Tarnogórska „inicjatywa”, czyli co dwie spółki, to nie jedna. Radosna twórczość samorządowców b. PO w Tarnowskich Górach

To zapewne kuriozalna sytuacja, by zarządy dwóch spółek tej samej gminy, zajmujących się tymi samymi zadaniami, miały identyczny skład osobowy. Spółki mają również identyczny adres siedziby.

Anna Szpaczkówna

Działająca od 1993 r. spółka gminna pod nazwą Międzygminne Towarzystwo Budownictwa Społecznego Sp. z o.o. zajmuje się zarządzaniem nieruchomościami w Tarnowskich Górach. W KRS czytamy, że w zarządzie Towarzystwa znajdują się obecnie następujące osoby: Franciszek Paśmionka – prezes zarządu, Katarzyna Zimnoch – zastępca prezesa zarządu oraz Katarzyna Piecha – członek zarządu.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nowo powołana od 26 października 2018 r. przez ten sam Urząd Miasta spółka miejska pod nazwą Zarząd Nieruchomości Tarnogórskich Sp. z o.o. zatrudnia (wg KRS) prezesa zarządu Franciszka Paśmionkę i członków zarządu: Katarzynę Zimnoch i Katarzynę Piechę. Osoby te pełnią identyczne funkcje w spółce miejskiej Międzygminne Towarzystwo Budownictwa Społecznego Sp. z o.o. Jest to zapewne kuriozalna sytuacja w skali 38-milionowego kraju, by zarządy dwóch spółek tej samej gminy, zajmujących się tymi samymi zadaniami, miały identyczny skład osobowy. Spółki mają również identyczny adres siedziby (!).

Jeszcze ciekawszą sprawą jest brak naboru pracowników do nowo powołanej przez burmistrza Spółki ZNT Sp. z o.o. Więc o co chodzi? Ano o to, że pan burmistrz wraz zarządem MTBS Sp. z o.o. wpadli na pomysł, że zadania nowej Spółki ZNT Sp. z o.o. będą realizować pracownicy zatrudnieni w MTBS Sp. z o.o. – i tak się stało. Pracownicy MTBS Sp. z o.o. są zmuszani do wykonywania dodatkowych zadań w gminnych zasobach mieszkaniowych. Pod presją zarządu podpisali dwie niekorzystne umowy o pracę na niepełnych etatach zarówno w jednej, jak i drugiej spółce. (…)

Myślę, że sytuacją pracowników w MTBS Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach powinny zainteresować się Państwowa Inspekcja Pracy i inne pokrewne organy. (…)

Jaki cel ma powołanie nikomu niepotrzebnej spółki? A może komuś jest potrzebna? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to o co chodzi?

Cały artykuł Anny Szpaczkówny pt. „Tarnogórska »inicjatywa«, czyli co dwie spółki, to nie jedna” znajduje się na s. 12 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Szpaczkówny pt. „Tarnogórska »inicjatywa«, czyli co dwie spółki, to nie jedna” na s. 12 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Obawiam się, że artykuł dezinformuje Czytelników, zamiast wprowadzić ich w sedno dyskusji prowadzonych w Instytutach PAN

W artykule znalazł się szereg nieścisłości wskazujących, że Autor nie rozumie praktyki działania i kompetencji rad naukowych działających zgodnie z Ustawą o Polskiej Akademii Nauk z 30.04.2010 r.

Ryszard Grzesik

W artykule pana prof. Włodzimierza Klonowskiego pt. PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk, opublikowanym na łamach czasopisma „Kurier WNET” w numerze za luty 2019 r. na str. 17, czytamy rewelacje na temat roli rad naukowych działających w instytutach PAN (dalej: IPAN). Zacytujmy: Oczywiście w IPAN istnieją rady naukowe. Formalnie rada naukowa opiniuje kandydata na stanowisko dyrektora, ale to Prezes PAN nominuje dyrektora na to stanowisko. A dyrektor dobiera sobie radę naukową. Jeśli jakaś decyzja dyrekcji mogłaby zostać zakwestionowana, to taka rada naukowa na pewno decyzję „przyklepie” w tajnym głosowaniu. Nazywam to „syndromem KC” – Komitet Centralny PZPR zatwierdzał wszelkie decyzje I Sekretarza i Biura Politycznego. Rada naukowa nie zatwierdza planu wydatkowania środków finansowych na dany rok, ale zatwierdza tzw. Rachunek zysków i strat za rok ubiegły. I nawet w tym przypadku, jeśli ktoś z członków rady „nie z układu” prosi o podanie ważnych szczegółów podziału środków, to spotyka się z hipokryzją czy wręcz z „mową nienawiści”.

W artykule znalazł się szereg nieścisłości wskazujących, że Autor nie rozumie praktyki działania i kompetencji rad naukowych działających zgodnie z Ustawą o Polskiej Akademii Nauk. (…) Rewolucja Solidarności 1980–81 r. spowodowała nacisk na to, by rady naukowe stały się niezależnym od dyrekcji organem instytutu. Udało się to wprowadzić w życie po transformacji ustrojowej 1989 r., a ostatecznie kompetencje rady naukowej przypieczętowała Ustawa o PAN z 30 kwietnia 2010 r., z poprawkami obowiązująca do dzisiaj.

Myli się zatem Autor artykułu twierdząc, że to dyrektor IPAN dobiera sobie radę naukową. (…) Myli się też w kwestii opiniowania przez radę kandydata na dyrektora IPAN. (…) Rada naukowa po czasie dowiaduje się o przebiegu konkursu z relacji przedstawicieli, ale nikogo nie opiniuje. (…)

Nie rozumiem, co Autor miał na myśli, pisząc o „przyklepywaniu” decyzji dyrekcji w tajnym głosowaniu. Podczas posiedzeń rady zawsze jest sporo tajnych głosowań. Ustawa wymaga takiego trybu procedowania w kwestiach personalnych. (…) Nie wiem, dlaczego u Autora pojawia się nawiązanie do KC PZPR, bo dyskusje i głosowania nie przypominają tego słusznie od blisko 30 lat nie istniejącego ciała.

I ostatnia kwestia – zatwierdzanie podziału wyniku finansowego IPAN za dany rok (…). Zaręczam, że sprawozdania przygotowywane są przez księgowość rzetelnie i przedstawiane tak, by członkowie rady – zazwyczaj ekonomiczni laicy – mieli świadomość, o czym mowa. I mogli głosować z pełnym przekonaniem.

(…) Obawiam się, że w obecnej postaci artykuł dezinformuje Czytelników, zamiast wprowadzić ich w sedno dyskusji prowadzonych w IPAN.

Prof. dr hab. Ryszard Grzesik jest Przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN.

Cały artykuł Ryszarda Grzesika pt. „Stanowisko w sprawie artykułu p. prof. Włodzimierza Klonowskiego” znajduje się na s. 19 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Grzesika pt. „Stanowisko ws. artykułu p. prof. Włodzimierza Klonowskiego” na s. 19 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Goran Andrijanić dziennikarz z chorwackiego portalu Bitno.net: „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu”

Dziennikarski establishment tworzą postkomuniści i ludzie podobnie sformatowani. Sami sobie wręczają nagrody. Na studiach kształcących dziennikarzy dominuje światopogląd lewicowy. I to jest kłopot.

Błażej Torański
Goran Andrijanić

W Chorwacji dominują katolicy, ale powiedziałeś na konferencji SDP, że chorwackie media nie mówią głosem narodu. Z czego to wynika?

To jest prawda. Wszystkie badania socjologiczne i wyniki wyborów politycznych – od czerwca 1991 roku, od odzyskania przez Chorwację niepodległości – wskazują, że większość narodu ma poglądy katolickie, konserwatywne, patriotyczne. W 2013 roku mieliśmy referendum, dotyczyło wpisania do chorwackiej konstytucji definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Pod wnioskiem o referendum zebrano 700 tys. podpisów.

W ciągu 27 lat chorwackiej wolności lewica była u władzy przez osiem. To mówi samo za siebie. Tymczasem w mediach dominują poglądy lewicowo-liberalne.

Skąd bierze się ten rozdźwięk między potrzebami Chorwatów a mediami? Chodzi o spadek po komunizmie?

Oczywiście. Odziedziczyliśmy komunistyczne struktury. Wspomniane referendum media w zdecydowanej większości krytykowały albo – w najlepszym przypadku – zachowały się obojętnie. Zignorowały ważny test społecznych wartości. Ani jedno medium głównego nurtu nie poparło referendum. Zignorowało wolę narodu. W tym samym czasie środowiska homoseksualne uzyskały większe prawa.

Zdecydowana większość dziennikarzy należy do lewicowego stowarzyszenia.

Największe jest lewicowe Hrvatsko Novinarsko Drustvo. Nie dopuszcza odmiennego światopoglądu. Sami sobie wręczają nagrody. Dziennikarski establishment tworzą postkomuniści albo ludzie podobnie sformatowani. Na wyższych uczelniach, zwłaszcza tam, gdzie kształci się dziennikarzy, na naukach politycznych, wśród wykładowców dominuje światopogląd lewicowo-liberalny. I to jest kłopot.

Przekłada się na media?

Na dziennikarzy absolutnie tak. Dlatego czekamy na zmianę pokoleń. Powoli to się zmienia.

(…) Może to jest typowe postkomunistyczne rozdwojenie, skoro ludzie o konserwatywnych poglądach kupują tabloidowe treści.

Taka jest dominacja rynku. Powoli jednak krajobraz medialny się zmienia. Katolicki portal Bitno.net, dla którego pracuję, ma ogromną popularność: miesięcznie 4–5 milionów odsłon. Mniej więcej tyle, co polski Deon. Tyle tylko, że w Polsce mieszka blisko czterdzieści milionów ludzi, a w Chorwacji dziesięć razy mniej.

(…) W Polsce dziennikarze narzekają, że są w gorszej sytuacji procesowej aniżeli zwykli obywatele. Tak jest i w Chorwacji?

Tak zaczyna być. To może zagrozić wolności słowa. Ale mam tutaj ambiwalentne poczucie, bo poziom odpowiedzialności za słowo jest wśród chorwackich dziennikarzy skandaliczny. Za kłamstwa, fake newsy nikt nie ponosi odpowiedzialności.

Cały wywiad Błażeja Torańskiego z Goranem Andrijewiciem pt. „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu” znajduje się na s. 5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Błażeja Torańskiego z Goranem Andrijewiciem pt. „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu” na s. 5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poznańska Manifa 2019: stereotypowe postulaty, niska frekwencja i 87 kontrdemonstracji blokujących przemarsz feministek

Hasło przewodnie brzmiało „Ani pana, ani plebana, to my jesteśmy rewolucją”. Żal dziewczyn, które w ostatnią sobotę karnawału manifestowały hasła gwarantujące niepowodzenie życiowe i frustracje.

Aleksandra Tabaczyńska

W tym roku poznańskie feministki zmuszone były zrezygnować z tradycyjnej dla nich formy demonstracji, czyli przemarszu przez centrum miasta. Okazało się bowiem, że blisko sto różnych organizacji zgłosiło swoje manifestacje w różnych częściach Poznania, i to w ciągu dwóch kolejnych tygodni. Na 2., 3., 7. i 8. marca zarejestrowano 87 kontrdemonstracji, blokujących kluczowe miejsca miasta od godzin porannych do późnowieczornych. „To rekordowa liczba kontrmanifestacji zarejestrowanych tylko po to, aby uniemożliwić nasze wspólne święto solidarnej kobiecej walki” – taką informację można było przeczytać na portalu społecznościowym Manify 2019. Osobiście jestem pełna podziwu dla wszystkich, którzy zadali sobie ten trud, bo był on również przyczyną, a może usprawiedliwieniem dla środowisk feministyczno-lewicowych, niskiej frekwencji na tym specyficznym pokazie poglądów. Jak oszacowała policja, w zgromadzeniu brało udział około 300 osób i trwało ono dwie godziny.

Także 2 marca, w sobotę po południu manifestantki zgromadziły się na Ostrowie Tumskim, przed poznańską katedrą, aby zaprezentować swojej postulaty. Hasło przewodnie brzmiało „Ani pana, ani plebana, to my jesteśmy rewolucją” – cokolwiek to oznacza. Oczywiście stereotypowo postulaty były związane z dostępem do aborcji na życzenie, „przemocą ze strony Kościoła i państwa” oraz nierównościami społecznymi dotykającymi, w przekonaniu organizatorów, kobiety. Stała też pani z kartonem, na którym widniał napis: „apostazja info punkt”.

Czy tego rodzaju postrzeganie świata rzeczywiście jest w interesie kobiet? To oczywiście pytanie retoryczne, bo każda kobieta wie, że fajnie być mamą. Fajnie – to bardzo oszczędne określenie ogromu radości towarzyszących macierzyństwu, małżeństwu, a więc rodzinie. Jest to radość, jakiej nie da się uzyskać na innych polach, choćby zawodowym. Zresztą rodzina i życie zawodowe pięknie się uzupełniają.

Większość matek, gdy myśli o swoim dziecku i jego przyszłości, chciałoby, żeby miało ono męża/żonę, a nie żyło w związku partnerskim. Zwyczajnie marzymy, by było kochane do grobowej deski przez współmałżonka i żeby mogło doznać wszystkich tych wspaniałych emocji, jakie niesie bycie rodzicem.

A to zapewnia małżeństwo – w rozumieniu nie tylko stanu cywilnego, ale też sakramentu. Niewyszukanie pragniemy, żeby – gdy nas, rodziców, zabraknie – nasze córki i synowie mieli oparcie we własnej kochającej i stabilnej rodzinie.

Cieszy też bardzo, że rodzina w rozumieniu konserwatywnym staje się po prostu modna. Właściwie można by zaryzykować stwierdzenie, że wracamy do korzeni, pomimo nachalnej propagandy środowisk lewicowych i feministycznych. Świadczy o tym także tegoroczne skuteczne zablokowanie przez poznaniaków przemarszu Manify. Żal tych dziewczyn, które w ostatnią sobotę karnawału stały i manifestowały hasła gwarantujące niepowodzenie życiowe i frustracje. I te panie oraz kilku panów, tkwiąc przez dwie godziny na placu pod poznańską katedrą, niechcący pokazali, że próby szukania szczęścia tam, gdzie go nie ma, zawsze kończą się tym samym. Powrotem do prawdy – bo otwarte wrota świątyni były tylko o krok od demonstrantów.

Felieton Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Manifa” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera na s. 5 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jesteśmy gotowi do współdziałania ze wszystkimi ludźmi dobrej woli szanującymi realia historyczne we właściwej proporcji

Należy pomóc amerykańskim i izraelskim ofiarom Holokaustu w odzyskaniu mienia. Towarzyszyć temu powinno zastosowanie podobnej procedury w zakresie utraconego mienia w wyniku polskiej zagłady.

Piotr Andrzejewski
Adam Sandauer

20.02.2019

WP Ambasador USA
Georgette Mosbacher
Ambasada USA w Warszawie

Wielce Szanowna Pani Ambasador!

Kierując się wolą intensyfikowania współdziałania Polski i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej wobec wyzwań współczesnego świata, zwracamy się o poparcie następującej inicjatywy:

Na prośbę Mike’a Pompeo, żebyśmy Amerykanom i Izraelczykom (Żydom-ofiarom Holokaustu) pomogli w realizacji roszczeń restytucyjnych z tytułu utraconego mienia w wyniku Holokaustu – należy odpowiedzieć pozytywnie. Towarzyszyć temu powinno zastosowanie podobnej procedury w zakresie utraconego mienia w wyniku polskiej zagłady.

Zmowa Hitlera i Stalina, leżąca u podstaw odpowiedzialności za konsekwencje realizacji zagłady wobec narodów żydowskiego i polskiego, którego znaczącą część stanowili obywatele pochodzenia żydowskiego, winna rodzić dzisiaj podobną odpowiedzialność odszkodowawczą. Napaść Niemców i Rosjan na Polskę we wrześniu 1939 roku dała asumpt zagładzie naszych narodów. Skutki organizowania holokaustu przez Niemców na terenach okupowanych przez Niemców dają Polsce szczególne kompetencje, które motywują w sposób dorozumiany prośbę sekretarza stanu Mike’a Pompeo.

Po konferencji warszawskiej poświęconej zażegnaniu narastania konfliktu na Bliskim Wschodzie miała miejsce eskalacja napięcia i nieporozumień pomiędzy Izraelem a Polską. Wyniknęły one z ignorowania faktów historycznych, a reakcje przedstawicieli państwa Izrael zostały oparte na błędnym wywodzeniu wniosków. Błędem jest z faktu istnienia na okupowanych terenach Polski szmalcowników-przestępców wydających z chęci zysku obywateli polskich pochodzenia żydowskiego niemieckim władzom okupacyjnym – wywodzenie wniosku o odpowiedzialności Narodu i Państwa Polskiego za udział w zagładzie Żydów. Jedyne legalne władze, jakimi był Rząd Emigracyjny w Londynie, działania te potępiły i im przeciwdziałały, a Państwo Podziemne karało zdrajców śmiercią.

Takim samym błędem byłoby wywodzenie wniosku o współdziałaniu Narodu Żydowskiego w eksterminacji Żydów, z powodu funkcjonowania i współdziałania z Niemcami policji żydowskiej w gettach.

Błędem byłoby obciążenie współodpowiedzialnością za holokaust prezydenta USA F.D. Roosevelta, z racji zaniechania tak działań realnych, czy choćby symbolicznych, po uzyskaniu od przedstawicieli polskiego państwa informacji o eksterminacji Żydów i Polaków w niemieckich obozach. Prośba ze strony Polaków o działanie interwencyjne spotkała się jedynie z niewystarczającą deklaracją prezydenta F.D. Roosevelta pociągnięcia po wojnie winnych tego ludobójstwa do odpowiedzialności.

Błędem logicznego wnioskowania byłoby obciążenie organizacji żydowskich w USA współodpowiedzialnością za holokaust z powodu niechęci wyasygnowania okupu mającego uratować od eksterminacji 200 tysięcy Żydów węgierskich, mimo złożenia przez Niemców takiej propozycji.

Znając stosunek struktur Polskiego Państwa Podziemnego do przeciwdziałania zbrodniom niemieckim na Żydach, włącznie z wykonywaniem wyroków śmierci na osobach polskiego pochodzenia kolaborujących w tym zakresie z niemieckim okupantem, jak i w związku z daleko idącą pomocą w ratowaniu Polaków pochodzenia żydowskiego nie tylko przez polski ruch oporu (Żegota, Witold Pilecki), ale i przez przedstawicieli polskiego rządu pozostającego na obczyźnie (Karski, Zygielbojm, Grupa Berneńska, konsulat w Lizbonie) – prośba M. Pompeo winna być odebrana jako uznanie obecnej administracji i Narodu Ameryki dla przeciwdziałania holokaustowi przez reprezentantów Polski i Polaków.

Potwierdzamy kompetencje przedstawicieli dzisiejszych władz Polski do współdziałania w realizacji wszelkich roszczeń restytucyjnych z tytułu strat, szkód i nieodwracalnych skutków żydowskiego i polskiego holokaustu wobec odpowiedzialnych za ten stan rzeczy.

Prośba Mike’a Pompeo zasługuje na pozytywną reakcję w postaci powołania komisji oszacowań roszczeń i strat żydowsko-polskiego holokaustu i sposobu ich kompensowania przez prawnych spadkobierców nazistowskich Niemiec i komunistycznej, stalinowskiej Rosji.

Jesteśmy gotowi w tym duchu do współdziałania z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych, państwa Izrael i wszystkimi ludźmi dobrej woli, szanującymi realia historyczne we właściwej proporcji.

Piotr Ł.J. Andrzejewski /–/
Adam Sandauer/–/

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera znajduje się na s. 5 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera na s. 5 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie rozumiem polityki historycznej polskiego rządu, ale mam zaufanie do Prawa i Sprawiedliwości; chyba żebym je stracił

Państwo Gross, Grabowski, Bikont, Engelking e tutti frutti występują jako uczeni polscy, co w oczach cudzoziemców dodaje tej konferencji specjalnego autorytetu, zwłaszcza że organizatorem jest PAN.

Piotr Witt

Zamiast comiesięcznego felietonu zamieszczam tekst mojej „Kroniki Paryskiej” poświęconej temu wydarzeniu, którą wygłosiłem w poranku Radia Wnet w czwartek 21 lutego, na kilka godzin przed rozpoczęciem zapowiedzianego kolokwium. Wyjaśniłem w niej powody, dla których nie wezmę w nim udziału ani jako uczestnik, ani jako słuchacz. Przepowiedziałem zarazem przebieg obrad i ich skutki. Dzisiaj czytelnik „Kuriera WNET” ma okazję stwierdzić, na ile moje przewidywania były słuszne.

Konferencja reprezentuje nowy polski punkt widzenia na sprawy Holokaustu. Jaki to jest punkt widzenia? Zdefiniował go premier polskiego rządu.

Pan Mateusz Morawiecki powiedział 20.VI.2018: „podnieśliśmy świadomość o sprawie polskiej na zupełnie inny poziom”. I żeby nie było nieporozumień, szef rządu wyjaśnił, że nowy wymiar rozumienia sprawy polskiej odbywa się „przez pryzmat naszych partnerów izraelskich i amerykańskich środowisk żydowskich”.

Jaki to jest pryzmat tych naszych partnerów izraelskich i amerykańskich środowisk żydowskich, przypomniano nam w szczegółach podczas niedawnej konferencji bliskowschodniej w Warszawie. Nasi ukochani partnerzy izraelscy i amerykańscy wyrazili je jasno: premier Netanjahu stwierdził, że Polacy współpracowali z „nazistami” w dziele zagłady Żydów (nie powiedział – z Niemcami, gdyż jak wiadomo, wojny nie wydali Niemcy, lecz naziści, którzy ich okupowali), zaś nasz przyjaciel Amerykanin, pan Pompeo, ze swej strony uzupełnił wypowiedź mówcy izraelskiego, wzywając Polskę, „by poczyniła postępy w zakresie kompleksowego ustawodawstwa dotyczącego restytucji mienia prywatnego dla osób, które utraciły nieruchomości w dobie Holokaustu”. Nie można wyrazić się bardziej jasno i precyzyjnie. Chodzi o nieruchomości. (…)

Moje poglądy na zapowiedziane tematy są znane. Głoszę je niezmiennie od lat na falach Radia WNET i publikowałem w „Kurierze WNET”, a także jedynym wydawanym do niedawna tygodniku emigracji, paryskim „Głosie Katolickim”. Także w książce „Kroniki paryskie”.

Wykazywałem fałsz tzw. naocznych świadectw prześladowania Żydów przez Polaków. „Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego, „W imieniu wszystkich moich” Martina Graya, „Oczami dwunastoletniej dziewczynki” Janki Hescheles, „Dziennik” Miriam Berg – wszystko to są bezczelne fałszerstwa, zdemaskowane i udowodnione.

Chodzi o bardzo duże pieniądze. Fałszerstwo dzieła „Przeżyć z wilkami” wyszło na jaw dopiero wówczas, kiedy jego autorka zaskarżyła do sądu w Amsterdamie swojego holenderskiego wydawcę o to, że nie dopłacił jej 22 mln dolarów. Uwaga! Nie dopłacił… Wydawca ujawnił wówczas, że autorka żydowskiej opowieści, Misha Defonseca, nie jest wcale Żydówką, ale katoliczką z Amsterdamu, że naprawdę nazywa się Monique De Wael i że nigdy noga jej nie postała w Polsce, gdzie miało upływać jej tragiczne dzieciństwo.

Wszystko to i jeszcze więcej przedkładałem publicznie pod uwagę władz polskich. Proponowałem także jako pozycje godne rozpropagowania na świecie dzieła napisane we Francji, które uczciwie i prawdziwie przedstawiają stosunki polsko-żydowskie. (…) Moje wołanie na puszczy nie obudziło żadnej reakcji polskich władz odpowiedzialnych za tzw. polską politykę historyczną. (…)

Od wielu lat popieram PiS publicznie, gdzie mogę, na długo zanim jeszcze partia ta doszła do władzy. Nie mogę więc teraz moją publiczną wypowiedzią wsadzać jej kołka w szprychy, kiedy ta partia prowadzi swoją politykę historyczną. Ja tej polityki nie rozumiem, ale mam zaufanie do ludzi – chyba, żebym je stracił.

Dzisiaj można stwierdzić, na ile moje przewidywania były słuszne. Wszystko odbyło się dokładnie tak, jak to opisałem powyżej. (…) Polscy emigranci stawili się tłumnie.

Opowiadano mi, że jakaś starsza pani na widok panelu specjalistów na trybunie – państwa: Grossa, Grabowskiego, Engelking, Bikont e tutti frutti – jęknęła z cicha „O Jezu, a cóż to za rodacy!”. Zmylona widocznie tytułem konferencji.

Żeby nie wywoływać wilka z lasu, nie wspomniałem o możliwości prowokacji. Niestety! Dzisiaj Radio France Internationale (RFI), które tutaj jest tym, czym BBC w Londynie – głosem Francji na świat – potępiło zakłócanie kolokwium naukowego przez faszyzujących Polaków-antysemitów. Tak więc nie tylko nasi ojcowie i dziadowie zostali oskarżeni o współudział w zbrodni, ale także my – emigranci – o zakłócanie obrad zmierzających do ustalenia prawdy. Jeżeli rodacy we Francji zechcą teraz z obawy i ze wstydu ukrywać przed Francuzami swoje polskie pochodzenie, będą to zawdzięczać polskiej polityce historycznej prowadzonej przez Polską Akademię Nauk.

Cały artykuł „Polityka historyczna rządu polskiego z perspektywy Paryża” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w marcowym „Kurierze WNET” nr 57/2019, s. 3 – „Wolna Europa”, gumroad.com.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Piotra Witta pt. „Polityka historyczna rządu polskiego z perspektywy Paryża” na s. 3 „Wolna Europa” marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W naszej części Europy mamy te same problemy dotyczące mediów i wolności słowa, i prawie nic o nich nawzajem nie wiemy

Szczególnie niepokojące jest to, iż stałą praktyką w naszych krajach stało się czerpanie wiedzy o stanie wolności mediów – nawet u bliskich sąsiadów – z raportów międzynarodowych organizacji.

Jolanta Hajdasz

Chorwacja: „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu”, Rumunia: „Nasze społeczeństwo jest konserwatywne, ceni tradycję i rodzinę, a media u nas są liberalne. Opisują świat, jakby chciały nas pozbawić tożsamości”. Węgry: „Mamy w nosie rankingi wolności mediów robione na Zachodzie, są tendencyjne i nic więcej, tylko chcą szkodzić Węgrom”. Czechy: „Media mają zabarwienie liberalno-lewicowe, także media publiczne, a na rynku brakuje tytułów konserwatywnych, społeczeństwo jest raczej konserwatywne, ale brakuje dla niego oferty”.

Skąd my to znamy? – chciałoby się powiedzieć. Z tym naszym światem medialnym jest coś nie tak… Okazuje się, że nie tylko Polacy mają takie wrażenie. Rozmowy z dziennikarzami z krajów naszej części Europy są zdumiewające, chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy z tego, co usłyszymy. Że mamy te same problemy dotyczące świata mediów i wolności słowa i że prawie nic o nich nawzajem nie wiemy. Wiedza w Polsce o czeskich, węgierskich, rumuńskich, chorwackich czy słoweńskich mediach pochodzi głównie z… „Gazety Wyborczej”. Największa liczba korespondentów, najdłuższy okres funkcjonowania na rynku prasy i odpowiednie pozycjonowanie w wyszukiwarkach w sieci robi wynik. Na to samo źródło informacji trafia ktoś z zagranicznych mediów, gdy szuka czegoś o nas i o naszym kraju. Dlatego w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich postanowiliśmy opracować coś inaczej – nie wyszukując wszystkiego w internecie, nie opracowując wszystkiego zdalnie, tylko jak przez wielu laty – kontaktując się bezpośrednio z ludźmi, szukając rozmówców tam, gdzie wcześniej tego nikt nie robił Wyniki są zaskakujące. Pokazują realne problemy, jakie zrodziła kontrowersyjnie przeprowadzana w naszych krajach transformacja. Stąd pomysł na opracowanie specjalnego raportu o stanie wolności słowa w naszej części Europy, a konkretnie – w krajach Inicjatywy Trójmorza. (…)

Pomimo geograficznej bliskości, dziennikarze z krajów Inicjatywy Trójmorza mają niewielką (lub zgoła żadną) wiedzę na temat realizacji zasady wolności słowa w poszczególnych państwach, brakuje usystematyzowanych opracowań na ten temat. Szczególnie niepokojące w tej sytuacji jest to, iż stałą praktyką w naszych krajach stało się czerpanie wiedzy o stanie wolności mediów nawet u bliskich sąsiadów z raportów międzynarodowych organizacji, takich jak Freedom House czy Reporterzy bez Granic, których ustalenia – np. na temat stanu wolności mediów w Polsce – są wręcz niezgodne ze stanem faktycznym, a przy tym oparte są na niejasnych kryteriach oraz subiektywnych ocenach osób przygotowujących opracowania dla tych organizacji. (…)

CZECHY

(…) Nie da się mówić o mediach w Czechach, zapominając o kontekście politycznym, rządowym czy gospodarczym. Reporterzy bez Granic w swoim raporcie zwrócili uwagę, że w Czechach „koncentracja własności mediów osiągnęła stan krytyczny”. W kwestii religii dziennikarze uważają, że są niezależni. Mają prawo krytykować, ale mają szanować prawo i mówić prawdę. Dziennikarze mediów publicznych rozszerzają tę zasadę na rząd. Niby nie podlegają naciskom finansowym, ale np. unikają wydarzeń kulturalnych, których partnerem jest inne mocne medium.

Rozważając sytuację mediów i dziennikarzy w Czechach, należy zwrócić uwagę na największy problem, który dotknął tę sferę, czyli na oligarchizację mediów. (…) Ruch Babiša zapoczątkował proces oligarchizacji. Po nim kolejni oligarchowie sięgnęli po media na zasadzie dotrzymywania kroku. Jednak to, że poszczególne domy mediowe mają innych właścicieli, nie gwarantuje pluralizmu i wolności prasy. Dziennikarze zwracają uwagę na występujący w Czechach problem zbierania tzw. haków i nieujawniania ich. Poszczególne tytuły zbierają materiały na oponentów politycznych i nie publikują ich, trzymając konkurenta w szachu. Taka sytuacja nie wpływa dobrze ani na pracę dziennikarzy, ani na przejrzystość debaty w państwie.

Wszyscy zgodnie stwierdzają, że media w Czechach mają zabarwienie liberalno-lewicowe, także media publiczne, i brakuje na rynku tytułów konserwatywnych. Co ciekawe, stwierdzili, że społeczeństwo jest w znacznej mierze konserwatywne, ale brakuje dla niego oferty.

BUŁGARIA

Nadzwyczaj zgodne opinie prezentowane przez bułgarskich przedstawicieli mediów, z którymi spotkaliśmy się podczas wizyty studyjnej w Bułgarii, sprowadzają się do kilku prostych tez: Media bułgarskie są zdominowane przez magnatów medialnych, a władze państwowe stworzyły sobie bardzo przyjazny klimat informacyjny, co stawia dziennikarstwo w tym kraju w bardzo trudnej sytuacji. Rządzący finansują w sposób pośredni lub bezpośredni te media, które są im posłuszne, zaś dziennikarze liczą się z wymaganiami właścicieli, za którymi stoją władze. (…)

Media opozycyjne wobec władzy poddawane są silnej presji, w którą zaangażowane są instytucje państwowe (prokuratorskie, kontrolne i fiskalne). Jeśli do tego obrazu dorzucić bardzo słabą pozycję mają mediów lokalnych, finansowo zależnych od samorządów i oligarchów, pluralizm w sferze medialnej jawi się jako bardzo ograniczony. Najdobitniej pokazują to wyniki ankiety (2017 r.) przeprowadzonej wśród 200 dziennikarzy przez AEJ-Bulgaria i Fundację Ameryka dla Bułgarii.

Aż dwie trzecie respondentów oceniło stan wolności słowa w tym kraju jako zły (42,4%) lub bardzo zły (27,8%). Ocenę dostateczną postawiło 25,5%, zaś dobrą zaledwie 4,5% (bardzo dobrej brak).

SŁOWENIA

Z zebranych informacji wynika, że media słoweńskie w większości są finansowane przez kapitał rosyjski i węgierski, najprawdopodobniej właśnie do tych krajów odprowadzane są podatki. Jednak struktura właścicielska jest całkowicie nieprzejrzysta, trudno prześledzić przepływy finansowe. Dziennikarze mówią, że największy wpływ na media ma słoweńska lewica, a najtrudniejsze są nie polityczne, ale ekonomiczne naciski ze strony właścicieli mediów i „kolegów” należących do innej opcji politycznej. Istnieje oczywisty związek między właścicielami a sposobem raportowania.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa w Europie Środkowo-Wschodniej” znajduje się na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa w Europie Środkowo-Wschodniej” na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Długi marsz w stronę V Rzeczypospolitej (12). Między komunizmem, socjalizmem i żerowiskiem/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Bez najmniejszych wątpliwości wolę państwo socjalistyczne niż komunistyczne lub żerowisko. Niezależnie od tego, kto będzie na nim (na nas) żerował. I mam nadzieję, że z Wami jest tak samo.

Na takim właśnie odcinku drogi znajduje się strukturalnie i społecznie państwo polskie. Oby pozostawało na nim jak najkrócej. Od rozpoznania, gdzie jesteśmy, zależy dalsza droga, której długość liczyć trzeba jak na górskim szlaku – nie kilometrami, ale czasem przejścia. Zatem na miarę mojego rozumu spróbuję wszystko objaśnić.

Od 1989 roku państwo polskie już nie jest komunistyczne. Bo komunistyczne było od roku 1945 do 1989, gdy władzę nad wszystkim trzymała w swoim ręku sowiecka bolszewia. To bolszewicy różnych nacji odebrali Polakom własność (poza drobną rolną), środki produkcji i handel. I tak przeorganizowali budżet państwa, żeby wszystkie pieniądze wypracowywane przez Polaków trafiały do Centrali. Dzięki temu bolszewicy mogli organizować życie wszystkich Polaków. Wypłacać co miesiąc kieszonkowe zwane pensją i niszczyć nas fizycznie i psychicznie. W wymiarze ekonomicznym system bolszewicki sprowadzał się do totalnego zarządzania coraz większą biedą. Z biegiem lat wyczerpywały się bowiem zasoby materialne i ludzkie przedwojennego państwa. Jeżeli porównamy to z innymi państwami zniewolonymi przez komunizm, zobaczymy ten sam obraz, obraz postępującej społecznej nędzy. I obraz postępującego zubożenia warstwy rządzącej, co prowadzi w końcu do odrzucenia przez nią samą bolszewickiej doktryny. W naszym przypadku – z rozkazu najważniejszej, moskiewskiej Centrali.

Nie ma dobrej nazwy w naukach społecznych na nazwanie systemu, który narzucono nam przy Okrągłym Stole. Myślę, że mało naukowy termin ‘żerowisko’ najbardziej oddaje istotę rzeczy.

Odrzucono bolszewizm (marksizm-leninizm-stalinizm) jako obowiązującą wszystkich pod karą więzienia doktrynę. I odrzucono ambicję centralnego zarządzania dobrem społecznym. Ale nie oddano Polakom pieniędzy zabranych wcześniej właśnie w tym celu: systemowego dopłacania do mleka, mieszkań, mundurków szkolnych i małego fiata. Bo bolszewicy lepiej znali nasze potrzeby niż my sami. Pozwolono zwykłym Polakom  martwić się o siebie samych, a nawet wyjeżdżać jak się nie podoba. Za to systemowym, okrągłostołowym kapitalistom pozwolono przejąć dużą część majątku narodowego. Pozostałą oddano w ręce zachodniego kapitału, zapewniając mu przy tym przewagę konkurencyjną dzięki rozlicznym przywilejom.

Dla pełnego zabezpieczenia interesów towarzyszy-biznesmenów i towarzyszy-emerytów ustanowiono specyficzny porządek prawny, przypieczętowany w roku 1997 obowiązującą do tej pory konstytucją. To nie bez powodu rozmaici Obywatele wymachują ową KON-STY-TU-CJĄ. Konstytuuje ona bowiem chaos poprzez przenikanie się i wzajemne znoszenie kompetencji organów państwa. Po to, żeby nieformalny okrągłostołowy obóz w nieskończoność rządził i grabił Polaków. I żeby robił to bezkarnie, mając TW (to od towarzyszy 🙂 ) sędziów w kieszeni. I chyba już zaczynamy rozumieć, że z podobnego powodu – obrony żerowiska – ten okrągłostołowy porządek jest broniony przez brukselskie kręgi.

Z żerowiskiem od 2015 roku walczy Obóz Dobrej Zmiany i w całej rozciągłości tę walkę popieram. Niech rządzi i oczyszcza Polskę z patologii żerowiska przez kolejną kadencję. Ale niech robi to skutecznie. Systemowo, a nie doraźnie i bez skutków trwałych.

Skoro PiS jest partią socjalistyczną, to niech wreszcie wprowadzi w Polsce socjalizm. Nie żartuję. Jestem jak najbardziej za. Bo wprowadzenie w Polsce socjalizmu (nie bolszewizmu) będzie jednoznaczne ze zmianą systemu finansowania państwa. I polegać musi na odrzuceniu bolszewickiego systemu odbierania przez Centralę wszystkich pieniędzy wypracowywanych przez polski naród. Systemu ustanowionego w latach 1945-47, zmodyfikowanego pseudoreformą samorządową, potęgującą rozwój patologii społecznej, a nie rozwój samorządności Polaków.

Nie marzę na razie o Szwajcarii pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, gdzie 70% wszystkich dochodów państwa zbiera się i pozostawia w gminie i kantonie. Marzę o socjalistycznej Szwecji i socjalistycznych Niemczech, gdzie 50% budżetu jest zbieranych i pozostawianych w rękach społeczności lokalnych. I takiego sprawiedliwego i socjalistycznego państwa od Obozu Dobrej Zmiany oczekuję. To zmiana konstrukcji budżetu państwa jest tą podstawową zmianą, dzięki której możemy przejść od pokomunistycznego systemu żerowiska do zachodniego systemu socjalistycznego. Bo socjalistyczny Zachód zrozumiał niebolszewicką prawdę oczywistą, że łatwiej jest uprawiać socjalizm, gdy kasa państwa jest pełna. A żeby kasa była pełna, przedsiębiorcy prywatni muszą ją zapełnić. Dlatego najpierw zapewnia im się dogodne warunki rozwoju, a dopiero potem opodatkowuje. I zatrudnianych przez nich pracowników również. I to jest podstawowa różnica pomiędzy socjalizmem a komunizmem. Socjalistycznym zarządzaniem dobrobytem i komunistycznym zarządzaniem nędzą. Ubóstwo było wpisane w komunistyczną doktrynę, a największą zbrodnią przeciwko niej było odchylenie burżuazyjne. To stąd wynikało odebranie obywatelom pieniędzy i możliwości ich samodzielnego zarabiania.[related id=71213]

Chyba czas już tę podstawową różnicę zrozumieć. I przyjąć wreszcie w Polsce socjalizm w jego zachodnim wydaniu. Wszystkie inne reformy państwa i branżowych dziedzin życia społecznego są zależne od tej jednej podstawowej zmiany. Jeżeli jej nie dokonamy, niczego nie dokonamy. Dlatego tym razem nie będę omawiał szczegółów; robiłem to nie raz i jeszcze nie raz będzie okazja.

Dopiero zmiana struktury budżetu państwa na niebolszewicką, na socjalistyczną, pozwoli zaistnieć IV Rzeczypospolitej. A jak już wiecie, bez IV nie będzie mogła zaistnieć wolna i zamożna V Rzeczpospolita – moja dziedzina. Ale nawet tej IV gotów jestem bronić (o tym za tydzień), choćbym do końca życia miał pozostać Janem Kowalskim bez ziemi. Bo bez najmniejszych wątpliwości wolę państwo socjalistyczne niż komunistyczne lub żerowisko. Niezależnie od tego, kto będzie na nim (na nas) żerował. I mam nadzieję, że z Wami jest tak samo.

Jan A. Kowalski

„Raport” fundacji „Nie lękajcie się” na temat pedofilii w polskim Kościele nie jest ani rzetelny, ani prawdziwy

Raport ma nikłą wartość merytoryczną, stanowi zbiór nieopracowanych i niepoddanych krytycznej analizie wycinków prasowych przede wszystkim z „Gazety Wyborczej”. Świadczy o ignorancji jego autorów.

Jolanta Hajdasz

CMWP SDP zaapelowało do dziennikarzy o rzetelność i jak najdalej posuniętą ostrożność przy jego omawianiu w mediach, a Ordo Iuris ocenił jednoznacznie, iż „raport” ten w żaden sposób nie spełnia wymagań powszechnie stawianym tego typu opracowaniom. Przedstawione w nim tezy – zwłaszcza oskarżenia w stosunku do hierarchii kościelnej – nie zostały odpowiednio udowodnione, piszą obie instytucje. Na czym polega ta manipulacja? (…)

„Raport nt. naruszeń prawa świeckiego lub kanonicznego w działaniach polskich biskupów w kontekście księży sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci i osób zależnych” fundacji „Nie lękajcie się” został opublikowany z datą 19 lutego 2019 r. Zawiera szereg nieprawdziwych, niepełnych i zmanipulowanych informacji oraz stawia bezpodstawne zarzuty polskim duchownym katolickim. Oficjalny protest przeciwko zawartym w nim informacjom wyrazili do dnia dzisiejszego przedstawiciele m.in. archidiecezji krakowskiej, wrocławskiej, warszawskiej i warmińskiej oraz diecezji rzeszowskiej, toruńskiej i opolskiej. „Raport” przede wszystkim wymienia nazwiska 24 polskich hierarchów, wśród nich dwóch kardynałów, którym zarzuca m.in. ukrywanie pedofilii. (…)

O tym, że opracowanie fundacji „Nie lękajcie się” jest kłamliwą manipulacją, świadczy także bardzo jednostronny dobór informacji o opisywanych w „Raporcie” zdarzeniach, w których całkowicie pominięto publikacje ukazujące się w mediach o innej niż liberalna i lewicowa orientacja światopoglądowa.

Wnioski, jakie na podstawie przeprowadzonych „analiz” wyciągają Autorzy tego „Raportu”, świadczą o ich całkowitej ignorancji wobec realnej skali i rzeczywistej reakcji polskiego Kościoła i jego hierarchów na wszelkiego rodzaju nadużycia seksualne, których miałyby się dopuszczać osoby duchowne – czytamy w stanowisku opublikowanym na stronie internetowej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy (cmwp.sdp.pl i sdp.pl).

Tę opinię potwierdziła także bardzo szczegółowa analiza prawna przeprowadzona przez prawników Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Raport ten stanowi zbiór dowolnie dobranych wycinków z materiałów prasowych oraz zawiera poważne błędy merytoryczne i metodologiczne – wskazują eksperci Instytutu w przesłanej do mediów analizie metodyki opisu stanów faktycznych będących podstawą opublikowanego raportu Fundacji „Nie lękajcie się” ws. nadużyć seksualnych duchownych w Polsce. Jak wskazują analitycy Ordo Iuris, w istocie raport ten stanowi zbiór dowolnie dobranych wycinków z materiałów prasowych oraz zawiera poważne błędy merytoryczne i metodologiczne – czytamy w dokumencie. Autorzy raportu ani razu nie wskazali na prawomocne wyroki sądów, odwołując się jedynie do doniesień medialnych, z których większość dotyczyła orzeczeń nieprawomocnych.

W tekście znajdują się przede wszystkim nawiązania do mediów, które zwykle niechętnie odnoszą się do Kościoła katolickiego, np. portal „Gazety Wyborczej” jest wymieniany 25 razy, a portal OKO.press 9 razy. Jako katolickie medium raz przywoływany jest „Tygodnik Powszechny” – wylicza Ordo Iuris.

Zauważa, że ani razu nie wskazano na znane w Polsce katolickie tygodniki opinii („Gość Niedzielny”, „Niedziela”, „Przewodnik Katolicki”), które obszernie informowały opinię publiczną o działaniach Kościoła związanych z walką z pedofilią. Nie pojawiają się również depesze Katolickiej Agencji Informacyjnej na bieżąco przekazującej wiadomości na ten temat. (…)

Tendencyjne przedstawianie trudnych i złożonych problemów społecznych jest manipulacją, która wprowadza w błąd odbiorców mediów. Takie działanie zagraża wolności słowa i psuje debatę publiczną. W demokratycznym kraju nigdy nie powinno mieć miejsca.

Analiza Instytutu Ordo Iuris dostępna jest na stronie internetowej: ordoiuris.pl, stanowisko CMWP SDP na stronie : cmwp.sdp.pl.

Jolanta Hajdasz jest dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Skandaliczny raport” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Skandaliczny raport” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Wolność (słowa) kocham i rozumiem”. Dwudniowa debata w SDP w Warszawie przy pełnej sali i międzynarodowej obsadzie

Temat debaty tym, którzy zawsze (lub prawie zawsze) mieli u siebie wolność słowa (albo im się tak wydawało), mógł się wydawać niezupełnie atrakcyjny, ale dla nas był atrakcyjny niezwykle!

Jan Bogatko

Sprawa jest poważniejsza, niż wygląda na pobieżny rzut oka. Widać ją, lecz na razie jej nie nazwano, nie opisano, nie zdefiniowano. Ale wiadomo, że jest i na to czeka! Inaczej nie mówilibyśmy przecież – jak pierwszego dnia debaty, o destrukcji języka, manipulacji i dezinformacji czy tematach tabu (nieco inny charakter miał temat Status mediów w krajach inicjatywy Trójmorza, aczkolwiek i tu wskazano na tak zwane rankingi wolności na użytek władzy). Drugiego dnia paneliści wzięli na tapetę modną mowę nienawiści i postawili pytanie: Dlaczego ludzie nie ufają mediom? Oraz: O czym dziennikarze mówić powinni. A zatem, o jaką poważniejszą iż na to wygląda sprawę tu chodzi? Destrukcja języka nie wzięła się z niczego. Nie jest to żadna autodestrukcja, lecz świadomy zabieg, mający uniemożliwić komunikację między ludźmi. Z tym, że język MA służyć komunikacji, zgadzają się wszyscy. Jeśli jest on zniekształcony, komunikacja po prostu nie dochodzi do skutku. Można dodać – w najkorzystniejszym przypadku. A jeśli język ulega celowej destrukcji, to skutki okazują się opłakane DLA PRZECIWNIKA. Kiedy zdamy sobie z tego sprawę, dostrzeżemy, że uczestniczymy w wojnie. Niewypowiedzianej przez agresora!

Nie istnieje bowiem żadna konwencja genewska, która regulowałaby zasady jej prowadzenia. Zwycięzca nie bierze w tej wojnie jeńców. Nie oszczędza nikogo (nawet i siebie, jeśli tylko sam uwierzy we własny przekaz!).

To destrukcja języka umożliwiła dopiero manipulację i prowadzenie medialnej dezinformacji (fake news) na skalę przemysłową. Jednym z gatunków broni, używanej w tej niewypowiedzianej wojnie, a raczej napaści tzw. marksizmu kulturowego (co za eufemizm!) na demokrację (bezprzymiotnikową, czyli jedyną w istocie formę demokracji – wszystkie inne to fałszywe marki), jest tak zwana ‘mowa nienawiści’. Te głowice nuklearne wystrzeliwuje liberalna demokracja, czytaj: antydemokracja, czytaj demokracja socjalistyczna, czytaj neostalinizm – w kierunku wroga, nie uznającego ich wartości liberalnych, czytaj antywartości, czytaj destrukcji cywilizacji, mając nadzieję na zwycięstwo przez zaskoczenie, jak swego czasu Hitler i Stalin, że wymienię najważniejszych dowódców w walce o pokój na starym kontynencie.

Czy demokracji uda się obrona przed agresorem? Na to pytanie odpowiem wymijająco stwierdzeniem, że wierzę w to, że neomarksowski przeciwnik poniesie sromotną klęskę, mimo wznoszenia mu pomników w nieprzeoranej praktyką wynikającą z jego teorii zachodniej, czyli liberalnej, czytaj: zniewolonej przez mniejszości – części Europy (notabene pomnik Marksa w Trewirze wzniosły narodowokomunistyczne Chiny, niedawno jeszcze piętnowane za niehumanitarny reżim). Lecz te czasy należą do przeszłości, a liberalni demokraci zapomnieli już przestrogę, że kapitaliści będą sprzedawać komunistom nawet stryczki do wieszania kapitalistów (to powiedział chyba Lenin, zupełnie niekrytykowany założyciel Gułag Industry). (…)

Zatrzymam się na chwilę przy ulubionym terminie stalinowców ‘mowa nienawiści’. Przestrzegam przed wprowadzaniem tego pojęcia do własnego słownictwa! To pułapka na myszy!

Stalinowcy, czyli liberalni demokraci, wymyślili je po tym, jak wywołali schamienie i skarlenie języka debaty w celu wprowadzenia tylnymi drzwiami cenzury jako kagańca na politycznych przeciwników. Dużo w toku warszawskiej międzynarodowej debaty dziennikarzy mówiono na ten temat. Uważam nawet, że za wiele – to znaczy, że przeciwnikom wolności słowa ten zabiegł się w pełni udał. My musimy (O czym dziennikarze mówić powinni) posługiwać się komunikacyjnym językiem w relacjach z tymi, do których chcemy się zwrócić. Ośmieszajmy ich, proszę, ale nie dajmy się sprowadzić do narzucanego przez nich, podłego stylu debaty.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „W Warszawie, czyli na Zachodzie” – jak co miesiąc, na stronie 3 „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr marcowy 57/2019, gumroad.com.

 


Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia  na gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki pt. „W Warszawie, czyli na Zachodzie” na s. 4 „Wolna Europa” marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego