Malowane domy z Zalipia: kontynuacja tradycji artystycznych oraz cnót gospodarności, skromności i przezorności

Dom w Zalipiu | Fot. A. Otrębski, CC A-S 3.0, Wikimedia.com

Wielu ludzi uważa, że nasze Zalipie to jest po prostu skansen, w którym stoją w szeregu wymalowane domy. A to są nasze domy, w których żyjemy. Ale chętnie pokazujemy to, co mamy najpiękniejszego.

Nasza w tym rola

Malowane domy z Zalipia

Z Magdaleną Bochenek ze wsi Zalipie, kontynuującą lokalne tradycje rękodzielnicze, rozmawia Konrad Mędrzecki.

Państwa gospodarstwo, które nazywa się Malowany Miś, jest miejscem, w którym widać na pierwszy rzut oka cnoty gospodarności, skromności, przezorności.

A, to mi miło!

Główną Państwa działalnością nie jest rolnictwo, ale rzemiosło artystyczne.

Podstawową naszą zasadą jest podtrzymanie tradycji, z tych artystycznych – głównie malowania.

Bardzo często spotykamy się wspólnie. Tak jak dawniejsze pokolenia, moja babcia, moja mama i my, wnuczki, siadamy i rozmawiamy, wspominamy. Słyszymy wiele historii z przeszłości i dzięki temu możemy nauczyć się troszkę tego dawniejszego życia. Staramy się kontynuować wszystkie nasze tradycje i być rzeczywiście gospodarni w naszym otoczeniu.

Myślę, że te najwspanialsze cnoty przechodzą z pokolenia na pokolenie, ale też od sąsiadki do sąsiadki – u Was tak jest. Przekazywanie wartości następuje na wielu poziomach, prawda? Robicie wspaniałe rzeczy, znane i kupowane na całym świecie. Parę dni temu była turystka z Tokio i zachwycała się Waszymi wyrobami. A u Was skromność rzuca się w oczy. Czy nauczyło jej Was starsze pokolenie?

Przede wszystkim starsze pokolenie. To zaczęło się, jak byłam dzieckiem, od spotkań, podczas których w naszym domu odbywało się darcie pierza, czyli skubanie pierza na pościel.

Przychodziły do nas sąsiadki, kobiety z okolicy i wspólnie skubały, opowiadając przeróżne historie. W takim otoczeniu dorastaliśmy i myślę, że dzięki temu, dzięki poznaniu przede wszystkim wartości rodzinnych, także naszych wartości historycznych, zostaliśmy ukształtowani.

A jeżeli chodzi o skromność co do naszych wytworów, to rzeczywiście każdy produkt nie powstaje po to, żeby go sprzedać, tylko z potrzeby serca, z potrzeby właśnie kontynuacji tradycji. Stąd też nasze wyroby są niepowtarzalne i unikatowe. Nie jest naszym głównym założeniem, żeby sprzedawać, tylko coś powstaje, a później znajduje swojego właściciela, co cieszy podwójnie i chyba tak nasza skromność się objawia. No i też, myślę, przez nawiązywanie cały czas do tych dawniejszych spotkań, tradycji, do opowieści różnych historii przez nasze babcie, dziadków, którzy w ten sposób nas kształtowali.

Jedna sfera Waszej działalności to malowanie, ale też macie normalne gospodarstwo na zapleczu: jest ogród, jest pole i to stanowi przejaw, w pewnym sensie, także przezorności. Bo z jednej strony macie to przedsiębiorstwo artystyczne, Malowanego Misia, które daje wam dużo radości, przyjemności i sprzedajecie Wasze produkty. Ale niektórych się nie sprzeda, na przykład tych cudownych malunków na domach; jeszcze wrócimy do tego tematu. Natomiast przezorność polega też na pracy na roli, którą również kochacie.

Na pewno dawniej pracy na roli było więcej i była bardziej niezbędna. Mieliśmy dawniej krowy i inne zwierzęta. Dzisiaj gospodarstwo jest mniejsze, ale jest. Mamy dużo różnych kur, kaczki, kozy… Wszystkie są gdzieś na łące, ale bardzo często ludzie, którzy do nas trafiają, chcą zobaczyć te zwierzaki. Więc oprócz korzyści z hodowli, np. tego, że mamy jajka od kurek, pokazujemy też nasze gospodarstwo ludziom, którzy nas odwiedzają. Bo niektórzy nie mają okazji zobaczyć, jak wygląda w naturze kura czy koza.

No właśnie. Jesteście sławni i w Polsce, i na całym świecie. Przyjeżdża do was strasznie dużo osób i czasami to może być męczące. Pojawił się rodzaj chłopomanii, tak jak w czasach Wyspiańskiego. Jak sobie z tym radzicie?

Wielu ludzi uważa, że nasze Zalipie to jest po prostu skansen, w którym stoją w szeregu wymalowane domy. Ale się mylą. Uważam, że dodatkowym atutem naszej wioski jest rozczłonkowanie na wiele uliczek i tych domów malowanych trzeba poszukać.

Niektórzy, jak już dotrą do takiego pięknie malowanego domu, to myślą, że wszystko w nim mogą zwiedzać i oglądać. A okazuje się, że to są nasze domy prywatne, w których my żyjemy. Oczywiście chętnie pokazujemy to, co mamy najpiękniejszego.

Miło nam, gdy turyści, wchodząc na nasze podwórko, zaczynają rozmowę. Wtedy malarki pokazują im nawet wnętrza, w których mieszkają, bo takich wymalowanych wnętrz w Zalipiu jest dużo. I tak to wygląda.

Czy jesteśmy zmęczeni? Oczywiście, jeżeli ktoś chce oglądać jeszcze więcej, niż pokazujemy, i wchodzi nie wiadomo gdzie, to rzeczywiście staje się męczące, ale raczej pozytywnie odbieramy odwiedzających nas turystów, rozmowy zwykle są sympatyczne i przyjemnie jest nam pokazywać to, co mamy najlepszego na swoim podwórku.

My mieliśmy to szczęście, że byliśmy nawet w garażu Malowanego Misia, gdzie powstawały prace, inne leżały rozłożone i to wszystko pięknie wyglądało. Na koniec chciałbym zapytać o Wasze relacje z sąsiadami, którzy nie zajmują się malowaniem i nie mają wymalowanych domów. Czy te relacje są dobre? Czy oni są może niezadowoleni, że jesteście sławni, przyjeżdża dużo ludzi i robią zamieszanie?

To, czy ktoś jest zły, czy może zazdrości, nie wynika z tego, czy dom sąsiada jest malowany, czy nie. Nie w każdym domu tradycje są przekazywane z pokolenia na pokolenie, nie w każdym domu, tak jak u mnie, maluje babcia, mama i tak dalej.

Często bywa tak, że ktoś się uczy malowania, dobrze mu to wychodzi, więc kontynuuje. A czasami ktoś kupuje u nas dom i prosi na przykład sąsiadkę, która maluje, lub jakąś inną wyspecjalizowaną malarkę, aby wymalowała ścianę czy planszę, którą sobie zawiesi na domu, aby wpisać się w klimat naszego Zalipia.

Tak więc w wypadku większości osób, które nie mają nic wymalowane na swoim domu, to jest ich decyzja. Nie pochodzą z takich tradycyjnych rodzin jak nasza i ich dom nie jest malowany tak, jak na przykład nasz.

Ale kolegujecie i się lubicie.

Tak, oczywiście, i spotykamy się. U nas jeszcze nie jest tak, jak w niektórych miejscach, gdzie relacje się pozacierały i do sąsiada trzeba się najpierw umówić telefonicznie.

Podróżujecie, pokazujecie swoje prace. Na koniec proszę powiedzieć, gdzie będzie można Was spotkać i porozmawiać, w jakich miastach i kiedy? Bo żeby dojechać do Zalipia, raczej trzeba mieć własny samochód.

Po rozpoczęciu roku szkolnego dojeżdża do nas z Tarnowa więcej autobusów, więc nie jest najgorzej. Oczywiście najlepiej przyjechać swoim autem. Dobrze jest też zabrać rowery, bo porą letnią i jesienną przyjemnie jest pojeździć od jednego kolorowego domku do drugiego. A jeżeli chodzi o inne miejsca, których się możemy zobaczyć, to na pewno w Warszawie trzydziestego września. A później jedziemy z naszymi wyrobami do Francji, aby tam pokazać Polonii, co u nas pięknego się tworzy.

I jest strona Malowanego Misia, więc można śledzić Wasze peregrynacje i twórczość. Dziękuję bardzo za miłą rozmowę.

Wywiad Konrada Mędrzeckiego z Magdaleną Bochenek, pt. „Malowane domy z Zalipia”, znajduje się na s. 38 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Konrada Mędrzeckiego z Magdaleną Bochenek, pt. „Malowane domy z Zalipia”, na s. 38 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023

 

Komentarze