Ludzkie działanie nadaje sens historii, a historycy są nie tyle posiadaczami prawdy, co jej poszukiwaczami.

Czy w ówczesnej polityce było pełno nieporozumień, krótkowzroczności i marnotrawstwa sił i krwi narodu, czy może raczej sporo rozsądku i racjonalnego dostosowania się do istniejących warunków?

Zdzisław Janeczek

Jeden z najnowszych tomów renomowanego wydawnictwa Arcana, zatytułowany Czy historycy piszą prawdę?, zawiera zbiór rozproszonych tekstów prof. zw. Instytutu Historii PAN Władysława Zajewskiego – znanego badacza dziejów powstań narodowych i dyplomacji europejskiej XIX wieku oraz autora wyśmienitej biografii twórcy hymnu narodowego Józefa Wybickiego. (…)

Warto także podkreślić, iż W. Zajewski nie należy do grona „oświeconych” admiratorów Stanisława Augusta Poniatowskiego i jego politycznej filozofii „mniejszego zła”. Historyk ten jednoznacznie opowiada się po stronie swojego bohatera Józefa Wybickiego, który najchętniej przedstawiał się jako pułkownik konfederacji barskiej, mimo iż Tadeusz Kościuszko w lipcu 1794 r. nadał mu rangę generała-majora milicji ziemiańskiej. W. Zajewski na wielu stronach książki wytyka ostatniemu monarsze popełnione grzechy i błędy polityczne. Zaprezentowany w tomie zbiór tekstów stanowi poważny wkład w znajomość problematyki niepodległościowej XIX stulecia. (…)

W. Zajewski walczy z wszelkimi przejawami oportunizmu, kapitulanctwa, kunktatorstwa, zdrady narodowej i broni sensu wielkich zrywów niepodległościowych, od konfederacji barskiej po powstanie 1863 roku. Aprobuje różne nurty ruchów dobijających się o suwerenność dla Rzeczypospolitej. W kręgu jego dociekań znaleźli się bohaterowie konfederacji barskiej, wojny w obronie Konstytucji 3 maja, powstań 1794, 1830/1831 i 1863 roku.

Z dużą dociekliwością śledził dokonania reformatorów Sejmu Czteroletniego, Józefa Wybickiego (w kontekście napoleońskiej idei „Jednej Europy”), Michała Ogińskiego, Tadeusza Kościuszki, Joachima Lelewela i księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Opowiada się jednoznacznie po stronie szermierzy wolności zarówno w wymiarze indywidualnym, jak narodowym, społecznym i politycznym.

Zwraca uwagę na trudny dylemat, przed jakim postawiono Polaków po 1815 r.: czy mają się „bogacić i cywilizować”, czy też „wybrać niepodległość i konflikt z Rosją”. Wybór rodaków tłumaczył oceną markiza Astolphe`a de Custine`a, iż nie mogą obok siebie istnieć dwa systemy: despotyczny i konstytucyjny. Rozumiał także determinację wschodniego sąsiada, który bez zdominowanej Polski w granicach sprzed 1772 r. „znikał z Europy”.

Zawsze był zdecydowanym przeciwnikiem „fałszywej świadomości historycznej, budowanej na filozofii marksistowskiej”, która jawi mu się w postaci „zatrutego czadu” minionej epoki. Bezkompromisowo rozprawia się z marksistowskim mitem rewolucji. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Czy historycy mówią prawdę?” znajduje się na ss. 8 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Czy historycy mówią prawdę?” na ss. 8 i 9 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Odsłonięcie pomnika Witolda Pileckiego. Jest to postać, która dokonała czynów na miarę greckiego króla Sparty Leonidasa

Rotmistrz Witold Pilecki jest przez historiografię brytyjską zaliczany w poczet największych bohaterów II wojny światowej. Cechowała go odwaga i hart ducha niedostępny zwykłym ludziom.

Zdzisław Janeczek

Rotmistrz Witold Pilecki (1901–1948), bo o nim tu mowa, był oficerem kawalerii Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej, żołnierzem Armii Krajowej, ochotnikiem do KL Auschwitz i organizatorem obozowego ruchu oporu. Ponadto – autorem raportów o Holokauście, tzw. Raportów Pileckiego, uczestnikiem powstania warszawskiego (Reduta Witolda), jeńcem obozów w Lamsdorf i Murnau, wreszcie żołnierzem II Korpusu we Włoszech, dowodzonego przez gen. Władysława Andersa.

Oskarżony i skazany przez władze komunistyczne Polski Ludowej na karę śmierci, został stracony w mokotowskim więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie 25 V 1948 r. i pochowany w bezimiennej mogile na powązkowskiej Łączce. Oskarżenie anulowano dopiero w 1990 roku. (…)

Niestety do dziś bohater nie ma swojej mogiły; zadbali o to jego prześladowcy. Z powierzchni ziemi starto także jego dom rodzinny – stary dwór w Sukurczach – zacierając najmniejsze po nim ślady.

Projekt Jacka Kicińskiego, wyróżniony spośród ponad 40 nadesłanych prac, otrzymał pierwszą nagrodę za: „udane wpisanie się w kontekst miejsca za pomocą czystej, geometrycznej formy i klarownej kompozycji upamiętnienia”. (…)

Pomnik Witolda Pileckiego ukazuje go jako jednego z żołnierzy wyklętych, broniących nawet za cenę życia takich wartości, jak wolność, honor i godność człowieka. Nieprzypadkowo historycy zaliczyli go w poczet sześciu najwybitniejszych twórców europejskiego ruchu oporu.

Monument ma formę pękniętego, kamiennego bloku, z którego wyłania się pełna dynamiki i heroizmu postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Sześcienny blok jest symbolem zniewolenia, Pilecki niczym antyczny heros rozrywa powłokę kamiennego bloku i wychodzi zwycięsko z tych prometejskich zmagań. Jednak w przeciwieństwie do tytana Prometeusza, nasz bohater nie był w swojej walce osamotniony.

Ostateczne zwycięstwo, wyrażone pękającą sześcienną bryłą, jest dziełem zbiorowym, dokonującym się w określonym czasie. Unicestwienie zniewalającej powłoki nie następuje w jednej chwili, najpierw pojawiają się pęknięcia i rysy. Jest to dzieło ukazanych w sposób symboliczny na jednej ze ścian tysięcy anonimowych żołnierzy polskiego Państwa Podziemnego, ofiar dwóch systemów totalitarnych nękających ich Ojczyznę.

Tak więc postać Witolda Pileckiego wyłania się z pękniętego kamienia tak samo, jak prawda o nim, która została ujawniona po upływie czterdziestu lat od jego męczeńskiej śmierci, w chwili upadku komunistycznego reżimu.

Warto także zwrócić uwagę na aspekt architektoniczny. Nieskomplikowana bryła pomnika rozpoznawalna jest w miejscu przeznaczenia, na pasie zielonym w Alei Wojska Polskiego, w otoczeniu zabudowań równie geometrycznych. Stwarza wrażenie, jakby istniała tam od zawsze. Idealnie wpisuje się w otoczenie. (…)

Odsłonięcie zaplanowano na 13 V br., tj. w 116. rocznicę urodzin bohatera. Lokalizacja monumentu nawiązuje do (kamienicy nr 40, gdzie było mieszkanie jego szwagierki Eleonory Ostrowskiej) miejsca, w którym rotmistrz Witold Pilecki w 1940 r. dołączył do łapanki, żeby znaleźć się wśród osób wywiezionych do obozu KL Auschwitz.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Pomnik Niezłomnego Żołnierza” znajduje się na ss. 6-7 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Pomnik Niezłomnego Żołnierza” na ss. 6-7 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier Wnet” 37/2017, Zdzisław Janeczek: Powrót Bohatera. W Warszawie odsłonięto pomnik rtm. Witolda Pileckiego

Rotmistrz Witold Pilecki jest przez historiografię brytyjską zaliczany w poczet największych bohaterów II wojny światowej. Cechowała go odwaga i hart ducha niedostępny zwykłym ludziom.

Zdzisław Janeczek

Pomnik Niezłomnego Żołnierza

Wstęp

W czasach, w których pisze się o „Niewoli bez kajdan”[i] i „Rozbiorach bez zmiany granic”[ii], a „próby wygaszania Polski we wszystkich dziedzinach nie pozostały niezauważone”[iii], przypomnienie sylwetki tego żołnierza ma wyjątkowe znaczenie dla jego rodaków. Jest on postacią, która dokonała czynów na miarę greckiego króla Sparty – Leonidasa.

Rotmistrz Witold Pilecki (1901–1948), bo o nim tu mowa, był oficerem kawalerii Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej, żołnierzem Armii Krajowej, ochotnikiem do KL Auschwitz i organizatorem obozowego ruchu oporu. Ponadto – autorem raportów o Holokauście, tzw. Raportów Pileckiego, uczestnikiem powstania warszawskiego (Reduta Witolda), jeńcem obozów w Lamsdorf i Murnau, wreszcie żołnierzem II Korpusu we Włoszech, dowodzonego przez gen. Władysława Andersa.

Oskarżony i skazany przez władze komunistyczne Polski Ludowej na karę śmierci, został stracony w mokotowskim więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie 25 V 1948 r. i pochowany w bezimiennej mogile na powązkowskiej Łączce. Oskarżenie anulowano dopiero w 1990 roku.

Pośmiertnie, z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w 2006 r. otrzymał Order Orła Białego, a w 2013 r. został awansowany do stopnia pułkownika. Rotmistrz W. Pilecki jest przez historiografię brytyjską zaliczany w poczet największych bohaterów II wojny światowej. Cechowała go odwaga i hart ducha niedostępny zwykłym ludziom. Rotmistrzowi Pileckiemu należne są więc słowa wieszcza Adama Mickiewicza zawarte w wierszu Do Matki Polki, „o synu wyzwanym do boju bez chwały”:

Wyzwanie przyśle mu szpieg nieznajomy,
Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny,
A placem boju będzie dół kryjomy,
A wyrok o nim wyda wróg potężny.

Zwyciężonemu za pomnik grobowy
Zostaną suche drewna szubienicy,
Za całą sławę krótki płacz kobiecy
I długie nocne rodaków rozmowy.

Nazwisko bohatera zaczęto nadawać szkołom, pojawiły się też inicjatywy upamiętnienia tej postaci w formie pomników i tablic. Niestety do dziś bohater nie ma swojej mogiły; zadbali o to jego prześladowcy. Z powierzchni ziemi starto także jego dom rodzinny – stary dwór w Sukurczach – zacierając najmniejsze po nim ślady. Jednak takich jak on, którzy na zawsze mieli zniknąć z życia i dziejów kraju, przywołuje poeta Jarosław Rymkiewicz. Grzebie we wnętrznościach historii, wydobywa z grobów niepamięci na powierzchnię i daje im nowe życie.

Fot. z archiwum autora

Tam jeszcze – słyszysz – mówią nasi bracia mili
Polaku powiedz Polsce żeśmy tutaj zgnili

Że tutaj na reducie gdzieście nas chowali
Czekamy na tę chwilę gdy się lont zapali

Patrz jak te czarne liście biją o mogiłę
Jak się kruszą jak gniją nasze kości miłe

Jak się kruszą pękają nasze orły szare
Te czaszki które Bóg miał przyjąć na ofiarę

Jeśli jesteś Polakiem nie mów ani słowa
Patrz toczy się wśród liści twoja głowa

Patrz wśród tych czarnych liści twoje serce gnije
A kto by wieniec wić chciał to niech z czaszek wije

Z tych skrzydeł które nasze orły pogubiły
Z krzyży co choć złamane strzegą nam mogiły

Aż przyjdzie dzień Te groby znowu się otworzą
Wejdziemy na ten cmentarz pod ojczystą zorzą

I Ordon weźmie w dłonie szablę połamaną
A z tych grobów to wtedy czyi zmarli wstaną

Konkurs, jak upamiętnić Rycerza Najjaśniejszej Rzeczpospolitej

Do utrwalenia i rozpropagowania wartości wyznawanych przez pokolenie Żołnierzy Niezłomnych przyczynił się także Jacek Kiciński junior, autor pomnika Wawrzyńca Hajdy w Piekarach i zwycięzca konkursu na pomnik rotmistrza Witolda Pileckiego w Warszawie. Młody artysta nie tylko z powodzeniem kontynuuje tematykę sakralną, tak ważną w twórczości jego ojca Mirosława Kicińskiego. Rzeźbę postaci Wawrzyńca Hajdy dłuta Jacka Kicińskiego należy zaliczyć do prac, które przyciągają uwagę publiczności i stają się ikonami narodowych krajobrazów kulturowych. Emocjonalność autora zmierzającego do nakreślenia „portretu duszy” śląskiego Wernyhory znalazła ujście w dziele, naznaczonym delikatną ekspresją uczuć i ciekawą fakturą powierzchni. Kiciński, zafascynowany mocą duchową, bogactwem wewnętrznego życia Hajdy i jego zmaganiami z ułomnościami ciała, uwiecznił te cechy. Na podobną ocenę zasługuje pomnik rotmistrza Pileckiego, który stanął na Żoliborzu.

Myśl o jego powstaniu zainicjowało cztery lata temu Stowarzyszenie Młodzi dla Polski. W marcu 2014 r. Rada Warszawy poparła inicjatywę Stowarzyszenia, które w tej sprawie reprezentował Mateusz Parys. Jednogłośnie przyjęto uchwałę zobowiązującą stołeczny ratusz do wykonania pomnika. O jego autorstwie miał rozstrzygnąć ogólnopolski konkurs. Monument miano sfinansować ze środków budżetu miasta. Koszt całkowity przedsięwzięcia obliczono na blisko 1,5 mln złotych.

W dniach 3–4 XII 2014 r. zwołano sąd konkursowy w składzie: przewodniczący Marek Mikos, Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego, sędzia referent Jacek Kucaba, Związek Polskich Artystów Plastyków, Krzysztof Bugla, Urząd Dzielnicy Żoliborz, Ewa Janus, Związek Polskich Artystów Plastyków, Dorota Optułowicz, Mc Quaid Akademia Sztuk Pięknych – Warszawa / Rodzina, Mateusz Parys, Stowarzyszenie Młodzi dla Polski, Andrzej Pilecki, Rodzina, Adam Siwek, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Wojciech Wagner, Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego, i Mariola Wawrzusiak, Akademia Sztuk Pięknych – Kraków.

Projekt Jacka Kicińskiego, wyróżniony spośród ponad 40 nadesłanych prac, otrzymał pierwszą nagrodę za: „udane wpisanie się w kontekst miejsca za pomocą czystej, geometrycznej formy i klarownej kompozycji upamiętnienia”. Jak oceniło jury: „Jednolita bryła, przełamana ekspresyjnym elementem rzeźbiarskim, posiada z jednej strony wymiar monumentalny, z drugiej zaś jest naturalnym nośnikiem przekazu informacyjnego, który dzięki starannemu opracowaniu wzmacnia siłę wyrazu całej kompozycji”. I tym razem artysta z dużym wyczuciem sportretował postać niezwykłą, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Wawrzyńca Hajdy. Równocześnie pokazał widzowi, że Polaków stać na wielkie czyny!

Realizacja projektu artystycznego

Pomnik Witolda Pileckiego ukazuje go jako jednego z żołnierzy wyklętych, broniących nawet za cenę życia takich wartości, jak wolność, honor i godność człowieka. Nieprzypadkowo historycy zaliczyli go w poczet sześciu najwybitniejszych twórców europejskiego ruchu oporu.

Monument ma formę pękniętego, kamiennego bloku, z którego wyłania się pełna dynamiki i heroizmu postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Sześcienny blok jest symbolem zniewolenia, Pilecki niczym antyczny heros rozrywa powłokę kamiennego bloku i wychodzi zwycięsko z tych prometejskich zmagań. Jednak w przeciwieństwie do tytana Prometeusza, nasz bohater nie był w swojej walce osamotniony.

Ostateczne zwycięstwo, wyrażone pękającą sześcienną bryłą, jest dziełem zbiorowym, dokonującym się w określonym czasie. Unicestwienie zniewalającej powłoki nie następuje w jednej chwili, najpierw pojawiają się pęknięcia i rysy. Jest to dzieło ukazanych w sposób symboliczny na jednej ze ścian tysięcy anonimowych żołnierzy polskiego Państwa Podziemnego, ofiar dwóch systemów totalitarnych nękających ich Ojczyznę. Tak więc postać Witolda Pileckiego wyłania się z pękniętego kamienia tak samo, jak prawda o nim, która została ujawniona po upływie czterdziestu lat od jego męczeńskiej śmierci, w chwili upadku komunistycznego reżimu.

Poza przedstawieniem figuralnym Witolda Pileckiego pojawiają się horyzontalnie ułożone postaci na ścianie z tekstem, na pozór abstrakcyjne formy. Są one bezpośrednim nawiązaniem do obrazów z obozów zagłady, symbolem upodlenia i wyniszczenia. Natomiast wertykalne postaci ustawione rytmicznie, acz nieregularnie, to anonimowe ofiary reżimów, które podobnie jak bohater rotmistrz Witold Pilecki trwają w walce o świat wartości; egzystując w bólu i cierpieniu, podążają ku prawdzie. Ta prawda przedziera się przez szczelinę w bloku, wyłania się z mroków zakłamania i zbrodni komunistycznych decydentów. Uosobieniem tej prawdy jest sam rotmistrz Witold Pilecki, nie wyidealizowany stalowy rycerz, lecz wciąż żywy, jak prawda o nim samym. Wybrane fragmenty mogą nam kojarzyć się nawet z Guernicą Pabla Picassa.

Warto także zwrócić uwagę na aspekt architektoniczny. Nieskomplikowana bryła pomnika rozpoznawalna jest w miejscu przeznaczenia, na pasie zielonym w Alei Wojska Polskiego, w otoczeniu zabudowań równie geometrycznych. Stwarza wrażenie, jakby istniała tam od zawsze. Idealnie wpisuje się w otoczenie.

Prof. Jan Żaryn podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Witolda Pileckiego | Fot. Z. Janeczek

Należy również wspomnieć, iż koncepcja artystyczna i techniczna realizacja projektu zostały dostosowane do warunków zawartych w Regulaminie konkursu. Jacek Kiciński jako autor projektu w jego opracowaniu od strony architektonicznej i technicznej korzystał z wiedzy i umiejętności architekta Rafała Stachowicza. Po wspólnych ustaleniach przyjął on, iż „sześcian” zostanie wykonany z granitowych płyt mocowanych za pomocą wieszaków systemowych do wcześniej wymurowanych ścian nośnych. Rzeźba postaci Witolda Pileckiego zostanie zaś odlana z brązu metodą traconego wosku. Alternatywnym rozwiązaniem mogło być wykonanie bryły pomnika z betonu architektonicznego jako monolitycznego odlewu.

Zagospodarowanie terenu otaczającego pomnik zaprojektowane zostało jako plac o wymiarach 13 x 15m. Posadzka placu została wyłożona płytami z grafitowego granitu o wymiarze 1 x 1m. Elementami małej architektury placu miały być granitowe/betonowe siedziska. Oświetlenie placu i pomnika uzyskano za pomocą punktów oświetlenia kierunkowego zlokalizowanych na obrysie placu oraz opraw montowanych w posadzce po obrysie pomnika.

Podczas prac nad pomnikiem pracownię artysty odwiedziła córka rotmistrza, Zofia Pilecka-Optułowicz, która dorobiła do dzieła J. Kicińskiego własną legendę i interpretację. Wyrazem oswojenia z dziełem sztuki była jej wypowiedź: „Dziś nawet jestem zadowolona z tego, że jest on taki nietypowy. Tłumaczę go sobie następująco: Witold Pilecki wychodzi z czeluści do żywych, patrzy, czy coś dobrego się w Polsce dzieje, czy szkoły jego imienia funkcjonują jak trzeba”.

Słowo o autorze dzieła

Jacek Kiciński urodził się 14 II 1966 r. w Częstochowie. Jego ojcem był artysta rzeźbiarz Mirosław Kiciński (1943–2002). Jest absolwentem PLSP w Katowicach (1981–86) i PWSSP w Gdańsku 1987–92. Dyplom uzyskał na wydziale rzeźby w pracowni prof. Edwarda Sitka w 1993 r. Zajmuje się rzeźbą sakralną, monumentalną, portretową oraz kameralną, realizując swoje prace w brązie, drewnie, sztucznych tworzywach, piaskowcu, granicie oraz innych opracowanych przez siebie technologiach. Prowadzi firmę „MORFES” s.c. Rzeźba i Architektura Wnętrz, która realizuje często duże inwestycje od projektu do montażu w miejscu docelowym.

Jego prace znajdują się w zbiorach prywatnych w kraju i za granicą. Od 1999 r. do 2016 r. pracował jako pedagog w Zespole Sztuk Plastycznych w Katowicach, prowadząc pracownie rzeźby w metalu. Nie można pominąć faktu, iż dorastał w pracowni ojca Mirosława Kicińskiego, z którym wykonał kilka znaczących prac.

Fot. Z. Janeczek

Wystawy indywidualne: Gdańska Galeria Rzeźby „ZAR” ’93 r.; Galeria „Triada”, Sopot ’93 r.; Galeria „Po Schodach”, Muzeum Miejskie w Siemianowicach Śl. ’94 r.; Miejska Galeria Sztuki „Extrawagance”, Sosnowiec ’94 r.; Galeria „A”, Starogardzkie Centrum Kultury, Starogard Gdański ’94 r.; udział w innych wystawach i plenerach: „Malarstwo i Rzeźba”– zamek Golub-Dobrzyń ’93 r.(wystawa poplenerowa); „Dyplom 92–93”, Warszawa ’94 r.; „Salon Zimowy” Galeria „ZAR”, Warszawa ’94 r. (srebrny medal); „Młoda Rzeźba Gdańska” – Galeria „ZAR”, Gdańsk ’94 r. (II nagroda); „Danziger Avangarde II”, ratusz w Norderstedt, Hamburg ’94 r.; Galeria „Sophie Edition“ – wystawa po plenerze „Holz Sympozium”, Berlin ’95 r.; udział w międzynarodowym eksperymentalnym projekcie „Kalejdoskop”, Berlin ’95 r.; Galeria ”EL”, „MY i…”, Elbląg ’95 r.; “50-lecie PLSP Katowice”, Śląskie Centrum Kultury, Katowice ’97 r.; „Ogrody Sztuki”, Czeladź ’98 r.; Konkurs na rzeźbę miejską, Czeladź ’98 r. (II nagroda); stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, 2000 r.; Wystawa Prac Pedagogów Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych w Katowicach, 2000 r.; Galeria „Po Schodach”, Muzeum Miejskie w Siemianowicach Śl., wystawa z okazji 75-lecia nadania praw miejskich; „Lengerch’2002” – udział w międzynarodowym plenerze „Trinecke dny umeni”, Trinec, 2003 r.– udział w międzynarodowym rzeźbiarsko-kamieniarskim plenerze „Triennale Rzeźby Sakralnej”, Kraków 2005 r.; Wystawa Prac Pedagogów Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych w Katowicach, 2006 r.; „Śląskie Prezentacje” – Wilno 2006 r.; „Triennale Rzeźby Sakralnej”, Kraków 2008 r.; Zbiorowa wystawa rzeźby środowiska śląskiego galeria „Elektrownia”, 2008 r.; Wystawa Prac Pedagogów Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych w Katowicach, 2011 r.; wystawa z okazji 15-lecia Liceum Plastycznego w Zabrzu, Dom Muzyki i Tańca, 2012 r.

Twórca pomnika Jacek Kiciński (po lewej) przed swoim dziełem. Z prawej autor tekstu | Fot. z archiwum autora

Dzieła rzeźbiarskie: Ma na swoim koncie wiele realizacji świeckich i sakralnych, między innymi: rzeźby w Hotelu Bałtyk w Gdyni; plenerowa rzeźba pt. „Ławeczka” w Siemianowickim Parku Miejskim; rzeźby na placu zabaw w Czeladzi; „Ostatnia Wieczerza”(10 x 3 m), realizacja w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Szczecinie (wraz z ojcem Mirosławem Kicińskim); figura Matki Bożej Boguckiej (wys.8 m), Katowice-Bogucice; obelisk poświęcony pamięci św. Stanisławowi Kubiście, Katowice-Kostuchna; pomnik płk pilota Stanisława Skarżyńskiego Warta nad Wartą; obelisk poświęcony pamięci śmierci dr. T. Mielęckiego w Katowicach; monumentalna Droga Krzyżowa na kalwarii Bazyliki NMP w Chełmie (piaskowiec, brąz), początek realizacji 2005 r.; monumentalna rzeźba w parku na placu zabaw w Czeladzi – „Żyrafa” (ponad 5 m); monumentalna rzeźba Chrystusa Zmartwychwstałego do kościoła pw. Miłosierdzia Bożego w Szczecinie, 2006 r., wraz z nastawą ołtarzową – 2007; rzeźba orła jako zwieńczenie Pomnika Czynu Niepodległościowego w Siemianowicach Śląskich 2007; płaskorzeźba portretowa upamiętniająca I rocznicę tragicznej śmierci Barbary Blidy. Siemianowice Śl. 2008 r.; kamienne tablice upamiętniające siemianowickich policjantów zamordowanych przez Sowietów w Miednoje i innych obozach na Wschodzie, Siemianowice Śl. 2008 (mowę laudacyjną wygłosił Zdzisław Janeczek); pomnik Mirosława Breguły, Chorzów 2010; płaskorzeźba portretowa upamiętniająca o. Ludwika Mzyka, Chorzów 2012 r.; nagrobny pomnik poległych żołnierzy, Siemianowice Śl., 2010 r.; pomnik Wawrzyńca Hajdy (śląskiego Wernyhory, piekarzanina, społecznika), Piekary Śląskie, 2012 r. (mowę laudacyjną wygłosił Zdzisław Janeczek, ponadto opracował okolicznościowy folder); pomnik upamiętniający 750 lat lokacji Bobrownik, Bobrowniki, 2013 r.

Realizacje rzeźbiarsko konserwatorskie: konserwacja zabytkowego nagrobka rodziny Skowrońskich w Siemianowicach Śl.; kopia figury św. Jana w Katowicach ul. Św. Jana; rekonstrukcja i kopia figury Chrystusa na krzyżu (1,8.m), Katowice-Załęże; konserwacja i rekonstrukcja rzeźb i płaskorzeźb na elewacji teatru im. St. Wyspiańskiego w Katowicach; konserwacja zabytkowego krzyża wotywnego z wioski Bedersdorf, Katowice, os. 1000-lecia; rekonstrukcja brakujących elementów (detal rzeźbiarsko-architektoniczny) kościoła pw. NMP w Katowicach; konserwacja zabytkowego krzyża wotywnego pochodzącego z okolic ronda im. gen. J. Ziętka Katowice-Bogucice, parafia pw. św. Szczepana; konserwacja zabytkowego nagrobka na cmentarzu ewangelickim w Katowicach. Ponadto dla Katowic wyrzeźbił w kamieniu monument pt. Tragedia Górnośląska 1945.

Jacek razem z ojcem Mirosławem Kicińskim przez kilka dekad współpracowali z Towarzystwem Przyjaciół Siemianowic Śląskich. Jako jego członkowie wykonali dla miasta kilka znaczących zamówień, m.in. Laur Bytkowski, a na Starym Cmentarzu przeprowadzili restaurację zniszczonego nagrobka rodziców poety ks. Aleksandra Skowrońskiego. Uwagę miłośników historii zwróciła także kunsztowna figurka Siemiona, założyciela osady, dzieło rąk M. Kicińskiego. Z kolei kunszt rzeźbiarski Jacka w kategorii portretu objawił się w dwóch znakomitych dziełach umiejscowionych na placu Grunwaldzkim w Galerii Artystycznej w Katowicach: rzeźbie przedstawiającej siemianowickiego muzyka bluesmana Jana Skrzeka (Kyksa 2015) i malarza prymitywisty Teofia Ociepki (2016).

Jednak ukoronowaniem wszystkich artystycznych przedsięwzięć jest Pomnik Rotmistrza Witolda Pileckiego w Warszawie na Żoliborzu w Al. Wojska Polskiego i Armii Krajowej, u zbiegu z ulicą Bitwy pod Rokitną. Jego montaż ukończono 28 II 2017 r., a odsłonięcie zaplanowano na 13 V br., tj. w 116. rocznicę urodzin bohatera. Lokalizacja monumentu nawiązuje do (kamienicy nr 40, gdzie było mieszkanie jego szwagierki Eleonory Ostrowskiej) miejsca, w którym rotmistrz Witold Pilecki w 1940 r. dołączył do łapanki, żeby znaleźć się wśród osób wywiezionych do obozu KL Auschwitz.

Witold Pilecki w Auschwitz | Fot. Wikipedia

O taką właśnie lokalizację pomnika przez dwa lata toczyła boje rodzina bohatera. Była to propozycja córki, Zofii Pileckiej-Optułowicz. Wcześniej chciano monument postawić w miejscu pomnika Czterech Śpiących (Żołnierzy Armii Radzieckiej). Następnie debatowano nad lokalizacją na Krakowskim Przedmieściu. Ostatnia propozycja optowała za tym, by stanął on na Ursynowie, na skwerku przy ul. Witolda Pileckiego, jednak było to zbyt daleko od centrum Warszawy. „Dlatego błagałam o tę Aleję Wojska Polskiego i tak na szczęście się stało” – konkludowała Z. Pilecka-Optułowicz.

Uroczyste odsłonięcie

Na okoliczność odsłonięcia monumentu w kilku miastach Polski zorganizowano marsze upamiętniające rotmistrza Witolda Pileckiego, m.in. pod hasłem: „Melduję Tobie Polsko – Rotmistrz Witold Pilecki”. W Nowogardzie został patronem jednej z ulic, a w Warszawie na Kępie Potockiej odbył się bieg jego imienia. O tym ostatnim z dumą wyznała Zofia Pilecka-Optułowicz: „Uczestniczyłam w nim, nawet strzelałam z pistoletu na jego otwarcie. Staram się być wszędzie tam, gdzie mój ojciec jest upamiętniany. Powiem […], że jestem teraz bardzo zaangażowana w wojsko. 23 września będę we Wrocławiu w trzech wyższych szkołach – lądowej, morskiej i sił powietrznych. Rektorzy tych uczelni zapraszają mnie na uroczystości przysięgi podchorążych. Potem będę w Bydgoszczy, też w wojsku. Poza tym jest coraz więcej szkół noszących imię Witolda Pileckiego, obecnie przymierza się do przyjęcia jego imienia już 38 szkoła, z województwa zachodniopomorskiego. Więc nie tylko same ulice, place, pomniki czy drużyny harcerskie są imienia mojego ojca. Śmieję się, że ten Witold Pilecki rozpycha się po całej Polsce”.

Uroczystość 13 V 2017 r. pod pomnikiem zorganizował Urząd Miasta stołecznego Warszawy. Wzięli w niej udział m.in: prezydent stolicy, burmistrz dzielnicy Żoliborz, rodzina rotmistrza Witolda Pileckiego oraz prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.

Odsłonięcie poprzedziły okolicznościowe przemówienia. Jako jedna z pierwszych głos zabrała prezydent stolicy, mówiąc, iż „Zdarzają się w historii społeczeństw postacie-symbole. Postacie skupiające w sobie najszlachetniejsze pierwiastki narodowych i ludzkich wartości. Postacie-wzorce, które stawiać można kolejnym pokoleniom za niedościgły przykład zachowań”. Ich przedstawicielem jest Pilecki.

Grono weteranów reprezentował Prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Leszek Żukowski. Przypominając życiorys Witolda Pileckiego, przyznał on, że jako więzień byłego obozu koncentracyjnego Flossenburg nie może zaakceptować potocznego nazywania rotmistrza „ochotnikiem do Auschwitz”. Dlatego, iż obóz koncentracyjny to nie obóz kondycyjny, którego można być uczestnikiem i wycofać się z niego w dowolnym momencie. „Podjęcie się zadania bez gwarancji przeżycia warunków tam panujących to nie tylko odwaga” – to bohaterstwo – ocenił prezes Żukowski.

W lochach MBP 14 V 1947 r. rotmistrz Pilecki zredagował wierszowaną petycję, w której dał wyraz prawdzie, iż ma już tylko jedno zmartwienie – by nikogo nie wciągać w pułapkę, którą zastawiono na niego i wzorem dyktatora Romualda Traugutta postanowił wziąć całą winę na siebie.

Fot. z archiwum autora

Dlatego więc piszę niniejszą petycję,
By sumą kar wszystkich – mnie tylko karano,
A choćby mi przyszło postradać życie –
To wolę – niż żyć wciąż, a w sercu mieć ranę.

Wicepremier i minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki, wspominając niezłomną postawę Witolda Pileckiego, powiedział, że „zabijano go dwa razy”. Tak jak wielu jego towarzyszy broni, m. in. ppłk. Łukasza Cieplińskiego, który odważył się w styczniu 1947 r. stanąć na czele IV Zarządu ZG WiN. Pileckiego „zabito w maju 1948 r., ale zabijano też pamięć o nim przez kolejnych wiele lat, a o jego towarzyszach zabijano pamięć do całkiem niedawna” – zaznaczył wicepremier Morawiecki.

Z kolei reprezentujący Stowarzyszenie Młodzi dla Polski Grzegorz Kowalczyk zwrócił uwagę, że granitowa bryła oraz wykonana z brązu postać rotmistrza Pileckiego symbolizują walkę o wolną Polskę, która dla Polaków nie skończyła się w 1945 r. Ponadto zaznaczył, że młodzi ludzie pragną brać przykład z niezłomnej postawy Witolda Pileckiego. „Chcemy przypominać o jego wielkim heroizmie i poświęceniu dla ojczyzny” – mówił Grzegorz Kowalczyk.

Podobna była wypowiedź historyka i prezesa Fundacji „Łączka”, Tadeusza Marka Płużańskiego, syna prof. Tadeusza Płużańskiego, naukowca, więźnia stalinowskiego, członka TAP. Wyraził on nadzieję, że w Polsce będą powstawały kolejne pomniki upamiętniające rotmistrza Pileckiego. „Na pierwszy jego pomnik czekaliśmy wiele lat” – podkreślił T.M. Płużański. Przypomniał też, że przez długi czas Witold Pilecki był wyklętym bohaterem, a jego pamięć zaczęto przywracać, podobnie jak innych Żołnierzy Niezłomnych, dopiero kilka lat temu.

Pod pomnikiem po okolicznościowych mowach i przecięciu wstęgi złożono wieńce i wiązanki kwiatów, m.in. w imieniu Prezydenta RP Andrzeja Dudy. Osobiście uczynili to: wicepremier Mateusz Morawiecki, prezydent miasta stołecznego Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, członkowie rodziny rotmistrza Witolda Pileckiego – córka Zofia Pilecka-Optułowicz, syn Andrzej Pilecki, wnuczki i prawnukowie, wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska, z-ca szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk, a w imieniu senatu prof. Jan Żaryn, pełniący m.in. funkcje prezesa Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza (od 2011 r.) i przewodniczącego Komisji Historycznej Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, zasiadający równocześnie w Radzie Historycznej Związku Żołnierzy NSZ, inicjator serii wydawniczej „W służbie Niepodległej”.

[i] Wygaszanie Polski 1989-2015. Kraków 2015, s. 6.
[ii] Tamże.
[iii] Tamże, s. 7.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Pomnik Niezłomnego Żołnierza” znajduje się na ss. 6-7 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Pomnik Niezłomnego Żołnierza” na ss. 6-7 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Życiorys Polaka, który pamiętał nie tylko to, co zapisane w książkach, ale i to, czego już lub jeszcze w nich nie było

Mikołaj Witczak, człowiek-klucz do dziejów powstań śląskich; niektórzy uważali go za wszechwiedzącego. Wszechwiedza miała wszakże swą cenę; jak każda wyrocznia, budziła w ludziach niepokój lub strach.

Zdzisław Janeczek

Może się ktoś dziwić, że gwałcę gramatykę ojczystą, pisząc uporczywie: Prussy, prussactwo, prusski przez dwa „ss”, lecz pisać będę do końca życia, i to z następujących powodów: ze względów etymologicznych i historycznych. Pruzze, Prusse, Preusse – a więc Prussak przez dwa „ss”. Nazwa ta jest symbolem junkierstwa, militaryzmu, kastowości, zaborczości, hakatyzmu, dyskryminacji i eksterminacji rasowej, i wielu innych obrzydliwości, jednym słowem wszelkiego zła w zasadzie obcego narodowi polskiemu […]. Nie będę pisać nazwy Pruss, tego symbolu ciemności, tak jak piszę nazwisko Prus przez jedno „s”, nazwisko naszego wieszcza, dla mnie symbolu wszelkich cnót. (…)

Szkoła pruska była koszmarem, o którym [Mikołaj Witczak] nigdy nie zapomniał. Ona ukształtowała jego stereotyp Niemca i pogląd na kulturę tego kraju. (…) Ten przykry obraz tak mu utkwił w pamięci, iż dopiero w okopach pierwszej wojny, wśród ogromu cierpień, zrozumiał, że także wśród Niemców trafiają się „ludzie”. Generalnie jednak Germanie byli dla niego dziwną, okrutną rasą, która odczuwała „co pewien czas nieprzezwyciężoną potrzebę maszerowania” i uwielbiania jakiegoś nowego wodza. (…)

Bez powodzenia starał się opóźnić pobór do armii pruskiej. Wcielono go przymusowo do cesarskiego 2 Pułku Ułanów, stacjonującego w Gliwicach. Fakt ten skomentował: „Znalazłem się w społeczności żołnierskiej tak jednostajnej w warunkach koszarowych, tak zróżniczkowanej w warunkach frontowych; pojąłem, co to wartość człowieka”. (…)

W lutym 1919 r. Mikołaj Witczak został zaprzysiężony jako członek POW G.Śl. Związany z tą strukturą wojskową, przystąpił do organizowania 2 „Południowego” Pułku Strzelców Rybnickich. O pracy konspiratorów pełnej poświęcenia i wyrzeczeń pisał z uznaniem: „Na ogół byliśmy pojęciami, jak WOLNOŚĆ i POLSKA NIEPODLEGŁA tak oślepieni, że niebezpieczeństwa wręcz nie widzieliśmy, a niebezpieczeństwo realnie wyzierało spoza każdego węgła, drzewa. Każdy mówił tu po polsku i po niemiecku i jak w onych czasach na wsi bywało, w każdym domu był jakiś okaz broni palnej i ludzie bywali różni. Niemcy przecież nie spali i mieli także na wsi zwolenników nielicznych, ale mieli. Poza tym nasze szanse zwycięstwa w tym czasie stały jak 1:100. Tak to nieraz słyszałem, kiedy porównywaliśmy nasze możliwości z całą prusską potęgą. A jednakowoż nigdy nie wątpiliśmy, po prostu wiedzieliśmy, że wygramy”.

Członek dowództwa POW G.Śl. w Piotrowicach (szef referatu organizacyjnego), miał duże zasługi w tworzeniu zrębów konspiracji wojskowej. Podczas pierwszego powstania dowódca jednego z oddziałów pod Godowem, gdzie dowodził wspólnie z Janem Wyglendą. Ponadto kierował kampanią plebiscytową i ochraniał polskie wiece. Gdy jechał na spotkanie z kurierem lub polską manifestację, był przygotowany na każdą ewentualność. W aucie miał zawsze broń „ułożoną poręcznie i odbezpieczoną, tak że ją momentalnie mógł użyć”.

Kiedy wyjeżdżał sam lub w towarzystwie jednej lub dwóch osób, zabierał oprócz „nieodłącznego Steyera i broń długą, a mianowicie automat kalibru 12 typu Browning (miał skróconą lufę i kolbę), sztucer myśliwski krótkolufowy typu Mauser (miał także skróconą kolbę) oraz parę granatów ręcznych. W czasie jazdy często używał browninga śrutowego. Zaatakowany, ostrzeliwał się z pędzącego auta, korzystając z najbardziej odpowiedniego w danym momencie rodzaju broni. Miał opinię wybornego strzelca. (…)

Mikołaj Witczak, zwolennik walki zbrojnej, nastawiony na działania ofensywne, które przynosiły korzystne rozstrzygnięcia, nie chciał się pogodzić z rozkazami nakazującymi przejść do defensywy. Aby wpłynąć na zmianę planów wojennych, razem z dowódcą grupy, ppłk. B. Sikorskim udał się do kwatery dyktatora Korfantego. Rozmowa przerodziła się w ostry spór, zakończony dymisją ppłk. Sikorskiego. Ostatecznie jednak Korfanty wycofał swoją decyzję i przyobiecał nawet wsparcie finansowe na wypłatę żołdu dla Grupy „Południe”, a Witczakowi powierzył misję poprowadzenia pertraktacji z dowództwem wojsk włoskich w sprawie rozdzielenia walczących stron. (…) [related id=16966]

Mikołaj Witczak po zakończeniu akcji plebiscytowej i wygaśnięciu trzeciego powstania wrócił do dworu na Mendowcu. W latach 1922–1939, jako współwłaściciel uzdrowiska Jastrzębie Zdrój kontynuował dzieło ojca. Okazał się dobrym gospodarzem i administratorem, a także człowiekiem wrażliwym na krzywdę współrodaków. Po powstaniach w swoim majątku w Jastrzębiu gościł uciekinierów z części Górnego Śląska przyznanego Niemcom. (…)

Mimo zaangażowania w życie rodzinne, znajdował czas na pracę społeczno-polityczną. Działał m.in. w Związku Powstańców Śląskich. (…)

W sierpniu 1939 r. Mikołaj, przewidując zagrożenie niemieckie, wraz z rodziną wyjechał z kraju i przez Rumunię i Włochy przedostał się do Francji.W czasie drugiej wojny światowej wstąpił (w obozie w Sables d`Or) jako podporucznik w piechoty w szeregi PSZ na Zachodzie. Był żołnierzem gen. Władysława Sikorskiego w grupie pułkownika Kreissa.

W tym czasie Jarmila zatrzymała się w stolicy pod adresem Paryż XVIII, 3 villa Saint Michel. Po klęsce Francji Witczak ewakuował się przez Portugalię za kanał La Manche do Falmouth w Anglii. Osiadł razem z Michałem Grażyńskim i Janem Wyglendą w obozie wojskowym w Rothesay na wyspie Bute koło Glasgow w Szkocji, grupującym przedstawicieli sanacji. (…)

We wrześniu 1946 r. Mikołaj Witczak wrócił do Jastrzębia Zdroju. Nowa władza pozwoliła mu na odbudowę gospodarczą obiektu. Aby przywrócić dawną świetność kurortu, zainwestował oszczędności przywiezione z Anglii. Część środków pieniężnych pochodziła ze sprzedaży działek budowlanych wyodrębnionych z posiadanych gruntów. Niestety dalsze prace renowacyjne we wrześniu 1947 r. przerwało aresztowanie pod zarzutem naruszenia zasad reformy rolnej. (…)

Witczaka zwolniono z aresztu 24 XII 1947 r., dopiero gdy ponownie jego majątek upaństwowiono. Łamiąc prawo własności, zabrano mu także dom, z którego wyrzucono pod jego nieobecność żonę Jarmilę. (…)

UB, nie wyjawiając powodów, w 1950 r. ponownie go aresztowała. Był przetrzymywany w więzieniu w Rybniku, a następnie w Katowicach. Na koniec komuniści osadzili Witczaka w „katowni” Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, gdzie codziennością było wymuszanie przyznania się do winy lub składania fałszywych zeznań w innych procesach. Witczak zwolnienie z tego piekła otrzymał w wigilijny wieczór. (…)

Wielokrotnie zatrzymywany, przesłuchiwany i szantażowany, podupadał coraz bardziej na zdrowiu. Coraz rzadziej wychodził z mieszkania. Brzydził się nowych organizacji politycznych i był podejrzliwie nastawiony do wszelkich kwestionariuszy. (…)

Przeżycia wojenne i represje osłabiły odporność organizmów małżonków. Jarmila cierpiała na niedowład kończyn połączony z zanikiem mięśni i przykuta była do wózka inwalidzkiego. Pod koniec życia spała na siedząco, m.in. ze względu na wodę pod sercem. Z kolei Mikołaj zapadł na chorobę Parkinsona. (…)

Ich postawa i zachowanie dzieliła przepaść od kondycji fizycznej. Trudno uwierzyć, iż ci schorowani i słabowici ludzie, nazywani inwalidami, zachowywali się z taką godnością. Istniał kontrast pomiędzy ich słabością fizyczną z jednej strony, a stanowczością z drugiej oraz niezwykłą przytomnością umysłu i intelektu. Dla badaczy przeszłości Mikołaj Witczak mógłby być „kopalnią złota”, pamiętał bowiem nie tylko to, co zapisane w książkach, ale także to, czego już lub jeszcze w nich nie było. (…)

Mikołaj był jakby chodzącym kluczem do dziejów powstań śląskich, niektórzy uważali go za wszechwiedzącego. Wszechwiedza miała wszakże swą cenę; jak każda wyrocznia, budziła w ludziach niepokój lub strach. Bali się jej nawet najbliżsi krewni, a także wydawcy, którzy nie podjęli za życia ryzyka i trudu wydania jego wspomnień. Na przeszkodzie stały zasady, jakimi kierował się Witczak: prawdę historyczną stawiał przed komunistyczną poprawnością polityczną. (…)

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski”, cz. II „Mikołaj Franciszek Witczak (1896–1976), ps. Zbigniew Narbutt” można przeczytać na ss. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski” na ss. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

 

Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski. Droga Górnoślązaków do wolnej ojczyzny i życie w dwóch totalitaryzmach

Bohaterowie tej historii przetrwali najmroczniejszą epokę w dziejach ludzkości. Możemy tylko domyślać się, jak głębokie blizny skrywali w sobie, pomni tego wszystkiego, co musieli uczynić, aby ocaleć.

Zdzisław Janeczek

Dzieje braci Józefa Antoniego i Mikołaja Franciszka ukazują drogę Górnoślązaków do niepodległej Polski oraz życie ludzi poddanych straszliwym presjom totalitaryzmu brunatnego i czerwonego. Pokazują, jak w takich warunkach odwaga przeplatała się z idealizmem, strachem, poświęceniem i oportunizmem. Niezwykłym zrządzeniem losu obaj bohaterowie tej historii przetrwali najbardziej mroczną epokę w dziejach ludzkości.

Możemy tylko domyślać się, jak głębokie blizny skrywali w sobie, pomni tego wszystkiego, co musieli uczynić, aby ocaleć. Dotyczy to w szczególności młodszego z braci, którego Maciej Mielżyński „Nowina-Doliwa” uważał za „wybitnego współorganizatora powstańczych sił zbrojnych, za jednego z najczynniejszych działaczy w powstaniu”. (…)

Ojciec Józefa Antoniego ukończył w 1885 r. studia medyczne w Würtzburgu i w 1888 r. osiadł w Jastrzębiu-Zdroju. Był wówczas jedynym lekarzem Polakiem zatrudnionym w powiecie rybnickim. (…) W 1895 r. podjął decyzję o zakupie od bankiera Landaua Zakładu Zdrojowego wraz z 240 ha ziemi należącej do dóbr rycerskich w Jastrzębiu Dolnym (…)

Mikołaj Witczak razem z żoną Marią prowadził oszczędny tryb życia. Spłacał zaciągnięty kredyt i równocześnie inwestował w rozwój kurortu. Ponadto uruchomił pierwszą na tym terenie aptekę. Małżonkowie zyskali sympatię okolicznej ludności, angażując się w działania społeczne i pracę narodową. Na akceptację otoczenia wpływ miała także znajomość języka polskiego. Mikołaja przyrównywano do doktora Judyma, bohatera powieści Stefana Żeromskiego. W 1912 r. zbudował on Nowe Łazienki. Dzięki jego zabiegom uzdrowisko zostało podłączone do sieci wodociągowo-kanalizacyjnej. (…)

Matka Józefa i Mikołaja została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi za działalność charytatywną w okresie powstań, kiedy to ranni powstańcy potrzebowali opieki sanitarnej. Maria Witczakowa swoją służbę uważała za coś więcej niż obowiązek. Postrzegała to jako przeżycie duchowe, hołd złożony Chrystusowi, który obmywał stopy ubogim. (…)

Na przełomie lipca i sierpnia 1918 r. Józef Witczak był współorganizatorem Obrony Górnego Śląska. Od stycznia 1919 r. działał w szeregach POW G.Śl. na obszarze powiatu rybnickiego. (…) Ponadto uczestniczył w obradach Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu. W styczniu 1919 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu w Raciborzu. W jego obronie, organizując strajk, wystąpili śląscy robotnicy. (…) Po zwolnieniu Witczak zbiegł na stronę polską do Piotrowic w powiecie cieszyńskim, gdzie wszedł w skład Dowództwa Głównego POW G.Śl. jako kierownik referatu organizacyjnego. Z Piotrowic razem z bratem Mikołajem, jako jego podkomendny, wyruszył do pierwszego powstania, by wziąć udział w walkach pod Godowem i Gołkowicami. Był jednym z ostatnich, którzy złożyli broń, walczył do 7 IX 1919 r. Później jako komendant IV okręgu rybnicko-raciborskiego prowadził pracę organizacyjną w POW G.Śl. (…)

W okresie kampanii plebiscytowej również w PK Pleb. Józef Witczak był pracownikiem referatu w Wydziale Wywiadowczym. Mimo braków i trudności, jego ludziom udało się zdekonspirować wiele niemieckich bojówek i magazynów broni. (…)

W okresie trzeciego powstania Józefowi Witczakowi powierzono kierownictwo Oddziału II (tj. wywiadu) Dowództwa Grupy „Południe”. Również na tym stanowisku kontynuował swoją działalność destrukcyjną w szeregach przeciwnika. Po wygaśnięciu walk i podziale Śląska wrócił do Jastrzębia-Zdroju, gdzie wraz z bratem Mikołajem organizował pomoc dla uchodźców z części Górnego Śląska, która została w granicach Niemiec. (…)

W latach 1926–1931 pracował w sądownictwie, potem poświęcił się adwokaturze. Od 1 VIII 1931 prowadził biuro adwokackie w Katowicach. Nie było to jego jedyne źródło utrzymania. W latach 1922–1939 był współwłaścicielem kurortu w Jastrzębiu.

W dalszym ciągu zachował aktywność polityczną. Był działaczem NPR, posłem na Sejm Śląski II i III kadencji z mandatem NChZP. Jako szef klubu tej partii uchodził za pupila wojewody Michała Grażyńskiego.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Powstania śląskie. Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski”, cz. 1, można przeczytać na ss. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka „Powstania śląskie. Bracia Witczakowie w służbie Śląska i Polski” na ss. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl

Doniesienia znad granicy w śląskiej prasie 1863 roku. Powstanie styczniowe na łamach m.in. „Gwiazdki Cieszyńskiej”

Na Śląsku sławę zdobyła Henryka Pustowójtówna. Jako adiutantka dyktatora Langiewicza i partyzant Dionizego Czachowskiego walczyła w męskim przebraniu. W lokalnej prasie publikowano wywiady z nią.

Zdzisław Janeczek

Dramatyczny przebieg miała egzekucja młodego kapucyna, Maksymiliana Tarejwy, znakomitego kaznodziei, emisariusza Rządu Narodowego i powstańczego kapelana. Niósł on pociechę duchową patriotom więzionym w cytadeli warszawskiej i modlińskiej. Ponadto służył za łącznika między represjonowanymi i ich rodzinami. Od 12 VII 1862 roku związany ze zgromadzeniem w Lądzie, zyskał w okolicy sławę dzięki głoszonym patriotycznym kazaniom, na które przybywały tłumy szlachty, mieszczan i włościan.

Dla idei powstańczej zjednał poznanego na Jasnej Górze ks. Antoniego Mackiewicza, który wyjątkową rolę odegrał na Litwie. W Lądzie utrzymywał stałe kontakty z kurierami, łącznikami i obozującymi w okolicy powstańcami. Jako ich kapelan, ps. Maks, Dąb, Piorunek, szedł w bój ramię w ramię z walczącymi, uzbrojony jedynie w krzyż. Był duszpasterzem w oddziale pułkownika Kazimierza Mielęckiego, a potem gen. Edmunda Taczanowskiego, naczelnika sił zbrojnych województwa kaliskiego i mazowieckiego. W bitwie pod Ignacewem ciężko raniony odłamkiem granatu w głowę, ocalał, wywieziony do pruskiego Śremu. Gdy wyzdrowiał, wrócił do Lądu, gdzie z rąk Józefa Oksińskiego przyjął nominację na naczelnika organizacji ludowej w powiecie konińskim.

Kierowane przez o. Maksymiliana Bractwo Różańcowe w ciągu 4 tygodni przemyciło przez pruską granicę 800 belgijskich karabinów. Nic dziwnego, iż Rosjanie od 9 III do 5 IV 1864 roku przeprowadzili w klasztorze 24 rewizje w poszukiwaniu niebezpiecznego księdza. Wreszcie sprowadzili do Lądu Żyda Pinkusa, parającego się szpiegostwem. Przyjechał on z Warszawy w oficerskim mundurze wraz z rosyjskim pułkownikiem Felkersamem, by tropić powstańców w powiecie konińskim. Zgłosił się nawet jako ochotnik do leśnego oddziału, lecz go stamtąd przegoniono. Wówczas udało mu się przekupić zakrystiana Wawrzyńca Śmigielskiego, który zdradził kryjówkę o. Maksymiliana. Pinkus za tę operację otrzymał od Rosjan nagrodę w wysokości 1000 rubli. W nocy z 15/16 VI 1864 roku wojsko otoczyło klasztor i aresztowało ks. Maksymiliana Tarejwę.

Działalność kaznodziejska, duszpasterska i konspiracyjna oraz popularność o. Maksymiliana Tarejwy zwróciły uwagę nie tylko władz rosyjskich. Pisała o nim na Śląsku również ,,Gwiazdka Cieszyńska”. Czytelnikowi przedstawiono szczegóły dotyczące jego zatrzymania i drogę do męczeńskiej śmierci. Schwytanego o. Tarejwę zakuto w kajdany, bito kolbami karabinów, kłuto bagnetami. Jako nadzwyczajnego jeńca przy biciu w bębny oprowadzono po mieście, a następnie wrzucono półprzytomnego na wóz do wożenia kamieni i powieziono 4 mile do więzienia w Koninie. Wzdłuż drogi przejazdu stały tłumy żegnające o. Maksymiliana. Podjęto nawet próbę uwolnienia więźnia, zakończoną poranieniem kozackimi szablami wielu bezbronnych kobiet i mężczyzn.

Egzekucja odbyła się na błoniach konińskich nad Wartą 19 VII 1864 roku. Ks. Adrian Łopatkiewicz przed śmiercią wyspowiadał o. Maksymiliana i udzielił mu sakramentów. Ten modlił się do ostatniej chwili. Odmówił przejścia na prawosławie za cenę carskiej łaski. Gdy wojskowa orkiestra zagrała Boże! Caria chrani, ucałował brewiarz i wrzucił go do dołu, następnie ucałował stryczek i sam go sobie założył na szyję, kata pobłogosławił i zawołał: ,,Niech żyje Polska”, a potem ,,In te, Domine, speravi, non confudar in aeternum” (W Tobie, Panie, nadzieję miałem, niech nie będę zawstydzony na wieki). W tejże chwili oprawca pociągnął za stryczek i natychmiast urżnął linę. Ksiądz spadł do dołu, a gdy zaczął się podnosić, Rosjanie z okrzykiem hurrra! żywcem go pogrzebali. Następnie mogiłę stratowali końmi. Jęk ludu mieszał się z modlitwą i biciem dzwonów. Równocześnie koloniści niemieccy i żołnierze wroga lżyli pamięć bohatera.

Jeszcze tego samego dnia aresztowano o. Emiliana Ołtarzewskiego, gwardiana reformatów i proboszcza Boguckiego. Była to kara za wydanie polecenia bicia w dzwony we wszystkich konińskich kościołach. Miejsca stracenia przez tydzień strzegły rosyjskie warty. Wreszcie pod osłoną nocy konińskim mieszczanom udało się wykraść szczątki o. Tarejwy i pochować na parafialnym cmentarzu pod krzyżem z cierniową koroną. Żałosny był los zdrajcy zakrystiana, który powiesił się, dręczony wyrzutami sumienia. (…)

Rosjan, zdaniem korespondenta gazety wrocławskiej, przerażała także pogarda śmierci, jaką wszędzie okazywali powstańcy, oraz fanatyczny patriotyzm Polek. Na Śląsku sławę i uznanie zdobyła Henryka Pustowójtówna, w lokalnej prasie publikowano przeprowadzone z nią wywiady. Henryka, jako adiutantka dyktatora Mariana Langiewicza i partyzant Dionizego Czachowskiego, walczyła w męskim przebraniu i pod przybranym imieniem ,,Michał Smok”. Na polach bitewnych i podczas nocnych patroli wykazała się ogromną odwagą i męstwem. Do D. Czachowskiego zwracała się z szacunkiem ,,ojcze komendancie”.

Jej towarzyszka, intendentka i powstańcza samarytanka Zofia Dobronoki, osaczona nad Łośną przez kozaków, nie pozwoliła się wraz z pozostałymi kobietami wziąć żywcem. Do końca wraz z siostrą Stanisławą Stenclówną broniła taboru z rannymi i zapasów żywności. Gdy skończyły się naboje, cięła kosą, wreszcie kazała podpalić wozy amunicyjne.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Doniesienia znad granicy. Rok 1863 w śląskiej prasie” można przeczytać na ss. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Doniesienia znad granicy. Rok 1863 w śląskiej prasie” na ss. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl

Doniesienia znad granicy w śląskiej prasie 1863 roku. Polsko- i niemieckojęzyczne gazety o powstaniu styczniowym

Okrucieństwo wojny stało się niechcianym doświadczeniem pokolenia 1863 roku, które doznało licznych upokorzeń, doświadczyło nienawiści do wroga, wysiedleń, gwałtów, podpaleń, rabunków i mordów.

Zdzisław Janeczek

O „okrucieństwach moskiewskich” i „dzikiej, niepohamowanej zemście nad pokonanym wrogiem” mówił nawet Otto Bismarck, a szeroko na ten temat pisała prasa śląska.

Jeszcze przed wybuchem insurekcji „Breslauer Zeitung” ze współczuciem donosiła o losach polskich rekrutów, których zmobilizowano podczas tzw. branki nocą z 14 na 15 I 1863 roku na podstawie imiennych list, a nie losowania. Akcja ta, zamiast zapobiec wybuchowi, przyśpieszyła termin powstania. Zdaniem „Breslauer Zeitung”, transport poborowych w tych warunkach był niemożliwy, […] więc męczą się ci biedni ludzie […] żywieni jak najnędzniej […] nie dostają ci nieszczęśliwi ani bielizny, ani odzienia […] położenie ich jest okropne; przyszłość wieszczyła im same nieszczęścia. Podobne oceny tego wydarzenia wyrażała redakcja „Gwiazdki Cieszyńskiej”, według której wszystkich „więcej oświeconych od chłopa” chciano wcielić do wojska i wysłać daleko w głąb Rosji. W odpowiedzi na okrucieństwo Rosjan zaczęły się gromadzić małe oddziały, które nocą z 22 na 23 stycznia uderzyły na garnizony i powstanie po kilku dniach rozszerzyło się […] na przestrzeni od Sandomierza do Puszczy Białowieskiej, od Wisły do Niemna. (…)

Jeńców głodzono, kopano i policzkowano, rannych dobijano, topiono w studniach lub palono żywcem, wrzucając do płonących budynków. Pod Pułtuskiem we wsi Udzinie w tamtejszej leśniczówce, w której schroniło się dwóch powstańców, jak donosiła „Breslauer Zeitung”, […] żołnierze dom otoczyli, a zapaliwszy go ze wszystkich stron, nikogo zeń nie wypuścili. Wszyscy stali się pastwą płomieni prócz jednego powstańca (bo drugi, skoczywszy z dachu, ucieczką się ratował), leśniczy, jego żona, troje dzieci i trzy sługi. To co było w stajni, zabrali ze sobą jako zdobycz zwycięzcy nowocześni bohaterowie. Przy takich potwornych zdarzeniach miały miejsce i takie, które redakcja „Breslauer Zeitung” kwalifikowała jako „wpół naiwne” lub „na wpół tragiczne”, na przykład, gdy służąca donosiła Moskalom na panią, iż ma srebra schowane pod podłogą. (…)

W jednym z dworów kozacy, zaskoczywszy gospodarzy przy wieczerzy, wymordowali wszystkich mężczyzn, a córkę dziedzica zgwałcili, obcięli jej piersi i kańczugami po śniegu pognali nagą do lasu, gdzie ich ofiara, opadłszy z sił, zamarzła. (…)

Obrazy te odbiegały od wizerunku Rosjanina-Europejczyka nakreślonego wcześniej przez Aleksandra Puszkina, w „Putieszestwiju w Arzrum” opisującego działania Iwana Paskiewicza na Kaukazie podczas kampanii 1829 roku. Herosi-dżentelmeni (wykreowani na imperialny użytek przez Aleksandra Puszkina i Michaiła Lermontowa) po kąpieli i śniadaniu, konwersując po francusku, ruszali na łowy „dzikich bestii”. W zabijanych, okaleczanych, branych do niewoli Turkach, Czeczeńcach i innych wrogach nie dostrzegano ludzi.

Ludobójcze masakry całych grup etnicznych uznawano za epokowe osiągnięcie gruntujące potęgę wielkiej Rosji. Taktyka spalonej ziemi oraz zwyczaj obcinania przez kozaków głów jeńcom i dobijania setek rannych nie bulwersował ani dowódcy, który „przyjacielsko” w tym czasie pykał fajkę, ani poety, który surowym i dzikim Kaukazom przeciwstawiał z punktu wyższości kolonialnej ucywilizowanych Rosjan, których „sławiły nawet kobiety z haremu”.

Praktyki te, w 1863 roku przeniesione z Azji do Polski, nie stały się jednak powodem do chluby dla „zbawców Rosji”. Nie tylko na Śląsku Cieszyńskim, ale w całej Austrii na łamach takich pism, jak „Wiener Zeitung”, „Morgenpost”, „Die Presse”, „Der Botschafter”, „Die Gegenwart” i „Südtiroler Volksblatt” pisano, iż czyny wojenne Polaków przypominają czasy bohaterskiego Leonidasa, króla Sparty, a męstwo ich równe odwadze obrońców Termopil. Widziano w Polakach nowoczesnych Greków lub Rzymian. (…)

Terror stosowany na całym obszarze dawnej Rzeczpospolitej miał różne odcienie i natężenie. Z perspektywy Petersburga były to jednak środki zbyt łagodne, o czym świadczył m.in. epitet „niezdarny Sasza”, jakim wielkiego księcia Konstantego obdarzył bratanek Aleksander, przyszły car Rosji.

Kuzyn Fryderyka Chopina, Dionizy Czachowski, naczelnik wojenny ziemi sandomierskiej, jeden z najdzielniejszych dowódców powstania, wobec wroga stosował prawo odwetu; przez swoich zwany „diabłem”, u Rosjan zyskał przydomek „Strasznego Starca” lub „niekoronowanego króla Polski”.

Z podwładnymi obchodził się szorstko, z szpiegami i jeńcami okrutnie. Pierwszych wieszał bez litości, drugim odpłacał sowicie za znęcanie się nad jeńcami, za dobijanie rannych, za rabunki i grabieże. Ludność cywilną miasteczek i wsi starał się chronić przed represjami ze strony wroga.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Doniesienia znad granicy w śląskiej prasie 1863 roku (cz. 1)” można przeczytać na ss. 6-7 marcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 33/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Doniesienia znad granicy w śląskiej prasie 1863 roku (cz. 1)” ss. 6-7 marcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 33/2017, wnet.webbook.pl

 

 

 

 

W kręgu sporów o dar wolności i jego obrońców 1863 roku. Kolejna próba odpowiedzi na pytanie o celowość polskich powstań

Dzisiejsi Polacy to tylko cienie dawnych Polaków, których przyrównywano do antycznych mężnych Greków, bo dla nich najcenniejszy był dar wolności, dla którego ryzykowali życiem i całym majątkiem.

Zdzisław Janeczek

Wybitny historyk Józef Dutkiewicz doszedł do wniosku, iż Nie musimy się wstydzić naszych powstań. Możemy je włączyć do naszych najlepszych tradycji. Zdanie jego podzielali m.in. tacy badacze, jak Władysław Zajewski i Henryk Kocój, który wskazywał na przykład Niemców świętujących rocznice przegranych rewolucji 1848 roku. Nie inaczej jest z francuskim świętem 14 lipca, ustanowionym dla upamiętnienia rewolucji 1789 r., która pogrążyła kraj w chaosie i długotrwałej, krwawej wojnie domowej, pozbawiła na zawsze Francuzów pozycji jednego z dwóch mocarstw i zburzyła ich supremację cywilizacyjną w Europie.(…)

W powstaniach 1794, 1830 i 1863 r. łącznie poległo około od 80 do 100 tysięcy Polaków. Nikt natomiast nie obliczył, ilu zginęło w obcej sprawie, wcielonych w szeregi armii zaborczych od czasów Katarzyny II, Fryderyka II i Marii Teresy po pierwszą wojnę światową i rządy trzech cesarzy: Franciszka Józefa I, Wilhelma II i Mikołaja II. Tylko Polacy z zaboru rosyjskiego jeszcze pamiętają, iż ich dziadowie pełnili zasadniczą służbę wojskową w armii carskiej przez 20–25 lat i ginęli w imię potęgi imperialnej na Kaukazie w XIX w. oraz na Dalekim Wschodzie w XX w.

Jan Pachoński, autor monumentalnego dzieła Legiony Polskie 1796–1807 i biografii gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, kontynuator badań Szymona Askenazego i Mariana Kukiela udowodnił, iż tylko w okresie wojen Prus i Austrii z rewolucyjną i napoleońską Francją zginęło dziesięciokrotnie więcej rekrutów z ziem polskich aniżeli wynosiły straty Legionów Polskich we Włoszech. (…)

Andrzej Nowak rozpatrywał zagadnienie wolności i kwestię strachu przed zniewoleniem, sięgając do wzoru trzystu Spartan, pamięci o wąwozie Termopile i imienia bohaterskiego Leonidasa. Rozważał w tym kontekście problem polskich powstań, pisząc:

To jest ta sama wolność, której […] przed Persami bronili Grecy. Ta sama, której dwadzieścia cztery wieki później bronili żołnierze kompanii wartowniczej na Westerplatte albo 318 młodych akademików ze Lwowa, którzy zasłonili ofiarą swego życia miasto i Polskę przed konnicą Budionnego w sierpniu 1920, albo żołnierze dwóch kompanii kapitana Władysława Raginisa nad Wizną przed korpusem pancernym gen. Heinza Guderiana we wrześniu 1939. Historyk ten przywołał te trzy polskie przykłady Termopil w perspektywie lekcji Herodota, po to, by wskazać, że historie polskiej odpowiedzi na strach przed zniewoleniem nie są „obciachem”, martyrologią, ale wspaniałymi kartami tej uniwersalnej historii, w której ludzie na całym świecie odnajdują sens, inspirację, nadzieję.

I zawsze dążą nie do upamiętnienia klęski, lecz do upamiętnienia tych, co bohatersko oddali życie, tak jak było to w przypadku obrońców żydowskiej Masady. Gdy zeloci dostrzegli bezcelowość dalszej walki z Rzymianami, podjęli decyzję o popełnieniu zbiorowego samobójstwa. Każdy mężczyzna zabił żonę i dzieci, następnie wylosowano spośród nich 10, którzy zabili pozostałych mężczyzn, wreszcie ostatni z żyjących musiał sam pozbawić się życia. W czasach nam współczesnych młodzi oficerowie armii izraelskiej, składając przysięgę wypowiadają słowa: „Masada nigdy więcej nie zostanie zdobyta”, a wnukowie ocalałych z Holokaustu tatuują sobie numery obozowe swoich dziadków. (…)

Brytyjski korespondent „Timesa” Henry Sutherland Edwards (1828–1906) odnotował m.in. wyjaśnienie złożone rosyjskiemu generałowi przez jednego z polskich ziemian oskarżonych o wspieranie powstańców. Brzmiało ono następująco:

Jeśli do mojego dworu przyjdą powstańcy i będą domagać się koni, wozów i zboża, muszę dać im, czego żądają, bo w przeciwnym razie powieszą mnie. Jeśli z drugiej strony dam im choć odrobinę więcej ponad to, do czego jestem zmuszony, wy mnie powiesicie. Jeśli jednak oni mnie powieszą, mój syn nigdy sobie w Polsce nie znajdzie żony ani córka – męża, a w pięćdziesiąt lat po mojej śmierci ludzie jeszcze się będą odwracać plecami do moich wnuków.
Jeśli natomiast wy mnie powiesicie, dla uczczenia mojej pamięci będą wystawiane pomniki! Razem rzecz wziąwszy, nie mogę zatem, z samego choćby rozsądku, odmawiać pomocy powstańcom.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „W kręgu sporów o dar wolności i jego obrońców 1863 roku” można przeczytać na ss. 10–11 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „W kręgu sporów o dar wolności i jego obrońców 1863 roku” na ss. 10–11 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl

Gehenny młodych śląskich opozycjonistów cz. VI. Polityczna rzeczywistość i kłopoty z jej afirmacją na Śląsku 1944–1956

Henryk Lis i jego koledzy to kolejne „kamienie na szaniec”. Za jeden rok aktywności zapłacili cenę przerwanej nauki, utraconej młodości, zdrowia, przyjaciół, często dotykała ich izolacja w rodzinie.

Zdzisław Janeczek

Zagładzie fizycznej przeciwników ideologicznych towarzyszyła polityka zagłady moralnej, błoto obmowy, pomówień i kłamstw. Mieli oni na zawsze zostać bandytami i przestępcami politycznymi. Na określone wyrokami terminy pozbawiono ich praw obywatelskich. Przez długi czas Lis był pod obserwacją, często napotykał na różne przeszkody, musiał m.in. zrezygnować z zamiarów dalszego kształcenia się i awansów w pracy. Do końca był szykanowany jako „klasowy wróg ludu”. Swoje teczki mieli także pozostali członkowie organizacji, a nawet ich dzieci. Zawartość teczek była weryfikowana i uzupełniana w 1968 i 1973 r. Dane na temat aktywistów ruchów niepodległościowych i antykomunistycznych tamtych lat były prowadzone do 1989 r. (…)

Funkcjonariusze UB biciem wymuszali zeznania, a potem podpisy na dokumentach, w których oskarżeni przyznawali się do niepopełnionych czynów. Zniszczone ulotki wskazują, iż chcieli walczyć z komunizmem za pomocą materiałów propagandowych i gromadzonych informacji o działaczach PZPR i funkcjonariuszach UB. Były to raczej zamiary, które nie doszły do skutku, a poniesiona kara była niewspółmierna do winy.

Jednak działalność grupy Henryka Lisa miała także wymiar moralny. Samotworzące Siły Zbrojne pozostały świadectwem tamtych czasów, a drukowana ulotka, rozwieszane plakaty – wyrazem próby przeciwstawienia się systemowi, znakiem, że jest jeszcze ktoś kto walczy z komunizmem, gdy większość się poddała, a inni dogorywali w więzieniach PRL-u lub sowieckich łagrach.

(…) chcieli tego samego, o czym marzyły miliony Polaków, a co wyraził w słowach jeden z żołnierzy niezłomnych, kpt Zdzisław Broński „Uskok”:

„Jeśli walczymy i ponosimy ofiary, to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Polityczna rzeczywistość na Śląsku 1944–1956. Cz. VI Represje” można przeczytać na s. 11 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Polityczna rzeczywistość na Śląsku 1944–1956. Cz. VI Represje” na s. 11 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl