Stanisław Orzeł
Kiedy front zatrzymał się na Wisłoku, dowództwo obrony Rzeczpospolitej Iwonickiej „chciało porozumieć się z Armią Czerwoną celem wspólnego przerwania obrony niemieckiej. W tym celu konno pojechała delegacja naszego oddziału za Wisłok do stanowisk sowieckich. Mieli szczęście, że wrócili cało.
Po tej wizycie został rozbrojony sowiecki pluton, ponieważ uciekł z pola walki, pozostawiając broń. Żołnierzy sowieckich ze zdemobilizowanego plutonu ukryli gospodarze z Lubatowej” (M. Murman [w:] L. Such, Wspomnienia z akcji „Burza” w Iwoniczu, s. 175–176). Doszło do tego na biwaku w Jasionce, 12 sierpnia. Następnego dnia, 13 sierpnia ok. 10 rano w Lubatowej za kościołem znaczny oddział niemiecki z autem pancernym na czele zaatakował powyżej mostu oddział partyzancki rozlokowany na sąsiednim wzgórzu. Partyzanci, mimo przewagi Niemców, bronią maszynową i granatami zmusili ich do ucieczki. Unieruchomione auto pancerne spalono. Jednak z meldunków zwiadowców wynikało, że Niemcy nadal zamierzają opanować Lubatową większymi siłami. (…)
W tym czasie pojawiła się z wizytą „delegacja wojska słowackiego w składzie dwu oficerów (major i kapitan) oraz pięciu żołnierzy. Jako prezent dostarczyli dwa furgony z bronią, amunicją i granatami.
Formalnie Słowacy wciąż byli sojusznikami Niemiec, ale „czując pismo nosem”, szykowali się do zmiany frontu. Oficerowie odbyli kilkugodzinne rozmowy z „Pikiem” i pod wieczór, mocno rozweseleni bimbrem, odjechali w stronę Dukli” (R. Sługocki, jw., s. 25). Trzeba pamiętać, że wówczas trwały na Słowacji przygotowania do powstania w związku z wkroczeniem Wehrmachtu na jej teren i w nadziei na szybką ofensywę Armii Czerwonej. W efekcie „29 sierpnia o godzinie 20.00 podpułkownik Ján Golian (szef sztabu generalnego wojsk lądowych armii słowackiej, a jednocześnie dowódca konspiracyjnego Centrum Wojskowego na Słowacji) wydał wszystkim jednostkom armii słowackiej umówiony sygnał do rozpoczęcia antynazistowskiego powstania rozkazem »zacznijcie wypędzanie«”. (…)
Podczas gdy na początku września trwały potyczki partyzantów z mniejszymi lub większymi oddziałami niemieckimi na przedpolach Lubatowej, 9 września 1944 r., idąc na pomoc gasnącemu powstaniu antyfaszystowskiemu na Słowacji, Front Ukraiński Armii Czerwonej przystąpił do tzw. operacji dukielskiej – krwawej bitwy o Przełęcz Dukielską, która miała otworzyć drogę.
Iwonicz stał się wówczas miejscowością frontową. Tego samego 9 września w sobotę wieczorem spod Krosna wkroczył do Iwonicza znaczny oddział Wehrmachtu, który zajął kwatery w wielu budynkach prywatnych.
Niemcy przyprowadzili i przywieźli z sobą około 100 jeńców sowieckich, wziętych do niewoli podczas walk o Krosno. Siedemnastu ciężko rannych umieścili w stodole domu Ludwika Zygmunta i po jednodobowym wypoczynku wymaszerowali z Iwonicza w godzinach popołudniowych, zostawiając owych ciężko rannych bez żadnej opieki lekarskiej.
W efekcie dwóch zmarło w nocy z niedzieli na poniedziałek. W poniedziałek 11 września pozostałych ciężko rannych jeńców, dzięki pomocy mieszkańców Iwonicza, sanitariusze z oddziału partyzanckiego broniącego Rzeczpospolitej Iwonickiej przewieźli furmankami do AK-owskiego szpitala w byłym sanatorium Sanato, pod opiekę dr. mjr. J. Aleksiewicza. (…)
Ostatnia potyczka partyzantów z Niemcami na terenie Iwonicza Zdroju miała miejsce 19 września. W. Murdzek wspominał: „Stałem na posterunku (…) nieopodal dużego drzewa o wydrążonym wewnątrz pniu. Właśnie w tym drzewie urządził sobie punkt obserwacyjny jeden z naszych (…) pochodzący z Krakowa, o pseudonimie Kurierek. Przez wydrążony otwór w pniu drzewa obserwował przedpole, będąc (…) niezauważalny. W pewnej chwili (…) coś zauważył, bo przywołał mnie i polecił podejść bliżej siatki ogrodzenia Excelsioru. Wybrałem sobie za cel krzak bujnej leszczyny i kiedy doszedłem do niego, zobaczyłem, że z drugiej strony stoi Niemiec. Natychmiast krzyknął do mnie „Hande hoch!”. Nie namyślając się (…), puściłem do niego serię z mojego stena i Niemiec padł na miejscu. (…) Rozpętała się bezładna strzelanina z obu stron, po czym Niemcy ustąpili, bojąc się wejść do lasu.
Do końca dnia przeczekaliśmy w lesie. Następnego dnia, tj. 20. 09. 1944 r. rano, oddział iwonickiego zgrupowania partyzanckiego Iwo został rozwiązany [ostatecznie – S.O.]. Wcześniej ukryliśmy broń i inne materiały, (…) zakopując je w ziemi w wiadomych miejscach. Zaczęliśmy schodzić z lasu w kierunku Uzdrowiska. W rejonie Turkówki spotkaliśmy pierwsze rosyjskie czołgi, jadące od wsi Bałucianka i Wólka” (W. Murdzek, jw., s. 166–168). W tym czasie podczas rozminowywania dla czołgów sowieckich drogi z Klimkówki do Iwonicza-Uzdrowiska zginęli śmiercią bohaterską dowódcy partyzantów: por. „Boruta” i zastępca rannego por. „Pika”, plut. Stanisław Klar „Bob”…
W takich okolicznościach Rzeczpospolita Iwonicka dotrwała do chwili ucieczki Niemców i wkroczenia Armii Czerwonej. Rabunek budynków i urządzeń sanatoryjnych, który wówczas nastąpił, powstrzymała interwencja dr. J. Aleksiewicza u dowódcy rosyjskiego i przypomnienie o rannych, których uratował w swoim Sanato.
Nie powstrzymało to jednak aresztowań wśród żołnierzy AK, wywózki w głąb Rosji i śmierci wielu bohaterów Rzeczpospolitej Iwonickiej (m.in. por. „Pika”) już w „wyzwolonej” ojczyźnie…
Materiały źródłowe, w tym fotografie, zostały udostępnione przez Stowarzyszeniu Przyjaciół Iwonicza-Zdroju.
Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Rzeczpospolita Iwonicka (V)” znajduje się na s. 10 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.
