Wspomnienia podróżnika. Turcja po Palestynie, a przed Rzymem, ma najwięcej pamiątek z początków chrześcijaństwa.

Bywały wieczory, kiedy camping się wyludniał, bo… wszyscy byli goszczeni przez właścicieli sklepów z dywanami, restauracji czy lokali rozrywkowych. Takiej gościnności nie spotkałem nigdzie na świecie!

Władysław Grodecki

Przez wieki bramę do Orientu dla mieszkańca dawnej Rzeczypospolitej i Europejczyka stanowiła Turcja, a szczególnie Konstantynopol (dziś Istambuł) i Trapezunt. Dziś chyba jest podobnie. Dla mnie spotkanie z Turcją zawsze było wielką przygodą. To chyba najciekawszy po Indiach kraj świata.

Przez Turcję biegły szlaki handlowe i cywilizacyjne od czasów najdawniejszych do współczesności. W Azji Mniejszej znajduje się najstarsze znane miasto świata: Catal Huyuk sprzed ok. 9 000 lat, z domami, do których wchodziło się od góry po drabinie. Po wspaniałej kulturze hetyckiej współczesnej Asyrii pozostały okazałe ruiny Hattusas.

Kolejne państwa Azji Mniejszej to Frygia, Lidia, Karia, Pergamon i greckie kolonie nad Morzem Egejskim. Byli tu Persowie, Aleksander Wielki, Rzymianie, chrześcijanie, Bizancjum, Turcy Seldżuccy i Osmanie. To tylko niektórzy dzierżawcy Azji Mniejszej. Pozostawili po sobie ruiny świątyń, zamków, akweduktów, teatrów, stadionów, bibliotek, bram itp. Wrogowie, „ząb czasu” i trzęsienia ziemi nie zdołały jednak zniszczyć wspaniałych muzułmańskich meczetów, łaźni i karawanserajów.

Turcja obok Italii i Indii jest chyba najbogatszym i najciekawszym „muzeum” na świecie. Dla nas, Polaków, katolików chyba najbardziej interesujące jest dziedzictwo kultury greckiej, rzymskiej, chrześcijańskiej, islamskiej i polskiej… (…)

Na przełomie XX/XXI w zorganizowałem co najmniej 15 wypraw „nad Bosfor”, głównie trampingowych dla dzieci i młodzieży. (…) W mojej pamięci zachowały się kilkumiesięczne przygotowania, namawianie przyjaciół, znajomych, koleżanek i kolegów na wyjazd, załatwianie paszportów, dewiz, sprzętu turystycznego, prowiantu, autobusu, zebrania organizacyjne, pakowanie bagażu i ten długo oczekiwany wyjazd. A później przyjazd na przejście graniczne w Hyżnem – „tylko” godzina postoju (na innych było dłużej), sprawdzanie paszportów. Podobnie było w Šahy na granicy z Węgrami, mniej sympatycznie na granicy węgiersko-rumuńskiej, ale gdzieś w środku Węgier lub przy granicy rumuńskiej był krótki, miły nocleg.

Prawdziwy koszmar stanowił natomiast przejazd przez Rumunię i „forsowanie” przejścia granicznego z Bułgarią. By je przekroczyć, trzeba było zaopatrzyć się w transporter alkoholu i koniecznie kilka opakowań Marlboro dla celników. Szalenie męczący był też przejazd po wąskich i zniszczonych drogach Bułgarii oraz kilkugodzinne formalności (rzadziej kontrole bagażu) na granicy tureckiej. Dziś trudno uwierzyć, że można było być tak spragnionym przeżycia wielkiej przygody, żeby pokonać te wszystkie przeszkody i dotrzeć w końcu do Turcji. (…)

Homer, wojna trojańska, piękna Helena, Henryk Schliemann – wszystko to działa na wyobraźnię w szczególny sposób. Gorzej jest z ruinami. Choć każdego roku przybywa ciekawych odkryć, Troja rozczarowuje! W pamięci pozostaje właściwie tylko współczesna wersja konia trojańskiego.

Znacznie ciekawszy jest Pergamon, ale największe wrażenie robi Efez. Po Pompejach tu są najbardziej okazałe ruiny z czasów rzymskich: ogromny teatr, biblioteka Celsusa, odeon, aleja marmurowa, ruiny Artemizjonu, bazyliki św. Jana Ewangelisty i odległe o ok. 8 km. Maryenmane, gdzie spędziła ostatnie lata swego życia Najświętsza Maria Panna.

Jest tu wiele innych miejsc, które ciągle można odkrywać! W Efezie w trakcie pierwszego pobytu nie trafiliśmy do ruin Artemizjonu ani mauzoleum św. Łukasza. Oba obiekty były kilkanaście lat temu mało reklamowane i praktycznie niedostępne dla turystów. Odnalazłem je rok później, wędrując po Efezie z młodzieżą z krakowskiego MPK.

Ok. 7 km od Efezu nad Morzem Egejskim w gaju eukaliptusowym znajduje się świetny camping. Nie przypominam sobie równie rozległej i pustej plaży jak ta w Pamucak. Zdarzało się, że byliśmy tam jedyną zorganizowaną grupą. Co roku przyjmowano nas herbatą jabłkową, organizowano wykład z pokazem dywanów i kobierców orientalnych oraz zapraszano na pokazy tańców brzucha. Pamucak był bazą, skąd udawaliśmy się do Prieny, Didymy, Miletu, Kusadasi i Selcuku. (…)

W Kapadocji spędziliśmy dość dużo czasu, a jednak zmierzając w kierunku Ankary i Istambułu, zatrzymaliśmy się w Yozgat. Tu zrobiliśmy zakupy, trochę odpoczęli i skierowali w wąską, krętą, wyboistą drogę. Gdzieś po godzinie jazdy na środku jezdni napotkaliśmy krzątających się kilku mężczyzn. Jeden z nich – niski, szczupły, śniady Attyla (jak legendarny wódz barbarzyńców) wsiadł do naszego autobusu, przyjechał z nami do hetyckiego sanktuarium Yazilicaya, gratis oprowadził po świątyni, po pobliskich ruinach twierdzy Hattusas – stolicy potężnego imperium, potem wskazał miejsce do rozbicia namiotów i hotel, gdzie była kolacja i tańce.

Od tej pory każdego roku odwiedzaliśmy Hattussas i pobliską współczesną wioskę Bogazkale. Zawsze ktoś nas oprowadzał, obdarowywał pamiątkami i zapraszał do hotelu, gdzie wieczorem odwiedzał nas burmistrz, najważniejsi dostojnicy i niemal wszyscy miejscowi mężczyźni, którzy przybyli tu, by zabawiać i częstować nasze dziewczyny. Nasz przyjazd do Bogazkale był zawsze wielkim wydarzeniem. (…)

Cały artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Turcja. Wspomnienia podróżnika” znajduje się na s. 11 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Władysława Grodeckiego pt. „Turcja. Wspomnienia podróżnika” na s. 11 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Właśnie się dowiedziałem, że zapadła decyzja o ściągnięciu 10 000 naszych rodaków z Kazachstanu. Lepiej późno niż wcale

Wielu naszych zesłańców zostało i marzyło o powrocie do kraju, ale na próżno. Wszystkie nasze rządy były wręcz wrogo nastawione do Polaków za granicą i robiły co mogły, żeby im uniemożliwić powrót.

Lech Jęczmyk

Wielu Polaków, nie mogąc się doczekać działań ze strony Państwa Polskiego (innych niż utrudnianie wyjazdu), podało się za Rosjan i wyjechało do Rosji. Spora grupa przeniosła się, żeby być jak najbliżej Polski, do enklawy Królewieckiej tuż przy naszej granicy. Tutaj, korzystając z małego ruchu przygranicznego, nawiązali kontakt z Polakami po naszej stronie i zaczęło się lokalne ożywienie gospodarcze, które władze polskie wkrótce zdusiły, żeby „zrobić na złość Rosji”.

Kilka lat temu gościłem chłopaka z Kazachstanu w ramach wymiany kościelnej. Od progu spytał mnie, gdzie mam komputer i jaki mam samochód. Musiałem go rozczarować. Później dowiedziałem się, że spędza w szkole dziesięć godzin dziennie, ma dwa przedmioty o rozszerzonym programie i zna kilka języków: polski (b. dobrze), kazachski, rosyjski i niemiecki. Co z takim zrobić, gdyby przyjechał do Polski, żeby go nie zdegradować? Ile mamy takich szkół?

Niemcy ściągnęli swoich z Kazachstanu i osadzili ich w blokach mieszkalnych, gdzie kontynuują radziecki styl życia, nie integrując się z resztą społeczeństwa. Są takimi przedwczesnymi emerytami, siedzą przy stolikach na podwórku i grają w szachy lub warcaby. Tymczasem Polska za Gomułki (to znaczy po 1956 roku) ściągnęła ze Związku Sowieckiego masę Polaków, którzy prawie od razu szli do szkół i na wyższe uczelnie, gdzie szybko zostawali włączeni w życie społeczeństwa.

Właśnie się dowiedziałem, że zapadła decyzja o ściągnięciu dziesięciu tysięcy naszych rodaków z Kazachstanu. Lepiej późno niż wcale, ale proszę gorąco naszych ważnych panów urzędników i panie urzędniczki, żeby nie robili tym ludziom krzywdy, żeby ich traktowali jak rekonwalescentów. I żeby Polacy tutejsi okazywali im serce. (…)

Cały artykuł Lecha Jęczmyka pt. „Kazachstan, mon amour” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Lecha Jęczmyka pt. „Kazachstan, mon amour” na s. 2 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Święty Patryk spędził na szczycie góry, poszcząc i modląc się, 40 dni i nocy. Teraz co roku odbywają się tam pielgrzymki

Niektórzy pielgrzymi w ramach pokuty lub umartwienia, jak nakazuje dawna tradycja, wchodzą na szczyt boso. Choć góra ma tylko 762 m n.p.m., to podejście bez obuwia jest wyjątkowo trudne i bolesne.

Tomasz Szustek

Kiedy docieramy około 5:30 rano do podnóża góry, mijamy pierwsze osoby, które właśnie zakończyły dzisiejsze pielgrzymowanie. Należą do wąskiego kręgu pielgrzymów, dla których w dobrym tonie jest witać wschód słońca na szczycie Croagh Patrick. Wyruszyli zaraz po północy, w całkowitej ciemności. W deszczu pokonali ponad 700 metrów wysokości kamienistą, stromą ścieżką.

Kiedy tylko świt rozlał się na okolicę, w drogę ruszyły znacznie liczniejsze grupy pielgrzymów. Tak dzieje się od ponad piętnastu wieków. W ostatnią niedzielę lipca (tzw. Reek Sunday) tłumy Irlandczyków biorą udział w pielgrzymce na górę Croagh Patrick hrabstwie Mayo na zachodzie Irlandii. W ten sposób czczona jest pamięć św. Patryka, misjonarza, który w V wieku schrystianizował Zieloną Wyspę.

Jak głosi legenda, spędził on na szczycie tej góry, poszcząc i modląc się, 40 dni i nocy. Kiedy zaś schodził w dół, zrzucił ze stoku dzwon, co miało skutkować wypędzeniem z Irlandii węży oraz legendarnej bogini ciemnych mocy, Corry. (…)

Dla tych, którzy chcą uzyskać odpust zupełny (darowanie kar w czyśćcu) przygotowanych jest kilka stacji, m.in. kamienny kopiec w połowie drogi, które należy okrążać po wielokroć, odmawiając ustalone modlitwy. Początek pielgrzymki wyznacza figura św. Patryka, która nie jest oficjalną stacją, ale tradycyjnie przyjęło się rozpoczynać pielgrzymkę od modlitwy w tym miejscu. Dotarcie chociażby do figury Świętego jest także celem wielu osób, które z różnych przyczyn nie są w stanie samodzielnie wspiąć się na sam szczyt.

Jak to na pielgrzymkach, każdy pątnik odbywa podróż w sobie tylko znanej, własnej intencji. Niektórzy pielgrzymi w ramach pokuty lub umartwienia, jak nakazuje dawna tradycja, wchodzą na szczyt boso.

Choć góra ma tylko 762 m n.p.m., to podejście bez obuwia jest wyjątkowo trudne i bolesne. Ostrokrawędziste kamienie i śliskie błoto sprawiają, że wędrówka na bosaka jest umartwieniem w średniowiecznym stylu. Niektórzy mężczyźni, aby pogłębić umartwienie, wędrują nie tylko boso, ale i z odkrytym torsem. (…)

Szczęśliwcy, którym udało się dotrzeć na wietrzny szczyt, brali udział w mszach św. odprawianych co pół godziny. Chętni na odpust zupełny okrążali kaplicę piętnaście razy, recytując modlitwy. Potem pozostało już zejście w dół, równie trudne, jak droga ku szczytowi.

Cały artykuł Tomasza Szustka pt. „Pielgrzymowanie po irlandzku” znajduje się na s. 7 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Szustka pt. „Pielgrzymowanie po irlandzku” na s. 7 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wyborcami są również Polacy, którzy żyją we Francji czy w Niemczech i rządzący w tych krajach powinni usłyszeć ich głos

Decyzje, które zostaną podjęte w Brukseli w najbliższych tygodniach i miesiącach, będą miały dla Polski taką samą wagę i znaczenie, jak traktat akcesyjny do UE, który podpisaliśmy 15 lat temu.

Zbigniew Stefanik

Amerykański prezydent z wizytą w Warszawie podkreślił kilkakrotnie, iż wielu Polaków oddało na niego głos w zeszłorocznych wyborach prezydenckich. Trump dał wyraźnie do zrozumienia, że jego obecność w Polsce jest związana z tym, iż „Poloamerykanie” masowo udzielają mu swojego poparcia. (…) A więc wizyta Donalda Trumpa uczy nas jednej bardzo istotnej rzeczy: Polonia amerykańska jako taka stanowi istotną grupę, z którą liczy się amerykański prezydent.

Krótko mówiąc, zdaje się, że Polonia w Stanach Zjednoczonych to siła, z którą liczą się rządzący w tym kraju. To bardzo duży atut Polski, polskiego państwa i jego rządzących, albowiem amerykańska Polonia może wspomóc polski rząd w realizacji strategicznych celów Rzeczpospolitej poprzez lobbowanie w USA na rzecz Polski i jej bezpieczeństwa. Niestety w krajach Europy Zachodniej sytuacja wygląda diametralnie inaczej… (…)

Niepewna staje się ekonomiczna przyszłość polskich podmiotów gospodarczych, a polscy przedsiębiorcy mają powody do obaw. Powinni czuć się oni zagrożeni, i to nawet bardzo, ponieważ francuski prezydent Emmanuel Macron dąży do obalenia dotychczasowych zasad panujących na rynku wspólnotowym Unii Europejskiej. W dodatku w kwestii niekorzystnych zmian wymierzonych w przedsiębiorców z Europy Środkowej (głownie polskich) za Macronem stoją nie słowa, tylko czyny.

W ramach walki z tak zwanym dumpingiem społecznym 31 maja bieżącego roku Komisja Europejska przyjęła projekt dyrektywy. Zakłada on, że każdy pracownik czy przedsiębiorstwo pracujące czy świadczące usługi w innym kraju UE niż jego kraj rodzimy będzie musiało świadczyć te usługi zgodnie z zasadami płacowymi obowiązującymi w państwie, na rynku którego operuje, od czwartego dnia gospodarczej działalności poza granicami swojego kraju pochodzenia. Przykładowo polska firma transportowa świadcząca usługi we Francji od czwartego dnia swojej działalności na rynku francuskim będzie musiała płacić wszystkie składki pracownicze we Francji zgodnie z francuskimi zasadami.

Ponadto polska firma świadcząca usługi we Francji będzie musiała wykazać, że jej pracownicy zarabiają co najmniej minimalną stawkę krajową obowiązującą we Francji. Jeśli projekt rzeczonej dyrektywy miałby zostać przyjęty, wówczas godzina pracy jednego pracownika we Francji będzie kosztowała polskiego przedsiębiorcę świadczącego usługi w tym państwie co najmniej 18 euro brutto, to jest ok. 80 złotych. (…)

Dzisiaj polscy przedsiębiorcy z branży transportowej posiadają, wedle różnych szacunków, około 25 procent rynku transportowego Unii Europejskiej. Polska staje się prawdziwym transportowym gigantem w UE, a polskie małe i średnie firmy transportowe, czy przynajmniej ich część, mają duże szanse na to, aby za 10–15 lat stać się potężnymi korporacjami – głównymi rozgrywającymi na rynku transportowym Unii Europejskiej. (…)

Działania podejmowane przez Paryż, Berlin i obecnie Komisję Europejską idą w kierunku, aby zapobiec spadkowi konkurencyjności i znaczeniu zachodnioeuropejskich podmiotów gospodarczych. Niestety w koncepcji Macrona i – jak może się zdawać – Jeana-Claude’a Junckera walka o konkurencyjność i znaczenie na rynku wspólnotowym zachodnioeuropejskich podmiotów gospodarczych ma odbyć się kosztem krajów środkowoeuropejskich i wywodzących się z nich przedsiębiorstw i przedsiębiorców. (…)

Ta sprawa dotyczy wszystkich Polaków, bez względu na ich poglądy polityczne oraz ich stosunek do integracji europejskiej. Dotyczy zarówno Polaków żyjących w Polsce, jak i tych poza granicami Rzeczpospolitej. Musimy mieć tego świadomość. Teraz, właśnie teraz Polska i Polacy mogą bronić swoich praw jako równoprawny członek UE, albo teraz mogą przegrać wszystko. Jeśli przegrają tę batalię, to konsekwencje tej klęski będą odczuwali przez kolejnych kilkadziesiąt lat. (…)

W tej walce Polonia może i powinna odegrać znaczącą rolę. W zachodniej Europie żyją miliony Polaków. Ci Polacy muszą dziś wznieść się ponad swoje animozje i podziały polityczne, albowiem równoprawne członkostwo w UE dla Polski, albowiem zachowanie w UE zasady wolnego przepływu usług pomiędzy państwami UE to dla Polski i Polaków kwestia gospodarczego być albo nie być na następnych kilkadziesiąt lat! (…)

Polacy za granicą muszą lobbować na rzecz powstrzymania wyżej omawianych zmian w UE. Polacy żyjący w Europie muszą w tej kwestii działać wspólnie. Mówić w tej kwestii jednym głosem. Być może wspólnie organizować manifestacje i pikiety przeciwko tym niekorzystnym dla nas – dla nas wszystkich – zmianom. Polskie „NIE!” musi wybrzmieć w Europie Zachodniej. Nie tylko „Poloamerykanie” są wyborcami. Wyborcami są również ci Polacy, którzy żyją we Francji czy w Niemczech i rządzący w tych krajach powinni usłyszeć ich głos.

Donald Trump usłyszał głos Polaków żyjących i glosujących w Stanach-Zjednoczonych. Czy głos Polaków żyjących we Francji czy w Niemczech usłyszą Emmanuel Macron i Angela Merkel? Z pewnością tak, ale pod warunkiem, że Polacy żyjący we Francji, w Niemczech, w szeroko pojętej Europie Zachodniej zjednoczą się ponad podziałami i jednym głosem powiedzą: nie! Nie – dla niekorzystnych dla Polski i Polaków zmian w UE.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Do i o Polonii słów kilka” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Do i o Polonii słów kilka” na s. 10 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Włodzimierz Żelechowski jest dobrym przykładem wkładu przybyszów z innych stron Polski do historii i kultury Śląska

Jego wiersze „górniczo-hutnicze” należą ściśle do tutejszej spuścizny literackiej. W czasach, gdy tak dużą rolę przykłada się do edukacji regionalnej, wypada pamiętać o tych wierszach i ich autorze.

Jacek Okoń

Można rzec o Włodzimierzu Żelechowskim, że został zapomniany. Jego poczciwe życie przetoczyło się przez pięć co najmniej okresów historycznych, w tym przez dwie wojny światowe. Urodził się w 1893 roku w Krakowie. Jego ojciec, Kasper Żelechowski, był znanym malarzem młodopolskim, działającym w grupie tzw. Piątki Chłopomanów.

Tematyka wiejska, połączona z warsztatem Młodej Polski, na długo określiła sposób widzenia piękna i tworzenia poezji przez syna-poetę. Przez ich krakowski dom przewijały się znane postacie ówczesnego Krakowa, m.in. Ludwik Stasiak i Włodzimierz Tetmajer (czyli Gospodarz z „Wesela” Wyspiańskiego). Był to dom o wysokiej kulturze intelektualnej i artystycznej, o głębokim patriotyzmie. Włodzimierz Żelechowski studiował prawo i leśnictwo, rozpoczął pracę w górnictwie naftowym w Borysławiu. Gdy nadeszła I wojna światowa, został legionistą Piłsudskiego.

Po 1922 roku, kiedy część Śląska została przyznana Polsce, życie Żelechowskiego związało się z Katowicami. Miejscowe środowisko polskie potrzebowało kadr dla przemysłu, ludzi wykształconych, urzędników, działaczy kulturalnych. Poeta przybył tu w 1923 r. z żoną, poetką Janiną Zabierzewską. Podjął pracę w Urzędzie Wojewódzkim, równolegle działając twórczo i próbując skonsolidować rozproszone, nieliczne miejscowe środowisko literackie. (…)

Pod względem ideowym pozostał piłsudczykiem. Po przewrocie majowym publikował w sanacyjnej „Polsce Zachodniej”, piśmie wojewody Grażyńskiego. Dużo pisał i wydawał. Ale przez pierwsze dziesięć lat zamieszkiwania na Śląsku konsekwentnie nie wykazywał zainteresowania tematyką śląską. Mentalnie pozostawał krakusem, polskim patriotą i działaczem, siewcą oświaty. Wydał w tym czasie trzy tomiki wierszy, w których opiewał piękno krajobrazu wyniesionego pod powieką ze stron rodzinnych, uroki przyrody i życia wiejskiego, sielskość. Wydawców szukał poza Śląskiem.

Dlatego z zaciekawieniem, ale i zdziwieniem recenzenci skonstatowali ukazanie się w 1933 roku (z datą 1934) tomiku „W cieniu brzóz i kominów” o podtytule „Tematy śląskie”. Zawartość utworu zdawała się zwiastować przełom świadomościowy autora. Tomik zawierał 45 wierszy, w tym 9 górniczych, 8 hutniczych, pozostałe opisywały krajobraz Katowic i okolic. Krytyka powitała książeczkę ciepłymi słowami, co nie przeniosło się na zainteresowanie czytelników i sukces rynkowy.(…)

Ale od czasów pionierskich wierszy zagłębiowskich o tematyce górniczej Andrzeja Niemojewskiego (1895) było to pierwsze tak obfite poetyckie opisanie rzeczywistości kopalnianej i pracy górnika, nawet technologii wydobywczej. W wierszach tych wykazał się Żelechowski zadziwiającą znajomością nawet tak ściśle specjalistycznych prac, jak roboty filarowe, odwadnianie kopalni, stawianie tamy przeciwpożarowej. A nie była to bynajmniej wiedza, która by pochodziła z osobistego doświadczenia pracowniczego, bo przecież krótki okres pracy w górnictwie naftowym nie był tu pomocny. (…)

W ostatnim okresie życia Poety w kwartalniku „Śląsk Literacki” ukazało się kilka wierszy, poprzez które jego osoba została przypomniana, żywot środowiskowy przedłużony. Były to jednak owe wiersze przedwojenne, właśnie te z tomiku „W cieniu brzóz i kominów”, poświęcone przecież już w momencie powstania (przed 1933 r.) tematowi teraz wręcz obowiązkowemu – pracy robotniczej. Zostały jednak na tę nową okoliczność tak ufryzowane, by czytelnik, krytyk i cenzor poddali się złudzeniu, że to wiersze całkiem nowe o nowych czasach – że to wiersze socrealistyczne.

By ten cel osiągnąć, dokonano (autor? „życzliwy” redaktor?) zmian zaledwie kosmetycznych lub nawet nie ingerowano w treść. Skutek osiągnięty został bowiem głównie poprzez zmianę tytułów. Przedwojenny wiersz „Gwiazdy na ziemi” (o zapadaniu zmierzchu nad miastem) nazywał się teraz „Stalinogród w nocy”, zaś wiersz „Widok ze wzgórza” wydrukowano pod nazwą „Wzgórze nad Stalinogrodem”. Zawartość pozostała ta sama – przedwojenna. W tak paradoksalny sposób kilka wierszy z tomiku „górniczo-hutniczego” przedłużyło swój żywot, zachowując tożsamość treściową z pierwodrukami.

Cały artykuł Jacka Okonia pt. „Górnośląskie górnictwo w twórczości poetyckiej Włodzimierza Żelechowskiego” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Okonia pt. „Górnośląskie górnictwo w twórczości poetyckiej Włodzimierza Żelechowskiego” na s. 6 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Obrazek pamiętają najstarsi mieszkańcy Rudzińca. Nie zniszczył go nawet wielki pożar lasu w okolicach Kuźni Raciborskiej

Miejsce to zwane było Studzioneczką. Wierzono, że źródełko łączy się z innym, tryskającym w pobliskiej Studzionce koło Ujazdu, gdzie także czczony jest obraz będący kopią Ikony Jasnogórskiej.

Barbara Maria Czernecka

Obraz ma wymiary 14 na 20 cm i jest malowaną kopią ikony Matki Boskiej Częstochowskiej. Wyraźnie świadczą o tym: styl Hodegetrii (najstarszego i najbardziej rozpowszechnionego typu ikonograficznego przedstawienia Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na ręku), charakterystyczne barwy szat, żółte nimby nad głowami świętych postaci oraz cięte rysy na twarzy Maryi. Jeszcze kilka lat temu wisiał w lesie na drzewie, tuż nad źródełkiem, z którego wody brał Lisi Potok.

Fot. B.M. Czernecka

Jest to miejsce przy starym szlaku wiodącym w stronę Sławięcic, zwanym przez miejscowych „Wielą Drogą”, obecnie oznaczoną jako „Ladecka”. Z Rudzińca szło się tam od strony parku przez tzw. Ruskie Wrota. Niegdyś, przed wielkim pożarem lasu, rosły tutaj krzewy jagodowe. Okoliczni mieszkańcy, zbierając je, zatrzymywali się przy źródełku, gasili pragnienie i modlili do Matki Bożej. Podobne wytchnienie przy swojej pracy znajdowali tu zatrudnieni w lesie drwale. Lubiono tutaj spacerować i przyjeżdżać na rowerze. (…)

Obrazek ów pamiętają najstarsi mieszkańcy Rudzińca. Przetrwał więc długie lata. Nie zniszczył go nawet wielki pożar lasu w okolicach Kuźni Raciborskiej w sierpniu 1992 roku. Po tej tragedii, chociaż drzewo zostało spalone, obrazek nadal na nim wisiał, chociaż z innej strony pnia, aniżeli pierwotnie. Wydaje się, że do jego ocalenia ktoś się przyczynił, być może ze służby leśnej lub straży pożarnej.

Kilka lat potem został podmieniony na inny obrazek, z przedstawieniem objawienia się Matki Boskiej Mikołajowi Sikatce w Lesie Grąblińskim koło Lichenia. Dzisiaj w tym samym miejscu, chociaż nad wyschniętym już źródełkiem, w niewielkiej kapliczce jest umieszczona współczesna figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem. Obok ktoś postawił krzyż ze zlikwidowanego nagrobka.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej z rudzinieckiego lasu” znajduje się na s. 12 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej z rudzinieckiego lasu” na s. 12 „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Przeciwników repatriacji w Polsce nie brakowało. Toczyło się wszystko według porzekadła: krok do przodu, dwa do tyłu

Władze Polski, już nowej, przez długie lata nie były zainteresowane repatriacją. O tym, że Polska to także nasza Ojczyzna, przekonywali nas tylko społecznicy, którzy docierali do Kazachstanu.

Anatol Diaczyński

Mimo że sejm RP w ciągu ostatnich 20 lat podjął szereg uchwał, które niby to powinny były ułatwić repatriację, i nawet powołano do życia tak zwany system „Rodak”, o którym więcej powiem później, repatriacja nie tylko nie przyśpieszyła, ale praktycznie zanikła. Dlaczego?!

Teraz słyszę, że taka powolna repatriacja była skutkiem złej poprzedniej Ustawy o repatriacji. Władze doszły więc do wniosku, że kolejne poprawki do tamtej ustawy nic nie dadzą i trzeba uchwalić nową. Słuchałem i głęboko zastanawiałem się, czy to mówią poważni, rozsądni ludzie?! Tyle lat im było trzeba, żeby dojść do wniosku, że tamta ustawa była zła?! A ile pieniędzy wypłacono posłom, senatorom i innym urzędnikom za te lata pracy nad nią? Przecież za te pieniądze można było sprowadzić do Polski połowę moich ziomków!

Tym bardziej, że jest pozytywny przykład, choćby ze strony Niemiec, które w o wiele krótszym czasie sprowadziły milion swoich rodaków ze Wschodu! W Polsce władze liczą na przyjazd zaledwie 10–15 tysięcy ludzi. I dla sprowadzenia takiej garstki potrzeba jeszcze 25 lat w nowej, demokratycznej Polsce? To, co w Polsce nazywa się repatriacją, faktycznie jest jej parodią!

Dlaczego Polska ośmiesza się w świecie tą parodią repatriacji? Dlaczego złożyła w ofierze te zaledwie kilkadziesiąt tysięcy Polaków, którzy zamieszkiwali w Kazachstanie przed rozpadem ZSRR, i z których zaledwie połowa zdecydowałaby się wrócić do Polski? Po długim rozważaniu doszedłem do jedynego wniosku, że w Polsce nie chcieli tych ludzi.

Ale dlaczego i kto nie chciał? Przecież w społeczeństwie, jak też w mediach, nadal panuje przekonanie, że Polakom z Kazachstanu trzeba dać możliwość powrotu do Polski, chociażby dlatego, że Polska wyludnia się, bo dramatycznie maleje przyrost naturalny i wielu wyjechało za granicę. (…)

Kiedy byłem jeszcze działaczem polonijnym w Kazachstanie, a i w pierwszych latach tu, w Polsce, zawsze starałem się dodawać swoim rodakom otuchy. Zapewniałem ich: Polska was kocha, pamięta o was, pomoże wam powrócić do Ojczyzny.

Mówiłem im o tym i pisałem w swoich książkach. Teraz z przykrością się zastanawiam, czy nie czują się okłamani przeze mnie? Czy jeszcze jest dla nich miejsce w Polsce? W nowej, przecież demokratycznej…

Artykuł Anatola Diaczyńskiego pt. „Rozważania o repatriacji” znajduje się na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anatola Diaczyńskiego pt. „Rozważania o repatriacji” na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

„Ofiary rzezi nie o zemstę, lecz o pamięć proszą”. Poznańskie obchody 74. rocznicy „Krwawej niedzieli” na Wołyniu

11 i 12 lipca 1943 roku UPA dokonała skoordynowanego ataku na Polaków w 150 miejscowościach w kilku powiatach na Wołyniu. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę ludzi w kościołach.

Andrzej Karczmarczyk

W 74 rocznicę „Krwawej niedzieli” na Wołyniu w dolnym kościele pw. św. Jana Kantego w Poznaniu, gdzie znajduje się tablica upamiętniająca te tragiczne wydarzenia, odbyła się uroczystość złożenia kwiatów i oddania hołdu Polakom pomordowanym przez oddziały UPA.

Uroczystości pod tablicą poprzedziła Msza święta. Krwawa niedziela na Wołyniu to dzień 11 lipca 1943 roku, punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, akcja masowej eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B), Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) oraz ukraińską ludność cywilną. Szczególne nasilenie zbrodni nastąpiło w lipcu 1943 roku. Zamordowano wówczas 10–11 tysięcy Polaków.

11 i 12 lipca UPA dokonała skoordynowanego ataku na Polaków w 150 miejscowościach w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim oraz łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych. Zbrodni na Polakach dokonano w sumie w 1865 miejscach na Wołyniu. Szacuje się, że zginęło w nich ok. 120 tysięcy Polaków.

Zbrodnie na Polakach dokonywane były niejednokrotnie z niebywałym okrucieństwem, palono żywcem, wrzucano do studni, używano siekier i wideł, wymyślnie torturowano ofiary przed śmiercią, a także gwałcono kobiety. Zbrodnia wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego zginęło ok. 10–12 tys. Ukraińców, w tym 3–5 tys. na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Poznańskie obchody rocznicy „Krwawej niedzieli” na Wołyniu” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Poznańskie obchody rocznicy „Krwawej niedzieli” na Wołyniu” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

To wstyd dla naszych sąsiadów, aby setki miejsc pamięci o naszych przodkach przypominały śmietniska czy gruzowiska!

Elementem powodzenia zmiany lub nawet pobudzenia świadomości narodowej jest zadbanie o miejsca pamięci i groby naszych przodków na Wschodzie. Na Białorusi ten problem jest szczególnie istotny.

Adam Słomka

Niedługo będziemy obchodzili stulecie odzyskania niepodległości. W kontekście dyskusji nad koncepcją tzw. „Trójmorza”, czy też „Międzymorza”, lansowaną przez KPN od 1979 roku, umyka nam ważny element, który może spowodować reorientację świadomości w niektórych krajach naszej części Europy z wpojonej „wyzwoleńczej roli Armii Czerwonej” na pamięć o wspólnocie w czasach I RP. (…)

Niedawno w sprawie miejsc pamięci na Białorusi czy Ukrainie interpelację poselską nr 13277 złożył dr hab. Józef Brynkus z Wadowic. Parlamentarzysta zapytał Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego m.in.:

Jak wygląda kwestia upamiętniania przez Litwę, Łotwę, Estonię, Białoruś i Ukrainę miejsc pochówku żołnierzy polskich poległych za ich niepodległość w latach 1918-21? oraz: Ile polskich pomników i miejsc pamięci istniejących nadal oraz na dzień 1 września 1939 roku jest objętych ochroną prawną na terytorium Litwy, Białorusi, Ukrainy i Czech w ramach porządku prawnego i decyzji władz terytorialnych ww. państw? Konkretnie – gdzie te miejsca pamięci i pomniki się znajdują?

Mam wrażenie, że polskie władze nie potrafią udzielić odpowiedzi na zadane przez posła Brynkusa pytania. (…)

Bez zmian w świadomości historycznej w wielu krajach ościennych będziemy spotykali się z rosnącym niezrozumieniem idei „Międzymorza” czy „Trójmorza”. To wstyd dla naszych sąsiadów, aby setki miejsc pamięci o naszych przodkach przypominały śmietniska czy gruzowiska! To najbardziej czytelny skutek promowania przez Rosję „wyzwolicieli z Armii Czerwonej”. Dlatego to my musimy zainicjować wielką, międzynarodową akcję propagandowo-edukacyjną. Zadbać o pamięć!

Cały artykuł Adama Słomki pt. „Zadbać o pamięć” znajduje się na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Słomki pt. „Zadbać o pamięć” na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Wokół upamiętnienia Rzezi Wołyńskiej. Polityka emocji może przynieść niezamierzone, nie zawsze dobre dla nas rezultaty

Zmienić historii nie możemy, ale powinniśmy zrobić wszystko, by nasze narody potrafiły w pokoju współpracować. To leży w interesie dzisiejszych i przyszłych pokoleń Polaków i Ukraińców.

Mariusz Patey

11 lipca w Warszawie pod pomnikiem upamiętniającym ofiary zbrodni wołyńskiej OUN-UPA grupa polskich narodowców i przedstawicieli Korpusu Narodowego Azow złożyła wieńce i kwiaty w hołdzie pomordowanym Polakom. (…) Wlad Kowalczuk, wyrażając żal, że ta tragedia miała miejsce, stwierdził jednocześnie, że Polacy i Ukraińcy nie są skazani na wrogość. (…)

Rzeczywiście widzimy na Ukrainie silne trendy włączania etosu UPA w budowanie mitu narodowotwórczego. Nawet nie przejawiający antypolskich uprzedzeń działacze Azowa brali udział w uroczystościach rocznicowych z okazji urodzin Romana Szuchewycza, odbywających się w wielu ukraińskich miastach.

Polacy zgadzają się co do tego, że ci, którzy mordowali polskie kobiety i dzieci, nie powinni być w panteonie narodowym. Nie ma zgody, by usprawiedliwiać niegodziwości zasadą: „cel uświęca środki”. Trudno nam pogodzić się z postawą, w której uznaje się inspiratora, współsprawcę brutalnych czystek etnicznych za bohatera, a z drugiej wyraża żal za jego uczynki. Takie gesty, jak ten z 11 lipca, to jednak krok w dobrym kierunku ku ustaleniu wspólnej platformy wartości.

Można zrozumieć, że chęć znalezienia odniesień historycznych dla współczesnej walki z Rosją, a może i inspiracje tych sił, które chcą ukraiński wysiłek przekierowania kraju na wektor zachodni skompromitować, wyraźnie wzmocniły zainteresowanie OUN, UPA i ich przywódcami: Stepanem Banderą i Romanem Szuchewyczem. Z punktu widzenia przyjaciół Ukrainy w Polsce te postacie tworzą olbrzymi koszt polityczny wszystkim, którzy chcą pomóc Ukrainie. (…)

U innych naszych sąsiadów nie jest lepiej. Na Białorusi kwitnie kult czasów sowieckich, czci się morderców z czeka, enkawudziści są w panteonie narodowym. W Rosji buduje się pomniki Aleksandrowi Suworowowi, sprawcy okrutnej rzezi Pragi z 1794 r., czy Michaiłowi Murawjewowi o przydomku „Wieszatiel”. Stawia się też upamiętnienia zasłużonym enkawudzistom, np. w Smoleńsku… Niemcy otwarcie chwalą żelaznego kanclerza Ottona Bismarcka, a nawet niektórzy naziści tylnymi drzwiami przeciskają się do panteonu bohaterów, że wspomnę Clausa won Stauffenberga. Czesi czczą pamięć Jozefa Snejderka, oskarżonego o zbrodnie na Polakach w wojnie napastniczej 1919 r. (…)

Nawet jeśli nas obecnie dzieli świat wartości, przeszłość, to jednak dla przyszłości nie możemy się zamykać na współpracę z państwem, które może przyczynić się do wzrostu naszej konkurencyjności w rywalizacji europejskiej.

Dużo gorszym scenariuszem dla nas byłoby wyrzeczenie się aspiracji europejskich, niepodległościowych Ukrainy na rzecz duginowskiej wizji budowy wielkiego Imperium Euroazjatyckiego. Przed antypolską banderowską Ukrainą NATO nas obroni, ale przed nuklearnym mocarstwem już niekoniecznie… (…)

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Wokół Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Rzezi Wołyńskiej” znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Wokół Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Rzezi Wołyńskiej” na s. 15 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl