Czy praworządność zawsze musi być lewoskrętna? To i inne pytania, jakie prowokuje współczesna codzienność

Czy przestaniemy przez wszystkie przypadki odmieniać słowa: zysk, pieniądz, towar, akcje, stopy procentowe, PKB, eksport, import i zrozumiemy, że „gospodarka, głupcze!” wcale nie jest najważniejsza!?

Adam Gniewecki

Czy i Ciebie już zajmują dalsze, pozazdrowotne konsekwencje obecnie panującej pandemii? Czy sądzisz, że świat i gospodarka wrócą do procesu postępującej globalizacji, która w Twojej opinii jest jedną z przyczyn sterowanej i postępującej obyczajowej, duchowej oraz wprost fizycznej degrengolady człowieka? Czy przepowiadana i zapewne nieunikniona zapaść gospodarcza skieruje ludzkość na tor innego, godnego istoty ludzkiej i zgodnego z prawami naturalnymi myślenia? Czy zrozumiemy, że tworzenie nowego, wspaniałego świata nieuchronnie doprowadzi nas do zagłady? Czy przestaniemy wciąż i przez wszystkie przypadki odmieniać słowa: zysk, pieniądz, towar, akcje, stopy procentowe, PKB, eksport, import i… i wreszcie zrozumiemy, że „gospodarka, głupcze!” wcale nie jest najważniejsza!? Czy zamiast modlić się do bożka luksusu pomyślimy czasem: memento mori?

Czy, summa summarum, pandemia może stać się przyczyną sanacji i odrodzenia?

Czy konstrukcja Unii Europejskiej wytrzyma impet uderzenia ekonomicznego i prestiżowego, którego UE doznaje i jeszcze, zapewne, dozna mocniej? Czy suma konsekwencji obecnej pandemii obnaży słabość, złączy oraz spowoduje stopniowe rozluźnianie więzów i pękanie, już i tak nadwerężonych, szwów?

Może, zamiast pełnej, sztucznie przyspieszanej integracji – powrót do wspólnoty gospodarczej i naturalne, stopniowe łączenie się w europejską nację?

Czy nie obawiasz się, że ponieważ im więcej powszechnych swobód, tym łatwiej epidemia postępuje, demokratyczne wolności, które już idą w kąt, mogą już tam pozostać? Nie mam tu na myśli swawoli.

Epidemia rozwija się dynamicznie w krajach, które w ostatnich latach przyjęły rzesze muzułmańskich uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, a ci wtopili się w istniejące już, zamknięte środowiska, obozy czy wręcz enklawy swoich braci w wierze i w walce z niewiernymi, albo utworzyli nowe. O zamachach terrorystycznych, ich autorach i metodach działania wiemy wszyscy. Samobójcze pasy szahida będą już zbędne. Wystarczy paru zarażonych chłopaków z mocnym zdrowiem wypuścić między ludzi… Kto im zabroni wychodzić, ten złamie prawa człowieka, stworzy getta i będzie musiał stanąć z nimi do walki. To są, istniejące w wielu dużych miastach Europy Zachodniej, potencjalne gigabomby wirusowe. Rewiry dla służb sanitarnych i policji praktycznie niedostępne. Wirus będzie tam szalał do woli i rozchodził się na bliższe i dalsze okolice. Jakoś media jeszcze nie poruszają tematu – uchodźcy a koronawirus. Czy to efekt lęku, czy cenzury? A może bezradności w obliczu nieuchronnie nadchodzącego pytania jak zamienić herzlich willkommen na herzlich verabschieden? I jak to zrobić przy minimalnej ilości strat, tych rzeczywistych i tych ujawnionych, po obu stronach?

Jakby tego było mało, mimo wcześniejszych umów i dopłat, Turcy próbują przepchnąć do Europy, via Grecja, następne zagony bojowników islamu, zaś ich kraj nawiguje w kierunku przekształcenia się w państwo islamskie, na domiar złego, w sojuszu z nowym caratem pod przywództwem dozgonnie władającego pułkownika Putina. Turcja to potężny, militarnie i gospodarczo, członek Paktu Atlantyckiego. NATO traci kieł w ważnym rejonie. Pewnie Amerykanie będą musieli rozejrzeć się za implantem. Jak sądzisz?

Hipotetycznie – gdyby Polska, choćby w części, przejęła rolę Turcji, wyszłoby to nam na dobre? Ja spekuluję, że tak. Pod względem bezpieczeństwa i gospodarki.

Jak, z Waszej perspektywy, oceniasz rolę UE w praktycznej walce z Covid-19?

My otrzymaliśmy pozwolenie na przesunięcie do walki z epidemią środków i tak już przyznanych na inne cele. Zamiast oczyszczalni ścieków albo nowej drogi – lekarstwa lub środki ochrony osobistej. Obserwujemy debaty i zapowiedzi następnych posiedzeń w „stosownych terminach” – odpowiednio do powagi instytucji – odległych. Obawiam się, że skończy się na dyrektywie co do parametrów eurokoronawirusa i rezolucji potępiającej jego sposób działania. A ja tak liczyłem na energię pani Stelli Kyriakides, komisarza UE ds. zdrowia, i przynajmniej taką samą determinację, jaką wykazała Komisja w walce z Polską o praworządność w naszym kraju. Praworządność, która w przeciwieństwie do ochrony zdrowia, jak się okazuje, nie jest już sprawą wewnętrzną.

Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Pytania do Bernarda Mégeais” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Pytania do Bernarda Mégeais” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Z braku prawdziwej polityki społecznej manipulacje obyczajowe, zwłaszcza ideologia LGBT, stały się bożkami

W społeczeństwach nie będzie świadomości dziedzictwa po pokoleniach poprzednich i obowiązku wobec przyszłych. Pozostanie jedynie więź ideologii. Czyż nie o tym właśnie marzą globaliści?

Bernard Mégeais

Współcześnie w Europie Zachodniej przy dominacji neoliberalizmu sprawiedliwość społeczna nie jest już kryterium oceny poziomu demokracji. Jak w opowiadaniu Krokodyl zauważa Dostojewski,

„Zarówno postępowcy, jak i liberałowie przyjęli, że zasady ekonomiczne mają pierwszeństwo przed wszelkimi ludzkimi względami”.

Z braku prawdziwej polityki społecznej manipulacje obyczajowe, zwłaszcza ideologia LGBT, stały się bożkiem czczonym przez tzw. postępowców., jako nowy miernik poziomu demokracji. Obecna polityka Unii Europejskiej to narzucanie neoliberalnego globalizmu poprzez wprowadzanie prywatyzacji usług publicznych, szpitali, ubezpieczeń społecznych, systemów emerytalnych, a także strategicznych gałęzi gospodarki, takich jak energetyka. Nawet administracja publiczna ma być zarządzana jak firma ponadnarodowa – ci sami konsultanci, ci sami audytorzy, te same koncepcje finansowe – by móc oddać ją w ręce oligarchów i biznesu prywatnego. W ten sposób działa Macron, a Francuzi w każdy weekend wychodzą na ulice, zaś w dni robocze strajkują.

LGBT, heteroseksualność, katolicy, migranci itd. to pojęcia używane do kategoryzowania populacji w celu jej podzielenia, bo takie społeczeństwa jest łatwiej eksploatować.

Na przykład we Francji żółte kamizelki są francuskie, a przedmieścia wielkich miast to Algieria, Tunezja, Chinatown. Wszyscy mają te same problemy, ale nie łączą wysiłków, więc rząd łatwo sobie z nimi radzi. Podzielonymi manipuluje się bez trudu. Taka jest strategia Sorosa.

LGBT, PMA – medycznie wspomagana prokreacja i GPA – macierzyństwo zastępcze (matki surogatki) to w rzeczywistości bomba, która burzy społeczeństwa. To przerwanie ciągłości antropologicznej, wykoślawienie pojęcia rodziny, zniekształcenie znaczenia słowa ‘pochodzenie’, pogwałcenie praw dziecka na rzecz prawa do dziecka, w imię czystego samolubstwa dorosłych. Historia ludzkości nie notuje formalizacji związków homoseksualnych i homoparentalnych, a dzisiaj roszczenia LGBT mają na celu likwidację heteroseksualności, która dla reprodukcji stała się zbędna. Jak powiedział, pisarz i minister kultury za czasów generała De Gaulle’a, André Malraux, „Natura cywilizacji skupia się wokół religii. Cywilizacja, która nie jest w stanie zbudować świątyni lub grobowca, będzie musiała znaleźć swoją wartość podstawową lub rozpadnie się”.

Cały artykuł Bernarda Mégeais pt. „Socjotechnika zamiast polityki społecznej” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

 

Artykuł Bernarda Mégeais pt. „Socjotechnika zamiast polityki społecznej” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Igraszki swawolnych Dyziów się skończyły. Ludzkość musi wydorośleć i żyć zgodnie z prawem Boskim i ludzkim

Świat stał się rzeczywisty. Największy szok przeżyli chyba młodzi. Nie liczą się imprezy, koledzy i zachcianki. Do ich świadomości dotarło, że są choroby i śmierć, które mogą dotknąć również ich.

Jadwiga Chmielowska

Na początku poszedł fałszywy przekaz, że zachorowania i niebezpieczeństwo śmierci dotyczy tylko ludzi starszych. Młodzież, zwłaszcza niemiecka, zaczęła snuć wizje społeczeństwa bez starców, którym trzeba płacić emerytury i finansować leczenie – utrzymywać szpitale i przychodnie. (…)

Pomimo początkowych danych z Chin, które wskazywały, że wirus najbardziej atakował osoby starsze i z towarzyszącymi schorzeniami, okazało się, że zarażają się nim ludzie w każdym wieku.

(…) Warto przypomnieć, że w latach 2009–2010 świńską grypą zostało zakażonych 60 mln ludzi, a 300 000 hospitalizowano. Nie wiadomo, jaka była śmiertelność. Prezydentem USA był demokrata Barack Obama i media sprzyjające demokratom nie chciały sprawy nagłaśniać. Nie było żadnej paniki medialnej. W Polsce również rządząca PO zbagatelizowała sprawę, a Tusk chwalił Kopacz za niekupienie szczepionki. Z kolei dr Jacek Musiał, który przeanalizował polskie roczniki statystyczne (Rocznik Demograficzny) i przyjął 2015 i 2019 jako przykładowe lata dotyczące śmiertelności miesięcznej ogólnie, podejrzewa, że obecna śmiertelność spowodowana koronawirusem nie odbiega od normy grypowej. Jest to rzędu ponad 30 tysięcy zgonów miesięcznie! Największa miesięczna śmiertelność (także w innych latach) jest od grudnia do marca – kwietnia. Dziennie umiera ponad 1000 ludzi. To coroczny sezon tzw. przeziębień. Nawet jest przysłowie: „Cieszy się starzec, gdy przeżyje marzec”. Ile z tych zgonów obecnie uznalibyśmy za spowodowane koronawirusem? (…)

28 stycznia rozpoczęła się epidemia w Bawarii. Niestety ani Niemcy, ani UE nie ostrzegły świata przed groźbą pandemii. 26 marca „Bild” doniósł: „Berlin – 101 gabinetów lekarskich jest już zamkniętych, kolejne zostaną wkrótce zamknięte – z powodu kwarantanny i braku odzieży ochronnej! System opieki zdrowotnej grozi załamaniem najpóźniej do Wielkanocy, ostrzegł zarząd stowarzyszenia ustawowych lekarzy ubezpieczeń zdrowotnych (KV) w Berlinie w liście otwartym do burmistrza Berlina Michaela Müllera (55 lat, SPD)”.

Niemcy są też wściekli na polskich lekarzy, którzy pracowali na ich terytorium, a w sytuacji kwarantanny i zamykania przychodni wrócili do Polski. Sami ograniczali ilość miejsc na studiach medycznych, bo to bardzo kosztowne wykształcenie i chętnie korzystali z kadr szkolonych na koszt polskiego podatnika, a teraz odczuwają brak lekarzy.

Z kolei główny wirusolog z Charité w Berlinie uważa, że koronawirus przestanie się rozprzestrzeniać, kiedy dwie trzecie społeczeństwa nabędzie odporności po przejściu infekcji. Niemiecki wirusolog Christian Drosten podał prognozy dla „Neue Osnabrücker Zeitung”: „Przy całkowitej populacji wynoszącej 83 miliony dwie trzecie stanowiłoby prawie 56 milionów ludzi, którzy musieliby zostać zarażeni, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. Przy współczynniku umieralności wynoszącym 0,5 procent w tym przypadku można oczekiwać 278 000 zgonów koronawirusowych”.

Rush Limbaugh przewiduje: „W każdym razie to się skończy, a rynek odbije (…) Podejmujemy teraz procedury ekonomiczne, które mają służyć dalszemu ożywieniu gospodarki, gdy wszystko to minie. A kiedy wrócimy do trajektorii wzrostu, pomogą niektóre propozycje prezydenta dotyczące podatków od wynagrodzeń, pożyczek dla małych firm, a nawet wakacji podatkowych”.

Prezydent nie tylko przywołał działanie ustawy z czasów wojny koreańskiej (1950–53), dającej uprawnienia nakazywania firmom określonej produkcji, ale i zdecydował się na dużą pomoc finansową dla firm i poszczególnych Amerykanów. Generał Robert Spalding twierdzi:

Offshoring amerykańskiej produkcji, który miał miejsce, gdy Chiny weszły do Światowej Organizacji Handlu, zniszczył bezpieczeństwo narodowe USA. Teraz wybuch epidemii koronawirusa i jego gwałtowne rozprzestrzenienie się na całym świecie całkowicie zakłóciło globalne łańcuchy dostaw i stało się wyraźnym przypomnieniem, że możliwości przemysłowe są elementem bezpieczeństwa każdego narodu.

Ameryka jest zależna od nierynkowej gospodarki Chin w przypadku większości naszych dostaw farmaceutycznych. Maski stosowane przez wszystkich lekarzy w celu ochrony przed zarażeniem zostały zablokowane przed eksportem przez Chiny. Oprócz tego należy dodać niezbędne, liczne części i zapasy wymagane przez wojsko amerykańskie, które są pozyskiwane przez Chiny, do listy towarów podatnych na zakłócenia w łańcuchu dostaw. Jednak zakłócenia wywołane przez koronawirusa dają możliwość naprawienia rażącej słabości naszego bezpieczeństwa narodowego, zapewniając jednocześnie bardzo potrzebny impuls dla gospodarki”.

Świat się po epidemii zmieni. Państwa narodowe się wzmocnią, a zerwanie globalnych łańcuchów produkcyjnych i dostaw zaowocuje gospodarczym rozwojem państw. Postęp technologiczny i cyfryzacja umożliwiły już teraz, w tym trudnym czasie, sprawne funkcjonowanie nie tylko państw, ale i obywateli. Gospodarka po pandemii przeżyje taki rozwój jak po wojnach. Bo to jest wojna. Igraszki swawolnych Dyziów i zabawy harcowników się skończyły. Ludzkość musi wydorośleć i żyć w zgodzie z prawem Boskimi i ludzkim.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Koniec wiecznej zabawy” znajduje się na s. 7 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Koniec wiecznej zabawy” na s. 7 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stefan Wyszyński był chrześcijaninem, ale nie był człowiekiem naiwnym/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 70/2020

Przez cały czas swojej posługi prymasowskiej miał do czynienia z tak ekspansywną i masową ideologią, że jedynym sposobem, w jaki mógł dać jej odpór, było publiczne wykazywanie masowości katolicyzmu.

Piotr Sutowicz

Stefan Wyszyński i ideologie XX wieku

W tak zwanej opinii publicznej funkcjonuje wiele skojarzeń związanych z postacią Stefana Kardynała Wyszyńskiego, a każde z nich z czegoś wynika. Mówimy o nim jako o ostatnim rzeczywistym interrexie czy też o Prymasie Tysiąclecia. Odnosimy się do niego jako symbolu oporu przeciwko ustrojowi komunistycznemu. Prymas był wielkim admiratorem katolicyzmu ludowego, który dziś często bywa deprecjonowany, i dlatego z rozrzewnieniem wspominają go także ci, którzy chcieliby, by Kościół dalej szedł taką drogą. Wszystkie owe myśli i skojarzenia mają swe plusy i minusy. Postawa i polityka kardynała Wyszyńskiego bywa oceniania z różnych stron, najczęściej zresztą korzystnie. Zdarzają się jednak i komentarze mniej lub bardziej negatywne. W każdym razie na pewno postać ta wciąż czeka na ponowne odkrycie i aktualizację, a zbliżająca się beatyfikacja tego wielkiego prymasa każe takie zadanie podjąć z odpowiednią powagą.

Historyczność

Niestety dość powszechna stała się opinia, że prymas Wyszyński nie da się aktualizować, gdyż cała jego działalność w okresie PRL stała się po roku 1989 li tylko historyczna. Walka z komunizmem we wszystkich wymiarach tamtych czasów po prostu jest już rozdziałem całkowicie zamkniętym.

Oczywiste jest, że każda polityka prowadzona w określonych czasach i realiach pozostaje aktualna właśnie w nich.

Badanie biografii danej postaci odnosić się więc musi do realiów historycznych, w jakich ona żyła, bez względu na to, jak odległe one są od rzeczywistości, w której żyje badacz. Nie da się z konkretnych wypowiedzi i działań obliczonych na reakcję bieżącą uczynić myśli uniwersalnej, ale przesłanki, z jakich one wynikały, stać się mogą ważną inspiracją na przyszłość.

Stąd mniej lub bardziej bez sensu jest bezrefleksyjne cytowanie Prymasa Tysiąclecia i dowodzenie, że jest to w całej rozciągłości odpowiedź na jakieś obecne bolączki. Z drugiej strony deprecjonowanie go również jest drogą donikąd, choć to drugie najczęściej wynika ze złej woli i wbrew pozorom albo jest echem polemik dawniejszych, albo wynika z niechęci do chrześcijańskiej wizji społeczeństwa, którą tak wytrwale głosił nasz bohater. Tak np. można patrzeć na walkę z tzw. katolicyzmem ludowym, tak mocno rzekomo promowanym przez prymasa Wyszyńskiego. Krytycy odwołujący się przy tym do wiary zdają się zapominać, że hierarcha ten wykonywał w tym względzie jedynie nakaz ewangeliczny.

Według przeciwników form jego nauczania czasy są dziś inne i w związku z tym stawianie w Kościele na masowość jest kompletnie nieaktualne. Tak się jednak składa, że i za jego życia wiele środowisk zarówno laickich, jak i katolickich krytykowało go za aktywną pracę z masami i rzekome upodobanie w ludowej pobożności. Takie ataki czynione w czasach PRL tak naprawdę mogły służyć jedynie władzom komunistycznym, które jak diabeł święconej wody bały się masowości właśnie, co Wyszyński, zdaje się, wiedział jak nikt inny. Tak się więc składa, że ci działacze i publicyści katoliccy, którzy wówczas mniej lub bardziej otwarcie zarzucali mu w tej kwestii błąd, pełnili po prostu rolę pozytywnych idiotów systemu. Myśląc Wyszyńskim, należałoby postawić sobie pytanie, jak docierać do tłumów w sytuacji, kiedy Kościół nie może oddziaływać poprzez media, a warto przypomnieć, że tak było przez większość PRL, a na pewno przez cały czas jego posługi prymasowskiej. Skoro miał on do czynienia z tak ekspansywną i masową ideologią, to jedynym sposobem, w jaki mógł dać jej odpór, było publiczne wykazywanie masowości katolicyzmu. Wydaje się, że i dziś nie jest to postawa pozbawiona sensu, żeby nie powiedzieć: całkowicie logiczna, pod warunkiem wszakże, że kryje się za nią prawdziwa wiara, a nie jedynie poza.

Od śmierci Prymasa minęło już trochę czasu i znowu grzmiąco odzywają się głosy, że wiara jest sprawą prywatną, a jej przeżywanie powinno objawiać się w osobistym głębokim doświadczeniu, a nie w życiu publicznym. W tym względzie jest to to samo dążenie co wówczas, historia miewa niestety skłonność do zataczania kół. Likwidacja społecznego wymiaru Kościoła zdaje się być nadal celem nowoczesnych ideologii, które nastały po komunizmie albo raczej po jego przeobrażeniu się w coś innego, nowego, niestety doskonalszego.

Kwestia robotnicza

Dla Stefana Wyszyńskiego czas komunizmu nie był pierwszym okresem życia, w którym zetknął się on z tą ideologią. Już jako młody kapłan w dwudziestoleciu międzywojennym w sposób szczególny pochylił się on nad kwestią robotniczą, i to w kilku wymiarach – po pierwsze jako naukowiec, po drugie jako społecznik.

Wydaje się, że tamtym czasie tkwi jeden z kluczy do sukcesów późniejszego prymasa, który najpierw posiadł był naukową wiedzę o marksizmie, a szczególnie jego sowieckiej odsłonie, po wtóre zaś, sam nie pochodząc z bogatych sfer społecznych, na biedę i kwestie socjalne był chyba szczególnie czuły.

Panujący w dwudziestoleciu międzywojennym ustrój gospodarczy, zdaje się, nie zachwycał młodego Wyszyńskiego. W jego opinii zbyt mało zajmowano się losem najszerszych warstw społecznych, żyjących niekiedy w skrajnym ubóstwie.

Oczywiście pierwszym celem aktywności społecznej postulowanej przez Stefana Wyszyńskiego mogłoby być proste „głodnych nakarmić”, niemniej równolegle prowadził on aktywność pisarską nakierowaną na znajdowanie rozwiązań ustrojowych w tej kwestii. Stąd brało się jego odkrycie katolickiej nauki społecznej, która już od wieku XIX była polem bitwy Kościoła o godność człowieka żyjącego w masowym społeczeństwie. Bez wątpienia inspiracją dla Wyszyńskiego był tu Leon XIII i jego Rerum novarum, w której to encyklice ten przewidujący papież dał wyraz swoim lękom związanym z komunistyczną odpowiedzią na chorobę, jaka trapiła społeczeństwa XIX wieku. Jej aktualność, która trwała długie dziesiątki lat, a być może pod pewnymi względami nie przeminęła do dziś, każe z uznaniem patrzeć również na tych, dla których była inspiracją.

Zbliżenie się młodego kapłana do środowisk robotniczych już wówczas wzbudzało dwa rodzaje niechęci. W pierwszej kolejności zainteresowanie się ich losem nie było na rękę tym, którzy chcieliby widzieć Kościół jako instytucję klasową związaną z elitami gospodarczymi, bądź też – tak jak później komuniści – milczącą, ograniczoną do dewocji zamkniętej w murach świątyń. Po drugie wszakże, aktywność społeczna Stefana Wyszyńskiego nie była na rękę również przedwojennym aktywistom komunistycznym, którzy, tak jak i po wojnie, chcieli mieć monopol na kwestię robotniczą. Działalność Kościoła na tym polu była więc wybitnie groźna, mogła doprowadzić do powrotu rzesz ludzkich w mury świątyń i związać je z nauką Kościoła także tą społeczną i co gorsza, doprowadzić do kompletnej martwoty komunistyczny system myślowy oparty na ateizmie.

W latach PRL prymasa Wyszyńskiego niepokoiła ta swoista spójność celów obu sił – określmy je mianem ośrodków ideologicznych – do tego stopnia, że od czasu do czasu skłonny był zgadzać się z tym, że są one narzędziami siły znacznie większej i groźniejszej. W każdym razie to raczej z pierwszego z tych kręgów wyszła inspiracja do przydania mu określenia „czerwonego księdza”, co pokazuje, że jego aktywność wywoływała kontrowersje i nieporozumienia.

Komuniści, zarówno przed-, jak i powojenni spodziewali się odnieść wielkie sukcesy, bazując na niechęci robotników do kleru katolickiego. Stąd podgrzewanie atmosfery antyklerykalnej i dowodzenie, że to Kościół stał i stoi po stronie sił sprzeciwiających się społecznej emancypacji mas. Bardzo ważne było wykazanie, że tak nie jest.

Wbrew pozorom sama Ewangelia i nauka Chrystusa jest dobrym orężem w walce z ideologią dzielenia ludzi na klasy i przeciwstawianie ich sobie.

Natomiast z naleciałości historycznych można było stosunkowo łatwo zrezygnować. Wielu ludzi Kościoła zdawało sobie z tego sprawę i dobrze, że należał do nich również przyszły Prymas Tysiąclecia. Powojenna stalinizacja ze swą niechęcią do własności prywatnej, w tym, a może przede wszystkim, do własności kościelnej, okazała się być mu pomocna w pokazaniu, że Kościół jest bardziej z narodem niż kiedykolwiek dotąd. Być może to radykalizm komunistyczny, który doprowadził do radykalizmu katolickiego na masową skalę, przyczynił się do największego sukcesu ewangelizacyjnego w Europie Środkowej i jednocześnie do klęski sytemu. W starciu z ideologią komunistyczną robotnicy stanęli po stronie Kościoła, a nie byłoby to możliwe, gdyby nie przedwojenne utarczki Wyszyńskiego z kapitalizmem i jego ogromna aktywność powojenna.

Godność człowieka

Ideologie XX wieku mają nadzwyczajną, dobrze widoczną gołym okiem skłonność do uprzedmiotawiania człowieka. Wszystkie wielkie systemy, które dominowały w tamtym czasie i dominują dziś, ulegają pokusie stawiania sobie celów w oderwaniu od przyrodzonej godności ludzkiej, którą najpełniej wyjaśnia światopogląd oparty na założeniu, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Stwórcy. Dobro człowieka, które rozszerza się w postaci kręgów, przybierając postać dobra wspólnego, bywało konsekwentnie ignorowane przed wielkie systemy polityczne, które same określały, co jest dobre, a co złe.

W okresie przedwojennym mieliśmy bez wątpienia do czynienia z kryzysem miejsca człowieka w państwie i społeczeństwie. Bardzo znamiennymi przykładami dostrzeżenia tego faktu, abstrahującymi od wiary religijnej, mogą być dwa jednakowo smutne obrazy filmowe. Pierwszym jest Metropolis Fritza Langa z roku 1927, drugim obraz Charliego Chaplina Dzisiejsze czasy. Ten ostatni kojarzy się widzom z na pozór zabawnymi scenami, w których Chaplin, rozpędzony przez maszynową pracę, biega najpierw po hali fabrycznej, a potem po mieście i jakimś śrubokrętem „przykręca” wszystko, co napotka na swojej drodze. Oczywiście obraz jest tak naprawdę przygnębiający i napawa pesymizmem.

Przejawów załamania godności człowieka w tamtych czasach było wystarczająco dużo, by można było stawiać tezę o dysfunkcyjności panującego ustroju. Młody ksiądz Wyszyński zdawał sobie sprawę z tego, że systemy oparte na błędnych założeniach zdolne są do wielkich zbrodni, choć nie zetknął się wtedy osobiście z sowieckimi gułagami, o których wszakże coś tam wiedział.

Bezpośrednim wstrząsem musiał być dla niego nazizm. Po raz pierwszy bowiem Polacy, jako cały naród, na własnej skórze przekonali się, do czego może prowadzić zło przeniesione na niwę społeczną.

Sam ksiądz Wyszyński uniknął wówczas męczeństwa, choć całą okupację musiał się ukrywać. Wojny nie przeżyła natomiast znakomita część jego kolegów z diecezji włocławskiej. Swą powojenną pracę duszpasterską i społeczną po kilku latach tułaczki musiał zacząć od refleksji na temat tego, co właśnie minęło.

Niewątpliwie polski patriota, wręcz narodowiec, jeszcze bardziej umocnił się na swoim stanowisku, jednocześnie określając system niemiecki jako pogaństwo. Starcie, które właśnie przewaliło się nad ziemiami i narodem polskim, było więc starciem z siłami niechrześcijańskimi, ale i przedchrześcijańskimi, przy których wszystko inne wydawało się łagodne. Nowa rzeczywistość, początkowo przybierająca postać polskości prospołecznej i sprawiedliwej, zdawała się być czymś pożądanym; przynajmniej nowi władcy kraju w pierwszej fazie takie wrażenie chcieli wywołać. Co prawda umysł księdza doktora, a od 1946 roku biskupa lubelskiego, nakazywał pełną nieufność wobec ateizmu, coraz mocniej deklarowanego przez władzę, ale czymże była ta doktryna, wobec której Polacy wykazywali daleko idącą wstrzemięźliwość, wobec barbarzyństwa lat wojny? Poza tym trzeba było na nowo wznosić godność człowieka i umożliwić mu byt materialny, a potem zająć się następnymi sprawami. Te nie kazały na siebie długo czekać.

Rząd dusz

Ksiądz Wyszyński zawsze był przeciwnikiem upolityczniania Kościoła i wykorzystywania haseł katolickich od walki partyjnej. Miało to miejsce przed wojną, miało i po. Oczywiście realia obu okresów były zupełnie inne. Przed wojną podejmowano mniej lub bardziej udane próby organizowania katolickiej opinii publicznej, czy też prac koncepcyjnych nad tym, jaki byłby najlepszy dla katolików ustrój polityczny. Po roku 1945 wszystko się diametralnie zmieniło, niemniej jednak głos katolików musiał być jakoś wyrażany i nie mogli oni dać się zepchnąć do przysłowiowego narożnika. W tym wypadku szczególnie wielka stała się rola prymasa, choćby z tego powodu, że wszystkie inne publiczne fora wypowiedzi i miejsca działalności katolików zostały prawie całkowicie skrępowane i skazane na formy karykaturalne. Tak się stało zarówno z działalnością polityczną opozycji, jak i tą szczególnie bliską Wyszyńskiemu, związaną z aktywnością świeckich na niwie katolicko-społecznej. Sytuacja stała się paradoksalna: zwolennik jak największej aktywizacji laikatu musiał swoją osobą wypełnić jego miejsce w życiu publicznym na tyle, na ile było to możliwe.

To temu okresowi zawdzięczamy obraz prymasa nauczającego, występującego przed masami ludzkimi, które słuchają jego słów w najwyższym skupieniu. Tu najpełniej wyraziła się jego wizja katolicyzmu masowego, wielkich akcji duszpasterskich, które miały służyć walce o dusze narodu w jak najszerszym jego wymiarze. Słynna, zapamiętana przez historię Wielka Nowenna prowadzona przez 10 lat, a związana z upamiętnieniem 1000. rocznicy chrztu Polski, była zarówno masową ewangelizacją, jak wielką lekcją historii przeprowadzoną na nigdy wcześniej ani później nie spotykaną narodową skalę.

Rozmach przedsięwzięcia pokazał zdolność prymasa Wyszyńskiego do prowadzenia kampanii „medialnych” bez mediów właśnie, a do tego przy całkowitej wrogości instytucji państwowych.

Tu też objawiła się jego koncepcja, by przy okazji poszczególnych etapów nowenny, czy też samej akcji milenijnej, umożliwić ludziom „policzenie się”. Ten fakt miał też pokazać władzy, że jej poplecznicy wcale nie są w większości, a to musiało irytować. Gomułka bywał wściekły i pewnie Wyszyńskiego szczerze nienawidził, a przedsięwzięte przez niego akcje represyjne, jak choćby zupełnie bzdurny pomysł „aresztowania” kopii obrazu jasnogórskiego, tylko pogarszały sytuację władz. W tej walce Kościół ewidentnie brał górę, przy okazji zaś naród stawał się coraz bardziej świadomy siebie i swej podmiotowości. W ten sposób dość okólną drogą prymas uzyskiwał to, czego chciał już przed wojną. A że wszystkiego się nie dało wykonać, to trochę inna historia.

„A narodowi potrzeba wielkości”

Ten na pozór wyrwany z szerszego kontekstu cytat, ponoć z roku 1979 – w każdym razie z ostatnich lat życia Prymasa Tysiąclecia – zdecydowanie podkreśla jego linię programową. Naród bowiem nie może być przedmiotem żadnej ideologii. Wyszyński był przekonany, że jest twór istniejący z postanowienia Bożego. W tym kontekście troska o niego i jego wielkość jest zadaniem nie tylko społecznym, obliczonym na ziemskie trwanie, ale w jakimś stopniu również wypełnianiem woli Bożej.

Prymas był wielkim teologiem narodu, jednak nie zajmował się tą koncepcją teoretycznie, lecz właśnie z polskiego punktu widzenia, będąc wychowany na Sienkiewiczowskiej wizji wielkiej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

W ciągu życia bardzo głęboko przyswoił sobie tradycję Polski piastowskiej, do tej epoki nawiązywał w swym powojennym nauczaniu, między innymi jako ordynariusz ziem zachodnich i północnych. Ta jego funkcja została wymuszona politycznie, niemniej sprawował ją z wielkim zaangażowaniem. Książka Władysława Jana Grabskiego pt. Trzysta miast wróciło do Polski, będąca swego rodzaju przewodnikiem historyczno-geograficznym po nieznanej dla wielu Polaków części kraju, należała do jego ulubionych. Życzył sobie ją mieć ze sobą nawet w miejscach internowania w latach 1953–1956.

Wszystko, co wpływało na kulturę polską i stan narodu, interesowało go bardzo żywo do ostatnich dni. Wspomniałem powyżej, że był patriotą, ale powiedzieć to o Prymasie Tysiąclecia to trochę mało. Był admiratorem polskości we wszystkich jej wymiarach. Stawiał za wzór naród, z którego się wywodził, a rodaków zachęcał do dumy z tego, że są Polakami. Nie była to jednak ksenofobia. Prymas szanował inne kultury, choć np. jego opinie o Niemcach w okresie powojennym nie należały do pozytywnych i dziś pewnie niektórzy czytelnicy na jego wypowiedzi z tamtego okresu mogą kręcić nosem, zarzucając mu niechęć do zachodnich sąsiadów. Stefan Wyszyński był chrześcijaninem, ale nie był człowiekiem naiwnym. W swej działalności politycznej był realistą o niezwykle sprecyzowanych celach i trafnych spostrzeżeniach. Narodowi niemieckiemu wytykał to, co rzeczywiście miał on na sumieniu. Jednocześnie wiedział, że w przyszłości, kiedy tenże upora się ze swą przeszłością, będzie partnerem do równorzędnych rozmów. W roku słynnego orędzia milenijnego przekonał się, że na to chyba jeszcze za wcześnie.

W każdym razie wszystko, co robił, oprócz tego, że było ewangelizacją, było też wykuwaniem wielkości narodu.

W dzisiejszych czasach tego powiązania dwóch rzeczywistości musimy uczyć się szczególnie, gdyż każde zaniedbanie w tym względzie zemści się na nas raczej wcześniej niż później.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Stefan Wyszyński i ideologie XX wieku” znajduje się na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Stefan Wyszyński i ideologie XX wieku” na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wirus na służbie? Z historii układów o niestosowaniu broni biologicznej/ Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 70/2020

Amerykanie i Chińczycy nawzajem oskarżają się o wyprodukowanie koronawirusa. Ogromne doświadczenie w wirusologii mają Rosjanie. Obecnie są sympatyczni, ale w przeszłości popełniali różne grzechy…

Jan Martini

Wirus na służbie?

Amerykanie i Chińczycy nawzajem oskarżają się o wyprodukowanie wirusa, który spowodował obecną pandemię. Oczywiście są to spekulacje z pogranicza teorii spiskowych, ale rzeczywiście ponoć istnieją cechy wskazujące na ingerencję ludzką w genotyp koronawirusa SARS-CoV-2.

Sceptycy z kolei twierdzą, że jak na wirusa bojowego, ten koronawirus powoduje stosunkowo małą śmiertelność. Bez porównania bardziej niebezpieczny, ale mniej zaraźliwy, jest jego bliski krewniak – wirus SARS1. Ten wirus bywał używany bojowo.

Atak tym wirusem został przeprowadzony na fizyka prof. Nowaczyka – eksperta, który wystąpił 28 III 2012 r. w Parlamencie Europejskim w Brukseli podczas publicznego wysłuchania na temat katastrofy smoleńskiej. Po powrocie do USA zachorował na SARS i został cudem uratowany dzięki opiece medycznej najwyższej jakości. Przeprowadzone później wnikliwe śledztwo wykazało, że jedyną możliwością zarażenia się wirusem było wszczepienie go w zastrzyku.

Profesor choruje na cukrzycę i codziennie robi sobie zastrzyk. Zamach na naukowca był starannie przygotowany. Zdobyto wiedzę na temat jego choroby i lekarstwa, którego używa. W hotelu w Brukseli podmieniono fiolki.

Służby, które próbowały „zneutralizować” profesora nie zrezygnowały z wysiłków. W 2013 roku uniwersytet w Baltimore nie przedłużył mu umowy o pracę z oczywistym naruszeniem prawa pracy. Kazimierz Nowaczyk wytoczył proces uczelni, ale nie mógł znaleźć adwokata. Profesor dostał wyraźną wskazówkę, że nie powinien się interesować katastrofą smoleńską…

Ogromne doświadczenie w wirusologii mają Rosjanie i z pewnością wiedza ich naukowców niegdyś była wykorzystywana w „służbie rewolucji”. Często posługiwali się działaniem pod tzw. fałszywą flagą, sugerując, że działał ktoś inny. Oczywiście trudno jest podejrzewać obecnie sympatycznych i kulturalnych Rosjan, ale w przeszłości popełniali różne grzechy…

Poniżej fragment z książki Richarda Clarke’a Against All Enemies, na temat efektów umowy rozbrojeniowej z ZSRR. Autor był doradcą ds. bezpieczeństwa trzech prezydentów Stanów Zjednoczonych i jednym z pięciu ludzi w Ameryce, który widział przysłany przez Anglików raport na temat wielkiego sowieckiego programu broni bakteriologicznej. O sowieckim oszustwie Anglicy dowiedzieli się od wysokiej rangi sowieckiego naukowca koordynującego program, zbiegłego do Wielkiej Brytanii.

W 1972 roku ZSRR, USA i inne państwa podpisały traktat stawiający poza prawem broń biologiczną.

My zniszczyliśmy naszą. ZSRR utrzymywał, że zrobił to samo. Oni kłamali. Nie tylko nie zniszczyli swoich broni biologicznych, ale znacznie rozszerzyli program, pracując nad broniami o przerażających możliwościach.

Ich laboratoria pracowały nad wirusami Marburg i Ebola, które powodowały u ofiar krwawienia ze wszystkich otworów ciała i organów wewnętrznych, aż do śmierci.

Rosjanie doskonalili bomby, pociski artyleryjskie i inne bronie do przenoszenia i rozsiewania takich czynników chorobotwórczych jak wąglik, botulinum, ospa i bakterie odporne na antybiotyki. Już mieli zmagazynowane pociski napełnione tymi truciznami. Ponad 100 000 Sowietów pracowało nad tym tajnym programem w wielu laboratoriach i fabrykach na terenie całego ZSRR.

Co więcej – bardzo miły i przyjacielski wysoki urzędnik radziecki, który z nami negocjował traktaty rozbrojeniowe, doskonale wiedział o tych nielegalnych programach, ale ich istnienie utrzymywał w tajemnicy przed nami.

Nie były to miłe wiadomości dla nas, ale jeszcze bardziej kłopotliwe były dla Sekretarza Stanu Jima Bakera. Baker poinformował Pentagon, Kongres i Prezydenta, że możemy bezpiecznie podpisać kilka większych porozumień rozbrojeniowych z Sowietami. Stwierdził, że jest bardzo nieprawdopodobne, by przywódcy sowieccy pozwolili sobie na ryzyko bycia przyłapanym na pogwałceniu porozumień. Jeśli by tak zrobili, wywiad amerykański jest w stanie to wykryć za pomocą „narodowych technicznych środków” pozostających w naszej dyspozycji. Jim Baker musiał teraz zmierzyć się z sytuacją, gdy Sowieci jednak zaryzykowali przyłapanie, a nasze „narodowe środki techniczne” nie zdołały wykryć nielegalnego, wielkiego programu zbrojeniowego.

Gdyby nie wiara w brytyjski wywiad, którą wykazał rosyjski zbiegły naukowiec, nic byśmy nie wiedzieli o niezmiernie groźnym zagrożeniu bakteriologicznym.

Pierwszą reakcją Bakera było trzymanie wiadomości w tajemnicy do czasu, gdy sowieccy przywódcy zgodzą się na zniszczenie swoich broni w obecności amerykańskich obserwatorów. Niestety Sowieci po konfrontacji wcale nie byli skłonni do kooperacji. Twierdzili, że Amerykanie muszą mieć także taki tajny program i żądali inspekcji naszych fabryk. Dyskusje trwały jakiś czas i w końcu Rosjanie zgodzili się zniszczyć wszystko i umożliwić ograniczoną kontrolę przez naszych obserwatorów. Ja nigdy nie czułem się usatysfakcjonowany tym, co nam Sowieci przedstawili. Po pierwsze – nie dostaliśmy kompletnej listy wszystkiego, co oni wytworzyli (i zniszczyli), po drugie – nie dali nam antidotum na szczepy chorobotwórczych drobnoustrojów, które z pewnością musieli mieć.

Konwencja o broni biologicznej BWC – to traktat podpisany 10 kwietnia 1972 r. w Londynie, Moskwie i Waszyngtonie, zakazujący sygnatariuszom rozwijania, przekazywania oraz nabywania broni biologicznej. Konwencja weszła w życie w 1975 r. po ratyfikacji przez 22 państwa. W 1992 roku konwencję poszerzono o ustalenia umożliwiające dokładniejszą kontrolę, licząc, że Rosja – już demokratyczna – się „ucywilizuje” i będzie przestrzegać zobowiązań.

Obecnie konwencja wiąże 178 państw.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Wirus na służbie?” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Wirus na służbie?” na s. 6 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na tego kandydata na prezydenta zagłosuję 10 maja (jeśli wybory się odbędą) / Jan Azja Kowalski, „Kurier WNET” 70/2020

Zwolennicy większości powinni być bardzo wstrzemięźliwi w ocenach dużo słabszych przeciwników. Duży pies nie ujada przecież jak mały piesek, który brak siły nadrabia donośnym szczekaniem.

Jan A. Kowalski

W mądrości swojej ojcowie demokracji wymyślili dwie tury wyborów po to, żeby zwycięzca (drugiej tury) uzyskał poparcie ponad połowy wszystkich głosujących. Żeby do następnych wyborów reprezentował po prostu wszystkich. A my, wyborcy, powinniśmy to genialne rozwiązanie przyjąć jako jedyne, które chroni nas przed ciągłą wojną domową. I powinniśmy dziś, w roku 2020, zrozumieć, że niczego lepszego już w demokracji nie wymyślimy. Wszelkie próby podważania wyniku wyborów (uczciwych) jedynie anarchizują państwo. To zaś cieszyć może jedynie naszych wrogów zewnętrznych i ich agentów żyjących wśród nas.

Jednak dla rozładowania emocji wewnętrznych, które ujawniają się w trakcie kampanii, niezbędna jest zażarta i merytoryczna dyskusja programowa przed I turą. Nawet kandydat najmniejszej grupki poglądów powinien mieć możliwość prezentacji swoich poglądów ogółowi wyborców. Taka dyskusja nie osłabia, ale wzmacnia państwo.

Bo nawet najmniejsza grupka może mieć jakiś jeden pomysł świetny dla nas wszystkich. I chyba tylko mentalni bolszewicy, niezależnie od aktualnej partyjnej sympatii, nie potrafią tego zrozumieć. Dla nich to ich kandydat powinien zwyciężyć w pierwszej turze, najlepiej bez żadnej dyskusji.

A na resztę szkoda czasu i pieniędzy. A kto myśli inaczej, wdeptać go w błoto! Trochę smutne, że taką bolszewicką postawę prezentują często zdeklarowani zwolennicy Andrzeja Dudy. Smutne dla mnie, piszącego te słowa. Przecież jeżeli Andrzej Duda będzie najlepszym kandydatem dla większości Polaków, to i tak wygra. A czy w I turze, czy dwa tygodnie później – jakie to ma znaczenie?

Zwolennicy większości powinni być również bardzo wstrzemięźliwi w ocenach dużo słabszych przeciwników. Duży pies nie ujada przecież jak mały piesek, który brak siły nadrabia donośnym szczekaniem. Ujadanie dużego psa byłoby trochę śmieszne. Piszę to pod rozwagę wszystkim, nie ubliżając nikomu.

W związku z epidemią, która jednak ogranicza swobodę dyskusji, wybory 10 maja mogą skończyć się tego samego dnia bezapelacyjnym, ponad 50% zwycięstwem Andrzeja Dudy. Dotychczasowy prezydent Polski pozostanie prezydentem na kolejne 5 lat. Moim prezydentem, jak jest nim obecnie, ponieważ został wybrany przez większość Polaków. I nawet przeze mnie w II turze. Nie jakimś Andżejem, jak go nazywają jednostki „niedoważone” w swoim poczuciu humoru. Ale szacunek wobec odmiennych poglądów należy się nie tylko głowie państwa. Wynik wyborów zweryfikuje przecież poglądy każdego z nas.

Czując się wolnym i odpowiedzialnym obywatelem polskim, 10 maja nie zagłosuję na Andrzeja Dudę. Zagłosuję na takiego kandydata, który spełni moje trzy warunki.

  • Po pierwsze, zagwarantuje ciągłość sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi jako podstawę pod budowę niezależności Polski od Niemiec i Rosji.
  • Po drugie, przedstawi alternatywę programową wobec aktualnej koncepcji obozu rządowego. Afirmację zaradności, pracowitości i oszczędzania obywateli i państwa w kontrze do obecnej polityki odbierania zaradnym, pracowitym i oszczędnym dla rozdawnictwa i marnowania naszych wspólnych pieniędzy.
  • Po trzecie, wykaże chęć zmiany obecnej, nieudanej konstytucji na wolnościową, jaką zaproponowałem kiedyś pn. Konstytucja V Rzeczypospolitej. I zmiany centralnie, partyjnie i biurokratycznie zarządzanego państwa – w państwo zarządzane oddolnie przez samych Polaków. I ogłosi natychmiastową budowę obozu zmiany Polski, który weźmie udział w kolejnych wyborach parlamentarnych. Bo sam prezydent w aktualnym systemie rządzenia niewiele może.

Właśnie na takiego kandydata zagłosuję w I turze, niezależnie od tego, kiedy się ona odbędzie. Możliwe jednak, że mój wymarzony kandydat nie zdobędzie poparcia wystarczającego do przejścia do II tury, w której znowu mógłby zyskać mój cenny głos. W takim przypadku dokonam prostej kalkulacji.

Mój głos dostanie ten kandydat, z dwóch pozostałych na placu boju, który w większym procencie będzie spełniał moje obywatelskie oczekiwania. Choćby się okazało, że spełnia jedynie jeden z postawionych przeze mnie wyżej warunków.

Na tym właśnie polega demokracja i świadome uczestnictwo w niej. Jeżeli zaś ktoś chciałby się na reguły demokracji obrażać, niech w ogóle nie bierze w niej udziału. Zamiast niepotrzebnie zawracać nam głowę i zabierać czas.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Na tego kandydata na prezydenta zagłosuję 10 maja” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Na tego kandydata na prezydenta zagłosuję 10 maja” na s. 2 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W 80 rocznicę zbrodni katyńskiej – wspomnienie o trzech pracownikach naukowych Akademii Górniczej w Krakowie

W lesie katyńskim polegli: dr inż. Zygmunt Mitera – adiunkt Wydziału Górniczego, inż. Tadeusz Ramza – starszy asystent Wydziału Górniczego i inż. Augustyn Jelonek – adiunkt Wydziału Hutniczego.

Bronisław Barchański

Ofiary zbrodni NKWD z 1940 r. zostały w Polsce po raz pierwszy oficjalnie uhonorowane poprzez opisanie tej zbrodni na płycie z brązu umieszczonej w 1989 r. w krużgankach klasztoru Ojców Karmelitów na Piaskach w Krakowie. Z tej płyty możemy odczytać, że w gronie zamordowanych było między innymi:

  • 12 generałów,
  • 300 pułkowników i podpułkowników,
  • 500 majorów,
  • 2500 kapitanów i rotmistrzów,
  • 5000 poruczników i podporuczników,
  • 6000 podchorążych i podoficerów.

W gronie ofiar uhonorowanych na ww. płycie jest również jedyna kobieta – porucznik lotnictwa Janina Lewandowska, którą NKWD zamordowało w dniu Jej 32 urodzin – 22.04. 1940 r. w Katyniu.

W trakcie działań wojennych prowadzonych przez Wermacht na terenie Związku Radzieckiego Niemcy natknęli się na terenie Lasu Katyńskiego na groby pomordowanych polskich oficerów. W dniach od 18.02. do 13.04.1943 r. ekshumowali 400 ciał. W dniu 13.04. 1943 r. komunikat radia niemieckiego w Berlinie poinformował świat o odkryciu masowych grobów polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów. Dla celów propagandowych Niemcy powołali komisję, w skład której weszło 12 przedstawicieli krajów zależnych od Rzeszy Niemieckiej oraz 1 Szwajcar. Komisja ta przebywała w Katyniu od 28–30.04. 1943 r.

Pod niemieckim przymusem, ale za wiedzą i zgodą rządu polskiego w Londynie i władz podziemnych w Polsce, do Katynia udało się kilkunastu Polaków, w tym pisarze Ferdynand Goetel i Józef Mackiewicz. Komisje potwierdziły, że zbrodnia na polskich oficerach jest dziełem Sowietów. W tym miejscu pragnę postawić hipotezę, że Ferdynand Goetel (Sekretarz Akademii Górniczej w latach 1920–1925) mógł być bezwiednym świadkiem odkrycia zbrodni dokonanych przez NKWD na jego 3 byłych studentach (o których będzie mowa w dalszej części artykułu).

W gronie 795 absolwentów AG dyplomy inżynierskie uzyskało 571 górników i 224; było również 3 absolwentów – pracowników naukowych AG: dr inż. Zygmunt Mitera – adiunkt Wydziału Górniczego, inż. Tadeusz Ramza – starszy asystent Wydziału Górniczego i inż. Augustyn Jelonek – adiunkt Wydziału Hutniczego. (…)

Dr inż. Zygmunt Mitera (1903–1940)

(…) Studiował w Akademii Górniczej w Krakowie i w roku 1929 uzyskał dyplom inżyniera górniczego. W grudniu 1932 wyjechał do Kolorado dla dokończenia studiów i w maju 1933 r. jako pierwszy Polak uzyskał doktorat z geofizyki. Doktorat otwierał przed nim drogę do otrzymania dobrze płatnej pracy w USA lub w Kanadzie. Zdecydował się jednak na powrót do Polski. W krakowskiej Akademii Górniczej objął stanowisko wykładowcy w Zakładzie Geofizyki (…).

Po wybuchu II wojny światowej Zygmunt Mitera jako oficer rezerwy znalazł się w Armii Polskiej i 5 października 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej. Dalsze losy dr. inż. Zygmunta Mitery nie były znane aż do roku 1996, kiedy to Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich opublikowało Księgę Katyńską. Okazało się wtedy, że między l  kwietnia a 19 maja 1940 r. Zygmunt Mitera został zamordowany przez NKWD na terenie Związku Radzieckiego, w tzw. obozie charkowskim.

Inż. Tadeusz Ramza (1901–1940)

(…) Dyplom inżyniera górnika uzyskał w 1932 r. W 1934 r. na wniosek Rady Wydziału Górniczego rektor prof. zw. inż. W.J. Takliński powołał inż. T. Ramzę na stanowisko starszego asystenta. Na tym stanowisku pracował on do wybuchu wojny. W trakcie mobilizacji inż. T. Ramza jako oficer rezerwy został wcielony do Armii Polskiej. W wyniku napaści na Polskę przez ZSRR 17 września 1939 r., dostał się do sowieckiej niewoli. Jako oficer Wojska Polskiego został zamordowany strzałem w tył głowy przez NKWD podczas likwidacji obozu jenieckiego polskich oficerów w Starobielsku – ZSRR – w okresie kwiecień–maj 1940 r.

Inż. Augustyn Jelonek (1906–1940)

(…) W latach 1924–1929 studiował w Akademii Górniczej, gdzie w grudniu 1929 r. uzyskał dyplom inżyniera metalurga. W roku 1930 pracował u Prof. Korwin-Krukowskiego nad opracowaniem skryptu z wielkopiecownictwa. Na przełomie 1930 i 1931 r. odbywał służbę wojskową. W roku akademickim 1932/33 prowadził ćwiczenia z wielkich pieców na III i IV roku studiów Wydziału Hutniczego. Na wniosek Rady Wydziału Hutniczego w maju 1933 r. rektor prof. inż. Saryusz-Bielski powołał inż. A. Jelonka na stanowisko adiunkta; na stanowisku tym pracował do wybuchu wojny. W trakcie mobilizacji inż. A. Jelonek jako oficer rezerwy został wcielony do Armii Polskiej. Po napaści ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. dostał się do sowieckiej niewoli i został zamordowany strzałem w tył głowy przez NKWD podczas likwidacji obozu jenieckiego polskich oficerów w Starobielsku między kwietniem a majem 1940 r.

Cały artykuł Bronisława Barchańskiego pt. „I Oni też tam byli” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Bronisława Barchańskiego pt. „I Oni też tam byli” na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Twierdze komunizmu mają się dobrze, mimo że wielu ludzi dało się nabrać, że komuniści oddali władzę „po dobroci”

Istnieje opinia, że wychodzenie z komunizmu zajmie tyle czasu, ile trwała okupacja komunistyczna. Minęło już 30 lat, ale nasz proces „wybijania się na niepodległość” daleki jest od zakończenia.

Jan Martini

Komunizm tkwi nie tylko w nostalgicznych wspomnieniach starych „funków”, ale także w sympatii intelektualistów, fanatyzmie młodych działaczy, w odrzuceniu chrześcijaństwa i jego dorobku cywilizacyjnego, w pogardzie dla patriotyzmu i polskiej tradycji, a zwłaszcza w temperaturze sporu politycznego – w „zoologicznej” (mówiąc Michnikiem) wręcz nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości. (…)

Odtwarzanie państwowości polskiej niemal od zera w 1918 roku przebiegało znacznie szybciej niż odzyskiwanie państwa, które komuniści przekazali „w dobre ręce”. Możliwe, że było to optymalne dla nas wszystkich rozwiązanie. Dlatego nie można deprecjonować ani ówczesnej roli noblisty-konfidenta (naprawdę szkodzić zaczął dopiero później), ani osiągnięć „okrągłego stołu” umożliwiających bezkrwawe przemiany. Pamiętajmy o niebezpieczeństwie jakim były resorty siłowe – kilkaset tysięcy uzbrojonych, przestraszonych i niepewnych swego losu ludzi.

Taki sposób „przejścia do demokracji” w połączeniu z kompletnym brakiem rozliczeń miał swoją cenę – skutkiem było powstanie państwa „teoretycznego”, które najtrafniej ocenił minister B. Sienkiewicz („kamieni kupa”).

Z kolei takie właśnie państwo było wręcz pożądane przez potężnych graczy, których interesy splatają się (na nasze nieszczęście) w Polsce.

Dlatego większość rządów III RP miała w mniejszym lub większym stopniu charakter kompradorski – musiała „zabezpieczyć” interesy swoich mocodawców, a skromne pozostałości przeznaczyć dla „krajowców” w postaci różnych „kuroniówek”, „orlików” czy „schetynówek”. O ile komuniści po powrocie do władzy w 1991 roku, jako „sukcesorzy prawni PZPR”, musieli się mitygować (np. nie zlikwidowali IPN), to apogeum szkodnictwa nastąpiło podczas rządów PO – partii formalnie postsolidarnościowej, którą dość długo postrzegaliśmy jako bardziej „cywilizowaną” i mniej „oszołomską” wersję PiS. Osłona medialno-propagandowa procesu transformacji ustrojowej była tak skuteczna, że do dziś wielu ludzi sądzi, że komuniści oddali władzę „po dobroci” (…)

Brytyjski sowietolog Christopher Story uważał, że w stworzonym modelu „demokracji” niezależnie na kogo się głosuje, zawsze wygrywa KGB.

Z analizy pism Lenina wynika, że na pewnym etapie rewolucji zaistnieje konieczność, aby „przywdziać szaty przeciwnika i przyjąć jego język”. Tym etapem jest właśnie pierestrojka.

Story zwrócił też uwagę na fakt, że „namaszczeni” przez organizatorów przemian dysydenci długo nie rządzili – wkrótce komuniści już z mandatem demokratycznym wracali do władzy: „Co zdarzyło się po tzw. przemianach w krajach komunistycznych? Władze powierzono tam znanym opozycjonistom-dysydentom.

A więc – w porządku, komunizmu już nie ma. Ci dysydenci z reguły nie pozostawali u władzy dłużej niż rok, w jednym przypadku było to 9 miesięcy. Tylko Wacław Havel urzędował dłużej, bo miał jeszcze inne zadanie do wykonania. Polecono mu podział Czechosłowacji na 2 części” (w Polsce komuniści powrócili do władzy w 1991 roku). Ponieważ demokracja wymaga istnienia opozycji, w ramach przygotowań do przemian, z inicjatywy KGB zorganizowano w Helsinkach Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy KBWE (1975), na której Związek Radziecki zobowiązał się przestrzegać „praw człowieka” – niezbędnych do zaistnienia legalnej opozycji.

Ponieważ w krajach komunistycznych poza Polską w zasadzie opozycji nie było, wykształcono nowy typ tajnego współpracownika, zwanego w żargonie resortowym „zawodowym dysydentem”, który miał zajmować się „walką z komuną” w pełnym wymiarze godzin.Przykładem życzliwego stosunku do opozycjonistów w tamtych czasach może być generał SB Krzysztoporski (dobry znajomy Wałęsy). Uważał on, że opozycji nie należy niszczyć, tylko wspomagać ją, a nawet… finansować. (…)

Sam fakt istnienia mechanizmów demokratycznych – partii politycznych, wyborów, braku cenzury – stwarzał (i stwarza) zagrożenia dla powodzenia „operacji pierestrojka”, choć jej projektanci z pewnością rozpoznali te zagrożenia i stworzyli narzędzia zabezpieczające (a prokuratury i sądy cały czas trwały w gotowości, nietknięte przez wiatr historii). „Niebezpieczeństwo istnieje, ale jesteśmy czujni i będziemy umieli stawić mu czoła” – mówił Bronisław Geremek na temat obaw, że władza może się dostać w ręce „przypadkowych ludzi”.

Mimo wszystko „przypadkowi ludzie” już trzykrotnie dorwali się do władzy – dwa razy dość szybko „opanowano sytuację”, lecz teraz, mimo zaangażowania wielkich sił i środków, „niewłaściwi” wciąż rządzą.

Już celnicy mogą „ruszać paliwa”, a wyłudzacze VAT muszą szukać innej pracy. Już szef FSB gen. Patruszew nie wizytuje Biura Bezpieczeństwa Narodowego, kontrwywiad nie używa rosyjskich serwerów, Komisja Wyborcza nie jeździ na szkolenia do Moskwy, a funkcjonariusze WSW nie piszą interpelacji posłowi Brejzie. To wszystko bardzo nie podoba się „siłom postępu”. Protestują intelektualiści, artyści, humaniści, politycy, dziennikarze i miłośnicy praworządności na całym świecie. Układ okrągłostołowy znajduje obrońców nawet w tak odległych miejscach jak Islandia.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Demokracja liberalna czy komunizm utajony?” znajduje się na s. 6 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Demokracja liberalna czy komunizm utajony?” na s. 6 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wolność słowa AD 2020 – marzec. Działalność Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wstrzymana w pełnym biegu

W marcu zdążyliśmy ucieszyć się z wygrania po 5 latach procesu przez red. Józefa Wieczorka z Krakowa i red. Marcina Pryki ze Słupcy. Potem koronawirus zepchnął na dalszy plan wszelkie sprawy i tematy.

Jolanta Hajdasz

Epidemia koronawirusa zepchnęła na dalszy plan wszelkie sprawy i tematy, którymi do tej pory żyło Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Cezurę widać wyraźnie właśnie w minionym miesiącu, w marcu. Do mniej więcej jego połowy zajmowaliśmy się jeszcze sprawami innymi niż koronawirus – cieszyliśmy się z wygrania wreszcie procesu przez red. Józefa Wieczorka z Krakowa i wygranego procesu red. Marcina Pryki ze Słupcy. Po raz kolejny protestowaliśmy przeciwko jak zwykle (niestety!) krytycznemu wobec mediów w Polsce stanowisku organizacji Reporterzy bez Granic (naprawdę w celach poznawczych warto znowu przeczytać, jak kuriozalne są zarzuty wobec nas).

Zdążyliśmy jeszcze zaprotestować przeciwko skazaniu na grzywnę publicysty i działacza społecznego (oczywiście z 212 kk) Jana Śpiewaka za użycie zwrotu „dzika reprywatyzacja” i… Już konieczne były apele o nieorganizowanie na żywo konferencji prasowych ze względu na epidemię koronawirusa i już zaraz trzeba było przejść do pracy online. Na bok planowane konferencje, raporty i spotkania, nieważne procesy sądowe i inne sprawy, tak do niedawna ważne, „fundamentalne”, a teraz jakby błahe i zupełnie nieistotne.

Ale teraz mamy nowe zadania – walkę z fake newsami i wsparcie dla wszystkich dziennikarzy, którzy relacjonują pracę lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy, ratowników, wojska, policji, kapłanów, działania rządu i opozycji. Wśród dziennikarzy jest też wielu bohaterów nadających swoje relacje z narażeniem zdrowia i życia.

Oby nic im się nie stało i oby jak najszybciej można było wrócić do czasów, w których naszym największym problemem jest znowu art. 212 kk. (…)

25 marca 2020

Praca dziennikarza i fotoreportera w czasie epidemii – powinna wystarczyć legitymacja prasowa

Minister zdrowia Łukasz Szumowski potwierdza,
iż dziennikarze mogą przemieszczać się, wykonując swoją pracę w czasie epidemii (wypowiedź z 24.03.20) | Fot. archiwum CMWP SDP

W związku zaostrzeniem zasad bezpieczeństwa w czasie epidemii koronawirusa i wprowadzonymi 24 marca 2020 r. ograniczeniami w przemieszczaniu się oraz w związku z pytaniami dziennikarzy dyrektor CMWP poinformowała, iż w jej ocenie pracy dziennikarza i fotoreportera nie dotyczą obostrzenia wprowadzone 24 marca br. i obowiązujące do 11 kwietnia. Potwierdził to także minister zdrowia, p. Łukasz Szumowski, w programie „Gość Wiadomości” emitowanym 24.03.20 po głównym wydaniu „Wiadomości” w TVP. Zapytany wprost o pracę dziennikarzy, którzy przecież muszą się przemieszczać, by ją wykonywać, powiedział, iż jest to zrozumiałe i że za tę pracę dziennikarzom dziękuje.

Przy wykonywaniu pracy dziennikarskiej zwykła legitymacja prasowa musi wystarczyć – nie mamy innych dokumentów „na okaziciela” potwierdzających rodzaj naszej pracy zawodowej w mediach.

W przypadku ewentualnej kontroli należy poinformować funkcjonariuszy o celu podróży – czy jadę do pracy, czy wracam z niej, a także o miejscu wykonywania obowiązków zawodowych. Dotyczy to wszystkich pracowników zatrudnionych na umowę o pracę oraz na umowy cywilnoprawne; wszyscy mogą bez przeszkód przemieszczać się do miejsca pracy. Naturalnie tylko w takim przypadku, gdy jest to absolutnie niezbędne dla funkcjonowania danej redakcji.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa AD 2020. Marzec” znajduje się na s. 5 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa AD 2020. Marzec” na s. 5 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Hipolit Wawelberg, Polak – Żyd – patriota: człowiek, który służył ogółowi bez dzielenia ludzi na chrześcijan i Żydów

Wawelberg wraz z żoną Ludwiką założyli Fundację Tanich Mieszkań dla warszawskich robotników. Wierzył, że mieszkanie pod jednym dachem spowoduje wygaśnięcie antagonizmów rasowych i wyznaniowych.

Tadeusz Loster

Hipolit Wawelberg urodził się w Warszawie 8 maja 1843 roku. Aby przedstawić zapomnianą postać Polaka-Żyda należy wspomnieć, że wywodził się z ubogiej rodziny żydowskiej. Jego dziad był tragarzem ulicznym, a jego ojciec Henryk pracował w składzie żelaza, później jako subiekt w składzie cygar i kantorze loterii.

Jego bystrość i inteligencję zauważył hrabia Wasselrode, który udzielił mu pożyczki w celu założenia własnej firmy. Rok 1848 był dla Królestwa Polskiego rokiem przełomowym w gospodarce z uwagi na uruchomienie Warszawsko-Wiedeńskiej Kolei Żelaznej oraz kolei szerokotorowej na prawym brzegu Wisły. Wzrost gospodarczy spowodowany rozwojem kolei przyczynił się do tego, że założony przez ojca Hipolita, Henryka Wawelberga mały kantor rozwinął się w potężny dom bankowy.

Fot. domena publiczna, Wikipedia

Duży wpływ na patriotyzm Hipolita Wawelberga miało uczęszczanie do Gimnazjum Realnego w Warszawie, które ukończył w 1861 roku. (…) Podobnie ukształtowanych było wielu, wielu uczniów i absolwentów Gimnazjum, którzy zasilili szeregi powstańcze, w tym Hipolit Wawelberg. Po upadku powstania, aby uniknąć represji, Hipolit wyjechał do Berlina, gdzie studiował w Akademii Handlowej, którą ukończył w 1869 roku. Po powrocie do kraju ożenił się z Ludwiką Berson i podjął pracę w banku ojca. Dom Bankowy „H. Wawelbergów” w Warszawie i w Petersburgu w latach 90. XIX wieku stał się jedną z największych instytucji finansowych w Królestwie Polskim. Hipolit Wawelberg jako współwłaściciel banku brał czynny udział w życiu petersburskiej wspólnoty żydowskiej, finansował powstające chóry synagogalne. Z jego funduszy zorganizowano w Petersburgu polskie kuchnie studenckie, a w Wilnie koszerne kuchnie dla ubogich Żydów. (…)

W 1898 roku Wawelberg wraz z żoną Ludwiką założyli Fundację Tanich Mieszkań dla warszawskich robotników, przeznaczając na ten cel 300 tys. rubli. Pierwsze dwa bloki zostały wybudowane w ciągu roku. Było w nich 178 mieszkań, w tym połowa dwuizbowych. Okazało się, że te dwuizbowe mieszkania są za drogie, dlatego następny blok, ukończony w 1900 roku, liczył 131 mieszkań mniejszych. Oprócz budynków mieszkalnych zostało wybudowane zaplecze socjalne – szkoła i pralnia. Te czteropiętrowe solidne budynki wybudowane na Woli przy ulicy Górczewskiej 15, 15a oraz obecnie Wawelberga 3, zachowały się do dnia dzisiejszego. Mieszkali w nich zarówno Żydzi, jak i Polacy. Taki stan rzeczy był ideą fundatora, który wierzył, że wspólne mieszkania, pod jednym dachem, spowodują wygaśnięcie antagonizmów rasowych i wyznaniowych. W 1923 roku na jednej z kamienic odsłonięta została pamiątkowa tablica, która przetrwała do dnia dzisiejszego: „HIPOLITOWI I LUDWICE WAWELBERGOM FUNDATOROM INSTYTUCJI TANICH MIESZKAŃ W XXV ROCZNICĘ ICH ZAŁOŻENIA – 1898 – 1923”.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Polak – Żyd – patriota” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Polak – Żyd – patriota” na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego