Pandemia dała prztyczka w nos zadufaniu światowych elit, które chcą tworzyć „nowy, wspaniały świat” i nowego człowieka

Możemy wrócić do sprawdzonych wartości i praw naturalnych, a stosunki międzynarodowe oprzeć na współpracy suwerennych państw, porzucić fałszywe programy zmiany człowieka i wspieranie demoralizacji.

Joanna Pyryt

W czerwcu 2016 roku miała miejsce ceremonia otwarcia tunelu kolejowego pod Przełęczą św. Gotarda, łączącego Szwajcarię z Włochami. Huczne świętowanie po 17 latach budowy 57-kilometrowego przekopu za 12 mld franków szwajcarskich byłoby w pełni zrozumiałe, gdyby nie rodzaj przedstawienia pokazanego zgromadzonym głowom państw Europy.

Zorganizowano dość ponure widowisko z przebranym za kozła tancerzem w centrum i otaczającymi go tłumami bezwolnych postaci składającymi mu hołd.

Tak było na zewnątrz, a w samym tunelu odbył się przemarsz czworoboku półnagich ludzi poruszających się jak roboty i wielu innych dziwnych i nieprzyjemnych stworów. Co miało oznaczać to widowisko, bardziej przypominające jakąś pogańską ceremonię, trudno powiedzieć. (…)

Stan największych i do niedawna kwitnących krajów Europy Zachodniej przedstawia się nie najlepiej. Społeczeństwa dysponują pewnymi zasobami i może nie odczuwają jeszcze biedy, a w niektórych warstwach nadal cieszą się bogactwem, lecz zmierzają donikąd. Kiedy przemierzało się Europę Zachodnią w latach 60. i na początku 70. XX wieku, widać było zasobne społeczeństwa o stabilnych gospodarkach i dość spójnym systemie wartości, opartym w życiu prywatnym na rodzinie i wierze, a w życiu społecznym odwołującym się do demokracji i wolności słowa. Obecnie na wyraźny kryzys gospodarczy wywołany oparciem finansów światowych na sztucznym, nieistniejącym pieniądzu i bezkresnym długu, nakłada się zamieszanie ideologiczne. (…)

Tak to wyglądało w 2018 roku. A teraz? Pandemia obnażyła całą nędzę globalizacji i dała prztyczka w nos zadufaniu światowych elit, które chcą tworzyć „nowy, wspaniały świat” i nowego człowieka.

Paradoksalnie to nieszczęście, które ogarnęło cały glob, może stać okazją do refleksji i zawrócenia ze ślepych uliczek światowej polityki.

Możemy wrócić do sprawdzonych wartości i praw naturalnych, a stosunki międzynarodowe oprzeć na współpracy suwerennych państw. Trzeba wesprzeć rodziny, porzucić fałszywe programy zmiany człowieka i wspieranie demoralizacji z nieograniczonych środków tworzonych przez system finansowy.

Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Europa w roku 2018 i postscriptum z roku 2020” znajduje się na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Joanny Pyryt pt. „Europa w roku 2018 i postscriptum z roku 2020” na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rzeczywiste liczby a wielokrotnie zaniżone oficjalne chińskie dane dotyczące koronawirusa – na podstawie dokumentów

Liczba nowych infekcji rejestrowanych codziennie przez SCDC była od 1,36 do 52 razy wyższa niż dane publikowane oficjalnie przez komisję zdrowia w Shandong i chińską Narodową Komisję Zdrowia.

Nicole Hao

Według wewnętrznych danych opracowanych przez Centrum Prewencji i Kontroli Chorób w Shandong (SCDC), każdego dnia od 9 do 23 lutego władze prowincji Shandong zaniżały liczbę zarażeń. SCDC prowadzi statystyki osób, u których test na obecność wirusa dał wynik pozytywny. Test polega na pobieraniu za pomocą zestawu diagnostycznego próbek pobranych od pacjentów, badaniu kwasu nukleinowego i wykrywania, czy zawierają one sekwencję genetyczną wirusa. Liczba nowych infekcji rejestrowanych codziennie przez SCDC była od 1,36 do 52 razy wyższa niż dane publikowane oficjalnie przez komisję zdrowia w Shandong i chińską Narodową Komisję Zdrowia. Władze Shandong twierdziły, że według stanu na 25 lutego w prowincji było 755 infekcji. Wewnętrzny dokument wykazał jednak, że na dzień 23 lutego test na obecność wirusa w badaniu kwasu nukleinowego dał wynik pozytywny u 1992 osób. Władze publicznie oświadczyły, że 22 lutego było czterech nowo zdiagnozowanych pacjentów, a według wewnętrznego dokumentu tego dnia otrzymano 61 pozytywnych wyników testów. (…)

Jeden z chińskich naukowców zasugerował, że same zestawy diagnostyczne nie byłyby w stanie wykryć wszystkich pacjentów zarażonych wirusem.

5 lutego w telewizji CCTV, tubie reżimu, Wang Chen, dyrektor Chińskiej Akademii Nauk Medycznych i ekspert w dziedzinie intensywnej opieki medycznej, powiedział: – Ta choroba ma cechy, które uniemożliwiają wykrycie koronawirusa u wszystkich pacjentów w badaniu kwasu nukleinowego.

Wang wyjaśnił, że chociaż badanie kwasu nukleinowego jest obecnie jedyną oficjalną metodą, której używa chiński personel medyczny do diagnozowania koronawirusa, wynik nie jest dokładny. Według Wanga tylko u 30 do 50 proc. pacjentów wynik jest pozytywny. Wyjaśnił, że wszyscy pacjenci, u których wynik testu jest pozytywny, są zarażeni koronawirusem, lecz kolejne 50 do 70 proc. pacjentów faktycznie jest zarażonych, ale nie można tego potwierdzić w badaniu kwasu nukleinowego.

Cały artykuł Nicole Hao pt. „Wirus w Chinach” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Nicole Hao pt. „Wirus w Chinach” na s. 12 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wykłady w Akademii Wnet: tematy często znane, ale naświetlone z nietypowego, nieraz zaskakującego punktu widzenia

Chcąc nie chcąc, spędzamy więcej czasu w domu i w sieci. Może znajdziemy chwilę na posłuchanie wykładów wygłoszonych w Akademii Wnet w 2020 r., opublikowanych w zakładce Akademia Wnet na wnet.fm.

Joanna Pyryt

Wojciech Lipski. Wykład z 11 stycznia 2020 r.: „W labiryncie sowich zwierciadeł. Czy można dotrzeć do prawdy o błaźNIE!?”

Opowieść Wojciecha Lipskiego o błaznach zaczyna się od słynnego obrazu Matejki Stańczyk w czasie balu u królowej Bony, kiedy wieść przychodzi o utracie Smoleńska.

Wbrew tytułowi, po starannym obejrzeniu obrazu okazuje się jednak, że na liście namalowanym na obrazie można odczytać łaciński napis, którego tłumaczenie brzmi: „Żmudź. Roku Pańskiego 1533”. Jaki to może mieć związek z utratą Smoleńska w roku 1514?

Dr Mariusz Marszewski. Wykład z 1 lutego 2020 r.: „Problem Xinjiangu w stosunkach międzynarodowych – historia i współczesność”

Jest to obszar pustynny i słabszy gospodarczo niż inne regiony państwa chińskiego. Występuje tam bezrobocie i słaby poziom wykształcenia. Stąd tendencje separatystyczne, nawet terroryzm, stanowczo zwalczany przez władze chińskie – szacuje się, że w obozach na terenie Sinciangu przebywa ok 3 mln ludzi. Jedwabny szlak miałby przebiegać przez Sinciang – m.in. w celu lepszego zagospodarowania tego obszaru.

Dr Marszewski z zna dobrze ten region, gdyż spędził tam 2 lata jako nauczyciel języka polskiego. Warto posłuchać jego spostrzeżeń o tym mało znanym u nas terenie.

Dr Szymon Modzelewski. Wykład z 29 lutego 2020 r.: „Terror polityczny na przełomie XIX i XX wieku”

Dr Szymon Modzelewski omawiał zabójstwa znanych polityków, które w tym okresie były szczególnie liczne. (…) Początkowo zamachy ułatwiał brak ochrony osobistej polityków. Rozwój służb policyjnych i ochronnych w ciągu XIX wieku umożliwił udaremnienie wielu takich zdarzeń. 8 nieudanych zamachów zorganizowano na królową Wiktorię. W zamachu na prezydenta Theodore’a Roosevelta w 1912 roku zginął ochroniarz, a prezydent ocalał.

Pomogło też wynalezienie przez Jana Szczepanika w 1901 roku kamizelki kuloodpornej, która ocaliła króla Hiszpanii Alfonsa XII. Niestety arcyksiążę Franciszek nie założył w Sarajewie swojej kamizelki, która mogła ocalić mu życie.

Krystyna Murat. Wykład z 29 lutego 2020 r.: „Terror polityczny na przełomie XIX i XX wieku”

Krystyna Murat jest znana z dociekliwości i umiejętności wyszukiwania i zestawiania informacji, co pozwala rzucić nowe światło na wydarzenia. Tym razem zainteresowała się przypadkami dziewiętnastowiecznych zamachów na panujących monarchów. Liczba takich wydarzeń jest zadziwiająca i wykazuje pewną prawidłowość. Otóż większość z nich była wymierzona w monarchie katolickie i doprowadziła do zmiany ustroju.

W notce podsumowującej temat wykładu pani Murat pisze:

Historia jest pisana do dzisiaj z antykatolickiego punktu widzenia, z wyraźnym poparciem dla ruchów karbonarskich i rewolucyjnych. Próba przełamania tego schematu daje ciekawe efekty. Dlaczego było aż tyle zamachów na królów katolickich?

Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Najnowsze wykłady w Akademii Wnet” znajduje się na s. 18 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Joanny Pyryt pt. „Najnowsze wykłady w Akademii Wnet” na s. 18 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Francja była pierwszym państwem europejskim, gdzie odnotowano przypadki zarażeń covid-19: 24 stycznia br.

Francuskie ministerstwo pracy podało, że co najmniej 220 000 francuskich podmiotów gospodarczych ma poważne problemy spowodowane epidemią koronawirusa, skutkiem czego ponad 2 mln osób straciło pracę.

Zbigniew Stefanik

Ponad 52 000 potwierdzonych przypadków zarażeń covid-19. Ponad 22 000 hospitalizowanych, w tym ponad 6000 w stanie ciężkim. Ponad 3500 zmarłych i około 8000 wyleczonych. O to bilans sytuacji we Francji w związku z epidemią koronawirusa.

31 marca 2020 r. Francja była trzecim krajem europejskim pod względem liczby zmarłych z powodu zakażenia covid-19 i czwartym pod względem potwierdzonych przypadków zakażeń.

Kiedy w styczniu br. epidemia dawała się we znaki głównie w Chinach, francuskie władze zapewniały, że mają sytuację pod kontrolą i wiele scenariuszy na wypadek, gdyby doszło do dużej liczby zakażeń koronawirusem w Europie. Francja jest objęta ogólnokrajową kwarantanną. Liczba chorych w stanie ciężkim rośnie średnio o 400 dziennie, a liczba zmarłych z powodu koronawirusa – o 350 dziennie (średnia na podstawie danych z francuskiego ministerstwa zdrowia, podawanych co 24 godziny). Francuski rząd przedłużył ogólnokrajową kwarantannę do 15 kwietnia br. Według rządzących, sytuacja powinna poprawić się początkiem maja, ale trudno powiedzieć, kiedy pandemia koronawirusa rozpocznie odwrót we Francji; nie wiadomo nawet, kiedy będzie można złagodzić kwarantannę. Oto podsumowanie wydarzeń związanych z szerzeniem się covid-19 we Francji oraz usiłowaniami jego zahamowania. f(…)

Największa propagacja koronawirusa we Francji nastąpiła między 17 a 21 lutego br. W tych dniach trwało w Mulhouse w departamencie Haut-Rhin w Alzacji pięciodniowe religijne zgromadzenie. Zostało ono zorganizowane przez największe ewangelickie stowarzyszenie we Francji (la Porte Ouver Chrétienne) w kościele w dzielnicy Bourtzwiller i liczyło ok. 2500 uczestników. W tym samym czasie (18 lutego br.) w tejże dzielnicy przebywał z wizytą Emmanuel Macron. W ramach kampanii poprzedzającej wybory samorządowe prezentował swój plan poprawy sytuacji mieszkańców tzw. trudnych dzielnic.

Ani uczestnicy zgromadzenia religijnego, ani znajdujący się około 200 m dalej Emmanuel Macron nie zdawali sobie sprawy z tego, że w ich pobliżu przebywa tzw. pacjent zero, który zapoczątkował zarażenia covid-19. Człowiek ten dotąd nie został odnaleziony. (…)

Przeprowadzenie pierwszej tury wyborów samorządowych jest we Francji obecnie bardzo krytykowane. Uważa się, iż mogło wówczas dojść do masowych zakażeń. Warto jednak wziąć pod uwagę kontekst, w jakim podjęto we Francji decyzję o przeprowadzeniu pierwszej tury w planowanym terminie. 12 marca br. na giełdzie w Paryżu doszło do największego w historii francuskiej spadku: o 12,8%, co wywołało we Francji niepokój co do przyszłości francuskiej gospodarki i francuskiego rynku finansowego. Obawiano się, że kolejne spadki mogą doprowadzić do kryzysu większego niż w 2008 r. Przeprowadzenie wyborów w planowanym terminie miało uspokoić giełdę i rynki oraz stworzyć poczucie, iż pomimo epidemii państwo funkcjonuje normalnie, a jego gospodarka ma się dobrze. Wreszcie – termin pierwszej tury wyborów samorządowych został utrzymany za zgodą wszystkich największych ugrupowań politycznych; wiele na to wskazuje, że raczej wbrew oczekiwaniu rządzących.

25 marca podczas wizyty w Mulhouse, gdzie panowała najtrudniejsza sytuacja epidemiologiczna, Emmanuel Macron zapowiedział utworzenie specjalnej operacji wojskowej o kryptonimie Résilience, mającej na celu wsparcie logistyczne dla cywilnych struktur walczących z koronawirusem na terytorium Francji. W rzeczywistości już 7 dni wcześniej francuskie wojsko włączyło się w walkę z koronawirusem w departamentach, gdzie sytuacja była najtrudniejsza z uwagi na przeciążenie szpitali. Na parkingu szpitalu w Mulhouse postawiono wojskowy szpital polowy. 18 marca br. drogą lotniczą, kolejową i morską francuscy wojskowi zaczęli ewakuację części pacjentów z departamentów (również zamorskich), gdzie szpitale były przeciążone, do departamentów, gdzie sytuacja była mniej trudna, jak również do szpitali niemieckich, które włączyły się w walkę z koronawirusem w Alzacji, podobnie jak miesiąc wcześniej przygraniczne szpitale francuskie udzielały pomocy włoskim pacjentom zarażonym koronawirusem.

Bezpośrednim skutkiem włączenia się francuskiego wojska w walkę z koronawirusem we Francji jest zapowiedź wycofania francuskich sił zbrojnych z Iraku, gdzie w ramach koalicji antyterrorystycznej brały udział w walce z państwem islamskim i innymi organizacjami dżihadystycznymi.

A więc pandemia koronawirusa, prócz konsekwencji gospodarczych, może również doprowadzić do bardzo niekorzystnych skutków geopolitycznych w sytuacji, gdy Francja i USA ponoszą największy na świecie koszt logistyczny i finansowy w związku z walką z Daesh i jego strukturami na Bliskim Wschodzie.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Koronawirus nad Sekwaną” znajduje się na s. 14 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Koronawirus nad Sekwaną” na s. 14 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kto przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie i zamiera pobożność? / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier Wnet” 70/2020

Sformułowanie „wierzący niepraktykujący” jest pozbawione sensu. Samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to akt niewiary.

Herbert Kopiec

Marksizm kulturowy w zakrystii

Porozmawiajmy dziś o tym, jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku dekad XX wieku KATOLICKIE społeczeństwa Francji, Hiszpanii, czy Irlandii uległy w dużej mierze laicyzacji? Co i kto się tak naprawdę przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie, zamiera pobożność nominalnie wierzących ludzi? Czy Kościoły w tych krajach nie zauważyły zagrożeń prowadzących do takiej sytuacji? Dla uniknięcia nieporozumień odnotujmy, że interesuje mnie los wiary/religii Kościoła katolickiego. Dlaczego? Ano – zauważmy – świat przepełniony jest religiami. Ale to są religie neopogańskie, które choć w sensie społecznym są religiami, to jakoś (o dziwo!) nikt z nimi za bardzo nie walczy. Walczy się natomiast wyłącznie z religią KATOLICKĄ. Wygląda na to, że przyczyna leży w tym, iż nie ma drugiej takiej religii, która by narzucała człowiekowi NIEZALEŻNĄ od człowieka doktrynę moralności i Objawienia.

Z obserwacji wynika – pisali już o tym w latach 70. XX wieku konserwatywni zachodni badacze – że w gruncie rzeczy wzmiankowane wyżej ewidentne sukcesy laicyzacyjne były następstwem tego, iż dominujące w świecie lewoskrętne/ marksistowskie siły postępu przybrały oblicze „zakrystiana”.

Próba opanowania Kościoła wymagała zakorzenienia się w nim i podjęcia próby zabicia go od środka.

Strategia ta była konsekwencją tego, iż komuniści/marksiści zdali sobie sprawę z klęski poniesionej w ciągu ostatnich stu lat walki z Kościołem, prowadzonej od ZEWNĄTRZ. Marksizm od początku był ideologią skrajnie antyreligijną. Włodzimierz Lenin o wrogości wobec religii pisał: „Forma naszego komunistycznego społeczeństwa została przez nas stworzona tylko dlatego, aby walczyć przeciw wpływom jakiejkolwiek religii na świadomość klasy robotniczej. Marksizm powinien być materialistyczny. Mówiąc inaczej, powinien być wrogiem religii. Komuniści to nieprzejednani wrogowie fanatyzmu religijnego i ceremonii religijnych” (W. Lenin, Socjalizm a religia, 1905). Kościół katolicki jako instytucja stojąca na straży wartości absolutnych – życia, rodziny, prawdy, dobra – bronił tego, co było obiektem ataku marksistów, dlatego był i jest dla nich głównym ośrodkiem antyrewolucyjnym.

Kościół katolicki jest podstawowym budulcem tradycyjnej kultury, dlatego nie da się tej kultury zmienić bez zniszczenia Kościoła.

Sowieccy czekiści – przypomnijmy – bezcześcili kościoły, hiszpańscy republikanie mordowali księży i gwałcili zakonnice, a współcześni wrogowie Kościoła „tylko” wieszają na krzyżu genitalia albo śpiewają kolędy, ilustrując je stosunkiem seksualnym. Polską tradycję katolicką niszczy się więc bezkrwawo – wulgaryzmami i śmiechem.

Najbardziej opiniotwórczy ongiś dziennik w Polsce nie po raz pierwszy wzruszył się swego czasu przedświątecznym losem karpi: „Bóg się rodzi, karp truchleje”. „Gazeta Wyborcza” przytaczała opinie ekspertów potwierdzające, że zabijane ryby cierpią! Zamieszcza też fragment listu obrońców zwierząt do Episkopatu Polski wzywający do niejedzenia ryb. Wreszcie opisuje akcję „wypuszczania karpi na wolność”. „Ryby nie są rzeczami. Cierpień, jakie im się zadaje, nie można usprawiedliwiać tradycją” – stwierdził jeden z organizatorów protestu przeciwko tradycji. Dramatyczne opisy rybiego losu i wypuszczanie złowionych ryb (zamiast przekazania ich na wigilijne stoły np. w domach dziecka) mogą sugerować, że ludzkie cierpienia nieczęsto zasługują na porównanie do cierpień zwierząt… Dzięki artykułowi (Kto nie lubi świąt?, „Nasz Dziennik”, 2005) wiemy już, że w niechęci do Świąt Bożego Narodzenia przodują dwa „humanistyczne” byty/podmioty: karpie i „Gazeta Wyborcza”.

Moc i urok laickiego humanizmu

Wciąż zbyt mała jest świadomość, że są HUMANIZMY będące ukrytą formą Bogobójstwa, detronizacji Boga, zwalczające Boga i Kościół katolicki. Odnotujmy, że rosyjski XIX-wieczny myśliciel prawosławny Władimir Sołowjow (1853–1900) przewidywał, że nadejdą takie czasy, w których powstanie chrześcijaństwo, które nie będzie skoncentrowane na Chrystusie rzeczywistym, tylko na jakimś Chrystusie zniekształconym. Chrystusie bez krzyża. Chrystusie pomieszanym z ideami pogańskimi, z kompromisami etycznymi czy synkretyzmem religijnym. Inaczej mówiąc, kiedy się analizuje humanizm, należy przyglądać się jego czystym, wzniosłym odłamom, ale też trzeba analizować te jego odłamy, które mogą być satanistyczne. Antychryst – ostrzegał Sołowjow – będzie również filantropem, ekologiem (skąd my to znamy!), humanistą, czyli w ogóle będzie czarował ludzi. Będzie się ludziom podobał, natomiast nie będzie w nim Chrystusa. Bez większego ryzyka popełnienia błędu da się przyjąć, że w takim odłamie humanizmu mógł się zrodzić pomysł organizowania tzw. „ślubów humanistycznych”.

Ach, co to był/jest za ślub…

Jeszcze do niedawna było wiadome, że jest ślub cywilny i ślub kościelny. Ale to już przeszłość. Dzięki temu, że „humaniści” nie zasypiają gruszek w popiele, mamy nową kategorię ślubu, tzw. ślub humanistyczny – bez księdza i urzędnika stanu cywilnego. Stanowi alternatywę dla ślubu cywilnego i kościelnego. Pierwszy taki ślub (w Polsce nie ma on skutków prawnych) odbył się w 2007 roku w Warszawie. Ponieważ nie było mi jeszcze dane uczestniczyć w takim ślubie (nikt mnie nie zaprosił), w internecie znalazłem informacje o urokach i blaskach humanistycznego ślubu, które mnie oczarowały. Wstyd się przyznać, ale na chwilę nawet zapomniałem, że to cudo pomyślane jest nie dla mnie, bo dla osób, które nie utożsamiają się z żadną wiarą ani wyznaniem. I choć promotorzy ślubu wzmiankują o swojej bezradności w opisie ceremonii – to jednak swoje zrobili. Posłuchajmy: „Ta energia, to coś, co nie sposób jest opisać. Te Panny Młode mają w sobie to coś. Mają w sobie piękno, subtelność i niezwykły blask. To coś, czego nie sposób jest się nauczyć. To się ma, lub tego się nie ma. I kiedy patrzymy na zdjęcia z tej jakże duchowej ceremonii, to widzimy właśnie taki blask – przepełniony subtelnością i delikatnością”.

Niech mi Czytelnik wybaczy, bo może nie powinienem się z tego zwierzać… Fakty są takie, że doznałem chyba czegoś na kształt wzdęcia wyobraźni i radykalnie zrewidowałem swój dotychczasowy stosunek do tej instytucji. I gdybym był trochę młodszy, to kto wie, co bym zrobił… Ale do rzeczy. Otóż okazuje się, że śluby humanistyczne – cytuję: „należą do najdynamiczniej rozwijającego się w świecie rodzaju ślubów. Są one organizowane przez stowarzyszenia humanistyczne. Główny nacisk w ich przypadku, jak sama nazwa wskazuje, kładziony jest na wartości humanistyczne, takie jak: rozum, przyjaźń, wolność jednostki, zaufanie do ludzi, afirmacja tolerancji i różnorodności, równość kobiety i mężczyzny, empatia.

Tym, co jest ważne w przypadku ślubu humanistycznego, to element kreatywności oraz chęć ogłoszenia przez Młodych Zakochanych, że się kochają i chcą założyć rodzinę. I czegóż – zapytajmy – można chcieć więcej?

Wracając do tytułowego wątku dzisiejszego felietonu – zauważmy, że po dotychczasowych nieudanych wysiłkach marksiści podjęli próbę zabicia Kościoła od WEWNĄTRZ, od środka. Zakorzeniają się w Kościele, uczelniach, mediach, środowiskach katolickich. Taka tendencja oczywiście przeraża prawdziwych katolików. A komuniści i wszelkiej maści lewacy się śmieją, bo kto ich wykorzeni z katolickich kręgów, jeśli w Kościele katolickim utrzyma się tendencja, by NIKOGO nie ekskomunikować, czyli mówiąc bardziej współczesnym językiem – NIKOGO nie dyskryminować? (Szwindel ateistycznego komunizmu, „Polonia Christiana”, nr 49/2016). Myślę, że w zarysowanym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego na Kongresie Eucharystycznym w Filadelfii w 1976 roku Kardynał Karol Wojtyła mówił: „Stoimy dziś wobec ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, między ewangelią a antyewangelią, między Chrystusem a Antychrystusem. Ta konfrontacja – podkreślił – znajduje się w planach Bożej Opatrzności. Jest zatem w Bożym planie próba, której Kościół musi z odwagą stawić czoła”. To nie kto inny, a Kościół katolicki właśnie – zgodnie ze swoją misją – przypomina światu, katolickim politykom i ustawodawcom obowiązek troski o oparte na naturze ludzkiej wartości fundamentalne, niepodlegające negocjacjom.

Artyści/humaniści w czasach koronawirusa

Jakoś tak się przyjęło, że artyści niejako z samej swej duchowej natury są zazwyczaj lewoskrętni. Nie dziwi więc, że ci zawodowi przeciwnicy Pana Boga nie zaprzepaścili okazji, aby na tym nieszczęściu grasującym po świecie upiec swoją pieczeń. Wpadli na pomysł, aby przypomnieć stąpającym po tej ziemi (a w zasadzie zamkniętym w swoich mieszkaniach w obawie przed koronawirusem) „utwór wszechczasów” – Imagine Johna Lennona. Można było usłyszeć w TVN 24, że jest to piosenka zawierająca w sobie „wielkie pokłady NADZIEI” i z tego powodu dobrze, że się ją przypomina. Ponieważ mniej znana (od niewątpliwie pięknej melodii utworu) jest treść utworu – może warto przypomnieć, w czym Lennon ulokował swoje nadzieje, które tak bardzo urzekły wielu ludzi. Przesławny Beatles odwołuje się do marzeń i wyobraźni: „Wyobraź sobie, że nie ma Nieba. To nie jest trudne, jeśli spróbujesz. Żadnego piekła pod nami, nad nami tylko niebo. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących dla dnia dzisiejszego. Wyobraź sobie, że nie ma krajów. To nie jest trudne do zrobienia. Nic, dla czego można byłoby zabić albo umrzeć, żadnych religii. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju. Możesz mówić, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny./ Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do nas I świat będzie żył jako jeden. Wyobraź sobie brak własności. Zastanawiam się, czy potrafisz. Żadnej chciwości i głodu, braterstwo ludzi. Wyobraź sobie wszystkich ludzi dzielących się światem. Możesz mówić, że jestem marzycielem (…)”.

No cóż, jest to wizja zwycięstwa lewackiej ideologii nad zdrowym rozsądkiem, ostateczny sukces totalitaryzmu na skalę światową. Słowem: globalna urawniłowka. Jak ostrej szpicruty trzeba by było użyć, żeby wprowadzić tę wizję w życie? Wielu – przypomnijmy – próbowało: Hitler, Stalin Mao… I to wszystko zawiera się w jednym, niewinnym przeboju muzyki pop? – spyta ktoś ze zdziwieniem. Nie wszystko – odpowiadam – ale jest to doskonale uchwycona esencja pragnień propagatorów „poprawności politycznej”, które (trzeba mieć nadzieję) nigdy nie zostaną zrealizowane. Wszak jest to marzenie przerażające („Opcja na prawo” nr 12/2011). Nieprzypadkowo więc to właśnie katolicyzm pozostaje w zasadniczym konflikcie z najbardziej agresywnymi prądami lewoskrętnej kultury współczesnej. Kto wierzy w Boga, kto staje w obronie wartości absolutnych – w ocenie europejskiej lewicy uchodzi dziś za politycznie niekompetentnego.

Zło w kulturze bierze swój początek w myślach, w rozumie, a ściślej w jego braku. Jak to trafnie ujął G.K. Chesterton: „Jeżeli ktoś przestanie wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic nie będzie wierzył, tylko że uwierzy w byle co”.

Smutny fakt, że w Monachium najbardziej intratnym zajęciem jest zawód wróżki, i to lepiej płatny niż zawód profesora, adwokata czy lekarza, tylko potwierdza tezę Chestertona. Wydaje się, że najbardziej niebezpieczna dla Kościoła i religii jest sytuacja następująca: „Posiadać określoną religię, ale w formie rozwodnionej i zeszpeconej, zredukowanej do czystej paplaniny, tak że można tę religię wyznawać w sposób pozbawiony wszelkiej żarliwości czy pasji” („Fronda” 2006).

Wielu uważających się za osoby wierzące mówi o sobie: „Jestem katolikiem wierzącym, ale niepraktykującym”. Słowo „wierzący” najczęściej nie oznacza dla nich nic innego, jak jedynie uznanie istnienia Boga, zaś „niepraktykujący” – nieuczestniczenie w życiu sakramentalnym Kościoła i zakwestionowanie jego nauczania. Już na podstawie powyższego stwierdzić można, że takie sformułowanie „wierzący, ale niepraktykujący” jest zupełnie pozbawione sensu. Otóż samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to po prostu akt niewiary. Ten z kolei nie jest żadną podstawą do określenia swojego miejsca w Kościele katolickim. Wręcz przeciwnie… Czy człowiek, który swoimi czynami lub ich brakiem podważa sens Bożych przykazań, a spotkanie z Chrystusem w Eucharystii uważa za niepotrzebne – jest wierzący?

Wbrew temu, co słyszymy, nie istnieje pojęcie „laickiego katolicyzmu” i nie istnieją „laiccy katolicy”. W kościele katolickim słowo „laicki” oznacza stan nieduchowny, zaś „laikat” – ogół katolików świeckich, wiernych, którzy uznają Boże przykazania i zobowiązania z tego uznania płynące, a swoją wiarę w Boga gotowi są poprzeć czynami. Oni wiedzą, że twierdzenia typu „jestem wierzący, ale niepraktykujący” są po prostu kompromitujące. Bo według logiki takich sformułowań należałoby usprawiedliwić na przykład złodzieja, bo wszak może też jest uczciwy? Tyle tylko, że niepraktykujący… Kończąc, zauważmy, że marksizm da się porównać do wirusa, który na przestrzeni lat mutuje do coraz niebezpieczniejszych form.

Pomysł, aby marksizm kulturowy przycupnął w Kościele, przybierając oblicze zakrystiana, był prawdziwym majstersztykiem. Świadczy o tym fakt, że bezpośredni atak na religię przeprowadzony przez komunistów przyniósł o wiele mniejsze niszczycielskie skutki niż działania podejmowane na Zachodzie w imię analizowanego tzw. laickiego humanizmu.

Jakoż w ostatecznej perspektywie każdy katolik powinien być świadom, iż należy do zwycięskiej armii, ponieważ Christus vincit (Chrystus Wodzem). A jak to zwięźle ujął święty Jan Chryzostom: „Łatwiej zgasić słońce niż zniszczyć Kościół”. Tak więc, mimo wszystko, głowa do góry, Rodaku-katoliku! Póki co, nie lękaj się postępowych marzeń Johna Lennona.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zaraza, polityka, wojna. Władze i ludność Ukrainy zmagają się z niemal wszystkimi plagami, jakie mogą dosięgnąć państwo

Nowy premier jednak nie zdążył pokazać w pełni swych umiejętności, gdy Ukraina, tak jak i reszta świata została ogarnięta epidemią covid-19 a walka z nim stała się najważniejszym wyzwaniem.

Paweł Bobołowicz

Najwięcej zarażonych jest w Kijowie – 134 osoby, żadnego przypadku zarażenia koronawirusem nie odnotowano jedynie w obwodzie mikołajewskim.

Jednak koronawirus to nie jedyna bolączka Ukrainy: wciąż trwa rosyjska okupacja Krymu, a na wschodzie Ukrainy prorosyjskie formacje nie przerywają ostrzału i wojna wciąż zbiera tragiczne żniwo. W tym samym czasie trwa wielkie przemodelowanie ukraińskiej sceny politycznej.

3 marca na Ukrainie został potwierdzony pierwszy przypadek zakażenia covid-19. Pierwszym zarażonym był mieszkaniec Czerniowiec, który przyjechał przez Rumunię z Włoch. Jednak Ukraina w tych dniach żyła innym tematem: od ponad miesiąca powracała sprawa dymisji rządu Ołeksjia Honczaruka. Rządu, który zgodnie z zapowiedziami miał zmienić oblicze Ukrainy: najmłodszy premier w historii tego kraju, najmłodsza średnia wieku ministrów miały wskazywać, że to ludzie spoza układów, że realizowane są zapowiedzi prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o Ukrainie bez oligarchów, o kraju nowoczesnym – czego hasłem była „Ukraina w smartfonie”. W czasie 6 miesięcy trwania rządu prezydent Zełenski nie tylko stale go chwalił, ale właściwie w pełni brał na siebie odpowiedzialność za funkcjonowanie wszystkich ośrodków władzy: prezydenckiego, parlamentarnego i rządowego, a nawet organów sprawiedliwości. (…)

Dla wielu zatem było szokiem, gdy 4 marca br. w Radzie Najwyższej Wołodymyr Zełenski całkowicie skrytykował rząd Honczaruka, cofając mu swoje poparcie. Własnego premiera obciążył odpowiedzialnością m.in. za spadek produkcji, niezrealizowanie wpływów budżetowych i brak walki z przemytem na granicy. Krytykował rząd nawet ostrzej, niż czyniła to opozycja. Jednocześnie w absolutnie niekonsekwentny sposób zapewniał, że ten rząd zrobił więcej niż wszystkie poprzednie rządy niepodległej Ukrainy. Część obserwatorów uważała, że prawdziwym powodem dymisji Honczaruka jest jego konflikt z oligarchą Ihorem Kołomojskim wokół Privatbanku. Honczaruk nie chciał się zgodzić na powrót banku w ręce Kołomojskiego.

4 marca rząd Honczaruka przeszedł do historii i wbrew zapewnieniem Zełenskiego nie zapisze się wielkimi reformami, czy nawet trwałymi zmianami w życiu politycznym Ukrainy. Oleksij Honczaruk twierdził, że nie zdążył zrealizować planów, niewątpliwie zaś jego następca będzie mógł mówić, że planów nie dane mu było zrealizować, bo przecież epidemii nikt nie mógł przewidzieć.

4 marca nowym premierem został Denis Szmyhal, 44-letni menedżer do niedawana szefujący elektrociepłowni w Bursztynie, należącej do Rinata Achmetowa. Nowy premier odcina się od nazwiska tego oligarchy i twierdzi, że nawet nie utrzymywał z nim osobistych kontaktów.Nowy premier jeszcze nie zdążył pokazać w pełni swych umiejętności, gdy Ukraina, tak jak i reszta świata, została ogarnięta epidemią covid-19, a walka z nim stała się najważniejszym wyzwaniem.

Cały artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Zaraza, polityka, wojna” znajduje się na s. 9 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Zaraza, polityka, wojna” na s. 9 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy Pirbright Institute, Wuhan Institute of Virology albo Boehringer Ingelheim mogły być źródłem koronawirusa covid-19?

Walki konkurencyjne między ponadnarodowymi i narodowymi korporacjami farmaceutycznymi doprowadziły do pandemii, która może pochłonąć wielokrotność 85 milionów ofiar śmiertelnych.

Stanisław Florian

W związku z pandemią koronawirusa covid-19 pojawia się wiele teorii spiskowych i fake newsów. M.in. Jordan Sather upowszechnia informację, że wirus został zaplanowany i wyprodukowany. Firma Pirbright miała badać koronawirusa. Jednostka ta wydała oświadczenie, w którym koryguje podane przez Sathera informacje, podkreślając, że bada koronawirusa zakaźnego zapalenia oskrzeli, który infekuje drób i świnie.

Wiązanie badań koronawirusa z fundacją Gatesów lub Jacobem Rothschildem w następujący sposób dementuje niezależna brytyjska organizacja charytatywna „Full Fact”, sprawdzająca fakty: koronawirus nie jest pojedynczym wirusem, ale rodziną wirusów, która obejmuje przeziębienie, SARS (zespół ostrego zapalenia układu oddechowego, którego wybuchy miały miejsce w 2002 i 2004 r.) oraz obecny, nowy koronawirus, zidentyfikowany u ludzi w Wuhan.

Zgłoszenie patentowe brytyjskiego Pirbright Institute z 2015 r. istnieje dla innego rodzaju koronawirusa. Patent ten dotyczy wersji ptasiego zakaźnego wirusa zapalenia oskrzeli (IBV) „żywej atenuowanej” – czyli o znacznie obniżonej zdolności wniknięcia, namnożenia się oraz uszkodzenia tkanek zainfekowanego organizmu przy równoczesnym zachowaniu oddziaływania immunologicznego na organizm. Jest to zasadniczo osłabiona wersja wirusa, opatentowana w celu ostatecznego opracowania szczepionki przeciwko chorobie ptaków i innych zwierząt. Pirbright Institute oświadcza, że wersja ta „obecnie nie działa na ludzkie koronawirusy”. Brytyjski Pirbright Institute badający choroby wirusowe u zwierząt gospodarskich nie jest własnością Jacoba Rothschilda. „Full Fact” nie znalazł dowodów na jakiekolwiek powiązanie między Rothschildem a Instytutem. (…)

W 2015 r. podczas uroczystości w Binzhou w Chinach oficjalnie otwarto nowe, wspólne chińsko-brytyjskie międzynarodowe centrum badań nad chorobami ptaków: Centre of Excellence for Research on Avian Diseases (CERAD) (…) Zanim doszło do jego uruchomienia, w poprzednich latach biolog molekularny z USA Richard H. Ebright oraz inni naukowcy wyrażali zaniepokojenie wcześniejszymi ucieczkami wirusa SARS z chińskich laboratoriów w Pekinie, a także tempem i skalą chińskich planów ekspansji w laboratoriach BSL-4. Po wybuchu epidemii covid-19 „Washington Times”, cytując byłego izraelskiego oficera wywiadu wojskowego podał, że koronawirusa można powiązać właśnie z Wuhan Institute of Virology.

Już w 2005 r. grupa badaczy z Wuhan Institute of Virology opublikowała badania dotyczące pochodzenia koronawirusa SARS, stwierdzając, że chińskie nietoperze podkowiaste są naturalnymi rezerwuarami koronawirusów podobnych do SARS.

Kontynuując tę pracę przez lata, naukowcy z Instytutu pobrali próbki z tysięcy nietoperzy podkowiastych w Chinach, izolując ponad 300 sekwencji koronawirusów nietoperzy.

Kluczowy dla uchwycenia zarodków wybuchu epidemii covid-19 wydaje się rok 2015, gdy w Pirbright Institute złożono wniosek o patent na kontrolowaną wersję koronawirusa, w Wuhan Institute of Virology ukończono owo krajowe laboratorium ds. bezpieczeństwa biologicznego, a wspólnie utworzono brytyjsko-chiński CERAD. (…) W 2015 r. Wuhan Institute of Virology opublikował udane badania na temat tego, czy koronawirusa nietoperzy można zainfekować HeLe, czyli tzw. nieśmiertelną linią komórkową. Jest to stosowana w badaniach naukowych, najstarsza i najczęściej wykorzystywana linia komórek ludzkich, która pochodzi od komórek raka szyjki macicy, pobranych 8 lutego 1951 r. od Henrietty Lacks, pacjentki, która zmarła na raka 4 października 1951 r.

Linia ta jest wyjątkowo trwała i płodna, co powoduje jej szerokie zastosowanie w badaniach naukowych… W 1991 pojawiła się nawet koncepcja uznania tej „nieśmiertelnej linii komórek” za odrębny gatunek, ze względu na ich zdolność do replikacji w nieskończoność oraz liczbę chromosomów innych niż ludzkie.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Koronawirus – ukoronowanie globalizacji korporacji ponadnarodowych” znajduje się na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Koronawirus – ukoronowanie globalizacji korporacji ponadnarodowych” na s. 13 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak dawniej próbowano radzić sobie z morowym powietrzem?/ Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” nr 70/2020

Modlimy się: „Od powietrza… wybaw nas, Panie!”. Nie chodzi tu o „normalne” powietrze, tylko o morowe, czyli historyczne określenie wyjaśniające zarazem metodę rozprzestrzeniania się epidemii.

Tadeusz Loster

Morowe powietrze

Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny – zmiłuj się nad nami!
Od powietrza, głodu, ognia i wojny – wybaw nas, Panie!
Od nagłej i niespodziewanej śmierci – zachowaj nas, Panie!
My, grzeszni Ciebie, Boga, prosimy – wysłuchaj nas, Panie!

15 marca 2020 roku we wszystkich kościołach katolickich w Polsce, choć przy ograniczonej ilości wiernych, śpiewana była Suplikacja – pieśń mająca charakter błagalny, śpiewana w okresie klęsk żywiołowych oraz nieszczęść. Czas powstania tego typu pieśni datowany jest na XV wiek, a może nawet na XIV, kiedy to „morowe powietrze” – dżuma – zabrała prawie czwartą część ludności w Europie. Przytoczona powyżej Suplikacja jest najstarszą pieśnią błagalną śpiewaną w języku polskim.

Od powietrza… wybaw nas, Panie! Nie chodzi tu o „normalne” powietrze, tylko o morowe, czyli historyczne określenie wyjaśniające zarazem metodę rozprzestrzeniania się epidemii: dżumy, czarnej ospy, cholery, tyfusu i innych groźnych zakaźnych chorób wywołujących falę masowych zakażeń.

W czasach przed odkryciem drobnoustrojów, czyli organizmów widzianych tylko przez mikroskop (takich jak bakterie i wirusy), przypuszczano, że przyczyną pomoru jest „złe” powietrze. Pogląd ten nie odbiegał od rzeczywistości, gdyż choroba szerzyła się przez zakażenie kropelkowe, czyli spowodowane roznoszeniem się w powietrzu rozpryskiwanej przez chorego śliny.

Morowe powietrze – zaraza dżumy od XV wieku została w Europie odnotowana i opisana ilością zgonów. W 1450 roku w samym Paryżu w ciągu trzech miesięcy zmarło 40 tys. osób. W czasie morowego powietrza szalejącego w 1665 roku w Londynie zmarło 68 tys. mieszkańców, a w 1720 roku w Marsylii – 86 tys. na 250 tys. mieszkańców.

Fot. ze zbiorów Tadeusza Lostera

Jak w tym czasie wyglądało miasto dotknięte zarazą, opisał Leon Goslan: „Od trzech miesięcy Marsylia była kupą trupów: domy opuszczone przez mieszkańców nie miały drzwi i okien, jakby tamtędy przeszła stopa pożaru. W porcie, wśród ciepłej wody, drzemały okręty bez obsady; ich maszty bez żagli, bandery zwinięte i pianą pokryte pokłady, rzucały jednostajne cienie na brzegi i tamy, bezludne jak pustynia. Wsie były puste, drogi zasiane kośćmi pokrytemi splugawionym ubiorem i gnijącymi zwłokami. Zostać w mieście, znaczyło umrzeć; wyjść z niego znaczyło to samo, bo kule żołnierzy rozstawionych o kilka staj dookoła miasta, bez litości dosięgały każdego, kto chciał wyjść z tego okręgu śmierci i zatraty…”.

Oglądając w telewizji służby sanitarne oraz lekarzy, którzy przebywają przy chorych dotkniętych najnowszą zarazą „koronawirusa”, zauważamy, że są w kombinezonach szczelnie zakrywających całe ciało, na twarzach mają maseczki, a oczy zakrywają specjalne „gogle”.

Jak ubrani byli dawniej lekarze, którzy zbliżali się do zarażonego dżumą? Według rysunku Melchiora Fueslina z 1720 roku, było to ubranie ze skóry; głowę lekarza okrywał kaptur również ze skóry, z otworami na oczy zasłoniętymi szybkami. Ogromny nos upodabniający lekarza do ptaka wypełniony był wonnościami, które miały zapobiegać przedostaniu się zarazy do organizmu medyka.

Morowe powietrze – zaraza cholery przywędrowała na Śląsk w 1831 roku podczas wojny polsko-rosyjskiej. Pierwsze zachorowania na cholerę ujawniono 27 maja 1831 r. w Gdańsku. Ofiarami zarazy byli robotnicy portowi Nowego Portu, a epidemia została przywleczona przez załogę rosyjskiego statku, który zawinął do Gdańska. W pierwszym miesiącu zachorowało ponad czterysta osób, z czego prawie trzysta zmarło. Pod koniec maja powstała w mieście Komisja Sanitarna, która wydała rozporządzenia poparte zarządzeniami policyjnymi, mającymi na celu ograniczenie rozpowszechniania się epidemii w mieście i regionie. Aglomeracja miejska Gdańska została otoczona kordonem sanitarnym strzeżonym przez wojsko. Osoby zamierzające opuścić Gdańsk musiały poddać się kwarantannie trwającej 20 dni. Odkażano odzież i bagaże podróżnych, ale mimo tak ostrych środków zaradczych, epidemia cholery zaczęła ogarniać nowe tereny Prus. Już 4 marca 1831 roku władze pruskie utworzyły kordon sanitarny wzdłuż granicy Górnego Śląska i zamknęły granice z Królestwem Polskim, Rzeczpospolitą Krakowską i Galicją. Mimo tych zaostrzeń 20 lipca 1831 roku odnotowano na Śląsku pierwsze zachorowania na cholerę. Zaraza przyszła od morza poprzez Pomorze, Poznańskie do Śląska. Choroba nie wybierała, umierali na nią biedni i bogaci, dorośli, starcy i dzieci. Pochówki tysięcy zmarłych odbywały się w pośpiechu, bez religijnych obrządków. Ciała zmarłych wywożono wozami kilka kilometrów poza miasto, gdzie grzebano je w zbiorowych mogiłach – dołach wysypanych niegaszonym wapnem. Miejsce pochówku zaznaczano niekiedy niewysokim kurhanem, krzyżem lub pomnikiem upamiętniającym cmentarze zmarłych na cholerę. Po latach większość tych miejsc została zapomniana i zatarła się w pamięci ludzkiej.

Największe nasilenie epidemii cholery na Śląsku nastąpiło w 1831 roku. Zaatakowała ponownie w latach 1847–1848, a ostatnie zachorowanie na tę chorobę odnotowano w grudniu 1894 roku. Jest dość ciekawą sprawą, że obecnie po byłej stronie pruskiej zachowało się więcej znanych miejsc pochówku zmarłych na cholerę w 1831 r. niż po stronie polskiej. Mogło to być spowodowane działaniami wojennymi na terenie byłego Królestwa Polskiego.

Pod koniec Wielkiej Wojny, zwanej obecnie I światową, amerykańscy żołnierze, których transporty docierały do Francji, przynieśli zarazę grypy nazwanej później „hiszpanką”. Pierwsze zachorowania odnotowano w stanie Kansas w USA w styczniu 1918 roku. W ciągu dwóch dni od tego momentu zachorowało ponad 500 osób. W marcu i kwietniu zaraza pojawiła się w całej Europie, a następnie z wędrującym wojskiem przedostała się do Azji i Ameryki Północnej, by w lipcu pamiętnego 1918 roku dotrzeć do Australii.

Ta bardzo niebezpieczna grypa zyskała miano „hiszpanki” z uwagi na duży stopień zachorowań w Hiszpanii, spowodowany zaniechaniem przez tamto społeczeństwo jakichkolwiek sposobów uchronienia się przed epidemią.

Wówczas już zdawano sobie sprawę, że zarazki przenoszą się metodą kropelkową. W wielu miejscach zamknięto szkoły, teatry oraz miejsca publiczne. Przestrzegano przed publicznym kaszlem, kichaniem i pluciem. Ostrzegano ludzi, by nie uczestniczyli w żadnych zgromadzeniach, a poza domem nosili na twarzy maski. Mimo to w niektórych miejscach te rygorystyczne wymogi nie zapobiegły katastrofie. Objawami choroby były silne bóle głowy i ciała, chorzy mieli wysoką gorączkę, twarze ich siniały, kaszleli krwią i krwawili z nosa. Śmierć następowała zwykle z powodu wirusowego odoskrzelowego zapalenia płuc, które zamieniały się w worek cieczy „topiący pacjenta”. Atak choroby trwał 2–4 dni, a grypa była przerażająco zaraźliwa. Stosowanie wszelkich dostępnych w tym czasie lekarstw i metod leczenia nie dawało żadnego skutku, a ówcześni naukowcy twierdzili, że „nic nie da się zrobić”.

Po pięciu lub sześciu tygodniach epidemia grypy wygasła – równie zagadkowo, jak się pojawiła. Nagłe zniknięcie zarazy spowodowało, że zaczęto ją bagatelizować. Jednak najgorsze miało jeszcze nadejść. Jesienią „hiszpanka” powróciła i zebrała żniwo „apokaliptyczne”. Trzecia fala zachorowań miała miejsce na wiosnę 1919 roku, ale była znacznie słabsza.

W wyniku zarazy najbardziej ucierpiały Indie, gdzie na „hiszpankę” zmarło około 20 milionów osób. Dla porównania: w USA odnotowano 675 tysięcy zakażonych. W ciągu sześciu najgorszych miesięcy od jesieni 1918 roku do wiosny 1919 roku zmarło 30 milionów osób. W czasie całej epidemii – około 40 do 50 milionów. Niektóre źródła podają, że ofiar zarazy mogło być od 50 do nawet 100 milionów. Warto zaznaczyć, że nawet najmniejsza z tych liczb była większa od liczby poległych ofiar w trwającej około 5 lat wojnie.

Jak twierdzi dwóch amerykańskich wirusologów – David Morens i Jeffery Taubenberger – taka epidemia na ogólnoświatową skalę, jak w 1918 roku, może wydarzyć się ponownie w każdej chwili. Wirus mutuje w taki sposób że co 100–150 lat pojawia się szczep pandemiczny, czyli taki, który atakuje ludzi.

Święty Roch | Fot. ze zbiorów Barbary Czerneckiej

Powróćmy do średniowiecza, kiedy to we Włoszech szalała zaraza dżumy. Patronem chroniącym przed morowym powietrzem jest tercjarz franciszkański, święty Kościoła katolickiego, Roch. Urodził się on około 1350 roku w Montpellier we Francji. W wieku 19 lat stracił oboje rodziców. Odziedziczony majątek sprzedał, a pieniądze rozdał ubogim i wyruszył do Rzymu. We Włoszech zastała go epidemia dżumy. W miejskim szpitalu w Acquapendente zaczął opiekować się zarażonymi. Powracając do Francji, zaraził się dżumą w Piacenzy. Ukrył się w lesie, aby umrzeć z dala od ludzi. Bardziej miłosierny niż ludzie okazał się pies, który przynosił mu chleb ściągnięty ze stołu swego pana. Cudownie uzdrowiony Roch zaczął leczyć zadżumionych. „Wiara w jego pomoc była tak wielka, że na sam jego widok chory wracał do zdrowia”. Przez trzy lata przebywał we Włoszech, gdzie dokonał wielu cudownych uzdrowień. Zmarł przed 1420 rokiem. Ogłoszony świętym, jest patronem Montpellier, Parmy, Wenecji oraz takich zawodów jak aptekarzy, lekarzy, ogrodników, rolników i szpitali oraz brukarzy i więźniów. W ikonografii przedstawiany jest jako ubogi pielgrzym w łachmanach, odsłaniający nogę, na której widoczne są rany spowodowane dżumą. Niekiedy towarzyszy mu pies liżący jego rany lub trzymający w pysku kromkę chleba.

Czy Włosi, ostatnio tak dotknięci zarazą koronawirusa, pamiętają o św. Rochu, którego grób znajduje się w Wenecji?

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Morowe powietrze” znajduje się na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Morowe powietrze” na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Iryna Wereszczuk: szybkich i łatwych rozwiązań na Ukrainie nie można zaproponować, a ten, kto tak mówi – oszukuje.

To jest ciężka praca. Ukrainie funkcjonuje oligarchiczno-klanowy system zarządzania państwem i gospodarką. Prezydent i my wszyscy próbujemy zdemontować tę strukturę i zbudować sprawiedliwy system.

Eugeniusz Białonożko, Iryna Wereszczuk

Iryna Wereszczuk jest posłanką z listy partii Sługa Narodu, wykładowcą akademickim, bliską współpracownicą prezydenta Wiktora Juszczenki, przewodniczącą parlamentarnego podkomitetu do spraw bezpieczeństwa państwa i obrony oraz byłą stypendystką programu im. Lane’a Kirklanda. Eugeniusz Białonożko rozmawiał z nią tuż przed powołaniem nowego rządu ukraińskiego pod przewodnictwem Denisa Szmyhała.

Ukraińskie media spekulują na temat zmian w rządzie, tymczasem od 2014 roku niezmiennie pozostaje na stanowisku Arsen Awakow, minister spraw wewnętrznych. Czy w Pani opinii powinien on odejść, czy jednak pozostać w rządzie jako stróż ideałów Rewolucji Godności?

Nie wiem, czy on jest „strażnikiem” rewolucji, ale jako przedstawicielka rządu w parlamencie mogę stwierdzić, że minister Awakow, kiedy tego chce, jest bardzo konstruktywny, ma spore doświadczenie w pracy na różnych szczeblach (od przewodniczącego obwodu do ministra albo posła), a także najdłuższe i różne doświadczenie (tak pozytywne, jak i negatywne) bycia i u władzy, i w opozycji. Jednym z doskonałych przykładów bardzo dobrej współpracy MSW oraz innych ministerstw jest uruchomienia aplikacji „Dija” [telefoniczna, zawierająca dokumenty tożsamości, prawo jazdy i ubezpieczenie samochodu – przyp. red]. Głównym zadaniem ministra jest ofiarowanie swojej wiedzy i umiejętności na korzyść państwa. Rząd ma umieć budować równowagę między osobami z doświadczeniem a osobami bez doświadczenia w pracy dla struktur państwa. Najważniejsze to szukać zdolnych ludzi, angażować ich i nie bać się ich braku doświadczenia. Jestem optymistką i uważam, że idziemy w dobrym kierunku.

Czego obawia się rząd, prezydent i parlament? Wiadomo, że dla przeciętnego obywatela nawet najlepsza praca nie może skutkować natychmiastowymi zmianami na lepsze. Jednocześnie stopień zaufania do prezydenta pozostaje dosyć wysoki.

Nie uważam, że władza czegokolwiek się obawia. Odpowiedzialny polityk ma działać nie szybko, lecz roztropnie. Poparcie dla prezydenta jest dlatego wysokie, że ma on polityczną wolę zmieniać państwo. To jest ciężka praca, jeśli się jest świadomym, że na Ukrainie funkcjonuje oligarchiczno-klanowy system zarządzania państwem i gospodarką. Prezydent i my wszyscy próbujemy zdemontować tę strukturę i zbudować sprawiedliwy system. Niestety, szybkich i łatwych rozwiązań w tej kwestii nie można zaproponować, a ten, kto tak mówi – oszukuje. Jednak najważniejsze to nie zbaczać z tej drogi i dokonywać zmian, nawet małymi krokami.

Cały wywiad Eugeniusza Białonożki z ukraińską deputowaną Sługi Narodu Iryną Wereszczuk pt. „Próbujemy zdemontować system oligarchiczny” znajduje się na s. 11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Wywiad Eugeniusza Białonożki z ukraińską deputowaną Sługi Narodu Iryną Wereszczuk pt. „Próbujemy zdemontować system oligarchiczny” na s. 11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Do jakich ludzi będzie należał świat po zarazie? Komu najłatwiej będzie tworzyć od nowa podwaliny nowej rzeczywistości?

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał świat po epidemii. Dotychczasowe priorytety w naszym Oranie stały się bezwartościowe i nie mogą już kształtować systemu wartości człowieka.

Olga Żuromska

„[B]akcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, (…) może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i w bieliźnie, (…) czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i (…) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście” – pisał w 1947 roku Camus i pewnie miał rację, choć to nie ta niepokojąca wizja ani nawet analogie do tego, co dotyka dzisiaj świat, ma być przedmiotem tego tekstu.

Zresztą stoimy dopiero u progu tego, co spotkało mieszkańców Oranu. Nikt z nas jeszcze nie wie, czy okaże się doktorem Rieux, staruszkiem obserwowanym przez Tarrou, Rambertem, czy może Cottardem.

Jedno jest pewne: tak jak Oran przestał być tym samym miastem, którym był, zanim zaczęły się w nim pojawiać martwe szczury, tak świat, w którym żyliśmy, należy już do przeszłości. Kończy się właśnie cywilizacja nieopanowanej konsumpcji, zabawy, przygodności, tymczasowości, relatywizmu etycznego. Ci, którzy jeszcze tego nie zrozumieli, nie przetrwają. Nawet jeśli ominie ich ciężka choroba, nie stracą nikogo, nie obniży się standard ich życia, wyjdą z dzisiejszego Oranu pokiereszowani świadomością, że wszystko, czym żyli, nie ma żadnej wartości.

Zamknięci w czterech ścianach, jeśli nawet nie przerażeni, to gnębieni niepokojem, zaczniemy szukać tych wartości, które porządkują rzeczywistość w sposób długoterminowy, rozwiązań ogólnych, a nie cząstkowych, zasad, niepodważalnych racji, uniwersalnych prawd. W nowym Oranie nie będzie już miejsca na globalną wioskę, a niosące coraz to bardziej przygnębiające wieści media przestaną kształtować życie zbiorowe.

Może wraz z odrodzeniem państw narodowych odrodzi się więź z tradycją, z wartościami poprzednich pokoleń, zakorzenienie w konkretnym środowisku czy stosunkach międzyludzkich. Zamiast podporządkowywać się istniejącemu stanowi rzeczy, zaczniemy dokonywać wyborów. Dążyć do tego, co pewne i stabilne.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał świat po epidemii. Nikt też nie wie, kiedy zakończy się czas zarazy, a świat zacznie tworzyć podwaliny swojego istnienia od nowa. Wiadomo jedynie, że dotychczasowe priorytety, które w naszym Oranie stały się śmieszne i bezwartościowe, nie mogą już kształtować systemu wartości człowieka – jeśli chce on przetrwać.

O ile czas „dżumy” nie jest czasem humanistów, o tyle będzie nim czas po zarazie. Jeszcze nie wszyscy o tym wiemy, ale wkrótce wszyscy się przekonamy. I ci, którzy dotąd w hedonistycznym pędzie za złudzeniami statusu materialno-społecznego trwonili życie w konsumpcyjnym amoku. I ci, niedzisiejsi, dla których czas epidemii to czas dla rodziny, dzieci, czas miłości, bliskości, czas na refleksje. Tym drugim będzie dużo łatwiej.

Tymczasem „trzeba tylko iść naprzód, w ciemnościach, trochę na oślep i próbować czynić dobrze. Jeśli zaś chodzi o resztę, trwać i zdać się na Boga”.

Artykuł Olgi Żuromskiej pt. „Bakcyl dżumy” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Olgi Żuromskiej pt. „Bakcyl dżumy” na s. 9 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego