Młodzi potrzebują radykalnej drogi. Bóg stawia poprzeczkę wysoko i z Nim możesz ją przeskoczyć. Albo zostań na kanapie

To jest pułapka demona: brakuje powołań, zamyka się kościoły i klasztory, starsze pokolenie wymiera, ale „nie wymagajmy od młodych niczego więcej, ważne, że oni jeszcze są i to powinno wystarczyć”.

Wojciech Sobolewski
Marek Karolak

Jakie były owoce tego „krakowskiego zamieszania”?

Dla każdego inne, to są często bardzo osobiste historie, nie ujęte w statystykach. Pewna dziewczyna z Zambii przyjechała do Polski jako rasistka: nienawidziła białych, którzy najechali i zniszczyli jej kraj. Nawet białych księży. Tu w Polsce spotkała ludzi, którzy dali jej wszystko: karmili ją, wozili, tracili dla niej swój czas, oddali jej swój pokój, łóżko… Biali ludzie! Ostatniego dnia, przed odlotem popłakała się w Kościele, dawała publicznie świadectwo o tym, jak Bóg tu, w Polsce, leczył jej serce. I prosiła swoich gospodarzy (i w ogóle – białych) o przebaczenie.

Są inne owoce. Co chwila słyszymy o kolejnym ślubie młodych, którzy poznali się na ŚDM lub tam zdecydowali na sakramentalne małżeństwo (dla wielu młodych ten krok jest coraz trudniejszy). Pan Bóg w czasie ŚDM dotykał głęboko ich serc. (…)

Pewna wolontariuszka z Gdańska, która pomagała nam pod Krakowem non-stop, 24 godziny na dobę, w końcu – zasłabła. Ściąganie karetki z Krakowa było bardzo trudne, na szczęście znalazł się na miejscu chłopak z samochodem, który wracał do miasta i zawiózł ją do szpitala. Potem wpadł ją odwiedzić. Potem wpadł drugi raz… Latem biorą ślub.

Albo taka historia: dwoje wolontariuszy – on z Poznania, ona z Warszawy – usiadło w cieniu hangaru na papierosa i chwilę odpoczynku. On myśli: „No, jakby mi się oświadczyła, to bym się z nią ożenił.” I oddaje jej papierosa. Ona się zaciąga i mówi: „Słuchaj, może byś się ze mną ożenił?”. W grudniu był ich ślub. Takich historii Pan Bóg robił wiele, znamy tylko niektóre. (…)

Skąd młodzi wezmą pieniądze na ŚDM w Panamie? Sam przelot z Polski to ogromny wydatek.

Sposobów jest wiele: pracują dorywczo, opiekują się dziećmi, pieką cias­ta, urządzają kiermasze, dają koncerty po kościołach – imają się przeróżnych zajęć. A jak nadal nie starcza pieniędzy, to pokornie proszą o wsparcie wspólnotę, rodziców, chrzestnych albo przyjaciół.

…których poznaje się w przysłowiowej biedzie. Oprócz kosztów pielgrzymki musieliście też pokryć koszty organizacji spotkania powołaniowego.

Zbiórka na ten cel zaczęła się 1,5 roku przed ŚDM. Zbierano raz w tygodniu, po Eucharystii – każdy dawał symboliczną złotówkę. Jeśli wspólnota ma np. 42 osoby, to co tydzień zbierała 42 złote. Zebrało się ponad 2 mln – przysłowiowy wdowi grosz.

To, co pozostało ze świątyni jerozolimskiej, tzw. Ściana Płaczu, też była zbudowana za wdowi grosz. I tylko to z wielkiej świątyni ocalało. A tych pieniędzy starczyło?

Nie. Ale nie trzeba być bogatym, żeby dawać. Wielu wolontariuszy na dwa tygodnie ŚDM brało urlopy, często bezpłatne; zostawiało nawet małe dzieci, chcieli być dyspozycyjni. Ktoś zaoferował bezpłatnie karetkę (tylko prosił o zwrot pieniędzy za benzynę).

Na naszym kampusie – gigantycznym polu namiotowym na terenie lotniska – potrzebowaliśmy różnych ludzi, nie tylko wykształconych, jak lekarze, także zwykłych robotników i takich wynajęliśmy. Jeden z nich na koniec nie chciał od nas pieniędzy (chociaż się umówił). Kiedy zapytałem go o powód, odparł krótko: – Bo spotkałem Boga. I to mi wystarczy.

Ta krótka rozmowa z człowiekiem, który ani nie kocha Neokatechumenatu, ani nie chodzi do kościoła – wycisnęła mi łzy z oczu. Czym on się zajmował? Podawał na kampusie jedzenie, sprzątał ubikacje, donosił papier toaletowy. Potem ktoś go spotkał na katechezach, które poprzedzają wejście do wspólnoty.

Inna historia: zgłosił się chłopak, który powiedział, że ma zmiany nowotworowe w mózgu i nie wie, czy dożyje do ŚDM. Przyjechał i pracował jako wolontariusz. To ten sam, co palił z dziewczyną pod hangarem – uprzedził ją lojalnie, że jest chory, poszli do lekarza sprawdzić, ile czasu zostało im na życie razem. Okazało się, że po nowotworze nie było śladu.

Pan Bóg często wywraca życie do góry nogami…

I to życie dopiero wtedy nabiera smaku. Nie zapomnę takiej sceny w czasie ŚDM w Sydney: stoimy na dużym placu w centrum miasta, robimy uliczną ewangelizację, z gitarami, głośnymi śpiewami, z tańcem. A tu podchodzą do nas miejscowi i jeden z nich mówi:

– Chrześcijanie?! Wy jesteście mięsem dla lwów! Chrześcijanie dla lwów!

To nie był rok 108 po Chrystusie, ale rok 2008… Za chwilę z biurowca przy placu wychodzi młoda dziewczyna i jedzie na tę samą melodię: – Po co nam tu robicie zamieszanie? I co to za bałagan? – Jeden chłopak z naszej pielgrzymki stanął przed nią i zaczynają rozmowę. On po angielsku raczej dukał, ale próbuje rozmawiać:

– Pan Bóg cię kocha!

– Skąd jesteście?

– Z Polski.

– Przylecieliście z Polski?

– Tak! Zapłaciłem za bilet! Dużo pieniędzy!

– Chcesz powiedzieć, że przyleciałeś z Polski, żeby mi to powiedzieć?

– Tak, przylecieliśmy właśnie po to, żeby ci powiedzieć: Bóg cię kocha!

Dziewczyna rozpłakała się. Potem przytuliła tego chłopaka i została z nami na placu.

Z każdym z nas Bóg robi historię inną, niepowtarzalną: ten złamał nogę, tamten ma nowotwór, inny spadł z konia, a jeszcze inny łowił ryby i nic nie złowił. Przychodzi do niego Jezus i mówi… No właśnie: co mówi dzisiaj do ciebie?

Cały wywiad Wojciecha Sobolewskiego z Markiem Karolakiem, świeckim katechistą Drogi Neokatechumenalnej i organizatorem ŚDM w Krakowie, pt. „Cuda ŚDM”, znajduje się na ss. 1 i 4 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Wojciecha Sobolewskiego z Markiem Karolakiem, pt. „Cuda ŚDM” na s. 4 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zawsze był we mnie szalony optymizm. Zawsze miałam wrażenie, że od spełnienia mojego zadania zależy, żeby wróciła Polska

Nie wyobrażałam sobie, że mogę tak po prostu odpoczywać po obozie. We mnie była taka chęć życia, pokazania sobie samej, że jeszcze stać mnie na wiele, że mogę coś w życiu osiągnąć.

Antoni Opaliński
Stefania Szantyr-Powolna

 

Jakie jest Pani pierwsze wspomnienie z czasów wojennych?

Z czasów wojennych pamiętam, po 17 września, wejście Armii Sowieckiej do Wilna. Rozpacz ludzi na ulicach. Pamiętam, jak moja mamusia bardzo szlochała, bo miała w pamięci poprzednią wojnę. To dziwne, ale muszę powiedzieć: zapamiętałam smród wjeżdżającej armii. Coś niesamowitego. Żołnierze w kapciach, karabiny przewiązane sznurkami, na schodach ludzie krzyczący i wiwatujący po rosyjsku. Koszmar.

Czy mogę zapytać, ile Pani wtedy miała lat?

W 1939? Jestem z 1924 roku, więc miałam 15 lat. Byłam takim dzieciuchem, biegałam z warkoczykami. Ale po zaprzysiężeniu wydawało się, że nagle wydoroślałam. Inna odpowiedzialność. Inne wartości się pojawiły. Wydawało mi się, że jestem bardziej dorosła. Każde zadanie mi powierzane, każda funkcja – na początku to było tylko roznoszenie jakichś gazet wydawanych przez podziemie – wydawało mi się, że to jest coś tak bardzo wielkiego, że od tego zależy, żeby ta Polska wróciła. Oczywiście byłam taką małą śrubką w mechanizmie konspiracyjnym, ale zawsze miałam wrażenie, że od spełnienia mojego zadania zależy, żeby wróciła Polska. (…)

Jak to się stało, że Pani się znalazła na zesłaniu?

Oczywiście w konspiracji było nas bardzo wielu. Ja miałam taką grupę dziewcząt. Skończyłam kursy łącznościowe, więc byłam łączniczką, miałam kontakty, tajne – bo znaliśmy się tylko po kilka osób. Jedna z mojej grupy została przez kogoś wskazana – nie wiem, w jakich okolicznościach. W każdym razie ona mnie „wsypała” i zostałam aresztowana. (…)

Cela, w której się znalazłam, to była cela po ubikacji; jeszcze na ścianach były widoczne ślady używania, a na posadzce wyrwane miejsce po sedesie. Nas siedziało w tej celi ponad dwadzieścia. Leżałyśmy tak na zakładkę, bo to było dwa i pół metra na dwa i pół metra albo mniej. Byłyśmy bardzo stłoczone, rozebrane.

Ja zresztą po tym pierwszym, trzydziestokilkugodzinnym śledztwie trafiłam na początku do innej celi, w której jakaś litościwa ręka podała mi kawałek chleba. Ten chleb dziwnie chrzęścił, ale nie wiedziałam, o co chodzi. Okazało się, że cela była tak zawszona, że te wszy wchodziły do chleba. Potem szybko przerzucono mnie do tej celi po ubikacji, w której siedziałam już cały czas do sądu. (…)

Raz zdarzyła się taka sprawa. Na moment przy cięciu drzewa wyprostowałyśmy się z koleżanką. Stałam, a obok mnie w odległości pół metra Rosjanka, młoda, bardzo piękna dziewczyna, bandytka niesamowita, mająca wiele lat wyroku, ponoć pochodziła z arystokracji. Więc stała obok mnie i obie „prostowałyśmy kości”. Nagle podbiegła druga Rosjanka z siekierą i rąbnęła ją w głowę. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że to rzeczywiście miało miejsce. Ta głowa się rozleciała i upadła. To mogłam być również ja, bo tej drugiej Rosjance było wszystko jedno. To nie chodziło o żadne porachunki, tylko o to, żeby zabrano ją do „zwykłego” więzienia, gdzie miałaby chleb, kąt i nie musiałaby tak ciężko pracować. (…)

Proszę sobie wyobrazić, że pewnego dnia, kiedy szłam do pracy, mężczyźni mieszkający w baraku, który mijałam, grali w karty. Grali w karty o tego, kto pierwszy przejdzie koło ich okien. I właśnie to byłam ja. Dowiedzieliśmy się przez przypadek. Obok laboratorium był gabinet dentystyczny. Do dentysty z różnymi sprawami przychodzili również bandyci. Jeden z tych bandziorów powiedział: „Szkoda takiej młodej i ładnej dziewczyny, że została przegrana w karty”. Dentysta natychmiast powiedział o tym lekarzowi głównemu i sprawa rozeszła się w obozie i w szpitalu. Lekarz główny zakazał mi opuszczać laboratorium, miałam tam nocować i nie wychodzić.

Wezwano naczelnika obozu. Jednak naczelnik powiedział, że wobec tego typu zakładów tych bandziorów on jest bezsilny. Bo oni wcześniej czy później muszą wykonać ten wyrok. Mogli mnie zarąbać, zgwałcić, zrobić, co chcą. Powtórzył, że jest bezsilny. (…)

Znalazła się Pani na zesłaniu jako bardzo młoda dziewczyna i przeżyła tam cały początek dorosłości. Jak Pani udało się po tym wszystkim pogodzić ze światem?

Nigdy nie wyobrażałam sobie, że gdzieś tam rozpocznę życie rodzinne. Wiedziałam, że muszę wrócić do kraju. Kiedy w szpitalu byłam świadkiem, jak umierali Polacy, m.in. potomek Ruszczyca zmarł przy mnie na gruźlicę, dałam sobie słowo honoru, że zostanę lekarzem. Więc jak wróciłam, starałam się jeszcze powtórzyć ostatni rok maturalny, zresztą w szkole popołudniowej. Bo ja miałam maturę w 1944 roku na kompletach zrobioną.

Dostałam się na studia, zaczęłam studiować. Nie wyobrażałam sobie, że mogę tak po prostu odpoczywać po obozie. We mnie była taka chęć życia, pokazania sobie samej, że jeszcze stać mnie na wiele, że mogę coś w życiu osiągnąć.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z dr Stefanią Szantyr-Powolną, honorową prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy AK pt. „Zawsze był we mnie szalony optymizm”, znajduje się na ss. 16–17 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z dr Stefanią Szantyr-Powolną pt. „Zawsze był we mnie szalony optymizm” na ss. 16–17 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wygaszona Walcownia „Batory” jest łatwym łupem dla nastawionych na eksport hut z rosyjskiej Ukrainy, Rosji czy Chin

Może chodzić o wrogą likwidację ważnej ze względów strategicznych walcowni i jej doświadczonej załogi. Nawet najwierniejsi pracownicy po ponad półtora roku bez płacy przechodzą do nowych pracodawców.

Stanisław Orzeł

Nowym właścicielem walcowni został Węglokoks, a właściwie spółka ZEM2 z jego Grupy Kapitałowej. Pojawiła się realna nadzieja, że pracownicy porzuceni przez Sławomira Pietrzaka – jak to jeszcze w 2015 r. określił FORBES: twórcę HW Pietrzak Holding, „dużego gracza na rynku stali” – otrzymają należne od lutego 2016 r. wypłaty i odsetki.

Przypomnijmy, o czym „Śląski Kurier WNET” pisał w ciągu ubiegłego roku, że S. Pietrzak na wieść o wygranej PiS w wyborach w listopadzie 2015 r. ogłosił upadłość i zaczął wyprzedawać swoje aktywa. Można było odnieść wrażenie, że najpierw za pośrednictwem sądu jego prawnicy utrudniali szybkie przeprowadzenie upadłości, później opóźniali przetarg, następnie zwycięzca przetargu za 26 mln zł, firma MORIS z Chorzowa, przez prawników powiązana z Pietrzakiem, nie weszła w obowiązki właściciela i zrezygnowała z wygranej. W ostatnim artykule na łamach „Śląskiego Kuriera WNET” zwracałem uwagę, że może w tym wszystkim chodzić o wrogą likwidację ważnej ze względów strategicznych walcowni i jej doświadczonej załogi.

Do ponownie ogłoszonego przetargu nie przystąpili żadni inwestorzy, mimo obniżenia ceny najpierw do 23,7 mln zł, a później do 15 mln. Jedynie Grupa Kapitałowa Węglokoks podtrzymywała zainteresowanie kupnem walcowni. Warto pamiętać, że Węglokoks już wiosną 2016 roku oferował syndykowi Pietrzaka zakup Walcowni „Batory” z wolnej ręki, ten jednak podjął próbę sprzedaży zakładu w przetargu. Ta decyzja przeciągnęła problemy walcowni od maja 2016 r. do maja 2017 r.[related id=2391]

(…) Tymczasem warto pamiętać, że każdy tydzień opóźnienia to narastające zagrożenie na rynku, który przez takie przewlekłe procedury jest łatwym łupem dla nastawionych na eksport hut z rosyjskiej Ukrainy, Rosji czy Chin. Jednocześnie opóźnia to m.in. rządową koncepcję nie tylko modernizacji marynarki wojennej, ale całej armii w sytuacji narastającego zagrożenia agresją ze wschodu.

Według radnej Chorzowa Bernadety Biskup zakup walcowni przez Węglokoks został sfinalizowany w wyniku starań ministrów Krzysztofa Tchórzewskiego i Grzegorza Tobiszowskiego. „Działaniem umożliwiającym rozwój walcowni było osobiste zaangażowanie się ministrów Krzysztofa Tchórzewskiego i Grzegorza Tobiszowskiego w negocjacje zakupu wsadów do blach z ArcelorMittal. Walcownia Blach Grubych w ten sposób została uratowana przed prze-jęciem przez spółki złomowe, na co ministrowie nie wyrazili zgody, dając jednocześnie szansę na kontynuację działalności przedsiębiorstwa w nowym kształcie.

W decyzjach zapadających na szczeblu ministerialnym zaważył również czynnik ludzki, bowiem gdyby nie doszło do zakupu, pracownicy nie otrzymaliby zaległych pensji i nie byłoby nowych miejsc pracy”. „Docelowo walcownia ma zatrudniać 300 pracowników, a co za tym idzie, działanie to przyczyni się także do powstania nowych miejsc pracy i zminimalizowania lokalnego bezrobocia. (…) Odbudowanie walcowni jako przedsiębiorstwa rentownego i sprawnie działającego to priorytet dla Ministerstwa Energii, który realizowany ma być między innymi poprzez wdrożenie walcowni w Śląskie Huty Stali” – można przeczytać na stronie internetowej radnej B. Biskup.

Jeden z pracowników walcowni skomentował ten wpis radnej następująco: „W poniedziałek przyjadą oficjele, wielu cwaniaków, podobno jakiś wicepremier, telewizje itp. Ci ludzie nic nie zrobili w naszej sprawie. Teraz się pojawią w blasku kamer, będą mówić, jak bardzo zależy im na losie walcowni, pracowników. Najmądrzejszym rozwiązaniem ze strony załogi będzie, jak się tam nikt z nas nie pojawi. Mnie tam na pewno nie będzie”.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „»Walcownia Blach Batory wznowi produkcję«” znajduje się na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „»Walcownia Blach Batory wznowi produkcję«” na s. 3 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Do Domu Ojca odszedł Przyjaciel Młodzieży. Mimo dużej różnicy wieku potrafił – i chciał – rozmawiać z młodymi ludźmi

Jesteśmy zasypywani informacjami, a komunikacja tradycyjna wypierana jest przez elektroniczną. Ojciec Karol nas wysłuchiwał, radził nam, nie narzucał swojego rozumowania, szanował nasze poglądy.

Michał Bąkowski

Dnia 20 czerwca br. o godzinie 3.30 odszedł do Domu Pana O. Karol Meissner OSB. W ostatnich wysłanych do mnie esemesach pisał, że niedawno przeczytał dwie znakomite, napisane w języku niemieckim książki o papieżu Franciszku oraz że jest mu ciężko i prosi o modlitwę. Ojciec Karol umierał tak, jak szedł przez życie – pełen wiary, gotowy nieść pomoc potrzebującemu, żądny wiedzy i ciekawy otaczającego go świata.

Każdy zainteresowany osobą tego niezwykłego benedyktyna znajdzie w internecie dużo informacji na temat jego życiorysu oraz dorobku naukowego. Ja natomiast chcę się podzielić wspomnieniami o człowieku, który mimo dużej różnicy wieku potrafił (i przede wszystkim chciał) rozmawiać z młodymi ludźmi, zyskiwał ich sympatię i szacunek.

(…) Autentycznie interesowało go życie młodych osób. Przez pewien czas jeździliśmy na organizowane przez niego seminaria dla młodzieży w lubińskim klasztorze. Czytaliśmy na nich encykliki. Nie były to jednak sztywne spotkania w formie wykładu. Na stołach prócz książek pojawiały się słodycze, lody i coca-cola, czyli przysmaki, które lubiliśmy my i Ojciec. Każdy po przeczytaniu na głos swojego fragmentu miał go zreferować i powiedzieć, co myśli o danym zagadnieniu. A Ojciec zadawał pytania, zmuszał do wysiłku intelektualnego, szanował nasze zdanie i był ciekaw, dlaczego tak myślimy.

Rozmowy z nim nie dotyczyły tylko zagadnień poruszanych w encyklikach. Swobodnie rozmawialiśmy o motoryzacji, sporcie, polityce, swoich strapieniach i wielu innych sprawach. Ojciec ciągle podkreślał, że żyjemy w trudnych czasach, w których następuje zmasowany atak na wiarę, że młodzież poprzez nowe formy komunikacji poddawana jest manipulacji której celem jest odciągnięcie człowieka od Boga i rozbicie rodziny. Zaznaczał, że musimy być fachowcami w minimum jednej dziedzinie i równocześnie wiedzieć, co się dzieje w otaczającym nas świecie. (…)

A to był przecież człowiek nie z tej epoki, człowiek, który poznał Romana Dmowskiego, przeżył powstanie warszawskie i PRL. Jak więc mógł rozumieć nasze problemy? Jak pomimo takiej różnicy w latach podołał swojej ziemskiej misji, jaką było dotarcie do ludzi młodych i właściwe ich ukształtowanie?

Zrobił to w sposób banalny i trudny zarazem: z nami uczył się posługiwania telefonem czy komputerem, przeżywał nasze lęki, traktował bunty młodzieńcze jako coś naturalnego itd.

Cały artykuł Michała Bąkowskiego pt. „Do Domu Ojca odszedł Przyjaciel Młodzieży”, znajduje się na s. 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Michała Bąkowskiego pt. „Do Domu Ojca odszedł Przyjaciel Młodzieży” na s. 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polsko-ukraińskie splątanie. Pamięć polskich ofiar, pamięć krzywd – i co zniknęło z polskiej świadomości historycznej

W szerokim spektrum ukraińskich organizacji politycznych to nie zdeklarowani wrogowie Polski stanowili większość, a Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne szukające kompromisu z władzami RP.

Mariusz Patey

W latach dziewięćdziesiątych na terenie Polski zaczęły powstawać samowolnie stawiane upamiętnienia poległych bojowników UPA. Po stronie ukraińskiej przy każdej zmianie rządów na prozachodnie pojawiały się pomniki, ulice osób kojarzących się w Polsce z czystkami etnicznymi i ludobójstwem. (…)

Po polskiej stronie pod hasłami walki z banderyzmem zaczęto niszczyć na cmentarzach upamiętnienia i groby członków UPA. Ze strony ukraińskiej tamtejszy odpowiednik naszego IPN pod kierownictwem Wolodymyra Wiatrowycza ramach retorsji wstrzymał ekshumacje polskich ofiar na Wołyniu.

Nie będziemy wnikać, kto stoi za tą spiralą działań gromadzących coraz silniejsze negatywne emocje po obu stronach granicy. Wiemy, że nawet najlepszy biznes może się nie udać, kiedy pojawia się brak zaufania i negatywne emocje. Straci na tym interes naszych państw. Strona, której może zależeć na psuciu relacji polsko-ukraińskich, może odczuwać satysfakcję. (…)

Komuniści przed wojną w województwach wschodnich II RP byli o wiele liczniejsi od ukraińskich nacjonalistów. Ten wątek jest słabo znany polskiej opinii publicznej i wymaga jeszcze wielu badań, z uwagi na przypisywanie wielu zbrodni komunistycznych ukraińskim nacjonalistom. W czasach PRL-u, jakkolwiek można było pisać o zbrodniach ukraińskich szowinistów, to o komunistycznych już milczano, bądź przypisywano je a to Niemcom, a to nacjonalistom ukraińskim.

Innymi grupami atakującymi Polaków były formacje kolaborujących z Niemcami nacjonalistów, głównie członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów związanych z Andrijem Melnikiem. (…)

W szerokim spektrum ukraińskich organizacji politycznych jednak to nie zdeklarowani wrogowie Polski stanowili większość, a Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne szukające kompromisu z władzami RP. To z nimi współpracował legendarny pułkownik wojsk URL broniący Zamościa przed bolszewicką konarmią Budionnego, Marko Bezruczko.[related id=22171]

Natomiast inny działacz UNDO i poseł na Sejm RP z Wołynia, Stefan Skrypnik, mówił z trybuny sejmowej: Czuję się szczęśliwy, mając możliwość stwierdzić, że społeczeństwo ukraińskie Wołynia należycie odczuło wielka odpowiedzialność, jaka na nim zaciążyła wobec państwa, własnego narodu i przyszłych pokoleń. Na pierwsze wezwanie Rzeczpospolitej ludność ukraińska Wołynia najdokładniej wykonała wszystko, czego państwo zażądało. Już dzisiaj moim bracia zraszają własną krwią ziemię polską, świadomie dając dowód gotowości złożenia na ołtarzu obrony wspólnych skarbów ofiary najdroższej – ofiary życia, własnej krwi.

Czy w Polsce znane są osoby, które stały za sformułowaniem tych tekstów? Czy wiemy, co się z nimi stało podczas okupacji sowieckiej? (…)

Kto w Polsce zna postacie W. Turczmanowycza i W. Rybaka, członków kierownictwa partii sprzeciwiającej się ludobójczym metodom walki o niepodległość? Nie mają nawet notek biograficznych w Wikipedii.

Jedyną postacią z tego środowiska, która przeżywszy wojnę miała możliwość zaprezentować Polakom swój punkt widzenia, był Borys Lewyckij, piszący w „Kulturze Paryskiej” pod pseudonimem Ron Sikora.

Postaci Tarasa „Bulby” Borowca oraz jego żony Anny także wymagają opracowań historyków. W wielu wspomnieniach bowiem powtarzają się opinie o atakach „bulbowców” na polskie wsie. Do oskarżycieli przyłącza ostatnio się sam prezes ukraińskiego IPN Wolodymyr Wiatrowycz. Taras „Bulba” Borowec jednak w dramatycznych listach pisanych do członków Provydu OUN-B potępiał mordy na ludności cywilnej i wzywał do opamiętania. Jego żona, działaczka polityczna, została porwana przez bojówki OUN-B i po aresztowaniu męża przez gestapo zamordowana. Taki sam los spotkał członków jego sztabu, współpracowników redagujących petlurowskie wydawnictwa. (…)

Po co o tym piszę? Mówiąc bowiem o Ukraińcach, łatwo generalizujemy, utożsamiając wszystkich bojowników o niepodległość Ukrainy ze zbrodniarzami mordującymi polskie kobiety i dzieci w imię utworzenia jednorodnego etnicznie państwa.

Według badacza problematyki polsko ukraińskiej Wiktora Poliszczuka, niespełna 2% ludności na ziemiach Ukrainy Zachodniej popierała czystki etniczne organizowane przez OUN-B i UPA.

Patrząc na politykę historyczną współczesnej Ukrainy, może dziwić, że niepodległościowi działacze ukraińscy spoza OUN są tak mało widoczni. A przecież oni formowali program jakże współczesny. Ukrainę bowiem widzieli jako demokratyczne państwo prawa, a nie dyktaturę czerwoną czy czerwono-czarną. Skazani przez historiozofię komunistyczną na zapomnienie, z trudem wychodzą z cienia.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Co zrobić z polską i ukraińską pamięcią historyczną?”, znajduje się na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Co zrobić z polską i ukraińską pamięcią historyczną?” na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kolejne spotkanie dwóch bratnich kultur. XIV Wojewódzkie Dni Kultury Kresowej w Kędzierzynie-Koźlu przeszły do historii

Młodzi aktorzy przedstawili życie młodego Ślązaka, żyjącego jak niegdyś, zgodnie z tradycjami „staroszków”, a jednocześnie łączącego te historyczne, niepisane prawa wychowawcze z dniem dzisiejszym.

Tadeusz Puchałka

Publiczność miała okazję podziwiać przepiękne występy zespołów wokalno-instrumentalnych, grup tanecznych i chóru „Echo Kresów” z Kędzierzyna Koźla pod dyrekcją A. Wołkowskiego i Narodowego Chóru Ukrainy „Żurawka” pod dyrekcją Stiepana Dzurovskija z Ostrova. (…)

Zupełnie zmienił nastrój występ młodzieżowego kabaretu „Kamraty ze śląskiej chaty” Zespołu Szkół Pilchowice pod kierownictwem mgr Marioli Serafin. Tym razem młodzi aktorzy przedstawili życie młodego Ślązaka, żyjącego jak niegdyś, zgodnie z tradycjami swoich staroszków, a jednocześnie łączącego te historyczne, niepisane prawa wychowawcze z dniem dzisiejszym. Członkowie zespołu zaprezentowali bogaty program skeczów, w których starali się pokazać w zabawny sposób dzisiejsze życie.

Zespół „Komes” z Kędzierzyna Koźla przedstawił ciekawy program z choreografią D. Stanis do muzyki J. Herby. Wszyscy z nieskrywaną niecierpliwością oczekują podczas corocznych koncertów w Kędzierzynie ukochanej przez wszystkich grupy wokalno-tanecznej „Perła z Doliny” pod dyrekcją księdza profesora K. Panasowca.

W tegorocznym koncercie młodzi wykonawcy wystąpili w repertuarze pieśni i tańców z mocnym akcentem patriotycznym. Jak powiedziała choreograf Halina Regecka, była to najmłodsza część zespołu.

W podobnym programie pieśni wystąpiły „Sokoły” z Kędzierzyna Koźla pod dyrekcją W. Kwinty. Zabawnie i nostalgicznie zrobiło się podczas występu znanego wszystkim duetu „Tyligentne Batiary” z Bytomia, czyli A. Żurawskiego i A. Jaworskiego. W repertuarze zespołu nie brakuje znanych biesiadnych śląskich piosenek z mocnym gwarowym akcentem i chwała za to naszym kresowym kamratom. (…)

Podstawowe danie śląskie, czyli żur, serwowały członkinie KGW „Żernica” wraz z przybyłą na tę patriotyczną (z integracyjnym akcentem) imprezę prezes Genowefą Suchecką. Panie w śląskich strojach reprezentowały swoją miejscowość, a przy tym gminę Pilchowice oraz powiat gliwicki, natomiast wyroby rękodzieła prezentowała mieszkanka Pilchowic, członkini Stowarzyszenia Pilchowiczanie Pilchowiczanom Ewa Morgała wraz z mężem.

Obok można było posmakować kuchni kresowej, więc było coś dla duszy i dla podniebienia. Na pożegnanie można było się zaopatrzyć w pamiątkę w postaci ozdoby wykonanej rękami ludowej artystki z Pilchowic.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Pilchowicki akcent kulturalny w Kędzierzynie Koźlu”, znajduje się na s. 12 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Pilchowicki akcent kulturalny w Kędzierzynie Koźlu” na s. 12 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gigantyczny światopoglądowy konflikt w Poznaniu. Prezydent miasta uważa się za lidera rokoszu antyrządowego

Przytłaczająca większość włodarzy miast robi wszystko, by z administracją rządową współpracować, starać się o jej wsparcie, dotacje. W przypadku prezydenta Poznania sprawa jest po prostu nienormalna.

Jolanta Hajdasz
Zbigniew Hoffmann

Trzeba rozpocząć od rzeczy dobrze znanej, czyli przypomnieć program Rodzina 500 plus. W Wielkopolsce, jak w całym kraju, to sukces, prawda?

Myślę, że spoglądając z perspektywy polityki społecznej po 1989 roku, to bezsprzeczny sukces. Jak wiadomo, wojewodowie na terenie swoich województw odpowiadali za wdrażanie i realizację programu. W Wielkopolsce, tak jak w całym kraju, udało się wprowadzić program, który naprawdę wpłynął na poziom życia Polaków.

Chcę o tym nieustannie przypominać, szczególnie w kontekście bardzo egzotycznych opinii na ten temat tzw. totalnej opozycji. Myślę, że beneficjenci programu i ich zadowolenie z prawdziwej pomocy ze strony państwa to najlepsza wizytówka.

Jak on wygląda w Wielkopolsce?

W tej chwili dysponuję danymi, które dotyczą ubiegłego roku. W roku 2016 wypłacono w naszym regionie kwotę 1 miliarda 760, 5 miliona zł, a wsparcie otrzymało aż 272 tysięcy rodzin. Oznacza to, że tym programem objęto blisko 57% rodzin w Wielkopolsce. To jest rzecz niezwykle istotna, dlatego, że w wielu rodzinach po raz pierwszy pojawiła się realna możliwość zakupu niektórych artykułów szkolnych, finansowania dodatkowych zajęć edukacyjnych czy wyjazdu na wakacje. Warto to ciągle przypominać.

Nasi poprzednicy, którzy nieustannie krytykują działania rządu, mieli na takie zmiany aż 8 lat. Niestety Polakom nie było dane odczuć korzyści ze strony tych, którzy dziś głównie krzyczą. Milcząca większość naszego narodu ocenia te zmiany pozytywnie, co z pewnością w przyszłości przełoży się na szereg czynników ekonomicznych i demograficznych. Jednak dziś musimy na takie analizy jeszcze poczekać.

Chciałbym również powiedzieć kilka ciepłych słów pod adresem samorządów, bo na terenie województwa wielkopolskiego samorządy bardzo dobrze i skutecznie poradziły sobie z organizacją wypłat tego świadczenia.

To ciekawe, bo w Wielkopolsce wiele samorządów reprezentuje Pana przeciwników politycznych, czyli właśnie tę wspomnianą totalną opozycję. Wybory samorządowe w 2014 zdecydowanie wygrała przecież koalicja PO i PSL.

To słuszna uwaga, bo pokazuje, że jest możliwa współpraca rządu z samorządami z różnych opcji politycznych. Ale pod jednym warunkiem, że po obu stronach, i wojewody, i samorządów, jest dobra wola współpracy. A w Wielkopolsce ta wola była i jest. I mamy szereg przedsięwzięć mówiących o tym, że ta współpraca nie tylko jest możliwa, ale też jest bardzo dobra. Jeżdżę po Wielkopolsce, spotykam się z samorządowcami z różnych opcji politycznych i mogę szczerze powiedzieć, że jest tylko jeden samorząd, z którym ta współpraca jest bardzo trudna.

Łatwo zgadnąć, że chodzi o samorząd miasta Poznania.

Niestety tak. Wielkopolska to 4 miasta na prawach powiatu, 31 powiatów i 226 gmin. Rolą wojewody jest współpraca z samorządami w terenie i praktycznie we wszystkich gminach ta współpraca przebiega poprawnie, dobrze lub bardzo dobrze. Wszędzie poza Poznaniem. (…)

Symbolem braku działań ze strony prezydenta Poznania może być np. niedokończony remont dworca PKP. Jak Pan ocenia dworzec w Poznaniu?

Pytanie jest dobre, ale odpowiedź niestety już nie nastraja pozytywnie. Jak większość podróżnych, oceniam go fatalnie. Ten legendarny już kształt „chlebaka” i zdecydowany przerost funkcji komercyjnej nad funkcją usługową to sprawy wyjątkowo irytujące. Podróżni po prostu gubią się na tym dworcu, czy tym, co raczej pozoruje dworzec.

Uznałem, że jest to sprawa o znaczeniu strategicznym dla Polski, dla Wielkopolski i Poznania, a Wojewoda ma obowiązek aktywnego angażowania się w realizację kluczowych inwestycji. Nie będę ukrywał, że ten temat konsultowałem z różnymi środowiskami: m.in. eksperckimi, przedstawicielami ruchów miejskich, samorządów pomocniczych. Jesteśmy na dobrej drodze, by tę sytuację poprawić. (…)

A jak na terenie naszego województwa przebiega realizacja likwidacji gimnazjów oraz zmian w podstawówkach i szkołach średnich, czyli po prostu reforma oświaty?

Zaskoczę Panią, ale przedstawiciele samorządów w Wielkopolsce, którzy zajmują się wdrażaniem tej reformy, znakomicie przygotowanej przez panią minister edukacji narodowej Annę Zalewską, współpracują z nami nawet nie tylko poprawnie, ale wręcz bardzo dobrze. Tak jak w przypadku programu Rodzina 500 plus, nie notuję prawie żadnych przypadków oporów przy jej wdrażaniu, reforma przebiega bardzo sprawnie. Nadzoruję to oczywiście we ścisłej współpracy z ministerstwem i kuratorium oświaty, a przy okazji warto w tym miejscu podkreślić pełen profesjonalizm poznańskiej kurator oświaty pani Elżbiety Leszczyńskiej i jej zespołu. To jest naprawdę kolejny przykład u nas na bardzo dobrą współpracę rząd – samorząd. (…)

Zmiany polityczne w Poznaniu nie będą proste. Można zauważyć, że Platforma Obywatelska prowadzi tu jakby permanentną kampanię wyborczą, jakby poza nią nic już ich nie obchodziło. Ten styl może się okazać skuteczny, bo sprzyjające im lokalne media nagłaśniają każdy, nawet najdrobniejszy ruch ze strony PO.

Prezydent Jaśkowiak, nawet jeśli kiedykolwiek zajmował się zarządzaniem miastem, choć coraz częściej mam wątpliwości, czy zajmował się tym kiedykolwiek, to już dawno o tym zapomniał i poszedł wyłącznie w czystą politykę, rozumianą jako zdobycie i posiadanie władzy. I nic więcej. Zapewne równie często jak w Poznaniu bywa teraz w Warszawie. Czy na tym korzystają poznaniacy? Wątpię. Konia z rzędem temu, kto mi wskaże jakiekolwiek przedsięwzięcie władz miasta z ostatnich 3 lat, które zapisałoby się na plus w oczach poznaniaków. (…)

Rozmawiamy na kilka dni przed kolejną rocznicą poznańskiego powstania Czerwiec’56. (…) Czy mamy pewność, że w tym roku obchody Czerwca’56 odbędą się w godny sposób?

Nie ukrywam, że z wielkim niepokojem czekam na te obchody. Ja odpowiadam tylko za niewielki ich element, współpracuję przy tym ściśle ze środowiskami kombatanckimi, ale jak będzie podczas tej części, za którą odpowiadają władze miasta – nie wiem.

Czy na pewno nie zapomną, że organizujemy te uroczystości po to, by oddać hołd tym, którzy ginęli za wolną Polskę? Mamy także oddać hołd tym kombatantom, którzy jeszcze żyją, którzy są między nami, a to, co stało się w ubiegłym roku na placu Adama Mickiewicza, to było coś niesłychanego.

Po raz kolejny obawiam się jednak polityzacji tego wydarzenia. Mogę tylko apelować do władz Poznania, żeby uszanowały pamięć osób, które zginęły w 1956 r. w Poznaniu i uszanowały uczestników tamtego Powstania, którzy są jeszcze z nami, a także tych poznaniaków, którzy chcą im wyrazić swoją wdzięczność.

Cały wywiad Jolanty Hajdasz z wojewodą wielkopolskim Zbigniewem Hoffmannem pt. „Z perspektywy Wojewody” znajduje się na ss. 1 i 3 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jolanty Hajdasz z wojewodą wielkopolskim Zbigniewem Hoffmannem pt. „Z perspektywy Wojewody” na ss. 1 i 3 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Samobójczy miks ludnościowy. Wg socjologów do 3% zwartej, obcej kulturowo społeczności nie wpływa na spójność państwa

Ludzie nie znoszą już pojęcia winy i grzechu. Kiedy ta wina staje się zbyt uciążliwa, z wygody legalizuje się ją. Wtedy zło staje się dobrem lub na jednym poziomie z nim, w imię rzekomej tolerancji.

Antoni Ścieszka

„Dokąd zmierzasz, Europo?” Odpowiedź na to zawołanie naszej Pani Premier 15 i więcej lat wcześniej dał śp. Filip Adwent – polski europoseł I kadencji. 26 czerwca bieżącego roku minęła 12 rocznica „zwypadkowania” go w tajemniczych, do dziś niewyjaśnionych okolicznościach, po niespełna roku energicznej, kompetentnej działalności w parlamencie Unii Europejskiej.

Ten francuski lekarz w 1996 roku przybył na stałe do naszego kraju, aby na Polaków wychować trójkę swych małych dzieci. Niezrozumiała, nawet dla jego rodziców, była ta decyzja i niezwykły wtedy kierunek migracji.

Dziś zarówno powyższe pytanie Pani Premier, jak i przeprowadzka do Polski wydają się już mniej dziwne, gdyż Polska zaczyna być postrzegana jako najbardziej bezpieczne, narodowościowo i religijnie jeszcze nieskłócone państwo w Europie. I to pomimo tego, że podsycane są tendencje odśrodkowe, na szczęście nielicznych separatystów Ślązaków czy Kaszubów. (…)

Przed obecną sytuacją wędrówki ludów (jakby proroczo) przestrzegał Filip Adwent kilkanaście lat temu! Apelował do rozsądku obrazowym porównaniem:

Granice w skali państwa – to tyle co drzwi i okna w naszym mieszkaniu rodzinnym. W tych granicach jesteśmy u siebie – możemy zaprowadzać własne porządki. Nasze drzwi są szeroko otwarte dla przyjaciół. Czasami też lubimy się pozamykać, mieć spokój. Nie chcielibyśmy żyć bez okien i drzwi, również nie sprzedamy pokoju we własnym mieszkaniu, ba, nawet przed wynajęciem go na kilka dni mamy uzasadnione obawy.

Szczególnie niebezpieczna jest radykalizacja i błyskawiczne rozprzestrzenianie się islamu w bogatych państwach UE. Ich aparat państwowy, niewsparty wolą polityczną swych przywódców, nie widzi potrzeby nawet liczenia, ile kościołów uległo likwidacji. Ile w ich miejsce powstało meczetów.

Przyjmuje się, że we Francji jest ich około 2500 (500 w budowie), w Niemczech 2600, w Holandii ponad 1600, w Szwecji około 400, a Austrii około 200, a w Polsce około 6. Jesteśmy więc ostoją chrześcijaństwa; oby tak dalej. Oby nie wprowadzać do naszych miast antychrześcijańskiego konia trojańskiego. (…)

O początkach rozkładu społeczeństw Zachodu rozmawiałem z Filipem Adwentem już na przełomie lat 80. i 90. Jako mieszkaniec Strasburga opowiadał o scenach podpalania samochodów przez rozwydrzoną młodzież. Zauważyłem, że i u nas takie zdarzenie miało miejsce. Odpowiedział: – My już dalej zaszliśmy. U nas biją strażaków, którzy przyjeżdżają gasić pożar. I to na was przyjdzie, jeśli wszystko to, co pochodzi z Zachodu, będziecie chłonąć bezkrytycznie.

Cały artykuł Antoniego Ścieszki pt. „Dokąd zmierzasz, Europo?”, znajduje się na s. 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Antoniego Ścieszki pt. „Dokąd zmierzasz, Europo?” na s. 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Świat polskiej myśli i polskiej niepodległości został wyrzucony z naszej świadomości, a my nic nie robimy, by to zmienić

Położenie piastowskie nie oznacza poddania się dominacji niemieckiej, lecz odwrotnie – zobowiązuje do 1000-letniej syntezy czterech wielkich epok: piastowskiej, jagiellońskiej, okresu zaborów i II RP

Ryszard Surmacz

Gdybym napisał, że po 1989 r. na obszarze pomiędzy Bugiem i Odrą a Bałtykiem i Karpatami dzieją się rzeczy, którym trudno nadać przydomek „polskie”, byłoby to przesadą. Ale, gdy zestawimy PRL i PRL-bis z II RP, to określenie „tak zwana”, w stosunku do Polski nasuwa się samoistnie. Od 70 lat żyjemy więc w świecie, który niewiele czerpie z przeszłości i niewiele daje przyszłości – żyjemy więc w świecie pozaczasowym i czasie bez horyzontu. Jesteśmy żywicielami obcej konsumpcji.

Więcej, ten świat siedzi w nas jak rak i kształtuje nasz sposób myślenia. Polskie szkolnictwo, media, partie polityczne, a także polska narracja cały naród zamknęły w getcie lat 1945–2017. Świat polskiej myśli i polskiej niepodległości został wyrzucony z naszej świadomości, a my nic nie robimy, aby to zmienić. Niepodległe państwo i punkt odniesienia, jakim była II RP, pozostają w innej rzeczywistości.[related id=6603]

Zdumiewające jest to, że choć wszyscy wiedzą, iż każda szersza perspektywa oglądu przechyla szalę zwycięstwa na stronę prawdy, mało kto potrafi to wykorzystać. Mała perspektywa niszczy dużą perspektywę i nikomu to nie przeszkadza. To małość. (…)

Konstrukcją małego i dużego planu jest doświadczenie. Na małym planie bardziej liczy się doświadczenie współżycia, na większym doświadczenie bycia. Jeżeli odrzucimy własną tradycję i doświadczenie dziejowe, które wynikały z walki człowieka z ziemią, którą ma czynić sobie poddaną, oraz z chciwymi ludźmi, to pozostanie nam tylko doświadczenie narzucone przez obce reżimy.

Dzisiejszy Polak myśli kategoriami bezczasowymi i nie interesuje się polskim 1000-leciem, lecz bardziej kupiecką bieżączką. Nasze wybory oscylują więc pomiędzy światem moherowym a skrajnym liberalizmem, pomiędzy szowinizmem a patriotyzmem, nieznanym a głupim. Takie podejście do życia promuje egoizm, zaciera różnice pomiędzy dobrem a złem, swoim i obcym.

Nie inaczej jest z obyczajem. Obyczaj nie jest rejestrem babcinych zachowań, lecz zapisem historii dobrej woli człowieka do człowieka – w obliczu przeciwności losu. Dobre obyczaje formułował paradygmat zgody, i tych trzeba przestrzegać. Natomiast obyczaje złe powstawały w obliczu ostrej rywalizacji, walki lub złej woli.

Dobry obyczaj był więc elementarzem przyzwoitości, któremu każdy podlegał w sposób bezwzględny. Zły obyczaj namnaża swoje kolonie tam, gdzie dobry jest słabszy lub nadmiernie wyręczany przez obce prawo, które można oszukiwać lub „interpretować”. Na podstawie zachowań niektórych prawników można zauważyć następującą prawidłowość: im mniej przyzwoitości (obyczaju) w prawie, tym większa dezorganizacja państwa. Natomiast przykładem doniosłości roli obyczaju może być chociażby ludowa tradycja śląska, gdzie w warstwie propagandowej poddano się zachodniej cywilizacji, ale w warstwie moralnej już nie. O ich życiu codziennym mniej decyduje prawo, więcej własna kultura.

I teraz, wracając do meritum: jeżeli na małym i dużym planie chcemy zabezpieczyć się przed grabieżą własnego majątku, przed zgodą na systemowe ogłupianie siebie i dzieci, przed odebraniem nam wolności, musimy zdać sobie sprawę, na czym stoimy. To nie politycy, których wybieramy, decydują o losie państwa, to nie naukowcy decydują o naszym wykształceniu, to nie wojsko decyduje o naszym bezpieczeństwie. Oni powinni być wykonawcami naszej woli. I to daje nam demokracja. Ale demokracja wymaga stosownego wykształcenia i myślącej polskimi kategoriami inteligencji. (…)[related id=2601]

Zarówno nasze „warunki niezmienne” od ponad 300 lat, jak i „warunki naszego przetrwania” od 70 lat są przedmiotem nieustannego ataku. W okresie zaborów propagandowej manipulacji zostało poddane pięć pokoleń Polaków. Karani byliśmy za katolicyzm i narodowość. Chciano z nas zrobić Rosjan, Niemców lub Austriaków.

Na Kresach temu atakowi opierała się szlachta; w Wielkopolsce szlachecką inicjatywę przejęli chłopi i mieszczanie. Dziś na ziemiach zachodnich mieszkają Polacy z Kresów, Polacy z Wielkopolski, Polacy z Pomorza i Polacy ze Śląska, tworząc wspólnie konglomerat polskich kultur. Odwróceni do siebie plecami, stoją, jak w teatrze kukiełek lub jak pomnik spetryfikowanego PRL-u. Z punktu widzenia politycznego, historycznego, socjologicznego, interesu państwa i narodu, ba, każdego innego – jest to sytuacja kuriozalna. Brak dialogu pomiędzy nimi w dobie multikulti jest niczym innym, jak czystej wody głupotą – tym gorszą, że mającą korzenie w czasach zaborów.

Atakowani jesteśmy z zewnątrz, ale to najcięższe uderzenie – na siebie i własną kulturę, a więc dziedzinę, dzięki której przetrwaliśmy zabory, II wojnę i PRL, przychodzi ze strony wewnętrznej – w imię krótkiej perspektywy. Hitler przeciera oczy ze zdumienia, bo oto dostrzegł nowe życie dla siebie. Synowie tych Polaków, którzy pod jego nosem zbudowali Polskie Państwo Podziemne, dziś, jak wściekłe psy, rzucają się na siebie. Na całe gardło rechocze też Stalin, bo czuje jak wygasa mu żar pod siedzeniem, a narasta ten, z który pozwalał mu mordować ludzi tysiącami.

Cały artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Jedność działania albo śmierć” znajduje się na s. 13 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Jedność działania albo śmierć” na s. 20 lipcowego „Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu: referat o Rudzkim Gwarectwie Węglowym, przedwojennym koncernie hrabiego Ballestrema

Kolejne spotkanie w ramach „Akademii po szychcie 2017”: „O górnośląskim przemyśle w Roku Reformacji na Śląsku. Dynamiczny rozwój górnośląskiego przemysłu górniczo-hutniczego i jego wybitni twórcy”.

Zenon Szmidtke

Marcin Smierz, doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Śląskiego, wygłosił referat zatytułowany: Rudzkie Gwarectwo Węglowe, poważnie inwestujące mimo trudności, i jego organizator hrabia Nicolaus von Ballestrem.

Rudzkie Gwarectwo Węglowe (1931–1945), koncern należący do hrabiego Ballestrema, stanowił konglomerat wzajemnie uzupełniających się zakładów: trzech kopalń węgla kamiennego, koksowni i elektrowni, zakładów pomocniczych – cegielni, tartaku, stolarni oraz gospodarstwa rolnego zaopatrującego również okolicznych mieszkańców. W skład RGW wchodziła najstarsza na obszarze obecnej Rudy Śląskiej oraz druga na Górnym Śląsku kopalnia węgla kamiennego „Wawel” (pierwotnie „Brandenburg”). (…)

W latach światowego kryzysu gospodarczego zarząd RGW realizował politykę oszczędnościową, polegającą m. in. na redukcji zatrudnienia. Zgodnie z zaleceniem komisarza demobilizacyjnego, zwolnienia w pierwszej kolejności dotyczyły robotników przyjezdnych. Liczono na ich powrót w rodzinne strony do pracy w rolnictwie. Redukcja zatrudnienia dotknęła również kawalerów i pracowników nabywających uprawnienia rentowe. Dążono do niezwalniania jedynych żywicieli rodzin.

W drugiej połowie lat trzydziestych XX wieku w zakładach RGW wprowadzono szereg poważnych inwestycji, m. in. w szybie „Jerzy” w miejsce dotychczasowego przedziału klatkowego zamontowano skip – wówczas nowoczesne urządzenie wydobywcze. W kopalni „Eminencja” zrealizowano koncepcję wyjątkowego w skali Śląska transportu osobowego. Wagony kopalniane (węglarki) o ładowności 640 kg wyposażono w drewniane siedziska i daszki. W jednym tak zmodernizowanym wagonie mieściło się czterech robotników. (…)

Mikołaj Ballestrem był człowiekiem bardzo religijnym, a w RGW panowała duża życzliwość, ale jednocześnie duży dystans między pracownikami różnego szczebla.

Artykuł Zenona Szmidtkego pt. „O Rudzkim Gwarectwie Węglowym” znajduje się na s. 12 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zenona Szmidtkego pt. „O Rudzkim Gwarectwie Węglowym” na s. 12 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego