Komety i pozostałe „dobro kosmiczne” przybywające na Ziemię z wszechświata – pozaziemska klątwa czy inicjator Życia?

Wpływ komet na bieg rzeczy i ludzkich losów niemal od zarania dziejów budzi zażarte spory i emocjonalne dyskusje. Jedni kpią z takich przesądów, inni zaklinają się, że komety sprowadzają wszelkie zło.

Rafał Brzeski

Całemu zaś światu „głód, plagi i wojny” – głosiło proroctwo opublikowane w 1664 roku, wkrótce po pojawieniu się komety nad Londynem. No i rok później sprawdziło się. W Londynie wybuchła epidemia dżumy, która spowodowała śmierć co piątego mieszkańca angielskiej stolicy.

Wpływ komet na bieg rzeczy i ludzkich losów niemal od zarania dziejów budzi zażarte spory i emocjonalne dyskusje. Jedni kpią z takich przesądów, inni zaklinają się, że komety sprowadzają wszelkie zło. Zwłaszcza na panujących. Kiedy w roku 60 jasna kometa pojawiła się nad Rzymem, lud Wiecznego Miasta nie dyskutował nawet nad spodziewanym losem Nerona, lecz nad tym, kto będzie jego następcą. Tymczasem Neron nie poddał się wyrokowi niebios i nie umarł. Przeżył nawet wizytę kolejnej komety, która odwiedziła okolice Ziemi w 66 roku. No cóż, wyjątek potwierdza regułę, a jak silnie były zakorzenione przekonania o fatalnych właściwościach komet, świadczy fakt, że przed śmiercią Karola Wielkiego w 814 roku nie pojawiła się żadna kometa, a mimo to kronikarze wpisali ją do życiorysu cesarza (…)

Edmond Halley, którego imieniem obdarzono kometę odwiedzającą cyklicznie, co mniej więcej 75 lat, pobliże Ziemi, był synem londyńskiego wytwórcy mydła. Zainteresował się kometami podczas studiów w Paryżu. Jako 24-letni młodzieniec był świadkiem pojawienia się komety w 1680 roku i „wsiąkł” w kometologię, traktując ją odtąd jako najważniejszą dziedzinę w swoich wszechstronnych badaniach.

Halley nie był takim sobie zwykłym astronomem. Był zwolennikiem teorii istnienia cywilizacji podziemnych zamieszkujących wnętrze naszej planety, a jednocześnie odważnym i realistycznym wynalazcą dzwonu nurkowego, którego działanie przetestował osobiście. (…)

Kometa Halleya | Fot. NASA/W. Liller, Wikipedia

Halley wiedząc już, że komety mogą poruszać po torze kołowym, elipsoidalnym, po paraboli bądź hiperboli, zaczął poszukiwanie komet odlatujących i powracających w okolice Ziemi. Grzebanie w archiwach i porównywanie danych stało się pasją jego życia. Popełniał mnóstwo błędów, ale w końcu wyliczył, że kometa, którą obserwował w noc poślubną w 1682 roku w Islington, na ówczesnym dalekim przedmieściu Londynu, odpowiada kometom obserwowanym w latach 1531 i 1607. Obliczył, że powraca ona w okolice Ziemi co 75–76 lat i w 1705 roku zapowiedział, że „ona wróci, dokładnie w 1758 roku”.

Edmond Halley nie doczekał powrotu „swojej” komety. Zmarł w Greenwich w 1742 roku, ale kiedy na Boże Narodzenie 1758 roku kometa pojawiła się nad Londynem, nazwano ją Kometą Halleya. Od tego czasu jeszcze trzykrotnie odwiedziła okolice Ziemi. W 1853, 1910 oraz 1985 roku. Za każdym razem wieszczono, że zwiastuje dni grozy i zamieszania. (…)

W końcu lat 1970. dwóch powszechnie szanowanych uczonych: astrofizyk, profesor Uniwersytetu w Cambridge, sir Fred Hoyle oraz astrobiolog, profesor Uniwersytetu Buckingham, Chandra Wikramasinghe, ogłosiło, że życie na Ziemi zostało zapoczątkowane przez komety. Wszelkie epidemie i zarazy są ich efektem ubocznym. (…)

Wszelkie dobro kosmiczne było oczywiście zamrożone, ale w sprzyjających warunkach lodowo-celulozowe kule mogły otrzymać wystarczająco dużo energii, aby zaszły w nich reakcje chemiczne potrzebne dla powstania Życia. Obaj uczeni wysunęli dwie teorie powstania „sprzyjających warunków”. Pierwsza, z lat 1970. głosi, że w przypadku zderzenia się komet postało ciepło, które stopiło lód i nadało impet reakcjom chemicznym. (…)

Teoria brytyjskich uczonych tłumaczy też wspaniale przepowiadane od stuleci plagi towarzyszące kometom. Otóż w trakcie przelotu przez przestrzeń kosmiczną pęd porywa z powierzchni komet zamarznięte drobinki lodu, a wraz z nimi zahibernowane bakterie i wirusy. Tworzą one ogon komety, a im dalej, tym coraz rzadszą chmurę. Przez taką chmurę od czasu do czasu przechodzi Ziemia, a że niektóre wirusy są chorobotwórcze, to mamy epidemie.

Coś takiego może nas niebawem czekać, gdyż w listopadzie przeszło w relatywnym pobliżu Ziemi małe ciało niebieskie nazwane Oumuamua, pierwszy makroskopowy obiekt z przestrzeni międzygwiezdnej, który przelatuje przez Układ Słoneczny. Początkowo sądzono, że to kometa, później, że planetoida. Niektórzy twierdzą, że to wygasła kometa.

Oumuamua ma niespotykany, niezwykle wydłużony kształt i czerwonawy kolor, który czasami przechodzi w bladoróżowy. Jest to swoista „kosmiczna igła”, gdyż długość obiektu szacuje się na około 400 metrów, a grubość na 40 metrów. Minęła już Ziemię i oddala się z szybkością 44 kilometrów na sekundę.

W środę 13 grudnia międzynarodowy zespół naukowy, finansowany przez rosyjskiego miliardera Jurija Milnera, zaczął podsłuchiwać tajemniczego Oumuamuę, gdyż nie brakuje teorii, że jest to wrak międzygwiezdnego statku kosmicznego, albo – jak sądzi profesor Avi Loeb, dziekan wydziału astronomii Uniwersytetu w Harvardzie – sztucznie stworzona sonda wysłana przez obce cywilizacje.

Cały artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Kosmiczna klątwa czy inicjator Życia?” znajduje się na s. 8 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Kosmiczna klątwa czy inicjator Życia?” na s. 8 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Trumna Józefa Piłsudskiego w krypcie Srebrnych Dzwonów jest jedyną trumną w nekropolii wawelskiej pozbawioną sarkofagu

Po śmierci Józefa Piłsudskiego Poczta Polska aż do końca II RP kasowała przesyłki pocztowe specjalnymi „wirnikowymi” kasownikami, które w treści swej cytowały najważniejsze myśli Marszałka.

Tadeusz Loster

Dzień 5.11. 2017 roku był 150 rocznicą urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego. W dniu tym Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Andrzej Duda wygłosił orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym. Przemówienie to nie tylko było przypomnieniem postaci Marszałka; było też poświęcone rozpoczynającym się obchodom stulecia odzyskania niepodległości przez państwo polskie. (…)

Po śmierci Józefa Piłsudskiego Poczta Polska, aby utrwalić pamięć o Marszałku, aż do końca II RP kasowała przesyłki pocztowe specjalnymi „wirnikowymi” kasownikami, które w treści swej cytowały najważniejsze myśli Józefa Piłsudskiego. Takie zmechanizowane stemple pocztowe posiadały urzędy w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Krakowie i Lwowie i używały ich od 1935 roku do września 1939 roku. (…)

Trumna ze zwłokami Marszałka Józefa Piłsudskiego, spoczywająca w krypcie Srebrnych Dzwonów, jest do dzisiaj jedyną trumną w nekropolii wawelskiej pozbawioną sarkofagu. W 1936 roku ogłoszono konkurs na projekt sarkofagu dla Marszałka. Zwyciężył projekt wyśmienitego rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego (1878–1964), dyrektora Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie. Projekt – gipsowy model – przedstawiał zmarłego, leżącego, ubranego w wojskowy płaszcz Marszałka, u którego stóp przysiadł orzeł okrywający jego nogi rozpostartymi skrzydłami, strzegąc wiecznego snu bohatera. Rozpoczętą pracę nad wykonaniem sarkofagu z czerwonego marmuru przerwała wojna. Dzieło artysty Jana Szczepkowskiego w 2015 roku zostało odrestaurowane i w 2016 roku udostępnione zwiedzającym w budynku Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki w Warszawie. Obecnie gipsowy projekt pokrywy sarkofagu Marszałka prezentowany jest na wystawie rocznicowej w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Setna rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego w PRL-u nie była obchodzona, obchodzili ją nasi rodacy na emigracji. Z tej okazji w 1967 roku w Londynie została wydana książeczka „O Polsce i Wojnie – Myśli i Aforyzmy Józefa Piłsudskiego”. To pamiątkowe wydawnictwo, tłoczone w Oficynie Poetów i Malarzy, na papierze Antique Laid, wydano w ilości dwunastu imiennych i siedmiuset trzydziestu ośmiu numerowych egzemplarzy.

W książeczce tej znalazło się zdjęcie projektu sarkofagu Marszałka również wyróżnionego i nagrodzonego na konkursie w 1936 roku. Zapomniany projekt został wykonany przez artystę rzeźbiarza „ekspresjonistę polskiego” Augusta Zamoyskiego (1893–1970) i znaną architekt Barbarę Brukalską (1899–1980).

Rzeźba miała przedstawiać zmarłego Marszałka przykrytego śmiertelnym całunem, obok niego tkwił wbity w ziemię miecz. Przypuszczalnie Józef Piłsudski przedstawiony został w formie śpiącego rycerza, który – jak w polskiej tatrzańskiej legendzie – wstanie, kiedy przyjdzie czas, aby bronić największego skarbu – wolności Polski.

Miejmy nadzieję, że z okazji 90 rocznicy śmierci Józefa Piłsudskiego wdzięczni Polacy wykonają Marszałkowi sarkofag. A może już 2018 roku, z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, trumna ze zwłokami Józefa Piłsudskiego zostanie włożona do sarkofagu z czerwonego marmuru, a orzeł z rozpostartymi skrzydłami będzie strzegł snu bohatera?

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Idź i czyń” znajduje się na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Idź i czyń” na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Czy Jarosław Kaczyński, jako przywódca partii rządzącej, powinien zostać premierem zamiast Mateusza Morawieckiego?

Za premierostwem Kaczyńskiego przemawia poważny argument: jasna i jednoznaczna kwestia odpowiedzialności. Argument istotny, lecz dla mnie nie decydujący. Pozwolę sobie zaprezentować zdanie odmienne.

Zbigniew Kopczyński

Dyskusja na ten temat rozgrzała do czerwoności uczestników i obserwatorów polskiego życia politycznego. Przeciwnicy PiS, a osobiście prezesa Kaczyńskiego, zarzucają mu tchórzostwo, chowanie się za plecami marionetek, a przede wszystkim wypaczanie polskiej demokracji poprzez niespotykany i nienormalny model tworzenia i funkcjonowania rządu. Nienormalny i niespotykany? Czyżby? Przyjrzyjmy się, jak to było w przeszłości.

W blisko trzydziestoletniej historii III RP wśród siedemnastu nominacji i szesnaściorga premierów (Waldemar Pawlak nominowany był dwukrotnie – pierwszy raz wskutek „nocnej zmiany”), a więc licząc od Tadeusza Mazowieckiego do Mateusza Morawieckiego, dwanaścioro spośród nich nie było w momencie nominacji liderami swoich partii. Daje to trzy czwarte, czyli 75%. Jest więc to w Polsce raczej norma niż wyjątek. (…)

Liderami zwycięskich partii, którzy objęli urząd premiera, byli jedynie Leszek Miller, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Jeśli zdobędziemy się na chłodne i w miarę obiektywne spojrzenie, trudno nam będzie uzasadnić, że rządy Millera, Tuska i Kaczyńskiego, oceniane jako całość, były lepsze niż gabinety tych, którzy nie byli liderami partii. (…)

Jarosław Kaczyński był już premierem i wie, co to jest. Premier obarczony jest mnóstwem obowiązków, w części odpowiednich dla celebryty. Musi rozstrzygać wiele drobnych, acz pilnych spraw, przy których najważniejsze, strategiczne, ale bez określonego terminu, odsuwane są na plan dalszy.

Będąc jedynie prezesem rządzącej samodzielnie partii, Jarosław Kaczyński ma czas i możliwość, by myśleć o kwestiach strategicznych i realizować program swojej partii, wykorzystując do tego posiadane narzędzia, jakimi są, bez żadnej urazy, klub parlamentarny i rząd.

„Obrońcom demokracji”, tak hołubiącym zasadę trójpodziału władzy i heroicznie walczącym o uchronienie władzy sądowniczej od wpływów pozostałych władz, umknęło, że mamy jeszcze kwestię rozdziału władzy prawodawczej i wykonawczej. W Polsce, gdzie rząd jest oddziałem wykonawczym parlamentu, władza wykonawcza podporządkowana jest prawodawczej. Nie da się wprowadzić ich rozdziału na wzór amerykański. Niemniej rozdzielenie funkcji lidera partii dysponującej większością parlamentarną i premiera jest krokiem w kierunku rzeczywistego trójpodziału władz. Krokiem następnym powinien być rząd składający się z ministrów bez mandatu poselskiego, co dziś nie wydaje się realne bez względu na to, kto będzie rządził.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Czy Kaczyński powinien być premierem?” znajduje się na s. 1 i 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Czy Kaczyński powinien być premierem?” na s. 1 i 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Stary zegar wygląda dostojnie. Brzmi elegancko. Nastraja magicznie. Tworzy specyficzne misterium upływającego czasu

Zegar jest stałym symbolem: ruchu, przemijania, ale także przywiązania do niezmiennych wartości. Jest znakiem odwiecznego porządku rzeczy. Wzbudza refleksję nad tym, że kiedyś ziemski byt się skończy.

Barbara Maria Czernecka

Wisi na ścianie, obudowany w oszkloną szafkę. Działa po nakręceniu go specjalnym kluczykiem. Zza witrażowych szybek wte i wewte porusza mosiężnym wahadłem, co słyszalne jest jako charakterystyczne tykanie: tik-tak, tik-tak… Na srebrnej tarczy duża wskazówka co minuta przesuwa się o jeden punkt. Mała zmienia cyfrę co godzina. Wybija też jej liczbę majestatycznym dźwiękiem. On prawdziwie żyje. (…)

Fot. ze zbiorów autorki

W czasach średniowiecznych czas upodobano sobie odmierzać odmawianymi pacierzami. Około roku tysięcznego po Narodzeniu Chrystusa w Magdeburgu mnich Gerbert z Aurillac, czyli późniejszy papież Sylwester II, zbudował nowatorski w historii czasomierz mechaniczny. Trzy wieki później w Mediolanie ponad tym miastem pojawił się pierwszy zegar wieżowy. Zminiaturyzowanie czasomierzy nastąpiło w XVI wieku we Francji. Wprawdzie renesansowe precjoza, które już można było schować do kieszeni, wskazywały tylko godziny, ale stawały się coraz bardziej nieodzowne do egzystencji. Wkrótce też policzono nawet sekundy.

W XVII wieku wymyślono zegary wahadłowe, napędzane siłą grawitacji, sprężyną lub elektromagnesem. Nowożytne mechanizmy służące do odmierzania czasu dodatkowo były misternie przyozdabiane figuralnymi scenami oraz wyposażane w pozytywki. Takie prawdziwe dzieła sztuki, wydające z siebie przyjemne melodie; stawały się pięknymi ozdobami pałaców, salonów i kominków. W wieku XIX zegarki zawieszone na łańcuszku elegancko wypełniały kieszenie dżentelmeńskich surdutów oraz zdobiły damskie bluzki, wpięte na wysokości piersi. Wreszcie bardzo popularne stały się zegarki kwarcowe. Z upodobaniem noszono je na przegubach rąk. Bywały także wkomponowywane w sygnety.

Swojego czasu zegarki były najwartościowszym prezentem z okazji najdonioślejszych uroczystości rodzinnych, zwłaszcza Pierwszej Komunii Świętej. Niezadługo zapanowały zegary elektromagnetyczne. Dzisiaj najczęściej służą nam czasomierze elektroniczne. Te widoczne są już nieomal wszędzie, szczególnie przy pracy, w mediach i telefonach. Są jeszcze zegary bazujące na drganiach atomów cezu oraz masery wodorowe. Naukowcy intensywnie pracują nad wymyśleniem wzorców laserowych. Najdokładniejsze zaś zegary pulsarowe odmierzają upływ czasu w oparciu o źródła sygnałów spoza Ziemi. I tak, dotąd czas wcale się jeszcze nie skończył, lecz ubogacił nowymi projektami.

Zegary stają się coraz bardziej precyzyjne, dokładniejsze i bezgłośne. Jednak zależne są od zasilania prądem, baterią lub jakimś innym impulsem. Nie trzeba ich, jak niegdyś, od czasu do czasu nakręcać. Jednak przy braku dostępu do źródła energii na ich ekranikach nikną wszystkie cyfry.

Dlaczego uciszamy czas, dzielimy go na coraz mniejsze jednostki i uzależniamy od najnowszego postępu? Czyżby życie stawało się drobnostkowe? (…)

A przecież czas nadal jest darem! Darem od samego Pana Boga! Dany tylko Ziemianom. Po drugiej stronie życia czasu się nie zaznaje. Tam jeden dzień trwa jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień (por. 2P 3,8).

Zegar, zwłaszcza tradycyjny, jest stałym symbolem: ruchu, przemijania, ale także przywiązania do niezmiennych wartości. Jest znakiem odwiecznego porządku rzeczy. W swoim działaniu skutecznie przypomina o „nastaniu pełni czasów”, kiedy to boska nieskończoność zetknęła się z ludzką ograniczonością. Budzi z uśpienia. I jednocześnie wzbudza refleksję nad tym, że kiedyś wreszcie ziemski byt także się skończy. Potem będzie tylko wieczność.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Stary zegar” znajduje się na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Stary zegar” na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Słowo jest skuteczniejsze od pocisków. Tej broni bali się komuniści / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 43/2017

Któż nie chciał wierzyć, że oto zwyciężyliśmy? Musiało minąć prawie 30 lat, by mistyfikacja wyszła na jaw! Ulegliśmy jako społeczeństwo wojnie propagandowej, prowadzonej mistrzowsko przez komunistów.

Jadwiga Chmielowska

W tym roku będziemy obchodzić 100-lecie odzyskania niepodległości. Dokonało tego pokolenie moich dziadków, bo pokolenie moich rodziców, niestety, przegrało wojnę. W 1945 r. Polska stała się strefą okupacyjną Rosji sowieckiej. Mojemu pokoleniu udało się znów odzyskać niepodległość.

Niestety Polacy w większości dali się oszukać przez spektakl „okrągłego stołu”. Bo któż nie chciał wierzyć, że oto zwyciężyliśmy? Musiało minąć prawie 30 lat, by ta mistyfikacja wyszła na jaw! Ulegliśmy jako społeczeństwo wojnie propagandowej, prowadzonej mistrzowsko przez komunistów.

Jak wykorzystywano propagandę do porażania przeciwnika, odbierania mu woli walki, można zobaczyć w starym filmie Wzgórze Pork Chop. Warto też zapoznać się z antypolskimi agitkami, uzasadniającymi napaść wojsk sowieckich na Polskę we wrześniu 1939 r.

W III RP, w której przyszło nam żyć, toczy się wojna. Wojna o umysły. Słowo jest skuteczniejsze od pocisków. AK wydawała biuletyny czytane przez setki tysięcy Polaków. Tej broni lękali się komuniści, likwidując podziemne drukarnie. Bali się prawdy i niezależnej myśli.

Ukrywałam się prawie 9 lat, aby udowodnić, że bezpieka nie jest wszechmocna i wie tylko tyle, ile jej szpicle doniosą. Odniosłam zwycięstwo. Nie dałam się aresztować, ale to nowej, okrągłostołowej władzy było nie na rękę. Skazano mnie na zamilczenie, tak jak tysiące przyzwoitych ludzi walczących o niepodległą Polskę. Byliśmy niewygodni, bo niesterowalni.

„Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością; kto kontroluje teraźniejszość, w tego rękach jest przeszłość” – przestrzegał George Orwell (Rok 1984).

Poziom nauczania w szkołach jest tak niski, że nawet Hitler o takim ograniczaniu wiedzy Polaków nie marzył. Historii młode pokolenie nie zna. Próbuje na własną rękę poznawać fakty i tu znów natrafia na manipulację. Nikt nie panuje nad rzetelnym przekazem wiedzy. Nikt niczego nie sprawdza. Najsilniej prowadzona jest propaganda antyukraińska. „Akcja Wisła”, zbrodnicza nie tylko w stosunku do Ukraińców, ale i Polaków, zyskała obrońców.

W Wikipedii, ba!, nawet na stronach BIP zamieszczane są fikcyjne życiorysy. Sądy też niczego nie weryfikują, nie ustalają prawdy, a i same mają problem z czytaniem czy pisaniem ze zrozumieniem. A pojęcie związku przyczynowo-skutkowego jest poza zasięgiem intelektualnym większości sędziów.

Status kombatancki dostają osoby, które nigdy nie współpracowały z podziemiem. Są stowarzyszenia, które zajmują się uwiarygadnianiem często nawet działaczy PZPR.

Nikt poważnie nie traktuje faktów. Politycy (sami o tym mówią) kierują się emocjami, kto kogo lubi, a nie koniecznością realizacji celu. Agentura hula bez przeszkód. Ilość portali internetowych realizujących politykę rosyjską przekroczyła już trzecią dziesiątkę.

Agentami nie są jedynie starcy pamiętający współpracę z KGB (ci to raczej agenci wpływu, jeśli się udało ich zainstalować na wysokich szczeblach władzy), ale młodzi, najgroźniejsi agenci, którzy za drobne pieniądze realizują zamówienia obcych. Wdzierają się do różnych redakcji, a z nich wyrzuceni, od razu znajdują następne, by wpływać na opinię publiczną w interesie mocodawców.

W interesie Rosji, ale i Niemców jest pogłębianie podziałów między Polakami. Ten rów wykopany jest również w rodzinach. Pamiętajmy, że przede wszystkim jesteśmy Polakami i że tylko zjednoczony naród jest w stanie obronić państwo.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigi Chmielowskiej znajduje się na s. 1 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigi Chmielowskiej na s. 1 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

„Sławni na tarnogórskiej ziemi” – biograficzny przewodnik po Tarnowskich Górach A. Kuzia-Podruckiego i D. Woźnickiego

Autorzy publikacji od zawsze są związani z ziemią śląską. Ich książka uczy miłości do miasta rodzinnego oraz przedstawia ludzi różnych narodowości, epok, zawodów, talentów i ich znaczenie w historii.

Maria Wandzik

27 października Muzeum w Tarnowskich Górach zaprosiło mieszkańców na spotkanie autorskie z dr. Arkadiuszem Kuziem-Podruckim oraz dr. Dariuszem Woźnickim, na promocję książki Sławni na tarnogórskiej ziemi – uzupełnione przez autorów wydanie z 2003 roku, wówczas z rekomendacją prof. Stanisława S. Niciei oraz Sławomira Letkiewicza, od dawna niedostępne w handlu, a osiągalne wyłącznie w bibliotekach. Publikacja jest rodzajem biograficznego przewodnika, który uzupełni inne wydawnictwa na temat Tarnowskich Gór. Zawiera opisy znanych postaci historycznych na przestrzeni pięciu stuleci – od XVII do XXI wieku.

Autorzy przedstawili najważniejsze i najbardziej barwne postacie, które zamieszkiwały ziemię tarnogórską. Jan III Sobieski, August II Mocny, Stanisław Poniatowski, Józef Piłsudski, Johann Wolfgang Goethe, Ignacy Krasicki, Józef Wybicki, Guido Henckel von Donnersmarck – to ludzie wielkiego formatu, kreujący historię lokalną i przemysłową: naukowcy, pisarze i hierarchowie Kościoła.

„Sławni na tarnogórskiej ziemi”- okładka

Kolorowe ilustracje przedstawiają portrety opisywanych osób oraz ich znaki heraldyczne.

Autorzy projektu Sławni na tarnogórskiej ziemi od zawsze byli związani z ziemią śląską. Doktor Arkadiusz Kuzio-Podrucki jest doktorem nauk humanistycznych, historykiem oraz publicystą. Zajmuje się badaniem dziejów śląskiej szlachty i arystokracji oraz ich związków z europejskimi rodami. Jest również współautorem symboli samorządowych, w tym godeł dzielnic Miasteczka Śląskiego oraz herbu i weksyliów Tarnowskich Gór, powiatu tarnogórskiego, Piekar Śląskich i Wojkowic.

Doktor Dariusz Woźnicki, pasjonat historii, od lat wchodzi w skład Komisji Heraldycznej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Aktualnie jest samodzielnym ekspertem w zakresie systemowych rozwiązań dotyczących bezpieczeństwa gospodarczego, prowadzi też Zakład Zarządzania Bezpieczeństwem w Wyższej Szkole Nauk Stosowanych w Rudzie Śląskiej i jest współautorem historii naszego miasta pt. Herb i barwy Tarnowskich Gór z 2002 roku.

Publikację Sławni na tarnogórskiej Ziemi, która uczy miłości do miasta rodzinnego oraz przedstawia ludzi różnych narodowości, epok, zawodów, talentów i ich znaczenie w historii, wydała Fundacja Popularyzacji Dziedzictwa Kruszce Śląska, zajmująca się kulturą i tradycją ziem śląskich.

Obecną propozycję czytelniczą zapewne z zainteresowaniem przyjmą i mieszkańcy, i odwiedzający nasze miasto.

Artykuł Marii Wandzik pt. „Sławni na tarnogórskiej ziemi” znajduje się na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marii Wandzik pt. „Sławni na tarnogórskiej ziemi” na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Męczennicy polskości z okresu powstań śląskich i plebiscytu / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 42/2017

Pamięć o zakatowanym księdzu Jerzym Popiełuszce jest wciąż żywa. Wspomnijmy także tych zapomnianych, których męczeńska śmierć miała odstraszyć Ślązaków od opowiedzenia się za Polską.

Tadeusz Loster

Wspominki o męczennikach z okresu powstań śląskich i plebiscytu

19 października br. obchodziliśmy 33 rocznicę męczeńskiej śmierci kapelana warszawskiej „Solidarności” zamordowanego przez komunistyczne służby bezpieczeństwa. Pamięć o zakatowanym księdzu Jerzym Popiełuszce jest wciąż żywa. Ksiądz Popiełuszko, stając się męczennikiem, został nie tylko błogosławionym, ale także bohaterem narodowym.

W 1990 roku został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w październiku 2009 roku – Orderem Orła Białego. Według danych z 2009 roku, w 73 polskich miastach znajdowały się ulice nazwane jego imieniem, 4 ronda, 3 place, 21 szkół; wystawiono także 70 pomników.

10 października 2014 roku Sejm Polski przyjął przez aklamację ustawę oddającą hołd bł. ks. Jerzemu Popiełuszce w 30 rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Czytamy w niej: „Aby nigdy w naszej ojczyźnie nie dochodziło do podobnych zbrodni”. Czy na takie zbrodnie poważyli się tylko PRL-owscy komunistyczni oprawcy?

Sięgnijmy w nie tak dawną przeszłość, do czasów walk o polskość Śląska, powstań i plebiscytu. Wspomnijmy tych zapomnianych, których męczeńska śmierć miała odstraszyć Ślązaków od opowiedzenia się za Polską.

Ks. proboszcz WINCENTY RUDA – Polak-Ślązak, urodzony w 1882 roku w Wójtowej Wsi, obecnie dzielnicy Gliwic. Był proboszczem w parafii Marcinki-Makoszyce. Nie wypierał się pochodzenia polskiego. Za odprawianie mszy w języku polskim został oskarżony o szpiegostwo. Dnia 15 stycznia 1919 roku aresztował go oddział Grenschutzu. Doprowadzony do pobliskiego lasku, został rozstrzelany oraz kilkakrotnie pchnięty bagnetem. Następnego dnia zwłoki jego znaleźli mieszkańcy i pochowali na cmentarzu w pobliskim Sycowie.

Ks. proboszcz FRANCISZEK MARX – Niemiec-Ślązak. Urodził się w Mysłowicach w 1880 roku. Studiował teologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Darzył sympatią Polaków, w czasie studiów należał do Kółka Polskiego przy konwikcie biskupim. W 1917 roku został kuratorem, podejmując się budowy plebanii w Starym Oleśnie. Ks. Franciszek, sprawując posługę kapłańską, nie dzielił swoich wiernych na Niemców i Polaków.

Podczas plebiscytu agitował i głosował za Polską, co było przyczyną jego śmierci. Dnia 11 maja 1921 roku ponad 30 niemieckich bojówkarzy napadło na plebanię. Pojmanego księdza zaciągnięto do piwnicy, bito i torturowano. Po rewizji plebanii w poszukiwaniu pieniędzy i broni, ks. Franciszek został wywleczony na podwórko i przykuty do pompy. Korzystając z chwili nieobecności i nieuwagi oprawców, przyjął komunię świętą przyniesioną mu przez matkę. Po przyprowadzeniu jeszcze trzech mężczyzn z Oleśna, bojówkarze zaciągnęli ich wraz z księdzem do lasu, gdzie torturowano ich i rozstrzelano. Oprawcy zakopali zwłoki w lesie, jednak wrócili po ciało księdza Franciszka, które spalili w kluczborskiej gazowni.

Ks. dziekan AUGUSTYN STRZYBNY – Polak-Ślązak. Urodził się w Cyprzanowie koło Raciborza w 1876 roku. Studiował teologię na Uniwersytecie Wrocławskim. W czasie studiów należał do Kółka Polskiego. W latach 1901–1903 był wikarym w kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego w Opolu. Został prefektem konwiktu teologicznego we Wrocławiu, opiekując się Kółkiem Polskim. W 1908 roku objął parafię w Modziurowie w powiecie kozielskim.

W gorącym okresie powstań i plebiscytu nie ukrywał swojego polskiego nastawienia. Katechezę i kazania głosił po polsku. Z tego powodu nie ominęły go szykany ze strony władzy. Urządzono w parafii kilka rewizji, poszukując broni. Musiał uciekać i ukrywać się, gdyż grożono mu śmiercią. Po plebiscycie ostrzeżony, że grozi mu śmierć, nie opuścił parafii w Modziurowie.

Wieczorem 31 października 1921 roku, po ukończeniu posługi spowiedzi, ks. Augustyn w drodze z kościoła do domu został zamordowany przez „nieznanych sprawców”. Zwłoki księdza dziekana znalazła na drodze jego siostra.

Nauczyciel WINCENTY JANAS – Polak-Ślązak. Urodził się w 1891 roku w Dąbrówce (obecnie dzielnica Piekar Ślaskich). Od 1913 roku uczęszczał do prywatnego gimnazjum w Krakowie. Pracował jako górnik.

W czasie Wielkiej Wojny walczył w armii niemieckiej, odnosząc kilka ran. Po powrocie z frontu zdał egzamin nauczycielski w Zabrzu. Jako nauczyciel w Rudzie Śląskiej organizował kursy języka polskiego i historii. Po wybuchu powstania jako działacz narodowy i propagator polskości stał się celem działań represyjnych ze strony Niemców. Był działaczem organizacji Eleusis, szerzącej wstrzemięźliwość od nałogów i katolicką pobożność, a ideowym jej celem była odnowa narodu polskiego.

W dniu 21 sierpnia 1919 roku został przez żołnierzy Grenzschuzu wyciągnięty z domu w Rudzie Śląskiej. Bity i kopany, uciekł do domu. Wywleczony stamtąd, był nadal bity. Żołnierze kopniakami wybili mu zęby, a jeden z nich wyłupał mu prawe oko. Skatowanego nauczyciela żołnierze postawili pod drzewem, a gdy osłabiony upadł, przeszyło go 15 kul.

PIOTR NIEDURNY – Polak-Ślązak, urodzony w 1880 roku w Raduniu na Opolszczyźnie. Mieszkał w Nowym Bytomiu (obecnie dzielnica Bytomia). Pracował jako robotnik w Hucie „Pokój”.

Miał szerokie spojrzenie na problemy narodowe i społeczne. Działał na rzecz polskości Śląska oraz w polskim ruchu zawodowym. Organizował kółka śpiewacze w Bytomiu, Pawłowie, Zabrzu, Gierałtowicach, Knurowie i Nowej Wsi. W 1919 roku brał udział w utworzeniu Koła Polskiego kolportującego polską prasę, popularyzującego śląskie obyczaje i stroje. Był prezesem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Nowej Rudzie.

Piotr Niedurny jako związkowiec był prezesem filii Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. W 1919 roku został wybrany przewodniczącym Rady Ludowej działającej na rzecz złączenia Górnego Śląska z Macierzą. W tymże roku wstąpił w szeregi POW Górnego Śląska oraz został członkiem Rady Miejskiej Miasta Bytomia.

Jego propolska działalność nie uszła uwadze władz niemieckich. Dnia 29 stycznia 1920 roku po kilku dniach ukrywania się przyjechał do Nowego Bytomia. Tu spotkał się z dyrekcją huty „Pokój”, która oskarżyła go o podburzanie robotników. Po wieczornym spotkaniu z przyjaciółmi w Polskim Towarzystwie Śpiewaczym udał się do domu. W pobliżu huty został zatrzymany przez umundurowanych Niemców, którzy przedstawili mu nakaz aresztowania. W czasie transportu do bytomskiego więzienia został ciężko pobity. Nie przyjęty do więzienia, został odwieziony z powrotem do Nowego Bytomia.

Ciało skatowanego i zastrzelonego Piotra Niedurnego znaleziono nad ranem 30 stycznia 1920 roku niedaleko folwarku w Szombierkach. Jego pogrzeb 6 lutego 1920 roku stał się wielką manifestacją narodową, w której uczestniczyło 30 tysięcy ludzi.

Dr medycyny WINCENTY STYCZYŃSKI – Polak, urodził się w 1872 roku w Śremie. Studiował medycynę we Wrocławiu, a dyplom doktora nauk medycznych uzyskał w Lipsku. W 1903 roku osiadł w Gliwicach, gdzie rozpoczął praktykę lekarską. Był członkiem Banku Ludowego w Gliwicach, współzałożycielem Towarzystwa Lekarzy Polskich na Śląsku, a także Towarzystwa Czytelni Ludowych. W 1914 roku został zmobilizowany do wojska niemieckiego jako lekarz batalionowy w szpitalu wojskowym w Gliwicach.

Po wojnie był aktywnym działaczem na rzecz przyłączenia Górnego Śląska do Polski. W 1919 roku został radnym miasta Gliwice, gdzie przewodził frakcji polskiej.

Podczas II powstania śląskiego pracował jako lekarz powstańczej komendy etapowej na powiat Gliwice. Był członkiem Polskiego Komitetu Plebiscytowego na miasto i powiat gliwicki, został też powołany przez Komisję Międzysojuszniczą na doradcę technicznego przy kontrolerze koalicyjnym. Po podziale Górnego Śląska, pomimo ostrzeżeń przed represjami, pozostał w Gliwicach.

18 kwietnia 1922 roku, podczas gdy przyjmował pacjentów w domowym gabinecie, „nieznany sprawca” oddał do niego dwa śmiertelne strzały z rewolweru. Jedna kula przeszyła czaszkę, a druga utkwiła w niej. Morderca zdołał zbiec. Dr Wincenty Styczyński został pochowany na cmentarzu św. Wojciecha w Poznaniu.

Dr. medycyny ANDRZEJ MIELĘCKI – Polak, urodzony w 1864 roku w majątku Hucisko. Studiował medycynę w Monachium i Berlinie, a dyplom doktora nauk medycznych uzyskał w Lipsku. Jako lekarz pracował w Saksonii, potem w Zagłębiu Dąbrowskim. Po zamieszkaniu w Katowicach prowadził na miejscu prywatną praktykę przez 21 lat. Zasłynął w Katowicach nie tylko jako lekarz, ale także jako współzałożyciel i członek wielu polskich towarzystw.

W 1900 roku został członkiem zarządu Towarzystwa dla Zrzeszenia Elementarzy Polskich na Górnym Śląsku. Zasiadał we władzach Towarzystwa Lekarzy Polaków na Górnym Śląsku. Brał udział w obradach Sejmu dzielnicowego w Poznaniu, współpracował z polskim ruchem wyborczym w Rzeszy Niemieckiej. Wchodził w skład Centralnego Komitetu Pomocy dla Dzieci w Katowicach. Jako zasłużonemu lekarzowi, władze niemieckie nadały Andrzejowi Mielęckiemu tytuł radcy sanitarnego.

W 1918 roku został członkiem Powiatowej Rady Ludowej w Katowicach. Należał do POW na Górnym Śląsku. Podczas powstań sprowadzał broń dla powstańców. Był członkiem Polskiego Komitetu Plebiscytowego w Katowicach.

Dnia 17 sierpnia 1920 roku doszło do wywołanych przez bojówki niemieckie zamieszek na ulicach Katowic. W pobliżu mieszkania doktora Mielęckiego do bojówek demolujących polskie sklepy zaczęli strzelać francuscy żołnierze. Kiedy doktor udzielał pomocy rannym, został zaatakowany przez niemiecką bojówkę.

Męczeńską śmierć dr Andrzeja Mielęckiego opisał Józef Piernikarczyk w Księdze pamiątkowej Górnego Śląska wydanej w 1923 roku w Katowicach: Podniosły się kije, laski, żelazne druty, siekąc niemiłosiernie ciało lekarza. Ubranie poszarpane w strzępy, wkrótce pomieszało się z krwią i ziemią, tworząc jakąś bezkształtną, łączącą masę. Ludzie-zwierzęta na chwilę ochłonęli na widok tak sponiewieranego człowieka. A działo się to w oczach jego żony i córki, które przerażone tak straszliwem męczeństwem swego męża i ojca, bezwładnie usunęły się na ziemię.

Zajechał wóz sanitarny. Mordercy, myśląc, że dr Mielęcki nie żyje, porwali leżące ciało i rzucili je do wozu. Nieszczęśliwa ofiara bestialskich instynktów motłochu, który znów z dzikim rykiem rzucił się na wóz i popędził z nim w stronę rzeki – Rawy. Nad brzegiem wyrzucono konającego z wozu, ażeby dopełnić zemsty na „polskim królu”. A jest to rzeczywiście król polskich męczenników górnośląskich.

Oprawcy zdarli z niego resztki odzieży i zaczęli tak długo bić i kopać, aż nie pozostało na nim ani jedno zdrowe miejsce. Kilku zwyrodniałych opryszków wytłoczyło deski z wozu ratunkowego, dobijając nimi dr. Mielęckiego. I gdy przed nimi leżał tylko nieruchomy, poszarpany, sino-krwawy trup, bez kształtu, masa z błota i krwi, rzucono go do brudnej, mętnej rzeki.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Wspominki o męczennikach z okresu powstań śląskich i plebiscytu” znajduje się na s. 8 i 9 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Wspominki o męczennikach z okresu powstań śląskich i plebiscytu” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rozwój w interesie zaborców… a nie Śląska!Pruski minister Friedrich Wilhelm von Reden nie działał w interesie Polaków

Na Śląsku można znaleźć wiele postaci godnych upamiętnienia za wkład w rozwój gospodarczy Śląska, np. Szkota Johna Baildona czy Karola Olbrachta Habsburga-Lotaryńskiego z Żywca. Po co promować Prusaka

Paweł Czyż

W 2002 roku odsłonięto ponownie pomnik von Redena (zniszczony w lipcu 1939 r. przez działaczy Związku Stowarzyszeń Polskich Chorzowian, odbudowany i ponownie odsłonięty rok później z inicjatywy NSDAP). Dla pomnika Prezydenta II RP prof. Ignacego Mościckiego, który od 1922 r. był dyrektorem chorzowskich zakładów azotowych i mieszkał w XIX w willi przy obecnej ulicy Powstańców 27 (obecnie szpital im. Mościckiego) miejsca nie znaleziono! Tymczasem niebawem wchodząca w życie ustawa „pomnikowa” uchwalona 22 czerwca, podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę 17 lipca br., nie daje podstawy do zniesienia chorzowskiego pomnika okupanta…

Tezy z tekstu Adama Frużyńskiego: „Ostatnie lata życia F. Reden spędził razem ze swoją małżonką Fryderyką w nabytym w 1785 roku majątku Bukowiec. Rozwijali wspólne zainteresowania, pomagali mieszkańcom sąsiedniej wsi, prowadzili edukację zdolnej młodzieży. Byli także mecenasami sztuki, a prowadzony przez nich otwarty salon gościł najsławniejsze osobistości ówczesnych Prus” są nieodpowiedzialne w czasie promowania przez środowisko RAŚ i „Śląskiej Partii Regionalnej” „narodu śląskiego” czy autonomii.

Tak dla kontrastu… Czy gdyby napisać, że „Hans Frank ze swoją małżonką spędzili radosne chwile na krakowskim Wawelu. Rozwijali wspólne zainteresowania, pomagali mieszkańcom Krakowa, prowadzili edukację zdolnej młodzieży. Byli także mecenasami sztuki, a prowadzony przez nich otwarty salon gościł najsławniejsze osobistości ówczesnych III Rzeszy”, to byłoby OK? Przecież i von Reden, i Frank swoje role pełnili z nadania zaborcy i okupanta…

Na Śląsku można znaleźć wiele postaci godnych upamiętnienia za wkład w rozwój gospodarczy Śląska, np. Szkota Johna Baildona czy Karola Olbrachta Habsburga-Lotaryńskiego z Żywca. Po co zatem promować Prusaka? Nie bardzo rozumiem…

Autor jest dziennikarzem „Niezależnej Gazety Obywatelskiej” w Bielsku-Białej

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Rozwój w interesie zaborców… a nie Śląska!” znajduje się na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Rozwój w interesie zaborców… a nie Śląska?” na s. 12 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak zostać wybitnym historykiem? Laudacja na cześć dr. hab. Zdzisława Janeczka z okazji 40-lecia jego pracy naukowej

„Gdybym był antykwarystą, interesowałyby mnie tylko zabytki. Ale jestem historykiem i dlatego kocham życie”. Oto sens profesji adeptów Muzy Klio, a w ich gronie dr. hab. Zdzisława Janeczka.

Dariusz Ostapowicz

Należy podziwiać szerokie spectrum zainteresowań Autora: od historii rodzinnego miasta – Siemianowic Śląskich i Bytkowa oraz dziejów Śląska, zwłaszcza w okresie walk o niepodległość, okresu plebiscytów i powstań – po historię Polski i powszechną – od XVIII do XX w., a także zainteresowania Renesansem i archeologią oraz prasoznawstwo.

Imponuje zebrana ilość książek, artykułów i publicystyki, odczytów, wykładów, konferencji, sympozjów, wykładów radiowych itd.

Kilkaset (!) pozycji ułożonych chronologicznie z lat 1981–2017 pogrupować można w wyróżniające się tematy: o czasach stanisławowskich i Sejmie Czteroletnim, o Ignacym Potockim i rodzie Potockich, powstaniach narodowych 1794–1863 i ich recepcji na Śląsku, o epoce napoleońskiej i powstaniach śląskich. Wśród szeregu tytułów wyróżnia się biografistyka, m. in. o Marszałku Józefie Piłsudskim, Wojciechu Korfantym, prymasie Auguście Hlondzie, Karolu Goduli i wielu innych, ważnych dla Śląska postaciach, publikowana w kilku regionalnych periodykach. (…)

Nurtem przewodnim badań Uczonego jest zawsze uwypuklenie patriotycznych postaw Polaków – w Polsce i na Śląsku od konfederacji barskiej po „Solidarność”. Będąc nauczycielem akademickim, prezentuje bardzo szeroki zakres wiedzy na wykładach m. in. z historii, etyki biznesu, public relations, bibliotekarstwa, socjologii piśmiennictwa itd. (…)

Autor podczas kwerend archiwalnych zawzięcie pokonywał wszelkie trudności, o czym nie bez uśmiechu wspomina, przytaczając trud odczytania tekstów Ignacego Potockiego i Franciszka Ksawerego Branickiego z XVIII wieku: „Pierwszy miał charakter pisma, który odstraszał od lektury dokumentów nawet zawodowych historyków, a drugi łączył słowa i nie stosował znaków interpunkcyjnych”.[related id=40157]

(…) Autor w bardzo ciekawy i wciągający sposób przedstawia na szerokim tle historii Polski dzieje własnej rodziny „po mieczu” i „kądzieli”. Przed oczyma czytelników przewijają się zatem postaci przodków zaangażowanych w powstanie styczniowe, POW, emigrację zarobkową do USA, powstania śląskie, kampanię wrześniową i konspirację w AK, a nawet… czarna dama błąkająca się na zamku w Janowcu. Przez pryzmat losów jednej rodziny widzimy zatem portret pokoleń Polaków, typowe losy rodaków zmagających się z carskim i pruskim zaborcą, później brunatnym – nazistowskim, a następnie czerwonym – sowieckim okupantem. Sielankę rodziny w czasach II RP w gajówce o nazwie „Dziedzinka” przerwała II wojna światowa i m.in. gehenna ofiar KL Auschwitz. Dokładne losy trudno jest odtworzyć wyłącznie na podstawie relacji ustnych, które wraz z przemijaniem pokoleń mogą wygasnąć, aczkolwiek tradycja rodzinna jest ważnym historycznym nośnikiem pamięci pokoleń. Od lata 1944 r. dom rodzinny dziadków Autora na Lubelszczyźnie został zajęty przez Wehrmacht, a następnie spalony przez Armię Czerwoną. „Wyzwolenie” przez krasnoarmiejców też bardziej wyglądało na drugą okupację niż odzyskanie wolności. Codziennie czyhały na Polaków zagrożenie życia i wolności:

– Ty polskij pan ili giermanskij szpion? [jesteś polskim panem czy niemieckim szpiegiem?] – prowokacyjnie zapytywali enkawudyści napotkanych ludzi. (Dodajmy, że obie odpowiedzi były równie fatalne; źle było być polskim „burżujem”, jeszcze gorzej szpiegiem).

Albo:

– Mikołajczyka ty znajesz?
– Da, tam korowy pasał. (s. 44).

Nawet taka kategoryczna odpowiedź nie uchroniła Ojca Autora przed aresztowaniem i dopiero interwencja brata z samogonem i toasty za zdrowie Stalina uratowały sytuację. Podobnych przykładów w Polsce było tysiące i układają się one w jednolity obraz represji sowieckich przeciw Polakom – ten pojedynczy przykład potwierdza tylko regułę.

Powojenne losy rodziny nie odbiegały od typowych migracji po Polsce, m. in. Ojciec Autora osiedlił się na Górnym Śląsku, gdzie zawarł związek małżeński z rodowitą Ślązaczką. Rodzicami chrzestnymi Zdzisława Janeczka zostali repatriantka z Kresów – Sybiraczka i dawny legionista Piłsudskiego, co w oczach Autora stanowiło znamienny omen. Oprócz tego ciekawość przeszłości, wpływ Ojca – jego gawęd i pieśni, lektury Sienkiewicza, harcerstwo i cały splot czynników sprawiły, że został historykiem. A później modelowały Go spotkania z m.in. Franciszkiem Starowieyskim, płk. W. Brodeckim – prezesem Środowiska Żołnierzy 27 Wołyńskiej DP AK, S.J. Rostworowskim i innymi ważnymi ludźmi w Jego życiu (s. 123–129). „Żyjemy tak długo, jak długo żyją ci, co o nas pamiętają” – wyznaje, wspominając tych, co już odeszli. (…)

Bardzo ważny, przewodni w rozwoju naukowym Autora okazał się wątek badawczy: „Śląsk a polskie walki niepodległościowe” przedstawiony z dwóch punktów widzenia: bezpośredniego udziału Ślązaków w polskiej irredencie lub wspierania jej na różne sposoby oraz oddźwięku polskiego wysiłku zbrojnego w prasie na Śląsku.[related id=6583]

Szczególnym sentymentem Autor darzy powstanie styczniowe (Pewną rolę odegrać tu mogły tradycje rodzinne walk w partii powstańczej Marcina Borelowskiego – „Lelewela” i bitwa pod Batorzem, s. 26–27). Nawiązując do walk o niepodległość na Bałkanach w latach 1821–1829, Autor nowatorsko nazywa powstańców styczniowych „Grekami Europy”. Dzisiejszego czytelnika zaskakuje trafność i wiarygodność informacji prasowych zaborcy pruskiego o terrorze caratu, skonfrontowana z obecną wiedzą historiograficzną.

Tradycje zrywu 1863 roku szczególnie silne były w okresie powstań śląskich w latach 1919–1921, kiedy to dowódcy polscy przyjmowali pseudonimy na cześć bohaterów 1863. Byli to z reguły rodowici Ślązacy, dawni podoficerowie armii kajzera, 25–30-latkowie, urodzeni pomiędzy 1888 a 1896 rokiem, lecz nie brakowało Wielkopolan, lwowskich kadetów i legionistów Piłsudskiego. W ten sposób Zdzisław Janeczek dzięki swojej pracy badawczej wypełnia poważną lukę w pamięci narodowej, jaką jest kultywowanie pamięci o bohaterach walk o polskość na Śląsku. M. in. jest autorem Pocztu dowódców powstań śląskich (Katowice 2009) i biografii płk. Jana Emila Stanka 1895–1961 (Siemianowice Śl., 2007).

Czy uczeń liceum potrafiłby, poza postacią Wojciecha Korfantego, wymienić inne nazwiska osób zasłużonych w walce o powrót tej ziemi piastowskiej do Macierzy? „To bardzo ważki problem, szczególnie w czasach negacji idei niepodległościowej na Śląsku, związanej z licznymi próbami zastąpienia słowa powstanie terminem bratobójczej wojny domowej”. (…)

W tym miejscu warto, myślę, przytoczyć trafne spostrzeżenie prof. Tadeusza Łepkowskiego o miejscu i roli historyka w społeczeństwie: „Ci spośród najwybitniejszych, którzy umieją przekazywać swoją wiedzę, chcą i umieją to czynić, czują swe społeczne posłannictwo”. (…)

Cały artykuł Dariusza Ostapowicza pt. „Jak zostać wybitnym historykiem?” – niemieckie więzienie dla polskich dzieci” znajduje się na s. 9 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Dariusza Ostapowicza pt. „Jak zostać wybitnym historykiem?” na s. 9 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Armia Krajowa w okolicach na południe od Oświęcimia – struktura, członkowie, trudy działalności na okupowanym Śląsku

W październiku 1942 roku doszło do katastrofy – w wyniku działalności dwóch agentów gestapo, którzy zdołali wniknąć do Komendy Inspektoratu AK Bielsko, doszło do masowych aresztowań.

Wojciech Kempa

Obwód oświęcimski ZWZ założył w początkach 1940 r. pierwszy komendant Śląskiego Okręgu, Józef Korol. Kiedy był starostą w Tarnowskich Górach, blisko współpracował i przyjaźnił się z Alojzym Banasiem, rodem z Nakła Śląskiego, kierownikiem biura magistratu w Tarnowskich Górach, jednocześnie prezesem powiatowym Oddziałów Młodzieży Powstańczej i prezesem Związku Rezerwistów w Tarnowskich Górach. Po kampanii wrześniowej Banaś, obawiając się wrócić do Tarnowskich Gór, zamieszkał w Oświęcimiu u teściów wraz z żoną Kazimierą.

W początkach 1940 r. Józef Korol, dowiedziawszy się, że Banasiowie są w Oświęcimiu, odwiedził ich. Banaś przyjął propozycję Korola przystąpienia do Polskich Sił Zbrojnych. Korol odebrał od niego przysięgę i mianował komendantem obwodu oświęcimskiego ZWZ, mającego obejmować początkowo Oświęcim, Brzeszcze i Zator. (…)

W październiku 1939 roku powrócili do Kęt z kampanii wrześniowej Ferdynand Sekulski – starszy ogniomistrz w artylerii Wojska Polskiego, później wachmistrzowie Barbadyn i Stuhr, porucznik Józef Górkiewicz oraz Edmund Krzysztoforski.

Była to grupa dobrych znajomych, którzy już późną jesienią zaczęli organizować pierwsze związki konspiracyjne, stanowiące trzon późniejszych organizacji. W lutym 1940 roku odbyło się zebranie w mieszkaniu Edmunda Krzysztoforskiego, gdzie złożona została przysięga walki z okupantem, przy czym w dalszym ciągu nie była określona przynależność organizacyjna. Przysięga obejmowała walkę z wrogiem, pomoc rodzinom wojskowym, nieujawnianie tajemnic konspiracyjnych. Do osób objętych owymi zobowiązaniami należeli: Józef Górkiewicz, Edward Sordyl, Franciszek Sekulski, Antoni Hałatek, Edmund Krzysztoforski.

Wiosną 1940 roku w miejscowym tartaku Adamaszka powstała pięcioosobowa grupa Związku Walki Zbrojnej. Przynależeli do niej: Stanisław Grzywa, Andrzej Adamaszek, Marian i Rudolf Wąs oraz Jan Bylica. Grupa ta działała z inicjatywy wcześniej wspomnianej grupy wojskowych. Łącznikiem między placówką w Kętach a władzami okręgu był inż. Edward Bilczewski – przedwojenny oficer. Według relacji miejscowej ludności był duszą tejże organizacji. Jej działalność polegała na przygotowaniu kadr wojskowych wystarczających do wystawienia pełnego batalionu. Nie było broni. W 1939 roku Krzysztoforski dysponował jednym pistoletem, a zaprzysiężonych było około 400 żołnierzy. (…)

W październiku 1942 roku doszło do katastrofy – w wyniku działalności dwóch agentów gestapo, Stanisława vel Ryszarda Dembowicza ps. Radom i Mieczysława Mólki-Chojnowskiego ps. Mietek, którzy zdołali wniknąć do Komendy Inspektoratu AK Bielsko, nadrzędnego wobec Obwodu Oświęcim, doszło do masowych aresztowań. W łapy gestapo wpadło wielu członków Komendy Obwodu Oświęcim, z Alojzym Banasiem, a także komendant placówki Kęty, kpt. Jan Barcik ps. Soła. (…)

Warto przytoczyć kilka informacji na temat współpracy dowództwa obwodu oświęcimskiego AK z konspiracją krakowską w zakresie produkcji konspiracyjnych peemów marki Sten.

Ośrodkiem takiej współpracy była fabryka Dominika Jury w Kętach. Koordynatorami akcji byli właściciel fabryki oraz zastępca komendanta placówki AK w Kętach Ferdynand Sekulski. Dowództwo nad miejscowymi strukturami AK Sekulski objął na początku 1944 roku po kolejnej reorganizacji obwodu i powołaniu dotychczasowego komendanta Józefa Górkiewicza na stanowisko zastępcy Jana Wawrzyczka.

Pracując w Fabryce Maszyn Rolniczych „Jura”, podjął współpracę z właścicielem oraz jego synem Dominikiem, pseudonim Dudek, który w Krakowie, w ramach firmy Dom Handlowy Sypniewski i Jakubowski, kierował pracami tzw. Montowni nr 5, zajmującej się produkcją broni dla oddziałów konspiracyjnych. Towarem rozpoznawczym wytwórni był m.in. „polski sten”, którego wyprodukowano w kilkuset egzemplarzach. Z kęckiej fabryki wysyłano do Krakowa młockarnie szerokomłotowe i skrzętnie ukryte w skrzyniach materiały potrzebne do produkcji broni: druty, stalowe rury. Współpraca trwała do 1944 roku, kiedy to gestapo aresztowało „Dudka” w Krakowie i Sekulskiego w Kętach. Obaj zginęli. (…)

Prawdopodobnie na początku 1944 roku w komendzie Inspektoratu AK Bielsko przystąpiono do prac nad odtwarzaniem 3 Pułku Strzelców Podhalańskich. Placówka Kęty formowała III batalion tego pułku. Składał się on wówczas z dwóch kompanii (8. i 9.), z których każda miała w składzie po trzy plutony. Batalion liczył 280 ludzi, a w ramach powstania powszechnego miał on pozostawać w dyspozycji Komendy Obwodu Oświęcim, z zadaniem użycia go przy wyzwalaniu obozu koncentracyjnego Auschwitz – Birkenau.

W czerwcu 1944 roku zakończyła się akcja scaleniowa z Narodową Organizacją Wojskową, która w Rejonie Kęty posiadała wówczas 250 ludzi. Ta część zgrupowania AK, jak można wnosić z zachowanych dokumentów, miała odtąd występować jako Wojskowa Służba Ochrony Powstania – wydzielona struktura, której zadaniem była przede wszystkim służba wartownicza na opanowanym w toku walk powstańczym terenie.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „AK w okolicach na południe od Oświęcimia” znajduje się na s. 8 i 10 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „AK w okolicach na południe od Oświęcimia” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego