Resortowe dynastie w wymiarze sprawiedliwości RP. Jacy ludzie stanowią „nadzwyczajną kastę” Rzeczpospolitej?

Czy chcemy, by o naszym losie decydowali prawnicy wychowani w relatywizmie i służalczości wobec władzy, którzy odziedziczyli przekonanie, że prawo zależy od aktualnie obowiązującego ustroju?

Maciej Marosz

Wymiar sprawiedliwości, utworzony po wojnie w kontrolowanej przez Sowietów Polsce jako jeden filarów komunistycznej władzy, do dziś nie uległ zmianie. Kasty prawnicze pełnią kluczową rolę w zapewnianiu trwałości układu powiązań i wpływów ustalonego przy Okrągłym Stole.

To rękami prawników udaremniano rozliczenia z komunizmem i nie dopuszczono do uznania skali krzywd wyrządzonych przez nieosądzonych do dziś zbrodniarzy. Nie odebrano ludziom minionego systemu wpływu na kształt restaurowanej państwowości po okresie zależności od Sowietów, a tuszowanie win z okresu komunizmu stało się fundamentem nowej rzeczywistości ustrojowej. Postkomunistyczne państwo nie było w stanie rozliczyć żadnej z głośnych afer korupcyjnych, w tych sprawach skazywano jedynie ścigających korupcję.

Powstało państwo prawników, a nie państwo prawa. W dzisiejszej Polsce każde działanie polityczne, każdy przejaw aktywności publicznej czy obywatelskiej może zostać prawnie podważony, a nawet skryminalizowany. Rola prawników jest w tym kluczowa.

„Resortowe togi” są próbą analizy drogi zawodowej kilku pokoleń przedstawicieli polskiego wymiaru sprawiedliwości. Prezentują członków TK, wskazują na historyczne uwikłanie i rolę, jaką odegrał on w sporze konstytucyjnym trwającym od 2015 roku. W książce sportretowano także przedstawicieli Sądu Najwyższego, KRS czy RPO.

Autor nie mógł również pominąć najnowszej historii resortu sprawiedliwości. Okazuje się, że obsada ministerstwa układa się w ciąg agentów bezpieki komunistycznego państwa.

Ważny jest mechanizm kooptacji młodych kadr prawniczych systemu. Odpowiednią mentalność prawników kształtuje się już na uczelni. (…) ścieżki kariery stoją otworem jedynie przed tymi adeptami prawa, którzy zaakceptują kastowe warunki kooptacji i staną się konformistami doskonałymi.

***

Wydział prawa UW postanowił uczcić 70. rocznicę urodzin swojego profesora, byłego sędziego Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, Leszka Garlickiego. Przemówienia prelegentów zamieniły się w jednogłośną litanię pochwał i podziękowań, co w wypadku biografii jubilata wymagało zmieniania rzeczywistości, szczególnie tej z PRL-u.

Przyjaciele, uczniowie i prawnicy, admiratorzy dorobku profesora, wykonali wielki wysiłek, by skrzętnie omijać niewygodne fakty z biografii jubilata. Nie zająknęli się nawet na temat jego działalności w komunistycznych organizacjach młodzieżowych, czy aktywisty partyjnego. Oczywiście nikt nie wspomniał, że Garlicki był zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Arkadiusz”.

Profesor Janusz Trzciński stwierdził, że Leszek Garlicki właściwie stworzył podwaliny dzisiejszego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. – Jego dorobek czyni go ambasadorem polskiego systemu prawnego poza granicami kraju – przemawiał górnolotnie. – Nasz kraj zawdzięcza mu bardzo wiele – podwyższała rangę pochwał prof. Małgorzata Gersdorf. – Leszek zawsze był dla mnie wzorem do naśladowania. To człowiek uczciwy, stały w swoich poglądach, niezależnie od ustroju. Miał takie poglądy wtedy i ma je teraz – przekonywała pierwsza prezes Sądu Najwyższego. Nie sprecyzowała, czy chodziło jej o te poglądy, które Garlicki wygłaszał na zebraniach egzekutywy PZPR na Uniwersytecie Warszawskim.

***

W 1988 roku Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego opublikował Księgę Jubileuszową poświęconą Igorowi Andrejewowi. Jej autor Lech Gardocki nie szczędzi pochwał Andrejewowi, m.in. za to, że „jego opracowanie «Ustawowe znamiona przestępstwa» należy do najważniejszych książek z dziedziny prawa karnego w okresie powojennym”, ponieważ profesor prowadził w nim rozważania o „realizacji idei praworządności”. (…)

Igor Andrejew wywarł z pewnością wymierny wpływ na prof. Gardockiego jako jego mentor. Ten komunistyczny tuz prawa łączył teorię z praktyką. (…) Andrejew to jeden z trzech sędziów, którzy utrzymali w mocy wyrok śmierci na gen. Emila Fieldorfa „Nila”, a następnie negatywnie zaopiniował prośbę o jego ułaskawienie.

Lech Gardocki, pytany, jak ocenia dziś Andrejewa i swoją współpracę z nim, nie zdecydował się na jednoznaczne potępienie swojego mistrza. – W sensie wiedzy prawniczej to był człowiek wybitny – stwierdził. – Inna sprawa, że wziął udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie „Nilu”. To jest trudne do wytłumaczenia, że mógł pisać z jednej strony tyle o praworządności, a z drugiej wziąć udział w czymś strasznym, jak ten mord. Nie wiem, czy profesor Andrejew nie widział tej sprzeczności.

Cały tekst Macieja Marosza o jego książce pt. „Resortowe togi” znajduje się na s. 5 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Maciej Marosz o swojej książce pt. „Resortowe togi” na s. 5 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Kurier WNET” 40/2017, Adam Słomka: Reparacje są możliwe. Trzeba konsekwentnie bronić swoich praw, a będziemy szanowani

Skoro rząd w Berlinie godzi się na zadośćuczynienie za masakrę Nama i Herero, to dlaczego wypiera konieczność zadośćuczynienia za straty Polski w czasie wojny, którą Niemcy wywołali wspólnie z ZSRR??

Adam Słomka

Reparacje są nadal aktualne

Mało kto wie, że obozy śmierci Niemcy tworzyli już… w II Rzeszy, a ofiarami zaplanowanego ludobójstwa padło ok. 110 tysięcy osób.

W 1985 roku podkomisja praw człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych opublikowała tzw. „Raport Whitakera”, który zakwalifikował eksterminację plemion Herero i Nama z Afryki Południowo-Zachodniej jako pierwsze ludobójstwo XX wieku na świecie. Miało ono miejsce w latach 1904–1907 w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (dzisiejsza Namibia) podczas tzw. „wyścigu o Afrykę”. Choć Namibia przestała być niemiecką kolonią w 1915 roku (do ogłoszenia niepodległości w 1990 roku zajmowała ją RPA), Niemcy utrzymują z nią dość ścisłe związki. W nadmorskim kurorcie Swakopmund położonym nad Oceanem Atlantyckim jest ulica Bismarcka i Heinricha Göringa – pierwszego gubernatora Deutsch-Südwestafrika, prywatnie – ojca słynnego zbrodniarza nazistowskiego Hermanna, szefa Luftwaffe.

Niedawno namibijski dziennik „The Namibian” poinformował, że rząd tego państwa przygotował pozew przeciwko RFN, który opiewa na kwotę 30 miliardów euro. Przy tym okazało się, że negocjacje w tej sprawie trwają od blisko trzech lat. Rząd w Berlinie na tym etapie zadeklarował kwotę 100 mln euro jako formę zadośćuczynienia za ludobójstwo Nama i Herero.

Niemieckie ludobójstwo z czasów, gdy Adolf Hitler był uczniem szkoły w Steyr

W styczniu 1904 roku członkowie plemienia Herero pod wodzą Samuela Maharera zbuntowali się przeciwko niemieckiej ekspansji kolonialnej na zamieszkane przez nich tereny. Powstańcy zaatakowali osiedla niemieckich kolonistów, zabijając ponad 100 osób. Oszczędzili kobiety i dzieci. W pierwszych tygodniach powstania przewaga Hererów była wyraźna. Zagrozili oni nawet stolicy Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej – Windhuk.

W sierpniu 1904 w Afryce wylądował przysłany z Europy 15-tysięczny niemiecki korpus ekspedycyjny. Na jego czele stanął generał Lothar von Trotha, który wydał pierwszy udokumentowany rozkaz ludobójstwa. Trotha głosił, że: „moja polityka polegała i polega na stosowaniu siły, skrajnego terroru, a nawet okrucieństwa”. W decydującej bitwie pod Waterbergiem Niemcy pokonali rebeliantów. Trotha rozmyślnie pozwolił wojownikom Herero wymknąć się z okrążenia wraz z towarzyszącymi im rodzinami, po czym zepchnął ich na skraj pustyni Omaheke (zachodnia odnoga pustyni Kalahari), zagradzając równocześnie dostęp do źródeł wody. Po zepchnięciu Herero na tereny pustynne Trotha rozkazał odczytać im proklamację, w której ogłaszał, że utracili oni status poddanych niemieckiego cesarza i muszą opuścić tereny Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej. Zagroził jednocześnie, że każdy Herero, który pozostanie na terytorium kolonii, zostanie zabity – bez względu na wiek czy płeć. W rozmowach z gubernatorem Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej Trotha nie ukrywał, że jego celem jest całkowita eksterminacja zbuntowanego ludu.

Przez dwa miesiące Hererowie wegetowali na pustyni Omaheke. Niemieckie wojsko blokowało im dostęp do źródeł wody i zabijało każdego, kto usiłował się do nich zbliżyć. W efekcie tysiące Herero zginęło na skutek głodu i pragnienia.

Pod wpływem protestów niemieckiej i międzynarodowej opinii publicznej cesarz Wilhelm II rozkazał przerwanie akcji pacyfikacyjnej. Wbrew dyrektywom z Berlina, Trotha kontynuował jednak politykę represji. Pozostali przy życiu członkowie plemienia Herero zostali umieszczeni w obozach pracy, gdzie oznakowano ich literami GH (niem. Gefangene Herero). Byli zmuszani do katorżniczej pracy przy budowie linii kolejowej z Zatoki Lüderitza do Keetmanshoop, a niemieccy koloniści dokonywali na nich licznych mordów i gwałtów. Duża część jeńców, którzy nie mogli pracować, została umieszczona na tzw. Shark Island w pobliżu miasta Lüderitz, gdzie znajdował się jeden z pierwszych na świecie obozów śmierci. W obozie tym zmarło ok. 3500 Afrykanów.

Niemieckie ludobójstwo w reakcji na powstanie Hererów doprowadziło do prawie całkowitego ich wyniszczenia, a liczba członków plemienia zmniejszyła się w okresie trwania konfliktu z 80 tysięcy do około 15 tysięcy osób.

Pod koniec 1905 roku powstanie wznieciło także plemię Nama, które w efekcie spotkał podobny los.

W dzisiejszej Namibii niemieccy lekarze Eugen Fischer, Fritz Lenz oraz Erwin Baur prowadzili na ocalałych z pogromu Herero rasowe badania medyczne. Niemieccy naukowcy analizowali w nich 778 głów Herero oraz Nama uciętych jeńcom, które posłużyły im jako pomoce naukowe w pseudonaukowych opracowaniach dotyczących teorii i higieny ras.

Trzeba zatem postawić pytanie o specyficzne „upodobania” Niemców do upadlania rozmaitych narodów przez blisko 50 pierwszych lat XX wieku. Wbrew obecnej narracji, niemieckie ludobójstwo nie było wynikiem dojścia do władzy nazistów i Adolfa Hitlera, ale ma jakieś nieznane szerzej i głębsze korzenie.

Germanizacja w czasie zaborów to nie ludobójstwo – jednak też zawierała jakieś pierwiastki widzenia siebie przez samych Niemców jako narodu szczególnie predestynowanego do zarządzania i decydowania o losach innych nacji. Skoro rząd w Berlinie godzi się na jakąś formę zadośćuczynienia za masakrę Nama i Herero, to trzeba zadać pytanie, dlaczego tak uparcie wypiera konieczność zadośćuczynienia za straty Polski i Polaków w czasie wojny, którą Niemcy wywołali wspólnie z ZSRR?

Domagajmy się zadośćuczynienia od Federacji Rosyjskiej za efekty paktu Hitler-Stalin z 23.08.1939 r.

ZSRR również stosował wobec Polski metody ludobójcze jeszcze przed 1 września 1939 roku. W latach 1937–1938 realizowano w ZSRR tzw. akcję polską NKWD, wynikającą z rozkazu Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych ZSRR nr 00485 z dnia 11 sierpnia 1937 r. Według dokumentów NKWD, skazano 139 835 Polaków, z czego zamordowano bezpośrednio 111 091 osób. Po 17 września 1939 do 22 czerwca 1941 ZSRR przez fizyczną eliminację i zsyłki doprowadziła do śmierci 1 do 2 milionów polskich obywateli.

Po zbrojnej agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. okupacji wojskowej wschodnich terenów II Rzeczypospolitej przez Armię Czerwoną i ustaleniu w dniu 28 września 1939 r. przez III Rzeszę i ZSRR w zawartym w Moskwie „pakcie o granicach i przyjaźni” niemiecko-sowieckiej linii granicznej na okupowanych wojskowo przez Wehrmacht i Armię Czerwoną terenach Polski, mieszkańcy obu okupowanych części państwa polskiego zostali poddani represjom przez obu najeźdźców. Na terenach okupowanych i anektowanych przez ZSRR obywatele Rzeczypospolitej, zarówno Polacy, jak i obywatele polscy innych narodowości, zostali poddani przez stalinowski aparat przemocy ZSRR brutalnym represjom, obliczonym na załamanie społecznego morale i zniszczenie w zarodku rodzącej się konspiracji. Długofalowym celem polityki ZSRR była depolonizacja Kresów Wschodnich oraz sowietyzacja ludności przyłączonych do ZSRR terenów Rzeczypospolitej.

Terytorium Rzeczypospolitej Polskiej na wschód od linii granicznej ustalonej w układzie pomiędzy III Rzeszą a ZSRR zostało w październiku 1939 r. anektowane przez ZSRR. Formalną podstawą były pseudoplebiscyty, a następnie aneksja w trybie uchwały Rady Najwyższej ZSRR. Były to akty prawne równoległe do dwóch dekretów Adolfa Hitlera – z 8 i 12 października 1939 r., którymi jednostronnie wcielił zachodnie terytoria Polski do III Rzeszy, tworząc jednocześnie z centralnych ziem II Rzeczypospolitej Generalne Gubernatorstwo.

Wszystkie powyższe akty „prawne”, jednostronnie likwidujące terytorium II Rzeczypospolitej, były sprzeczne z ratyfikowaną przez Niemcy i Rosję Konwencją haską IV (1907). Były one w konsekwencji nieważne w świetle prawa międzynarodowego i nie zostały uznane zarówno przez Rząd RP na uchodźstwie, jak i państwa sojusznicze wobec Polski, a także państwa trzecie (neutralne) przez cały czas trwania II wojny światowej.

W historiografii polskiej przyjmowano dotąd szacunkowe liczby deportowanych, jednak polscy historycy pracujący w IPN twierdzą, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tysięcy osób. Krytyka takiego szacunku była jednak tak duża, że nawet prezes IPN, śp. dr hab. Janusz Kurtyka przyznał, że obecne wyliczenia są krytykowane przez część historyków, którzy oceniają liczbę deportowanych od 700 tysięcy przez 1 milion do 1,5 miliona.

Reżim radziecki stosował również inne formy represji, aby zniszczyć polskie oblicze Kresów Wschodnich. Do Armii Czerwonej wcielono ok. 150 tysięcy Polaków. Ginęli oni w 1940 roku w Finlandii oraz w początkowych miesiącach wojny radziecko-niemieckiej. Około 100 tysięcy osób wcielono do specjalnych batalionów budowlanych zwanych strojbatami.

Według danych sowieckich z 10 czerwca 1941 r., a więc niemal z przedednia agresji niemieckiej, w kresowych więzieniach przebywało co najmniej 40 tys. więźniów politycznych. Łącznie NKWD zamordowało nie mniej niż 35 tys. uwięzionych. Największe masakry miały miejsce we Lwowie, gdzie zamordowano od 3,5 do 7 tys. więźniów. W Łucku ofiarą masakry padło około 2 tys. więźniów, w Wilnie około 2 tys., w Złoczowie około 700, Dubnie około 1000, Prawieniszkach 500 więźniów, oprócz tego w Drohobyczu, Borysławiu, w Czortkowie, Berezweczu, Samborze, Oleszycach, Nadwórnej, Brzeżanach. W ciągu tygodnia w czerwcu 1941 roku Rosjanie wymordowali w więzieniach co najmniej 14700 obywateli II RP, na szlakach ewakuacyjnych zostało zamordowanych kolejne 20 tysięcy. Zatem było to nie tylko ludobójstwo wojskowych czy policjantów, np. w Katyniu czy Miednoje…

Na świecie, w krajach demokratycznych uznaje się, że zawinione doprowadzenie do śmierci powoduje odpowiedzialność finansową rzędu 1 mln USD. Zatem śmiało można stwierdzić, że Federacja Rosyjska powinna zwrócić Polsce 1 mln USD x 2 mln ofiar. Część takiego odszkodowania naturalnie należy się obecnej Białorusi, Ukrainie, Litwie. To tylko ostrożny szacunek bez odszkodowań za zniszczenia, grabieże, itd.

Trzydzieści mln rubli w złocie wg wartości z lat XX ubiegłego wieku, o których mówi publicznie poseł Jan Mosiński, jako dług Rosji z niewykonanych ustaleń Traktatu ryskiego – to ułamek tego, co nam się słusznie należy. Niemniej samo publiczne podniesienie sprawy przez ministra Patryka Jakiego i posłów PiS to krok w dobrym kierunku.

Przypomnę, że w Warszawie Federacja Rosyjska nadal nielegalnie zajmuje obiekty należące do polskiego Skarbu Państwa. Uważam, że kwestie odszkodowań za zbrodnie ZSRR w Polsce powinniśmy wnieść do tzw. „Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych”.

Po co wypierać fakty?

Powinniśmy głośno domagać się zadośćuczynienia za doznane a niezawinione krzywdy. Lista odpowiedzialności za dokonane na Polakach w XX wieku mordy jest dużo dłuższa. Źle rozumiana poprawność polityczna dotąd powodowała milczenie o ofiarach w Ponarach niedaleko Wilna, w których kaźni uczestniczyły ochotniczo litewskie oddziały Ypatingasis būrys (Sonderkomando der Sicherheitsdienst und des SD), rekrutujące się głównie spośród szaulisów.

Nie mówi się o ofiarach konfliktu wywołanego przez Czechosłowację już w 1919 roku, gdy mordowano Polaków, np. o oddziale kpt. WP Cezarego Hallera (młodszego brata gen. Józefa Hallera).

Zamordowany Cezary Haller był wybrany w 1911 roku z ramienia konserwatystów na posła do parlamentu austriackiego (zajmował się sprawami Śląska Cieszyńskiego i występował w obronie prześladowanych Polaków z Poznańskiego). 24 stycznia 1919 Czesi zajęli Karwinę, Suchą i Jabłonków, a o świcie 26 stycznia natarli na znajdujący się między Zebrzydowicami i Kończycami Małymi 60-osobowy oddział kpt. Cezarego Hallera. Około godz. 8:00 czeskie natarcie powstrzymała dopiero polska kompania piechoty z Wadowic pod dowództwem por. Kowalskiego. Około południa wojska czeskie natarły na Stonawę, z której Polacy musieli się wycofać na skutek braku amunicji. Po uzupełnieniu jej podjęli nieskuteczną próbę odbicia miasta. W natarciu na czeskie pozycje zginęło ok. 75% polskiej kompanii. Pozostałych kilkunastu wziętych do niewoli żołnierzy Czesi wymordowali, zakłuwając ich bagnetami. Następnego dnia wojska czeskie zajęły Cieszyn, Goleszów, Hermanice i Ustroń.

Natychmiast po wejściu do miasta wywiesili Czesi na wieży ratuszowej chorągiew o czeskich kolorach narodowych. Zaraz też pozdzierano wszystkie orły polskie, przy czem żołnierze czescy orły te deptali, pluli na nie i rzucali do Olzy – pisał 28 stycznia 1919 roku w artykule Czesi w Cieszynie redaktor „Dziennika Cieszyńskiego” Władysław Zabawski. W dniach 28–31 stycznia bitwa pod Skoczowem zatrzymała dalszy postęp wojska czeskiego.

Również unika się przypominania o agresji dokonanej na II RP w sojuszu z Hitlerem przez wojska słowackie i inkorporowanie w jej efekcie części naszego przedwojennego terytorium do Republiki Słowackiej, która powstała po rozpadzie Czechosłowacji w marcu 1939 roku.

Wszyscy też znamy skalę ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich z OUN/UPA, której liderzy byli w latach 30. XX wieku szkoleni w nienawiści do Polaków zarówno przez wojskowe służby Republiki Weimarskiej, a później III Rzeszy, jak i służby ZSRR na swoich polskich sąsiadach na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej.

Zatem są możliwości, aby domagać się rozmaitych reparacji i odszkodowań. Same akty symboliczne nie wystarczają – choć niewątpliwie są ważnym elementem dla tworzenia dobrych stosunków dobrosąsiedzkich. O tych sprawach nie można milczeć, trzeba konsekwentnie bronić swoich praw. Tylko wtedy będziemy szanowani.

Autor jest przewodniczącym stowarzyszenia KPN-NIEZŁOMNI, założycielem Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich, posłem na Sejm RP I, II i III kadencji.

Artykuł Adama Słomki pt. „Reparacje są nadal aktualne” znajduje się na s. 15 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Słomki pt. „Reparacje są nadal aktualne” na s. 15 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Propozycja Stowarzyszenia RKW dotycząca likwidacji nieprawidłowości w obowiązującym w Polsce systemie wyborczym

Forum RKW proponuje sposób prawnego zwalczania fałszerstw wyborczych i wprowadzenie obywatelskiej kontroli wyborów. Poniżej – wykaz podstawowych nieprawidłowości i propozycje ich wyeliminowania.

Marcin Dybowski, Jerzy Targalski

Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów
Zasadnicze nieprawidłowości w naszym systemie wyborczym i propozycje prawnie skutecznego przeciwdziałania

22 kwietnia 2017 FORUM RKW

I. NADMIERNE UZALEŻNIENIE PRZEBIEGU I KONTROLI WYBORÓW OD STRUKTUR WŁADZY SAMORZĄDOWEJ I POLITYCZNEJ 

1. Dowolność w odwoływaniu Przewodniczących Obwodowych Komisji Wyborczych przez wójta/burmistrza bez jakiejkolwiek możliwości odwołania się od tej decyzji lub uzależnienia jej prawomocności od podobnej decyzji Okręgowej Komisji Wyborczej.

Ø  Przewodniczący Obw. KW powinien być nieusuwalny przez wójta/burmistrza, odwołanie możliwe tylko przez Okręgową KW, ale musi być ściśle określony tryb (wraz z trybem odwołania się od decyzji) oraz wymienione konkretne powody.

2. Brak jakiejkolwiek kontroli nad przechowywanymi w urzędach gmin/miast pieczęciami Obwodowych Komisji Wyborczych przez cały okres pomiędzy wyborami i w okresie ogłoszenia wyborów.

Ø  Pieczęcie muszą być deponowane po wyborach komisyjnie przez Przewodniczących Obwodowych KW i wydawane komisyjnie Obwodowym KW przez Okręgową KW z pominięciem urzędów samorządowych. Pomiędzy wyborami pieczęcie są cały czas w opieczętowanym sejfie Okręgowej KW.

3. Brak społecznej kontroli podczas dystrybucji odebranych z drukarń kart wyborczych, dystrybucja odbywa się wyłącznie w obecności urzędników gmin/miast, dopiero pod koniec karty wydawane są powołanym Obwodowym Komisjom Wyborczym, ale zupełnie nie wiadomo, co się działo z kartami wyborczymi w trakcie ich drukowania, w drodze pomiędzy drukarnią a urzędem, w urzędach przed ich wydaniem członkom Obwodowej KW.

Ø  Druk kart wyborczych wyłącznie przez drukarnię z monitoringiem, z dostępem on-line obejmującym produkcję kart, ich magazynowanie (w tej samej hali), wydawanie kart wyborczych wyłącznie według kolejności ich produkcji i komisyjnie, z obowiązkową obecnością co najmniej 3 członków danej Obw. KW, w tym Przewodniczącego Obw. KW, z możliwością uczestniczenia w tym procesie mężów zaufania lub przedstawicieli Komitetów Wyborczych. Przeliczanie kart zaraz po ich wydrukowaniu i na każdym etapie, jeśli są one przekazywane komukolwiek podczas dalszego procesu organizacji wyborów.

4.  Nieprawidłowości systemu „losowania” członków Obw. KW; pozostawienie tej procedury w rękach urzędników.

Ø  Losowanie jedynie w obecności i pod nadzorem urzędników, ale przekazane w ręce przybyłych na spotkanie kandydatów na członków Obw. KW, którzy spośród siebie wyłaniają komisję skrutacyjną. Tryb losowania opisany wyraźnie w ordynacji – losy wybierane z pojemnika w takiej procedurze, by osoba ciągnąca „los” nie miała możliwości wglądu do wymieszanych losów.

5.  Brak realnej społecznej weryfikacji procesu tworzenia list wyborców, nie ma odpowiedniego czasu na realną weryfikację wydrukowanej listy wyborców wydanej w ostatniej chwili Obw. KW, przy jednoczesnym braku procedury odwoławczej w przypadku sfalsyfikowanej lub zawierającej błędy listy wyborców.

Ø  Wgląd w procedurę tworzenia obwodowej listy wyborczej na każdym etapie. Listy wyborców wydane członkom Obw. KW najpóźniej na 7 dni przed wyborami, a listy uzupełniające najpóźniej 2 dni przed wyborami. Konieczność nadzoru Komitetów Wyborczych nad funkcjonującą centralną państwową bazą danych Źródło. Konieczny jest także sejmowy nadzór nad procedurą wytwarzania w okresie wyborów dokumentów dla służb specjalnych (chodzi o to, by nie było nagłego ilościowego przyrostu wydawanych dokumentów, które przecież będą posiadały wszelkie cechy zewnętrzne, umożliwiające oddawanie głosów).

6.  Brak realnej społecznej kontroli nad systemem zliczania od dołu ku górze cząstkowych wyników wyborów, odbywa się to na terenie budynków podległych władzom samorządowym lub politycznym, zliczanie trwa wiele dni i im wyżej, tym mniejsza jest kontrola społeczna. Im wyżej usytuowane, tym bardziej hermetyczne jest ciało podliczające zbiorcze głosy. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) w ogóle nie dopuszcza do siebie „obcych”, np. mężów zaufania, przed dniem wyborów. Na czas wyborów do składu PKW Komitety Wyborcze nie mają możliwości delegowania kogoś do pracy w PKW:

a.      Państwowa Komisja Wyborcza mieści się na terenie budynków podległych Kancelarii Prezydenta, w której (drzwi w drzwi) pracują urzędnicy kancelarii prezydenckiej (konflikt ewidentny – bezpośredni, gdy chodzi o wybory prezydenckie, pośredni, gdy mamy inne wybory, jeśli za kandydatami w danych wyborach stoi ta sama partia, która stała za wyborem prezydenta). Urzędnicy kancelarii prezydenckiej mają bezpośredni i stały dostęp do zwykłych pracowników, a także i sędziów PKW w centralnej siedzibie PKW;

b.  Pozostałe pomieszczenia szczebla niższego analogicznie znajdują się na terenie urzędów ściśle zainteresowanych w „odpowiednim” przebiegu wyborów.

Ø  Natychmiastowe przeprowadzenie całej instytucji KBW i PKW do osobnego, suwerennego i jej własnego budynku jako instytucji konstytucyjnej i centralnej, która od dawien dawna powinna mieć własny budynek (gdyby rzeczywiście chodziło kiedykolwiek wcześniej o prawidłowość wyborów).

Ø  Skład Okręgowych Komisji Wyborczych wyłaniany odpowiednio wcześniej, ale analogicznie do procedury społecznych Obw. KW, przy czym w składzie Okręgowych KW – jak dotychczas – mają znajdować się sędziowie wskazywani przez państwo. Strona społeczna (kandydaci skierowani przez Komitety Wyborcze) ma prawo weta wobec sędziów kierowanych do wspólnej pracy w Okręgowej KW (dotychczas kierowani do tej pracy sędziowie częstokroć byli wykolejeńcami i osobami, na które władze miały swoje „haki”).

Ø  Stowarzyszenia, a nie tylko Komitety Wyborcze mają prawo kierowania obywateli do pracy w komisjach wyborczych każdego szczebla (rozwiązanie prawne podobne, jak podczas referendum).

Ø  Kilkudniowe obliczanie wyników w wyższych ogniwach piramidy zliczającej wymaga rotacyjnej obecności wielu mężów zaufania i członków Okręgowych lub wyższych KW (jeden mąż zaufania lub członek Okręgowej lub wyższej KW – przedstawiciel strony społecznej – po pierwszym dniu pracy będzie już zmęczony i niczego nie przypilnuje, musi mieć zmiennika).

II. NIEPRAWIDŁOWOŚCI NA POZIOMIE CENTRALNYM SYSTEMU WYBORCZEGO

1.  Decyzje Państwowej Komisji Wyborczej nie podlegają jakiemukolwiek zaskarżeniu (na przykład przed Sądem Najwyższym) – niemożność zaskarżenia przez jakikolwiek komitet wyborczy czy jakąkolwiek instytucję czy grupę społeczną postanowień PKW. Niemożność zaskarżenia uchwał PKW, a szczególnie bardzo ważnej uchwały „Wytycznych dla Obw. KW” precyzującej postępowanie Obw. KW (jej wybór, ukonstytuowanie, kompetencje, procedury przed dniem wyborów, w dniu wyborów i po wyborach).

Ø  Decyzje PKW i KBW, a szczególnie uchwała o nazwie „Wytyczne dla Obw. KW…” muszą być zaskarżalne – w trybie wyborczym, najlepiej do Trybunału Konstytucyjnego (jeśli nie do TK, to do Sądu Najwyższego).

2.  Nie wiadomo, na jakiej podstawie prawnej tworzone są listy wyborców w sytuacji, gdy zarówno PKW, jak i MSWiA wyraźnie oświadczyły w 2015 roku, że państwowa/centralna baza danych, tzw. Źródło – ze względu na masowo występujące błędy – NIE MOŻE być podstawą do tworzenia list wyborczych, a dane osobowe/meldunkowe przechowywane w komputerach gminnych nie mają podstawy prawnej, gdyż takową ma jedynie centralna baza danych, tzw. Źródło. Jeśli gminy nie mogą tworzyć legalnych list wyborców na podstawie nieaktualizowanych i prawnie nie mających umocowania własnych baz danych, to oznacza, że wąska grupa osób mających dostęp do centralnej bazy danych, osób całkowicie zależnych od państwa, może w sposób dowolny i przez nikogo niekontrolowany tworzyć listy wyborców z klawiatury systemu komputerowego i oprogramowania komputerowego zależnego od aktualnie sprawujących władzę koterii.

Ø  Społecznej kontroli należy poddać procedury tworzenia list wyborczych w centralnej bazie Źródło i w urzędach gminnych, które do tych instytucji delegują mężów zaufania na czas wyborów. Zgłaszane nieprawidłowości rozpatrywane są w trybie wyborczym.

3.  Nieprawidłowości w tworzeniu zagranicznych sieci Obw. KW dla Polonii. Proces ten jest całkowicie dowolny i nie podlega kontroli ani zaskarżeniu (np. przez Senat RP, który mógłby mieć taka prerogatywę z racji swej opieki nad Polonią).

Ø  Przekazać prerogatywy tworzenia sieci zagranicznych Obw. KW kontroli społecznej, a więc Komitetom Wyborczym i Senatowi RP, które wyznaczą na czas wyborów tę sieć. MSZ będzie narzędziem wykonawczym (a nie organem decyzyjnym).

4.  Nieprawidłowości związane z wprowadzeniem systemu komputerowego zliczania głosów, związane z:

a.  Samym szwankującym systemem komputerowym, nad którym nie ma społecznej kontroli podczas jego tworzenia, podczas jego testów i funkcjonowania w dniu wyborów i w dniach następnych (nadzór sędziów z OKW lub PKW jest fikcyjny lub wątpliwy);

b.  Tworzeniem tylko elektronicznej wersji protokołu, a nie papierowej i ręcznie wypełnionej w obecności wszystkich członków komisji wersji protokołu z wynikami głosowania w Obw. KW.

– Sugerowanie w materiałach szkoleniowych PKW dla członków Obw. KW, by jedynym protokołem był protokół tworzony komputerowo i by nie było protokołu ręcznie sporządzonego przez członków Obw. KW, podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW (z zaleceniem, by protokół elektroniczny podpisywać tylko na ostatniej stronie, gdy konkretne wyniki cząstkowe są na pozostałych stronach!).

– Ograniczenie kontroli społecznej oraz pozostałych członków Obw. KW nad procesem tworzenia elektronicznego protokołu poprzez przeniesienie tego procesu do innych pomieszczeń niż to, w którym procedują wszyscy członkowie Obw. KW, co powoduje, że protokoły tworzone są już nielegalnie w obecności dwóch osób, w tym informatyka gminnego, a pozostali członkowie Obw. KW dowiadują się od nich o ostatecznym wyniku, „zaakceptowanym” przez system informatyczny PKW.

– W roku 2014, przy całkowicie wadliwym systemie komputerowym, zliczanie głosów w Obw. KW trwało wiele dni. W związku z tym ostatecznie wynik samorządowych wyborów, czyli dotyczących władz w gminie, wklepywany do komputera gminnego i przesyłany do centrali PKW, odbywał się bez obecności wszystkich pozostałych członków Obw. KW, a przez to pozostawał poza wszelką kontrolą społeczną, za to pod kontrolą gminnego informatyka i przewodniczącego Obw. KW zależnego od wójta/burmistrza. Do dziś w woj. mazowieckim nie wiadomo (mimo istnienia ówczesnego systemu komputerowego), na podstawie jakich wyników cząstkowych wybrane są władze samorządowe w tym województwie.

c. Tworzenie systemów komputerowych, które będąc podpięte centralnie do PKW, zawierają procedurę ostatecznej akceptacji protokołu przez PKW – wydruk protokołu nastąpi dopiero w chwili, gdy na to wyrazi zgodę centrala.

Ø  W ordynacji wyborczej, prawodawstwie dotyczącym wyborów, jak też we wszelkiej dokumentacji wytwarzanej przez PKW i KBW – wszędzie, gdzie jest mowa o protokole wyborczym podsumowującym wyniki wyborów – musi być wyraźnie wskazane, że jedynym prawnie obowiązującym i ważnym jest protokół ręcznie sporządzony przez członków komisji. „Komputerowiec z gminy” może jedynie przepisać samodzielnie (ponosząc za to karną odpowiedzialność) dane z protokołu ręcznego, a to, co przepisze, wraz ze skanami protokołu ręcznego publikuje na swych stronach BiP lokalna gmina, biorąc za to karną odpowiedzialność (jest to kolejne, dodatkowe i równoległe zabezpieczenie danych, które jednak nie jest podstawą do ogłoszenia wyniku wyborów). Każdy członek i mąż zaufania Obw.KW i Okręgowej KW ma nieograniczone prawo dokonywania kopii (na wszelkich możliwych nośnikach) ręcznie wytworzonych i zatwierdzonych protokołów oraz ich publikacji.

5.  Nieprawidłowości związane z głosowaniem korespondencyjnym:

a.  Przetrzymywanie tak oddanych głosów nawet do siedmiu dni na terenie gminy poza wszelką kontrolą społeczną i poza kontrolą Obw. KW, a jedynie pod kontrolą urzędników.

b.  Brak jakiejkolwiek kontroli ze strony społecznej lub członków Obw. KW nad tym, czy rzeczywiście i ilu obywateli wyraziło chęć głosowania korespondencyjnego – urzędnik może wygenerować dowolną liczbę „chętnych”, którzy niby się do niego przed dniem wyborów zgłosili, niby wyrażając chęć oddania głosów korespondencyjnie.

c.  Nieprawidłowości w zliczaniu głosów korespondencyjnych, które dostarczane są do lokalu wyborczego:

– brak jakiejkolwiek kontroli nad tym, czy te głosy, które zostały złożone w urzędzie lub na poczcie, są tymi samymi, które dotarły do lokalu;

– systemowy zakaz osobnego zapisania wyniku głosów korespondencyjnie oddanych, które zawierałby w końcowym protokole informację o wyniku z głosów korespondencyjnych, a na przykład mogłoby z zapisu wynikać, iż „dziwnym trafem” wszystkie dostarczone głosy korespondencyjne oddane były na tego samego kandydata.

Ø  Wprowadzić zakaz oddawania głosów korespondencyjnie, zarówno ze względu na to, że takie głosowanie łamie jeden z konstytucyjnie określonych i gwarantowanych przymiotów wyborów (głos MUSI być, zgodnie z konstytucją, oddany bezpośrednio) jak też ze względu na to, że głosowanie korespondencyjnie wprowadzone jest zawsze po to, by fałszować wybory (a już szczególnie jest to możliwe przy obecnych rozwiązaniach wprowadzonych przez poprzednią ekipę rządową).

6.  Nieprawidłowości ipso facto związane z procedurami narzucanymi Obw. KW przez PKW:

a. Brak jasnych wytycznych, które procedury muszą być zachowane bezwzględnie pod klauzulą sine qua non unieważnienia wyborów w danej Obw. KW (np. uregulowanie kwestii przeliczania kart wyborczych przed i w dniu wyborów, późniejszego ich przechowywania już jako ostemplowanych kart wyborczych w lokalu wyborczym, a nie na zapleczu lub w urzędzie gminnym, z którego są podczas wyborów dowożone, procedury podliczania głosów, utworzenia i wywieszenia ręcznego protokołu utworzonego i podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW; protokół komputerowy musi być wobec ręcznego protokołu wtórny i może być wklepany przez informatyka gminnego w innym czasie i na jego odpowiedzialność, w dodatku wyłącznie jako działanie pomocnicze).

b. Sugerowanie, by członkowie Obw. KW nie pracowali w pełnym składzie, tylko by dzielili się na grupki, co daje możliwość na wiele godzin opanowania Obw.KW przez trzyosobową koterię zwolenników jakiegoś kandydata lub partii.

c.  Niejasności związane z procedurami, jakie muszą być natychmiast wdrożone, gdy nieprawidłowości są zgłaszane policji lub sędziom OKW. Zazwyczaj są one lekceważone lub pomijane, a policja lekceważąco podchodzi do takich zawiadomień, niezależnie od tego, czy są one zgłaszane przez członków Obw. KW, czy głosujących obywateli; tymczasem dotyczy to przecież przestępstw ściganych z mocy prawa.

Ø  Powyższe nieprawidłowości już logicznie zawierają przy okazji omówienia rozwiązania poprzez zakaz takich działań lub nakaz działania (choć mamy też więcej regulujących propozycji), ale, co jest jeszcze ważniejsze, chodzi tu o to, by rozwiązania (zakazy i nakazy) były wpisane wyraźnie w ordynację wyborczą lub wymienione wprost w uchwałach PKW i KBW, tak by niezachowanie tych zasad automatycznie wymuszało zastosowanie procedur naprawczych lub unieważniało wybory w danym Obw. KW, która nie stosowałaby się do wyznaczonych zasad – dziś podlega to dowolnej interpretacji i umożliwia fałszerstwa.

7. Nieprawidłowości w posługiwaniu się dokumentacją upoważniającą do oddania głosu w danej Obw. KW:

a. Wprowadzenie nieścisłego określenia „zamieszkiwania” na terenie danej Obw. KW w miejsce prawnie precyzyjnego i rodzącego jasne konsekwencje „zameldowania”.

Ø  Przywrócenie „zameldowania” jako terminu określającego prawo do oddania głosu. Ci, którzy chcą głosować, a nie mają zameldowania, powinni się o zameldowanie postarać, nawet jeśli to zameldowanie miałoby być tymczasowe – tylko w ten sposób można skontrolować proces wyborczy poprzez sprawdzenie, czy PESEL wyborcy nie dubluje się w dwóch różnych Obw. KW. Jeśli ktoś nie głosuje w miejscu zameldowania, powinien posiadać zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu niż miejsce zameldowania – to wystarczy; inne rozwiązania sprzyjają fałszerstwom.

b.  Zezwolenie na oddawanie głosu na podstawie takich dokumentów i zaświadczeń, które umożliwiają wielokrotne oddawanie głosu w różnych Obw. KW:

– Na tzw. zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu – otóż nastąpiło zniesienie dawnej i obowiązkowej dla Przewodniczącego Obw. KW procedury telefonicznego skontrolowania, czy rzeczywiście takowe zaświadczenie zostało wydane i czy obywatel w związku z tym został w swej gminie wykreślony z listy wyborców. W dalszym ciągu też nie obowiązuje na terenie całego kraju jednolity wzór takiego zaświadczenia, czy też rejestru takich wydanych zaświadczeń, co umożliwia dowolne powielanie takiego zaświadczenia i oddawanie takiej ilości głosów przez taką osobę, która wynika w dniu wyborów jedynie z jej mobilności i woli dotarcia do Obw. KW.

Ø  Przywrócenie konieczności skontrolowania przez Przewodniczącego Obw. KW, czy zaświadczenie jest prawidłowo wystawione i czy nie było już wykorzystane.

– Możliwość głosowania – poza głosem oddanym na dowód osobisty – dodatkowego głosu w dowolnym miejscu w Polsce na paszport. Wystarczy oświadczyć, że jest się osobą pracującą w obcym kraju i przedstawić jakikolwiek (przez nikogo nie weryfikowany), byle w obcym języku napisany papier, który zgodnie z wyraźnym stwierdzeniem PKW, dotyczącym tej konkretnej kwestii, w ogóle NIE MUSI być przetłumaczony na język polski. „Dokumentu” tego obywatel NIE MUSI pozostawić w Obw. KW, co też odbywa się zgodnie z wyraźnymi wytycznymi PKW w tym względzie.

– Możliwość wielokrotnego głosowania na nowy dowód osobisty, który NIE ZAWIERA danych meldunkowych obywatela ani wzoru jego podpisu, co nie pozwala określić, czy rzeczywiście „zamieszkuje” dany obszar Obw. KW. Zarówno na szkoleniach dla członków Obw. KW prowadzonych centralnie przez Okręgowe Komisje Wyborcze, jak i w wytycznych PKW podawana była informacja, iż takim poświadczeniem zamieszkiwania może być kwit z pralni z danego terenu. I Obw. KW ma obowiązek dopisania takiej osoby do listy wyborców danego obwodu.

– Zupełnie nowym sposobem na fałszowanie wyborów okazało się w II turze wyborów na prezydenta RP wprowadzenie na listy wyborców olbrzymiej liczby tzw. bezdomnych „meldowanych” pod adresem danej Obw. KW. Odbyło się to bez wskazania jakichkolwiek podstaw prawnych, o które natychmiast wystąpiliśmy do PKW. Tego, czy ktoś przychodzący z nowym dowodem, który nie zawiera danych meldunkowych, rzeczywiście jest „tutejszym” bezdomnym, nie sposób skontrolować.

Ø  Likwidacja wyżej wymienionych „uprawnień” i korekta nieprawidłowości – nie wymaga wyjaśnień, likwidacja wprost w przepisach i uchwałach PKW.

Na koniec:

Ø    Należy w polskim kodeksie karnym uregulować kwestię odpowiedzialności karnej za fałszowanie wyborów. Jeśli demokracja – a w szczególności akt oddania głosu w wyborach – jest „źrenicą oka” takiego systemu, to przestępstwa wyborcze nie mogą być traktowane tak pobłażliwie jak dotychczas, ale muszą się wiązać co najmniej z pozbawieniem takich osobników praw obywatelskich i karą ciężkiego więzienia.

To tylko niewielka, uporządkowana część z nieprawidłowości, jakie dzieją się od dziesięcioleci podczas wyborów w naszym kraju.

Obecną zmianę polityczną i większość sejmową mamy tylko dzięki śmiałej i zakrojonej na cały kraj akcji obywatelskiej wolontariatu Ruchu Kontroli Wyborów, który to ruch dziś działa jako Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy.

Wszyscy powinniśmy być tym wolontariuszom wdzięczni, że wiele z przygotowanych mechanizmów fałszowania wyborów, umożliwionych poprzez nieprecyzyjne wytyczne i regulacje, NIE ZOSTAŁO W PEŁNI WYKORZYSTANYCH!

Ze zaktualizowaną 19.06.2017 r. wersją propozycji zmian w polskim systemie wyborczym można się zapoznać na stronie internetowej Stowarzyszenia RKW

Propozycje przedstawione przez Marcina Dybowskiego i Jerzego Targalskiego w imieniu Forum RKW – „Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów” – znajdują się na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Propozycje przedstawione przez Marcina Dybowskiego i Jerzego Targalskiego w imieniu Forum RKW – „Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów” na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Telegraf Kuriera WNET”: To, co warto zapamiętać z wydarzeń ubiegłego miesiąca. Przeczytaj, bo może coś przeoczyłeś!

Rzecznik Dyscyplinarny Kosiorkiewicz wszczął postępowanie w sprawie odebrania prawa do wykonywania zawodu adwokata przez posłów Wassermann (komisja Amber Gold) i Mularczyka (reparacje wojenne).

Maciej Drzazga

Białogardzkie Centrum Dializa Sp. z o.o. najpierw uznało urodzonego w 37 tygodniu życia za wcześniaka, a następnie – po odmowie rodziców podania dziecku witaminy K, doprowadziło do ograniczenia ich praw rodzicielskich oraz policyjnej obławy na całą trójkę z oskarżenia o kidnaping.

„W imieniu pani profesor Małgorzaty Gersdorf proszę o przyjęcie zapewnienia, że w trudnym okresie stresów i przepracowania każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej pierwszego prezesa Sądu Najwyższego” – wyjaśniono w oficjalnym komunikacie fakt wizyty I prezesa SN w Pałacu Prezydenckim.

Z okazji ogólnonarodowej dyskusji nad kolejnymi ustawami o polskim sądownictwie okazało się, że jego utrzymanie jest najdroższe w całej UE: 1,77 PKB przy średniej europejskiej 0,6% PKB.

W Sejmie coroczne sprawozdanie rzecznika praw obywatelskich Bodnara spotkało się z zainteresowaniem 11 posłów, w tym żadnego z „obrońców demokracji” blokujących ostatniej zimy prace parlamentu.

Komisja Weryfikacyjna ds. Reprywatyzacji zaczęła zwracać pierwsze warszawskie kamienice prawowitym właścicielom.

Poinformowano, że 223 tysiące – czyli więcej niż co drugie nowo utworzone w ubiegłym roku w UE miejsce pracy w przemyśle – powstało w Polsce.

Zapraszamy do przeczytania całego „Telegrafu” autorstwa Macieja Drzazgi na s. 2 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

„Telegraf” Macieja Drzazgi na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Reforma górnictwa w wydaniu PiS ma doprowadzić do oddania naszego narodu pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji

Wiadomo, że sektor będzie nowoczesny i innowacyjny, bo musi. Szkoda tylko, że nie wiadomo, w czyich rękach się znajdzie. A Prawo i Sprawiedliwość takiej deklaracji publicznej złożyć nie zamierza.

Krzysztof Tytko

W Polsce, która posiada potężne zasoby węgla, nie ma i już nie będzie bardziej innowacyjnego PROJEKTU wytwarzania olbrzymich zysków w przyszłości (nawet w okresie setek lat), niż ten, jaki powstał dla sektora paliwowo-energetycznego, chemicznego i branż pochodnych, oparty na podziemnym zgazowaniu węgla skonsolidowanym z energetyką rozproszoną. To nasz największy narodowy potencjał rozwojowy. Przekazanie tego biznesu wartego biliony złotych obcym byłoby ZDRADĄ STANU – najcięższą z możliwych! Haniebny proces jest już tymczasem na etapie ostatecznego domykania. Najbliższe kwartały będą rozstrzygające.

Oto fakty, które to potwierdzają:

W listopadzie 2015 roku, pomimo pozostawania przez 8 lat w opozycji, PiS przejął kontrolę nad sektorem paliwowo-energetycznym bez gotowego planu naprawczego. W deklaracjach przedwyborczych twierdzono, że program restrukturyzacji jest dopracowany i od razu będzie wdrażany. Dlatego nie chciano brać pod uwagę rozwiązań programu obywatelskiego, który był przeciwieństwem „reformy górnictwa” w wydaniu PiS. Dopiero na przełomie lat 2018/2019 będzie wiadomo, który program wytrzymał próbę czasu. Jeśli nasz, to wątpliwa będzie to satysfakcja, gdyż wtedy będzie już za późno na ratowanie najbardziej strategicznego sektora kapitałami polskimi. (…)

PiS faktycznie zwyciężyło w wyborach i doszło do władzy, by w konsekwencji nie 2,5, ale 8 mld zł przeznaczyć nie na inwestycje, a na likwidację najlepszych kopalń, zostawiając przy życiu najgorsze i likwidując tysiące miejsc pracy. (…)

Nie dopracowano ostatecznie bilansu i miksu energetycznego do roku 2030 lub przynajmniej 2025, co skutkuje brakiem jednoznacznej wizji zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Po dwóch latach rządów nowej ekipy w tym zakresie panuje chaos. (…)

Nie dokonano wyceny w poszczególnych kopalniach złóż węgla i metanu zalegających do głębokości 1200 m, biorąc pod uwagę 2 metody: wycenę wg wydobywania węgla metodą tradycyjną oraz wg wydobywania zawartej w węglu energii poprzez technologię zgazowania podziemnego. Po wykonaniu rozpoznania otworami głębokimi wycena powinna być skorygowana. Na skutek tego najcenniejszemu majątkowi spółek surowcowych, jakim jest złoże, w aktywach bilansu spółek węglowych przypisano wartość zero. Aktywo to, nie wzięte w ogóle pod uwagę, jest o wiele ważniejsze od aktywów w postaci gruntów i budowli oraz maszyn i urządzeń, które dominują w obecnych bilansach kopalń. Spółka bez aktywa, jakim jest węgiel, jest nic niewarta, bo bez niego nie może kontynuować działalności gospodarczej i generować przychodów. (…)

Umożliwiło to straszenie środowiska górniczego upadłością spółek i utratą 50 000 miejsc pracy z powodu braku kapitałów własnych, które wcześniej zabiegami księgowymi zostały zmniejszone, a ich resztki skonsumowane w wyniku wieloletniego pokrywania nimi strat. Gdyby aport SP w postaci wniesionych do KW i KHW złóż został prawidłowo wyceniony, zapisany i zarejestrowany w podstawowym sprawozdaniu finansowym, jakim jest bilans, to pomimo poniesionych wielomiliardowych strat, spółki te nadal dysponowałyby wystarczającymi kapitałami własnymi pozwalającymi na prowadzenie nieprzerwanej działalności gospodarczej. (…)

Nie wykonano studium wykonalności dla podziemnego zgazowania węgla, zgodnie z zaleceniami dla Ministra Energii zapisanymi w znowelizowanej w grudniu 2015 roku ustawie o funkcjonowaniu górnictwa na lata 2007–2015, uprzednio zatwierdzonej przez prezesa RM z PiS we wrześniu 2007 roku. Ustawa ta obowiązywała bez zmian w ciągu 8 lat rządów PO-PSL.

Politycy tych dwóch zwalczających się opcji politycznych nie zgadzają się w niczym, oprócz pełnej zgody w „reformowaniu” sektora paliwowo-energetycznego. Czy nie jest to zastanawiające?

Nie rozpoczęto na skalę przemysłową wdrażania technologii podziemnego zgazowania węgla w formie instalacji pilotażowej na skalę przemysłową, zlokalizowanej w najkorzystniejszych warunkach w Polsce, by społeczeństwo nie dowiedziało się o korzyściach i wielkości polskiego potencjału rozwoju. Zastosowanie tych technologii ma być wzięte pod uwagę dopiero po upadku spółek górniczych, czyli w latach 2019-2020. (…)

Aby maksymalnie przyśpieszyć likwidację polskiego górnictwa dotyczącego węgla energetycznego, którego wydobyciem głównie zajmuje się obecna PGG, wysłano tysiące górników na urlopy górnicze pomimo chronicznego braku frontu wydobywczego, niezbędnego do generowania przychodów i zysków w przyszłości, zamiast ograniczenia zatrudnienia zbędnej administracji, która generuje tylko koszty powiększające straty spółki. (…)

Nie przetłumaczono decyzji KE dotyczącej notyfikacji z dnia 18 listopada 2016 roku, która udzielona została tylko w języku angielskim za aprobatą ME, w której są złowrogo brzmiące zapisy w punkcie 3. Objective and Scope of the Notification: To assist the closure by 31 December 2018 of the coal mining companies remaining in operations in the Polich coal sector. (…)

W zapisie tym nie wspomina się o zamykaniu tylko nierentownych kopalń, co może oznaczać, że po to połączono wszystkie kopalnie z KW i KHW w jedną strukturę organizacyjną, jaką jest niewydolna spółka PGG, by po propagandowym sukcesie roku 2017 wygenerować w 2018 roku straty i za jednym zamachem postawić w stan likwidacji wszystkie wchodzące w jej skład zakłady górnicze.

Nie zdziwiłbym się również, gdyby w 2018 roku w JSW SA wystąpiły nadzwyczajne okoliczności, które spowodują, że nagle spółka z wysoko rentownej generować będzie straty i spotka ją ten sam los co PGG.

Pomimo deklaracji, nawet nie podjęto starań o zablokowanie importu z Rosji, który paradoksalnie będzie musiał być zwiększony tegorocznej zimy, bo PGG nie zdoła wydobyć nawet tego, co sobie zaplanowała. (…)

Reforma górnictwa w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości prowadzona jest w sposób krańcowo skandaliczny, wręcz kryminalny, i ma dokończyć niszczycielskiego dzieła rozpoczętego już w 1989 roku przez rząd Unii Demokratycznej, kontynuowanego przez kolejne rządy UW, PSL, AWS, SLD, PiS, PO-PSL, by w setną rocznicę odzyskania i „świętowania” niepodległości, przypadającą w okresie sprawowania władzy pod rządami PiS, położyć nieodwołalnie na obydwie łopatki strategiczną branżę i świadomie doprowadzić do oddania narodu polskiego pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji.

Jeśli to nastąpi, skazując na pokolenia zdecydowaną większość Polaków na narodowość II kategorii bez zorganizowanego już państwa, to głównym sprawcą polskiej tragedii narodowej nie będą Krzysztof Tchórzewski i Grzegorz Tobiszowski, ludzie prawdopodobnie wynajęci przez lobbystów reprezentujących wrogi kapitał, którzy jako wytrawni gracze „wzorcowo” odgrywają swoje niechlubne role w epilogu dramatu pod tytułem „Polska Transformacja”. Winnym będzie Pan Prezes Jarosław Kaczyński, który poprzez kadrowe propozycje dla Pani Premier do tej najważniejszej w gospodarce roli celowo ich desygnował, zawierzył, a nie kontrolował.

Tekst stanowi całość z artykułem K. Tytki  pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” na s. 5 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 40/2017

Cały artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” znajduje się na s. 4 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zarabianie jest fundamentalnym obowiązkiem państwa, a psią powinnością rządzących – uniemożliwienie kanciarstwa

Zaufanie i wiarygodność zdobywa się długo, wytrwałą pracą, jak to miało miejsce w wypadku Jarosława Kaczyńskiego. Traci się je jednak momentalnie i bezpowrotnie, jak to było w przypadku Lecha Wałęsy

Krzysztof Tytko

Wrażliwość rządu PiS na krzywdę ludzką, wyrażona w hojnych wydatkach budżetowych w imię sprawiedliwości społecznej, to bardzo ważna, konieczna i jak najbardziej słuszna sprawa, tym bardziej, że finansowana jest ze środków rozkradanych wcześniej przez „biznesmenów” wspierających dziś zakotwiczone w szeregach KOD-u elity PO-PSL, Nowoczesnej i dawnej rządowej administracji, którzy taką bezkarną okazję im zorganizowali.

Okazja czyni złodzieja, ale złapanie go, by odebrać mu łupy i rozdać je biednym bez wymierzenia mu kary, to bezprawie wynikające prawdopodobnie z oczekiwania, że przyszła władza też tak potraktuje poprzedników. Chyba że jedyną karą ma być utrata zaufania społecznego, a nie kara kodeksowa. PiS mówi o ponad 200 mld zł pieniędzy rozkradzionych przez tysiące firm, a złapanego winnego nie ma ani jednego. (…)

Potęga Prawa i Sprawiedliwości, co jest niepokojące, a nawet zatrważające, nie jest budowana na możliwościach wykorzystywania silnych stron polskiej gospodarki, której PiS prawie nie zauważa, a na słabościach i patologiach gospodarczych poprzedników i na dalszym zadłużaniu państwa, pomimo okresowych, propagandowych nadwyżek budżetowych. (…)

Władza wyżywi się sama i świetnie jej to wychodzi, szczególnie gdy ma możliwości kupowania sobie dużego elektoratu w imię dobrej sprawy, szczególnie gdy te możliwości są silnie wzmocnione bezkarną manipulacją i propagandą sukcesu, tak by prawda nigdy nie wyszła na jaw.

Najlepszym powodem tak surowej oceny obecnego rządu jest sposób reformowania sektora paliwowo-energetycznego oraz skupiania swojej głównej aktywności i poświęcania swojego cennego czasu na wyjazdy zagraniczne kluczowych polityków, których celem wydaje się wręcz nawoływanie inwestorów zagranicznych do inwestowania w Polsce, ograniczając nam w ten sposób możliwość bogacenia się. (…)

Idea repolonizacji strategicznych przedsiębiorstw – banków, elektrowni i elektrociepłowni, które okres świetności mają już za sobą, nie jest rzeczą godną polecenia z punktu widzenia możliwości zarabiania i chęci zapewnienia bezpieczeństwa finansowego i energetycznego kraju. Jest jednak miła dla polskiego ucha, pomimo że odwołuje się do czysto propagandowego patriotyzmu gospodarczego.

Tymczasem niezamknięcie KWK „Krupiński” i zainwestowanie w nią około 1 mld zł wygenerowałyby nie do podważenia zyski na poziomie około 10 mld zł. To tylko jeden z bardzo wielu namacalnych przykładów, jakie potencjały bogactwa związane z możliwością wykorzystania dopracowanych już na skalę przemysłową innowacyjnych technologii, tkwią w sektorze. (…)

Zaufanie i wiarygodność zdobywa się długo, mozolną, wytrwałą pracą, jak to miało miejsce i, mam nadzieję, ciągle ma w przypadku Jarosława Kaczyńskiego. Traci się je jednak momentalnie i bezpowrotnie, jak to było w przypadku Lecha Wałęsy.

Tym momentem niebawem będzie ten, w którym polskie społeczeństwo uzmysłowi sobie, co na pokolenia bezpowrotnie utraciło w wyniku ukartowanego w najdrobniejszych szczegółach i prawdopodobnie uzgodnionego z naszymi władzami zamachu na polską suwerenność gospodarczą, aby pozbawić skarb państwa kontroli nad polskim sektorem paliwowo-energetycznym.

Rota przysięgi powinna obejmować nie tylko przedstawicieli władzy, którzy formalnie ją sprawują. Powinna również dotyczyć liderów partii, którzy pełnią władzę w sposób nieformalny i brzmieć:

„Obejmując urząd Lidera Partii Rządzącej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej, a dobro Ojczyzny i pomyślność obywateli będą dla mnie najwyższym nakazem”. Tak mi dopomóż Bóg!

Jeszcze nie jest za późno i wszystko można naprawić bez uszczerbku dla reputacji PiS-u i jego prezesa, a z wielkim pożytkiem dla Polaków. Wystarczy tylko wola i odwaga w dążeniu do naprawienia i ukarania zła, które panoszyło się w elitach PO–PSL, ale również, kunsztownie zakonspirowane, panoszy się obecnie pod skrzydłami Orła Białego, będącego symbolem Prawa i Sprawiedliwości. Tak Nam dopomóż Bóg!

Cały artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” znajduje się na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” na s. 5 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Geopolityczny tygiel. Jerzy Targalski o wywiadzie rosyjskim w Macedonii i sytuacji w krajach bałtyckich cz. I

Jeżeli Rosjanie starają się stworzyć w Macedonii strukturę paralelną wobec państwa, to przecież tak samo działają również w innych krajach. Bo dlaczego miałoby to mieć miejsce jedynie w Macedonii?

Jerzy Targalski

My wiemy oczywiście, że w Polsce żadnego wywiadu rosyjskiego nie ma, zapewniał nas o tym już niejeden specjalista. Ja też z ostrożności procesowej to potwierdzam (…).

Ciekawe jest, że główna aktywność wywiadu wojskowego i cywilnego koncentruje się na oddziaływaniu na opinię publiczną. To znaczy: z jednej strony jest sieć paralelna, werbowanie ludzi, którzy mają przygotowanie wojskowe, żeby można było w razie czego wywołać jakieś rozruchy, a z drugiej – przede wszystkim oddziaływanie na opinię publiczną, czyli związki z mediami, z wydawnictwami, z portalami. Chodzi nie tylko o wpływanie – poprzez kontakty i zwerbowanych współpracowników – na treści, które się tam ukazują, ale nawet przygotowywanie konkretnych tekstów.

Myślę, że warto by było o tym pomyśleć, że skoro tak się dzieje w małej Macedonii, to tym bardziej musi się dziać podobnie w krajach ważniejszych, chociażby w Polsce. (…)

Jeżeli chodzi o kraje bałtyckie, to należy zdawać sobie sprawę z tego, że istnieje zasadnicza różnica między Litwą, która jest podobna do nas, a Łotwą i Estonią, które są w całkowicie innej sytuacji. I nie tylko ze względu na tradycję, ale dlatego, że mają bardzo liczne mniejszości rosyjskie. A z punktu widzenia geopolitycznego obszar ten jest bardzo ważny, gdyż stanowi pomost między Polską a państwami skandynawskimi. Dlatego musimy się dobrze orientować, kto jest kim i jakie są możliwości rozwoju sytuacji.

Przyjmuje się, czy też przyjmowało się, że Rosjanie będą oddziaływali przez mniejszość rosyjską, doprowadzając do demonstracji i destabilizując sytuację w kraju; że to jest ten główny cel, bo takie były kiedyś doświadczenia w Estonii. Ale sytuacja jest poważniejsza, ponieważ Rosjanie mogą przejąć kontrolę nad tymi krajami w drodze normalnych wyborów. (…)

W Estonii w 1989 roku Rosjan było 474 tysięcy, a dzisiaj ta liczba spadła do jakichś 315 tysięcy. Jest to oczywiście pozytywne, ale należy pamiętać, że również spadła liczba Estończyków – z miliona do 900 tysięcy. Na te 315 tysięcy Rosjan mniej więcej 200 tysięcy ma obywatelstwo estońskie; to bardzo duży procent.

Na Łotwie Rosjan było 900 tysięcy. Ta liczba spadła do mniej więcej 495 tysięcy, z czego obywateli łotewskich jest jakieś 320 tysięcy. Wobec mniej więcej 1 miliona 200 tysięcy Łotyszy to jest znaczna siła wyborcza.

Obecnie w Estonii Rosjan nie-obywateli jest już tylko 80 tysięcy, na Łotwie 247 tysięcy, więc stanowią małą grupę, coraz bardziej się zmniejszającą. Wszyscy ich potomkowie mają już obywatelstwo, więc nie-obywatele narodowości rosyjskiej mają coraz większe znaczenie polityczne. (…)

Na Łotwie, a zwłaszcza w Estonii, główny podział w momencie odzyskiwania niepodległości nie przebiegał między komunistami i niekomunistami; z jednej strony niekomuniści zawarli sojusz z komunistami narodowymi, a z drugiej strony byli ci, którzy chcieli pozostania Związku Sowieckiego, czyli komuniści rosyjscy. I ponieważ o niepodległości kraju zadecydował ten sojusz, to mamy inny układ polityczny. Pamiętam, że kiedy rozmawiałem w tamtych czasach z tamtejszymi działaczami, oni się po prostu bali, że jeżeli nie będą popierali komunistów narodowych, to ci po prostu zwrócą się w kierunku Rosji.

Na Litwie ta sytuacja wyglądała inaczej. Tutaj podział przebiegał między Sajudisem a komunistami narodowymi, czyli między, powiedzmy, środowiskiem Landsbergisa a komunistami narodowymi Brazauskasa. W tym sensie sytuacja była podobna do naszej, ale to, jeżeli chodzi o stosunki polsko-litewskie, rodzi konsekwencje. (…)

Powstanie Frontu Ludowego na Łotwie zostało rozpropagowane przez oficjalną telewizję w programie, który prowadził agent KGB Edwins Inkens. Wystąpił w nim między innymi major KGB Bojars. (…)

W wypadku litewskiego Sajudisu powstało podejrzenie, że na 35 członków grupy inicjatywnej 16 było współpracownikami. Niestety, zidentyfikowałem tylko siedmiu, ósmy przypadek jest dyskusyjny, dlatego że nie mamy dokumentów. Wiemy tylko, że Tomas Wajswila przyjaźnił się z przyszłym szefem KGB Litwy Marcinkusem i mieszkał u niego w Dumnej. W tej Dumnej, gdzie przebywał młody geniusz intelektu Petru.

Mam taki – oczywiście niesłuszny – pogląd, że współpracownicy KGB, kiedy tworzyli opozycję, nie byli samodzielni; ale oczywiście potępiam ten pogląd. Jak dowodzi przykład Bolka, każdy współpracownik bezpieki był całkowicie samodzielny w tym, co robił, bo przecież ze swoim oficerem prowadzącym rozmawiał o pogodzie. To najbardziej interesowało oficera prowadzącego.

Tak więc pochodzenie elit krajów bałtyckich z okresu pierestrojki wskazuje na to, że były one silnie związane z bezpieką. (…)

Cały artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Wywiad rosyjski w Macedonii i sytuacja w krajach bałtyckich” cz. I znajduje się na s. 9 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Wywiad rosyjski w Macedonii i sytuacja w krajach bałtyckich” cz. I na s. 9 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Co roku od 19 lat w Suczawie w Rumunii odbywają się Dni Polskie. W tym roku była wystawa, sympozjum i dożynki

Impreza weszła do stałego kalendarza wydarzeń kulturalnych na terenie rumuńskiej Bukowiny. Dni Polskie od roku 2006 są połączone z obchodami polonijnych dożynek w miejscowości Nowy Sołoniec.

Agata i Krzysztof Żabierkowie

Dni Polskie rozpoczęły się 7 września w Muzeum Historycznym w Suczawie, prezentacją wystawy pt. „Józef Piłsudski – mąż stanu Polski i Europy”. Po oficjalnym otwarciu rozpoczęły się obrady sympozjum, które trwały przez dwa dni w salach Muzeum Historycznego. Na zakończenie obrad miała miejsce prezentacja najnowszych publikacji poświęconych relacjom polsko-rumuńskim.

W tym roku swoje opracowania dotyczące dziejów relacji polsko-rumuńskich zaprezentowali: dr Jan Bujak w publikacji pt. „Kronika polskich Bukowińczyków 1911–1914” oraz profesor UAM dr hab. Piotr Gołdyn w pozycji pt. „W kręgu polsko-rumuńskiej współpracy oświatowej”. Słuchaczom zostały zaprezentowane dodatkowo trzy publikacje. Pierwsza z nich pt. „Ze wspólnej przeszłości. Studia z dziejów stosunków polsko-rumuńskich” napisana została pod redakcją profesora Aleksandra Smolińskiego. Kolejnej, „Polska i Rumunia w Europie Środkowej w XX i XXI wieku” patronowali Agnieszka Kastory i Henryk Walczak, natomiast ostatnią, „Bukowina. Inni wśród swoich”, redagowali: Helena Krasowska, Magdalena Pokrzyńska, Radu Bruji i inni.

Po sympozjum, 9 września odbyły się uroczyste dożynki w Nowym Sołońcu, które rozpoczęły się Mszą Świętą sprawowaną przez kardynała Kazimierza Nycza, metropolitę warszawskiego. W uroczystościach wzięli udział konsul z Bukaresztu Andrzej Kalinowski, senator Maciej Łuczak, zastępca przewodniczącej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą Ryszard Bonisławski z Komisji Spraw Emigracji oraz przewodniczący sejmiku województwa podkarpackiego Czesław Łączak.

Cały artykuł Agaty i Krzysztofa Żabierków pt. „19 Dni Polskie w Suczawie” znajduje się na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Agaty i Krzysztofa Żabierków pt. „19 Dni Polskie w Suczawie” na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Front Narodowy – polityczny kolos na glinianych nogach, przebrzmiały mit i straszak na francuskich wyborców…

Tak zwana „dediabolizacja” Frontu Narodowego, do której usiłowała doprowadzić Marine Le Pen, nie powiodła się i we Francji nadal funkcjonuje niepisana polityczna zasada: „wszystko, tylko nie FN”.

Zbigniew Stefanik

Podwójna klęska wyborcza w tegorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych, trwające we Froncie Narodowym powyborcze rozliczenia, wewnątrzpartyjne konflikty personalne pomiędzy Marine Le Pen i jej ojcem, jak i pomiędzy przywódczynią tej partii i jej zastępcami, w końcu rozłam i odejście z ugrupowania kilku liderów i długoletnich działaczy sprawiają, że obecnie ugrupowanie, które jeszcze pół roku temu pretendowało do politycznego tytułu pierwszej partii nad Sekwaną, znajduje się obecnie w bardzo poważnym, wręcz bezprecedensowym wewnętrznym kryzysie, a jego przetrwanie na francuskiej scenie politycznej po raz pierwszy stanęło pod znakiem zapytania. (…)

Pierwsze wielkie zwycięstwo polityczne Front Narodowy odniósł w maju 2014 roku, kiedy to, wbrew sondażom i zapowiedziom większości ekspertów, wygrał wybory do europarlamentu. W tym samym roku osiągnął bardzo wysoki wynik w wyborach samorządowych, kiedy to wybierano nad Sekwaną merów miast i miasteczek. W marcu 2015 roku po raz kolejny uzyskał bardzo wysoki wynik w wyborach radnych do rad departamentalnych. W drugiej turze tych wyborów FN usytuował się na drugim miejscu, zaraz za partią (wówczas Nicolasa Sarkozy’ego) Republikanie i daleko przed wówczas rządzącą we Francji Partią Socjalistyczną.

W grudniu 2015 roku Front Narodowy przekroczył kolejny polityczny pułap, albowiem okazało się w konsekwencji wyników pierwszej tury wyborów regionalnych, że partia Marine Le Pen weszła do drugiej tury walki o przewodnictwo czterech regionów, co było tak naprawdę we Francji wydarzeniem bezprecedensowym. Wówczas musiał zostać uruchomiony pakt republikański, aby zatrzymać Front Narodowy w marszu o przejęcie władzy w 4 z 13 francuskich regionów. W wyniku drugiej tury tych wyborów Front Narodowy nie objął przewodnictwa żadnego regionu, jednak mówiono o nim jako o pierwszej partii we Francji, a sama Marine Le Pen zaczęła być postrzegana jako poważna pretendentka do fotela prezydenta Francji.

Co więc się takiego wydarzyło, że wybory prezydenckie okazały się tak samo tragiczne w skutkach dla Frontu Narodowego, jak 154 lata wcześniej dla armii konfederackiej generała Roberta Lee bitwa pod Gettysburgiem? (…)

Podobnie, jak François Fillon (kandydat w tych wyborach partii Republikanie), nie tylko Marine Le Pen, ale również kilku innych czołowych liderów FN było oskarżanych o defraudacje finansowe. Samej Marine Le Pen francuska prokuratura zarzuciła defraudację kilku milionów euro z funduszy europarlamentarnych i fikcyjne, długoletnie zatrudnianie pracowników, którzy oficjalnie (tak miało wynikać z ich umów o pracę) zajmowali stanowiska europoselskich asystentów, a de facto mieli pracować dla narodowych struktur FN.

Wezwana przez prokuraturę na przesłuchanie w tej sprawie Marine Le Pen, inaczej niż François Fillon, postanowiła, posługując się swoim europoselskim immunitetem, do prokuratury na przesłuchanie się nie stawić, co wielu ekspertów i komentatorów nad Sekwaną uznało za błąd, a wielu wyborców potraktowało jako akt przyznania się do winy. (…)

Dużą kulą u nogi okazała się również polityczna strategia Frontu Narodowego, jaką to ugrupowanie przyjęło podczas kampanii prezydenckiej. Partia przedstawiała się przed pierwszą turą wyborów prezydenckich jako wyraźnie eurosceptyczna. Sama Marine Le Pen postulowała wyjście Francji ze strefy euro i obiecywała w przypadku swojego zwycięstwa w wyborach prezydenckich referendum w sprawie Frexitu.

Te zapowiedzi wyborcze okazały się dla niej tragiczne w skutkach w wyborach prezydenckich, albowiem wielu Francuzów obawiało się utraty swoich oszczędności w przypadku wyjścia Francji ze strefy euro. (…)

Kandydatka Frontu Narodowego dostała się do drugiej tury wyborów prezydenckich, jednak, o ile pierwszy tydzień jej kampanii wyborczej poprzedzającej drugą turę można uznać za udany, to prawdziwa kampanijna klęska Marine Le Pen nastąpiła w wyniku debaty telewizyjnej z Emmanuelem Macronem; w której wypadła niewiarygodnie przez błędy merytoryczne, które popełniła podczas tej politycznej konfrontacji.

Podczas rzeczonej debaty nie potrafiła wykazać korzyści dla Francji w przypadku wystąpienia ze strefy euro. Co więcej, wykazała się rażącą nieznajomością zasad funkcjonowania tej strefy. Największa wpadka Le Pen w bloku tematycznym o Unii Europejskiej nastąpiła w momencie, kiedy stwierdziła ona, że Wielka-Brytania nigdy nie miała się tak dobrze, jak po opuszczeniu strefy euro. (…)

Marine Le Pen nie potrafiła również w sposób przekonujący nakreślić dla Francji strategii walki z terroryzmem. Na jej propozycję zamknięcia francuskich granic, aby uchronić obywateli przed zamachami terrorystycznymi, Emmanuel Macron odpowiedział, że zamykanie granic Francji nie ma większego sensu, kiedy terroryści już są na terytorium Francji, w dodatku większość z nich posiada francuskie obywatelstwo.

7 maja br. nastąpiła pierwsza od lat potężna klęska Frontu Narodowego; klęska, z której partia podnieść się nadal nie potrafi. Marine Le Pen przegrała wybory prezydenckie i nie udało się jej nawet osiągnąć prognozowanego wyniku 40 procent. W drugiej turze Emmanuel Macron uzyskał ponad dwa razy więcej głosów niż ona. (…)

Opowieść o Froncie Narodowym to opowieść o politycznych i rodzinnych konfliktach; o rozstaniach i powrotach, o politycznych zwycięstwach, które okazały się efemeryczne; to opowieść o osobistych porażkach liderów FN i politycznych klęskach ugrupowania. To opowieść o działaniach na granicy legalności i moralności; o kontrowersyjnych wypowiedziach, niejasnych powiązaniach przywódców partii zarówno we Francji, jak i za granicą; o funduszach niejasnego pochodzenia. W końcu – to opowieść o kobiecie i o jej skomplikowanych osobistych i politycznych relacjach z najbliższymi, w tym z ojcem.

Marine Le Pen przeżyła zamach terrorystyczny na jej ojca, musiała stawić czoła niezwykle trudnym sytuacjom w życiu prywatnym i zawodowym; usiłowała zmienić wizerunek Frontu Narodowego; zapewniła tej partii największe w jej historii polityczne zwycięstwa i przyczyniła się do największych politycznych klęsk.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Front Narodowy – polityczny kolos na glinianych nogach” na s. 7 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Front Narodowy – polityczny kolos na glinianych nogach” na s. 7 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zdaniem inteligenta totalnego, wg PiS czysty rasowo Polak nie czyta niemieckiej prasy, ma zaś szwedzką piłę i jeździ BMW

Ten niewyszukany bon mot spotkał się z żywiołową aprobatą wielu innych inteligentów totalnych. Co niestety potwierdza tezę, że antyrządowość totalna prowadzi do totalnego zaślepienia.

Henryk Krzyżanowski

Jak mówią, PiS chce repolonizować wychodzącą w Polsce prasę, obecnie w ogromnej większości wydawaną przez niemieckie koncerny. Niejako w reakcji na te zamiary mój znajomy, typowy antyrządowy inteligent totalny, napisał ostatnio na Facebooku, że wg PiS czysty rasowo Polak nie czyta niemieckiej prasy, ma za to szwedzką piłę i jeździ BMW. Ten niewyszukany bon mot spotkał się z żywiołową aprobatą wielu innych inteligentów totalnych. Co niestety potwierdza tezę, że antyrządowość totalna prowadzi do totalnego zaślepienia. Sorry, tak to widzę.

Nie trzeba bowiem geniusza, by dostrzec różnicę między łańcuchową piłą, która ułatwia życie działkowiczowi, a gazetą, która, dostarczając czytelnikowi informacji i rozrywki, przy okazji mebluje mu rozum. Do tego działkowicz nie jest skazany na produkt szwedzki, może kupić piłę amerykańską, niemiecką czy nawet polską. W przypadku lokalnej gazety codziennej większość rodaków takiego wyboru nie ma. Wydawca niemiecki albo żaden.

Autor bon motu doskonale o tym wie, skoro jednak mu to nie przeszkadza, sądzi zapewne, że niemiecki monopol prasowy nie jest niebezpieczny ani szkodliwy. Prasa to tylko słowa, słowa, słowa… Cóż, można by wzruszyć ramionami nad tą opinią, gdyby nie to, że w innym miejscu nasz inteligent totalny wykazuje zabobonną wprost wiarę w moc sprawczą przekazywanych odgórnie treści. Chodzi o szkołę, a zwłaszcza przedmioty humanistyczne. Tam każda zmiana na liście lektur skłania inteligenta totalnego do podnoszenia larum oraz snucia domysłów o makiawelizmie obecnej władzy, która, usuwając z kanonu lektur opowiadanie Brunona Schulza, pragnie w ten sposób wychować uczniów na posłuszne automaty.

Podsumujmy: inteligent totalny nie wierzy w możliwość kształtowania preferencji wyborczych przez kupowaną codziennie gazetę, za to w nieszczęsnej pani od polskiego dostrzega demiurga, lepiącego osobowość swoich uczniów w formy zatwierdzone przez ministerstwo oświaty.

Tuwim napisał kiedyś wiersz o strasznych mieszczanach widzących wszystko oddzielnie. Zdaje się, że ta przypadłość wcale nie zniknęła wraz z przedwojennymi drobnomieszczanami…

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Inteligent o niemieckich gazetach” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Inteligent o niemieckich gazetach” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego