Warto podczas wyjazdów do Iwonicza-Zdroju ze Śląska pamiętać o wielowiekowych powiązaniach między tymi polskimi ziemiami

„Do tych wód z całego prawie Królestwa Polskiego i z zagranicy, a najwięcej z Węgier, niezmierna corocznie napływa ludność, doświadczeniami swoimi rozsławiając właściwości tej wody”.

Stanisław Orzeł

Iwonicz Zdrój jest znanym od wieków uzdrowiskiem na Podkarpaciu. (…) Już za rządów Zygmunta I Starego (1505–1548) po całej Polsce rozeszła się wieść o leczniczych walorach wód iwonickich. Gdy Iwonicz należał do rodu Bobolów, w 1578 r. ówczesny lekarz nadworny króla Stefana Batorego, Wojciech Oczko (Ocellus, ur. 1537 – zm. 1599) opublikował pierwsze polskie dzieło o balneologii, zatytułowane „Cieplice”, w którym sklasyfikował wody mineralne i lecznicze na obszarze Rzeczypospolitej Obojga Narodów, opisał ich działanie i metody leczenia nimi, wymieniając wśród polskich uzdrowisk m. in. Iwonicz obok Szkła i Jaworowa pod Lwowem. Dlatego rok 1578 przyjmuje się jako symboliczny początek uzdrowiska Iwonicz Zdrój. (…)

W 1639 r. dziekan przemyski, ks. Fryderyk Alembek, podczas wizytacji swojego dziekanatu zapoznał się ze zdrojami iwonickimi, co tak opisał w aktach powizytacyjnych: „Dodać trzeba znakomitą Boskiej Opatrzności dla tej parafii łaskę i dobroć; w granicach onej albowiem znajdują się źródła wody ciągle bijące, lekarskimi właściwościami słynne, które na oko mają barwę deszczowej wody, w kolor cytrynowy wpadające, czyli naftą przejęte, dlatego gdy w nie proch lub papier zapalony się wpuści, zajmują się płomieniem i nie gasną łatwo, aż mocno i długo gałęziami jodłowymi tłumione i bite”.

„Za wyrokiem medyków posiadają własność najskuteczniejszą trawienia, szczególnie słabościom artretycznym są pomocne, żołądek wzmacniają i chęć jedzenia pobudzają. Do tych wód z całego prawie Królestwa Polskiego i z zagranicy, a najwięcej z Węgier, jakoby do wód Siloe lub cudownej Sadzawki Owczej niezmierna corocznie napływa ludność, a doświadczeniami swoimi rozsławiając właściwości tej wody, Ojcowskiej Pana Najwyższego chwały ogłaszać nigdy nie przestaje”.

Nawet zniszczenie Iwonicza podczas potopu szwedzkiego (1655–1656) i najazdu wojsk siedmiogrodzkich Jerzego Rakoczego (1657) nie powstrzymały zainteresowania źródłami iwonickimi. Najpierw opisał je i zbadał lekarz nadworny króla Jana III Sobieskiego, dr Wawrzyniec Braun, gdy przygotowywał – nie zrealizowany – przyjazd Marysieńki Sobieskiej do Iwonicza. W jego opisie, opublikowanym w Lipsku, w zbiorze dzieł lekarskich Acta Eruditorum, pojawiło się określenie góry, z której wypływała większość owych zdrojów, jako Mons Admirabilis (dziś – Góra Przedziwna):

„W województwie krakowskim w Małopolsce znajduje się góra zwana cudowną, pokryta trawami i kwiatami zarówno aromatycznymi (leczniczymi, korzennymi), jak i pachnącymi, a także wiekowymi dębami, jodłami i świerkami, tryskająca źródłami tak słodkimi, jak i słonymi, bogata w różnego rodzaju metale i minerały. W połowie południowego stoku tej góry tryska pewne źródło bardzo czystej wody, z szumem i wyraźnym kipieniem. Kipienie to albo burzenie się wzmaga się, w miarę jak księżyc dobiega pełni, a przy ubywaniu księżyca powoli cofa się, opada. Osadzający się szlam pomaga przeciw świerzbowi, zastarzałemu artretyzmowi, paraliżowi i podobnym bardziej uporczywym schorzeniom.

Woda ta może być daleko przewożona i dość długo przechowywana bez zepsucia. Po jej odparowaniu pozostaje rodzaj czarniawej smoły, która doskonale leczy świeże i zastarzałe wrzody. Oprócz właściwości leczniczej ci, którzy ją (wodę) piją, odzyskują rześkość i zwykły wigor i stąd tutejsi mieszkańcy długowieczni są, do 100 i 150 lat życia…”

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Śląskie tropy w historii Iwonicza Zdroju i okolic” znajduje się na s. 10 i 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Śląskie tropy w historii Iwonicza Zdroju i okolic” na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Teatr w sezonie ogórkowym. Prawdziwych wzruszeń dostarcza scena polityczna, wymagająca od aktorów rzeczywistego talentu

Pokojowy Nobel Wałęsy był nieporozumieniem. „Bolek” za rolę trybuna robotniczego zasłużył co najmniej na Oscara. W zbiorowych scenach modlitwy wyciskał łzy z oczu najstarszych teatromanów.

Piotr Witt

Paryż posiada 90 sal widowiskowych. Wśród nich 40 to są prawdziwe teatry, w większości zbudowane za Napoleona III, a w każdym razie przed I wojną światową. Resztę stanowią pomieszczenia przypadkowe i przystosowane. Miasto najczęściej wyzyskuje teatr do akcji socjalnej.

Placówki opieki przy merostwach dzielnicowych rozdają darmowe bilety biednym, tak jak darmową zupę pod katedrą Notre Dame i pod wieżą świętego Jakuba rozdaje Pomoc Katolicka. Prowadza się do teatru także wycieczki upośledzonych umysłowo.

Formą uprawianą najchętniej jest teatr jednego aktora. Trupy teatralne zamieniły się w wolne zrzeszenia solistów. Figuranci i „postaci z chóru” zajęli środek sceny. Odbiło się na poziomie ogólnym, kiedy aktor przydatny do wymówienia kwestii „Samochód pana prezesa został podstawiony” objął główną rolę.

Ważnym fenomenem artystyczno-politycznym Warszawy jest pani Krystyna Janda. Z aktoreczki nieznośnie histerycznej, którą autorytet Wielkiego Reżysera uchronił od zaginięcia w tłumie, pani Janda wyrosła na piękną kobietę, artystkę doświadczoną, świadomą swej sztuki jako aktorka i reżyser. (…)

Poprzedni, hojny system dotacji państwowych nie był stworzony z myślą o teatrze, ale o gazecie. Konkretnie – „Gazecie Wyborczej”. Pani Janda zamieszczała w „Gazecie” całostronicowe ogłoszenia płatne od 50 do 100 i więcej tysięcy złotych. Nadmierne wydatki niepotrzebne ani publiczności, ani teatrowi, bardzo przydawały się spółce (…)

W dowcipnej farsie Michnika znana aktorka grała role pompy ssąco-tłoczącej: ssała pieniądze z budżetu i tłoczyła je do Agory. (…) We Francji szwindel odsyłanej premii nazywa się „retro-commission” – i jest surowo karany. (…)

Przed laty dramat przemiany ustrojowej zwrócił oczy świata na Polskę. Masowe widowisko z trzynastoma milionami statystów. Z pewnością pokojowy Nobel Wałęsy był nieporozumieniem. Pan Bolesław (dla mocodawców „Bolek”) za rolę trybuna robotniczego zasłużył co najmniej na Oscara. W zbiorowych scenach modlitwy wyciskał łzy z oczu najstarszych teatromanów. Zresztą za sztukę pt. „Solidarność” należało się kilka Oscarów – Michnikowi i Rakowskiemu za reżyserię i casting, innym za scenografię, a zwłaszcza kostiumy. Wiadomo – wystawiała policja, a któż lepiej posiadł sztukę przebierańców jak pinkertony wszystkich maści.

Sztuczne wąsy, Częstochowska w klapie, długopis z papieżem w mgnieniu oka przekształciły agenta-prowokatora w męża zaufania publicznego. Dopiero późniejsza rola prezydenta okazała się zbyt trudna dla utalentowanego naturszczyka. Mimo wszystko, swego dokonał, obalając rząd mecenasa Olszewskiego.

„Nowa farsa w starej obsadzie”, artykuł Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w sierpniowym „Kurierze WNET” nr 50/2018, s. 3 – „Wolna Europa”, wnet.webbook.pl.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na falach na WNET.fm.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Piotra Witta pt. „Nowa farsa w starej obsadzie” na stronie 3 „Nowa Europa” sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Kopalnia „Wieliczka” od 1996 roku stanowi pomnik historii Polski. Została uznana za jeden z siedmiu cudów naszego kraju

W okresie międzywojennym oprócz eksploatacji soli kopalnia „Wieliczka” stanowiła obiekt turystyczny. Zwiedzały ją takie wybitne osobistości, jak np. generał Józef Haller czy marszałek Józef Piłsudski.

Tadeusz Loster
Zenon Szmidtke

Tegoroczny cykl prelekcji „Akademia po Szychcie”, organizowanych przez Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, zatytułowany Górnictwo w Drugiej Rzeczypospolitej. W stulecie odzyskania Niepodległości, poświęcony jest kopalniom (węgla kamiennego, soli, ropy naftowej), które były „perłami w koronie II RP” – ze względu na skalę produkcji, innowacyjność, historyczne tradycje, duży udział właścicielski kapitałów polskich państwowych i prywatnych. (…)

Kopalnie soli w Bochni i Wieliczce funkcjonowały od XIII w., tworząc do 1772 roku (czyli do pierwszego rozbioru Polski) jeden królewski organizm gospodarczy, tj. Żupy Krakowskie. W okresie rozbiorów stanowiły one oddzielne gospodarczo saliny. Taki stan przetrwał do okresu odzyskania przez Polskę niepodległości. Mało inwestowane przez zaborcę, popadły w ruinę. (..)

Kaplica św. Kingi w kopalni soli w Bochni | Fot. S. Mierzwa (CC A-S 3.0, Wikipedia)

Do 1922 r. wręby wycinano ręcznie, później wykonywano je wrębówką pneumatyczną. Stopniowo unowocześniano transport szynowy. W 1925 r. konie zastąpiono lokomotywami akumulatorowymi, a te z kolei w 1931 r. – lokomotywami trakcyjnymi. Mimo tych ulepszeń i innowacji technicznych, nie nastąpiło obniżenie kosztów eksploatacji Kopalni Soli w Bochni, a to z powodu sposobu zalegania złoża oraz gorszej do niego dostępności. Średnie koszty produkcji w Wieliczce i Bochni w okresie międzywojennym były około czterokrotnie niższe od cen hurtowych soli. Jednakże w Bochni były one zdecydowanie wyższe niż w Wieliczce, np. w latach 1924–1926: Wieliczka – 29 zł/t, Bochnia – 43 zł/t. W tej sytuacji Rada Ministrów na posiedzeniu w dniu 1 sierpnia 1930 r. podjęła decyzję o zamknięciu żupy bocheńskiej do 1933 r., wszakże pod naciskiem społecznym oraz uwzględniając konieczność ochrony trzynastowiecznego zabytku polskiej techniki, decyzja ta została cofnięta 26 sierpnia 1933 r. (…) W 1928 r. w kopalni wielickiej ustanowiono Rezerwat Grot Kryształowych, odkrytych pod koniec XIX w. W tym samym roku rozporządzenie prezydenta RP określiło, że obiektem chronionym jako zabytek mogą być m. in. kopalnie. (…)

Obecnie Kopalnie Soli w Wieliczce ani w Bochni nie prowadzą przemysłowej eksploatacji. Kopalnia „Wieliczka” od 1996 roku stanowi pomnik historii Polski. Jeszcze dwadzieścia lat wcześniej, bo w 1976 roku, została wpisana przez UNESCO na pierwszą listę światowego dziedzictwa. W 2007 roku w plebiscycie „Rzeczpospolitej” została uznana za jeden z siedmiu cudów Polski. W 2015 roku podziemia kopalni zwiedziło 1390000 gości.

Cały artykuł Tadeusza Lostera i Zenona Szmidtkego, pt. „Państwowe Żupy Solne w Wieliczce i Bochni w czasie Drugiej Rzeczypospolitej”, znajduje się na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera i Zenona Szmidtkego, pt. „Państwowe Żupy Solne w Wieliczce i Bochni w czasie Drugiej Rzeczypospolitej” na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

O jakości prezydenta miasta decydują codzienne działania. Ja nie chcę być politykiem, tylko gospodarzem

W Wielkopolsce jest pewna tradycja: ten, kto prowadzi działalność np. gospodarczą i odnosi sukcesy, nie zapomina, że funkcjonuje w pewnym środowisku i że te sukcesy zawdzięcza również temu środowisku.

Tadeusz Zysk

O swoim kandydowaniu

Już rok temu wiele osób z różnych stron sceny politycznej pytało: po co ci to? Powód jest prosty. W Wielkopolsce jest pewna tradycja, która sięga głęboko do XIX wieku. Ten, kto prowadzi działalność np. gospodarczą odnosi sukcesy, nie zapomina, że funkcjonuje w pewnym środowisku i że te sukcesy zawdzięcza również temu środowisku. Takie osoby włączały się w działalność społeczną czy polityczną. Tak było w XIX wieku.

Nasi wielcy przodownicy pracy organicznej w różnych obszarach – przemysłowych, jak Cegielski, rolniczych, jak Chłapowski, czy kulturalnych – najpierw udowadniali swoją przydatność dla społeczeństwa, a później włączali się w działalność społeczną i polityczną. To jest taka dobra tradycja, że nikt tu, w Wielkopolsce, nie działał tylko dla siebie.

O znaczeniu Poznania i Wielkopolski

Poznań pełni w Polsce bardzo ważną rolę. Jest symbolem solidności i pracowitości. Tutaj są fundamenty państwa polskiego. Tutaj odbyło się jedyne zwycięskie powstanie w historii Polski. Oczywiście mówi się też o innych, np. o śląskich, które w zasadzie były kontynuacją powstania wielkopolskiego. To nasze powstanie zostało najpierw gruntownie przygotowane i potem dobrze przeprowadzone. To poznańskie cechy – racjonalność, przywiązanie do konkretu, pracowitość, rzetelność, unikanie sporów, działanie w sytuacji, w której ma się pewność, że się osiągnie sukces.

Przemysłowcy, którzy tutaj rozpoczynali działalność – symbolem jest Hipolit Cegielski – czy ziemianie, czy chłopi, stanęli do starcia z przeciwnikiem, który wydawał się nie do pokonania, z Prusakami. Prusacy, czyli Niemcy, akurat w XIX wieku dokonywali wielkiego podboju świata. Niemcy stali się światowym mocarstwem. I oni to starcie z Niemcami wygrali.

O ile Niemcy szanowali polską bitność, o tyle uważali, że Polacy nie są w stanie dobrze gospodarować ani zachować własnej kultury. A myśmy tutaj zachowali język i kulturę. (…)

O swoim programie dla Poznania

Mam przygotowaną listę problemów. To jest przywrócenia transportu publicznego, który w Poznaniu był bardzo dobry, przywrócenie czystości powietrza i dobrych warunków życia. Poznań był projektowany z uwzględnieniem klinów zieleni, które zostały zdewastowane. Poznań słynął z ładu architektonicznego, był ładny, zwarty, na miarę mieszkańców. To zostało mocno zdewastowane.

Poznań miał olbrzymią tradycję, dumę; ta duma została też mocno zdewastowana. Odebrano nam wielkie wydarzenia historyczne, które uformowały nas, uformowały całą Polskę. Gomułka odebrał Chrzest Polski, zrobił wręcz pokazowe rozbicie Ostrowa Tumskiego, budując trasę przelotową przez park biskupi. Nie mamy wielkiego muzeum powstania wielkopolskiego na miarę tego wydarzenia. W tej chwili obchodzimy 1050 rocznicę powstania biskupstwa – także nie było wielkich obchodów. A przed nami kolejna ważna rocznica, to jest rok 1025, kiedy w Poznaniu nastąpiła podwójna koronacja – Bolesława Chrobrego i Mieszka II.

Cała wypowiedź Tadeusza Zyska, pt. „Tradycje i teraźniejszość”, znajduje się na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wypowiedź Tadeusza Zyska, pt. „Tradycje i teraźniejszość”, na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Podsumowanie i ocena deklaracji polsko-izraelskiej. Czy Polska może na niej skorzystać i jak do tego doprowadzić?

Mamy trochę czasu i powinniśmy się przygotować do kolejnej odsłony konfliktu, bo to, że zostaniemy zaatakowani przez Przedsiębiorstwo Holocaust w sprawie ograbienia Polski, nie ulega wątpliwości.

Jerzy Targalski

Sama deklaracja jest bardzo dobra. Moim zdaniem ma charakter przełomowy, ponieważ po raz pierwszy wspomniano o antypolonizmie, wspomniano o tym, że państwo polskie starało się nawet alarmować Zachód, że pomagało ludności żydowskiej, więc to są rzeczy naprawdę bardzo ważne. I teraz wszystko zależy od tego, jak ta deklaracja zostanie przez nas wykorzystana, dlatego że z całą pewnością będzie ona podważana, opluwana i negowana przez kręgi nacjonalistów w Izraelu, a zwłaszcza przez Przedsiębiorstwo Holocaust w Stanach Zjednoczonych. (…)

Tę deklarację poprzedziła wielka kampania antypolska. Polska została opluta w sposób skrajny, poniżona i samo głosowanie w sejmie zostało przedstawione jako wycofanie się Polaków z tej ustawy.

Czyli najpierw stwierdzono, że Polacy są winni holocaustu i uchwalili ustawę, żeby się wybielić i zakłamać rzeczywistość, i negować swoją odpowiedzialność za to, że współpracowali z nazistami w mordowaniu Żydów, a potem stwierdzono, że uchwalenie ustawy jest kapitulacją ze strony Polski, wycofaniem się i tak dalej.

Jeśli deklarację rozpatrujemy w tym kontekście, to oczywiście Polska skapitulowała, ale nie było możliwe inne rozwiązanie, dlatego że sama ustawa – a przypominam, że byłem jej przeciwnikiem w sprawie sformułowań dotyczących tego fragmentu ukraińskiego – sama ustawa była pomyślana jako zabieg, moim zdaniem oczywiście, pijarowsko-propagandowy. Czyli nie przygotowano się ani do stoczenia walki, ani do jakichkolwiek działań. Po prostu doraźnie uchwalono ustawę, bo chciano zyskać na popularności i zadowolić klub Kukiza, którego głosy były potrzebne przy innym głosowaniu. Czyli bez zastanowienia, bez strategii, bez przygotowania. No i trzeba było tego ponieść konsekwencje. (…)

Powinniśmy się przygotować do kolejnej odsłony tego konfliktu, bo to, że zostaniemy zaatakowani przez Przedsiębiorstwo Holocaust w sprawie ograbienia Polski, nie ulega niczyjej wątpliwości. Oczywiście można udawać, że nic się nie będzie działo, chować głowę w piasek, a potem krzyczeć, że myśmy nie wiedzieli, nie pomyśleliśmy, ach, zdrada się zalęgła, jacy to nasi przeciwnicy są niehonorowi! (…)

My nie wiemy, czy przy negocjowaniu tej deklaracji Polska nie poczyniła jakichś ustępstw, tajnych obietnic i tak dalej. I to jest znak zapytania, o tym się dowiemy w przyszłości.

Natomiast ciekawą rzeczą jest, że stanowisko zarówno tych, którzy chcą przedstawić Polskę jako maskotkę Stanów Zjednoczonych, które z kolei są narzędziem polityki żydowskiej, jak i stanowisko tych, którzy twierdzą, że oto odnieśliśmy wielkie zwycięstwo, jest bardzo zbliżone. No bo co obie strony mówią? Mówią to samo, chociaż inaczej interpretują. Strona, która uważa deklarację za wielkie zwycięstwo, twierdzi, że bez tej deklaracji nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi by się popsuły, Stany Zjednoczone nie chciałyby tutaj stacjonować swoich wojsk, czyli była to konieczność ze względu na nasze bezpieczeństwo. Strona żydożercza i potępiająca wszystko w czambuł twierdzi, że po prostu Żydzi rozkazali, Trump wykonał, wydając polecenie Warszawie, bo inaczej nie byłoby sojuszu amerykańsko-polskiego.

Otóż uważam, że obie strony nie mają racji, dlatego że obecność Stanów Zjednoczonych w Polsce nie jest zależna od tego, jakie mamy stosunki z Izraelem.

Cały artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Jak skorzystać na deklaracji polsko-izraelskiej?” znajduje się na s. 19 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Jak skorzystać na deklaracji polsko-izraelskiej?” na stronie 19 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Żydzi najlepiej sobie radzą jako mniejszość etniczna / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 50/2018

Przed wojną w polskim sejmie działało Żydowskie Koło Poselskie. Oczekiwanie jednak, że dziś nastąpi jakiś coming out polityków nie chwalących się swoją przynależnością etniczną, świadczy o naiwności.

Jan Martini

W mniejszości siła

Mniejszość etniczna nie ma lekkiego życia. W nieodległej przeszłości członkowie mniejszości bywali pozbawieni przywilejów, upokarzani i poniewierani. Dziś nawet w krajach demokratycznych, mimo praw człowieka i formalnej równości, ludzie mniejszości często czują się obywatelami drugiej kategorii. Trudniej im uzyskać awans, prestiżową pozycję i wpływ na politykę kraju, w którym przyszło im żyć. Przekłada się to na status materialny całej mniejszościowej grupy etnicznej – z reguły uboższej niż reszta społeczeństwa.

Są jednak mniejszości, które znakomicie sobie radzą nawet we wrogim otoczeniu. Chińczycy w Indonezji kontrolują niemal 100 procent handlu, mimo że ich sklepy są regularnie dewastowane w cyklicznych „pogromach”. Choć Polacy w Vancouver opanowali pewien fragment rynku ulicznej sprzedaży kiełbasek, jest to sukces raczej umiarkowany wobec Hindusów, którzy są właścicielami dużych sklepów w prestiżowych dzielnicach tego miasta. Znajomy Hindus wyjaśnił mi źródła ich powodzenia – nie korzystają z usług banków. Kiedy młodzi biorą ślub, krewni w ramach prezentu dają im gotówkę na rozkręcenie interesu. Jest to rodzaj pożyczki, która stopniowo będzie spłacana, przy czym „darczyńcy” otrzymują nieco lepszy procent niż przeciętna lokata bankowa, a „obdarowani” dostają trochę tańszy kredyt. W ten sposób kapitał, który widocznie ma narodowość, nie wychodzi na zewnątrz własnej grupy etnicznej i nie idzie „do Żydów” (Hindusi w Kanadzie uważają banki za „żydowski interes”).

Niewątpliwie Żydzi są narodem, który najlepiej sobie radzi jako mniejszość etniczna. Być może wskutek wielowiekowej diaspory zostali oni ewolucyjnie wyposażeni w zdolności przystosowawcze do życia w obcym otoczeniu. Źródłem przewagi społeczności żydowskiej była solidarność grupowa i zdolność do samoorganizacji, dzięki czemu każdy członek grupy zawsze mógł liczyć na pomoc gminy żydowskiej – kahału. Przed wojną powszechnie wiadomo było, że proces cywilny z Żydem jest z góry skazany na przegraną, bo strona „niearyjska” jest w stanie przyprowadzić pięciu świadków potwierdzających jej wersję wydarzeń. Kahał czasem działał jak zorganizowana grupa przestępcza, niszcząc konkurencję przez wyrównywanie strat żydowskim sklepikarzom w wojnie cenowej (po przejęciu „chrześcijańskiego” sklepu ceny wracały do normy). Wytworzono też skomplikowany mechanizm zapobiegający wewnętrznej konkurencji – można było wykupić w kahale koncesję na konkretnego producenta (chłopa lub dziedzica), który nie mając wyboru, skazany był na ceny dyktowane przez „koncesjonariusza”. Skutkiem takich mechanizmów była słabość polskiego mieszczaństwa, którą najlepiej opisuje żydowskie powiedzenie „wasze ulice, nasze kamienice”. Poważne kupiectwo zaistniało w zasadzie tylko w Poznaniu, gdyż po przyłączeniu miasta do Prus miejscowi Żydzi wyjechali robić lepsze interesy w Berlinie.

Mimo wygodnego życia w Niemczech, właśnie tu narodziła się wśród Żydów idea syjonizmu – powrotu do Ziemi Obiecanej. Idea była tak nośnia, że podchwyciły ją miliony Żydów – wiecznych tułaczy”, którym w końcu udało się doprowadzić (przy pomocy zgodnego współdziałania USA i ZSRR) do powstania własnego państwa. W Izraelu syjoniści-pionierzy ciężką pracą zbudowali od podstaw własną stolicę, zamienili pustynię w kwitnące ogrody i stworzyli sprawne państwo, w którym Żydami są nie tylko dyrektorzy departamentów, ale także np. inkasenci gazowni czy kasjerzy w „Biedronce”. Żyjąc pośród wrogiego morza arabskiego, obawiali się o swoje bezpieczeństwo i liczyli, że wkrótce będzie ich kilkanaście milionów. Wielkie było zdziwienie izraelskich pionierów, gdy okazało się, że Żydzi wcale nie zamierzają masowo przesiedlać się do Izraela.

Izraelczycy wytoczyli ciężkie oskarżenia pod adresem europejskich i amerykańskich ziomków. Zarzucali im wygodnictwo i przywiązanie do próżniaczego życia, zajmowanie się lichwą, czy wręcz pasożytowanie na społeczeństwach gospodarzy. Były to dokładnie takie same zarzuty, jakich używali antysemici wszystkich czasów od Tacyta, Cicerona, Seneki, przez Staszica, Diderota, Woltera, Franklina, Napoleona, Bismarcka, aż po antysemitów nam współczesnych.

Różnica jest tylko taka, że niegdyś wypowiadano takie opinie otwarcie, a dziś zgnębieni antysemici co najwyżej szepczą je pokątnie. Stało się tak dlatego, że w międzyczasie Żydzi wypracowali sobie potężną broń obronną w postaci pojęcia antysemityzmu. Człowiek, który zbyt dosłownie potraktował prawo do swobodnego wyrażania opinii, okrzyknięty antysemitą podlega ostracyzmowi towarzyskiemu (ma zamkniętą ścieżkę awansu, nikt mu nie podżyruje w banku, żona odmawia współżycia itp.). Idealiści-pionierzy Izraela, zawiedzeni postawą rodaków, którzy nie chcieli osiedlić się w swoim państwie, nie zdawali sobie sprawy, że właśnie wpływowa żydowska mniejszość w kluczowych krajach świata będzie źródłem siły Izraela. Bo państwo Izrael i diaspora żydowska grają w jednej drużynie – diaspora to najlepsze lobby Izraela, zaplecze jego służb, a czasem nawet „piąta kolumna” w kraju gospodarza.

Koło ratunkowe dla towarzyszy z PZPR

28 listopada 1989 roku przyjechał do Warszawy minister finansów Izraela, Szimon Peres, na rozmowę z „pierwszym polskim niekomunistycznym” premierem Mazowieckim. Wyraził głębokie zaniepokojenie gwałtownym rozpadem rządzącej przez 40 lat partii PZPR i zalecił (polecił?) natychmiastową zmianę jej nazwy i wstąpienie do Międzynarodówki Socjaldemokratycznej, której był wiceprzewodniczącym (przewodniczącym był Willy Brandt). Polska Zjednoczona Partia Robotnicza już nie miała 2 mln członków, ale wciąż dysponowała ogromnym majątkiem, strukturami i rzeszą postępowych, internacjonalistycznych towarzyszy. I – co ważne w demokracji – miała wielomilionowy żelazny elektorat, składający się z rodzin nomenklatury partyjnej i aparatu represji. Czyż takie bogactwo miało się zmarnować?

Dokładnie 2 miesiące po pamiętnej rozmowie Peresa nastąpił historyczny moment rozwiązania PZPR (27 stycznia 1990 – „sztandar wyprowadzić”), a już 2 dni później powstała Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej z przewodniczącym Aleksandrem Kwaśniewskim na czele.

Towarzysze socjaldemokraci, przekonani, że Polski nie stać na samodzielność i nie mający zahamowań w służbie zagranicznym „koalicjantom”, byli potencjalnie cennym zasobem dla wywiadów różnych państw, mniej lub więcej zaprzyjaźnionych. Nic dziwnego, że raczkującą polską socjaldemokrację wsparła też doświadczona Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego, udzielając jej (jeszcze przed formalnym powstaniem nowej partii!) tzw. „pożyczki moskiewskiej”. Wypłata 1,2 mln dolarów w używanych banknotach nastąpiła w mieszkaniu kontaktowym SB. Pieniądze świeżemu socjaldemokracie Leszkowi Millerowi wręczył rezydent KGB w Polsce W. Ałganow, a transakcja „mogła wypełniać znamiona przestępstwa” (w 1993 r. prokuratura umorzyła sprawę, uzasadniając to „znikomym stopniem niebezpieczeństwa czynu”).

Obecnie mało kto zdaje sobie sprawę z subtelnych różnic między socjaldemokracją a komunistami, bo obie bratnie koterie w PE zgodnie potępiają łamanie praworządności w Polsce, ale w przeszłości przywódcy ZSRR nie zostawiali suchej nitki na socjaldemokratach. Oskarżali ich o „zdradę sprawy robotniczej” i „wysługiwanie się kapitalistom”. PZPR była partią „nowego typu” – „leninowską”, czyli komunistyczną, choć Stalin, wybierając jej nazwę, użył słowa „robotnicza”, bo komunizm w Polsce kojarzył się z agenturalnością. Partie „starego typu” (socjaldemokracje) dopuszczały wielopartyjność i wybory, w przeciwieństwie do komunistów – zwolenników „dyktatury proletariatu”.

Rzesza członków PZPR w dwa dni przemieniła się z miłośników dyktatury w subtelnych demokratów i wyznawców „europejskich wartości”. Jak trafna z punktu widzenia agentur była decyzja o utrzymaniu za wszelką cenę PZPR, świadczy spektakularna klapa takich przedsięwzięć, jak Ruch Palikota czy Nowoczesna, w których inwestorzy utopili duże pieniądze. Ciekawe, czy perorujący w telewizorach o praworządności i wartościach europejskich politycy SLD zdają sobie sprawę, ile zawdzięczają sponsorom zewnętrznym? Czy mają jakieś zobowiązania?

Wizyta Szimona Peresa szybko przyniosła konkretne rezultaty. W 1993 roku „socjaldemokraci” zdobyli władzę, a ich przywódca A. Kwaśniewski został prezydentem. Wkrótce prezydenta odwiedził prezes Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego – Izrael Singer (ten, co groził upokarzaniem Polski w wypadku ociągania się w wypłacie „odszkodowań”) i uzyskał zwrot nieruchomości należących przed wojną do gmin żydowskich. O sprawie tak pisał w 2013 roku magazyn „Forbes”: Polska strona wytargowała od międzynarodowych partnerów prawie milion dolarów pożyczki na zorganizowanie całego przedsięwzięcia. Potem odbyła się dzika reprywatyzacja. Zgodnie z umową polskie gminy żydowskie dzielą się odzyskanym majątkiem ze swoimi partnerami z zagranicy po połowie. (…) Część z 40 mln zł, pochodzących z wyprzedaży gminnych nieruchomości, trafiło w tryby wysublimowanego mechanizmu dystrybucji. Pieniądze rozchodziły się w hermetycznym środowisku menedżerów skupionych wokół Związku Wyznaniowych Gmin Żydowskich (ZGWŻ) i Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego (FODŻ).

Polskie urzędy, którym podlegają związki wyznaniowe, są w pełni świadome patologii zakorzenionej wśród skostniałych, mocno „okopanych” organizacji żydowskich. Nie mają jednak odwagi zabrać się za ten drażliwy problem w obawie posądzenia o antysemityzm.

Mniejszości destrukcyjne

Odrodzona w 1918 roku Polska weszła w niepodległość z kłopotliwym bagażem – niemal 40 procent ludności należało do mniejszości etnicznych, często niechętnych lub wręcz wrogich naszemu państwu. „Multikulti” nie zawsze skutkuje wzajemnym ubogacaniem stykających się nacji – czasem pojawiają się też kłopoty. O tym, jaki wpływ na sytuację Polaków mogą mieć mniejszości, przekonano się podczas pierwszych wyborów prezydenckich w 1922 roku. Wydawało się, że te wybory to czysta formalność, bo niekwestionowanym kandydatem na prezydenta był niezwykle zasłużony w staraniach o odzyskanie niepodległości hr. Maurycy Zamoyski. W szranki stanęło jednak jeszcze 4 kandydatów, nad którymi Zamoyski miał miażdżącą przewagę. Ordynacja przewidywała 4 tury głosowań w parlamencie – w każdej odpadał kandydat z najmniejszą ilością głosów. Taka ordynacja spowodowała szokujące zwycięstwo bezpartyjnego Narutowicza. Konsekwencje znamy.

Dla ludowców i socjalistów „obszarnik” (hrabia był największym posiadaczem ziemskim w Polsce) i arystokrata Zamoyski był nieakceptowalny, jednak decydujące znaczenie miały głosy mniejszości narodowych. Tak więc po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z szatańskim sojuszem lewicy z mniejszościami – problem, który będzie nas gnębił w następnych stu latach. Mniejszość ukraińska, żydowska i niemiecka stwarzały poważne problemy państwowości polskiej (choćby jako zaplecze agentury i pretekst państw ościennych do mieszania się w wewnętrzne sprawy kraju).

Już od połowy lat 20. ub. stulecia nacjonaliści ukraińscy zaczęli posługiwać się terroryzmem dla uzyskiwania swych celów politycznych. Podczas okupacji część Żydów ochoczo kolaborowała z okupantem sowieckim, natomiast Ukraińcy preferowali kolaborację z Niemcami. Mniejszość niemiecka oddała nieocenione usługi przy tworzeniu list proskrypcyjnych Polaków do zamordowania w Wielkopolsce i na Pomorzu. Dziś znamy ukraińskich nacjonalistów jako autorów ludobójstwa kresowych Polaków, czasem zapominając, że ofiarą ich nacjonalistycznego zapału padali także Żydzi czy Ormianie. Te zbrodnie poszły na konto „ludności polskiej”, bo Żydzi amerykańscy i izraelscy nie są w stanie wychwycić subtelnych różnic między Polakami a Ukraińcami. Podobnie ma się rzecz ze słynnymi szmalcownikami – poręcznym narzędziem do okładania Polaków.Władze Armii Krajowej zidentyfikowały 125 szmalcowników w Warszawie (wykonano ok. 30 wyroków), z których tylko kilkunastu było etnicznymi Polakami, pochodzącymi z marginesu społecznego. Większość okazała się być folksdojczami, ale byli też policjanci żydowscy z formacji „Żagiew” zajmującej się wyłapywaniem Żydów ukrywających się po stronie aryjskiej.

Likwidacja Polski we wrześniu 1939 roku okazała się kataklizmem dla wszystkich mieszkańców kraju – także dla mniejszości, które nie utożsamiały się z państwem polskim.

Ciekawe, że kandydat na prezydenta w pierwszych wyborach odrodzonej Polski – Zamoyski, we wszystkich turach głosowań otrzymywał stabilne 41 do 44 procent głosów – tyle mniej więcej, na ile dziś mogą liczyć środowiska niepodległościowe. Czyżbyśmy wciąż mieli 40% mniejszości?

Kandydat na prezydenta z unikalną wiedzą

W pierwszych wyborach prezydenckich po „upadku komuny” jakaś frakcja służb („nacjonałkomuniści”, pogrobowcy Moczara?), która nie załapała się na frukty Okrągłego Stołu, postanowiła wystawić swojego kandydata. Faktem jest, że Stan Tymiński, czyli człowiek znikąd, jak go określiła „Gazeta Wyborcza”, dysponował wielką wiedzą, a przede wszystkim „kwitami” na Wałęsę. „Kompromaty” przechowywał w mitycznej czarnej teczce, którą wymachiwał na spotkaniach. „Gazeta Wyborcza” zwalczała Tymińskiego wyjątkowo zajadle – np. rozpuszczono wiadomość, że Tymiński bije żonę. Oddelegowano młodego dziennikarza, P. Najsztuba, który zapisał się do partii X założonej przez kandydata i nie odstępował go na krok. Mimo to udało się Tymińskiemu pokonać Tadeusza Mazowieckiego i wejść do drugiej tury. Prawdopodobnie z troski o własne bezpieczeństwo „człowiek znikąd” zawahał się jednak użyć materiałów udostępnionych mu przez służby i Wałęsa wygrał prezydenturę, a my na wiedzę o „Bolku” musieliśmy czekać 18 lat.

Czy Tymiński byłby lepszym, czy gorszym prezydentem niż Wałęsa? Bardziej istotne jest, czy konkurencyjna frakcja nie byłaby per saldo lepsza od okrągłostołowej, bo cenę za demokrację instalowaną nam przez G. Sorosa i jego ziomków znamy i płacimy do dziś…

Poniższe wynurzenia Stana Tymińskiego można uznać za gaworzenie antysemity, ale nie ulega wątpliwości, że był on znacznie lepiej poinformowany niż my wszyscy i dużo wcześniej znał fakty, które poznaliśmy niedawno.

„Zawsze tak było w historii świata, iż jeżeli na danym terenie geograficznym współżyją dwie grupy kulturowe, dwie kultury, takie jak kultura polska i kultura żydowska, to jedna będzie się starała zająć dominującą pozycję. I tutaj nie chodzi o to, kogo jest mniej, a kogo więcej, bo oczywiście liczebnie żydowska grupa władzy jest niewielka, maksymalnie kilkaset osób. Ale mimo to, ta mała grupa żydowska w jest na topie, tak w polityce, jak i w mediach. Jest na topie głównie dzięki zewnętrznym źródłom finansowania w Polsce. Jest też na topie ze względów historycznych.

To Stalin narzucił Polsce w 1944 roku polskojęzyczny rząd w Lublinie. Do tego doszło panowanie grupy żydowskiej w aparacie represji komunistycznej, od Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego poczynając. Taki był punkt wyjścia istnienia w Polsce współczesnej żydowskiej grupy władzy.

To, że Kościół katolicki w Polsce jest przedmiotem stałych ataków medialnych, będąc poniżany i obrażany, jest wynikiem panowania kultury żydowskiej grupy władzy, wrogiej wobec kultury łacińsko-chrześcijańskiej, z jakiej wyrosła kultura polska. Hasła wielokulturowości, globalizacji i kosmopolityzmu są przejawem takiej dominacji. (…)

Otóż ta mała grupa władzy żydowskiej nigdy się nie podzieliła łupami terapii szokowej Balcerowicza. Nie podzieliła się też dolarami, których dostali dziesiątki milionów w latach 80. od różnych organizacji w Ameryce. Nie dziwota, że z takim poparciem finansowym oraz wsparciem politycznym możnych tego świata, zmieniając nazwy kontrolowanych przez siebie partii politycznych, dążą do całkowitej politycznej dominacji w naszym kraju.

Ważnym ośrodkiem żydowskiej władzy w Polsce jest założona w 1988 roku Fundacja im. Stefana Batorego w Warszawie, finansowana przez George’a Sorosa, znanego ze spekulanckich ataków finansowych w wielu krajach. Innym ważnym ośrodkiem władzy tej grupy jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych, gdzie stałą praktyką jest mianowanie ambasadorów i konsuli spośród żydowskiej grupy władzy. Stwarza to sytuację nieufności do tych urzędów ze strony Polaków na emigracji (…)

Przerażająca jest bezczelność tej grupy w niszczeniu naszej narodowej kultury oraz promocji Polaków jako antysemitów. Nie wiem, dlaczego ludzie żydowskiej grupy władzy stale zmieniają nazwę swoich partii politycznych. Powinni oni śmiało wystąpić na arenie politycznej jako partia żydowska, aby podobnie jak mniejszość niemiecka, mieć swoich posłów w Sejmie. Wtedy byśmy mogli z nimi uczciwie grać w polityczną piłkę na polskim boisku. (…) Istnieje poważny konflikt interesów, kiedy ta grupa ukrywa swoje pochodzenie i nachalnie narzuca niekorzystne dla Polaków rozwiązania, aby przejąć większość finansowych i państwowych instytucji w Polsce. Na tej płaszczyźnie nie chodzi o antysemityzm czy też antypolonizm, ale o to, czyja będzie Polska”.

Wprawdzie niektórzy architekci Okrągłego Stołu nie ukrywali swojej etniczności (Urban, Geremek, Michnik), ale znacznie większa ilość ich ziomków obradowała „pod przykryciem” (udział „mniejszościowych” uczestników Okrągłego Stołu historycy określają na 30–40 procent). W przedwojennym polskim sejmie Blok Mniejszości Narodowych liczył 66 posłów, a w jego skład wchodziło także wpływowe Żydowskie Koło Poselskie. Oczekiwanie jednak, że dziś może nastąpić jakiś coming out polityków nie chwalących się swoją przynależnością etniczną, świadczy o naiwności Tymińskiego. Jego protektorzy powinni wytłumaczyć mu, że działanie pod fałszywą flagą jest skuteczniejsze.

Artykuł Jana Martiniego pt. „W mniejszości siła” znajduje się na s. 6 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „W mniejszości siła” na s. 6 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Polityka „Polityki” z okazji stulecia niepodległości / Danuta Moroz-Namysłowska, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 50/2018

Proszę o poddanie dzieła pt. „100 pytań na 100 lat historii Polski (1918–2018). POLITYKA” ocenie zespołu historyków, pewnie mniej „wybitnych” od udzielających odpowiedzi „Polityce” – za to rzetelnych.

Danuta Moroz-Namysłowska

Szkodnik zwany pomocnikiem

Mam przekonanie i pewność, że trwa w Polsce brutalna bitwa o polską historię, w której prawda i przyzwoitość są nadal – jeśli nie w podziemiu, to w suterenie. W Empikach i na regałach prasowych w galeriach i sklepach są w większości eksponowane lewicowe tygodniki, miesięczniki i codzienne gazety niepolskich wydawców. Co w nich można znaleźć w ostatnich dniach?

Zawiesiłam oczy na chwytających na wędkę intelektualną „Pomocnikach Historycznych” „Polityki”. Jak to ładnie brzmi: POMOCNIK… Czujesz się zaopiekowany/a, wsparty/a – na dodatek wiedzą historyczną w pigułce niemal, bo akurat wydawca zrobił czytelnikom „prezent” w roku 100-lecia Niepodległej… Jaki gest patriotyczny, jaka zapobiegliwość i troska o młodego czytelnika – prawdopodobnie w intencji uzupełnienia „wiedzy” nie tylko młodzieży, ale i nauczycieli-historyków… Tak interpretuję target, do którego adresowany jest „pomocnik”. Zwolennicy/czki pana Broniarza w szkołach (a ci się okopali jak pani prezes SN i przyspawali do stołków i krzeseł) na pewno nie zechcą tracić czasu i nerwów na zmianę interpretacji historii od dawna przecież ustalonej i zalecą młodzieży licealnej skorzystanie z tego „kompendium”.

Dlatego, jeśli nikt w MEN nie zasygnalizuje pani minister Annie Zalewskiej konieczności osobistego zapoznania się z dziełem pt. „100 pytań na 100 lat historii Polski (1918–2018). POLITYKA”, niniejszym proszę o poddanie go ocenie zespołu historyków, pewnie mniej „wybitnych” od udzielających odpowiedzi „Polityce” – za to rzetelnych. I aby nie przemilczano bałamutności, intencjonalności i antypolskiego, przemyślnego jego ukierunkowania.

Krótko – to bezwzględna kontynuacja ćwiczonej przez dziesięciolecia na Polakach „pedagogiki wstydu” i „pedagogiki winy” za cudze wyczyny – jak ujął to premier Mateusz Morawiecki. To w wielu wypadkach po prostu potwarz, rzucona Polakom w twarze w roku święta 100-lecia Niepodległej, wywalczonej rzekami krwi i nieznanych dotychczas tzw. „wolnemu” światu ofiar polskiego Narodu.

Już tzw. wstępniak, zatytułowany Wbrew bajkopisarzom, redaktorów Jerzego Baczyńskiego (naczelny), Leszka Będkowskiego („Pomocników Historycznych”) i Jolanty Zarembiny (wydania) powala merytorycznością i elegancją oraz szacunkiem do ewentualnych adwersarzy. To zbiorowe „wybitne dzieło” z odwagą, swadą i bezkompromisowością (jak zwykle) zamierza bowiem stawić czoła bajkom i mitom polskiej historii. Jako instrument, narzędzie i oręż bojowy służy odpowiedni dobór pytań podzielony na cztery działy polskiego biegu ostatniego stulecia: II RP, II wojna światowa, PRL, transformacja i III RP.

Na 106 stronach ogarnęli i wytłumaczyli wszystko – zuchy! Przywykli przecież liczyć na niedociekliwego albo spolegliwego czytelnika – ale teraz pojawili się „bajkopisarze”, „mitologizujący” jakichś „bohaterów” – zatem czujni „uczeni” nadal są na posterunku. Polakom trzeba ponownie dać do myślenia: „Czy Piłsudski to bohater czy dyktator? Czy Bitwa Warszawska  r z e c z y w i ś c i e  była jedną z największych w dziejach? Czy Polska oszukała Ukrainę? Czy Bereza Kartuska była polskim obozem koncentracyjnym? Czy Polska, zajmując Zaolzie, była pierwszym sojusznikiem Hitlera? Czy kolaboracja z okupantem to zjawisko w Polsce nieznane?

Czy Polacy współuczestniczyli w Holocauście? Czy Polacy pomagali powstańcom w getcie? Czy decyzja o wybuchu powstania warszawskiego była słuszna? Czy bitwa o Monte Cassino była potrzebna? Czy Polskie Państwo Podziemne to  r z e c z y w i ś c i e  fenomen w Europie? Kto jest winny zbrodni w Jedwabnem?”… etc., etc.… Prawda, że piękny dobór pytań (gotowych „zagadnień” na egzamin z historii?) i konieczna przecież, naukowa obiektywizacja bez cienia sugestii?

A najpiękniej jest w dziale IV – np.: „Czy zmiany 1989 roku to zasługa społeczeństwa polskiego, czy Michaiła Gorbaczowa? Czy swoją postawą w 1989–90 Wojciech Jaruzelski  o d k u p i ł  swoje winy? Czy dziś trzeba rozliczać za komunistyczną przeszłość: obcinać emerytury, odbierać stopnie wojskowe? Czy należy dekomunizować – burzyć pomniki, zmieniać nazwy ulic,  w y s a d z i ć  Pałac Kultury? Czy Polsce należą się reparacje wojenne? Czy RP powinna  r e a g o w a ć  na wypowiedzi o „Polish death camps”? Czy Polska leży dzisiaj bliżej Wschodu czy Zachodu? Kto powinien decydować o kształcie muzeów i wystaw historycznych?” – etc, etc. Na te „kluczowe” pytania oczywiście odpowiadają „wybitni” historycy – sądzę, że z autopsji wiedzący, co to Wschód, a co Zachód w polskich losach. Zdają sobie oni sprawę, że to są „sprawy niewątpliwie bolesne, dotykające niejednej rany” – ale wierzą, „że bez ich  o c z y s z c z e n i a (wszystkie rozstrzelenia w tekście – moje, DMN) one nigdy się nie zabliźnią”.

Ci wybitni „czyściciele”, odznaczający się należytą „empatią i troską”, to m.in.: Włodzimierz Borodziej, Tomasz Nałęcz, Wiesław Władyka, Jan Grabowski, Paweł Machcewicz, Paweł Śpiewak …A z ich wnikliwych „badań” (bo w oparciu o nie powinno się opowiadać historię!) wyłaniają się konkluzje w rodzaju: „Piłsudski nie był kimś wyjątkowym, bo przecież dyktatorzy w XX w. to grono zróżnicowane pod względem charakterologicznym (…) interesowała go bardziej historia wojen napoleońskich niż portu w Gdyni” (A. Chojnowski, s. 17); z kolei „Bereza była polskim obozem koncentracyjnym” (T. Nałęcz, s. 20), „II RP była macochą dla mniejszości narodowych, zaś polonizacja (Białorusinów) lub emigracja (Żydów) może stanowić ostateczne rozwiązanie spraw narodowych Polski Odrodzonej” (W. Mędrzecki, s. 23).

W odpowiedzi na pytanie czy II RP była krajem antysemickim, „wybitny” wg „Polityki” historyk Sz. Rudnicki odpowiada słowami ówczesnego PPS-owca, Zygmunta Żuławskiego: „Przecież to straszne żyć w warunkach, w których ustawodawstwo gwarantuje jednakowe prawa (…) i  c z u ć, ze jest się „tolerowanym”, jak z łaski, że jest się traktowanym jak zapowietrzony, odosobniony od społeczeństwa, jak trędowaty – dlatego tylko, że urodziłem się Żydem” (s. 24). Chwileczkę – czy nie brzmi to znajomo i współcześnie? W tej okropnej II RP było chyba jak w Polsce „zawłaszczonej przez PiS”, w której czują się „strasznie” tzw. elity: Agnieszka Holland, Stuhrowie, Janda, Poniedziałek, Środa, „nadzwyczajna kasta” sędziów – właściwie pojąć nie sposób, dlaczego? Czy nadal nie potrafią zrezygnować ze swojego nieuzasadnienie pogardliwego prostactwa serwowanego pod maską „kultury”?

Niepojęte, dlaczego tak bardzo nienawidzą II RP. Czy dla nich mogłyby bez problemu trwać zabory, bez „nudnej” polskiej martyrologii, „bohaterszczyzny” powstań i bez entuzjazmu, jak nazwano „radość z odzyskanego śmietnika” – Niepodległej 1918?

„Pomocnik” „Polityki” nikomu chyba nie pomaga w odpowiedzi na to pytanie, bowiem dowiadujemy się, że „najwięcej dla Polski osiągnął prezydent Aleksander Kwaśniewski, piastujący swój urząd przez dwie kadencje. Śp. prezydent prof. Lech Kaczyński został zrównany z… Bronisławem Komorowskim, zaś prezydent Andrzej Duda „kilkakrotnie już naruszył konstytucję” (T. Nałęcz, s. 95).

W pewnym sensie interesujące są spostrzeżenia socjologiczne w rodzaju, że „polski charakter wyrasta z włościańskiego pnia pokrytego szlacheckim mchem” (A Leder, s. 102) oraz geograficzno-psychologiczne, że „dzisiejszy pasażer ze Wschodu na Zachód lub z Zachodu na Wschód jeszcze nie pomyliłby Warszawy z Moskwą. Jednak Polska i kilka innych państw Europy rozpoczęły podróż, którą Erich Fromm przed blisko 80 laty określił jako ucieczkę od wolności” (A.D. Rotfeld, s. 106 – końcowa!)

To… ostatnie zdanie 100 lewicowych upartych  b a j e k  z mchu i paproci.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Szkodnik zwany pomocnikiem” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Szkodnik zwany pomocnikiem” na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom: za moim projektem nie kryje się żadna forma niewyżytej, młodzieńczej zabawy

Bezpośrednie zarządzanie z pulpitu własnego komputera własną gminą, województwem i państwem jest zdecydowanie najtańszym i najbardziej demokratycznym sposobem. I jestem jak najbardziej za.

Jan A. Kowalski

W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom

Wypada zacząć od lewej strony, a zatem od tekstu: Konstruktywna krytyka Konstytucji Kowalskiego autorstwa Artura Karaźniewicza. Przeczytałem tę polemikę i aż się spłoniłem ze wstydu. Gdybym potrafił oderwać deskę od podłogi, to schowałbym się pod podłogą. Profilaktycznie wlazłem pod łóżko i tam przesiedziałem pełne pięć minut. A jak wyszedłem, to zrozumiałem: rok życia zmarnowany. Ale co tam rok! A siedem lat studiów historycznych na UJ, z roczną przerwą na ukrywanie się przed siepaczami reżimu? Zmarnowane! Załamałem się – całe moje 54-letnie życie… na nic. A to z powodu, który przenikliwie wyłuszczył w swojej konstruktywnej polemice Pan Profesor. Nie postawiłem przecinka! Po słowie ‘Parlament’ nie postawiłem przecinka. (A gdzie była korektorka; Pani Magdo, jeszcze się z Panią policzę!). Jeden brak rozwalił w drobny mak moją, wydawałoby się, przemyślaną i logiczną konstrukcję. Wizja V Rzeczypospolitej runęła jak piaskowy zamek pod naporem fal.

Tyle udało mi się odczytać z tej polemiki. Wyrazy trudne, w tym obcojęzyczne makarony, jeżeli Autor przetłumaczy na język polski, to może nawet zrozumiem i przemyślę.

A wy, Drodzy Czytelnicy, już się bójcie, bo Artur Karaźniewicz, „nie chwaląc się”, objawił się „jako współuczestnik sławetnej, afirmowanej (nie wystarczyło firmowanej – JK) przez PiS Ankiety Konstytucyjnej”. Gdyby jakiś ankieter Was zaczepił, wiejcie, gdzie pieprz rośnie 🙂

Polemika Piotra Krupy-Lubańskiego już mnie tak nie zmieszała z błotem. Potrafiłem ją przeczytać. Mam też nadzieję, że dobrze zrozumiałem jej prowokacyjny charakter. Zatem odpowiadam.

1.       Problem 1. Konstytucja jako forma niezobowiązującej i oderwanej od życia zabawy. Panie Piotrze, nieporozumienie. Proszę przeczytać parę moich konstytucyjnych tekstów, a zrozumie Pan, że za przedstawionym przeze mnie projektem nie kryje się żadna forma niewyżytej młodzieńczej zabawy. Za moim projektem rozpościera się bardzo realistyczna wizja innej Polski. Innego – nie komunistycznego, nie postkomunistycznego, nie socjalistycznego i nie biurokratycznego sposobu zarządzania Polską. I jeżeli takiej aktualizacji państwa polskiego w niedługim czasie nie przeprowadzimy, stanie się wszystko to, czym tak Pan się zamartwia.

2.       Problem 2. Terror. No dobrze, w jaki to niby sposób organizacja terrorystyczna mogłaby dbać o interes Polski? Co więcej, wydawać wyroki – w czyim imieniu i na jakiej podstawie? AK mogła to robić, bo działała w imieniu legalnego Państwa Polskiego. Obecnie – nie wiem, czy Autora to ucieszy – jedyna polska organizacja terrorystyczna mogłaby powstać na bazie UBywateli, byłych żołnierzy WSI i agencji ochroniarskich, grupujących jednych i drugich. Naprawdę tego chcemy?

3.       Problem 3. Psychiczny i emocjonalny. W żadnym razie moim zamierzeniem w temacie dostępu do broni nie było to, żeby odreagować, wystrzelać, zanim kogoś niewinnego nie zamordujemy w domu albo rozjeżdżając na ulicy. W żaden też sposób nie odwołuję się do USA, ale do Szwajcarii. Do Szwajcarii, która model swojej nowoczesnej armii (i organizacji państwa) przejęła od I Rzeczypospolitej. Do Szwajcarii – najbardziej uzbrojonego państwa na świecie – gdzie do nikogo nie strzela się w publicznych szkołach. Zatem powtórzę: prawo do posiadania broni przysługuje w moim projekcie Konstytucji i Państwa (piszę z wielkich liter, jak się emocjonuję; wyjaśnienie dla Artura Karaźniewicza) przeszkolonym przyszłym obrońcom naszej Ojczyzny. Po odbyciu przez nich obowiązkowego szkolenia wojskowego (wg mnie minimum 6 miesięcy). Bez jego odbycia nikt nie mógłby trzymać broni w swoim domu, nie mógłby studiować i nie mógłby pełnić żadnej funkcji publicznej w państwie. Chyba oczywiste: przecież Świadkowie Jehowy nie są zainteresowani udziałem w żadnym ziemskim królestwie.

4.       Problem 4. Referendum i demokracja bezpośrednia. Fundacja Demokracji Bezpośredniej, której, jak rozumiem, przedstawicielem jest Piotr Krupa-Lubański, proponuje DEMOK.

System ten w ciągu 24 godzin jest w stanie przeprowadzić dowolne referendum. DEMOK? OK. tylko nie rozumiem, po co głosujący w jakiejkolwiek sprawie mieliby odwoływać się do jakiegoś autorytetu i cedować na niego swoje głosy. Przecież mogą poznać jego opinię i sami zagłosować.

Niemniej przy obecnym zaawansowaniu technologicznym bezpośrednie zarządzanie z pulpitu własnego komputera własną gminą, województwem i państwem jest zdecydowanie najtańszym i najbardziej demokratycznym sposobem. I jestem jak najbardziej za, o czym parokrotnie pisałem.

Na koniec refleksja. Nie wiem, czy czeka nas zmierzch naszej cywilizacji pod naporem nowych, islamskich barbarzyńców. Nie płaczmy też nad starożytnym Rzymem. Bo wprawdzie upadła cywilizacja starożytnego Rzymu, ale cywilizacja pogańska i do cna już zdemoralizowana. A ostatni uczciwi obywatele Rzymu na długo przed upadkiem wynieśli się z Senatu do swoich wiejskich domostw. Na gruzach Imperium zakwitła przecież cywilizacja chrześcijańska, łacińska. Na tyle atrakcyjna, żeby podbić dusze i umysły barbarzyńskich najeźdźców. Nasze dusze.

PS Przecinek, któremu tyle uwagi poświęcił pan Karaźniewicz, jest zbędny. MS.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom z poprzedniego numeru” znajduje się na s. 19 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „W odpowiedzi moim konstytucyjnym polemistom z poprzedniego numeru” na stronie 19 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Polska w centrum konfliktu między prawem moralnym a polityczną skutecznością. Walka obcych cywilizacji z naszą, łacińską

To niepojęte, że żadne z tzw. mediów głównego nurtu, z tyloma uznanymi autorytetami, nie raczyło nawet spróbować wytłumaczyć opinii publicznej korzeni i przyczyn rosnącej agresji i mowy nienawiści.

Zbigniew Berent

Celem Polski, zdaniem Konecznego, powinno być głoszenie i dowodzenie nadrzędności prawa moralnego nad dążeniem za wszelką cenę do skuteczności w polityce. W obszarze stosunków międzynarodowych cel ten należy rozumieć jako rozpowszechnianie idei dobrowolnej unii między narodami, której Koneczny najdoskonalszy przykład widział w uniach polsko-litewskich. Gdyby żył, zapewne uznałby za takie koncepcję Grupy Wyszehradzkiej i Trójmorza. Konflikt prawa moralnego i politycznej skuteczności rozgrywa się od 1989 roku na płaszczyźnie wewnętrznej i międzynarodowej. W Polsce widać działania destrukcyjne wyznawców cywilizacji turańskiej, żydowskiej i bizantyjskiej (zaimplementowanych nie tylko do umysłów, ale rozwiązań prawnych: inflacja prawa, niejasność sformułowań, relikty standardów gromadnościowych zamiast personalistycznych, niski poziom kultury uczestnictwa w życiu społecznym i publicznym, zatrważająco niski poziom zaufania społecznego, opresyjność prawa, itd.). Na płaszczyźnie międzynarodowej lobby rzeczonych cywilizacji obrały sobie na celownik naszą narodową odmienność w ujęciu historycznym, kulturowym, religijnym i mentalnym. Głosząc prawo do tej odmienności, jednocześnie zaciekle ją zwalczają wszelkimi środkami. (…)

Cywilizacja łacińska

Ukształtowała się w okresie średniowiecza. Jej spiritus movens był Kościół katolicki. Obejmuje ona społeczeństwa Europy Zachodniej i Środkowej oraz Ameryki – te rejony świata, gdzie religią dominującą jest katolicyzm lub wywodzące się z niego wyznania protestanckie. Jej etyka jest katolicka. Cywilizacja łacińska przejęła greckie pojęcia prawdy (nauki) i piękna (literatury i sztuki) oraz znaczną część rzymskiego prawa, rozwijając je w duchu chrześcijaństwa. W polityce narzuca rządzącym te same prawa moralne, które obowiązują poddanych ich władzy. Dąży do rozwinięcia jak najsilniejszego samorządu i jak największego wpływu społeczeństwa na państwo. Uznaje dualizm prawa (prawo prywatne i publiczne) oraz wyższość etyki nad prawem. Prawo powinno wywodzić się z etyki i podlegać ocenie moralnej. W ekonomii najwyżej ceni własność nieruchomą, zwłaszcza ziemską. Jej ideałem w tej dziedzinie jest zapewnienie jak największej liczbie ludzi samodzielności ekonomicznej, np. posiadania własnego warsztatu pracy, będącego w stanie zapewnić utrzymanie rodzinie. W prawie rodzinnym i małżeńskim uznaje tylko małżeństwo monogamiczne oraz emancypację rodziny spod władzy rodu.

Fundamenty cywilizacji łacińskiej:

1.            Rzymskie prawo;
2.            Filozofia grecka;
3.            Moralność chrześcijańska.

Najważniejsze wartości filozofii greckiej:

1.            Prawda;
2.            Dobro;
3.            Piękno.

Podstawowe zasady cywilizacji łacińskiej oparte na moralności chrześcijańskiej

1.            Moralność zgodna z nauką Kościoła katolickiego.
2.            Chrześcijański uniwersalizm. Moralność dotyczy wszystkich tak samo, a zatem wszyscy ludzie są równi wobec moralności. Z tego wynika równość wobec prawa publicznego.
3.            Obowiązywanie tych samych praw moralnych zarówno władzy, jak i poddanych.
4.            Uznawanie człowieka za podmiot, a nie przedmiot.
5.            Wyższość moralności nad prawem. Źródłem prawa jest moralność. Prawo nie jest kodyfikacją moralności, ale musi być z nią zgodne – czyli mogą istnieć nieskodyfikowane prawa moralne, ale wszelkie ustawy muszą być zgodne z moralnością.
6.            Indywidualizm i różnorodność. Za swoje czyny każdy człowiek odpowiada samodzielnie, indywidualnie. Chrześcijaństwo całkowicie odrzuca odpowiedzialność zbiorową i przechodzenie grzechów z pokolenia na pokolenie. Naturalne są różnorodność i równanie wzwyż, ku najmądrzejszemu, najbogatszemu, najlepszemu.
7.            Obowiązywanie etyki w odniesieniu do polityki i wojny.
8.            Uznawanie wolnej woli i odrzucenie determinizmu w odniesieniu do każdego człowieka (także chorego, młodego, nierozwiniętego, niedorozwiniętego itp. Każdy jest zdolny do twórczości, do samodzielnego inicjowania związków przyczynowo-skutkowych).
9.            Podnoszenie wymogów etycznych i doskonalenie prawa w oparciu o nie.
10.          Władza hierarchiczna z silnym samorządem.
11.          Zdolność społeczności do samoorganizacji, do samonaprawiania się, do oddolnego działania, czyli do pracy organicznej.
12.          Dualizm prawa, które dzieli się na prywatne i publiczne. I tak samo władztwo nad terenem podzielone jest między właściciela i suwerena.
13.          Tolerancja religijna i rozdzielenie władzy cywilnej i duchowej.
14.          Święte prawo własności – szczególnie ziemi i nieruchomości.
15.          Samodzielność i niezależność ekonomiczna ludzi.
16.          Małżeństwo monogamiczne kobiety i mężczyzny.
17.          Nadrzędność rodziny, czyli ojca i matki z dziećmi, nad rodem, czyli wszelkimi krewnymi.
18.          Armia w postaci pospolitego ruszenia, czyli ochotnicza.
19.          Pojmowanie czasu jako dobra, które trzeba szanować, zagospodarowywać, oszczędzać. Uznawanie istnienia więzi pokoleniowej, historyzmu, współodpowiedzialności za przeszłość i przyszłość, wspólnej świadomości historyczna.
20.          Naród jako naturalny związek duchowy, oparty na dobrowolności. (…)

Cywilizacja turańska

Ukształtowała się w starożytności na terenach Wielkiego Stepu. Nie rozwinęła trwałych więzi społecznych wyższych niż rodowe. Ludność łączy się natomiast w celach wojennych w ordy, które w razie powodzenia mogą przybrać potężne rozmiary. Nie są one jednak trwałe i rozpadają się wraz ze śmiercią wodza lub jego porażką. Największe ordy utworzyli Hunowie, Turcy i Mongołowie. Do cywilizacji tej należą także Rosjanie i Kozacy. Cała aktywność polityczna w ramach tej cywilizacji ma, zdaniem Konecznego, charakter wojskowy, z szybkim przyswajaniem wszelkich wynalazków w dziedzinie wojskowości. Władców nie obowiązuje moralność. Siła dominuje nad racją. Prymat gromadności podporządkowuje obywateli władcy. Cywilizacja ta uznaje równoprawność monogamii, poligamii i konkubinatu. Pozornie panuje w niej indyferentyzm religijny, jednak często religia bywała wykorzystywana jako przyczyna wojen, nie miała natomiast nigdy wpływu na moralność publiczną czy stosunki społeczne. Życie zbiorowe w cywilizacji turańskiej jest oparte na tzw. mechanizmie, który według Feliksa Konecznego jest układem sztucznym, antyspołecznym. Raz wprawiony w ruch, wykonuje czynności na ślepo. Mechanizmami były mongolsko-tatarskie chanaty. (…)

Najwyższą formą państwa opartego na sztucznym mechanizmie był z pewnością Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Prawnicy zgodnie oceniali, że gdyby zapisów konstytucji ZSRR przestrzegano w praktyce, byłby to najbardziej wolny i demokratyczny kraj na świecie. Jednak były one pustymi frazesami. (…)

Cywilizacja żydowska

Jest cywilizacją sakralną, w której całe życie jednostki i społeczeństwa jest lub przynajmniej powinno być podporządkowane prawu religijnemu. Podstawą tego prawa jest u Żydów Tora. (…) Koneczny zauważa sporą niekonsekwencję: prawo żydowskie, które z definicji, jako sakralne, powinno być niezmienne, w rzeczywistości zmieniało się pod wpływem komentarzy dostosowujących je do zmiennych okoliczności historycznych.

(…) Podstawowym wyróżnikiem moralności żydowskiej jest dla Konecznego jej dwoistość, tj. odmienne zasady, jakie obowiązują w stosunkach między Żydami i w stosunkach Żydów z gojami. Żydzi uznawali konieczność przestrzegania praw narodów, wśród których żyli, lecz uzasadniali to jedynie dążeniem do zachowania pokoju. (…)

Niewątpliwie wpływ Żydów na rozwój cywilizacji naszego świata jest dużo większy, niż mogłaby na to wskazywać liczebność tego narodu. Dzieje Żydów naznaczone są prześladowaniem i cierpieniem, mimo to ich religia miała ogromny wpływ na zachodnią filozofię, teologię i kulturę. Dziesięcioro Przykazań stanowi fundament współczesnego systemu etycznego. Pomysł siedmiodniowego tygodnia, z regularnie powtarzającym się dniem odpoczynku, ma swe źródło w żydowskim szabacie.

Żydzi to naród z pewnością niezwykły. Są niezbyt liczni, rozproszeni po świecie, jednakże pomimo kulturowego zróżnicowania mają poczucie wspólnoty. Jak żaden naród potrafią się przystosować do każdej władzy i sytuacji; jak żaden naród umieją walczyć o przetrwanie! Na dodatek przez kilka tysięcy lat nie zasymilowali się, nie weszli w skład wspólnot, wśród których żyją, zachowując swą odrębność kulturową i cywilizacyjną.

Grzechy opozycji totalnej

Zatem prominentni przedstawiciele totalnej opozycji absolutnie nie wiedzą, co mówią, twierdząc, że obecne władze Rzeczypospolitej dążą do wypisania Polski z cywilizacji europejskiej. Podane wyżej kanony cywilizacji europejskiej, jej fundamenty i zasady prawne niezbicie potwierdzają, że to właśnie obecne władze od 2015 roku wdrażają w życie publiczne kardynalne standardy naszej cywilizacji. Potwierdzają, że to, co obowiązywało i funkcjonowało od 1989 do 2015 roku, w dużej mierze było sprzeczne z fundamentami naszej cywilizacji: negacja prymatu etyki i moralności nad polityką, lekceważenie społeczeństwa (wypieranie jego wpływu na państwo), tolerowanie niesprawiedliwych relacji w ekonomii (wspieranie kapitału zagranicznego, likwidacja polskiego przemysłu, promowanie stref ekonomicznych dla kapitału, ulgi i raje podatków dla dużych, bogatych, itd.); w wymiarze sprawiedliwości – tolerowanie przywilejów kasty i wszystkich jego patologii, brak prymatu etyki nad prawem, tolerowanie korupcji, kradzieży majątku państwowego, akceptacja patologicznych relacji politycznych i społecznych.

Nie do pogodzenia z kanonami łacińskiej cywilizacji jest promocja jakiejkolwiek agresji i nienawiści w obszarze dyskursu publicznego, destrukcyjne ataki na struktury demokratycznego państwa, agitacja na rzecz przemocy i prawa siły (cecha właściwa cywilizacji turańskiej), promocja zdrady narodowej, donoszenie na własne państwo do międzynarodowych struktur władzy.

Dodatkowo powyższe zachowania i poglądy są sprzeczne z Duchem praw Monteskiusza i innych teoretyków prawa, zalecających, aby prawo było zgodne z zakorzenioną moralnością danych społeczności. Koneczny odnosił się w wielkim krytycyzmem do cywilizacji turańskiej (rosyjskiej) i bizantyjskiej. Z pewnością był przeciwny nadmiernej biurokratyzacji życia społeczno-publicznego. Byłby z pewnością radykalnym recenzentem obecnego stanu prawodawstwa w Polsce. Wszak nadmierna ilość przepisów (inflacja prawa), ich niejasność zawsze rodzi patologie, w tym korupcję. Należy mieć świadomość tego, że wiele miazmatów rosyjskich (turańskich) rozwiązań prawno-organizacyjnych przeniknęło do moralności polskiej wspólnoty, a poprzednie ekipy rządowe nie czyniły nic w kierunku uzdrowienia zasad i struktur publicznych.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska w centrum ścierania się cywilizacji” znajduje się na s. 10 i 11 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska w centrum ścierania się cywilizacji” na stronie 10 i 11 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

22 lipca – fałszywe święto odrodzenia Polski. Nigdy nie udało się wmówić Polakom, że ta data jest godna świętowania

Decydenci z Moskwy komunikowali Polakom: wasza Polska musi najpierw umrzeć, aby mogła odrodzić się na nowo. Nasza niezwyciężona armia pomaga jej teraz umrzeć, a nasi komisarze pomogą jej się odrodzić.

Henryk Krzyżanowski

Dzień 22 lipca ustanowiono świętem narodowym już na samym początku tak zwanej władzy ludowej – w roku 1945. Krajowa Rada Narodowa, czyli nie pochodząca z wyborów atrapa parlamentu, tą samą ustawą wprowadziła Narodowe Święto Odrodzenia Polski i zniosła jednocześnie 11 listopada jako Święto Niepodległości.

Ta zamiana jednoznacznego słowa ‘niepodległość’ na słowo ‘odrodzenie’ odpowiadała sytuacji bez wyjścia, w jakiej znalazła się Polska po Jałcie. Odrodzić może się coś, co przestało istnieć – stąd ustanowienie orderu Polonia Restituta po rozbiorach było jak najbardziej słuszne. Mówienie natomiast o odrodzeniu w kraju, który, choć okupowany, istnieć nie przestał, miał legalne władze przejściowo na uchodźstwie, a jego wojsko walczyło najdłużej ze wszystkich alianckich armii, było publicznym głoszeniem bezczelnego kłamstwa. Czy jednak kłamstwa? Można rozumieć to tak, że ówcześni decydenci z Moskwy komunikowali w ten sposób Polakom: wasza Polska musi najpierw umrzeć, żeby mogła odrodzić się na nowo. Nasza niezwyciężona armia pomaga jej teraz umrzeć, a nasi komisarze pomogą jej się odrodzić. W sposób oczywisty musiano więc pozbyć się słowa ‘niepodległość’, które w nowej rzeczywistości stało się wstydliwym balastem.

Co do samej daty 22 lipca 1944, była ona obciążona takim ładunkiem fałszu, że uczynienie z niej święta przekraczało możliwości najbardziej nawet zmasowanej propagandy.

Wszyscy widzieli przecież, że nie było to „wyzwolenie narodowe”, a brutalne zniewolenie kraju, który tracił właśnie dwa historycznie ważne miasta – Lwów i Wilno. Od pół roku Sowieci równolegle z wojną z Hitlerem walczyli bezwzględnie z polskimi formacjami niepodległościowymi, których żołnierze byli rozbrajani i wywożeni do łagrów lub mordowani na miejscu.

Nie dziwi więc, że kiedy po Październiku 1956 ustrój osiągnął już jaką taką stabilizację, władze niespecjalnie starały się o wprasowanie tej daty w umysły poddanych. Za Gomułki i Gierka o wiele większe natężenie propagandy kierowano na obchodzenie takich świąt, jak 1 maja czy nawet 12 października (rocznica bitwy pod Lenino).

Nigdy też skłamane święto 22 lipca nie zakorzeniło się w społecznej świadomości i nie obrosło PRL-owską obyczajowością, jak choćby Dzień Kobiet.

Święto lipcowe było traktowane poważnie w jednym tylko środowisku – kryminalistów odsiadujących wyroki. Przed 22 lipca przez więzienia przechodziła fala domysłów – będzie amnestia czy jej nie będzie? Przy okrągłych rocznicach na ogół była. W zgodzie z tą tradycją, kiedy wojskowa władza, pokonawszy Solidarność, postanowiła znieść stan wojenny, uczyniła to 22 lipca 1983. Widać nikomu nie przeszkadzał mimowolny komizm przekazu – oto całe społeczeństwo potraktowano jako skazanych, którym wielkodusznie udziela się amnestii. Nie było to w sumie dalekie od prawdy.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Odrodzenie zamiast niepodległości” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Odrodzenie zamiast niepodległości” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego