Asia Bibi uniewinniona przez Sąd Najwyższy w Pakistanie. Rodzina: To najwspanialszy moment w życiu

Asia Bibi w 2010 roku, jako pierwsza kobieta w Pakistanie, została skazana na karę śmierci za rzekomo popełnione bluźnierstwo.

 

Jak poinformował nas Pomoc Kościołowi w Potrzebie, Sąd Najwyższy w Pakistanie rano 31 października, uchylił dotychczasowy wyrok śmierci na katolickiej pracownicy pochodzącej z Pendżabu.

Mąż Asii Bibi oraz jej córka, Eisham, wiadomość o uniewinnieniu skomentowali jako „najwspanialszy moment w życiu” oraz dziękowali Bogu za wysłuchanie modlitw.

Osiemnastoletnia Eisham powiedziała w rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie: – Jestem bardzo szczęśliwa. Chcę podziękować Bogu. To jest najwspanialszy moment. Nie mogę się doczekać, aż przytulę swoją mamę, nie mogę się doczekać świętowania z moją rodziną. Jestem wdzięczna Bogu za to, że wysłuchał nasze modlitwy.

Z kolei Ashiq Masih, mąż Asii, mówił: – Jesteśmy bardzo szczęśliwi. To wspaniała wiadomość. Jesteśmy bardzo wdzięczni Bogu za to, że wysłuchał naszych modlitw i modlitw wielu ludzi, którzy przez te wszystkie lata modlili się o uwolnienie Asii z udręki i cierpienia.

Joseph Nadeem, bliski przyjaciel rodziny, gdy usłyszał wiadomość o uwolnieniu Asii, natychmiast „zaczął tańczyć z radości”. – Było wiele łez, łez nieopisanej radości! – mówił.

Neville Kyrke-Smith, dyrektor krajowy ACN w Wielkiej Brytanii powiedział: – Dzisiaj jest początek nowej nadziei dla uciśnionych mniejszości.
Podkreślił także odwagę sędziów, którzy w obliczu zażartego sprzeciwu ze strony protestujących islamistów uniewinnili Asię Bibi. – Sprawiedliwość została wypełniona – dodał.

O. Emmanuel Yousaf, dyrektor Katolickiej Komisji ds. Sprawiedliwości i Pokoju w Pakistanie, który – przy wsparciu organizacji takich, jak nasza – wspiera ludzi oskarżonych o bluźnierstwo, powiedział: – Cieszę się, że sprawiedliwość wreszcie doszła do skutku. W chwili obecnej, gdy obserwujemy rozwój protestów różnych grup ekstremistycznych, niech nasz Pan błogosławi i ochrania Asię i jej rodzinę, oraz wszystkich naszych chrześcijańskich braci i siostry w Pakistanie.

Dzisiejszy wyrok Sądu Najwyższego uchyla wyrok z 2010 roku, jaki został nałożony na Asię Bibi za znieważenie muzułmańskiego proroka Mahometa. Zgodnie z art. 295c Kodeksu Karnego Pakistanu, zwanego ustawą o bluźnierstwie – takie przestępstwo ma być karane śmiercią.

Zarzut przeciwko Asii Bibi został wniesiony w wyniku sprzeczki z muzułmańskimi współpracownicami, które stwierdziły, że Asia, będąc chrześcijanką i pijąc wodę ze studni, skaziła ją. Przez cały czas swojego pobytu w więzieniu Asia Bibi odpierała wszystkie zarzuty i podtrzymywała, że jest niewinna. 8 października tego roku przed Sądem Najwyższym Pakistanu w Islamabadzie odbyła się ostatnia rozprawa.

Dziś – z ogromną ulgą, radością i wdzięcznością – możemy w końcu powiedzieć: Asia Bibi jest uniewinniona.

Prosimy wszystkich wierzących o modlitwę, aby Asia i jej rodzina znaleźli bezpieczne schronienie i mogli bez przeszkód wyznawać swoją wiarę w Jezusa Chrystusa.

 

Pomoc Kościołowi w Potrzebie

Felieton księdza Andrzeja Pasia na X Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

Kościół Katolicki obchodzi dziś X Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Zwracamy naszą uwagę na sytuację prześladowanych chrześcijan w Pakistanie.

„Ucho igielne” to tytuł felietonu, który przybliża tajemnicę pragnienia prawdy. Czy ważne jest to, co fizycznie posiadamy w rękach? Dlaczego ludzie ponoszą ogromną cenę za wiarę?

 

Drugi felieton „Chrześcijańskie geny” ukazuje historię osoby pragnącej przyjąć chrześcijaństwo,  która nawróciła się z islamu.

28 października obchodzimy X Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. W tym roku naszą uwagę kierujemy na Pakistan

W kościołach w całym kraju zaplanowano akcję informacyjno-pomocową. O sytuacji chrześcijan w Pakistanie opowiada Marek Wojdyło z polskiej sekcji Papieskiej Misji Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

Asia Bibi – chrześcijańska Pakistanka nadal przebywa w więzieniu za rzekome bluźnierstwo przeciwko Mahometowi. Wyrok na nią nie jest jeszcze ogłoszony. Jeśli kobieta zostanie wypuszczona na wolność, może grozić jej niebezpieczeństwo ze strony muzułmanów. Więcej w wywiadzie z Markiem Wojdyłą z PKWP.

W poufnym raporcie grupy obrońców praw człowieka wysłanym do ACN opisano, jak w Pakistanie „chrześcijanie żyją w ciągłym zagrożeniu ze strony ekstremistów wywołujących fale religijnej nietolerancji i przemocy”. Podkreślono w nim rosnące trendy w kierunku przymusowego nawracania chrześcijańskich kobiet, między innymi za pomocą gwałtów na nieletnich dziewczętach, które zmusza się do poślubiania muzułmanów. Raporty wskazują również na wzrost dyskryminacji w miejscach pracy, gdzie powszechne jest stosowanie środków nacisku w celu wymuszenia przyjęcia islamu. Zatrudniani do wykonywania takich zajęć jak sprzątanie i praca w cegielniach i fabrykach, chrześcijanie, określani potocznie mianem „chuhra” oznaczającym brudne stworzenie, padają ofiarą powszechnej dyskryminacji. Większość nietolerancji jest zaszczepiana we wczesnym wieku. Z relacji wiadomo, iż uprzedzenia w stosunku do chrześcijan wpajane są w wielu medresach i innych islamskich instytutach edukacyjnych, których liczba sięga dziesiątek tysięcy. Wysiłki mające na celu ograniczenie rzekomo zabronionych wpływów pakistańskich talibów i podobnych grup są podważane przez ich wyraźną wszechobecność. Również w szkolnictwie państwowym głęboko odczuwana jest obecność nietolerancji religijnej. Raporty wskazują, że podręczniki szkolne stosowane w Sindhu, Pendżabie i w innych regionach krzewią religijną nienawiść do chrześcijan i do pozostałych mniejszości. W związku z powyższym warunkiem poprawy sytuacji chrześcijan są zmiany w postawach społecznych i w polityce rządu. Co należy więc uczynić? Przerwać milczenie i obojętność na los naszych sióstr i braci żyjących w Pakistanie.

LIST ABPA JOSEPH COUTTS’A DO POLAKÓW
Moi drodzy bracia i siostry w Chrystusie Panu,

Przesyłam wam pozdrowienia z Rzymu z kończącego się już Synodu Biskupów. To było niesamowite doświadczenie jedności, braterstwa oraz poczucia bycia Jednym Katolickim Kościołem zgromadzonym wokół Ojca Świętego.

Przesyłam również pozdrowienia z Kościoła w Pakistanie. Jesteśmy niewielkim i historycznie młodym Kościołem w kraju o ogromnej populacji muzułmańskiej. Dla nas, Chrześcijan żyjących i świadczących o naszej wierze w centrum islamskiego świata, każdy dzień pełen jest trudności i wyzwań. Jednakże wsparcia.

Jesteśmy również zachęceni przykładem Kościoła w Polsce. Pomimo różnych cierpień i prześladowań w ciągu okupacji komunistycznej daliście Kościołowi Powszechnemu wielkiego i nieustraszonego pasterza jakim był Św. Jan Paweł II. W Pakistanie ludzie starszej generacji pamiętają i wspominają ze wzruszeniem krótką wizytę Papieża w roku 1982. Jego obecność odniosła bardzo pozytywny skutek nawet na niechrześcijańskich mieszkańcach naszego kraju.

Dziś okazaliście swoje zainteresowanie oraz solidarność z cierpiącym Kościołem na świecie. Pragnę podziękować wszystkim wierzącym w Polsce za ich modlitwy oraz wszelką inną pomoc dla cierpiącego Kościoła, a szczególnie w Pakistanie.

Jednocząc się z wami w Panu, jednej wierze oraz jednym Chrzcie Świętym, modlę się do naszego kochającego Ojca aby wam błogosławił za waszą hojność i dobroć.

+ Joseph Kardynał Coutts
Arcybiskup Karachi

Darek Malejonek: Moja muzyka to głos miłości i wolności. Dlatego nie mogę milczeć! Razem przerwijmy milczenie!

Bracia w Pakistanie są dyskryminowani, więzieni, a nawet zabijani w okrutnych samosądach – mówi muzyk w spocie promującym X Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym.

Swoją solidarność z Pakistańczykami będziemy mogli okazać już w najbliższą niedzielę 28 października. Dlaczego w tym roku padło na ten kraj? – Wybraliśmy w tym roku Pakistan, gdyż chcieliśmy przybliżyć ten mało znany nam kraj, gdzie chrześcijanie stanowią mniejszość. Rocznie ok. 800 młodych kobiet i dziewcząt jest porywanych i wydawanych za mąż za muzułmanów – powiedział podczas konferencji ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor Sekcji Polskiej PKWP.

 

 

Fragment ulotki o X Dniu Solidarności z Kościołem Prześladowanym

W komunikacie przygotowanym w związku z tegorocznym Dniem Solidarności z Kościołem Prześladowanym, abp Tadeusz Wojda zwrócił uwagę, że pomimo konstytucyjnego zagwarantowania wolności religijnej „w kraju postępuje dyskryminacja chrześcijan i innych religii. Często w kościołach Msze święte są odprawiane przy drzwiach zamkniętych. Misjonarze mają coraz większe problemy ze swobodnym poruszaniem się po kraju i z uzyskaniem wiz. Niejednokrotnie Kościoły i szkoły katolickie są ogradzane wysokimi murami i strzeżone przez strażników ze względów bezpieczeństwa. Kobiety wchodzące w związki małżeńskie z muzułmanami zmusza się do przejścia na islam. Często dla chrześcijan dostępne są tylko mało płatne miejsca pracy, co bardzo utrudnia utrzymanie rodzin.”

Podczas konferencji prasowej ks. Emmanuel Parvez z Pakistanu zwrócił uwagę na prawo dotyczące bluźnierstwa, zgodnie z którym każe śmierci podlega osoba oskarżona, niezależnie czy słusznie, czy też nie. Kapłan podkreślił, że 99% spraw było bezpodstawnych.

PKWP na swojej stronie podkreśla, że pomoc można podzielić na trzy kroki. Pierwszym jest modlitwa, drugim przekazanie informacji dalej, a trzecim pomoc materialna.

„Ta pomoc wpisuje się w naszą wiarę chrześcijańską, jest to jedna z wielkich posług chrześcijaństwa. Św. Jan Paweł II zachęcał do tej pomocy, także Benedykt XVI zachęcał do pomocy na rzecz osób potrzebujących” – przypomniał podczas konferencji abp Wojda.

 

 

WJB

Pakistan – zbliża się Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym/ks. Andrzej Paś

28 października tego roku obchodzić będziemy Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Tym razem modlitwę i serca skierujemy w sposób szczególny w stronę Pakistanu.

Zapraszamy do wysłuchania felietonu ks. dr Andrzeja Pasia „Szczęśliwa dyscyplina”:

 

Można już oglądać naszą najnowszą wystawę Żyj Z Misją przygotowaną we współpracy ze Stowarzyszeniem MISEVI Polska. Wystawa ukazuje działalność stowarzyszenia.

Zapraszamy serdecznie na pyszną kawę, pogaduchy i wspólne oglądanie zdjęć na Stradomską 6 w Krakowie.

A już w najbliższy czwartek 18 października milion dzieci na całym świecie połączy się w modlitwie różańcowej, aby wypełnić słowa Matki Bożej, która o to prosiła.

Także w Polsce o godz. 9:00 w wielu miejscach można będzie zobaczyć dzieci modlące się na różańcu!

Więcej o kampanii:

http://pkwp.org/kampanie/milion_dzieci_modli_sie_na_rozancu

Zachęcamy też do wysłuchania innych felietonów PKWP:

„Turcja las minute”:

„Oko cyklonu”

„Efekt czystości”

Order Orła Białego dla abpa Antoniego Baraniaka. Niezłomny Żołnierz Kościoła wśród 25 odznaczonych przez Prezydenta RP

Dzięki postawie tego cichego, skromnego kapłana sytuacja Kościoła w naszym kraju była o niebo lepsza niż w pozostałych krajach bloku wschodniego, bo wierni nigdy się od niego nie odwrócili.

Jolanta Hajdasz

11 listopada wśród 25 osób, które zostaną pośmiertnie uhonorowane za zasługi dla polskiej niepodległości, znajdzie się były metropolita poznański, zwany już powszechnie Żołnierzem Niezłomnym Kościoła.

Fot. J. Hajdasz

To kamień milowy na długiej drodze przywracania pamięci o pochodzącym z Wielkopolski bohaterskim sekretarzu prymasa Stefana Wyszyńskiego, który wytrzymał 27 miesięcy okrutnego śledztwa w komunistycznym więzieniu i nigdy nie zdradził ani prymasa, ani Kościoła. Nie zeznał niczego, co mogłoby się przydać w pokazowym procesie, jaki w latach pięćdziesiątych komuniści zamierzali wytoczyć kardynałowi Wyszyńskiemu, chcąc go skompromitować, tak jak stało się z prymasami na Węgrzech, w Chorwacji czy w Czechach.

Dzięki postawie abpa Baraniaka w Polsce to się nie udało i nigdy do takiego procesu nie doszło, dzięki czemu sytuacja Kościoła w naszym kraju była o niebo lepsza niż w pozostałych krajach bloku wschodniego, bo wierni nigdy się od niego nie odwrócili. Oddziaływanie propagandowe pokazowego procesu w latach pięćdziesiątych byłoby ogromne. Ale komunistom nie udało się zniszczyć autorytetu Prymasa i gdy zmieniła się sytuacja polityczna w czasie tzw. odwilży, prymas Wyszyński mógł wrócić do pełnienia swojej funkcji po okresie internowania.

Bez Prymasa Wyszyńskiego nie byłoby kardynała Wojtyły, a potem Jana Pawła II, bez którego dzieje polskiego państwa i Kościoła potoczyłyby się inaczej, w sposób trudny dziś nawet do wyobrażenia. Za wszystkim zaś stoi postać cichego, skromnego pokornego kapłana, który nie ugiął się i nie załamał w najtrudniejszym dla Kościoła czasie. Na pewno jest godny tego wielkiego wyróżnienia.

(…) Wśród odznaczonych są także: Stefan Banach, bp Juliusz Bursche, Ignacy Daszyński, Roman Dmowski, ks. Szymon Fedorońko, Halina Konopacka, Hilary Koprowski, Janusz Korczak (Henryk Goldszmit), Wojciech Kossak, Zofia Kossak-Szczucka, Leon Kryczyński (Mirza Najman), Kornel Makuszyński, Olga Drahonowska-Małkowska, Andrzej Małkowski, Stanisław Mierzwa, Jędrzej Moraczewski, Leon Petrażycki, Maciej Rataj, Władysław Stanisław Reymont, Maria Skłodowska-Curie, Stanisław Sosabowski, Baruch Steinberg, Karol Szymanowski i Stefan Żeromski.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Order Orła Białego dla abpa Antoniego Baraniaka!” znajduje się na s. 1 i 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Order Orła Białego dla abpa Antoniego Baraniaka!” na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Żeby pokazać Prawdę, trzeba pokazywać Bohaterów / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 52/2018

Nie pijemy trucizny, by przekonać się, że może nas zabić. Prawdy o otaczającym świecie nie szukajmy w tendencyjnych, nienawistnych manipulacjach. Żeby poznać Prawdę, trzeba poznać Bohaterów.

Jolanta Hajdasz

„Żeby pokazać Prawdę, trzeba pokazywać Bohaterów” – powiedział w 2012 r. biskup Marek Jędraszewski w filmie Zapomniane męczeństwo, w którym starałam się przybliżyć powszechnie zapomnianą postać abpa Antoniego Baraniaka. A był on naprawdę zapomniany. Gdy chciałam umówić się na zdjęcia do filmu czy to w Domu Arcybiskupów Warszawskich, czy w więzieniu na Rakowieckiej, musiałam długo tłumaczyć, o kim jest film i jaki ta osoba ma związek z danym miejscem. Sama też niewiele wiedziałam, przecież o tym „wiernym towarzyszu w cierpieniu” Prymasa Wyszyńskiego nie można się było dowiedzieć w szkole, z gazet ani książek. I nie mam na myśli szkół z okresu PRL ani gazet wydawanych pod kontrolą cenzury, tylko czasy po 1989 r. i kolejne lata tzw. III RP. Tymczasem, żeby poznać Prawdę, trzeba poznawać Bohaterów. Wiele mówią o tym, co było i co jest, zwyczajne, niezafałszowane fakty.

Znów przywołam postać abpa Baraniaka, zwanego coraz częściej Żołnierzem Niezłomnym Kościoła. Państwo polskie skrzywdziło go co najmniej dwa razy. Pierwszy raz w latach 50., gdy więziono go i torturowano w kazamatach na Rakowieckiej przez 27 miesięcy, bez postawienia mu zarzutu; drugi raz w czasach nam współczesnych, gdy umorzono śledztwo przeciwko jego oprawcom.

Trzeba bowiem wiedzieć, iż w latach 2003–2011 pion śledczy IPN prowadził śledztwo w sprawie prześladowania abpa Baraniaka, zakończone umorzeniem z braku dowodów na prześladowanie fizyczne i psychiczne. A żyło jeszcze 5 z ponad 30 wymienianych z nazwiska w dokumentach UB oprawców abpa Baraniaka. Żaden z nich nie poniósł odpowiedzialności za to, co robił z tym człowiekiem w celach, karcerach i pokojach przesłuchań na Mokotowie, a na temat skandalicznej decyzji umorzenia nie chciał się wypowiedzieć nawet zobowiązany do tego służbowo rzecznik prasowy IPN.

Rok temu śledztwo zostało wznowione i chwała tym, którzy to zrobili, czyli prezesowi IPN Jarosławowi Szarkowi i Andrzejowi Pozorskiemu, dyrektorowi Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Oni podjęli trud odkłamywania przeszłości. Ale na wyniki tego wznowionego już 15 miesięcy temu śledztwa nadal czekamy.

Żeby pokazać Prawdę, trzeba pokazywać Bohaterów. Ostatnie dni nadają temu zdaniu jeszcze jedno znaczenie. Na ekrany kin wszedł właśnie film pokazujący rzekomo prawdziwe oblicze polskiego duchowieństwa. Pijaństwo, rozpusta, chciwość, nieuczciwość – to ponoć cechy powszechne u polskich księży, których „bezkompromisowi” twórcy filmu nie boją się obnażać. Film finansowany był z funduszy publicznych za pośrednictwem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, co jest skandalem. Jak to się dzieje, że nadal można otrzymać dotacje na takie „dzieła”?

Każdego, kto choć raz w roku jest w kościele i zna księży z konfesjonału i ambony, nie trzeba przekonywać, jak bardzo wymowa tego filmu krzywdzi tysiące zwyczajnych, pracowitych, dobrych kapłanów, którzy poświęcili życie dla nas – ludzi, których często nawet nie znają osobiście.

Jak długo wolno będzie ich bezkarnie obrażać, i to przy użyciu tak skutecznego środka perswazji, jakim jest film kinowy? Skandaliczne, niewiele mające wspólnego z rzeczywistością obrazy księży wbiją się ludziom w pamięć, zanim zdążą oni sobie uświadomić, iż ktoś nimi manipuluje.

Jedyna metoda, by się temu nie poddać, to nie oglądać tych filmów. Przecież nie pijemy trucizny, by przekonać się, że może nas zabić. A prawdy o otaczającym świecie szukajmy gdzie indziej. Bo żeby poznać Prawdę, trzeba poznać Bohaterów.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powrót arcybiskupa / Jak zostawić swojego Bohatera, gdy kolejne miesiące przynoszą nowe informacje i nowych świadków?

Czekali z kartką, żeby podpisał lojalkę. A on – powiada – był tak wykończony, był tak wymęczony, że mówił do siebie tylko jedno „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. I nie podpisał.

Jolanta Hajdasz

„Nie powinnaś wchodzić kolejny raz do tej samej wody”, czyli nie powinnaś już zajmować się tym tematem. To zdanie wisi nade mną jak przestroga, bo trudno znaleźć wśród filmowców kogoś, kto pochwaliłby pomysł realizacji trzeciego filmu dokumentalnego na ten sam temat przez ten sam zespół twórców w stosunkowo krótkim czasie. Ale jak zostawić Bohatera i jego historię, gdy kolejne miesiące przynoszą nowe informacje i nowych świadków tego, co zaczęliśmy przed laty dokumentować?

Odwagi trochę brakowało, ale gdy z bardzo pewnego źródła otrzymałam dokument, na podstawie którego w 2017 r. wznowiono umorzone przed laty śledztwo w sprawie prześladowania tego, kogo już nie tylko my nazywamy „Żołnierzem Niezłomnym Kościoła”, a prokurator powołał się w nim jedynie na wypowiedzi świadków zarejestrowane przez nas na potrzeby drugiego filmu, wątpliwości prysły. Trzeba robić trzeci film, skoro są nowe materiały, a nawet „nowe okoliczności w sprawie”. Żeby poznać prawdę, trzeba pokazywać bohaterów. Za nami zdjęcia w Rzymie, w Krakowie i Poznaniu. Za nami maleńkie Rościnno i równie mała, choć powszechnie znana w Polsce Komańcza. Z kamerą byliśmy też w Krynicy i w Lesznie. Operator Rafał Jerzak, który w najgorszych nawet warunkach potrafi zrobić przepiękne zdjęcia, Bartosz Żytkowiak, który o rejestracji dźwięku wie chyba wszystko i Marek Domagała, który potrafi nagrywać, montować, dobrać, a nawet skomponować muzykę. Ta sama ekipa od 7 lat. Mamy unikalne materiały filmowe, unikalne fotografie i przede wszystkim nierejestrowane nigdy wcześniej wypowiedzi osób, które Go pamiętają, które nadal tak jak my poszukują o Nim informacji i które chcą się nimi podzielić z innymi. Na pytanie, dlaczego opowiadają to wszystko dopiero teraz, odpowiadają prosto – nikt wcześniej nie chciał tego słuchać.

Scena z filmu „Powrót”. Fot. J. Hajdasz

Arcybiskup Antoni Baraniak to sekretarz prymasa kardynała Augusta Hlonda i dyrektor sekretariatu prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pełnił także funkcję metropolity poznańskiego w latach 1957–77.

Lista Jego zasług i osiągnięć jest naprawdę bardzo długa, ale największym dowodem Jego męstwa i niezłomności jest postawa podczas aresztowania oraz bezlitosnych przesłuchań w więzieniu śledczym na Mokotowie w Warszawie w latach 1953–1955.

Historycy Kościoła są zgodni, że torturami, biciem i głodzeniem śledczy z UB chcieli wymusić na ówczesnym biskupie Antonim Baraniaku zeznania pozwalające na zorganizowanie pokazowego procesu przeciwko internowanemu w tym właśnie czasie kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. Aresztowano ich razem, tego samego dnia, a raczej tej samej nocy, z 25 na 26 września 1953 r. w Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej w Warszawie.

W przeciwieństwie do prymasa Stefana Wyszyńskiego, który został „tylko” internowany, jego sekretarz trafił do największej katowni dla więźniów politycznych – więzienia przy ul. Rakowieckiej. Przez analogię do losów tysięcy prześladowanych tam żołnierzy podziemia niepodległościowego w Polsce film o Nim z 2016 roku zatytułowałam „Żołnierz Niezłomny Kościoła”. I tak abp Baraniak stał się żołnierzem, choć nigdy nie nosił munduru. (…)

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by uzmysłowić sobie, jak wielka byłaby wymowa propagandowa takiego procesu w tamtym czasie. Stąd aresztowanie bpa Baraniaka, stąd Rakowiecka i dążenie wszelkimi stosowanymi tam metodami do tego, by zmusić bpa Baraniaka do współpracy z komunistyczną bezpieką przeciwko Prymasowi. Biskup Antoni Baraniak nie załamał się i wytrzymał aż 27 miesięcy najgorszych stalinowskich tortur stosowanych wobec niego w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej. Jestem dziś pewna, że je tam wobec niego stosowano, ponieważ od 7 lat dokumentuję tragiczne i raczej nieznane powszechnej opinii publicznej Jego więzienne losy.

Informacje o nich można dziś uzyskać przede wszystkim od świadków prywatnych wypowiedzi abpa Baraniaka, który sporadycznie mówił o tym kilku osobom w różnych okolicznościach swojego życia. One znalazły się w moich filmach dokumentalnych na ten temat. Pierwszy nosi tytuł „Zapomniane męczeństwo” (premiera w 2012 r.), drugi to „Żołnierz Niezłomny Kościoła” (premiera w 2016 r.). Wraz z profesjonalną ekipą filmową dokonałam tych nagrań w latach 2011–2017.

Obecnie dysponuję świadectwami 37 (trzydziestu siedmiu) osób znających osobiście abpa Antoniego Baraniaka. Wśród nich są przedstawiciele jego rodziny, bliscy współpracownicy oraz osoby, z którymi miał kontakt rzadszy, ale które uważają, iż wywarł na ich życie ogromny wpływ np. ministranci czy wyświęceni przez niego księża.

Z wypowiedzi tych osób możemy próbować odtworzyć to, co abp Baraniak w czasie 27 miesięcy uwięzienia (26.09.1953–29.12.1955 r.) i kolejnych 10 miesięcy internowania (30.12.1955–1.11.1956 r.) przeżył. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, iż to, co bp Antoni Baraniak przeszedł w więzieniu na Rakowieckiej, opisane jest oczywiście w dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa, które dziś są w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował je w 2009 r. ówczesny biskup pomocniczy Poznania, Marek Jędraszewski w książce liczącej 580 stron, pt. Teczki na Baraniaka. Ale w dokumentach jest tylko oficjalny zapis tego, co działo się w okresie uwięzienia arcybiskupa. Nie znajdziemy tam opisu tortur, szykan, dręczenia fizycznego i psychicznego człowieka, jakich stosowanie w tamtych czasach w więzieniu przy ul. Rakowieckiej było normą. (…)

Ciemnica w relacji ks. Mariana Banaszaka było to pomieszczenie bez okna, światła i jakichkolwiek urządzeń sanitarnych czy sprzętów typu krzesło czy łóżko. Zamykano tam człowieka na kilka dni nago, bez podania mu jedzenia czy picia. Ks. Banaszak stwierdził w tej audycji radiowej z 1995 r., że abp Baraniak spędził w takiej celi co najmniej 8 dni. Według historyka, ksiądz arcybiskup wspominał, że kiedy go już nie mogli niczym nakłonić do takich zeznań oskarżających prymasa, zastosowano tzw. ciemnicę. Bez żadnej odzieży zamknięto go na kilka dni, chyba osiem, czy nawet więcej, w takiej piwnicy bez okna, bardzo wilgotnej i właśnie kapiąca woda z sufitu, ze ścian i on tam bez jedzenia, bez niczego tam przebywał. I nie załamał się. Dlaczego się nie załamał? On to wyjaśniał w taki bardzo prosty sposób. Mianowicie jakiś czas go trzymano z innymi więźniami. I wtedy któryś z tych więźniów mu powiedział, że ma uważać, bo w życiu każdego więźnia następuje taki moment, kiedy się załamuje psychicznie, po prostu nie znosi tego faktu uwięzienia, dlatego ma się liczyć z tym, że przyjdzie taki moment, kiedy i on gotów się będzie załamać.

Wtedy ksiądz, jeszcze biskup, Baraniak postanowił i odprawił rekolekcje, właśnie z innymi więźniami, a właściwie on je odprawiał, ale na oczach tych więźniów modlił się, klęczał, no i wtedy to uczynił sobie postanowienie takie, że cokolwiek mu się zdarzy, on nigdy nie będzie świadczył przeciwko księdzu prymasowi, no i że gotów jest oddać swoje życie za sprawę Kościoła.

I właśnie na tym rzymskim spotkaniu to podkreślił, że to była dla niego taka największa pomoc i siła. I taki pozostał: niezłomny. (Wypowiedź z audycji Poznańskiego Radia Katolickiego, dziś Radia Emaus w Poznaniu, z 12.08.1995 r., opublikowana także w filmie „Zapomniane męczeństwo” w 2012 r.).

Potwierdzał te relacje także nieżyjący już ks. Henryk Grześkowiak, proboszcz parafii w Radomicku w Wielkopolsce. Rozmawiałam z nim kilka dni przed jego śmiercią w 2010 r. Wtedy jeszcze nie miałam możliwości nagrania jego relacji, ale poznał ją także i przytacza ją w filmie pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” abp Marek Jędraszewski, który także rozmawiał o tym z ks. Grześkowiakiem. Opowiadał on, że śledczy z UB, chcąc wymusić na abpie Baraniaku zeznania przeciwko prymasowi Wyszyńskiemu, wrzucali go nago do ciemnej celi, w której były fekalia, a one także kapały mu na głowę.

Cela abpa Baraniaka w Muzeum Żołnierzy Wyklętych | Fot. J. Hajdasz

Gdy usłyszałam to od niego po raz pierwszy w 2010 r., nie potrafiłam nawet sobie wyobrazić, jak wygląda taka cela, ale w lipcu 2016 r. zobaczyłam ją na własne oczy w więzieniu przy Rakowieckiej. Ona naprawdę istniała, choć do tej pory była starannie ukryta, tak by nikt się o niej nie dowiedział. Gdy pierwszy raz byłam z kamerą w tym więzieniu w sierpniu 2011 r., wielokrotnie przechodziłam korytarzem w piwnicy obok tych drzwi, za którymi ukryty był ten właśnie karcer „suchy” – ciemnica i karcer „mokry”, ale wtedy nikt z towarzyszących nam pracowników tego Aresztu Śledczego nawet nie wspomniał, że taki karcer w ogóle istniał, drzwi skrywające miejsce, w którym popełniano te tak okrutne zbrodnie wyglądały jak wszystkie inne w tym więzieniu, zwyczajne, metalowe.

To w korytarzyku obok tego karceru strzelano ludziom w tył głowy, a to co zostało na ziemi po roztrzaskanej strzałem głowie, krew i ludzkie szczątki – spłukiwano wodą. Spływała ona właśnie do tego karceru „mokrego”, w którym nie było żadnej kanalizacji ani odpływu. Tam nie było także nawet zwykłego, więziennego wiadra na odchody. Wszystko, co tam spłynęło, zostawało w tej celi. Dlatego więźniowie siedzieli tam cały czas jakby w szambie. Malutkie okienko pod sufitem latem było zawsze zamknięte, więc ludzie dusili się tam z gorąca. Wtedy na głowy kapały im skraplające się wyziewy z tego szamba. (…)

Kolejne świadectwo przekazuje z kolei Barbara Zawieja, córka brata abpa Baraniaka, Ludwika. Według niej biskupa Antoniego Baraniaka poddawano torturze tego rodzaju, że trzymano go nieruchomo pod kapiącą na głowę wodą. Przez pierwsze godziny człowiek nie odczuwa tego specjalnie dotkliwie, jednak po kilku godzinach (dobach?) każde uderzenie takiej kropli wody w to samo miejsce czaszki jest przeżywane jak uderzenie obuchem. W jej opinii śladem po tej torturze było widoczne do końca życia wgłębienie na głowie Arcybiskupa. (…)

Wielokrotnie na pokazach moich filmów w parafiach i w czasie przeglądów tzw. kina niezależnego zadawano mi pytanie, dlaczego historia bohaterskiego biskupa, którego postawa w latach 50. ochroniła Prymasa przed pokazowym procesem, a tym samym uratowała polski Kościół, jest tak mało znana, dlaczego tak mało wiemy i tak mało mówimy o tej niezwykłej postaci?

Na jednym ze spotkań w Warszawie odpowiedział na to pytanie ksiądz, który go znał: Jest tak, bo biskup Baraniak jest dla nas wyrzutem sumienia. Przecież tak niewiele dla niego zrobiono w czasie uwięzienia i internowania. Kościół był jak sparaliżowany pod wpływem wstrząsającego faktu aresztowania Prymasa.

Według mnie innym powodem, dla którego o sprawie tak mało się mówiło, jest zapewne także kontekst polityczny. Ponad 30 funkcjonariuszy UB, którzy wymieniani są w dokumentach zarchiwizowanych w IPN jako ci, którzy zajmowali się abpem Baraniakiem w śledztwie, nigdy nie poniosło za to żadnej odpowiedzialności, pracowali zapewne w wymiarze sprawiedliwości przez wiele lat, a może ich krewni i ich dzieci pracują tam nadal.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Powrót” znajduje się na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Powrót” na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Chrześcijanie nadal są najbardziej prześladowaną religią na świecie – rozmowa z ks. prof. Waldemarem Cisło [VIDEO]

– Armia Izraelska pokazała swój poziom humanitaryzmu, strzelając do dzieci oraz ostrzeliwując szkoły i szpitale – Powiedział ks. Waldemar Cisło w Poranku WNET.

Według nowego raportu o prześladowaniach Chrześcijan na świecie, średnio co 5 minut ginie jeden Chrześcijanin. Choć jest to zauważalna poprawa (poprzedni raport wskazywał na męczeńską śmierć co 3 minuty), to Chrześcijanie wciąż są najbardziej prześladowaną religią na świecie. Ks. Waldemar Cisło, przewodniczący polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie, przedstawił statystyki: „Pamiętamy liczby, które prezentował stały przedstawiciel Watykanu przy ONZ, które mówiły o 170 tysiącach ofiar, ostatnie dane są nieco lepsze 105 tysięcy chrześcijan jest zabijanych rocznie.”

Ks. Waldemar Cisło opowiedział również o innych przykładach łamania praw człowieka, szczególnie w Arabii Saudyjskiej. Również kraje Unii Europejskiej oraz innych krajów zrzeszonych w organizacjach międzynarodowych, ks. Cisło określił jako, te, które mają „usta pełne frazesów”.

– Kiedy przedstawiciele największych kościołów z Syrii i z Iraku byli w parlamencie Europejskim, to wyjechali zażenowani poziomem wiedzy i poziomem dyskusji, która tam panowała. Działo się to obliczu wypędzenia z okolic Mosulu około stu tysięcy Chrześcijan. (…) Odpowiedź jednego z „bardziej wykształconych” eurodeputowanych brzmiała: „To po co oni tam jeżdżą”.

Ksiądz odnosząc się do praw człowieka przytoczył również sytuację z roku 2014, która dotyczyła Jazydek i chrześcijanek, były one porywane i sprzedawane na rynku w Mosulu jako niewolnice seksualne, a na szyjach miały powieszone kartki z ceną. Istniały grupy ludzi którzy wykupowali te kobiety aby im pomóc. Najmłodsza wykupiona niewolnica seksualna miała 5 i pół roku.

Sytuacja w Syrii od lat się nie polepsza, ludzie nie mają pracy, więc rodzinom brakuje pieniędzy do życia. „Pensja spadła dwunastokrotnie w porównaniu do tej przed rozpoczęciem wojny”- w efekcie brakuje pracy, a do utrzymania rodziny trzeba mieć je dwie powiedział ks.Waldemar Cisło, podkreślając rolę pomocy humanitarnej świadczonej przez PKWPCaritas.

Ksiądz odniósł się również do sformułowań uznających prezydenta Syrii jako winnego wojny, jako nieprawdziwe. Przypomniał słowa biskupa Syrii, który apelował o pozwolenie Syrii na życie w pokoju oraz wypowiedź rosyjskiego generała, który przyznał, że przez Syrię miano poprowadzić ropociąg i gazociąg, który ominąłby Rosję.

Gość Poranka WNET bardzo zdecydowanie odniósł się również do działań Izraela, które uważa za nieludzkie i przerażające:„Armia Izraelska pokazała swój poziom humanitaryzmu, strzelając do dzieci, ostrzeliwując szkoły i szpitale. Oczywiście jest to teren wojny ale strzelanie do dzieci, ostrzeliwanie szkół i szpitali i potem każda forma krytyki jest uznawana za antysemityzm, więc bądźmy realistami. Opinia międzynarodowa powinna zejść do poziomu właściwej dyskusji nad tym co robi Izrael. Zresztą nie tylko u siebie w kraju ale też w krajach ościennych.”

 

MW/WJB

Widziałem, jak Syria się zapaliła/ Antoni Opaliński rozmawia z misjonarzem Zygmuntem Kwiatkowskim, „Kurier WNET” 47/2018

Chrześcijanie obawiali się bliższych kontaktów z muzułmanami, bo byli słabsi prawnie. Stąd wielkie rody chrześcijańskie stawały się muzułmańskimi. Dlatego chrześcijaństwo się stopniowo wycofywało.

Antoni Opaliński
Zygmunt Kwiatkowski SJ

Widziałem, jak Syria się zapaliła

Z ojcem Zygmuntem Kwiatkowskim SJ, misjonarzem, który ponad trzydzieści lat pracował na Bliskim Wschodzie, autorem książki Za Daleki Bliski Wschód (Wydawnictwo Święty Wojciech, 2017), w której opisuje swoje doświadczenia i początek wojny w Syrii, rozmawia Antoni Opaliński.

Spotykamy się w Warszawie, w klasztorze Jezuitów przy sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Ojciec przyjechał, aby odprawić mszę świętą w języku arabskim.

Tak jest, raz w tygodniu przyjeżdżam do Warszawy z intencją, aby spotkać się z osobami, które znają język arabski, a także z Polakami, którzy mają związek z Bliskim Wschodem, szczególnie z Syrią.

Jak wiele osób przychodzi na taką mszę w Warszawie?

Dwadzieścia kilka osób, to jest mała grupa… po mszy świętej jest spotkanie, oni potrzebują takich spotkań w swoim gronie.

Z jakiego okresu pochodzą teksty liturgii w języku arabskim?

To jest liturgia, która była najczęściej praktykowana przeze mnie w Syrii; to jest liturgia w obrządku łacińskim, ale w języku arabskim. Będąc w Syrii, odprawiałem również mszę w obrządku bizantyjskim i maronickim. Jednak okazało się, że prostota liturgii łacińskiej jest najbardziej do przyjęcia na co dzień, a dla mnie najbliższa. Podobną mszę mamy w Łodzi, co tydzień w czwartki. Nazywam to mszą ze św. Charbelem.

Cały czas słyszymy o kolejnych etapach konfliktu w Syrii. Jakie są korzenie tej wojny i dlaczego trwa tak długo?

Podoba mi się pytanie o korzenie. Na ogół sądzi się, że wszystko już wiemy i tylko myślimy o rezultacie, a więc – jak pomóc tym ludziom. Tymczasem konieczne jest zapytanie, skąd to się bierze? Najprościej mówiąc, tak samo jak przy niedomaganiach fizycznych, czymś zasadniczym jest diagnoza, żeby później odbyło się leczenie. Mam duże przekonanie – i to sprawia ból – że tyle cierpienia, taki bezmiar katastroficznych skutków tej wojny, i w zasadzie nikt nie wyjaśnił, jakie są przyczyny. Najpierw optymistycznie mówiono, że to jest wiosna arabska, że to jest coś dobrego, że zaraz zobaczymy tego owoce, zakwitnie, zazieleni się, będzie demokracja i postęp… Tym bardziej, że to jest rejon, który obfituje w bogactwa naturalne. Skądinąd wiadomo – nie jesteśmy naiwni – że tam się koncentrują te główne wektory polityczne, że tam jest obecny i Wschód, i Zachód, albo – jeśli tak wolimy powiedzieć – Rosja i Stany Zjednoczone. Plus potęgi regionalne – a więc Izrael, Iran, Turcja, a więc Arabia Saudyjska. Zaangażowana jest polityka światowa. Tym bardziej to jest przykre, jeśli chodzi o Syryjczyków. Bo patrzy się na nich jak na ludzi, którzy zafundowali sobie taki bałagan, bili się między sobą i w efekcie musimy im pomagać. Tymczasem oni chcieliby pokoju i jest dużo znaków porozumienia się. Przecież oni nie byli jedynym podmiotem, który jest odpowiedzialny za to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. I teraz widać, że to nie w ich gestii jest zakończenie tej wojny. Ludzi myślących to nie dziwi, bo świat jest coraz bardziej globalny i liczą się przede wszystkim globalne potęgi. I tu jesteśmy u źródeł konfrontacji, próby sił, jakiegoś ustalania tego, co nawet oficjalnie nazywano Nowym Porządkiem Świata, ogłoszonym jeszcze przez prezydenta Busha. Ten świat jest jakoś porządkowany; to oczywiście jest eufemizm, to porządkowanie raczej przypomina trzęsienie ziemi – to jest po prostu wojna, bez owijania w bawełnę.

Ksiądz spędził w Syrii ponad trzydzieści lat. Jak tam się żyło? Rządy były raczej surowe…

Ks. Zygmunt Kwiatkowski SJ | Fot. Wydawnictwo Święty Wojciech

Najpierw osobiście – to był kraj, do którego nie miałem wielkiego sentymentu i nigdy nie myślałem, że tam pojadę. Pojechałem, ponieważ zostałem wysłany na misję, wcale nie chciałem tam się udać. Rok 1982 w Polsce to był rok intensywnej pracy, byłem duszpasterzem akademickim na KUL-u, w środowisku lubelskim wrzało: bardzo dużo ciekawych ludzi, zaangażowanych, zatroskanych o Polskę, chcących coś robić. A więc widziałem, że jest potrzeba, podobała mi się ta praca. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że mam 37 lat. Zaczynać język, który jest zupełnie obcy… ja już miałem dosyć studiowania. Studiowałem, zanim wstąpiłem do zakonu, później w zakonie. I rzeczywiście, pojechałem do tego kraju jak na pustynię, nie znając języka arabskiego, słabo znając język francuski. Żeby poznać arabski, trzeba było dużo energii i równocześnie wyciszenia poza aktywnością szkolną. To, co mnie pociągało w tym kraju, to świadomość, że jestem blisko Ziemi Świętej, że to jest ziemia biblijna, Damaszek i nawrócenie Szawła, który tam został Pawłem.

Z Biblii wiem, że monarchia Salomona sięgała jeszcze poza Damaszek, aż do Homs. Świadomość tego, że Kościół stamtąd się wywodzi, miała dla mnie znaczenie i to było coś pozytywnego. Później natomiast, o dziwo, to przyjaźnie, ludzie, szczerość tych przyjaźni sprawiły, że moje samopoczucie było dobre i odnalazłem się w tym kraju. To był kraj według naszych pojęć zacofany, ale istniał tam olbrzymi potencjał rozwoju i rzeczywiście nastąpiła kolosalna zmiana, przy czym warte jest zauważenia, że nie zdradzili samych siebie, że ich tożsamość pozostała nienaruszona. To był rzeczywiście rozwój, nie tylko dlatego, że zaczęli dysponować wysokimi technologiami. Ale pozostali ludźmi – nie chcę powiedzieć, że byli święci – ale ludźmi, którzy nie gardzili świętością. Szczególnie widziałem ten rozwój wśród chrześcijan, którzy byli dumni z tego, że świat Zachodu jest im bliski, a z drugiej strony nie utożsamiali się z wyraźnie negatywnymi znamionami tej cywilizacji. Byli do nich krytycznie ustosunkowani – mówię o Syryjczykach w ogólności. Oni bardzo dbają o rodzinę, mieli kontakty, wielu ludzi mieszkało w Europie, nie mówiąc o takich kontaktach, jak telewizja i internet. Sfera moralna była bolesna, i to coraz bardziej.

Początkowo chrześcijaństwo wniosło ze sobą szkolnictwo, szkolnictwo wyższe, szpitale, troskę o zdrowie. Tak więc kojarzyło się z postępem o ludzkiej twarzy. Później, kiedy pojawiła się telewizja satelitarna i dostęp do programów obscenicznych, do programów, które Syryjczyków szokowały, łatwo było kaznodziejstwu, które było przeciwko Zachodowi i chrześcijaństwu, udowadniać: zobaczcie, czym jest Zachód, co proponują nam tak zwani chrześcijanie. Ten szok miał duże znaczenie w przewartościowaniu: od aprecjacji i uznania dla kultury i cywilizacji zachodniej do niechęci i obawy, że ona może zniszczyć ich środowisko moralne i wartości, którymi żyją.

Jak w porównaniu z Polską wygląda poziom ich wiary, staranność liturgii, świadomość historii Kościoła?

To jest bardzo ciekawe i pewnie związane również z ich charakterem. Bo z jednej strony widziałem nadzwyczajne symptomy przywiązania do swojej tradycji. Chciało im się uczyć języka liturgicznego, np. aramejskiego, albo u Koptów – koptyjskiego. Powtarzali całe frazy i mieli tę radość, że mogą modlić się w tym języku, który na co dzień nie jest używany. Z drugiej strony widziałem nadzwyczajną wolność wewnętrzną. Oni nie mili kłopotu, żeby pójść do kościoła o innym rycie i tam uczestniczyć w modlitwie. W naszym Centrum, które prowadziliśmy w kilku miastach – byli z nami na co dzień, ale w czasie świąt całą rodziną chodzili do swojego kościoła. Nie było kwestii, czy są związani z kościołem syriackim, maronickim czy prawosławnym. Przychodzili do nas ze względu na konferencje, na formację, na udział we wspólnotach czy grupach, na inicjatywy, które tam były podejmowane. Uważam, że to było zdrowe podejście. Na tym powinien polegać dialog, żeby nie wykorzeniał ze swojej tradycji, ze swojego Kościoła, ale z drugiej strony nie zamykał też, nie patrzył takim krytycznym wzrokiem na tych, którzy są odmienni. Stąd, jeśli mowa o tym, jacy oni są: z jednej strony przywiązani do tradycyjnych modlitw, z drugiej strony mają łatwość, żeby zaakceptować nową propozycję.

Jak układały się stosunki chrześcijan z muzułmanami? Ojciec był świadkiem tego przez wiele lat.

Odpowiedź jest łatwiejsza, jeśli ktoś wie, na czym polega ideologia multikulti. To było bardzo atrakcyjne – wszyscy jesteśmy bliscy, wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy się nawzajem szanujemy… a sprawa religii i wierzeń – to jest sprawa prywatna, o tym się nie mówi, o tym nie powinniśmy mówić, bo to dzieli… Tymczasem okazało się, że w Europie to się nie sprawdziło. W sferze idei ładnie się prezentowało, ale wiara u człowieka o aspiracjach wewnętrznych i orientacji życiowej idzie dalej niż sprawy praktyczne – nie jest tylko sprawą prywatną, ona promieniuje poprzez osobowość, obojętnie, czy jest on w świątyni, czy sam w swoim pokoju, na wakacjach czy w pracy. Szczególnie u muzułmanów są pewne nakazy, żeby eksterioryzować wiarę, dotyczące stroju czy jedzenia. Oni nie mają żadnego problemu, żeby modlić się w parku na trawie czy w innych miejscach użytku publicznego. Czyli nie dało się tego zamknąć tylko w sferze prywatnej. I nie tylko praktycznie. Z antropologicznego punktu widzenia zamknięcie religii w sferze prywatnej to jest ograniczenie, coś, co blokuje osobowość człowieka. Wschód posiada pod tym względem inne doświadczenie. Niedawno ukazała się książka, która jest wywiadem z patriarchą maronitów, kardynałem Becharą Raim. Pierwszy raz spotkałem się ze sformułowaną w takim wymiarze propozycją, jak Kościół Wschodni widzi współżycie między różnymi wspólnotami świeckimi i religijnymi. To zdawało egzamin. I to niesie więcej szacunku do człowieka.

Okładka książki o. Zygmunta Kwiatkowskiego SJ

Nie mówię tu o spojrzeniu muzułmańskim, bezpośrednio związanym z Koranem. Tam wyraźnie są dwie kategorie ludzi – wierzący i niewierni – nie niewierzący, ale właśnie niewierni. I ten niewierny jest człowiekiem drugiej kategorii, a jego prawa są ograniczone. Ale ja mówię o spojrzeniu chrześcijańskim, które respektuje odrębność religijną drugiego człowieka i uznaje za coś naturalnego wspólnoty, które posiadają swoją wiarę i jednocześnie są członkami tej samej zbiorowości narodowej, tworzą określony naród i państwo, w związku z czym przekonania religijne drugiego człowieka zasługują na szacunek.

Rzeczywiście ja to widziałem: w czasie świąt chrześcijańskich muzułmanie odwiedzali rodziny czy składali życzenia w miejscu pracy. Tak samo zachowywali się chrześcijanie w okresie ramadanu – bez żadnego nacisku, bo w Syrii nie było obowiązku jego przestrzegania. W niektórych krajach, jeżeli ktokolwiek podczas ramadanu w dzień spożywa jedzenie, jest traktowany jak przestępca. Natomiast chrześcijanie w Syrii z własnej inicjatywy nie pili w pracy kawy czy herbaty, ewentualnie gdzieś dyskretnie, żeby wspierać muzułmanów, być solidarnymi z ich postem. Nieraz byłem w Syrii uczestnikiem takich spotkań, gdzie nawet biskup i księża organizowali kolację ramadanową dla duchowieństwa muzułmańskiego. To nie był ani przymus, ani teatr, tylko wyraz szacunku dla kogoś drugiego.

Bardzo często na uniwersytecie, jak chrześcijanie byli w swojej grupie i przychodzili muzułmanie, to oczywiście byli życzliwie przyjmowani: „witamy naszego brata w wierze”. Dopiero później zrozumiałem, że chodziło o to, żeby dać znać, żeby nikt z obecnych nie powiedział czegoś nieprzyjemnego. To był wyraz szacunku, a jednocześnie obawa, żeby nie zapaliła się iskra konfliktu, wzajemnej niechęci. To się wyczuwało, że kwestia przynależności do wspólnoty religijnej jest istotna. Oni od razu to widzą: jak dziewczyna jest zakwefiona, to wiadomo, że muzułmanka; jeżeli ma odkryte włosy to chrześcijanka. Poza tym pewne imiona mają tylko muzułmanie, inne chrześcijanie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Jeżeli imię jest neutralne, to wystarczy kilka zdań i już się orientują i wiedzą, jak rozmawiać. Czyli jest w tym wszystkim element obcości, ale ja bym tego nie wyolbrzymiał.

A jak to się przekładało na sytuację prawną, bo jednak chrześcijanie byli w mniejszości, nawet jeżeli pod pewną opieką państwa?

Ponieważ źródłem prawodawstwa w Syrii był Koran, więc pewne elementy prawa były dla chrześcijan krzywdzące. Ogólnie – muszę to jeszcze raz podkreślić – było dużo szacunku i wzajemnej życzliwości. To wpływało na pewną kulturę, która była przez wszystkich przyjmowana i praktykowana. Stąd życie w Syrii i kontakty z Syryjczykami były bardzo przyjemne. Poza tym byli bardzo gościnni. Bardzo często w autobusie, kiedy chciałem płacić za bilet, przychodził konduktor i mówił, że już ktoś zapłacił. Ot dlatego, że jestem cudzoziemcem.

Przede wszystkim prawo małżeńskie i rodzinne były regulowane przez prawo religijne. Nie byłoby problemu, gdyby chrześcijanie mogli żyć po chrześcijańsku, muzułmanie po muzułmańsku. Ale prawo państwowe musi regulować też kwestie pomiędzy odmiennymi wspólnotami religijnymi. I tutaj muzułmanie byli górą. Najbardziej drastyczne kwestie to takie, że jeśli chrześcijanin chciał poślubić muzułmankę, musiał zmienić religię i zostać muzułmaninem. Nieraz tak się dzieje – nie dlatego, że ktoś planuje, że ożeni się z muzułmanką, tylko po prostu się zakocha. Wtedy jest zgroza, bo taki chrześcijanin, nie mając najmniejszej ochoty, żeby być muzułmaninem, jest do tego zmuszany. Natomiast muzułmanin może swobodnie ożenić się z chrześcijanką i nie tylko nie musi zmieniać religii, ale też jego dzieci będą wręcz pilnowane, żeby były muzułmanami. Chrześcijanka może pozostać chrześcijanką, jeśli poślubi muzułmanina, ale on może poślubić drugą i trzecią, i kolejną żonę, i może się z nią rozwieść. Ona, nawet pozostając jego jedyną żoną, nie ma możliwości dziedziczenia. Takie elementy sprawiały, że chrześcijanie obawiali się bliższych kontaktów z muzułmanami, ponieważ byli słabsi prawnie. Stąd, takie jest doświadczenie historii, wielkie rody, początkowo chrześcijańskie, stawały się muzułmańskimi. Dlatego chrześcijaństwo się stopniowo wycofywało.

Najpierw byłem oburzony na to, że chrześcijanie boją się muzułmanów, tworzą coś w rodzaju getta. Później zrozumiałem, że to ma znaczenie. Boją się dalej idących relacji i przyjaźni ze względu na dzieci. Żeby się nie zdarzyło, że syn zakocha się i wtedy prawo zmusza go do tego, żeby stał się muzułmaninem, a jego rodzina muzułmańska.

I od tego świata, w którym, mimo nierówności prawnej, chrześcijanie żyli w pewnej harmonii, przeszliśmy do wojny i groźby zagłady wspólnot chrześcijańskich. Jak to się stało?

No właśnie, byłoby śmieszne mówić teraz: myśleliśmy, że będzie wiosna, a nadeszła zima. Widziałem, że stosunki z muzułmanami były dobre. Co więcej, przyjechał Jan Paweł II i Syria, która jest w większości muzułmańska, przyjęła go z wielkim szacunkiem. Niektórzy mówili do nas: „jesteście szczęśliwi, że macie takiego przywódcę”; mówili, że światło biło z Jego twarzy.

Niedawno słynna mistyczka Myrna Nazzour zapytana, jakiej Syrii pragnie, odpowiedziała: takiej, jaką była. My nie chcemy państwa chrześcijańskiego, choć nieraz nam się proponuje kanton chrześcijański. Niech wróci to, co było, byle był szacunek. I to mówiła kobieta, która wiedziała o tych nierównościach, np. o takich, że chrześcijanin nie może zostać prezydentem. Ale chrześcijanie w tym kraju byli szanowani, respektowani, mogli się uczyć. Bardzo dbali o wykształcenie, wiedzieli, że to jest ich ostoja.

Ale w to wkradł się element ideologiczny i pieniądze. Syryjczycy wiedzieli, czym jest wojna w Iraku; w Syrii było dwa miliony Irakijczyków. Wiedzieli, co się stało z Irakiem, jaka tam nastąpiła olbrzymia katastrofa. Pojawiły się protesty i wcale nie ukrywano, że były one opłacane, ktoś za to płacił. Za każdy protest, który wychodził z meczetu, płacono każdemu pięćset albo tysiąc lirów. Chrześcijanki mówiły, że słyszały od muzułmańskich sąsiadek: „teraz mam dobrze, bo moi synowie pracują, chodzą na te pokojowe protesty, otrzymują pieniądze, już kupiłam lodówkę” itd.

Sam widziałem, jak rebelianci w maskach, z karabinami zatrzymali autobus. Jeszcze wtedy się uratowałem, bo to nie była „kreska” na cudzoziemców. Nawet nie wiem, czy mnie rozpoznali. Oni szukali młodych ludzi, którzy mogli być żołnierzami po przeciwnej stronie. Później, wychodząc, powiewali banknotem i mówili: „jak dojedziecie do miejsca zamieszkania – w całej Syrii są protesty i za każdy płacimy pięćset albo tysiąc lirów”. To były pieniądze za pokojowe manifestacje, które potem okazały się niezbyt pokojowe.

Płacone przez kogo – Arabię Saudyjską, Turcję, Amerykę, Rosję, Europę?

Myślę, że dobrze, jak zakończymy nasze spotkanie tak, jak rozpoczęliśmy. Uważam, że to jest dobre pytanie, które jest konieczne. Nie należy tylko klajstrować i myśleć, jak pomóc. Trzeba odpowiedzieć, skąd to się bierze. Kwestia odpowiedzialności jest ważna. Teraz w Polsce tak dużo się mówi o historii, o tym, że byliśmy ofiarami i nie można nas rozliczać jako sprawców. Jeżeli po siedemdziesięciu latach pytanie o przyczyny jest ważne, to tym bardziej Syrii nie można tylko pomagać i uspokajać, bo to może być zamiatanie pod dywan.

Kto to zapoczątkował, dlaczego została dokonana inwazja w Iraku, pod sfingowanym pretekstem? Wiadomo, że to jest newralgiczny punkt świata. Papież nie jest politykiem, ale kilkakrotnie powiedział, że to jest trzecia wojna światowa. To coś znaczy… Wojna hybrydowa. Jak przyjeżdżam do Polski, mam inną wrażliwość na wojnę na Ukrainie. U nas się przyjęło, że tam gdzieś jest problem. Ale to nie jest tylko problem Ukrainy. Ja widziałem, jak Syria się zapaliła, a miała się nie palić. Oni tego nie chcieli.

Jeżeli świat jest globalny, to wojna światowa nie musi być od razu z czołgami, czerwonymi gwiazdkami i innymi emblematami państw. W Syrii jest sto organizacji bojowych, które wydają się nie do opanowania. One reprezentują któreś z tych potęg. Nawet jeśli nie wprost, żołnierze tych państw uczestniczą w tej wojnie, a te potęgi nią kierują.

Wywiad został przeprowadzony w lutym br.

 

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ pt. „Widziałem, jak Syria się zapaliła” znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018,

wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ pt. „Widziałem, jak Syria się zapaliła” na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl