Dla przeciętnego Rosjanina, kto był pod ich okupacyjnym butem, jest „ich”/ Borys Stomachin, „Śląski Kurier WNET” 69/2020

Nie masz nienawiści groźniejszej niż ta, której przyczyną jest, że się z kimś niegodziwie postąpiło. Rosja brała udział w czterech rozbiorach Polski i była głównym źródłem cierpień narodu polskiego.

Borys Stomachin

Putin i Polska: z chorej głowy na zdrową

Dyktator Rosji Putin jako „sensację historyczną” ogłosił, że Polska rozpoczęła II wojnę światową i nazwał „swołoczą” ambasadora Polski w Niemczech nazistowskich, Józefa Lipskiego.

To, że „przed mocnym zawsze niesie winę bezsilny”, odkrył już w XIX wieku bajkopisarz rosyjski Iwan Kryłow, a Seneka, że nie masz nienawiści groźniejszej niż ta, której przyczyną jest, że się z kimś niegodziwie postąpiło. Rosja brała udział w czterech (!) rozbiorach Polski i była głównym źródłem nieszczęść i cierpień narodu polskiego przez stulecia. Związek Sowiecki, który uformował Putina w duchownym sensie, rozstrzelał tysiące oficerów polskich w 1940 roku i usiłował zrzucić winę za to przestępstwo na okupantów nazistowskich. Podczas pierestrojki wreszcie przyznano, że rozstrzeliwało Polaków NKWD, jednak w Rosji dzisiejszej znowu się głosi, że Polaków rozstrzelali naziści.

W obecnych czasach Rosjanie popełnili przeciwko Polsce i narodowi polskiemu przestępstwo, które nie ma sobie równych w historii. Chodzi o zniszczenie samolotu z Lechem Kaczyńskim na pokładzie nad Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku.

Polska jest wiecznym wyrzutem sumienia Rosjan… chciałem powiedzieć. Ale oni nie mają sumienia, a Putin jest tylko średnią arytmetyczną gustów i preferencji obywateli, którzy śpią i marzą, że znowu wracają do ZSRR.

W rozumieniu przeciętnego Rosjanina ostatecznym argumentem jest to, że kto był pod ich okupacyjnym butem, stał się „ich”. „To jest nasze, to są nasze tereny, które musimy znowu odzyskać” – kategorycznie oświadczają nie tylko co do byłych sowieckich republik – Ukrainy i Białorusi, ale również co do Polski i Finlandii, a także Alaski i Kalifornii. Czy trzeba dziwić się temu, że władza na czele z Putinem trzyma się tej zasady? „Wielka Rosja, której wszyscy muszą się bać i którą należy szanować” jest najlepszym narkotykiem, wykorzystywanym przez władze Rosji wobec własnego społeczeństwa, kiedy powstają polityczne lub gospodarcze problemy. Pomaga to zjednoczyć się wokół swojego führera. Kto jest następny po inwazji na Ukrainę w 2014 roku? Kto będzie ofiarą nowej „małej, zwycięskiej wojny” i okupacji? Znowu Ukraina? Białoruś, o której teraz dużo się mówi? A może Polska?

Żeby zrozumieć, co się dzieje dziś w Rosji, trzeba znać jej historię. Początek Rosji to jest XIII wiek i inwazja Złotej Hordy mongolskiej. Moskwę założył w 1272 roku jeden z chanów ordyńskich.

Państwo moskiewskie zostało wychowane w okropnej, wstrętnej szkole niewolnictwa mongolskiego.

Moskwa wzmocniła się dzięki temu, że stała się arcymistrzem w sztuce niewolnictwa. Nawet po wyzwoleniu z opieki mongolskiej pozostała niewolnikiem, który stał się panem. Mongołowie Złotej Hordy zawsze dążyli „do ostatniego morza”, na Zachód. Stając się Hordą Moskiewską, Rosjanie odziedziczyli od Złotej Hordy to instynktowne dążenie do agresji i ekspansji, do opanowania wszystkiego, co leży między Moskwą i „ostatnim morzem”, czyli całej Europy. A Polska zawsze stała im na drodze. Na wschód od Polski jest wciąż ta sama horda, ci sami barbarzyńcy. I nie wolno dać się zwieść temu, że zamiast skór zwierzęcych mają na sobie garnitury i krawaty. Zmieniły się formy, ale istota pozostaje ta sama. Rosjanie pozostają dzisiaj ordyńcami, dzikusami, barbarzyńcami. Ludność barbarzyńska wybiera na prezydentów najbardziej brutalnych i cynicznych tyranów, barbarzyńców. Rosjanie mają specyficzną mentalność: podstęp, podłość, chytrość, cynizm, złość i okrucieństwo są ich głównymi cechami, odziedziczonymi po hordzie mongolskiej.

Historia świadczy, że Rosja nie mniej niż Niemcy hitlerowskie jest odpowiedzialna za Holokaust i II wojnę światową. Na początku lat 30. XX wieku Stalin doprowadził do rozłamu między komunistami i socjaldemokratami w Niemczech, co zapewniło partii hitlerowskiej zwycięstwo w wyborach w 1933 roku. ZSRR uzbrajał i szkolił Reichswehrę oraz wspierał Berlin pożyczkami i surowcami. Ale korzenie tego zła tkwią jeszcze głębiej w przeszłości Rosji.

W 1905 roku zostały opublikowane fałszywe „Protokoły mędrców syjońskich”, które napisał agent policji carskiej. „Protokoły” stały się bardzo popularne w Niemczech i to na ich podstawie Rosenberg (urodzony w imperium rosyjskim) opracował swoją teorię rasową, a więc to Rosji naród żydowski zawdzięcza swoją tragedię w XX wieku.

Nie Polska, ale Rosja z jej Stalinem jest winna wybuchu drugiej wojny światowej, bo to Moskwa, a nie Warszawa podpisała pakt z Hitlerem w 1939 roku. Wniosek z tego jest jednoznaczny: Rosja nie zmienia się w ciągu stuleci, pozostaje imperium barbarzyńskim, które nadal zagraża wszystkim sąsiadom tak, jak setki lat temu. Od tego zagrożenia nie może uratować nawet członkostwo w NATO. Gwarancja niepodległości i bezpieczeństwa wszystkich krajów Europy Wschodniej i Środkowej nastąpi dopiero wtedy, kiedy Rosja wreszcie rozpadnie się, jak rozpadły się w historii wszystkie imperia, i przestanie istnieć. Dlatego głównym zadaniem państwa i narodu polskiego jest przyczyniać się ze wszystkich sił do rozłamu Rosji.

Borys Stomachin (Борис Стомахин) – dysydent rosyjski okresu putinowskiego, publicysta, wydawca, autor książek o współczesnej Rosji. Urodził się w Moskwie w 1974 roku. Działalność polityczną rozpoczął w 1990 roku. Wydawał gazety: „Radikalnaja politika” i internetową „Soprotiwlenije”. Jako jeden z pierwszych wystąpił przeciwko Putinowi, kiedy ten został premierem Rosji w 1999 roku. Prowadził kampanię protestacyjną przeciwko wojnie czeczeńskiej. W 2000 r. władze zaczęły dochodzenie przeciwko niemu, a w 2001 przeprowadziły pierwszą rewizję w jego mieszkaniu. Borys Stomachin przez 20 miesięcy nielegalnie mieszkał w Moskwie, unikając aresztowania. Został aresztowany w marcu 2006 r. i przez 5 lat, do 2011 r., był więziony w GUŁAG-u putinowskim. W listopadzie 2012 r. znowu został aresztowany za publikację tekstów w internecie i osądzony na 6 lat i 5 miesięcy łagrów. Ale po dochodzeniu ze strony FSB dostał 7 lat więzienia. Ogólnie spędził w więzieniach i łagrach 12 lat. Wyszedł na wolność we wrześniu 2019 r. Nielegalnie przekroczył granicę ukraińską i zwrócił się tam z prośbą o azyl polityczny. Obecnie mieszka w Kijowie.

Artykuł Borysa Stomachina pt. „Putin i Polska: z chorej głowy na zdrową” znajduje się na s. 1 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Borysa Stomachina pt. „Putin i Polska: z chorej głowy na zdrową” na s. 1 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pamięci Żołnierza Wyklętego Zdzisława Badochy „Żelaznego”. Ważne, by takim jak on bohaterom przywracać należną cześć

IPN poświęcił „Żelaznemu” zeszyt V komiksowego cyklu Wilcze tropy – „Żelazny” – Zdzisław Badocha i książkę Łukasza Borkowskiego „Żelazny” od „Łupaszki”. Ppor. Zdzisław Badocha (1925–1946).

Arkadiusz Siński

Fot. IPN Katowice

Z okazji obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych 1 marca 2020 roku w Dąbrowie Górniczej odsłonięto w Bazylice pw. Najświętszej Marii Panny Anielskiej tablicę upamiętniającą ppor. Zdzisława Badochę „Żelaznego” (1925–1946), urodzonego w Dąbrowie Górniczej żołnierza Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej, oficera 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. (…)

Pochodził z rodziny patriotycznej o wojskowych tradycjach. Jego ojciec był żołnierzem Korpusu Ochrony Pogranicza i w związku z jego służbą w 1937 roku cała rodzina zamieszkała na Wileńszczyźnie. Lata sowieckiej okupacji rozpoczęły się dla „Żelaznego” dwukrotnym aresztowaniem. Po zwolnieniu z obozu pracy w 1942 roku wstąpił do Armii Krajowej i przyjął pseudonim „Żelazny”, rozpoczynając tym samym działalność w konspiracji. Na początku 1943 roku jako pracownik stacji kolejowej Nowe Święciany otrzymał przydział do 23. Ośrodka Dywersyjnego Ignalino-Nowe Święciany, gdzie pełnił funkcję zastępcy dowódcy 9. patrolu, a zajmował się dywersją i sabotażem na szlakach kolejowych.

Okładka książki Łukasza Borkowskiego o „Żelaznym | Fot. IPN Katowice

W marcu 1944 roku w związku z dekonspiracją został przeniesiony do V Wileńskiej Brygady AK, dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Po wyzwoleniu Wilna razem ze swoim oddziałem przedostał się w okolice Białegostoku. Tam został wcielony do LWP, z którego zdezerterował. Kiedy Brygada Wileńska wznowiła walkę z sowieckim okupantem, jako dowódca patrolu bojowego był postrachem komunistycznej bezpieki na obszarach Borów Tucholskich, Pomorza i Powiśla, bo niezwykle skutecznie paraliżował tam działalność administracji, służb bezpieczeństwa oraz wojska. Największym sukcesem oddziału „Żelaznego” była akcja z 19 maja 1946 roku, kiedy w ówczesnych powiatach starogardzkim i kościerzyńskim rozbrojono siedem posterunków milicji, zlikwidowano dwie placówki UB i zdobyto ponad dwadzieścia sztuk broni oraz kilka tysięcy sztuk amunicji.

W Dąbrowie Górniczej w dniach 24 X – 1 XI 1945 roku spotkał się po raz ostatni z rodziną. 28 czerwca 1946 roku grupa operacyjna złożona z MO i KBW otoczyła Żelaznego. Próbował wyrwać się z okrążenia, ale zginął, trafiony odłamkiem granatu. Miał 21 lat. Mimo poszukiwań prowadzonych przez gdański oddział Instytutu Pamięci Narodowej, do dziś nie wiadomo, gdzie został pochowany. Rodzina dopiero w latach sześćdziesiątych poznała okoliczności jego śmierci.

Cały artykuł Arkadiusza Sińskiego pt. „Pamięci Żołnierza Wyklętego Zdzisława Badochy »Żelaznego«” znajduje się na s. 2 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Arkadiusza Sińskiego pt. „Pamięci Żołnierza Wyklętego Zdzisława Badochy »Żelaznego«” na s. 2 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Unią Europejską targają różne kryzysy, w tym kryzys poczytalności/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” nr 69/2020

Świat jest przerażony epidemią koronawirusa z Chin. Ekonomiści przewidują kryzys. Najpierw z niepoczytalnej chęci zysku wyprowadzono masowo produkcję do Chin, a teraz będziemy zbierać tego żniwo.

Jadwiga Chmielowska

Marzec rozpoczyna święto Żołnierzy Niezłomnych – wyklętych przez komunistów. Walczący do końca o niepodległość, uratowali nasz polski honor.

Nie poddaliśmy się jako naród i nie bierzemy odpowiedzialności za komunistyczne zbrodnie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

Jest to niezmiernie ważne zwłaszcza na Śląsku, gdzie byłe niemieckie obozy koncentracyjne zamieniono na nowe, komunistyczne łagry. Sowieccy kolaboranci jako namiestnicy Kremla sprawowali władzę w PRL-u – strefie okupacyjnej Moskwy. Niegodziwością jest to, że nie odbyła się „Norymberga 2” – osądzenie zbrodni komunistów.

Sowieccy mordercy w polskich mundurach brali przykład z carskiej ochrany. Zabitych partyzantów spotykał los podobny jak uczestników powstania styczniowego: bezczeszczenie zwłok i zbiorowe mogiły. Do dziś nie można odnaleźć miejsc pochówku największych polskich bohaterów.

Skandalem jest, że w III RP nadal są tacy, którzy nadal kwestionują bohaterstwo żołnierzy AK, NSZ, WiN i innych formacji niepodległościowego antykomunistycznego podziemia zbrojnego. To albo wprost antypolska działalność agenturalna, albo ignorancja – brak podstawowej wiedzy w wyniku zaniedbań edukacyjnych.

Zgadzam się z prof. Andrzejem Nowakiem, że zaniedbania w polityce historycznej Polski sięgają początków XVIII wieku (utrata suwerenności) i będziemy te zaległości odrabiać jeszcze przez dziesięciolecia. Tłumaczę już od dawna Ukraińcom, że powinni robić rzetelne badania i opisać swoją historię od XVII w. kiedy zadnieprzańskie ziemie wpadły w rosyjskie łapy.

Narody nieświadome swojej historii ulegają wrogim manipulacjom. Fałsz historyczny wpływa nie tylko na teraźniejszość ale warunkuje przyszłość całych narodów.

Niszczenie od 30 lat systemu edukacji, czyli ograniczanie nauki historii, literatury, a także matematyki i przedmiotów przyrodniczych, premiowanie „punktozy”, a nie ocena realnej wiedzy i samodzielnego myślenia, przynosi efekty. Np. w wymiarze sprawiedliwości sędziowie są niezawiśli od logiki i zdrowego rozsądku. Bylejakość, odrzucenie norm moralnych sprawia, że mamy zanik elit. Politycy zapominają, że ich naczelnym zadaniem jest dbanie o dobro państwa, a nie chęć przypodobania się obcym.

Szkoda, że przez tyle lat nie udało się wprowadzić ustaw umożliwiających skuteczne finansowanie telewizji publicznej. Od połowy lat 90. trwają próby jej zniszczenia i prywatyzacji. Wielokrotnie występowałam w jej obronie. Zadaniem mediów, zwłaszcza publicznych, jest nie tylko przekazywanie informacji, ale też funkcja edukacyjna i kulturotwórcza.

Unię Europejską targają różne kryzysy, w tym poczytalności.vŚwiat jest przerażony epidemią koronawirusa z Chin. Ekonomiści przewidują kryzys, bo zagrożony jest łańcuch dostaw do produkcji prawie wszystkich gałęzi przemysłu. Najpierw z niepoczytalnej chęci zysku wyprowadzono masowo produkcję do Chin, a teraz wszyscy będziemy zbierać tego żniwo. Kiedy nie tak dawno zabrakło chińskiego komponentu do produkcji farmaceutycznej, leków brakowało w całej Europie. Było to poważne ostrzeżenie, ale nie spowodowało uruchamiania lokalnej produkcji substancji czynnych.

Ostatnio zamilkli wielowektorowi geopolitycy. Jedwabny szlak też, mam nadzieję, odejdzie w niepamięć.

Zaczynają się manewry NATO. Amerykanie ćwiczą przerzucanie dużej ilości wojsk w nasz region. Ich stała obecność jest gwarancją naszego bezpieczeństwa.

Nieliczni już Żołnierze Niezłomni cieszą się, że Bóg dał im długie życie i ich marzenia się spełniły, doczekali wojsk amerykańskich w Polsce, których wyglądali od 1944 r.

Wielki Post to czas zadumy i rozważań. Nikomu nie życzę kwarantanny, ale może dla wielu, zwłaszcza polityków, byłby to czas na swoiste rekolekcje. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kpt. Kalemba – oficer WP, powstaniec śląski, ofiara zbrodni katyńskiej – jeden z tych, którym zawdzięczamy niepodległość

Prof. Henryk Kocój: Książka Zdzisława Janeczka przywraca godność wszystkim bohaterom walk o niepodległość, zapomnianym lub celowo pomijanym w oficjalnych publikacjach historiografii PRL.

Henryk Kocój

W ubiegłym roku obchodziliśmy 100 rocznicę I Powstania Śląskiego. Z tej okazji Zdzisław Janeczek postanowił przybliżyć sylwetki bohaterów tamtych wydarzeń, często zapomnianych lub celowo pomijanych przez wiele lat w oficjalnych publikacjach historiografii PRL-u, m.in. w Encyklopedii powstań śląskich.

W grupie dotkniętej zapisem cenzorskim znalazł się m.in. kapitan Wojsk Polskich Henryk Kalemba, ofiara zbrodni katyńskiej, dla którego zapewne z tego powodu zabrakło miejsca na tablicy epitafijnej pomnika ustawionego na skwerze im. jego towarzysza broni i krajana Walentego Fojkisa, dowódcy katowickiego 1. Pułku Powstańczego im. Józefa Piłsudskiego.

Obaj urodzeni w Józefowcu, należącym wówczas do gminy Dąb, i związani z pobliskimi Siemianowicami Śląskimi, przeszli ten sam szlak bojowy.

Okładka książki Z. Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater”

Jak dotąd czyny H.A. Kalemby i pamięć o nim zostały uwiecznione w kościele garnizonowym Wojska Polskiego pw. Św. Kazimierza Królewicza w Katowicach i przez córkę Józefę Bogdanowiczową, która zamieściła inskrypcję na grobie jego żony Bronisławy Kalembowej, na cmentarzu parafialnym w Dębie. To jeden z wzruszających dowodów, iż zachowała ona przez całe życie głęboki szacunek wobec pamięci ojca. Autor rozprawy ma nadzieję, iż pisząc szkic biograficzny bohatera, przyczyni się do naprawienia popełnionego błędu niedopatrzenia, za jaki należy uznać niewątpliwie pominięcie jego nazwiska na obelisku. Jak na ironię był on inicjatorem i budowniczym jego pierwowzoru z 1938 r.

W książce zostały zawarte informacje dotyczące nie tylko życia żołnierskiego, zainteresowań kapitana Henryka Aleksandra Kalemby, ale także wydarzeń politycznych, w które angażował się on i jego najbliżsi. Historia rodziny Kalembów jest bowiem odbiciem losów narodu skupionym jak w soczewce na trzech pokoleniach: Józefa seniora, hutnika cynkowni „Hohenlohe”, zmagającego się z wyzwaniami, jakie niosła rewolucja przemysłowa i bismarckowski Kulturkampf, Henryka juniora – uczestniczącego w odbudowie państwa polskiego – i jego córki, ofiary terroru niemieckiego i świadka narodzin PRL-u, a z nim „katyńskiego kłamstwa”. Józefa wraz z matką Bronisławą, wyczekującą powrotu męża z wojny, przez długie lata musiały okazywać duży hart ducha, być mocne i „twarde jak kamień”, by przetrzymać doznane krzywdy, cierpienia i upokorzenia.

Kapitan Henryk Aleksander Kalemba był człowiekiem swojej epoki, a jego życie odzwierciedlało cechy charakterystyczne czasów, w których przyszło mu żyć. Niech esej poświęcony bohaterowi nie tylko śląskich powstań, przywróci godność wszystkim ofiarom bezprawia. Jego historia pokazuje, iż Niepodległość Rzeczypospolitej miała nie tylko wielkich ojców, miała także cichych bohaterów „tworzących podglebie, na którym wyrosła wolność”.

Nadszedł czas, by przypomnieć młodemu pokoleniu, iż niepodległość zawdzięczamy powstańcom, tj. takim ludziom jak kpt. Henryk A. Kalemba, którego nazwisko usunięto z publicznej przestrzeni na ponad pół wieku. Anatema dotknęła w szczególności tych, którzy poszli za Józefem Piłsudskim, człowiekiem, który chciał być kontynuatorem idei I Rzeczypospolitej, szanującej narodowe, religijne i etniczne odmienności. Najpierw czekała ich Golgota Auschwitz i Katynia, a w pojałtańskiej Polsce dopadli ich inni degeneraci, którzy z sowietami dręczyli w kazamatach i mordowali swych rodaków-niepodległościowców. „Propagandyści wynajmowani przez zaborców, okupantów i agentury wpływu, za PRL-u i III RP odgrywający rolę rzekomych elit, budowali narracje, mające przekonać Polaków, że z natury rzeczy skazani są na podrzędność, a swą przyszłość mogą budować wyłącznie podporządkowując się ościennym potęgom lub strukturom ponadnarodowym”.

Kpt. Kalemba – mural | Fot. archiwum Z. Janeczka

Biografia kpt. Henryka Aleksandra Kalemby została w dużym stopniu oparta na dokumentach dotąd nie publikowanych. Cennym źródłem były ustne wspomnienia i zbiory prywatnych osób. W publikacji wykorzystano pamiętniki i wspomnienia oraz korespondencję, archiwa rodzinne (m.in. Józefy Bogdanowiczowej, Karola Gwoździewicza, Ewy ze Stęślickich Piaskowskiej, Gustawa Gajdzika i Fojkisów) i parafialne, zasoby CAW oraz zbiory Biblioteki Śląskiej, gdzie znajdują się mikrofilmy dokumentów Instytutu im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, dotyczące powstań śląskich. W źródłach pochodzących z rodzinnych archiwów, a w szczególności w spuściźnie Józefy Bogdanowiczowej, dużo miejsca zajmują opisy spotykanych osób i odwiedzanych miejsc, wypisy z literatury i codziennej prasy, a przede wszystkim relacje z wydarzeń społecznych i politycznych, opatrzone z każdym rokiem coraz dojrzalszym i wnikliwszym komentarzem.

Notatki i listy odzwierciedlają w sposób niezwykle sugestywny myślenie autorki o świecie, a także kontekst jej życia, osadzonego w rzeczywistości II Rzeczypospolitej, niemieckiej okupacji i PRL-u. Niestety nie zachowały się, jak wynika z jej korespondencji, najcenniejsze pamiątki po ojcu: odznaczenia, legitymacje, dyplomy i zapiski, które w 1939 r. przepadły, jak można domyślać się, wraz z siemianowickim mieszkaniem przy ulicy Damrota 7. W pracy zamieszczono wiele dotąd nie publikowanych fotografii, z których najcenniejsze są te, które ilustrują życie kpt. Henryka Kalemby.

Należy także podkreślić, iż pełne przywrócenie pamięci o tym oficerze stało się możliwe dopiero po transformacji ustrojowej w Polsce, chociaż przez dziesiątki lat ubiegały się o to jego żona i córka.

Najnowsza praca Zdzisława Janeczka jest interesującym studium bohatera i jego czasów oraz wnosi wiele nowych ustaleń faktograficznych dotąd zupełnie nieznanych. Dzięki tej książce Czytelnik pogłębi swą wiedzę na temat powstań śląskich.

Od Redakcji

4 września 2019 r., podczas uroczystej sesji Rady Miasta (zwołanej z okazji 80 rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej i 100 rocznicy I powstania śląskiego) kpt. Henryk Aleksander Kalemba został uhonorowany dyplomem „Zasłużony dla Siemianowic Śląskich”, na podstawie uchwały Rady Miasta, przyjętej jednogłośnie 29 sierpnia 2019 r. (…) Kilka dni później, 7 września 2019 r., w Muzeum Miejskim w Siemianowicach Śląskich w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa odbyła się promocja książki Zdzisława Janeczka pt. Kpt. Henryk Aleksander Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater.

Cały artykuł prof. zw. dr. hab. Henryka Kocója „Niechciany bohater. Recenzja książki Zdzisława Janeczka” znajduje się na s. 8 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł prof. zw. dr. hab. Henryka Kocója „Niechciany bohater. Recenzja książki Zdzisława Janeczka” na s. 8 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rozwiązanie Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska przez Wojciecha Korfantego w trakcie II powstania śląskiego

Rozkaz Wojciecha Korfantego natychmiastowego zakończenia II powstania i rozwiązania POW G.Śl., gdy powstańcy zwyciężali, a kolejne powiaty chciały rozpocząć walkę, był dla Ślązaków niezrozumiały.

Jadwiga Chmielowska

Niemcy ponosili klęskę. To oni właściwie zaczęli powstanie, atakując Francuzów w Katowicach. Chcieli stworzyć fakty dokonane – aneksję Śląska, wyprzeć wojska Ententy, korzystając z podejścia bolszewików pod Warszawę. Liczyli na to, że Polska niedługo zostanie zagarnięta przez Sowietów, a wojska międzysojusznicze nie będą się bić za przegraną sprawę. Polacy poszli w bój dopiero w odpowiedzi na bestialski mord polskiego lekarza – Andrzeja Mielęckiego, który usiłował pomagać rannym od francuskich kul Niemcom.

Drugie powstanie, tak zresztą jak i pierwsze, wybuchło spontanicznie – bez wydanych rozkazów z dowództwa. Taki rozkaz padł później. Wiadomo było, że Anglicy i Włosi nie sprzyjają Polsce. Jak Polacy mogą wierzyć Entencie, widać było na Śląsku Cieszyńskim. Liczyły się tylko fakty dokonane.

„Już w czasie samej akcji II powstania zarysowały się dwa obozy, a po zakończeniu walk ujawniły się dwie organizacje bojowe. Jedną była POW, której komendantem głównym był Alfons Zgrzebniok. Druga powołana została do życia przez komisarza plebiscytowego W. Korfantego – stanowić miała przeciwwagę nienawidzonej przez tegoż POW – z kpt. Mieczysławem Paluchem, dotychczasowym kierownikiem Wydziału Aprowizacyjnego Polskiego Komisariatu Plebiscytowego na czele” – napisał w swojej książce Zarys Historii trzech powstań Śląskich były szef sztabu POW, Jan Ludyga-Laskowski (s. 214).

Rozmowę z tym samym Mieczysławem Paluchem, który „pełen irytacji” przyjął informację o wydaniu broni powstańcom przez komendanta A. Zgrzebnioka, relacjonował zaskoczony por. Michał Grażyński. Z wyrażenia zgody na powstanie i podpisania tekstu zredagowanego przez Tadeusza Puszczyńskiego musiał się Korfantemu tłumaczyć dr Franciszek Matuszczyk – szef Biura Prezydialnego Polskiego Komisariatu Plebiscytowego na Górnym Śląsku. Wysłał on 25 sierpnia 1920 r., czyli w tym samym dniu, w którym Korfanty przekazał przez wysłanników żądanie likwidacji POW i zakończenia powstania, taki list: „Po zamachu Niemców w Katowicach na wojsko francuskie i ludność polską udałem się do Pana Zgrzebnioka, by mu przedstawić położenie polityczne na G. Śląsku i omówić z nim kroki, które powinny być natychmiast poczynione, by uratować Śląsk przed zamachem niemieckim. Pan Zgrzebniok, w zupełnym zrozumieniu sprawy, postanowił uczynić wszystko, co możliwe. Zebrał natychmiast swych współpracowników i po naradzie z nimi postanowił przystąpić do działania jeszcze tego samego dnia, gdyż położenie było niesłychanie groźne. Zgromadzono wszelką broń, którą można było dostać i rozdano odpowiednim czynnikom. Jeszcze tego samego wieczora rozpoczęto pod kierownictwem POW G.Śl. walkę o pograniczne miejscowości Górnego Śląska. Walki doprowadziły w dalszym ciągu do opanowania całego terenu pogranicznego i zajęcia dalszych powiatów Górnego Śląska.

Byłem świadkiem niestrudzonej czynności POW. Widziałem, jak kierownicy pracowali z wytężeniem wszelkich sił i mogę zaznaczyć, że oprócz działalności poszczególnych wojowników – Górnoślązaków, nasze dzisiejsze sukcesy zawdzięczamy działalności Dowództwa Głównego POW G.Śl.

Jestem przekonany, że Niemcy, po ich pierwszych wystąpieniach, byliby się rzucili na ludność polską Górnego Śląska i że byliby ją wytępili, gdyby Dowództwo POW G.Śl. nie było się szybko zorientowało i natychmiast przystąpiło do energicznego działania. Muszę zaznaczyć, że na Górnym Śląsku innej organizacji samoobrony, która by mogła rozpocząć działalność, nie było”.

List ten został skierowany do Dowództwa Głównego POW G.Śl. i jest tłumaczeniem się, dlaczego on, Matuszczyk, pod nieobecność Korfantego podjął decyzję zgody na rozpoczęcie walk i skontaktował się ze Zgrzebniokiem, którego Korfanty wraz z całym sztabem usunął z Bytomia.

Warto tutaj przypomnieć walkę Korfantego z POW od samego początku. Było to szczegółowo opisane w poprzednich artykułach.

Korfanty nawet posunął się do zabrania dotacji na funkcjonowanie struktury przed pierwszym powstaniem. Wszędzie, gdzie mógł, deprecjonował siłę bojową Ślązaków.

Tymczasem okazało się, że zarówno pierwsze, jak i drugie powstanie coś dało. Po pierwszym Komisja Międzysojusznicza przejęła władzę na Śląsku i opinia publiczna państw Ententy zdała sobie sprawę z tego, że Ślązacy są Polakami i chcą żyć w odradzającej się z niewoli Polsce. Na Śląsk wkroczyły też wojskowe siły międzysojusznicze, które w pewnym stopniu chroniły ludność polską przed eksterminacją. Po drugim, zwycięskim powstaniu zlikwidowano Sicherheitspolizei (policję bezpieczeństwa) i ustąpiły ogromne prześladowania przez nią ludności polskiej. Nie ulega wątpliwości, że skrytobójczymi mordami i zastraszeniem zmuszano by ludność polską do posłuszeństwa. Po pierwszym powstaniu wymordowano przeszło 2 500 ludności cywilnej. Najlepszy dowód na postępowanie niemieckie to nieutworzenie autonomii Śląskiej na terenach pozostałych w granicach Rzeszy, do czego Niemcy były zobowiązane! (…)

Korfanty wyrażał wielkie pretensje do Zgrzebnioka o wydanie broni. Komendant POW nie spełnił bowiem jego nadziei na hamowanie walk – uległ Fojkisowi i Stankowi. Zdradą stanu można nazwać to, że w czasie, gdy Ślązacy przelewali krew, walcząc z bronią w ręku, człowiek mieniący się ich przywódcą walczył o polityczne wpływy, ustawiając na stanowiskach swoich najwierniejszych totumfackich.

Decyzja likwidacyjna POW skierowana była przede wszystkim przeciwko dowództwu głównemu, a także współpracującym z nim oficerom WP. Było to po prostu całkowite rozformowanie kierownictwa POW G.Śl. Z działalności konspiracyjnej nie było łatwo rezygnować i nie zamierzano tego robić, gdyż było to i tak niewykonalne.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Rozwiązanie Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Historia powstań śląskich cz. XV” znajduje się na s. 4 i 12 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Rozwiązanie Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Historia powstań śląskich cz. XV” na s. 4 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Za jaką część epidemii nowotworów we współczesnym świecie odpowiadają propan-butan i gaz ziemny w instalacjach domowych?

Gospodynie domowe znają nieprzyjemny tłusty osad na liściach. Co osadza się na skórze, w drogach oddechowych kucharek i co wchłania się do ich organizmów – nie wiadomo (skóra to też narząd oddechowy).

Ciemna strona gazu ziemnego

Jacek Musiał, Karol Musiał

Za jaką część epidemii nowotworów we współczesnym świecie odpowiadają propan-butan i gaz ziemny w instalacjach domowych?

Przyśpieszona gazyfikacja

Jeszcze 20 lat temu wydawało się, że gazyfikacja będzie lekarstwem dla środowiska. W Polsce dominowały wtedy prymitywne węglowe kotły centralnego ogrzewania, nierzadko konstruowane metodą chałupniczą, oraz piece budowane przez domorosłych zdunów.

Do dziś powszechnie popełniany jest błąd – niedopasowanie mocy kotła do kubatury i parametrów energetycznych budynków, najczęściej przewymiarowanie. Musiało to skutkować tzw. niską emisją – popularnym smogiem.

Przyspieszoną gazyfikację ułatwiło wprowadzenie technologii rur polietylenowych PE, umożliwiających tanie i szybkie doprowadzenie gazu do odbiorców. Kolejnymi czynnikami motywującymi była nadpodaż gazu na rynku światowym, z wieloletnią tendencją spadkową cen, oraz polityka pierwszych rządów III RP, bezrefleksyjnie zamykających polskie kopalnie, obciążając je wygórowanymi daninami i czyniąc je deficytowymi (jak wiele innych zakładów przemysłowych przeznaczanych wtedy do prywatyzacji), uzależniając tym samym polską energetykę od importu surowców energetycznych.

Bogactwa naturalne to zasoby naturalne występujące na określonym obszarze, mające wartość dla człowieka, które powinny dawać poczucie majętności ich posiadaczom. Są też przedmiotem pożądania koncernów i źródłem dochodów rządów udzielających koncesji na ich wydobycie. W historii wielokrotnie państwa oddawały swoje złoża do szybkiej eksploatacji za mierne zyski własne, pozostając po wyczerpaniu złóż z problemami ekologicznymi. Nie ma chyba bogactwa naturalnego, którego eksploatacja nie wiązałaby się ze skutkami środowiskowymi.

Gaz ziemny/metan jest surowcem, który względnie łatwo jest wydobyć i przesyłać gazociągami. Dawniej traktowany był jako odpad przy wydobyciu ropy naftowej i węgla. Usuwano go bezpośrednio do atmosfery lub spalano na miejscu. W pierwszych latach hutnictwa i koksownictwa podobny był los gazu wielkopiecowego i koksowniczego. Dzisiejsi entuzjaści wyolbrzymionej roli gazów tzw. cieplarnianych w obserwowanym globalnym ociepleniu wiedzą, że metanowi przypisano wielokrotnie silniejszy od dwutlenku węgla wpływ na klimat, o czym wspomniano np. w 62 numerze „Kuriera WNET”. W ostatnich latach, w związku z zaobserwowanym pewnym ociepleniem przygruntowej warstwy troposfery półkuli północnej, gaz ziemny coraz łatwiej, samoistnie uwalnia się z naturalnych zbiorników do atmosfery, co mobilizuje właścicieli terenów gazonośnych i koncerny wydobywcze, aby zdążyć z jego wydobyciem i sprzedażą z zyskiem.

Fot. Jacek Musiał jr

Szkody środowiskowe powodowane przez gaz ziemny/metan:

– Podobnie jak spalany w profesjonalnych elektrowniach węgiel, jest mniej szkodliwy dla środowiska aniżeli spalany w milionach indywidualnych gospodarstw domowych.
– Ku zaskoczeniu wielu domorosłych ekologów, jest istotnym elementem smogu (o czym szerzej będzie w jednym z przyszłych artykułów).
– W hipotezie CO2-centrycznej globalnego ocieplenia, metanowi przypisuje się od 20 do ponad 100 razy silniejszy wpływ na efekt cieplarniany niż CO2.
– Wpływa negatywnie na wegetację wielu roślin.
– Wpływa negatywnie na zdrowie człowieka.

Wpływ metanu na rośliny

Paleoklimatolodzy przypuszczają, że w okresach geologicznych karbonu i permu (360–250 mln lat temu) stężenie dwutlenku węgla kształtowało się na poziomie trzykrotnie wyższym od współczesnego. Niewiele wiadomo na temat ówczesnych stężeń metanu atmosferycznego. Niewykluczone, że były wielokrotnie wyższe niż obecnie, a roślinność dobrze sobie radziła z metanem lub nawet włączała go w swój metabolizm.

W przedstawionej kalkulacji współczesnych źródeł metanu atmosferycznego („Kurier WNET” nr 62 z sierpnia 2019, Hipoteza „Wrocław”) nie zostało ujęte jedno ze źródeł naturalnych, jakim są drzewa tropikalnych terenów podmokłych. O możliwości wydzielania metanu przez rośliny wiadomo było od 1907 roku, gdy brytyjski naukowiec odkrył wydzielanie w pewnych warunkach tego gazu przez łodygi bawełny. W 2014 roku brytyjska naukowiec Sunitha Pangala ogłosiła o odkryciu swojego zespołu, które pozwoliło wyjaśnić przyczynę obserwowanych przez satelity nad lasami tropikalnymi większych stężeń metanu. Na razie nie wiadomo, jak wygląda cykl metanowy na tych terenach podmokłych, czy drzewa są tylko kanałami przenoszącymi metan z podłoża do atmosfery, czy występuje symbioza pomiędzy drobnoustrojami uwalniającymi w wodzie metan a drzewami? Tym bardziej nic nie wiemy, jak to wyglądało 300 mln lat temu. Przypuszcza się, że wcześniejsze niedoszacowanie może wynosić nawet 10%.

Ponieważ metan jest silnym gazem cieplarnianym, należy wyrazić nadzieję, że w atmosferze globalnej histerii ociepleniowej nie powstanie presja na wycięcie lasów tropikalnych, aby o 10% zmniejszyć emisję metanu.

Dla części roślin metan może być szkodliwy, pośrednio – zabójczy. Najlepiej wiedzą to panie domów, które próbowały upiększyć swoje pomieszczenia kuchenne kwiatami doniczkowymi. Ponosiły klęskę, gdy wybierały rośliny nie nadające się do kuchni z gazem. W kuchennym środowisku występuje nadmiar pary, wahania temperatury, ale także wyziewy gazowe (metan z własnymi domieszkami i zanieczyszczeniami, mogącymi stanowić 15% zawartości, lub propan-butan z domieszkami i zanieczyszczeniami), produkty spalania gazu i odorantów. Gospodynie domowe znają nieprzyjemny tłusty osad na liściach. Co osadza się na skórze i w drogach oddechowych kucharek i co wchłania się do ich organizmów – nie wiadomo (skóra to też narząd oddechowy). W latach 70. ubiegłego wieku Spencer H. Davis w artykule: Wpływ gazu naturalnego na drzewa i inne warzywa, „Arboriculture” 3(8), 08.1977, przeanalizował przyczyny szkodliwości gazu ziemnego na rośliny nietolerujące go. Czynnikiem szkodliwym może być sam metan, ale też inne naturalnie występujące w gazie ziemnym składniki, np. śladowe ilości etylenu i cyjanu. Do tego obecnie dołączają się substancje nawaniające. Kolejnym mechanizmem uszkadzającym rośliny jest wysuszanie podłoża oraz podziemne wycieki metanu, które pozbawiają korzenie tlenu – metan dzięki bakteriom glebowym reaguje z tlenem do dwutlenku węgla.

Zwierzęce i ludzkie naturalne źródła metanu

Metan powstaje w przewodach pokarmowych zwierząt i człowieka jako produkt przemian beztlenowych w procesach trawienia, dzięki obecnym tam bakteriom. Szczególnym jego źródłem są przeżuwacze – bydło. Krowa wytwarza podobno do 500 l metanu dziennie, choć ta ilość wydaje się nieścisła, gdyż metan to tylko część gazów wydalanych przez zwierzęta (obok wydalanego wtórnie połykanego azotu i tlenu, powietrza, wodoru, dwutlenku węgla, dwutlenku siarki, siarkowodoru). Niektóre źródła szacują, że zwierzęta hodowlane mogą być źródłem 14% wszystkich emisji gazów tzw. cieplarnianych, w rolnictwie zaś 1/3 emisji gazów cieplarnianych (za tlenkami azotu i dwutlenkiem węgla). W związku z obecną światową paniką na tle gazów cieplarnianych, w Nowej Zelandii prowadzone są badania nad sposobami redukcji ilości wydalania tych gazów przez bydło. Im więcej bydło spożywa błonnika, tym więcej produkuje metanu. Istnieje grupa naukowców związanych z IPCC, która martwi się, że z powodu rozmiarów światowej hodowli zwierząt nastąpi globalne ocieplenie. Jeśli faktycznie to gazy cieplarniane miałyby pełnić decydującą rolę w globalnym ociepleniu, a to ocieplenie miałoby negatywny wpływ na nasze życie (choć autor samej hipotezy – Arrhenius twierdził, że będzie to korzystne dla planety, dopóki Kondratiew i Al Gore, z powodów wyjaśnionych we wcześniejszych artykułach, nie przedstawili tej kwestii w odwrotny sposób), to amatorzy befsztyków i sera mogliby mieć wyrzuty sumienia.

Niektórzy wegetarianie z dumą mówią, że nie jedząc mięsa, ratują świat przed gazami cieplarnianymi, które wydaliłyby zwierzęta. Jednak, paradoksalnie, jarosze, z uwagi na większą ilość spożywanego błonnika oraz wybranych roślin, zawierających m.in. tzw. aminokwasy niezbędne, sami kompensacyjnie stają się źródłem zwiększonego wydalania gazów jelitowych, cieplarnianych.

Nawiasem mówiąc, „gazy” składające się z metanu są podstawowym gazem wydalanym u ludzi przez końcowy odcinek przewodu pokarmowego. Metan nie ma zapachu. Nieprzyjemny zapach gazów powodowany jest przez zawartość związków siarki w wyniku przyjmowania pokarmów zawierających siarkę. Zwiększone oddawanie gazów ma najczęściej związek z dietą wegetariańską.

Wpływ paliw gazowych na zwierzęta i na zdrowie człowieka

Metan, oprócz gazu ziemnego, występuje na polach naftowych i gazowych, w kopalniach, elektrowniach, wysypiskach śmieci, zbiornikach z odpadami zwierzęcymi, zwałach kopalnianych, w spalinach samochodowych i najczęściej towarzyszą mu inne węglowodory. Wchłania się do organizmu, jednak uważa się, że nie wykazuje bezpośredniej toksyczności i traktowany jest głównie jako gaz duszący, gdy w większym stężeniu wypiera tlen z powietrza oddechowego. W pojedynczym badaniu laboratoryjnym pokazano, że mieszaninę oddechową, w której azot zastąpiono metanem, króliki przez dłuższy czas tolerują dobrze. U ciężarnych myszy natomiast, przy stężeniu LPG zaledwie 5–8% przez godzinę w ósmym dniu ciąży, stwierdzano wady rozwojowe centralnego układu nerwowego u płodów. Takie stężenia w warunkach ludzkich są mało prawdopodobne, gdyż w tej proporcji gaz LPG tworzy w powietrzu mieszaninę wybuchową. Jednakże ciąża człowieka trwa 14 razy dłużej od mysiej, więc nie można wykluczyć, że nawet znacznie mniejsze stężenia, przy tak długotrwałym narażeniu, mogłyby okazać się teratogenne (Patty’s Toxicology, Sixth Edition, 2012, Viley). Użytkownicy zwykłego gazu ziemnego są w lepszej sytuacji, gdyż ten zawiera 85% mniej szkodliwego metanu. Używana jednak powszechnie w kuchniach mieszanina propanu-butanu ma większy potencjał szkodliwości od gazu ziemnego.

Zatrucie ostre

Wdychanie metanu może prowadzić do osłabienia, zaburzeń koncentracji i koordynacji, przyspieszonego oddechu, bólu i zawrotów głowy, nudności, wymiotów, utraty przytomności i zgonu. Masowe zatrucie, gdzie obserwowano powyższe objawy, miało miejsce w 2015 r. podczas wycieku gazu ze zbiornika podziemnego z Porter Ranch w Kalifornii. Nawiasem mówiąc, był to gaz nawaniany. Przypuszczalnie był to największy wyciek gazu ze zbiornika podziemnego na kontynencie amerykańskim. Wyeksponował i uświadomił możliwość toksyczności metanu dla ludzi. Inne zagrożenia występują w razie kontaktu ze skroplonym – lodowatym – metanem: odmrożenia, uszkodzenia oczu.

Toksyczność produktów spalania gazu ziemnego

W jednej z reklam gaz ziemny to „błękitne paliwo”, którego produktami spalania miałyby być wyłącznie woda i dwutlenek węgla. Niestety to niecała prawda. Rzeczywiste spalanie rzadko jest całkowite, a jego produkty są zdecydowanie groźniejsze od samego gazu ziemnego.

Podczas spalania niecałkowitego powstaje m.in. trujący tlenek węgla, wyższe węglowodory nienasycone alifatyczne oraz – co wiadomo od niedawna – WWA. W świetnej monografii sprzed 20 lat: Molenda J., Steczko K., Ochrona środowiska w gazownictwie i wykorzystaniu gazu, WNT, W-wa 2000, liczącej 450 stron, problemowi WWA poświęcono zaledwie pół strony. Książka powstała na fali euforii gazyfikacji Berlina Zachodniego oraz porównania stosowanych wówczas w Polsce jeszcze zapóźnionych, dość brudnych technologii węglowych z zachodnimi, już nowoczesnymi i do tego gazowymi.

WWA to wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (w literaturze oznaczane też PAH, PNAs, POM). Ta miła dla ucha nazwa obejmuje kilkadziesiąt związków chemicznych, z których wiele ma udowodnione działanie rakotwórcze. Starsza literatura nie uwzględnia metanu jako źródła policyklicznych węglowodorów; dopiero w minionym dwudziestoleciu ukazał się szereg prac uwzględniających fakt, że groźne WWA mogą łatwo powstawać podczas spalania gazu ziemnego. Szczególne obawy mogą mieć ciężarne kobiety przebywające w kuchni (jak przy większości czynników teratogennych, ryzyko dotyczy pierwszego i drugiego trymestru ciąży), ale także pozostali domownicy, w tym dzieci, jeśli podczas używania gazu ziemnego wentylacja nie jest skuteczna. Szeroko ostatnio reklamowane kuchnie gazowe bezpłomieniowe, pomimo pewnej estetyki, nie są pozbawione tej wady. Wykaz Substancji Rakotwórczych i Mutagennych w Środowisku Pracy, opublikowany przez Instytut Medycyny Pracy w Łodzi w 2018 roku, obejmuje około 1000 substancji, z których lwia część to pochodne węglowodorów, w tym pochodne metanu, który jest głównym składnikiem gazu ziemnego.

Propan-butan

Ciekły gaz, LPG, gazol – to mieszanina propanu i butanu oraz mniejszych ilości innych węglowodorów. Jest otrzymywany jako cięższa frakcja z oczyszczania gazu ziemnego lub podczas destylacji ropy naftowej. Z butli z propanem-butanem korzysta w Polsce około 40% gospodarstw domowych. LPG jest stosowany jako paliwo domowe, samochodowe, w aerozolach, zapalniczkach, jako czynnik chłodzący w lodówkach. W procesie spalania ma zdecydowanie większy potencjał do tworzenia WWA oraz innych toksycznych gazów aniżeli czysty metan, który jest głównym składnikiem gazu ziemnego. Jednym z zanieczyszczeń gazu płynnego może być butadien – związek silnie rakotwórczy i mutagenny. Nadużywanie w ciąży mieszaniny propanu-butanu celem euforyzacji wiąże się z urodzeniami dzieci z uszkodzonym ośrodkowym układem nerwowym.

Odoranty

To środki nawaniające gaz ziemny.

W Polsce dochodzi rocznie do ok. 100 wypadków związanych z wybuchami przestrzennymi gazu, z czego ponad połowa dotyczy instalacji propan-butan.

W związku z ryzykiem eksplozji gazu ziemnego na całym świecie wprowadzono nawanianie gazu ziemnego, z wyjątkiem gazu przeznaczonego do niektórych procesów technologicznych w zakładach chemicznych. Nawaniania dokonuje się związkami siarkowymi albo bezsiarkowymi, łatwo wyczuwalnymi (już przy niewielkich stężeniach gazu w pomieszczeniu). Na świecie produkuje się ponad 200 000 ton tetrahydrotiofenu (THT). Przyjmując przesyłowe i magazynowe straty gazu ziemnego dochodzące do 8%, 16 000 ton THT mogłoby ulatniać się w powietrze. To wielkość porównywalna z emisjami freonu CFC-11 w 2012 roku. Pary THT również spełniają kryteria gazu cieplarnianego. Pozostała większość THT ulega spaleniu do tlenków siarki, także o nieprzyjemnym zapachu. W Europie związek THT stanowi ok. 70% nawaniaczy. W Polsce stosowany jest prawie wyłącznie THT, w stężeniu 25mg/m3 gazu ziemnego, które jest jednym z najwyższych w Europie. Być może to jest przyczyną, że przyjeżdżający z innych krajów, gdzie stosuje się bezsiarkowy odorant, w Polsce wyczuwają charakterystyczny siarkowy, nieprzyjemny zapach. THT nie ulega biodegradacji. Nierozcieńczony wykazuje toksyczność ostrą wdechową, skórną lub doustną. Biologicznie ma wpływ na aminotransferazę GABA (neuroprzekaźnika), szczególnie w obecności metanu.

Odoranty bezsiarkowe to przede wszystkim akrylan metylu i akrylan etylu (95%) + alkidowe pochodne pirazyny (5%) – propionaldehyd lub butylaldehyd i acetofenon. Mimo że doświadczenie z ich stosowaniem nie jest tak długie jak z klasycznym THT, już wiadomo, że akrylany powodują alergie. Akrylan metylu działa drażniąco na skórę, oczy i drogi oddechowe. Według Chem Distribution. Chem International Group, przy przewlekłym narażeniu obniża ciśnienie tętnicze. Łatwo wchłania się przez skórę i drogi oddechowe. Może uszkadzać wątrobę i nerki, zmieniać niektóre parametry krwi. 8th Report on Carcinogens 1998 Summary U.S. Dept of Health and Human Services, Public Health Service, National Toxicology Program wymienił akrylan etylu R-5-119 jako prawdopodobny ludzki czynnik rakotwórczy. W 2018 roku w uznanym czasopiśmie medycznym „The Lancet” przytoczono fakt zakwalifikowania akrylanu metylu i akrylanu etylu do substancji rakotwórczych. Wymienione odoranty bezsiarkowe też mają właściwości gazów cieplarnianych.

Para wodna

Nie zawsze uświadamiany wpływ pary wodnej pochodzącej ze spalania węglowodorów na klimat został przedstawiony w numerze 66 „Kuriera WNET” z ubiegłego roku. Teraz poruszamy kolejny negatywny, lokalny aspekt spalania węglowodorów. Jednym z produktów spalania metanu jest para wodna. Gdy w starszych domach wymieniono okna na szczelniejsze, uzyskano poprawę parametrów energetycznych, lecz lokatorzy miewają kłopot z wilgocią. Podobny problem występuje w nowych budynkach ze szczelnymi oknami, lecz nieprawidłową wentylacją. Znaczna wilgotność występuje w kuchni, gdzie ze spalania gazu ziemnego powstaje nadmiar pary wodnej, do czego dodaje się para wodna z garnków i czajników.

Wilgoć osiadająca na ścianach staje się środowiskiem dla pleśni. Pleśnie zaś są częstą przyczyną alergii (astma, nieżyt nosa, zapalenie spojówek), reakcji toksycznych, zapaleń grzybiczych zatok i płuc; są podejrzewane o stymulację chorób nowotworowych i autoimmunologicznych.

W przypadku niezamykania drzwi kuchennych podczas gotowania, pleśnie mogą rozwijać się i w pozostałych pomieszczeniach.

Literatura medyczna, w Polsce np. „Medycyna praktyczna”, w przypadku zaparowania i pleśni w mieszkaniu zaleca pewne środki zaradcze:

– Właściwe zasady wietrzenia (np. inne zimą, inne latem);
– Właściwe ogrzewanie (temperatura według zasad komfortu cieplnego, lepiej przy dolnej granicy temperatury, nieosłanianie grzejnika, optymalizacja ekonomiczna);
– Kontrola nawilżania (szczytem marzeń byłoby monitorowanie wilgotności i wyciąganie poprawnych wniosków; wskazany może być nawilżacz, w innych przypadkach – osuszacz);
– Do rozważenia filtr powietrza eliminujący także zarodniki grzybów;
– Środki odgrzybiające są toksyczne, dlatego odgrzybianie, jeśli konieczne, przeprowadzać podczas wyjazdu na urlop;
– Nawiewniki okienne;
– Ewentualny montaż wentylatorków w wywietrznikach (w blokach może być zabronione);
– Unikanie zaparowania kuchni i całego mieszkania (pokrywki na garnki, krótkie gotowanie, automatyka, czajnik elektryczny, usuwanie na zewnątrz pary wodnej).

Gaz ziemny w Berlinie Zachodnim

Berlin Zachodni przypadkowo był w przeszłości oazą czystego powietrza. Miasto, dwukrotnie większe od Warszawy, dzięki sprawnemu metru było zatruwane przez mniejszą liczbę samochodów niż Warszawa. Największą rolę odegrały dwie blokady Berlina. W trakcie krytycznej, pierwszej blokady Berlina w 1948 roku, przez rok Amerykanie i Brytyjczycy dostarczyli tam drogą powietrzną (operacja Vittles/Plainfare) ok.1,5 mln ton węgla i stanowiło to ponad połowę całego lotniczego zaopatrzenia. Gaz miejski był w malejących ilościach wytwarzany w gazowniach z węgla oraz ropy naftowej. Z tego powodu powszechnym wyposażeniem większości berlińskich mieszkań stały się czyste kuchnie elektryczne. Zaopatrzeniem w gaz zajmowała się GasAG, przez lata praktycznie oscylująca na granicy deficytu.

Po odwilży politycznej w 1985 roku zachodnioberlińska sieć gazowa została przyłączona poprzez Czechosłowację i NRD do dostaw syberyjskiego gazu ziemnego, co ekonomicznie było z pewnością korzystne. Jednakże część zachodnioberlińskich kobiet prawdopodobnie odniosła wcześniej niebagatelne korzyści zdrowotne z powodu nieobecności gazu w kuchniach.

Czy możliwa jest elektryfikacja polskich kuchni?

Gaz ziemny i gaz LPG są obecnie relatywnie tanimi źródłami energii. Przyczyny zdrowotne i bezpieczeństwo, szczególnie kobiet w wieku rozrodczym, powinny motywować do rezygnacji z tych paliw w kuchni. Bezpiecznym, komfortowym, lecz obecnie trochę droższym rozwiązaniem są kuchnie elektryczne (indukcyjne lub oporowe). Niestety w starszych blokach mieszkalnych zbyt słabe w większości instalacje elektryczne nie pozwalają na kompleksową wymianę kuchenek.

Pytanie, które w świetle obecnej wiedzy medycznej pozostaje bez odpowiedzi: za jaką część epidemii nowotworów we współczesnym świecie odpowiadają propan-butan i gaz ziemny w instalacjach domowych?

Cały artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Ciemna strona gazu ziemnego” znajduje się na s. 3 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Ciemna strona gazu ziemnego” na s. 3 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Gwiazdka Cieszyńska”, jedyna polska gazeta na Śląsku Cieszyńskim w latach 1852-1859 – o wojnie polsko-bolszewickiej

Chętnie czytano żartobliwe dialogi Jury i Jonka, spisane w śląskiej gwarze. W sierpniu 1920 r. nawet Jura i Jonek debatowali o Prusakach w Berlinie,„co się radowali, że Polaków bolszewicy zmietą”.

Zdzisław Janeczek

„Gwiazdka Cieszyńska” była wydawana w Cieszynie w latach 1851‒1939 jako kontynuacja „Tygodnika Cieszyńskiego” (1848–1851). W latach 1852‒1859 „Gwiazdka” była jedyną polską gazetą na Śląsku Cieszyńskim. W latach 60. XIX w. miała około 1400 subskrybentów, z czego 300 na Śląsku, a 600 w Galicji. W 1907 r. jej nakład wynosił ponad 4,6 tys. egzemplarzy. Była pismem oczekiwanym i poszukiwanym. Treść w dużej mierze dotyczyła współczesnych wydarzeń historycznych. Należała do grona gazet, które informowały i wyrażały opinię oraz miały swoją ciągłość tematyczną. Pod względem szaty graficznej i formatu, układu wzorowana była na podobnych pismach kolportowanych na obszarze monarchii Habsburgów.

Jej redaktorzy akcentowali polskość Śląska oraz dbali o krzewienie oświaty wśród mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Chętnie nawiązywali do „marzeń” kronikarza Jana Długosza (1415–1480), by Śląsk wrócił do Polski. Redaktor Paweł Stalmach (1824–1891) na kongresie słowiańskim w Pradze nalegał na połączenie Śląska Cieszyńskiego z Galicją, a Górnego i Dolnego Śląska (który pozostawał wówczas pod władzą Prus) − z Wielkopolską. Za swoją działalność społeczną oraz antyrządowe artykuły był kilkakrotnie więziony oraz karany grzywnami. (…)

Uwagę dziennikarską przykuły zabiegi Wiednia i Berlina o przymierze z Polakami i zawiła gra dyplomatyczna Józefa Piłsudskiego. Podjął on wyzwanie zawarte w słowach Hugona Kołłątaja, jakie przekazał potomnym podkanclerzy w Listach Anonima:

„Jeżeli się dziś nie dźwigniemy, będzie to znakiem, że nie chcemy, że Ojczyzna i wolność są u nas rzeczą obojętną, że zepsucie narodu do tego przyszło stopnia, iż nie wart jest dłuższej na ziemi egzystencji”.

Przestroga ta, wypowiedziana w epoce Sejmu Wielkiego, nabrała aktualnego znaczenia w latach Wielkiej Wojny i walk o utrwalenie granic odradzającego się państwa. Zapadła też w pamięć i serca redaktorów „Gwiazdki Cieszyńskiej”, którzy w 1920 r. skrupulatnie odnotowywali hojne ofiary krwi i mienia, jakich nie szczędzili Polacy dla urzeczywistnienia snu o niepodległej. Odrodzona Polska miała suwerenne władze, ale brakowało jej granic, o które od 1918 r. toczyła się walka dyplomatyczna i militarna.

W czasie zmagań z Rosją Sowiecką wiele stronnictw i ich organy prasowe atakowały Naczelnika Państwa. Wysuwały wobec J. Piłsudskiego oszczercze zarzuty, m.in. nieudzielenia skutecznej pomocy Lwowowi walczącemu z Ukraińcami oraz opóźnianie powrotu do kraju wojsk gen. J. Hallera. Redakcja „Gwiazdki Cieszyńskiej” pod kierunkiem ks. J. Londzina przyjęła inną taktykę. W komunikatach z frontu wschodniego konsekwentnie pomijano osobę Wodza Naczelnego, za to częściej pojawiały się nazwiska Wojciecha Korfantego, Wincentego Witosa czy Ignacego Paderewskiego. Urodzony w patriotycznej rodzinie szlachty podlaskiej, wnuk powstańca 1863 r., kapelan Wojska Polskiego, bohaterski ksiądz Ignacy Skorupka (1893–1920) jawił się „Joanną d`Arc ossowskich pól”. Z entuzjazmem pisano o zwycięstwach i przewagach oręża polskiego.

Z troską wyrażano się o zagrożeniu niemieckim i czeskim oraz obojętności wobec sprawy polskiej mocarstw zachodnich, w szczególności Anglii, która w trudnych dla Polski chwilach na galerii parlamentu gościła ludowego komisarza sowieckiego Leonida Krasina i członka Politbiura KC partii bolszewickiej Lwa Kamieniewa.

Polityka czeskiego Edvarda Beneša, lidera Partii Narodowo-Socjalistycznej, bliskiego współpracownika Tomaša Masaryka oraz uczestnika konferencji pokojowej w Paryżu trafnie określiła jako „wyrafinowanego wroga Polski”.

Trzeba zauważyć, że chociaż jednym z zasadniczych celów pisma było szybkie i gruntowne informowanie o dziejach politycznych państw europejskich, zdarzały się jednak i lżejsze tematy. Dzięki temu „Gwiazdka Cieszyńska” cieszyła się dużym wzięciem. Zwłaszcza chętnie czytano żartobliwe dialogi Jury i Jonka, spisane w pięknej, śląskiej gwarze. Szły one w zawody z sensacjami politycznymi, opowieściami o fałszywych książętach i mesjaszach. Jednak w sierpniu 1920 r. nawet Jura i Jonek debatowali o Prusakach w Berlinie, „co się radowali, że Polaków bolszewicy zmietą”.

Drugie powstanie śląskie było odpowiedzią na tragiczne wydarzenia 16 i 17 VIII 1920 r., gdy Niemcy przekonani, iż Warszawę zdobyli bolszewicy, dokonali pogromu polskich działaczy, demolowali polskie lokale i demonstrowali pod hasłami: „Warschau gefallen” (Warszawa padła) i „Nieder mit Polen, nieder mit Frankreich!” (Precz z Polską, precz z Francją). Wśród ofiar znalazł się m.in. znany i szanowany katowicki lekarz Andrzej Mielęcki (1864–1920), którego skatowane ciało wrzucono do Rawy.

Niemcy nie byli odosobnieni w swym zachowaniu.

Również nad Wełtawą z euforią została przyjęta wieść o zdobyciu Warszawy przez bolszewików. W czeskiej prasie pojawiły się głosy, iż w tych sprzyjających okolicznościach należy pomyśleć o zagarnięciu reszty Śląska.

Czesi zatrzymali setki wagonów z amunicją dla walczącej Polski, a ich polityk Edvard Beneš podjął przeciw Rzeczypospolitej szkodliwą ofensywę dyplomatyczną na europejskim forum. Na linii Lundenburg-Bogumin zatrzymywali wszelkie transporty idące do Polski. Jak donosiła „Gwiazdka Cieszyńska”: „W ostatnich czasach zawrócili trzy pociągi »Wawelu« do Wiednia. Kolejarze czescy uchwalili […] całkowity bojkot Polski i wezwali kolejarzy państw sąsiednich do przyłączenia się do tego bojkotu”. (…)

Na podstawie rozmów i lektury niemieckiej prasy rodziły się opinie redaktorów „Gwiazdki Cieszyńskiej” na temat specyfiki mentalności i natury niemieckiej. Zazwyczaj wniosek był jeden, „że charakter narodowy przeciętnego Prusaka nie doznał przez wojnę zmiany. Tak samo zarozumiała buta, taka sama nienawiść do wszystkiego co nie niemieckie. W duszy każdego gnieździła się żądza odwetu, zemsty”. (…)

Pruskie narzekania na polską niewdzięczność miały długą tradycję. Po trzecim rozbiorze królewskie miasto Poznań zostało zaszczycone nowym tytułem prasowym. Było nim „Pismo Miesięczne Prus Południowych”, gloryfikujące rządy zaborcze Berlina – prezentujące je Polakom jako „dar nieba”, chociażby w postaci niemieckich szkół. Niewdzięcznicy Wielkopolanie wkrótce jednak urządzili w 1806 r. powstanie i korzystając z pobytu w Berlinie Napoleona I, wysłali do niego delegację, w której imieniu do cesarza przemawiał m.in. Ksawery Działyński, były poseł na Sejm Wielki, uczestnik powstania kościuszkowskiego i więzień pruskiego Spandau. K. Działyński i jego towarzysze na tejże audiencji usłyszeli od imperatora: „Gdy ujrzę 30 do 40 tys. ludzi pod broń zebranych, ogłoszę w Warszawie niepodległość waszą”. Niestety po kongresie wiedeńskim i demontażu Księstwa Warszawskiego Poznaniacy ponownie trafili pod pruskie rządy, a Berlin uznał to za rozwiązanie ostateczne. „Breslauer Zeitung” w numerze 23 z 1861 r. pisała: „Nie przychodzi nam naturalnie na myśl, aby na rzecz zasady narodowościowej oddawać jakąś cząstkę Wielkiego Księstwa Poznańskiego albo Prus Zachodnich czy nawet Górnego Śląska. Kraje te bowiem bardziej niż mieczem i traktatami zostały zdobyte faktycznie pługiem niemieckim. […] Chcemy te kraje zatrzymać wbrew wszelkim pretensjom narodowego sentymentalizmu”.

Powyższy problem trafnie ujęła „Gwiazdka Cieszyńska”, pisząc: „Najbardziej spośród państw ententy nienawidzą Niemcy, co jest zresztą zrozumiałe, Francuzów, ale większą nienawiścią i wściekłą złością pałają przeciw Polsce.

Polska uwalnia Polaków z niewoli pruskiej, Polska zabiera kraj, który był śpichlerzem i żywicielem całych Niemiec, najdroższą ich partę; tyle trudów włożyli w Poznańskie i Śląsk Niemcy, a teraz owoce wydziera im Polska. Czyż nie powód do strasznej złości, a to tym więcej, że robi to Polska, która była dotychczas pruską niewolnicą, a obecnie staje jako równe państwo! Toteż ta nienawiść jest bezgraniczna, przebija się w prasie pruskiej, w dyplomacji, w słowach i czynach hardego Prusaka”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. I” znajduje się na ss. 6 i 7 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. I” na ss. 6 i 7 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy w ramach reformy szary obywatel dowie się, na co idą jego pieniądze z podatków, księgowane jako wydatki na naukę?

Nie można uczonych krytykować, bo w nauce polskiej nie ma opozycji. O tym, co się dzieje w nauce, decyduje formalnie środowisko naukowe, ale komisja ds. tytułu naukowego umocowana jest politycznie.

Józef Wieczorek

Społeczna wiedza na temat kasty sędziowskiej jest coraz szersza, ale na temat funkcjonowania innej nadzwyczajnej kasty – akademickiej – jest nader znikoma. Wprawdzie kasta akademicka nie ma władzy umocowanej konstytucyjnie, ale to ona decyduje. jakie mamy w Polsce elity, bo one są formowane/formatowane na polskich uczelniach i stanowią człon władz konstytucyjnych, tzn. ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej oraz władz i gremiów decyzyjnych niższych szczebli, a przy tym decydują o edukacji polskiego społeczeństwa na wszystkich szczeblach.

Co więcej, kasta sędziowska i akademicka nawzajem się przenikają. Często – szczególnie na szczeblach najwyższych – członkowie kasty sędziowskiej są jednocześnie członkami kasty akademickiej, bo taki patologiczny system jest usankcjonowany prawem i nie ma woli, aby go zmienić. Nie bez przyczyny to wydziały prawa rozmaitych uczelni stoją zwykle murem za sędziami broniącymi się przed reformami, przed poddaniem ich działań kontroli społecznej.

Kasta akademicka i sędziowska same się dobierają, często na podstawie kryteriów genetyczno-towarzyskich, a nie merytorycznych; same się oceniają i awansują – zgodnie z prawem! – bo niby kto może się o nich wypowiedzieć, jeśli do niej nie należy, nie ma tytułów!

Te nadawane są przez kastę w systemie zamkniętym, w którym jest miejsce także dla hochsztaplerów czy oszustów, zgodnie z prawem praktycznie nieusuwalnych z systemu. Kolejne, pozorowane reformy tego stanu rzeczy nie zmieniają i żadna władza się nie ośmieliła tego systemu zmienić. Widocznie nie miała interesu, choć zmiana jest w interesie Polski.

Prawie 17 lat temu pisałem: „Media nie przedstawiają prawdziwego obrazu rzeczywistości w nauce. Nie przedstawiają prawdziwego obrazu grupy trzymającej władzę w nauce. A jest to władza niemała, bo autonomiczna i objęta dożywotnim immunitetem. Politycy muszą się liczyć z tym, że opozycja będzie im patrzeć na palce i krytykować. Immunitet polityków jest na czas określony. Jeśli przegrają wybory, immunitet się kończy. W nauce jest inaczej. Raz zdobytego immunitetu nikt uczonym nie odbiera. Nikt nie może uczonych krytykować, bo w nauce polskiej nie ma opozycji. O tym, co się dzieje w nauce polskiej, decyduje formalnie środowisko naukowe, ale komisja do spraw tytułu naukowego umocowana jest politycznie, przy premierze” [„Obywatel” nr 4 (12) 2003-09-09].

Mimo kilku już reform przeprowadzonych od tamtego czasu, nic w tym tekście nie muszę zmieniać, bo zasadniczo nic się nie zmieniło. Mogę tylko objaśnić, że użycie przeze mnie określenia „immunitet” dla decydentów akademickich nie było pomyłką, bo nawet prezydent nie może odebrać tytułu profesora oszustowi. Faktem jest jednak, że obecnie zagrożeniem, nawet dla profesorów, jest niemiłowanie przez nich ideologii LGBT, co nie było problemem przed 17 laty, kiedy zaraza czerwona jeszcze nie uległa transformacji w zarazę tęczową. Ale to nie jest efekt reform dokonywanych w systemie akademickim. Jeden z reformatorów systemu akademickiego, obecny minister nauki, stoi zresztą na gruncie obrony ideologii (!) gender, czym w gruncie rzeczy degraduje naukę, w obronie której nie zamierza kłaść się Rejtanem. Degradacja nauki poprzez nałożenie kagańca na nonkonformistycznych ludzi nauki, jeszcze w czasach zarazy czerwonej, jakby ministra nie interesowała i nie ma zamiaru tego kagańca – w ramach reform – zerwać. (…)

Prof. Michał Kleiber, jako kolejny przewodniczący KBN, w jednym z wywiadów (rok 2003) twierdził: „Społeczna kontrola sposobu wykorzystywania przez uczonych publicznych pieniędzy jest trudna, bowiem prowadzone badania są coraz mniej zrozumiałe dla finansujących je społeczeństw…”, na co zareagowałem pismem do ministra, argumentując, że ten punkt widzenia nie oddaje moim zdaniem istoty rzeczy. „Rzeczywiście badania są coraz mniej zrozumiałe dla finansujących je społeczeństw, ale przyczyna tego malejącego zrozumienia nie jest taka jasna. Przede wszystkim wyniki badań muszą być dostępne dla finansującego je społeczeństwa, aby można było oceniać, czy badania są mniej czy bardziej zrozumiałe. (…)

Podatnik jest uprawniony do nierozumienia konieczności wydawania jego pieniędzy na badania księgowane po stronie wydatków na naukę, skoro z badaniami na ogół nie ma szans się zapoznać, nawet jeśli jest kompetentny w zakresie tematyki badawczej.

A jest to sytuacja standardowa, gdyż KBN nie prowadzi (nie udostępnia społeczeństwu) nawet wykazu publikacji stanowiących (które winny stanowić) rezultat prowadzonych badań. Na co są przeznaczane pieniądze podatnika, jest często tajemnicą KBN i wykonawcy badań. To jest istota rzeczy. Na tym właśnie polega trudność w społecznej kontroli sposobu wykorzystywania przez uczonych publicznych pieniędzy!!!”

Ponieważ nadal mam trudności ze zrozumieniem finansowania niektórych badań, o pomoc w zrozumieniu w ubiegłym roku zwróciłem się do władz obecnie funkcjonującego Narodowego Centrum Nauki. Niestety bez skutku, a przy tym, jak można wnioskować z odpowiedzi na moje roszczenie informacyjne, potraktowano mnie jako nieuczciwą konkurencję, bo przepisy ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji oznaczają ograniczenie prawa do informacji publicznej. Czyli obywatel działający pro publico bono nadal nie ma szans na kontrolę tego, na co są przeznaczane jego pieniądze księgowane po stronie wydatków na naukę. (…) Traktowanie podatnika – z którego kieszeni NCN otrzymuje swój budżet – jako potencjalną (a i realną?) nieuczciwą konkurencję, mówi samo za siebie.

I jeszcze jedna refleksja. W muzycznych konkursach chopinowskich zdarzają się pomyłki i jakieś protekcyjne decyzje, ale nigdy nie słyszałem, aby członkowie jury w konkursach brali udział i konkursy wygrywali! Ale w nauce, i to polskiej, takie rzeczy miały miejsce i jakby nikogo nie raziły. Może komuś to da do myślenia, na jakich fundamentach oparty jest niewydolny/marnotrawny system akademicki w Polsce.

Dla porównania – car, który gnębił Polaków, zsyłał ich na Syberię, ale jak prowadzili z pasji badania naukowe, np. geologiczne, to ich finansował (np. przypadek Jana Czerskiego) i dobrze na tym wychodził, bo stosunkowo tanio została poznana struktura geologiczna Syberii i w konsekwencji liczne złoża do tej pory eksploatowane. Jednym słowem, wypędzeni na Syberię byli potrzebni/pożyteczni carowi, podczas gdy wypędzeni z polskiego systemu akademickiego traktowani są co najwyżej jako nieuczciwa konkurencja dla jego beneficjentów.

Jeszcze jeden przykład. Mimo, że Polska była pod zaborami, np. Witold Zaglicki, zesłany pod koniec XIX wieku do miejsca zwanego piekłem na ziemi – Baku – mógł realizować swoją pasję (poszukiwanie ropy naftowej) i mimo oporów rządowych komisji w końcu otrzymał działki do poszukiwania i wydobywania ropy, a z jego majątku pozostawionego w testamencie były finansowane prace polskich uczonych (Kasa im. Józefa Mianowskiego). Rewolucja bolszewicka te możliwości zdecydowanie ograniczyła, a rozprzestrzenienie się czerwonej zarazy na tereny Polski całkowicie je w PRL zlikwidowało. Także w III RP Zaglicki nie miałby żadnych szans na realizowanie swoich pasji badawczych i sfinansowania badań w Polsce, a ci, którzy takie możliwości mają, wydają pieniądze podatników w niemałej (jakiej?) części nietrafnie lub wręcz bzdurnie

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Szary obywatel nieuczciwą konkurencją?” znajduje się na s. 9 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Szary obywatel nieuczciwą konkurencją?” na s. 9 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Banknoty Banku Polskiego na emigracji, przygotowane do użytku w powojennej Polsce, które nigdy nie weszły do obiegu

Wyemitowano 10 różnych banknotów, z czego na ośmiu prezentowano regiony II Rzeczypospolitej Polskiej. Aż dwa z nich były tematycznie związane ze Śląskiem. Miało to podkreślić polskość Górnego Śląska.

Tekst i zdjęcia Tadeusz Loster

Jeszcze we wrześniu 1939 roku Bank Polski ewakuował się do Paryża, a po przegranej przez Francję kampanii – do Londynu. (…) w latach 1940–1942 dyrekcja Banku Polskiego zamówiła emisję banknotów polskich, które miały być wprowadzone w kraju po zakończeniu wojny. W Wytwórni Papierów Wartościowych Bradbury Wilkinson & Co w New Maldon zamówiono banknoty o nominałach 1, 2, 5 złotych, a w londyńskiej firmie Thomas de la Rue banknoty o nominałach 10, 20, 50, 100 oraz 500 zł. Wszystkie banknoty miały wsteczną datę emisji 15 sierpnia 1939 roku. Ryt banknotów przygotował Włodzimierz Vacek, w okresie międzywojennym znany rytownik polskich znaczków pocztowych i banknotów. W American Bank Note Company w Nowym Jorku zamówiono banknoty 20- i 50-złotowe, ale o zmienionym w stosunku do londyńskiego wzorze, z datą emisji 20 sierpnia 1938 roku. Łącznie wydrukowano 186 milionów banknotów na kwotę 7 328 000 000 złotych. Dlaczego Bank Polski kazał wydrukować banknoty z taką – wsteczną – datą emisji? Tłumaczono to pragnieniem zachowania ciągłości działalności banku. (…)

Wyemitowano 10 różnych banknotów, z czego na ośmiu prezentowano regiony II Rzeczypospolitej Polskiej. Aż dwa z nich były tematycznie związane ze Śląskiem. Na pewno nie był to zbieg okoliczności, lecz podkreślenie polskości Górnego Śląska, i to na banknotach 20-złotowych, będących ze względu na swoją wartość w szerszym obiegu. Przyjrzyjmy się dokładniej rysunkom zamieszczonym na banknotach reprezentujących polski Śląsk. Na awersie banknotu 20-złotowego drukowanego w Londynie został przedstawiony portret Ślązaczki. Aby opisać ludowy strój przedstawionej tu, dojrzałej już w latach kobiety, należy jej niebieski portret ubarwić. Ślązaczka ma na sobie kaftan zwany w gwarze śląskiej jaklą. Te najbardziej eleganckie były szyte z grubego, czarnego jedwabiu. Na głowie ma zawiązaną czerwoną chustę zwaną purpurką, która była noszona najczęściej przez żony górników.

Zwyczaj zakładania purpurki na Górnym Śląsku wywodzi się jeszcze z czasów, kiedy mężatki nie nosiły ślubnych obrączek. Oznaką zamężnej kobiety była właśnie purpurka – czerwona chusta. Zawiązana była tak, aby włosy ani uszy nie wystawały spod materiału, co przypominało zakonne nakrycia głowy. Ślązaczki nosiły purpurki tylko z okazji ważnych świąt. Obowiązującym kolorem był czerwony, a krawędzie chust zdobiły kwiaty – najczęściej róże; jednak w czasie żałoby, Adwentu i Wielkiego Postu zakładano purpurki koloru białego. Drapowanie purpurki było sztuką, wiązało się ją z tyłu głowy w tzw. jaskółczy ogon. Śląski strój kobiecy uzupełniało kilka sznurów korali ze złotym krzyżykiem.

Na rewersie banknotu przedstawiony jest widok pól, a w głębi elektrownia w Łaziskach Górnych wg fotografii E. Boidola zamieszczonej w książce Cuda Polski. Śląsk. W latach 1929–1953 była największą elektrownią w Polsce. (…)

Na awersie 20-złotowego banknotu wydrukowanego w Nowym Jorku przedstawiony jest portret dziewczyny w pszczyńskim ludowym stroju weselnym, według fotografii M. Steckela. Śląski strój pszczyński to strój regionalny, różny od strojów noszonych na Górnym Śląsku. Panna młoda ma głowę przystrojoną weselnym zielonym wieńcem ze sztucznymi białymi kwiatami, zwanym galandą. Z tyłu wieńca przypinana była szeroka kokarda, spod której zwisały dwie długie wstążki, tzw. szlajfy. Na koszulę spodnią przywdziany ma kabatek – koszulę ozdobioną czarnym lub czerwonym haftem. Na kabatek nałożoną ma suknię, którą tworzyła kiecka i stanik – tzw. oplecek. Był on zapinany na haftki lub sznurowany, a razem z kiecką tworzył tzw. mazelonkę. Dół kiecki często obszyty był srebrnymi lub złotymi galonami lub taśmą o motywach kwiatowych, co niestety na portrecie dziewczyny jest niewidoczne. Ozdobą śląskiego stroju był sznur czerwonych paciorków lub bursztynów wraz z pozłacanym krzyżykiem. Na prawdziwe korale stać było tylko najbogatsze kobiety.

Na rewersie banknotu znajduje się widok drewnianego kościółka pod wezwaniem Przenajświętszej Trójcy w Leszczynach na Górnym Śląsku. (…)

W 1947 roku cały nakład banknotów emigracyjnych trafił do powojennej Polski. Rozważano, czy wprowadzić te banknoty do obiegu. Jednak do tego nie doszło; ówczesne władze usprawiedliwiały to brakiem dostosowania szaty graficznej banknotów do nowych warunków politycznych. W 1951 roku prawie cały nakład banknotów emigracyjnych poszedł na przemiał w papierni w Miłkowie.

Autor dziękuje Pani Mgr Bogusławie Brol, kustoszowi Muzeum w Tarnowskich Górach, za pomoc w napisaniu artykułu.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Śląsk na banknotach Banku Polskiego na emigracji” znajduje się na s. 12 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Śląsk na banknotach Banku Polskiego na emigracji” na s. 12 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy nadzieja na normalność i perspektywy rozwoju, jakich Świętochłowice nie miały od lat, zostanie rozwiana?

Świętochłowice żartobliwie nazywane są czasem „miastem cudów”. Nie tylko ze względu na dokonania nowego prezydenta miasta, ale i dlatego, że ich były prezydent pozbawiony został nawet mandatu radnego.

Małgorzata Kowalik

Oddychające niespełnionymi oczekiwaniami i nadzieją, że w końcu ktoś spełni obietnice, którymi w latach wyborczych karmieni są mieszkańcy. Świętochłowice – bo o nich mowa – ponad rok temu uwierzyły, że zmiana jest możliwa. (…)

W pakiecie z prezydenckim fotelem Beger otrzymał wielomilionowe zaległości w spłatach należności, niedoszacowany o 30 mln budżet na oświatę, rozkopany stadion im. Pawła Waloszka, na którego remont w budżecie nie było pieniędzy… Można jeszcze długo wymieniać. Zgodnie z decyzjami Regionalnej Izby Obrachunkowej, miasto nie mogło się już zadłużać, zresztą żaden bank nie odważyłby się Świętochłowic kredytować. Begerowi pozostało jedynie zacisnąć zęby, zakasać rękawy i zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami.

W ciągu pół roku miasto odzyskało płynność finansową, unikając zwolnień pracowników i likwidacji instytucji sportowych i kulturalnych – a taka groźba była całkiem realna.

Podjęło też konkretne działania w celu sprowadzenia inwestorów. Ma temu służyć współpraca z województwem i Katowicką Specjalną Strefą Ekonomiczną SA, do której zobowiązali się marszałek Jakub Chełstowski, prezydent Beger i prezes KSSE, Janusz Michałek. Przed nimi największe wyzwanie – pozyskanie środków na budowę dróg dojazdowych do terenów inwestycyjnych, które są warunkiem pojawienia się dużego biznesu w małym mieście. Pod tym kątem już szkoleni są urzędnicy, którzy stanowić będą interdyscyplinarny zespół do spraw obsługi inwestorów. Miasto nie zapomina też o lokalnych przedsiębiorcach i tworzy dla nich szereg udogodnień – od powołania do życia specjalnej komórki, która będzie koordynowała współpracę z biznesem, po system zachęt i udogodnień, w tym pilotażowy program, który umożliwi wynajem lokali użytkowych na preferencyjnych warunkach. A jest o co walczyć, bo małe sklepy nie wytrzymały konkurencji z dyskontami i dykta w oknach zamiast towarów to coraz częściej spotykany widok na świętochłowickich ulicach.

O pomstę do nieba woła też stan komunalnych kamienic, które od lat – podobnie jak ich mieszkańcy – błagają o remonty. Trudno jednak podołać nawet tym najpotrzebniejszym, bo wieloletnie zaniedbania łączą się tutaj z gigantycznym zadłużeniem miejskiej spółki zarządzającej nieruchomościami. Liczba dłużników sięga blisko 3 tysięcy (!), a łączna kwota zadłużenia to prawie 60 mln zł! Mimo to walka trwa.

Zinwentaryzowano wszystkie budynki, mieszkańcy mogą zawierać ugody i odpracowywać długi, a pierwszeństwo w harmonogramie remontów przysługuje budynkom, w których czynsze regulowane są na bieżąco.

Wiele wyzwań czeka prezydenta również w innych dzielnicach. Lipiny i Chropaczów od lat cieszą się złą sławą. I od lat niewiele się z tym robi. Nie pomógł nawet lokalny program rewitalizacji, który ostatnie lata przeleżał w szufladzie. To jednak ma się zmienić. Z dokumentu wytarto kurz po to, by szlachetne idee zaktualizować i przekuć w czyn. W ciągu roku już poprawiły się statystyki bezpieczeństwa, choć jeszcze wiele jest do zrobienia – chociażby zagęszczenie sieci monitoringu. Mieszkańcy z kolei nieśmiało zaczynają się włączać w dyskusję o tym, co zrobić, żeby było lepiej. Wystarczy, że ktoś ich pyta i słucha odpowiedzi. A oni marzą o czystej i bezpiecznej okolicy, odnowionych kamienicach i o tym, żeby ich dzieci po południu, zamiast chować się po bramach przed pseudokibicami, mogły wziąć udział w zajęciach sportowych. Aby te marzenia spełnić, potrzebni są ludzie, czas i pieniądze. Ci pierwsi coraz bardziej garną się do tego, by wprowadzać zmiany. Ale to właśnie oni są niezbędni, by zacząć.

Cały artykuł Małgorzaty Kowalik pt. „Ballada o mieście, które uczy się normalnie żyć” znajduje się na s. 4 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Małgorzaty Kowalik pt. „Ballada o mieście, które uczy się normalnie żyć” na s. 4 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego