Życie kulturalne w Polsce jest w stanie zapaści od stanu wojennego, kiedy to wartościowych twórców zastąpiły miernoty

Stanisław Załuski i Krzysztof M. Załuski | Fot. archiwum prywatne autora

Po roku 1989 w Polsce nie ukazała się w zasadzie ani jedna książka klasy Trylogii, Lalki czy Ziemi obiecanej … Być może to zjawisko światowe. Wystarczy przyjrzeć się laureatom literackiego Nobla.

Stanisław Załuski
Krzysztof M. Załuski

W lipcu tego roku ukazała się druga część Twojej trylogii, Miłość w czasach tyranii. Kiedy wpadłeś na pomysł napisania „trylogii ziemiańskiej” i co Cię do tego skłoniło?

O takiej książce marzyłem, odkąd rozstałem się z niezbyt fortunnie wybranym zawodem inżyniera budownictwa wodnego… Dwór ziemiański, który towarzyszył mi przez pierwsze piętnaście lat życia – aż do zagłady mojego świata, jaką była tzw. reforma rolna – mimo upływu dekad pozostał w mojej świadomości cudowną Arkadią, wspomnieniem, którego nie traci się nigdy. Owa Arkadia została unicestwiona na rozkaz Stalina. Zagłady dokonali bandyci zwani komunistami. Po ich „reformie rolnej” zostały ruiny dworów, pałaców i resztki parków. Zniszczyli meble, obrazy, książki, a właścicieli wymordowali lub przynajmniej wygnali z domów…

W jednym z moich pierwszych opowiadań, napisanym w końcu lat 50. ubiegłego wieku, a noszącym tytuł Kotesan, opisałem chłopca i jego ukochanego psa, zastrzelonego przez niemieckiego żandarma. Tym chłopcem byłem ja. Zdarzenie też było prawdziwe, tylko bohater był anonimowy – przybył nie wiadomo skąd i nie wiadomo czyim był synem. Takie słowa jak „ziemianin”, „właściciel majątku ziemskiego” były wówczas zakazane. Cenzura dopuszczała jedynie słowa „obszarnik”, „krwiopijca” czy wróg ludu”.

A jednak postanowiłeś podjąć próbę oszukania cenzury…

Decyzję o napisaniu powieści na temat zagłady ziemiaństwa podjąłem po śmierci moich Rodziców. Mama zmarła w roku 1963, Ojciec sześć lat później. Postanowiłem wznieść im pomnik. Nie z marmuru albo z granitu. To miała być powieść o tych, którzy za sprawą sowieckich i rodzimych bandytów zostali skazani na całkowite zapomnienie. (…)

A co pozytywnego przyniosły, Twoim zdaniem, nowe czasy?

I tu jest problem… Bo przykładów pozytywnych w zasadzie nie dostrzegam… Życie kulturalne się załamało. Kulturę zdominowała rozrywka, i to w większości dość prymitywna. Oczywiście to nie jest wina III RP. Do zapaści doszło już w latach stanu wojennego. To wtedy wartościowych twórców zastąpiły miernoty. Pretensje mogę mieć jedynie o to, że takiego stanu dotąd nie dało się naprawić. Po roku 1989 w Polsce nie ukazała się w zasadzie ani jedna książka klasy Trylogii Sienkiewicza, Lalki Prusa czy Ziemi obiecanej Reymonta… Być może to zjawisko światowe. Wystarczy przyjrzeć się laureatom literackiego Nobla.

Od wielu lat w Sztokholmie nie nagrodzono ani jednego wybitnego pisarza. Ostatnim był chyba Mario Vargas Llosa. Może to skutek opanowania jury, nie tylko zresztą tej nagrody, przez lewicę, promującą swoich żenujących „wieszczy” i „wieszczynie”.

Nie inaczej jest w filmie. Mieliśmy kiedyś wybitne dzieła, a do kin waliły tłumy. Ale problem szmiry w filmie nie dotyczy wyłącznie nas. Gdzie dziś tacy twórcy jak Saura, Bergman, Visconti, Fellini, Buñuel i wielu, wielu innych? W teatrze również wypociny grane przez półnagich aktorów. Przybywa muzeów, co cieszy, ale chyba niewiele z nich dotyczy sztuki sensu stricto. Bo chyba trudno genitalia rozpięte na krzyżu nazwać sztuką. Załamała się także krytyka literacka i artystyczna. Zamiast następców Sandauera, Kijowskiego i Berezy mamy pseudokrytyków piszących recenzje opłacane przez wydawców. (…)

Wydawnictwa, księgarstwo, czytelnictwo… Jak oceniasz te aspekty działań okołoliterackich?

Czytelnictwo faktycznie kuleje, chociaż księgarnie zawalone są książkami. Trudno więc mówić o regresie. Przynajmniej jeżeli przyjmiemy kryteria ilościowe. Gorzej jest jednak z jakością. Wystarczy przejrzeć księgarskie półki.

Królują pamiętniki, poradniki, przewodniki i książki kucharskie. Z dokonań „literackich” najwięcej wypocin celebrytek, polskich i zagranicznych kryminałów, horrorów, thrillerów, poradników quasi-psychologicznych i wspomnień quasi-polityków.

Powieść psychologiczna, drążąca istotę bytu współczesnego człowieka, zeszła do podziemia. Taką literaturę wydają tylko niszowe wydawnictwa, pozbawione środków na reklamę i miejsca na tzw. półeczce. Dobrą książkę można dziś zamówić tylko przez internet… Największe wydawnictwa propagują wysokonakładową chałę – np. wspomnienia byłej więźniarki-prostytutki. Albo opis przygód seryjnego mordercy-gwałciciela… Tacy „twórcy” zarabiają krocie. Pisarze, którzy chcą i którzy mają coś do powiedzenia, muszą wydawać książki własnym sumptem. A nawet jeśli jedno z tych małych, ambitnych wydawnictw zaryzykuje wydanie tomu prawdziwej prozy, to i tak nie zdobędzie pieniędzy, aby zapłacić autorowi honorarium. Jakież zresztą są to pieniądze!

Przy sprzedaży tysiąca egzemplarzy autor, otrzymując wynagrodzenia w wysokości 10–12 procent od sprzedanego egzemplarza, zarobić może tysiąc, może dwa tysiące złotych. Dwa tysiące za rok albo kilka lat pracy! Za taką kwotę nawet żebrak nie chciałby siedzieć pod kościołem.

I obawiam się, że jeżeli MKiDN nie znajdzie rozwiązania tego problemu, to wkrótce zabraknie w Polsce ludzi, którzy będą chcieli dzielić się z nami swoją wiedzą i talentem.

Cały wywiad Krzysztofa M. Załuskiego z jego ojcem, pisarzem Stanisławem Załuskim, pt. „Pisarz – gatunek ginący?”, znajduje się na s. 7 grudniowego „Kuriera WNET” nr 102/2022.

 


  • Grudniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa M. Załuskiego z pisarzem Stanisławem Załuskim, pt. „Pisarz – gatunek ginący?”, na s. 7 grudniowego „Kuriera WNET” nr 102/2022

Załuski: Za PRL chciano zniszczyć pamięć o dawnej, przedrozbiorowej Polsce

Stanisław Załuski wspomina czasy drugiej wojny światowej, kiedy był już nastolatkiem, oraz początek swojej działalności pisarskiej, która zaczęła się po okresie stalinowskim.

 

 

Bardzo smutno nam było słuchając wiadomości z Warszawy o zniszczeniach, jakie tam miały miejsce. Byliśmy związani z Warszawą bardzo blisko. Dziadek, ojciec studiowali w tym miejscu. Dziadek był ziemianinem, miał majątek ziemski w powiecie ciechanowskim, ale jednocześnie był prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Był to ogromny bank założony przez Ksawerego Lubeckiego w latach 20-tych XIX wieku – opowiada Stanisław Załuski.

Rozmówca mówi o kłamstwach szerzonych przez ludzi lewicy w czasach PRL na temat polskiej historii XVIII w. „Celowo chcieli zniszczyć pamięć tamtych czasów”. Po przeczytaniu ponad stu książek sam wziął na warsztat ten temat.

„Jestem z zawodu inżynierem, udało mi się ukończyć politechnikę. Po 56 roku, kiedy zelżał pancerz nałożony nam przez Stalina, zacząłem pisać. Napisałem w sumie 31 książek. Ostatnią książką jest powieść pt. „Bóg i honor”, która jest książką historyczną liczącą ponad 1000 stron – mówi gość „Poranka WNET”.

W czasach PRL Stanisław Załuski pisał bajki dla dzieci, ponieważ ich tematyka była neutralna. Jego pasja zaś, czyli historia, o której chciał pisać, była problematyczna. Albowiem jego poglądy polityczne nie licowały z ideologią socjalistyczną.

K.T.\M.N.

Oryginalna i kontrowersyjna ocena ważnego epizodu historii Polski. Wszyscy uczestnicy wydarzeń byli patriotami

Targowiczanie zostali oszukani przez Katarzynę, zwolennicy opcji pruskiej dali się uwieść Lucchesiniemu. Wygrała ówczesna lewica, bo ich wersja historii przyssała się na stałe do świadomości Polaków.

Krzysztof Kornowicz

Rzadko zdarza się, by książka współczesnego pisarza miała więcej niż 500 stron. Powieść Stanisława Załuskiego Pozostał Bóg i honor ma ich ponad 1200 i – co najważniejsze – od pierwszej do ostatniej czyta się ją niemal jednym tchem. (…)

Wydawca rekomendujący najnowszą powieść Załuskiego pisze o niej tak:

„Autor stawia jedno z fundamentalnych pytań – kto tak naprawdę odpowiada za rozbiory Polski i jej upadek w drugiej połowie XVIII wieku?

Czy grabarzami I Rzeczypospolitej były trzy ościenne mocarstwa: Rosja, Prusy i Austria, a personalnie Katarzyna II, Fryderyk II, Fryderyk Wilhelm II? Czy ostatni elekcyjny polski władca, Stanisław August Poniatowski? A może jednak rację mają ci, którzy uważają, że głównymi winowajcami byli szlachta i magnaci, którzy zawiązali spisek w Targowicy?”. (…)

Pozostał Bóg i honor nie jest jednak książką mającą dostarczać czytelnikowi jedynie rozrywki. Wydaje się, że autor ma poważniejsze ambicje. Świadczyć o tym może zabieg polegający na obciążeniu fabuły tezą polityczną. I to tezą dosyć ryzykowną. Pisarz wyraźnie bowiem kwestionuje przyjętą powszechnie wersję historii Polski, w której szlachta, a zwłaszcza arystokracja stojąca na czele konfederacji targowickiej, została uznana za sprawcę rozbiorów Rzeczpospolitej. Sugeruje wręcz, że taka interpretacja jest manipulacją lewicy, wybielającej samą siebie – jego zdaniem to działania jakobinów, czyli ówczesnych postępowców, którzy zdominowali Sejm Czteroletni, doprowadziły Polskę do katastrofy. Propaganda lewicy potrafi być zakaźna, a nieustanne pranie mózgów skłania nawet ludzi myślących do przyjęcia kłamstwa za prawdę. Dziś przeciętnemu obywatelowi III RP konfederacja targowicka jawi się jako ewidentna zdrada kraju, a skojarzenie słów: targowica – szubienica stało się wręcz hasłem wykrzykiwanym przez radykalnych manifestantów pod adresem swoich oponentów.

Cytując niekwestionowane autorytety, autor „Pozostał Bóg i honor” stara się udowodnić, że targowiczanie nie byli zdrajcami, a sytuacja osiemnastowiecznej Rzeczpospolitej była o wiele bardziej złożona, niż mogłoby się to wydawać współczesnym odbiorcom podręczników historii.

Załuski opisuje, jak w Sejmie Czteroletnim (którego konsekwentnie nie nazywa Wielkim) walczą nienawidzące się i szkalujące się nawzajem stronnictwa. Śledząc dzieje tego Sejmu widzimy, jak bardzo historia lubi się powtarzać. Wtedy oczywiście nie istniało stronnictwo proamerykańskie, bo USA dopiero wstępowały na arenę dziejów. Rolę amerykańskiego prezydenta odgrywała caryca Katarzyna Wielka. Autor wyraźnie sugeruje, podpierając się wypowiedziami bohaterów powieści – tych, których nazwalibyśmy dziś prawicowymi – że Katarzyna nie dążyła do rozbiorów Polski, przeciwnie, pragnęła Rzeczpospolitą zachować, choć w zależności od swego Imperium. Chciała Polskę widzieć jako barierę oddzielającą ją od państw niemieckich, których nienawidziła i których się bała.

Drugą siłą Sejmu było stronnictwo propruskie. Na jego czele stał Ignacy Potocki, a w jego cieniu czaił się czołowy polski jakobin, Hugo Kołłątaj, nazywany polskim Robespierre’em – i to ku niemu właśnie przychylił się ostatecznie król Poniatowski. Obserwując diaboliczną wręcz rolę wysłannika pruskiego władcy, markiza Girolamo Lucchesiniego, i naiwność zapatrzonych w niego Potockiego i Kołłątaja, jakoś dziwnie zwracamy wzrok w kierunku współczesnych polskich liberałów i ich nie do końca jasnych relacji z Niemcami.

Artykuł Krzysztofa Kornowicza pt. „Targowica – szubienica?” znajduje się na s. 20 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Kornowicza pt. „Targowica – szubienica?” na s. 20 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego