USA wzywają chiński reżim do zaprzestania prześladowań Falun Gong. Oświadczenie Sekretarza Stanu Mikea Pompeo

„21 lat prześladowań praktykujących Falun Gong to zdecydowanie za długo i musi się skończyć” – napisał w nadzwyczajnym oświadczeniu na temat represji sekretarz stanu USA Mike Pompeo 20 lipca br.

Cathy He

Pompeo zażądał również, aby chiński reżim ujawnił miejsca pobytu zaginionych zwolenników Falun Gong i uwolnił uwięzionych. Jego uwagi są uzupełnieniem wypowiedzi ok. 30 amerykańskich parlamentarzystów i urzędników, którzy wydali oświadczenia wyrażające solidarność z praktykującymi Falun Gong w rocznicę [rozpoczęcia prześladowań]. Kilkuset parlamentarzystów na całym świecie również potępiło brutalne represje stosowane przez reżim. (…)

Falun Gong (in. Falun Dafa) jest dyscypliną duchową, która obejmuje ćwiczenia medytacyjne oraz zbiór nauk moralnych opartych na zasadach prawdy, życzliwości i cierpliwości. Według oficjalnych chińskich szacunków pod koniec lat 90. praktykowało ją co najmniej 70 mln ludzi. 20 lipca 1999 r. stali się oni celem prześladowań, gdy KPCh uznała popularność Falun Gong za zagrożenie dla swoich rządów i zakazała jej uprawiania. Od tego czasu jej zwolennicy są prześladowani, więzieni i torturowani. Według szacunków Centrum Informacyjnego Falun Dafa, uwięziono miliony ludzi.

Zgodnie z danymi Minghui.org, platformy internetowej informującej o prześladowaniach Falun Gong, w wyniku tortur zmarło ponad 4000 osób. Biorąc pod uwagę trudności w uzyskaniu poufnych informacji z Chin, najprawdopodobniej liczba ta jest zaniżona.

(…) Dowodów na tę makabryczną praktykę przybywa od czasu pojawienia się zarzutów w 2006 r. W 2019 r., po rocznym dochodzeniu, niezależny trybunał społeczny (Niezależny Trybunał w sprawie Grabieży Organów od Więźniów Sumienia w Chinach, obradujący w Londynie, pod przewodnictwem Sir Geoffreya Nice’a QC, który kierował oskarżeniem b. prezydenta Jugosławii Miloševicia podczas posiedzeń Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii w Hadze – przyp. red.) uznał ponad wszelką wątpliwość, że KPCh zabijała i nadal zabija uwięzionych praktykujących Falun Gong w celu pozyskania ich narządów, by sprzedawać je na rynku transplantacyjnym.

Zhang Erping, rzecznik Centrum Informacyjnego Falun Dafa, wypowiedział się z uznaniem o poparciu USA dla „sprawy wolności sumienia, zrzeszania się i słowa”. – Jego [Pompeo] oświadczenie dla prasy i udzielane od dawna poparcie zainspirują dziesiątki milionów Chińczyków do dalszej walki o wolność – powiedział w swoim oświadczeniu. – Wzywamy społeczność międzynarodową, aby poszła w ślady Ameryki i pomogła zakończyć te trwające dwa dziesięciolecia przerażające prześladowania Falun Gong w Chinach.

Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 20.07 br. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.

Cały artykuł Cathy He pt. „Stany Zjednoczone wzywają chiński reżim do zaprzestania prześladowań Falun Gong” znajduje się na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Cathy He pt. „Stany Zjednoczone wzywają chiński reżim do zaprzestania prześladowań Falun Gong” na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Obecny główny przywódca KPCh Xi Jinping, należy do osób, które przeżyły rewolucję kulturalną – faktycznie do jej ofiar

Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, czy rewolucja kulturalna naprawdę się skończyła, to niech po prostu sprawdzi, czy portret Mao został zdjęty z Bramy Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen), czy nie.

Peter Zhang

Jeśli mieszkasz w Chinach wystarczająco długo, prawdopodobnie jesteś świadkiem, jak KPCh okresowo rewiduje swoją historię, w zależności od politycznych potrzeb lub zmian nastroju jej przywódców.

Począwszy od semestru wiosennego 2019 r. w szkołach obowiązuje nowy, poprawiony podręcznik. Chińskich ósmoklasistów uczy się teraz nowej narracji o Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturalnej (znanej również jako rewolucja kulturalna), którą zapoczątkował przewodniczący Mao Zedong i dodawał jej mocy w latach 1966–1976. Jest to znacząco odmienna treść od tego, czego uczyli się ósmoklasiści w poprzednich latach. (…)

W treści nowego podręcznika szkolnego wprowadzono trzy główne poprawki. W poprzednim wydaniu istniała pięciostronicowa sekcja zatytułowana 10-letnia rewolucja kulturalna, ale z nowego wydania usunięto ją i połączono opis rewolucji kulturalnej z inną sekcją, jednocześnie zmniejszając połączony tekst do jedynie trzech stron. [W] nowej edycji usunięto słowo ‘błędnie’, próbując uzasadnić motyw Mao zainicjowania rewolucji kulturalnej. Stwierdzono w niej: „W połowie lat 60. Mao Zedong uważał, że partia i kraj stoją w obliczu niebezpieczeństwa odbudowy kapitalistycznej. Zatem podkreślając ideę ‘stosowania walki klas jako zasady’, chciał zapobiec powrotowi kapitalizmu poprzez zainicjowanie Wielkiej Rewolucji Kulturalnej. Latem 1966 roku Wielka Rewolucja Kulturalna została w pełni zainicjowana”.

W nowym wydaniu podręcznika dodano również stwierdzenie: „Historia świata zawsze postępuje naprzód pośród wzlotów i upadków”. Tym samym umniejszono okrucieństwa rewolucji kulturalnej, które były jakoby częścią naturalnego rozwoju historii.

Jaki jest zatem cel zmiany tych podręczników i dlaczego dzieje się to teraz? Wielu członków KPCh, w tym obecny główny przywódca KPCh Xi Jinping, należy do osób, które przeżyły rewolucję kulturalną – faktycznie do jej ofiar.

Jednak w 2013 roku Xi poczynił kilka niezwykłych uwag: „Mao jest wspaniałą postacią, która zmieniła oblicze narodu i poprowadziła Chińczyków ku nowemu przeznaczeniu. […] Sztandaru Myśli Mao Zedonga nie można upuścić, a jego utrata oznacza negację chwalebnej historii partii. Zasada trzymania wysoko sztandaru Myśli Mao Zedonga nie powinna być nigdy podważana i będziemy wysoko trzymać ten sztandar, aby zawsze robić postępy”.

Wielu obserwatorów Chin podejrzewa, że zmieniając rolę Mao w rewolucji kulturalnej, Xi sam próbuje osiągnąć najwyższy status, jaki posiadał Mao. Szczególnie to widać w świetle niedawnego dążenia Xi do zniesienia limitu prezydenckich kadencji, co utorowało mu drogę do pozostania u władzy do końca życia. (…)

Większość chińskich przywódców, na wszystkich szczeblach władz, w tym Xi i Bo, należy do tak zwanego pokolenia rewolucji kulturalnej, znanego również jako „stracone pokolenie”. Możliwe, że doświadczyli jeszcze gorszych rzeczy niż te, które opisał George Orwell w Roku 1984, a ich światopogląd od dzieciństwa kształtowała głównie mała czerwona książeczka Cytaty z przewodniczącego Mao Zedonga.

Pomimo dzisiejszej reformy gospodarczej i globalizacji, w ich umysłach i duszach głęboko zakorzenione są doktryny maoistyczne, które nadal mają znaczenie w epoce cyfrowej. Wydaje się, że tak jest w przypadku wielu ludzi z pokolenia rewolucji kulturalnej. Trudnym zadaniem byłoby myśleć nieszablonowo, szczególnie w zamkniętym społeczeństwie. Jak zauważył kiedyś Carl Jung: „Wino młodości nie zawsze się oczyszcza z upływem lat, czasami mętnieje”. (…)

Od 1949 roku, czyli po tym, jak KPCh przejęła Chiny kontynentalne, tym, którzy żyją poza zasięgiem rządów komunistów, np. na Tajwanie, w Hongkongu i Makao, oszczędzono komunistycznego prania mózgu oraz różnych politycznych kampanii.

W wyniku tego ci Chińczycy, często określani przez mieszkańców Chin kontynentalnych jako „Chińczycy zamorscy”, nadal używają tradycyjnych chińskich znaków i podtrzymują chińskie tradycje liczące 5000 lat, podczas gdy w Chinach kontynentalnych przez ostatnie 69 lat podążano niemal odwrotną ścieżką.

Nie tak jak w otwartych społeczeństwach, gdzie dostępnych jest wiele wersji podręczników, w Chinach istnieje tylko jedna wersja książek szkolnych, a KPCh kontroluje ich zawartość.

Jak zauważył Song Yongyi w artykule w „The New York Times”: „Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, czy rewolucja kulturalna naprawdę się skończyła, to niech po prostu sprawdzi, czy portret Mao został zdjęty z Bramy Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen), czy nie”.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Powracający upiór rewolucji kulturalnej” znajduje się na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Petera Zhanga pt. „Powracający upiór rewolucji kulturalnej” na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Co wymaga repolonizacji? Może prócz mediów, sądownictwa, gospodarki – jeszcze instytucje naukowe? A co z kulturą?

Media w Polsce są opanowane co najmniej w osiemdziesięciu procentach przez obcy kapitał. Ich szmatławce mają ambicję przewracać Polakom w głowach, co poniekąd im się niestety udaje.

Małgorzata Todd

Wygraliśmy o włos z IV Rzeszą i nie chodzi tu niestety o żaden mecz sportowy, tylko o zachowanie resztek suwerenności. Niemiecka buta rozpanoszyła się od Bałtyku po Tatry, uzurpuje sobie prawo dyktowania nam, jak mamy żyć i kto ma być głową naszego państwa.

Niemiecki pismak śmiał wzywać na dywanik Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej! Media w Polsce są opanowane co najmniej w osiemdziesięciu procentach przez obcy kapitał. Ich szmatławce mają ambicję przewracać Polakom w głowach, co poniekąd im się niestety udaje.

Brak lustracji sędziów owocuje takimi kwiatkami, jak ten z gdańska. Sąd Apelacyjny we „Freie Stadt Danzig” uniewinnił hitlerowca obrażającego Polaków i ukarał Polkę za to, że śmiała nagrać obelgi Niemca!

W Warszawie niemiecka firma komunikacji miejskiej zatrudnia ćpunów jako kierowców autobusów miejskich i każe sobie za to płacić miliony. Tu też nie chodzi wyłącznie o pieniądze, ale przy okazji i o ideologię.

Jeden z kierowców-ćpunów okazał się homoseksualistą. Jakby można kogoś takiego nie zatrudnić!? Przecież to najwyższe z możliwych kwalifikacje!

A zatem, co wymaga repolonizacji? Może prócz mediów, sądownictwa, gospodarki – jeszcze instytucje naukowe? A co z kulturą? Czy wystarczą nam milczące muzea i pomniki?

Czy jest nam potrzebna również repolonizacja teatrów? Jeśli tak, to w jaki sposób jej dokonać? To nie jest pytanie retoryczne. Liczę na konkretne odpowiedzi.

Małgorzata Todd jest autorką Internetowego Kabaretu.

Felieton Małgorzaty Todd „Repolonizacja” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Małgorzaty Todd „Repolonizacja” na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pożegnalny list śp. Magdaleny Szafron – wzruszające świadectwo jej wiary, godności w cierpieniu i  miłości do życia

Idę do Tego, który mnie stworzył. Was, którzy jeszcze w drodze, proszę: – Bądźcie dobrzy dla siebie! Cieszcie się każdą chwilą i nie myślcie o śmierci. Ona przyjdzie sama, według wyroków Bożych.

Magdalena Szafron

Odchodzę. Choroba nie ma litości. Medycyna bezradna. Czas się żegnać. Czas dziękować Panu Bogu za dar życia i miejsce urodzenia – moje umiłowane Bojszowy.
Dziękuję za jasne słońce, za radosną pieśń wiatru, deszcz, zapachy kwiatów i ziół. I za białe brzozy na polach, za świerki strzeliste w lesie. I za Beskidy, które widzę z okna.
Za ciszę w kościele, czyjś tam szept, kolorowy promyk z witrażu Św. Trójcy.
Dziękuję za wspaniałych rodziców, dobrotliwość ojca, mądrość matki, za szczęśliwe dzieciństwo wśród sióstr i braci, za chrzest i komunię świętą, niezapomniane wesele w gronie kochanych ludzi.
Dziękuję za dom wzniesiony przez męża, wszystkie jego troski i starania, za szczęście zakochania, zdrowe i szczęśliwe córki, za każdą kromkę zapracowanego chleba.
Za dźwięk pięknego słowa, za melodię śląskich pieśniczek, wzniosłe symfonie Beethovena, ulubione „Wołanie miłości” Martiniego, za moje niezaśpiewane a wymarzone arie. I za wzruszenia przy lekturze książek mojego ojca.
Dziękuję za szumiące łany zbóż, wszystkie zielone wiosny i złote jesienie, za czar zimowej nocy, tajemną mowę gwiazd, nuty kolęd przy choince. Za każdy przeżyty rok.
Dziękuję za czystość oczu dobrych ludzi, za wszelką dobroć, jaką od nich zaznałam, za wszystkie radości, smutki i cierpienia.
Dziękuję za wiarę i tęsknotę do błękitu. Teraz tam podążam. Muszę się rozstać z ziemskim światem. Idę na spotkanie z tymi, którzy żyli przede mną. Idę do Tego, który mnie stworzył.
Odchodzę, a was, którzy jeszcze w drodze, proszę: – Bądźcie dobrzy dla siebie! Cieszcie się każdą chwilą i nie myślcie o śmierci. Ona przyjdzie sama według wyroków Bożych.

Magdalena Szafron z d. Lysko

17 czerwca 2020 r. po długotrwałej chorobie nowotworowej zmarła Magdalena Szafron, córka Alojzego Lyski, znanego regionalisty i pisarza z Bojszów. Miała 48 lat. Była przez wiele lat naczelnikiem Wydziału Kultury i Sportu starostwa bieruńsko-lędzińskiego. Pozostawiła męża i dwie córki. Wcześniej była dziennikarką – najpierw w pszczyńskim Radiu Mega FM, a potem  w rybnickim oddziale telewizji Polsat. 19 czerwca br. Magdalenę Szafron żegnały tłumy bojszowian, rodzina, koleżanki i koledzy z pracy, przyjaciele i znajomi.

Zostawiła pożegnalny list – wzruszające świadectwo jej wiary, godności w cierpieniu i  miłości do życia. Publikujemy go za zgodą ojca śp. Magdaleny Alojzego Lyski (za portalem noweinfo.pl)

Pożegnanie ze światem śp. Magdaleny Szafron znajduje się na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Pożegnanie ze światem śp. Magdaleny Szafron na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie podzielam zadowolenia rządu RP z rozmów w Brukseli / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 74/2020

Niemcy bez żenady współpracują z Moskwą i Pekinem, i przystąpiły do całkowitej deindustrializacji Polski. Ideologia klimatyczna i poprawność polityczna będą podstawą do oceny naszej „praworządności”.

Jadwiga Chmielowska

W sierpniu kombajny, czyli nowoczesne sierpy, idą w ruch. Kończą się żniwa i wakacje. To miesiąc, w którym pamiętamy o powstańcach – tych z Warszawy i śląskich. II powstanie śląskie wybuchło, gdy 100 lat temu w końcu sierpnia 1920 r. Niemcy w Katowicach zaatakowali wojska rozjemcze – Francuzów. Polacy ruszyli na pomoc garnizonowi francuskiemu.

W tym roku obchodzimy też 100 rocznicę odparcia bolszewików spod Warszawy. 15 sierpnia uratowaliśmy przed sowiecką komunistyczną zarazą – my, Polacy – nie tylko naszą świeżo odzyskaną po 123 latach niepodległość, ale i całą Europę. Warto pamiętać o sojusznikach, którzy pomogli nam w tym trudnym czasie – o Ukraińcach pod wodzą Semena Petlury, Białorusinach z gen. Józefem Bułak-Bałachowiczem na czele, Węgrach, którzy posłali nam amunicję, i amerykańskich lotnikach. Przestrogą powinno być zachowanie Niemiec i Czechosłowacji, które nie przepuściły do Polski wsparcia wojskowego, oraz strajk angielskich dokerów-komunistów, odmawiających załadunku statków z pomocą dla walczącej Polski.

W świetle dokumentów ujawnionych przez francuskiego historyka Stephane’a Courtois okazuje się, że powstanie warszawskie w sierpniu 1944 r. przeszkodziło w przygotowanej i szczegółowo zaplanowanej operacji Armii Czerwonej, która w „pościgu za Niemcami” miała ruszyć przez Europę, aby dokonać podboju Francji we współpracy z tamtejszymi komunistami. Już Lenin planował po pokonaniu Polski w 1920 r. marsz na Lizbonę.

Niestety marksistowski marsz przez instytucje nauki i kultury w świecie zachodnim powiódł się. Już w latach 20. i 30. XX w. Moskwa wspierała finansowo i ideologicznie agenturę w USA i ruchy pacyfistyczne w Zachodniej Europie. Otoczony szczelnie przez moskiewską agenturę F.D. Roosevelt mówił: „Naszym celem nie jest ratowanie czegokolwiek w Europie przed Sowietami. Najlepiej byłoby, gdyby Stalin zajął Europę do kanału La Manche, to wtedy będzie tam nareszcie spokój”.

Do dziś USA zmagają się u siebie z czerwoną zarazą. Rozruchy w amerykańskich miastach nie są przypadkowe. Niektóre tropy wskazują, że przywódczynie Black Lives Matter odbyły szkolenie w komunistycznej Wenezueli. Aktywna na ulicach amerykańskich miast Antifa od wielu lat działa w Niemczech, wspierana z Moskwy. Kilka lat temu jej aktywiści zasłynęli z organizacji burd ulicznych w Warszawie.

Motłoch niszczy pomniki, zrywa tabliczki z nazwami ulic – dostało się nawet Wiktorowi Hugo. Trwa kolejna faza wojny, jaką komunistyczny świat wydał zachodniej cywilizacji.

Ostatnio do USA trafiły niezamawiane paczki nasion z Chin. Nieznane nasiona mogą być inwazyjnymi gatunkami roślin i powodować choroby lokalnych siedlisk i zwierząt gospodarskich. Chiny już bezprawnie zniszczyły autonomię Hongkongu i grożą Tajwanowi. Kradną na potęgę technologie.

Nie przeszkadza to Niemcom, które współpracują nie tylko z Moskwą, ale i Pekinem, i przystąpiły do całkowitej deindustrializacji Polski. Ideologia klimatyczna i genderowa poprawność polityczna będą podstawą do oceny „praworządności” nad Wisłą. Nie podzielam zadowolenia rządu RP z rozmów w Brukseli. Utylizacja zużytych wiatraków i paneli fotowoltaicznych jest bardzo szkodliwa dla środowiska i kosztowna. Odchodzenie w energetyce od paliw kopalnych, tzn. nie tylko od węgla, ale też gazu i ropy, sprawi, że będziemy kupować większość energii elektrycznej z Niemiec, które właśnie rozbudowują energetykę opartą na kopalniach węgla brunatnego. Elektrownie atomowe też będą nieekologiczne?! Mam nadzieję, że górnicy uzmysłowią władzom, że brak długofalowej polityki energetycznej to samobójstwo dla państwa.

Naszą szansą jest Międzymorze i ścisła współpraca z USA. Wlk. Brytania już się ewakuowała spod dyktatu IV Rzeszy! My także powinniśmy twardo stawiać swoje warunki współpracy.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” (VI). Ostatnie boje i powrót do Macierzy

Dla redakcji „Gwiazdki Cieszyńskiej” najważniejszą sprawą była wola połączenia z Macierzą: „Nas przede wszystkim obchodzi sprawa cieszyńska”. Krytyce z tego tytułu poddano najważniejszych polityków.

Zdzisław Janeczek

Naczelny wódz Maciej Mielżyński zanotował: „1 maja 1921 roku odebrałem od rządu kategoryczny zakaz rozpoczynania jakiejkolwiek akcji zbrojnej na Górnym Śląsku, pod osobistą odpowiedzialnością. Tego zakazu nie usłuchałem. Wiedziałem, że jedynie akcja zbrojna, rozpoczęta natychmiast, może sytuację uratować. Niewątpliwym było, że rząd polski miał związane ręce i działał pod presją mocarstw sprzymierzonych, z głębi duszy zaś życzyć musiał, żeby nasi bracia Górnoślązacy osiągnęli zwycięstwo nad Niemcami. Zwłaszcza że Niemcy, choć urzędowo głosili, że nie mieszają się do walki na terenie plebiscytowym, to całe pułki z Niemiec przez granice puszczali na Górny Śląsk”.

Wojciech Korfanty, nie chcąc narażać rządu RP na posądzenie o wywołanie powstania, złożył urząd Polskiego Komisarza Plebiscytowego i ogłosił się dyktatorem. Już wcześniej Prusacy oskarżali go, iż podburza Polaków przeciw Niemcom, co znalazło odzwierciedlenie w artykule pt. Niemcy a Korfanty, opublikowanym na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej”.

W tej trudnej sytuacji Józef Piłsudski dotrzymał danego Górnoślązakom słowa i wysłał z pomocą „co miał najlepszego”, blisko 5000 ludzi, m.in. byłych legionistów, bojowców PPS i peowiaków oraz ponad 60 tys. karabinów. Na doradców M. Mielżyńskiego J. Piłsudski delegował doświadczonych „dwójkarzy”, m.in. Wojciecha Stpiczyńskiego, legionistę i współorganizatora Wydziału Plebiscytowego dla Górnego Śląska przy Oddziale II Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych, oraz Bogusława Miedzińskiego, Szefa Oddziału II, organizatora pomocy wojskowej dla Górnego Śląska, który ściśle współpracował z Karolem Polakiewiczem, szefem sekcji plebiscytowej Ministerstwa Spraw Wojskowych i członkiem Komitetu Plebiscytowego przy Radzie Ministrów.

Znaczny udział w przygotowaniu powstania mieli byli legioniści: Feliks Ankerstein ps. Butrym (powiat tarnogórski), Stanisław Rostworowski ps. Lubieniec – szef sztabu NKWP w Szopienicach w randze majora, Adam Benisz – komendant garnizonu w Kędzierzynie oraz Stanisław Baczyński ps. Bittner (syn powstańca 1863 r.), od 1920 r. szef referatu operacyjnego Centrali Wychowania Fizycznego i III Wydziału Operacyjnego Dowództwa Obrony Plebiscytu, który wraz z Tadeuszem Puszczyńskim ps. Konrad Wawelberg opracował plan działań powstańczych na Górnym Śląsku. Za Wydział Wydawniczy Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w trzecim powstaniu śląskim odpowiadał legionista, major artylerii Kasper Wojnar, do 28 VIII 1920 r. pracownik Departamentu Naukowo-Szkolnego Ministerstwa Spraw Wojskowych, odkomenderowany na Górny Śląsk. Wszyscy oni korzystali z pomocy wiceministra spraw wojskowych gen. Kazimierza Sosnkowskiego oraz Ignacego Boernera, eksperta od spraw niemieckich, a także „dwójkarzy”: Lucjana Miładowskiego i Ignacego Matuszewskiego.

Żołnierzami Piłsudskiego byli również: Henryk Krukowski, dowódca oddziałów destrukcyjnych Grupy „Północ”, Szymon Białecki, szef Wydziału Organizacyjnego Grupy „Wschód” i Seweryn Jędrysik, pseudonim „Wallenstein”, organizator POW G.Śl. w powiecie strzeleckim, dowódca baonu w Podgrupie „Harden”, autor wspomnień Polskie powstania w powiecie strzeleckim, opublikowanych w zbiorze O wolność Śląska (Katowice 1931). W trakcie walk dołączyli do nich inni. Wśród 200 ochotników przybyłych do Szopienic znalazł się m.in. Władysław Targalski, jeden z najmłodszych obrońców Lwowa. W akcji plebiscytowej i powstaniach śląskich uczestniczył także Marian Kantor Mirski, który przeszedł cały szlak bojowy 3 Pułku Piechoty I Brygady Legionów. Następnie organizował akcje dywersyjne Polskiej Organizacji Wojskowej na Ukrainie, a w 1922 r. był już kapitanem Wojska Polskiego odznaczonym Krzyżem Walecznych i francuskim orderem „De la Victoire”.

Wśród ochotników znaleźli się zbuntowani kadeci lwowscy i por. Jan Kowalewski. Ten ostatni nieprzypadkowo pokierował wywiadem w trzecim powstaniu śląskim. Jako kryptolog miał za sobą w tej dziedzinie znaczące dokonania.

W czasie Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 r. informacje polskiego radiowywiadu, zorganizowanego przez Jana Kowalewskiego, miały „bezwzględnie rozstrzygający wpływ” na decyzje strategiczne Józefa Piłsudskiego i w konsekwencji na rozmiar zwycięstwa Wojska Polskiego nad nacierającą na Warszawę Armią Czerwoną, czego pokłosiem było drugie powstanie śląskie.

Kowalewskiemu towarzyszyli na Górnym Śląsku inni oficerowie II Oddziału, m.in. por. Edmund Kalikst Charaszkiewicz. Wszyscy oni zdążyli na czas do wyznaczonych miejsc, by podjąć się realizacji swojej misji. W nocy z 2 na 3 maja wybuchło trzecie powstanie śląskie. (…)

Powstańcy, dzięki zaskoczeniu przeciwnika, w pierwszej fazie walk do 10 V 1921 r. odnieśli duży sukces strategiczny. Zwycięski pochód ku Odrze zapoczątkowała w noc wybuchu insurekcji operacja „Mosty”. Przeprowadziła ją grupa destrukcyjna Tadeusza Puszczyńskiego. Na odcinku 90 km jej członkowie wysadzili 9 mostów na zachodniej granicy obszaru plebiscytowego, odcinając go od zaopatrzenia z głębi Niemiec. Powstańcy w ciągu tygodnia opanowali teren wyznaczony tzw. linią Korfantego, biegnącą od granicy z Czechosłowacją na północ wzdłuż Odry do przedmieść Krapkowic, a następnie skręcającą na północny wschód w stronę Kamienia Śląskiego, Ozimka, Gorzowa Śląskiego i dochodzącą do ówczesnej granicy z Polską w okolicach Zdziechowic.

W. Korfanty już 7 V w Dąbrówce Małej rozpoczął negocjacje rozejmowe z przedstawicielami Międzysojuszniczej Komisji bez udziału Niemiec, realizując swoją koncepcję powstania jako demonstracji politycznej. 9 V podpisał rozejm, który miał zapewnić korzystną dla Polski linię demarkacyjną. Niestety wskutek niemieckiego protestu alianci się wycofali, a gen. Henri Le Rond zdementował wiadomość o rozejmie.

10 V W. Korfanty, ogłaszając w specjalnej odezwie dobrą nowinę o zawartym układzie, wezwał mieszkańców Śląska do powrotu do fabryk. Równocześnie konstatował: „Godzina wolności wybiła. Stajemy się panami własnego domu”. Niestety słowa te nie miały pokrycia w rzeczywistości. Zrobił się zamęt. Wielu uważało, iż nastąpił koniec powstania i podjęło decyzje powrotu do domu.

Tymczasem czekał ich jeszcze ciężki bój o Górę św. Anny, gdyż Niemcy od strony Krapkowic i Kluczborka przygotowywali kontrofensywę. (…)

Dla redakcji „Gwiazdki Cieszyńskiej” wciąż najważniejszą sprawą, jak odnotowała, była nieustająca wola ich ziomków połączenia z Macierzą: „Nas przede wszystkim obchodzi sprawa cieszyńska”. Ostrej krytyce z tego tytułu poddano najważniejszych polityków. Pierwszy na liście osądzonych znalazł się Jędrzej Moraczewski. Po nim rozprawiono się z przywódcą PSL-u. „Pogromca Czechów z cieszyńskiego rynku, p. [Wincenty – Z.J.] Witos – pisała „Gwiazdka Cieszyńska” – całą parą prze do ugody z Czechami. Jego przysłowiowy »chłopski rozum« zapomniał o niedawnych wykrzyknikach i zapewnieniach. Bez względu na następstwa wyciąga rękę do czeskiego »pobratymca«, wysyła do komisji delimitacyjnej p. Bratkowskiego, który z lekkim sercem godzi się na nowe krzywdy polskie przy krajaniu Śląska Cieszyńskiego, a do Pragi wysyła największego w Polsce ugodowca, by tylko przyśpieszyć chwilę, kiedy Piłsudski będzie mógł rzucić się w objęcia [Tomasa – Z.J.] Masaryka i zawołać: Witaj, bracie serdeczny! A przy tym moraczewszczyzna witosowa ciągle podkreśla, że działa w interesie państwa polskiego i że nie może iść po linii polityki uczuciowej! […] Twierdzi Warszawa, że się nie może bawić w politykę uczuciową; niech więc sobie przypomni rozumowo, czy Czesi kiedykolwiek dotrzymali jakiejkolwiek umowy, niech sobie przypomni, że Czesi zawsze w rozstrzygającej chwili stawali w szeregu wrogów Polski”.

Cieszyniacy od początku Wielkiej Wojny walczyli o niepodległą Rzeczpospolitą i jak pozostali legioniści musieli się zmagać z austriacką tzw. „CKmendą”, tj. Cesarsko Królewską Komendą. Śpiewali też z pozostałymi żołnierzami J. Piłsudskiego: „Jak skończym z Nikołą, / pójdziem na Wilhelma, / zabrać Wielkopolskę, /co ją gnębi szelma”. Ich chlubą był poeta Jan Łysek (1887–1915), kawaler Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Walecznych i Krzyża Niepodległości, nazywany „śląskim Tetmajerem”, współzałożyciel Legionu Śląskiego oraz kapitan Legionów Polskich, który zginął 5 XI 1915 r., trafiony rosyjską kulą w głowę w trakcie ataku na jedno ze wzgórz podczas bojów pod Kostiuchnówką na Wołyniu. Przynależał do formacji, o której Niemcy mówili Ein Haufen Helden (Banda bohaterów); w razie frontowych kłopotów oficerowie Wilhelma II prosili Austriaków o wsparcie „pod postacią” kompanii Legionów Polskich lub dwóch czeskich pułków. W Jabłonkowie i w Nawsiu cieszyńscy Ślązacy gościnnie przyjmowali legionistów i ich komendanta Józefa Piłsudskiego, opiekowali się chorymi i rannymi. W 1919 r., w obliczu rosnącego zagrożenia bolszewickiego i niemieckiego, pod Skoczowem powstrzymali zdradziecki atak czeski, składając najwyższą ofiarę na ołtarzu Ojczyzny. To był ich kapitał krwi.

Powodzenie militarne Bitwy Warszawskiej i III powstania śląskiego skutkowało włączeniem w granice II Rzeczypospolitej wschodniej części Górnego Śląska, która była drugim zagłębiem przemysłowym Europy. Wydarzenie to zmieniło w znaczący sposób strukturę gospodarczą rolniczej Polski, upodobniając stosunki polskie do krajów o kulturze kapitalistycznej.

Przyłączenie części tej historycznej prowincji, którą Jan Długosz zaliczał do „ciała Korony Polskiej”, ze względu na potencjał przemysłowy i wojskowy tego obszaru było dużym wydarzeniem nie tylko politycznym, ale gospodarczym i wojskowym. Górny Śląsk był największym okręgiem przemysłowym w kraju. Łącznie Wielkopolska i Górny Śląsk stanowiły gwarancję materialną niepodległości II Rzeczypospolitej. Fakt ten podkreślała „Gwiazdka Cieszyńska” w artykule O znaczeniu Górnego Śląska. W roku 1923 miejscowe kopalnie i huty dostarczały 73% stali, 87,7% cynku i 99,7% ołowiu. Bez tej produkcji niemożliwa była odbudowa i rozwój gospodarki polskiej po pierwszej wojnie światowej. Działało w tym obszarze ponad 1500 zakładów, z których wiele miało kluczowe znaczenie dla obronności Polski. Nieprzypadkowo Józef Piłsudski, któremu przypisywano zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej i tzw. „Cud nad Wisłą”, 27 VIII 1922 r. po odebraniu defilady, wysłuchaniu Mszy św. i dekoracji powstańców śląskich Krzyżami Virtuti Militari na katowickim rynku, powrót Śląska do Macierzy nazwał „cudem nad Odrą”.

Marszałek zdawał sobie sprawę, iż klęska Polski doprowadziłaby do załamania się znienawidzonego przez Berlin traktatu wersalskiego oraz oznaczałaby powrót Niemiec do wielkiej polityki i skutkowała odzyskaniem wschodnich prowincji. Bez „cudu nad Wisłą” nie byłoby „cudu nad Odrą”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej«. Cz. VI. Ostatnie boje i powrót do Macierzy” znajduje się na s. 6–7 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej«. Cz. VI. Ostatnie boje i powrót do Macierzy” na s. 6–7 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powstania śląskie jako przejaw świadomości społecznej i narodowej / Stanisław Orzeł, „Śląski Kurier WNET” nr 73/2020

Na Górnym Śląsku w XIX w. nastąpiło zjawisko „etnoklasy”: podziały etniczne nakładały się na społeczne. Początkowo opór polskojęzycznych Ślązaków przyjął formę ruchu socjalnego, nie narodowego.

Stanisław Orzeł

Społeczny wymiar powstań śląskich (cz. 1)

Społeczny wymiar powstań śląskich często umyka uwadze stron zainteresowanych historyczno-politycznym sporem o ich charakter. Zawężanie przyczyn ich wybuchu jedynie do polityczno-ideologicznego starcia dwóch lub trzech koncepcji kształtowania przyszłych losów ziem śląskich po I wojnie światowej jest wyrazem braku zrozumienia dla głębszych procesów, które je poprzedzały lub przebiegały równolegle do nich i je przenikały.

Przykładem tak płytkiego postrzegania powstań śląskich jest np. artykuł Ryszarda Kaczmarka, zatytułowany Prolog. Powstańcza wojna, a zamieszczony na łamach wydanego przez „Politykę” w 2019 r. „Pomocnika Historycznego” nr/7, zatytułowanego Dzieje Śląska czyli historia na pograniczu – w którym rzeczony profesor, czyli autorytet akademicki, pisze w nawiązaniu do wojny w tytule, że „Powstania śląskie były w istocie trzyletnim konfliktem polsko-niemieckim”. Inny przykład to tekst Dariusza Zalegi Powstania… czyli rewolucja. Górny Śląsk: czas burzy, który ukazał się na łamach miesięcznika „Le Monde Diplmatique – edycja polska” nr 4 już w 2016 r.

Problem polega na tym, że wypreparowanie powstań z kontekstu tego, co się działo pod koniec I wojny światowej na froncie wschodnim, oraz antykajzerowskiej rewolucji w Niemczech, musi prowadzić do kulawej interpretacji faktów.

Oprócz przebudzenia narodowego polskich Górnoślązaków od 2 poł. XIX w. do procesów, które poprzedzały, przenikały lub towarzyszyły tendencjom, jakie doprowadziły do powstań śląskich, należy zaliczyć rosnące zainteresowanie nowych i starych wielkich grup społecznych – takich jak robotnicy i chłopi górnośląscy – organizowaniem się dla obrony i wyrażania swoich indywidualno-grupowych potrzeb i interesów. Kolejnym procesem, który znacząco wpłynął na wzrost nastrojów buntu wśród „poczciwego ludu śląskiego”, były społeczne skutki militarystycznej polityki władz i kapitałów niemieckich podczas Wielkiej Wojny, czyli pozbawienie wielu śląskich rodzin głównych żywicieli zatrudnionych w przemyśle czy w rolnictwie, a w efekcie wymuszenie pracy licznych kobiet w produkcji wojennej, problemy aprowizacyjne w miastach górnośląskich, głodowe stawki płac, a wreszcie – rosnąca buta i arogancja przemysłowców i władz pruskich wobec osób poddanych wojennemu przymusowi pracy.

Stanowiło to podatny grunt pod kolejny proces społeczny, który uruchomił lawinę wydarzeń zakończonych powstaniami śląskimi: przenikanie do świadomości części pracowników na Górnym Śląsku wyidealizowanego przekazu na temat rewolucji w Rosji, a następnie włączenie się najzadziorniejszych z nich w wydarzenia rewolucji niemieckiej od listopada 1918 r. Na tle tych procesów należy dostrzegać znaczenie działań organizacyjnych podejmowanych przez związki zawodowe, propagandę różnych ideologii i koncepcji przyszłości Śląska, uprawianą przez partie i ugrupowania polityczne od prawicy przez centrum po lewicę, ekstremy prawicowe i lewicowe, wreszcie przenikające z zaciszy gabinetów na ulice śląskich miast i wiosek skutki tzw. „wielkiej gry” mocarstw i kapitałów.

Polskie przebudzenie narodowe na Górnym Śląsku

Na Górnym Śląsku w XIX w. mieliśmy do czynienia z klasycznym zjawiskiem „etnoklasy”, sytuacją, gdy podziały etniczne nakładają się na społeczne – uważa dr Jarosław Tomasiewicz. Według niego początkowo opór polskojęzycznych Ślązaków przyjął formę ruchu socjalnego, nie narodowego.

Wątek społeczny akcentował „Katolik” ubolewając, „że dla wyborów zapomniano o sprawie socjalnej i przez bratanie się z pracodawcami zmniejszono sobie zaufanie u robotników”.

W 1885 r. na łamach „Katolika” pisano: „Nie obaczysz tu [w Kółku Polskim w Roździeniu – S.O.] żadnego gospodarza, jeno rzemieślników i robotników, bo gospodarz […] który konie w kopalni lub pod jakim Żydem ma [wynajmuje], boi się, aby mu ich z roboty nie wygnał”. „Na żadnym obwodzie przemysłowym świata nie ciąży tak wyraźne piętno dwoistości sił, które do jednej pracy są tu sprzężone – dwoistości świata panów i niewolników. Nie ma tu świadomej pracy jednego narodu. Akcjonariuszem, dyrektorem, inżynierem, dozorcą – słowem frakowcem, śmietanką, jaśnie panem jest Niemiec. Polak może być robotnikiem, szleperem, proletariuszem, pariasem, chacharem” – pisał Teodor Tyc, historyk i działacz plebiscytowy.

Skład społeczny powstańców śląskich determinowała struktura społeczna i – związana z nią na Górnym Śląsku – narodowa, które były rezultatem procesów uruchomionych w połowie XVIII w. podbojem Śląska przez Prusy i jego oderwaniem od habsburskiej Korony Królestwa Czech, pruskimi reformami agrarnymi z początku XIX w., trwającą od 1. poł. XIX w. niemiecką rewolucją przemysłową, a wreszcie – zjednoczeniem Niemiec przez militaryzm Prus w 2. poł. XIX w. Lata I wojny światowej nie wniosły większych zmian w procesy (de-)formujące strukturę społeczną Górnego Śląska. Jej kolonialne zniekształcenie przejawiało się w tym, że dominującą rolę odgrywała tu niemiecka wielka własność ziemska (m.in. rodów Ballestrem, Colonna, Donnersmarck, Gaschin, Hochberg von Pless, Hohenlohe-Oehringen, Lichnowsky, Paczensky und Tenczin, Posadowsky, Promnitz, Schaffgotsch, Sedlnitzky-Odrowąż, Strachwitz, Wengersky, Wilczek czy Ziemięckich/Ziemietzky), której posiadłości obejmowały 60% ziem Górnego Śląska. W 1907 r. właścicielami ponad połowy ziemi było tu 258 wielkich obszarników, a siedmiu największych magnatów trzymało 27,7% ziem uprawnych i lasów. Majątki ponad 500-hektarowe zajmowały 1/3 ziem wielkiej własności, a razem z majątkami od 100 do 300 ha – 35,2% wszystkich gospodarstw. Spośród 10 najbogatszych Niemców aż 7 było górnośląskimi milionerami. Wielki kapitał przemysłowy wyrastał z wielkiej własności ziemskiej albo był z nią powiązany.

W tym czasie z pracy w rolnictwie utrzymywało się prawie 594 tys. osób, czyli 28,7% wszystkich zatrudnionych na Górnym Śląsku – pracujący na roli i ich rodziny. Przemysł z górnictwem zatrudniał ponad 987 tys. ludzi, czyli 47,7% ogółu zatrudnionych. Prawie połowę z nich zatrudniano w wielkich zakładach, liczących kilkuset pracowników, a w kopalniach nawet po kilka tysięcy.

Najsilniej deformację struktury społecznej na Górnym Śląsku wyrażał – odsłaniając jej jednoznacznie kolonialny charakter – fakt, że podziały klasowe w większości pokrywały się z podziałami narodowymi, tzn. rodzima – polska, polskojęzyczna lub czesko-morawska ludność pracowała na roli w wielkich majątkach należących do Niemców.

Podobnie w przemyśle – własność i kadry zarządzające też były w większości niemieckie. Rodzima ludność górnośląska miała minimalne szanse kształcenia się, a jeśli już – pod warunkiem germanizacji, wyrzeczenia się języka rodzimego – to w seminariach duchownych lub w tzw. wolnych zawodach, jak lekarze, kupcy, dziennikarze itp.

Górnych warstw struktury społecznej nie mogła uzupełnić asymilacja polskiej inteligencji z zaborów austriackiego lub rosyjskiego: chętnych było mało, kapitaliści niemieccy mocno związani z akcją germanizacyjną na Śląsku nie widzieli potrzeby ich zatrudniania, a po klęsce powstania styczniowego 1863 r. znaczna liczba tzw. wysadzonych z siodła – inteligencji szlacheckiej z Królestwa Polskiego – nie mogła się zatrudnić w pruskim przemyśle kolonialnym na Górnym Śląsku, bo w 1885 r. władze Niemiec zakazały osiedlania się w Rzeszy Polaków z pozostałych zaborów.

W efekcie od początku kolonialnej rewolucji przemysłowej pod dyktatem Prus, aż do końca I wojny światowej większość górników na Górnym Śląsku pracujących na stanowiskach poniżej kadr dozoru pochodziła z ludności polskiej lub polskojęzycznej. W hutnictwie na stanowiskach robotniczych pracowali ludzie z obu grup narodowych, za to w przemyśle metalowym – w większości Niemcy.

W mniejszych miastach, gdzie dominowało górnictwo i hutnictwo, przeważała ludność polska lub polskojęzyczna o niesprecyzowanej świadomości narodowej. W miastach większych, ośrodkach administracji politycznej i gospodarczej, Górnoślązacy polscy lub polskojęzyczni byli zdominowani przez drobnych mieszczan: niemieckich urzędników, pastorów i księży, lekarzy, prawników, redaktorów gazet, kupców, sklepikarzy itp.

Część ludności polskojęzycznej uległa pod ich presją środowiskową germanizacji. Jednak wielu, poprzez codzienne drobne konflikty interesów, jeszcze silniej rozwinęło od poł. XIX w. polską świadomość narodową.

Według niemieckiego spisu powszechnego pod względem językowym „Regencya Opolska, Śląsk Cieszyński i powiaty Brzeg, Namysłów i Syców regencyi Wrocławskiej miały razem w r. 1910 2,765.881 ludności, z czego było Polaków 1,525.156 = 55,2%, Niemców 1,057.528 = 38,2% Czechów 170.942 = 6,5%, tymczasem Romer, według oszacowań podaje liczbę Polaków w regencyi Opolskiej na 1,502.000 = 68,6%, na Śląsku Cieszyńskim na 260.000 = 61,0%, dodając do tego Polaków w trzech wyżej wymienionych powiatach regencyi Wrocławskiej, która wynosi 33.168 = 23,1%, otrzymamy razem 1,795.000 Polaków, (…) 64,9% ogółu ludności”. Na samym tylko Górnym Śląsku było to 1 mln 169 tys. osób polskojęzycznych oraz 884 tys. niemieckojęzycznych.

Większość ludności regionu trwała przy dialekcie języka polskiego (i katolicyzmie), co nie oznaczało, że wykazywała polską świadomość narodową. Ta zaczęła się formować na przełomie XIX i XX w., wraz z początkami ruchu narodowego, ale prawdziwe przebudzenie indyferentnych narodowo Górnoślązaków przyniosła I wojna światowa. Klęska „niezwyciężonych” Niemiec i Prus, dla których Górnoślązacy byli „mięsem armatnim”, przyspieszyła krystalizowanie świadomości narodowej wśród tych z nich, którzy byli obojętni narodowo lub labilni językowo.

Społeczne skutki Wielkiej Wojny

Równocześnie załamanie dotychczasowego modelu śląskiej kultury pracy przyspieszył rozwój ich świadomości klasowej. Gdy mężczyźni wrócili z frontu, okazało się, że wiele ich matek, żon, sióstr czy narzeczonych pracowało lub pracuje w przemyśle, codziennie stykając się z butą, arogancją, molestowaniem seksualnym, wyzyskiem płacowym lub uciskiem narodowym, czyli poniżeniem ze względu na język polski lub gwarę śląską, którymi mówiły w pracy. Wiele z nich w wyniku fatalnych warunków bezpieczeństwa pracy w czasie wojny utraciło zdrowie, a część – życie. W rejencji opolskiej zatrudnienie kobiet wzrosło z 18,4% w 1913 r. do 29,6% w 1918 r., a w górnictwie węglowym z 4,55% do 12,3%. W 1918 r. kobiety stanowiły 52,2% zatrudnionych w górnictwie rud żelaza, 30,3% w górnictwie rud cynku i ołowiu oraz 23,3% w hutnictwie żelaza i 23,2% w hutnictwie cynku i ołowiu.

Następstwem tego oraz zatrudniania innych niewykwalifikowanych robotników (młodocianych, jeńców wojennych, robotników przymusowych) – zwłaszcza w kopalniach – były głodowe zarobki, brak troski pracodawców o bezpieczeństwo pracy, a w konsekwencji – poważny wzrost zachorowań i wypadków przy pracy.

W piśmie z 28 lutego 1917 r. bytomski inspektor przemysłowy zwracał uwagę, że w Hucie Pokój zatrudniano kobiety przy pracach tak ciężkich, że powodowały trwałe kalectwo. Mówiące po polsku – jak zaznaczył inspektor – dziewczęta wykonywały prace, od których palce kostniały i ulegały trwałemu zniekształceniu, przez co robotnice te nie były w stanie wykonywać innych, domowych robót ręcznych.

Inspektorzy przemysłowi Königliche Gewerbeinspektion/Królewskiej Inspekcji Przemysłowej odnotowali też statystyczny wzrost wypadkowości wśród kobiet, choć wielu wypadków nie zgłaszano. „W 1915 r. wybuch w jednej z fabryk spowodował 46 wypadków lekkich, 6 ciężkich i 21 śmiertelnych. W 1918 r. nastąpił drugi wybuch tego rodzaju i pociągnął za sobą 277 wypadków lekkich, 41 ciężkich i 18 śmiertelnych”, co było efektem brutalnego podnoszenia wydajności w przemyśle chemicznym. Od 1917 r. było już widać, że fabrykanci lekceważą inspekcję przemysłową: z meldunku gliwickiego inspektora przemysłowego z 23 września tego roku wynika, że dyrekcja Zakładów Huldczyńskich nie chciała respektować jego zaleceń. Z jego raportu wynikało, że w Zakładach tych pracowało ponad 1000 kobiet, podczas gdy przed wojną było ich 189. W jednym ze sprawozdań stwierdzano, że „zaniedbanie pomieszczeń dla robotników, szatni, umywalni posunęło się bardzo daleko, niektóre zupełnie zanikły”.

Dla fabrykantów zamówienia wojskowe stanowiły wystarczający pretekst do narzucenia pracy w godzinach nadliczbowych, zwłaszcza że dawne ograniczenia w tym zakresie na czas wojny zostały uchylone. W następstwie – katastrofalna sytuacja żywnościowa wszystkich robotników, ale zwłaszcza kobiet i dzieci, oszczędzanie maszyn i urządzeń, oświetlenia itp. powodowały wzrost wypadkowości

Jednocześnie przyzwyczajeni do niskich płac kobiet przemysłowcy niemieccy nie chcieli podnosić zarobków wracającym do pracy mężczyznom, a jeśli już – to tylko niemieckim weteranom. Polscy i polskojęzyczni weterani z armii kajzera liczyć na powrót do pracy lub godną płacę nie mogli.

Mimo pewnych starań władz państwowych i wojskowych, aby ograniczyć czas pracy i poprawić jej warunki – postępowała więc radykalizacja nastrojów. Jednym z przykładów był strajk opisany w sprawozdaniu inspekcji przemysłowej, który 1 lipca 1918 r. wywołały w kopalni rud, ołowiu i cynku „Biały Szarlej” robotnice zatrudnione na powierzchni, żądając skrócenia czasu pracy z 11 do 8 godzin. Dlatego na wiecach robotniczych w Bytomiu, Katowicach, Królewskiej Hucie, Rudzie Śląskiej, Świętochłowicach czy Zabrzu żądano reform społecznych, a jednocześnie wołano o powrót Śląska do polskiej Macierzy, w nadziei, że tam reformy nastąpią szybciej niż w pokonanych i zdezorganizowanych rewolucją Niemczech.

Strajki oraz rady robotnicze i chłopskie pod koniec wojny

Najostrzejszym wyrazem napięć społecznych narastających na Górnym Śląsku pod koniec wojny i w pierwszych miesiącach po jej zakończeniu była rosnąca ilość strajków. Na terenie całej rejencji opolskiej w 1917 r. było ich 66 z 35 487 strajkującymi. W 1918 r. doszło już do 134 strajków z prawie 121 tys. strajkujących. O ile na jeden strajk w 1917 r. przypadało średnio 539 strajkujących, to w 1918 r. – już 902.

Żądano głównie poprawy zaopatrzenia, podwyżek płac realnych czy zniesienia uciążliwych ograniczeń powodowanych wojną. Spontaniczne wystąpienia pracownic i pracowników na Górnym Śląsku od 1918 r. zaczęły wyprzedzać działalność organizacji robotniczych. Znacznie silniejsze niż polityczne, narodowych nie wyłączając, były socjalno-bytowe żądania robotników. Żywiołowość górowała nad świadomością… Obok podzielonych narodowo związków zawodowych i – często – bezsilnych rad, wrzenie rewolucji w Niemczech pchało ludzi na Śląsku do niekontrolowanych przez żadne organizacje wystąpień przeciw władzom niemieckim i pracodawcom. W Nysie zrewoltowani żołnierze szturmem wzięli więzienie, uwalniając aresztantów. „Opanowanie wszystkich bytomskich placówek urzędowych przez nikłą garstkę żołnierzy dokonane zostało w przeciągu zaledwie godziny. Nie padł ani jeden strzał, gdyż nie znalazł się człowiek, który by na widok karabinu i czerwonej kokardy natychmiast nie kapitulował” – wspominał powstaniec Józef Grzegorzek. Dopiero w ostatnich strajkach 1918 r. prócz postulatów ekonomicznych pojawiły się postulaty polityczne: zakończenia wojny, obalenia odpowiedzialnej za nią monarchii Hohenzollernów, ustanowienia republiki socjalistycznej, a pod wpływem agitacji komunistów – 8-godzinnego dnia pracy, samorządów robotniczych w zakładach pracy, ograniczenia wszechwładzy właścicieli przedsiębiorstw…

Szczególną rolę w artykułowaniu żądań robotniczych odgrywały rady chłopskie i robotnicze.

W niektórych wsiach powiatu lublinieckiego w listopadzie i grudniu 1918 r. powstały radykalne rady chłopskie, spośród których najbardziej zdecydowanie działała rada w Sierakowie, utworzona z inicjatywy W. Reimanna, który wcześniej brał udział w rewolucji październikowej w Rosji.

Pod jego przywództwem rada usunęła dotychczasowe władze gminy i wybrała nowe, na czele których stanęli… komuniści. Starosta (landrat) lubliniecki pisał, że Reimann „usiłował nie bez powodzenia zachęcić ludność również w innych okolicznych wsiach do podobnych bezprawnych wystąpień, żądał usuwania wójtów, zwracał się do właścicielki dóbr p. v. Klitzing w sprawie podziału jej dominium, robotników dominium wzywał do porzucenia pracy itp. [jego] działalność wnosi zamieszanie w umysły bezkrytycznej ludności i narusza porządek”… Sprawą zajęła się Rada Ludowa i Rada Żołnierska we Wrocławiu, podlegające bezpośrednio rządowi prawicowych socjalzdrajców Eberta w Berlinie, i niemieckie wojsko przystąpiło do działania…

Podobnie 15 listopada landrat z Raciborza donosił do rejencji opolskiej, że w niektórych gromadach jego powiatu dochodzi do wystąpień przeciwko płaceniu podatków i ściąganiu kontyngentów żywnościowych. O podobnych zajściach pisali także landraci z Pszczyny i Rybnika. W grudniu wysłannik Wrocławskiej Rady Ludowej przewidywał wręcz groźbę powstania ludności wiejskiej i w związku z tym zalecał wzmocnienie oddziałów wojskowych, zwłaszcza w rejonach rolniczych.

Przed ogłoszeniem samodzielnej „republiki radlińskiej” przez radę robotniczą zdominowaną przez polskich Górnoślązaków rybnicki landrat/starosta dr. Hans Lukaschek i przewodniczący rybnickiej rady robotniczej i żołnierskiej, prawicowy socjaldemokrata Fritz Wasner przestrzegali w raporcie, a raczej donosie do centralnej Rady Ludowej we Wrocławiu: „Zainteresuje zapewne Radę Ludową rozwój stosunków we wsi Radlin, wsi przemysłowej z ok. 7000 mieszkańców do której należy także kopalnia Emma. Tamtejsza Rada Robotnicza usamodzielniła się i w najbliższej przyszłości proklamować będzie z pewnością Polską Republikę Radlińską. Mieszkańcy sprowadzili sobie z Berlina sekretarza przesiąkniętego naleciałościami spartakusowskimi, który posiada jakieś stosunki z Centralną Radą w Berlinie. Sprawa jest tym bardziej interesująca, że radlińska Rada Robotnicza jest czysto polska i usiłuje jawnie ratować od aresztowania przestępców znajdujących się w Berlinie, których dotąd nie udało się pozbawić wolności”.

I wydał zakaz wypłacania pieniędzy radlińskiej radzie. Radzie tej przewodniczył znany działacz robotniczy, Alojzy Swoboda. Do jej kierownictwa należeli: Leopold Zarzycki, Izydor Basztoń, Jan Radecki, Wilhelm Połomski i lewicowy działacz robotniczy Franciszek Menżyk, który jeszcze przed wojną światową, pracując w Westfalii, zetknął się z socjalistami i wszedł do klasowego związku górników, Deutscher Bergarbeiterverband. Najpewniej to on sprawił, że w opracowywaniu „statutu Republiki Radlińskiej” brał udział członek Związku Sprartakusa z Berlina, niejaki Schwer. Tymi „przestępcami” – wg landrata – byli zwolennicy komunistycznego Związku Spartakusa. Gdy 7 grudnia 1918 r. zastrajkowali górnicy z pobliskiej kopalni „Emma” [później „Dębieńsko” – S.O.], bo zarobki były tam niższe niż w innych kopalniach okręgu rybnickiego, dyrektor Prietze nie był w nastroju do ustępstw i wezwał do „negocjacji” wojsko z Rybnika. W walce zginął jeden górnik. Po interwencji delegatów rybnickiej rady robotniczej i żołnierskiej doszło na kopalni do „zawieszenia broni” i kolejnych negocjacji, które znów się przeciągały…

Radlińska rada robotnicza, mimo pacyfikacji kopalni „Emma” przez wojsko, funkcjonowała jeszcze, mimo narastającego terroru prawicy niemieckich socjaldemokratów Hőrsinga, w lutym 1919 r.

Do ówczesnych największych strajków można zaliczyć m.in. strajk z 28 listopada 1918 r. w 22 kopalniach, który ogarnął 14 tys. górników. Podczas strajku kopalń i hut 17–19 grudnia 1918 r., w kopalni „Schlesien” w Chropaczowie (dziś Świętochłowice – S.O.] część robotników szturmem wzięła budynek dyrekcji.

Rada załogi przedsiębiorstw Spółki Akcyjnej Śląskiej w Piaśnikach w piśmie do dyrekcji zażądała zwolnienia urzędników, „którzy dopuścili się wykroczeń przeciwko robotnikom. (…) W przeciwnym razie nie bierzemy żadnej odpowiedzialności za to, co może nastąpić”. Wówczas trzy kompanie wojska obsadziły Lipiny, Chropaczów i Piaśniki. Jeden pluton obsadził ratusz i usiłował aresztować członków rady robotniczej. Tyle że, jak wspominał Anton Jadasch, było tam „kilka setek proletariackich”, czyli uzbrojonych członków milicji robotniczej. Po walce, w której zginęło dwóch robotników, a postrzelonych zostało kilku żołnierzy, robotnicy rozbroili żołnierzy, a broń zwrócili im dopiero, gdy ci się wycofali.

W dniach 27–29 grudnia 1918 r. wybuchł strajk ekonomiczny. Prezydent rejencji śląskiej w Opolu twierdził wtedy, że robotnicy zachowywali się wobec dyrekcji zakładów jak ich prawowici właściciele. Dyrektor jednego z większych przedsiębiorstw górnośląskich skarżył się 29 grudnia w prywatnym liście: „Tu nie jest wesoło. Wczoraj pertraktowałem przez cały dzień. Załoga uprawia politykę rewolwerową i zmusiła mnie do przyrzeczeń. Na innych kopalniach sprawy poszły o wiele dalej. Trzech dyrektorów generalnych złożyło już swoje funkcje i opuściło Górny Śląsk. U mnie zwolnili oni [robotnicy – R.A] z pracy dziesięciu urzędników na drodze uchwały masowej”.

Cdn.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Społeczny wymiar powstań śląskich (I)” znajduje się na s. 8-9 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stanisława Orła pt. „Społeczny wymiar powstań śląskich (I)” na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Geneza i działalność w III powstaniu śląskim Grupy Destrukcyjnej Wawelberga – legendarnego kpt. Tadeusza Puszczyńskiego

Ciekawostką jest to, że wysokość pensji nie wiązała się ze stopniem, ale z potrzebami i zobowiązaniami rodzinnymi. Większe pobory otrzymywali szeregowi obarczeni rodziną niż oficerowie-kawalerowie.

Jadwiga Chmielowska

Choć przyszło Ślązakom czekać na decyzję mocarstw przyznania Polsce ich ziem, doświadczeni ciągłymi tylko obietnicami, przestali wierzyć, że w drodze zabiegów dyplomatycznych można cokolwiek osiągnąć. Przygotowywali się więc do powstania. Już od grudnia 1920 r. kpt. Tadeusz Puszczyński zaczął tworzyć Grupę Destrukcyjną. Miała ona odciąć całkowicie teren plebiscytowy, czyli Górny Śląsk, od Rzeszy, by uniemożliwić przerzut wojska niemieckiego w rejony walk. Puszczyński przyjął pseudonim Wawelberg – czyli Wzgórze Wawelskie.

Po wnikliwych penetracjach terenu Puszczyński z Baczyńskim opracowali plan działań destrukcyjnych. „Grudniowy plan działalności dywersyjnej oprócz zasadniczego celu, jakim była izolacja niemieckich ośrodków dyspozycyjnych, miał również „dążyć do osiągnięcia fizycznego i psychicznego efektu, który podniósłby nastrój w pierwszych dniach powstania. Pokazać w pierwszej chwili tak swoim, jak i obcym, że przyszła rozgrywka zbrojna nie jest burdą polityczną, lecz konsekwentną walką, do której każdy musi się ustosunkować w sposób rzeczowy i ściśle określony” – zacytowała Puszczyńskiego Zyta Zarzycka w swojej książce Polskie działania specjalne na Górnym Śląsku 1919–1921.

Oddział II sztabu Generalnego WP, a zwłaszcza kpt. Kierkowski, nie tylko pozytywnie odniósł się do tego pomysłu, ale od razu wsparł Puszczyńskiego. Referat Destrukcji otrzymał status autonomicznej jednostki z własnym budżetem i niezależnością organizacyjną. Pieniądze przeznaczano na zakupy broni, środków technicznych, materiałów wybuchowych, opłacenie podróży, kwater i żywności oraz diety dla pracowników referatu. Ciekawostką jest to, że wysokość pensji nie wiązała się ze stopniem, ale z potrzebami i zobowiązaniami rodzinnymi. „Większe pobory otrzymywali szeregowi obarczeni rodziną niż oficerowie-kawalerowie. Uwzględniano również posiadanie na utrzymaniu rodziców lub rodzeństwa” – napisała Zyta Zarzycka w swojej książce.

Nad finansami czuwał ppor. Edmund Charaszkiewicz. Wypłacał on kolejne zaliczki dopiero po drobiazgowym rozliczeniu poprzednich kwot. (…) Po zakończeniu powstania do kasy zwrócono 4 364,05 z dokładnością do feniga. Resztę rozliczono rachunkami. Oczywiście referat dysponował też markami polskimi i dolarami. Walutę niemiecką kupowano w Gdańsku na czarnym rynku, przez wysyłanych tam specjalnie z Warszawy oficerów Wydziału Plebiscytowego. (…)

Kpt. Puszczyński nie miał problemów z budową referatu. Liczyło się przede wszystkim doświadczenie w pracy konspiracyjnej, gdyż wśród górników było bardzo dużo osób potrafiących obchodzić się z materiałami wybuchowymi, a nawet mających doświadczenia saperskie z armii niemieckiej z czasów niedawnej wojny.

Kandydaci, którzy trafiali do Referatu Destrukcji, musieli odznaczać się umiejętnością podejmowania błyskawicznych i ryzykownych decyzji oraz odpowiednimi, bardzo specyficznymi cechami psychicznymi – zdolnościami aktorskimi, umiejętnością wcielania się w różne role i profesje. Od wszystkich pochodzących spoza Śląska wymagano też znajomości tzw. hochdeutsch, czyli niemieckiego literackiego.

Referat potrzebował minimum ok. 100 osób, aby dokonać zniszczeń obiektów rozrzuconych na przeszło 90-km odcinku. Byli członkowie Referatu do Zadań Specjalnych, działającego przy Dowództwie Głównym POW, zasilili szeregi tworzącej się Grupy Wawelberga – byli to w większości Górnoślązacy. (…) Niestety bojowcy-weterani rewolucji 1905–07 nie zawsze nadawali się już do czynnego uczestnictwa w oddziałach terenowych; mieli olbrzymie doświadczenie, lecz niestety lata konspiracji i stresów z tym związanych sprawiły, że obniżyła się nie tylko ich sprawność fizyczna, ale i odporność psychiczna. Byli oni w zasadzie jedynie instruktorami i konstruktorami bomb.

W działalność referatu włączali się też byli członkowie Lotnych Oddziałów POW, Pogotowia Bojowego i Milicji Ludowej PPS. Mieli oni wszyscy wielkie doświadczenie w pracy dywersyjnej. „Tych kpt. Puszczyński znał osobiście, byli to bowiem jego dawni towarzysze broni z pracy niepodległościowej lub partyjnej. Znał ich doświadczenie konspiracyjne, wady i zalety, i odporność psychiczną w obliczu nieprzyjaciela, bowiem z milicjantami przeszedł szlak frontowy VIII batalionu strzelców w 1919 r. Ta właśnie grupa, choć nieliczna, stała się podstawą rekrutacji personalnej do Referatu Destrukcji” – napisała Zyta Zarzycka w swej książce. Do „Destrukcji” trafiali też ochotnicy – saperzy z Wojska Polskiego. Rozkaz ministra spraw wojskowych zezwalał na urlopowanie z szeregów polskiej armii ochotników śpieszących na pomoc Górnemu Śląskowi.

Nie przyjmowano wszystkich chętnych. Za każdym razem kandydat musiał zdać specyficzny egzamin. Wszyscy niemal saperzy-ochotnicy rekrutowali się z Wielkopolski, między innymi dzięki znajomości języka niemieckiego. Mieli oni też doświadczenie nabyte podczas swojego powstania.

Zbieranina w tym referacie była wielka. Od górników po studentów, powstańcy śląscy i wielkopolscy, oficerowie WP i peowiacy z całej Polski. „Znaleźli się w nich ludzie o rozmaitych poglądach politycznych, od skrajnie konserwatywnych – jak ppor. Edmund Charaszkiewicz, poprzez działaczy PPS, jak kpt. Tadeusz Puszczyński, por. Stanisław Baczyński, Stanisław Dubois, Kazimierz Kuszell, Stanisław Machnicki, Stanisław Saks, Wacław Wardaszako – po komunistów – jak Bohdan de Nissau. Różnice poglądów czy przekonań nie zaważyły jednak absolutnie na spoistości wewnętrznej i sprawności oddziałów dywersyjnych. Niemałą rolę w kształtowaniu dyscypliny wewnętrznej i wysokiego morale żołnierskiego oddziałów odegrali bez wątpienia tzw. wychowawcy” – napisała Zyta Zarzycka (op. cit.).

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Grupa Destrukcyjna »Wawelberga«. Historia powstań śląskich cz. XX” znajduje się na s. 9 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Grupa Destrukcyjna »Wawelberga«. Historia powstań śląskich cz. XX” na s. 9 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Otwarte społeczeństwo Tajwanu pokazuje, że demokracja daje się pogodzić z narodem chińskim i tradycjami konfucjańskimi

Pomimo głębokiego podziału politycznego między głównymi partiami na Tajwanie, większość jego obywateli woli utrzymać status quo i suwerenność Tajwanu, niż poddać się komunistycznej dyktaturze Pekinu.

Peter Zhang

Podczas redefiniowania tzw. konsensusu z 1992 roku jako „jednego kraju, dwóch systemów”, Xi omówił pięć zasad postępowania wobec Tajwanu: 1. urzeczywistnienie pokojowego zjednoczenia, 2. zjednoczenie w ramach „jednego kraju, dwóch systemów”, 3. naleganie na niezachwianą zasadę „jednych Chin”, 4. promowanie ściślejszej współpracy/obustronnego rozwoju oraz 5. promowanie wzajemnego uznania pokojowego zjednoczenia. Ponowne zjednoczenie pod rządami Xi było „noworocznym prezentem” dla Tajwanu, który – jego zdaniem – pragnie powrotu do serca kraju.

Prezydent Tajwanu Caj Ing-wen nie czekała jednak długo z odrzuceniem „konsensusu z 1992 roku”, jak również oferty Xi dotyczącej „jednego kraju, dwóch systemów”. (…)

„Nigdy nie zaakceptowaliśmy konsensusu z 1992 roku” – utrzymuje Caj. Zaapelowała o udzielenie międzynarodowego wsparcia dla faktycznej niepodległości Tajwanu po tym, jak Xi zagroził, że w razie potrzeby użyje siły, aby doprowadzić do zjednoczenia wyspy z kontynentem. Pomimo głębokiego podziału politycznego między KMT i DPP na Tajwanie, większość jego obywateli woli utrzymać status quo i suwerenność Tajwanu, niż poddać się represyjnej komunistycznej dyktaturze Pekinu. Nawet Chiang Wan-an, prawnuk Czang Kaj-szeka (przywódcy KMT 1928–1975 r.) i członek parlamentu reprezentujący KMT, poparł sprzeciw Caj wobec żądań Pekinu w kwestii „jednego kraju, dwóch systemów”. Chiang zauważył, że „Tajwan nie jest Hongkongiem i większość Tajwańczyków nie może zaakceptować propozycji Pekinu”. Chociaż Chiang uznaje „konsensus z 1992 roku”, to powiedział, że zasada jednych Chin odnosi się tylko do Tajwanu, a nie ChRL.

2 stycznia, w odpowiedzi na naciski Pekinu, Caj sprzeciwiła się im, stawiając „cztery warunki konieczne”, aby stosunki po obu stronach cieśniny mogły się pozytywnie rozwinąć: 1. Pekin musi uznać istnienie Republiki Chińskiej/Tajwanu, 2. Pekin musi uszanować wolę 23 mln Tajwańczyków co do wolności i demokracji, 3. Pekin musi traktować obustronne różnice jako pokojowo nastawiony i równy partner oraz 4. Pekin musi negocjować z rządem Tajwanu lub podmiotem przez niego upoważnionym.

Nieudany „jeden kraj, dwa systemy” w Hongkongu

W 1979 roku Deng Xiaoping po raz pierwszy przedstawił ideę „jednego kraju, dwóch systemów” dla Hongkongu. „Pokojowe zjednoczenie” i „jeden kraj, dwa systemy” stały się od tego czasu oficjalnym stanowiskiem Pekinu wobec Tajwanu. 1 sierpnia 2017 roku, podczas obchodów 90 rocznicy utworzenia Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, Xi wystosował ostrzeżenie: „Nikt, żadna organizacja ani partia polityczna, nie ma pozwolenia na oddanie żadnego fragmentu terytorium Chin w jakimkolwiek momencie lub w jakiejkolwiek formie”.

W artykułach „The New York Times” poczyniono sugestie, że biorąc pod uwagę osobistą spuściznę Xi, może on mieć ambicje przejęcia Tajwanu siłą w czasie swoich rządów, szczególnie gdy potrzebne jest odwrócenie uwagi od narastających kryzysów wewnętrznych. W 2017 roku RAND Corporation (amerykański think tank – przyp. redakcji) prognozowała, że Pekin może podjąć działania wojskowe w celu odzyskania Tajwanu około roku 2020 i że najprawdopodobniej uda mu się tego dokonać. Zależy to oczywiście w dużej mierze od stopnia interwencji USA w przypadku konfliktu zbrojnego. Według Chrisa Pattena, 28. i jednocześnie ostatniego gubernatora Hongkongu, zaledwie 10 lat po przekazaniu terytorium Chinom przez Wielką Brytanię okazało się, że ustalona na 50 lat tzw. doktryna „jednego kraju, dwóch systemów” zakończyła się niepowodzeniem.

Zgodnie z sondażem przeprowadzonym przez Uniwersytet Chiński w Hongkongu, ponad 50 proc. Hongkońskiej młodzieży rozważa emigrację, ponieważ wolność wypowiedzi i stowarzyszania się pod nadzorem Pekinu nie jest już taka jak kiedyś.

W 2018 roku Economist Intelligence Unit (dział grupy medialnej The Economist Group – przyp. redakcji) ocenił, że pod względem poziomu demokracji Hongkong znajduje się na 73 miejscu na świecie, o siedem miejsc wyprzedzając Singapur. Tajwan natomiast zajął 32 miejsce, a Chiny ponure 139.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Tajwan: przyszłość ma społeczeństwo otwarte” znajduje się na s. 11 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Petera Zhanga pt. „Tajwan: przyszłość ma społeczeństwo otwarte” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prześladowania polityczne przeciwników rosyjskiej agresji na Ukrainę; wbrew wcześniejszym zapewnieniom prezydenta

Wszystkie osoby, przeciwko którym toczą się procesy sądowe, należą do środowisk politycznych, tworzących opozycję na poziomie społeczeństwa obywatelskiego albo partii politycznych.

Wład Kowalczuk

Na początku swojej kadencji prezydent Wołodymyr Zełeński zrobił kilka miłych gestów wobec tych, którzy bronili i bronią Ukrainy przed rosyjską agresją. Jednym z nich było nadanie obywatelstwa zagranicznym weteranom walk w Donbasie. Jednak pod koniec pierwszego roku swojej prezydentury całkowicie zmienił podejście do nich.

Najpierw Zełeński zasłynął w mediach oraz sieciach społecznościowych, kiedy arogancko rozmawiał z ochotnikiem i weteranem pułku „Azow” Denysem Jantarem, który brał udział w akcji przeciwko wycofaniu się ukraińskiej armii z miejscowości Zołote-4. W obecności kilku ochroniarzy prezydent Zełeński poniżał weterana, który protestował przeciwko implementacji formuły Steinmeiera, przewidującej wycofanie się wojsk, a później wybory w Donbasie pod kontrolą OBWE z możliwością zapewnienia samozwańczym republikom specjalnego statusu, amnestii dla bojowników oraz polityczną i gospodarczą autonomię.

Wstępna zgoda na formułę podczas spotkania zespołu negocjacyjnego w Mińsku wywołała ogólnokrajowe protesty pod hasłem „Nie kapitulacji”. W protest zaangażowali się również weterani walk w Donbasie, którzy rozpoczęli blokadę wycofania się ukraińskiej armii ze względu na ryzyko przejęcia opuszczonych pozycji przez separatystów i rosyjskie wojska. (…)

Pierwszą jaskółką represji był proces przeciwko żołnierzowi Sił Operacji Specjalnych Andrijowi Antonience oraz weterankom Janie Dugar – pielęgniarce i Julii Kuzmenko – znanej lekarce chirurg dziecięcej. Wszyscy są oskarżeni o zabójstwo dziennikarza z Białorusi Pawła Szeremeta.

Jana Dugar została zwolniona po wpłacie kaucji i pozostaje w areszcie domowym. Co do Andrija Antonienki i kardiochirurga oraz kandydatki nauk medycznych Julii Kuzmenko, to wciąż przetrzymywani są w areszcie śledczym, mimo że nie ma żadnych dowodów ich winy. Warto zaznaczyć, że kaucję 168 tysięcy hrywien na zwolnienie Jany Dugar zebrano w ciągu trzech godzin. (…)

Procesy sądowe wytoczone weteranom sprawiają wrażenie zemsty, a nie sprawiedliwego sądu. Wszystkim trzem, bez względu na ich zasługi wobec państwa, grozi więzienie tylko za to, że wyrazili swój sprzeciw wobec polityki negocjacji i zapewnienia amnestii prorosyjskim terrorystom. (…)

Nie mniej upolityczniana jest sprawa mieszkańca Odessy Sergija Sternenki, który walczył z korupcją w swoim mieście oraz w sposób prawny zwalczał prorosyjskie organizacje. W trakcie swojej działalności Sergij trzy razy był ofiarą zamachu na jego życie. (…)

Bez względu na sympatie lub antypatie do byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, jego też należy uznać jedną z ofiar prześladowań politycznych. (…) Ostatnie oskarżenie budują na fakcie, że dzięki staraniom Petra Poroszenki ukraińska cerkiew prawosławna uzyskała Tomos, czyli niezależność od rosyjskiej prawosławnej cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego.

Opisane wyżej sprawy nie są pojedynczymi przypadkami – są po prostu najbardziej znanymi i obserwowanymi przez społeczeństwo. Łączy je fakt, że wszystkie osoby, przeciwko którym toczy się proces sądowy, należą do środowisk politycznych, tworzących opozycję na poziomie społeczeństwa obywatelskiego albo partii politycznych.

Cały artykuł Włada Kowalczuka pt. „Prześladowania polityczne na Ukrainie” znajduje się na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Włada Kowalczuka pt. „Prześladowania polityczne na Ukrainie” na s. 5 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego