Wielka władza i dobre zarobki prezydenta miasta – to jest poprawne rozwiązanie ustrojowe. Władza dożywotnia – złe!

Gdyby – wzorem zasad obowiązujących prezydenta państwa – wprowadzono dwukadencyjność dla szefów miast, wielu z nich po prostu straciłoby gabinety, poza którymi nie widzą już świata.

Andrzej Jarczewski

Interesy prezydentów, burmistrzów i wójtów są najzupełniej identyczne (starostów i marszałków na razie pomijam). Chodzi o utrzymanie możliwości dożywotniego sprawowania władzy w swoim grajdołku. A to, że prezydenci większych miast chcą jeszcze kumulacji stanowiska samorządowego z fotelem senatora, by zdobyć immunitet i drugą pensję – otóż to wcale nie wywołuje zazdrości przeciętnego wójta. On i tak do senatu nie ma szans, więc koncentruje się na tym, co osiągalne. (…)

W życiu każdego narodu istnieją chwile, że ludzie muszą zajmować się tak wieloma tak trudnymi sprawami, że nie są w stanie dopilnować swoich interesów na każdym polu. Ktoś jednak w świecie obserwuje zmagania wewnętrzne różnych narodów i doskonale wie, że właśnie w momentach trudnych można nabyć sobie takie prawa, których później będzie się bronić przez całe pokolenia. Wystarczy np. ministrem prywatyzacji w kraju kolonialnym zrobić swojego agenta, który cały wysiłek ma kierować na pozyskanie maksimum własności i praw dla kolonizatorów. Właściciele praw legalnie nabytych wygrają później każdy proces, zwłaszcza jeśli sprawy sporne sądzić będą również kolonizatorzy zewnętrzni lub – jeszcze gorsi – wewnętrzni. (…)

Całe zło tkwi w możliwości sprawowania rządów dożywotnich! Jeżeli prezydent chce (a większość chce bardzo) – może tak organizować życie miasta, by zapewnić sobie wybór na kolejne kadencje. On na to pracuje przez całe cztery lata, ma do dyspozycji miliardowy budżet, który w całości stanowi jego prywatny fundusz wyborczy. (…)

W tym kontekście warto powtórzyć znaną i słuszną tezę, że wprowadzenie samorządów terytorialnych w roku 1990 było kapitalną zmianą ustrojową, całkowicie likwidującą PRL. Od tego czasu miasta nam pięknieją, stają się bardziej funkcjonalne i w ogóle wszystko się poprawia. Tak jest wszędzie na świecie. Wprawdzie naszym miastom daleko jeszcze do urody miasteczek francuskich czy do porządku japońskiego, ale zmiany widać na każdym kroku w każdym mieście.

Trzeba jednak stanowczo powiedzieć, że te dobre zmiany wcale nie zależą od osoby panującego w danym mieście prezydenta czy burmistrza. Każdy na jego miejscu zrobiłby to samo w 99 procentach! Zmiany dotyczyłyby szczegółów, a większe korekty byłyby równie dobre jak to, co zrobił urzędujący szef gminy. Nie pomniejszam tym zasług poszczególnych osób. Podnoszę tylko to, że każdy inny na ich miejscu starałby się równie dobrze pełnić swoje obowiązki.

Mogłyby być jakieś wyjątki, podobnie jak i nie wszyscy obecni prezydenci dają przykład mądrości, uczciwości i służby mieszkańcom. Ale nie o wyjątkach mowa. Po prostu system jest dobry, zmusza prezydentów do dobrej pracy. Ci jednak wszystkie sukcesy swojego miasta przypisują tylko sobie. Są złodziejami prestiżu. Innych usuwają w cień, by nadmiernie nie wyrośli i nie zagrozili im w następnych wyborach.

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Kadencyjność przeciw dwuwładzy” można przeczytać na s. 9 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Kadencyjność przeciw dwuwładzy” na s. 9 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl

Polska kultura III RP: fedrowanie w starych zrobach. Polscy twórcy zostali postawieni w kącie albo w kolejce po granty

Utrzymała się stara hierarchia z nową klasą celebrytów na czele. Korzystając z pozycji wypracowanych w PRL, przez ćwierćwiecze odcinali kupony od swojej popularności i do dziś nie chcą zejść ze szkła.

Andrzej Jarczewski

Śląscy twórcy, śląska publiczność i śląscy pracownicy kultury zostali zlekceważeni przez mityczną „Warszawę”. Na tak rozpoznane zjawisko ukształtowały się dwa typy odpowiedzi i – oczywiście – mnóstwo pośrednich. Pierwszy sposób polegał na kontynuowaniu działalności polskiej na Górnym Śląsku i bezskutecznym molestowaniu różnych władz w sprawach finansowych.

Skoro działalność propolska skazuje nas na nędzę, to może spróbujemy działać pod hasłami antypolskimi! I to zaczęło bardzo szybko profitować. Sztandarowy przykład tej drugiej opcji – to mercedes w garażu pewnego polskojęzycznego pisarza-celebryty, jednoznacznie odbierany jako nagroda nie za twórczość powieściową, ale za hasło „Pie…ol się Polsko” i za różne inne publiczne akty agresji antypolskiej.(…)

W polonofobicznej dekonstrukcji historii dominuje teraz narracja, w której brzydkie oblicze najpierw komunizmu (łącznie z sowieckimi łagrami w poniemieckich lagrach), następnie kapitalizmu (z bezrobociem i wyjazdami na saksy) utożsamiono z polskością; ślady prawdziwego i mitycznego piękna przypisano śląskości, a zbrodnie niemieckiego nazizmu się przemilcza.

Zrażając wielką, ale nieważną liczbę śląskich Polaków, propagatorzy śląskiego naszyzmu zyskują niewielką, ale ważną liczbę zwolenników, niekiedy fanatycznych (…).

Gdy pojawi się polskie arcydzieło architektury, cenione w skali światowej, np. Spodek, polonofob zauważy, że ten obiekt jest dziś przestarzały i źle utrzymany. Nie powie, że jest wybitnym dokumentem twórczości Polaków na Górnym Śląsku. Tymczasem coraz więcej zabytków architektury niemieckiej odzyskuje dawną świetność. Ta materia również kształtuje świadomość śląskich kulturoznawców.

Jeżeli bowiem PRL-owscy komuniści w poniemieckich pałacach i rezydencjach lokowali siedziby PGR-ów, jeżeli komuniści – walcząc z Kościołem – celowo niszczyli obrazy, rzeźby i obiekty sakralne, winę ponoszą Polacy, bo to ich rękoma dokonywało się zniszczenie, choć gdyby przeanalizować skład etniczny odpowiedzialnych za dewastację, zapewne okazałoby się, że byli wśród nich ludzie o różnym pochodzeniu.

Natomiast gdy polskie ręce restaurują stare obiekty (niekiedy za niemieckie pieniądze), zauważa się nie czynność, lecz efekt: oto ujawniamy kolejny dowód kulturowej wyższości Niemców nad Polakami, bo polski dorobek materialny w sferze sztuki zachował się na Śląsku w nader skromnym wymiarze.

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Język dialogowy czyli śląski syndrom dziecka niekochanego” można przeczytać na s. 3 marcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 33/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Język dialogowy czyli śląski syndrom dziecka niekochanego” na s. 3 marcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 33/2017, wnet.webbook.pl

Śląszczyzna – język dialogowy. Zdobywa wszystkie media, ale nie obsługuje wszystkich tematów; jest obecna w żywej mowie

Przyczyn antypolskiego Kulturkampfu na Górnym Śląsku upatruję w braku jawnych założeń polskiej polityki kulturalnej. Nie sformułowano celów, możliwych do przyjęcia przez wszystkie rządy po roku 1989.

Andrzej Jarczewski

Ryzyko powiązania śląszczyzny z radością się opłaciło, bo w ten sposób budujemy emocjonalne więzi i niezmiernie ważne przekonanie, że Śląsk to jest coś dla dzieci fajnego, a dla dorosłych – cennego.

Roztomaite „Pawły i Gawły” mogą fragmentami brzmieć po śląsku (jako „Uwe i Wili”) lepiej nawet niż w oryginale. Możliwe jest też przełożenie na śląski „Zemsty” czy „Prometeusza”, ale nie nowej prozy. Liczne książki i pomniejsze publikacje pióra nieocenionego propagatora śląskiej godki, Marka Szołtyska, raczej tę tezę potwierdzają. Szołtysek – mimo iż używa czcionek polskich – jest dziś najświetniejszym autorem, piszącym po śląsku, a jego dzieła, w tym „Biblia Ślązoka”, cieszą się ogromną popularnością. Inna sprawa, że niektórzy językoznawcy i bibliści krytykują ten przekład na gruncie swojej nauki. (…)

Biblia jest w rozważanym kontekście ważna, bo daje porównanie z innymi językami. Jeśli ktoś porywa się na tłumaczenie Pisma Świętego, znaczy to, że w danej krainie istnieje wystarczający potencjał intelektualny, skupiony na tej sprawie; potencjał, który pozwala brać się za rzeczy nie tylko wielkie, ale też ujawniające całe bogactwo form słownych i składniowych, dokumentujące pokonanie ogromnych, takich samych w każdym języku, trudności. A szczególnie utalentowany tłumacz Biblii (np. Luter, Wujek) wybiera i nobilituje jedną gwarę z wielu podobnych i czyni z niej język narodowy.

W Rudzie Śląskiej kierowniczką pewnej przychodni została pani (…), która nakazała rejestratorce witać gości uprzejmie, ale, cytuję: „Do każdego pacjenta zwracamy się w języku polskim, nie stosujemy gwary…”. Ktoś sfotografował to zarządzenie, doniósł tam, gdzie na to czekali, i zaczyna się afera.

Główna niemiecka gazeta dla Polaków na Śląsku krzyczy wielkim tytułem: „Dyskryminują Ślązaków!”. W sukurs biegną inne media polonofobiczne, a główny niemiecki portal internetowy dla Polaków gromi zafałszowanym pytaniem: „Zakaz używania gwary na Śląsku?”. I już czytelnicy nagłówków w całej Polsce i na świecie dowiadują się o jakichś straszliwych zagrożeniach ze strony aktualnej władzy, no bo któż mógłby wydać „zakaz” w takiej sprawie. I to „na Śląsku”, nie w przychodni. (…)

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Język dialogowy. Śląski syndrom dziecka niekochanego IV” można przeczytać na s. 7 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Język dialogowy. Śląski syndrom dziecka niekochanego IV” na s. 7 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl

‘Język śląski’ to pole zaminowane. Nieporozumienia związane ze statusem śląskiej mowy są rezultatem polityki III RP

W dyskursie o „języku śląskim” sporu by nie było, gdyby nie ustawowe przywileje, jakimi się cieszy zjawisko o nazwie ’język regionalny’ w przeciwieństwie do identycznego zjawiska, nazwanego ’gwarą’.

Andrzej Jarczewski

(…) Zadekretowanie jednego sztucznego języka nowośląskiego wymagałoby likwidacji kilkudziesięciu prawdziwych gwar lokalnych. (…) śląskie gwary w swych licznych lokalnych odmianach są żywe w monologach, dialogach i w śpiewie, natomiast język pisany śląski jest martwy i to nie dlatego, że umarł, ale dlatego, że nigdy nie żył. (…)

Esperanto służy dziś tylko komunikacji między hobbystami i… samoobsłudze. Arcydzieła już w tym języku nie powstaną. Nowej literatury nie przekłada się na esperanto; nie ma esperanckich filmów o tematyce innej niż esperancka, nikt nie pisze w tym języku doktoratów z inżynierii chemicznej… Esperanto: język jednej funkcji. Pytam o funkcje nowośląskiego! Samoobsługa? (…)

Jaki pożytek, poza satysfakcją polityków, będzie miał młody Ślązak z poznania uśrednionej wersji swej mowy? Do jakiej skarbnicy kultury zyska w ten sposób dostęp? Czy naprawdę ktoś poważny zakłada, że będzie to język używany powszechnie w piśmie? (…)

Gwara doskonale służy porozumiewaniu się. Przede wszystkim – w sferze emocjonalnej. (…) Kto godo po śląsku – jest „nasz”. Ale kto pisze to, czego nikt nie powiedział – nie jest ani nasz, ani nie nasz. Żaden Ślązak nie zaakceptuje dziś umowy notarialnej czy instrukcji obsługi moplika, zapisanej po śląsku. Tego się nie da zrobić! Umowa notarialna może być pisana wyłącznie językiem ustaw, bo w przeciwnym wypadku pojawią się różne interpretacje, spory i procesy. A ustawy piszą się tylko językiem konstytucji!

Nigdy wojewoda ani marszałek śląski nie wyda zarządzenia po śląsku. Ten dokument dla każdego Ślązaka byłby i tak napisany w języku niekonkretnym, wymagającym dopiero przetłumaczenia na konkretne „nasze”. (…)

Wprowadzanie „języka śląskiego” skończy się zapewne prowokacyjnymi dwujęzycznymi tablicami z nazwami miast, wsi i może ulic. Jątrzycieli zadowoli „znaczenie terenu”, choć z góry wiadomo, że te przejawy politycznego doktrynerstwa będą zamalowywane, a prowokatorzy i sprawcy łatwych do przewidzenia konfliktów oskarżą sprejowców o nietolerancję, kibolstwo, polski nacjonalizm i wszelkie inne grzechy paranormalnego świata. (…)

Śląska książka kucharska, o telefonicznej nie wspominając, może być zrozumiała tylko po gorolsku. Tradycyjne śląskie przepisy kuchenne są już dostępne w wydaniu albumowym, a nawet na gryfnie.com i w innych miejscach. Całym sercem to popieram, bo tu gwara może się wręcz unieśmiertelnić i przypomnieć, że kiedyś do kuchni trafiały tylko produkty, które miały nazwy śląskie. Nie można jednak publikować wszystkich współczesnych przepisów kulinarnych, bo to byłoby wręcz groźne dla konsumentów.

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Język dialogowy” można przeczytać na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Język dialogowy” na s. 3 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl

 

Żółwia praca, abonament i moralny terror. Donald Tusk wzywał do niepłacenia abonamentu RTV; ludzie go chętnie posłuchali

Wydawało się nam, że walka z komuną nie wymaga odwagi, że jest zwykłym obowiązkiem. Intelektualnej odwagi wymagało przeciwstawienie się demoralizującej łatwiźnie głoszonych niekiedy w konspirze haseł.

Andrzej Jarczewski

(…) Dlaczego to przypominam? Otóż nie uczestniczę w partyjnej walce między PiS a PO. W obydwu partiach są ludzie wspaniali bardzo i… nie bardzo. Znam wielu z nich osobiście; miałem na to kilkadziesiąt lat. Obserwowałem wiele wewnętrznych przemian: i w prawo, i w lewo. To jest naturalne, nieuniknione i często usprawiedliwione.

Nie ma jednak usprawiedliwienia dla działań przeciw Polsce! Takich prób nie podejmował PiS, gdy pozostawał w opozycji. Niestety ci, którzy chcą obalić PiS, nie cofają się przed działaniami, które mają charakter prowokacji, a nawet oczywistej zdrady państwa. Ponadto – co wydaje mi się równie ważne – przeciwnicy PiS nie wypracowali obrazu polskiego społeczeństwa w epoce „po PiS-ie”. Przecież nie ma takiej możliwości, by PiS rządził wiecznie. Przegra kiedyś na pewno. Ale kim wtedy będą rządzić następcy? Jakim społeczeństwem? Jak ludzie zareagują na ich rządy, wybrane demokratycznie? A jak zareagują na zamach stanu lub na obcą interwencję?

Wspomnę też o pewnej akcji w obronie PiS-owskiej polityki rolnej czy leśnej. Odmówiłem udziału i podpisu, mimo lekkiego, ale wyraźnie wyczuwalnego moralnego szantażu.(…) Otóż nie jestem ani z wami, ani przeciwko wam w żadnej sprawie. Po prostu wypowiadam się tylko wtedy, gdy wiem, o co chodzi, i gdy znam stanowisko drugiej strony.

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Żółwia praca, abonament i moralny terror” można przeczytać na s. 20 styczniowego „Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Żółwia praca, abonament i moralny terror” na s. 20 styczniowego „Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl