Forum Międzynarodowe „Międzymorze” w Czerniowcach na Ukrainie z udziałem polityków i ekspertów ds. międzynarodowych

Dla wszystkich państw Międzymorza wielką wagę ma nawiązanie wszechstronnej współpracy, aby powstrzymać rosyjski militaryzm oraz przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie, która skłóca państwa regionu.

Eugeniusz Bilonożko

Politycy, deputowani, naukowcy i eksperci ds. stosunków międzynarodowych, dziennikarze i działacze społeczni z krajów nadbałtyckich oraz Europy Środkowej uczestniczyli w dniach 23 i 24 listopada 2017 r. w Pierwszym Forum Międzynarodowym „Międzymorze” – od projektu informacyjnego do rzeczywistości cywilizacyjnej”, które odbyło się na Czerniowieckim Uniwersytecie Narodowym im. Jurija Fedkowicza w Czerniowcach na Ukrainie. Konferencja została objęta honorowym patronatem Czerniowieckiej administracji obwodowej. Głównym organizatorem spotkania był Instytut Demokratyzacji i Rozwoju (Czerniowce, Ukraina), przy wsparciu merytorycznym i organizacyjnym Instytutu im. Romana Rybarskiego (Rzeczpospolita Polska) oraz Stowarzyszenia Konwergencji Europejskiej (Asociatia Convergente Europene, Bukareszt, Rumunia) i Uniwersytetu Narodowego w Czerniowcach im. Jurija Fedkowicza (Czerniowce, Ukraina). (…)

Wnioski z rozmów uczestników można sprowadzić do następujących tez:

• Forum będzie platformą komunikacyjną dla polityków, naukowców i ekspertów z krajów Międzymorza w celu współpracy między krajami regionu.
• Należy powołać złożoną z ekspertów komisję do prowadzenia badań oraz prac analitycznych, które będą miały na celu zidentyfikowanie kluczowych czynników i zagrożeń utrudniających procesy integracyjne państw Międzymorza, jak również opracowanie metod realizacji tych celów.
• Istotne jest rozpoznanie i stworzenie perspektyw dalszego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w świetle procesów integracyjnych w regionie oraz możliwości nawiązania współpracy między rządami i organizacjami pozarządowymi.
• Dla wszystkich państw Międzymorza wielką wagę ma nawiązanie wszechstronnej współpracy na różnych poziomach, tak aby powstrzymać rosyjski militaryzm poprzez wzmocnienie regionalnych elementów ogólnoeuropejskiego systemu bezpieczeństwa oraz przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie, która skłóca państwa regionu.
• Postanowiono dążyć do pogłębiania procesów integracyjnych w regionie poprzez dialog i dyskusję, rozwoju kontaktów międzyosobowych, kontaktów grup studentów i naukowców w celu lepszego przeciwdziałania dezinformacji.

Organizatorzy tegorocznego spotkania postanowili zorganizować Drugie Forum „Międzymorze — od projektu informacyjnego do rzeczywistości cywilizacyjnej” w Bukareszcie w 2018 roku, przed trzecim forum głów państw Międzymorza. (…)

Pierwsze forum „Wspólnoty Trzech Mórz” na szczeblu przywódców państw odbyło się w 2016 roku w Dubrowniku (Chorwacja). (…) Drugie spotkanie odbyło się w Polsce w 2017 roku, a trzecie jest planowane w Rumunii w 2018 roku.

Cały artykuł Eugeniusza Bilonożki pt. „Pierwsze Forum Międzynarodowe „Międzymorze” w Czerniowcach” znajduje się na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Eugeniusza Bilonożki pt. „Pierwsze Forum Międzynarodowe „Międzymorze” w Czerniowcach” na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Indie – zawsze robią na przybyszu ogromne wrażenie. To kraj świętych krów, świętych ludzi, małp, szczurów, drzew

To najstarsza i najdłużej istniejąca nieprzerwanie cywilizacja, ojczyzna jogi, algebry, trygonometrii, rachunkowości, kolebka szachów, systemu liczbowego; tu wymyślono najważniejszą cyfrę „0”.

Władysław Grodecki

Indie są największą na świecie demokracją. Uzyskały niepodległość bez użycia przemocy. Tu mieszkają wyznawcy niemal wszystkich religii świata (głównie hinduiści i muzułmanie, a katolików jest tyle co w Polsce!). Jest tu 300 000 meczetów. Polakom Indie kojarzą się z biedą i głodem, choć jest to jeden z największych producentów mleka, masła, herbaty, bananów i fasoli.

Większość ich mieszkańców żyje za mniej niż 2 dolary dziennie, a co czwarty jest analfabetą. Co pół minuty umiera tu człowiek na wściekliznę, blisko 150 tys. ludzi ginie co roku w wypadkach drogowych, dokonuje się najwięcej na świecie aborcji, ponad 30 000 morderstw rocznie.

Ponad milion osób to milionerzy. Co trzeci mieszkaniec ma dostęp do internetu. Indie mają 11 noblistów, dobrze uzbrojoną armię liczącą ok. 1,4 mln. żołnierzy i 2 mln rezerwistów. W Bombaju buduje się największy wieżowiec mieszkalny na świecie (442 m); w 7 miastach jest metro, a w 350 lotnisko. Po Rosji Indie mają najdłuższe koleje na świecie – najbardziej popularny środek transportu, wygodny, bezpieczny i tani. I ja najczęściej korzystałem z kolei.

Podobno tylko Mahatma Gandhi poznał Indie dobrze, bo je przeszedł pieszo. (…)

Benares | Fot. Ken Wieland, CC A-S 2.0, Wikipedia

Po zespole świątyń monolitycznych w Mahabalipuram i świątyniach Khajuraho chyba tylko świątynie Benares mogą zaszokować zagranicznego turystę – ilością. W tym mieście jest ok. 1500 świątyń hinduistycznych i 300 meczetów. To święte miasto Indii. Ktoś, kto nie był w Benares, nie jest w stanie zrozumieć Indii.

Do tego miasta nie przybywa się, by go zwiedzać, tu się pielgrzymuje. Na placu przed dworcem kolejowym setki taksówek i ryksz. Wszyscy turyści jadą w stronę świętej Gangi. Wziąłem rowero–rykszę, bo jest tańsza, szybsza niż taxi i łatwiej obserwować ulicę. Pierwsze kroki skierowałem na Daśaśwamedh Ghat. Była 7.00 rano. Nieprzerwany tłum pątników zmierzał w kierunku świętej rzeki, by wziąć oczyszczającą kąpiel. Zapewne wielu z nich marzy nie tylko o rytualnej kąpieli, ale i o śmierci nad jej brzegiem. To miasto „dobrej śmierci”. Umrzeć tutaj to najpewniejsza gwarancja osiągnięcia nirwany (stan wolny od kolejnych wcieleń w buddyźmie i hinduizmie). Niektóre biura podróży reklamowały swe usługi: „Przyjedź do Benares i umrzyj”.

Miasto fascynuje swym świętym charakterem. Od najwcześniejszych godzin rannych słychać tu głośne krzyki. Najwięcej pątników jest na Daśaśwamedh Ghat.

Pątnik | Fot. Arian Zwegers, CC A-S 2.0, Flickr.com

Tu wedle wierzeń Hindusów mieli spotkać się Brahma, Wisznu i Siwa, najważniejsi bogowie w hinduskim panteonie. Tu o każdej porze nad miskami żebraczymi siedzi kilkadziesiąt osób. Są to ludzie bogaci i biedni, młodzi i starzy, zdrowi i chorzy, kobiety i mężczyźni – tu czekają na swoją śmierć, wybawienie. Moją uwagę przykuła piękna dziewczyna o blond włosach, prowadząca namiętną dyskusję ze starym, kudłatym Hindusem Sadhu. Tymczasem z bocznej ulicy wyszedł orszak weselny. Kilkaset metrów dalej płonęło kilka stosów – dzień i noc pali się tu nieboszczyków. Nie można było się zbliżyć, kręcić filmu, robić zdjęć – ale nikt nie przepędzał świętych krów! Wchodzą nawet do Złotej Świątyni. (…)

Już pierwszy kontakt z Katmandu zrobił na mnie ogromne wrażenie, Durbar Square, zaułki starego miasta czy spacer wzdłuż Chicamugal były prawdziwą ucztą duchową. Wiele uroczych, małych świątyń, zespół pałacowy, wąskie, kręte uliczki. Cudowne, orientalne miasto – maleńka szkatułka! (…)

Nad brzegiem rzeki dokonywano ceremonii kremacji nieboszczyków, a w niszach świątyni rodzina zmarłego czekała, aż ich bliski zostanie zamieniony w popiół. Ostatnim akordem dobiegającego dnia była wizyta w stupie Swayambhunath, chyba najstarszej i najpiękniejszej, z ośrodkiem dla ubogich prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia z Kalkuty. Prowadzi do niej 365 schodów z balustradami. Stamtąd jeszcze raz, w blasku zachodzącego słońca, zobaczyłem całą dolinę Katmandu i Himalaje. (…)

Schody do Swayambhu | Fot. calflier001 CC A-S 2.0, Wikipedia

Udając się w stronę Bombaju, postanowiłem odwiedzić stolicę Rajastanu Jajpur. Dotarłem tam autobusem. Barwne i ciekawe to miasto. Jest otoczone jałowymi wzgórzami z fortecami i murami obronnymi. Zachwyt budzi Amber Fort, a w mieście słynny Hawa Mahal (Pałac Wiatrów) i wyjątkowy klimat ulic. Między samochodami torowały sobie drogę ciągnione przez wielbłądy wozy załadowane słomą lub warzywami. Przed oczyma przesuwała się kolorowa mozaika ryksz, rowerów, motocykli, samochodów, autobusów i pieszych. Odziani w tradycyjne radżpurskie stroje i jaskrawe turbany wąsaci mężczyźni prowadzili ożywione dysputy przed sklepami. (…)

Tym razem miałem trochę szczęścia i z hotelowego tarasu w promieniach zachodzącego słońca podziwiałem zmieniające się barwy nieba; biel, złoto, róż, czerwień, błękit, szarość i czerń. Na horyzoncie jaśniała jedna z najsłynniejszych budowli świata – Taj Mahal. Już dla tego przeżycia warto było tu przyjechać! Taj Mahal to najwspanialszy pomnik miłości na świecie. By uświadomić sobie, do czego zdolny jest człowiek, trzeba zobaczyć Bazylikę św. Piotra w Rzymie, Aya Sophię w Stambule i z pewnością Taj Mahal!

Cały artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Indie – kraj kontrastów. Wspomnienia podróżnika” cz. IV znajduje się na s. 11 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Indie – kraj kontrastów. Wspomnienia podróżnika” cz. IV na s. 11 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Na Śląsku w XX w. dwa razy – w 1922 i 1945 r. – spotkały się dwie wizje Polski. W 1939 roku jedna i druga zdały egzamin

Rosja na kresach wschodnich zaczęła wykorzeniać polskość – po to, aby już nigdy tam nie wróciła. Dziś na Górnym Śląsku zaczynają dominować te mechanizmy, które pojawiły się podczas zaborów na Litwie.

Ryszard Surmacz

Śląsk do XIV w. był jedną z najświetniejszych dzielnic Polski piastowskiej. Nie dlatego, że mieszkali tam najzdolniejsi ludzie, lecz dlatego, że leżał na szlaku rozwijającej się cywilizacji łacińskiej. Potem, gdy przechodził pod panowanie czeskie, austriackie czy pruskie, zaczynał coraz bardziej podupadać. (…)

Ślązacy do Polski zaczęli wracać od Wiosny Ludów i Józefa Lompy (1797–1863). Lompa urodził się na kresach zachodnich dwa lata po utracie polskiej państwowości, gdy Rosja na kresach wschodnich zaczęła wykorzeniać polskość – po to, aby już nigdy tam nie wróciła. Litwa zaczęła odchodzić od Polski – w sposób już nieodwracalny, Śląsk powracał – wówczas wydawało się, że również na zawsze. Rzecz jednak w tym, że dziś na Górnym Śląsku zaczynają dominować te mechanizmy, które pojawiły się podczas zaborów na Litwie. (…)

Ślązacy wracali zupełnie inni, pozbawieni warstwy kulturotwórczej, ukierunkowani na zdobycie zawodu i fizyczną pracę; Kościół katolicki był dla nich jedyną ostoją. Ksiądz Józef Szafranek i Wojciech Korfanty efekty pracy Lompy wnieśli do niemieckiego sejmu i popchnęli je we właściwym kierunku. Ostatnim akordem było III powstanie śląskie w 1921 r. Ale Ślązacy nie wrócili bez niczego – przynieśli z sobą kopalnie i huty. Sześćset lat słabnącego kontaktu z Polską zrobiło jednak swoje.

W XX wieku dwukrotnie, w 1922 i 1945 r., spotkały się dwie wizje Polski. W 1922 r. były one inteligenckie; pierwsza była tą wymarzoną, wyuczoną, wymodloną i zdobytą; druga odzyskiwaną, uświadomioną, zdeklarowaną, a nawet świętą i na końcu wywalczoną. W przedwojennym województwie śląskim inteligencja śląska kształciła się w polskich szkołach. Obydwie, polska i śląska, miały inne komponenty kulturowe, inne wyobrażenia, ale w 1939 jedna i druga, zdały swój egzamin.

Śląsk Opolski, który został poza granicami II RP, musiał pójść inną drogą. W 1922 r. powstaje Związek Polaków w Niemczech, w 1932 r. – „Rodło”, które jest symbolem ZPwN, harcerstwa, kółek śpiewaczych; w 1938 sformułowano „Pięć Prawd Polaków”. Tu inteligencja śląska rodzi się w walce. Ona wiedziała, kim jest, i nie miała wątpliwości narodowych. Rok 1945 burzy to wszystko. Przychodzi Polska, która była obca polskiej wizji i tradycji. Ślązacy z czarnego Śląska mieli skalę porównawczą. Ślązacy z Opolszczyzny jej mieć nie mogli. Zdecydowana większość Polaków komunistycznej Polski nie chciała; na Opolszczyźnie inteligencja śląska przyjęła ją taką, jaka przyszła – bo innej nie znali.

Śląsk Opolski przed II wojną leżał w granicach Niemiec. Jego ludność w 1945 r. płaciła cenę za niemieckie zbrodnie. Członek ZPwN i powstaniec śląski w PRL był podobnie szykanowany, jak AK-owiec. Ale o AK na Opolszczyźnie niewielu słyszało. Nie chcieli też słuchać wyjaśnień. W takich warunkach te dwa inteligenckie światy walczące niegdyś o Polskę nie mogły się ani spotkać, ani dokonać korekty fałszywych mitów. Nie pozwolił na to system komunistyczny. Ponadto na Opolszczyźnie przez wiele powojennych lat więcej do powiedzenia mieli członkowie Komunistycznej Partii Niemiec niż Ślązacy polscy. (…)

Jagiellonowie nie wykazują już zainteresowania Śląskiem, być może dlatego, że na tle wielkiego obszaru ich dominacji ginie on z oczu, ale być może też dlatego, że nazbyt dbali o to, aby Korona nie urosła zbytnio w siłę.

W XV w. zaczyna się więc proces, który odciągnie Śląsk w kierunku zachodnim. Nie wiadomo, na ile walka po stronie Krzyżaków mentalnie odizolowała Śląsk od Polski. Natomiast odrzucenie przez Jagiełłę korony czeskiej zneutralizowało wprawdzie oskarżenia Zachodu o pogaństwo polskiego króla, ale nie ustrzegło Śląska od husyckich najazdów, wpływu przyszłego protestantyzmu i odmiennej drogi rozwoju. (…)

Bitwa pod Mohaczem w 1526 r. kończy potęgę dynastii Jagiellonów i przerywa łączność kultury polskiej ze Śląskiem. Śląsk przechodzi pod panowanie Habsburgów i jest jeszcze znakomicie rozwiniętą dzielnicą. Austria zaczyna odzyskiwać wpływy katolickie, ale od tej pory Śląsk zaczyna dzielić się na Dolny i Górny. Dolny staje się głównie protestancki, Górny – głównie katolicki. Szlaki handlowe zanikają, cywilizacja ogranicza swoje oddziaływanie i mniej więcej od tego samego okresu datuje się powolna germanizacja elit i pozostającej tam polskiej szlachty. Język polski jest w użyciu. W kościołach protestanckich wierni modlą się za króla polskiego, ale język polski zatraca polskiego ducha i polskie składniki kulturowe. Popada w pewną próżnię i staje się mechanicznym elementem przekazu. Nasze drogi zaczynają się rozchodzić. Od tej pory istniejąca na Śląsku polska kultura zaczyna ulegać stopniowej degradacji, a jedynym łącznikiem między Ślązakami a Polakami coraz bardziej staje się religia katolicka na poziomie ludowym.

(…) wpływ kultury polskiej na niemiecką poprzez Śląsk jest ewidentny, choć skwapliwie ukrywany przez Niemców. Prof. Franciszek Marek komentując podkreśla: „myśli te były formułowane w języku niemieckim, ale nie miały one niemieckiego ducha i nie przebiły się do kultury niemieckiej. Pozostały na Śląsku. I to jest właśnie ta cecha śląska w literaturze niemieckiej”. Śląsk w tym czasie jest już nie polski i jeszcze nie niemiecki. Ale korzyści z tego tytułu płyną w kierunku cesarstwa.

Cały artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Dlaczego Ślązacy są trochę inni?” cz. I znajduje się na s. 9 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Surmacza pt. „Dlaczego Ślązacy są trochę inni?” cz. I na s. 9 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

W Polsce powinno być oczywiste, że między nazizmem a komunizmem należy postawić znak równości. Od dawna o to apeluję

Spór o martwe czy żywe skamieliny „dobrych komunistów” sprowadza się do sztucznego konfliktu i odsuwania w czasie rozliczenia z czasami PRL. Najwyższy czas na zrównanie sierpa i młota ze swastyką.

Adam Słomka

„Gazeta Wyborcza” podała 16 września, że prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, poseł SLD IV kadencji, odmawia wykonania sugestii IPN w sprawie likwidacji monumentu „wdzięczności” Armii Czerwonej, który stoi na placu Ofiar Getta. Swoje stanowisko dotyczące obelisku przesłał Dariuszowi Iwaneczce, dyrektorowi IPN w Rzeszowie. Wnosi w nim o zmianę opinii dotyczącej obelisku, powołując się na nowelizację ww. ustawy: Zapisy ustawy nie odnoszą się do pomników usytuowanych na terenach cmentarzy oraz pomników wpisanych do rejestru zabytków – samodzielnie lub jako część większej całości. Pomnik na placu Ofiar Getta usytuowany jest na terenie dawnego cmentarza żydowskiego zlikwidowanego w czasie II wojny światowej przez hitlerowców. Ten cmentarz pierwotnie rozciągał się w granicach dzisiejszych ulic Kopernika i Piłsudskiego. Nadmieniam ponadto, że pomnik zlokalizowany jest na terenie wpisanym do rejestru zabytków decyzją Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z dnia 30 stycznia 1969 roku”.

Powoływanie się w obronie totalitarnego obelisku na fakt, że przed 1 września 1939 roku na terenie obecnego rzeszowskiego placu Ofiar Getta znajdował się cmentarz żydowski, raczej nie znajdzie zrozumienia w Izraelu. To komuniści swoim „straszydłem” dokonali ponownego zbezczeszczenia mogił zrównanych z ziemią przez sojusznika Stalina w napaści na Polskę z września 1939. Trzeba mieć tupet, żeby powoływać się na wpis do rejestru zabytków z 1969 roku, gdy brylowało się w PZPR…

Niektórzy z czytelników mogą odnieść wrażenie, że obrona komunizmu dotyczy jedynie nazewnictwa ulic, placów czy monumentów. Tymczasem pomimo 2 lat rządów „dobrej zmiany”, w obronę komunistów i obcych nam, rosyjskich interesów zaangażowana jest też Policja i prokuratura…

17 sierpnia wystosowałem zawiadomienie do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, szefów Agencji Wywiadu Piotra Krawczyka i Służby Kontrwywiadu Wojskowego Piotra Bączka o działalności stowarzyszenia „Kursk” i lidera tej organizacji Jerzego Tyca, wskazując na możliwe przestępstwo promowania oczywistej nieprawny historycznej oraz płatne szpiegostwo na rzecz Federacji Rosyjskiej.

Na agenturalną działalność tego ugrupowania zwracałem uwagę również w kontekście ponownego odsłonięcia totalitarnego monumentu w Mikolinie z udziałem samozwańczego przedstawiciela władz miasta (gm. Lewin Brzeski)! Prokuratura Rejonowa w Mrągowie zatwierdziła niedawno postanowienie o umorzeniu dochodzenia – bez uzasadnienia. W tym samym czasie Jerzy Tyc w Moskwie spotykał się z rosyjskimi deputowanymi do Dumy Państwowej, m.in. Jarosławem Niłowem, współautorem ustawy o „czarnych listach”, umożliwiającej kontrolę Internetu z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimira Żyrinowskiego! Towarzysz Tyc w części spotkań brał udział w mundurze LWP. Warto wspomnieć, że Władimir Żyrinowski niedawno domagał się, aby wszyscy w Polsce mówili po rosyjsku. (…)

W wystąpieniu do uczestników „konferencji” stowarzyszenia „Kursk” i Jerzego Tyca rzeczniczki MSZ Rosji Marii Zacharowej Rosja oświadczyła: (…) Pomniki żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w II wojnie światowej, powinny być nietykalne i święte (…) Zaczęliśmy zapominać, że pomniki to w pierwszej kolejności pamięć. Niszczenie pomników to atak na pamięć historyczną obecnych pokoleń i pozbawienie pamięci przyszłych. To nie nowa metoda, lecz do tej pory jest powszechnie stosowana. Na naszych oczach na objętym płomieniem Bliskim Wschodzie terroryści, zajmując terytoria, natychmiast niszczą pomniki historyczne. Ale są to terroryści. Jednocześnie w pokojowej i stabilnej Europie Wschodniej są burzone i bezczeszczone pomniki żołnierzy, którzy kiedyś podarowali kontynentowi europejskiemu nie tylko wolność, ale i życie. (…)

Przypomnijmy zatem historyczne fakty. (…)

Terytorium Rzeczpospolitej Polskiej na wschód od linii granicznej ustalonej w układzie pomiędzy III Rzeszą a ZSRR zostało w październiku 1939 r. anektowane przez ZSRR. Formalną podstawą były pseudoplebiscyty, a następnie aneksja w trybie uchwały Rady Najwyższej ZSRR. Były to akty prawne równoległe do dwóch dekretów Adolfa Hitlera – z 8 i 12 października 1939 r., którymi jednostronnie wcielił zachodnie terytoria Polski do III Rzeszy, tworząc jednocześnie z centralnych ziem II Rzeczpospolitej Generalne Gubernatorstwo.

Wszystkie powyższe akty „prawne” były sprzeczne z ratyfikowaną przez Niemcy i Rosję konwencją haską IV (1907), nieważne w świetle prawa międzynarodowego i nie zostały uznane zarówno przez Rząd RP na uchodźstwie, jak i państwa sojusznicze wobec Polski, a także państwa trzecie (neutralne) przez cały czas trwania II wojny światowej.

Polscy historycy pracujący w IPN twierdzą, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tysięcy osób. Krytyka takiego szacunku była jednak tak duża, że nawet prezes IPN, śp. dr hab. Janusz Kurtyka przyznał, że obecnie część historyków ocenia liczbę deportowanych od 700 tysięcy przez 1 milion do 1,5 miliona.

Reżim radziecki stosował również inne formy represji, aby zniszczyć polskie oblicze Kresów Wschodnich. Do Armii Czerwonej wcielono ok. 150 tysięcy Polaków. Ginęli oni w 1940 roku w Finlandii oraz w początkowych miesiącach wojny radziecko-niemieckiej. Około 100 tysięcy osób wcielono do specjalnych batalionów budowlanych zwanych strojbatami. Według danych sowieckich z 10 czerwca 1941 r., a więc niemal z przedednia agresji niemieckiej, w kresowych więzieniach przebywało co najmniej 40 tys. więźniów politycznych. Łącznie NKWD zamordowało nie mniej niż 35 tys. uwięzionych. Największe masakry miały miejsce we Lwowie, gdzie zamordowano od 3,5 do 7 tys. więźniów. W Łucku ofiarą masakry padło około 2 tys. więźniów, w Wilnie około 2 tys., w Złoczowie około 700, Dubnie około 1000, Prawieniszkach 500 więźniów, oprócz tego w Drohobyczu, Borysławiu, Czortkowie, Berezweczu, Samborze, Oleszycach, Nadwórnej, Brzeżanach. W ciągu tygodnia w czerwcu 1941 roku Rosjanie wymordowali w więzieniach co najmniej 14 700 obywateli II RP, na szlakach ewakuacyjnych zostało zamordowanych kolejne 20 tysięcy. Zatem było to nie tylko ludobójstwo wojskowych czy policjantów, np. w Katyniu czy Miednoje…

Armia Czerwona – potem Armia Radziecka – pozostała w Polsce do 1993 roku. Reasumując: Armia Czerwona była formacją dla Polski i Polaków równie okupacyjną i zbrodniczą, jak niemiecki Wehrmacht czy Waffen SS.

22 czerwca 1941 r. siły zbrojne totalitarnych Niemiec uderzyły na formacje wojskowe ZSRR stacjonujące na terytorium II RP okupowanym przez ZSRR. Nikt rozsądny nie promuje jednak „wyzwolenia” przez Wehrmacht polskich terytoriów okupowanych przez ZSRR, albowiem Niemcy zastępowali tam okupację radziecką okupacją nazistowską. (…)

Pochwalanie w Polsce totalitarnej, zbrodniczej Armii Czerwonej wpisuje się w czyn zakazany art. 256 kk, a istnienie „Kurska” jest sprzeczne z art. 13 Konstytucji RP. (…) Nie wiemy, ile osób zostanie uwikłanych, czasem nieświadomie, w działalność stowarzyszenia „Kursk”.

Poprawka o uznaniu Armii Czerwonej za emanację i symbol totalitaryzmu powinna znaleźć się w tzw. ustawie o dekomunizacji przestrzeni publicznej. Kieruję też publicznie pytanie do Policji i prokuratury z Mrągowa: czy jeśli ktoś będzie kiedyś pochwalał publicznie Wehrmacht – czy dochodzenie również zostanie umorzone, do tego bez uzasadnienia?

 

Cały artykuł Adama Słomki pt. „O ochronie komunistycznych skamielin” znajduje się na s. 10 do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Słomki pt. „O ochronie komunistycznych skamielin” na s. 10 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Spotkanie z premierem Morawieckim ws. omówienia projektu budowy instalacji pilotażowych podziemnego zgazowania węgla

Niezależni eksperci z Ogólnopolskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych: martwi nas fakt, że obcokrajowcy widzą więcej potencjalnych biznesów na polskim rynku niż kolejne polskie rządy.

Krzysztof Tytko

Promowany przez nas projekt jest wielowątkowy i wymaga doprecyzowania w wielu dyscyplinach, a jego unikalność wynika z faktu dopracowania już na skalę przemysłową technologii podziemnego zgazowania węgla, wielkości polskich zasobów, które stanowią około 85% zasobów całej Unii i konieczności odchodzenia od spalania węgla w energetyce konwencjonalnej na rzecz generacji elektryczności w energetyce rozproszonej w oparciu o ekologiczne spalanie syngazu otrzymanego ze zgazowania węgla.

Nie bez znaczenia dla zasadności realizacji projektu są również rezultaty i doświadczenia osiągane przez PGNiG w Gilowicach w zakresie wydobycia metanu z powierzchni, tym bardziej, że instalacje te, po odmetanowaniu, mogą być wykorzystane do podziemnego zgazowania, obniżając w ten sposób znacząco koszty przyszłych inwestycji.

Raport pokontrolny NIK dotyczący zgazowania węgla na kopalni „Wieczorek” również zaleca kontynuację prac związanych z tym perspektywicznym przedsięwzięciem. Ciągle brak jest reakcji ze strony Rządu i NCBiR na ten raport, pomimo wielokrotnych interwencji ze strony OKOPZN. (…)

Umożliwienie realizacji tego projektu przez Skarb Państwa powinno być absolutnym priorytetem polskiego Rządu działającego w imię polskiego interesu narodowego, ze względu na jego arcystrategiczne znaczenie i niespotykane dotychczas zyski możliwe do osiągnięcia przy jednoczesnym mniejszym ryzyku pracy i niespotykanej ekonomii skali.

Projekt OKOPZN bez cienia wątpliwości ma wielokrotnie wyższą stopę zwrotu od projektu dotyczącego repolonizacji 30% akcji Banku PKO SA za ok. 10 mld zł, repolonizacji aktywów EDF za około 4,25 mld zł i od inwestycji PFR około 800 mln zł w blok energetyczny w Jaworznie, będący pod kontrolą spółki „Tauron” SA, w której Skarb Państwa utracił już kontrolę. Nakłady inwestycyjne na realizację przedstawionego przedsięwzięcia są niewspółmiernie niskie w stosunku do ww. projektów, które już zrealizowano.

Cały tekst pisma Krzysztofa Tytki w imieniu Obywatelskiego Komitetu Ochrony Polskich Zasobów Naturalnych do Cezariusza Lesisza, szefa gabinetu politycznego premiera Mateusza Morawieckiego, znajduje się na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Pismo Krzysztofa Tytki w imieniu OKOPZN do Cezariusza Lesisza, szefa gabinetu politycznego premiera Morawieckiego, na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

List otwarty do premiera Mateusza Morawieckiego ws. projektu wartego ok. 200 bln zł, który chcą przejąć inne narodowości

Nie ma w Polsce i w UE projektu, który miałby potencjał do generowania zysków rzędu 200 bln zł, umożliwiając szybkie bogacenie się Polaków, niż podziemne zgazowanie około 400 – 500 mld ton węgla.

Krzysztof Tytko

Podziemne zgazowanie węgla spełni uciążliwe wymogi pakietu klimatycznego w zakresie przywrócenia czystości środowiska naturalnego, zapewni na setki lat pełne bezpieczeństwo energetyczne kraju i w dużej części również UE, wygeneruje jedną z najwyższych w skali globalnej stopę zwrotu z inwestycji, stworzy na pokolenia fundamenty pod innowacyjną i konkurencyjną gospodarkę Polski (…).

Kluczowe przewagi technologii podziemnego zgazowania węgla nad technologią tradycyjną

1. Około 50-krotne zwiększenie komercyjnej dostępności do zasobów węgla z ok. 7 do 400 mld t.
2. Prawie dwukrotnie większa możliwość wykorzystania energii zawartej w węglu, ze względu na szansę budowy rozproszonych systemów poligeneracyjnych, które podwoją sprawność energetyczną.
3. Wycena złóż węgla dokonana metodą opcji realnych, zwiększająca ich wartość o około 200 bln zł.

Dla realizacji projektu należy powołać Rządowy Komitet Sterujący, którego zadaniami będą:

  • Mianowanie niezależnego, interdyscyplinarnego zespołu do pilnego wdrożenia czystych technologii węglowych w skali demonstracyjnej dotyczących programu podziemnego zgazowania węgla.
  • Realizacja Studium Wykonalności (Feasibility Study) instalacji podziemnego zgazowania węgla zgodnie z zaleceniami ustawy górniczej, z jednoczesnymi instalacjami: a) wstępnego odmetanowania pokładu z powierzchni, b) do produkcji prądu w kogeneracji z ciepłem, c) do produkcji metanolu lub amoniaku, d) do produkcji wodoru dla ogniw paliwowych, celem realizacji Masterplanu dla wdrażania elektromobilności, e) do produkcji syntetycznych paliw płynnych, f) do skraplania syngazu, g) do oczyszczenia i wzbogacenia syngazu, h) dla podłączenia syngazu do sieci przesyłowej i dystrybucyjnej.
  • Wskazanie najkorzystniejszej lokalizacji rzeczonej instalacji np. w Suszcu, na obszarze KWK „Krupiński”, lub w Gilowicach, gdzie PGNiG prowadzi już z sukcesem odmetanowanie pokładów węgla z powierzchni.
  • Przygotowanie projektów ustaw dotyczących: a) uwłaszczenia polskiego społeczeństwa na zasobach naturalnych kraju, b) wypłaty równej dywidendy z tytułu w/w uwłaszczenia wszystkim Polakom, c) przyznania wyłączności tylko polskim służbom geologicznym na poszukiwanie i dokumentowanie krajowych złóż, c) przyznania wyłączności na podziemne zgazowanie węgla tylko spółkom skarbu państwa. Nieodblokowanie tych projektów sprawi, że Polska będzie wielka, ale narodowość polska – nie.
  • Opracowania zakresu, budżetu i harmonogramu realizacji ww. projektów wraz z uzasadnieniem biznesowym i proponowanymi źródłami ich finansowania przedstawionego w formie dokumentu inicjującego projekt, celem wydania zgody Premiera RP na rozpoczęcie przedsięwzięcia. Jesteśmy dyspozycyjni do współpracy z Rządem w ramach działań powierzonych Komitetowi Sterującemu.

Cały list otwarty Krzysztofa Tytki w imieniu Obywatelskiego Komitetu Ochrony Polskich Zasobów Naturalnych do premiera Mateusza Morawieckiego znajduje się na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty Krzysztofa Tytki w imieniu OKOPZN do premiera Morawieckiego na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

No cóż, zawsze podejrzewaliśmy, że feministki skrycie pragną prać męskie skarpetki. Ale teraz mamy to na piśmie

Na szczęście – póki co – mimo zachodzących obyczajowych zmian żyjemy w Polsce, kraju, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze.

Herbert Kopiec

Postulaty feministek nie są przedstawiane jako oczekiwania czy potrzeby. Podobnie jak homoseksualiści, domagają się one odrębnych praw.

Ktoś, kto przedstawiałby swoje oczekiwania jako oczekiwania, a potrzeby jako potrzeby – musiałby je uzasadnić, liczyć się z tym, że racjonalność uzasadnienia zostanie poddana wnikliwej analizie. Prezentowanie swoich roszczeń jako niesłusznie odebranych praw zwalnia z obowiązku udzielania jakichkolwiek wyjaśnień – bowiem o prawach się nie dyskutuje, prawa się respektuje.

Konsekwencją takiego postawienia sprawy jest to, że oponent feministek oczywiście staje się wrogiem, który nie szanuje cudzych praw, bądź nawet na nie nastaje. A ktoś, kto nastaje na cudze prawa, nie jest oponentem, tylko kandydatem na przestępcę, którego nie ma co słuchać, a jeśli już, to co najwyżej przesłuchać. (…)

Równocześnie feminizm to znakomity parawan do żerowania na państwowej kasie poprzez tworzenie różnego rodzaju organizacji, które w imię (a jakżeby inaczej!) postępu są sponsorowane z kieszeni podatnika. Główny nurt feminizmu ogniskuje się wokół niedoli i ucięmiężenia kobiety, wskazuje na przyczyny, pokazując paniom drogi wyzwolenia. Niedola kobiet, wedle feministek, spowodowana jest panowaniem patriarchatu, który, ich zdaniem, obejmuje w naszej kulturze wszystko: od świata idei, polityki, edukacji, rodziny – aż po instytucje społeczne i świat sztuki. (…)

W odrzucaniu dominacji mężczyzn feministki stosują różne strategie. Deprecjonują naturalne instynkty kobiety przy użyciu między innymi następujących haseł: mężczyznom nie można już ufać, kobiety są ofiarami swej własnej płci, kobiety powinny być samolubne, seks nie jest zarezerwowany dla miłości i małżeństwa, samospełnienie się leży w karierze, a nie w posiadaniu męża i dzieci. Efektem tych strategii jest to, że wiele kobiet zachowuje się wręcz schizofrenicznie, usiłując pogodzić swe naturalne instynkty z nawoływaniami feministek. (…)

Komunistom i wszelkiej maści lewactwu nie tylko z małżeństwem, ale i z rodziną nie było i nie jest po drodze. Dlaczego? Ano, bo to właśnie w rodzinie każdy poznaje zasady władzy i hierarchii. Tu dowiaduje się, że ludzie wcale nie są równi. I to jest główny powód, dlaczego rodzina jest atakowana już od kilku wieków; stąd rewolucja francuska 1789 roku i marksistowska rewolucja bolszewicka w XX wieku starały się zniszczyć rodzinę, aby ustanowić społeczeństwo egalitarne. Przywódcy jednej i drugiej rewolucji nawoływali do odebrania rodzicom dzieci. Chcemy, by wszystkie dzieci otrzymały takie samo wykształcenie. Nie będziemy wychowywać panów, lecz obywateli – głosił Robespierre. Później, podążając śladami rewolucji francuskiej, Friedrich Engels oznajmił: Walka klasowa zaczyna się w rodzinie. Małżeństwo monogamiczne wprowadza ucisk jednej płci przez drugą. Słowem, pomysł manipulowania ludźmi za pomocą seksu nie jest nowym wynalazkiem.

W 1911 r. Trocki pisze do Lenina: Bez wątpienia seksualny ucisk jest głównym środkiem zniewolenia człowieka i tak długo, jak ten ucisk będzie trwał, nie może być mowy o prawdziwej wolności. Rodzina jako burżuazyjna instytucja całkowicie przeżyła się. Trzeba szczególnie intensywnie opowiadać o tym robotnikom. Lenin odpowiada: I nie tylko rodzina. Wszystkie zakazy odnoszące się do seksualności powinny być zniesione. Możemy uczyć się od sufrażystek. Nawet zakaz miłości tej samej płci musi być usunięty. (…)

Należy zauważyć, że dziwnym trafem aktywność polskich feministek okresu stalinowskiego niewątpliwie wyprzedzała dokonania współczesnego feminizmu. (…) Podobnie jak dzisiaj, we wczesnych latach pięćdziesiątych prasa feministyczna lansowała nowy model kobiety. Była nią aktywna, młoda, nowoczesna… robotnica fabryczna. Hasło: Kobiety na traktory miało mobilizować do przełamywania tradycyjnego podziału na zawody męskie i kobiece. Zdaniem zbuntowanych socfeministek, takie czynności jak pranie, gotowanie, wychowywanie potomstwa należały do poniżających kobietę, stworzoną przecież do realizowania się w pracy, na przykład w fabryce. (…)

Nicole Granet z USA przedstawiła trzy mity współczesnych feministek, które w efekcie prowadzą do osłabienia tożsamości kobiety i życia rodzinnego. Wszystkie wymagają żmudnego przezwyciężania. Pierwszy z nich głosi, iż ogromnym ciężarem jest życie rodzinne poświęcone wychowaniu dzieci. Wedle drugiego mitu kobieta, która prowadzi takie życie, jest godna pogardy; dla lewicowych feministek wartość kobiety opiera się na możliwości zrobienia kariery w świecie mężczyzny. Trzeci mit głosi, że ofiara i obdarowywanie nie są konieczne – małżeństwo należy odkładać do momentu wewnętrznego przeświadczenia o tym, iż mąż i dzieci nie zagrażają wewnętrznej tożsamości kobiety. (…)

W miejsce podsumowania zróżnicowanych przejawów wciskania kitu przez wojujące feministki, przytoczmy wyznanie znanego aktora o równie znanej reżyser – damie światowego kina kobiecego – jak się ją medialnie zwykło określać:

W ciągu ostatnich 30 lat przynajmniej przez 15 lat żyłem z papieżem feminizmu światowego, czyli z Marthą Mészaros, która nic innego nie robiła, tylko przygotowywała mi obiady, prała skarpetki i marzyła, żeby być zwyczajną kurą domową, a jednocześnie wypowiadała okrutne prawdy, jak to my gnębimy kobiety – powiedział aktor Jan Nowicki „Wysokim Obcasom”.

No cóż, zawsze podejrzewaliśmy, że feministki (jak się okazuje nawet te z górnej zawodowej półki) skrycie – Pani Marto proszę wybaczyć felietoniście! – pragną prać męskie skarpetki. Ale teraz mamy to na piśmie.

W ramach lewackiej nowej etyki feministki chcą wywrócić normy społeczne do góry nogami, a gdy przychodzi opamiętanie, powracają do właściwych/sensownych norm zachowania, rzeczywiście akceptowanych. Owo opamiętanie zbliża je do tego, o czym Kościół katolicki zawsze przypomina kobietom: równouprawnienia płci i szacunku dla kobiet nie zapewnią żadne ustawy sejmowe ani deklaracje międzynarodowe, lecz same kobiety, o ile w sposób rozważny i odpowiedzialny wychowają swoich synów i uczą ich szacunku i wdzięczności wobec kobiety i kobiecości.

P.S. Na szczęście – póki co – mimo zachodzących obyczajowych zmian żyjemy w Polsce, kraju, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Jak pokochać feministkę” znajduje się na s. 5 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Jak pokochać feministkę” na s. 5 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Kolejne pomniki bohaterów narodowych są dziś często stawiane w wyniku kradzieży pomysłu usankcjonowanej prawem naukowym

Proces odtwarzania historii został zastrzeżony dla wąskiej grupy. Co więcej, bardzo często grupa ta korzysta z pomysłów i pracy pozostałych, zyskując dzięki temu zaszczyty, stopnie naukowe, pieniądze.

Marcin Niewalda

Polityka historyczna i kulturowa państwa to coś, co na szczęście uległo ogromnej zmianie w ostatnich dwóch latach. Pomniki bohaterów narodowych stawiane są na każdym kroku. IPN dokonuje odtwarzania historii. Do łask wróciły święta narodowe, flagi, prezydent przyznaje medale zasłużonym, a pomijanym wcześniej osobom. Jest pięknie!

A jednak medal ma dwie strony i w tym przypadku druga nie jest wcale ze złota. Coraz więcej osób zyskuje bowiem przekonanie, że proces odtwarzania historii został zastrzeżony dla wąskiej grupy. Co więcej, bardzo często grupa ta korzysta z pomysłów i pracy pozostałych, uzyskując dzięki temu poklask, docenienie, zaszczyty, nagrody, stopnie naukowe, pieniądze. Czasem nawet wielkie pieniądze. To nic innego jak kradzież, i to usankcjonowania prawem naukowym. (…)

Społecznicy od czasów swojej młodości mozolnie, amatorsko i bez środków próbowali zainteresować innych tematami żołnierzy niezłomnych, powstań, śladów Rzeczypospolitej, husarii, łagrów, polskiego wywiadu, tożsamości chrześcijańskiej itp. itd. Naukowcy zaś dbali o karierę, punkty naukowe, lawirowali wśród wpływów, rozwijali się. Społecznicy niechętni temu systemowi woleli „robić swoje”, mając nadzieję, że kiedyś Polska doceni ich trud.

Teraz, w okresie boomu patriotycznego, tematy owych społeczników podejmują naukowcy oraz spryciarze. Otrzymując państwowe granty, mają wielkie możliwości nie tylko krzewienia owych tematów, ale też organizowania sympozjów, wystaw, wydawania pozycji naukowych. Wszystko poparte tzw. aparatem naukowym, wszystko solidnie opatrzone źródłami innych profesorów. Rzetelność, profesjonalizm, podziw. Idą za tym szybko nagrody, ordery, uznania, uściski rąk, wywiady w mediach.

Z jednej strony to pięknie, że tematyka ta, tak potrzebna, wreszcie jest podnoszona. Ale czy powinna być ona usankcjonowanym prawnie złodziejstwem? Jak inaczej określić czerpanie pomysłów i uzyskiwanie na nie wielkich pieniędzy? Jak nazwać robienie z siebie ekspertów w tematach, które podejmowane były przez innych? A wszystko to w świetle naukowego zwyczaju, w którym docenia się solidne przygotowanie i nie dopuszcza do pracy z „amatorami” i „dyletantami”.

Prawdziwi społecznicy rzadko kiedy mają łatwość w operowaniu przepisami, formularzami, wnioskami grantowymi. Często opuścili nawet proces kształcenia wyższego. Nie idzie im dobrze brylowanie na akademiach czy robienie dobrego wrażenia podczas debat. Ich miejsca zajmują więc naukowcy oraz spryciarze i wykorzystują „temat”, pomijając całkowicie tych, którzy owym tematem zajmowali się przez lata. Niewolnik zrobił swoje, niewolnik może odejść – bo jest amatorem. (…)

Zdajmy sobie sprawę, że wiele tematów jest obecnych w społeczeństwie głównie dlatego, że jakiś społecznik działał przez lata z ogromnym poświęceniem. Dzisiaj społecznik ten może najwyżej przyjść, oczywiście bez zaproszenia, na benefis profesora, który otrzymuje medal za „wspaniałą publikację” na ten temat, i oglądać, jak minister odsłania pomnik. Pomnik, o którym społecznik zawsze marzył. Pomnik opisany w mediach jako powstały z „inicjatywy profesora”. (…)

Za wielkie pieniądze powstają koszmarki takie, jak „Statystyka ludności Orzęskowa” (miejsc. fikcyjna). Z publikacji, z której ponad połowa stanowi „aparat naukowy”, a końcowa ćwierć jest aneksem, indeksem i streszczeniem po rosyjsku i francusku, dowiadujemy się, że mężczyzn o imieniu Maciej było w miejscowości 15%, a rozkład ilościowy gospodarstw na wykresie przedstawia się tak a tak. Publikacja budzi podziw objętością. Zalega na półce pomimo ceny równej 2 zł, ale autor otrzymał punkty naukowe, zorganizował premierę książki i wręczył dyrektorom kilku instytutów po butelce dobrego koniaku. Wiedział dobrze, że niedługo otrzyma podobną butelkę od kolegi dyrektora na premierze publikacji tamtego. Społecznik, który od lat badał historię Orzęskowa, wydał owe 2 złote, a za 8 kupił wino, popija je w samotności w półmroku ekranu, na którym widać jego całkowicie pominięty w publikacji portal „Orzeskow.pl”.

Kolejny negatywny skutek to brak efektywności. Konsekwencją stosowania wymogów naukowych jest zużywanie ogromnych pieniędzy, aby robić coś, co amator, niemający celu kariery naukowej, zrobiłby często lepiej za 1/100 tej kwoty. I nie jest to przesada. Takich projektów, które za wielkie pieniądze powieliły wykonane prawie za darmo prace amatorów, można wymienić wiele. Jakież ogromne możliwości miałby ów społecznik, gdyby otrzymał tylko 10% grantu!

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Kradzież pomysłów w świetle prawa” znajduje się na s. 4 i 5 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Kradzież pomysłów w świetle prawa” na s. 4 i 5 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Czy premier Mateusz Morawiecki będzie rządził Polską tak, jak w przeszłości czynił to król Kazimierz III Wielki?

Pan Premier jest historykiem; powinien przypomnieć sobie okres panowania króla Kazimierza III Wielkiego i pójść jego drogą, dostosowując ówczesny model do dzisiejszych warunków geopolitycznych.

Marek Adamczyk

W swoim dobrym exposé wygłoszonym w Sejmie w dniu 13 grudnia 2017 roku Pan Premier powiedział m.in.: „Nie ma dla mnie ważniejszej sprawy niż odbudowanie tego, co straciliśmy w wyniku zaborów, w wyniku wojen, w wyniku komunizmu. Teraz mamy w rękach unikalną szansę i nie możemy jej zmarnować. Dlatego właśnie polska polityka musi być ambitna. Dryfowanie czy płynięcie z prądem to nie jest nasze DNA. Rząd nie jest od administrowania, ale od rządzenia i rozumiem to tak, że musimy wyznaczać nasze ambitne cele”.

Ostatnie zdanie jest bardzo ważne, ale muszę zapytać, czy pan Premier dokonał pełnej analizy aktywów, jakie jeszcze posiadamy, a które szybko uruchomione, mogłyby przyśpieszyć budowę Wielkiej Polski, silnej gospodarczo i militarnie, Polski sprawiedliwej dla wszystkich swoich obywateli?

Do dyspozycji mamy dwa aktywa:

Pierwsze, bardzo cenne, jest za granicą – to ponad 2,5 mln w większości młodych Polek i Polaków, którzy po wstąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej wyjechali z Polski w poszukiwaniu lepszych perspektyw w obliczu ogromnego bezrobocia powstałego w wyniku świadomych i celowych działań gospodarczych ówczesnych rządów. Podstawą decyzji o emigracji była również pokątnie przekazywana wiedza o tym, jaką emerytalną przyszłość zapewni im reforma ZUS przeprowadzona przez rząd Jerzego Buzka.

Dla zobrazowania czekającej młodych Polaków przyszłości najprościej będzie mi zacytować tu wypowiedź dr. hab. Roberta Gwiazdowskiego, przewodniczącego rady nadzorczej ZUS (2006-2007), zamieszczoną w 46 numerze tygodnika „Angora” pt. Sorry, kasa jest pusta:

Według algorytmów dziś obowiązujących w ZUS 75% osób, które za 33 lata będą odchodzić na emeryturę, nie dostanie nawet emerytury minimalnej (dziś to 1000 zł brutto, czyli 853 netto – przyp. autora). – Czy to znaczy, że pozostałe 25% będzie dostawało świadczenia na przyzwoitym poziomie? – Dostaną średnio więcej o około 50 zł brutto. – Ale za 33 lata większość dzisiejszych posłów, ministrów, prezesów będzie już w lepszym świecie. – Dlatego dziś nikt się tym nie przejmuje. (…)

Drugie aktywo jest ukryte pod ziemią – ogromny skarb, który w większości jest jeszcze w rękach polskich, choć wiszą już nad nim czarne chmury. O tym skarbie mówił wielokrotnie w mediach internetowych zarówno prof. Ryszard Kozłowski, jak i prof. Mariusz Orion Jędrysek – obecnie Główny Geolog kraju. Ten ostatni, referując na Kongresie NTV w dniu 21.10.2015 roku temat pt. „Zasoby geologiczne w Polsce” powiedział: „Jesteśmy zdecydowanie najbogatszym geologicznie krajem w Unii Europejskiej”.

W Polsce mamy 80% europejskich złóż węgla kamiennego, blisko 100% węgla koksującego i około 20% węgla brunatnego. Polska ma też bogate rezerwy ropy i gazu ze złóż niekonwencjonalnych, np. z łupków, ale i złóż rud metali żelaznych i nieżelaznych, rud miedzi, srebra, złota, tytanu, metali ziem rzadkich, siarki, soli potasowych oraz potężne zasoby geotermalne. (…)

Pojawiła się dla nas ogromna nadzieja, a ponieważ Pan Premier jest z wykształcenia historykiem, powinien przypomnieć sobie okres panowania króla Kazimierza III Wielkiego i pójść jego drogą, dostosowując ówczesny model do dzisiejszych warunków geopolitycznych. (…)

Wystarczy bowiem, Panie Premierze postawić na niezależny od czynników zewnętrznych rozwój wydobycia zasobów naturalnych będących naszym drugim aktywem, by pieniądze szerokim strumieniem zaczęły płynąć do skarbca. A wtedy znajdą się środki potrzebne zarówno do zasilenia Polskiego Funduszu Emerytalnego (działającego na wzór norweskiego), jak i na realizację planu wejścia polskiej gospodarki na nowe tory innowacyjnych i ekologicznych technologii.

Tak jak dawniej monopol królestwa na wydobycie i sprzedaż soli (1/3 jego dochodów), na wydobycie ołowiu i srebra w Olkuszu zapewniał środki na rozwój kraju, tak teraz wprowadzenie nowych technologii wydobycia energii z ogromnych złóż węgla metodą „zgazowania” węgla pod ziemią może na dziesiątki, jeśli nie na setki lat zapewnić ogromne dochody dla skarbu państwa.

Aktywo drugie, z prognozą wygenerowania kapitału emerytalnego w wysokości ok. 1 miliona zł dla każdego mieszkającego w kraju obywatela, z pewnością uruchomi „uśpione”, a może powiem dosadniej, „ukradzione” przez Zachód pierwsze aktywo i skłoni niemalże wszystkich Polaków do powrotu do ojczyzny. (…)

Czy nasz Premier pójdzie drogą Króla Kazimierza III Wielkiego? Czy zasłuży swoim działaniem, aby w historii zapisano, że w tych latach rządził Polską premier Mateusz Morawiecki zwany Wielkim?

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Czy premier Mateusz Morawiecki będzie rządził Polską tak, jak w przeszłości czynił to król Kazimierz III Wielki?” znajduje się na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Czy premier Mateusz Morawiecki będzie rządził Polską tak, jak w przeszłości czynił to król Kazimierz III Wielki?” na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego. Jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa

Porażki polityczne (głównie porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej.

Zdzisław Janeczek

Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Józefa Piłsudskiego

Józef Klemens Piłsudski (1867–1935), urodzony w Zułowie na Żmudzi, dziecko Kresów i potomek rycerza Gineta, który w 1413 r. reprezentował w Horodle bojarów litewsko-ruskich, był wychowany w duchu tolerancji i tradycji republikańskich I Rzeczpospolitej, ojczyzny wielu narodów.

Józef Piłsudski | Fot. Narcyz Witczak-Witaczyński, źródło: NAC

Miarą polskości i praw obywatelskich były według niego zasługi dla kraju i lojalność wobec państwa, a nie urodzenie, nie krew i uprzywilejowana pozycja przodków. Tak rozumował również ulubiony poeta Naczelnika Państwa, Juliusz Słowacki, autor Króla Ducha. Dla obu ideałem była republika obywateli zasłużonych dla Rzeczpospolitej. Nieprzypadkowo więc w 1931 r. niedemokratycznie wybrany parlament, zdominowany przez piłsudczyków, zniósł wszelkie ograniczenia praw obywatelskich związane z językiem, narodowością czy religią, a rabini nawoływali wiernych do głosowania na Pana Piłsudskiego! Wyjątek stanowiły obce kulturowo żywioły najpierw rosyjskie, a potem sowieckie, reprezentowane przez partie komunistyczne i ich agentury.

Początek działalności konspiracyjnej przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego wiązał się z niepodległościowymi organizacjami studenckimi i rosyjskim ruchem rewolucyjnym Narodna Wola, z którym w 1885 r. zetknął się podczas studiów medycznych na Uniwersytecie Charkowskim na Ukrainie. 2 i 3 III 1886 r. brał udział w studenckiej demonstracji z okazji 25. rocznicy uwłaszczenia, znajdując się potem wśród ponad 150 zatrzymanych przez carską policję. J. Piłsudski, już jako przywódca rodzimego ruchu socjalistycznego, zmierzał do wyrugowania wpływów rosyjskiego ruchu rewolucyjnego z terenów byłej I RP, zastrzegając sobie na tym obszarze dominację PPS. Dlatego ekspozytury tej organizacji funkcjonowały m.in. na Ukrainie. W kręgu J. Piłsudskiego dla Organizacji Bojowej PPS–Frakcji Rewolucyjnej, w ramach tzw. eksów, tj. akcji wywłaszczeniowych, w czerwcu 1907 r. opracowano plan opanowania skarbca filii banku państwowego w Kijowie, w którym wartość depozytów oceniano na miliony rubli. Zdobycz miała być wykorzystana do finansowania partii i działań niepodległościowych. W tym celu jakiś czas w Kijowie przebywali J. Piłsudski i Aleksandra Szczerbińska. Rozpatrywane były dwie możliwości: wariant z objęciem przez „beka” (bojowca) stanowiska palacza, z którego miejsca pracy można było przebić się do sejfu. Niestety było ono zajęte. W tej sytuacji alternatywę stanowił projekt podkopu z sąsiedniej posesji. Jednak w tym przypadku na przeszkodzie stanął brak pieniędzy na jej zakup. Ostatecznie na miejsce akcji wybrano małą stacyjkę Bezdany, oddaloną 25 km od Wilna, a celem stał się konwojowany wagon pocztowy. Broń z Kijowa przywiozła A. Szczerbińska.

Aleksandra Szczerbińska. Fot. Wikipedia

Bojowcy zdobyli ponad 200 tys. rubli, papiery wartościowe i worek srebra. Pieniądze posłużyły do spłaty długów organizacji, wsparcia uwięzionych i ich rodzin oraz sfinansowania organizacji niepodległościowych w Galicji. J. Piłsudski ponownie udał się za rosyjski kordon w związku z przygotowaniami do niezrealizowanej akcji ekspropriacyjnej w Mozyrzu. Prowadził wówczas rekonesans łodziami po Dnieprze. Opublikowany wcześniej w numerze 226 „Robotnika” z 4 II 1908 r. artykuł pt. Jak gotować się do walki zbrojnej zapowiadał likwidację Organizacji Bojowej i konieczność stworzenia nowej, dobrze przygotowanej do walki o niepodległość formacji o charakterze militarnym. Odtąd J. Piłsudski zaczął propagować przede wszystkim „taktykę czynu”. We Lwowie razem z Kazimierzem Sosnkowskim (1885–1969) omówił sprawę nie tylko likwidacji OB PPS, ale i narodzin Związku Walki Czynnej. Powstały struktury Związku Strzeleckiego we Lwowie i Towarzystwa „Strzelec” w Krakowie, formalnie kierował nimi Wydział Związku Strzeleckiego, praktycznie ZWC i J. Piłsudski.

POW na Ukrainie

Na Ukrainie pierwsze struktury organizacyjne POW powstały już w sierpniu 1914 r. W Kijowie jej początki związane były z ZWC. Dużą rolę odegrali polscy studenci, którzy weszli w skład Komendy Naczelnej III (Wschodniej) POW i rozpoczęli działania zwiadowcze, kolportaż materiałów propagandowych, szkolenia wojskowe oraz gromadzenie broni. Podjęto także akcje sabotażowo-dywersyjne. Wszyscy członkowie POW szykowali się do długiej wojny o Polskę. W 1917 r. organizacja była już mocno zakorzeniona w Kijowie. Jej oficerowie otrzymali jednak rozkaz niepodejmowania bezpośrednich działań przeciwko imperium rosyjskiemu, które i tak wojnę przegrywało. Do tego czasu POW rozszerzyła swoje struktury na obszar dzisiejszej Białorusi, Rosji (Petersburg i Moskwa), Krymu, Kaukazu, Donu i Kubania. Na mocy traktatu brzeskiego 1918 r. Niemcy zajęli Ukrainę i rozwiązali Ukraińską Radę Centralną. W 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, a J. Piłsudski rozkazem z 11 listopada 1918 r. rozformował POW, jednak zakonspirowana Komenda Naczelna III POW nie została rozwiązana i, podporządkowana Wojsku Polskiemu, kontynuowała działalność wywiadowczą m.in. na Ukrainie.

J. Piłsudski stawiał na Ukrainę z powodów geopolitycznych, licząc na to, że niepodległe Kijów i Warszawa będą zdolne wspólnie obronić się przed zaborczością Imperium. Problemem był jednak brak dominującej ukraińskiej orientacji politycznej na Ukrainie. Jej tereny były wielonarodowym pograniczem ważnym dla kultury polskiej, rosyjskiej i żydowskiej. Problem sprawiała także chwiejność poczucia własnej tożsamości, wynikająca m.in. z wpajanego przez Rosjan przekonania, iż język ukraiński to tylko mowa ludu „do użytku domowego”. Odzwierciedleniem istniejących podziałów była dawna stolica Rusi Kijowskiej.

Hetman Pawło Skoropadski. Fot. Wikipedia

Obok atelier polskiej malarki Marii Salinger-Gierzyńskiej mieścił się przy Zjeździe Andriejewskim dom autora Białej gwardii Michaiła Bułhakowa, któremu Pawło Skoropadski – germanofil, anachroniczny arystokrata, potomek Iwana Skoropadskiego, który zagarnął buławę hetmańską (1709–1722) po upadku Iwana Mazepy (1639–1709), jawił się jako samozwańczy hetman, przewodzący egzotycznej koalicji ukrainofilów, białych monarchistów i niemieckich władz okupacyjnych. Kijów pisarz utożsamiał z cywilizacją, której wyrazem była kultura rosyjska. Natomiast otaczające stolicę i mówiące po ukraińsku chłopskie wojska S. Petlury postrzegał jako ciemne moce, jako wysłanników piekła szerzących anarchię, dopuszczających się odrażających gwałtów i okrucieństw. Dla Bułhakowa Petlura był tylko „czarnym mitem, mgłą”, tak naprawdę „nie istniejącym” wobec przemożnych sił w Rosji, tj. ugrupowań białych i czerwonych.

Dopełnieniem tej politycznej i narodowościowej mozaiki był austriacki arcyksiążę Wilhelm Franciszek Habsburg-Lotaryński (1895–1948), niedoszły król Ukrainy, nazywany „Wyszywanym Wasylem”. Na początku 1919 r. podjął on służbę w Sztabie Generalnym URL. 16 XI 1919 r. wraz z Jewhenem Omelanowiczem Petruszewyczem (1863–1940) oraz grupą działaczy URL i ZURL opuścił Kamieniec Podolski zagrożony przez Armię Ochotniczą i udał się przez Rumunię na emigrację do Wiednia. Później prowadził w Lipsku negocjacje z hetmanem P. Skoropadskim. Latem 1921 r. udało mu się zdobyć znaczne fundusze na działalność polityczną od bawarskich kół monarchistycznych i przemysłowych oraz od szwagra, króla hiszpańskiego Alfonsa XIII.

Wilhelm Franciszek Habsburg Lotaryński, tzw. Wasyl Wyszywany. Fot. Wikipedia

Na przeciwnym biegunie politycznym znajdował się ukraiński nacjonalista Dmytro Iwanowycz Doncow (1883–1973), który miał brata bolszewika, a równocześnie głosił całkowite zerwanie więzi z Rosją i propagował orientację na Zachód oraz wieszczył „zmierzch bogów, którym cześć oddawał wiek XIX”, równocześnie proponując nietzscheańskie „przewartościowanie wartości”.

Trudno było w tym kalejdoskopie sprzeczności zdefiniować narodowość, a ponadto w całym kraju panował chaos społeczny! Nieufni, niepiśmienni ukraińscy chłopi, wrogo nastawieni do Żydów oraz ziemian polskich i rosyjskich, kierowali się głównie własnym interesem ekonomicznym, którego miały strzec liczne oddziały zbrojne. Z tysięcy samozwańczych atamanów największą siłą dysponował anarchista Nestor Machno (1884–1934), który emitował nawet własne banknoty, zaopatrzone w klauzulę przyznającą wszystkim prawo ich fałszowania. Stałym zagrożeniem były Siły Zbrojne Południa Rosji gen. Antona Denikina i Piotra Wrangla.

Przyszłość Ukrainy była niepewna. Na wschodzie odradzającej się Rzeczpospolitej panowała polityczna próżnia. Biała i Czerwona Rosja traktowała Ukrainę jako integralną część Imperium. Z kolei J. Piłsudski jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa. W tym czasie działanie POW III Komendy miało dać podstawy trwałemu polsko-ukraińskiemu braterstwu. Zasiedziały w Kijowie artysta malarz, uczeń Jacka Malczewskiego, kubista Henryk Jan Józewski (1892–1981) ps. Niemirycz vel Olgierd, został przez J. Piłsudskiego namaszczony na męża zaufania obu narodów. Wybór był nieprzypadkowy. Józewski, urodzony w Kijowie, od 1915 r. pełnił tam funkcję zastępcy komendanta POW.

Przez cały ten czas Komenda Naczelna III zbierała informacje zwiadowcze dla Warszawy. W lipcu 1919 H.J. Józewski objął jej kierownictwo. Prowadził zwiad za liniami wroga, dowodził dywersyjnym oddziałem partyzanckim, wydawał publikacje propagujące federację polsko-ukraińską i rekrutował agentów na potrzeby odrodzonego państwa polskiego. Gdy pod koniec 1919 roku do Kijowa zbliżali się bolszewicy, pojechał do Warszawy po instrukcje w sprawie dalszych działań. Podczas spotkań z Naczelnikiem Państwa opowiadał się za programem prometejskim i zbliżeniem polsko-ukraińskim.

Jan Józewski. Fot. Wikipedia

Petlura do Ukraińskiego Narodu

Rok 1920 przyniósł przewartościowanie w relacjach polsko-ukraińskich, co wyrażało się w uznaniu Rosji za wspólnego wroga. J. Piłsudski i S.W. Petlura zawarli porozumienie, które zaowocowało odejściem Ukrainy „od litery ugody perejesławskiej” zawartej w 1653 r. z Moskwą i wspólną ofensywą na Kijów. W przeszłość odeszły także żale poety ubolewającego, że nikt nie udusił w kołysce Bohdana Chmielnickiego, autora ugody. Na Ukrainie przypomniano sobie, jak to dawniej bywało i co Taras Szewczenko (1814–1861) w poemacie Do Polaków (ok. 1850) pisał:

Kiedyśmy byli Kozakami,
Zanim nasz cichy, zgodny świat
Wzburzyła unia, każdy rad
Bratersko jednał się z Lachami.

Także historyk Wiaczesław Łypynski (1882–1931) podtrzymywał tezę o bliskości obu nacji. Gdyż Ukraińcy mieli naturalną skłonność do demokracji ludowej, Polacy do ustroju arystokratycznego, a Rosjanie gustowali w turańskim despotyzmie. Treści te zawarł S.W. Petlura w odezwie skierowanej Do Ukraińskiego Narodu:

Ujawnione w tej bohaterskiej walce bezprzykładne czyny poświęcenia, ofiary, przywiązania do kraju rodzinnego, kultury i wolności przekonały inne narody świata o słuszności twoich żądań i o świętości twych ideałów, które znalazły oddźwięk przede wszystkim w sercach wolnego już narodu polskiego.

Naród polski w osobie swego Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego, Józefa Piłsudskiego, i w osobie swego Rządu uszanował twe prawo do stworzenia niepodległej republiki i uznał twoją niezawisłość państwową. Inne państwa nie mogą nie uznać twojej niepodległości, gdyż cel twoich wysiłków jest czysty i sprawiedliwy, a sprawiedliwość zawsze zwycięża.

Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukraińskiej Republice ludowej w jej walce z moskiewskimi bolszewikami-okupantami, dając możność u siebie formować się oddziałom jej armii, i ta armia idzie teraz walczyć z wrogami Ukrainy.

Ale dziś armia ukraińska walczyć będzie już nie sama, jeno razem z przyjazną nam armją Rzeczypospolitej Polskiej przeciw czerwonym imperialistom-bolszewikom moskiewskim, którzy zagrażają również wolności narodu polskiego.

Pomiędzy rządami Republiki Ukraińskiej i Polskiej nastąpiło zgodne porozumienie, na którego podstawie wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy jako sojusznicy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wojska polskie wrócą do swojej ojczyzny.

Wspólną walką zaprzyjaźnionych armii — ukraińskiej i polskiej — naprawimy błędy przeszłości, a krew, wspólnie przelana w bojach przeciw odwiecznemu historycznemu wrogowi, Moskwie, który ongiś zgubił Polskę i zaprzepaścił Ukrainę, uświęci nowy okres wzajemnej przyjaźni ukraińskiego i polskiego narodu.

Symon Petlura. Fot. Wikipedia

Uwieńczeniem wyprawy była defilada polsko-ukraińska w zdobytym Kijowie. Polska kawaleria i piechota maszerowała bez końca. Był to fortel, gdyż te same oddziały paradowały wielokrotnie. Na gmachach miasta wywieszono ukraińskie sztandary. H.J. Józewski został w kwietniu 1920 r. członkiem rządu URL. Swój status u boku S. Petlury określał słowami: „Byłem Polakiem – mężem zaufania Polski i byłem Polakiem – wiceministrem ukraińskim, mężem zaufania Ukrainy. Nie byłem narzędziem Polski w ukraińskim rządzie, nie byłem agentem albo wtyczką. Polska mogła mieć do mnie zaufanie. W mierze nie mniejszej mogła mieć do mnie zaufanie Ukraina”.

Ukraińska Republika Ludowa miała być związana z Rzeczpospolitą Polską nie tylko ścisłym sojuszem wojskowym, ale oba kraje miały łączyć wspólne interesy gospodarcze. Nawiązywano do najlepszych tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ukraina i Polska miały zawrzeć coś na kształt unii celnej, która zezwalałaby na wolny przepływ towarów. Ponadto Polska na terenie Ukrainy uzyskiwała wiele istotnych koncesji, m.in. na wydobycie rud żelaza w Karnawatce i Kołaczewskoje, dwóch ważnych kopalniach w metalurgicznym Zagłębiu Krzyworoskim; mogła też mieć udziały w eksploatacji złóż fosforytów w Wańkowcach na Podolu.

Przypomniano sobie, iż już w epoce stanisławowskiej dążono do wykorzystania dostępu Rzeczpospolitej do Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego. W tym celu zbudowano dwa wodne kanały: Królewski i Ogińskiego. Ten ostatni powstał w latach 1765–1783 jako prywatna inwestycja Michała Kazimierza Ogińskiego (1728 lub 1730 –1800), hetmana wielkiego litewskiego. Miał długość 46 km, łącząc dorzecze Dniepru i Niemna (przez co pośrednio Morze Bałtyckie z Morzem Czarnym). Połączył Jasiołdę wpadającą do Prypeci ze Szczarą uchodzącą do Niemna.

 

Antoni Protazy Potocki. Fot. Wikipedia

Z kolei Antoni Protazy Potocki (1761–1801), pionier polskiej bankowości, współzałożyciel, a od 1785 r. kierownik Kompanii Handlowej Czarnomorskiej, zakupił część Jampola, gdzie urządził port i magazyny. Namawiał też osobiście wielu przedstawicieli magnaterii i znaczniejszych kupców do podjęcia prób przeniesienia handlu wiślanego w rejon Morza Czarnego. Na mocy nowych porozumień na linii Warszawa–Kijów otworem dla polskich statków miały stanąć trzy czarnomorskie porty: Odessa, Mikołajów oraz Chersoń. Planowano także współpracę w dziedzinie transportu lądowego, w szczególności budowę trzech nowych linii kolejowych i udostępnienie ukraińskiej infrastruktury dla polskich pociągów. Zamierzano nadto połączyć kanałami Wisłę z Dnieprem. W ten sposób Polska uzyskiwała dostęp do Morza Czarnego, a Ukraina do Morza Bałtyckiego. Warto także wspomnieć, iż na terenach, które na mocy umowy z 21 IV 1920 r. zostały przyznane Ukrainie, mieszkały setki tysięcy Polaków, przy czym to właśnie polskie ziemiaństwo oraz polscy kupcy i przedsiębiorcy stanowili jej elitę gospodarczą, zwłaszcza na obszarze wschodniego Wołynia, Podola oraz Ziemi Kijowskiej. Wybitnym reprezentantem tych kręgów był Józef Mikołaj Potocki (1861–1922), który cieszył się dużym uznaniem cara Mikołaja II. Jego najważniejszym przedsięwzięciem gospodarczym była w latach 1895–1910 budowa, za sprzedane udziały w afrykańskich kopalniach złota, podolskiej linii kolei normalnotorowej prowadzącej z północy na południe od Korostenia przez Owrucz do Kamieńca Podolskiego. Linia ta połączyła część Polesia i Wołynia z zachodnim Podolem. Tak więc były tradycje i podstawy do owocnej współpracy obu narodów. Na nich opierał się projekt polityczny, za którym stał ataman Symon Wasylowycz Petlura i któremu patronował Józef Piłsudski.

Józef Mikołaj Potocki. Fot. Wikipedia

Symon Wasylowycz Petlura usiłował nakłonić Józefa Piłsudskiego, by Wojsko Polskie po zdobyciu Kijowa kontynuowało ofensywę, kierując jej ostrze na Połtawszyczyznę. Byłby to jednak krok iście samobójczy. Piłsudski doskonale wiedział, że na północnym odcinku frontu ma miejsce koncentracja wojsk bolszewickich, które szykują się do podjęcia generalnej ofensywy, mającej na celu zniszczenie Polski. Armie polskie biorące udział w wyprawie kijowskiej otrzymały więc zadanie dotarcia do granic I Rzeczypospolitej (sprzed pierwszego rozbioru), zdobycie Kijowa i uchwycenie w rejonie tegoż przyczółka na lewym brzegu Dniepru. Zadanie to zostało w pełni wykonane, oddziały polskie wyzwoliły Wołyń i Podole, a także Ziemię Kijowską, zdobyły Kijów oraz uchwyciły przyczółek na lewym brzegu Dniepru, którego głębokość wynosiła od 15 do 20 km.

Z kolei zadaniem strony ukraińskiej było odbudowanie na wyzwolonym obszarze armii ukraińskiej, docelowo liczącej 300 000 żołnierzy, zdolnej do podjęcia dalszych działań ofensywnych – na lewym brzegu Dniepru i w kierunku Morza Czarnego. Zluzowane przez oddziały ukraińskie formacje Wojska Polskiego miały tymczasem zostać możliwie jak najprędzej przerzucone na północny odcinek frontu (Front Białoruski), gdzie uprzedziłyby spodziewaną generalną ofensywę Armii Czerwonej i przejęły inicjatywę operacyjną. Zdaniem J. Piłsudskiego był to plan optymalny, a jego powodzenie zależało od postawy Ukraińców, których, jak oświadczył w wywiadzie dla angielskiego wysokonakładowego dziennika „The Times”, „rzucił na głęboką wodę, by nauczyli się pływać”.

Niestety S. Petlurze nie udało się na czas zebrać na tyle dużej armii, aby mogła ona zluzować Wojsko Polskie, a na Froncie Białoruskim pierwsza ruszyła kontrofensywa Armii Czerwonej, która latem 1920 r. dotarła pod Warszawę. Ostatecznie rozstrzygnięcie przyniosły zwycięskie dla Polaków bitwy: Warszawska i Nadniemeńska. Wojnę zakończył traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Pałacu Czarnogłowców w Rydze 18 III 1921 r. Położył on kres marzeniom o niepodległym państwie ukraińskim, kończąc wojnę polsko-bolszewicką z lat 1919–1920, ustalał przebieg granic między tymi państwami oraz regulował inne sporne dotąd kwestie. Poprzedzony był Umową o preliminaryjnym pokoju i rozejmie między Rzeczpospolitą Polską a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Rad i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad, podpisaną w Rydze 12 X 1920 r.

Czeka już w 1920 r., po wyparciu wojsk polskich i ukraińskich, dokonała egzekucji agentów III Komendy POW w Kijowie. Wielu aresztowanych wywieziono do Charkowa. Tam uwięzionych przed wykonaniem wyroków śmierci brutalnie torturowano, stosując m.in. tzw. „krwawe rękawiczki”. Na szczęście J.H. Józewski ocalał z pogromu, wykonując swoje obowiązki przy rządzie S.W. Petlury, u którego boku schronienie znalazł w Tarnowie, a wraz z ministrami na terytorium II RP przeszło około 40 tys. uchodźców, głównie wojskowi. Wszyscy oni cieszyli się nadal moralnym i materialnym wsparciem Polaków.

W Tarnowie działały ukraińskie władze: prezes Dyrektoriatu, Rada Ministrów i parlament na uchodźctwie, a w obozach były dyslokowane oddziały wojska URL. Nadal dobrze układała się współpraca petlurowców ze zdominowanym przez J. Piłsudskiego Oddziałem II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, dla którego poufne zadania wykonywali ukraińscy zwiadowcy. „Dwójka” wsparła ukraińskie przygotowania do tzw. drugiego pochodu zimowego, dowodzonego przez gen. Jurko Tiutiunnyka (1891–1930), rajdu wojsk URL, mającego stać się sygnałem do wybuchu nad Dnieprem antybolszewickiego powstania. Niestety wyprawa nie powiodła się, a gen. J. Tiutiunnyk, w 1923 r. aresztowany w ramach operacji specjalnej przez sowieckie OGPU, podpisał deklarację lojalności wobec ZSRR. Odtąd stał się wykładowcą taktyki walk partyzanckich w Akademii Czerwonych Dowódców i aktorem w filmach propagandowych. Zagrał m.in. samego siebie w „ruchomym obrazie” pt. PKP Piłsudski kupił Petlurę (1926), który był paszkwilem na atamana. Ponadto opublikował w 1924 r. utwór Z Polakami przeciw Ukrainie (З поляками проти Вкраїни). Aresztowany ponownie przez OGPU w 1929 r., został osądzony i rozstrzelany 20 X 1930 r. w Moskwie.

Gen. Jurko Tiutiunnyk, 1929. Fot. Wikipedia

Porażki polityczne (najważniejszą z nich był porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej. Zamachowcem był 20-letni Stepan Fedak, który oddał do niedoszłej ofiary trzy strzały, raniąc jedynie wojewodę Kazimierza Grabowskiego. Organizatorem zamachu były grupy młodzieżowe związane z emigracyjną Ukraińską Organizacją Wojskową byłego pułkownika Ukraińskiej Armii Ludowej Jewhena Konowalca (1891–1938) – Komitet Ukraińskiej Młodzieży oraz Wola; w większości przypadków byli członkowie Strzelców Siczowych.

Wykonawca zamachu Stepan Fedak (1901–1945; zaginął bez śladu w Berlinie) ps. Smok był zaopatrzony w fałszywy paszport z wizą niemiecką; zaraz po zamachu miał wyjechać do Berlina. W akcji pomagali mu: student prawa Dmytro Palijiw, który stał tuż obok S. Fedaka i zaraz po strzałach miał go obezwładnić oraz wezwać policję. Z pomocą miał przyjść trzeci spiskowiec, przebrany w mundur majora Wojska Polskiego. Mieli oni wyprowadzić S. Fedaka z tłumu, wsiąść z nim do wynajętego samochodu osobowego i rzekomo odstawić do więzienia, w rzeczywistości wywieźć za miasto. Plan nie powiódł się, a S. Fedaka tłum lwowian omal nie zlinczował. Według wspomnień Aleksandry Szczerbińskiej, żony marszałka, J. Piłsudski skutecznie zabiegał o łagodny wymiar kary dla zamachowców. W następstwie S. Fedak nie odbył całej kary. Zwolniony na skutek amnestii w 1923 r., wyjechał do Niemiec i osiadł w Berlinie. Natomiast Dmytro Palijiw (1896–1944) i Mychajło Matczak (1896–1958) po odbyciu części kary byli posłami na Sejm, pierwszy z ramienia centro-prawicowego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo Demokratycznego (UNDO), drugi – Ukraińskiej Radykalnej Partii Socjalistycznej.

Porządek ryski

Józef Piłsudski od początku go negował, uważając, iż bolszewicy traktat pogwałcą. Zapowiedzią takiego rozstrzygnięcia był zawarty przez Moskwę z Niemcami w 1922 r. układ we włoskim mieście Rapallo, podpisany przez Georgija Wasiljewicza Cziczerina (1872–1936), komisarza spraw zagranicznych RF SRR, i Walthera Rathenau`a (1867–1922), ministra spraw zagranicznych Niemiec. „Traktat w Rapallo powinien był zerwać resztę łusek z oczu – porozumienie rosyjsko-niemieckie zaszło tak daleko, że jest nie tylko faktem dokonanym, wspartym na doskonałej znajomości interesów stron obu, ale co więcej, faktem nie do odrobienia. Istnieje sprzysiężenie rosyjsko-niemiecko-litewskie […] skierowane przeciwko Polsce” oświadczył Józef Piłsudski na posiedzeniu Rady Gabinetowej 5 VI 1922 r. Marszałek, mimo iż po wyborze prezydenta usunął się z polityki i zamierzał poświęcić się tylko wojsku, zachowując przewodniczenie Ścisłej Radzie Wojennej, nie próżnował, skupił wokół siebie takich ludzi jak Henryk Jan Józewski i Tadeusz Hołówko, a Symonowi Petlurze i jego oficerom starał się zapewnić bezpieczny pobyt w Polsce. Odmówił stronie sowieckiej wydania ukraińskich przywódców.

W 1921 r. w Warszawie powołano Ukraiński Komitet Centralny, którego członkiem został Stanisław Stempowski. Z kolei J.H. Józewski reprezentował marszałka w kontaktach z przywódcami ukraińskimi oraz dysponował środkami pieniężnymi na ten cel. Osiadł na Wołyniu w kolonii im. Gabriela Narutowicza, gdzie dostał kawałek ziemi. Przewrót 12 V 1926 r. i powrót J. Piłsudskiego do władzy był wydarzeniem znaczącym zarówno dla Ukraińców, jak i emigrantów rosyjskich reprezentujących tzw. „trzecią Rosję”.

7 wątków dotyczących śmierci ukraińskiego „Bonaparte”

Symon Wasylowycz Petlura po odejściu od władzy J. Piłsudskiego, zmuszony przez rządzącą koalicję Chjeno-Piasta, która m.in. zaprzestała subsydiowania petlurowców i zlikwidowała obozy dla internowanej armii URL, 31 XII 1923 r. wyjechał z Polski i przebywał kolejno w Budapeszcie, Wiedniu, Genewie, by ostatecznie osiąść w Paryżu. Jako uznana międzynarodowo głowa rządu ukraińskiego na uchodźctwie mógł od 12 V 1926 r. żywić nadzieję na powrót do Warszawy i dalszą współpracę z J. Piłsudskim. Niestety 25 V 1926 r. na „paryskim bruku” został zamordowany przez Szolema Szwarcbacha, agenta rosyjskiej OGPU. Dla dezinformacji wśród opinii publicznej rozpowszechniano co najmniej siedem wątków mających wyjaśnić przyczyny tej tragicznej śmierci:

  1.  bolszewicy,
  2. anarchiści Nestora Machno,
  3.  „swoi” atamani – konkurenci do władzy, którą nie chciał się dzielić,
  4. Żydzi paryscy – czarny piar antysemityzmu,
  5. Ententa – zdradził, współpracując z P. Skoropadskim, tj. Niemcami,
  6. masoneria,
  7. zamach majowy J. Piłsudskiego i powrót do władzy byłego Naczelnika Państwa Polskiego według „Kuriera Warszawskiego” był wyrokiem śmierci dla ukraińskiego „Napoleona”. Wydał go Józef Stalin.

Podczas głośnego w Europie procesu paryskiego dobrego imienia atamana bronił tylko Józef Piłsudski. Wyrok sądu był stronniczy. Żona S.W. Petlury Olga musiała pokryć koszty sądowe, a przyznane jej odszkodowanie za śmierć męża wyniosło jednego franka. Zabójca Szolem Schwarcbard skazany został tylko na zapłacenie mandatu za zabrudzenie chodnika krwią swojej ofiary.

Mord polityczny popełniony w Paryżu nie zapobiegł współpracy polsko-ukraińskiej. Następcą S.W. Petlury, przewodniczącym Dyrektoriatu i prezydentem URL został Andrij Mykołajowicz Liwyckij (1879–1954). Już 4 VIII 1926 r. nowy naczelny ataman wraz z ministrem spraw zagranicznych URL gen. Wołodymyrem Salskim (1883–1940) złożyli na ręce J. Piłsudskiego poufny memoriał, będący propozycją odnowienia sojuszu z kwietnia 1920 r., którego celem długofalowym miało być „wspólne przeciwstawianie się potędze przyszłej Rosji”. Natomiast w bliższej perspektywie chodziło o zapobieżenie z polską pomocą rozkładowi sił URL na emigracji i podjęcie akcji organizacyjno-agitacyjnej na sowieckiej Ukrainie. J. Piłsudski po tajnych rozmowach zaaprobował warunki współdziałania, a polski minister August Zaleski odnowił kontakty z Ukraińską Republiką Ludową w całej Europie, wzywając polskich dyplomatów do śledzenia wydarzeń w środowisku ukraińskich emigrantów.

Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przystąpił do kontynuacji programu prometejskiego. Współpraca ta trwała do wybuchu II wojny światowej. Jej część tajna obejmowała sporządzenie planów organizacji i mobilizacji armii ukraińskiej jako sojusznika Polski, w przypadku wojny polsko-sowieckiej. Ponadto został sporządzony, w porozumieniu z polskim Sztabem Głównym, plan mobilizacyjny wojska ukraińskiego w oparciu o emigrantów i Ukraińców zamieszkałych w Polsce. Oficerowie i podoficerowie armii URL zostali przyjęci do Wojska Polskiego jako tzw. oficerowie i podoficerowie kontraktowi. Ze strony polskiej na polecenie J. Piłsudskiego współpracę nadzorowali generałowie: Julian i Wacław Stachiewiczowie oraz Tadeusz Kutrzeba; ze strony ukraińskiej gen. Pawło Feofanowycz Szandruk (1889–1979), który w ramach tej współpracy, po wstąpieniu do Wojska Polskiego (w stopniu majora WP) ukończył w 1938 r. Wyższą Szkołę Wojenną i został (na wniosek gen. W. Andersa) kawalerem Krzyża Virtuti Militari za dowodzenie w wojnie obronnej 1939 r. W bitwie pod Tomaszowem Lubelskim ocalił przed zagładą swoją 29 Brygadę Piechoty, ciężko ranny dostał się do niemieckiej niewoli i był więźniem gestapo. Podczas okupacji pomagał Polakom. Prezydent A.M. Liwycki do 1939 r. mieszkał w Warszawie pod ochroną polskiej policji. Piłsudczycy chcieli w ten sposób ustrzec go przed losem Petlury. Po niemieckiej agresji Liwycki pozostał w okupowanej Polsce do 1944 r.

Prometeizm i Prometejska Ukraina

Ruch prometejski był międzynarodówką antykomunistyczną, której celem było zniszczenie ZSRR i przekształcenie jego republik w niepodległe państwa. Cieszył się sympatią Tatarów Krymskich, Gruzinów i dużej grupy Ukraińców. H.J. Józewski oraz były współzałożyciel i prezes Polskiej Centralizacji Demokratycznej na Ukrainie, a także były minister Ukraińskiej Republiki Ludowej Stanisław Stempowski (1872–1952) utrzymywali kontakty z emigracją w Polsce. Z kolei Jerzy Stempowski (1893–1969) utrzymywał stosunki z emigrantami ukraińskimi we Francji.

Tadeusz Hołówko. Fot. Wikipedia

W 1925 r. J. Piłsudski był już gotów wdrożyć program prometejski. Na jego determinację miały wpływ dwa wrogie imperia (ZSRR i Niemcy), których agentury działały w Polsce i infiltrowały środowisko ukraińskie. Zadanie to powierzył T. Hołówce (1889–1931), naczelnikowi Wydziału Wschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który wydał francuskojęzyczną publikację „Promethee” i miał kontakty z Ankarą i Teheranem.

Placówka „Hetman”

W ścisłej tajemnicy 28 II 1927 r. odtworzono na terytorium Polski armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, jej sztab podzielono na trzy sekcje. Na Ukrainie powołano tajną placówkę wywiadowczą „Hetman”, którą kierował były partyzant wyprawy zimowej, szef wywiadu URL, płk Mykoła Czebotariw (1884–1972); jednym z jego atutów była kontrola nad archiwum S. Petlury. Współpracował on z Oddziałem II, który dość krytycznie oceniał wartość dostarczonych z sowieckiej Ukrainy materiałów wywiadowczych.

Natomiast doceniano działalność propagandowo-wydawniczą 2 Sekcji. W październiku 1927 r. płk M. Czebotariw wydał pierwszy numer organu prasowego zakonspirowanego Związku Walki o Niezależną Ukrainę, zatytułowanego „Do boju!”, którego winieta była ozdobiona rysunkiem przedstawiającym oblężenie Kremla, szturmowanego przez ukraińskich powstańców. W rocznicę śmierci S.W. Petlury wydrukowano odezwę Męczennik za Ukrainę, którą kolportowano na obszarze całej USRR. W ulotkach wzywano do strajków i bojkotu zarządzeń związanych z kampanią zbożową i „dobrowolnymi” pożyczkami wymuszanymi na ludności. Ponadto deklarowano, iż celem ostatecznym działalności konspiratorów jest przygotowanie powstania zbrojnego przeciw bolszewikom. Poirytowany J. Stalin miał poinformować szefa GPU Wsiewołoda Balickiego (1892–1937), że nawet Sowiecka Ukraińska Akademia Nauk jest narzędziem kontrrewolucji Józefa Piłsudskiego na Ukrainie.

Wołyń ukraińskim „Piemontem”

H.J. Józewski uwielbiał język ukraiński, Ukrainę uważał „za drugą Ojczyznę Polaków” i był piewcą kultury ukraińskiej oraz wspólnej przeszłości. Za ważne narzędzie uważał reformę rolną. Nawet sportretował ukraińskiego chłopa jako ukrzyżowaną ofiarę polskiego obszarnika. W budynkach publicznych obok portretu Piłsudskiego wisiał portret Petlury. H.J. Józewski obchodził święta i śpiewał pieśni narodowe ukraińskie, działał na rzecz ukrainizacji Kościoła prawosławnego, finansował teatr ukraiński, otaczał się petlurowcami. W 1929 r. Wołyń odwiedził Ignacy Mościcki, by poprzeć H.J. Józewskiego; prezydent II RP w Łucku przyjmował osobiście petycje mieszkańców. Rok później, w 1930 r., popi na Wołyniu po raz pierwszy jednoznacznie zademonstrowali lojalność wobec Polski. Podczas wyborów parlamentarnych kapłani poprowadzili wiernych do urn pod sztandarami kościelnymi i portretami J. Piłsudskiego. Blok Piłsudskiego zdobył 79% głosów. Tymczasem Wołyń w sejmie reprezentował wybitny statysta, ordynat ołycki Janusz Radziwiłł (1880–1967).

J. Piłsudski w 1928 r. wysłał H.J. Józewskiego na Wołyń, by pokonał komunizm, w jej twierdzy, tj. KPZU agitującą naród ukraiński za opcją przyłączenia do ZSRR. KPZU określała Polskę jako kraj faszystowski i optowała za jego rozbiorem! J. Piłsudski chciał zmniejszyć atrakcyjność komunizmu, a jego liderów często wtrącano w Polsce do więzień. Tylko dla mniejszości narodowych zarezerwowana była tolerancja. Tysiące zbiegów Ukraińców przynosiło informacji o terrorze, kolektywizacji i wielkim głodzie. Komuniści tracili wpływy. Działa jednak partyzantka wspierana przez ZSRR, która dokonywała aktów terrorystycznych. Przedstawiciele społeczności izraelickiej w Lubomlu na Wołyniu, spekulując na temat wpływów wojewody, rozpuścili plotkę, jakoby Henryk Jan Józewski był nieślubnym synem marszałka Józefa Piłsudskiego. Zagrożone było również życie wojewody.

Gen. Bronisław Pieracki. Fot. Wikipedia

Mimo tak wielu przeciwności, H.J. Józewskiemu udało się załagodzić m.in. konflikt między Żydami i Ukraińcami. Otaczał się petlurowcami, których ściągał nawet z Kijowa, ale nie był antysemitą. Stąd Sowieci mówili o „okupacji petlurowskiej”. Tolerancyjny porządek lokalny doceniało wielu Ukraińców i Żydów. Wypracowany przez Józewskiego standard miał zaprowadzić na całych Kresach Tadeusz Hołówko. Do tego dochodziła obietnica wyzwolenia reszty Ukrainy spod okupacji Moskwy.

Niestety w Galicji Wschodniej nacjonaliści ukraińscy z OUN na tolerancję odpowiedzieli brutalnym terroryzmem. Śmierć tak przyjaznych Ukraińcom polityków, jak Tadeusz Hołówko i minister spraw wewnętrznych gen. Bronisław Pieracki (1895–1934), ofiar ekstremistów z OUN, poskutkowała zakłóceniem dialogu. Skrajni szowiniści sparaliżowali politykę J. Piłsudskiego i ukraińskich kół centrowych chcących współpracy z Polakami. Podczas zjazdu OUN w Berlinie zapadła decyzja o zorganizowaniu zamachu na polskiego ministra ds. wyznań religijnych Janusza Jędrzejewicza lub właśnie gen. B. Pierackiego. Zabójstwo miało być odpowiedzią na aresztowania, których dokonały władze po nieudanym napadzie ekstremistów na pocztę w Gródku Jagiellońskim. Decyzja o zamachu na gen. B. Pierackiego zapadła, gdy podjął on próbę porozumienia z umiarkowanymi grupami Ukraińców. Zdaniem radykałów zagrażało to ich dalszej konfrontacyjnej polityce. Druga wojna światowa z udziałem Niemców i Sowietów dokonała ostatecznej destrukcji wzajemnych relacji polsko-ukraińskich.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego” znajduje się na s. 6 i 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego” na s. 6 i 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl