Kresowy płomień. My jesteśmy jedna krew, chociaż nasze relacje przypominają niestety stosunki biblijnego Jakuba z Ezawem

Widok podolskich miejscowości był przerażający: budynki rozklekotane, podwórza zaśmiecone, płoty niekompletne; gdzieniegdzie jakiś starik przejedzie na rowerze. Śmierć i upadek, od brzydoty bolą oczy.

Paweł Rakowski

Po trzydniowej zabawie sylwestrowej, wszak Boh trojcu lubit, Wycieczka opuściła zawsze gościnny Kamieniec Podolski i udała się w głąb tej historycznie polskiej dzielnicy. (…) Gdzieniegdzie widać jakieś foremne bramy czy ostały kościół katolicki, który zaświadcza, że kiedyś tutaj ludzie potrafili robić piękne i wytrzymałe rzeczy. Ale kiedy to było? Wpierw żywioł ruski zmiótł polską własność na Podolu w latach 1917–20. Opisała to Zofia Kossak-Szczucka w powieści „Pożoga”. Następnie na te tereny przyszła władza sowiecka, która za Stalina wymordowała od 100 do 200 tys. Polaków w latach 1937–38, głównie właśnie z Podola, wschodniego Wołynia oraz z Mińska i Mohylewa. Dodać do tego należy Wielki Głód w latach 30., powtórzony w 1946, zniszczenia frontowe oraz durny komunizm i chybiony eksperyment w postaci Ukrainy, i mamy zrujnowaną krainę, która powinna żywić całą Europę i Bliski Wschód razem wzięty i być pośród najbogatszych na świecie. A tak nie ma nic. Jest bieda i pożoga w kolejnej wersji.

Z Latyczowa pojechaliśmy do Międzyborza, ruin FANTASTYCZNEGO zamku. Klękajcie narody. Patrzcie i podziwiajcie, ale wpierw się o tym dowiedzcie. Ponieważ ekspozycja muzealna, tradycyjnie na tych ziemiach, nie wyjaśnia nic.

Nasz busik wjeżdża w tę część Podola, gdzie największym wrogiem nie byli Sowieci, lecz ukraińscy sąsiedzi. Horror zaczął się tutaj na początku 1944 roku. Banderowcy atakowali i bestialsko mordowali Polaków. Jednak tu nie było tak łatwo, jak na Wołyniu. Tutaj były większe i mniej wyniszczone przez okupantów skupiska Polaków i AK od razu przystąpiła do obrony. Banderowcy waleczni byli tylko wobec bezbronnych i musieli ustąpić. Weszły wojska sowieckie i od razu wyłapały AK-owców. Część wysłano do łagrów, część wcielono do Berlinga. Wiosną 1944 bandery ponownie uderzyli. Nie na sowieckie posterunki, władzę czy wojska – na Polaków. Ponownie płonęły polskie wsie i bestialsko mordowano ludzi. Tu nie było niewoli. Ochotnicze samoobrony zawsze zostawiały ostatnią kulę dla siebie. (…)

Z Czortkowa udajemy się do Jazłowca, słynnego z potyczki 14 Pułku Ułanów oraz klasztoru Sióstr Niepokalanek. (…) Zamek i klasztor, położone na majestatycznym i strategicznym wzniesieniu, są symbolem „kresowego płomienia” – żarliwości duchowej i bezkompromisowej postawy wobec najeźdźcy. To w Jazłowcu w tym strasznym 1944 roku zorganizowano skuteczną samoobronę przed sotniami UPA. Banderowcy zabili po strasznych torturach dwie zakonnice – s. Zofię i s. Laetitię. Siostrę Zofię, będącą w połowie Rusinką, te bestie przecięły piłą, aby odrzucić to, co należy do Lachów. Ludność pobliskich wsi, która się nie ewakuowała, została bestialsko wymordowana, tak że rodziny i sąsiedzi nie potrafili rozpoznać pomordowanych. (…)

Siarczysty mróz dosięgnął Stanisławowa. Spacerując po rynku, mijam młodzież w miarę gustownie ubraną. Pod kantorami tłumy. Co krok to kantor i choć na migających neonach widnieje kurs rubla, dolara i euro, to najczęściej z rąk kolejkowiczów wystaje polski złoty. To przykre, że miliony Ukraińców muszą pracować w kraju, w którym panuje jawny wyzysk pracownika. W kontekście polsko-rusińskim jest to śmiertelnie niebezpieczne, bo już to za II RP przerabialiśmy. Agitacja OUN bazowała na niesprawiedliwości społecznej (rzeczywistej bądź urojonej) ze strony „polskich panów”, którymi chłop ruski gardził, a nie widział w nich „bramy do cywilizacji”, jak to ubzdurało się wielu Polakom. Obecnie mamy reaktywację „polskich panów”, tyle że w wersji 2.0, a historia lubi się powtarzać.

Cały artykuł Pawła Rakowskiego pt. „Kresowy płomień” znajduje się na s. 12 lutowego „Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Rakowskiego pt. „Kresowy płomień” na s. 12 lutowego „Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze