Ponad 200 triumfalnych bram witało wojsko polskie, które wkraczało na Śląsk w 1922 roku po powstaniach i plebiscycie

Wzruszającą chwilą było wręczenie generałowi Szeptyckiemu przez przedstawicieli byłych powstańców powiatu rybnickiego sztandaru powstańczego, który przebył wszystkie trzy powstania.

Tadeusz Loster

Kiedy w XV wieku Polska odzyskała Gdańsk i Pomorze, Jan Długosz w swoich pamiętnikach napisał: „Niemało się cieszę, że wróciły do Polski pruskie ziemie, ale jeszcze więcej bym był się radował i czuł się szczęśliwym, gdybym dożył tej chwili, gdy Śląsk, prastara piastowska dzielnica, powróci na łono ojczyzny. Wtedy błogich doznałbym uczuć, a miałbym milszy w grobie spoczynek”.

Wieczorem o godz. 22.30 dnia 15 czerwca 1922 roku w wielkiej sali gmachu Komisji Międzysojuszniczej w Opolu miała miejsce historyczna chwila – oddanie Państwu Polskiemu części Górnego Śląska. Ziemie, które miały powiększyć obszar Rzeczypospolitej, zostały przyznane Polsce decyzją Rady Ambasadorów dnia 20 października 1921 roku. Był to owoc trzech śląskich powstań oraz plebiscytu.

Już 20 czerwca o godz. 8 rano wojsko polskie pod dowództwem generała broni Stanisława Szeptyckiego przekroczyło granicę i wkroczyło do powiatu katowickiego, obsadzając w ten sposób pierwszą strefę obszaru Śląska przyznaną Polsce. Oddziały wojska polskiego, auta pancerne i kawaleria zostały powitane na moście szopienickim przez tłumy publiczności, władze państwowe i wojewódzkie, duchowieństwo oraz organizacje społeczne, polityczne i kulturalne. Wraz ze sztabem gen. Szeptyckiego granicę przekraczał generał Horoszkiewicz, dowódca 23 dywizji, która przeznaczona była do obsadzenia Górnego Śląska.

Brama powitalna w Królewskiej Hucie, 6.06.1922 r. | Źródło: NAC

Na granicy ustawiono tryumfalną bramę powitalną. Do jej słupów był przywiązany łańcuch żelazny pomalowany na kolor czarno-biały (barwy pruskie). Generał Szeptycki podjechał na koniu w pobliże łańcucha, gdzie powitał go krótką przemową wojewoda Rymer oraz ks. prałat Kapica. Po patriotycznym przemówieniu generała Szeptyckiego i odegraniu pieśni „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”, powstaniec śląski – inwalida młotem rozbił symboliczny łańcuch zagradzający drogę z Polski na Śląsk. Przy dźwiękach hymnu „Jeszcze Polska nie zginęła” wojsko polskie ruszyło na ziemię śląską i drogą przez Roździeń, Szopienice, Burowiec, Zawodzie udało się do Katowic.

Ludność śląska ustawiona w szpaler od granicy do Katowic entuzjastycznie witała armię polską, obrzucając ją kwiatami. Od granicy do Katowic Ślązacy ustawili około 30 bram powitalnych. W Zawodziu brama powitalna zbudowana była z węgla; górnicy z zapalonymi lampkami witali wojsko polskie tradycyjnym „Szczęść Boże”, a wójt gminy chlebem i solą.

(…) Do trzeciej strefy części obszaru plebiscytowego wojsko polskie wkroczyło dnia 26 czerwca 1922 roku. Na granicy powiatu bytomskiego w Brzezinach zostało powitane przez ludność śląską oraz proboszcza ks. Grunda, wygnańca z niemieckiej części Górnego Śląska. Z Brzezin przez Kamień i Szarlej entuzjastycznie witane wojsko pod dowództwem generała Szeptyckiego, wraz ze szwadronem ułanów przeznaczonych dla Tarnowskich Gór, dotarło do Piekar Śląskich, gdzie przed cudownym obrazem Matki Boskiej piekarskiej modlił się król polski Jan III Sobieski o zwycięstwo nad Turkami. Tutaj przed kościołem ustawiono powitalną bramę tryumfalną. Żołnierzy i ich dowódcę powitał 87-letni były górnik Wawrzyniec Hajda, który w wieku 27 lat oślepł w kopalni wskutek przedwczesnego wybuchu dynamitu. Po wypadku dla Hajdy zaczął się nowy etap życia: stał się działaczem społecznym, zaczął pisać pieśni kościelne i ludowe oraz komponować do nich melodie.

Wzruszony powitaniem przez śląskiego Wernyhorę generał powiedział: „Nie będzie Pan wprawdzie widział wojska polskiego, lecz usłyszy Pan za chwilę tętent ułanów polskich, którzy tędy przejeżdżać będą. Niech choćby to jest nagrodą za Pańską tęsknotę do Polski i za Pańskie cierpienia dla Polski”. Podobno, kiedy koło ślepego Wawrzyńca Hajdy przejeżdżał szwadron kawalerii, ten zapytał: „Czy ci polscy ułani mają skrzydła jak husaria Sobieskiego?”. (…)

Zgromadzona licznie ludność ze sztandarami i muzyką wraz z wojskiem przemaszerowała przez Goczałkowice do Pszczyny, witana owacyjnie przez zgromadzoną ludność. Na drodze przemarszu mieszkańcy ustawili ponad 50 powitalnych bram tryumfalnych.

Generał Szeptycki wraz z posłem Korfantym, oficerami sztabu oraz zaproszonymi gośćmi, dziennikarzami prasy warszawskiej, krakowskiej i śląskiej, udał się samochodami do Pszczyny. Tutaj przybyłych powitała wspaniała brama tryumfalna ustawiona kosztem zarządu dóbr księcia pszczyńskiego.

Przybyłe do Pszczyny wojsko polskie oraz gen. Szeptyckiego powitał chlebem i solą burmistrz miasta Figna. Gen. Szeptycki, dziękując mu po przemówieniu, przyjął od dzieci polskich miasta Pszczyny biało-czerwone bukiety kwiatów. Potem w imieniu ludności niemieckiej przemówił pan Groll. Jego prowokacyjne wystąpienie przerwał generał: „W Polsce tak polski, jak i niemiecki obywatel może być pewny swych praw i bezpieczeństwa mienia i życia”. (…)

Do ostatniej strefy obszaru plebiscytowego powiatu rybnickiego wojsko polskie wkroczyło 4 lipca 1922 roku. Uroczyste jego przyjęcia nastąpiły w Żorach i Wodzisławiu, ale główne uroczystości świętowane były w Rybniku. Generał Szeptycki wraz z towarzyszącym mu gen. Osieńskim, oficerami sztabu i prasą przybył do Rybnika z Katowic. Przy bramie powitalnej w pobliżu nowego kościoła wojsko polskie, generałów, wojewodę Rymera oraz ks. Prałata Kapicę powitał mecenas Różański. 3 Pułk Strzelców Podhalańskich oraz 1 bateria 23 Pułku Artylerii Polowej, przeznaczone dla tego miasta, przybyły koleją do Orzesza, skąd marszem udały się do Rybnika. Po drodze oczekiwały przybyłych szpalery ludności i bramy tryumfalne, których w całym powiecie rybnickim Ślązacy postawili ponad 120. (…)

Ślązacy wybudowali ponad 200 tryumfalnych bram witających wojsko polskie. Żadna z nich nie była podobna do innej, były to indywidualne projekty związane z tradycjami danego regionu Śląska. Jedno, co je łączyło, to umieszczone na nich symbole i godła Polski. Niektóre z bram były olbrzymie i piękne, postawiono je dużym wysiłkiem i kosztem. Bowiem dla narodu śląskiego były one bramami do Polski.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Bramy do Polski” znajduje się na s. 1 i 3 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Bramy do Polski” na s. 1 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Protesty studenckie w marcu 1968 roku w Gliwicach. Wspomnienia uczestnika wydarzeń – studenta sprzed 50 lat

Działacz ZMS poszedł na demonstrację, aby przekonywać studentów o niecelowości protestu. Milicjanci nie rozpoznali, że jest działaczem komunistycznej młodzieżówki, i sprawili mu porządne lanie.

Tadeusz Loster

W 2008 roku mój dobry znajomy Andrzej Jarczewski udostępnił mi materiały będące w posiadaniu Katowickiego IPN-u. Wśród 59 zdjęć jedno przedstawiało grupę studentów Wydziału Górniczego, uczestników studenckiej gliwickiej manifestacji z 11 marca 1968 roku. Odnalazłem tam siebie. Wówczas, po czterdziestu latach, czytając meldunki ówczesnej milicji oraz Służby Bezpieczeństwa dołączone do zdjęć i znając studenckie losy współtowarzyszy manifestacji utwierdziłem się w przekonaniu, że trudności na uczelni, które dotknęły mnie i moich kolegów, nie były przypadkowe. (…)

12 marca na poranne zajęcia Krzysiu Papiernik przyniósł gazetę „Trybuna Robotnicza”, w której ukazało się oświadczenie Rektora Politechniki Śląskiej prof. Jerzego Szuby, który potępił demonstrację i nazwał ją „wybrykiem nieodpowiedzialnych elementów”, a uczestników nazwał „mętami i chuliganami”. Oświadczenie rektora niektórych z nas oburzyło, ale i rozbawiło.

Tego dnia zajęcia skończyłem wcześnie i poszedłem na obiad do domu. Mama odradzała mi pójście na demonstrację. Udało się jej przeciągnąć obiad tak, że z domu wyszedłem po 16 i ponad kilometr biegłem z Nowotki (Daszyńskiego) na Rynek. Na miejsce przybyłem już po „pałowaniu”. Między placem Inwalidów a ulicą Dolnych Wałów stały milicyjne nyski z osiatkowanymi oknami, do których wtaszczali się milicjanci w długich płaszczach w kaskach i okularach ochronnych. Niektórzy trzymali na smyczy duże psy w kagańcach.(…) Ulicą często przejeżdżały milicyjne nyski oraz „szczekaczka”, która straszyła, głośno zakazując zgromadzeń. Franek tłumaczył mi się, że on nie protestuje, tylko przyszedł zobaczyć, co się dzieje. Poszliśmy ulicą Strzody w kierunku placu Krakowskiego. Tutaj na skrzyżowaniu jezdnia i ściana budynku kina „X” były mocno zalane wodą. Krążyły tu milicyjne polewaczki i przystosowany do polewania ludzi wóz straży pożarnej. Na placu Krakowskim od znajomych studentów dowiedziałem się, że zbieramy się przy akademikach na Łużyckiej. Franek przestraszył się i odszedł. Pod akademikami zebrało się kilkudziesięciu studentów, ale w momencie pojawienia się polewaczki rozpierzchliśmy się. Z okien akademików słychać było okrzyki i docinki studentów. Pokrążyłem po mieście i wróciłem do domu.

Następnego dnia przed zajęciami studenci, którzy dostali pałką, uciekli „pałkownikom” lub zostali polani wodą opowiadali te zdarzenia jako przygodę. Kpili z Tadzia, naszego kolegi z roku, który jako działacz ZMS oraz członek partii poszedł w czapce studenckiej na demonstrację, aby przekonywać studentów o niecelowości protestu. Nie uciekał, kiedy milicja zaczęła pałować. Milicjanci nie rozpoznali, że jest działaczem komunistycznej młodzieżówki, i sprawili mu porządne lanie. (…)

14 marca przed południem władze Wydziału Górniczego przerwały zajęcia i wszystkich studentów wydziału zgromadziły w auli 200, gdzie przemawiał do nich I Sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR doc. dr Stanisław Janiczek. Mimo „powagi” zajmowanej funkcji, pan docent był bardzo cichym i zrównoważonym człowiekiem. Mówił bardzo ogólnie i spokojnie. Ze strony studentów głos zabrał Aleksander Steinhoff, student IV roku. Mówił też bardzo ogólnie i niby na temat, ale dziś nie potrafię przytoczyć choć kilku jego słów. Aleksander Steinhoff był starszym bratem Janusza Steinhoffa, mojego kolegi z roku, który w latach 1997–2001 był Ministrem Gospodarki, a w 2000 roku awansował na wicepremiera. Jedno, co mogę zaświadczyć: 11 marca 1968 roku obaj bracia Steinhoffowie byli uczestnikami gliwickiej studenckiej manifestacji.

Kilka dni po demonstracji studenckiej do mojego ojca do pracy przyszedł milicjant i pokazał mu zdjęcie, na którym byłem ujęty jako uczestnik zajść. Ojciec obejrzał i z iście lwowską swadą powiedział „Ta patrz się pan, ja myślałem, że to batiar, a to porządny człowiek”. Pod koniec marca ojciec mój poszedł do szpitala z nierozpoznaną marskością wątroby, którą zafundowali mu Niemcy podczas wojny blisko pięcioletnią dietą w jenieckim obozie dla żołnierzy polskich w Niemczech. W szpitalu ojciec zaraził się żółtaczką zakaźną i zmarł we wrześniu tegoż roku. Gdyby nie choroba i śmierć, przypuszczalnie wylaliby go z pracy.

W archiwach Katowickiego Oddziału IPN znajduje się 59 zdjęć z gliwickiej studenckiej manifestacji w 1968 roku. Zdjęcia były tak wykonane, żeby umożliwić identyfikację demonstrujących studentów, a nie uwiecznić panoramę wydarzeń. Niektóre z nich są identyczne i różnią się tylko opisami na odwrocie. Na przykład zdjęcie nr 1/6 zostało opisane przez bezpiekę następująco: „Zdjęcie zostało wykonane dnia 12.03.68 r. w Gliwicach na placu Krakowskim. Przedstawia jednego z bardziej aktywnych manifestantów w dniu 11.03. 1968 r. (Y). W dniu 12 marca stał przeważnie z boku i złośliwie naśmiewał się z wysiłków MO w rozproszeniu zgromadzenia. Wszedł do gmachu Wydziału Chemicznego Politechniki Śląskiej o godz.17.30”. Ten sam opis, wykonany innym charakterem pisma, widnieje na zdjęciu nr 1/19 i podobny na zdjęciu nr 1/39 (patrz fot. nr 6), przy czym zdjęcia są identyczne. Tam, gdzie demonstrujący studenci zostali rozpoznani, zanotowano ich nazwiska i miejsce wykonania zdjęcia.

Jestem przekonany, że wiele zdjęć nie zachowało się. Brak jest najważniejszych – spod pomnika Mickiewicza, przedstawiających moment dekorowania pomnika kwiatami, a osobiście widziałem, jak robiono te zdjęcia. Brak jest zdjęć transparentów, które nieśli studenci czy np. zdjęć, które pokazywał mojemu ojcu milicjant. (…)

Czytając tajne informacje Katowickiego Urzędu Bezpieczeństwa „dotyczące sytuacji operacyjno-politycznej w związku z wystąpieniami studentów na terenie województwa katowickiego”, można dowiedzieć się, że w dniu 11.03.68 roku na Politechnice Śląskiej w Gliwicach wśród kadry naukowej było 4 TW (tajnych współpracowników) oraz 13 PO (?), a wśród studentów 7 PO. „Po rozbudowie źródeł informacji w środowisku studenckim”, już 6.04.1968 roku wśród kadry naukowej było 19 PO, a wśród studentów – 16.

Senat Politechniki Śląskiej za publiczne popieranie i zachęcanie do ekscesów studenckich zawiesił w czynnościach służbowych oraz wystąpił o pozbawienie tytułu profesorskiego kierownika Katedry Budownictwa Przemysłowego prof. dr. Józefa Ledwonia oraz jego żonę dr Jadwigę Ledwoń, kierowniczkę Zakładu Budowy Mostów. Za to samo „przewinienie” zwolniono dyscyplinarnie z pracy st. asystenta Wydziału Górniczego Wiktora Gryckiewicza. Osoby te dotknęła jeszcze jedna „kara”: zostały wydalone z szeregów PZPR.

Relegowany z uczelni i wcielony do wojska został student I roku Wydziału Mechaniczno-Technologicznego Jan Moczkowski – za kontakt ze studentami warszawskimi oraz posiadanie 3 warszawskich rezolucji studenckich. Jego matka, pracownica biura Politechniki Śląskiej w Gliwicach, została wydalona z pracy. Za próbę kolportowania rezolucji studentów warszawskich zwolniono z pracy st. asystenta Politechniki Śląskiej w Gliwicach Andrzeja Sobańskiego.

W województwie katowickim SB i MO zatrzymało 87 studentów, z tego zwolniono przed upływem 48 godzin 84. Z ogółu zatrzymanych postępowaniem karnym objęto 19 osób, z tego do sądu skierowano 6 spraw, a do KKA 13 osób. Przeprowadzono 122 rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze ze studentami. Ponadto rektorzy wyższych uczelni zawiesili w prawach studenckich 3 studentów oraz przeprowadzono 13 rozmów ostrzegawczych.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „To już 50 lat – gliwicki Marzec ‘68” znajduje się na s. 11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „To już 50 lat – gliwicki Marzec ‘68” na s. 11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Od powietrza, głodu, ognia i wojny… Rosyjskie morowe powietrze na Śląsku podczas powstania listopadowego

Latarnie stawiano przy cholerycznych lazaretach i w miejscach grzebalnych zmarłych na cholerę. W okienkach wieży paliło się światło – ostrzegało żyjących, a zmarłym oświetlało drogę do wieczności.

Tadeusz Loster

Wybuch powstania listopadowego na terenach Królestwa Polskiego zaniepokoił władze pruskie. Prusacy obawiali się niepokojów społecznych na terenie Wielkiego Księstwa Poznańskiego, a nawet wybuchu powstania w tej części Prus, zamieszkałej przez Polaków. Rząd pruski zdecydował się na politykę „szkodzenia” powstaniu, oddając niemałe usługi Rosji. Jedną z najważniejszych było umożliwienie dostarczania żywności dla armii rosyjskiej. Już na początku 1831 roku z rosyjskich portów do portu w Gdańsku zaczęła napływać żywność dla armii Dybicza.

List wysłany z Wrocławia do Bralina 10 października 1831 r., z okrągłym „stemplem cholery” | Fot. ze zbiorów autora

Pierwsze zachorowania na cholerę ujawniono 27 maja 1831 r. w Gdańsku. Ofiarami zarazy byli robotnicy portowi Nowego Portu, a epidemia została przywleczona przez załogę rosyjskiego statku, który zawinął do Gdańska. W pierwszym miesiącu zachorowało ponad czterysta osób, z czego prawie trzysta zmarło.

Pod koniec maja powstała w mieście Komisja Sanitarna, która wydała rozporządzenia poparte zarządzeniami policyjnymi, mające na celu ograniczenie rozpowszechniania się epidemii w mieście i regionie. Aglomeracja miejska Gdańska otoczona została kordonem sanitarnym strzeżonym przez wojsko. Osoby zamierzające opuścić Gdańsk musiały poddać się kwarantannie trwającej 20 dni. Odkażano odzież i bagaże podróżnych, ale mimo tak ostrych środków zaradczych, epidemia cholery zaczęła ogarniać nowe tereny Prus. (…)

Aby rozpowszechnianie się cholery nie następowało za pomocą przesyłek pocztowych, na początku czerwca 1831 roku pruskie władze pocztowe wydały rozporządzenia, na mocy których korespondencję z terenów objętych zarazą dezynfekowano przed workowaniem i ekspedycją. Urzędnik pocztowy odbierał list od nadającego za pomocą drewnianych szczypiec, przesyłka była wielokrotnie przekłuwana specjalną igłą o przekroju krzyżykowym, następnie przytrzymywana drewnianymi szczypcami i odkażana parą palącej się siarki przez około 20 minut. Ówczesne listy posiadają niekiedy adnotację pocztową „Cholerasachel” – „sprawa cholery”.

„Latarnia umarłych” w Żernikach, dzielnicy Gliwic | Fot. ze zbiorów autora

Pod koniec lipca 1831 roku na terenie Prus wprowadzono także stemple do oznaczania przesyłek dezynfekowanych. Były to stemple o treści „SAN. St.” lub „SANITAETS STEMPEL” (stempel sanitarny). Listy przesyłane drogą pocztową odkażane były do końca trwania epidemii. Obecnie są zabytkowymi dokumentami okresu epidemii cholery z 1831 roku, choć zachowało się ich mało, z uwagi na to, że po przeczytaniu były palone. (…)

Żerniki to stara, XIII-wieczna osada, oddalona kiedyś o kilka kilometrów od Gliwic; obecnie jest dzielnicą miasta. Na skrzyżowaniu ulic Kurpiowskiej z Elsnera została wybudowana neogotycka, duża kaplica poświęcona św. Janowi Nepomucenowi. Obok kaplicy, a faktycznie jakby przyległa do niej, stoi kolumna choleryczna, wzniesiona w formie latarni umarłych. Miejsce, na którym stoi kaplica wraz kolumną, było miejscem grzebalnym – cmentarzem cholerycznym jeszcze w okresie wojen w latach 1632–1633, kiedy to co trzeci mieszkaniec osady Żerniki zmarł na cholerę.

W 1831 roku, kiedy na terenie Gliwic wybuchła zaraza cholery, miejsce to powtórnie posłużyło do grzebania zmarłych.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Rosyjskie morowe powietrze” znajduje się na s. 10 i 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Rosyjskie morowe powietrze” na s. 10 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Trumna Józefa Piłsudskiego w krypcie Srebrnych Dzwonów jest jedyną trumną w nekropolii wawelskiej pozbawioną sarkofagu

Po śmierci Józefa Piłsudskiego Poczta Polska aż do końca II RP kasowała przesyłki pocztowe specjalnymi „wirnikowymi” kasownikami, które w treści swej cytowały najważniejsze myśli Marszałka.

Tadeusz Loster

Dzień 5.11. 2017 roku był 150 rocznicą urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego. W dniu tym Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Andrzej Duda wygłosił orędzie przed Zgromadzeniem Narodowym. Przemówienie to nie tylko było przypomnieniem postaci Marszałka; było też poświęcone rozpoczynającym się obchodom stulecia odzyskania niepodległości przez państwo polskie. (…)

Po śmierci Józefa Piłsudskiego Poczta Polska, aby utrwalić pamięć o Marszałku, aż do końca II RP kasowała przesyłki pocztowe specjalnymi „wirnikowymi” kasownikami, które w treści swej cytowały najważniejsze myśli Józefa Piłsudskiego. Takie zmechanizowane stemple pocztowe posiadały urzędy w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Krakowie i Lwowie i używały ich od 1935 roku do września 1939 roku. (…)

Trumna ze zwłokami Marszałka Józefa Piłsudskiego, spoczywająca w krypcie Srebrnych Dzwonów, jest do dzisiaj jedyną trumną w nekropolii wawelskiej pozbawioną sarkofagu. W 1936 roku ogłoszono konkurs na projekt sarkofagu dla Marszałka. Zwyciężył projekt wyśmienitego rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego (1878–1964), dyrektora Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie. Projekt – gipsowy model – przedstawiał zmarłego, leżącego, ubranego w wojskowy płaszcz Marszałka, u którego stóp przysiadł orzeł okrywający jego nogi rozpostartymi skrzydłami, strzegąc wiecznego snu bohatera. Rozpoczętą pracę nad wykonaniem sarkofagu z czerwonego marmuru przerwała wojna. Dzieło artysty Jana Szczepkowskiego w 2015 roku zostało odrestaurowane i w 2016 roku udostępnione zwiedzającym w budynku Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki w Warszawie. Obecnie gipsowy projekt pokrywy sarkofagu Marszałka prezentowany jest na wystawie rocznicowej w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Setna rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego w PRL-u nie była obchodzona, obchodzili ją nasi rodacy na emigracji. Z tej okazji w 1967 roku w Londynie została wydana książeczka „O Polsce i Wojnie – Myśli i Aforyzmy Józefa Piłsudskiego”. To pamiątkowe wydawnictwo, tłoczone w Oficynie Poetów i Malarzy, na papierze Antique Laid, wydano w ilości dwunastu imiennych i siedmiuset trzydziestu ośmiu numerowych egzemplarzy.

W książeczce tej znalazło się zdjęcie projektu sarkofagu Marszałka również wyróżnionego i nagrodzonego na konkursie w 1936 roku. Zapomniany projekt został wykonany przez artystę rzeźbiarza „ekspresjonistę polskiego” Augusta Zamoyskiego (1893–1970) i znaną architekt Barbarę Brukalską (1899–1980).

Rzeźba miała przedstawiać zmarłego Marszałka przykrytego śmiertelnym całunem, obok niego tkwił wbity w ziemię miecz. Przypuszczalnie Józef Piłsudski przedstawiony został w formie śpiącego rycerza, który – jak w polskiej tatrzańskiej legendzie – wstanie, kiedy przyjdzie czas, aby bronić największego skarbu – wolności Polski.

Miejmy nadzieję, że z okazji 90 rocznicy śmierci Józefa Piłsudskiego wdzięczni Polacy wykonają Marszałkowi sarkofag. A może już 2018 roku, z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, trumna ze zwłokami Józefa Piłsudskiego zostanie włożona do sarkofagu z czerwonego marmuru, a orzeł z rozpostartymi skrzydłami będzie strzegł snu bohatera?

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Idź i czyń” znajduje się na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Idź i czyń” na s. 2 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Męczennicy polskości z okresu powstań śląskich i plebiscytu / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 42/2017

Pamięć o zakatowanym księdzu Jerzym Popiełuszce jest wciąż żywa. Wspomnijmy także tych zapomnianych, których męczeńska śmierć miała odstraszyć Ślązaków od opowiedzenia się za Polską.

Tadeusz Loster

Wspominki o męczennikach z okresu powstań śląskich i plebiscytu

19 października br. obchodziliśmy 33 rocznicę męczeńskiej śmierci kapelana warszawskiej „Solidarności” zamordowanego przez komunistyczne służby bezpieczeństwa. Pamięć o zakatowanym księdzu Jerzym Popiełuszce jest wciąż żywa. Ksiądz Popiełuszko, stając się męczennikiem, został nie tylko błogosławionym, ale także bohaterem narodowym.

W 1990 roku został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w październiku 2009 roku – Orderem Orła Białego. Według danych z 2009 roku, w 73 polskich miastach znajdowały się ulice nazwane jego imieniem, 4 ronda, 3 place, 21 szkół; wystawiono także 70 pomników.

10 października 2014 roku Sejm Polski przyjął przez aklamację ustawę oddającą hołd bł. ks. Jerzemu Popiełuszce w 30 rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Czytamy w niej: „Aby nigdy w naszej ojczyźnie nie dochodziło do podobnych zbrodni”. Czy na takie zbrodnie poważyli się tylko PRL-owscy komunistyczni oprawcy?

Sięgnijmy w nie tak dawną przeszłość, do czasów walk o polskość Śląska, powstań i plebiscytu. Wspomnijmy tych zapomnianych, których męczeńska śmierć miała odstraszyć Ślązaków od opowiedzenia się za Polską.

Ks. proboszcz WINCENTY RUDA – Polak-Ślązak, urodzony w 1882 roku w Wójtowej Wsi, obecnie dzielnicy Gliwic. Był proboszczem w parafii Marcinki-Makoszyce. Nie wypierał się pochodzenia polskiego. Za odprawianie mszy w języku polskim został oskarżony o szpiegostwo. Dnia 15 stycznia 1919 roku aresztował go oddział Grenschutzu. Doprowadzony do pobliskiego lasku, został rozstrzelany oraz kilkakrotnie pchnięty bagnetem. Następnego dnia zwłoki jego znaleźli mieszkańcy i pochowali na cmentarzu w pobliskim Sycowie.

Ks. proboszcz FRANCISZEK MARX – Niemiec-Ślązak. Urodził się w Mysłowicach w 1880 roku. Studiował teologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Darzył sympatią Polaków, w czasie studiów należał do Kółka Polskiego przy konwikcie biskupim. W 1917 roku został kuratorem, podejmując się budowy plebanii w Starym Oleśnie. Ks. Franciszek, sprawując posługę kapłańską, nie dzielił swoich wiernych na Niemców i Polaków.

Podczas plebiscytu agitował i głosował za Polską, co było przyczyną jego śmierci. Dnia 11 maja 1921 roku ponad 30 niemieckich bojówkarzy napadło na plebanię. Pojmanego księdza zaciągnięto do piwnicy, bito i torturowano. Po rewizji plebanii w poszukiwaniu pieniędzy i broni, ks. Franciszek został wywleczony na podwórko i przykuty do pompy. Korzystając z chwili nieobecności i nieuwagi oprawców, przyjął komunię świętą przyniesioną mu przez matkę. Po przyprowadzeniu jeszcze trzech mężczyzn z Oleśna, bojówkarze zaciągnęli ich wraz z księdzem do lasu, gdzie torturowano ich i rozstrzelano. Oprawcy zakopali zwłoki w lesie, jednak wrócili po ciało księdza Franciszka, które spalili w kluczborskiej gazowni.

Ks. dziekan AUGUSTYN STRZYBNY – Polak-Ślązak. Urodził się w Cyprzanowie koło Raciborza w 1876 roku. Studiował teologię na Uniwersytecie Wrocławskim. W czasie studiów należał do Kółka Polskiego. W latach 1901–1903 był wikarym w kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego w Opolu. Został prefektem konwiktu teologicznego we Wrocławiu, opiekując się Kółkiem Polskim. W 1908 roku objął parafię w Modziurowie w powiecie kozielskim.

W gorącym okresie powstań i plebiscytu nie ukrywał swojego polskiego nastawienia. Katechezę i kazania głosił po polsku. Z tego powodu nie ominęły go szykany ze strony władzy. Urządzono w parafii kilka rewizji, poszukując broni. Musiał uciekać i ukrywać się, gdyż grożono mu śmiercią. Po plebiscycie ostrzeżony, że grozi mu śmierć, nie opuścił parafii w Modziurowie.

Wieczorem 31 października 1921 roku, po ukończeniu posługi spowiedzi, ks. Augustyn w drodze z kościoła do domu został zamordowany przez „nieznanych sprawców”. Zwłoki księdza dziekana znalazła na drodze jego siostra.

Nauczyciel WINCENTY JANAS – Polak-Ślązak. Urodził się w 1891 roku w Dąbrówce (obecnie dzielnica Piekar Ślaskich). Od 1913 roku uczęszczał do prywatnego gimnazjum w Krakowie. Pracował jako górnik.

W czasie Wielkiej Wojny walczył w armii niemieckiej, odnosząc kilka ran. Po powrocie z frontu zdał egzamin nauczycielski w Zabrzu. Jako nauczyciel w Rudzie Śląskiej organizował kursy języka polskiego i historii. Po wybuchu powstania jako działacz narodowy i propagator polskości stał się celem działań represyjnych ze strony Niemców. Był działaczem organizacji Eleusis, szerzącej wstrzemięźliwość od nałogów i katolicką pobożność, a ideowym jej celem była odnowa narodu polskiego.

W dniu 21 sierpnia 1919 roku został przez żołnierzy Grenzschuzu wyciągnięty z domu w Rudzie Śląskiej. Bity i kopany, uciekł do domu. Wywleczony stamtąd, był nadal bity. Żołnierze kopniakami wybili mu zęby, a jeden z nich wyłupał mu prawe oko. Skatowanego nauczyciela żołnierze postawili pod drzewem, a gdy osłabiony upadł, przeszyło go 15 kul.

PIOTR NIEDURNY – Polak-Ślązak, urodzony w 1880 roku w Raduniu na Opolszczyźnie. Mieszkał w Nowym Bytomiu (obecnie dzielnica Bytomia). Pracował jako robotnik w Hucie „Pokój”.

Miał szerokie spojrzenie na problemy narodowe i społeczne. Działał na rzecz polskości Śląska oraz w polskim ruchu zawodowym. Organizował kółka śpiewacze w Bytomiu, Pawłowie, Zabrzu, Gierałtowicach, Knurowie i Nowej Wsi. W 1919 roku brał udział w utworzeniu Koła Polskiego kolportującego polską prasę, popularyzującego śląskie obyczaje i stroje. Był prezesem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Nowej Rudzie.

Piotr Niedurny jako związkowiec był prezesem filii Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. W 1919 roku został wybrany przewodniczącym Rady Ludowej działającej na rzecz złączenia Górnego Śląska z Macierzą. W tymże roku wstąpił w szeregi POW Górnego Śląska oraz został członkiem Rady Miejskiej Miasta Bytomia.

Jego propolska działalność nie uszła uwadze władz niemieckich. Dnia 29 stycznia 1920 roku po kilku dniach ukrywania się przyjechał do Nowego Bytomia. Tu spotkał się z dyrekcją huty „Pokój”, która oskarżyła go o podburzanie robotników. Po wieczornym spotkaniu z przyjaciółmi w Polskim Towarzystwie Śpiewaczym udał się do domu. W pobliżu huty został zatrzymany przez umundurowanych Niemców, którzy przedstawili mu nakaz aresztowania. W czasie transportu do bytomskiego więzienia został ciężko pobity. Nie przyjęty do więzienia, został odwieziony z powrotem do Nowego Bytomia.

Ciało skatowanego i zastrzelonego Piotra Niedurnego znaleziono nad ranem 30 stycznia 1920 roku niedaleko folwarku w Szombierkach. Jego pogrzeb 6 lutego 1920 roku stał się wielką manifestacją narodową, w której uczestniczyło 30 tysięcy ludzi.

Dr medycyny WINCENTY STYCZYŃSKI – Polak, urodził się w 1872 roku w Śremie. Studiował medycynę we Wrocławiu, a dyplom doktora nauk medycznych uzyskał w Lipsku. W 1903 roku osiadł w Gliwicach, gdzie rozpoczął praktykę lekarską. Był członkiem Banku Ludowego w Gliwicach, współzałożycielem Towarzystwa Lekarzy Polskich na Śląsku, a także Towarzystwa Czytelni Ludowych. W 1914 roku został zmobilizowany do wojska niemieckiego jako lekarz batalionowy w szpitalu wojskowym w Gliwicach.

Po wojnie był aktywnym działaczem na rzecz przyłączenia Górnego Śląska do Polski. W 1919 roku został radnym miasta Gliwice, gdzie przewodził frakcji polskiej.

Podczas II powstania śląskiego pracował jako lekarz powstańczej komendy etapowej na powiat Gliwice. Był członkiem Polskiego Komitetu Plebiscytowego na miasto i powiat gliwicki, został też powołany przez Komisję Międzysojuszniczą na doradcę technicznego przy kontrolerze koalicyjnym. Po podziale Górnego Śląska, pomimo ostrzeżeń przed represjami, pozostał w Gliwicach.

18 kwietnia 1922 roku, podczas gdy przyjmował pacjentów w domowym gabinecie, „nieznany sprawca” oddał do niego dwa śmiertelne strzały z rewolweru. Jedna kula przeszyła czaszkę, a druga utkwiła w niej. Morderca zdołał zbiec. Dr Wincenty Styczyński został pochowany na cmentarzu św. Wojciecha w Poznaniu.

Dr. medycyny ANDRZEJ MIELĘCKI – Polak, urodzony w 1864 roku w majątku Hucisko. Studiował medycynę w Monachium i Berlinie, a dyplom doktora nauk medycznych uzyskał w Lipsku. Jako lekarz pracował w Saksonii, potem w Zagłębiu Dąbrowskim. Po zamieszkaniu w Katowicach prowadził na miejscu prywatną praktykę przez 21 lat. Zasłynął w Katowicach nie tylko jako lekarz, ale także jako współzałożyciel i członek wielu polskich towarzystw.

W 1900 roku został członkiem zarządu Towarzystwa dla Zrzeszenia Elementarzy Polskich na Górnym Śląsku. Zasiadał we władzach Towarzystwa Lekarzy Polaków na Górnym Śląsku. Brał udział w obradach Sejmu dzielnicowego w Poznaniu, współpracował z polskim ruchem wyborczym w Rzeszy Niemieckiej. Wchodził w skład Centralnego Komitetu Pomocy dla Dzieci w Katowicach. Jako zasłużonemu lekarzowi, władze niemieckie nadały Andrzejowi Mielęckiemu tytuł radcy sanitarnego.

W 1918 roku został członkiem Powiatowej Rady Ludowej w Katowicach. Należał do POW na Górnym Śląsku. Podczas powstań sprowadzał broń dla powstańców. Był członkiem Polskiego Komitetu Plebiscytowego w Katowicach.

Dnia 17 sierpnia 1920 roku doszło do wywołanych przez bojówki niemieckie zamieszek na ulicach Katowic. W pobliżu mieszkania doktora Mielęckiego do bojówek demolujących polskie sklepy zaczęli strzelać francuscy żołnierze. Kiedy doktor udzielał pomocy rannym, został zaatakowany przez niemiecką bojówkę.

Męczeńską śmierć dr Andrzeja Mielęckiego opisał Józef Piernikarczyk w Księdze pamiątkowej Górnego Śląska wydanej w 1923 roku w Katowicach: Podniosły się kije, laski, żelazne druty, siekąc niemiłosiernie ciało lekarza. Ubranie poszarpane w strzępy, wkrótce pomieszało się z krwią i ziemią, tworząc jakąś bezkształtną, łączącą masę. Ludzie-zwierzęta na chwilę ochłonęli na widok tak sponiewieranego człowieka. A działo się to w oczach jego żony i córki, które przerażone tak straszliwem męczeństwem swego męża i ojca, bezwładnie usunęły się na ziemię.

Zajechał wóz sanitarny. Mordercy, myśląc, że dr Mielęcki nie żyje, porwali leżące ciało i rzucili je do wozu. Nieszczęśliwa ofiara bestialskich instynktów motłochu, który znów z dzikim rykiem rzucił się na wóz i popędził z nim w stronę rzeki – Rawy. Nad brzegiem wyrzucono konającego z wozu, ażeby dopełnić zemsty na „polskim królu”. A jest to rzeczywiście król polskich męczenników górnośląskich.

Oprawcy zdarli z niego resztki odzieży i zaczęli tak długo bić i kopać, aż nie pozostało na nim ani jedno zdrowe miejsce. Kilku zwyrodniałych opryszków wytłoczyło deski z wozu ratunkowego, dobijając nimi dr. Mielęckiego. I gdy przed nimi leżał tylko nieruchomy, poszarpany, sino-krwawy trup, bez kształtu, masa z błota i krwi, rzucono go do brudnej, mętnej rzeki.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Wspominki o męczennikach z okresu powstań śląskich i plebiscytu” znajduje się na s. 8 i 9 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Wspominki o męczennikach z okresu powstań śląskich i plebiscytu” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zapomniany bohater Karol Grzesik ps. Hauke. Walczył w powstaniach śląskich, pracował dla Polski, zamordowany przez NKWD

Jako wróg Rzeszy został umieszczony przez Niemców w „Specjalnej książce Polaków ściganych listem gończym”, która zawierała 61 tys. nazwisk Polaków przeznaczonych do aresztowania i likwidacji.

Tadeusz Loster

Kapitan Rezerwy WP Karol Grzesik (1890–1940) został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, Krzyżem Żelaznym II klasy (przez Cesarstwo Niemieckie), Orderem św. Sawy (przez Królestwo Chorwatów i Słoweńców), Złotą Odznaką Honorową Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej I stopnia.

Urodził się 30 maja 1890 roku w rodzinie chłopskiej w Siedliskach w powiecie raciborskim na Śląsku. W 1907 roku ukończył gimnazjum prywatne w Gliwicach, a rok później rozpoczął naukę w Gimnazjum św. Macieja we Wrocławiu. W 1914 roku zdał maturę. Studiował filozofię oraz prawo, ale studiów nie ukończył. (…)

Po powstaniu w wolnej Polsce Karoli Grzesik od 1923 do 1925 roku był prezesem Związku Powstańców Śląskich (…) w 1926 roku został naczelnikiem gminy Wielkie Hajduki. Od 1927 roku należał do ugrupowania piłsudczykowskiego Związku Naprawy Rzeczypospolitej. W 1928 roku współorganizował Narodowo-Chrześcijańskie Zjednoczenie Pracy (…)

Karol Grzesik był posłem na Sejm RP II i III kadencji od 1928 do 1935 roku, wybieranym z okręgu nr 28 w Królewskiej Hucie. Od 1935 do 1939 roku był marszałkiem Sejmu Śląskiego IV kadencji jako reprezentant Narodowo-Chrześcijańskiego Zjednoczenia Pracy. W 1936 roku został prezydentem Chorzowa. (…)

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej jako wróg Rzeszy został umieszczony przez Niemców w „Specjalnej książce Polaków ściganych listem gończym” (Sonderfahndungsbuch Polen), która zawierała 61 tys. nazwisk Polaków przeznaczonych do aresztowania i likwidacji. Wraz z wybuchem wojny musiał opuścić Śląsk. Wyjechał do Lublina, a następnie do Lwowa. Tutaj zastała go okupacja sowiecka. Został aresztowany i wywieziony przez Oddział Specjalny Frontu Ukraińskiego. W 1940 roku został zamordowany w więzieniu NKWD w Kijowie przy ul. Karolenkiwskiej 17.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Karol Grzesik (ps. Hauke). Zapomniany bohater – powstaniec śląski” można przeczytać na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Karol Grzesik (ps. Hauke). Zapomniany bohater – powstaniec śląski” na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Człowiek, który zakochał się w Polsce. Pisząc powiastkę historyczną „Górka Klemensowa”, zrozumiał, że jest Polakiem

Karol Mateusz Szymon Miarka (1825–1882) – nauczyciel, organista, pisarz gminny, sędzia polubowny, publicysta, literat, redaktor, wydawca, więzień polityczny, drukarz, księgarz, działacz społeczny.

Tadeusz Loster

Karol Miarka urodził się 22 października 1825 roku w Pielgrzymowicach w powiecie pszczyńskim. Jego ojciec Antoni był nauczycielem i organistą. Karol rozpoczął naukę szkolną w niemieckim niższym gimnazjum w Pszczynie. Z uwagi na trudne warunki finansowe w rodzinnym domu, po dwóch latach przerwał kształcenie. Dzięki pomocy finansowej wujka, ks. Borówki, kontynuował je w gimnazjum w Gliwicach.

Miał 16 lat, gdy przerwał naukę i rozpoczął pracę zawodową jako pomocnik nauczyciela w Ornontowicach. W 1842 roku wstąpił do seminarium nauczycielskiego w Głogówku. Ukończył je po 4 latach. Był nauczycielem w Lędzinach, Urbanowicach i Piotrkowie. Po śmierci ojca w 1850 roku wrócił do Pielgrzymowic, gdzie był nauczycielem, organistą, pisarzem gminnym oraz sędzią polubownym.

W 1861 roku Karol Miarka na łamach tygodnika katolickiego „Gwiazdka Cieszyńska” opublikował swą pierwszą powieść z czasów zaproszenia chrześcijaństwa na Śląsk, pt. Górka Klemensowa. Podczas pisania tej powiastki historycznej odkrył w sobie swą polskość. (…)

W 1869 roku Karol Miarka porzucił posadę nauczyciela i przeniósł się do Królewskiej Huty. Założył drukarnię i księgarnię, redagował „Zwiastuna Górnośląskiego” oraz odkupił „Katolika” od Chociszewskiego. Pierwszy numer pod nową już redakcją ukazał się 1 kwietnia 1869 roku. Jego początkowy nakład wynosił 1200 egzemplarzy. W 1872 roku wydawany trzy razy w miesiącu, sprzedawany był w ilości 7000 sztuk. (…)

W 1875 roku papież Pius IX udzielił wydawcy i czytelnikom apostolskiego błogosławieństwa. Podczas pielgrzymki Karola Miarki do Rzymu w 1879 roku papież Leon XIII powiedział mu: Pracuj dalej jak dotąd, bo twoja praca przynosi wielkie korzyści Kościołowi i twemu narodowi. Dziś sięga głos redaktora dalej niż głos kapłanów, kiedy kapłanom zamyka się usta i krępuje słowo duszpasterza. Napisz to i ogłoś twym czytelnikom. (…)

W 1881 roku sprzedał „Katolika” ks. Stanisławowi Radziejewskiemu, a drukarnię przekazał synowi Karolowi, który w 1884 roku przekształcił ją w nowoczesny zakład poligraficzny, który działa do dnia dzisiejszego.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Karol Miarka – człowiek, który zakochał się w Polsce” można przeczytać na s. 3 majowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Karol Miarka – człowiek, który zakochał się w Polsce” na s. 3 majowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl

Stan wojenny w regionie śląsko-dąbrowskim. Wystawa w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu wrzesień 2016 – styczeń 2017 r.

Potrzeba było interwencji, na jaką może się zdobyć tylko matka umierającego dziecka, żeby przewieźć syna na oddział reanimacyjny. Zatrudniłam się tam jako salowa, czuwałam przy Janku dzień i noc.

Tadeusz Loster, Zenon Szmidtke

 

Górnikom z kopalni „Wujek”

Jacek Okoń

Słuchajcie, to ja mówię, zastrzelony Polak,
Odebrano mi życie i mój hełm górniczy,
krwawiącymi ustami do mych braci wołam,
którzy myślą dziś o mnie na więziennej pryczy.

Szedłem z dwiema pięściami przeciw karabinom,
w domu dzieci czekały, żeby mnie zobaczyć,
opowiedzcie im kiedyś, jak ich ojciec zginął,
za co życie swe oddał i swój hełm utracił.

Jestem z nimi i z wami, uwięzieni bracia,
wiem, że Polska nie zginie, póki wy żyjecie.
Jestem z Polską, co krwawi, ale nie rozpacza,
kajdanami spętana, samotna na świecie.

Nim zaśniecie na pryczach, pomódlcie się za mnie,
jak się modlił Pan Jezus wśród nocy Ogrójca,
a mój hełm przestrzelony zawieście na bramie,
gdzie mi życie zabrano, a mym dzieciom ojca.

Ekspozycja przenosiła widza w rzeczywistość stanu wojennego, ukazując ją w pięciu odsłonach zatytułowanych: opór, represje, pomoc, wolne słowo, kultura niezależna. Najwięcej miejsca na wystawie poświęcono najbardziej tragicznemu wydarzeniu stanu wojennego w regionie śląsko-dąbrowskim – akcji pacyfikacyjnej w kopalni „Wujek”. W tej części można było obejrzeć przestrzelony hełm Janka Stawisińskiego, najbardziej przejmujący eksponat wystawy.

Do niezwykłych eksponatów należy zaliczyć także krzyże internowanych z obozu w Zabrzu-Zaborzu. Na tym z pawilonu pierwszego, oprócz wyrytych dat zrywów wolnościowych w okresie PRL-u, znajduje się kilkaset podpisów osób internowanych. Krzyż ten jeszcze w okresie istnienia obozu został przemycony z obozu na parafię kościoła pod wezwaniem św. Józefa w Zabrzu. Po zdemontowaniu został ukryty w noszach, na których wyniesiono do szpitala chorego na serce internowanego.

Cały artykuł Tadeusza Lostera i Zenona Szmidtke pt. „Relikwie stanu wojennego” można przeczytać na s. 8 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera i Zenona Szmidtke pt. „Relikwie stanu wojennego” na s. 8 lutowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl

Cenzura przesyłek pocztowych w stanie wojennym. Podczas okupacji niemieckiej prywatnej korespondencji nie cenzurowano

Czytanie cudzej korespondencji jest tak stare, jak zwyczaj korespondowania. Stosowały je władze państwowe i rządzący, celem poznania zamiarów przeciwników, przyjaciół i podwładnych.

Tadeusz Loster

W życiu prywatnym czytanie cudzych listów uważane jest za brak kultury. W świetle prawa otwarcie i przeczytanie korespondencji przeznaczonej dla kogoś innego jest przestępstwem. (…)

Już w pierwszych dniach stanu wojennego opuszczające pocztę przesyłki, nadane nawet przed 13 grudnia 1981 roku, zostały ocenzurowane. Ich sprawdzania dokonywano przez rozcięcie boku koperty, którą następnie zamykano zszywką, taśmą samoprzylepną lub podgumowanym papierem. (…)

Na listach nieocenzurowanych przybijano stempelki „Wolne od cenzury” lub „Nie ocenzurowano”. Stemple „Nie ocenzurowano” znane są wyłącznie z korespondencji zagranicznej. Przesyłki przychodzące z krajów tzw. demokracji ludowej nie były cenzurowane. Korespondencja z krajów kapitalistycznych sprawdzana była wybiórczo.

Ciekawostkami w okresie stanu wojennego było podwójne cenzurowanie przesyłek pocztowych. Dotyczyło to korespondencji wysyłanej do osób internowanych. Przesyłki te oprócz cenzury milicyjnej mają odbity stempel o treści: „Cenzurowano”, przystawiany przez cenzora Ośrodka Odosobnienia Internowanych.

Cenzurowanie korespondencji krajowej i zagranicznej trwało do 31 grudnia 1982 roku. Z dniem 1 stycznia 1983 roku zaniechano tego procederu. (…)

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Cenzura przesyłek pocztowych w stanie wojennym” można przeczytać na s. 10 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl.

______

„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Cenzura przesyłek pocztowych w stanie wojennym” na s. 10 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl