok wojskowych urzędów Potoccy piastowali wysokie godności kościelne. Najbłyskotliwsza kariera stała się udziałem przedstawiciela Złotej Pilawy Teodora (1664–1738), który dostąpił zaszczytu piastowania tytułu prymasa Polski. Dumny z przeszłości rodu i jego koligacji, kazał sobie wyryć na nagrobku: „po babce Mohilance, hospodarównie multańskiej, sięga cesarzów greckich, po matce Sołtykównie carów moskiewskich, a po obu rozciąga się do królów francuskich i polskich”.

W 1777 r. Wincenty Potocki, podkomorzy wielki koronny, został wyróżniony przez cesarza Józefa II tytułem książęcym. Natomiast w XIX wieku przedstawiciele wszystkich gałęzi rodu otrzymali tytuły hrabiowskie. Ich dobra znajdowały się na obszarze Rosji, Ukrainy, Galicji, Węgier i Moraw. Do nich należały liczne posiadłości w Wilnie oraz w powiecie wiłkomirskim i wileńskim.

Potoccy mieli także swój udział w polskich walkach niepodległościowych. Uczestnikiem powstania kościuszkowskiego i adiutantem księcia Józefa Poniatowskiego w armii doby Księstwa Warszawskiego był Stanisław (1778–1830), reprezentujący linię prymasowską, czyli tzw. Złotą Pilawę. Wyróżnił się on w kampanii 1809 r. w walkach o Zamość i Sandomierz. W noc listopadową 1830 r., podobnie jak większość generalicji o rodowodzie napoleońskim, próbował przeciwstawić się zrewoltowanym młodszym oficerom i został zastrzelony przez podchorążych.

Z kolei w kancelarii wileńskiego gubernatora wojskowego 15 maja 1851 r. zanotowano: „W 1831 r. odszedł z powstańcami za granicę Królestwa Polskiego hrabia Maurycy Potocki, syn obersztallmajstra hrabiego Aleksandra Potockiego, a ponieważ nie skorzystał on z darowanego w 1832 r. powszechnego przebaczenia, ogłoszony został za wygnańca z konfiskatą jego majątku. Obecnie wspomniany Maurycy Potocki na mocy zezwolenia carskiego wrócił z zagranicy, został przebaczony i pozostawiony na wolności”.

W kwietniu 1832 r. hrabiemu Leonowi Potockiemu za udział w „powstaniu polskim” skonfiskowano majątek Pietrowszczyzna w powiecie białostockim. W latach 1839–1840 Senat Rządzący Cesarstwa Rosyjskiego rozpatrywał sprawę konfiskaty na rzecz skarbu państwa majątku Klucz Zakątkowski, który pozostał po śmierci hrabiny Izabeli Potockiej. I jak pisze Jan Ciechanowicz, chociaż sąd w Białymstoku postanowił przekazać majątek Alojzemu Potockiemu, bratu zmarłej, to jednak Grodzieńska Komisja Likwidacyjna uznała, że prawnymi dziedzicami dóbr po swej ciotce powinni być Józef (zm. 1863) i Herman (zm. 1866) Potoccy, znajdujący się aktualnie na wychodźstwie we Francji ze względu na to, że brali udział w powstaniu 1830–1831 r. Fakt ten zadecydował o wywłaszczeniu Potockich z ich majętności.

Potoccy angażowali się także w wydarzenia 1863 r. Finansowo wspierali działania i akcje Hotelu Lambert, którym kierowali książęta Czartoryscy. Pieniądze te były przeznaczane m.in. na zakup broni dla powstańców. Szczególną rolę w tym okresie odgrywała linia łańcucka i krzeszowicka, której przedstawiciele zdominowali życie polityczne Galicji. Adam (1822–1872), właściciel Krzeszowic, był konserwatystą i jednym z przywódców obozu stańczyków, ponadto współzałożycielem krakowskiego „Czasu”. Czynnie popierał program autonomii Galicji.

Równie zaszczytne urzędy piastował jego syn Andrzej (1861–1908), marszałek krajowy, a potem namiestnik Galicji. Jeszcze bardziej eksponowane stanowisko zajmował Alfred Józef Potocki (1822–1889), minister i premier austriacki, marszałek krajowy i namiestnik Galicji, którego wnuk Alfred Antoni (1886–1958), ostatni ordynat łańcucki, na konferencji pokojowej w Paryżu zamykającej I wojnę światową reprezentował konserwatystów galicyjskich.

Natomiast podczas wojny Potoccy wspierali finansowo we Francji akcję gen. Józefa Hallera i jego „Błękitną Armię”. Józef Mikołaj Potocki z Antonin dał ze swoich stadnin 600 koni na potrzeby 2 Pułku Ułanów, który sformował się w Antoninach i wszedł w skład polskiego I Korpusu gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego.

Jadalnia wielka pałacu Potockich w Łańcucie | Fot. Piotrus (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Po odzyskaniu niepodległości w okresie II Rzeczpospolitej brat Alfreda Antoniego, Jerzy Potocki (1889–1961) z Pomorzan, syn III Ordynata na Łańcucie, był dyplomatą i pełnił obowiązki ambasadora w RP, w Turcji i USA.

Równie aktywny był trzeci z braci, Józef Alfred (1895–1968) z Antonin, charge d`affaires w Portugalii, a następnie ambasador RP w Hiszpanii, twórca sekcji polskiej Radia Madryt.

Z kolei ostatni ordynat łańcucki Alfred Potocki przejął na siebie obowiązek goszczenia w swoim pałacu licznych zagranicznych delegacji rządowych, co było znaczącym obciążeniem jego finansów.

Ostatnią z Pilawitów panią na Wilanowie była Beata Maria Potocka (1896–1988) z Monasterzysk, prawnuczka gen. Antoniego (1780–1850), adiutanta ks. Józefa Poniatowskiego, bohatera spod Smoleńska, Możajska, Czirikowa, Wiaźmy, od 1921 r. żona Adama Branickiego, w czasie okupacji niemieckiej związanego z Armią Krajową.

Oboje małżonkowie prowadzili działalność społeczną i patriotyczną. Finansowali wykup więźniów z Pawiaka, Oświęcimia i innych obozów, a także wspierali tajne nauczanie. W 1945 r. cała rodzina została aresztowana przez NKWD i osadzona w Krasnogorsku pod Moskwą. Współpracy politycznej z Berlinem odmówił także Alfred Antoni Potocki z Łańcuta, który aby uniknąć losu rodziny Beaty Marii z Potockich Branickiej, opuścił kraj w 1944 r. i osiadł na stałe w Wiedniu.

Choć ród Pilawitów od wieków odgrywał w Polsce znaczącą rolę, zadziwia skromna liczba opracowań poświęconych życiu i działalności wielu jego przedstawicieli. Do wyjątków należy zaliczyć m.in. postaci Jana Potockiego (1761–1815) oraz braci Ignacego (1750–1809) i Stanisława Kostki (1755–1821) Potockich, którzy Wilanów zamienili w mauzoleum Jana III Sobieskiego ku chwale polskiego oręża i pamięci minionej świetności Rzeczpospolitej. A przecież osobowość, pasje i losy tych ludzi miały nie raz decydujący wpływ na życie narodu.

Przemilczano ich zasługi dla Kościoła katolickiego (ostoi polskości), a także unickiego jako fundatorów i opiekunów świątyń, szpitali, zakładów dla starców i kalek, darowizny olbrzymich sum na cele dobroczynne i walkę niepodległościową. Potoccy istotną rolę odegrali w życiu społecznym także jako protektorzy artystów, kolekcjonerzy, muzealnicy i twórcy wspaniałych księgozbiorów.

Działalność ta korespondowała z myślą księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, iż „Katolicyzm nie powinien być z miłości Ojczyzny, ale patriotyzm z miłości Boga”. W swoich dobrach zatrudniali samych Polaków, popierali polski przemysł, rolnictwo i handel oraz rodzimą twórczość i rzemiosło. Jak pisze Andrzej Majdowski, Aleksandra z Potockich Potocka (1818–1892) „dbała nawet o to, żeby na jej stole podawano wyłącznie potrawy przyrządzane z produktów krajowych.

Wierząc w zmartwychwstanie Polski, a także widząc, iż dla utrzymania polskości niezbędna jest duża liczba ludzi wykształconych, przekazywała fundusze na utrzymanie kilkunastu studentów Szkoły Głównej, a następnie Uniwersytetu Warszawskiego. Pokrywała też koszty wpisowe wielu studentów i uczniów, a także łożyła poważne sumy na Seminarium Archidiecezjalne w Warszawie oraz na seminarium duchowne w Lublinie i Żytomierzu”.

W 1839 r. pani Augustowa utworzyła fundusz na utrzymanie i edukację 12 dziewcząt przy kościele pw. św. Katarzyny w Petersburgu, który stał się podstawą do powstania szkoły żeńskiej prowadzonej przez zakon dominikanów aż do rewolucji październikowej.

Pałac Potockich w Antoninach na Wołyniu w 1914 r., litografia N. Ordy, domena publiczna, Wikipedia

Wielu przedstawicieli rodu zdobyło uznanie, uchodząc za wzór gospodarności. Antoni Protazy Jacek Potocki (1761–1801), znany jako Prot, był jednym z pierwszych polskich bankierów i przemysłowców oraz prekursorem kapitalizmu. Należał do grona współtwórców Kompani Handlowej Polskiej, która miała umocnić polski handel na Morzu Czarnym. W 1784 r. ułożył wspólnie z Antonim Dzieduszyckim jej statut, a następnie objął kierownictwo. De facto przejął on na siebie jej kapitał i tą decyzją uratował przedsięwzięcie.

Założył port oraz magazyny w Jampolu. Za jego sprawą z Chersonia nad Morzem Czarnym przez Bosfor szły statki z podolskim zbożem do zachodniej Europy. W 1784 r. od brzegów portowych odprawiono pięć polskich okrętów: „Polska”, „Podole”, „Jampol”, „Św. Prot” i „Ukraina” do Egiptu i Marsylii. W okresie Sejmu Wielkiego pośredniczył w procedurze pożyczki zaciąganej przez Rzeczpospolitą w Holandii. Ponadto podjął negocjacje w celu uzyskania dla Polski pożyczki w Genui. Równocześnie wyasygnował skarbowi ze swego banku 5 000 000 złp. Pieniądze te były potrzebne m.in. na realizację uchwały sejmowej o 100 tys. armii.

Za dobrego administratora i gospodarza uchodził syn Alfreda Józefa, namiestnika Galicji, Józef Mikołaj Potocki (1862–1922) z Antonin, wnuk księcia Romana Sanguszki, który zasłynął z wielotysięcznej hodowli koni roboczych, koni rasy arabskiej i angloarabskiej sprzedawanych jako materiał zarodowy do najsłynniejszych stadnin w całej Europie. W swoich rozległych dobrach (63 tys. ha) dokończył uwłaszczenie chłopów, meliorował folwarki, zakładał stawy rybne i plantacje buraka cukrowego. W Antoninie i Piszczowie posiadał własne stacje hodowli roślin. W oparciu o własne zasoby stworzył nowoczesny przemysł przetwórczy, na który składały się cukrownie, gorzelnie, fabryki sukna i młyny.

Jego aktywność gospodarcza zaowocowała powstaniem wielu tysięcy miejsc pracy dla miejscowej ludności. Dbał o warunki zatrudnienia i jakość życia swoich robotników. W Szepetówce rozbudował uzdrowisko antyreumatyczne i ustanowił opiekę lekarską, z której korzystali jego pracownicy. Ponadto utworzył fundusz emerytalny dla robotników oraz wspierał rozwój lokalnego szkolnictwa podstawowego i zawodowego. Jak pisze Józef Długosz, budował także szkoły rzemieślnicze, m.in. w Krzemieńczugach i Piszczowie.

F. Amerling, Aleksandra z Potockich Potocka 1818-1892 (domena publiczna, Wikipedia)

Aby powiększyć swój kapitał obrotowy i inwestować w kraju, sprzedał swoje udziały kopalń złota w Afryce Południowej. Za zgodą cara Mikołaja II zyskał koncesję dla utworzonego Towarzystwa Akcyjnego Kolei Podolskiej i zbudował linię Korosteń – Kamieniec Podolski łączącą poprzez linie boczne Polesie, Wołyń, Podole i Kijowszczyznę. Zabiegał o powrót do Warszawy Marii Skłodowskiej-Curie, dla której rezerwował kierownictwo projektowanego laboratorium radiologicznego. Ponadto był podróżnikiem, kolekcjonerem i badaczem zainteresowanym odkryciami geograficznymi, etnograficznymi i przyrodniczymi. Łożył duże sumy na Warszawskie Towarzystwo Naukowe i polskie periodyki. Z Józefem Mikołajem Potockim jako finansistą liczono się zarówno w Petersburgu, Paryżu jak i Londynie. Car Mikołaj II widział w nim „najlepszego rolnika” imperium Romanowów.

Równie aktywne bywały także kobiety z rodu Potockich. Aleksandra Potocka była zaangażowana w działalność Towarzystwa Rolniczego. W Wilanowie założyła pierwszą w Królestwie Polskim fermę drobiu. „Za wyhodowany przez siebie drób oraz bydło otrzymywała na wystawach rolniczych medale i listy pochwalne”. O jej osiągnięciach hodowlanych pisywała m.in. „Gazeta Rolnicza i Handlowa”.

Pilawici, od stuleci związani z dziejami Rzeczpospolitej, zasłużyli na pamięć. I chociaż, jak zauważyła Anna Konstantowa Potocka, w tym łańcuchu pokoleń ,,byli ludzie wielcy i mali, dobrzy i źli, jak wszędzie na świecie, lecz na tym, kto nosi nazwisko Potocki, spoczywa obowiązek szanowania tego historycznego nazwiska i starania się być szlachetnym człowiekiem, służenia sercem Ludziom, Bogu i Ojczyźnie”.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Potoccy herbu Pilawa” znajduje się na s. 8 i 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Potoccy herbu Pilawa” na s. 8 i 9 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego