Brytyjski sąd wydał wyrok śmierci w imię… praw człowieka / Małgorzata Szewczyk, „Wielkopolski Kurier WNET” 47/2018

Czy w imię wolności, praworządności i solidarności z chorym, priorytetem staje się dziś nie podstawowe prawo człowieka do życia, ale do zabijania? Bo jak inaczej nazwać wyrok sądu i trybunału?

Małgorzata Szewczyk

Sprawa niespełna dwuletniego Alfiego Evansa pokazuje, że Wielka Brytania jest krajem wyzutym z wszelkich wartości, pustynią aksjologiczną, swoistym melanżem, na którym opiera się system prawna brytyjskiego. Rodzice ciężko chorego na niezdiagnozowaną dotąd chorobę neurologiczną chłopca, przebywającego od grudnia 2016 roku w szpitalu Alder Hey w Liverpoolu, natrafili na mur nie do przebicia: absurd prawny. Oto zespół medyczny, który zgodnie z brytyjskim prawem występuje jako reprezentant interesów dziecka, ocenił, że dalsza terapia Alfiego „nie jest w jego najlepszym interesie” i może być nie tylko „daremna”, ale także „nieludzka”. Decyzję podjął brytyjski sąd, a podtrzymał trybunał w Strasburgu, wbrew woli rodziców chłopca, którzy nagłośnili sprawę, szukając pomocy, gdzie tylko było można.

Sekwencja wydarzeń była piorunująca. Na oczach rodziców chłopca odłączono od aparatury utrzymującej go przy życiu, bo zgodnie z „medyczną diagnozą” miał umrzeć w ciągu kilku minut, a przeżył… 9 godzin. Ponieważ „diagnoza” okazała się chybiona i dziecko, i jego rodzice (ojciec podejmował resuscytację) walczyli o życie, Alfiego… znowu podłączono do aparatury. W nierówną walkę z prawem włączył się papież Franciszek i włoskie ministerstwo spraw zagranicznych, które przyznało chłopcu włoskie obywatelstwo, a watykański szpital Bambino Gesu zapewnił o gotowości podjęcia leczenia chłopca, wysyłając po małego pacjenta helikopter.

Kiedy piszę te słowa, w internecie pojawiła się informacja, że sąd rodzinny w Manchesterze odrzucił wniosek rodziców Alfiego o zgodę na przewiezienie dziecka do Włoch w celu dalszego podtrzymywania jego życia. Sędzia przychylił się do opinii lekarzy, że taki ruch byłby… zbyt niebezpieczny dla zdrowia dziecka.

Cisną się na usta pytania, w jakich czasach żyjemy? Czy o zdrowiu i życiu dziecka nie mogą decydować już jego rodzice, tylko bezduszne sądy?

Czy obowiązkiem lekarzy na całym świecie, składających przysięgę Hipokratesa, nie jest walka o życie człowieka? Także, a może przede wszystkim, tego najmniejszego i bezbronnego? Czy w imię wolności, praworządności i solidarności z chorym, priorytetem staje się dziś nie podstawowe prawo człowieka do życia, ale do zabijania? Bo jak inaczej nazwać wyrok sądu i trybunału?

Dlaczego podeptano autonomiczne prawa pacjenta? Czy lepsze dla chłopca było umieranie z braku tlenu i płynów, czy jednak przelot specjalistycznym helikopterem do ośrodka, który oferował Alfiemu alternatywną terapię? A jeśli taka była, to czy można zasłaniać się uporczywą terapią? Dlaczego milczą najważniejsze europejskie instytucje, tak bardzo zatroskane o dobro norek, słoni czy traszek?

Brytyjski sąd przekroczył Rubikon, wydał wyrok śmierci w imię praw człowieka. Szkoda, że zapomniał o prawniczej maksymie: Nullum scelus rationem habet – żadna zbrodnia nie ma uzasadnienia.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Alfie Evans bez prawa do życia” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Alfie Evans bez prawa do życia” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Czy sprawiedliwość – i dla kogo? Komentarz do Ustawy 447 zatwierdzonej w USA / Edmund Lewandowski, „Kurier WNET” 47/2018

Bulwersuje nas nazwa ustawy – „Just” – sprawiedliwość dla tych, co przeżyli Holocaust. Słowo ‘just’ oznacza sprawiedliwość. Dla nas ta ustawa jest typowym przykład ‘unjust’, czyli niesprawiedliwości.

Edmund Lewandowski

Komentarz do Ustawy 447

Według polskiego rządu ustawa nie ma znaczenia, bo dotyczy tylko raportowania. Według części Polonii amerykańskiej może być zupełnie przeciwnie. Moim zdaniem ustawa daje punkt zaczepienia dla organizacji żydowskich w Stanach Zjednoczonych do wszczęcia postępowania roszczeniowego dotyczącego mienia bezspadkowego. Nie znam wartości, nie znam liczb, ale wiemy, że może chodzić o majątek wartości dziesiątków miliardów dolarów. Oczywiście nie ma bezpośredniej relacji między ustawą a działaniem rządu polskiego, ale środowiska żydowskie mają wiele możliwości, by naciskać na polski rząd.

Bulwersuje nas też nazwa ustawy – „Just” – sprawiedliwość dla tych, co przeżyli Holocaust. Słowo ‘just’ oznacza sprawiedliwość. Dla nas ta ustawa jest typowym przykład ‘unjust’, czyli niesprawiedliwości.

Co więcej, widzimy, jak ocena tego, co zdarzyło się na terenie Polski podczas drugiej wojny światowej, przybiera coraz bardziej niepokojące kształty. Ustawa 447 jest najbardziej wyrazistym przejawem tych tendencji, które przypisują Polakom współodpowiedzialność za Holocaust.

Koalicja amerykańskiej Polonii dokonała wielkiego wysiłku, żeby zablokować procedowanie ustawy. Nie udało się. Według nas, rząd polski nie przywiązał należytej uwagi do procedowanej ustawy. Zaklinanie, że to nie ma znaczenia, jest mydleniem oczu.

Chcę też zwrócić uwagę na sposób procedowania ustawy. W Izbie Reprezentantów najpierw była procedowana ustawa 1226. Nasza organizacja i inne organizacje polonijne dotarły do większości kongresmenów i moim zdaniem zdecydowało to o nagłej zmianie trybu procedowania. Z dnia na dzień porzucono tekst ustawy 1226 i przyjęto już uchwaloną wersję senacką, co pozwoliło na kosmiczne przyspieszenie uchwalenia tej ustawy. Zamiast w kilka miesięcy, zrobiono to w trzy dni, bez dyskusji i normalnego głosowania.

Teraz Polonia planuje nacisk na prezydenta Donalda Trumpa, aby nie podpisał tej ustawy, a jeśli podpisze, to są już plany zaskarżenia ustawy do Sądu Najwyższego. To jest poważny i kosztowny projekt.

Informacje na ten temat będą dostępne na stronie coalitionofpolishamericans.org.

Autor jest członkiem Rady Koalicji Polonii Amerykańskiej (Coalition of Polish Americans, Inc.).

USTAWA S. 447

O obowiązku raportowania nt. działań niektórych państw obcych w odniesieniu do majątku ery Holokaustu i powiązanych z tym kwestii

SEKCJA 1. TYTUŁ SKRÓCONY

Ustawa niniejsza może być przywoływana również jako Sprawiedliwość dla ocalałych, którzy po dziś dzień nie uzyskali rekompensat, ustawa z 2017 r. – oryg. Justice for Uncompensated Survivors Today (JUST) Act of 2017.

SEKCJA 2. RAPORTOWANIE O MAJĄTKU ERY HOLOKAUSTU I POWIĄZANYCH Z TYM KWESTIACH

(a) DEFINICJE – W tej sekcji:

(1) WŁAŚCIWE KOMISJE KONGRESU – Określenie „właściwe komisje Kongresu” oznacza:

(A) Komisję Spraw Zagranicznych Senatu;

(B) Komisję ds. Wydatków Rządowych Senatu;

(C) Komisję Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów; i

(D) Komisję ds. Wydatków Rządowych Izby Reprezentantów.

(2) PAŃSTWA OBJĘTE – Określenie „państwa objęte” oznacza kraje uczestniczące w 2009 r. Konferencji „Mienie Ery Holokaustu”, które są wskazane przez Sekretarza Stanu lub państwa określone przez Sekretarza w porozumieniu z eksperckimi organizacjami pozarządowymi jako państwa szczególnej troski w odniesieniu do kwestii wskazanych w podsekcji (b).

(3) BEZPRAWNE PRZEJĘCIE LUB PRZEKAZANIE – Termin „bezprawnie przejęcie lub przekazanie” obejmuje konfiskatę, wywłaszczenie, nacjonalizację, sprzedaż wymuszoną lub przeniesienie oraz sprzedaż lub przekazanie pod przymusem mienia w okresie ery Holocaustu lub w okresie rządów komunistycznych w państwie objętym.

(b) RAPORTOWANIE – Nie później niż w ciągu 18 miesięcy od daty wejścia w życie niniejszej ustawy, Sekretarz Stanu przedstawi właściwym komisjom Kongresu raport, który oceni i opisze charakter i zakres przepisów państwowych oraz egzekwowanie przez państwa zasad identyfikacji i zwrotu lub restytucji za bezprawnie przejęte lub przekazane mienie ery Holocaustu, zgodne z założeniami i celem Konferencji Mienie Ery Holokaustu 2009, w tym:

(1) zwrotu prawowitemu właścicielowi każdej nieruchomości, w tym mienia o charakterze religijnym lub komunalnym, która została bezprawnie zajęta lub przekazana;

(2) jeżeli zwrot mienia określonego w ust. 1 nie jest już możliwy, zapewnienia prawowitemu właścicielowi porównywalnej własności zastępczej lub wypłacenia mu godziwej rekompensaty zgodnie z zasadami sprawiedliwości i szybkiego postępowania administracyjnego opartego na zasadach słuszności, przejrzystości i sprawiedliwości;

(3) w przypadku mienia bez spadkobierców, zapewnienia majątku lub rekompensat na rzecz potrzebujących pomocy ofiar Holokaustu, na cele związane ze wspieraniem edukacji o Holokauście oraz na inne cele;

(4) stopień, w jakim takie przepisy i polityki są wdrażane i egzekwowane w praktyce, w tym poprzez wszelkie mające do nich zastosowanie postępowania administracyjne lub sądowe; i

(5) w miarę możliwości przegląd mechanizmów i przebiegu realizacji roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych ocalonych z Holokaustu, jak i członków rodzin obywateli Stanów Zjednoczonych, ofiar Holokaustu.

(c) OCZEKIWANIA KONGRESU – Kongres oczekuje, że po przedstawieniu raportu opisanego w podsekcji (b), Sekretarz Stanu winien nadal przekazywać Kongresowi sprawozdania o majątku z ery Holokaustu i związanych z tym kwestiach w sposób, który jest zgodny ze sposobem, w jaki Departament Stanu informował o takich sprawach przed datą wejścia w życie niniejszej ustawy.

Przekład: Krzysztof Nowak

Źródło: www.polishclub.org

Cały tekst Ustawy 447 oraz komentarz Edmunda Lewandowskiego znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cały tekst Ustawy 447 oraz komentarz Edmunda Lewandowskiego na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

 

Co to znaczy Matka Polka? Czy nowoczesność i postęp może ofiarować dzisiejszej Matce Polce coś nowego?

W Akcie konfederacji dam polskich oburzone na zniewieściałość i zaprzaństwo panie zapowiedziały odmowę „najyntymniejszych umizgów i zalotów”, jeśli panowie nie ruszą do boju za wiarę i wolność

Danuta Moroz-Namysłowska

W 1830 roku Adam Mickiewicz w wierszu Do Matki Polki zalecił następującą formację syna:

Wcześniej mu ręce okręcaj łańcuchem,
Do taczkowego każ zaprzęgać woza,
By przed katowskim nie zbladnął obuchem
Ani się spłonił na widok powroza.
Wyzwanie przyszłe mu szpieg nieznajomy
Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny,
A placem boju będzie dół kryjomy,
A wyrok o nim wyda wróg potężny…

I wydano ten wyrok wiele razy, a bohaterowie z dołów Katynia i lodowatych czeluści Sybiru na nieludzkiej ziemi do dziś wołają o pamięć i zmartwychwstanie. Niedawno dołączyli do nich ci znad Smoleńska, a polska Matka polskiego Prezydenta, złożona ciężką chorobą, bez skargi stawiła czoła narodowej tragedii. I wraz z Nią pozostałe Matki, Siostry i Rodziny.

Wielkopolska zna dzielność i ofiarność kobiet z rodów Mycielskich, Chłapowskich, Węgorzewskich i wielu innych, które wychowywały swoich synów w etosie patriotyzmu. Jak pisze profesor Jacek Kowalski, w Akcie konfederacji dam polskich oburzone na zniewieściałość i zaprzaństwo panie zapowiedziały odmowę „najyntymniejszych umizgów i zalotów”, jeśli panowie nie ruszą do boju za wiarę i wolność (J. Kowalski, Czy Matka Polka istniała?, „Polonia Christiana”, marzec–kwiecień 2018, s. 75). (…)

Po roku 1863, gdy synowie i mężowie szli na Sybir czy na szafot, ich miejsce i obowiązki przejmowały niewiasty. Nasi wrogowie byli niepomiernie zaskoczeni, że „kobieta polska jest wiecznym, nieubłaganym spiskowcem”.

Warto zaznaczyć, że polskie kobiety europejski feminizm dostosowały na początku XX wieku do potrzeb narodowych: walczyły o wykształcenie, konspirowały, zakładały ośrodki pomocy i zgromadzenia zakonne – bezbożnictwo było tu zupełnym marginesem. Najpełniej ideał Matki Polki wszedł pod strzechy w przededniu 1918 roku. Akcje charytatywne, opieka pielęgniarska, ale i postawy obronne – według pieśni to kobiety i dzieci broniły Lwowa.

Marszałek Józef Piłsudski jednym dekretem w Niepodległej dał Polkom prawa wyborcze – wiele Europejek otrzymało je znacznie później.

A kim dla dzisiejszych feministek jest Matka Polka? Według niejakiej Kazimiery Szczuki to „monstrum o cechach wampirycznych i demonicznych”, składające swe dzieci jako ofiary na ołtarzu Ojczyzny… Zamiast je po prostu wyabortować?

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Do Matek Polek” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Do Matek Polek” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Elitotwórcza rola sowieckich służb w krajach byłego bloku wschodniego/ Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 47/2018

Możemy mieć wiele pretensji do działań rządu, ale musimy sobie zdawać sprawę, że Porozumienie Centrum i późniejszy PiS to jedyne liczące się ugrupowania powstałe BEZ wsparcia komunistycznych służb.

Jan Martini

Gra wstępna

Tym pochodzącym z seksuologii terminem można by określić działania sowieckich służb specjalnych poprzedzające demontaż komunizmu w opanowanej przez ZSRR części Europy. Działania te, jak i sam proces transformacji, to obszar badawczy omijany wielkim łukiem przez naukowców akademickich.

Zresztą – według oficjalnej wykładni – nie ma czego badać, bo już wszyscy wszystko wiedzą – demokratyczna opozycja porozumiała się z patriotyczną częścią partii komunistycznej jak Polak z Polakiem i bezkrwawo przejęła władzę. Myśliciele w rodzaju Frasyniuka orzekli nawet, że tzw. porozumienie okrągłego stołu to najdonioślejsze wydarzenie w tysiącletniej historii Polski. Jest zrozumiałe, że liczni zasiedlający uniwersytety akademicy-humaniści nie będą ryzykować karier, zgłębiając śliską tematykę. Takiej obawy nie miał historyk niezależny – dr Jerzy Targalski, który wydał ogromną 3-tomową pracę pt. Służby specjalne i pieriestrojka (podtytuł: Rola służb specjalnych i ich agentur w pieriestrojce i demontażu komunizmu w Europie Środkowej). Nie jest to lektura nadająca się do czytania w pociągu, ale nawet pobieżne przewertowanie dzieła pozwala na pełniejsze postrzeganie naszego obecnego położenia. Autor przeanalizował sytuację rok po roku we wszystkich krajach „demokracji ludowej”, przytaczając setki faktów i śledząc biografie aktorów procesów dziejowych.

Wykonał pracę podobną do grzebania w szambie – „grzebał w życiorysach” zarówno funkcjonariuszy służb, aparatczyków partyjnych, polityków, jak i opozycjonistów. W opinii ludzi postępu „grzebanie w życiorysach” jest czymś wstrętnym i nagannym, jednak właśnie w życiorysach znajduje się klucz do zrozumienia procesu „obalania komuny”.

„Siłownicy” – animatorzy reform

Co najmniej od lat 70. ub. wieku dla wszystkich myślących w Związku Sowieckim stało się jasne, że gospodarka centralnie planowana jest mniej wydolna od kapitalistycznej i że bez głębokich reform ZSRR przegra rywalizację ze światem Zachodu. Świadomość ta była powszechna w służbach, gdyż wolni od zamulenia ideologicznego funkcjonariusze byli najlepiej zorientowani w sytuacji (mieli dostęp do prawdziwych informacji). Z perspektywy elit sowieckich głównym celem reform miała być zamiana władzy politycznej na mniej kosztowną, skuteczniejszą i przyjemniejszą władzę ekonomiczną. Reformy jednak nie mogły być dokonane, bo naczelny ideolog partii komunistycznej Michaił Susłow uważał, że „wszelkie reformy zawsze prowadzą do kontrrewolucji”. W kraju rządziła partia komunistyczna, a KGB była zaledwie „mieczem i tarczą” partii. Jednak nie czekając na śmierć starego ideologa (1982), „siłownicy” zaczęli przygotowywać plan przebudowy imperium. Powstał think tank mający za cel opracowanie założeń przyszłych reform. W skład zespołu weszli naukowcy ze służb cywilnych i wojskowych pod kierownictwem prof. płk KGB Władimira Rubanowa i prof. płk GRU Witalija Szłykowa. Tam prawdopodobnie wypracowano kształt przyszłej „pieriestrojki”.

Zakładano ograniczenie wpływu partii komunistycznej na gospodarkę i liberalizację (trójpodział władz, wielopartyjność, własność prywatna, wybory spośród więcej niż jednego kandydata, likwidacja cenzury, „głasnost” itp.). Jednak prawdziwe struktury władzy miały być ukryte za fasadą demokracji – a więc to nie premier Tusk wymyślił „państwo teoretyczne”, tylko eksperci moskiewscy. Dowodem na działania nieformalnego gremium sterującego mogą być nominacje ministerialne w rządach PO.

Jakaś „niewidzialna ręka” podsunęła Tuskowi „brytyjskiego ekonomistę profesora Rostowskiego” jako ministra finansów (który rozpoczął urzędowanie, nie mając polskiego obywatelstwa). Ministra przestano tytułować profesorem, kiedy nie udało się odnaleźć jego doktoratu (pozostał tylko prof. Bartoszewski).

Rostowski skutecznie potrafił nie dopilnować wypłaty 500 mln zwrotu podatku VAT czterem facetom mającym zarejestrowaną firmę w pustym pokoju na 33 piętrze wieżowca. Pieniądze natychmiast powędrowały na Kajmany, by przez Bermudy i Holandię trafić do Londynu. Ktoś zainstalował „Borysława” Budkę w rządzie Ewy Kopacz. Wprawdzie pani premier twierdziła, że nominacje ministerialne to „jej autorski projekt”, ale chyba tylko częściowo. Niewątpliwie jej propozycją mogła być katechetka Terenia (ta, która „da radę”) jako minister nadzorujący policję i służby specjalne. Trudno uwierzyć jednak w nominację osoby, której imienia się nie zna. Minister Budka tłumaczył, że był słabo rozpoznawalnym posłem „z tylnych ławek”, ale czy takiemu posłowi powierza się ważne stanowisko ministra sprawiedliwości?

Twórcy „pieriestrojki” zakładali, że w miejsce państw „demokracji ludowej” powstaną państwa formalnie niepodległe, pozostające jednak pod kontrolą centrali. Przewidywano, że głównym problemem i zagrożeniem dla reform będzie opór potężnego aparatu partyjnego, a w państwach zewnętrznych także aspiracje niepodległościowe zamieszkałych tam narodów. Można było liczyć natomiast na sprzymierzeńców z nomenklatury gospodarczej, którzy chcieli „gospodarować na swoim”. Właśnie dyrektorzy fabryk, kombinatów czy przedsiębiorstw stali się w przyszłości największymi beneficjentami przemian. Także w Polsce partyjny dyrektor często zostawał właścicielem fabryki, którą można było następnie „odstąpić” cudzoziemcowi… Przy okazji wytworzyło się nowe, nomenklaturowe ziemiaństwo, ponieważ partyjni dyrektorzy PGR-ów zostali właścicielami wielkich posiadłości ziemskich.

Targalski uważa, że „pieriestrojka” zaczęła się już za Andropowa (który był pierwszym czekistą na stanowisku I sekretarza KPZR), gdyż wtedy zaczęły się wielkie ruchy kadrowe w służbach. Chodziło o „odcedzenie” funkcjonariuszy „nie nadążających”, a więc nie nadających się do nowych zadań. Dominujący dotąd prymitywny „stukacz” – donosiciel nie wystarczał w sytuacji, gdy mniej istotne stało się zbieranie informacji. Potrzebny był agent potrafiący wpłynąć na jakieś środowisko i skłonić je do określonych zachowań.

Wykształcono nowy typ tajnego współpracownika, zwanego w żargonie „zawodowym dysydentem”. W Polsce również mieliśmy „zawodowców” zajmujących się „walką z komuną” w pełnym wymiarze godzin. Nie mogli oni być członkami związku zawodowego „Solidarność”, bo nie pracowali etatowo.

Demokracja wymaga istnienia opozycji, a ta była tylko w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech. W innych krajach opozycję trzeba było dopiero wygenerować. Dlatego z inicjatywy KGB zorganizowano w Helsinkach Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy KBWE (1975), na której Związek Radziecki zobowiązał się przestrzegać „praw człowieka” – niezbędnych do zaistnienia legalnej opozycji. Ludzie Europy Wschodniej, przyzwyczajeni do życia w państwie policyjnym, ostrożni i nieufni, bardzo niechętnie korzystali ze swoich „praw”. Pierwszy wolny happening w Bułgarii zorganizowała TW „Anna” – Aksinija Dżurowa – prorektor Uniwersytetu Sofijskiego. Organizatorzy pieriestrojki (i ich agenci) musieli nieźle się natrudzić, zanim zaczęły kiełkować pierwsze ruchy ekologiczne, pacyfistyczne, Komitety Helsińskie, samorządne związki zawodowe, niezależne stowarzyszenia itp. Znaleźli się w nich, obok ludzi zacnych, także liczni „animatorzy” z ramienia służb.

Społeczeństwo obywatelskie ze wspomaganiem

Tu muszę zacytować mój ulubiony cytat z gen. Kiszczaka: SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki.

Aby mieć „możliwości oddziaływania”, nasycenie agenturą musi być podobne jak w Polskim Związku Katolicko-Społecznym. W jego 24-osobowym zarządzie było 12 tajnych współpracowników SB…

Prominentny czekista Franciszek Szlachcic mawiał: policja jest od tego, by zwalczać lub tworzyć opozycję, a generał SB Krzysztoporski (dobry znajomy Wałęsy) wychodził z założenia, że opozycji nie tylko nie należy likwidować, ale kontrolować operacyjnie, a nawet finansować. Liczne powstałe mniej lub więcej spontanicznie „organizacje pożytku publicznego” stały się wylęgarnią polityków i mężów stanu użytecznych organizatorom „pieriestrojki”. Dobrym przykładem w Polsce może być organizacja pacyfistyczna Wolność i Pokój, dzięki której ujawnili swoje talenty niżej wymienieni prominenci:

Bartłomiej Sienkiewicz – „twórca” UOP, szef MSW w rządzie PO-PSL. Obywatel RP Kasprzak – przywódca. Wojciech Brochwicz – dyrektor w UOP. Piotr Niemczyk – polityk Unii Wolności, funkcjonariusz UOP, znany z inwigilowania Kaczyńskiego. Bogdan Klich – polityk PO, szef MON w rządzie Tuska. Konstanty Miodowicz – szef kontrwywiadu UOP, działacz PO; zginął w dziwnych okolicznościach („zasłabł podczas spaceru”). Jan Maria Rokita – polityk Unii Wolności i PO, niedoszły „premier z Krakowa”. Andrzej Miszk – współzałożyciel KOD, znany z głodówki w obronie Trybunału Konstytucyjnego. Andrzej Stasiuk – salonowy pisarz, hoduje barany, a jednemu z nich nadał imię „Smoleńsk”.

O tej organizacji tak pisze bloger Kokos 26: Jeżeli ktoś zadałby mi pytanie, komu potrzebny był ruch Wolność i Pokój założony przez obecnego ministra Czaputowicza, to odpowiedzi szukałbym w powierzeniu jego członkom misji tworzenia Urzędu Ochrony Państwa III RP, a później zasilenia jego szeregów, i to na bardzo wysokich stanowiskach. Szczególnie kuriozalnie wyglądało uczynienie z tych młodych pacyfistów i ekologów osób odpowiedzialnych za weryfikację funkcjonariuszy SB.

Kiszczak musiał skakać ze szczęścia i nieźle się bawić, kiedy weryfikację pozytywnie przeszło 74% z 10439 esbeków i aż 7200 z nich zasiliło szeregi nowych służb.

Łotewski funkcjonariusz Boris Karpiczkow pisał o całkowitej kontroli ruchów nieformalnych przez KGB i masowym werbunku działaczy, którzy mieli stać się czołowymi politykami Łotwy po przewidywanym przez KGB rozwiązaniu ZSRR.

Jego pokrętny życiorys jest dość typowy dla wielu czekistów w trudnych czasach „pieriestrojki”. Za komuny właściwej Karpiczkow zajmował się kontrwywiadem na odcinku amerykańskim. W czasie przemian oddelegowano go do Moskwy do pracy w FSB, gdzie miał infiltrować służby łotewskie. Po półrocznym bezrobociu został agentem łotewskiego kontrwywiadu (fachowiec tej specjalności nie musi martwić się o pracę), a następnie zaangażował się do CIA (którą zwalczał w czasach sowieckich). Zajmował się powiązaniami mafii z politykami. Po oskarżeniu o kradzież 232 tys. dolarów, w 1997 roku uciekł do Londynu, a Anglicy w 2005 roku ostatecznie odmówili jego ekstradycji…

Jedność w różnorodności

Nad prawidłowością przebiegu pieriestrojki w krajach bloku czuwał najbliższy współpracownik Gorbaczowa – Aleksander Jakowlew. Krążył on między poszczególnymi krajami, doradzał i popędzał. Ciekawe, że proces „pieriestrojki” na Słowacji sterowany był raczej przez Moskwę niż przez Pragę. Czyżby już wtedy zakładano rozpad Czechosłowacji? Organizatorzy transformacji nie polegali jedynie na lokalnych strukturach służb, mając do pomocy w każdym kraju także agentów prowadzonych bezpośrednio przez „centralę”. Rosjanie szczególnie ufali wielopokoleniowym klanom agentów, w których już trzecie pokolenie pracowało dla Moskwy. Najwięcej takich rodzin było w Rumunii i Bułgarii. Polityk PO Tomasz Cimoszewicz mógłby liczyć na zaufanie wschodnich przyjaciół…

Prymusem transformacji była Estonia; Ukraina i Bułgaria zostawały w tyle. Opóźnienia poszczególnych etapów przemian dochodziły do roku, ale wszędzie w podobnym czasie wprowadzono „analogi” „ustaw Wilczka”, komercjalizację banków (w Polsce pół roku po Rosji), tworzono „firmy polonijne” (joint ventures), powołano urząd prezydenta z prawem veta i Trybunał Konstytucyjny (w Polsce w 1985 r.).

Utworzenie TK anonsowano jako krok w kierunku demokratyzacji – w rzeczywistości był to ważny „bezpiecznik”, gwarantujący utrzymanie systemu pod kontrolą. W Polsce TK dwukrotnie uniemożliwił dekomunizację jako „godzącą w prawa człowieka”…

Generowanie „partnera społecznego” było sterowane odgórnie – świadczy o tym zbieżność dat powstania Grup Inicjatywnych (ogromnie nasyconych agenturą). W skład takiej grupy wchodzili pisarze, artyści, naukowcy, autorytety moralne i inne prominentne osoby związane z establishmentem partyjnym. Pierwsza Grupa Inicjatywna powstała w Tallinie, później jednocześnie w Wilnie i Rydze, a następnego dnia w Kiszyniowie (zbieżność dat wyklucza jakąkolwiek spontaniczność). Najbardziej oporna była Bułgaria. Według opinii bułgarskiego czekisty, opozycja w Bułgarii rodziła się dzięki działalności Zarządu i była wychowywana pod jego skrzydłami.

Mimo starań wielu zadaniowanych TW nie udało się wytworzyć bułgarskich „niezależnych, samorządnych” związków zawodowych – wytypowani aktywiści pozostali przy bezpieczniejszej działalności ekologicznej. Ich ostrożność wynikała z niechęci I sekretarza Żiwkowa do zmian. Los pierwszych sekretarzy krajów wasalnych był ściśle związany z ich stosunkiem do „pieriestrojki”. Wizerunek gen. Jaruzelskiego byłby fatalny w dobie szalejącej demokracji, która zbliżała się wielkimi krokami – dyktator stanu wojennego nie miał innego wyboru, jak ucieczka do przodu. Stąd proces przemian w Polsce miał najwyższą dozę teatralności („okrągły stół”), a generał starał się być liderem na tle pozostałych krajów bloku. Jaruzelski – już jako prezydent – pewniej się czuł, mając w pobliżu Armię Czerwoną (na wszelki wypadek), dlatego w Polsce wojska sowieckie stacjonowały najdłużej (do 1993 r.).

Ci spośród komunistycznych przywódców, którzy nie wyczuli wiatru przemian, skończyli źle – Honecker na wygnaniu, Żiwkow w więzieniu, Ceausescu zamordowany. „Conducator” wiedział, że coś się szykuje w Moskwie, więc naprzód usunął funkcjonariuszy, którzy pobierali nauki w Rosji, później tych mających żony Rosjanki. W końcu zaczął „neutralizować” potencjalnych konkurentów. Udało mu się zlikwidować dwóch, ale trzeci – Ion Iliescu – ocalał i zlikwidował „Conducatora”, stając się ojcem rumuńskiej demokracji.

Dziennikarze murem za służbami i telefon Kuronia

Projektanci przemian wiedzieli, że tak ambitna operacja musi mieć pełną osłonę medialną. Równocześnie wymóg demokratyzacji nakazywał zniesienie cenzury. Okazało się, że była to instytucja całkowicie zbędna.

Obawa komunistów, że po likwidacji cenzury każdy będzie mógł sobie pisać co chce, była nieuzasadniona – redakcje przejęły na siebie rolę cenzury. Zresztą dziennikarze zawsze sami wiedzą, co pisać (a czego nie). Jedność przekazu świata dziennikarskiego po 10 kwietnia 2010 roku była imponująca, choć instytucjonalna cenzura nie istniała już od wielu lat.

Jak ujawnił Mitrochin w swoim „Archiwum”, już w 1980 r. centrala KGB zalecała swoim zagranicznym rezydenturom, by zamiast kłopotliwego pozyskiwania agentów, wynajmowały raczej dziennikarzy. Za drobne pieniądze publicysta opublikuje, literat stworzy literaturę, dziennikarz napisze wszystko to, co było zamawiane.

Wraz z liberalizacją postępował ogromny wzrost liczby tajnych współpracowników SB, którzy musieli pilnować, by nie przekroczyć ram dozwolonej wolności. W kluczowym roku demontażu systemu w Polsce liczba TW osiągnęła niemal 100 tys. (w okresie „stalinowskim” tylko 85 tys.). Najważniejszą rolę odegrali tajni współpracownicy w mediach. Kontrolowani przez SB dziennikarze otrzymywali polecenia poruszania konkretnych tematów – dostarczano im materiały, a nawet gotowe artykuły. Nadzorem SB objętych było ok. stu redakcji. Tylko w „Życiu Warszawy” było od 12 do 15 tajnych współpracowników SB (nie licząc agentów służb wojskowych).

W połowie lat 80. władze PRL nie mogły liczyć, że ktokolwiek uwierzy w informacje zamieszczone w oficjalnej prasie, więc rozgłośnia „dywersji ideologicznej” – Radio Wolna Europa stało się podstawowym medium komunikowania się ze społeczeństwem. W pewnym momencie zaprzestano nawet zagłuszania audycji – oczywiście w ramach demokratyzacji… Rozgłośnia Wolna Europa wylansowała jako głównych opozycjonistów Kuronia i Michnika, taktownie przemilczając Macierewicza i innych mniej właściwych

Wiadomości z życia „demokratycznej opozycji” przekazywał monachijskiej rozgłośni Jacek Kuroń ze swojego magicznego telefonu. Jakoś nikt z komunistów nie wpadł na pomysł, żeby ten telefon po prostu wyłączyć…

Audycje RWE umożliwiały kształtowanie się opinii publicznej nie tylko poprzez agenturę wpływu umieszczoną w rozgłośni, ale także dzięki amerykańskiemu poparciu dla komunistów dokonywujących demontażu systemu. Wielką troską Amerykanów było, by komunistom nie stała się krzywda ze strony nienawistnych katolickich „nacjonalistów”.

Politycy z zobowiązaniami

Większość premierów, prezydentów i ministrów spraw zagranicznych III RP rozwijała swoje talenty pod opieką komunistycznych służb. Bynajmniej nie byliśmy wyjątkiem.

Premierem Litwy została Kazimiera Prunskiene, od 1980 roku agentka KGB o pseudonimie „Satrija”. Dla KGB pracowali także premierzy Łotwy i Estonii. „Satrija” wyjaśniała, że uważała KGB za jedyną organizację zdolną do wprowadzenia reform, więc musiała donosić… Zdemaskowanie pani premier było wynikiem frakcyjnych tarć w służbach i wywołało na Litwie podobny szok, jak u nas sprawa „Bolka”. Litewski Sajudis został założony przez KGB i był kierowany przez agentów. Jednak w miarę upływu czasu konfidenci wykruszali się lub zostali zdemaskowani, a organizacja się oczyściła. Czy w tym procesie pomogła Matka Boska Ostrobramska?

W 1991 roku rząd Litwy postanowił, że byli pracownicy i informatorzy KGB nie mogą być posłami, ministrami, dyrektorami departamentów i piastować kierowniczych stanowisk w administracji państwowej. Osoby uwikłane zostały poproszone o ustąpienie z zajmowanych stanowisk w terminie 3 miesięcy. Pierwszym aresztowanym pod zarzutem współpracy z KGB był Algis Klimaitis (TW „Kliugeris”). Będąc odpowiedzialnym za politykę zagraniczną, „Kliugeris” krytykował „politykę konfrontacyjną” z Rosją, a żądanie wycofania wojsk rosyjskich z Litwy uważał za „dyktatorskie” i szkodzące wizerunkowi Litwy na Zachodzie… Wówczas po raz pierwszy w Europie postsowieckiej fakt współpracy z komunistyczną tajną policją uznano za czyn naganny.

Choć błyskotliwi projektanci „pieriestrojki” szczegółowo zaplanowali scenariusze, dynamika wydarzeń spowodowała, że „rozpędzonego parowozu dziejów” nie udało się już zatrzymać. Dzięki temu np. już w 1992 roku w Estonii zaczęto odbierać majątki zagrabione w wyniku złodziejskiej nomenklaturowej prywatyzacji. Przemiany osiągnęły znacznie większy zakres niż przewidywano m.in. z powodu rywalizacji Gorbaczowa z Jelcynem, KGB z GRU i walk frakcyjnych wewnątrz służb.

Podobnie jak w Polsce, dekomunizacja w Mołdawii się nie udała. Dlaczego w tym kraju nie było lustracji, wyjaśnił I sekretarz Komunistycznej Partii Mołdawii i późniejszy prezydent Lucinschi – jeśli otworzymy dossier Bezpieczeństwa, pozostaniemy bez inteligencji.

Tu nasuwa się refleksja nad elitotwórczą rolą sowieckiej policji politycznej. Jakiej proweniencji są nasze elity i jakie mają kwalifikacje moralne? Czy ktoś wspomagał piękne kariery artystyczne, literackie czy naukowe? A może właśnie brakiem uczciwej konkurencji i negatywną selekcją można wytłumaczyć stan polskich uczelni pozostających daleko w tyle w rankingach światowych?

Możemy mieć wiele pretensji do działań rządu i polityków partii rządzącej, ale musimy sobie zdawać sprawę, że Porozumienie Centrum i późniejszy PiS to jedyne liczące się ugrupowania powstałe BEZ wsparcia komunistycznych służb. Najlepszym tego dowodem są żywiołowe ataki mediów krajowych i zagranicznych na PiS i jego twórcę Jarosława Kaczyńskiego.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Gra wstępna” znajduje się na s. 3 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Gra wstępna” na s. 3 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

 

Oportunizm polityków PiS w sprawie prawa do naturalnej śmierci / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 47/2018

Wielu do niedawna sensownych polityków dało się znowu przekonać fałszywej opinii, że optując za życiem, przegrają wybory. Pora zawrócić z tej błędnej drogi, bo nie ma co liczyć na amnezję wyborców.

Jolanta Hajdasz

Te wydarzenia trzeba zapamiętać. Ważne są nie tylko nazwiska bohaterów, daty zdarzeń, ale także wszelkie okoliczności. I wszystkie reakcje. Chodzi w końcu o fundamentalne prawo każdego człowieka – prawo do życia.

W ostatnich dniach kwietnia każdego, nawet minimalnie wrażliwego człowieka musiała poruszyć historia małego Alfiego Evansa, który został w Wielkiej Brytanii odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Chore dziecko wbrew woli rodziców pozbawiono picia, jedzenia i tlenu. Miało, zgodnie z opinią „lekarzy” (a może powiedzmy wprost – morderców), umrzeć po kilku minutach. Tymczasem ten malutki, chory człowiek, skazany na śmierć z pragnienia i głodu, przez wiele godzin rozpaczliwie walczył o życie, wbrew diagnozom i wbrew „lekarzom”, nazywającym ratowanie jego życia uporczywą terapią i zabraniającym przewiezienia go do innej placówki. Sąd, symbol sprawiedliwości w naszych czasach, także na to nie pozwolił i pokazał tym samym, że obecnie jest czymś więcej niż trzecią władzą. Stawia się raczej w roli pana życia i śmierci.

Ta bezduszność przerażała wielu z nas. Oburzaliśmy się na swoich portalach, twitterach, wśród znajomych i w domu przy kolacji. To łatwe, bo dzieje się daleko od nas. Ale w tych samych dniach – kiedyś nasza koleżanka dziennikarka, dziś posłanka PiS – Joanna Lichocka zaatakowała w bardzo ostrych słowach autorów akcji „Zatrzymaj aborcję”.

Według niej Kaja Godek, inicjatorka i szefowa społecznego komitetu w sprawie wyeliminowania z polskiego prawa możliwości legalnego zabicia dziecka, gdy stwierdzi się u niego choćby podejrzenie choroby genetycznej, realizuje czystą, zimną i wyjątkowo cyniczną grę polityczną, którą porównała do prowokacji służby bezpieczeństwa w ostatnich latach komunizmu i podkreślała, że PiS z tym projektem nie ma nic wspólnego.

W podobnym duchu wypowiedział się Jacek Sasin, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, który jako człowiek prywatny uważa, że aborcja jest złem, szczególnie gdy dotyczy nienarodzonych dzieci, które są chore, ale jako polityk musi brać pod uwagę, że dzisiaj nie ma przyzwolenia na zaostrzenie prawa aborcyjnego.

Czyżby? Przecież pod projektem „Zatrzymaj aborcję” podpisało się ponad 800 tysięcy obywateli, wśród których zdecydowana większość to wyborcy Prawa i Sprawiedliwości od dawna czekający na większą, ustawową ochronę życia. I jeszcze do niedawna mieliśmy wrażenie, że także w tej sprawie politycy rządzącej partii są razem z nami. Coś się zmieniło?

Jeśli godzimy się na zabijanie nienarodzonych dzieci z powodu choroby, to nie możemy się oburzać na los małego Alfiego.

Przedłużająca się procedura w Sejmie, dotycząca projektu „Zatrzymaj aborcję”, pokazuje nam niestety coraz wyraźniej, że walka między cywilizacją życia i śmierci toczy się także na prawicy i że także tu nie ma stałych zasad i nadrzędnych wartości. Zamiast nich widać za to zimną kalkulację i interes… no właśnie, czyj?

Warto więc podkreślić, iż nie po raz pierwszy słyszymy, że jak PiS da się wciągnąć na aborcyjne pole minowe, to przegra wybory, i wygląda na to, że wbrew fundamentalnym zasadom i wbrew obietnicom wyborczym, wielu jeszcze do niedawna sensownych polityków dało się znowu tej fałszywej opinii przekonać. Pora zawrócić z tej błędnej drogi, bo tym razem na zbiorową amnezję nie warto liczyć. Naprawdę zapamiętamy, co mówiliście i co zrobicie.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

 

Znów mamy dwa plemiona w naszym narodzie – patriotów i targowiczan / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 47/2018

Kolejne pokolenie zmaga się z wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Głupota, chciwość, kompleksy i duchowa tchórzliwość sprawiają, że targowiczanie są wśród nas, gotowi szkalować swoich i służyć obcym.

Jadwiga Chmielowska

Początek maja obfituje w święta narodowe. 2 maja to nie tylko święto flagi, ale i Trzeciego Powstania Śląskiego. Wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Ten bohaterski zryw pozwolił na przyłączenie Śląska do Polski, co umożliwiło szybkie uprzemysłowienie kraju. 3 Maja to dzień dumy. Uchwalenie pierwszej w Europie konstytucji. Śpiewamy „Witaj, majowa jutrzenko”…

Maj to miesiąc sławienia Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Od tysiąca lat towarzyszy Ona naszemu narodowi w glorii i smutkach. Nie pozwoliła nam zginąć. W hymnie śpiewamy „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”. Kolejne pokolenia zmagają się z licznymi wrogami zewnętrznymi i co gorsza, wewnętrznymi. Ludzka głupota, chciwość, kompleksy i duchowa tchórzliwość sprawiają, że targowiczanie są zawsze wśród nas. Zawsze gotowi szkalować własny naród i służyć obcym.

Zdrada elit w 1989 r. doprowadziła do apatii większość społeczeństwa. Wielu nie wierzy, by działanie coś zmieniło. Ludzie sprawni, wykształceni są w III RP odsuwani i niedopuszczani do funkcji nie tylko politycznych. Mianowanie na stanowiska decyzyjne ludzi nieodpowiednich mści się. Nie jest zmieniony średni szczebel zarządzania. Nie tylko w ministerstwach, gdzie dyrektorzy departamentów sprawują faktyczną władzę i są głównymi hamulcowymi.

Niestety pokolenie lat 50, 60. jest stracone. Tylko jednostki nie uległy deformacji komunizmu mentalnego. Czterdziesto- i pięćdziesięciolatkowie dali sobie wmówić ciepłą wodę w kranie i grillowanie jako cele w życiu. Młode pokolenie, nie tylko w Polsce, już wie, że uległo wielkiej „ściemie”.

Stąd wzrastające poparcie dla polityków spoza układu i obecnego establishmentu. Szkoda, że ulegają znów mirażom i wpadają w ręce prorosyjskich ugrupowań. Tak stało się we Włoszech i Austrii. We Francji i Niemczech też prorosyjskie ugrupowania rosną w siłę.

W Polsce działają i są promowani publicyści mający na celu zniechęcać Polaków do Amerykanów i oswajać z myślą o szlachetności Rosji. Jest to, moim zdaniem, syzyfowa praca, ale jakiś czas funkcjonować mogą w naszym narodzie dwa plemiona, jak za czasów targowicy i konfederacji barskiej.

Schlesierzy, zwani czasem ślązakowcami, próbują już od niemal 30 lat podzielić Ślązaków. Choć RAŚ-owcy dokonali marszu przez instytucje, zwłaszcza kultury i nauki, wciąż cieszą się małym poparciem mieszkańców Śląska. Są hałaśliwi i obsadzają newralgiczne stanowiska, usiłując metodą faktów dokonanych zmieniać rzeczywistość. Żerują też na nieuctwie i lenistwie władz.

Warto wiedzieć, że schlesierzy są też posłami, i to nawet z PiS i Kukiz’15, nie mówiąc o PO. Konieczne jest aktywne wsparcie państwa dla polskich środowisk na Śląsku. Musi być prowadzona uczciwa edukacja regionalna.

Cieszy poprawa stosunków polsko-litewskich. Ukraina wciąż walczy z agresją rosyjską. Na Krymie trwają prześladowania, jak to pod okupacją. Dobrze, że świat nie zapomina. W Armenii po wielkich protestach udało się zmusić dyktatora prorosyjskiego do dymisji. Rosja znów pokazała swoje oblicze, po otruciu Skripala. Wojna w Syrii trwa. Polonia w USA walczy z antypolską ustawą 447. Wszystkim interesującym się geopolityką polecam „Geopolityczny Tygiel” dra Jerzego Targalskiego w TV Republika, dostępny też na youtube. Porządkuje wiedzę i przeciwdziała dezinformacji.

Piękna pogoda majowa zachęca do spacerów, a obcowanie z przyrodą zawsze sprzyja refleksji.

Z kaplic i kościołów dobiega stara, piękna pieśń maryjna „Chwalcie łąki umajone”…

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

„JUST”. Sprawiedliwość powinna dotyczyć wszystkich poszkodowanych narodów / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 47/2018

Pierwszy, wstępny rachunek został wystawiony Polsce przez środowiska żydowskie w 1992 roku i wynosił 65 mld dolarów. Od tego momentu w ciszy, w czasie nieformalnych spotkań trwało lobbowanie.

Krzysztof Skowroński

W 2000 roku w jednym z hoteli warszawskich przypadkowo spotkałem kogoś, kto spotkał mnie nieprzypadkowo. On wiedział, że mnie spotka, a ja nie wiedziałem, że spotkam jego. Tym kimś był jeden z wysokich przedstawicieli światowej organizacji Żydów. Usiedliśmy w lobby hotelu i natychmiast rozmowa zeszła na zwrot majątku żydowskiego. Ponieważ z mojej perspektywy spotkanie było przypadkowe, uznałem, że jest to akademicka dyskusja o dziejowej sprawiedliwości. Zaproponowałem, żeby uznać rok 1795 jako ten moment w historii, w którym na terenie Rzeczpospolitej zatrzymał się „czas sprawiedliwości”. A potem były rozbiory, dwudziestolecie, wojna i komunizm, i to, co się działo na ziemiach polskich, nie było zgodne ani z intencjami, ani z wolą Polaków.

Mój „błyskotliwy” wywód nie zyskał uznania u rozmówcy i w zamian usłyszałem coś, czego się nie spodziewałem: że Polacy są współodpowiedzialni za Holocaust, że mordowali Żydów, że nieprzypadkowo obozy koncentracyjne były na ziemiach polskich i że teraz muszą oddać to, co zamordowanym zabrali. Rozmowa przestała być przyjemna.

Odpowiedziałem tylko, że to, co mówi, jest nieprawdą i z ciekawości zapytałem, o jakich kwotach zadośćuczynienia mówimy. Usłyszałem, że nie chodzi o kwoty, ale o uznanie przez państwo polskie, że jest winne. I na tym zakończyło się nasze spotkanie.

Przypomniałem sobie to spotkanie po uchwaleniu przez Kongres Amerykański ustawy 447, którą poprzedziła dyskusja w światowych mediach po nowelizacji ustawy o IPN, i po przeczytaniu na portalu „wpolityce” streszczenia dyskusji w Muzeum Żydów Polskich, promującej książkę Barbary Engelking.

Nie mam wątpliwości, że wszystko, co dotyczy zwrotu majątku pożydowskiego, dzieje się zgodnie z planem. Z tego, co w Poranku WNET powiedział działacz polonijny inż. Krzysztof Zawitkowski wynika, że pierwszy, wstępny rachunek został wystawiony Polsce przez środowiska żydowskie w 1992 roku i wynosił 65 mld dolarów. Od tego momentu w ciszy, w czasie nieformalnych spotkań trwało lobbowanie. Jakie politycy Polscy składali deklaracje – nie wiemy, poza podpisaną przez Władysława Bartoszewskiego deklaracją terezińską. Wiemy też, że zanim Senat i Kongres Stanów Zjednoczonych przegłosował ustawę 447, posadzono nas na ławie oskarżonych, posługując się wyrwanymi z kontekstu historycznego faktami dotyczącymi drugiej wojny światowej.

Ustawa 447 jest i nie dziwi postawa polityków partii rządzącej, którzy starają się zbagatelizować jej znaczenie. To oczywiste, że otwiera ona drogę nacisku na Polskę z podpisanym przez Departament Stanu rachunkiem.

Ponieważ jest mało prawdopodobne, że nawet wielkie starania Polonii amerykańskiej powstrzymają Donalda Trumpa przed złożeniem podpisu, może należałoby uznać, że ta ustawa jest korzystna dla Polski, bo uznaje, że dyskusja na temat drugiej wojny światowej i odszkodowań nie została zakończona i że jest to dobry moment, by kongresmeni amerykańscy zostali przekonani do tego, że „Just” – sprawiedliwość – nie dotyczy tylko jednego narodu, ale wszystkich poszkodowanych w czasie wojny.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl