Śnijcie dalej rywale. Biało-czerwona zimowa stolica Polski

Głośna, przyodziana w narodowe barwy kolumna ludzi rozciągająca się od skoczni aż po Krupówki – taki krajobraz napotkaliśmy w niedzielę w Zakopanem przy okazji konkursu Pucharu Świata w skokach.

Na podtatrzańskiej skoczni stawiło się przeszło 23 tysiące kibiców, w ogromnej przewadze polskich. Na tym jednak nie koniec. Od podnóża Wielkiej Krokwi rozciągał się kilkudziesięciotysięczny, biało-czerwony tłum. Ogromną popularność skoków w naszym kraju widać było jak na dłoni.

Obowiązkowymi atrybutami każdego mającego zamiar pojawić się na skoczni były tradycyjnie szaliki, wszelakiej maści czapki i trąbki. Głośno było już od wczesnych godzin porannych, kiedy pierwsze fale sympatyków naszej drużyny zaczęły wylewać się na główną arterię miasta – Krupówki. Dominowały optymistyczne nastroje, bo przecież w sobotę polska drużyna zdobyła srebro w konkursie drużynowym. Ciężej było jedynie tym, którzy poprzedniego wieczoru zbyt intensywnie świętowali sukces podopiecznych Stefana Horngachera.

Trybuny skoczni im. Stanisława Marusarza wypełniły się jeszcze zanim skoczkowie przystąpili do serii próbnej. Atmosferę skutecznie podgrzewali spikerzy, z którymi kibice chętnie współpracowali, od samego początku konkursu tworząc wspólnie unikalną atmosferę zawodów w Zakopanem. Nie bez powodu każdego roku oficjele z FIS (Międzynarodowej Federacji Narciarskiej – red.) powtarzają, że konkursy w Zakopanem są organizacyjnym wzorem dla całej reszty kalendarza PŚ. Specjalna scena zlokalizowana u podnóża skoczni, występy artystów, profesjonalni spikerzy i przede wszystkim rekordowa ilość żywiołowo reagujących kibiców – to są wyróżniki zimowej stolicy Polski na tle całego świata skoków narciarskich.

Dla niemal każdego zawodnika z pięćdziesięciu, którzy oddawali w niedzielę swoje stoki, organizatorzy mieli przygotowaną specjalną piosenkę, która rozbrzmiewała, gdy ten znajdował się w powietrzu. To z resztą właśnie w Zakopanem po raz pierwszy zezwolono na wykorzystanie muzyki; z początku tylko pomiędzy skokami. To tam z chęcią wracają największe gwiazdy dyscypliny, bo kibice nie szczędzą dopingu nikomu. W tym roku powrócił Janne Ahonen, skakali Gregor Schlierenzauer i Simon Ammann. Wszyscy z uśmiechami na ustach (może poza Ahonenem, bo ten akurat słynie z kamiennego wyrazu twarzy).

Naprawdę niesamowicie robiło się jednak dopiero przy okazji prób Polaków. Wtedy podrywał się nagle ogłuszający huk tysięcy trąbek, a ziemia zdawała się drżeć pod nogami. Emocje sięgały zenitu zwłaszcza pod koniec drugiej serii, kiedy ważyły się losy konkursu indywidualnego. Po niemal perfekcyjnym skoku Kamila Stocha, pięciu jego bezpośrednich rywali musiało zaprezentować się gorzej, by to on został zwycięzcą. Utworem przewodnim ostatnich minut rywalizacji było „Dream On” zespołu Aerosmith, a podczas gdy przeciwnicy Polaka znajdowali się w powietrzu, spiker powtarzał wciąż: „Śnijcie dalej rywale, Kamil na prowadzeniu!”.

I faktycznie, przynajmniej do kolejnych zawodów w Willingen sny o zwycięstwie muszą odłożyć Richard Freitag, Andreas Wellinger, Michael Hayboeck, Markus Eisenbichler i Daniel-Andre Tande, bo to niesiony dopingiem tysięcy gardeł na skoczni i milionów przed telewizorami Stoch spełnił marzenie o kolejnym zwycięstwie na Wielkiej Krokwi. Euforię, jaka wybuchła na obiekcie po ogłoszeniu tryumfatora można było porównać chyba tylko do reakcji na zwycięską bramkę strzeloną przez piłkarza w ostatniej minucie meczu. I choć na ulicach Zakopanego po niedzielnym konkursie było już nieco spokojniej niż w sobotę, to wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że to miasto ma tylko jednego króla.

Zapraszamy do wysłuchania słów Kamila Stocha z konferencji prasowej po zawodach:

Komentarze