Końca świata nie będzie, a w niejednym urzędzie strach na kasjera siędzie… / Piotr Witt, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Amerykański remdesivir po 2000 € za ampułkę, WHO uznała za nieskuteczny. Pfitzer ogłosił wyniki własnych badań: osoby nieszczepione szczepionką Pfitzera są dwa razy bardziej odporne od szczepionych.

Piotr Witt

Końca świata nie będzie

Na szczęście ten straszny rok już dogorywa. Strzeżmy się, dopóki nie wypowiedział ostatniego słowa. Z ilomaż to przerażającymi sprawami mieliśmy do czynienia w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy. We Francji jeszcze dłużej, gdyż nie ma spokoju nad Sekwaną od czasu wystąpienia żółtych kamizelek jesienią 2018 roku. Naród nie mógł otworzyć telewizji, a ludzie z wyższym wykształceniem radia, żeby nie usłyszeć komunikatu o ilości chorych i zmarłych. „A w niejednym urzędzie strach na kasjera siędzie i pępek mu przegryzie, poczym w jelicie utkwi” – przepowiadał poeta w proroctwie o końcu świata. Zwłaszcza jesienią strach zagościł w jelitach narodu.

Wystarczyło, żeby maska nieco zsunęła ci się z nosa, a już pasażerowie autobusu wsiadali na ciebie jak na zbrodniarza. Widywało się ostrożnych, którzy co parę przystanków nacierali ręce żelem hydroakoholowym. Kichnąłeś pod maską i przechodnie na ulicy rzucali się do ucieczki.

Obawiałem się najgorszego. Paroletnie studia nad mechanizmem pandemii nauczyły mnie wiele. Wprawdzie kiedy Chopin bezskutecznie usiłował zadebiutować w Paryżu ogarniętym zarazą, chodziło o cholerę, ale reakcje ludzkie w 2020 roku zaskakująco przypomniały te z roku 1832. Podobnie jak wówczas, musieliśmy stawić czoła chorobie nieuleczalnej, o nieprzewidywalnym przebiegu i nieznanym zakończeniu.

Przez ileż to głupstw, przerażających wieści, przez ile kłamstw trzeba się było przekopać w 2020 roku, żeby dotrzeć do obrazu rzeczywistości wolnego od stronniczych interesów.

Na próżno jeden z najwybitniejszych infekcjologów świata przekonywał, że obecny wirus należy do najmniej zaraźliwych chorób zakaźnych, że zachorowanie na raka i zawał są znacznie bardziej prawdopodobne niż zarażenie covidem. Wystarczyło zajrzeć do urzędowego rocznika statystycznego sporządzonego przez INSEE – główny francuski urząd statystyczny, żeby się uspokoić. (Ale kto czyta roczniki statystyczne!). Między początkiem czerwca i końcem września poziom umieralności we Francji jest identyczny za ostatnie trzy lata i wynosi stale około 9,1%. Dopiero później liczba zgonów nieco wzrasta, co zresztą w niewielkim tylko stopniu wpływa na bilans roczny.

Kiedy komentatorzy w środkach masowego przekazu podawali przerażającą liczbę 250 zmarłych na covid w ciągu ostatniej doby, nikt dla porównania nie dodawał, że czy rok dobry, czy zły, we Francji w ciągu doby umiera stale ok 460 chorych na raka i że tak zwany rak palaczy zabija od stycznia do grudnia 73 000 osób.

Ujmując rzeczy w miliardach, wkraczamy w mistykę wielkich liczb, podczas gdy ze statystyki wynika niezbicie, że poziom zgonów na covid wynosi 0,05% i żadną miarą nie usprawiedliwia akcji masowych szczepień obejmujących miliardy ludzi na świecie. I że kraje bogate są najmocniej dotknięte, gdyż ludzie tam żyją najdłużej, a – co za tym idzie – liczba osób słabych, podatnych na zarażenie jest największa.

Ameryka Północna, gdzie liczba ofiar była względnie wysoka, wyhodowała u siebie społeczeństwo chore nawet bez epidemii. Chroniczna otyłość zabija co roku w Stanach Zjednoczonych miliony ludzi, a innych naraża na zwiększone niebezpieczeństwo wielu chorób. Maseczka na twarzy nie uchroni dwustukilogramowej dziewczyny przed cukrzycą ani zawałem. Ci, którzy rządzą czytają przecież statystyki. Najwyraźniej nie leżało w interesie władz przytaczanie pełnych informacji ani poprawa stanu sanitarnego nie była głównym celem ich działań. Decyzje odgórne o wymiarze krajowym podejmowano chętniej na podstawie danych fałszywych.

Raport o szkodliwym działaniu chlorochiny uczeni bardzo prędko zdemaskowali jako ordynarne oszustwo. Wydawca przeglądu medycznego „Lancet” przyznał im rację i potępił własną publikację. Tylko francuski minister zdrowia nie przyjął do wiadomości przekrętu. Olivier Veran w trybie nagłym, w 48 godzin po ukazaniu się falsyfikatu, wydał zakaz stosowania leku i nigdy go nie wycofał. Oszustwo wymyślone na drugiej półkuli przez dwóch filutów pochodzenia hinduskiego lepiej przystawało do jego wizji stanu sanitarnego Francji niż dane rodzimego rocznika statystycznego. Jeżeli fakty przeczą tej wizji, tym gorzej dla faktów.

Na covid umierają wszyscy. Kiedy umarł prezydent Giscard d’Estaing, podano jako przyczynę śmierci covid-19. Prezydent miał 94 lata i od dłuższego czasu cierpiał na dolegliwości płucne.

Mówiono wiele o zainteresowaniu finansowym służby zdrowia pracą przy covidzie. Lekarze i personel szpitalny otrzymali specjalne premie od ryzyka, w związku z czym podobno zdarzało się, że zmarłych z przepalenia lub przepicia – przypadek bardzo częsty we Francji – zapisywano do covidovców. Nagrobki wszystkich tych ofiar nałogu – powinny nosić napis „POLEGŁ ZA SPRAWĘ” lub „Poległ za miliony” albo jeszcze lepiej – za miliardy – gdyż dobrze przysłużył się spotęgowaniu strachu, a lęk o życie usprawiedliwił miliardowy koszt szczepionek. Kto temu rozumowaniu przeciwstawia poszanowanie etyki lekarskiej, święte w świecie medycyny, niech sobie przypomni „aferę chirurgów z Perpignan”, którzy wycinali ludziom zdrowe nerki, żeby zarobić na operacji (tzw. przypadek odosobniony) albo „aferę zatrutej krwi”, kiedy w skali masowej dokonywano transfuzji krwi zakażonej wirusem AIDS. W szlachetnym celu zarobienia pieniędzy, lecz za aprobatą czynników ministerialnych. Moją skaleczoną piętę czterech renomowanych paryskich chirurgów chciało operować natychmiast (po zapoznaniu się z możliwościami mego prywatnego ubezpieczenia), dopiero piąty, zdjęty litością, postawił diagnozę szybkiego zagojenia samoistnego. I tak się stało. Amen.

Efekty są znikome. Główny dyrektor zdrowia, p. Salomon, zeznając przed komisją parlamentarną 30 października ujawnił, że liczba zgonów we Francji w 2020 roku jest mniejsza niż była w 2019. Sfabrykowany czy nie, strach przed zarazą miał efekty korzystne – odwrócił uwagę od kryzysu gospodarczego i jeżeli nie załagodził, to w każdym razie stłumił rozdygotane nastroje. Teraz, kiedy lęk przed chorobą opada, spoza wirusa ukazuje swoją kościstą twarz zapaść ekonomiczna.

Katastrofalną sytuację gospodarczą minister gospodarki przedstawia jako rezultat zarazy. Z początku wspominał o tym nieśmiało, w miarę upływu czasu coraz wyraźniej. Dzisiaj „rachunek za covid” wszedł już do repertuaru truizmów, inaczej mówiąc – stwierdzeń oczywistych.

Ten, kogo choroba nie pozbawiła pamięci, przypomina sobie jednak, że wystąpienie żółtych kamizelek, manifestacje służby zdrowia, kolejarzy, policjantów, bezrobotnych, bezdomnych jesienią 2018 roku – miały za powód rosnące bezrobocie, obniżkę poziomu życia, masowe zwolnienia, zamykanie zakładów pracy, słowem: symptomy Wielkiego Kryzysu.

Wcześniej, w 2018, Christine Lagarde podniosła alarm w sprawie sytuacji gospodarczej w ogóle i Francji w szczególności. Wskazywała na dług publiczny – arytmetyczny wyraz kryzysu. Dyrektorka Światowego Funduszu Walutowego obawiała się generalnego załamania gospodarczego, pogrążenia świata w nędzy i chaosie, jeżeli nie zmieni się polityki gospodarczej. O covidzie nikt jeszcze wówczas nie słyszał. A przecież na początku 2018 roku Francja płaciła ponad 40 miliardów € rocznie odsetek od zaciągniętych pożyczek; przez czterdzieści lat wyniosło to 1350 miliardów. Zamknięcie tysięcy zakładów zaplanowano i przygotowywano od dłuższego czasu. Końca świata nie będzie, bowiem koniec świata nastąpił już wcześniej. Czekano tylko na odpowiedni moment, żeby go ogłosić. Obecnie, aby spłacić długi, przeciętny Francuz musiałby pracować przez półtora roku bez wynagrodzenia, nie jedząc, nie pijąc i mieszkając pod mostem.

Niektórzy uważają anulowanie zadłużenia za jedyne wyjście z tej niemożliwej sytuacji, inni – spłacenie go pieniędzmi bez wartości, po masowej dewaluacji; inni wreszcie – rozłożenie na raty.

Doświadczenie długiego życia przekonuje mnie, że długi nie będą spłacone, bowiem nie leży to w interesie wierzycieli. Bankierzy nie pragną zwrotu. Przeciwnie, gotowi są wam dopłacać, byleście wzięli od nich pieniądze. Im więcej, tym więcej wyniosą odsetki.

A na spłacenie odsetek potrzeba będzie niewolniczego wysiłku narodu, jeżeli nic się nie zmieni. Od piątku 4 grudnia znamy już nieoficjalne, ale autorytatywne stanowisko w tej sprawie. Jean Arthuis został mianowany przewodniczącym komisji do spraw zadłużenia. Były przewodniczący Komisji Budżetowej Parlamentu Europejskiego odrzucił optymistyczne prognozy. Spłata odsetek nie będzie anulowana. „Jeżeli chcecie pogrzebać jakiś problem, powołajcie komisję” – mówił Georges Clemenceau.

Tymczasem w sprawach medycznych nastąpiło nowe objawienie. Celem publicystyki jest nie tylko opisywanie wydarzeń i faktów, ale także przewidywanie. Nauczony historią pandemii, od początku uwierzyłem w terapię prof Raoulta – hydroksychlorochina z antybiotykiem azytromycyną podawane we wczesnym stadium choroby. Establishment rzucił się na Raoulta. Zagrożono mu odebraniem prawa praktyki i grzywną. Wstrzymano dostawę chlorochiny do szpitala. Była min. zdrowia Budzyn pozbawiła połowy budżetu Instytut szpitalny uniwersytecki w Marsylii, którym profesor kieruje. Nie posunę się tak daleko, żeby twierdzić, że za każdym razem, kiedy chce obronić dobrą sprawę, Pan Bóg posyła Polaka, ale finanse szpitala Polak uratował. Prof. Ryszard Frąckowiak, urodzony w Anglii światowej sławy specjalista od mózgu, na znak protestu z trzaskiem podał się do dymisji ze stanowiska przewodniczącego fundacji szpitala.

Historia przyznała mi rację. Głowy zaczynają spadać. P. Martin, dyrektor Agencji bezpieczeństwa leków, który zakazał stosowania chlorochiny, został wyrzucony na własną prośbę. Raoult zalecał masowe testy. Prezydent Republiki głośno wypowiadał się przeciwko, ale po cichu przyznał, że Raoult miał rację. WHO dyskretnie wycofała zastrzeżenia wobec hydroxychlorochiny. Trzy międzynarodowe programy badawcze potwierdziły jej skuteczność. Remdesivir, kosztowny lek amerykański popierany przez establishment, zakupiony przez UE po 2000 € za ampułkę, ta sama WHO uznała za nieskuteczny, a co gorsza – szkodliwy dla nerek i wątroby. Prof. Raoult wskazywał na te właściwości remdesiviru już w kwietniu. Ze swej strony Pfitzer ogłosił wyniki własnych badań: osoby nieszczepione szczepionką Pfitzera są dwa razy bardziej odporne od szczepionych.

W Prowansji sprzedają obecnie świece świąteczne z wizerunkiem profesora Raoulta – dobroczyńcy ludzkości – i figurki pod choinkę wyobrażające go w białym kitlu. Zachęcam rodaków, aby postawili przy szopce figurkę profesora Ryszarda Frąckowiaka, Polaka, który szpital w Marsylii uratował.

Nie było nigdy w Europie kultury innej jak chrześcijańska. I nie było innej etyki jak chrześcijańska. Życzę wszystkim moim Czytelnikom i Słuchaczom, aby także i w tym roku mogli spędzić święta Bożego Narodzenia w rodzinie uformowanej na wzór Świętej Rodziny przedstawianej w szopce, w obrazach i rzeźbach zapełniających muzea całego świata.

Artykuł „Końca świata nie będzie” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w grudniowo-styczniowym „Kurierze WNET” nr 78/2020–79/2021, s. 1 i 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł Piotra Witta pt. „Końca świata nie będzie” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze