Ojciec Tadeusz Rydzyk oskarżony przez publicystę „Tygodnika Powszechnego” o sprawstwo dechrystianizacji Polski

Radio Maryja po prostu nie zajmowało się przez lata Kościołem otwartym. Dla Kościoła otwartego zaś Radio Maryja było – również od samego początku – głównym problemem polskiego katolicyzmu.

Henryk Krzyżanowski

Radio Maryja i inne dzieła toruńskiego redemptorysty od początku jego działalności były celem zaciekłych ataków publicystów i duchownych tzw. Kościoła otwartego w Polsce. Są do dziś, czego najnowszym przejawem jest kuriozalny tekst Oskarżam o. Ludwika Wiśniewskiego w „Tygodniku Powszechnym”. Ten wielce zasłużony dominikanin pisze ni mniej, ni więcej, że o. Tadeusz Rydzyk i popierający go katolicy (wśród nich liczni biskupi) są głównymi sprawcami dechrystianizacji Polski. A w jaki sposób? Ponieważ, twierdzi o. Ludwik, to oni wprowadzili do polskiego katolicyzmu wrogość oraz idącą za nią nienawiść. Wrogość i nienawiść w Kościele – słowa-klucze i oskarżenia ciężkie jak młyńskie kamienie.

Uff… Tak się składa, że jestem słuchaczem i czytelnikiem mediów toruńskich od samego ich powstawania. Mogę więc odpowiedzialnie stwierdzić, że w relacjach między, w skrócie, Kościołem toruńskim a Kościołem otwartym istniał od początku daleko posunięty brak symetrii.

W katechezie i publicystyce Radio Maryja po prostu nie zajmowało się przez lata Kościołem otwartym. Co było zgodne ze znanym zawołaniem Ojca Dyrektora „alleluja i do przodu!” oraz realizowaną przezeń nieco staroświecką zasadą ‘o Kościele albo dobrze, albo wcale’.

I tu pojawia się asymetria, bowiem dla Kościoła otwartego Radio Maryja było – również od samego początku – głównym problemem polskiego katolicyzmu. Publicyści i autorytety „otwartych” bez zahamowań uczestniczyli w kolejnych falach ataków na RM. Nie przeszkadzał im wcale sojusz z jawnie antyreligijnymi uczestnikami życia publicznego, traktującymi Kościół jako przeszkodę na drodze do nowoczesności.

Czy w tej kampanii była wrogość i nienawiść? Wrogość na pewno, także pogarda, a czy również nienawiść? Trzeba by zapytać autorów. Jedno jest pewne – owa wrogość i pogarda objawiały się wyłącznie po stronie przeciwników toruńskiego dzieła. Odpowiedzią redemptorystów było ignorowanie napastników.

To wszystko jest smutne, bowiem w Kościele katolickim, czyli powszechnym, jest miejsce i rola do spełnienia dla wszystkich. Zarówno dla katolików otwartych, jak i moherów modlących się z toruńskim radiem. Ale czy ta prawda dotrze kiedyś do o. Ludwika?

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Niesymetryczny Ojciec Dyrektor” znajduje się na s. 2 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Henryka Krzyżanowskiego pt. „Niesymetryczny Ojciec Dyrektor” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

 

Nie było polskich obozów śmierci – były niemieckie. Koniec. Kropka / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 44/2017

Prawda jest po naszej stronie. Po stronie tych, którzy pomagali Żydom, choć w okupowanym kraju z rąk Niemców groziła za to całej rodzinie kara śmierci. Nie trzeba więcej wyjaśniać – koniec, kropka.

Jolanta Hajdasz

Hejt nas zalał, ruszyli wrodzy publicyści
Radzi są postnaziści, tudzież putiniści.
Zestaw naszych obrońców rozpaczliwie krótki.
Wniosek – nie zgłaszać ustaw, gdy nieznane skutki.

Bardzo lubię satyrę Marcina Wolskiego, ale tym razem puenta jego wierszyka wywołuje mój zdecydowany sprzeciw. W chwili, gdy piszę te słowa, faktycznie nieznane są jeszcze ostateczne skutki nowelizacji ustawy o IPN, jednak bardzo dobrze, że wreszcie ją uchwalono. Mimo burzy, którą wywołała, mimo kryzysu międzynarodowego na linii Polska–Izrael, mimo kolejnej kampanii medialnej przeciwko Polsce.

Ale prawda – ten najważniejszy sojusznik człowieka – jest w obecnej sytuacji zdecydowanie po naszej stronie. Po stronie tych, którzy pomagali Żydom, choć w okupowanym kraju z rąk Niemców groziła za to całej rodzinie kara śmierci. Nie trzeba więcej wyjaśniać – koniec, kropka.

Nie było nigdy „polskich obozów śmierci”, one były niemieckie i znajdowały się na terenie naszego kraju okupowanego przez Niemcy. Koniec. Kropka.

Przyjęta przez Sejm 26 stycznia 2018 nowelizacja ustawy o IPN – Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu – ma na celu ochronę dobrego imienia Polski na arenie międzynarodowej i jest realizacją w praktyce prawa państwa polskiego do obrony prawdy historycznej. Nie ingeruje ani w swobodę badań naukowych, ani nie cenzuruje świadectw ofiar Holokaustu. Koniec. Kropka.

To smutne, że trzeba komukolwiek to wyjaśniać. Ujawniane każdego dnia fakty dotyczące tej nowelizacji umacniają tylko przekonanie, że walczymy w bardzo ważnej, wręcz fundamentalnej dla naszego narodu sprawie. Polska, suwerenny kraj, może i musi bronić prawdy o naszej historii, bo na pewno nie zrobią tego za nas inni. Jeszcze raz powtórzę – nic dodać, nic ująć. Koniec. Kropka.

Oczywiście człowiek rozsądny zawsze będzie starał się przewidzieć skutki swojego działania, zawsze trzy razy się zastanowi, zanim coś powie, i kolejne trzy, zanim coś zrobi, ale są sprawy, w których zimna kalkulacja i rachunek zysków i strat, nazewnictwo i emocje stają na bocznym torze i nie mają znaczenia. Owszem, należy o nie dbać, ale nie kosztem prawdy. Polacy nie mogą być oskarżani o czyny, których nie popełnili. Od innych państw nie oczekujemy niczego innego, tylko poszanowania prawdy.

Zupełnie niedawno dowiedziałam się, że rodzina mojej mamy Bogusławy, czyli moi dziadkowie i pradziadkowie, też uratowali rodzinę Żydów ze swej wioski koło Jędrzejowa. Ciocia Ewa pamiętała dobrze, iż były to cztery osoby – rodzice i dwie córeczki. W pomoc tę zaangażowana była cała rodzina, tzn. dwa domy zamężnych sióstr mojego dziadka i ich dom rodzinny. Na zmianę co trzeci dzień przygotowywali jedzenie dla ukrywających się. Wiem, z jak biednej rodziny pochodzi moja mama, znam opowieści o tym, jak ciężko było im zaspokajać codzienne potrzeby, więc ich pomoc obcym ludziom w skrajnie niebezpiecznych warunkach (pod groźbą kary śmierci dla wszystkich) to gigantyczny heroizm, zasługujący na wielki szacunek.

Ukrywana rodzina przetrwała wojnę. Wszyscy wyjechali do Izraela. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego potomkowie tych uratowanych, zamiast pomagać Polsce w walce o dobre imię i historyczną pamięć na arenie międzynarodowej, z taką mocą tej walce się przeciwstawiają. Myślę, że gdyby ci uratowani jeszcze żyli, walczyliby razem z nami o pamięć dobrych i szlachetnych i o to, by wszyscy o nich wiedzieli. By nikt nie kłamał w świecie o Polakach, którzy uczestniczyli w Holokauście, bo to był margines marginesu.

Przypomnę tylko, że nowelizacja ustawy o IPN wprowadza po prostu przepisy, zgodnie z którymi każdy, kto publicznie i WBREW FAKTOM przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne – będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech.

Kluczowy zwrot jest jeden: WBREW FAKTOM. I o to stronie polskiej chodzi. Ufam, że wszyscy staniemy murem po stronie naszego rządu i naszego parlamentu, wspierając ich działania w walce o prawdę o nas samych.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz znajduje się na s. 1 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET” Jolanty Hajdasz na s. 1 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Wartość Powstania i jego uczestników mamy okazję wyrażać w corocznych uroczystościach. Niech to będą uroczystości godne

List do Redakcji „Wielkopolskiego Kuriera Wnet”. Czytelniczka jest zbulwersowana niegodną organizacją obchodów stulecia wybuchu Powstania Wielkopolskiego, w tym prześmiewczą dekoracją hydrantów.

Iwona Janina Łakucewicz

List do Redakcji „Wielkopolskiego Kuriera Wnet”

Poznań, 12.12.17

Wielce Szanowna Pani Redaktor!

W dniu 11 XII 2017 roku w pod koniec emisji programu TVP „Teleexpress” ujrzałam uśmiechniętą, radosną Panią reprezentującą moje miasto Poznań, komunikującą telewidzom, jak w Poznaniu będziemy czcić uroczystości rocznicowe Powstania Wielkopolskiego. To, co usłyszałam i ujrzałam na ekranie telewizora podczas tej relacji, przeszło moje wyobrażenie o tym, jak obecni włodarze miasta pozwolili profanować nie tylko tę uroczystość, ale również polskie barwy narodowe. Okazało się bowiem, że z okazji tegorocznej 99 rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego „ozdobiono” hydranty w robione na szydełku biało-czerwone ubranka z wełny. Pani komentatorka z Poznania uznała, że to świetny pomysł, uzasadniając ten tragikomiczny koszmar stwierdzeniem, że „ludzie biorący udział w Powstaniu byli bardzo różni” i możemy ich upamiętnić „z przymrużeniem oka”. Tym samym dała do zrozumienia, że Powstańcy Wielkopolscy, szli bić się o swoją wymarzoną Polskę, jakby szli na jarmarczne przedstawienie. Ten obrzydliwy sposób pokazania Polaków idących do Powstania, jest dla mnie szokujący i nie do przyjęcia.

Jestem wnuczką poznaniaka Ludwika Nowaczewskiego, którego 18-letni wówczas brat Adam Nowaczewski zginął w tym Powstaniu. Powstańcy Wielkopolscy to nasi bohaterowie narodowi, dzięki którym w ogromnej mierze powstała II Rzeczpospolita.

Wartość Powstania i jego uczestników mamy okazję wyrażać w corocznych uroczystościach. Niech to będą uroczystości godne ich bohaterów i nie pozwólmy robić z nich jarmarcznego widowiska. Żyję w Poznaniu od urodzenia, pielęgnuję pamięć mojego wujka, dziadka i jego kolegów i zależy mi na tym, by jej nie profanowano.

Proszę, by moja i wielu Wielkopolan gazeta „Kurier WNET” również przyłączyła się do mojego protestu z wiarą i nadzieją, że takie sytuacje w przyszłości nie będą miały miejsca. Musimy dbać o szacunek i godną pamięć o tych, którzy ponieśli największą ofiarę dla mojej Ojczyzny, oddając dla niej życie.

Z wyrazami głębokiego szacunku

Iwona Janina Łakucewicz

Od Redakcji :

Zgadzamy się z Panią całkowicie. Ozdabianie hydrantów w barwy narodowe nie ma nic wspólnego z upamiętnianiem bohaterstwa ludzi, którzy oddawali swe życie w walce o niepodległość. Ich losy były tragiczne, byli wielkimi, bohaterskimi patriotami, walczyli z odwagą i determinacją o powrót Wielkopolski do odradzającej się po latach niewoli Ojczyzny.

Tak wielu ich wówczas zginęło, tak wielu odniosło rany. Miasto Poznań nie powinno pozwolić na deprecjonowanie i infantylizowanie zarówno swoich bohaterów, jak i narodowych symboli, jakimi są barwy naszej flagi.

List do Redakcji Iwony Janiny Łakucewicz domagający się powagi i godności w oddawaniu czci poległym uczestnikom powstania wielkopolskiego znajduje się na s. 8 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List do Redakcji Iwony Janiny Łakucewicz domagający się powagi i godności w oddawaniu czci poległym uczestnikom powstania wielkopolskiego na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

Dziękujmy za to, co dokonało się w czasie chronologicznym, ale jeszcze bardziej za chwile, które odmieniły nas duchowo

Podczas dziękczynnej Eucharystii na zakończenie Roku Pańskiego 2017 bardziej niż kiedykolwiek zastanawiamy się nad czasem przeszłym, który już minął, i czasem przyszłym, jaki nas, być może, oczekuje.

Abp Stanisław Gądecki

Podczas dzisiejszej Mszy świętej dobrze jest spojrzeć na miniony w tym roku 2017 czas, zastanawiając się tak nad jego chronologicznym, jak i zbawczym wymiarem. Najprościej spojrzeć na miniony rok z perspektywy trzech głównych nurtów życia Kościoła: dzieła nauczania, uświęcania i służby.

W nurcie nauczania w mijającym roku po raz pierwszy obchodziliśmy Narodowy Dzień Czytania Pisma Świętego (30.04). Wierni w niektórych parafiach otrzymali „Chleb życia”, czyli pojedyncze fragmenty Listu do Galatów na karteczkach, aby mogli je zabrać do domu, odszukać zaznaczony tekst w swoim Piśmie Świętym, uważnie przeczytać i rozważyć w kontekście swego powołania i aktualnej sytuacji życiowej. (…)

Począwszy od 26 listopada, na Jasnej Górze obradował IV Ogólnopolski Kongres Nowej Ewangelizacji na temat przygotowania do bierzmowania. Zastanawiano się tam, jak skuteczniej wychodzić na spotkanie młodym ludziom. Z badań przeprowadzonych na ten temat w Krakowie wynika, że pokolenie gimnazjalistów w dużej liczbie pragnie się angażować w Kościół, ale na ogół nie widzą dla siebie miejsca w Kościele. Nie widzą konkretnego zaproszenia. (…)

W dokumencie – przygotowanym przez Radę ds. Społecznych KEP – biskupi apelują o dobrze znany z historii Polski „patriotyzm otwarty na solidarną współpracę z innymi narodami i oparty na szacunku dla innych kultur i języków”. Podczas prezentacji tego dokumentu podkreśliłem, że patriotyzm to nic innego jak rozumna miłość ojczyzny. Przestrzegałem też przed stawianiem miłości do ojczyzny ponad miłością do Boga. Ostatnio wydana książka biskupa stanisławowskiego, błogosławionego Grzegorza Chomyszyna, Dwa królestwa, jest świetną ilustracją, ile kosztowała tego człowieka walka przeciwko niezdrowemu nacjonalizmowi o zachowanie właściwych relacji w tym względzie. (…)

Dnia 13 grudnia – w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego – wystosowałem Apel o wzajemny szacunek i kulturę w debacie publicznej: „Zawsze, kiedy brat występował przeciw bratu, a Polak przeciw Polakowi, cierpiała na tym nasza jedność i nasza niepodległość”.

Prezydium KEP wydało list z okazji 75. rocznicy śmierci Edyty Stein. „Europa chce zapomnieć o chrześcijańskich korzeniach; głosi się prawo do eutanazji czy też prawo kobiet do zabijania własnych nienarodzonych dzieci, podważa się instytucję małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, promuje się ideologię gender. Tragiczny staje się świat, który odrzuca Boga” – czytamy w tym dokumencie.

6 października w Belwederze miała miejsce konferencja naukowa upamiętniająca osobę księdza arcybiskupa Antoniego Baraniaka, który należy do panteonu żołnierzy niezłomnych Kościoła. Po konferencji zaprezentowano najnowszy album IPN o torturowanym przez komunistów arcybiskupie. (…)

Drugi nurt życia Kościoła to dzieło uświęcenia, mocno związane z liturgią. W tym nurcie – od 25 grudnia 2016 do 25 grudnia 2017 roku – trwał w Kościele katolickim w Polsce Rok Świętego Brata Alberta. Wielkość Brata Alberta wyraziła się w tym, że potrafił on poruszyć innych, aby nie pozostawali obojętni na los najbardziej opuszczonych, potrafił wyzwolić ludzką solidarność i dobroczynność. Brat Albert jest dla naszych współczesnych świadkiem niesienia Ewangelii ubogim. Potrzeba nam wciąż takich świadków, aby nasze serca były ciągle wrażliwe na niezliczone ludzkie biedy. Abyśmy w naszym postępowaniu byli nieustannie inspirowani „wyobraźnią miłosierdzia”. (…)

2 września odbyły się uroczystości 140. rocznicy objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Matka Boża objawiła się tam dwóm dziewczynkom, przemawiając do nich po polsku i polecając odmawianie modlitwy różańcowej 40 lat przed objawieniami fatimskimi. Objawienia gietrzwałdzkie stały się początkiem przebudzenia świadomości narodowej miejscowych Warmiaków w zaborze pruskim. Objawienia te – jako jedyne w Polsce – zostały uznane przez Kościół katolicki. (…)

Trzeci nurt życia Kościoła to służba. Tutaj należy najpierw wymienić inicjatywę ustawodawczą Komitetu Obywatelskiego „Zatrzymaj aborcję”. Przedstawiciele tego komitetu złożyli w biurze podawczym Sejmu RP obywatelski projekt ustawy wykreślającej dotychczasową przesłankę eugeniczną, która umożliwiała zabicie dziecka ze względu na podejrzenie go o niepełnosprawności bądź choroby (30.11). (…)

Od 2020 – dzięki inicjatywie „Solidarności” – ma obowiązywać zakaz handlu w niedziele. Sejm zadecydował, że do tego czasu będą obowiązywać stopniowe ograniczenia: od 1 marca 2018 roku będą dwie niedziele handlowe w miesiącu; a w 2019 r. handlowa będzie ostatnia niedziela każdego miesiąca. Stworzone zostały przesłanki ku temu, aby Polacy mieli świąteczny czas na budowanie lepszych relacji między sobą. (…)

24 września Mszą świętą dziękczynną w archikatedrze warszawskiej zakończył się Narodowy Kongresy Trzeźwości. Jedynie ludzie trzeźwi mogą realizować swoje najpiękniejsze marzenia o miłości i radości, o życiu w harmonii z Bogiem i ludźmi, o założeniu trwałej i szczęśliwej rodziny, czy też o życiu kapłańskim lub zakonnym. Jedynie ludzie trzeźwi są w stanie żyć w wolności dzieci Bożych, w wolności do dobra i do stawania się świętymi. (…)

Gdy idzie o pomoc ofiarom konfliktów wojennych poza granicami naszej ojczyzny, to Caritas Polska – dzięki programowi „Rodzina Rodzinie” – objęła opieką ok. 9 tys. syryjskich rodzin na łączną sumę ponad 30 mln zł. Osobiście przekazałem w Budapeszcie na rzecz Caritas Libanu 100 tys. euro poszkodowanym. Jest to wspólna inicjatywa Episkopatu Polski i czterech innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które łącznie przeznaczyły na ten cel 450 tys. euro.

Dnia 21 października franciszkanka misjonarka Maryi, siostra Urszula Brzonkalik pracująca w Alepppo w Syrii, otrzymała nagrodę „Ubi Caritas”. Jej zgromadzenie niesie wsparcie mieszkańcom Aleppo, prowadząc m.in. kuchnie żywiące dziennie ok. 8 tys. osób i angażując się w realizację programu „Rodzina Rodzinie”. jest to osobiste świadectwo służby, które bardziej przekonuje niż pieniądze.

Tak więc tym, którzy są przekonani zupełnie niesłusznie, iż Kościół nic nie robi, radzę najpierw spojrzeć na podstawową, codzienną pracę duszpasterską Kościoła w Polsce, następnie na wymienione tutaj niektóre z ważniejszych wydarzeń roku 2017 w Kościele, wreszcie – zachęcam do włączenia się przynajmniej w jedno z dzieł z nurtu nauczania, uświęcania albo służby.

Na zakończenie roku kalendarzowego dziękujmy Bogu za „chronos” i „kairos”, w którym Bóg pozwolił nam uczestniczyć w tym roku. Jest za co dziękować, za to, co dokonało się w minionym czasie chronologicznym, ale jeszcze bardziej za chwile łaski, które odmieniły nasze życie duchowe.

Cała homilia abpa Stanisława Gądeckiego podsumowująca ubiegły rok w Kościele znajduje się na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Homilia abpa Stanisława Gądeckiego podsumowująca ubiegły rok w Kościele na s. 7 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

To musi być nasze wspólne polskie dziękczynienie – za to, co dokonało się jesienią i zimą 1918 roku – cud niepodległości

Potrzeba naszemu Kościołowi świadków wiary żyjących Duchem Prawdy, a zatem niezłomnych i odważnych, pełnych mądrości i daru przekonywania, pobożnych i otaczających Boga najwyższą czcią.

Joanna Adamik

Abp Jędraszewski w homilii wygłoszonej podczas noworocznej „pasterki” w bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie mówił o tym, że w nowy rok wierzący powinni wejść tak, jak przystoi wszystkim chrześcijanom – w Imię Trójcy Przenajświętszej. „Pragniemy wejść w nowy rok w Imię Ojca. Jakby w odpowiedzi na to wezwanie w tej niezwykłej godzinie słyszymy słowa błogosławieństwa, które z polecenia samego Boga starszy brat Mojżesza, arcykapłan Aaron i jego synowie mieli wypowiadać nad synami Izraela. Ponieważ Kościół jest nowym ludem Bożym, nowym Izraelem, także i my czujemy się w pełni uprawnieni do tego, aby nad każdym i każdą z nas spoczęło to samo błogosławieństwo”.

Wejść w ten rok w imię Syna oznacza natomiast, by jeszcze raz w czasie bożonarodzeniowym wsłuchiwać się w radosne orędzie, jakie betlejemscy pasterze usłyszeli owej niezwykłej nocy. „Razem z nimi z pośpiechem też udajemy się do Betlejem, aby znaleźć Maryję, Józefa i Niemowlę leżące w żłobie. Razem z Józefem i Maryją uczestniczymy w obrzędzie obrzezania, które nastąpiło, zgodnie z Prawem, ósmego dnia po narodzeniu, na znak włączenia nowo narodzonego Jezusa do narodu wybranego. (…) Jezus, będąc Zbawicielem, stał się dla nas raz na zawsze błogosławieństwem”. Zsyłając swego Syna Jednorodzonego Bóg w Nim i przez Niego rozpromienił swoje oblicze nad ludźmi i obdarzył ich swoją łaską.

Wejście w Nowy Rok w imię Ducha Świętego związane jest z kolei z programem duszpasterskim Kościoła katolickiego w Polsce. „Mamy budzić w sobie świadomość, że jako bierzmowani jesteśmy obdarzeni siedmiorakimi darami Ducha Świętego. Te dary mają nas inspirować do działań o charakterze przede wszystkim ewangelizacyjnym. (…)

Rok 2018 jest kolejnym etapem dziejów zbawienia, które rozpoczęły się, gdy Jezus Chrystus przyszedł na świat. (…)

W ten ważny rok wierni wkraczają także z rzeszą świętych i błogosławionych Polaków, w tym ze Sługą Bożym kard. Stefanem Wyszyńskim. „Dla niego służba Kościołowi i służba Polsce były nierozerwalne. Każdy kolejny rok jego życia i posługiwania otwierał kolejną odsłonę w tym jego posługiwaniu dobru naszej ojczyzny. Nie wyobrażał sobie inaczej urzeczywistniania swojego biskupiego posłannictwa. To uczy nas także szczególnej wrażliwości i odpowiedzialności za Polskę. Kardynał Wyszyński pozostaje więc dla wiernych niezrównanym wzorcem pasterza, dla którego służenie Kościołowi utożsamiało się z posługą dla polskiego narodu.

Cały artykuł Joanny Adamik pt. „To musi być nasze wspólne dziękczynienie” znajduje się na s. 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Joanny Adamik pt. „To musi być nasze wspólne dziękczynienie” na s. e styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

„Pan Bóg wyróżnił Polskę, obdarowując nasz kraj ciepłem”. Premier Mateusz Morawiecki otwiera szeroko drzwi dla geotermii

Technologia geotermalna jest najlepsza dla środowiska naturalnego. Czerpiemy ciepło z gorących wód podziemnych, które krążą w obiegu zamkniętym. Nie zanieczyszczamy powietrza, ziemi czy wody.

Aleksandra Tabaczyńska

– Przed rokiem, 30 listopada zorganizowaliśmy – mówi Wojciech Kowalski, prezes PEC w Nowym Tomyślu – konferencję pt. „Energetyka Odnawialna szansą rozwoju Nowego Tomyśla”. W trakcie tego spotkania trzej naukowcy przedstawili potencjalne szanse naszego miasta na wykorzystanie ciepła ziemi, mówiąc w dużym uproszczeniu. Innymi słowy, eksploatowania zasobów odnawialnych źródeł energii. (…)

Z inicjatywy prezesa PEC-u Wojciecha Kowalskiego burmistrz Nowego Tomyśla Włodzimierz Hibner złożył po konferencji na ręce prof. Jacka Zimnego pismo intencyjne, wyrażające zainteresowanie wykorzystywaniem naturalnych złóż ciepła. Tu warto dodać, że według Polskiej Asocjacji Geotermalnej w naszym kraju istnieją bogate zasoby energii geotermalnej. Ze wszystkich odnawialnych źródeł energii najwyższy potencjał techniczny posiada właśnie energia geotermalna. Jest on szacowany na poziomie 1512 PJ/rok, co stanowi ok. 30% krajowego zapotrzebowania na ciepło.

Bardzo ważny jest fakt, iż w Polsce regiony o optymalnych warunkach geotermalnych w dużym stopniu pokrywają się z obszarami o dużym zagęszczeniu aglomeracji miejskich i wiejskich, obszarami silnie uprzemysłowionymi oraz rejonami intensywnych upraw rolniczych i warzywniczych. Na terenach zasobnych w energię wód geotermalnych leżą m.in. takie miasta, jak Warszawa, Poznań, Szczecin, Łódź, Toruń, Płock, a także Nowy Tomyśl. (…)

Prezes Kowalski nie ustawał w staraniach, by perspektywy i potencjał, jaki daje usytuowanie Nowego Tomyśla, przekuć w realne przedsięwzięcie. Zostało złożone zamówienie na wykonanie dwóch analiz: oceny zasobów geotermalnych terenów pod miastem i projektu pierwszego odwiertu, tak zwanego badawczego. Ten odwiert jest ważny dla całego kraju, bowiem dostarczy on szczegółowej wiedzy potwierdzającej założenia wcześniejszych opracowań. Przeprowadzona na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat analiza z ponad kilkunastu tysięcy odwiertów umożliwiła opracowanie cyfrowych map występowania wód geotermalnych w Polsce i potencjalnych zasobów energii w nich zgromadzonych. Ważne jest także to, że odwiert ten staje się równocześnie pierwszym odwiertem eksploatacyjnym.

Po roku od wspomnianej konferencji, 18 grudnia prof. Jacek Zimny przyjechał do Nowego Tomyśla powtórnie. Przywiózł zamówione opracowania dotyczące oceny zasobów i projekt odwiertu. Tym razem w małym gronie kilku radnych, członków rady nadzorczej, burmistrza oraz osób zainteresowanych wygłosił krótką prezentację opisującą, co zostało udokumentowane z wcześniejszych założeń.

Wiadomości dla mieszkańców Nowego Tomyśla są bardzo pomyślne. Przeprowadzone badania potwierdziły obecność złóż ciepła. Spodziewana temperatura to 74/75 stopni Celsjusza. (…)

Najbardziej spektakularnym przykładem wykorzystania gorących wód jest Islandia, gdzie energia geotermalna zaspokaja 86% potrzeb kraju w zakresie ciepłownictwa. W Polsce ojcem geotermii jest profesor Julian Sokołowski – jeden z najwybitniejszych geologów w skali światowej, odkrywca złóż gazu na Niżu Polskim i innych bogactw narodowych.

Cały artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Pan Bóg obdarzył nasz kraj ciepłem” znajduje się na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Pan Bóg obdarzył nasz kraj ciepłem” na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Wraca ostatnio temat Akcji Wisła. Przy tej okazji powtarza się ciągle mity wyprodukowane przez propagandę komunistyczną

KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dalszych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokacja komunistom się udała.

Mariusz Patey

w 1947 roku komuniści, kontynuując prowadzoną od 1945 roku politykę przesiedleń ludności białoruskiej i ukraińskiej na tereny BSSR i USSR, postanowili wysiedlić głównie greckokatolickich Ukraińców, Łemków i Bojków na tzw. Ziemie Odzyskane. (…)

UPA w 1945 roku uznała już milcząco swój błąd strategiczny, polegający na niedocenieniu siły Sowietów. Po II wojnie światowej, zamiast plebiscytów i referendów, o przyszłości spornych ziem dawnej Rzeczpospolitej decydować miała siła Armii Czerwonej i aparatu bezpieczeństwa.

W tych warunkach została nawiązana (na poziomie taktycznym) współpraca AK-WiN z lokalnymi strukturami UPA. Ustały napady na polską ludność cywilną. Doszło do spektakularnej wspólnej akcji Polaków i Ukraińców przeciwko sowiecko-komunistycznej władzy w Hrubieszowie i do uwolnienia przetrzymywanych w lokalnym więzieniu żołnierzy polskiego podziemia. Współpraca ta została przerwana, bowiem w tym czasie KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dalszych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokacja komunistom się udała. Współpraca polskiego i ukraińskiego podziemia została wstrzymana. Rzezie kontynuowano.

Mitem jest zatem zaangażowanie się komunistycznych sił bezpieczeństwa w walkę z ukraińskim podziemiem w celu ochrony ludności polskiej. Celem było tylko i wyłącznie utrwalenie „władzy ludowej”.

UPA działała dłużej niż WiN dlatego, że NKWD, UB i KBW skupiły się na walce z podziemiem polskim, nie ukraińskim (UPA była im czasowo potrzebna, by budzić strach i legitymizować władzę ludową na tamtym obszarze). Ciekawe, że czasem dochodziło do współdziałania NKWD z oddziałami UPA przeciwko polskim organizacjom podziemnym.

Dziś wiemy, że „Akcja Wisła” miała inne cele niż zniszczenie UPA (to było załatwione jakby przy okazji). Celem komunistów bowiem było przeprowadzenie eksperymentu społecznego na ziemiach przyłączonych. Chodziło o to, by wymieszać ludność polską przybyłą z Kresów (wykorzenioną i wdzięczną Armii Czerwonej za ocalenie z rzezi Wołynia i Małopolski Wschodniej) z ukraińską i żydowską. Taki miks gwarantował, że to „władza ludowa” miała być oparciem i gwarantem bezpieczeństwa, arbitrem w sporach.

Eksperyment częściowo się udał. Mieszkańcy Ziem Zachodnich głosują po dziś dzień częściej na postkomunistów, mniej są przywiązani do tradycyjnych wartości, słabsze są więzi rodzinne i więcej notuje się rozwodów. Tam też powstawały polskie sowchozy i kołchozy. Do dziś więcej na Ziemiach Zachodnich własności państwowej, mniej rodzinnych gospodarstw rolnych niż w innych regionach kraju…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Akcja Wisła. Mity propagandy komunistycznej” znajduje się na s. 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Przed nami wybory” na s. 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Niestety o Poznaniu nie można powiedzieć wiele optymistycznego. Od początku lat 90. stopniowo prowincjonalnieje

Miejmy nadzieję, że wybory samorządowe w 2018 r. rozerwą pajęczą sieć egoistycznych interesów oplatających organy samorządowej władzy w Wielkopolsce – podstawową przyczynę prowincjonalnienia Poznania.

Tadeusz Dziuba

Po pierwsze, z pewnością trzeba wskazać udane i przynoszące świetne efekty zmiany w naszym systemie podatkowym i organizacji aparatu celnego i skarbowego.

Doniosłym sukcesem jest ograniczenie zakresu biedy polskich rodzin. Istotny w tym udział ma program Rodzina 500+, ale nie można zapomnieć o innych reformach sprzyjających temu celowi, np. takich jak podniesienie minimalnej płacy i emerytury itd. Dzięki temu m.in. nieco wzrosła dzietność polskich rodzin, co w sytuacji grożącego nam kryzysu demograficznego jest bezcenne.

Poziom naszego bezpieczeństwa militarnego realnie zwiększa powołanie wojsk obrony terytorialnej. Można to tak już klasyfikować, choć są one dopiero w fazie organizowania się. Liczebność naszych sił zbrojnych wzrośnie prawie o połowę. (…)

Niestety o Poznaniu nie można powiedzieć wiele optymistycznego. Od początku lat 90., czyli przez jedno pokolenie, stolica Wielkopolski stopniowo prowincjonalnieje, w tym na tle innych dużych miast Polski. Rok 2017 nie zmienił nic w tym zasmucającym trendzie, charakteryzującym się chroniczną niezdolnością do wykorzystania większości specyficznych zasobów Poznania i szeroko pojętej aglomeracji poznańskiej.

Tylko przykładowo wymienię takie zasoby jak tradycja, uroda miasta i regionu, czy też potencjał kulturowy. Poznań jest kolebką Państwa Polskiego i mógłby być celem pielgrzymowania patriotów; trzeba jednak do tego stworzyć odpowiednią infrastrukturę. Poznań (i najszerzej rozumiana aglomeracja) mógłby być miejscem wielodniowej turystyki, ale wymaga to długoterminowego planu rozwojowego, obejmującego np. restaurację oraz udostępnienie publiczności dziewiętnastowiecznego budownictwa militarnego, czy też stworzenie infrastruktury żeglarskiej wzdłuż Wielkiej Pętli Warciańskiej. (…)

Miejmy nadzieję, że wybory samorządowe w 2018 r. rozerwą pajęczą sieć egoistycznych interesów oplatających organy samorządowej władzy publicznej w Poznaniu i Wielkopolsce.

Autor jest posłem i prezesem Prawa i Sprawiedliwości w Poznaniu.

Cały felieton Tadeusza Dziuby pt. „Przed nami wybory” znajduje się na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Tadeusza Dziuby pt. „Przed nami wybory” na s. 2 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

„Pierwsi polegli” Powstania Wielkopolskiego. Czy jest możliwe odtworzyć dziś początkowe wydarzenia tego zrywu?

Franciszek Ratajczak, ośmielony wcześniejszymi wydarzeniami, oddał pierwszy strzał, zapewne dla postrachu. Niemiecką ripostą, w duchu atmosfery tamtego dnia, była seria z karabinu maszynowego.

Łukasz Jastrząb, Wiesław Olszewski

Pytania o pierwsze strzały i pierwszych poległych są ze sobą powiązane „od zawsze”. Zwykle winą obciąża się tę stronę, która jako pierwsza sięgnęła po broń, bez wnikania w złożoność intencji i okoliczności czynu. Rozważania typu „kto pierwszy strzelił, kto pierwszy padł”, fascynowały wielu badaczy od dawna, w odniesieniu do rozmaitych wydarzeń dziejowych, nie tylko Powstania Wielkopolskiego. W każdym przypadku ustalenia i próby rekonstrukcji zdarzeń okazywały się trudne i budziły spory.

Zgodnie z tradycją, listę poległych w Powstaniu Wielkopolskim otwierali Antoni Andrzejewski i Franciszek Ratajczak, którzy zginęli dnia 27.12.1918 r. w Poznaniu, a ich śmierć zapoczątkować miała Powstanie Wielkopolskie. Co prawda, zdaniem niektórych „wyprzedził” ich Jan Mertka z batalionu pogranicznego, który zginął przed południem w rejonie Szczypiorna. Spór w tej materii istniał już przed II wojną światową i związany był z rywalizacją o znaczenie powstańczych ośrodków organizacyjnych: lokalnych z peowiackimi, przemienioną na spór endecko-piłsudczykowski. (…)

Istnieje przekonanie, że Powstanie Wielkopolskie miał zapoczątkować „atak na Prezydium Policji”, mieszczące się w nieistniejącym już gmachu na narożniku dzisiejszych ulic Franciszka Ratajczaka i 27 Grudnia, gdzie obecnie znajduje się parking. Podczas tamtego szturmu miał zginąć pierwszy powstaniec – Franciszek Ratajczak.

W istocie takie wydarzenie nie miało miejsca, bo ataku na Prezydium Policji Polacy nie przedsiębrali, a zacięte walki o budynek są tylko wytworem fantazji. Problem „pierwszych strzałów” nie był zresztą przedmiotem analizy, a raczej ogólnej ugody w sprawie śmiertelnego zranienia Franciszka Ratajczaka nieoczekiwaną serią z niemieckiego karabinu maszynowego przed Prezydium Policji. Według niektórych, „pierwsze strzały” miały paść w rejonie Hotelu Rzymskiego, bądź też kawiarni „Hohenzollern” (późniejsza „Esplanada” w budynku niemieckiego teatru, a obecnie „Arkadia”), a od zbłąkanej kuli miał zginąć jeden z gości.

Niezależnie od relacji, zgoda panuje co do faktu, że „pierwsze strzały” znacznie wyprzedziły śmierć Franciszka Ratajczaka. A zatem strzały pod Prezydium Policji około godziny 18.00 nie były pierwszymi tego dnia. (…)

W świetle protokołów lekarskich, śmierć Antoniego Andrzejewskiego, i to po akcji ratunkowej w głównym lazarecie fortecznym, określono w akcie zgonu na godzinę 19.00, a biorąc pod uwagę ówczesny transport sanitarny, zranienie sytuuje się na co najmniej 1–2 godziny wcześniej. (…) Na podstawie analizy ksiąg zgonów USC w Poznaniu i zapisanych w nich godzin śmierci, to właśnie Antoniego Andrzejewskiego należałoby potraktować jako pierwszą ofiarę Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu, a nie Franciszka Ratajczaka.

Kurtka kaprala 1 Pułku Ułanów Wielkopolskich | Fot. M. Szczepańczyk (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Tego samego dnia – 27.12.1918 r. – o nieustalonym czasie, śmiertelny postrzał w brzuch otrzymał również Stefan Andrzejewski, który zmarł 30.12.1918 r. Choć nie ma bezpośredniego dowodu na jego zaangażowanie w walkach, to na powstańczą rangę jego zgonu wskazywać może manifestacyjny pogrzeb, jaki mu zorganizowano na starym cmentarzu parafii pw. św. Wojciecha na stokach Cytadeli w Poznaniu, w dniu 3.01.1919 r., w asyście kompanii Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), Straży Ludowej oraz tysięcy żałobników. O Stefanie Andrzejewskim nie wspomina dotąd żadne opracowanie; być może traktowano go jako cywila, choć w ówczesnej prasie tytułowany jest „druhem”, co znamionowało powstańca. Możliwe, że nie odniósł rany w bezpośrednim starciu, choć najpewniej z niemieckiej ręki.

Wiele faktów wskazuje na to, że nie pod Prezydium Policji padły „pierwsze strzały” w Powstaniu Wielkopolskim. Najprawdopodobniej strzelano już wcześniej – na wiwat, dla postraszenia przeciwnika, a może i jego zneutralizowania, ale to pod Prezydium Policji Franciszek Ratajczak, ośmielony wcześniejszymi wydarzeniami, oddał pierwszy strzał, zapewne dla postrachu. Niemiecką ripostą, w duchu atmosfery tamtego dnia, napiętej do granic, była seria z karabinu maszynowego. Dalsze wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie, nastąpiła wymiana ognia między obiema stronami, choć bez szczególnej zaciętości. Niemieckiej załogi Prezydium nie wzięto do niewoli, lecz po porozumieniu w Bazarze zmuszono do opuszczenia budynku, zastępując 48-osobową, narodowościowo mieszaną grupą, złożoną z 24 Niemców i 24 Polaków. Nadal zatem wszystko mieściło się w ramach jedynie groźnych incydentów, a nie walki o wolność, ale nie takie wnioski wyciągała z sytuacji polska społeczność Poznania i Wielkopolski. (…)

Rekonstrukcja zdarzenia ma kluczowe znaczenie dla ustalenia czasu krótkiego starcia pod Prezydium Policji. Nie wiadomo, czy Powstańcy odpowiedzieli ogniem zaraz po serii z niemieckiego karabinu maszynowego, oddanej w kierunku Franciszka Ratajczaka, czy też później, gdy zabrali rannego z niebezpiecznego miejsca. Niemniej całość zdarzeń z przenoszeniem rannego, przywoływaniem księdza, namaszczaniem i spowiedzią, transportem do szpitala, przygotowaniem do operacji i samym zabiegiem, mogła zająć około dwóch godzin. Nie wiemy jednak, jak długo po operacji Franciszek Ratajczak jeszcze żył, bo nie zachowały się dokumenty szpitalne. Najprawdopodobniej jednak czas zranienia to godzina 18.00. (…)

Wyjaśnienie sprawy „pierwszego poległego” komplikuje też przypadek Adama Nowaczewskiego, który miał ponoć zginąć także w dniu 27.12.1918 r., ale wcześniej, aniżeli został ranny Franciszek Ratajczak, w trakcie nieustalonej wymiany strzałów w rejonie „Arkadii”, wyprzedzającej konflikt wokół Prezydium Policji.

Republika Polska w połowie listopada 1918 roku, widoczna Prowincja Poznańska, która formalnie wchodziła jeszcze w skład Republiki Niemieckiej | Fot. Wikipedia

Swoistą rywalizację o „pierwszeństwo śmierci” między Franciszkiem Ratajczakiem a Antonim Andrzejewskim bardzo szybko zdominował daleko poważniejszy spór związany ze śmiercią Jana Mertki, również w dniu 27.12.1918 r. w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego, bez wątpienia w godzinach wcześniejszych aniżeli zajścia w Poznaniu. Tym razem sprawa miała charakter rywalizacji politycznej, a nie towarzysko-organizacyjnej. Spór Franciszek Ratajczak czy Jan Mertka nałożył się bowiem na rywalizację środowisk lokalno-endeckich (Franciszek Ratajczak) z piłsudczykowsko-peowiackimi (Jan Mertka). Wiele wskazuje zresztą na to, że ów problem mógł mieć o wiele szersze konotacje i umocowania, zahaczając o politykę państwa polskiego we wczesnej fazie niepodległości oraz próby honorowania poszczególnych jednostek dla konkretnych politycznych korzyści. (…)

W świetle rozmaitych porównań i odniesień, „pierwszy poległy” to niemal zawsze rezultat społecznego konsensusu. Wiele wskazuje, że tak się stało również w przypadku Franciszka Ratajczaka, a jego śmierć wzbogaciła legendę o ataku na Prezydium Policji. Nie był to jednak laur nieuzasadniony, bo strzały i śmierć w Poznaniu w dniu 27.12.1918 r. miały swoje konsekwencje dla dalszych wydarzeń w stolicy Wielkopolski, jak i niemal wszystkich miejscowości tego regionu.

Chociaż spór wokół „pierwszych strzałów – pierwszych poległych” zdaje się być ważny, tyczy bowiem sporów o genezę Powstania Wielkopolskiego, jego ranga nie jest tak wielka. Powstanie Wielkopolskie, choć słabo przygotowane, i tak by wybuchło, z ofiarą życia Franciszka Ratajczaka lub bez niej, ze starciem pod Prezydium Policji lub w innym miejscu, w tym dniu lub dnia następnego, było bowiem polityczną koniecznością oraz najgłębszym przekonaniem Wielkopolan o jego słuszności, w jedynej, niepowtarzalnie korzystnej sytuacji dziejowej.

Cały artykuł Łukasza Jastrzębia i Wiesława Olszewskiego pt. „»Pierwsi polegli« Powstania Wielkopolskiego” znajduje się na s. 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Łukasza Jastrzębia i Wiesława Olszewskiego pt. „»Pierwsi polegli« Powstania Wielkopolskiego” na s. 4 i 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

 

 

Koniec świata „obszarników”. Rogalin zagrożony parcelacją/ Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET”, styczeń, nr 43/2017

Istnieje realne niebezpieczeństwo, że Raczyńscy zostaną kolejny raz „przekręceni”, a jest więcej niż pewne, że w obronie majątku Rogalin nie będą protestować Obywatele RP czy „ekolodzy”.

Jan Martini

Koniec świata „obszarników”

Czy „dobra zmiana” okaże się dobra także dla Fundacji Raczyńskich, zagrożonej przez komercyjne decyzje, nieliczące się z jej unikalną wartością kulturową? To, co wolą Edwarda Raczyńskiego miało stanowić niepodzielną i wieczystą całość, może zostać rozparcelowane.

Majątek Rogalin w Wielkopolsce przetrwał zabory, okupacje, reformę rolną i niepewny czas po 1989 roku. Fundacja Raczyńskich, która nim dzisiaj zarządza, dzierżawi grunty (po cenach rynkowych) od zasobów skarbu państwa, czyli Agencji Nieruchomości Rolnych. Ale po kolei.

Rogalin | Fot. M. Mężyńska, Wikipedia

Geneza

Mamy pecha zamieszkiwać teren, który jest tzw. głównym europejskim teatrem działań wojennych. W ciągu wieków przez nasz kraj przetaczały się zbrojne hordy ze wszystkich możliwych kierunków. Szczególnie niszcząca była ostatnia wojna z licznymi przemarszami wojsk wrogich i zaprzyjaźnionych. To dlatego Polska jest tak uboga w pamiątki przeszłości. Dwory polskie, rozrzucone niegdyś na ogromnych obszarach od Dźwiny po Nowy Tomyśl, od Pomorza po kresy Ukrainy, stanowiły esencję polskości i dlatego były szczególnie narażone na zniszczenie przez wszystkich okupantów. W czasie ostatniej wojny likwidacji uległo19 tys. dworów, lecz w jeszcze większym stopniu niż budynki niszczono ich mieszkańców.

„Polskie pany” miały małą szansę przeżycia, gdyż mordowanie ich było ulubionym zajęciem zarówno niemieckich faszystów, jak i rosyjskich komunistów. Gdy we wrześniu 1939 roku wojska Wehrmachtu wkroczyły do Wrześni, natychmiast zamordowano hrabiego Mycielskiego. Niemcy to stary europejski naród o wielkiej kulturze, więc przed zamordowaniem pozwolono hrabiemu pożegnać się z żoną.

Bolszewicy nie byli tak subtelni, ale nie mniej skuteczni. Mieszkańcy dworów jako klasa społeczna zostali zlikwidowani i obecnie sam termin „ziemianie” praktycznie przestał być rozpoznawalny. Ci, którzy przeżyli, narażeni byli na wiele szykan i upokorzeń. Nie wolno im było przebywać nawet na terenie powiatu, w którym mieli rodową siedzibę. Dwory, zasiedlone często przez wiele pokoleń, zostały skonfiskowane. PKWN (stalinowski „rząd” powołany w 1944 r.) zlikwidował ok.10 tys. majątków ziemiańskich, których średnia powierzchnia liczyła ok. 400 ha. Dzisiaj, po przekształceniach 1989 roku, powstało 8 tys. wielkich gospodarstw rolnych o średniej powierzchi 500 ha. Czyli jedna grupa społeczna została zastąpiona drugą, pochodzącą w 60% z partyjnych dyrektorów zlikwidowanych przez Balcerowicza PGR-ów.

Pałac w Korytowie, Dolny Śląsk | Fot. Tomasz Leśniowski (CC A-S 4.0, Wikipedia)

Transformacja

Przed wojną Zamoyscy mieli 19 tys. ha, a dzisiaj największy „magnat” Stokłosa dysponuje 40 tys. ha. Dla struktury społecznej i kształtu elit chyba nie jest wszystko jedno, że zamiast historycznego ziemiaństwa nowa elita ma twarz pana Stokłosy…

Plan Sachsa-Sorosa, zwany w Polsce planem Balcerowicza, przewidywał reprywatyzację, jednak podczas konsultacji międzysojuszniczych w Moskwie, które prowadził w imieniu D. Rockefellera Zbigniew Brzeziński, okazało się, że Rosjanie nie zgadzają się na polską reprywatyzację. Można się domyślać, że chodziło im o przekazanie dóbr narodowych (np. gruntów warszawskich) nie dawnym właścicielom, często „obcym klasowo”, lecz ludziom, którzy skłonni będą dbać o moskiewskie interesy w Polsce.

Niedobitki dawnych ziemian wegetowały gdzieś na marginesie „społeczeństwa socjalistycznego”, utrzymując się z korepetycji lub tłumaczeń. Ich dzieci prawie nie miały szans, by dostać się na studia, więc dostęp do zawodów inteligenckich był dla „źle urodzonych” w zasadzie niemożliwy. Tak więc po tysiącu lat polska warstwa przywódcza została zepchnięta na śmietnik historii, uzyskując status „wrogów ludu”. Zresztą „wrogami ludu” byli też inni tzw. wyzyskiwacze – „fabrykant” i „kułak” – czyli przedsiębiorca i bogaty chłop.

W podręcznikach historii z czasów PRL autorstwa Heleny Michnik (redaktor Adam to już drugie pokolenie Wychowawców Narodu Polskiego), ziemianie określani byli jako „obszarnicy”, którzy „wyzyskiwali chłopów”, a „ucisk chłopa wzrastał” niezależnie od omawianego okresu historii.

Jednak w przerwach między uciskaniem chłopstwa małorolnego ziemianie robili też inne rzeczy, o których warto pamiętać. Dokonania niezwykle zasłużonej rodziny Raczyńskich gospodarujących w podpoznańskim Rogalinie są zbyt obszerne, by wymienić je w tym artykule. Ale spróbujmy je choć naszkicować.

Dziedzictwo Raczyńskich

Dęby rogalińskie Lech, Czech i Rus | Fot. Noaśka, Wikipedia

Większość z nas słyszała o dębach rogalińskich, ale dęby rosły kiedyś w pradolinie Warty od południowych dzielnic Poznania (Dębiec, Dębina) aż po Śrem. Przetrwały jedynie w Rogalinie, gdyż już w osiemnastym wieku, na długo przed pojawieniem się pierwszych „ekologów” czy „zielonych”, Raczyńscy objęli je ochroną. Dzięki właścicielom Rogalina dziś mamy1435 dębów, z których najstarsze mają po ok. 800 lat.

Co najmniej od Kazimierza Raczyńskiego, starosty wielkopolskiego, który kupił wieś Rogalin i wybudował pałac, Raczyńscy swój majatek wykorzystują na rzecz społeczności. Jego wnuk – Edward I Raczyński, założyciel jednej z pierwszych bibiotek publicznych na ziemiach polskich, zbudował w Poznaniu wodociągi. Jego dziełem była także słynna złota kaplica przy katedrze poznańskiej, upamiętniająca pierwszych władców Polski. Zmarł zaszczuty przez liberałów i masonów (takie środowiska istniały na długo przed „Gazetą Wyborczą”), którzy zwalczali go jako konserwatystę, a pretekstem była inskrypcja na cokole „comes Edvardus Raczynski fundabis”. Lewicowi liberałowie oburzyli się na tę inskrypcję, bo na budowę kaplicy była przeprowadzona zbiórka publiczna. Tyle tylko, że pokryła ona zaledwie 2% kosztów, a resztę uregulował Raczyński… Pod wpływem ataków fundator kazał napis skuć, ale depresja wywołana aferą była przyczyną jego śmierci.

Inną niezwykłą postacią tego rodu był Edward Raczyński ostatni – ambasador, a później prezydent RP na uchodźstwie. Jego pogrzeb w 1993 roku (zmarł w wieku 102 lat!) był wielką manifestacją patriotyczną, która zgromadziła w Rogalinie kilkanaście tysięcy osób.

W przedwojennej Polsce panowała zasada, że ambasadorami zostawali arystokraci, którzy za swoją służbę publiczną nie otrzymywali wynagrodzenia. Praca na rzecz ojczyzny była dla nich zaszczytem, a nie sposobem zarobkowania. Ówczesnym ambasadorom nie przyszło by do głowy pobieranie zasiłku na rzekomo niepracującą żonę, zatrudnioną w rzeczywistości w telewizji. Wykluczony byłby także udział w antyrządowych demonstracjach na terenie ambasady.

Mieli oni kontakty międzynarodowe (często rodzinne), a znajomość francuskiego – ówczesnego języka dyplomacji, wynosili z domu. Podobnie jak dobre maniery. Dawni dyplomaci nie potrzebowali odbywać kursów jedzenia drobiu nożem i widelcem (w kręgach dyplomatycznych obgryzać kości nie wypada), nie mieli też przeszkolenia szpiegowskiego w moskiewskim MGIMO.

To dlatego dwaj bracia Raczyńscy Edward i Roger zostali ambasadorami. Edward jako ambasador Polski w Wielkiej Brytanii był architektem sojuszu polsko-brytyjskiego, zasługą zaś Rogera – ambasadora w Bukareszcie – było bezpieczne przejście polskich oficerów i rządu (wraz ze skarbem narodowym!) przez Rumunię do Francji.

Obaj bracia zdawali sobie sprawę, że dojdzie do wybuchu wojny i nie chcieli powtórzyć błędu swojego ojca, który cenne zbiory pozostawił na wsi w Zawadzie pod Dębicą, gdzie zostały spalone przez kozaków. Bracia Raczyńscy postanowili ukryć zbiory w bezpiecznym miejscu, czyli w Warszawie. Zbiory zostały złożone w Muzeum Narodowym i tam przetrwały bombardowania września 1939 roku, całą okupację niemiecką, Powstanie Warszawskie i następnie dzięki profesorowi Lorencowi zostały ewakuowane do Niemiec i ukryte w kopalni. Później wpadly w ręce Rosjan i zostały wywiezione do ZSRR jako trofeum wojenne, lecz w latach pięćdziesiątych zostały rewindykowane!

Fundacja

Mimo takich przejść, zbiory obrazów cudownie przetrwały niemal w całości i zostały zwrócone właścicielowi, a Edward Raczyński przekazał je, za zgodą swoich trzech córek, Fundacji Raczyńskich (możemy je podziwiać w muzeum rogalińskim).

Biblioteka w Rogalinie | Fot. J. Skutecki (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Prezydent Raczyński zawsze podkreślał, że ich rodzina jest depozytariuszem dóbr narodowych, a oni są tylko kustoszami tradycji. Takie podejście spowodowało, że Edward Raczyński utworzył fundację, którą afiliował do Muzeum Narodowego w Poznaniu i jej zapisał całą schedę rogalińską, tj. pałac z zespołem pałacowym, park, majątek rolny i gigantyczne zbiory dzieł sztuki (nie mające sobie równych w Polsce).

Gdy w 1991 roku powstawała fundacja, wszyscy spodziewali się, że najdalej w ciągu tygodni albo miesięcy dojdzie do wydania ustawy reprywatyzacyjnej i zwrotu majątku na rzecz fundacji. Nikt z nas nie wiedział wówczas, że powstała III RP ma bardzo ograniczoną suwerenność i reprywatyzacja jest niemożliwa, bo nie było na nią zgody Moskwy. Również kręgi emigracyjne, skupione przy legalnym polskim rządzie w Londynie, nie miały pojęcia, co jest grane. To dlatego prezydent Kazimierz Sabbat zmarł na serce na wieść, że generał Jaruzelski został prezydentem formalnie niekomunistycznej już Polski. Następny prezydent, Ryszard Kaczorowski, w 1990 roku uznał, że Polska jest już wolna i przekazał insygnia i urząd prezydencki… Lechowi Wałęsie.

Nie tylko my nie wiedzieliśmy, że najważniejsze stanowisko w państwie objął konfident komunistycznych służb. Edward Raczyński pozbył się majątku wielkiej wartości w geście niczym nie wymuszonym. Gdyby nie pewien idealizm czy naiwność, swój majątek rolny mógłby po prostu odkupić, sprzedając kilka obrazów. Prezydent nie spodziewał się problemów z utrzymaniem całości darowizny.

Zresztą podobny błąd popełnił Józef Maksymilian Ossoliński, przekazując swoją bibliotekę „miastu Lwów”, czym uniemożliwił odzyskanie zbiorów przez obecne Ossolineum, mające siedzibę we Wrocławiu. W 1827 roku darczyńca nie mógł przypuszczać, że we Lwowie kiedyś nie będą mieszkać Polacy…

W naszych czasach

Majątek Rogalin przetrwał zabory, okupacje, reformę rolną i niepewny czas po 1989 roku. Fundacja dzierżawi grunty (po cenach rynkowych) od zasobów skarbu państwa, czyli Agencji Nieruchomości Rolnych. Istnieje groźba nieprzedłużenia umowy dzierżawnej i ewentualnej sprzedaży gruntów deweloperom. To, co wolą Edwarda Raczyńskiego miało stanowić niepodzielną i wieczystą całość, może zostać rozparcelowane.

W Rogalinie rolnictwo (zresztą dochodowe) nie jest celem samym w sobie, ale środkiem do utrzymania krajobrazu w stanie nienaruszonym. Dzięki takim działaniom Rogalin wygląda dziś dokładnie tak samo, jak na dziewiętnastowiecznych obrazach Wyczółkowskiego, Malczewskiego czy Wiewiórskiego. Raczyńscy zmagali się już 100 lat temu z problemem stepowienia Wielkopolski. Sadzono zadrzewienia śródpolne jako ostoję zwierzyny i jako kurtyny przeciwwiatrowe zapobiegające wysychaniu. To dlatego tutejszy krajobraz jest tak malowniczy. I to zaledwie 17 km od centrum milionowej aglomeracji!

Ponieważ Rogalin to ładne miejsce i bardzo dobry adres, istnieje olbrzymie ciśnienie urbanizacji ze wszystkich stron. Fundacja ma statut obwarowany licznymi zastrzeżeniami, który bardzo trudno zmienić. Statut stanowi, że wszystko, co zostało wniesione przez Edwarda Raczyńskiego do fundacji, jest niezbywalne – nawet na cele statutowe, a w celach statutowych jest dbałość o dziedzictwo krajobrazowe i kulturowe.

Pałac w Rogalinie | Fot. Julo, Wikipedia

Konserwator zabytków wpisał cały majątek do rejestru zabytków, ale ta decyzja nie jest wciąż prawomocna. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że Raczyńscy zostaną kolejny raz „przekręceni”, a jest więcej niż pewne, że w obronie majątku Rogalin nie będą protestować Obywatele RP czy „ekolodzy”. Zarząd fundacji liczy 9 osób, w tym sześciu członków rodziny Raczyńskich. Mikołaj Pietraszak Dmowski (sekretarz fundacji od początku jej istnienia), będąc historykiem sztuki i filologiem, pozyskał nowoczesną wiedzę rolniczą i administruje majątkiem w imieniu fundacji. Można go określić jako ostatniego ziemianina polskiego.

Gdy na gruntach Fundacji Raczyńskich powstaną galerie handlowe, osiedla apartamentowców czy pola golfowe, utracimy ważną część naszego dziedzictwa narodowego. Czy „dobra zmiana” okaże się dobra także dla Fundacji Raczyńskich, zagrożonej przez komercyjne decyzje, nieliczące się z jej unikalną wartością kulturową?

Artykuł Jana Martiniego pt. „Koniec »świata obszarników«” znajduje się na s. 6 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Koniec »świata obszarników«” na s. 6 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl