Bez muzyki mój świat byłby szary! z Karoliną Jastrzębską – frontmanką Stacji Folk rozmawia Sławek Orwat

Rodzice nie chcieli posyłać mnie do szkoły muzycznej, bo bali się, że muzyka z pasji przerodzi się w przymus. Dlatego pewnego dnia sama podeszłam do taty i poprosiłam o pierwszą gitarę.

W twoim domu odbywały się próby grającego country i folk irlandzki zespołu T.Band, w którym na skrzypcach grał twój tato Paweł Jastrzębski. Czy można powiedzieć, że już od dziecka byłaś skazana na fokową nutę?

Trochę tak (śmiech). Ale zawsze podobała mi się muzyka i atmosfera, która panowała na tych próbach. Często też dołączałam i jako mały dzieciak grałam na marakasach czy innych przeszkadzajkach – do dzisiaj folk i akustyczne instrumenty kojarzą mi się ze szczęśliwym dzieciństwem.

Czy twoje pierwsze lekcje gry na gitarze u Mirosława Łączyńskiego oraz zajęcia wokalne u Agaty Wrońskiej wniknęły z potrzeby serca, czy były częścią wielkiego rodzinnego planu (śmiech)?

Z całą pewnością z potrzeby serca. Rodzice nie chcieli posyłać mnie do szkoły muzycznej, bo bali się,  że muzyka z pasji przerodzi się w przymus. Dlatego pewnego dnia, kiedy byłam jeszcze w podstawówce, sama podeszłam do taty i poprosiłam o pierwszą gitarę – potem zaczęliśmy szukać odpowiednich nauczycieli. Okazało się, że nie jest to takie proste – dopiero po czterech niezbyt udanych spotkaniach z potencjalnymi nauczycielkami śpiewu trafiłam na Agatę Wrońską, która okazała się być strzałem w dziesiątkę. Między nauczycielem a uczniem musi być pozytywny vibe żeby lekcje dawały efekty.

W roku 2012 założyłaś swój pierwszy zespół Cuckoo Child, z którym koncertowałaś przez 3 lata wykonując bluesa i funk. Czy była to nieudana próba ucieczki, przed wynikającym z rodzinnych tradycji folkowym przeznaczeniem, czy też rzeczywista fascynacja tymi gatunkami?

Raczej to drugie – od bluesa zaczynałam moją przygodę z muzyką. Pierwsze warsztaty, w których uczestniczyłam to warsztaty bluesowe w Puławach oraz warsztaty prowadzone przez polską mistrzynię bluesa Magdę Piskorczyk. Tam zresztą poznałam świetnych ludzi, z którymi do dzisiaj trzymam kontakt, a nawet gram w zespołach. Muzycy z naszego Cuckoo Child do bluesa dodali jeszcze funk. Zagraliśmy około 40tu koncertów jednak po 3 latach wyjazd perkusisty do Anglii na studia spowodował, że zespół zakończył działalność.

W roku 2015 powstał istniejący do dziś zespół Caroline & the Lucky Ones, w którym śpiewasz, komponujesz oraz grasz na gitarze i mandolinie. Jak z perspektywy 5 lat oceniasz wybór swojej  muzycznej drogi?

To country na początku zgłosiło się do mnie (śmiech). Były basista z zespołu mojego taty zadzwonił, że chciałby założyć grupę, która stylistycznie nawiązywałaby do T.Bandu i zapytał czy nie zechciałabym śpiewać. Zgodziłam się i rozpoczęły się próby i koncerty, które zostały bardzo pozytywnie odebrane przez środowisko countrowe. Wspomniany wyżej założyciel zespołu odszedł, a my, z nowym basistą, w składzie: ja – mandolina/ gitara, śpiew, Paweł Piekarski – śpiew, Piotr Trela – gitara prowadząca, Tomek Zawadzki – bas i Jarek Cieślak – perkusja, kontynuujemy z powodzeniem działalność zespołu Caroline & the Lucky Ones. Nie umiem powiedzieć, co by było, gdybym nie wybrała wtedy tej drogi, ale na pewno nie żałuje tego wyboru. Właśnie z tym zespołem grałam na pierwszych większych festiwalach, nagrałam płytę z, w większości, moimi kompozycjami i zdecydowałam się na sięgnięcie po mandolinę.

Z Caroline & the Lucky Ones zdobyłaś wiele prestiżowych nagród i nagrałaś dwie płyty – pierwsza to covery znanych piosenek w stylu country i blues oraz zawierająca kompozycje autorskie  Machatka.

To prawda. Z płyty Machatka pochodzi singiel o tym samym tytule, który jest naszą najbardziej lubianą przez publiczność piosenką! Zapraszamy do obejrzenia teledysku na naszym kanale Youtube. Płyta Machatkato też współpraca wielu osób – zagrali na niej wspaniali goście: Marek „Eneti” Leszczyński na skrzypcach, Piotr Bułas na banjo i Rafał Domański na wiolonczeli. Natomiast w warstwie tekstowej do moich kompozycji pomagali nam: Milena Puszczak, Jacek Kozik, Andrzej Dębowski i Mateusz Różalski. Całość nagrywał i miksował nasz perkusista Jarek Cieślak, a master wykonał, znany z zespołu Kraków Street Band, Tomek Kruk. Myślę, że dużym atutem płyty jest też jej wygląd – za grafikę, która przedstawia mnie siedzącą na ogromnej mandolinie (śmiech) oraz książeczkę z tekstami w towarzystwie zdjęć zespołu odpowiada mój chłopak Michał Bułas.

W roku 2017 dołączyłaś do bluegrassowego składu Kathy Simon Band, w którym pełnisz rolę drugiej wokalistki i mandolinistki. Możesz coś więcej powiedzieć o tym projekcie?

Kathy Simon Band to zespół wykonujący muzykę akustyczną, którego liderką była Kasia Sienkiewicz. Jednak wraz z rosnącą popularnością Kwiatu Jabłoni, w którym gra Kasia, zespół coraz rzadziej koncertował, aż w końcu zawiesił działalność. Zdążyliśmy nagrać epkę z pięcioma utworami i zagrać na kilku zagranicznych festiwalach m.in. La Roche Bluegrass Festival we Francji czy Bluegrass Festival Voorthuizen w Holandii. Tęsknota za tym projektem była jednym z powodów dla których założyłam zespół Stacja Folk – również wykorzystujący instrumenty akustyczne.

Od roku śpiewasz także w Toto Tribute Band, który jest na etapie pierwszych nagrań i kreowania repertuaru. Trzeba mieć chyba sporo odwagi, aby porwać się na nagrania muzyków, którzy akompaniowali gwiazdom pierwszej wielkości i w powszechnej opinii są zaliczani do najlepszych instrumentalistów na świecie?

Masz rację! Na szczęście kwestię instrumentalną pozostawiam znakomitym muzykom grającym w tym składzie. Z prędkością światła i wspaniałym brzmieniem na gitarze gra Paweł Kapliński, któremu wtóruje na klawiszach brat – Krzysiek Kapliński. Mocnym atutem zespołu jest nasz basista – Bogdan Wawrzynowicz przez lata grający w zespole Maanam. Na perkusji gra pełny pasji do muzyki Łukasz Stolarek. Do tego wszystkiego ja staram się podołać warstwie wokalnej, która, muszę przyznać, jest dla mnie największym wyzwaniem ze wszystkich moich projektów. Wykonujemy piosenki Toto w oryginalnych tonacjach, a w obrębie jednego utworu pojawiają się zarówno bardzo dla mnie niskie jak i bardzo wysokie dźwięki.
Od czasu do czasu koncertujesz też solo lub w duetach (najczęściej z gitarzystą Piotrkiem Trelą jako Lucky 2) oraz występujesz gościnnie z różnymi zespołami np. znaną bluesową grupą J.J. Band. Jak znajdujesz czas na taką mnogość projektów i zespołów, z którymi współpracujesz i jak godzisz to z życiem prywatnym?

Wszystkie te projekty sprawiają mi ogromną przyjemność dlatego zawsze znajduję na nie czas. Stosunkowo niedawno zdecydowałam się na życie wyłącznie z muzyki, a mnogość zespołów pozwala mi na pojawianie się na różnego rodzaju imprezach i wydarzeniach. Można powiedzieć, że mam już skład na każdą okazję (śmiech). Niektórzy ludzie są wyznawcami teorii – skup się na jednej rzeczy, a dojdziesz do celu. Ja mam trochę inne podejście – rób dużo rzeczy, wtedy jest większa szansa, że któraś z nich wypali (śmiech). Natomiast jeśli chodzi o życie prywatne – muzycy, z którymi gram są też wspaniałymi ludźmi, więc próby to też dla mnie spotkania towarzyskie.  Za to mój chłopak jest fanem muzyki, ale przede wszystkim lutnikiem – razem z ojcem jako Bulas Banjos ręcznie robią banja i mandoliny. Dlatego ze spokojem przyjmuje informacje o kolejnej próbie w naszym domu i lubi wyjeżdżać z nami na festiwale czy przychodzić ze znajomymi na nasze koncerty. My nawet poznaliśmy się podczas festiwalu we Francji, gdzie Michał sprzedawał swoje instrumenty, a ja grałam z zespołem! Śmiejemy się, że rozkręcamy biznes mandolinowy w  Polsce – moi uczniowie, których uczę gry na mandolinie zaczynają kupować mandoliny od Michała, a klienci Michała przychodzą do mnie na lekcje. Układ idealny (śmiech)!

Jesteś także zdobywczynią licznych trofeów. Zdobyłaś min. I nagrodę w konkursie na piosenkę country roku za utwór „Haste makes waste”, a rok wcześniej w plebiscycie Dyliżansów zdobyłaś tytuł „Wokalistka Roku”. Czy czujesz się już artystką spełnioną?

W pewnym sensie tak. Choć może nie jest to kwestia nagród a udanych koncertów – gdy wspominam na ilu fajnych wydarzeniach zagrałam, z iloma super muzykami wystąpiłam – uśmiecham się do siebie. Ale jak wiadomo, jak każdy muzyk, chciałabym żeby więcej osób usłyszało o moich projektach. Żeby na koncerty przychodziły tłumy, a płyty sprzedawały się jak świeże bułeczki (śmiech)!

Brałaś udział w wielu warsztatach związanych z różnymi stylami muzycznymi. Niektóre z nich prowadzone były przez tak wybitnych artystów jak Michał Urbaniak (2018) Grażyna Łobaszewska (2013) czy Magda Piskorczyk (2011-2012). Czego nauczyłaś się pod okiem takich gigantów sceny i w jakich sytuacjach nabyta tam wiedza i doświadczenie najbardziej ci się przydaje?

Myślę, że z tych wszystkich warsztatów najwięcej wyciągnęłam z warsztatów z Magdą Piskorczyk, ponieważ było to moje pierwsze zderzenie z graniem z innymi ludźmi. Magda pokazała nam jak wygląda praca zespołowa i aranżowanie piosenek. Z tych warsztatów ukazała się również nagrana przez uczestników płyta – pierwsza w życiu, w której nagraniach mogłam brać udział. Każde nagrania to dla mnie cenne doświadczenia i nabieranie wprawy, dzięki czemu kolejne razy idą sprawniej i lepiej. Wszystkie warsztaty, w których brałam udział pokazały mi też różne podejścia do muzyki – tworzenia, aranżowania, sposobów wykonywania. Przy okazji każdego takiego wydarzenia odbywał się również koncert finałowy – a każdy koncert to kolejne doświadczenia i oswajanie się ze sceną i występami publicznymi.

Zainspirowana stylem americana, którego jesteś fanką od wczesnego dzieciństwa, postanowiłaś stworzyć zespół, który będzie nawiązywał do tego gatunku, jednocześnie wykonując większość utworów w języku polskim. I tak oto powołałaś do życia Stację Folk – autorski projekt akustyczny. Jakie marzenia chcesz realizować poprzez udział w tej formacji i czym muzyka wykonywana przez ten zespół będzie różnić się od wszystkiego, co można było dotychczas znaleźć w twojej przebogatej twórczości spod szyldu szeroko pojmowanej muzyki folk?

Jeśli chodzi o marzenia to zawsze chciałam mieć w zespole takie instrumenty jak skrzypce i kontrabas – uważam, że w ich brzmieniu i wyglądzie jest coś majestatycznego i wspaniałego. Taki akustyczny skład z wymienionymi wyżej instrumentami i mandoliną nie zdarza się często w Polsce. Chcemy rzucić inne światło na muzykę folk – nasz zespół nie będzie nawiązywał do folkloru polskiego, ale będzie wykonywał mieszankę gatunków takich jak blues, bluegrass czy pop w folkowych akustycznych aranżacjach. Różnica zasadnicza w porównaniu do innych moich projektów to też brak perkusji! W Stacji Folk pozostawiamy dużo miejsca na wokal oraz solówki skrzypiec i gitary akustycznej. Bawimy się brzmieniem naszych instrumentów i tworzymy odmienny klimat, który nie pojawił się jeszcze w moich innych zespołach. Kolejnym moim celem związanym z tym projektem jest popularyzacja mandoliny w Polsce! To świetny, zwykle niedoceniany instrument, często mylony z ukulele czy banjo. Niewiele dźwięków na mandolinie potrafi dodać bardzo dużo do ogólnego wyrazu utworu. Chętnych do nauki gry na tym instrumencie zapraszam do mnie na indywidualne lekcje!

W piosenkach Stacji Folk można usłyszeć wpływy bluesa, bluegrassu a nawet popu. Czym najbardziej będzie się różnić muzyka tego zespołu od stylistyki Caroline & the Lucky Ones i innych projektów, w jakich byłaś lub jesteś zaangażowana, a w jakich elementach będzie można doszukiwać się brzmieniowych podobieństw?

Myślę, że kompozycyjnie będzie można znaleźć podobieństwa, ponieważ każdy kto tworzy piosenki ma jakiś swój styl, poza który ciężko jest wyjść. Jako, że ja jestem autorką linii melodycznej wokalu czy głównych riffów w piosence w obydwu zespołach pewnie słuchacze będą wyczuwali, że piosenki wychodzą spod tego samego pióra czy kostki (śmiech). Inne podobieństwa to oczywiście brzmienie mojego wokalu czy pojawianie się mandoliny – jednak różnica jest znacząca w brzmieniu całego zespołu. W Caroline & the Lucky Ones wykorzystujemy elektryczne brzmienia, mamy w składzie też perkusję, a w nagraniach nie boimy się wykorzystywać naszych instrumentów do tworzenia innych brzmień np. grając na gitarze elektrycznej, za pomocą dzisiejszej techniki, możemy stworzyć całą ścieżkę czegoś co jest identyczne z brzmieniem klawiszy. Inną kwestią jest, że w Lucky Ones pojawia się też męski wokal – Paweł Piekarski często przejmuje rolę głównego wokalisty, wtedy ja śpiewam drugi głos. Paweł wnosi do zespołu też swoje kompozycje. Natomiast Stacja Folk to ukłon w stronę akustycznego brzmienia – myślę, że przyciągnie inny rodzaj słuchaczy.

Znakiem rozpoznawczym Stacji Folk jest twój charakterystyczny, czysty i barwny wokal oraz mandolina, pełne ekspresji skrzypce Michaliny Putek, melodyjna gitara Rafała Wierciocha oraz trzymający wszystko w ryzach kontrabas Michała Zunia. Mogłabyś w kilku zdaniach przybliżyć sylwetki tych muzyków?

Z największą przyjemnością (śmiech). Zacznę może od gitarzysty – Rafała Wierciocha, bo to jego poznałam w pierwszej kolejności. Poznaliśmy się podczas warsztatów bluesowych w Puławach, skąd pochodzi Rafał. Był taki czas, że rok bez pojechania na warsztaty do Puław był dla mnie rokiem straconym, więc pojawiałam się tam w każde wakacje. I za każdym razem zachwycałam się solówkami Rafała podczas wieczornych jam session. Czuję, że mamy podobną wrażliwość muzyczną i już te kilka lat temu myślałam o tym, że super byłoby ze sobą współpracować. Rafał ma świetny feeling i zagranie solówki w dowolnym stylu z marszu to dla niego bułka z masłem. Natomiast skrzypaczkę Michalinę Putek zobaczyłam kiedyś podczas jam session w warszawskiej Harendzie. Jej ekspresja sprawia, że nie tylko świetnie się jej słucha, ale też super się na nią patrzy! Wszystkim słuchaczom tamtego jam session spadły kapcie gdy Michalina zaczęła grać. Tego dnia gadałyśmy dosłownie chwilę, znalazłyśmy się na FB i pół roku później gdy szukałam skrzypka/skrzypaczki do Stacji Folk to właśnie ona była pierwszą osobą, o której pomyślałam. Ukończyła dwa stopnie szkoły muzycznej oraz, co ciekawe, obroniła magisterkę z malarstwa! To tylko podkreśla jej artystyczną duszę. Miałam obawy, że współpraca się nie uda ze względu na dzieląca nas odległość – Michalina mieszka na co dzień w Częstochowie. Na szczęście ta niedogodność nie przeszkodziła nam we wspólnym graniu! Ostatnim brakującym elementem mojej układanki był kontrabas. O pomoc zgłosiłam się na Facebookowej grupie Szukam Muzyka – tam nasz wspólny znajomy zaproponował Michała Zunia. Michał to absolwent Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i fan muzyki folkowej i akustycznej, ale także jazzowej! Świetny, pozytywny człowiek, dla którego muzyka jest nie tylko pracą, ale wielką pasją. Ma głowę pełną dobrych pomysłów!

W brzmieniu Stacji Folk nie brakuje rytmicznych zwrotek, przyjemnych dla ucha refrenów, chwytliwych riffów i zawrotnych improwizacji. Jak wyglądają prace nad aranżacją poszczególnych utworów i kto jest instancją zatwierdzającą efekt finalny?

Aranżacja piosenek odbywa się na próbach i można powiedzieć, że uczestniczą w niej wszyscy członkowie zespołu, natomiast myślę, że najwięcej pomysłów aranżacyjnych wnosi kontrabasista Michał. Wszyscy muzycy wypowiadają się na temat danego pomysłu. Można powiedzieć, że głosem ostatecznym jestem ja, ale rzadko zdarza się żebym nie zgadzała się z pomysłem kogoś z zespołu. Moja funkcja jeśli chodzi o piosenki sprowadza się przede wszystkim do zbudowania jej trzonu – podstawy, od której wychodzi reszta, czyli tekst, linia melodyczna wokalu i akordy czy główny riff piosenki. Cieszę się, że w kwestii aranżacji pomaga reszta i staram się być liderem, który bardzo liczy się ze zdaniem zespołu w sprawach ostatecznego brzmienia piosenki. Trzeba też zaznaczyć, że podczas prac nad nagraniami naszej pierwszej epki, z której pochodzą single „Naturalnie”  i „Dziwna” za aranż odpowiadał także Jacek Wąsowski, u którego robiliśmy nagrania. Jacek to multiinstrumentalista, grający między innymi w zespole Elektryczne Gitary. Jego pomoc przy aranżacji tych piosenek jest nieoceniona – zawsze dobrze jest mieć doświadczoną osobę z zewnątrz, która pomoże przeanalizować pomysły i doda coś od siebie, co poprawi ogólny odbiór piosenek.

Równolegle do działalności muzycznej obroniłaś licencjat oraz magisterkę z dietetyki na SGGW w Warszawie. Czy zdobyta tam wiedza to przyczyna twego  od lat niezmieniającego się nienagannego wizerunku i idealnej sylwetki?

(śmiech) Na pewno w jakimś stopniu tak – staram się stosować do zasad zdrowego odżywiania, które poznałam podczas studiów, ale też nie trzymam się ich kurczowo i mój wygląd w dużym stopniu zawdzięczam genom. Na zdjęciach z dawnych lat moi rodzice wyglądają bardzo szczupło!

Jakie są twoje najbliższe muzyczne plany i najgłębiej skrywane związane z nimi marzenia?
Na początek – pierwsze koncerty Stacji Folk, na które serdecznie zapraszam. Wszystkie informacje o datach będą pojawiać się na naszej stronie na Facebooku. A marzenia? Na pewno zagranie na różnych znanych polskich festiwalach lub supportowanie takich gwiazd jak np. Dawid Podsiadło, a w przyszłości może wzięcie Dawida Podsiadło na support (śmiech)! Ale najważniejsze zawsze dla mnie jest to, żeby były koncerty, próby, kontakt z muzykami. Jedną z największych przyjemności sprawiają mi wyjazdy z zespołem na festiwale – zawsze czekam z utęsknieniem na te podróże i występy. Byle tylko zawsze muzyka była w moim życiu – bez niej mój świat byłby szary!

 

Komentarze