Liban: Kraj bez sierot, czy nie nadająca się do normalnego życia teokracja?

Redakcja WNET spędziła miniony tydzień w Libanie. O tym, jaki naprawdę jest ten kraj, pyta mieszkańców Libanu nasz korespondent Antoni Opaliński

Libanem zachwycone są dwie Polki – Bożena Czyż-Rkein i Danuta Malczyk-Noureddine, które wyszły za Libańczyków i jeszcze w latach osiemdziesiątych wyjechały do Libanu. Na nasze antenie dzielą się wspomnieniami trudnego życia w okresie libańskiej wojny domowej i w czasie izraelskiej inwazji. W najcięższych chwilach wyjeżdżały do Syrii, gdzie wówczas panował pokój. Mimo wszystko kochają Liban i uważają go za swoją drugą ojczyznę.

Rdzenny Libańczyk, wściekłość na swój kraj kieruje na teokratyczne podstawy demokracji w państwie. – W Libanie prezydentem może być tylko chrześcijanin, a premierem tylko muzułmanin. Wolę wyjechać na zachód, gdzie nikt odgórnie nie decyduje jaką pozycję mogę zajmować – mówi.

Według niego Bliski Wschód to miejsce nie nadające się do normalnego życia. – I jest tak od, bagatela, dwóch tysięcy lat – dodaje.
Inny punkt widzenia prezentuje Violet Speek-Warnery, szefowa libańskiego Unicefu. Nasz gość mówi, że mimo ponad miliona uchodźców w Libanie, z czego połowa to dzieci, którzy mieszkają w fatalnych warunkach, wśród nich jest bardzo mało sierot. Zasługę należy przypisać typowemu dla tego regiony systemu społecznego – społeczeństwo jest podzielone na klany i zawsze któreś z nich przygarnie sierotę.

mf

Komentarze