Cezary Gmyz: Olaf Scholz przywozi do Polski paciorki, a tubylcy mają się cieszyć

Cezary Gmyz / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Rządowi Niemiec zależy na zatrzymaniu na kluczowych dla rozwoju Polski inwestycji; nie powinniśmy z kimś takim budować partnerskich relacji”

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

  • Jacek Pruszyński
    Jacek Pruszyński :

    Skoro o paciorkach, to idąc tym tropem kilka luźnych refleksji: Co wiemy o kosmitach. ?
    Po pierwsze wiemy, że nie istnieją.
    Po drugie, gdyby istnieli, to by już gdzieś wylądowali.
    Po trzecie, gdyby wylądowali , to byśmy o tym wiedzieli.
    Skoro już to ustaliliśmy, możemy wziąć udział w pewnej zabawie.
    Zabawa ta polega na wyobrażeniu sobie, że:
    .. nie tak dawno temu, bo zaledwie przed kilkunastu stuleciami, pewien murzyński Kacyk i pomagający mu czarownik mieszkał ze swoim plemieniem gdzieś w głębi afrykańskiego lądu.
    Żyli (Kacyk, czarownik i ich lud) całkiem przyzwoicie, polując na zwierzynę, zbierając co w dżungli wyrosło, wyplatając z lian liny, kosze i przepaski na biodra i handlując tym co mieli w nadmiarze z okolicznymi plemionami.
    Czas wolny urozmaicali sobie opowiadaniem legend, w których występowali „biali” przybysze z odległych krain porywający niegrzeczne dzieci, które nie słuchają się swoich rodziców.
    Działo się tak, do czasu, kiedy Kacyka i czarownika odwiedził wędrowny handlarz, który miał ze sobą rożne cudowne rzeczy: mieniące się przepięknie paciorki, i palącą w gardle wodę, po której nabierało się chęci do tańca i śpiewu, a troski znikały jak ręką odjął.
    Niestety handlarz, nie chciał za te cuda ani koszy z lian, ani słodkich batatów, ani nawet wyprawionych skór zwierząt.
    Po długich rozmowach wyjawił w zaufaniu Kacykowi i czarownikowi, że wszystkie te „cuda” ma od dziwnych białych ludzi, którzy przybywają z daleka, a oni nie cenią ani koszyków ani batatów, ani skór zwierząt.
    Wyjawił też, że jedyne co ich interesuje to młodzi zdrowi chłopcy i dziewczęta, których zabierają ze sobą na swoje dziwne, pływające po wodzie domy.
    Kacyk po niezbyt długim namyśle, wspartym kilkoma łykami „palącej w gardło wody” uznał, że zniknięcia kilku chłopców i dziewcząt z jego plemienia nikt nie odczuje, bo co chwilę jego dzielni wojownicy płodzą nowe dzieci, natomiast te cudowne paciorki, i ta „paląca woda” jest mu do życia (jako Kacykowi) po prostu niezbędna.
    Ustalił też z handlarzem, że w celu zapobieżenia plotkom a zwłaszcza plotce, że Kacyk wymienia własnych ludzi za różne rzeczy ( co plemiennym malkontentom mogło by się , nie wiadomo czemu nie spodobać) , zniknięcia wybranych osób będą wyglądać na naturalne przypadki, a istnienie „białych porywaczy ludzi” będzie czarownik przedstawiał jako mit w który wierzą tylko plemienne półgłówki.
    Ustalili też, że handlarz ( jako zapłatę za kilka pierwszych partii „żywego towaru”) nauczy plemiennego czarownika jak z batatów wyrabiać „palącą w gardle” wodę a plemienny czarownik powie , ze sam na to wpadł dzięki swojej magicznej mocy.
    Następnego dnia kacyk polecił kilku dzieciakom najmniej ważnych członków plemienia , aby udały się do odległej części dżungli po nowe liany, a tam czekał już na nie handlarz wraz z „dziwnymi białymi ludźmi” którzy zabrali plemienne dzieci na swoje „pływające domy” .
    Po kilku dniach, gdy poszukiwania zaginionych dzieci nie dały rezultatu, mieszkańcy wioski uznali, że zjadły je dzikie zwierzęta, lub zabłąkały się gdzieś w dzikiej części dżungli i tam pomarły z głodu i wyczerpania.
    Bo przecież w to, że zabrali je do swoich pływających domów, żyjący tylko w legendach „biali ludzie” nikt rozsądny w plemieniu Kacyka by nie uwierzył.
    Od tej pory, co jakiś czas z plemienia Kacyka znikał to ten, to tamten, ale za to Kacyk i jego zaufane otoczenie, z kręgu którego, jakimś dziwnym przypadkiem nikt nie ginął, zyskiwali rożne „cudowne” gadżety, a plemienny czarownik co jakiś czas, sam z siebie, wpadał na to, jak wytworzyć najróżniejsze „różności”.
    Teraz historyjka Pana Schneidera.
    W Stanach Zjednoczonych żył sobie Pan Schneider,
    Był specjalistą od drążenia głębokich tuneli podziemnych metodą wybuchową.
    Najczęściej robił to dla potrzeb armii USA, która w takich podziemnych bunkrach ukrywała( podobnie jak inne armie), swoje ośrodki dowodzenia, bazy badawcze i fabryki (tak jak w słynnej Strefie 51 w Nevadzie).
    Widać jednak. wybuchy podziemne nie najlepiej robią na to co ludzie skrywają w swoich czaszkach, ponieważ po jednym z zejść pod ziemię, Pan Schnejder na powierzchnię wyjechał całkiem odmieniony.
    Nie tylko zaprzestał swojej pracy, ale zaczął rozpowiadać, że część podziemnych schronów jest wykorzystywana przez rząd USA do kontaktów z kosmitami.
    Cel kontaktów miał być jak najbardziej prozaiczny – zakup „kosmicznych” technologii, w zamian za to co potrzebne było kosmitom.
    Przytaczał nawet nazwę Greada Treaty – pierwszego „tajnego paktu” zawartego w 1954 roku, pomiędzy rządem USA a „okrągłogłową” grupą kosmitów określanych jako Wysocy Szarzy .
    Pakt ten miał się rozpaść , ponieważ kosmici okazali się „notorycznymi kłamcami” większymi, niż my ludzie – twierdził Schneider.
    Dodawał przy tym, iż na Ziemi stale operuje 11 rodzajów kosmitów, z których dwa są nastawione w miarę przyjaźnie i pokojowo.
    Do najbardziej aktywnych ras obcych (choć raczej nie nastawionych pokojowo) mieli należeć wymienieni już „Szarzy” oraz gadopodobni „Reptilianie” znani ze swojego zmiłowania do gromadzenia złota i „masowego” odwiedzania Ziemi co 3600 naszych ziemskich lat.
    Pan Schneider w swoim dziwactwie posuwał się nawet tak daleko, iż twierdził , iż z handlem z kosmitami (jaki prowadzić by miały rządu różnych krajów – w tym USA) powiązać można zagadkowe zniknięcia pewnych ilości obywateli tych krajów,
    Przy tak „urojeniowym” sposobie myślenia, nie ma co się dziwić, że Pan Schneider popełnił samobójstwo.
    Nie ma co się tez dziwić, że wielokrotnie wcześniej zapewniał , że jeśli popełni samobójstwo to nie będzie to samobójstwo. Nie ma co się dziwić oczywiście, że wszystkie dokumenty jakie w ciągu swojej działalności zgromadził zniknęły po jego śmierci.
    Te „paranoiczne” typy tak mają, wymyślają sobie istnienie jakoś „białych” to znaczy „szarych” kosmitów i potem już im idzie z górki.
    Nawet samobójstwo upozorowane na zabójstwo są w stanie popełnić, choć trzeba przyznać , że mają na tyle przyzwoitości , iż w odróżnieniu od naszych „samobójców” przynajmniej nie strzelają sobie w plecy.
    Na pytanie , czy kosmici są wśród nas nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć, niemniej jednak są inne dziwy na tej ziemi, jak choćby polityczny taniec uprawiany przez prominentów ogólnie mówiąc PiS i PO.
    Zadziwiająca liczba gróźb i obietnic rozliczenia do ostatniego grosza i puszczenia w przysłowiowych skarpetkach, padająca to z jednej to z drugiej strony ( w zależności od tego która grupa w danej chwili trzyma władzę z których to gróźb i obietnic w końcowym efekcie nic nie wynika. Również obecnie możemy zaobserwować jak groźnie kiwają palcem w bucie przeróżni pretorianie obecnego „reżimu” i jak mniej lub bardziej udatnie „piski pełne przerażenia” wydają aparatczycy poprzedniego. Pewną pociechą w tej ponurej komedii jest coraz bardziej zdumiona mina pana mecenasa Giertycha, który chyba nadal wierzy, że te obietnice rozliczeń to tak naprawdę.
    Ponieważ to nie pierwsza, ani zapewne nie ostatnia celebra tego rodzaju, można przypuszczać, że „pakt” jaki podpisał w Polsce „układ trzymający realnie władzę w Polsce” z „okrągłostołowymi” z Magdalenki jest jeszcze bardziej dziwny, niż wspomniany „Greada Treaty” jakoby podpisany przez „układ trzymający władzę” w USA z „okrągłogłowymi” z Kosmosu.

Komentarze