W teczce przyniesiono nowego dyrektora Sławomira Mazurka. Tak wygląda dekomunizacja w Polsce? Możemy sobie pogratulować!

Czy „lepsza zmiana”, składająca się z ludzi, których znamy z poprzednich lat z pierwszych stron gazet i z afer, jest tym, czego oczekują Polacy? Widać, że z tym będą się borykać jeszcze nasze wnuki.

Danuta Frantczak

Państwowy Instytut Geologiczny, firma prawie o wiekowej tradycji i niekwestionowanych zasługach dla gospodarki państwa, za dwa lata powinna świętować swoje stulecie. Tu też pracownicy oczekiwali zmian i reformy, szczególnie po skandalach, jakie miały miejsce w latach 2013–15.

Zaczęło się obiecująco: obecny „właściciel” instytutu, Główny Geolog Kraju, wyznaczył do zarządzania tą szacowną instytucją prof. Andrzeja Gąsiewicza, który wraz zespołem podjął się jej reformowania. Niestety po roku minister nagle zmienił zdanie i postanowił dokonać „lepszej zmiany”. Ponieważ obecne przepisy nie wymagają ogłaszania konkursów i pełną władzę ma minister, w marcu 2017 r. w teczce przyniesiony został nowy dyrektor, dr Sławomir G. Mazurek. Generalnie może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie splot wypadków, jakie zaczęły następować w kolejnych miesiącach po objęciu władzy przez dr. Mazurka. Zwolnienia wykwalifikowanej kadry, dziwna restrukturyzacja, sprowadzająca się do rozbicia instytutu na dwie części, a po uchwaleniu ustawy o Państwowej Agencji Geologicznej – być może przekształcenie w dwie odrębne instytucje: naukową i służbową (choć nie może być służby bez nauki); zadłużanie firmy, wymówienie układu zbiorowego oraz powołania „nowych” ekspertów i wyprzedaż majątku stały się symbolami zmiany w wydaniu nowego zarządcy.

Cała sytuacja wydaje się co najmniej zaskakująca i pozbawiona związku z rzeczywistością wobec dotychczas dobrze realizowanych zadań służby państwowej przez PIG-PIB. Pracownicy są zastraszeni, boją się o swoją przyszłość i realizację zadań państwa w zakresie geologii. Dlatego też warto się przyjrzeć, kim jest dr Sławomir G. Mazurek.

Pierwsze tropy prowadzą do Ministerstwa Środowiska, bo tu przez pół roku pracował jako dyrektor Departamentu Polityki Surowcowej i Analiz. Nie należy bynajmniej mylić go z jego alter ego w ministerstwie, podsekretarzem stanu Sławomirem Mazurkiem. To dwie różne osoby.

Zaglądając do jego CV, od razu można zobaczyć, że ma on doświadczenie w zarządzaniu kopalniami, ale brak mu jakiegokolwiek doświadczenia w działaniach służby geologicznej kraju i współpracy międzynarodowej. Przez wiele lat pracował jako prezes kopalni Konin, a później miał krótki epizod na tym samym stanowisku w kopalni w Kłodawie. Z oficjalnych zapisów wynikałoby, że w obydwu miejscach odnosił sukcesy. Jako prezes zarządu KWB KONIN Sławomir Mazurek został nawet laureatem nagrody „Najlepsi Managerowie 2011 roku” za czasów PO/PSL.

Zupełnie inaczej wspominają go ludzie, pracownicy tych zakładów. Według nich Mazurek to człowiek PSL. W Koninie kojarzą go z Janem Burym (wiceminister Skarbu Państwa w rządzie PO/PSL) i Eugeniuszem Grzeszczakiem (wicemarszałek Sejmu z ramienia PSL), a wszyscy razem byli zamieszani w proces prywatyzacji KWB KONIN. Na hasło „Mazurek” od razu przywołują historię, kiedy to prezes kopalni nie wpuścił na wiec strajkującej załogi posła Jarosława Kaczyńskiego, który przyjechał do Konina wesprzeć protestujących górników Solidarności. W Koninie pamiętają też restrukturyzację, dziwne zakupy, dewaluację przedsiębiorstwa… i na koniec sprzedaż zakładu Solorzowi-Żakowi.

W kopalni Kłodawa podobnie, dr Mazurek nie zapisał się złotymi zgłoskami na tablicy pamiątkowej. Tutaj remedium na całe zło miała być sprzedaż zakładu inwestorowi prywatnemu. Na szczęście się nie udało i kopalnia zupełnie dobrze prosperuje jako spółka pracownicza. Wystarczy dodać, że „dobra zmiana” lokalnych działaczy PiS szybko pozbyła się Mazurka w 2016 r.

Teraz dr Mazurek jako przedstawiciel „lepszej zmiany” może realizować swoje pomysły zarządcze w Państwowym Instytucie Geologicznym. Restrukturyzację już zrealizował i kredyty też są już zaciągnięte, więc teraz czas na wyprzedaż majątku instytutu, aby podreperować mocno nadszarpnięty budżet PIG-PIB, jak przystało na „sprawnego” menedżera. Jednakże reforma Instytutu to nie jest proste wyzwanie, nawet dla tak wytrawnego gracza jak dr Mazurek, dlatego też działanie w pojedynkę byłoby trudne. Po cichu więc i niepostrzeżenie w ramach „lepszej zmiany” pojawiają się pomocnicy i doradcy.

Na korytarzach instytutu czasami można spotkać Eugeniusza Grzeszczaka, pojawia się były komisarz europejski ds. programowania finansowego i budżetu Janusz Lewandowski. Poseł Bury być może też pojawia się na Rakowieckiej (tam jest siedziba instytutu), ale raczej w innych budynkach i w innej roli. Wymienieni doświadczeni posłowie na pewno wspomagają dyrektora Mazurka na poziomie doradczym.

Ale ktoś musi pracować. Dlatego też zatrudnienie w tej szacownej firmie znalazł kojarzony także z PSL pan Sławomir Grela, w swoim czasie protegowany Bartłomieja Sienkiewicza i były prezes PWPW. Z tej samej firmy pochodzi człowiek zarządzający obecnie informatyką instytutu, Bogusław Bafia.

Być może, gdyby poszukać głębiej, a należy pamiętać – dyrektor Mazurek nie tylko zwalnia, ale też zatrudnia – znaleźliby się kolejni beneficjenci „lepszej zmiany” w Państwowym Instytucie Geologicznym. Nie można też pominąć pracującego od kilku lat w instytucie prof. Krzysztofa Szamałka, który obecnie stał się kluczowym ekspertem i pierwszym doradcą dyrektora PIG-PIB w zakresie polityki surowcowej kraju. Tutaj należy przypomnieć tej części Czytelników, którzy nie są z geologią za pan brat, że profesor był wiceministrem środowiska za czasów rządów SLD, a także odgrywał pierwszoplanową rolę w zarządzie stowarzyszenia „Ordynacka”. Należał do PZPR, a i jego rola w wydarzeniach ‘68 r. była interesująca. Jeżeli tak ma wyglądać dekomunizacja w Polsce, to możemy sobie pogratulować i widać, że z tym problemem będą się borykać jeszcze nasze wnuki.

Panu Mazurkowi w zarządzaniu ponad 800-osobowym instytutem pomaga m.in., jako dyrektor ds. służby geologicznej, p. dr Agnieszka Wójcik, mogąca się poszczycić kilkuletnim doświadczeniem w zarządzaniu kilkuosobowym sekretariatem Zachodniej Izby Urbanistów we Wrocławiu. Oczywiście Pani Wójcik także, pomijając jej brak kompetencji do kierowania złożonymi zespołami, a zadaniami państwa, w tym współpracą międzynarodową w zakresie zadań służby geologicznej w szczególności – podobnie jak jej szef, zaliczyła najpierw kilkumiesięczny epizod na stanowisku dyrektora departamentu Ministerstwa Środowiska. Modele kariery à la Nikodem Dyzma! Kompetencje zostały zastąpione pozorami i „układem”. Czy z takimi „fachowcami” zbudujemy nowe państwo?

Czy tak ma wyglądać „dobra zmiana” i czy „lepsza zmiana”, wprowadzana po cichu tylnymi drzwiami, składająca się z ludzi, których znamy z poprzednich lat z pierwszych stron gazet i z afer, jest tym, czego oczekują dzisiaj i w przyszłości Polacy?

Cały artykuł Danuty Frantczak pt. „»Lepsza zmiana« wchodzi tylnymi drzwiami” znajduje się na s. 5 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Frantczak pt. „»Lepsza zmiana« wchodzi tylnymi drzwiami” na s. 5 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze