Obszar między Bugiem a Sanem to według nacjonalistów ukraińskich do dziś tzw. Ukraina Zakurzońska (od linii Curzona)

Galicyjsko-ukraińscy politycy w grudniu 1912 r. opowiedzieli się po stronie Austro-Węgier. Wierzyli, że Rosja zostanie łatwo pokonana, a na jej gruzach powstanie niezależne państwo ukraińskie.

Stanisław Orzeł (opr.)

Kiedy paryska konferencja pokojowa 25 VI 1919 r. zatwierdziła tymczasową administrację Polski nad Galicją/Małopolską Wschodnią, czyli terenami ogłoszonej 1 XI 1918 r. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL), nieuznawanej przez państwa Ententy, a wycofujący się z Naddnieprza pod naporem Armii Czerwonej rząd UNR wydał 6 XII 1919 r. rozkaz demobilizacji – wyczerpana dwuletnimi walkami armia UNR, aby ratować się przed wybiciem, przeszła na terytorium Rzeczypospolitej. Jej żołnierzy internowano w obozach w Łucku i Równem oraz nakazano rozwiązanie doborowego Korpusu Strzelców Siczowych. Wywołało to niezadowolenie i próby sprzeciwu większości żołnierzy Korpusu, z Konowalcem na czele.

Wiosną 1920 r., gdy przed wyprawą na Kijów przeciw Armii Czerwonej doszło do porozumienia Piłsudskiego z Petlurą – uwolniono go i z pełnomocnictwami Petlury wyjechał do Czechosłowacji, aby uzyskać poparcie Ukraińców galicyjskich dla sformowania brygady Armii UNR z żołnierzy Brygady Górskiej Ukraińskiej Armii Halickiej (UHA) internowanych w Czechosłowacji oraz byłych jeńców wojennych armii austro-węgierskiej z niewoli włoskiej. Jednak dyktator ZURL, Jewhen Petruszewycz, aby nie dopuścić do współpracy z Polską przeciw Rosji radzieckiej, storpedował ten plan. Konowalec „nie uzyskał zgody na formowanie brygady i Rada Strzelców Siczowych nakazała mu rozwiązać Korpus. Zlecono mu (…) kontynuowanie działalności w innych formach. To właśnie skutkowało utworzeniem UWO [Ukraińskiej Organizacji Wojskowej – S.O.] na zjeździe działaczy i żołnierzy ukraińskich w Pradze 31 VIII 1920 r. Uczestnicy zjazdu (…) poparli ideę zjednoczenia ziem ukraińskich, przy czym oddziały ukraińskie miały zaprzestać działań przeciwko siłom zbrojnym Rosji Radzieckiej” (D. Gibas-Krzak, Działalność terrorystyczna i dywersyjno-sabotażowa nacjonalistów ukraińskich w latach 1921–1939, „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego” 3/10, s. 176–177).

Tak oto, gdy Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy, w sierpniu na obszarze Galicji dawni oficerowie Armii Halickiej utworzyli organizację podziemną pod nazwą „Wola”, a część oficerów Strzelców Siczowych rozpoczęła we Lwowie organizowanie przeciw Polsce nielegalnych struktur UWO.

Jesienią „Wola” została włączona w skład UWO, której nazwa nieprzypadkowo była wzorowana na POW. Celem UWO było organizowanie najpierw dywersji i sabotażu, a następnie poprzez terroryzm wciągnięcie Ukraińców do masowej walki zbrojnej z Polską, aby utworzyć niepodległe państwo ukraińskie na terenach b. Galicji/Małopolski Wschodniej i Wołynia aż po rzekę San.

Obszar między Bugiem a Sanem to według nacjonalistów ukraińskich do dziś tzw. Ukraina Zakurzońska (od linii Curzona), obejmująca takie tereny obecnej Rzeczypospolitej Polskiej jak Zasanie, Chełmszczyznę, Podlasie i Łemkowszczyznę. Jej koncepcję podchwycił i zarekomendował szefowi brytyjskiego Foreign Office, lordowi Georgowi Curzonowi, Philip Kerr, osobisty sekretarz premiera Wielkiej Brytanii, polakożercy Davida Lloyda George’a. Kerr korzystał z rad niskiego rangą urzędnika Foreign Office – Lewisa Namiera alias Ludwika Niemirowskiego, który urodził się w polskiej rodzinie o korzeniach żydowskich i znał realia Europy Środkowo-Wschodniej. To właśnie on był autorem słynnej linii demarkacyjnej wojsk polskich i bolszewickich, przy czym niektórzy historycy uważają, że sfałszował jej zapis, odcinając Lwów i Wilno od Polski. W takiej wersji propozycja linii została 11 lipca 1920 r. podczas konferencji w Spa przekazana przedstawicielom dyplomacji sowieckiej z Ludowym Komisarzem Spraw Zagranicznych Georgijem Cziczerinem na czele.

Państwa Ententy i wyłonione przez nie organy prawno-międzynarodowe, takie jak Rada Ambasadorów czy Rada Ligi Narodów do 1923 r. – na mocy traktatu pokojowego z Austrią, która zrzekła się pretensji do tych ziem – uznawały Galicję Wschodnią za terytorium sporne, nie należące do Polski, nad którym same sprawują suwerenność. Ich intencją było zachowanie go dla „białej” Rosji. Dlatego w odniesieniu do niego Ententa próbowała wprowadzić rozwiązania prowizoryczne: status autonomii terytorialnej i 25-letni mandat administracyjny dla Polski, przy zapewnieniu po tym okresie plebiscytu. Władze polskie sprzeciwiały się tym decyzjom, realizując tam politykę integracji z Rzecząpospolitą.

Dopiero po utrwaleniu władzy sowieckiej w Rosji i upadku oczekiwań na restytucję „białej” Rosji, 15 III 1923 r. Rada Ambasadorów uznała suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej w Małopolsce Wschodniej, zastrzegając obowiązek nadania autonomii.

Jej surogat stanowiła nigdy nie uchylona, ale i nie wprowadzona w życie ustawa Sejmu RP z 26 IX  1922 r. o „zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego, a w szczególności województwa lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego”, ustalająca dla Małopolski Wschodniej status podobny do województwa śląskiego: odrębną kurię polską i ukraińską każdego sejmiku wojewódzkiego o uprawnieniach analogicznych do Sejmu Śląskiego, powołanie w ciągu dwóch lat uniwersytetu ukraińskiego, ukraiński jako równorzędny język urzędowy, zakaz państwowej kolonizacji ziemskiej. W sensie prawno-międzynarodowym był to kres efemerycznych państw ukraińskich: URN i ZURL, której rząd w Wiedniu rozwiązał się.

„Wśród wielu prób odpowiedzi na pytanie o przyczyny niepowodzenia ukraińskiej idei niepodległości z lat 1917–1921 dość często powtarzaną jest ta, że źródła tej klęski tkwiły w słabości samego ruchu, a zwłaszcza jego ograniczonych postulatach, które nie odpowiadały wymogom »rewolucyjnego przełomu«. Leon Wasilewski odpowiedzialnością za taki stan rzeczy obarczał ukraińską inteligencję, która co prawda zdołała »wyemancypować się spod kulturalno-językowych wpływów Rosji«, ale w dalszym ciągu pozostawała dotknięta głęboką rusyfikacją polityczną.

Jego zdaniem »byli to inteligenci rosyjscy mówiący po ukraińsku, należący do partii, tworzonych na modłę rosyjską, rozumujący formułami i koncepcjami rosyjskimi, tłumaczonymi na język ukraiński«. Wasilewski twierdził, że m.in. Mychajło Drahomanow »utopił« sprawę ukraińską w programie przebudowy Rosji i doprowadził do utrwalenia się wśród inteligencji ukraińskiej »silnej orientacji prorosyjskiej«” (B. Stoczewska, Od „substratu etnicznego” do narodu (na marginesie książki Jarosława Hrycaka, Historia Ukrainy 1772–1999. Narodziny nowoczesnego narodu, Lublin 2000), „Przegląd Historyczny” 92/1, s. 105).

Nieliczni historycy – jak Ryszard Torzecki („Kwestia ukraińska w polityce III Rzeszy 1933–1945″, Warszawa 1972) – dostrzegają, że oprócz złudzeń w sprawie przebudowy Rosji, przyczyną klęski i powodem dalszych tragedii Ukrainy było… przejście nacjonalistów ukraińskich na żołd niemiecki od początków XX w.

Konsekwencją polityki Ententy w Małopolsce Wschodniej było nasilenie irredenty ukraińskiej i działań terrorystycznych UWO. Pierwszym aktem terroru była już 25 listopada 1921 r. próba zabicia we Lwowie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego przez zamachowców z zachodnioukraińskiej organizacji „Wola”: „Komendant przybył do miasta zawsze wiernego Rzeczypospolitej, aby udekorować je orderem krzyża Virtuti Militari i uczestniczyć w otwarciu Targów Wschodnich”. „Stepan Fedak, syn znanego działacza i adwokata ukraińskiego [dyrektora Towarzystwa Ubezpieczeń „Dnister” we Lwowie – S.O.], mecenasa dr. Stepana Fedaka, oddał trzy strzały, które raniły jednak tylko wojewodę lwowskiego, dr. Kazimierza Grabowskiego. W wyniku natychmiastowej reakcji ze strony ochraniającej marszałka policji zamachowiec został zatrzymany. W ciągu kilku następnych dni siły bezpieczeństwa aresztowały czołowych działaczy nacjonalistycznych, rozbijając lwowską Komendę UWO.

W procesie, który odbył się w październiku i listopadzie 1922 r., S. Fedaka i kilku innych działaczy skazano na kilkuletnie wyroki więzienia” za… zamach na życie wojewody.

S. Fedak był członkiem zachodnioukraińskiej UHA, która toczyła z Polakami walki o Lwów, i chorążym Armii UNR, szwagrem Konowalca (przez siostrę Olhę) i Andrzeja Melnyka (przez siostrę Sofię).

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Ukraiński terroryzm antypolski na żołdzie Abwehry” znajduje się na s. 10 i 11 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Ukraiński terroryzm antypolski na żołdzie Abwehry” na s. 10 i 11 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Świat opanował wirus, a niektórych polityków i ekspertów – świrus. W przypadku obu zjawisk tropy prowadzą do Chin

Co się jesienią 2019 r. w Chinach stało, tego wiedzieć nie będziemy, póki panuje tam komunistyczny reżim. Wiarygodne badania mogły się rozpocząć dopiero, gdy wirus dotarł do demokratycznego świata.

Jadwiga Chmielowska

Od kilkudziesięciu lat cały świat pracuje na wzrost potęgi komunistycznych Chin. Wyprowadzono niemal całą światową produkcję do tego niebezpiecznego kraju. Wmówiono ludziom, że tak jest taniej, więc lepiej.

Ludzie uwierzyli nawet w takie brednie, że uratujemy klimat na ziemi, gdy ograniczymy emisję dwutlenku węgla u siebie, a zwiększymy w Chinach. Trzeba być niezłym świrem, by wierzyć, że to państwo emituje zanieczyszczenia do innej atmosfery niż ziemska, z której korzystają wszystkie narody.

No cóż, jeśli siwi starcy z tytułami naukowymi słuchają z przejęciem siedemnastoletniej Grety Thunberg, to jedynie można przypuszczać, że jakiś paskudny bakcyl zainfekował ich mózgi.

Nasz rodzimy geopolityczny celebryta, dr Jacek Bartosiak, goszczący w mediach, bez zażenowania twierdzi, że to Chińczycy zbudowali bogactwo świata i teraz chcą mieć udział w rządzeniu nim, i mówi wprost, że nie liczą się prawa człowieka, a jedynie ekonomia. Oskarża USA o łamanie wolności gospodarczej i wymuszanie wycofania produkcji z Chin, a przynajmniej jej ograniczenia.

W świątecznym „Saloniku Politycznym Ziemkiewicza” przyznał wprost, że musimy być skazani na Chińczyków, bo nikt nie umie już nic robić. To trzeba się, Panie Bartosiak, nauczyć!

Nie wszyscy mają tylko takie zdolności jak Pan, ale zawsze jest bardzo potrzebna praca na taśmie produkcyjnej, a jeśli i to dla niektórych intelektualistów za trudne, to pozostaje łopata, miotła i szmata. Cały świat pracował na bogactwo Chin, świadczy o tym deficyt w handlu – import przewyższał eksport. Pieniądze szerokim strumieniem płynęły do Pekinu. (…)

Spośród 184 pacjentów z covid-19 na holenderskim oddziale intensywnej opieki medycznej 38% miało nieprawidłowe parametry krzepnięcia krwi, a prawie u jednej trzeciej wystąpiły skrzepy (artykuł z 10 IV br., „Thrombosis Research”). Skrzepy krwi mogą spowodować zawał serca, wylądować w płucach, blokując tętnice – to stan znany jako zatorowość płucna, która podobno zabiła wielu pacjentów z covid-19. Skrzepy z tętnic mogą również osiadać w mózgu, powodując udar. Według Behnooda Bikdelego, specjalisty medycyny sercowo-naczyniowej w Columbia University Medical Center, wielu pacjentów ma dramatycznie wysoki poziom D-dimerów, produktu ubocznego zakrzepów krwi.

„Badania wskazują, że coraz bardziej prawdopodobne staje się, że skrzepy krwi odgrywają główną rolę w nasileniu choroby i śmiertelności z powodu covid-19” – mówi Bikdeli. Stąd też często słyszymy informacje o chorobach towarzyszących. Przyczyną zgonu jednak był koronawirus.

Niektórzy lekarze zalecają u pacjentów zarażonych i chorych na choroby związane z układem krążenia lub udarami oraz z zakrzepicą żylną stosowanie zwiększonych dawek leków rozrzedzających krew. (…)

Niestety, tak modni w Polsce „geopolitycy” jak Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski wpisują się w chińską propagandę. Choć Radziejewski na łamach „Nowej Konfederacji” zauważa: „Być może można było spowolnić wzrost Chin w latach 90. lub na początku XXI w. Podstawowym błędem było dopuszczenie Chin do WTO, a następnie pozwolenie im na łamanie podstawowych zasad tej organizacji w celu osiągnięcia własnej korzyści. A teraz jest już za późno”. Przerażające, nieprawdaż? Przecież geopolityk powinien analizować i szukać recept i dróg wyjścia z trudnych sytuacji. Dobrze się stało, że Rafałowi Ziemkiewiczowi w „Saloniku Politycznym” udało się sprawić, iż Jacek Bartosiak przestał uprawiać jedynie elokwentny, moim zdaniem, bełkot, i powiedział wprost, że toczy się wojna o przywództwo w świecie. Niestety on stawia na Chiny i uważa, że ludy Azji chcą być rządzone przez rządy totalne. (…)

Analizę polityki chińskiej prowadzi Jakub Grygiel, profesor nauk politycznych na The Catholic University of America (Waszyngton, DC) i ekspert w The Marathon Initiative. To on na łamach nationalereview.com wcielił się w mentalność chińskich komunistów, aby pokazać ich dążenia, sposób myślenia i postępowania. Przedstawił to w formie jakoby korespondencji Biura Strategii Długoterminowej (PLA) do Przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga:

„Koronawirus krążący obecnie po świecie oferuje Chinom wyjątkową strategiczną szansę. Mamy nad naszymi wrogami na Zachodzie przewagę dzięki naszej zdolności do ignorowania własnych ofiar; a ich zmuszamy do ponoszenia poważnych kosztów, kształtujemy ich na nasz obraz i stworzyliśmy precedens, który przyniesie nam zyski w przyszłości. Ta globalna pandemia to kryzys, którego nie wolno nam zmarnować i musimy go wykorzystać dla zwiększenia naszych wpływów.

Mamy kontrolę nad informacjami i nikt nigdy nie pozna ostatecznej liczby naszych zmarłych. Prawda jest tym, czym sami zdecydujemy, aby była. Nasi zmarli to niewielki koszt globalnych korzyści, jakie przynosi nam pandemia, w dużej mierze dlatego, że nasi wrogowie bardziej niż my obawiają się ofiar.

Europa, USA i kapitalistyczni wrogowie w Azji skutecznie się zamknęli i, skoncentrowani na sobie, tymczasowo wycofali się z konkurencji geopolitycznej. Pod względem gospodarczym Zachód przeżywa ogromne trudności. Jedna trzecia gospodarki USA stanęła, a deficyt federalny gwałtownie wzrósł z powodu pakietu stymulacyjnego. Włochy, ósma co do wielkości gospodarka świata (i trzecia w UE), zostały zamknięte na ponad miesiąc. Nie otworzą się przed latem. Podobnie dzieje się w innych zachodnich gospodarkach”.

Dalej pokazuje, jaki szatański plan mogą mieć Chiny: „Po pierwsze, należy podkreślać, że pandemia jest globalnym wyzwaniem, które wymaga globalnych rozwiązań. Jest to argument, który wielu na Zachodzie kocha i mamy wiele użytecznych głosów wśród ich elit, które same będą rozpowszechniać to przesłanie. Aby zwiększyć atrakcyjność logiki »globalnego wyzwania/globalnych rozwiązań«, musimy nadal promować nasze dostawy masek i gorszych zestawów testowych (szczególnie do krajów najsłabszych ekonomicznie). Przesłanie powinno być takie: Chiny są odpowiedzialnym obywatelem globalnym, który nie dyskryminuje i pomagają światu w walce z niewidzialnym wrogiem. Bądźmy odważni!

Dalsze kroki mogą być następujące: Wykorzystanie tego kryzysu do dalszej penetracji społeczeństw zachodnich. (…) Zaoferowanie pomocy w zakresie narzędzi nadzoru do celów zdrowotnych. Monitorowanie osób z wirusem to świetny sposób na zdobycie ogromnych ilości innych danych, zwłaszcza że wirus ten wydaje się bardzo zaraźliwy.

Powinniśmy z nową mocą promować nasze możliwości 5G, które mogłyby służyć jako podstawa do kontroli zdrowia. Musimy być hojni, dając swoje technologie!”

Oczywiście jest to jedynie przypuszczenie politologa, ale jakże trafne. (…)

Przy okazji pandemii wyszedł na jaw fakt, że przewodniczącym WHO jest skrajny komunista-maoista Tedros Adhanom Ghebreyesus, zwolennik aborcji, antykoncepcji i seksualizacji dzieci. Od czasu wyboru głosi otwarcie, że swoje poglądy będzie promował na całym świecie. Został wybrany z poparciem Chin, nie tylko lobbystycznym, ale i zwyczajem chińskim – finansowym. Stąd też oszukanie świata w ostrzeżeniach przed epidemią i całkowicie niewiarygodne obecnie wytyczne. Jeśli ktoś raz skłamał, to skąd pewność, że nie oszukuje nadal? Aby uświadomić sobie niebezpieczeństwa ze strony ChRL, warto posłuchać zastępcy sekretarza generalnego NATO, Mircei Geoany, który ostrzega przed „autorytarnymi przeciwnikami NATO, mogącymi wykorzystać kryzys gospodarczy (będący następstwem pandemii), aby wykupywać nasz przemysł i strategiczne infrastruktury”.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Epidemia wirusa i świrusa” znajduje się na s. 1 i 2 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Epidemia wirusa i świrusa” na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mogiła powstańcza z 1863 roku w Lesie Rokickim koło Zawiercia – wzór spontanicznego kultywowania pamięci narodowej

Za czasów tzw. komuny mogiłę otaczała opieką pamięć rodaków. Okoliczni mieszkańcy stawiali w miejscu walącego się starego krzyża nowy. Dziś miejsce to jest otoczone opieką TMZZ i osób prywatnych.

Tadeusz Loster

22 marca 1863 roku nieduży oddział pułkownika Teodora Cieszkowskiego dotarł od strony Blanowic do Zawiercia, gdzie powstańcy spalili dwa mosty kolejowe, pozrywali linie telegraficzne i rozkręcili tory. Oddział z Zawiercia podążył drogą wzdłuż toru kolejowego w stronę Łaz. Koło Kuźnicy Masłońskiej powstańcy zniszczyli trzeci most kolejowy, nad rzeką Czarną Przemszą. Za oddziałem Cieszkowskiego została wysłana z Częstochowy kolumna wojsk rosyjskich pod dowództwem majora Leo, w sile 2 rot piechoty i 15 kozaków.

Do spotkania doszło 22 marca 1863 roku około godziny 5 po południu. Miejsce potyczki, w pobliżu toru kolejowego, pod Lasem Rokickim było oddalone od zniszczonego mostu ponad kilometr w stronę Zawiercia. W miejscu tym oddział prawdopodobnie, po zniszczeniu mostu, rozłożył się obozem. Powstańcy mogli czuć się pewnie, obozując pomiędzy dwoma zniszczonymi mostami kolejowymi, co uniemożliwiało zaatakowanie oddziału przez wojska rosyjskie dowiezione szybko drogą żelazną. Na przygotowujący się do posiłku oddział powstańczy napadło około 200 żołnierzy rosyjskich.

Ksiądz Benwenuto Mańkowski | Fot. ze zbiorów autora

Jednym z pierwszych, który zginął w potyczce, był kapelan oddziału Cieszkowskiego ks. Benwenuto Mańkowski, w momencie kiedy „krzyżem błogosławił Polaków, padł kulą przeszyty”. W potyczce tej zginął również obywatel ziemski Henryk Wodziński, który „nie mogąc ocalić powierzonej sobie amunicji podpalił proch, na którym siedział i tym sposobem wyrzucony w powietrze, wkrótce żyć przestał”. (…)

Zaskoczony oddział pułkownika Teodora Cieszkowskiego walcząc wycofał się w stronę Siewierza przez Porębę. „Plac boju został przy nieprzyjacielu, który według zwyczaju poobdzierał wszystkich trupów i zostawił niepogrzebanych na polu”. Po odejściu Moskali zwłoki księdza Mańkowskiego zostały rozpoznane. Złożone do drewnianej skrzyni, zostały odwiezione do Przyrowa pod Częstochową, gdzie uroczyście pochowano je w grobowcu pod kaplicą św. Anny. Daty pogrzebu kroniki i zapiski nie podają.

Ksiądz Benwenuto Mańkowski był w okresie powstania styczniowego nie byle jaką postacią. Urodził się w 1816 roku w rodzinie chłopskiej, w powiecie konińskim. W roku 1838 został wyświęcony na kapłana.

Zasłynął jako znany kaznodzieja warszawski – Popiełuszko tamtych czasów. W roku 1850 został aresztowany przez władze carskie i osadzony w warszawskiej cytadeli. Po długim i głośnym śledztwie, oskarżony o „podburzanie przeciw władzy ludu”, zesłano go na Syberię do guberni wołogodzkiej.

Ze zsyłki wrócił w 1856 roku, po ogłoszeniu przez rząd carski amnestii. Chory na gruźlicę ksiądz Mańkowski z nakazu władz rządowych i za zgodą Kościoła zamieszkał w klasztorze św. Anny w Przyrowie pod Częstochową. Tam, ograniczony murami klasztoru, został skazany na polityczną bezczynność. Wypadki lutowe i kwietniowe w Warszawie 1861 roku odrodziły księdza Benwenuta. Mimo moskiewskiego rozkazu wygłaszał religijno-polityczne kazania dla pielgrzymów podążających przez Przyrów do Częstochowy. Był to okres największego rozkwitu jego kaznodziejskiego talentu. 22 stycznia 1863 roku wybuchło powstanie. Ksiądz Benwenuto czekał chwili, aby wstąpić do oddziałów powstańczych. Około 20 marca na wieść o zbliżającym się do Przyrowa oddziale Teodora Cieszkowskiego porzucił klasztorną celę i został powstańczym kapelanem. Niestety niedługo. 22 marca 1863 roku zginął.  (…)

W sobotę 11 maja 1974 roku koparka zaczęła rozkopywać powstańczą mogiłę, przygotowując teren pod budowę Centralnej Magistrali Kolejowej. Zaskoczeniem dla operatora koparki oraz obecnych przy tym leśniczego Mariana Dudka i jego teścia Stanisława Jarosa było to, że łyżka koparki nie natrafiła na ślady powstańczego pochówku. Pod mogiłą ziemia stanowiła nienaruszoną caliznę. Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej natrafiono na ludzkie kości.

Jarosowi udało się wykopać dwie ludzkie czaszki: jedna była dobrze zachowana, z pełnym uzębieniem, druga była uszkodzona i spróchniała. Stanisław Jaros zbił drewnianą skrzynkę, do której złożył szczątki i zakopał je w nowym miejscu, blisko leśnej drogi oddalonej od dawnej mogiły o około 50 metrów.

Po kilku dniach świeżo usypany kopczyk ozdobił brzozowy krzyż i stalowo-betonowe ogrodzenie przeniesione ze starej mogiły. Emerytowany kolejarz Stanisław Jaros zmarł w 1982 roku, nie doczekał się nowego „wystroju” powstańczej mogiły w Lesie Rokickim, odbudowanej w 1990 roku, w nowej polskiej rzeczywistości.

Konstanty Szulhan zainteresował się powstańczą mogiłą jeszcze w okresie, kiedy była na „starym miejscu”. Wtedy na wycieczki rowerowe pod mogiłę przyjeżdżało ich dwunastu. Trzech z nich zaczęło się nią opiekować. Konstanty, syn przedwojennego podoficera zawodowego wojska polskiego, jeździł tam na rowerze i sprzątał mogiłę powstańczą jeszcze w wieku 82 lat. Zmarł kilka lat temu. Mogiła „miała szczęście”: równocześnie z panem Konstantym opiekował się nią Adam Komenda, który oprócz tego, że sprzątał, starał się umieszczać w miejscowej prasie wiadomości o ks. Benwenucie Mańkowskim oraz o potyczce, która miała miejsce w Lesie Rokickim. Jeszcze za życia Adama Komendy znalazł się nowy opiekun grobu – Leszek Merta. Pełni on swoją rolę do dziś. Z jego to inicjatywy w 150 rocznicę Powstania Styczniowego koło symbolicznej mogiły został usypany nieduży kopiec pamięci. Nie zapominało o mogile również Towarzystwo Miłośników Ziemi Zawierciańskiej – organizator rocznicowych obchodów, z Maciejem Świderskim na czele. Otoczona troskliwą opieką zawierciańskiego TMZZ oraz bezinteresownych czcicieli powstańczego zrywu, jest obecnie przykładem miejsca pamięci narodowej..

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Rocznica, której nie upamiętniono” znajduje się na s. 3 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 

  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Rocznica, której nie upamiętniono” na s. 3 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Cud nad Wisłą” dodał ducha Ślązakom do walki o przyłączenie Śląska do Polski i zaowocował „cudem nad Odrą”

„Czyż może być lepszy dowód polskości Śląska, niż te dwa bohaterskie powstania, jedno w 1919 r., drugie w sierpniu 1920 r., jakie lud śląski podjął przeciw Niemcom i zwycięsko prowadził?”

Zdzisław Janeczek

Fot. ze zbiorów Z. Janeczka

„Cud nad Wisłą” zaowocował kontrakcją Górnoślązaków, co spotkało się z ostrą reakcją niemieckich mediów. Jak pisała „Gwiazdka Cieszyńska”, „prasa berlińska i wiedeńska przedstawiała wydarzenia na Górnym Śląsku jako nowe powstanie, przygotowane dla przeprowadzenia aneksji tego obszaru, polskiej ludności miejscowej w porozumieniu z rządem polskim. Cała prasa twierdzi, że napad Polaków dokonał się z namowy Francji w celu uniemożliwienia plebiscytu. Prawdą zaś jest, że ludność polska przy pomocy władz koalicyjnych zdołała uniemożliwić niemiecki zamach stanu”. (…)

W nocy z 25 na 26 sierpnia rozpoczęło się usuwanie Sicherheitswehry z Górnego Śląska. Kolejno z Zabrza, potem Bytomia, Katowic, Gliwic i innych miast. W środę wieczorem odbyło się w Bytomiu spotkanie przedstawicieli Polaków i Niemców w sprawie przywrócenia spokoju i porządku. „Gwiazdka Cieszyńska” pisała, iż jego inicjatorem była strona niemiecka. Polaków reprezentowali poseł Wojciech Korfanty i adwokat Konstanty Wolny. Niemcy wydelegowali charyzmatycznego centrowca księdza Carla Ulitzkę, zdecydowanego przeciwnika oderwania nawet najmniejszego skrawka Śląska od Republiki Weimarskiej, wiernego „matce Rzeszy”. Towarzyszył mu Żyd Bloch, który podzielał zdanie pruskiego duchownego i równocześnie starał się wcielić w życie oczekiwania berlińskiego „Wall Street”. Kontrolowało ono handel śląskim węglem, nie szczędząc w 1921 r. grosza na ochotników Freikorpsu i „Schwarz Reichswehry”, wśród których nie brakowało ich ludzi. Bloch reprezentował wyznawców judaizmu w większości wychowanych na Górnym Śląsku w kulturze niemieckiej, mocno z nią związanych, określających się jako „Niemcy wyznania mojżeszowego” i manifestujących swe przywiązanie do Rzeszy.

Fot. ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w Katowicach

Pertraktacje nie należały do łatwych. W. Korfanty i K. Wolny oświadczyli, że przywrócenie spokoju możliwe jest tylko po spełnieniu warunków, które delegacje robotników polskich przedłożyły Komisji Rządzącej i które uzyskały jej akceptację. Najważniejszym z nich było usunięcie Sicherheitswehry i zaprowadzenie „wspólnej milicji” składającej się z 50% Polaków i 50% Niemców. Ostatecznie przedstawiciele niemieccy zgodzili się na polskie warunki i przedłożyli je do zatwierdzenia zgromadzeniu reprezentantów partii górnośląskich, które zostało zwołane do Gliwic.

Wkrótce na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” ukazał się tekst zatytułowany Uspokojenie na Górnym Śląsku. Gazeta donosiła: „W plebiscytowych terytoriach Górnego Śląska nastąpił już spokój. Komisja Koalicyjna przystępuje do zastąpienia Sicherheitswehry przez policję lokalną, złożoną w połowie przez Polaków i Niemców. Komendantami tej policji będą oficerowie koalicyjni. Na 72 kopalń strajkuje jeszcze 6 – 80% górników podjęło pracę”.

27 VIII 1920 r. został podpisany przez Walentego Fojkisa akt demobilizacji wszystkich oddziałów bojowych samoobrony. 28 VIII przedstawiciele polskiego i niemieckiego komitetu plebiscytowego wydali wspólną odezwę wzywającą do przywrócenia spokoju i podjęcia pracy. Uczestnicy drugiego powstania doprowadzili do usunięcia z obszaru objętego plebiscytem niemieckiej policji SIPO, a także do rozwiązanie niemieckich bojówek. Ponadto powstanie przybliżyło cel, jakim było przeprowadzenie plebiscytu. Jego ostateczny termin wyznaczono na 20 III 1921 r.

Wypadki na Górnym Śląsku skutkowały ujawnieniem niemieckich dążeń. „Otworzyły także koalicji oczy na niezmniejszone jeszcze niebezpieczeństwo niemieckie. Mimo nakazu aliantów, Niemcy nie tylko, że nie oddały broni, ale zarządziły nowe zbrojenia, by opanować Górny Śląsk. Stwierdzono to urzędowymi dokumentami. Dokumenty te przedstawiono na konferencji w Spa”. Rezultatem debat była decyzja o konieczności rozbrojenia Niemiec. (…)

„Gwiazdka Cieszyńska” podkreśliła nie tylko doniosłość dwóch powstań śląskich, ale także wkład Górnoślązaków w zmagania całego narodu polskiego o suwerenne państwo.

Porównała Bitwę Warszawską z batalią, jaką stoczyli w 1241 r. Ślązacy na polu legnickim, odpierając nawałę ze Wschodu.

I tak jak w sierpniu 1920 r. Rzeczpospolitą uratował manewr Józefa Piłsudskiego znad Wieprza, tak siedem wieków wcześniej Królestwo Polskie ocalało dzięki ofierze śląskiego księcia Henryka Pobożnego i jego rycerzy.

Polski Komitet Plebiscytowy | Fot. ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w Katowicach

Redakcja śląskiej gazety stawiała pytanie: „Ale czyż może być lepszy dowód polskości Śląska, niż te dwa bohaterskie powstania, jedno w 1919 r., drugie w sierpniu 1920 r., jakie lud śląski podjął przeciw Niemcom i które przeciw przeważającym siłom zwycięsko prowadził? W sierpniu 1920 r., kiedy cała Warszawa, zwrócona na Wschód, odpierała jeden z tych najazdów wschodniej dziczy mongolskiej, które od 1241 r., od bitwy pod Legnicą raz po raz się powtarzają, zdradziecki Prusak chciał nam wbić nóż w plecy, aby to uczynić, aby przeciąć kolej Warszawa–Kraków, musiał przejść przez Śląsk. Nie znał piastowskiej mocy bohaterskiego ludu. Bohaterowie Bytomia, Katowic, Zabrza i Raciborza zwyciężali Prusaków w tym samym czasie, kiedyśmy bili ich sprzymierzeńców – Mongołów pod Radzyminem i nad Niemnem”. (…)

Akcja plebiscytowa na Górnym Śląsku obfitowała w liczne spory i napięcia łącznie z utarczkami z niemieckimi bojówkami Selbstschutzu. Zgodnie z regulaminem w plebiscycie mogli brać udział obywatele, którzy po 1 I 1920 r. ukończyli co najmniej 20 lat i zamieszkiwali na spornym obszarze. Do głosowania dopuszczono też tzw. emigrantów, czyli osoby, które z różnych powodów opuściły na stałe lub czasowo teren plebiscytowy.

W lokalach wyborczych każdy uprawniony do głosowania otrzymał dwie białe kartki z dwujęzycznym wydrukiem nazw obu państw: „Deutschland – Niemcy”; „Polska – Polen”, z których do urny mógł wrzucić tylko jedną. Obie strony prowadziły bezpardonową kampanię propagandową.

W Polsce powstawały komitety, które starały się nieść pomoc rodakom zza kordonu. Zbierano pieniądze, opracowywano i przesyłano materiały propagandowe. Utworzono Centralny Komitet Plebiscytowy z marszałkiem sejmu Wojciechem Trąmpczyńskim na czele, który miał koordynować przygotowania. Akcję propagandową prowadzono również na terenie Niemiec. We Wrocławiu powstało Towarzystwo Opieki nad Górnoślązakami, które zajmowało się odszukiwaniem adresów zamieszkujących Dolny Śląsk Górnoślązaków i namawiano ich do udziału w plebiscycie. Akcja ta była odpowiedzią na podpisaną polsko-niemiecką umowę o emigrantach, co zapoczątkowało szeroko zakrojoną akcję mobilizacji osób spełniających ustalone kryteria uprawniające do udziału w plebiscycie. Początkowo liczbę emigrantów szacowano na 200–300 tysięcy, jednak w ostatecznym rozrachunku przybyło tu około 180 tysięcy Górnoślązaków z terenu Niemiec i około 10 tysięcy z terenu Rzeczypospolitej.

Emigrantom z Rzeszy władze tego kraju zapewniały bezpłatną podróż, zakwaterowanie i wyżywienie. Dodatkowo każdy zatrudniony mógł uzyskać odszkodowanie za utracony czas pracy, jeśli po powrocie okazał przywiezioną z sobą kartkę „Polska – Polen”, co potwierdzało zagłosowanie za pozostawieniem obszaru plebiscytowego w granicach Niemiec.

W odpowiedzi na ten wybieg jeszcze przed głosowaniem polscy agitatorzy rozprowadzali dodatkowe kartki „Polska – Polen” z nadzieją, że jedną emigrant wrzuci do urny, drugą zabierze w celu otrzymania odszkodowania, a kartkę „Deutschland – Niemcy” zniszczy.

Ponieważ dojazd Niemców z głębi Rzeszy na Górny Śląsk był utrudniony, dlatego starali się oni dla swoich bojówek, napływających z całych Niemiec, o legitymacje, że są rodowitymi Ślązakami. W tym celu fałszowali dowody osobiste dla przybyszów. Potajemny handel dokumentami „rodowitych Górnoślązaków” rozwinął się na wielką skalę, szczególnie w powiecie rybnickim i katowickim, gdzie wykradziono z urzędów policyjnych kilkanaście tysięcy blankietów legitymacyjnych z pieczątkami i podpisami in blanco. W legitymacje te zaopatrywali się niemieccy bojówkarze przybyli tu spoza linii demarkacyjnej, a to w celu ułatwienia sobie pobytu na terenie plebiscytowym w razie ewentualnej kontroli dokumentów osobistych. Polski Komisariat Plebiscytowy wydał odezwę do ludności polskiej, aby śledziła nadużycia i donosiła o nich polskim komitetom i władzom koalicyjnym.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. IV” znajduje się na s. 6 i 7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. IV” na s. 6 i 7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ogólnopolski konkurs literacki dla dzieci i młodzieży „Lipa”. SM „Złote Łany” w Bielsku-Białej zaprasza po raz 38!

Jest to najstarszy konkurs literacki w Polsce – odbywa się nieprzerwanie od 1983 r. Dla najlepszych znajdzie się miejsce w „lipowej” antologii z setką najcelniejszych prac stu młodych artystów pióra.

Jan Picheta

Życie kulturalne w czasach epidemii zostało sparaliżowane. Paraliż nie dotyczy jednak najmłodszej literatury. Po raz trzydziesty ósmy odbędzie się bowiem Przegląd Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej „Lipa” pod patronatem prezydenta Bielska-Białej. Jest to najstarszy konkurs literacki w Polsce, gdyż odbywa się nieprzerwanie od 1983 roku.

Co ciekawe – nie ma w nim gradacji nagród. Uhonorowanych zostaje każdorazowo stu młodych ludzi pióra, których teksty znajdą swe miejsce w specjalnie wydanej antologii z najlepszymi utworami „lipowymi”.

Laureaci i organizatorzy zeszłorocznego konkursu | Fot. SCK „BEST” przy SM „Złote Łany” w Bielsku-Białej

Niezwykłe także jest to, że konkurs literacki organizuje – od 37 już lat – spółdzielnia mieszkaniowa, a mianowicie bielska SM „Złote Łany”, którą od 40 lat kieruje prezes Eugeniusz Cebrat! To chyba jedyny taki przykład zaangażowania spółdzielców w literacki rozwój młodych ludzi z całej Polski. Laureatami „Lipy” byli m.in. prof. nauk biologicznych, poeta Janusz Bujnicki z Wadowic, aktorka Starego Teatru w Krakowie Ewa Kaim, dziennikarze Grzegorz Markowski i Małgorzata Mrowiec, prof. slawistyki UW Patrycjusz Pająk, dramaturg i prozaik Artur Pałyga, piosenkarka i poetka Aneta Ryncarz (wszyscy z Bielska-Białej) i laureatka Nagrody Kościelskich Jolanta Stefko z Lipowej. (…)

– Zdajemy sobie sprawę, że ze względu na ogłoszony w kraju stan epidemii Wasza twórczość literacka może być bardzo utrudniona. Z drugiej jednak strony – zmaganie z narastającymi uciążliwościami życia w domowej niewoli może stanowić źródło inspiracji.

Pod pewnymi względami stan epidemii zaczyna bowiem przypominać stan wojenny, który był doświadczeniem życia naszego pokolenia. Waszym przeżyciem pokoleniowym jest teraz zaraza i wprowadzone przez władze restrykcje i nakazy.

Myślimy, że macie szanse, aby sprostać zarazie literacko: ujawnić codzienną tragedię, makabrę i groteskę.(…) W literackim „zwalczaniu” pandemii ważna jest szybkość, gdyż nawet wspaniałe realia i szczegóły po pewnym czasie odchodzą na zawsze w niepamięć. Ergo: zadbajcie o to, aby – jak mawiał Czesław Miłosz – spisać czyny i rozmowy. Bardzo serdecznie zapraszamy Was do piór i klawiatur – czytamy w apelu podpisanym m.in. przez organizatorkę „Lipy” – dyrektorkę Środowiskowego Centrum Kultury „Best” SM „Złote Łany”, Irenę Edelman.

Warunki konkursu są szczegółowo przedstawione w artykule.

Cały artykuł Jana Pichety pt. „Ogólnopolski konkurs literacki dla młodzieży” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Pichety pt. „Ogólnopolski konkurs literacki dla młodzieży” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gdy w kopalniach powstają ogniska zakażeń, od połowy kwietnia wybuchł w Polskiej Grupie Górniczej nowy konflikt płacowy

Przewodniczący górniczej Solidarności Bogusław Hutek stwierdził, że propozycje zarządu i strony rządowej postawiły stronę społeczną „pod ścianą z pistoletem przystawionym do głowy”.

Stanisław Florian

Podczas gdy w kolejnych kopalniach na Śląsku: Annie, Marcelu, Rydułtowach, Wieczorku i Sośnicy ujawniane są ogniska zakażeń covid-19, a takie związki zawodowe jak NSZZ Solidarność ʼ80 ze składek członkowskich kupują i zaopatrują swoich członków w maseczki i płyn dezynfekujący – od połowy kwietnia wybuchł w Polskiej Grupie Górniczej nowy konflikt płacowy. Zarząd PGG przedstawił wówczas stronie społecznej projekt porozumienia antykryzysowego, które sprowadza się do tego, że od maja do lipca wymiar czasu pracy i wynagrodzenia w PGG w ramach przepisów tzw. „tarczy antykryzysowej” miałyby być zmniejszone o 20%. (…)

Przewodniczący górniczej „Solidarności” Bogusław Hutek skomentował sytuację następująco: – Spodziewaliśmy się propozycji, które nie będą łatwe do zaakceptowania i takie niestety padły. Piątki bez pracy, a w ślad za tym o ok. 20 proc. niższe wynagrodzenia to trudne warunki, w dodatku ma to obowiązywać co najmniej trzy miesiące. […]

Wszyscy jesteśmy pod ścianą, cała załoga. Bez zawarcia porozumienia nie będziemy mogli skorzystać z tarczy antykryzysowej.

W tej sytuacji widać, jak ogromny błąd popełnił rząd oraz władze spółki, którzy od miesięcy nie robili nic z faktem, że energetyka nie odbierała zakontraktowanego w PGG węgla i nie płaciła za niego. Mielibyśmy teraz więcej czasu i środki, aby walczyć z gospodarczymi skutkami epidemii, a tak za te błędy i pazerność energetyki mogą zapłacić górnicy. Jeśli działania antykryzysowe w górnictwie mają przynieść efekt, to zahamowanie importu węgla jest niezbędne. Chyba dla każdego skutki epidemii są wystarczającym dowodem, że bez ochrony własnego przemysłu, własnego rynku, cała nasza gospodarka pójdzie na dno. (…)

21 kwietnia doszło w Warszawie do spotkania związkowców i Zarządu z udziałem wicepremiera Jacka Sasina, którego interwencje podczas negocjacji płacowych na przełomie 2019/2020 r. kończyły się zawieraniem kompromisów. (…) Komentując sytuację, B. Hutek stwierdził, że propozycje zarządu i strony rządowej postawiły stronę społeczną „pod ścianą z pistoletem przystawionym do głowy”. (…) – Przekonują nas, że jedyne wyjście to wyrzeczenie się 20 proc. wynagrodzeń, żeby spółka doraźnie przetrwała te trzy miesiące – powiedział.

– Na pytania, co dalej, jak ma dalej funkcjonować PGG, pan premier Sasin powiedział, że do połowy albo do końca maja, czyli pewnie po wyborach, przedstawią program restrukturyzacji PGG. Na pytania, co będzie w sierpniu i później, nikt nie jest dziś w stanie odpowiedzieć.

De facto nie wiemy, czy ograniczenie dzisiaj wynagrodzeń pracowników PGG o 20 proc. doprowadzi do tego, że ta firma przetrwa – nikt nam nie jest w stanie tego teraz zagwarantować ani powiedzieć. Niech przedstawią program, który pokaże, że przy 20-procentowej redukcji wynagrodzeń i innych wyrzeczeniach ta spółka jest w stanie funkcjonować dalej i przetrwać, uratować miejsca pracy; chcemy zobaczyć sens tych wyrzeczeń – relacjonował przebieg rozmów w Warszawie.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Koronakryzys w Polskiej Grupie Górniczej” znajduje się na s. 1 i 2 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Koronakryzys w Polskiej Grupie Górniczej” na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Niemcy oskarżają Polaków o brak solidarności, bo w czasie epidemii pozostali w Polsce, zamiast pracować w Niemczech

Dlaczego system opieki zdrowotnej, z którego tak dumni są Niemcy, funkcjonuje dzięki importowi gorzej opłacanych pracowników ze Wschodu? Gdzie podziali się niemieccy lekarze i pielęgniarki?

Zbigniew Kopczyński

Zamknięta granica to dotkliwy brak dojeżdżającego polskiego personelu, który wolał spędzić czas zarazy z rodzinami kosztem niemieckich pracodawców. Dla dziennikarzy to przykład braku europejskiej solidarności.

Natychmiast można przytoczyć wiele przykładów niemieckiej solidarności, od siedmioletniego szlabanu dla polskich pracowników po naszym wejściu do Unii czy niesławnego gazociągu pod Bałtykiem poczynając. Wspomnę tylko o aktualnym problemie polskich kierowców, wobec których Niemcy wraz z Francją przeforsowały regulacje dyskryminujące, utrudniające ich pracę za granicą, a sprzeczne zarówno z zasadą swobody przepływu ludzi, towarów i usług, jak i postulowaną europejską solidarnością. Czyżby więc praca polskich pielęgniarek była przejawem europejskiej solidarności, a kierowców już nie? Niezupełnie, polscy kierowcy dalej są w Niemczech pożądani, ale jako pracownicy firm niemieckich, a nie polskich. Polskim firmom transportowym pokazano solidarny środkowy palec.

Wróćmy jednak do audycji. Zamknięcie granic spowodowało duże kłopoty w szpitalach w przygranicznych landach, gdzie znaczną część personelu, zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek, stanowią dojeżdżający do pracy Polacy.

Dyrekcje proponowały im – łaskawcy! – dwutygodniową pracę z bezpłatnym noclegiem, a później dwa tygodnie kwarantanny w Polsce. Ku zaskoczeniu pracodawców, chętnych brak.

Autorzy audycji nie zastanowili się, dlaczego system opieki zdrowotnej, z którego tak dumni są – i słusznie – Niemcy, funkcjonuje dzięki importowi gorzej opłacanych pracowników ze Wschodu. Gdzie podziali się niemieccy lekarze i pielęgniarki, którzy przecież kiedyś w tych szpitalach pracowali? Zabrakło solidarności czy błąd w systemie? Dlaczego nie zwiększa się ilości miejsc na studiach medycznych, skoro brakuje lekarzy? Kryteria przyjęć na studia medyczne są bardzo wygórowane. Nawet średnia 1,0 (po polsku 6,0) na świadectwie maturalnym, podstawowym kryterium rekrutacji kandydatów, nie daje pewności przyjęcia. A chętnych mnóstwo. Młodzi ludzie latami czekają, by dostać się na medycynę. Ale państwo niemieckie, miast tracić pieniądze na finansowanie bardzo drogich studiów, woli importować lekarzy wykształconych za pieniądze biedniejszych krajów. I nie byłoby z tym problemu, bo nikt tych lekarzy nie zmusza do pracy w Niemczech, a problem tracenia wykształconych ludzi przez emigrację każde państwo powinno rozwiązywać na swój sposób, gdyby nie robienie z tego testu na europejską solidarność.

Inną, poważniejszą kwestią omówioną w programie, jest brak polskich opiekunek osób starszych i chorych. Ich sytuacja jest inna niż pracujących w szpitalach, bo mieszkają zwykle w domach swych podopiecznych ciągle, przez czas do trzech miesięcy. Trzy miesiące to czas, w którym przebywać można w Republice Federalnej jako turysta lub gość. Na dłużej trzeba już sformalizować swój pobyt. A z tym jest kłopot, bo opiekunki pracują zwykle na granicy prawa. Opiekunki pracują praktycznie 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Taka praca łamie wszelkie prawa pracownicze w jakimkolwiek cywilizowanym kraju. Żadna Niemka nie zgodziłaby się na coś takiego. Dlatego ściąga się Polki – mowa jest o kilkuset tysiącach.

Tu znów pojawia się pytanie, dlaczego niemiecki, bardzo dobry system opieki działa jedynie dzięki nisko opłacanym pracownikom z biedniejszych krajów i odwoływaniu się do ich solidarności?

Gdyby zatrudnić niemieckie opiekunki do całodobowej opieki, trzeba by zaangażować ich kilka do jednego chorego, by każda mogła pracować przepisowe osiem godzin przez pięć dni w tygodniu.

Żadna ubezpieczalnia nie zapłaci za coś takiego. Dlatego zatrudnia się Polki, które za niewielkie jak na Niemcy pieniądze pracują za trzy albo i cztery osoby. Oczywiście dla polskich opiekunek są to dobre zarobki, szczególnie w kontekście mizernych płac w polskiej służbie zdrowia. Jednak, biorąc pod uwagę rynek pracy w Niemczech, to czysty wyzysk, a nie żadna solidarność.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Polska niesolidarność według niemieckiej telewizji” znajduje się na s. 3 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Polska niesolidarność według niemieckiej telewizji” na s. 3 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Rocznicę Konstytucji 1791 r. ustanawia się w całej Rzeczypospolitej Polskiej jako uroczyste święto po wieczne czasy”

Polacy z Górnego Śląska w oczekiwaniu na plebiscyt manifestowali publicznie swoje uczucia patriotyczne. We wszystkich miejscowościach pochody zgromadziły od kilku do kilkudziesięciu tysięcy osób.

Renata Skoczek

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku dzień 3 maja został ustanowiony przez Sejm Ustawodawczy jako święto państwowe uchwałą z dnia 29 kwietnia 1919 r. w której czytamy „Dzień trzeci maja jako rocznicę Konstytucji 1791 r. ustanawia się w całej Rzeczypospolitej Polskiej jako uroczyste święto po wieczne czasy”.

W tym czasie na Górnym Śląsku kwestia przynależności państwowej była nierozstrzygnięta. O losach mieszkańców tego regionu miały zdecydować rokowania pokojowe, które trwały w Paryżu. Władze niemieckie wszelkimi sposobami zwalczały działalność polskich organizacji i stowarzyszeń, chcąc przekonać opinię międzynarodową, że miejscowa ludność pragnie przynależności do Niemiec. Ponieważ na całym obszarze Górnego Śląska obowiązywał stan oblężenia, Polacy wykorzystali wolny od pracy dzień 1 maja 1919 roku na uroczyste obchody święta narodowego. W Katowicach odbyła się dwugodzinna manifestacja, która zgromadziła od 50 do 70 tysięcy Polaków przybyłych z Mysłowic, Królewskiej Huty i okolicznych wsi.

W Bytomiu zebrała się ludności polska z pobliskich gmin, domagając się przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Przy akompaniamencie siedmiu orkiestr przemaszerowało około 40 tysięcy osób z czterdziestoma sztandarami, niosąc prawie sto tablic z hasłami politycznymi.

W wielu innych miejscowościach odbyły się podobne wiece i pochody, w których łącznie wzięło udział około 250 tysięcy osób.

Rok później Polacy z Górnego Śląska w oczekiwaniu na plebiscyt, który miał rozstrzygnąć o przyłączeniu tej ziemi do Polski lub Niemiec, manifestowali publicznie swoje uczucia patriotyczne. (…)

We wszystkich miejscowościach Górnego Śląska odbyły się pochody, które zgromadziły od kilku do kilkudziesięciu tysięcy osób. Najliczniejsze manifestacje odbyły się w Katowicach i Bytomiu, zgromadziły po 80 tysięcy Polaków. W Katowicach pochód trwał dwie i pół godziny przy akompaniamencie 26 orkiestr. Naliczono 500 chorągwi, w tym sztandary różnych polskich organizacji oraz flagi narodowe. W Bytomiu gospodarze i członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” otwierali konno pochód, w którym uczestniczyło wiele kobiet ubranych w stroje ludowe. Liczny był udział uczestników pierwszego powstania śląskiego.

W Zabrzu ogromny pochód sformowało prawie 70 tysięcy ludzi ze 120 sztandarami. Do tłumów przemawiało 5 mówców, wskazując na wiekopomne znaczenie Ustawy Trzeciego Maja.

W Rybniku manifestowało 48 tysięcy mieszkańców powiatu rybnickiego z udziałem aż 36 orkiestr i 250 sztandarów. Pochodom przyglądali się obecni w miastach żołnierze wojsk sprzymierzonych, a Polacy nieśli obok polskich chorągwi również flagi narodowe francuskie, włoskie i brytyjskie. Łącznie w uroczystościach wzięło udział prawie 500 tysięcy polskiej ludności, a prasa relacjonowała: „Jak Górny Śląsk daleki i szeroki, wszędzie zebrały się wielkie rzesze rodaków i rodaczek naszych, aby przed całym światem dać dowód naszej polskości. Zgromadzili się starzy i młodzi, aby dać dowód swej polskości, wszyscy przejęci jedną myślą: uczcić godnie Konstytucję 3 maja równie z braćmi innych ziem polskich”.

W 1921 roku sprawująca władzę na obszarze plebiscytowym Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa wydała rozporządzenie zabraniające wszelkich pochodów i manifestacji. Wojciech Korfanty jako polski komisarz plebiscytowy skierował do ludności polskiej odezwę, w której zapewniał, że rozporządzeniu Komisji Międzysojuszniczej „chętnie się poddajemy, bo stoimy u wrót wolności, już tylko nieliczne dni dzielą nas od świętej chwili, kiedy będziemy wolni i zjednoczeni z Macierzą Polską”.

W nocy z 2 na 3 maja wybuchło III powstanie śląskie, w wyniku którego w czerwcu 1922 roku część Górnego Śląska została przyłączona do Polski.

Cały artykuł Renaty Skoczek pt. „Święto narodowe 3 Maja na Górnym Śląsku” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Renaty Skoczek pt. „Święto narodowe 3 Maja na Górnym Śląsku” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W maju czeka nas bój o Polskę, a w świecie toczy się wojna o wartości/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 71/2020

Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę.

Jadwiga Chmielowska

Maj, zielone łąki pokryło kwiecie, zwierz wyszedł gęstwiny, bo odzyskał przestrzeń. Człowiek zamknął się w domu. Epidemia okazała się nie taka straszna. Choć niestety wielu górników śląskich kopalń zachorowało. W kilku kopalniach wstrzymano wydobycie z powodu choroby i kwarantanny. Decyzje rządu ograniczyły rozprzestrzenianie się wirusa. Zainteresowanym chińskim prezentem dla całego świata polecam mój tekst Epidemia wirusa i świrusa.

2 maja wywieszamy flagi i pamiętamy o 99 rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego. W nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Grupa Destrukcyjna „Wawelberga” Tadeusza Puszczyńskiego wysadziła mosty na dalekim zapleczu frontu, aby Niemcy nie mogli wysyłać za Odrę wojska do tłumienia narodowowyzwoleńczej walki Ślązaków.

W maju czekają nas wybory Prezydenta RP. Wygląda na to, że będzie to kolejny bój o Polskę.

Część polityków zachowuje się tak, jakby wykonywała polecenia Otwartego Dialogu – Kramka i Kozłowskiej sprzed kilku lat, gdy nawoływali, aby zatrzymać państwo i obalić wybrane w 2015 r. władze.

Choć czasem w wersji karykaturalnej, historia lubi się powtarzać. Zdrajców i głupców był zawsze dostatek. Wybory bezdyskusyjnie muszą się odbyć. Nawet wizyta w lokalu wyborczym nie jest bardziej niebezpieczna od zakupów w sklepie. Opowieści o skażonych kopertach to strachy na Lachy.

W świecie toczy się wojna o wartości. Niestety przez lata polityka była traktowana nie jako służba dla narodu, a gra. Gracze mogą się „zakiwać” na śmierć. W gospodarce też nie liczyła się uczciwość i moralność, tylko zysk za wszelką cenę. Korupcja przeżarła klasę polityczną we wszystkich krajach. Do tego dochodzi zgnilizna moralna biznesmenów i polityków. W USA dopiero za prezydentury Trumpa wydano prawdziwą wojnę pedofilom. Wielu dotąd nietykalnych trafiło do więzień. Okazało się, że sieć powiązań jest międzynarodowa. Dotyczy też wielu celebrytów. Zboczeńcy łatwo podlegają szantażowi, co wyjaśniałoby wiele dziwnych politycznych decyzji.

Komunistyczne Chiny przeznaczyły przeszło 100 mld $ na łapówki w państwach „Jedwabnego Szlaku”. Chiński program „Tysiąca Talentów” korumpował naukowców nawet w USA. Pekin wyłudzał też technologie. Pazerne korporacje, które przeniosły produkcję do Chin, nie zauważyły niebezpieczeństwa, nawet gdy nie mogły transferować zysku i wszystkie pieniądze musiały inwestować w Chinach. W obliczu pandemii okazało się, że największym zagrożeniem jest globalizacja, a kapitał ma jednak narodowość.

Polska mogłaby teraz bardzo skorzystać. W USA zamknięto chińskie zakłady mięsne. Nasi producenci mogliby natychmiast eksportować produkty z wołowiny, baraniny i drobiu albo przerabiać mięso amerykańskie. Dobrze, aby się tym Minister Rolnictwa zainteresował.

Nasze firmy farmaceutyczne też mogłyby eksportować leki, ale warunek jest jeden – wszystkie składniki muszą pochodzić z Europy, a nie z Chin. Wniosek jest prosty – należy rozwijać polską produkcję. Z rozmowy Trump-Duda wynika, że USA proponują nam bliską współpracę gospodarczą. Polityk musi myśleć, jak każdą, nawet najtrudniejszą sytuację wykorzystać i wyciągnąć wnioski, a szkodę przekuć w sukces.

Wiedza na temat 5G jest mała. Niektóre miasta wyrażają zgodę na instalowanie chińskiego Huaweia. Jest to technologia niebezpieczna, nie tylko ze względu na długość fal, ale przede wszystkim na zgodę na pełną inwigilację obywateli i pozyskiwanie wrażliwych danych. Trzeba wykorzystać w Polsce jedynie amerykańską technologię, działającą na innych zasadach.

Maj to miesiąc Najświętszej Marii Panny. Czas zacząć chodzić do kościoła na nabożeństwa majowe. Jest ciepło, modlić się można też na dworze, przed świątynią. Niech Królowa Polski ma w opiece naród cały, zwłaszcza teraz, w chwilach próby. Walka dobra ze złem toczy się już otwarcie, na naszych oczach.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szpiedzy, agenci, zamachy, spiski. Ciąg dalszy burzliwych dziejów ukraińskiego ruchu narodowego – początek XX wieku

Popieranie ukraińskiego ruchu przez Wiedeń od początku było dla wszystkich jasne. Natomiast tylko część polskiej opinii publicznej podejrzewała przywódców ukraińskich o ścisłą współpracę z Berlinem.

Stanisław Orzeł

Wstrząs spowodowany zabójstwem w kwietniu 1908 r. Namiestnika Galicji, Andrzeja Potockiego, wywołał niespodziewane reakcje również w pruskich służbach specjalnych. Można założyć, że właśnie to wydarzenie doprowadziło do pierwszej wielkiej kompromitacji nacjonalistów ukraińskich.

Ukrywane przez stronę ukraińską przed opinią publiczną ich bezpośrednie powiązania z manipulacjami pruskich sił i służb specjalnych zostały ujawnione w 1909 r. przez… pruskiego szpicla, który ewidentnie wymknął się spod kontroli dotychczasowych mocodawców, a ostatecznie – podczas I wojny światowej – zaczął pracować dla Ententy.

Tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny potwierdziły to publikacje polskiego dziennikarza i działacza narodowego z Wielkopolski. Przyglądając się takim wydarzeniom i życiorysom, jak specyficzna kariera zabójcy Potockiego, należy dostrzegać, że budując przeciwwagę dla sojuszu rosyjsko-francuskiego, do którego doprowadziła samobójcza tajna dyplomacja Bismarcka, pruska polityka zagraniczna już na początku XX w. zwróciła uwagę na potencjał tkwiący w rodzącym się nacjonalizmie ukraińskim.

Przykłady niemiecko-ukraińskiej współpracy przypomniał Tadeusz Gluziński w książce Sprawa ukraińska, wydanej w Warszawie w 1937 r.: „Popieranie ukraińskiego ruchu przez Wiedeń od początku było dla wszystkich jasne. Natomiast tylko część polskiej opinii publicznej podejrzewała przywódców ukraińskich o ścisłą współpracę z Berlinem. (…) W 1909 r. pojawiły się dokumenty, (…) dostarczone przez szpiega pruskiego Rakowskiego”. Informacje byłego agenta policji pruskiej Bolesława Rakowskiego zostały opublikowane w „Rzeczpospolitej” I, nr 17 z 16 października 1909 r. („Przegląd Historyczny”, t. 45, PWN 1954, s. 657). Z akt Überwachungsstellen wiadomo, że Rakowski został zwerbowany przez Paula Frosta [„trojga imion i nazwisk (…): Paweł Frost, inaczej Michael Franke albo Grzegorz Pawłowicz Ziemski”, jak pisze „Dr. Vitelius” [w:] Spowiedź szpiega pruskiego, [w:] Bibljoteczka Historyczno-Geograficzna nr 99, T-wo Wyd. „Rój” s. z o.o., Warszawa (1928), s. 5 – S.O.], pracownika Oddziału III Królewskiego Prezydium Policji w Poznaniu, który wypełniał w Krakowie swoje zadania przez trzynaście lat (A. Pankowicz, Kościół krakowski w życiu państwa i narodu polskiego, t. 7, Wyd. Nauk. PAT 2002, s. 168).

Dzięki donosom Rakowskiego Oddział III zainicjował tajną współpracę z Królewskim Komisariatem Granicznym w Bytomiu, którym kierował osławiony antypolską zaciętością wobec Górnoślązaków Wilhelm Maedler.

Rakowski umiał pozyskiwać zaufanie patriotów krakowskich i wyciągać od nich informacje potrzebne prześladowcom polskości na Śląsku.

„Były one (…) tak zaskakujące, że zaczęły budzić podejrzenia w Oddziale III, czy Rakowski nie komponuje doniesień w celu powiększenia swoich wynagrodzeń. Wyjechał więc Frost na kilka dni do Krakowa, ażeby skontrolować konfidenta. Kontrola potwierdziła rewelacje Rakowskiego, co zostało korzystnie ocenione w poznańskiej centrali” (J. Krupiński, Na tropie Górnoślązaków: akcje policji pruskiej w latach 1902–1910, KAW RSW Prasa, Książka, Ruch, 1981, s. 9).

Agent Rakowski był figurą bardzo dwuznaczną. Urodził się około roku 1880 jako syn byłego nauczyciela szkoły ludowej, później korektora poznańskiego pisma „Praca”, założonego przez pochodzącego ze Śląska, a działającego w Wielkopolsce bankiera i działacza niepodległościowego, Marcina Biedermanna [który po przejęciu na własność Domu Bankowego Drwęski i Langer po 1896 r. przeciwdziałał akcji kolonizacyjnej Hakaty, wykupując zagrożone majątki polskie lub kupując majątki od Niemców w Wielkopolsce i na Śląsku, a odsprzedawał je w ręce polskie – S.O.].

Według znanego publicysty Kazimierza Rakowskiego [od 1919 r. osiadłego w majątku Rudzica koło Pszczyny, śląskiego polityka, później posła na Sejm Śląski i jego wicemarszałka z list chadecji w latach 1922–1924, mimo tego samego nazwiska nie mającego nic wspólnego z Bolesławem – S.O.], młody B. Rakowski wykradł w 1898 r. w piśmie „Praca”, gdzie też zaczął pracować, kwitariusze kasowe i z kilkuset markami uciekł do Torunia. „Nie przyjęty z powrotem do pracy mimo próśb ojca, nie zawahał się zadenuncjować K. Rakowskiego, który na skutek tego został wydalony z Niemiec. Wówczas zaczęły się jego kontakty z pruską policją, której „przynosił nieraz coś interesującego”. W październiku 1901 r. ponownie zadenuncjował K. Rakowskiego, gdy ten przybył nielegalnie do Wrocławia na konferencję z Biedermanem i Korfantym w sprawie tworzenia pisma »Górnoślązak«” (Historia, [w:] Acta Universitatis Vratislaviensis, Nauki społeczne, PWN, 1965, s. 76).

Następnie B. Rakowski, który w Krakowie z kryjówki w oberży „Pod baranami” na Basztowej szpiegował Górnoślązaków przyjeżdżających do dawnej stolicy, został aresztowany przez inspektora policji krakowskiej, Bronisława Karcza, brata redaktora „Nowej Reformy” (Spowiedź szpiega…, s. 23). Ostatecznie B. Rakowski „w 1909 r. znalazł się w Paryżu, skąd we wrześniu przekazał swoje rewelacje redakcji »Rzeczypospolitej«. Nie taił w nich swojej roli jako agenta policji pruskiej, nie podał też, co go skłoniło do „nawrócenia” (Historia, [w:] Acta Universitatis Vratislaviensis, jw., s. 76).

Akta dotyczące spraw rusińskich w Galicji wschodniej otrzymał – aby napisać memoriał dla kanclerza Bűlowa – pracujący dla pruskiej policji dziennikarz-poliglota dr Jorky, nałogowy alkoholik i hazardzista, z którym Rakowski onegdaj pojechał do Londynu z zadaniem szpiegowskim.

Rakowski spotkał go w Berlinie. „Chcąc za każdą cenę akta dostać w swoje ręce”, zaprosił go „do Linden-Casino, gdzie można było dostać znakomite piwo angielskie”. Gdy Jorky „spił się niemożliwie”, Rakowski załadował „trupa” do dorożki i zawiózł „do hoteliku. (…) Następnie szybko wrócił do swojego mieszkania, gdzie odpisał dokumenty, m.in. korespondencję osobistą miedzy dr. Bovenschenem, dr. Wegnerem, dyrektorem policji Zacherem i prowodyrami Ukraińców we Lwowie. Potem odniósł je spitemu Jorky’emu”.

„Rewelacje te ogłosił Wacław Gąsiorowski [Wiesław Sclavus, ten od Szwoleżerów gwardii – S.O.] w »Kurierze Warszawskim«. Powtórzyła je cała prasa polska i zagraniczna. (…) »Diło« i inne ukraińskie piśmidła wyparły się wszystkiego, bo skądżeby oni (Ukraińcy) mieli mieć związki z Prusami?!… Oni, tak czysty, niewinny naród mieliby plamić sobie ręce zamachami i zbrodniami? Więc zaskarżyli do sądu »Słowo Polskie«, »Kurjer Lwowski« i »Czas« krakowski oraz »Głos Narodu« o zniewagę. Na rozprawę do Krakowa i Lwowa” przyjechał Rakowski i zeznał pod przysięgą, że dokumenty są prawdziwe. „Przysięgał także Dr. Jorky, choć pijak i biedak, lecz uczciwy, gorliwy katolik. I Ukraińcy zamilkli” (Spowiedź…, s. 21). Tak o tych wydarzeniach pisał w 1911 r. Feliks Koneczny:

Powszechną uwagę zwróciło nadzwyczaj wyzywające zachowanie się prasy ruskiej w Galicji względem rządu austryackiego i Polaków, pogróżki rzezi i pożarów, a równocześnie napływ żywiołów anarchistycznych z Rosyi, niszczycielskie awantury na uniwersytecie, wreszcie częste podróże działaczów ruskich do Berlina.

Bezpośrednio z tem zeszły się znane rewelacye Rakowskiego, wprost druzgocące dla rządu pruskiego. Choćby tylko część ich była prawdziwą, wypadałoby podejrzewać rząd pruski, że już od r. 1904 prowadził między Rusinami agitacyę wyborczą kosztem marek niemieckich, celem wybrania jak największej liczby posłów – deutsch-freundlicher Ruthenen. Pieniędzmi sypać także wśród młodzieży ruskiej, a i posłów ruskich wciągać do roboty, dawać subwencje najhałaśliwszemu z dzienników »ukraińskich«, wreszcie popierać »sicze« wiejskie – to wszystko leży niewątpliwie w interesie Prus – i choćby Rakowski mijał się z prawdą w szczegółach, kierunek jego rewelacyj świadczy o kierunku polityki pruskiej.

Jaki wszelako cel ostateczny miała tajna policja pruska, o tem dowiadujemy się z raportu konsularnego: należy przede wszystkiem „objaśniać« opinię publiczną w Niemczech czy to z trybuny parlamentarnej, czy przez prasę i na zgromadzeniach publicznych o politycznym ucisku, na który Rusini galicyjscy są wystawieni (…). Chodzi o utworzenie agentury politycznej pruskiej we Lwowie, którąby był każdorazowy Niemiec – namiestnik galicyjski – to ulubione życzenie Rusinów” („Świat Słowiański – miesięcznik”, jw., s. 267; o enuncjacjach b. agenta pruskiego Rakowskiego dotyczących ukraińskiego ruchu narodowodemokratycznego [w:] „Prawo Ochronne”, tamże, 8 VII, nr 27, s. 306).

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy ukraińskiego ruchu narodowego na początku XX w. w świetle dowodów” znajduje się na ss. 10–11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy ukraińskiego ruchu narodowego na początku XX w. w świetle dowodów” na ss. 10–11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego