Najbardziej masowy „proces sądowy” ukraińskich wojskowych w Rosji

Wzięci do rosyjskiej niewoli, żołnierze batalionu Ajdar, są sądzeni zgodnie z „prawem DRL”, a bliscy jeńców dowiedzieli się o procesie dopiero z rosyjskich mediów.

25 lipca w Rostowie nad Donem rozpocznie się proces wziętych do niewoli ukraińskich żołnierzy z batalionu Ajdar. To największa sprawa karna przeciwko ukraińskim więźniom w Rosji – jednocześnie oskarża się 18 ukraińskich jeńców. Rosyjskie śledztwo uznaje ich za żołnierzy z batalionu Ajdar, niemniej jednak sądzi jeńców zgodnie z „prawem tzw. Donieckiej Republiki Ludowej” jako terrorystów.

Ihor Gajocha, st. sierż. bat. Ajdar, fot.: rodzinne archiwum.

Krewni „oskarżonych” dowiedzieli się o tym procesie dopiero z rosyjskich mediów. Hałyna – siostra starszego sierżanta batalionu Ajdar Ihora Gajochi – opowiedziała Darii Hordijko historię swojego brata.


Wysłuchaj cały wywiad już teraz!

Nasze kondolencje, Pani mąż jest bohaterem / Daria Hordijko, Ludmiła i Rusłan Belińscy, „Kurier WNET” nr 108/2023

Fot. Jurij Komitski, CC0, Unsplash.com

Rozmawiałam z przewoźnikami i postanowiłam, że jadę. Znalazłam ludzi, jestem im wdzięczna za to, że nas zabrali. Wiedzieli, że Rusłan jest żołnierzem, wiedzieli, że nie mamy żadnych dokumentów.

Nasze kondolencje, Pani mąż jest bohaterem

Wywiad Darii Hordijko, dziennikarki Redakcji Wschodniej Radia Wnet, z Rusłanem i Ludmiłą Belińskimi, bohaterami niezwykłej historii wojennej

Pani Ludmiło, kiedy rozmawialiśmy przed wywiadem, między innymi powiedziała Pani, że Wasza historia jest bardzo często postrzegana jako niesamowita bajka. Lecz w rzeczywistości nie jest to bajka, która zakończyła się słowami o długim i szczęśliwym życiu. Ta historia wciąż trwa, a Wy wciąż przechodzicie przez wiele prób. Porozmawiamy też o tym. Ale ta wyjątkowa historia zaczęła się prawie rok temu, kiedy poinformowano Panią, że Pani mąż Rusłan, który bronił Ukrainy w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy, zginął. Jak do tego doszło i czy wtedy Pani w to uwierzyła?

L: Zadzwonili do mnie z Wojskowej Komendy Uzupełnień i powiedzieli: proszę przyjąć nasze kondolencje, Pani mąż jest bohaterem.

Zapytałam, czy są tego pewni i u kogo innego mogę doprecyzować informację? Otrzymałam numer do jednostki. Powiedzieli, że było trzech świadków, którzy widzieli, jak upadł ranny w głowę. Nikt nie przeżyje takiego zranienia. Powiedzieli, że przywiozą go za dzień lub dwa. Cóż, czekaliśmy. Przygotowaliśmy się na najgorsze, a ciała nie przywozili i nie przywozili. Powiedzieli, że nie mogą go wywieźć z pola walki. Dopiero później zadzwonili ze szpitala, że jednak żyje.

Panie Rusłanie, co Pan pamięta albo czego się Pan dowiedział o tym, co się naprawdę wydarzyło i co się działo po tym, jak został Pan ranny?

R: Tak naprawdę nic nie pamiętam, ponieważ po zranieniu byłem nieprzytomny. Pamiętam tylko urywki, kiedy odzyskiwałem świadomość.

Pamiętam szopę, w której ludzie mnie ukrywali, opiekowali się mną, karmili i poili. Pamiętam, że rano odzyskiwałem przytomność, kiedy przynoszono mi jajka do picia lub mleko, i jakieś urywki w ciągu dnia, gdy odzyskiwałem świadomość.

Czyli na polu bitwy znaleźli Pana cywile, którzy później się Panem opiekowali?

R: Tak, po bitwie szukali rannych żołnierzy. I znaleźli mnie gdzieś w okopie pod gruzami, dokąd chłopaki mnie odciągnęli. Ludzie usłyszeli moje rzężenie. Wyciągnęli mnie, przenieśli do szopy, a potem do jakiegoś domu. Następnie próbowali mnie gdzieś wywieźć, do szpitala albo na nasze terytorium. Ale po drodze przechwycili nas Rosjanie.

Trafił Pan do rosyjskiego szpitala?

Pamiętam, że początkowo nie zawieźli mnie do szpitala. Tam były żelazne kraty i wiele strażników. To był jakiś areszt śledczy. Później obudziłem się już w szpitalu.

O ile dobrze rozumiem, Pana obrażenia były na tyle poważne, że prawie nie pamiętał Pan, gdzie i kim jest, a także nie mógł się Pan poruszać.

R: Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Kiedy odzyskałem przytomność, ledwo przypomniałem sobie numer telefonu mojej żony. Zadzwoniłem do niej, powiedziałem, że żyję i jestem w szpitalu.

Pani Ludmiło, kiedy odebrała Pani telefon, dowiedziała się Pani, że mąż żyje, czy pomimo to, że nie mogła Pani z nim od razu porozmawiać, uwierzyła Pani? Co się dalej wydarzyło?

L: Oczywiście, że uwierzyłam, każdy na moim miejscu chciałby wierzyć. Później poprosiliśmy lekarzy, żeby zrobili zdjęcie i nam przesłali, żebyśmy się mogli upewnić. Lekarz powiedział, że mąż ma przed sobą bardzo skomplikowaną operację, nic nie mogą obiecać i że trzeba czekać. Następnie spędził bez świadomości trzy lub cztery doby na intensywnej terapii. Rozmawialiśmy po raz pierwszy dopiero półtora tygodnia po operacji.

R: Byłem w takim stanie, że nie mogłem ani się obrócić, ani wstać, nic nie działało. Moje nogi nadal nie działają. Prawa ręka była w ogóle bezwładna, a lewa ręka wydawało się, że żyje swoim życiem, tam, gdzie chciała, tam poruszała się w górę i w dół. Żebym mógł porozmawiać przez telefon, kładli go obok mnie na nocnym stoliku i rozmawiałem przez zestaw głośnomówiący. Długo nie mogłem mówić, teraz powiem kilka słów i nie mogę dalej, bo boli mnie głowa.

Pani Ludmiło, co działo się później? Ta historia jest tak niezwykła, że prawdopodobnie można ją porównać do jakiejś operacji wywiadowczej. Porwała Pani swojego męża, jeńca wojennego, który właściwie nie mógł się ruszyć i przebywał w szpitalu na okupowanym terytorium. Jak udało się Pani to samodzielnie zaplanować?

L: Dlaczego samodzielnie?

Mieliśmy tam swoich ludzi, naszych, Ukraińców, którzy pomagali – odwiedzali Rusłana, przynosili mu lekarstwa, jedzenie, a my przekazywaliśmy im pieniądze. Znaleźliśmy ich przez znajomych. Ciągle czytałam w internecie, jak ludzie wyjeżdżają i przyjeżdżają na okupowane terytorium.

Czytałam, że spędzają dwa lub trzy tygodnie w drodze, a czasem nawet miesiąc. Rozmawiałam z przewoźnikami i postanowiłam, że jadę. Znalazłam ludzi, jestem im wdzięczna za to, że nas zabrali. Wiedzieli, że Rusłan jest żołnierzem, wiedzieli, że nie mamy żadnych dokumentów.

Miałam tylko kopie paszportu i prawa jazdy Rusłana. Na miejscu lekarz został poproszony o wykonanie fałszywego wypisu, gdzie napisano, że jest to pourazowe uszkodzenie mózgu w wyniku wypadku samochodowego. Wystawił także inne zaświadczenie – takie, jakie powinno być – już dla naszego wojska, że była to rana od wybuchu pocisku moździerzowego. Oświadczenie, które było przeznaczone dla naszych, zostało ukryte przez kierowcę, ponieważ nie są oni sprawdzani, a fałszywe pokazywaliśmy tylko dwa lub trzy razy.

Podeszli do nas funkcjonariusze FSB, zapytali, dokąd jedziemy. Powiedzieliśmy – do Odessy. Mieliśmy szczęście, że nasi w tym czasie prowadzili ostrzał i w pobliżu były eksplozje.

R: W pobliżu były trzy trafienia i się przestraszyli. Oddali nam dokumenty i odjechali.

L: Po drodze nasz kierowca raz pokazywał dokumenty Rusłana, a raz nie. Rosjanie, którzy stoją na punktach kontrolnych, znają wszystkich kierowców, ponieważ nieraz wozili już ludzi. Niektórzy nawet się nas pytali, czy wszystko w porządku? Wieziecie tylko rzeczy osobiste? Jak tak, to jedźcie. Nikt nas nawet nie sprawdzał.

Wieczorem byliśmy na pierwszym punkcie kontrolnym, gdzie otworzyło się okno ktoś powiedział: „Dobry wieczór. Państwa dokumenty”. Wszyscy się ucieszyli, byliśmy szczęśliwi, płakaliśmy, że udało nam się wyjechać.

Panie Rusłanie, miał Pan status jeńca wojennego, ale rozumiem, że nie pilnowano Pana w szpitalu?

L: Mam wrażenie, że Rosjanie o nim zapomnieli. Na samym początku była tylko kontrola, gdzieś do maja przychodzili, obserwowali, sprawdzali, jaki stan. Leżysz? Cóż, masz szczęście, że leżysz, bo komu w takim stanie jesteś potrzebny? Ale oczywiście, że wojskowi tam byli, ponieważ nawet kiedy szłam do lekarza po wypis, to ich widziałam.

R: Tak naprawdę nie pilnowali mnie, a swoich oficerów, których także przywieziono do szpitala.

Po powrocie do domu oczywiste jest, że to szczęście dla Pana rodziny. Ale zaczęła się inna historia. Historia kolejnej walki – Pana rehabilitacja. Jeżeli czuje się Pan na siłach, aby o tym porozmawiać, proszę powiedzieć, jaki jest teraz Pana stan, przez co Pan już przeszedł i jakie są prognozy medyczne?

R: Moja diagnoza to pourazowe uszkodzenie mózgu – odłamek utkwił mi w głowie. Ponadto leżałem przez trzy dni w okopie, a potem kolejny tydzień u ludzi, którzy mnie znaleźli. Przez cały ten czas byłem bez należytej pomocy medycznej.

Część mojej czaszki zgniła. Powstał krwiak na mózgu. Nogi i ręce były bezwładne. Lekarze nie mają żadnych prognoz. Kiedy wróciłem, liczyłem na jakieś poważniejsze leczenie ze strony państwa. Ale nie było takiego. Zostałem umieszczony w sanatorium, przebywałem tam przez miesiąc i zostałem wypisany. A potem zostaliśmy sami z naszymi problemami. Sami zaczęliśmy szukać ośrodka rehabilitacyjnego.

L: Znaleźliśmy tu w Odessie centrum rehabilitacji Modus. Rehabilitują wojskowych za darmo. Jest tam dużo żołnierzy, może nawet z dwadzieścia osób.

R: Tak naprawdę nie spodziewaliśmy się, że będzie to darmowy ośrodek. Po prostu poradzono nam, że jest to dobre centrum. Zapytali, czy jestem żołnierzem? Powiedziałem, że już nie, że jestem zwolniony ze służby z powodów zdrowotnych. Otrzymałem odpowiedź – żołnierzy leczymy bezpłatnie. Więc od stycznia działamy. Przynieśli mnie tam na rękach, pracowaliśmy przez dwa miesiące i mogłem stanąć i powoli się przemieszczać przy pomocy chodzika.

Rozumiem, że jesteście razem od bardzo dawnaJakie są Wasze plany na najbliższą przyszłość?

La: W tym roku minęło dwadzieścia lat od naszego ślubu.

R: Jesteśmy razem od 1998 roku.

L: Jakie są nasze plany na przyszłość? Nie wiem. Żyć, leczyć się, chodzić.

R: Najważniejsze dla mnie jest, żebym stanął na nogi. Kiedyś miałem więcej planów, myślałem, że wszystko będzie odbywało się znacznie szybciej. W ogóle myślałem, że do maja będę już na nogach i będę mógł wrócić, że będę mógł dalej walczyć.

Przede wszystkim pragnę, aby nadszedł pokój.

Wywiad Darii Hordijko z Ludmiłą i Rusłanem Belińskimi pt. „Nasze kondolencje, Pani mąż jest bohaterem” znajduje się na s. 24 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023.


 

  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Darii Hordijko z Ludmiłą i Rusłanem Belińskimi pt. „Nasze kondolencje, Pani mąż jest   bohaterem” na s. 24 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 108/2023